8409
Szczegóły |
Tytuł |
8409 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8409 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8409 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8409 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JOANNA CHMIELEWSKA
AUTOBIOGRAFIA
WIECZNA M�ODO��
(ANEKS DO WSZYSTKICH POZOSTA�YCH)
Kad�ub przywi�d�y,
ale dusza m�oda
No dobrze, a czyja si� nie mog� pomyli�? Errare humonum est, a kobieta to
podobno te�
cz�owiek. Przez cholern� �Mari� Malczewskiego wyrwa�am sobie z g�owy resztki
w�os�w,
bo dopiero w wydanej ksi��ce przeczyta�am, co mi si� uda�o napisa�.
Og�lnie bior�c, nie tylko pisuj�, tak�e czytam. R�ne rzeczy. W chwili tworzenia
tamtego
tekstu czyta�am sobie akurat Orzeszkow�, gdzie ustawicznie pl�ta�a si� ta
�Maria�, mo�e to
by�o Nad Niemnem, ��czy Maria ciebie kocha, m�j mi�y, m�j z�oty�� i tak dalej,
po czym
bezmy�lnie zamieni�am �Czaty� Mickiewicza na �Mari� Malczewskiego, za co ze
skruch�
t�uk� g�ow� w pod�og�. Og�uszy�am nawet wydawnictwo.
Oczywist� jest bowiem rzecz�, i� �Z ogrodowej altany wojewoda zdyszany� to s�
�Czaty�,
a nie �Maria�, i ko�ysany na �onie brudny �eb �adnej Marii nie dotyczy. Dziwi�
si�, �e jeszcze
nikt nie zg�osi� protestu, przystrojonego w s�uszne okrzyki oburzenia.
Okropna, skandaliczna i kompromituj�ca pomy�ka z �Mari�� i �Czatami� znajduje
si� w
drugim tomie autobiografii, opiewaj�cym moj� pierwsz� m�odo��. Mi�dzy nami
m�wi�c, ta
ca�a prawda i �cis�o�� ju� mi nosem wysz�y i marz� o bodaj odrobinie fikcji. Ja
sama sobie
r�wnie� nosem wysz�am i zaczynam �ywi� do siebie serdeczny wstr�t oraz
obrzydzenie.
Obawiam si�, �e osoby czytaj�ce r�wnie�, ale im dobrze, bo przymusu czytania
jeszcze u nas
nie ma.
Niemniej kilku sprostowa� i uzupe�nie� bezwzgl�dnie powinnam dokona�.
Pierwsze dotyczy czas�w najdawniejszych. Ten dr�b mianowicie ur�n�� si� wi�niami
ze
spirytusu wcale nie u hrabiego Ro�ciszewskiego, tylko u mojej prababci w To�czy.
Mo�liwe,
�e u hrabiego te�, ale przy rym nie b�d� si� upiera�. Pierwotna informacja by�a
prawdziwa, a
dopiero znacznie p�niej rodzina pokr�ci�a wydarzenia, m�c�c mi w g�owie.
Ponadto wysz�a na jaw przyczyna nieobecno�ci prababci przy stole, kiedy moja
matka i
wujek Piotrek na wy�cigi nabierali �y�k� gor�cego mleka. Ot� prababci nie
bywa�o z regu�y.
Nie pospolitowa�a si� z w�asn� rodzin�, jada�a oddzielnie w swoim pokoju i nie
�adne
ordynarne byle co, tylko wymy�lne smako�yki. Niewiele, ale za to bardzo dobre,
co
za�wiadczy�a Mary�ka, kt�r� spotyka� niekiedy zaszczyt towarzyszenia babci, bo
dla Mary�ki
moja prababcia by�a babci�, przy posi�ku. Pozosta�ych dzieci i wnuk�w pilnowa�
dziadek.
Mo�liwe, �e po prababci odziedziczy�am niech�� do jadania w towarzystwie, do
czego
przyznaj� si� bez opor�w, a mo�liwe tak�e, i� moje upodobanie do samotno�ci w
tych
okazjach pochodzi z okresu p�niejszego i ma �cis�y zwi�zek z upodobaniem do
lektury.
Przez �adne par� lat, kiedy moje dzieci by�y jeszcze ma�e, poczyta� ksi��k�
mog�am
wy��cznie przy jedzeniu. Jedyne prawo, jakiego mi nie odmawiano, to prawo do
po�ywienia,
jada�, nie by�o si�y, od czasu do czasu musia�am, a trudno z widelcem i no�em w
r�ku
zamiata� pod�og�, zabawia� dziecko, kre�li� czy robi� zakupy. Wykorzystywa�am te
chwile
na czytanie i nie b�d� ukrywa�, �e stara�am si� je�� w mo�liwie wolnym tempie.
Po czym
wesz�o mi w na��g i pozosta�o na zawsze.
Z okresu dzieci�stwa pochodzi�o tak�e jedno do�wiadczenie osobiste, kt�re nie
wiadomo
dlaczego pomin�am. A pewnie, �e stanowi ma�o wa�n� drobnostk�, ale z jakich�
tajemniczych powod�w pami�tam je doskonale do tej pory, wi�c mo�e gdzie�, w
jakie�
kom�rki, zapad�o. Ka�da przyczyna daje jaki� skutek, ciekawe, co te� mog�a
wywo�a� akurat
ta jedna�
Moja matka dba�a o towarzystwo jedynaczki i postanowi�a sama wybiera� mi
przyjaci�ki.
Nie z ka�dym mog�am si� bawi�. Wskaza�a jedn� dziewczynk� jako odpowiedni�,
zgodzi�am
si� na ni� pos�usznie, chocia� sama serca do niej nie mia�am. Dziewczynka by�a
nieco starsza
ode mnie. No i zaraz przy pierwszej zabawie wyb�r okaza� si� nie
najszcz�liwszy, owa
dziewczynka bowiem r�bn�a m�otkiem w plecy drug�, m�odsz�, chc�c na niej
wymusi�
pos�uch i karz�c za grymasy. Poczu�am si� wstrz��ni�ta, bo nie przywyk�am do
przemocy
fizycznej, i oceni�am czyn jako szczyt niegrzeczno�ci. Pop�dzi�am do matki
zwierzy� si� z
prze�ycia, rezultat za� by� taki, �e moja matka porzuci�a wszelk� my�l o
dobieraniu mi
przyjaci�ek i kole�anek i nie wtr�ca�a si� do nich aktywnie ju� nigdy wi�cej.
Najwy�ej
wypowiada�a swoj� opini� tak jakby w przestrze�.
Zaniedba�am tak�e Tomir�. Teresa po�lubi�a Tadeusza, kiedy mia�am osiem lat,
rodziny
pozna�y si� wzajemnie. Tadeusz mia� starsz� siostr�, ta siostra za� dwie c�rki,
Zosi� i Tonie.
R�nica wieku mi�dzy nimi wynosi�a trzyna�cie lat, Zosia by�a starsza.
Czteroletnia w�wczas
Tomira odznaczy�a si� osobliwo�ci�, do dzi� przez wszystkich zapami�tan�.
Mieszkali na �oliborzu, by�y�my tam z wizyt� obie, Teresa i ja. Tomira bawi�a
si� w
ogr�dku w jaki� bardzo ruchliwy spos�b, starsza od niej o pi�� lat, nie bra�am w
zabawie
udzia�u, siedzia�am na �awce, Teresa chyba obok, by� tam kto� jeszcze. Tomira
porzuci�a
nagle zabaw� i podesz�a do nas.
� Zm�czy�am si� � oznajmi�a w tonie zwierzenia. � Musz� pobiega�.
I rzeczywi�cie zacz�a biega� z jednego ko�ca ogr�dka w drugi.
Niezwyk�o�� tego rodzaju wypoczynku dotar�a do mnie i niejeden raz p�niej,
kiedy kto�
m�wi�, �e si� zm�czy�, odpowiada�am pod nosem:
� I co, musisz pobiega�?
Nic dziwnego, �e uwa�ano mnie za jednostk� o umy�le niekoniecznie zr�wnowa�onym.
Z dzieci�stwa pochodzi tak�e pogl�d na rogi. Nie jelenie albo krowie, tylko
ulic, innymi
s�owy skrzy�owania, tym mianem okre�lane. Nic gorszego, ni� stercze� na rogu
ulicy, dno
upadku, szczeg�lnie w towarzystwie ch�opaka. Przekonanie o niestosowno�ci
takiego
post�powania zakorzeni�o si� we mnie tak dok�adnie, �e przez ca�e dzieci�stwo i
wczesn�
m�odo�� mia�am same k�opoty. Wraca�am, na przyk�ad, ze szko�y, ch�opak,
zwyczajny kolega
z klasy, szed� ze mn�, bo mieszka� w pobli�u, na ostatnim rogu rozchodzili�my
si� w dwie
r�ne strony. Rozmawia�am z nim po drodze, oczywi�cie, dlaczego nie, zazwyczaj o
sprawach szkolnych, i na tym ostatnim rogu nast�powa�o nieszcz�cie. Trudno
urwa�
pogaw�dk� w p� s�owa, wymieniali�my ostatnie zdania stoj�c na rogu i ziemia
gryz�a mnie w
zel�wki. Cierp�am w sobie. �ypa�am nerwowo okiem, czy mnie nikt nie widzi,
traci�am w�tek
rozmowy, wylatywa�a mi z pami�ci tabliczka mno�enia, ch�opak nie m�g� zrozumie�,
co mi
si� nagle sta�o i dlaczego zaczyna�am si� tak okropnie �pieszy�. Reasumuj�c, r�g
pada� mi na
m�zg i trwa�o to ca�e lata.
To si� nazywa�o, �e by�am dobrze wychowana.
Wymagania mia�am r�wnie�. Znacznie p�niej wst�pne kroki podrywcze rozpocz��
obcy
m�odzieniec w ogonku do kina. Sposoby zdobywania bilet�w w powojennych czasach
ju�
opisa�am i nie b�d� ich powtarza�, ale wszyscy widz�, �e znajomo�ci nawi�zywa�o
si� przy
tych okazjach �atwo. Ch�opak mi si� nawet spodoba�, prawie gotowa by�am
zrezygnowa� ze
sztywnego oporu, bilety kupowali�my r�wnocze�nie i na widowni siedzia� obok
mnie, na
ekranie sz�a kronika, pokazywali �agl�wki na jeziorze i ch�opak skomentowa�
widok.
� To przyjemno�� tak p�ywa� � rzek�. � Pogoda i taki wiater�
No i tym wiaterem wyko�czy� si� z miejsca. Po sko�czeniu seansu postara�am si�
czym
pr�dzej znikn�� mu z oczu, m�g� sobie by� najpi�kniejszy na �wiecie, ale w�asnym
j�zykiem
m�wi� nie umia�. Odpada� w przedbiegach.
Cofn� si� jeszcze do chwil dzieci�stwa, bo przeoczy�am tak�e utw�r literacki.
Napisa�am
go pod koniec wojny, a zaczyna� si� nast�puj�cymi s�owami:
�Umar�am i ku w�asnemu zdumieniu posz�am prosto do nieba�.
Zacytowa� dalszego ci�gu nie zdo�am, bo orygina� zgin�� mi ju� dawno i posiadam
tylko
przer�bk�, ale pami�tam tre��. Posz�am do tego nieba, razem za mn� za� znalaz�o
si� tam
mn�stwo ludzi, tak samo zdumionych. Tryb �ycia w niebiosach od razu okaza� si�
ustabilizowany, ka�dy dzionek zaczyna� si� o sz�stej rano, w charakterze budzika
wyst�powa�
przera�liwy jazgot rajskich ptak�w, odbywa�a si� zbiorowa modlitwa i �niadanko.
Na
�niadanko podawano kaszk� mann� bez soli. Potem by�o nabo�e�stwo, a po
nabo�e�stwie
wszyscy gromadzili si� w celu �piewania nabo�nych pie�ni, anio� pilnowa�
porz�dku i
dyrygowa� ch�rem. Po pie�niach nast�powa� obiad, kt�rego menu nie ulega�o
zmianie, dzie�
w dzie� zupka z brukwi, drugiego dania nie pami�tam, mo�e by� to makaron z
bia�ym
serkiem, na deser za� kompot z rajskich jab�uszek bez cukru, bo rajskie owoce
same w sobie
zawieraj� s�odycz dostateczn�.
Po obiedzie nast�powa�a modlitwa, po niej za� rekreacja. Wszyscy brali si� za
r�ce i bawili
w k�ko graniaste, albo spacerowali parami po rajskim ogrodzie. Potem by�o
nabo�e�stwo
wieczorne, potem kolacja z�o�ona ze zbo�owej kawy i razowego chlebka z marmolad�
z
burak�w, potem zbiorowa modlitwa i o dziewi�tej sz�o si� spa�. W pami�ci utkwi�o
mi
ostatnie zdanie:
��i wszyscy doszli do wniosku, �e lepsza ju� najgorsza wojna na ziemi ni� ten
niebia�ski
spok�j�.
�ci�le bior�c, nie by�o to ostatnie zdanie, bo nast�powa� po nim akapit
wyja�niaj�cy. Kiedy
ju� zbawione dusze dosz�y do stanu bez ma�a wariactwa, okaza�o si�, �e wcale to
nie by�o
niebo, tylko czy�ciec. Cierpieli�my za grzechy, a kar� dodatkow� mia�o by�
przekonanie, �e
to ju� tak do ko�ca �wiata i na ca�� wieczno��. Do nieba zostaniemy przeniesieni
dopiero
teraz. Otwarto przed nami wielk� bram�, za kt�r� ukaza�o si� co� tak nieziemsko
pi�knego, �e
w og�le nie umia�am tego opisa�.
Jako osoba ju� ca�kowicie doros�a przerobi�am ten utw�r na s�uchowisko radiowe,
konkretyzuj�c osoby i odrobin� zmieniaj�c tre��. Radio tego nagra� nie chcia�o,
nie wiem
dlaczego, bo s�uchowisko bardzo mi si� podoba do tej pory. Skorzystam z okazji i
uszcz�liwi� nim czytelnik�w. Tytu� mia�o zwyczajny: NIEBO.
Osoby:
RUDA � sza�owy kociak na w�asnym utrzymaniu.
PLATYNOWA � kobieta z�amana �yciem, struta z�em, na stanowisku
wykwalifikowanej sekretarki.
SZPAKOWATA � matka dzieciom, �ona przy m�u, wz�r gospodyni.
BRUNET � stuprocentowy m�czyzna w kwiecie wieku, chluba palestry.
�YSY � dyrektor powa�nej instytucji w kieracie obowi�zk�w.
BLONDYN � dziennikarz z bogatym do�wiadczeniem �yciowym.
ANIO� � posta� zaziemska, istota nadprzyrodzona.
Miejsce akcji:
Cz�� I � powietrze na wysoko�ci od 1.000 do 0 metr�w nad poziomem terenu.
Cz�� II � niebo.
Cz�� III � ziemia.
Czas akcji:
Fragment wieczno�ci.
Cz�� I
S�ycha� r�wnomierny warkot samolotu.
PLATYNOWA: � � m�wi� pani, �y� si� odechciewa.
SZPAKOWATA: � M�oda pani jeszcze, to w�a�nie mi�dzy lud�mi lepiej�
PLATYNOWA (z rozgoryczeniem): � Mi�dzy lud�mi! To w�a�nie najgorsze! Czy
pani da wiar�, zaraz potem, jak mnie porzuci�, to trzy noce
przep�aka�am, a w dzie� musia�am wygl�da�. Czego ja nie
robi�am! Fryzjer, kosmetyczka� pod henn� p�aka�am!
SZPAKOWATA: � To podobno na oczy bardzo niezdrowo�
PLATYNOWA: � A pewnie, �e niezdrowo. A musia�am by� reprezentacyjna, z
zagranicznymi interesantami jakby worek p�k�!
SZPAKOWATA: � Niech pani nie narzeka, ja pani m�wi�, �e w tych czterech
�cianach to gorzej. Ten jeden raz mi si� uda�o wyrwa� do
siostry i sama pani widzi, samolotem wracam! �eby mi
Delikates�w nie zamkn�li, bo co ja im dam na kolacj�?
Dwa ci�kie westchnienia.
SZPAKOWATA (z zazdro�ci�): � Tej to dobrze�
PLATYNOWA: � Kt�rej?
SZPAKOWATA: � A tej, niech si� pani tak nie odwraca, tej rudej, co siedzi na
prawo pod oknem. Za tym brunetem.
PLATYNOWA: � A tej! On j� podrywa ju� od startu�
SZPAKOWATA (z niech�tnym uznaniem): � Pi�kna para! On czarny, ona ruda�
PLATYNOWA: � Te� j� porzuci, nie ma obawy.
SZPAKOWATA: � Ale w kolejkach po ciel�cin� nie stoi, prania nie robi. A tu
cz�owiek musia�by umrze�, �eby odpocz��
* * *
RUDA: � �i tak bez przerwy. To katorga! Nie wolno mi przekroczy�
pi��dziesi�ciu pi�ciu kilo, bo strac� posad�. Ju� bym wola�a
zestarze� si� i zbrzydn��. Czy pan wie, �e ja jestem bez
przerwy g�odna?
BRUNET (z uczuciem): � Prosto z lotniska jedziemy na kolacj�
RUDA (z oburzeniem): � �ebym uty�a?!
BRUNET: � A taniec? Taniec odchudza. Przecie� lubi pani ta�czy�?
RUDA (mi�kn�c): � Uwielbiam!
BRUNET: � To jest najpi�kniejsza podr� w moim �yciu�
* * *
BLONDYN: � �pan, widz�, te� w podr�y pracuje?
�YSY: � Panie, a czy to mo�na inaczej? Doba za kr�tka, cz�owiek
wiecznie jak w kieracie�
BLONDYN: � Komu pan to m�wi? Wie pan, �e ju� od paru lat niczego tak
nie pragn�, jak odpocz��. Tak si� gdzie� schowa� i nic nie
robi�. Nic�
�YSY: � A patrz pan na tego faceta. Tego czarnego, przed nami, ko�o
tej rudej. Tak mu si� przygl�dam i my�l� sobie, �e mu si�
jeszcze chce. Od Szczecina j� podrywa.
BLONDYN: � Ja j� znam, to modelka. Widzia� pan jej nogi?
�YSY: � Co tam nogi, panie, ja znam tego faceta. To cholernie wzi�ty
adwokat, �eby pan wiedzia�, ile on ma roboty! I jeszcze mu
si� chce podrywa�!
BLONDYN: � No, zdaje si�, �e ju� dolatujemy�
Silnik zaczyna �le dzia�a�, przerywa i strzela.
BLONDYN (z lekkim niepokojem): � Co ten silnik tak przerywa?
Silnik kontynuuje niepokoj�ce odg�osy.
SZPAKOWATA: � Niech pani s�ucha, co� si� chyba zepsu�o?
RUDA: � O Bo�e, co si� dzieje?!
PLATYNOWA: � Spadamy!!!
BLONDYN: � Rany boskie, spadamy!!!
BRUNET: � Spokojnie, schodzimy do l�dowania�
BLONDYN: � Co� pan, z tak� kanonad�?! Jaka� awaria�!
PLATYNOWA: � Ratunku�!!!
�YSY: � Czekaj pan, pu�� pan do tego okna, ja musz� widzie�, gdzie
zlecimy!
BLONDYN: � A na choler� to panu, nie wszystko panu jedno?!
�YSY: � Nie, bo ja mam katar. �eby nie w wod�
R�ne okrzyki, charkoty silnika i tym podobne.
�YSY (nerwowo): � S�u�ewiec, wy�cigi� Pu�awska� Wierzbno�!!!
Odg�osy, znamionuj�ce niew�tpliw� katastrof�.
Cz�� II
S�ycha� d�wi�ki niebia�skiej muzyki konkretnej, na tle kt�rej zaczynaj�
rozlega� si� nie�mia�e szepty.
PLATYNOWA (nieco oszo�omiona): � Co to jest? Ja umar�am?
BLONDYN (ponuro): � A co pani my�li? Wszyscy na miejscu, nikt si� nie uratowa�!
PLATYNOWA (z niepokojem): � Ale nas gdzie� niesie? Co to znaczy?!
* * *
�YSY: � Panie, jak pan my�li, gdzie nas tak niesie�?
BLONDYN (niepewnie): � A cholera wie, do g�ry, to pewnie do nieba�
�YSY: � Panie, co� pan�! Ja jestem partyjny!
BLONDYN: � Ciiiicho! Ja te�� Mo�e przeoczyli. Patrz pan, tam pilot leci,
pilot chyba te� partyjny�?
�YSY: � Zaraz, ale jak to tak� do nieba? Za co?!
SZPAKOWATA (stanowczo): � Po takim �yciu na ziemi to powinni�my p�j��
do nieba �ywcem!
BLONDYN: � �ywcem to ju� odpada�
PLATYNOWA: � Cicho!
�YSY (w os�upieniu): � O rany, anio��!
ANIO� (pogodnie i d�wi�cznie): � Witam pa�stwa w progach nieba. �wi�ty
Piotrze, prosz� otworzy�, mamy nowy turnus�
S�ycha� zgrzyt wrzeci�dz�w niebieskich, a nast�pnie wyra�niejsze d�wi�ki
niebia�skiej muzyki.
PLATYNOWA: � Bo�e. jak tu pi�knie�
�YSY: � Niech ja skonam, rajski ogr�d! Patrz pan, faktycznie
jeste�my w niebie. Kto by to pomy�la��
BRUNET: � W niebie, z pani�� To zbyt pi�kne�
RUDA (wzruszona): � Razem zgin�li�my. Jak romantycznie�
* * *
ANIO�: � Jeste�my na miejscu.
BLONDYN: � Co to jest? Wie� murzy�ska? Pras�owia�ska osada?
PLATYNOWA � Chyba co� po�redniego�
ANIO�: � Oto chaty, przeznaczone dla pa�stwa. Pokrzepcie snem
znu�one dusze, a jutro zbudz� was pienia anielskie i �wiergot
rajskich ptak�w. Dzie� rozpoczniecie dzi�kczynn�
modlitw��
* * *
RUDA (z niesmakiem): � To na tych pryczach mamy spa�?
SZPAKOWATA: � Ale� to kamie�, nie prycze! Niech pani pomaca!
PLATYNOWA (niepewnie): � Same dusze, to mo�e nie poczuj��
SZPAKOWATA: � Nie wiem, czym ja to czuj�, ale czuj�. Jak pani usi�dzie, to
te� pani poczuje�
* * *
�YSY: � Panie, czy tu aby nie b�dzie przeci�g�w? Te cha�upki jak
sito� Ja mam katar!
BLONDYN: � Mia� pan katar. Teraz pan jest w niebie, to pan nie ma kataru.
�YSY: � A rzeczywi�cie, tak jakby mniej� No to co, chyba idziemy
spa�?
BLONDYN: � A co innego� Rany boskie, jak tu twardo! Przez chwil�
s�ycha� st�kanie i poskrzypywanie prycz.
BLONDYN (przyciszonym g�osem): � Patrz pan, co on�? Zwariowa�?
�YSY (po chwili): � Mecenasie, co pan robi?
BRUNET (nieco zmieszany): � Co? A nie, nic� A wie pan, to dziwne�
BLONDYN: � Co dziwne? Co pan tak si� kiwa do tych drzwi tam i z
powrotem? Nie mo�e si� pan zdecydowa�? Wyjd� pan
wreszcie, my nic nie powiemy. Babka wystrza�owa, warta
grzechu�
BRUNET: � Kiedy wie pan, nie mog�. Rzeczywi�cie, um�wi�em si� z
dziewczyn�, �e si� spotkamy, tak troch� tego�
przespacerowa� si� przed snem� I nie mog� wyj��.
�YSY (z niepokojem): � Jak to pan nie mo�e? Dlaczego?
BRUNET: � Nie wiem. Co� mnie od tych drzwi odpycha.
BLONDYN: � Panie, nie strasz pan! Pu�apka�? Czekajcie, ja spr�buj�
Prycza skrzypi, s�ycha� kroki BLONDYNA.
BLONDYN: � No i co? Wyszed�em, jak pan widzia�. Nic nie przeszkadza�o.
BRUNET (nieco z�y): � No a ja nie mog�.
�YSY: � To czekaj pan, ja te� spr�buj�
Zn�w prycza i kroki.
�YSY: � W porz�dku, o co chodzi? Da si� wyj�� i wr�ci�.
BRUNET: � Nie rozumiem, co� w tym jest�
BLONDYN: � A niech pan mo�e we�mie rozp�d!
BRUNET: � Gdzie tu wzi�� rozp�d, miejsca za ma�o� Zaraz, mo�e st�d,
we� pan te nogi�
S�ycha� dziwny d�wi�k, podobny do �bum�.
BRUNET (zd�awionym g�osem): � Rany boskie�!
BLONDYN: � Patrz pan, ale go odrzuci�o�!
�YSY (zaintrygowany): Co� w tym musi by� A ona? Pan wyjrzy, ona wysz�a?
BLONDYN: � Nie, stoi w drzwiach, r�k� macha� Co� pokazuje�
* * *
PLATYNOWA: � �sama pani widzia�a, �e ja wysz�am. Pi�� razy!
RUDA (bardzo zdenerwowana): � Nie rozumiem, co to znaczy�
SZPAKOWATA: � Zorientowali si�. Niech ju� pani da spok�j, tu dzia�a
nadprzyrodzona si�a. Id�cie panie lepiej spa�, bo nie
wiadomo, co jutro b�dzie�
* * *
Na tle narastaj�cych pie� anielskich, rozlega si� nagle przera�liwy jazgot,
skrzeki oraz pianie kogucie.
RUDA: � Jezus Mario, co to�?!!!
SZPAKOWATA: � Bo�e, co to za d�wi�ki�?! To pewnie znak, �e trzeba
wstawa�. Kt�ra godzina?
PLATYNOWA: � Nie wiem, nie mam zegarka. Zdaje si�, �e to te rajskie
ptaki�
RUDA: � Co pani mi si� tak przygl�da? O Bo�e, co to? Pani si� jako�
dziwnie zmieni�a! I pani te��! Czy ja te��?
PLATYNOWA: � A pewnie, �e pani te�. Niech si� pani poka�e, tu, do
�wiat�a� Nie, no, co� cudownego�! (Dostaje ataku
histerycznego chichotu.)
SZPAKOWATA (krytycznie): � Rzeczywi�cie, do twarzy to pani w tym nie
jest. I te w�osy� Jak s�oma.
RUDA (wstrz��ni�ta): � Jezus Mario, co ja mam na nogach?! Pepegi�!!! I ten
cha�at� Przecie� to zgrzebne p��tno!
PLATYNOWA: � Tu si� co� majta pod szyj��
SZPAKOWATA: � Szpagat. Prawdziwy szpagat, tylko ufarbowany na
niebiesko�
* * *
BLONDYN (z zainteresowaniem): � Panie, czy ja te� wygl�dam tak jak pan? Co to
jest, to niebieskie? W�r pokutny?
�YSY: � Co� pan, w niebie pokutny? Szata niebia�ska! (z �yw�
rado�ci�) Panowie, od dziesi�ciu lat nie mia�em jednego
w�osa na g�owie, a teraz, prosz�, jaka fryzura!
BLONDYN (zgry�liwie): � Na Piasta Ko�odzieja�
�YSY: � Mnie tam wszystko jedno, grunt, �e nie jestem �ysy. Panu to
nawet z tym �adnie, oczki zosta�y czarne, brewki te�, a tylko
w�oski jak s�oma� Co pan tak patrzy?
BRUNET: � Ja tu chyba kogo� udusz� Jak ja wygl�dam, jak ma�pa�
ANIO� (rado�nie, ale stanowczo): � Do modlitwy, prosz� pa�stwa, do modlitwy!
Nie czas na rozmowy�
* * *
ANIO�: � Teraz udajemy si� do krynicy przemy� oczy i wyp�uka�
z�by�
RUDA (nie�mia�o): � A reszta�?
ANIO�: � Reszta�?
RUDA: � No, reszta. Mycie reszty�
ANIO� (karc�co): � Reszta niewa�na. W niebie jest czysto i nikt si� nie brudzi.
Z
krynicy wr�cimy na nabo�e�stwo, po czym b�dzie
�niadanie� S�ycha� chlupot i pluski wody.
BRUNET: � Rany boskie to l�d a nie woda!
�YSY: � Nie mog�, z�by mi �cierp�y�
BLONDYN: � P�ucz pan, anio� patrzy�!
* * *
SZPAKOWATA: � Ciekawe, co tu daj� na �niadanie. Mo�e szynk�? W niebie
wszystko jest mo�liwe.
PLATYNOWA: � G�odna jestem okropnie.
�YSY: � Ja te�� Co to? Mleczna zupka? Jak na wczasach!
BLONDYN: � Co� pan, jaka zupka! To jakie� �wi�stwo! Ludzie, co to
mo�e by�?
SZPAKOWATA: � Kaszka manna. Tylko jaka� inna, jeszcze bardziej bez
smaku� Bez soli, a jakby troch� s�odka�
PLATYNOWA: � Ju� wiem! To pewnie manna niebieska! Nie, no, to jest
przecie� nie do jedzenia!
RUDA: � Nie b�d� jad�a tego �wi�stwa. Patrze� na to nie mog�.
Przepraszam pa�stwa�
S�ycha� okrzyk, znamionuj�cy przera�enie.
PLATYNOWA: � Co si� pani sta�o?
RUDA: � Nie mog� wsta�!!!
ANIO� (pouczaj�co): � Od sto�u wstajemy dopiero po zjedzeniu �niadania�
* * *
S�ycha� szmer licznych krok�w na �cie�ce.
RUDA: � To tak ca�y czas b�dziemy spacerowa� parami? Nie mo�na
si� jako� rozej��?
BLONDYN: � Wczoraj parami, dzisiaj parami� Wida� tu taki zwyczaj.
RUDA: � I codziennie nam ka�� le�e� po obiedzie�?
PLATYNOWA: � �le pani le�e�? Trawa przynajmniej mi�kka�
RUDA: � Ale ja utyj�!
BLONDYN: � Co pani? Na tym niebia�skim wikcie? Kaszka manna na
�niadanie, zupka z brukwi na obiad, kawka zbo�owa na
kolacj� Jedno mnie tylko ciekawi, co to jest ten ocet
siedmiu z�odziei, kt�ry nam daj� na deser.
PLATYNOWA: � Kompot z rajskich jab�uszek. Bez cukru.
BLONDYN: � Dlaczego bez cukru?
PLATYNOWA: � Nie s�ysza� pan? Anio� m�wi�, �e rajskie jab�ka zawieraj�
same w sobie wystarczaj�co du�o s�odyczy i nie trzeba ich
s�odzi�.
SZPAKOWATA: � A to co� na kolacj� to jest marmolada z burak�w. Pami�tam,
taka sama by�a za okupacji�
�YSY: � Tam z ko�ca podaj�, �e specjalnie nas karmi� lekkostrawnie,
�eby nikt nie cierpia� na koszmary senne.
BLONDYN: � Daj nam Bo�e jaki koszmar senny dla urozmaicenia, bo
przyjdzie oszale� z nud�w. �eby tak by�o cokolwiek do
roboty�
PLATYNOWA: � Niech pan na to nie liczy. Tu ju� kto� si� zwraca� do anio�a
w tej sprawie.
KILKA OS�B RAZEM (z zainteresowaniem): � l co?
ANIO� (d�wi�cznie i wznio�le): � Praca jest przekle�stwem i kar� za grzech
pierworodny, od kt�rego niebo jest uwolnione�
* * *
S�ycha� brz�k �y�ek i odg�osy jedzenia.
�YSY (z najwy�szym wstr�tem): � Nie wiecie pa�stwo, czy w tym niebie to tylko
sama brukiew ro�nie? Niedobrze mi si� robi ju� na widok tej
zupki.
BRUNET (z r�wnym wstr�tem): � Zupka to jeszcze nic, ale ja od dzieci�stwa kaszki
manny do ust nie wzi��em. A teraz spr�buj pan nie zje��! Ju�
nie m�wi�, �e anio� patrzy, ale przecie� od sto�u si� nie
wstanie!
SZPAKOWATA (z westchnieniem): � Nadprzyrodzona si�a trzyma. Wiedz�, co
robi�, inaczej nikt by nie jad��
RUDA (rozpaczliwie): � A po obiedzie znowu ta potworna cisza i to obrzydliwe
le�enie na trawniku, a potem znowu ten ohydny spacer, a
potem rekreacja i te koszmarne piosenki� Nie, ja tego nie
wytrzymam!
PLATYNOWA: � �eby chocia� pozwolili co� zrobi�! No, bodaj g�ow�
umy�!
RUDA (ponuro): � S�ysza�a pani, w niebie si� nie brudzi�
PLATYNOWA (marz�co): � Albo �eby si� co� sta�o! Jaki� cud albo trz�sienie
ziemi�
BLONDYN (trze�wo): � Ziemi� mamy z g�owy, za daleko, a na cud nie
zas�ugujemy.
SZPAKOWATA (z odrobin� o�ywienia): � A w�a�nie, wie pan, ten anio� to si�
czasem tak patrzy, �e ja zaczynam mie� nadziej�
PLATYNOWA: � Jak�?
SZPAKOWATA: � �e nas z tego nieba wyrzuc��
PLATYNOWA: � Co pani? Tak bez niczego, bez powodu, nie wyrzuc�.
BLONDYN (z nag�ym zainteresowaniem): � Wyrzuc�, powiada pani? To jest my�l!
Zaraz, a jakby si� tak postara�?
* * *
S�ycha� szmer licznych krok�w i ch�ralny �piew:
�A kto te choink� zasia� w ciemnym lesie��
BLONDYN (szeptem): � Prosz� pani� Niech pani udaje, �e pani �piewa! Nasz
kolega, wie pani, ten poprzednio brunet�
�� ci j� ten wiaterek, co nasionka niesie��
PLATYNOWA (szeptem, z przej�ciem): � �w tej co przedtem by�a ruda�?
BLONDYN: � W tej, w�a�nie� Zasia� ci j� ten wiaterek� Jeszcze w
samolocie, a teraz nawet wi�cej��sionka niesie! A ona, jak
pani my�li�?
PLATYNOWA: � Co tu my�le�, to wida�. M�wi� panu, nic, tylko wzdycha!
BLONDYN (ucieszony): � No w�a�nie! Bo wie pani, tak my�limy, jak by im pom�c.
Pani rozumie? Grzech! Wylej� nas na zbity pysk�!
PLATYNOWA: � Anio� patrzy!
Ch�r �piewa bardziej skocznie: �Uhuha, unii ha, nasza zima z�a!�
PLATYNOWA: � �mo�e chocia� na spacerze? Ona si� zamieni z t� pani� za
mn�, a pan si� zamieni� Mro�nym �niegiem! �z tym
brunetem i b�d� w jednej parze�
* * *
Szmer krok�w na spacerze.
PLATYNOWA (zdenerwowana): � Niech si� pani nie pcha z powrotem! Niech
pani idzie spokojnie! Anio� si� zorientuje!
RUDA (r�wnie� zdenerwowana): � To nie ja si� pcham, to mnie co� pcha!
�YSY (�yczliwie): � No, skacz pan na jego miejsce!
BRUNET (zdenerwowany): � Nie mog�, co� mnie zatrzymuje�
BLONDYN: � Si��, si���! Pchnij go pan, a ja si� cofn�. Pani poci�gnie�
SZPAKOWATA (niezadowolona): � No i co z tego, to nie ja mia�am by� z panem
w jednej parze, tylko tamta pani. Niech pani uwa�a, pani
tylko zwolni, pani j� pchnie, a pan poci�gnie. No�!
PLATYNOWA: � Anio��!!!
Szmer krok�w w milczeniu.
BLONDYN: � No, o jedno miejsce si� go przepchn�o, zawsze jaki� post�p
jest.
* * *
S�ycha� ch�ry anielskie i w�ciek�y jazgot ptak�w.
PLATYNOWA � Zn�w te gawrony! Ja choroby nerwowej dostan�
ANIO� (pogodnie i d�wi�cznie): � Do modlitwy! Do modlitwy!
�YSY: � �m�dl si� za nami, �by tym cholerom poukr�cam, jak Boga
kocham, poukr�cam, �wi�ty Kacprze, m�dl si� za nami�
SZPAKOWATA � Nie wiecie pa�stwo, nie da�oby si� ich jako� wytru�? Sz�ste
nie cudzo��, si�dme nie kradnij�
BLONDYN: � Gdzie tam wytru�, to rajskie, pewnie nic nie �r�, �wi�ta
Cecylio, m�dl si� za nami�
PLATYNOWA � ��wi�ty Patryku, nas karmi�, to i ten dr�b pewnie te�, m�dl
si� za nami�
BRUNET: � �wieczne odpoczywanie, racz im da�, Panie, a jakby tak
proc� zrobi�? Nie ma kto kawa�ka gumki? Ja nie�le
strzelam�
�YSY: � �eby� zdech�, cholero, �eby ci ten dzi�b odlecia�, na wieki
wiek�w, amen�
RUDA: � �przebacz nam nasze grzechy, niech mnie pani pchnie przy
�r�de�ku z tej pochy�o�ci�
PLATYNOWA � Wleci pani do wody i kataru pani dostanie�
RUDA: � ��wi�ta Anastazjo, nie, ju� si� z nim um�wi�am, z�apie
mnie i przyci�nie�
* * *
Szmer krok�w na spacerze.
BLONDYN (z niesmakiem): � Nie m�g� pan jej d�u�ej przytrzyma�? Zawsze by�oby
bli�ej grzechu�
BRUNET (z gorycz�): � Wyrwa�o mi j� z r�k. Do cholery z t� si��
nadprzyrodzon�!
SZPAKOWATA � Bo anio� si� akurat odwr�ci� i zauwa�y�.
BLONDYN: � Co by tu wykombinowa�? Niech�e pani my�li!
SZPAKOWATA � A co pan my�li, �e ja nie my�l�? (tkliwie) Ja bym im nieba
przychyli�a�
BRUNET (gwa�townie): � Tylko nie nieba�!
SZPAKOWATA � �ziemi przychyli�a! Przecie�, niech pan pomy�li, ci dwoje
to nasza jedyna nadzieja na ca�� wieczno��! Sam pan widzi,
nikt inny z nikim innym nie chce zgrzeszy�.
PLATYNOWA (p�g�osem): � Ja si� im te� dziwi�, co oni widz� w sobie w tych
cha�atach� (z nadziej�) Ale niech widz�, niech widz�, mo�e
co z tego b�dzie�
�YSY: � Daj Bo�e. Codziennie mi z�by cierpn� od tej parszywej
wody. Chcia�em tylko udawa�, �e p�ucz�, ale jak si� anio�
spojrza��
SZPAKOWATA � Prosz� pa�stwa, tam jeden pan z ko�ca m�wi, �e podobno
maj� nam zrobi� szkolenie ideologiczne, bo jeste�my za ma�o
szcz�liwi.
BLONDYN: � Niech zrobi�, rany boskie, niech zrobi�! Mo�e si� trzeba
b�dzie czego� nauczy�? �eby tak jakie zaj�cie, wszystko
jedno jakie!
BRUNET (ponuro): � Ja bym ju� chyba nawet zmywa�.
SZPAKOWATA (z westchnieniem): � Pod�og� zapastowa� Pranie zrobi�
�YSY: � Te� si� pani zachciewa! �eby chocia� pozwolili drewna na
ogie� nanosi�
BLONDYN: � Ca�a nadzieja w tych dwojgu, bo inaczej krewa�
RUDA (z rozpacz�): � I pomy�le�, �e tak mo�e by� a� do ko�ca �wiata!
BLONDYN: � Do jakiego ko�ca �wiata? W niebie pani jest, po ko�cu
�wiata nigdzie pani nie przenios�! To ju� tak w
niesko�czono��!
�YSY (z przestrachem): � Jak to, w niesko�czono��?
BLONDYN: � Niesko�czono��. Wie pan, taka �semka w poprzek. Nie
uczy� si� pan w szkole matematyki?
PLATYNOWA � W poprzek�! Nie, to niemo�liwe! Moi pa�stwo, musimy
si� postara�.
SZPAKOWATA: � Przecie� sama pani widzi, �e ich od siebie odpycha.
PLATYNOWA � Odpycha, bo anio� patrzy. Jakby nie patrzy��
BRUNET: � Ma pani racj�, raz by� odwr�cony ty�em i wtedy przez
chwil� nic nie pcha�o�
* * *
Brz�k �y�ek i odg�osy jedzenia. S�ycha� d�wi�czne klaskanie w d�onie.
ANIO�: � Prosz� pa�stwa, dzi� po kolacji prze�yjemy wznios�� chwil�.
B�dziemy sobie na g�os rozpami�tywa�, jak �le nam by�o na
ziemi, a jak dobrze jest nam w niebie.
�YSY (szeptem): � To jest chyba to szkolenie ideologiczne, kt�re nam mieli
zrobi�
BLONDYN: � Czekaj pan, czekaj, co� mi to przypomina� Co� mi
przychodzi do g�owy� Rany boskie!!!
�YSY: � O co chodzi? Co si� panu sta�o?
BLONDYN (ze zgroz�): � Ja ju� rozumiem. Tych partyjnych te�� Panie, my�my si�
dostali, niech ja skonam, do socjalistycznego nieba! Takiego
dla Demokracji Ludowych�
SZPAKOWATA (marz�co): � �w kolejkach musia�am wystawa�, koszule m�owi
musia�am pra�, wann� po dzieciach my�am�
�YSY: � Musia�em ci�ko pracowa�. Ci�gle mia�em konferencje, do
p�nej nocy. Konferencje, m�j Bo�e�! (rzewnie) Kawka,
koniaczek, bryd�yk� (z niesmakiem) Sama rozpusta i te, jak
im tam, grzechy�
PLATYNOWA: � Musia�am pisa� na maszynie, musia�am za�atwia�
korespondencj�, musia�am przyjmowa� interesant�w� Bo�e
jedyny, musia�am chodzi� do fryzjera�
RUDA: � Do fryzjera�! Do kosmetyczki� Musia�am przymierza�
suknie, musia�am pi�knie wygl�da�, musia�am mie�
wielbicieli� Ach�!
BRUNET (nami�tnie): � Musia�em si� goli� dwa razy dziennie! Dla pani� nawet
dwie�cie razy dziennie! Musia�em grzeszy�
RUDA (w upojeniu): � Ach, grzeszy�
Anio� karc�co klaszcze w d�onie.
BLONDYN: � Musia�em pisa� artyku�y, nie dosypia�em, pali�em
papierosy� Niszczy�em sobie organizm� O rany,
pomy�le� niszczy�em sobie organizm�!
�YSY (rozdzieraj�co): � Ach! Niszczy� sobie organizm�!
BRUNET (nami�tnie): � Pracowa�, o Bo�e! Drzewo r�ba�
BLONDYN: � Kamienie na szosie t�uc�
SZPAKOWATA: � Obiad ugotowa� Ciasto upiec, prawdziwe ciasto, w
piecu�
�YSY: � Przesta� pani z ciastem, bo a� mnie w do�ku �ciska�
ANIO� (pogodnie i z entuzjazmem): � A teraz jeste�my w niebie i nic nie musimy
robi�!
* * *
Szmer krok�w na spacerze.
PLATYNOWA (tajemniczo): � No to ustalone na dzi� po kolacji. Niech pani szybko
zje, �eby pani na tym sto�ku nie trzyma�o.
RUDA: � Nie wiem, czy zdo�am prze�kn��, taka jestem
zdenerwowana�
BRUNET (niespokojnie): � A jak jeszcze co przeszkodzi�?
BLONDYN: � Po�piesz si� pan, mo�e nie zd���. Anio�a zajmiemy
rozmow�, tak od razu si� nie po�apie.
BRUNET: � Chyba �e jeszcze jaka� si�a wy�sza�
�YSY: � To ju� pa�ska w tym g�owa, dodaj pan gazu. Na ziemi si�
zawsze m�wi�o, �e zgrzeszy� to mo�na raz�dwa�trzy, zanim
si� cz�owiek obejrzy�
BRUNET (nieco speszony): � Wiecie panowie, szczerze m�wi�c, wola�bym tak
jako�� W innych warunkach� Mo�e nieco bardziej
kameralnie�
BLONDYN: � Trudno, nie ma wyboru.
�YSY: � Jak si� cz�owiek troch� uprze, to zgrzeszy w ka�dych
warunkach.
SZPAKOWATA: � Tylko niech pani nie zawiedzie, kochana moja, ca�a nasza
nadzieja w tym waszym grzechu!
PLATYNOWA: � Jak pani zobaczy, �e podchodzimy do anio�a, od razu niech
pani startuje�
* * *
Brz�k �y�ek w �miertelnej ciszy.
PLATYNOWA (szeptem): � No, niech pan zaczyna!
BLONDYN (szeptem): � Uwa�aj pan, za ten krzew� I z biglem� (g�o�no) Prosz�
anio�a, co to takiego, tam? O, tam, tam, na tym drzewie?
Ptaszek?
PLATYNOWA: � Jaki �liczny ptaszek! Prosz� anio�a, co to za ptaszek?
SZPAKOWATA: � Ale anio� �le patrzy! Nie tam, tylko tu�! (szeptem) Ty�em
go, ty�em�
BLONDYN: � O, tu! Taki z ogonem�
ANIO�: � To rajski ba�ant..
PLATYNOWA � Ale nie ten. ten drugi! Za listkiem�
* * *
BRUNET: � Nareszcie, ukochana�
RUDA (w�ciek�ym szeptem): � Tu co� k�uje� Do diab�a, nie wytrzymam tego!
BRUNET (zirytowany): � Szyszki, cholera� Chod� tu, obok�
* * *
BLONDYN: � O, teraz si� schowa� za ga��zk�!
ANIO�: � Ten z niebieskim czubkiem�? (ze zgroz�) Ach�!!!
S�ycha� grzmot i z�owrogie d�wi�ki muzyki konkretnej.
* * *
RUDA (w�ciek�a): � �nie mo�na go by�o zaj�� chwil� d�u�ej?!
PLATYNOWA (te� w�ciek�a): � Ca�� noc go mieli�my zabawia�?! Nie
mogli�cie si� po�pieszy�?! To idiota, ten pani fatygant!
SZPAKOWATA: � Serce mi zamar�o, jak zobaczy�am, �e si� tam miotaj�
dooko�a tego krzaka! Po diab�a on pani� w��czy� z miejsca na
miejsce, zamiast si� od razu zabra� do roboty?!
RUDA (z furi� i rozpacz�): � A co za kretyn wybra� takie miejsce?! Tam by�o
pe�no
szyszek! Ja nie jestem z �elaza�
* * *
BRUNET (w�ciek�y): � �kolanem, cholera, trafi�em na jedn� i a� mi �wieczki
w
oczach stan�y!
BLONDYN: � Co znaczy jedna szyszka w obliczu wieczno�ci!
Rozczarowa� mnie pan�
�YSY (z rozpacz�): � I nic pan nie zd��y�?!
BRUNET (z rozpacz�): � Nic, kompletnie. �eby jeszcze chocia� ze dwie minuty!
BLONDYN (ponuro): � No to krewa. Dopiero teraz nas zaczn� pilnowa�
�YSY (z nadziej�): � Ale mo�e pan j� chocia� poca�owa�? Mo�e by to
wystarczy�o?
BRUNET: � Mo�e by i wystarczy�o, ale gdzie cz�owiek mia� g�ow� do
kares�w w takiej sytuacji�
BLONDYN: � Mo�na powiedzie�, �e wyg�upi� si� pan za ca��
niesko�czono��
* * *
PLATYNOWA (ziewa): � O m�j Bo�e, co to taka cisza? j Drogie panie,
wstawajcie,
co� si� sta�o! Rajskie ptaki dzi� si� wcale nie darty!
SZPAKOWATA: � Rzeczywi�cie. Po s�o�cu s�dz�c, to ju� p�no. Co to znaczy?
PLATYNOWA (niespokojnie): � Mo�e to ten wasz grzech�?
RUDA (przestraszona): � O Bo�e, co teraz b�dzie? S�ycha� klaskanie w d�onie.
BLONDYN: � Co si� dzieje? Jaka� draka�
�YSY (z nadziej�): � Zaraz, zaraz� Mecenasie, jak to tam jest z tym
usi�owaniem�?
BRUNET: � Ma pan na my�li usi�owanie pope�nienia przest�pstwa?
�YSY: � No w�a�nie� Zgroz� budz�ce d�wi�ki muzyki konkretnej.
Nast�pnie martwa cisza,
ANIO�: � Po�a�owania godny wypadek� (po chwili, szlochaj�c) Po
raz drugi, tu. na tym terenie� Od stworzenia �wiata� Nie
doro�li�cie jeszcze do raju� A wi�c� A wi�c id�cie
odbywa� pokut�!
�YSY (przera�onym szeptem): � Do piek�a�?!
ANIO�: � Gorzej! Znacznie gorzej�
Cz�� III
S�ycha� grzmot, �wist wichru, straszne d�wi�ki muzyki, po czym zapada nag�a
cisza. Stopniowo narastaj� odg�osy, charakterystyczne dla r�nych pojazd�w
mechanicznych.
PLATYNOWA (szeptem): � Co to?
BLONDYN: � Gdzie my jeste�my? Nie rozumiem�
�YSY (w radosnym zdumieniu): � Niech ja skonam, ludzie, Wierzbno! To tu nas
szlag trafi�! A m�wi�em, patrze� przez okno�!
RUDA (ol�niona): � Niemo�liwe� To zbyt pi�kne, �eby mog�o by� prawd��
PLATYNOWA (gor�czkowo): � Moi pa�stwo, na lito�� bosk�, id�cie
wyko�czy� ten wasz grzech, bo jeszcze nas zabior� z
powrotem do nieba�
BRUNET: � Pr�dko! Wolna taks�wka, chod� pr�dzej�!
SZPAKOWATA: � Mo�e by ich kto dopilnowa�, bo zn�w si� wyg�upi�� Ja nie
mog�, tu jest kolejka, pewnie podroby przywie�li�
�YSY: � Na ziemi? Co pani�? Ju� ja pani za nich r�cz�!
PLATYNOWA: � Przepraszam pan�w, ale �piesz� si� do fryzjera, mia�a
przyjecha� delegacja z Madrytu, mo�e jeszcze zd���
�YSY (z nag�ym niepokojem): � Czy aby ten jeden grzech wystarczy�?
BLONDYN: � Jaki jeden? My�li pan, �e poprzestan� na jednym? W duchy
pan wierzy? Chod� pan! Tu zaraz jest �S�owia�ska�, chod�
pan! Zniszczymy sobie organizm�!
koniec�
Drugiego s�uchowiska, napisanego znacznie p�niej, ju� cytowa� nie b�d�, bo
primo,
zosta�o nagrane, a secundo, otrzyma�am za nie wyr�nienie na jakim� konkursie.
Nosi�o tytu�
�Jask�ki� i opiera�o si� na wydarzeniu autentycznym.
Nast�pi�o ono w Podg�rzu, gdzie przebywa�y na wakacjach moje dzieci ze swoj�
babci� i
Lucyn�. Gniazdo jask�cze wypad�o spod okapu, r�bn�o w ziemi� i rozlecia�o si�
na drobne
kawa�ki. Ocala�y dwa piskl�ta, dwie ma�e jask�eczki, skazane na zag�ad�, bo
rodzice nie
umieli da� sobie rady z katastrof�, latali dooko�a, wrzeszcz�c rozpaczliwie, i
nic poza tym.
Moje dzieci dosta�y sza�u, Lucyna rado�nie im dopomog�a, pozbierali ofiary,
wymo�cili
gniazdko i zacz�li to hodowa�. Podobno odratowa� i wykarmi� piskl� jask�cze
jest prawie
niemo�liwe, a w ka�dym razie nies�ychanie trudne, nikt z otoczenia nie wierzy� w
sukces, co
nie przeszkadza�o, �e muchy �apa�a ca�a wie�. Jerzy i Robert nie tylko mieli
zaj�cie, ale
prze�ywali emocje pot�ne, jask�ki za� jad�y, ros�y, nauczy�y si� lata� i
wreszcie pofrun�y
na wolno��, dzi�ki czemu s�uchowisko mog�o uzyska� happyend. Lucyna twierdzi�a,
i� oba
ptaki oswoi�y si�, przywyk�y do opiekun�w i codziennie, a� do odlotu, fruwa�y im
nad
g�owami, a niekiedy nawet siada�y na oknie cha�upy.
Jedno, czego jestem absolutnie pewna i przed czym powinnam wszystkich ostrzec,
to to, �e
melan� w aneksie pobije wszystkie rekordy, zar�wno czasowo, jak i tematycznie, w
przeoczeniach i zapominaniach wykaza�am si� bowiem ogromnym talentem. Za�atwi�
najpierw �Energoprojekt�, �eby mi zn�w nie umkn��, a niekt�re wydarzenia i
zjawiska by�y
wysoce pouczaj�ce.
Na marginesie musz� wyzna�, �e mam okropny K�opot z imionami. Pomijaj�c ju�
straszliwy t�um Jerzych, teraz widz�, �e zamieszanie wprowadzaj� Tadeusze. Nie
mog�
ujawnia� nazwisk, bo w ko�cu s� to ludzie �ywi, a nie ka�dy lubi by� wytykany
palcami,
u�ywam imion i maj� prawo pomyli� si� wszystkim. Wylicz� ich.
Jeden Tadeusz to m�j wuj, m�� Teresy. Drugi to m�j kumpel z pracy, para od Ewy.
Trzeci,
Tadzio, jest to syn mojego przyjaciela Ma�ka. Teraz doskoczy mi czwarty,
wsp�pracownik z
�Energoprojektu�. Nie pami�tam jego bran�y, chyba konstruktor, na imi� mia�
w�a�nie
Tadeusz, by� przystojny, sympatyczny, inteligentny i dobrze wychowany, prawie z
rzeteln�
kindersztub�. Lubi�am go. �adne bicia serca nie wchodzi�y w rachub�, poniewa�
m�em i
dzieckiem zaj�ta by�am bez reszty, ale zwyczajnie lubi� cz�owieka mog�am.
Nie jest wykluczone, �e uczyni� jak�� skromn� pr�b� podrywania, zapewne tak
sobie, dla
uciechy. Kiedy� wracali�my z pracy przez jaki� skwerek, a mo�e to by�y �azienki,
chocia�
sk�d �azienki pomi�dzy Krucz� a Gr�jeck��? Wszystko jedno, na tym skwerku
usi�owa�
mnie poca�owa� i rozumiem, �e tym jednym zdaniem mog� doprowadzi� wsp�czesn�
m�odzie� do p�kni�cia ze �miechu. Ale po pierwsze, dzia�o si� to czterdzie�ci
lat temu, a po
drugie, wyra�nie m�wi�, �e by�am przedwojenna. Przy okazji komunikuj�, i� mia�am
na
studiach kole�ank�, kt�ra wstydzi�a si� �miertelnie czesa� przy m�czy�nie.
Rozpuszczenie
w�os�w na ludzkich oczach p�ci odmiennej dla niej chyba czym� gorszym ni� dla
konserwatywnej Arabki ods�oni�cie twarzy, wi�c, ostatecznie, rekord�w w tej
dziedzinie nie
bi�am. Przed poca�unkiem jednak�e cofn�am si� ze zgroz�, �w�e Tadeusz nie
upiera� si�
wcale, raczej go to rozbawi�o, i powiedzia� do mnie bardzo rozumne s�owa:
� Jest pani taka m�oda, �e chyba mog� sobie pozwoli� na udzielenie dobrej rady.
Niech
pani nigdy nie pokazuje m�czy�nie tej �miertelnej powagi w oczach�
Zastosowa�am w �yciu ow� rad�, ale nie w tym rzecz. Podrywanie podrywaniem i
powaga
powag�, niezale�nie od nich zaprzyja�nieni w jakim� stopniu byli�my i Tadeusz
zwierzy� mi
si� z przypad�o�ci swojego dzieci�stwa. Przysi�g�abym, �e chowa� si� w nobliwym
domu
kochaj�cych rodzic�w, tymczasem nic podobnego, nie w �adnych salonach si�
kszta�ci�, tylko
w rynsztoku. Jego rodzice zgin�li na samym pocz�tku wojny i pozosta� z babk�,
star�,
niedo��n� i chyba g�upi�. Nie zwraca�a na dziecko uwagi, bystre dziecko za�
po�apa�o si�
rych�o, �e nie jest dobrze i po�ywienie nale�y zdobywa� metod� wilczego stada.
Przysta� do
kumpli, nieco starszych i oblatanych �yciowo, doskonale nauczy� si� kra��, wtedy
to by�o
nawet patriotyczne, bo okradali niemieckie wagony kolejowe, egzystencj� wi�d�
raczej
uliczn�, p�niej za�, po wojnie, mia� wielkie szans� zosta� bandziorem. Nie
spodoba�o mu si�
to, nie wiadomo dlaczego. Mia� ochot� si� uczy�, dobrowolnie poszed� do szko�y,
dobrowolnie zdobywa� wiedz�, pod�apywa� r�ne roboty, �eby nie umrze� z g�odu,
jeszcze
karmi� babk�, mo�liwe, �e p�niej dosta� jakie� stypendium, sko�czy� studia i
poszed� do
pracy, a sk�d mu si� wzi�o autentyczne dobre wychowanie, ci�ko odgadn��. Mo�e
sprzed
wojny albo te� babcia odruchowo stosowa�a w�a�ciwe metody post�powania i, na
przyk�ad,
nie umia�a je�� inaczej, jak no�em i widelcem. A mo�e to by�y geny, bo w og�le
wywodzi� si�
z dobrej rodziny, w ka�dym razie tej z�odziejsko�rynsztokowej przesz�o�ci nikt
by si� po nim
nie domy�li�.
Podrywczych zabieg�w w stosunku do mnie zaniecha� ca�kowicie i przerzuci� si� na
kre�lark�, niejak� Wand�, kt�ra mia�a wyj�tkowo pi�kne w�osy. Zachwyci�am si�
nimi, nie
kryj�c zazdro�ci.
� Ach, prosz� pani! � powiedzia�a Wanda. � Rok temu ja by�am prawie zupe�nie
�ysa!
Zdumia�am si� niedowierzaj�co i poprosi�am o szczeg�y. Wyjawi�a je ch�tnie.
Wy�ysia�a po jakiej� chorobie do tego stopnia, �e wi�cej mia�a na g�owie go�ych
plack�w
ni� w�os�w, a w dodatku te resztki wychodzi�y jej pasmami. Na ca�e gar�cie ju�
ich nie
starcza�o. Zrozpaczona, pod wp�ywem czyjej� rady, zacz�a smarowa� g�ow� rycyn�
i przez
rok mia�a zmarnowane wszystkie soboty i niedziele, zabieg wygl�da� bowiem
nast�puj�co: w
sobot� wieczorem wciera�a w g�ow� ciep�� rycyn� za pomoc� szczotki do z�b�w, raz
ko�o
razu w ca�� sk�r�, okr�ca�a �eb r�cznikiem i spa�a w tym naboju. W niedziel�
rano my�a
szcz�tki w�os�w i czeka�a, a� jej wyschn�, bo suszarki stanowi�y luksus w owym
czasie
niedost�pny. Z zaci�ni�tymi z�bami przetrzyma�a ten rok i skutek by�
wstrz�saj�cy, grzywa
jej wyros�a jak u tarpana.
Przysz�a p�niej chwila, kiedy ruszy�y w dal tak�e i moje w�osy. �adnej ci�kiej
choroby
nie przechodzi�am, mo�e najwy�ej jakie� drobne dolegliwo�ci, ale w�osy zacz�y
mi wy�azi�
r�wnie� grubymi Pasmami i przerazi�am si� tym �miertelnie. Nie mia�am ambicji
dor�wna�
�wczesnemu premierowi. Przypomnia�am sobie o rycynie Wandy, rzuci�am si� na
kuracj�, z
tym �e nie musia�am marnowa� �adnych sob�t i niedziel, pomijaj�c ju� to, �e co
innego
rozrywkowe wieczory dla m�odej dziewczyny, a co innego dla matki dzieciom.
Potrzebne mi
by�o tylko wolne popo�udnie sp�dzone w domu, bo g�upio troch� wychodzi� na ulic�
z
r�cznikiem na g�owie, trzyma�am mikstur� pi�� godzin albo troch� d�u�ej, potem
to my�am i
dla odmiany spa�am na wa�kach do kr�cenia, ten za� rodzaj tortury znaj� chyba
wszystkie
kobiety. Wytrzyma�am trzy miesi�ce, a rezultat by� taki jak u Wandy, przy
najgorszym
szarpaniu wychodzi� jeden w�osek, czasem dwa. Po paru latach sytuacja si�
powt�rzy�a, zn�w
si� uczepi�am rycyny i zn�w pomog�a ol�niewaj�co.
Autorytatywnie stwierdzam, �e nie istnieje lepsze lekarstwo na w�osy, rycyna
dzia�a
bezb��dnie i ma tylko dwie wady. Primo, ka�de mycie g�owy, co tydzie�, zabiera
cz�owiekowi co najmniej siedem godzin, a secundo, nieszcz�cie dla prawdziwych
blondynek, w�osy od niej troch� ciemniej� i wygl�daj� jak odrosty po farbowaniu.
Nie
�mierdzi to natomiast wcale, wbrew do�� rozpowszechnionym pogl�dom, i zmywa si�
bez
trudu szamponem i porz�dnie ciep�� wod�. Tam�e, w tym �Energoprojekcie�,
wyst�pi�a tak�e
sprawa pani Henryki i te� uwa�am j� za do�wiadczenie przydatne ka�demu. Mam
nadziej�, �e
pani Henryka mi przebaczy.
Pani Henryka by�a wdow�, mia�a w�wczas trzydzie�ci dwa lata i pracowa�a jako
kre�larka.
Zd��y�a si� zahaczy�, kiedy jeszcze kre�larze pracowali na akord, zarabia�a
bardzo dobrze i w
n�dzy nie �y�a. Prezentowa�a si� za to okropnie.
Zaczynaj�c od g�ry, ciemne kr�cone w�osy mia�a uklepane na ciemieniu jako� tak,
�e
przyp�aszcza�o jej to g�ow� bez ma�a do po�owy, ni�ej za� odstawa�o ko�o uszu,
makija�u nie
robi�a �adnego, na figurze nosi�a koszmarny, gruby, �wiec�cy fartuch, na nogach
grube
po�czochy i p�buty na p�askim obcasie z Cedetu i razem wzi�wszy, wygl�da�a jak
prowincjonalna nauczycielka, mocno zaniedbana.
Zwierzy�a mi si�, �e m��, kt�rym opiekowa�a si� przez kilka lat, by� od niej
starszy o
trzydzie�ci wiosen i po�lubi�a go nie z nami�tnej mi�o�ci, tylko z szacunku i
podziwu.
Ba�wochwalczo wielbi�a w nim umys� i charakter, ale przez blisko dziesi�� lat
mia�a trudne
�ycie, bo okaza�o si�, �e jest chory na raka. Nie mia� si� fizycznych, umiera�
d�ugo, do ko�ca
nie trac�c zalet wewn�trznych.
Zwierzenia dokona�a nie bez powodu. Na jakiej� delegacji pozna�a m�odego faceta,
kt�ry
jej si� spodoba�. Nic z tego nie wynik�o, ale nagle dokona�a odkrycia.
� Wie pani � powiedzia�a ze wzruszeniem i lekkim zak�opotaniem �jak on chwyci�
moj� walizk� Ja z tego zupe�nie zg�upia�am, do g�owy mi nie przychodzi�o, �e
m�czyzna
mo�e nosi� walizki, zawsze ja nosi�am, a jemu to tak �atwo przysz�o, �e mi dech
zapar�o�
Obie z Danusi�, opisan� ju� wcze�niej, t�, kt�ra posz�a za Egipcjanina,
postanowi�y�my
znienacka zrobi� z pani Henryki m�od� kobiet�. Broni�a si� par� tygodni, ale
wreszcie uleg�a
presji. Pogoni�am j� do fryzjera, zosta�a ostrzy�ona i uczesana na Simon�,
Danusia polecia�a z
ni� do komisu, kupi�y pi�kn� sp�dnic� i eleganckie pantofle, pani Henryka z
rozp�du posz�a
w zakupach dalej, pomalowa�a si�, wetkn�a w uszy bia�e klipsy i przyby�a do
biura.
Rozkwit�a z miejsca jak ten r�y kwiat, poniewa� na korytarzu nie pozna�o jej
dw�ch facet�w
z tej samej Pracowni.
� Przecie� to jest pi�kna kobieta! � wykrzykn�� p�niej do mnie jeden z nich w
ca�kowitym os�upieniu.
Odm�odniawszy o �adne par� lat, przywi�za�a si� do nowego wygl�du zewn�trznego i
postanowi�a go utrzyma�. No i na kolejnej delegacji zn�w pozna�a ch�opaka i zn�w
przysz�a z
tym do mnie.
Dygresyjnie pragn� zwr�ci� powszechn� uwag�, �e z wyjawianych mi w tamtych
czasach
sekret�w przez czterdzie�ci lat nie zdradzi�am ani s�owa. Robi� to dopiero
teraz. Czterdzie�ci
lat min�o, to ju� chyba przedawnienie�?
Wracam do pani Henryki.
� Nie wiem, co zrobi� � oznajmi�a. � On si� chyba we mnie zakocha�, na umys� mu
pad�o, a ja si� staram jak mog�, ale te� si� zakocha�am.
� Bardzo dobrze � pochwali�am. � I co?
� No co te� pani, jakie dobrze, on jest ode mnie m�odszy o siedem lat!
� A wie o tym?
� Nie. My�li, �e te� mam dwadzie�cia pi��, a najwy�ej dwadzie�cia siedem, l nie
wiem,
co zrobi�.
� Da� si� poderwa� � poradzi�am stanowczo. � Przyzna� si� do wieku dopiero, jak
on
do reszty zwariuje.
Pani Henryka zak�opota�a si� sm�tnie.
� Ale przecie� on mnie porzuci. Jeszcze pi�� lat i ja b�d� mia�a trzydzie�ci
siedem, a on
ledwo trzydzie�ci, poleci na m�odsze i co?
� I nic. Z g�ry si� pani nastawi na to porzucenie, a zanim co, b�dzie pani
szcz�liwa.
Ka�d� z nas kto� zawsze mo�e porzuci�, z dwojga z�ego lepiej ju� by�
przygotowanym, ni�
�eby to nast�pi�o znienacka. Co prze�yjemy, to nasze. Niech si� pani nie
wyg�upia, przecie�
to ca�kiem tak, jakby pani nie posz�a do kina albo na dansing, bo trzeba b�dzie
wyj��!
Do pani Henryki argument przem�wi�, zdecydowa�a si� na ch�opaka. Spotka�am j� po
nast�pnych �adnych paru latach i dozna�am wielkiej satysfakcji.
� Chcia�am pani podzi�kowa� � powiedzia�a ze szczer� wdzi�czno�ci�. � To pani
mnie
nam�wi�a, on mnie w�a�nie porzuci� � jestem nieszcz�liwa, ale nie szkodzi.
Rzeczywi�cie, co
prze�y�am, to moje i mia�am kilka pi�knych lat. Na r�kach mnie nosi�. Bez pani
bym si�
waha�a jak g�upia i nic by z tego nie wysz�o. Teraz si� chyba namy�l� na jednego
takiego w
�rednim wieku, to ju� nie to, ale zawsze cz�owiek�
Straci�am j� z oczu i nie wiem, co si� z ni� dzieje, niemniej potwierdzenie
s�uszno�ci
w�asnych pogl�d�w ogromnie podnios�o mnie na duchu.
Od razu mi si� przypomina nast�pne.
Pracowa�a w �Energoprojekcie� tak�e kre�lareczka imieniem Naci�. Dla odmiany
pochodzi�a z tak zwanych nizin spo�ecznych i gust mia�a wyrobiony, czerwone
plusze z
fr�dzlami i z�ocone �yrandole wydawa�y jej si� szczytem urody i elegancji. Co w
tym dziwne,
to to, �e ubra� si� umia�a bezb��dnie, odzie� od plusz�w oddalona by�a bez ma�a
o lata
�wietlne, instynkt chyba�? Zagi�a parol na jednego konstruktora, faceta bardzo
przystojnego i na wysokim poziomie, zdolnego, z j�zykami i przysz�o�ci�. Szkopu�
le�a� w
sta�ej podrywce, dziewczynie bardzo pi�knej i na poziomie zbli�onym do niego.
Naci�
jednak�e mia�a wdzi�k, �licznie ta�czy�a na �y�wach, a w dodatku wiedzia�a,
czego chce.
� Tyle ode mnie dostanie co brudu za paznokciem � powiadomi�a mnie z
zaci�to�ci�. �
Musi si� ze mn� o�eni� i zobaczy pani�
Zobaczy�am, o�eni� si� rzeczywi�cie, budz�c sensacj� w ca�ym biurze. I zn�w
spotka�am
Nacie po latach. Wygl�da�a zachwycaj�co i nad wyraz elegancko.
� Zrobi�am matur� � wyzna�a. � Bo wie pani, do niego przychodz� znajomi,
koledzy, o
rany, ja w og�le nie rozumiem, o czym oni m�wi�. Ale niech pani nie my�li, nie
jestem taka
g�upia, �eby g�b� otwiera�, s�owem si� nie odzywam, tylko si� grzecznie
u�miecham i
wszyscy uwa�aj�, �e jestem taka inteligentna. Ale nic, daj� sobie rad� coraz
lepiej, dziecko
mamy, prosz� bardzo, mog� urodzi� jeszcze i drugie�
Jako nieoczekiwane skojarzenie staje mi w oczach m�j w�asny syn. Nie, z Naci� i
jej
pogl�dami nie mia� nic wsp�lnego, przyszed� mi na my�l raczej w zwi�zku z pani�
Henryk� i
jej pierwotnym uczesaniem.
Nie jestem nietoperz i fryzur si� specjalnie nie czepiam, ale modna by�a swymi
czasy
koafiura na g�upiego Jasia. M�j starszy syn poszed� za mod� i twarzowo mu to nie
wypad�o.
Naprawd� ci�ko patrze� na w�asne dziecko, je�li ma g�b� absolutnego debila, a
tak w�a�nie
w tych w�oskach wygl�da�. �agodnie poprosi�am, �eby si� ostrzyg� inaczej, co nie
da�o
�adnego rezultatu. Poprosi�am energiczniej, te� bez skutku. Zapowiedzia�am
wreszcie, �e z
tym uczesaniem i z t� g�b� ma nie wraca� do domu. Wr�ci�. O jedenastej wieczorem
wygoni�am go na dworzec G��wny, bo tylko tam o tej porze czynny by� fryzjer,
zakazuj�c
przekroczenia progu. Poszed� nad�ty, zb