8431

Szczegóły
Tytuł 8431
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8431 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8431 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8431 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ted Honderich Ile mamy wolno�ci? Anna Florek � Spis tre�ci 1. Wprowadzenie do dw�ch w�tpliwych koncepcji 2. Rzeczywisto�� i skutki uboczne 3. Po��czenie m�zg-umys� 4. Przyczynowo��? Sprawstwo? 5. Nasze czyny 6. Neuronauka i teoria kwant�w 7. ��d�o w odw�oku? 8. Bezsilno�� i niewzruszenie 9. Kompatybilizm i niekompatybilizm 10. Afirmacja 11. Kara i nie tylko 12. Glosariusz 13. Literatura � Dla Jane, Johna i Kiaran � Wprowadzenie do dw�ch w�tpliwych koncepcji [top] � Istniej� tak zwane �teorie�, z kt�rych nie wynika nic albo � w ka�dym razie � nie za wiele. Wi�kszo�� z nich pozostaje bez zwi�zku z nauk�, filozofi� i uniwersytetami, ale nie wszystkie. M�wi si� o nich, pisze, przyjmuje si� je na wiar�, zyskuj� rozg�os. Bywa nawet, �e si� utrzymuj�, cho� nie zawsze s� jasne, sp�jne i dopracowane. Czy i determinizm jest taki? Towarzyszy nam od do�� dawna i wi�kszo�� z nas ma o nim og�lne poj�cie. Wiemy, �e w jaki� spos�b nie ca�kiem jeste�my wolni i dlatego nie powinno si� uwa�a�, �e odpowiadamy za wszystko, co robimy, a z pewno�ci� k��ci si� to z tym szczeg�lnym rodzajem, czy te� poj�ciem wolno�ci, kt�re � jak dot�d � zwie si� woln� wol�. Ta za� jest czym�, czym � w naszym odczuciu � jeste�my obdarzeni i byliby�my zaniepokojeni jej utrat�. Gdyby�my na przyk�ad, stan�li przed s�dem, zapewniano by nas, �e�my j� mieli, kiedy decydowali�my si� na pope�nienie przest�pstwa. Pierwsze cztery rozdzia�y tej ksi��ki pr�buj� si� rozprawi� z podejrzeniem, �e determinizm, cho� jako koncepcja od dawna obecny, nie jest teori� godn� zaufania: jasn�, sp�jn� i wyko�czon�. Kr�tko: �e nie wchodzi w zakres filozofii umys�u i dzia�ania. Twierdzi� tak zreszt� niejeden filozof, a wielu sugerowa�o. Rozdzia�y te, w szczeg�lno�ci za� jeden z nich, musz� si� przy okazji rozprawi� z ide� przeciwstawn� wolnej woli. Uwa�a si�, �e ka�dy z nas ma pewnego rodzaju osobist� moc stanowienia o r�nych sprawach. Tak wi�c, w danym momencie, z ca�� nasz� przesz�o�ci�, tera�niejszo�ci�, przysz�o�ci� i nami samymi takimi, jakimi jeste�my, mogliby�my podj�� decyzj� dok�adnie przeciwn� do tej, kt�r� podejmujemy. Mogliby�my zacz�� post�powa� dok�adnie odwrotnie ni� do tej pory. S� powody, �eby by� co najmniej r�wnie podejrzliwym wobec tej teorii. Czy dostarcza nam czego�, co zas�ugiwa�oby na miano filozofii umys�u i dzia�ania? Czy jest godna uznania? Jednak �eby si� lepiej przyjrze� czterem pierwszym rozdzia�om, potrzebne nam b�dzie par� rozr�nie�. Poj�cia determinizmu u�ywa si� na kilka sposob�w. Cz�sto jako nazwy bardzo og�lnej teorii rzeczywisto�ci uwzgl�dniaj�cej �wiat nieorganiczny, w szczeg�lno�ci �wiat moleku�. R�wnie� u�ywa si� go tak, jak sam si� nim do tej pory pos�ugiwa�em � jako nazwy idei, doktryny czy teorii dotycz�cej os�b, kt�ra, koniec ko�c�w, m�wi nam, �e w jaki� spos�b nie jeste�my wolni i odpowiedzialni, bo mamy pewn� czy te� ludzk� natur�. Trzecie u�ycie s�owa �determinizm� r�ni si� od poprzednich i jest od nich bardziej ograniczone. W tym uj�ciu jest po prostu pogl�dem na nasz� natur�, takim, kt�ry m�wi, �e nasze �ycie i nas samych mo�na opisa� w kategoriach przyczynowych: podlegamy bowiem prawu przyczyn i skutk�w. I w tym rozumieniu �determinizm� znaczy tylko tyle, �e w pewien zasadniczy spos�b jeste�my podobni ro�linom albo maszynom. Nie wskazuje jednak odpowiedzi na pytanie, czy jeste�my wolni czy nie. Nie zak�ada nawet mo�liwo�ci jej udzielenia. Pytanie to � co mo�e kogo� zaskoczy� � pozostaje nietkni�te. S� powody, �eby wyr�ni� to trzecie, ograniczone u�ycie poj�cia determinizmu. Istnieje w filozofii silna tradycja, zgodnie z kt�r� opr�cz tego, �e podlegamy prawu przyczynowo�ci i tak mo�emy by� wolni. Mo�emy by� wolni jedynie w istotny spos�b, kt�ry niekoniecznie ma co� wsp�lnego z woln� wol�. Podleganie prawu przyczynowo�ci jest logicznie niesprzeczne z byciem wolnym. Ta tradycja �zgodno�ci�, jak si� mo�na spodziewa�, ma swoich przeciwnik�w. Rzeczywi�cie, istnieje w historii filozofii silna tradycja koncentruj�ca si� g��wnie na tym, jak obali� stanowisko �zgodno�ci�. W tradycji tej uda�o si� logicznie wykaza�, �e nie mo�na by� zarazem wolnym i uwarunkowanym. Wszystko to do tej pory wydaje si� nie bardzo jasne, ale jednak warto rozdzieli� dwie nak�adaj�ce si� kwestie. Pierwsza: czy my, ludzie, podlegamy prawu przyczynowo�ci. Jest to pytanie o determinizm w trzecim, zaw�onym znaczeniu tego s�owa. W takim te� znaczeniu b�d� si� odt�d pos�ugiwa� tym poj�ciem. Druga kwestia, jak si� j� zwykle stawia, dotyka nast�puj�cego zagadnienia: Je�eli determinizm jest prawdziwy, to co z tego wynika? Czy wynika z tego logicznie, �e nie jeste�my wolni? Pytamy wi�c o konsekwencje albo implikacje determinizmu. Temu zagadnieniu po�wi�caj� filozofowie najwi�cej uwagi. Zatem, pierwsze cztery rozdzia�y tej ksi��ki przedstawiaj� wgl�d w determinizm oraz indeterministyczn� filozofi� umys�u i dzia�ania � t�, kt�ra zaprzecza, by�my podlegali prawu przyczynowo�ci na podobie�stwo ro�lin czy maszyn, a przyznaje nam osobist� moc sprawcz�. Taka indeterministyczna filozofia, niezale�nie od rozr�nienia determinizm-indeterminizm oraz od pytania o warunki wolno�ci, bywa nazywana po prostu filozofi� wolnej woli. Sam r�wnie� b�d� si� cz�sto w ten spos�b wyra�a�, co te� zreszt� do tej pory czyni�em. Jest to jednak jedynie sprawa termin�w i nie nale�y zapomina�, �e mamy do czynienia z dwoma odr�bnymi zagadnieniami. Jedno to zagadnienie naszej natury, drugie � czy i na ile jeste�my wolni. Innymi s�owy, pierwsze pytanie odnosi si� bezpo�rednio do fakt�w dotycz�cych naszej natury, drugie rozwa�a te fakty w kategoriach tego, co z nich wynika. Rozdzia�y pi�ty i sz�sty zajmuj� si� naturalnie nasuwaj�cym si� pytaniem, kt�re nie wi��e si� z zagadnieniem wolno�ci. Teorie bywaj� jasne, sp�jne, kompletne i fa�szywe. To, na czym nam zale�y, to oczywi�cie teorie prawdziwe, przynajmniej mo�liwie bliskie prawdy. Je�eli si� oka�e, �e zar�wno indeterminizm, jak i determinizm maj� trzy wy�ej wymienione zalety, to czy wolno nam rozs�dza�, kt�rej z tych teorii przypisa� cnot� koronn�? Kt�ra jest prawdziwa? Ostatnie cztery rozdzia�y zajmuj� si� zagadnieniem logicznych konsekwencji determinizmu, a zatem doktrynami zgodno�ci i niezgodno�ci. Pytanie o konsekwencje stawia te� teoria akceptowana mo�e powszechniej ni� determinizm. Chodzi o niemal-determinizm, kt�ry przyznaje, �e wyst�puje albo mo�e wyst�powa� brak uwarunkowania, ale jedynie na tak zwanym mikropoziomie: na poziomie najmniejszych cz�stek, z jakich zbudowane s� nasze cia�a, takich, kt�rymi zajmuje si� fizyka. Na poziomie naszych dzia�a� i decyzji, a nawet na poziomie elektrochemicznych czynno�ci naszych m�zg�w, rz�dzi natomiast prawo przyczynowo�ci. Pytanie brzmi, czy z prawdziwo�ci determinizmu lub niemal-determinizmu wynika nasza wolno��. Jest to odwieczne pole bitwy mi�dzy my�licielami. Na przyk�ad, David Hume, najwi�kszy spo�r�d angloj�zycznych my�licieli, by� bezsprzecznie wyznawc� doktryny zgodno�ci. Natomiast Immanuel Kant, najznakomitszy spo�r�d filozof�w niemieckich, sta� po stronie niezgodno�ci. Czy to mo�liwe, �e obie strony myl� si� na wi�cej ni� jeden spos�b? Czy mog� si� myli� tak co do rodzaju, jak i co do liczby konsekwencji, jakie niesie ze sob� determinizm? Dalej, czy obawa przed determinizmem dotyczy wy��cznie jednego � moralnej odpowiedzialno�ci, jak to zar�wno podkre�laj� niemal wszyscy wyznawcy zgodno�ci, jak i ich oponenci? Moralno�� ma w naszym �yciu wielki udzia�, ale � dobrze to czy �le � daleko jej do tego, �eby by�a wszystkim. Nasuwa si� jeszcze jedno pytanie. A mo�e obie strony myl� si�, uwa�aj�c, �e docieramy do istoty zagadnienia, gdziekolwiek si� ono pojawia, pytaj�c wy��cznie o to, czy �wolny� i �uwarunkowany� s� poj�ciami logicznie niesprzecznymi; czy mog� by� r�wnocze�nie prawdziwie orzekane o tej samej rzeczy. (Tak, jak co� mo�e by� zarazem �okr�g�e� i �zielone�, a nie mo�e by� �okr�g�e� i �kwadratowe�). Czy nasze pytanie o konsekwencje determinizmu jest rzeczywi�cie tego rodzaju czysto intelektualnym zagadnieniem? Czy, wreszcie, wyznawcy doktryny zgodno�ci, jak te� wyznawcy doktryny niezgodno�ci (pierwsi to kompatybili�ci, drudzy � niekompatybili�ci) nie myl� si� jeszcze w inny trzeci, bardziej zasadniczy spos�b? A mo�e samo przekonanie, �e kt�ra� ze stron musi mie� racj�, gdy mowa o wp�ywie determinizmu na rzeczy, niezale�nie od liczby tych rzeczy, jest mylne? Ale przecie� � powiemy � jest tak, �e albo determinizm k��ci si� z wolno�ci�, albo si� z ni� nie k��ci. Jedna z dw�ch mo�liwo�ci musi by� prawdziwa, tak, jak zawsze prawdziwe jest zdanie m�wi�ce, �e albo masz ponad metr osiemdziesi�t centymetr�w wzrostu, albo nie. My�l�, �e tak kompatybili�ci, jak i niekompatybili�ci myl� si� na wszystkie trzy sposoby. Ksi��ka ta jest w ca�o�ci przeznaczona dla ka�dego, kogo interesuje poruszany w niej wielkiej wagi problem, a tak�e dla prawnik�w, lekarzy, naukowc�w, psychiatr�w, kryminolog�w, teolog�w, psychoanalityk�w. Przeznaczona jest tak�e dla studenta filozofii, kt�remu brakuje czasu. Jest swego rodzaju streszczeniem 664. stron napisanej przeze mnie ksi��ki A Theory of Determinism: The Mind, Neuroscience, and Life-Hopes (�Teoria determinizmu: umys�, neuronauka i nadzieje �yciowe�) i prowadzi tym samym co ona tropem. Pod pewnymi wzgl�dami jest jednak doskonalsza. Zawiera m.in. indeks poj�� filozoficznych, kt�ry mo�e si� sta� pomocny ju� teraz. � Rzeczywisto�� i skutki uboczne [top] � Czy si� to komu� podoba czy nie, niejasne zagadnienie skutk�w najlepiej nadaje si� do tego, �eby od niego w�a�nie rozpocz�� dociekanie, czy determinizm jest teori� godn� uznania. W swojej zasadniczej cz�ci, teoria determinizmu m�wi, �e nasze wybory, decyzje i to, z czego si� one bior�, to wszystko skutki. Konsekwencje tej teorii zale�� wi�c od tego, co b�dziemy rozumieli przez �skutek�. Oczywi�cie, pytanie o poj�cie skutku jest bardzo podobne do pytania o poj�cie przyczyny. Dlatego, �e pierwsze definiujemy cz�ciowo przez drugie. A jednak to problem skutk�w wydaje si� kluczowy dla zagadnienia, czy jeste�my uwarunkowani. Wi�kszo�� z nas nie zamartwia si� tym, �e nasze wybory maj� jakie� przyczyny. Dlaczeg� by wolny wyb�r nie mia� mie� swojej przyczyny? Mo�e nas natomiast niepokoi�, �e s� one skutkami lub te� � jak to niekt�rzy wyra�aj� � jedynie skutkami. Jest to mo�liwo��, kt�ra mrozi krew w �y�ach. Krew si� jednak co pr�dzej rozgrzewa, skoro tylko dodamy, �e wydarzeniom uwa�anym przez nas za skutki przys�uguje nie wi�cej ni� prawdopodobie�stwo. Jest prawdopodobne, �e gdyby teraz przysz�o ci wybiera�, czy przeczyta� nast�pne zdanie, czy nie, to zdecydowa�by�, �e je przeczytasz. Samo wyst�powanie prawdopodobie�stwa nie sugeruje wcale, �e wyb�r nie jest wolny. Nie zmartwi�oby nas, gdyby determinizm okaza� si� teori� m�wi�c� o naszych zdolno�ciach przewidywania, jakich dokonamy wybor�w i jakie podejmiemy dzia�ania, zanim dojdzie do ich podj�cia i dokonania. Nawet, gdyby�my uznali t� teori� za niepodwa�alnie prawdziw�, nie obali�oby to przekonania o wolno�ci naszych wybor�w i odpowiedzialno�ci za nasze post�powanie i tak dalej. Sytuacja b�dzie identyczna, je�eli stwierdzimy, �e skutek to wydarzenie, kt�re zasz�o przy udziale czego� innego. Wszystko b�dzie dobrze, jak d�ugo to co�, za spraw� czego co� innego si� staje, pozostanie � jak to si� zazwyczaj dzieje � w ten spos�b nieokre�lone. Nie musz� si� niepokoi�, czy jestem odpowiedzialny za moje decyzje, jak d�ugo uwa�am my�li, �e �moc� czego�� s� podejmowane. To co� mo�e przecie� ujawnia� swoj� moc r�wnie dobrze poprzez takie czy inne wybory. Co wi�cej, owo �co�� obdarzone moc� to mo�e by� przecie� �ja�, a to wydaje si� uspokajaj�ce. I wreszcie, nie ma przeciwwskaza�, �eby w taki sam niejasny spos�b dopu�ci� mo�liwo�� istnienia czego� jeszcze innego, co mia�o moc, �eby mnie ukszta�towa�. Jest wi�c jasne, �e musimy si� zastanowi�, co zwykli�my uwa�a� za skutki. We�my, na przyk�ad, zapalon� zapa�k�. Kiedy m�wimy, �e p�omie� jest skutkiem potarcia o drask�, co w�a�ciwie stwierdzamy? Odpowied� brzmia�aby zapewne, �e gdybym zapa�ki nie potar� o drask�, z zapa�k� nic by si� nie sta�o. W stwierdzeniu, �e dra�ni�cie jest przyczyn�, a palenie si� skutkiem, prawdziwe jest tyle, �e je�eli nie nast�pi�oby dra�ni�cie, to nie pojawi�by si� p�omie�. Zwykle tak si� dzieje. Ale, kiedy zapa�ki nie uda�oby si� zapali� przez potarcie o drask�, musia�aby zosta� odpalona od innej zapa�ki. W tej sytuacji potarcie wcale nie by�oby konieczne do zapalenia. Mo�e po chwili namys�u przyjdzie nam do g�owy, �e co� jeszcze nie ca�kiem jest prawdziwe w przypadku zwyk�ego zapalania. Niech�tnie powiedzieliby�my, �e je�eli, czy te� skoro potar�em zapa�k� o drask�, to pojawi� si� p�omie�. Niech�� nasza bra�aby si� z faktu, �e je�eli potrzemy wilgotn� zapa�k�, to p�omie� si� nie pojawi. Jest wi�c problem z t� nasz� niech�ci�. Przypuszczalnie nie powinni�my m�wi�, �e skoro potarto, to si� zapali�o, poniewa� co� jeszcze musia�o by� prawdziwe, opr�cz tego, �e potarto � zapa�ka musia�a by� sucha. Ale wr��my do tego, co uznali�my za oczywiste � �e je�eliby zapa�ki nie potarto, to by si� nie zapali�a. Przypuszczalnie r�wnie� i tego nie powinni�my m�wi�, poniewa� co� jeszcze musia�o by� prawdziwe, opr�cz tego, �e nie potarto: to, �e nie zbli�ono zapa�ki do p�omienia innej zapa�ki. A mo�e s�uszne s� oba stwierdzenia? Je�liby nie potarto, to by si� nie zapali�o, a skoro potarto, wi�c si� zapali�o? Zagadnienie przyczyn i skutk�w gotowe jest nam dostarczy� wi�cej takich zagadek, je�eli zechcemy je rozwa�a� na przyk�adzie wydarze� w rodzaju tarcia i zapalania. Wiele z nich mo�e by� bardzo zajmuj�cych, ale nie po�wi�cimy im teraz uwagi. W naszych dalszych dociekaniach powinni�my pami�ta�, �e problem przyczynowo�ci staje si� zagadnieniem relacji mi�dzy rzeczami: takich relacji, jakie zwykli�my opisywa� za pomoc� zda� warunkowych w rodzaju �Skoro potar�em zapa�k�, to pojawi� si� p�omie�. Relacje nie s� �czym�� w tym sensie, w jakim zapa�ka jest �czym��, ale s� rzeczywiste. Zdania warunkowe m�wi� prawdziwie o rzeczywisto�ci, podobnie jak niewarunkowe zdanie, �e zapa�ki istniej�. Nie s�dz�, �eby przyczynowo�� bardziej ni� zapa�ki tkwi�a w umy�le. Do sedna kwestii skutk�w, przynajmniej je�li chodzi o determinizm, dotrzemy, zastanawiaj�c si� nad czym� innym ni� relacja mi�dzy przyczyn� a skutkiem. Dotrzemy do niego, rozwa�aj�c relacj� pomi�dzy zawieraj�cym przyczyn� zespo�em fakt�w i skutkiem. Taki zesp� fakt�w pojawi� si� w�wczas, kiedy zauwa�yli�my, �e do zapalenia zapa�ki konieczne jest nie tylko jej potarcie, ale r�wnie� to, �eby by�a sucha. Nie by�y to wszystkie wymogi. Potrzebny by� poza tym tlen, i odpowiedniego rodzaju powierzchnia, o kt�r� potarto zapa�k�. Jaka jest r�nica mi�dzy przyczyn� a okoliczno�ciami warunkuj�cymi � zespo�em fakt�w, do kt�rego przyczyna nale�y? Nawiasem m�wi�c, mo�emy nazwa� �w zesp� przyczyn� ca�kowit�. Za��my, �e przez chwil� podejdziemy do tego naukowo i wyci�gniemy wniosek, i� na okoliczno�� warunkuj�c� zapalenie si� zapa�ki z�o�y�o si� pi�� czynnik�w, z kt�rych jednym by�o jej potarcie. Nast�pnie przyjmijmy, �e za chwil� zapalimy nast�pn� zapa�k�, kt�ra wydaje si� sucha i tak dalej, wobec czego z ufno�ci� oczekujemy, �e za moment zaistniej� odpowiedniki wszystkich pi�ciu element�w wzorcowej okoliczno�ci. Ale w momencie, kiedy zesp� czynnik�w w�a�nie si� dope�nia, poniewa� kto� pociera zapa�k�, p�omie� si� nie pojawia. Co w�wczas my�limy? Przychodzi nam na my�l jedna z dw�ch rzeczy. Mo�e przy ca�ej naszej ufno�ci wcale nie stworzyli�my okoliczno�ci sk�adaj�cej si� z pi�ciu czynnik�w; zapa�ka by�a lekko wilgotna. Albo uznajemy, �e nie do�� naukowo podeszli�my w naszych poczynaniach. Owszem, zaistnia�o pi�� czynnik�w, ale w rzeczywisto�ci, kiedy za pierwszym razem zapalali�my zapa�k�, okoliczno�� sk�ada�a si� z sze�ciu czynnik�w. Jeden z nich najwidoczniej pomin�li�my w naszej pr�bie zabawy w nauk�. Wsp�lnym czynnikiem naszych my�li jest przekonanie, �e okoliczno�� warunkuj�ca zaj�cie jakiego� skutku ma pewn� konieczn� w�a�ciwo��: wszystkie jej odpowiedniki warunkuj� zaj�cie podobnych skutk�w. Nie s�dzimy, �e okoliczno�� stanowi�ca odpowiednik ca�kowitej przyczyny jakiego� skutku mo�e warunkowa� skutek zupe�nie do tamtego niepodobny. Inaczej: nie uwa�amy, �eby dok�adnie taki sam rodzaj okoliczno�ci m�g� warunkowa� r�ne rodzaje zdarze�: to, �e zdarzenie zachodzi i to, �e nie zachodzi. Nasuwa si� wniosek, �e potrafimy okre�li� r�nic� pomi�dzy przyczyn� a okoliczno�ciami, kt�rych stanowi�a ona cz��. Wydarzenie, po kt�rym nast�puje inne wydarzenie, niekoniecznie musi by� takie, �e wszelkie podobne mu wydarzenia przynios� podobne skutki. Nie od ka�dego dra�ni�cia wybucha p�omie�. Natomiast okoliczno�� warunkuj�ca zaj�cie danego zdarzenia ma t� konieczn� w�a�ciwo��, �e wszelkie podobne okoliczno�ci warunkuj� zachodzenie podobnych zdarze�. Kolejn� kwesti� jest to, �e je�eli okre�lamy co� mianem okoliczno�ci warunkuj�cej, to znaczy to dok�adnie tyle, �e je tak okre�lamy i nic poza tym. Oto i nasze poj�cie okoliczno�ci warunkuj�cej. Zawdzi�czamy je Davidowi Hume'owi. U�ywaj�c jego j�zyka: co� jest okoliczno�ci� warunkuj�c� czego� innego w�wczas, gdy obie te rzeczy stanowi� sk�adowe sta�ego nast�pstwa. Po ka�dej rzeczy podobnej do pierwszej nast�puje albo towarzyszy jej rzecz podobna do drugiej. Na tym si� jednak nie ko�czy. Chocia�, istotnie, wydaje si� prawd�, �e ka�da okoliczno�� warunkuj�ca okre�lony skutek ma t� w�a�ciwo��, i� ka�da podobna okoliczno�� warunkuje podobny skutek, jednak nie jest to jeszcze ca�a prawda. Thomas Reid, jeden z osiemnastowiecznych krytyk�w Hume'a, dostarczy� najbardziej znanego przyk�adu � przyk�adu dnia i nocy: Okre�lmy miniony dzie� jako pewien przedzia� czasu, w kt�rym dany obszar na Ziemi pozostawa� o�wietlony, oraz minion� noc jako przedzia� czasu, w kt�rym na tym samym obszarze panowa�a ciemno��. Po ka�dej rzeczy podobnej do pierwszej (w naszym przypadku po ka�dym dniu) nast�puje rzecz podobna do drugiej (w naszym przypadku noc). Ale dzie� wczorajszy nie jest bynajmniej okoliczno�ci� warunkuj�c� wczorajsz� noc, chocia� z ca�� pewno�ci� tak w�a�nie musia�oby by�, gdyby okoliczno�� warunkuj�ca i skutek by�y jedynie sk�adowymi sta�ego nast�pstwa. Rozwa�aj�c �w przyk�ad dalej, dotrzemy do zasadniczej prawdy na temat przyczynowo�ci. Doskonale wiemy, co stanowi�o okoliczno�� warunkuj�c� zaistnienie poprzedniej nocy. Sk�ada�o si� na ni� to, �e pewien obszar kuli ziemskiej oddali� si� od S�o�ca, �e nie pojawi�o si� �adne inne �r�d�o �wiat�a i to, �e �wiat�o ma okre�lone w�a�ciwo�ci: nie zakrzywia si� zgodnie z kszta�tem Ziemi, �eby o�wietli� drug� stron� naszego globu. Nazwijmy rzeczywiste okoliczno�ci odpowiadaj�ce za pojawienie si� nocy warunkami Uk�adu S�onecznego. Mamy zatem dwie pary przedmiot�w: wczorajszy dzie� i wczorajsz� noc oraz warunki Uk�adu S�onecznego i wczorajsz� noc. Czym si� one r�ni�? Je�eli potrafimy to dostrzec, dowiemy si�, z jakiego powodu na t� drug� par� sk�adaj� si� okoliczno�ci warunkuj�ce oraz skutek. C�, wydaje si�, �e zaistnieniu wczorajszego dnia nie przeszkodzi�aby nieobecno�� maj�cej po nim nast�pi� nocy. Ubieg�a noc mog�aby wcale nie zaistnie�, nie ujmuj�c niczego poprzedzaj�cemu j� dniu. Tak mog�oby by� w�wczas, gdyby w chwili zachodu s�o�ca rozb�ys�o w odpowiednim miejscu nowe �r�d�o �wiat�a. Gdyby wszech�wiat przemieni� si� wraz z ko�cem wczorajszego dnia, nie mieliby�my wczorajszej nocy. Sp�jrzmy teraz na drug� par�: warunki Uk�adu S�onecznego i wczorajsz� noc. Niezale�nie od tego, jak przemieni�by si� wszech�wiat, je�liby tylko warunki Uk�adu S�onecznego pozosta�y przy rym nienaruszone, nadal mieliby�my wczorajsz� noc. Na tym polega r�nica. Zatem g��wny wniosek p�yn�cy z naszych docieka� jest nast�puj�cy: za skutek uwa�amy wydarzenie poprzedzone warunkuj�cymi to wydarzenie okoliczno�ciami, czyli takimi okoliczno�ciami, w nast�pstwie kt�rych dane wydarzenie zawsze zachodzi, niezale�nie od wszystkiego, co si� dzieje jeszcze poza tym. Je�eli przez X b�dziemy rozumie� dowoln� zmian� stanu rzeczy, tak�, �eby okoliczno�ci warunkuj�ce by�y zachowane, to prawdziwe b�dzie stwierdzenie: je�eli zaistnia�y okoliczno�ci warunkuj�ce, to pomimo �e towarzyszy� temu X, pojawi si� tak�e i skutek. Nic innego si� nie liczy, nic nie mo�e nam stan�� na drodze. To, co zosta�o przed chwil� powiedziane, zgadza si� z potocznym pogl�dem na kwesti� przyczyn i skutk�w. Uwa�amy, �e skoro okre�lone sprawy maj� si� w okre�lony spos�b, to po prostu musi zaistnie� to, co nazywamy skutkiem. Skutki s� nieuniknione i zamiast nich nic innego nie mo�e si� pojawi�. U�ywaj�c filozoficznego poj�cia, kt�rym b�d� si� od tej pory pos�ugiwa�, skutki s� zdarzeniami wymuszonymi � determinuj� je ich okoliczno�ci warunkuj�ce. Zdarzenie zdeterminowane to takie, kt�re zasz�o za spraw� okoliczno�ci charakteryzuj�cych si� tym, �e ich zaistnienie wywo�uje taki w�a�nie skutek, niezale�nie od tego, co jeszcze si� poza tym wydarza. Nasz wniosek potrzebuje jeszcze paru s��w na swoj� obron�. Przedtem jednak zwr��my uwag� na kilka zwi�zanych z nim kwestii. Pierwsza: okoliczno�ci warunkuj�ce s� ni mniej, ni wi�cej, tylko gwarancj� skutku. Nie ma w�r�d nich �adnych dodatkowych sk�adnik�w. Oka�e si� to istotne nieco p�niej. Druga kwestia jest taka, �e okoliczno�� warunkuj�ca zaj�cie danego skutku sk�ada si� zazwyczaj z element�w, kt�re same s� skutkami. Mo�na wi�c powiedzie�, �e okoliczno�ci warunkuj�ce same s� skutkiem innych okoliczno�ci warunkuj�cych, niekiedy du�o wcze�niejszych. A zatem, tamte wcze�niejsze okoliczno�ci r�wnie� determinuj� ostateczny skutek. Mamy tu do czynienia z czym� bardzo istotnym dla teorii determinizmu � z �a�cuchem przyczynowo-skutkowym. Kolejna kwestia wi��e si� z naturalnymi, czy te� naukowymi prawami. Z oczywistych powod�w przyjmujemy zwykle, �e zaistnienie skutku wymaga dzia�ania takiego prawa. Niekiedy filozofowie uwa�ali, �e skutek nale�a�oby zdefiniowa� jako zdarzenie, kt�re staje si� nast�pstwem innego zdarzenia w wyniku dzia�ania naturalnego prawa, ale mieli k�opoty z uzasadnieniem swojego przekonania, poniewa� nie byli w stanie poda� listy naturalnych praw. Wniosek, do jakiego nam si� uda�o doj��, jest prostszy i zawiera analiz� tych praw. Powiedzieli�my, �e aby dwie rzeczy ��czy�o naturalne prawo, potrzebne jest to, �e kiedy zachodzi jedna z nich, to cho�by nie wiadomo co jeszcze poza tym si� dzia�o, musi zaj�� tak�e i druga. Wprowad�my zatem nowy termin: je�eli dwie rzeczy ��czy taki rodzaj wi�zi, �e �cho�by-nie-wiadomo-co�, to powiemy, �e pozostaj� one w zwi�zku nomicznym. Czy jedynie okoliczno�ci warunkuj�ce i ich skutki wi��� tego rodzaju zale�no�ci? Je�eli uwzgl�dnimy pewne za�o�enie, kt�re po cichu ju� poczynili�my, to oka�e si�, �e nie. Za�o�yli�my, cho� nie musieli�my tego robi�, �e okoliczno�ci warunkuj�ce wyprzedzaj� swoje skutki w czasie. Pozostaje tu miejsce na podj�cie decyzji, �e to, co b�dziemy nazywa� okoliczno�ciami warunkuj�cymi, wyprzedza czasowo swoje skutki. W ten spos�b okazuje si�, �e napotykamy takie pary, kt�re � cho� powi�zane nomicznie � nie s� okoliczno�ciami warunkuj�cymi i skutkami. Pojawiaj� si� r�wnolegle i nazwiemy je nomicznymi korelatami. Sporo przyk�ad�w tego rodzaju zale�no�ci znajdziemy w nauce: wsp�zale�no�� ci�nienia i temperatury gazu albo dwie gwiazdy wchodz�ce w sk�ad gwiazdy podw�jnej. Czy m�zg i umys� dostarczaj� kolejnego przyk�adu? Nast�pn� wa�n� kwesti� jest konieczno�� zaznaczenia., �e wniosek ten dotyczy naszego wyobra�enia, czy te� koncepcji tego, czym jest skutek. Nie m�wi o naturze rzeczywisto�ci nawet, je�eli mog�oby si� tak wydawa�. Nie m�wi te�, �e jeste�my jedynie �a�cuchem przyczyn i skutk�w, ani �e � by� mo�e � wszystkie zdarzenia umys�owe s� skutkami. Kto� m�g�by si� z tym wcale nie zgodzi�, a mimo to uzna� nasz wniosek, �e je�eli co� rzeczywi�cie jest skutkiem, to jest zdarzeniem w jaki� spos�b wymuszonym. Oczywi�cie, to, �e za skutki uwa�amy zdarzenia wymuszone, wskazuje, �e przynajmniej niekt�re zdarzenia w �wiecie s� w�a�nie takie. Bo te� i sk�d by nam co� takiego przysz�o do g�owy? Ostatni� rzecz�, na kt�r� musimy zwr�ci� uwag� � zanim przejdziemy do rozpatrywania w�tpliwo�ci � jest pytanie, co mo�na zaliczy� do skutk�w, a czego nie mo�na. O tym, co nazywamy skutkami, my�limy i m�wimy � jak si� zdaje � do�� niejednoznacznie. Kiedy zapalanie zapa�ek, noc i wszelkie inne zdarzenia � nie b�d�ce naszymi wyborami i decyzjami � uwa�amy za skutki, jest dla nas jasne, �e s� to zdarzenia wymuszone. Ale r�wnie dobrze mo�emy powiedzie�, �e decyzja, aby kupi� to, a nie tamto, g�osowa� na t�, a nie na inn� parti� by�a skutkiem tego i owego, mia�a tak� b�d� inn� przyczyn�, twierdz�c przy tym, �e nie by�o to wcale zdarzenie wymuszone. To pewne, �e tak w�a�nie si� dzieje. Powiedzmy zatem, �e chodzi nam po prostu o skutki w klasycznym rozumieniu, kt�re z definicji s� zdarzeniami wymuszonymi. Oczywi�cie, jeste�my bardzo zainteresowani, czy podejmowane przez nas wybory i decyzje rzeczywi�cie s� skutkami w klasycznym rozumieniu, a zatem, czy s� wymuszone, ale jest to oddzielna kwestia i jeszcze si� ni� zajmiemy. Przedstawmy teraz pierwsz� z trzech w�tpliwo�ci dotycz�c� wniosku m�wi�cego, �e skutki to wydarzenia, kt�re pozostaj� we wspomnianej relacji wzgl�dem warunkuj�cych je okoliczno�ci i z du�ym prawdopodobie�stwem tak�e wzgl�dem okoliczno�ci je poprzedzaj�cych. Popularna maszyna hazardowa, zwana powszechnie jednor�kim bandyt�, jest uruchamiana przez wrzucenie monety. W efekcie albo si� monety sypi�, albo nie. Wyp�ata jest albo jej nie ma. Ca�a rzecz ma charakter deterministyczny. Teraz wyobra�my sobie maszyn�, kt�rej kto� � na w�asne nieszcz�cie � m�g�by by� w�a�cicielem. Zamiast deterministycznego mechanizmu ma ona w �rodku mechanizm-tajemnic� odpowiedzialny za nieprzewidywalne wydarzenia. Jest zupe�nie nie do przewidzenia, czy metalowy j�zyczek w �rodku przeskoczy i posypi� si� monety czy nie. Wyra�aj�c to ja�niej � nie istniej� �adne okoliczno�ci warunkuj�ce przeskoczenie j�zyczka, kiedy ma przeskoczy� i �adne okoliczno�ci warunkuj�ce to, �e nie przeskoczy, kiedy nie ma przeskoczy�. Je�eli nie wrzucisz monety, nie mo�esz wygra�, ale poza tym zar�wno wygrana, jak i przegrana s� jedynie kwesti� przypadku. Kto� powie, �e gdy wrzucasz monet� i wygrywasz pieni�dze, wyp�ata jest skutkiem wrzucenia monety. Czym innym mog�aby by�? Nast�pnie za� wyci�ga og�lny wniosek, �e to, co nazwa�em klasycznym skutkiem, nie jest zdarzeniem wymuszonym, lecz jedynie zdarzeniem poprzedzonym czym�, co by�o wymagane do jego zaj�cia. Mo�e prowadzi go przy tym prze�wiadczenie o przydatno�ci takiego rozumowania, kiedy przyjdzie udowadnia�, �e mamy woln� wol�. W tej chwili istotne jest dla nas jedynie to, czy ten wniosek jest s�uszny. Nie wydaje mi si�. Wrzucasz monet� do tej wyimaginowanej maszyny i na twoje szcz�cie j�zyczek przeskakuje. Ma on pewn� szczeg�ln� w�a�ciwo��, o kt�rej nie wolno nam zapomnie�. To, �e przeskakuje, jest zdarzeniem, dla kt�rego nie ma wyt�umaczenia. Nie chodzi tylko o to, �e my nie znamy wyt�umaczenia, ale, �e w og�le nie istnieje nikt, kto by je zna�. M�wi�c inaczej, �Dlaczego to si� zdarzy�o?� nie jest jakim� zagadkowym pytaniem, na kt�re nie potrafimy odpowiedzie�. Odpowiedzi po prostu nie ma. Nawet B�g, je�eli istnieje, nie potrafi w tej sprawie niczego powiedzie�. Stanie si� to jasne, gdy zauwa�ymy, �e �wiat i maszyna pozostaj� nie zmienione a� do chwili, kiedy j�zyczek przeskakuje. A przecie� r�wnie dobrze m�g�by nie przeskoczy�. Nie istnieje nic, co r�ni�oby �wiat, w kt�rym j�zyczek przeskakuje, od �wiata, w kt�rym j�zyczek nie przeskakuje. Co zatem pozwala�oby nam wyt�umaczy� zachodzenie kt�regokolwiek ze zdarze�? Nie ma r�nicy: wszystko, co jest w �wiecie, w kt�rym j�zyczek przeskoczy�, wyst�puje tak�e i w tym, w kt�rym j�zyczek nie przeskoczy�. M�wi�c jeszcze inaczej: przeskakiwanie j�zyczka to tajemnica. Je�eli tak wygl�da prawda na temat j�zyczka, to z ca�� pewno�ci� nie mo�e by� mowy o skutku. (Nie mog�oby by� mowy o skutku nawet w�wczas, gdyby to, �e j�zyczek przeskoczy by�o bardzo prawdopodobne). Skutek ma to do siebie, �e musi mie� wyt�umaczenie, w �adnym razie nie jest tajemnic�. A wracaj�c do tego, co wcze�niej powiedzieli�my na temat naszej specjalnej maszyny, skutek �adnym sposobem nie mo�e by� zdarzeniem losowym. Skoro nie ma wi�zi przyczynowo-skutkowej ��cz�cej wrzucenie monety i wyp�at�, a jak widzimy, takiej wi�zi nie ma, to w jaki spos�b ostatecznie zdarzenie mia�oby by� skutkiem pierwszego? Jakim sposobem wyp�ata mia�aby by� skutkiem wrzucenia monety do automatu? Mo�emy si� zastanowi�, dlaczego kto� m�g�by tak s�dzi�. Oczywi�cie, wyp�ata by�a skutkiem. Skutkiem przeskoczenia j�zyczka. Nie ma w�tpliwo�ci, �e zachowanie j�zyczka nale�a�o do okoliczno�ci warunkuj�cych wyp�at�. Jest to tak samo prawdziwe jak to, �e wrzucenie monety by�o przyczyn� i bez w�tpienia cz�ci� pewnych okoliczno�ci warunkuj�cych. Skutkiem uwarunkowanym przez te okoliczno�ci by�o uruchomi�nie tajemniczego mechanizmu. Z czego jednak nie wynika wcale, �e wyp�ata by�a skutkiem wrzucenia monety. Nie pojawia si� wniosek, �e skutek to co� poprzedzonego czym� innym wymaganym do jego wyst�pienia. Wygl�da to na pomylenie poj��, kiedy s�dzimy, �e istniej� skutki wymuszane przez co� innego ni� okoliczno�ci warunkuj�ce. A oto drugie zastrze�enie do naszego wniosku m�wi�cego, �e skutki s� zdarzeniami wymuszonymi. Zastan�wmy si�, jakich dokonujemy za�o�e�, stwierdzaj�c, �e co� jest skutkiem. Na przyk�ad, w kuchni na pod�odze le�y rozbite jajko. Uwa�amy, �e dosz�o do tego, poniewa� upu�ci�a je Jane. Stwierdzamy tak�e, �e w momencie, kiedy jajko wy�lizgn�o jej si� z palc�w, mog�a je z�apa� drug� r�k�. Na podstawie tego przyk�adu niekt�rzy twierdz�, i� tak d�ugo uwa�amy, �e skutki s� to zdarzenia zachodz�ce w wyniku czego�, jak d�ugo nic temu czemu� nie staje na przeszkodzie. Ale skoro cokolwiek mog�oby stan�� na przeszkodzie, to z ca�� oczywisto�ci� owo �co��, w wyniku czego zachodzi �zdarzenie, nie jest okoliczno�ci� warunkuj�c�. Nazwijmy to, co owocuje, zaj�ciem jakiego� zdarzenia, jego �najcz�stsz� przyczyn��. W�wczas pogl�d, jaki usi�uje si� nam zasugerowa�, brzmia�by: �Skutek jest nast�pstwem swojej najcz�stszej przyczyny�, przy czym najcz�stsza przyczyna nie jest oczywi�cie tym, co nazywamy okoliczno�ciami warunkuj�cymi. Co powiemy na taki punkt widzenia? Prawd� jest, �e przewa�nie chodzi nam o najcz�stsz� przyczyn� jakiego� wydarzenia. W�a�ciwie, prawie zawsze to mamy na my�li. Nawet nauka zajmuje si� w g��wnej mierze najcz�stszymi przyczynami r�nych zdarze�. No dobrze, ale czy gotowi byliby�my uzna� co� za skutek, wierz�c, �e zaistnia�a tego najcz�stsza przyczyna, a nie zaistnia�y okoliczno�ci warunkuj�ce? Musimy sobie jednak jasno przedstawi� to, o co pytamy. Nie pytamy, czy co� by�o skutkiem, skoro pojawi�a si� najcz�stsza tego przyczyna i pojawi�a si� ona jako element czego� innego � okoliczno�ci warunkuj�cych. �e tego rodzaju wydarzenie jest skutkiem, pozostaje zgodne z naszym wnioskiem m�wi�cym, �e skutki to zdarzenia zdeterminowane. Pytamy, czy rozbite jajko by�oby skutkiem, je�eli zasz�aby najcz�stsza przyczyna: jego wy�lizgni�cie si� z r�k Jane, ale poza tym nie wydarzy�oby si� nic, co determinowa�oby �w nieszcz�liwy efekt. Gdyby tak by�o, rozbicie jajka nie mia�oby �adnego wyt�umaczenia. By�oby dok�adnie tak jak z przeskakiwaniem j�zyczka � mieliby�my do czynienia z tajemnic�. Nie mo�e istnie� wyt�umaczenie, skoro cokolwiek mog�oby nim by�, istnia�oby tak�e i w�wczas, gdyby jajko nie zosta�o rozbite. Sytuacja jest identyczna jak z jednor�kim bandyt�, a zatem rozbite jajko nie jest skutkiem. A og�lnie, skutki nie s� jedynie wydarzeniami nast�puj�cymi po swoich najcz�stszych przyczynach. Mo�emy obstawa� przy naszym wniosku: �eby m�c m�wi� o skutkach, musz� istnie� okoliczno�ci warunkuj�ce. Mogliby�my si� dok�adniej przyjrze� owemu drugiemu zastrze�eniu, poniewa� ma ono pewne zagadkowe w�a�ciwo�ci. Jednak rozwa�my najpierw trzeci� w�tpliwo��. A w�a�ciwie ca�y splot w�tpliwo�ci. Nie mog�o umkn�� naszej uwagi to, �e � jak do tej pory � wcale nie sprecyzowali�my, czym jest okoliczno�� warunkuj�ca: nie wyliczyli�my wszystkich jej sk�adowych. Nie posun�li�my si� te� zbyt daleko w kwestii okoliczno�ci warunkuj�cych, kiedy rozwa�ali�my zapalanie zapa�ki, warunki Uk�adu S�onecznego, tudzie� okoliczno�ci zwi�zane z dzia�aniem jednor�kiego bandyty i ze st�uczonym jajkiem, nic zatem dziwnego, �e niekt�rzy sk�onni byliby nam zarzuci�, i� nie mamy jasnego obrazu okoliczno�ci warunkuj�cych. Kiepski to zarzut. Nie mam, co prawda, w tej chwili pe�nego i szczeg�owego wykazu wszystkich rzeczy wytworzonych przez cz�owieka, a znajduj�cych si� w moim pokoju, ale nie oznacza to wcale, �e nie mam jasnego poj�cia, co pod t� kategori� podpada. Og�lne poj�cie niekoniecznie musi by� m�tne. Ewentualny oponent powinien raczej zacz�� od stwierdzenia, �e je�eli skutki s� tym, za co je przyj�li�my, to chc�c uzna�, �e co� jest okre�lonego rodzaju skutkiem, musimy najpierw mie� pe�en i szczeg�owy opis okoliczno�ci warunkuj�cych tego rodzaju skutek. Jak inaczej mieliby�my dowie��, �e co� by�o skutkiem czego� innego? Bo przecie� � brzmi ci�g dalszy zarzutu � ka�dy z nas ho�ubi ca�e mn�stwo przekona�. Ale brakuje nam do tego odpowiedniej ilo�ci opis�w okoliczno�ci warunkuj�cych � pe�nych i szczeg�owych. A zatem nasze przekonania nie zak�adaj� poj�cia okoliczno�ci warunkuj�cych. Na niekt�rych filozofach robi to wra�enie, ale czy tego rodzaju argumentacja rzeczywi�cie si� ostoi? Przedmiotem naszych przekona� � nawet je�eli mamy �ci�le naukowe podej�cie � nie jest to, �e zaj�cie jakiego� zdarzenia zawdzi�czamy zaistnieniu dok�adnie znanych okoliczno�ci warunkuj�cych. Jest nim za� to, �e co� jest cz�ciowo determinowane przez co� innego. Potarcie zapa�k� wywo�uje pojawienie si� p�omienia. Mamy prze�wiadczenie, �e niekt�re stany rzeczy determinuj� zachodzenie pewnych zdarze�. Przekonanie to z ca�� pewno�ci� zawdzi�czamy za�o�eniu istnienia okoliczno�ci warunkuj�cych, ale bynajmniej nie temu, �e mamy ich kompletny i szczeg�owy opis. Jest jeszcze jedno pokrewne �r�d�o sprzeciwu. Niekiedy rzeczywi�cie mamy co�, co mogliby�my okre�li� jako pe�ne wyja�nienie zaj�cia jakiego� zdarzenia. Tak bywa niekiedy � a mo�e nawet cz�sto, jak si� powszechnie s�dzi � w naukach. Jednak, zgodnie z tym ostatnim i najlepiej ugruntowanym kontrargumentem, w gruncie rzeczy nigdy nie mamy pe�nego i szczeg�owego opisu okoliczno�ci warunkuj�cych. Nigdy nie znajdziemy takiego Y, �e skoro X wyst�pi, to niezale�nie od tego, co by si� poza tym jeszcze dzia�o, zawsze otrzymamy taki sam skutek. Musieliby�my okre�li� stan ca�ego wszech�wiata, mo�e ca�� histori� wszech�wiata, a� do chwili zaj�cia naszego zdarzenia. Zatem musieli�my si� gdzie� pomyli�. Trzeba jednak zauwa�y�, �e umkn�a nam po drodze okoliczno�� warunkuj�ca. Nie sk�ada si� na ni� wszystko, co jest konieczne, �eby co� zasz�o. Skoro wszech�wiat zaistnia� wraz z wielkim wybuchem, wskutek czego powsta� tlen, to wielki wybuch by� niew�tpliwie konieczny do tego, �eby sp�on�� dom. Ale potrafimy przecie� poda� okoliczno�ci warunkuj�ce zapr�szenie ognia, nie si�gaj�c a� tak daleko. Okoliczno�� warunkuj�ca jest czym� zdolnym zdeterminowa� pojawienie si� okre�lonego skutku i to co� zaistnia�o w domu w chwili wybuchu po�aru. Tyle na temat tego, co uwa�amy za skutki. Twierdz�c, �e nasze �ycie to �a�cuch skutk�w, mamy na my�li to, �e pewne zdarzenia musia�y zaj��, poniewa� wcze�niej zaistnia�y warunkuj�ce je okoliczno�ci. Ale czy nasze poj�cie skutk�w nadaje si� do tego, �eby stworzy� przekonuj�cy obraz naszych wybor�w i dzia�a�? Czy mo�emy si� nim pos�u�y� w maj�cej przekonywa� filozofii dzia�ania i umys�u? Teraz w�a�nie tym si� zajmiemy. � Po��czenie m�zg-umys� [top] � W jaki spos�b nasze umys�y ��cz� si� z naszymi m�zgami? Albo raczej � jak si� maj� zdarzenia mentalne do tego, co si� dzieje na poziomie neuron�w? Jak si� maj� twoje my�li, tw�j stan �wiadomo�ci w chwili, kiedy czytasz to zdanie, do tego, co si� dzieje w twoim m�zgu? A je�eli przerwiesz czytanie i zajmiesz si� czym� innym � chocia�by wype�nianiem obowi�zk�w � to jaki b�dzie zwi�zek mi�dzy twoj� decyzj� a tym, co si� dzieje wewn�trz twojej czaszki? Po��czenie m�zg-umys� jest chyba najciekawsz� i najtrudniejsz� spo�r�d kwestii, kt�re podejmuje filozofia umys�u. Filozofowie i psychologowie zajmuj� si� sprawdzaniem, odrzucaniem i przedstawianiem rozmaitych hipotez dotycz�cych tego zagadnienia. Jest to tak�e podstawowa kwestia, kiedy rozwa�amy problem wolno�ci i determinizmu. Wiele zale�y tutaj od naszego pogl�du na to, czym jest my�lenie i podejmowanie decyzji, czyli � og�lnie � czym s� zdarzenia mentalne. Czym s� przedmioty tworz�ce strumie� naszej �wiadomo�ci, kt�re potrafimy w nim wyr�ni� i odnotowa� ich istnienie? Odpowied� na to pytanie zbli�y nas do zagadnienia, na czym polega po��czenie mi�dzy umys�em a m�zgiem. Bywaj� filozofowie i psychologowie, kt�rych punkt widzenia sprowadza si� do nast�puj�cej tezy: zdarzenia mentalne s� niczym. Gdyby tak by�o istotnie, mogliby�my sobie darowa� pytanie o po��czenie mi�dzy umys�em a m�zgiem, bo z pewno�ci� zagadnienie to nie by�oby zbyt ciekawe. Pytanie o zdarzenia mentalne to nie to samo co pytanie o to, czym jest umys�. W ka�dym razie mo�na sobie wyobrazi� takie poj�cie umys�u, kt�re nie zawiera wyobra�enia sekwencji zdarze�. Mo�emy przedstawi� umys� jako prywatn� przestrze�, kt�r� te zdarzenia wype�niaj�, lub jako co� wewn�trznego, czemu si� one przytrafiaj�. Albo te� jako ich przyczyn�. Je�eli chodzi o t� ostatni� mo�liwo��, to niekt�rzy posuwaj� si� tak daleko, �e uto�samiaj� umys� z ja�ni�, podmiotem, ego czy nawet dusz�. Wydaje si�, �e ostateczna odpowied� na pytanie, czym s� zdarzenia mentalne, b�dzie musia�a uwzgl�dni� nasz� sk�onno�� do wyobra�ania sobie umys�u jako podmiotu albo miejsca. Trudno przyj��, �e mogliby�my pomin�� to nasze poczucie czy wyobra�enie jedno�ci umys�u i stwierdzi�, �e sk�ada si� on z ci�g�w zdarze� mentalnych. Wydaje si� te�, �e filozofowie nie do�� uwzgl�dniaj� owo poczucie, m�wi�c o jedno�ci umys�u w tym jedynie sensie, �e zdarzenia wchodz�ce w sk�ad danej sekwencji to w znacznej cz�ci wspomnienia zdarze� wcze�niejszych albo antycypacje tych, kt�re maj� dopiero nast�pi�. Na tym etapie rozwa�a� b�d� pr�bowa� zasugerowa� jedynie pewn� cz�� odpowiedzi napytanie o natur� zdarze� mentalnych. Zdarzenia umys�owe istniej� � to po pierwsze. Zachodz� w czasie i przestrzeni dok�adnie tak jak wszelkie inne zdarzenia. To, �e zachodz� w czasie, przysparza stosunkowo niewielu problem�w. Podobnie jak to, �e trwaj� przez pewien � cho� kr�tki � czas. Potrafimy powiedzie� z tak� sam� prawie pewno�ci�, kiedy zasz�o zdarzenie umys�owe, jak te� kiedy zapalono lub zgaszono �wiec�. Wi�cej problem�w przysparza okre�lenie zdarze� umys�owych jako zachodz�cych w przestrzeni. Dlaczego? Bo zazwyczaj zawieraj� co�, co mogliby�my okre�li� jako sk�adniki, cho� terminem tym mo�na si� r�wnie� pos�u�y� na oznaczenie czego� innego. My�limy, �e jest tak a tak. Przyk�adowo, za oknem wida� szpaler drzew. �Za oknem s� drzewa� � nie wydaje si�, �eby tre�� tej my�li mia�a si� znajdowa� w takim czy w innym miejscu. Przyimki podobnie jak liczby nie maj� charakteru przestrzennego. Tylko czy to one stanowi� zawarto�� zdarze� umys�owych? Gdyby tak rzeczywi�cie by�o, musieliby�my uwa�a� zdarzenia umys�owe � przynajmniej cz�ciowo � za nieprzestrzenne. Istniej� argumenty przemawiaj�ce za tym, �e przyimki i im podobne nie s� sk�adnikami zdarze� umys�owych. Jeden z tych argument�w brzmi, �e gdyby by�y, to zdarzenia umys�owe nie mog�yby mie� charakteru czasowego � przyimk�w i liczebnik�w nie mierzymy w czasie. Temu, �e za oknem s� drzewa, nie mo�na przypisa� �adnego miejsca, ale trudno te� powiedzie�, �e dzieje si� to teraz albo kiedykolwiek indziej. Tymczasem zdarzenia umys�owe zachodz� w czasie, co do tego mo�emy by� pewni. A zatem, liczebniki, przyimki i temu podobne nie mog� by � ich sk�adnikami. Je�eli powy�szy argument wyda� si� komu� ma�o przekonuj�cy, to oto kolejny. Wszyscy, z wyj�tkiem filozof�w wykluczaj�cych problem umys�u ze swoich rozwa�a�, zgodz� si� z tym, �e zdarzenia umys�owe rzeczywi�cie istniej�. Lista rzeczy istniej�cych, na kt�rej zabrak�oby zdarze� umys�owych, nie by�aby pe�n� list�. Jednak do czego mia�aby si� sprowadza� wiara w istnienie zdarze� umys�owych, je�eli nie do tego, �e wyst�puj� one w czasie i w przestrzeni? Kto przyjmuje ich istnienie, nie wierz�c w jego czasowy i przestrzenny charakter, winien jest nam wyja�nienie. C� to za specyficzny rodzaj egzystencji? Dop�ki si� tego od niego nie dowiemy, uznamy, �e znajduje si� na przegranej pozycji. Zdarzenia umys�owe maj� jeszcze jedn� godn� wzmianki w�a�ciwo��. Jest ni� ich podmiotowa natura albo charakter, kt�rymi si� teraz zajmiemy. Potrafimy przywo�a� czy przypomnie� sobie natur� zdarzenia, kt�re przed chwil� zasz�o. Sk�ada�y si� na ni� dwie rzeczy: co� istnia�o ze wzgl�du na co� innego. Kiedy my�la�em, �e za oknem s� drzewa, to by�o w�wczas co�, co istnia�o ze wzgl�du na co� innego. Tym czym� nie by�y drzewa, moja my�l mog�a si� pojawi� niezale�nie od tego, czy drzewa by�y, czy nie; do tego, �eby pojawi�a si� my�l nie potrzeba drzew. Wydaje si� r�wnie�, �e to, co zaistnia�o, poniewa� zaistnia�o co� innego, nie mog�o si� pojawi� samo z siebie, niezale�nie od istnienia tego czego� drugiego. Tak�e i o tym czym� drugim nie umiem pomy�le� jako o samoistnie istniej�cym. Kr�tko m�wi�c, zdarzenia umys�owe maj� to do siebie, �e cechuje je intencjonalno��. Wszystko to jest niejasne i prezentuje jedynie nasze wyobra�enia, na podstawie kt�rych powstaj� rozbudowane i w�tpliwe doktryny. (Po�r�d nich mamy teori� ja�ni, ego, duszy albo innego bytu umieszczonego w miejsce tego drugiego czego�. Byt �w, cho� r�ny od osoby ludzkiej, r�wnie� nazywa si� �ja� i zostaj� mu przyporz�dkowane rozmaite cechy i w�a�ciwo�ci). Lepiej jednak powiedzie� niejasno, ni� nie m�wi� wcale. To, co okre�lamy mianem podmiotowo�ci, jest rzeczywi�cie niezwykle frustruj�ce, na tyle, �e wielu psycholog�w i filozof�w pr�buje go omin�� albo zaprzecza istnieniu problemu. W dociekaniach takich jak nasze tego rodzaju ma�oduszno�� nie przyniesie jednak �adnych korzy�ci. Zatem zdarzenia mentalne zachodz� w czasie i w przestrzeni oraz maj� okre�lony charakter albo natur�. Cho� nie musimy si� do tego szczeg�lnie przywi�zywa�, o ka�dym mo�na powiedzie�, �e charakteryzuje je intencjonalno��. Je�eli chodzi o zdarzenia neuronowe, to powiedzenie o nich czegokolwiek nie nastr�cza tak wielu trudno�ci. Poprzestaniemy na stwierdzeniu, �e charakteryzuj� si� one w�a�ciwo�ciami elektrochemicznymi. � W obecnej chwili wiele spo�r�d odpowiedzi na pytanie, jak si� maj� zdarzenia umys�owe do zdarze� na poziomie kom�rek m�zgu pozostaje w zgodzie z pewn� koncepcj�, kt�ra m�wi, �e mi�dzy zdarzeniem umys�owym a r�wnolegle zachodz�cym zdarzeniem kom�rkowym istnieje bardzo bliski zwi�zek. Mam na my�li psychoneuronow� blisko��. Pomys� ten zawdzi�czamy po cz�ci odkryciom neurofizjologii, kt�re wykaza�y, �e okre�lonym rodzajom zdarze� w m�zgu towarzysz� okre�lone rodzaje zdarze� mentalnych, i �e � z ca�� pewno�ci� � nie dzieje si� tak przypadkiem. Poza tym wiele odpowiedzi usi�uje pozosta� w zgodzie z drug� i trzeci� koncepcj�. Jednak s�owo �koncepcje� jest o tyle nie na miejscu, �e mowa tu o przekonaniach, kt�re podzielamy prawie wszyscy. Pierwsze z nich to przekonanie, �e same zdarzenia mentalne maj� wp�yw na nasze dzia�anie. Na przyk�ad oznacza to, �e zdarzenia �Chc� si� napi� wina� i �Widz� butelk� wina stoj�c� na ladzie� cz�ciowo t�umacz� to, �e wstaj� i si�gam po wino. Brzmi to jak truizm. W XIX wieku pojawili si� my�liciele prze�wiadczeni, �e zdarzenia umys�owe s� ubocznymi produktami zdarze� kom�rkowych i jako takie nie mog� mie� udzia�u w wyja�nianiu naszych zachowa�. Obecnie uchowa�o si� niewielu epifenomenalist�w � bo tak nazywaj� si� owi filozofowie. Znani s� mi dwaj. �r�d�em trzeciego przekonania jest zdrowy rozs�dek i � co istotniejsze � neurofizjologia. Ono tak�e wi��e si� z zagadnieniem stosunku zdarze� neuronowych i umys�owych do naszych dzia�a�, a m�wi tyle, �e r�wnie� zdarzenia neuronowe wyja�niaj� nasze zachowania. Minimalna cho�by wiedza na temat funkcjonowania kory ruchowej ca�kowicie nas o tym przekonuje. Jak uzgodni� stosunek zdarze� umys�owych do zdarze� neuronowych, chc�c uwzgl�dni� wszystkie trzy przekonania? Oczywistym post�powaniem b�dzie uto�samienie jednych z drugimi. Takie rozwi�zanie zgadza�oby si� z koncepcj� psychoneuronowej blisko�ci i pozwoli�oby uwzgl�dni� przy t�umaczeniu naszych zachowa� obydwa rodzaje zdarze�. Powsta�aby przy tym nadzieja, �e ca�e zagadnienie znajdzie rozwi�zanie w duchu bardzo prosto rozumianego determinizmu. Wielu badaczy pr�bowa�o pod��a� t� drog� albo � jak si� za chwil� oka�e � jedn� z dw�ch pozosta�ych dr�g. Co mia�oby znaczy� powiedzenie, �e zdarzenie umys�owe jest identyczne ze zdarzeniem kom�rkowym? Odpowied� musia�aby brzmie�, �e ma ono wszystkie i tylko w�a�ciwo�ci zdarzenia neuronowego. Wobec tego musimy zapyta� specjalist� od teorii identyczno�ci, jakie w�a�ciwo�ci ma zdarzenie umys�owe. Udzieli on nam jednej z dw�ch odpowiedzi prowadz�cych do dw�ch r�nych teorii. Pierwsza z mo�liwych odpowiedzi brzmi: zdarzenie mentalne charakteryzuj� wy��cznie jego umys�owe w�a�ciwo�ci, zwi�zane z jego intencjonalno�ci�. Kto�, kto tak twierdzi, dokonuje jednak podejrzanej operacji uduchowienia m�zgu. (K�opoty pojawi� si� tak�e w�wczas, kiedy powiemy, �e zdarzenie neuronowe charakteryzuj� wy��cznie jego w�asno�ci elektrochemiczne). Lepszym posuni�ciem by�oby uznanie, �e zdarzeniu umys�owemu mo�na przypisa� zar�wno szczeg�lne w�a�ciwo�ci zwi�zane z jego powstawaniem we wsp�zale�nej dwoisto�ci, jak i w�a�ciwo�ci elektrochemiczne. Niemal wszyscy wsp�cze�ni wyznawcy teorii identyczno�ci pod��aj� t� drog�. Uto�samiaj�c zdarzenie umys�owe ze zdarzeniem kom�rkowym, maj� na my�li jedno zdarzenie odznaczaj�ce si� dwoma rodzajami w�a�ciwo�ci. Czy b�dziemy trzyma� ich stron�? To zale�y, co m�wi� opr�cz tego. Wielu twierdzi, �e ch�� na szklaneczk� wina maj�ca natur� umys�ow� powinna by� uwa�ana za jedn� z w�a�ciwo�ci czego�, co poza mentalnym odd�wi�kiem mia�oby jeszcze w�a�ciwo�ci elektrochemiczne i �e to one w�a�nie s� odpowiedzialne za moje dzia�anie. Ostatnie zdanie zosta�o dodane po to, aby uwzgl�dni� przes�anki neurofizjologii. Zarazem jednak teoria staje si� trudna do przyj�cia, poniewa� zaczyna przypomina� epifenomenalizm, a ten zak�ada, �e zdarzenia umys�owe nie maj� �adnego znaczenia przy wyja�nianiu naszych dzia�a�. Oczywi�cie, z tego, �e niekt�re w�a�ciwo�ci jakiego� przedmiotu s� przyczyn� albo wywo�uj� okre�lony skutek, nie wynika wcale, �e inne w�a�ciwo�ci tego samego przedmiotu s� przyczyn� w taki sam spos�b. Z tego, �e masa ksi��ki powoduje zmia�d�enie ziarnka grochu, nie wynika wcale, �e przyczyniaj� si� do tego w jakikolwiek spos�b jej kszta�t, kolor albo zapach. Nie wida� nic niew�a�ciwego w uto�samianiu zdarzenia umys�owego ze zdarzeniem na poziomie neuron�w, dop�ki tylko dodajemy przy tym, �e pewne zdarzenie ma zar�wno w�a�ciwo�ci mentalne, jak i w�a�ciwo�ci elektrochemiczne. Kiedy si� jednak zastanowimy, pogl�d taki przestaje by� interesuj�cy. Na pocz�tek � wydaje si�, �e s�usznie b�dzie uwa�a� i zdarzenia umys�owe, i zdarzenia neuronowe za w�a�ciwo�ci przys�uguj�ce osobom. Ale uto�samianie jednych z drugimi � w taki spos�b, jak to zrobili�my � nie przyznaje zdarzeniom umys�owym jakiejkolwiek roli w t�umaczeniu zachowa� os�b. Tak rozumiana teoria identyczno�ci nie potrafi sprosta� naszym oczekiwaniom odno�nie do zdarze� mentalnych i nie jest to jedyny zwi�zany z ni� k�opot. Kiedy kto� twierdzi, �e zdarzenie umys�owe jest identyczne ze zdarzeniem neuronowym, to �atwo pomy�le�, �e zbli�a je w ten spos�b do siebie, i �e taki pogl�d zgadza si� z teori� psychoneuronowej blisko�ci. Ale, czy jest tak w istocie? Z powy�szego wynika, �e to, co umys�owe jest cech� czego�, co poza tym ma jeszcze w�a�ciwo�ci elektrochemiczne. Tego rodzaju powi�zaniem odznaczaj� si� jakiekolwiek dwie cechy przys�uguj�ce czemukolwiek: tw�j wzrost i twoje pogl�dy polityczne albo waga i zapach � �eby pos�u�y� si� ju� wcze�niej u�ytym przyk�adem. Nie zale�y nam na zapewnieniu, �e co� b�dzie mia�o jedn� z dw�ch wsp�wyst�puj�cych w�a�ciwo�ci albo �e zachowa jedn�, a straci drug�. Wymaganie psychoneuronowej blisko�ci nie jest sformu�owane tak jasno, jak mo�na to sobie wyobrazi�, a mimo to teoria identyczno�ci napotyka w nim przeszkod�. Do tego dochodzi epifenomenalizm. Lepiej zatem rozejrze� si� za jak�� inn� teori�. A oto i ona: zasadza si� na koncepcji zwi�zku nomicznego albo �cho�by-nie-wiadomo-co�, o kt�rej m�wili�my w rozdziale pierwszym. Ujmuj�c rzecz najkr�cej, powiedzmy, �e po pierwsze, zdarzenie umys�owe i zmiany r�wnolegle zachodz�ce w kom�rkach m�zgu pozostaj� w zale�no�ci nomicznej oraz po drugie, zdarzenia te sk�adaj� si� na okoliczno�ci warunkuj�ce zachowanie nast�puj�ce w ich wyniku � je�eli tylko takie zachowanie si� pojawia. R�wnie dobrze mo�emy to samo powiedzie� o w�a�ciwo�ciach mentalnych i w�a�ciwo�ciach neuronowych. Mogliby�my te� spokojnie m�wi� o tej koncepcji jako o teorii identyczno�ci, poniewa� nie jest ona ani odrobin� bardziej �dualistyczna� ni� pogl�d, kt�remu dopiero co si� przygl�dali�my. Nie ma jednak takiej potrzeby. Poniewa� w pewien spos�b teoria ta ��czy zdarzenia umys�owe i zdarzenia neuronowe, mo�emy zatem j� nazwa� teori� jednocz�c�. Tak wi�c cz�� pierwsza sprowadza si� do tego, �e zdarzenie neuronowe i r�wnocze�nie z nim zachodz�ce zdarzenie umys�owe stanowi� korelat nomiczny. M�wi�c bardziej szczeg�owo: jest prawd�, �e