8409

Szczegóły
Tytuł 8409
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8409 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8409 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8409 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

JOANNA CHMIELEWSKA AUTOBIOGRAFIA WIECZNA M�ODO�� (ANEKS DO WSZYSTKICH POZOSTA�YCH) Kad�ub przywi�d�y, ale dusza m�oda No dobrze, a czyja si� nie mog� pomyli�? Errare humonum est, a kobieta to podobno te� cz�owiek. Przez cholern� �Mari� Malczewskiego wyrwa�am sobie z g�owy resztki w�os�w, bo dopiero w wydanej ksi��ce przeczyta�am, co mi si� uda�o napisa�. Og�lnie bior�c, nie tylko pisuj�, tak�e czytam. R�ne rzeczy. W chwili tworzenia tamtego tekstu czyta�am sobie akurat Orzeszkow�, gdzie ustawicznie pl�ta�a si� ta �Maria�, mo�e to by�o Nad Niemnem, ��czy Maria ciebie kocha, m�j mi�y, m�j z�oty�� i tak dalej, po czym bezmy�lnie zamieni�am �Czaty� Mickiewicza na �Mari� Malczewskiego, za co ze skruch� t�uk� g�ow� w pod�og�. Og�uszy�am nawet wydawnictwo. Oczywist� jest bowiem rzecz�, i� �Z ogrodowej altany wojewoda zdyszany� to s� �Czaty�, a nie �Maria�, i ko�ysany na �onie brudny �eb �adnej Marii nie dotyczy. Dziwi� si�, �e jeszcze nikt nie zg�osi� protestu, przystrojonego w s�uszne okrzyki oburzenia. Okropna, skandaliczna i kompromituj�ca pomy�ka z �Mari�� i �Czatami� znajduje si� w drugim tomie autobiografii, opiewaj�cym moj� pierwsz� m�odo��. Mi�dzy nami m�wi�c, ta ca�a prawda i �cis�o�� ju� mi nosem wysz�y i marz� o bodaj odrobinie fikcji. Ja sama sobie r�wnie� nosem wysz�am i zaczynam �ywi� do siebie serdeczny wstr�t oraz obrzydzenie. Obawiam si�, �e osoby czytaj�ce r�wnie�, ale im dobrze, bo przymusu czytania jeszcze u nas nie ma. Niemniej kilku sprostowa� i uzupe�nie� bezwzgl�dnie powinnam dokona�. Pierwsze dotyczy czas�w najdawniejszych. Ten dr�b mianowicie ur�n�� si� wi�niami ze spirytusu wcale nie u hrabiego Ro�ciszewskiego, tylko u mojej prababci w To�czy. Mo�liwe, �e u hrabiego te�, ale przy rym nie b�d� si� upiera�. Pierwotna informacja by�a prawdziwa, a dopiero znacznie p�niej rodzina pokr�ci�a wydarzenia, m�c�c mi w g�owie. Ponadto wysz�a na jaw przyczyna nieobecno�ci prababci przy stole, kiedy moja matka i wujek Piotrek na wy�cigi nabierali �y�k� gor�cego mleka. Ot� prababci nie bywa�o z regu�y. Nie pospolitowa�a si� z w�asn� rodzin�, jada�a oddzielnie w swoim pokoju i nie �adne ordynarne byle co, tylko wymy�lne smako�yki. Niewiele, ale za to bardzo dobre, co za�wiadczy�a Mary�ka, kt�r� spotyka� niekiedy zaszczyt towarzyszenia babci, bo dla Mary�ki moja prababcia by�a babci�, przy posi�ku. Pozosta�ych dzieci i wnuk�w pilnowa� dziadek. Mo�liwe, �e po prababci odziedziczy�am niech�� do jadania w towarzystwie, do czego przyznaj� si� bez opor�w, a mo�liwe tak�e, i� moje upodobanie do samotno�ci w tych okazjach pochodzi z okresu p�niejszego i ma �cis�y zwi�zek z upodobaniem do lektury. Przez �adne par� lat, kiedy moje dzieci by�y jeszcze ma�e, poczyta� ksi��k� mog�am wy��cznie przy jedzeniu. Jedyne prawo, jakiego mi nie odmawiano, to prawo do po�ywienia, jada�, nie by�o si�y, od czasu do czasu musia�am, a trudno z widelcem i no�em w r�ku zamiata� pod�og�, zabawia� dziecko, kre�li� czy robi� zakupy. Wykorzystywa�am te chwile na czytanie i nie b�d� ukrywa�, �e stara�am si� je�� w mo�liwie wolnym tempie. Po czym wesz�o mi w na��g i pozosta�o na zawsze. Z okresu dzieci�stwa pochodzi�o tak�e jedno do�wiadczenie osobiste, kt�re nie wiadomo dlaczego pomin�am. A pewnie, �e stanowi ma�o wa�n� drobnostk�, ale z jakich� tajemniczych powod�w pami�tam je doskonale do tej pory, wi�c mo�e gdzie�, w jakie� kom�rki, zapad�o. Ka�da przyczyna daje jaki� skutek, ciekawe, co te� mog�a wywo�a� akurat ta jedna� Moja matka dba�a o towarzystwo jedynaczki i postanowi�a sama wybiera� mi przyjaci�ki. Nie z ka�dym mog�am si� bawi�. Wskaza�a jedn� dziewczynk� jako odpowiedni�, zgodzi�am si� na ni� pos�usznie, chocia� sama serca do niej nie mia�am. Dziewczynka by�a nieco starsza ode mnie. No i zaraz przy pierwszej zabawie wyb�r okaza� si� nie najszcz�liwszy, owa dziewczynka bowiem r�bn�a m�otkiem w plecy drug�, m�odsz�, chc�c na niej wymusi� pos�uch i karz�c za grymasy. Poczu�am si� wstrz��ni�ta, bo nie przywyk�am do przemocy fizycznej, i oceni�am czyn jako szczyt niegrzeczno�ci. Pop�dzi�am do matki zwierzy� si� z prze�ycia, rezultat za� by� taki, �e moja matka porzuci�a wszelk� my�l o dobieraniu mi przyjaci�ek i kole�anek i nie wtr�ca�a si� do nich aktywnie ju� nigdy wi�cej. Najwy�ej wypowiada�a swoj� opini� tak jakby w przestrze�. Zaniedba�am tak�e Tomir�. Teresa po�lubi�a Tadeusza, kiedy mia�am osiem lat, rodziny pozna�y si� wzajemnie. Tadeusz mia� starsz� siostr�, ta siostra za� dwie c�rki, Zosi� i Tonie. R�nica wieku mi�dzy nimi wynosi�a trzyna�cie lat, Zosia by�a starsza. Czteroletnia w�wczas Tomira odznaczy�a si� osobliwo�ci�, do dzi� przez wszystkich zapami�tan�. Mieszkali na �oliborzu, by�y�my tam z wizyt� obie, Teresa i ja. Tomira bawi�a si� w ogr�dku w jaki� bardzo ruchliwy spos�b, starsza od niej o pi�� lat, nie bra�am w zabawie udzia�u, siedzia�am na �awce, Teresa chyba obok, by� tam kto� jeszcze. Tomira porzuci�a nagle zabaw� i podesz�a do nas. � Zm�czy�am si� � oznajmi�a w tonie zwierzenia. � Musz� pobiega�. I rzeczywi�cie zacz�a biega� z jednego ko�ca ogr�dka w drugi. Niezwyk�o�� tego rodzaju wypoczynku dotar�a do mnie i niejeden raz p�niej, kiedy kto� m�wi�, �e si� zm�czy�, odpowiada�am pod nosem: � I co, musisz pobiega�? Nic dziwnego, �e uwa�ano mnie za jednostk� o umy�le niekoniecznie zr�wnowa�onym. Z dzieci�stwa pochodzi tak�e pogl�d na rogi. Nie jelenie albo krowie, tylko ulic, innymi s�owy skrzy�owania, tym mianem okre�lane. Nic gorszego, ni� stercze� na rogu ulicy, dno upadku, szczeg�lnie w towarzystwie ch�opaka. Przekonanie o niestosowno�ci takiego post�powania zakorzeni�o si� we mnie tak dok�adnie, �e przez ca�e dzieci�stwo i wczesn� m�odo�� mia�am same k�opoty. Wraca�am, na przyk�ad, ze szko�y, ch�opak, zwyczajny kolega z klasy, szed� ze mn�, bo mieszka� w pobli�u, na ostatnim rogu rozchodzili�my si� w dwie r�ne strony. Rozmawia�am z nim po drodze, oczywi�cie, dlaczego nie, zazwyczaj o sprawach szkolnych, i na tym ostatnim rogu nast�powa�o nieszcz�cie. Trudno urwa� pogaw�dk� w p� s�owa, wymieniali�my ostatnie zdania stoj�c na rogu i ziemia gryz�a mnie w zel�wki. Cierp�am w sobie. �ypa�am nerwowo okiem, czy mnie nikt nie widzi, traci�am w�tek rozmowy, wylatywa�a mi z pami�ci tabliczka mno�enia, ch�opak nie m�g� zrozumie�, co mi si� nagle sta�o i dlaczego zaczyna�am si� tak okropnie �pieszy�. Reasumuj�c, r�g pada� mi na m�zg i trwa�o to ca�e lata. To si� nazywa�o, �e by�am dobrze wychowana. Wymagania mia�am r�wnie�. Znacznie p�niej wst�pne kroki podrywcze rozpocz�� obcy m�odzieniec w ogonku do kina. Sposoby zdobywania bilet�w w powojennych czasach ju� opisa�am i nie b�d� ich powtarza�, ale wszyscy widz�, �e znajomo�ci nawi�zywa�o si� przy tych okazjach �atwo. Ch�opak mi si� nawet spodoba�, prawie gotowa by�am zrezygnowa� ze sztywnego oporu, bilety kupowali�my r�wnocze�nie i na widowni siedzia� obok mnie, na ekranie sz�a kronika, pokazywali �agl�wki na jeziorze i ch�opak skomentowa� widok. � To przyjemno�� tak p�ywa� � rzek�. � Pogoda i taki wiater� No i tym wiaterem wyko�czy� si� z miejsca. Po sko�czeniu seansu postara�am si� czym pr�dzej znikn�� mu z oczu, m�g� sobie by� najpi�kniejszy na �wiecie, ale w�asnym j�zykiem m�wi� nie umia�. Odpada� w przedbiegach. Cofn� si� jeszcze do chwil dzieci�stwa, bo przeoczy�am tak�e utw�r literacki. Napisa�am go pod koniec wojny, a zaczyna� si� nast�puj�cymi s�owami: �Umar�am i ku w�asnemu zdumieniu posz�am prosto do nieba�. Zacytowa� dalszego ci�gu nie zdo�am, bo orygina� zgin�� mi ju� dawno i posiadam tylko przer�bk�, ale pami�tam tre��. Posz�am do tego nieba, razem za mn� za� znalaz�o si� tam mn�stwo ludzi, tak samo zdumionych. Tryb �ycia w niebiosach od razu okaza� si� ustabilizowany, ka�dy dzionek zaczyna� si� o sz�stej rano, w charakterze budzika wyst�powa� przera�liwy jazgot rajskich ptak�w, odbywa�a si� zbiorowa modlitwa i �niadanko. Na �niadanko podawano kaszk� mann� bez soli. Potem by�o nabo�e�stwo, a po nabo�e�stwie wszyscy gromadzili si� w celu �piewania nabo�nych pie�ni, anio� pilnowa� porz�dku i dyrygowa� ch�rem. Po pie�niach nast�powa� obiad, kt�rego menu nie ulega�o zmianie, dzie� w dzie� zupka z brukwi, drugiego dania nie pami�tam, mo�e by� to makaron z bia�ym serkiem, na deser za� kompot z rajskich jab�uszek bez cukru, bo rajskie owoce same w sobie zawieraj� s�odycz dostateczn�. Po obiedzie nast�powa�a modlitwa, po niej za� rekreacja. Wszyscy brali si� za r�ce i bawili w k�ko graniaste, albo spacerowali parami po rajskim ogrodzie. Potem by�o nabo�e�stwo wieczorne, potem kolacja z�o�ona ze zbo�owej kawy i razowego chlebka z marmolad� z burak�w, potem zbiorowa modlitwa i o dziewi�tej sz�o si� spa�. W pami�ci utkwi�o mi ostatnie zdanie: ��i wszyscy doszli do wniosku, �e lepsza ju� najgorsza wojna na ziemi ni� ten niebia�ski spok�j�. �ci�le bior�c, nie by�o to ostatnie zdanie, bo nast�powa� po nim akapit wyja�niaj�cy. Kiedy ju� zbawione dusze dosz�y do stanu bez ma�a wariactwa, okaza�o si�, �e wcale to nie by�o niebo, tylko czy�ciec. Cierpieli�my za grzechy, a kar� dodatkow� mia�o by� przekonanie, �e to ju� tak do ko�ca �wiata i na ca�� wieczno��. Do nieba zostaniemy przeniesieni dopiero teraz. Otwarto przed nami wielk� bram�, za kt�r� ukaza�o si� co� tak nieziemsko pi�knego, �e w og�le nie umia�am tego opisa�. Jako osoba ju� ca�kowicie doros�a przerobi�am ten utw�r na s�uchowisko radiowe, konkretyzuj�c osoby i odrobin� zmieniaj�c tre��. Radio tego nagra� nie chcia�o, nie wiem dlaczego, bo s�uchowisko bardzo mi si� podoba do tej pory. Skorzystam z okazji i uszcz�liwi� nim czytelnik�w. Tytu� mia�o zwyczajny: NIEBO. Osoby: RUDA � sza�owy kociak na w�asnym utrzymaniu. PLATYNOWA � kobieta z�amana �yciem, struta z�em, na stanowisku wykwalifikowanej sekretarki. SZPAKOWATA � matka dzieciom, �ona przy m�u, wz�r gospodyni. BRUNET � stuprocentowy m�czyzna w kwiecie wieku, chluba palestry. �YSY � dyrektor powa�nej instytucji w kieracie obowi�zk�w. BLONDYN � dziennikarz z bogatym do�wiadczeniem �yciowym. ANIO� � posta� zaziemska, istota nadprzyrodzona. Miejsce akcji: Cz�� I � powietrze na wysoko�ci od 1.000 do 0 metr�w nad poziomem terenu. Cz�� II � niebo. Cz�� III � ziemia. Czas akcji: Fragment wieczno�ci. Cz�� I S�ycha� r�wnomierny warkot samolotu. PLATYNOWA: � � m�wi� pani, �y� si� odechciewa. SZPAKOWATA: � M�oda pani jeszcze, to w�a�nie mi�dzy lud�mi lepiej� PLATYNOWA (z rozgoryczeniem): � Mi�dzy lud�mi! To w�a�nie najgorsze! Czy pani da wiar�, zaraz potem, jak mnie porzuci�, to trzy noce przep�aka�am, a w dzie� musia�am wygl�da�. Czego ja nie robi�am! Fryzjer, kosmetyczka� pod henn� p�aka�am! SZPAKOWATA: � To podobno na oczy bardzo niezdrowo� PLATYNOWA: � A pewnie, �e niezdrowo. A musia�am by� reprezentacyjna, z zagranicznymi interesantami jakby worek p�k�! SZPAKOWATA: � Niech pani nie narzeka, ja pani m�wi�, �e w tych czterech �cianach to gorzej. Ten jeden raz mi si� uda�o wyrwa� do siostry i sama pani widzi, samolotem wracam! �eby mi Delikates�w nie zamkn�li, bo co ja im dam na kolacj�? Dwa ci�kie westchnienia. SZPAKOWATA (z zazdro�ci�): � Tej to dobrze� PLATYNOWA: � Kt�rej? SZPAKOWATA: � A tej, niech si� pani tak nie odwraca, tej rudej, co siedzi na prawo pod oknem. Za tym brunetem. PLATYNOWA: � A tej! On j� podrywa ju� od startu� SZPAKOWATA (z niech�tnym uznaniem): � Pi�kna para! On czarny, ona ruda� PLATYNOWA: � Te� j� porzuci, nie ma obawy. SZPAKOWATA: � Ale w kolejkach po ciel�cin� nie stoi, prania nie robi. A tu cz�owiek musia�by umrze�, �eby odpocz�� * * * RUDA: � �i tak bez przerwy. To katorga! Nie wolno mi przekroczy� pi��dziesi�ciu pi�ciu kilo, bo strac� posad�. Ju� bym wola�a zestarze� si� i zbrzydn��. Czy pan wie, �e ja jestem bez przerwy g�odna? BRUNET (z uczuciem): � Prosto z lotniska jedziemy na kolacj� RUDA (z oburzeniem): � �ebym uty�a?! BRUNET: � A taniec? Taniec odchudza. Przecie� lubi pani ta�czy�? RUDA (mi�kn�c): � Uwielbiam! BRUNET: � To jest najpi�kniejsza podr� w moim �yciu� * * * BLONDYN: � �pan, widz�, te� w podr�y pracuje? �YSY: � Panie, a czy to mo�na inaczej? Doba za kr�tka, cz�owiek wiecznie jak w kieracie� BLONDYN: � Komu pan to m�wi? Wie pan, �e ju� od paru lat niczego tak nie pragn�, jak odpocz��. Tak si� gdzie� schowa� i nic nie robi�. Nic� �YSY: � A patrz pan na tego faceta. Tego czarnego, przed nami, ko�o tej rudej. Tak mu si� przygl�dam i my�l� sobie, �e mu si� jeszcze chce. Od Szczecina j� podrywa. BLONDYN: � Ja j� znam, to modelka. Widzia� pan jej nogi? �YSY: � Co tam nogi, panie, ja znam tego faceta. To cholernie wzi�ty adwokat, �eby pan wiedzia�, ile on ma roboty! I jeszcze mu si� chce podrywa�! BLONDYN: � No, zdaje si�, �e ju� dolatujemy� Silnik zaczyna �le dzia�a�, przerywa i strzela. BLONDYN (z lekkim niepokojem): � Co ten silnik tak przerywa? Silnik kontynuuje niepokoj�ce odg�osy. SZPAKOWATA: � Niech pani s�ucha, co� si� chyba zepsu�o? RUDA: � O Bo�e, co si� dzieje?! PLATYNOWA: � Spadamy!!! BLONDYN: � Rany boskie, spadamy!!! BRUNET: � Spokojnie, schodzimy do l�dowania� BLONDYN: � Co� pan, z tak� kanonad�?! Jaka� awaria�! PLATYNOWA: � Ratunku�!!! �YSY: � Czekaj pan, pu�� pan do tego okna, ja musz� widzie�, gdzie zlecimy! BLONDYN: � A na choler� to panu, nie wszystko panu jedno?! �YSY: � Nie, bo ja mam katar. �eby nie w wod� R�ne okrzyki, charkoty silnika i tym podobne. �YSY (nerwowo): � S�u�ewiec, wy�cigi� Pu�awska� Wierzbno�!!! Odg�osy, znamionuj�ce niew�tpliw� katastrof�. Cz�� II S�ycha� d�wi�ki niebia�skiej muzyki konkretnej, na tle kt�rej zaczynaj� rozlega� si� nie�mia�e szepty. PLATYNOWA (nieco oszo�omiona): � Co to jest? Ja umar�am? BLONDYN (ponuro): � A co pani my�li? Wszyscy na miejscu, nikt si� nie uratowa�! PLATYNOWA (z niepokojem): � Ale nas gdzie� niesie? Co to znaczy?! * * * �YSY: � Panie, jak pan my�li, gdzie nas tak niesie�? BLONDYN (niepewnie): � A cholera wie, do g�ry, to pewnie do nieba� �YSY: � Panie, co� pan�! Ja jestem partyjny! BLONDYN: � Ciiiicho! Ja te�� Mo�e przeoczyli. Patrz pan, tam pilot leci, pilot chyba te� partyjny�? �YSY: � Zaraz, ale jak to tak� do nieba? Za co?! SZPAKOWATA (stanowczo): � Po takim �yciu na ziemi to powinni�my p�j�� do nieba �ywcem! BLONDYN: � �ywcem to ju� odpada� PLATYNOWA: � Cicho! �YSY (w os�upieniu): � O rany, anio��! ANIO� (pogodnie i d�wi�cznie): � Witam pa�stwa w progach nieba. �wi�ty Piotrze, prosz� otworzy�, mamy nowy turnus� S�ycha� zgrzyt wrzeci�dz�w niebieskich, a nast�pnie wyra�niejsze d�wi�ki niebia�skiej muzyki. PLATYNOWA: � Bo�e. jak tu pi�knie� �YSY: � Niech ja skonam, rajski ogr�d! Patrz pan, faktycznie jeste�my w niebie. Kto by to pomy�la�� BRUNET: � W niebie, z pani�� To zbyt pi�kne� RUDA (wzruszona): � Razem zgin�li�my. Jak romantycznie� * * * ANIO�: � Jeste�my na miejscu. BLONDYN: � Co to jest? Wie� murzy�ska? Pras�owia�ska osada? PLATYNOWA � Chyba co� po�redniego� ANIO�: � Oto chaty, przeznaczone dla pa�stwa. Pokrzepcie snem znu�one dusze, a jutro zbudz� was pienia anielskie i �wiergot rajskich ptak�w. Dzie� rozpoczniecie dzi�kczynn� modlitw�� * * * RUDA (z niesmakiem): � To na tych pryczach mamy spa�? SZPAKOWATA: � Ale� to kamie�, nie prycze! Niech pani pomaca! PLATYNOWA (niepewnie): � Same dusze, to mo�e nie poczuj�� SZPAKOWATA: � Nie wiem, czym ja to czuj�, ale czuj�. Jak pani usi�dzie, to te� pani poczuje� * * * �YSY: � Panie, czy tu aby nie b�dzie przeci�g�w? Te cha�upki jak sito� Ja mam katar! BLONDYN: � Mia� pan katar. Teraz pan jest w niebie, to pan nie ma kataru. �YSY: � A rzeczywi�cie, tak jakby mniej� No to co, chyba idziemy spa�? BLONDYN: � A co innego� Rany boskie, jak tu twardo! Przez chwil� s�ycha� st�kanie i poskrzypywanie prycz. BLONDYN (przyciszonym g�osem): � Patrz pan, co on�? Zwariowa�? �YSY (po chwili): � Mecenasie, co pan robi? BRUNET (nieco zmieszany): � Co? A nie, nic� A wie pan, to dziwne� BLONDYN: � Co dziwne? Co pan tak si� kiwa do tych drzwi tam i z powrotem? Nie mo�e si� pan zdecydowa�? Wyjd� pan wreszcie, my nic nie powiemy. Babka wystrza�owa, warta grzechu� BRUNET: � Kiedy wie pan, nie mog�. Rzeczywi�cie, um�wi�em si� z dziewczyn�, �e si� spotkamy, tak troch� tego� przespacerowa� si� przed snem� I nie mog� wyj��. �YSY (z niepokojem): � Jak to pan nie mo�e? Dlaczego? BRUNET: � Nie wiem. Co� mnie od tych drzwi odpycha. BLONDYN: � Panie, nie strasz pan! Pu�apka�? Czekajcie, ja spr�buj� Prycza skrzypi, s�ycha� kroki BLONDYNA. BLONDYN: � No i co? Wyszed�em, jak pan widzia�. Nic nie przeszkadza�o. BRUNET (nieco z�y): � No a ja nie mog�. �YSY: � To czekaj pan, ja te� spr�buj� Zn�w prycza i kroki. �YSY: � W porz�dku, o co chodzi? Da si� wyj�� i wr�ci�. BRUNET: � Nie rozumiem, co� w tym jest� BLONDYN: � A niech pan mo�e we�mie rozp�d! BRUNET: � Gdzie tu wzi�� rozp�d, miejsca za ma�o� Zaraz, mo�e st�d, we� pan te nogi� S�ycha� dziwny d�wi�k, podobny do �bum�. BRUNET (zd�awionym g�osem): � Rany boskie�! BLONDYN: � Patrz pan, ale go odrzuci�o�! �YSY (zaintrygowany): Co� w tym musi by� A ona? Pan wyjrzy, ona wysz�a? BLONDYN: � Nie, stoi w drzwiach, r�k� macha� Co� pokazuje� * * * PLATYNOWA: � �sama pani widzia�a, �e ja wysz�am. Pi�� razy! RUDA (bardzo zdenerwowana): � Nie rozumiem, co to znaczy� SZPAKOWATA: � Zorientowali si�. Niech ju� pani da spok�j, tu dzia�a nadprzyrodzona si�a. Id�cie panie lepiej spa�, bo nie wiadomo, co jutro b�dzie� * * * Na tle narastaj�cych pie� anielskich, rozlega si� nagle przera�liwy jazgot, skrzeki oraz pianie kogucie. RUDA: � Jezus Mario, co to�?!!! SZPAKOWATA: � Bo�e, co to za d�wi�ki�?! To pewnie znak, �e trzeba wstawa�. Kt�ra godzina? PLATYNOWA: � Nie wiem, nie mam zegarka. Zdaje si�, �e to te rajskie ptaki� RUDA: � Co pani mi si� tak przygl�da? O Bo�e, co to? Pani si� jako� dziwnie zmieni�a! I pani te��! Czy ja te��? PLATYNOWA: � A pewnie, �e pani te�. Niech si� pani poka�e, tu, do �wiat�a� Nie, no, co� cudownego�! (Dostaje ataku histerycznego chichotu.) SZPAKOWATA (krytycznie): � Rzeczywi�cie, do twarzy to pani w tym nie jest. I te w�osy� Jak s�oma. RUDA (wstrz��ni�ta): � Jezus Mario, co ja mam na nogach?! Pepegi�!!! I ten cha�at� Przecie� to zgrzebne p��tno! PLATYNOWA: � Tu si� co� majta pod szyj�� SZPAKOWATA: � Szpagat. Prawdziwy szpagat, tylko ufarbowany na niebiesko� * * * BLONDYN (z zainteresowaniem): � Panie, czy ja te� wygl�dam tak jak pan? Co to jest, to niebieskie? W�r pokutny? �YSY: � Co� pan, w niebie pokutny? Szata niebia�ska! (z �yw� rado�ci�) Panowie, od dziesi�ciu lat nie mia�em jednego w�osa na g�owie, a teraz, prosz�, jaka fryzura! BLONDYN (zgry�liwie): � Na Piasta Ko�odzieja� �YSY: � Mnie tam wszystko jedno, grunt, �e nie jestem �ysy. Panu to nawet z tym �adnie, oczki zosta�y czarne, brewki te�, a tylko w�oski jak s�oma� Co pan tak patrzy? BRUNET: � Ja tu chyba kogo� udusz� Jak ja wygl�dam, jak ma�pa� ANIO� (rado�nie, ale stanowczo): � Do modlitwy, prosz� pa�stwa, do modlitwy! Nie czas na rozmowy� * * * ANIO�: � Teraz udajemy si� do krynicy przemy� oczy i wyp�uka� z�by� RUDA (nie�mia�o): � A reszta�? ANIO�: � Reszta�? RUDA: � No, reszta. Mycie reszty� ANIO� (karc�co): � Reszta niewa�na. W niebie jest czysto i nikt si� nie brudzi. Z krynicy wr�cimy na nabo�e�stwo, po czym b�dzie �niadanie� S�ycha� chlupot i pluski wody. BRUNET: � Rany boskie to l�d a nie woda! �YSY: � Nie mog�, z�by mi �cierp�y� BLONDYN: � P�ucz pan, anio� patrzy�! * * * SZPAKOWATA: � Ciekawe, co tu daj� na �niadanie. Mo�e szynk�? W niebie wszystko jest mo�liwe. PLATYNOWA: � G�odna jestem okropnie. �YSY: � Ja te�� Co to? Mleczna zupka? Jak na wczasach! BLONDYN: � Co� pan, jaka zupka! To jakie� �wi�stwo! Ludzie, co to mo�e by�? SZPAKOWATA: � Kaszka manna. Tylko jaka� inna, jeszcze bardziej bez smaku� Bez soli, a jakby troch� s�odka� PLATYNOWA: � Ju� wiem! To pewnie manna niebieska! Nie, no, to jest przecie� nie do jedzenia! RUDA: � Nie b�d� jad�a tego �wi�stwa. Patrze� na to nie mog�. Przepraszam pa�stwa� S�ycha� okrzyk, znamionuj�cy przera�enie. PLATYNOWA: � Co si� pani sta�o? RUDA: � Nie mog� wsta�!!! ANIO� (pouczaj�co): � Od sto�u wstajemy dopiero po zjedzeniu �niadania� * * * S�ycha� szmer licznych krok�w na �cie�ce. RUDA: � To tak ca�y czas b�dziemy spacerowa� parami? Nie mo�na si� jako� rozej��? BLONDYN: � Wczoraj parami, dzisiaj parami� Wida� tu taki zwyczaj. RUDA: � I codziennie nam ka�� le�e� po obiedzie�? PLATYNOWA: � �le pani le�e�? Trawa przynajmniej mi�kka� RUDA: � Ale ja utyj�! BLONDYN: � Co pani? Na tym niebia�skim wikcie? Kaszka manna na �niadanie, zupka z brukwi na obiad, kawka zbo�owa na kolacj� Jedno mnie tylko ciekawi, co to jest ten ocet siedmiu z�odziei, kt�ry nam daj� na deser. PLATYNOWA: � Kompot z rajskich jab�uszek. Bez cukru. BLONDYN: � Dlaczego bez cukru? PLATYNOWA: � Nie s�ysza� pan? Anio� m�wi�, �e rajskie jab�ka zawieraj� same w sobie wystarczaj�co du�o s�odyczy i nie trzeba ich s�odzi�. SZPAKOWATA: � A to co� na kolacj� to jest marmolada z burak�w. Pami�tam, taka sama by�a za okupacji� �YSY: � Tam z ko�ca podaj�, �e specjalnie nas karmi� lekkostrawnie, �eby nikt nie cierpia� na koszmary senne. BLONDYN: � Daj nam Bo�e jaki koszmar senny dla urozmaicenia, bo przyjdzie oszale� z nud�w. �eby tak by�o cokolwiek do roboty� PLATYNOWA: � Niech pan na to nie liczy. Tu ju� kto� si� zwraca� do anio�a w tej sprawie. KILKA OS�B RAZEM (z zainteresowaniem): � l co? ANIO� (d�wi�cznie i wznio�le): � Praca jest przekle�stwem i kar� za grzech pierworodny, od kt�rego niebo jest uwolnione� * * * S�ycha� brz�k �y�ek i odg�osy jedzenia. �YSY (z najwy�szym wstr�tem): � Nie wiecie pa�stwo, czy w tym niebie to tylko sama brukiew ro�nie? Niedobrze mi si� robi ju� na widok tej zupki. BRUNET (z r�wnym wstr�tem): � Zupka to jeszcze nic, ale ja od dzieci�stwa kaszki manny do ust nie wzi��em. A teraz spr�buj pan nie zje��! Ju� nie m�wi�, �e anio� patrzy, ale przecie� od sto�u si� nie wstanie! SZPAKOWATA (z westchnieniem): � Nadprzyrodzona si�a trzyma. Wiedz�, co robi�, inaczej nikt by nie jad�� RUDA (rozpaczliwie): � A po obiedzie znowu ta potworna cisza i to obrzydliwe le�enie na trawniku, a potem znowu ten ohydny spacer, a potem rekreacja i te koszmarne piosenki� Nie, ja tego nie wytrzymam! PLATYNOWA: � �eby chocia� pozwolili co� zrobi�! No, bodaj g�ow� umy�! RUDA (ponuro): � S�ysza�a pani, w niebie si� nie brudzi� PLATYNOWA (marz�co): � Albo �eby si� co� sta�o! Jaki� cud albo trz�sienie ziemi� BLONDYN (trze�wo): � Ziemi� mamy z g�owy, za daleko, a na cud nie zas�ugujemy. SZPAKOWATA (z odrobin� o�ywienia): � A w�a�nie, wie pan, ten anio� to si� czasem tak patrzy, �e ja zaczynam mie� nadziej� PLATYNOWA: � Jak�? SZPAKOWATA: � �e nas z tego nieba wyrzuc�� PLATYNOWA: � Co pani? Tak bez niczego, bez powodu, nie wyrzuc�. BLONDYN (z nag�ym zainteresowaniem): � Wyrzuc�, powiada pani? To jest my�l! Zaraz, a jakby si� tak postara�? * * * S�ycha� szmer licznych krok�w i ch�ralny �piew: �A kto te choink� zasia� w ciemnym lesie�� BLONDYN (szeptem): � Prosz� pani� Niech pani udaje, �e pani �piewa! Nasz kolega, wie pani, ten poprzednio brunet� �� ci j� ten wiaterek, co nasionka niesie�� PLATYNOWA (szeptem, z przej�ciem): � �w tej co przedtem by�a ruda�? BLONDYN: � W tej, w�a�nie� Zasia� ci j� ten wiaterek� Jeszcze w samolocie, a teraz nawet wi�cej��sionka niesie! A ona, jak pani my�li�? PLATYNOWA: � Co tu my�le�, to wida�. M�wi� panu, nic, tylko wzdycha! BLONDYN (ucieszony): � No w�a�nie! Bo wie pani, tak my�limy, jak by im pom�c. Pani rozumie? Grzech! Wylej� nas na zbity pysk�! PLATYNOWA: � Anio� patrzy! Ch�r �piewa bardziej skocznie: �Uhuha, unii ha, nasza zima z�a!� PLATYNOWA: � �mo�e chocia� na spacerze? Ona si� zamieni z t� pani� za mn�, a pan si� zamieni� Mro�nym �niegiem! �z tym brunetem i b�d� w jednej parze� * * * Szmer krok�w na spacerze. PLATYNOWA (zdenerwowana): � Niech si� pani nie pcha z powrotem! Niech pani idzie spokojnie! Anio� si� zorientuje! RUDA (r�wnie� zdenerwowana): � To nie ja si� pcham, to mnie co� pcha! �YSY (�yczliwie): � No, skacz pan na jego miejsce! BRUNET (zdenerwowany): � Nie mog�, co� mnie zatrzymuje� BLONDYN: � Si��, si���! Pchnij go pan, a ja si� cofn�. Pani poci�gnie� SZPAKOWATA (niezadowolona): � No i co z tego, to nie ja mia�am by� z panem w jednej parze, tylko tamta pani. Niech pani uwa�a, pani tylko zwolni, pani j� pchnie, a pan poci�gnie. No�! PLATYNOWA: � Anio��!!! Szmer krok�w w milczeniu. BLONDYN: � No, o jedno miejsce si� go przepchn�o, zawsze jaki� post�p jest. * * * S�ycha� ch�ry anielskie i w�ciek�y jazgot ptak�w. PLATYNOWA � Zn�w te gawrony! Ja choroby nerwowej dostan� ANIO� (pogodnie i d�wi�cznie): � Do modlitwy! Do modlitwy! �YSY: � �m�dl si� za nami, �by tym cholerom poukr�cam, jak Boga kocham, poukr�cam, �wi�ty Kacprze, m�dl si� za nami� SZPAKOWATA � Nie wiecie pa�stwo, nie da�oby si� ich jako� wytru�? Sz�ste nie cudzo��, si�dme nie kradnij� BLONDYN: � Gdzie tam wytru�, to rajskie, pewnie nic nie �r�, �wi�ta Cecylio, m�dl si� za nami� PLATYNOWA � ��wi�ty Patryku, nas karmi�, to i ten dr�b pewnie te�, m�dl si� za nami� BRUNET: � �wieczne odpoczywanie, racz im da�, Panie, a jakby tak proc� zrobi�? Nie ma kto kawa�ka gumki? Ja nie�le strzelam� �YSY: � �eby� zdech�, cholero, �eby ci ten dzi�b odlecia�, na wieki wiek�w, amen� RUDA: � �przebacz nam nasze grzechy, niech mnie pani pchnie przy �r�de�ku z tej pochy�o�ci� PLATYNOWA � Wleci pani do wody i kataru pani dostanie� RUDA: � ��wi�ta Anastazjo, nie, ju� si� z nim um�wi�am, z�apie mnie i przyci�nie� * * * Szmer krok�w na spacerze. BLONDYN (z niesmakiem): � Nie m�g� pan jej d�u�ej przytrzyma�? Zawsze by�oby bli�ej grzechu� BRUNET (z gorycz�): � Wyrwa�o mi j� z r�k. Do cholery z t� si�� nadprzyrodzon�! SZPAKOWATA � Bo anio� si� akurat odwr�ci� i zauwa�y�. BLONDYN: � Co by tu wykombinowa�? Niech�e pani my�li! SZPAKOWATA � A co pan my�li, �e ja nie my�l�? (tkliwie) Ja bym im nieba przychyli�a� BRUNET (gwa�townie): � Tylko nie nieba�! SZPAKOWATA � �ziemi przychyli�a! Przecie�, niech pan pomy�li, ci dwoje to nasza jedyna nadzieja na ca�� wieczno��! Sam pan widzi, nikt inny z nikim innym nie chce zgrzeszy�. PLATYNOWA (p�g�osem): � Ja si� im te� dziwi�, co oni widz� w sobie w tych cha�atach� (z nadziej�) Ale niech widz�, niech widz�, mo�e co z tego b�dzie� �YSY: � Daj Bo�e. Codziennie mi z�by cierpn� od tej parszywej wody. Chcia�em tylko udawa�, �e p�ucz�, ale jak si� anio� spojrza�� SZPAKOWATA � Prosz� pa�stwa, tam jeden pan z ko�ca m�wi, �e podobno maj� nam zrobi� szkolenie ideologiczne, bo jeste�my za ma�o szcz�liwi. BLONDYN: � Niech zrobi�, rany boskie, niech zrobi�! Mo�e si� trzeba b�dzie czego� nauczy�? �eby tak jakie zaj�cie, wszystko jedno jakie! BRUNET (ponuro): � Ja bym ju� chyba nawet zmywa�. SZPAKOWATA (z westchnieniem): � Pod�og� zapastowa� Pranie zrobi� �YSY: � Te� si� pani zachciewa! �eby chocia� pozwolili drewna na ogie� nanosi� BLONDYN: � Ca�a nadzieja w tych dwojgu, bo inaczej krewa� RUDA (z rozpacz�): � I pomy�le�, �e tak mo�e by� a� do ko�ca �wiata! BLONDYN: � Do jakiego ko�ca �wiata? W niebie pani jest, po ko�cu �wiata nigdzie pani nie przenios�! To ju� tak w niesko�czono��! �YSY (z przestrachem): � Jak to, w niesko�czono��? BLONDYN: � Niesko�czono��. Wie pan, taka �semka w poprzek. Nie uczy� si� pan w szkole matematyki? PLATYNOWA � W poprzek�! Nie, to niemo�liwe! Moi pa�stwo, musimy si� postara�. SZPAKOWATA: � Przecie� sama pani widzi, �e ich od siebie odpycha. PLATYNOWA � Odpycha, bo anio� patrzy. Jakby nie patrzy�� BRUNET: � Ma pani racj�, raz by� odwr�cony ty�em i wtedy przez chwil� nic nie pcha�o� * * * Brz�k �y�ek i odg�osy jedzenia. S�ycha� d�wi�czne klaskanie w d�onie. ANIO�: � Prosz� pa�stwa, dzi� po kolacji prze�yjemy wznios�� chwil�. B�dziemy sobie na g�os rozpami�tywa�, jak �le nam by�o na ziemi, a jak dobrze jest nam w niebie. �YSY (szeptem): � To jest chyba to szkolenie ideologiczne, kt�re nam mieli zrobi� BLONDYN: � Czekaj pan, czekaj, co� mi to przypomina� Co� mi przychodzi do g�owy� Rany boskie!!! �YSY: � O co chodzi? Co si� panu sta�o? BLONDYN (ze zgroz�): � Ja ju� rozumiem. Tych partyjnych te�� Panie, my�my si� dostali, niech ja skonam, do socjalistycznego nieba! Takiego dla Demokracji Ludowych� SZPAKOWATA (marz�co): � �w kolejkach musia�am wystawa�, koszule m�owi musia�am pra�, wann� po dzieciach my�am� �YSY: � Musia�em ci�ko pracowa�. Ci�gle mia�em konferencje, do p�nej nocy. Konferencje, m�j Bo�e�! (rzewnie) Kawka, koniaczek, bryd�yk� (z niesmakiem) Sama rozpusta i te, jak im tam, grzechy� PLATYNOWA: � Musia�am pisa� na maszynie, musia�am za�atwia� korespondencj�, musia�am przyjmowa� interesant�w� Bo�e jedyny, musia�am chodzi� do fryzjera� RUDA: � Do fryzjera�! Do kosmetyczki� Musia�am przymierza� suknie, musia�am pi�knie wygl�da�, musia�am mie� wielbicieli� Ach�! BRUNET (nami�tnie): � Musia�em si� goli� dwa razy dziennie! Dla pani� nawet dwie�cie razy dziennie! Musia�em grzeszy� RUDA (w upojeniu): � Ach, grzeszy� Anio� karc�co klaszcze w d�onie. BLONDYN: � Musia�em pisa� artyku�y, nie dosypia�em, pali�em papierosy� Niszczy�em sobie organizm� O rany, pomy�le� niszczy�em sobie organizm�! �YSY (rozdzieraj�co): � Ach! Niszczy� sobie organizm�! BRUNET (nami�tnie): � Pracowa�, o Bo�e! Drzewo r�ba� BLONDYN: � Kamienie na szosie t�uc� SZPAKOWATA: � Obiad ugotowa� Ciasto upiec, prawdziwe ciasto, w piecu� �YSY: � Przesta� pani z ciastem, bo a� mnie w do�ku �ciska� ANIO� (pogodnie i z entuzjazmem): � A teraz jeste�my w niebie i nic nie musimy robi�! * * * Szmer krok�w na spacerze. PLATYNOWA (tajemniczo): � No to ustalone na dzi� po kolacji. Niech pani szybko zje, �eby pani na tym sto�ku nie trzyma�o. RUDA: � Nie wiem, czy zdo�am prze�kn��, taka jestem zdenerwowana� BRUNET (niespokojnie): � A jak jeszcze co przeszkodzi�? BLONDYN: � Po�piesz si� pan, mo�e nie zd���. Anio�a zajmiemy rozmow�, tak od razu si� nie po�apie. BRUNET: � Chyba �e jeszcze jaka� si�a wy�sza� �YSY: � To ju� pa�ska w tym g�owa, dodaj pan gazu. Na ziemi si� zawsze m�wi�o, �e zgrzeszy� to mo�na raz�dwa�trzy, zanim si� cz�owiek obejrzy� BRUNET (nieco speszony): � Wiecie panowie, szczerze m�wi�c, wola�bym tak jako�� W innych warunkach� Mo�e nieco bardziej kameralnie� BLONDYN: � Trudno, nie ma wyboru. �YSY: � Jak si� cz�owiek troch� uprze, to zgrzeszy w ka�dych warunkach. SZPAKOWATA: � Tylko niech pani nie zawiedzie, kochana moja, ca�a nasza nadzieja w tym waszym grzechu! PLATYNOWA: � Jak pani zobaczy, �e podchodzimy do anio�a, od razu niech pani startuje� * * * Brz�k �y�ek w �miertelnej ciszy. PLATYNOWA (szeptem): � No, niech pan zaczyna! BLONDYN (szeptem): � Uwa�aj pan, za ten krzew� I z biglem� (g�o�no) Prosz� anio�a, co to takiego, tam? O, tam, tam, na tym drzewie? Ptaszek? PLATYNOWA: � Jaki �liczny ptaszek! Prosz� anio�a, co to za ptaszek? SZPAKOWATA: � Ale anio� �le patrzy! Nie tam, tylko tu�! (szeptem) Ty�em go, ty�em� BLONDYN: � O, tu! Taki z ogonem� ANIO�: � To rajski ba�ant.. PLATYNOWA � Ale nie ten. ten drugi! Za listkiem� * * * BRUNET: � Nareszcie, ukochana� RUDA (w�ciek�ym szeptem): � Tu co� k�uje� Do diab�a, nie wytrzymam tego! BRUNET (zirytowany): � Szyszki, cholera� Chod� tu, obok� * * * BLONDYN: � O, teraz si� schowa� za ga��zk�! ANIO�: � Ten z niebieskim czubkiem�? (ze zgroz�) Ach�!!! S�ycha� grzmot i z�owrogie d�wi�ki muzyki konkretnej. * * * RUDA (w�ciek�a): � �nie mo�na go by�o zaj�� chwil� d�u�ej?! PLATYNOWA (te� w�ciek�a): � Ca�� noc go mieli�my zabawia�?! Nie mogli�cie si� po�pieszy�?! To idiota, ten pani fatygant! SZPAKOWATA: � Serce mi zamar�o, jak zobaczy�am, �e si� tam miotaj� dooko�a tego krzaka! Po diab�a on pani� w��czy� z miejsca na miejsce, zamiast si� od razu zabra� do roboty?! RUDA (z furi� i rozpacz�): � A co za kretyn wybra� takie miejsce?! Tam by�o pe�no szyszek! Ja nie jestem z �elaza� * * * BRUNET (w�ciek�y): � �kolanem, cholera, trafi�em na jedn� i a� mi �wieczki w oczach stan�y! BLONDYN: � Co znaczy jedna szyszka w obliczu wieczno�ci! Rozczarowa� mnie pan� �YSY (z rozpacz�): � I nic pan nie zd��y�?! BRUNET (z rozpacz�): � Nic, kompletnie. �eby jeszcze chocia� ze dwie minuty! BLONDYN (ponuro): � No to krewa. Dopiero teraz nas zaczn� pilnowa� �YSY (z nadziej�): � Ale mo�e pan j� chocia� poca�owa�? Mo�e by to wystarczy�o? BRUNET: � Mo�e by i wystarczy�o, ale gdzie cz�owiek mia� g�ow� do kares�w w takiej sytuacji� BLONDYN: � Mo�na powiedzie�, �e wyg�upi� si� pan za ca�� niesko�czono�� * * * PLATYNOWA (ziewa): � O m�j Bo�e, co to taka cisza? j Drogie panie, wstawajcie, co� si� sta�o! Rajskie ptaki dzi� si� wcale nie darty! SZPAKOWATA: � Rzeczywi�cie. Po s�o�cu s�dz�c, to ju� p�no. Co to znaczy? PLATYNOWA (niespokojnie): � Mo�e to ten wasz grzech�? RUDA (przestraszona): � O Bo�e, co teraz b�dzie? S�ycha� klaskanie w d�onie. BLONDYN: � Co si� dzieje? Jaka� draka� �YSY (z nadziej�): � Zaraz, zaraz� Mecenasie, jak to tam jest z tym usi�owaniem�? BRUNET: � Ma pan na my�li usi�owanie pope�nienia przest�pstwa? �YSY: � No w�a�nie� Zgroz� budz�ce d�wi�ki muzyki konkretnej. Nast�pnie martwa cisza, ANIO�: � Po�a�owania godny wypadek� (po chwili, szlochaj�c) Po raz drugi, tu. na tym terenie� Od stworzenia �wiata� Nie doro�li�cie jeszcze do raju� A wi�c� A wi�c id�cie odbywa� pokut�! �YSY (przera�onym szeptem): � Do piek�a�?! ANIO�: � Gorzej! Znacznie gorzej� Cz�� III S�ycha� grzmot, �wist wichru, straszne d�wi�ki muzyki, po czym zapada nag�a cisza. Stopniowo narastaj� odg�osy, charakterystyczne dla r�nych pojazd�w mechanicznych. PLATYNOWA (szeptem): � Co to? BLONDYN: � Gdzie my jeste�my? Nie rozumiem� �YSY (w radosnym zdumieniu): � Niech ja skonam, ludzie, Wierzbno! To tu nas szlag trafi�! A m�wi�em, patrze� przez okno�! RUDA (ol�niona): � Niemo�liwe� To zbyt pi�kne, �eby mog�o by� prawd�� PLATYNOWA (gor�czkowo): � Moi pa�stwo, na lito�� bosk�, id�cie wyko�czy� ten wasz grzech, bo jeszcze nas zabior� z powrotem do nieba� BRUNET: � Pr�dko! Wolna taks�wka, chod� pr�dzej�! SZPAKOWATA: � Mo�e by ich kto dopilnowa�, bo zn�w si� wyg�upi�� Ja nie mog�, tu jest kolejka, pewnie podroby przywie�li� �YSY: � Na ziemi? Co pani�? Ju� ja pani za nich r�cz�! PLATYNOWA: � Przepraszam pan�w, ale �piesz� si� do fryzjera, mia�a przyjecha� delegacja z Madrytu, mo�e jeszcze zd��� �YSY (z nag�ym niepokojem): � Czy aby ten jeden grzech wystarczy�? BLONDYN: � Jaki jeden? My�li pan, �e poprzestan� na jednym? W duchy pan wierzy? Chod� pan! Tu zaraz jest �S�owia�ska�, chod� pan! Zniszczymy sobie organizm�! koniec� Drugiego s�uchowiska, napisanego znacznie p�niej, ju� cytowa� nie b�d�, bo primo, zosta�o nagrane, a secundo, otrzyma�am za nie wyr�nienie na jakim� konkursie. Nosi�o tytu� �Jask�ki� i opiera�o si� na wydarzeniu autentycznym. Nast�pi�o ono w Podg�rzu, gdzie przebywa�y na wakacjach moje dzieci ze swoj� babci� i Lucyn�. Gniazdo jask�cze wypad�o spod okapu, r�bn�o w ziemi� i rozlecia�o si� na drobne kawa�ki. Ocala�y dwa piskl�ta, dwie ma�e jask�eczki, skazane na zag�ad�, bo rodzice nie umieli da� sobie rady z katastrof�, latali dooko�a, wrzeszcz�c rozpaczliwie, i nic poza tym. Moje dzieci dosta�y sza�u, Lucyna rado�nie im dopomog�a, pozbierali ofiary, wymo�cili gniazdko i zacz�li to hodowa�. Podobno odratowa� i wykarmi� piskl� jask�cze jest prawie niemo�liwe, a w ka�dym razie nies�ychanie trudne, nikt z otoczenia nie wierzy� w sukces, co nie przeszkadza�o, �e muchy �apa�a ca�a wie�. Jerzy i Robert nie tylko mieli zaj�cie, ale prze�ywali emocje pot�ne, jask�ki za� jad�y, ros�y, nauczy�y si� lata� i wreszcie pofrun�y na wolno��, dzi�ki czemu s�uchowisko mog�o uzyska� happyend. Lucyna twierdzi�a, i� oba ptaki oswoi�y si�, przywyk�y do opiekun�w i codziennie, a� do odlotu, fruwa�y im nad g�owami, a niekiedy nawet siada�y na oknie cha�upy. Jedno, czego jestem absolutnie pewna i przed czym powinnam wszystkich ostrzec, to to, �e melan� w aneksie pobije wszystkie rekordy, zar�wno czasowo, jak i tematycznie, w przeoczeniach i zapominaniach wykaza�am si� bowiem ogromnym talentem. Za�atwi� najpierw �Energoprojekt�, �eby mi zn�w nie umkn��, a niekt�re wydarzenia i zjawiska by�y wysoce pouczaj�ce. Na marginesie musz� wyzna�, �e mam okropny K�opot z imionami. Pomijaj�c ju� straszliwy t�um Jerzych, teraz widz�, �e zamieszanie wprowadzaj� Tadeusze. Nie mog� ujawnia� nazwisk, bo w ko�cu s� to ludzie �ywi, a nie ka�dy lubi by� wytykany palcami, u�ywam imion i maj� prawo pomyli� si� wszystkim. Wylicz� ich. Jeden Tadeusz to m�j wuj, m�� Teresy. Drugi to m�j kumpel z pracy, para od Ewy. Trzeci, Tadzio, jest to syn mojego przyjaciela Ma�ka. Teraz doskoczy mi czwarty, wsp�pracownik z �Energoprojektu�. Nie pami�tam jego bran�y, chyba konstruktor, na imi� mia� w�a�nie Tadeusz, by� przystojny, sympatyczny, inteligentny i dobrze wychowany, prawie z rzeteln� kindersztub�. Lubi�am go. �adne bicia serca nie wchodzi�y w rachub�, poniewa� m�em i dzieckiem zaj�ta by�am bez reszty, ale zwyczajnie lubi� cz�owieka mog�am. Nie jest wykluczone, �e uczyni� jak�� skromn� pr�b� podrywania, zapewne tak sobie, dla uciechy. Kiedy� wracali�my z pracy przez jaki� skwerek, a mo�e to by�y �azienki, chocia� sk�d �azienki pomi�dzy Krucz� a Gr�jeck��? Wszystko jedno, na tym skwerku usi�owa� mnie poca�owa� i rozumiem, �e tym jednym zdaniem mog� doprowadzi� wsp�czesn� m�odzie� do p�kni�cia ze �miechu. Ale po pierwsze, dzia�o si� to czterdzie�ci lat temu, a po drugie, wyra�nie m�wi�, �e by�am przedwojenna. Przy okazji komunikuj�, i� mia�am na studiach kole�ank�, kt�ra wstydzi�a si� �miertelnie czesa� przy m�czy�nie. Rozpuszczenie w�os�w na ludzkich oczach p�ci odmiennej dla niej chyba czym� gorszym ni� dla konserwatywnej Arabki ods�oni�cie twarzy, wi�c, ostatecznie, rekord�w w tej dziedzinie nie bi�am. Przed poca�unkiem jednak�e cofn�am si� ze zgroz�, �w�e Tadeusz nie upiera� si� wcale, raczej go to rozbawi�o, i powiedzia� do mnie bardzo rozumne s�owa: � Jest pani taka m�oda, �e chyba mog� sobie pozwoli� na udzielenie dobrej rady. Niech pani nigdy nie pokazuje m�czy�nie tej �miertelnej powagi w oczach� Zastosowa�am w �yciu ow� rad�, ale nie w tym rzecz. Podrywanie podrywaniem i powaga powag�, niezale�nie od nich zaprzyja�nieni w jakim� stopniu byli�my i Tadeusz zwierzy� mi si� z przypad�o�ci swojego dzieci�stwa. Przysi�g�abym, �e chowa� si� w nobliwym domu kochaj�cych rodzic�w, tymczasem nic podobnego, nie w �adnych salonach si� kszta�ci�, tylko w rynsztoku. Jego rodzice zgin�li na samym pocz�tku wojny i pozosta� z babk�, star�, niedo��n� i chyba g�upi�. Nie zwraca�a na dziecko uwagi, bystre dziecko za� po�apa�o si� rych�o, �e nie jest dobrze i po�ywienie nale�y zdobywa� metod� wilczego stada. Przysta� do kumpli, nieco starszych i oblatanych �yciowo, doskonale nauczy� si� kra��, wtedy to by�o nawet patriotyczne, bo okradali niemieckie wagony kolejowe, egzystencj� wi�d� raczej uliczn�, p�niej za�, po wojnie, mia� wielkie szans� zosta� bandziorem. Nie spodoba�o mu si� to, nie wiadomo dlaczego. Mia� ochot� si� uczy�, dobrowolnie poszed� do szko�y, dobrowolnie zdobywa� wiedz�, pod�apywa� r�ne roboty, �eby nie umrze� z g�odu, jeszcze karmi� babk�, mo�liwe, �e p�niej dosta� jakie� stypendium, sko�czy� studia i poszed� do pracy, a sk�d mu si� wzi�o autentyczne dobre wychowanie, ci�ko odgadn��. Mo�e sprzed wojny albo te� babcia odruchowo stosowa�a w�a�ciwe metody post�powania i, na przyk�ad, nie umia�a je�� inaczej, jak no�em i widelcem. A mo�e to by�y geny, bo w og�le wywodzi� si� z dobrej rodziny, w ka�dym razie tej z�odziejsko�rynsztokowej przesz�o�ci nikt by si� po nim nie domy�li�. Podrywczych zabieg�w w stosunku do mnie zaniecha� ca�kowicie i przerzuci� si� na kre�lark�, niejak� Wand�, kt�ra mia�a wyj�tkowo pi�kne w�osy. Zachwyci�am si� nimi, nie kryj�c zazdro�ci. � Ach, prosz� pani! � powiedzia�a Wanda. � Rok temu ja by�am prawie zupe�nie �ysa! Zdumia�am si� niedowierzaj�co i poprosi�am o szczeg�y. Wyjawi�a je ch�tnie. Wy�ysia�a po jakiej� chorobie do tego stopnia, �e wi�cej mia�a na g�owie go�ych plack�w ni� w�os�w, a w dodatku te resztki wychodzi�y jej pasmami. Na ca�e gar�cie ju� ich nie starcza�o. Zrozpaczona, pod wp�ywem czyjej� rady, zacz�a smarowa� g�ow� rycyn� i przez rok mia�a zmarnowane wszystkie soboty i niedziele, zabieg wygl�da� bowiem nast�puj�co: w sobot� wieczorem wciera�a w g�ow� ciep�� rycyn� za pomoc� szczotki do z�b�w, raz ko�o razu w ca�� sk�r�, okr�ca�a �eb r�cznikiem i spa�a w tym naboju. W niedziel� rano my�a szcz�tki w�os�w i czeka�a, a� jej wyschn�, bo suszarki stanowi�y luksus w owym czasie niedost�pny. Z zaci�ni�tymi z�bami przetrzyma�a ten rok i skutek by� wstrz�saj�cy, grzywa jej wyros�a jak u tarpana. Przysz�a p�niej chwila, kiedy ruszy�y w dal tak�e i moje w�osy. �adnej ci�kiej choroby nie przechodzi�am, mo�e najwy�ej jakie� drobne dolegliwo�ci, ale w�osy zacz�y mi wy�azi� r�wnie� grubymi Pasmami i przerazi�am si� tym �miertelnie. Nie mia�am ambicji dor�wna� �wczesnemu premierowi. Przypomnia�am sobie o rycynie Wandy, rzuci�am si� na kuracj�, z tym �e nie musia�am marnowa� �adnych sob�t i niedziel, pomijaj�c ju� to, �e co innego rozrywkowe wieczory dla m�odej dziewczyny, a co innego dla matki dzieciom. Potrzebne mi by�o tylko wolne popo�udnie sp�dzone w domu, bo g�upio troch� wychodzi� na ulic� z r�cznikiem na g�owie, trzyma�am mikstur� pi�� godzin albo troch� d�u�ej, potem to my�am i dla odmiany spa�am na wa�kach do kr�cenia, ten za� rodzaj tortury znaj� chyba wszystkie kobiety. Wytrzyma�am trzy miesi�ce, a rezultat by� taki jak u Wandy, przy najgorszym szarpaniu wychodzi� jeden w�osek, czasem dwa. Po paru latach sytuacja si� powt�rzy�a, zn�w si� uczepi�am rycyny i zn�w pomog�a ol�niewaj�co. Autorytatywnie stwierdzam, �e nie istnieje lepsze lekarstwo na w�osy, rycyna dzia�a bezb��dnie i ma tylko dwie wady. Primo, ka�de mycie g�owy, co tydzie�, zabiera cz�owiekowi co najmniej siedem godzin, a secundo, nieszcz�cie dla prawdziwych blondynek, w�osy od niej troch� ciemniej� i wygl�daj� jak odrosty po farbowaniu. Nie �mierdzi to natomiast wcale, wbrew do�� rozpowszechnionym pogl�dom, i zmywa si� bez trudu szamponem i porz�dnie ciep�� wod�. Tam�e, w tym �Energoprojekcie�, wyst�pi�a tak�e sprawa pani Henryki i te� uwa�am j� za do�wiadczenie przydatne ka�demu. Mam nadziej�, �e pani Henryka mi przebaczy. Pani Henryka by�a wdow�, mia�a w�wczas trzydzie�ci dwa lata i pracowa�a jako kre�larka. Zd��y�a si� zahaczy�, kiedy jeszcze kre�larze pracowali na akord, zarabia�a bardzo dobrze i w n�dzy nie �y�a. Prezentowa�a si� za to okropnie. Zaczynaj�c od g�ry, ciemne kr�cone w�osy mia�a uklepane na ciemieniu jako� tak, �e przyp�aszcza�o jej to g�ow� bez ma�a do po�owy, ni�ej za� odstawa�o ko�o uszu, makija�u nie robi�a �adnego, na figurze nosi�a koszmarny, gruby, �wiec�cy fartuch, na nogach grube po�czochy i p�buty na p�askim obcasie z Cedetu i razem wzi�wszy, wygl�da�a jak prowincjonalna nauczycielka, mocno zaniedbana. Zwierzy�a mi si�, �e m��, kt�rym opiekowa�a si� przez kilka lat, by� od niej starszy o trzydzie�ci wiosen i po�lubi�a go nie z nami�tnej mi�o�ci, tylko z szacunku i podziwu. Ba�wochwalczo wielbi�a w nim umys� i charakter, ale przez blisko dziesi�� lat mia�a trudne �ycie, bo okaza�o si�, �e jest chory na raka. Nie mia� si� fizycznych, umiera� d�ugo, do ko�ca nie trac�c zalet wewn�trznych. Zwierzenia dokona�a nie bez powodu. Na jakiej� delegacji pozna�a m�odego faceta, kt�ry jej si� spodoba�. Nic z tego nie wynik�o, ale nagle dokona�a odkrycia. � Wie pani � powiedzia�a ze wzruszeniem i lekkim zak�opotaniem �jak on chwyci� moj� walizk� Ja z tego zupe�nie zg�upia�am, do g�owy mi nie przychodzi�o, �e m�czyzna mo�e nosi� walizki, zawsze ja nosi�am, a jemu to tak �atwo przysz�o, �e mi dech zapar�o� Obie z Danusi�, opisan� ju� wcze�niej, t�, kt�ra posz�a za Egipcjanina, postanowi�y�my znienacka zrobi� z pani Henryki m�od� kobiet�. Broni�a si� par� tygodni, ale wreszcie uleg�a presji. Pogoni�am j� do fryzjera, zosta�a ostrzy�ona i uczesana na Simon�, Danusia polecia�a z ni� do komisu, kupi�y pi�kn� sp�dnic� i eleganckie pantofle, pani Henryka z rozp�du posz�a w zakupach dalej, pomalowa�a si�, wetkn�a w uszy bia�e klipsy i przyby�a do biura. Rozkwit�a z miejsca jak ten r�y kwiat, poniewa� na korytarzu nie pozna�o jej dw�ch facet�w z tej samej Pracowni. � Przecie� to jest pi�kna kobieta! � wykrzykn�� p�niej do mnie jeden z nich w ca�kowitym os�upieniu. Odm�odniawszy o �adne par� lat, przywi�za�a si� do nowego wygl�du zewn�trznego i postanowi�a go utrzyma�. No i na kolejnej delegacji zn�w pozna�a ch�opaka i zn�w przysz�a z tym do mnie. Dygresyjnie pragn� zwr�ci� powszechn� uwag�, �e z wyjawianych mi w tamtych czasach sekret�w przez czterdzie�ci lat nie zdradzi�am ani s�owa. Robi� to dopiero teraz. Czterdzie�ci lat min�o, to ju� chyba przedawnienie�? Wracam do pani Henryki. � Nie wiem, co zrobi� � oznajmi�a. � On si� chyba we mnie zakocha�, na umys� mu pad�o, a ja si� staram jak mog�, ale te� si� zakocha�am. � Bardzo dobrze � pochwali�am. � I co? � No co te� pani, jakie dobrze, on jest ode mnie m�odszy o siedem lat! � A wie o tym? � Nie. My�li, �e te� mam dwadzie�cia pi��, a najwy�ej dwadzie�cia siedem, l nie wiem, co zrobi�. � Da� si� poderwa� � poradzi�am stanowczo. � Przyzna� si� do wieku dopiero, jak on do reszty zwariuje. Pani Henryka zak�opota�a si� sm�tnie. � Ale przecie� on mnie porzuci. Jeszcze pi�� lat i ja b�d� mia�a trzydzie�ci siedem, a on ledwo trzydzie�ci, poleci na m�odsze i co? � I nic. Z g�ry si� pani nastawi na to porzucenie, a zanim co, b�dzie pani szcz�liwa. Ka�d� z nas kto� zawsze mo�e porzuci�, z dwojga z�ego lepiej ju� by� przygotowanym, ni� �eby to nast�pi�o znienacka. Co prze�yjemy, to nasze. Niech si� pani nie wyg�upia, przecie� to ca�kiem tak, jakby pani nie posz�a do kina albo na dansing, bo trzeba b�dzie wyj��! Do pani Henryki argument przem�wi�, zdecydowa�a si� na ch�opaka. Spotka�am j� po nast�pnych �adnych paru latach i dozna�am wielkiej satysfakcji. � Chcia�am pani podzi�kowa� � powiedzia�a ze szczer� wdzi�czno�ci�. � To pani mnie nam�wi�a, on mnie w�a�nie porzuci� � jestem nieszcz�liwa, ale nie szkodzi. Rzeczywi�cie, co prze�y�am, to moje i mia�am kilka pi�knych lat. Na r�kach mnie nosi�. Bez pani bym si� waha�a jak g�upia i nic by z tego nie wysz�o. Teraz si� chyba namy�l� na jednego takiego w �rednim wieku, to ju� nie to, ale zawsze cz�owiek� Straci�am j� z oczu i nie wiem, co si� z ni� dzieje, niemniej potwierdzenie s�uszno�ci w�asnych pogl�d�w ogromnie podnios�o mnie na duchu. Od razu mi si� przypomina nast�pne. Pracowa�a w �Energoprojekcie� tak�e kre�lareczka imieniem Naci�. Dla odmiany pochodzi�a z tak zwanych nizin spo�ecznych i gust mia�a wyrobiony, czerwone plusze z fr�dzlami i z�ocone �yrandole wydawa�y jej si� szczytem urody i elegancji. Co w tym dziwne, to to, �e ubra� si� umia�a bezb��dnie, odzie� od plusz�w oddalona by�a bez ma�a o lata �wietlne, instynkt chyba�? Zagi�a parol na jednego konstruktora, faceta bardzo przystojnego i na wysokim poziomie, zdolnego, z j�zykami i przysz�o�ci�. Szkopu� le�a� w sta�ej podrywce, dziewczynie bardzo pi�knej i na poziomie zbli�onym do niego. Naci� jednak�e mia�a wdzi�k, �licznie ta�czy�a na �y�wach, a w dodatku wiedzia�a, czego chce. � Tyle ode mnie dostanie co brudu za paznokciem � powiadomi�a mnie z zaci�to�ci�. � Musi si� ze mn� o�eni� i zobaczy pani� Zobaczy�am, o�eni� si� rzeczywi�cie, budz�c sensacj� w ca�ym biurze. I zn�w spotka�am Nacie po latach. Wygl�da�a zachwycaj�co i nad wyraz elegancko. � Zrobi�am matur� � wyzna�a. � Bo wie pani, do niego przychodz� znajomi, koledzy, o rany, ja w og�le nie rozumiem, o czym oni m�wi�. Ale niech pani nie my�li, nie jestem taka g�upia, �eby g�b� otwiera�, s�owem si� nie odzywam, tylko si� grzecznie u�miecham i wszyscy uwa�aj�, �e jestem taka inteligentna. Ale nic, daj� sobie rad� coraz lepiej, dziecko mamy, prosz� bardzo, mog� urodzi� jeszcze i drugie� Jako nieoczekiwane skojarzenie staje mi w oczach m�j w�asny syn. Nie, z Naci� i jej pogl�dami nie mia� nic wsp�lnego, przyszed� mi na my�l raczej w zwi�zku z pani� Henryk� i jej pierwotnym uczesaniem. Nie jestem nietoperz i fryzur si� specjalnie nie czepiam, ale modna by�a swymi czasy koafiura na g�upiego Jasia. M�j starszy syn poszed� za mod� i twarzowo mu to nie wypad�o. Naprawd� ci�ko patrze� na w�asne dziecko, je�li ma g�b� absolutnego debila, a tak w�a�nie w tych w�oskach wygl�da�. �agodnie poprosi�am, �eby si� ostrzyg� inaczej, co nie da�o �adnego rezultatu. Poprosi�am energiczniej, te� bez skutku. Zapowiedzia�am wreszcie, �e z tym uczesaniem i z t� g�b� ma nie wraca� do domu. Wr�ci�. O jedenastej wieczorem wygoni�am go na dworzec G��wny, bo tylko tam o tej porze czynny by� fryzjer, zakazuj�c przekroczenia progu. Poszed� nad�ty, zb