8364

Szczegóły
Tytuł 8364
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8364 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8364 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8364 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

David Gemmell KSI��� MROKU T�umaczyli Ewa i�Dariusz Wojtczakowie Podzi�kowania Dzi�kuj� mojemu wydawcy, Deborah Beale, Charonowi Wood, mojej redaktor Jean Maund i��tekstowym" czytelnikom: Valerie Gemmell, Edith Graham, Stelli Graham, Stanowi Nicholsowi i�Tomowi Taylorowi, kt�rych rady okaza�y si� doprawdy nieocenione. Ksi��k� dedykuj� � z�ca�ego serca � moim przyjacio�om z�Random Century, przesz�ym i�aktualnym, oraz wszystkim, kt�rzy do�wiadczyli na w�asnej sk�rze prawdziwo�ci porzekad�a: �Im g�o�niej gard�uj� o�honorze, tym uwa�niej patrz im na r�ce". KSI�GA PIERWSZA 352 rok p.n.e. Pella, Macedonia, lato Z�otow�osy ch�opiec jak zwykle siedzia� samotnie i�zastanawia� si�, czy jego ojciec dzi� umrze. W�sporej odleg�o�ci od malca, po przeciwnej stronie ogrodu, niania rozmawia�a z�dwoma wartownikami, kt�rzy strzegli nast�pcy tronu w�ci�gu dnia. �o�nierze, ro�li wojownicy o�srogich minach, nawet nie patrzyli na Aleksandra, a�ilekro� si� do nich zbli�a�, nerwowo przest�powali z�nogi na nog�. M�ody ksi��� zd��y� si� ju� przyzwyczai� do takiej reakcji i�cho� mia� dopiero cztery lata, doskonale j� rozumia�. Ze smutkiem przypomnia� sobie zdarzenie sprzed trzech tygodni, kiedy jego ojciec w�wojennym rynsztunku przemierzy� t� sam� ogrodow� �cie�k�. Zbroja Filipa b�yszcza�a w��wietle s�o�ca. Wygl�da� tak wspaniale, �e ch�opiec wyci�gn�� r�k�, by dotkn�� po�yskuj�cych tafli inkrustowanego z�otem �elaza. Sze�� z�otych lw�w na piersi... Niestety, gdy tylko wysun�� d�o�, ojciec b�yskawicznie si� cofn��. � Nie dotykaj mnie, synu! � warkn��. � Nie zrani� ci�, ojcze � szepn�� ksi���, b�agalnie wpatruj�c si� w�twarz okolon� kruczoczarn� brod� i�o �lepym prawym oku, kt�re l�ni�o jak ogromny opal pod w�ciekle pokiereszowanym czo�em. � Przyszed�em si� z�tob� po�egna� � wymamrota� Filip. � I�poprosi� ci�, aby� si� dobrze sprawowa�. Ucz si� pilnie i�zachowuj, jak przysta�o na ksi�cia. � Zwyci�ysz? � zapyta� Aleksander. � Zwyci�� albo zgin�, ch�opcze � odrzek� kr�l, po czym kl�kn�� i�spojrza� synowi �mia�o w�oczy. U�miech roz�wietli� nieco jego chmurne oblicze. � Niekt�rzy twierdz�, �e jestem skazany na kl�sk�. Pami�taj�, jak bole�nie pobi� mnie Onomarchos podczas naszego ostatniego starcia. Tyle �e... � Zni�y� g�os do szeptu. � Kiedy zdradziecka strza�a trafi�a mnie w�oko w�czasie obl�enia Metone, tak�e wr�ono mi �mier�. Gdy w�Tracji powali�a mnie gor�czka, ludzie przysi�gali, �e przesta�o mi bi� serce. Ja jednak jestem Macedo�czykiem, Aleksandrze, i�nie umieram �atwo! � Nie chc�, �eby� umar�. Kocham ci� � rzek� wzruszony malec. Zaledwie na chwil� rysy Filipa z�agodnia�y i�m�czyzna wyci�gn�� r�k�, pragn�c dotkn�� syna. Nie zdoby� si� jednak na odwag� i�chwila bezpowrotnie przemin�a. Kr�l wsta�. � Sprawuj si� dobrze � przykaza� powt�rnie. � B�d� o�tobie... my�la�. Dobiegaj�cy odg�os dzieci�cego �miechu pom�g� ksi�ciu wr�ci� do tera�niejszo�ci. Za ogrodowymi murami s�ysza� harmider bawi�cych si� pa�acowych dzieci. Westchn�� ci�ko i�zastanowi� si�, w�co graj� z�tak� weso�o�ci�. Mo�e w��po�cig za ��wiem" albo w��dotyk Hekate"... Obserwowa� je czasami z�okna swego pokoju: jedno dziecko, kt�re wybierano na Hekate, bogini� �mierci, �ciga�o pozosta�ych uczestnik�w zabawy i�wyszukiwa�o ich kryj�wki, a�gdy odnalaz�o kt�rego� z�uciekinier�w, dotyka�o go i�zmienia�o w�swojego niewolnika. Gra trwa�a do chwili, a� ��mier�" odszuka�a wszystkie dzieci. Aleksander zadr�a� w�blasku s�o�ca. Nikt nigdy nawet nie zapyta� go, czy mia�by ochot� zagra�. Rzuci� okiem na swoje drobne r�czki i�zaduma� si�. Naprawd� nie chcia�, �eby piesek umar�. Tak bardzo kocha� cia�o tego szczeniaczka, tak bardzo si� stara�, ogromnie koncentrowa� za ka�dym razem, ilekro� go g�aska�, a�jego umys� zawsze pozostawa� spokojny. Jednak pewnego dnia figlarny psiak skoczy� na swego pana i�zupe�nie niespodziewanie powali� go na ziemi�. W�tym momencie r�ka Aleksandra sama si� wysun�a... Ch�opiec mimowolnie i�zupe�nie leciutko klepn�� psa w�szyj�. Zwierz� natychmiast zwiotcza�o, oczy mu si� zaszkli�y, �apy ugi�y. Ukochany szczeniak zmar� w�ci�gu kilku sekund, a�jego cia�o roz�o�y�o si� w�par� minut, wydzielaj�c przenikliwy smr�d, kt�ry wype�ni� ca�y ogr�d. �To nie moja wina", pragn�� wykrzycze� malec. A�jednak czu� si� winny, poniewa� by� przekl�ty. W koronach wysokich drzew zacz�y �piewa� ptaki. Aleksander zerkn�� w�g�r� i�u�miechn�� si�. Potem zamkn�� zielone oczy i�da� si� ogarn�� ptasiej pie�ni, kt�ra szybko wype�ni�a jego umys� i�zla�a si� z�jego w�asnymi my�lami. Nabra�a �ywego znaczenia, cho� ch�opiec nie by� w�stanie jej do ko�ca rozszyfrowa�. Nie pojmowa� s��w, a�jedynie uczucia, l�ki, lekki gniew. Ptaki krzykiem ostrzega�y si� nawzajem. M�odziutki ksi��� podni�s� wzrok i�za�piewa�: � Moje drzewo! To moje drzewo! Odejd�! Odejd�! To jest moje drzewo! Moje! Zabij� ci�, je�li st�d nie znikniesz! � Dzieci nie powinny �piewa� o�zabijaniu � skarci�a go niania, statecznym krokiem zbli�aj�c si� do miejsca, w�kt�rym siedzia�, chocia� jak zwykle zachowa�a nale�yt� odleg�o��. � Ale tak w�a�nie �piewaj� ptaki � wyja�ni�. � Powiniene� wej�� do �rodka. S�o�ce mocno dzi� piecze. � Dzieciom za murami jako� to nie przeszkadza � spiera� si�. � A�ja lubi� tutaj siedzie�. � Zrobisz, co ka��, m�ody ksi���! � rzuci�a oschle. Oczy dziecka zap�on�y i�gdzie� w�g��bi umys�u us�ysza�o obcy szept: �Zra� j�! Skalecz! Zabij!" � Ch�opiec z�trudem prze�kn�� �lin� i�st�umi� rosn�c� w�nim fal� gniewu. � Wejd� � odpowiedzia� cicho. Wsta� i�podszed� do niej, lecz kobieta odskoczy�a pospiesznie na bok, a�gdy j� min��, powoli pod��y�a za nim. Aleksander wr�ci� do swoich pokoj�w, odczeka�, a� niania odejdzie, po czym wy�lizgn�� si� na korytarz i�pobieg� do komnat matki. Pchn�� drzwi i�zajrza� do wn�trza. Olimpias by�a sama. U�miechn�a si� na jego widok i�roz�o�y�a ramiona na powitanie. Rzuci� si� ku niej i�czule wtuli� buzi� w�jej kr�g�e i�ciep�e piersi. Wiedzia�, �e na ca�ym �wiecie nie ma pi�kniejszej istoty od jego matki i�przylgn�� do niej jeszcze mocniej. � Jeste� bardzo rozpalony, m�j ma�y � stwierdzi�a Olimpias. Odrzuci�a z�ote pukle z�jego czo�a, g�askaj�c go tkliwie, po czym nape�ni�a puchar zimn� wod�, poda�a go ch�opcu i�obserwowa�a, jak �apczywie pije. � Czy lekcje by�y dzisiaj trudne? � spyta�a. � Dzi� nie mia�em lekcji, matko. Stagra jest chory. A�je�li mia�bym kucyka, czy te� by umar�? Dostrzeg� b�l na jej twarzy. Po chwili przyci�gn�a go do siebie i�poklepa�a uspokajaj�co po plecach. � Nie jeste� demonem, Aleksandrze. Po prostu otrzyma�e� wspania�y dar i�na razie nie potrafisz nad nim zapanowa�. Jednak wierz mi, b�dziesz wielkim cz�owiekiem. � Ale kucyk by umar�! � C�, ca�kiem mo�liwe � przyzna�a matka. � Kiedy b�dziesz starszy, lepiej wykorzystasz ten... talent. B�d� cierpliwy. � Ja naprawd� nie chc� nikomu robi� krzywdy, to jako� tak samo... Wiesz? Wczoraj sk�oni�em ptaka, by usiad� mi na r�ce. Siedzia� przez d�ugi czas, potem odlecia�. Nie umar�. Naprawd�! � Po powrocie twojego ojca do Pelli pojedziemy we troje nad morze. B�dziemy p�ywa� �odzi�, wygrzewa� si� w�s�o�cu, za�ywa� k�pieli. Sp�dzimy przyjemnie czas, zobaczysz. Powieje ch�odny wietrzyk, a�my b�dziemy si� unosi� na wodzie. � Czy ojciec wr�ci? � spyta� Aleksander. � Niekt�rzy m�wi�, �e Fokejczycy go zabij�. Podobno min�� czas jego szcz�cia, podobno bogowie go opu�cili. � Milcz! � szepn�a. � Niem�drze jest wypowiada� g�o�no takie my�li. Filip to wielki wojownik... I�ma Parmeniona. � Fokejczycy ju� raz go przecie� pobili. Dwa lata temu � zauwa�y� ch�opiec. � Zgin�o wtedy dwa tysi�ce naszych �o�nierzy. A�teraz Ate�czycy najechali nasze wybrze�e, a�i Trakowie zwracaj� si� przeciwko nam. Pokiwa�a g�ow� i�westchn�a. � Zbyt du�o s�yszysz, m�j synu. � Nie chc�, �eby umar�... Chocia� mnie nie lubi. � Nie powiniene� tak m�wi�! Nigdy! � krzykn�a, chwytaj�c go za ramiona i�mocno nim potrz�saj�c. � Nigdy! Ojciec ci� kocha. Jeste� jego synem, nast�pc� tronu. Przejmiesz jego dziedzictwo. � Mamo, to boli � szepn�� ze �zami w�oczach. � Przepraszam � powiedzia�a, ponownie go do siebie przyci�gaj�c. � Tyle chcia�abym ci powiedzie�, tak du�o wyja�ni�. Ale jeste� za m�ody. � Zrozumiem � zapewni� j�. � Wiem. I�dlatego nie mog� ci nic powiedzie�. Przez chwil� siedzieli w�milczeniu. Aleksander zrobi� si� senny w�ciep�ych, opieku�czych ramionach matki. � Widz� ich teraz � oznajmi� leniwie. � Widz� r�wnin� poro�ni�t� kwiatami w�barwach purpury i���ci. I�ojca w�z�otej zbroi. Stoi obok siwego wa�acha imieniem Achej. Naprzeciw formuj� si� szyki wrog�w. Och, matko, s� ich tysi�ce. Dostrzegam ich tarcze. Sama popatrz! Jest god�o Sparty i�sowa Aten i... Tego emblematu akurat nie znam, ale zauwa�am te� proporce Feraj i�Koryntu... Jest ich mn�stwo. W�jaki spos�b ojciec mia�by pokona� ich wszystkich? � Nie wiem � odszepn�a Olimpias. � Co si� dzieje teraz? � Zaczyna si� bitwa � odpar�o z�otow�ose dziecko. Krokusowe Pole, lato Filip Macedo�ski potar� blizn� nad �lepym prawym okiem i�przyjrza� si� dok�adnie kolumnom wojska, kt�re ci�gn�y si� p� mili przed nim. Na r�wninie zgromadzi�o si� ponad dwadzie�cia tysi�cy piechur�w wroga, tysi�c konnych w�odwodzie i�na prawej flance. Kr�l przeni�s� wzrok na wojska macedo�skie, kt�re liczy�y pi�tna�cie tysi�cy piechoty w�formacji centralnej i�trzy tysi�ce jazdy, rozbitej na oba skrzyd�a. Wsz�dzie ros�y kwiaty � purpurowo-��te lub bia�o-r�owe. Filip niemal nie wierzy�, �e w�ci�gu kilku godzin t� ��k� pokryj� setki, a�mo�e nawet tysi�ce ludzkich cia�. Ich krew ws�czy si� w�ziemi�... Z�nag�ym �alem poczu�, �e niebawem rozpocznie si� potworna zbrodnia pope�niana przeciwko bogom pi�kna, a�kwiaty zostan� wdeptane w�wyblak�� od s�onecznych promieni traw� Krokusowej Doliny. �Nie b�d� g�upcem � powiedzia� w�duchu. � Sam wybra�e� pole bitwy". By�o p�askie i�doskonale si� nadawa�o do rozwini�cia szyku jazdy, a�macedo�ski kr�l wszak dowodzi� tesalijskimi je�d�cami, najwspanialszymi w�ca�ej Grecji. Dwa dni wcze�niej, podczas b�yskawicznego przemarszu przez p�ytkie dorzecze rzeki Penejos, macedo�ska armia ca�kowicie zaskoczy�a obro�c�w portowego miasta Pagasai. Miasto pad�o w�trzy godziny. Przed zachodem s�o�ca �o�nierze Filipa, kt�rzy natychmiast obsadzili wa�y obronne, dostrzegli w�zatoce flot� ate�skich tnrem wojennych. Poniewa� port przej�li Macedo�czycy, okr�ty wroga nie mog�y przybi� do brzegu i�spiesz�ce z�pomoc� oddzia�y nie mog�y wzi�� udzia�u w�potyczce. Najbli�sza p�ytka zatoka znajdowa�a si� w�odleg�o�ci jednego dnia �eglugi b�d� czterech dni marszu, tote� do czasu gdy ate�scy wojownicy wysiedliby na brzeg i�dotarli do Pagasai, bitwa dawno by si� sko�czy�a. Dzi�ki zabezpieczonym ty�om Filip ze spokojem oczekiwa� zbli�aj�cej si� bitwy. Tym razem Onomarchos nie mia� gdzie ukry� swoich gigantycznych katapult, gdy� w�okolicy nie by�o urwistych g�rskich zboczy poro�ni�tych g�stym lasem, sk�d mog�aby nadej�� �mier�. Nie, w�tym starciu wezm� udzia� jedynie ludzie. Cz�owiek stanie przeciwko cz�owiekowi, armia � przeciw armii. Macedo�ski kr�l nadal z�bolesnym przygn�bieniem wspomina� ogromne g�azy spadaj�ce na jego wojownik�w i�wci�� s�ysza� straszliwe krzyki mia�d�onych i�umieraj�cych �o�nierzy. Dzi� wszak�e b�dzie inaczej. Dzisiaj szans� wygranej by�y znacznie bardziej wyr�wnane. A poza tym mia� Parmeniona. Zerkn�wszy na lewo, odszuka� Spartanina i�obserwowa� go przez chwil�. W�dz jecha� wolno wzd�u� skrzyd�a, przemawia� do je�d�c�w, uspokaja� nowicjuszy, podnosi� na duchu weteran�w. Przez chwil� Filipem wstrz�sn�� gniew, jednak kr�l szybko pow�ci�gn�� emocje. Spartanin przyby� mu z�odsiecz� przed siedmioma laty, gdy Macedoni� ze wszystkich stron otaczali wrogowie. W�wczas strategiczne talenty Parmeniona okaza�y si� absolutnie zbawienne. Lepiej nie my�le�, co sta�oby si� bez jego pomocy z�krajem Filipa. W�dz wyszkoli� nieopierzon� armi� m�odego kr�la. Farmer�w i�ch�op�w zmieni� w�budz�cych przera�enie wojownik�w, tworz�c najbardziej waleczn� armi� cywilizowanego �wiata. �Pokocha�em ci� wtedy jak brata" � pomy�la� Filip, dumaj�c nad tym szale�czym okresem. Zwyci�stwa nad Ilirami na zachodzie, nad Pajonami na p�nocy... Armia par�a naprz�d, przejmuj�c jedno miasto po drugim. Pot�ga Macedonii ros�a. Zawsze jednak zwyci�stwa nale�a�y do Parmeniona, strategosa, kt�rego wojenny geniusz przyczyni� si� do zwyci�stwa na �wier� stulecia w�Tebach, Frygii, Kapadocji i�Egipcie. Kr�l przys�oni� zdrowe oko przed s�o�cem i�wyt�y� wzrok, patrz�c w�stron� centrum fokejskich wojsk. Prawdopodobnie tam w�a�nie sta� Onomarchos ze swoj� stra�� przyboczn�. Niestety, odleg�o�� by�a za du�a, a�promienie s�o�ca odbija�y si� od zbyt licznych napier�nik�w, tarczy i�he�m�w, tote� Filip nie zdo�a� wypatrzy� wroga. � Czeg� nie odda�bym za jego szyj� pod moim ostrzem � szepn��. � M�wi�e� co�, panie? � spyta� Attalos, kr�lewski fechtmistrz i�zab�jca. Kr�l odwr�ci� si� do m�czyzny o�lodowatym spojrzeniu. � Tak... lecz tylko do siebie. Nadesz�a pora. Zarz�d� wymarsz! Podszed� do siwego wa�acha, chwyci� si� grzywy i�wskoczy� na jego grzbiet. Ko� zar�a� i�stan�� d�ba, ale Filip �cisn�� go udami i�zwierz� znieruchomia�o. � Spokojnie! � mrukn�� stanowczym tonem. Nagle podbieg� do niego m�ody �o�nierz. W�r�ku trzyma� �elazny he�m z�wysokim pi�ropuszem, tak wypolerowany, �e l�ni� niczym srebro. Kr�l wzi�� he�m w�d�onie i�przyjrza� si� po�yskuj�cemu obliczu bogini Ateny, kt�ra zdobi�a czo�o. � B�d� ze mn� dzisiaj, pani � poprosi�, po czym na�o�y� he�m. Inny �o�nierz poda� mu okr�g�� tarcz�. Filip prze�o�y� lewe rami� przez sk�rzane strzemi�czka i�umie�ci� tarcz� na przedramieniu. Pierwsze cztery regimenty � jedena�cie tysi�cy wojownik�w � rozpocz�y powolny marsz ku wrogowi. Macedo�ski kr�l zerkn�� na lewe skrzyd�o, gdzie Parmenion czeka� z�dwoma tysi�cami konnicy i�dwoma regimentami rezerw. Spartanin da� znak swojemu w�adcy i�obj�� wzrokiem pole bitwy. Filipowi serce wali�o jak szalone. Powr�ci� gorzki smak pora�ki z�ostatniego starcia z�Onomarchosem, gdy� tamten dzie� przypomina� dzisiejszy. Kr�l pami�ta� ten sam ol�niewaj�cy blask s�o�ca i�bezchmurne niebo, gdy jego armia kroczy�a ku wrogowi. Tyle �e wtedy otacza�y ich po obu stronach g�ry, kt�re skrywa�y pot�ne machiny obl�nicze. Przeciwnik ciska� z�nich na Macedo�czyk�w ogromne g�azy, krusz�c ca�e formacje, mia�d��c ko�ci i�zabijaj�c. P�niej ruszy�a do walki kawaleria wroga i�wojska Filipa posz�y w�rozsypk�. Wiedzia�, �e na d�ugo zapami�ta �w dzie�. Przez sze�� lat uwa�a� si� za niepokonanego. Odnosi� zwyci�stwa jedno po drugim, jakby zosta�y nakazane przez bog�w. A� tu nagle jedna straszliwa godzina wszystko odmieni�a. Macedo�czycy wprawdzie popisali si� w�wczas karno�ci� i�do wieczora przeformowali si� w�szyk obronny, tyle �e... Filip po raz pierwszy w��yciu przegra�. Jeszcze bardziej irytuj�ca ni� sama kl�ska by�a nieobecno�� Parmeniona, kt�ry poprowadzi� akurat wojsko na p�nocny zach�d, by st�umi� iliryjskie powstanie. Przez sze�� lat kr�l musia� si� dzieli� wszystkimi swoimi zwyci�stwami ze sparta�skim wodzem, natomiast ta jedna jedyna pora�ka nale�a�a wy��cznie do niego. Otrz�sn�� si� ze wspomnie�. � Wy�lij krete�skich �ucznik�w! � krzykn�� do Attalosa. Kr�lewski fechtmistrz zawr�ci� konia i�pogalopowa� ku pi�ciusetosobowemu oddzia�owi �ucznik�w oczekuj�cemu na rozkazy. Krete�czycy nosili na piersiach tylko lekkie pancerze z�wyprawionej w�ogniu sk�ry. B�yskawicznie zerwali si� do biegu, po czym ustawili si� w�szeregu za pierwszym regimentem. Dwie�cie krok�w na prawo od pozycji Filipa jego drugi w�dz, Antypater, czeka� z�tysi�cem je�d�c�w. Kr�l szarpn�� lejce wa�acha, podjecha� i�zaj�� stanowisko obok wodza w�pierwszym rz�dzie. Konni, przewa�nie macedo�scy szlachcice, wiwatowali, gdy si� zbli�a�. Pozdrowi� ich, po czym wyci�gn�� miecz i�poprowadzi� jazd� na prawo od swojej piechoty. � Do boju! � krzykn�� Antypater, wskazuj�c na fokejsk� konnic�. Je�d�cy wroga wyr�wnali w��cznie i�zaszar�owali ku nim. � Za Macedoni�! � zawo�a� Filip i�spi�� wa�acha, zach�caj�c go do galopu. Gdy je�d�cy p�dzili przez r�wnin�, wszystkie l�ki ich w�adcy znikn�y. Parmenion badawczo obserwowa� zmru�onymi jasnoniebieskimi oczyma pole bitwy. Po prawej widzia� Filipa i�towarzysz�c� mu konnic�. Atakowali. Obok maszerowa�y regimenty macedo�skiej piechoty. Skryci za �cian� tarcz �o�nierze nie�li d�ugie na osiemna�cie st�p sarissy o��elaznych grotach wycelowanych w�szeregi przeciwnika. Za piechot� w�dz dostrzeg� krete�skich �ucznik�w, kt�rzy wysy�ali kolejne salwy w�niebo. Strza�y spada�y prosto w��rodek si� Fokejczyk�w. Bitwa przebiega�a zgodnie z�planem, a�jednak Spartanin nie przestawa� si� niepokoi�. Kr�l by� naczelnym dow�dc� wojsk macedo�skich, lecz zawsze upiera� si�, by osobi�cie prowadzi� szar�� swojej jazdy. W�ka�dej bitwie ryzykowa� �ycie. Parmenion wiedzia�, �e odwaga Filipa jest zar�wno b�ogos�awie�stwem jak i�przekle�stwem. Ze wzgl�du na obecno�� w�adcy Macedo�czycy walczyli bardziej zawzi�cie, jednak gdyby pad� na polu walki, panika zaw�adn�aby szeregami szybciej ni� letni ogie� such� traw�. Poniewa� Filip rusza� do boju, Parmenion przej�� odpowiedzialno�� za strategi� bitwy. Wypatruj�c s�abe punkty oraz �ledz�c ruchy obcych wojsk, ocenia� przebieg walki. Tesalijscy konni czekali na jego rozkazy, przed nim za� sta� skupiony Pi�ty Regiment Piechoty. Parmenion zdj�� he�m z�bia�ym pi�ropuszem i�przesun�� palcami po mokrych od potu, kr�tkich br�zowych w�osach. Jego umys� wype�ni�a jedna my�l: �Co planuj� Fokejczycy?" Onomarchos nie by� zwyczajnym wodzem. W�trakcie ostatnich dw�ch lat, odk�d obj�� dow�dztwo fokejskich si�, maszerowa� ze swoj� armi� po centralnej Grecji. Dzi�ki talentom strategicznym opanowa� kluczowe miasta tego regionu i�spl�drowa� beockie twierdze Orchomenosu. By� przyw�dc� przebieg�ym, o�niesamowitym wojennym instynkcie, i�cieszy� si� niezwyk�ym szacunkiem swych ludzi. Jednak � co wa�niejsze dla Parmeniona � jego taktyk� niezmiennie stanowi� atak. Chocia�... tu najwyra�niej swoje regimenty piechoty ustawi� defensywnie. Tylko konnica szar�owa�a. Sparta�ski w�dz czu�, �e co� jest nie w�porz�dku. Przys�oniwszy oczy, ponownie spenetrowa� wzrokiem pole bitwy. Krokusowa Dolina by�a w�tym miejscu absolutnie p�aska � z�wyj�tkiem niskiej linii wzg�rz ci�gn�cych si� daleko po prawej stronie i�niewielkiego zagajnika oddalonego o�p� mili na lewo. Przejmuj�c Pagasai, Macedo�czycy zabezpieczyli ty�y wojsk. �Hmm � po raz kolejny zastanowi� si� Parmenion. � Jaki jest bitewny plan fokejskiego wodza?" Koncentracj� wodza przerwa� wojenny okrzyk Macedo�czyk�w. Chwil� p�niej regimenty piechoty ruszy�y do biegu i�b�yszcz�ce sarissy uderzy�y w�fokejskie szeregi. Rozleg�y si� st�umione �omotem tarcz krzyki rannych i�umieraj�cych. Spartanin odwr�ci� si� do stoj�cego obok niego je�d�ca, przystojnego m�odzie�ca w�he�mie z�czerwonym pi�ropuszem. � Nikanorze, we� pi�� oddzia��w i�ruszaj do lasu. Zatrzymajcie si� w�odleg�o�ci dw�ch strza��w z��uku od drzew, i�wy�lij tam wywiadowc�w. Je�li lasek oka�e si� czysty, zawr�� i�wypatruj sygna��w ode mnie. Je�li kryj� si� w�nich �o�nierze wroga, masz ich za wszelk� cen� powstrzyma�. Nie wolno im si� po��czy� z�g��wnymi si�ami Onomarchosa. Rozumiesz? � Tak, panie � odpar� Nikanor, salutuj�c. Parmenion poczeka�, a� pi�ciuset je�d�c�w pok�usuje ku drzewom, potem przeni�s� spojrzenie na wzg�rza. Ustawienie wojsk macedo�skich nie by�o trudne do przewidzenia: piechota po�rodku, konnica na obu skrzyd�ach. Onomarchos na pewno je zna�. Rozpocz�o si� starcie piechoty. Macedo�czycy ruszyli w�falandze g��bokiej na szesna�cie rz�d�w, szerokiej na sto pi��dziesi�t tarcz. Pierwszy Regiment � kr�lewscy gwardzi�ci dowodzeni przez Teoparlisa � wbi� si� klinem w�linie Fokejczyk�w. � Byle nie za g��boko � mrukn�� do siebie Parmenion. � Wyr�wnajcie szyk i�poczekajcie na wsparcie! � Cztery regimenty musia�y pozosta� blisko siebie. Gdyby si� rozdzieli�y, przewa�aj�ce si�y wroga mog�yby je �atwo otoczy�, zastawiaj�c pu�apk�. Jednak Spartanin odpr�y� si� na widok kr�lewskich gwardzist�w, kt�rzy trzymali si� zwarcie lewej strony. Nacieraj�ce po skosie prawe skrzyd�o falangi zmusi�o Fokejczyk�w do odwrotu. Drugi Regiment niemal si� z�nim po��czy�. Parmenion skoncentrowa� si� teraz na Trzecim. �o�nierze w�marszu przeformowali si� w�bitewny szyk z��ukowato wygi�tymi do ty�u flankami i�wzmocnionym niczym ��d�o czo�em formacji. � Koenosie! � krzykn�� Parmenion. Barczysty wojownik stoj�cy w�centrum odwodowego regimentu podni�s� oczy i�zasalutowa�. � Wesprzyj Trzeci � poleci� w�dz. Pi�ty Regiment w�liczbie dw�ch i�p� tysi�ca ludzi ruszy� naprz�d. �o�nierze zmierzali do boju w�zwartej formacji, maszeruj�c spr�ystym, rytmicznym krokiem. ��wietny z�niego oficer" � pomy�la� Spartanin. Podczas bitwy dow�dca �atwo mo�e ulec podnieceniu i�strachowi i�poprowadzi� swoich ludzi zbyt szybko do ataku, ale Koenos by� cz�owiekiem statecznym i�powa�nym. Zawsze potrafi� zapanowa� nad emocjami i�wiedzia�, �e uzbrojeni po z�by wojownicy powinni zachowa� si�y do g��wnej walki i�nie marnowa� ich przedwcze�nie forsownym biegiem. Nagle macedo�skie szyki na lewym skrzydle wybrzuszy�y si� i�prze�ama�y. Parmenion przekl��, dostrzeg� bowiem, �e z�wyrwy wybiegaj� �o�nierze wroga, tworz�c swymi tarczami szczeln� �cian�. Nie musia� si� nawet wpatrywa� w�emblematy, i�bez tego natychmiast odgad� pochodzenie m�czyzn � byli ze Sparty. Wspaniali wojownicy, kt�rych l�ka� si� ca�y �wiat! Trzeci Regiment Macedo�ski wyra�nie cofa� si� pod ich naporem. Po chwili Spartanie okr��yli gwardzist�w. Na szcz�cie zd��y� nadej�� Koenos wraz z�Pi�tym Regimentem. Sarissy pochyli�y si� i�falanga zaszar�owa�a. Niespodziewanie oskrzydleni Spartanie wycofali si�, Macedo�czycy za� b�yskawicznie uporz�dkowali szyki i�zape�nili powsta�� luk�. Parmenion, zadowolony, �e gro�ba okr��enia przynajmniej chwilowo zosta�a za�egnana, zawr�ci� czarnego wierzchowca i�pok�usowa� na prawe skrzyd�o. Tesalijczycy pop�dzili za nim. Kr�l na czele macedo�skiej szlachty toczy� �miertelny b�j z�fokejsk� konnic�, na szcz�cie powoli spychali wroga. Zerkn�wszy na lewo, Spartanin dostrzeg� Nikanora, kt�ry z�pi�cioma setkami je�d�c�w przystan�� na skraju lasu. Zwiadowcy w�a�nie wje�d�ali mi�dzy drzewa. Parmenion gestem przywo�a� jednego z�przybocznych je�d�c�w i�pos�a� go do Nikanora z�nowymi rozkazami na wypadek, gdyby las okaza� si� czysty. Potem bacznie wpatrywa� si� we wzg�rza. Pomy�la�, �e gdyby Onomarchos opracowa� jaki� zaskakuj�cy plan strategiczny, zagro�enie przysz�oby zapewne z�tamtej strony. Ponownie skupi� si� na polu bitwy. Koenos i�Pi�ty Regiment usi�owali si� przebi� przez szar�uj�cych Spartan, zamierzali bowiem dotrze� do Teoparlisa i�gwardzist�w. Trzeci Regiment po��czy� si� z�Czwartym i�wsp�lnie wycinali Fokejczyk�w w�pie�. Parmenion mia� obecnie dwa wyj�cia. M�g� pogalopowa� do centrum, by wspom�c kr�la, albo skr�ci� i�uderzy� na lewe skrzyd�o wroga. Kopn�� obcasami wierzchowca i�ruszy� wzd�u� prawej flanki. Jeden z�konnych oderwa� si� od bitwy i�przygalopowa� do wodza. Wojownik mia� szereg p�ytkich ran na ramionach i�paskudnie rozci�ty prawy policzek. � Panie, kr�l rozkazuje ci wesprze� prawe skrzyd�o. Niemal�e rozbili�my ju� wroga. Parmenion skin�� g�ow� i�odwr�ci� si� do Berina, tesalijskiego ksi�cia o�jastrz�biej twarzy. � We� pi�ciuset ludzi, wzmocnijcie praw� flank�, a�p�niej po��czcie si� z�Filipem. Berin natychmiast wykona� rozkaz. Gdy wyda� komend�, jego ludzie ustawili si� za nim w�p�kolistym szyku, po czym galopem ruszyli do natarcia. Ranny pos�aniec podjecha� bli�ej do Spartanina. � Panie, kr�l ma dla ciebie jeszcze jeden rozkaz. Rzu� wszystkie odwody do boju � wyszepta�. � Dobrze si� sprawi�e�, m�ody cz�owieku � odpar� Parmenion. � Ale teraz zapomnij o�bitwie i�wracaj do obozu. Niech chirurg obejrzy twoje rany. Nie s� wprawdzie g��bokie, lecz tracisz du�o krwi. � Ale, panie... � Wykona� natychmiast � warkn�� ostro w�dz, po czym odwr�ci� si�, uznaj�c rozmow� za zako�czon�. Kiedy pos�aniec odjecha�, do Spartanina przyk�usowa� drugi tesalijski dow�dca. � Co robimy, panie? � spyta�. � Czekamy � odpar� Parmenion. Filip Macedo�ski popatrzy� na sw�j ociekaj�cy krwi� miecz, po czym szarpn�� za uzd� i�spojrza� na ty�y. Berin wraz z�pi�cioma setkami Tesalijczyk�w szar�owa� od prawej na skrzyd�a konnicy Fokejczyk�w, jednak Parmenion nadal czeka�. Filip siarczy�cie zakl��. Tymczasem fokejski je�dziec przedar� si� przez macedo�sk� pierwsz� lini� i�ruszy� ku niemu z�wyprostowan� lanc�. Filip zrobi� unik w�lewo. �elazny szpic lancy wbi� si� w�bok wa�acha. Zwierz� z�b�lu a� stan�o d�ba, jednak kr�l przylgn�� kurczowo do jego grzbietu i�z tej pozycji zamaszy�cie ci�� mieczem, atakuj�c napastnika w�sto�kowatym he�mie. Jednym ruchem rozp�ata� Fokejczykowi gard�o. Oszala�y z�b�lu wierzchowiec Filipa ponownie stan�� d�ba, po czym zwali� si� na ziemi�. Macedo�ski w�adca zeskoczy� z�rumaka, kt�ry w�ostatniej chwili wierzgn�� kopytem, trafiaj�c swego pana w�biodro i�pozbawiaj�c go r�wnowagi. Na widok padaj�cego kr�la Fokejczycy z�now� nadziej� ruszyli do kontrnatarcia. Filip chwiejnie wsta�, odrzuci� na bok tarcz� i�podbieg� do pierwszego je�d�ca. Wojownik zamachn�� si� na niego lanc�, kt�ra tylko ze�lizgn�a si� po napier�niku kr�la. Filip podskoczy� do lansjera, �ci�gn�� go z�konia, po czym d�gn�� dwukrotnie mieczem � w�brzuch i�w pachwin�. Przeskoczywszy umieraj�cego wroga, podbieg� do jego wierzchowca, chwyci� go za grzyw� i�sprawnie wskoczy� na grzbiet. Tyle �e teraz ze wszystkich stron otaczali go fokejscy wojownicy. Mu�ni�cie czyjej� w��czni zostawi�o mu na prawym udzie d�ug� szram�, ostrze miecza natomiast zazgrzyta�o na spi�owym ochraniaczu nadgarstka i�rozci�o macedo�skiemu kr�lowi lewe przedrami�. Filip wprawnym ruchem zablokowa� nacieraj�cy miecz i�wbi� w�asne ostrze w��ebra napastnika. W�tym momencie z�odsiecz� przybyli Berin, Attalos i�dziesi�ciu je�d�c�w. Si�a ataku zmusi�a Fokejczyk�w do odwrotu. Kr�l by� uratowany. Konnica nieprzyjaciela rozpierzch�a si� na boki, a�Macedo�czycy, formuj�c szyki, zaatakowali piechot�. Przez chwil� w�powsta�ej wyrwie Filip widzia� swojego wroga, Onomarchosa. Fokejski w�dz sta� po�rodku doborowych oddzia��w piechur�w i�pop�dza� ich do ataku. � Do mnie! � krzykn�� Filip Macedo�ski. Jego pot�ny g�os wzni�s� si� ponad szcz�k mieczy. Gdy je�d�cy zgromadzili si� wok� niego, kr�l spi�� swego nowego konia do galopu i�zaszar�owa� na pierwsz� lini� tarcz. Szyk Fokejczyk�w za�ama� si�, p�kaj�c pod naporem Macedo�czyk�w. W�wczas Onomarchos wys�a� w�zagro�ony odcinek regiment odwodowy i�szale�czy atak Filipa zosta� zatrzymany, jego konnica za� ugrz�z�a w�morzu wrogich sil. Nagle celnie wymierzona lanca przebi�a serce kr�lewskiego rumaka. Zwierz� najpierw przykl�k�o, po czym run�o martwe. Na szcz�cie kr�l ponownie zdo�a� zeskoczy� na czas. � Gdzie�, u�licha, jeste�, Parmenionie? � zawo�a� w�ciekle. Sparta�ski w�dz wyczuwa� w�r�d swoich ludzi narastaj�cy niepok�j. Jako zaprawieni w�bojach wojownicy doskonale wiedzieli, �e szala zwyci�stwa w�bitwie mo�e si� przechyli� w�okamgnieniu. Dzi� sytuacja zmienia�a si� co chwila. Je�li Onomarchos odeprze konnic� Filipa, rzuci do walki ca�� swoj� piechot�, to wobec ogromnej przewagi liczebnej rozgromi macedo�skie szyki i�zwyci�y. Parmenion zerkn�� na lewo. W�lesie faktycznie si� skryli fokejscy piechurzy, na szcz�cie Nikanor wraz z�pi�ciuset konnymi dzielnie stawi� im czo�o. Z�tej odleg�o�ci trudno by�o oceni� liczb� przeciwnik�w, tote� Spartanin na wszelki wypadek pos�a� do boju jeszcze dwustu je�d�c�w. � Popatrz, panie! � krzykn�� nagle jeden z�Tesalijczyk�w, wskazuj�c pasmo wzg�rz po prawej. Na szczycie pojawi�y si� setki konnych. Filip i�towarzysz�cy mu je�d�cy znale�li si� mi�dzy m�otem a�kowad�em. Fokejczycy zaatakowali... Parmenion powoli wyj�� miecz z�pochwy i�uni�s� go w�g�r�. � Naprz�d! Za Macedoni�! � wrzasn��, po czym wbi� pi�ty w�boki swojego wierzchowca i�pogalopowa� na fokejskie skrzyd�o. Pozosta�ych o�miuset Tesalijczyk�w wyci�gn�o zakrzywione kawaleryjskie szable i�pogna�o za nim, wznosz�c wojenne okrzyki. Starli si� z�jazd� Fokejczyk�w na stoku ponad faluj�cym mrowiem wojownik�w z��czonych w��miertelnym boju na g��wnym polu bitwy. Gdy Onomarchos zorientowa� si�, �e jego konnica przegrywa, wyda� nowe rozkazy swoim ludziom, kt�rzy heroicznie pr�bowali utworzy� wok� niego mur tarcz. Macedo�czycy nacierali teraz wszak�e z�trzech stron: Teoparlis i�gwardzi�ci od frontu, Koenos i�Pi�ty Regiment spychali Spartan Onomarchosa coraz g��biej na lewo, macedo�ski kr�l za� naciera� od prawej, wyr�buj�c sobie krwaw� �cie�k� w�szeregach Fokejczyk�w. Wsz�dzie le�a�y cia�a rannych i�zabitych. Tratowa�y je stopy uzbrojonych po z�by �o�nierzy falangi. Na stratowanym przez ludzi Krokusowym Polu nie pozosta� ani jeden kwiat. Jednak�e Filip ju� dawno temu przesta� si� zachwyca� pi�knem otaczaj�cej przyrody. Siedz�c na trzecim wierzchowcu, przedziera� si� mi�dzy fokejskimi tarczami, siek�c z�furi� przeciwnik�w mieczem i�patrz�c, jak gin� pod kopytami macedo�skiej konnicy. Onomarchos by� ju� niedaleko. Cisn�� w�a�nie oszczepem, kt�ry przelecia� niebezpiecznie blisko g�owy Filipa. Nagle Fokejczycy, przeczuwaj�c zbli�aj�c� si� kl�sk�, z�amali szeregi i�rozpierzchli si� we wszystkie strony. Onomarchos, kt�rego marzenia o�zwyci�stwie w�jednej chwili obr�ci�y si� w�py�, wyszarpn�� miecz i�czeka� na �mier�. Teoparlis atakowa� wraz z�gwardzistami ostatni� lini� obrony; w�dz Fokejczyk�w nie zd��y� uskoczy� nawet przed pierwsz� sariss�. D�uga w��cznia zsun�a si� po jego sk�rzanej sp�dniczce, po czym zgruchota�a mu biodro i�przeci�a wielk� arteri� przy pachwinie. Widz�c, �e Onomarchos pad� martwy, a�jego armia rozbieg�a si� w�panice, najemne oddzia�y i�kontyngenty z�Aten, Koryntu i�Sparty rozpocz�y bojowy odwr�t przez Krokusow� Dolin�. Filip zsiad� z�konia tu� przy martwym wrogu, a�nast�pnie odci�� fokejskiemu przyw�dcy g�ow� i�nadzia� j� na czubek sarissy, kt�r� uni�s� wysoko i�ukaza� wojownikom. Z�garde� Macedo�czyk�w wydoby� si� triumfalny okrzyk. Bitwa dobiega�a ko�ca, wie�cz�c zwyci�stwo Filipa. Podniecenie wojenne szybko ust�pi�o przemo�nemu zm�czeniu. Kr�la bola�o niemal ca�e cia�o, rami� za�, w�kt�rym dzier�y� miecz, wr�cz p�on�o. Po chwili w�adca upu�ci� sariss�, zdj�� z�g�owy he�m, usiad� na ziemi i�rozejrza� si� po pobojowisku. Krajobraz by� i�cie cmentarny � wok� Filipa le�a�y setki m�czyzn i�dziesi�tki koni. Nadal zreszt� gin�li ludzie, gdy� macedo�ska konnica polowa�a na fokejskich uciekinier�w. Parmenion podjecha� do swego kr�la, zeskoczy� z�konia i�pok�oni� si� w�adcy. � Wspania�e zwyci�stwo, panie � o�wiadczy� cicho. � Niew�tpliwie � przyzna� cierpko Filip, piorunuj�c Spartanina jedynym zdrowym okiem. � Dlaczego nie przyby�e�, gdy po ciebie pos�a�em? Kr�la i�strategosa otoczyli kr�giem oficerowie: Attalos, Berin, Nikanor i�inni. Wszyscy stali do�� blisko i�badawczo spogl�dali na wodza w�oczekiwaniu na jego odpowied�. � Prosi�e� mnie, panie, �ebym �ledzi� przebieg bitwy i�reagowa� zale�nie od rozwoju wypadk�w. Przewidywa�em, �e Onomarchos ukryje cz�� swoich si� jako tajny odw�d i�u�yje go w�najbardziej zaskakuj�cym momencie. I�tak si� rzeczywi�cie sta�o. � Niech ci� szlag! � rykn�� Filip i�zerwa� si� na r�wne nogi. � Kiedy kr�l wydaje rozkaz, nale�y okaza� pos�usze�stwo! Czy�by� przeoczy� ten drobny szczeg�? � Ale� sk�d, doskonale go rozumiem � odpar� Spartanin. Jasne oczy b�yszcza�y mu niczym gwiazdy. � Kr�lu � wtr�ci! Nikanor � gdyby Parmenion ruszy� ci z�odsiecz�, obaj wpadliby�cie w�pu�apk�. � Milcz! � zagrzmia� Filip. Ponownie odwr�ci� si� do Spartanina. � Nie b�d� tolerowa� dow�dc�w, kt�rzy lekcewa�� moje rozkazy. � Ten akurat problem �atwo rozwi�za�, panie � odpar� Parmenion ch�odno. Sk�oni� si� raz tylko, po czym odwr�ci� i�chwyciwszy lejce wierzchowca, dumnie odszed� z�pola bitwy. Gniew Filipa nie os�ab� podczas d�ugiego popo�udnia. Jego rany, chocia� p�ytkie, by�y bolesne, nastr�j za� osobliwie mroczny. W�adca wiedzia�, �e potraktowa� Spartanina niesprawiedliwie, a�jednak fakt ten jedynie wzmaga� jego rozdra�nienie. �Ten cz�owiek nigdy si� nie myli", pomy�la� z�irytacj�. Po obanda�owaniu ran nas�czon� winem tkanin�, kr�l, mimo protest�w �ysego medyka Berniosa, dozorowa� ewakuacj� wszystkich ci�ko rannych Macedo�czyk�w do polowego lazaretu pod Pagasai. Dopiero wczesnym wieczorem wycofa� si� do pa�acu przej�tego w�centrum opuszczonego miasta. St�d obserwowa� egzekucj� sze�ciuset fokejskich wi�ni�w pojmanych przez konnic�. Widok ten znacznie poprawi� mu humor. Onomarchos by� przeciwnikiem o�sporej pot�dze militarnej i�renomie, a�do tego skupi� wok� siebie wszystkie lokalne si�y obawiaj�ce si� wzrostu znaczenia Macedonii. Po dzisiejszym zwyci�stwie wszystkie drogi prowadz�ce do Grecji �rodkowej sta�y otworem. O zmroku Filip poszed� do andronitisu, wielkiego pomieszczenia z�dziewi�cioma tapczanikami. �ciany pokry� malowid�ami teba�ski artysta Natiles. Przedstawia�y przewa�nie sceny �owieckie (je�d�cy polowali na stado lw�w), a�jednak na Filipie najwi�ksze wra�enie zrobi� nie tyle sam motyw przewodni, ile raczej realizm wykonania i�precyzja w�zastosowaniu intensywnych kolor�w. Artysta doskonale odda� atmosfer� polowania. Jego konie wydawa�y si� rzeczywiste, lwy by�y smuk�e i�mordercze, a�pozy my�liwych odzwierciedla�y zar�wno odwag�, jak i�strach. Kr�l postanowi�, �e po�le po malarza natychmiast po zako�czeniu tej kampanii, gdy� podobne malowid�a wygl�da�yby spektakularnie w�pa�acu w�Pelli. Oficerowie Filipa meldowali si� pojedynczo i�zdawali szczeg�owe raporty na temat poniesionych strat. Teoparlis, dow�dca gwardzist�w, mia� stu dziesi�ciu zabitych i�siedemdziesi�ciu rannych. Antypater doni�s� o�osiemdziesi�ciu czterech zabitych konnych. W�sumie Macedo�czycy stracili w�dzisiejszej bitwie trzystu siedmiu ludzi, a�czterystu dwudziestu siedmiu odnios�o rany. Fokejczycy zostali rozgromieni. Dwa tysi�ce zgin�o na polu bitwy, kilkuset pojmanych stracono, a�przynajmniej tysi�c uton�o, dobiegli bowiem na pla�� i�daremnie pr�bowali dop�yn�� do czekaj�cych na redzie ate�skich trirem. Ta ostatnia nowina wielce rozweseli�a Filipa. Wyci�gn�� swe pot�ne cia�o na pokrytym jedwabiem tapczanie i�opr�ni� pi�ty puchar wina. Wreszcie poczu�, �e znika z�jego mi�ni napi�cie. Popatrzy� na oficer�w i�za�mia� si� rubasznie. � No, to�my sprawili im lanie. Wypijmy za pracowity dzie�, przyjaciele � oznajmi�, po czym usiad� prosto i�nala� sobie wina ze z�otego dzbana. W�r�d oficer�w panowa� jednak�e nastr�j przygn�bienia, tote� nikt nie przy��czy� si� do toastu w�adcy. � Co si� z�wami dzieje? Czy tak �wi�tujecie zwyci�stwo? Teoparlis wsta� i�sk�oni� si� niezgrabnie. By� krzepkim m�czyzn�, czarnobrodym i�ciemnookim. � Wybacz mi, drogi kr�lu � odezwa� si� g��bokim g�osem z�charakterystycznym dla mieszka�c�w p�nocnych g�r gard�owym �r" � ale musz� dogl�dn�� moich ludzi. � Oczywi�cie � rzuci� oschle Filip. Jako nast�pny wsta� Nikanor, po nim Koenos i�Antypater. Po kilku minutach z�monarch� pozosta� tylko Attalos. � Co im si� wszystkim sta�o, na Hekate? � spyta� kr�l, pocieraj�c o�lep�e oko. Fechtmistrz odchrz�kn�� i�przez moment bez s�owa s�czy� wino. Nagle jego zimne oczy napotka�y spojrzenie Filipa. � Chcieli porozmawia� z�Parmenionem, zanim opu�ci Pagasai � o�wiadczy� w�ko�cu. Kr�l odstawi� puchar z�winem i�rozpar� si� na wy�o�onym poduszkami tapczanie. � By�em dla niego zbyt szorstki � mrukn��. � Wcale nie, panie � odwa�y� si� zaprotestowa� Attalos. � Wyda�e� mu rozkaz, a�on go nie wype�ni�. Mo�e teraz b�dziesz musia� wyda� komu� nast�pny... Filip popatrzy� badawczo na swego fechtmistrza i�westchn��. � Attalosie, Attalosie... � szepn��. � Zawsze pozostaniesz zab�jc�, nieprawda�? S�dzisz, �e powinienem obawia� si� cz�owieka, dzi�ki kt�remu Macedonia uros�a w�pot�g� i�pozostawa�a przez tyle lat bezpieczna? Fechtmistrz u�miechn�� si�, szczerz�c z�by. � Ty musisz o�tym zdecydowa�, Filipie � odpar� niemal szeptem. W�adca patrz�c na swego najbardziej zaufanego s�ug�, przypomnia� sobie ich pierwsze spotkanie w�Tebach dziewi�tna�cie lat wcze�niej, kiedy Attalosa op�aca� jeszcze wuj Filipa, kr�l Ptolemeusz. Z�jakiego� powodu zab�jca uratowa� wtedy dwom ksi���tom �ycie i�od tej pory s�u�y� wiernie swemu nowemu panu, pozostaj�c wszak�e m�czyzn� ch�odnym i�tajemniczym. Z�nikim si� nie zaprzyja�ni�. � Nie wydam wyroku na Parmeniona � o�wiadczy� stanowczo Filip Macedo�ski. � Id� i�popro� go, aby do mnie przyszed�. � S�dzisz, �e przyjdzie? Kr�l wzruszy� ramionami. � Zobaczymy, w�ka�dym razie przeka� mu zaproszenie. Attalos wsta�, uk�oni� si� i�opu�ci� andronitis. Filip pozosta� sam z�dzbanem wina. Podszed� do okna i�pocz�� przygl�da� si� dwunastu ate�skim triremom nadal kotwicz�cym w�zatoce. Ksi�yc odbija� si� od ich wypolerowanych kad�ub�w i�a� trudno by�o uwierzy�, �e te l�ni�ce, pi�kne statki podczas bitew przeobra�a�y si� w�zab�jcze machiny. Dzi�ki trzem rz�dom wiose� p�dzi�y naprz�d z�pr�dko�ci� galopuj�cych koni, a�spi�owe tarany na dziobach potrafi�y rozbi� w�okamgnieniu mniejsze drewniane statki na miazg�. �Pewnego dnia � pomy�la� kr�l. � R�wnie� stan� si� posiadaczem takiej floty". Czuj�c bolesne pulsowanie w��lepym oku, Filip odwr�ci� si� od okna, nala� sobie kolejny puchar wina, po czym osun�� si� na tapczan i�popijaj�c powoli, czeka� na swego g��wnego wodza. � Czy to tylko zazdro��, Parmenionie? � wypowiedzia� na g�os pytanie. � Kocha�em ci� kiedy�. Ale by�em wtedy m�odszy i�uwa�a�em ci� niemal za boga wojny... Niezwyci�onego, niepokonanego. A�teraz? � Us�ysza� kroki, wi�c wsta�, wyszed� na �rodek pokoju i�przystan��. Wszed� Spartanin, a�za nim Attalos. Filip podszed� do zab�jcy i�po�o�y� mu r�k� na ramieniu. � Zostaw nas, przyjacielu � poleci� �agodnie. � Jak sobie �yczysz, panie � odpowiedzia� fechtmistrz, obrzucaj�c w�adc� ponurym spojrzeniem. Kiedy drzwi si� zamkn�y, kr�l odwr�ci� si� do swego wodza. Parmenion sta� niewzruszony, ubrany ju� nie w�zbroj�, lecz w�jasnob��kitn� tunik�. Na jego muskularnych, szczup�ych ramionach spoczywa� kawaleryjski p�aszcz. Filip Macedo�ski wpatrzy� si� w�b��kitne oczy Spartanina. � Jak to si� dzieje, m�j drogi, �e wygl�dasz tak m�odo? Nie da�bym ci wi�cej ni� trzy dekady, a�przecie� liczysz sobie... Ile? Pi��dziesi�t lat? � Czterdzie�ci osiem, panie. � Czy jadasz mo�e co� szczeg�lnego? � Chcia�e� mnie widzie�, panie... � Gniewasz si� na mnie, tak? � spyta� kr�l z�wymuszon� �yczliwo�ci�. -No c�, w�pe�ni ci� rozumiem. Napij si� ze mn� wina. � Przez moment s�dzi�, �e w�dz odm�wi pocz�stunku, lecz m�czyzna podni�s� dzban i�nape�ni� puchar. � Teraz usi�d�. Porozmawiajmy. � C� mam ci powiedzie�, panie? Wyda�e� mi dwa rozkazy. Pragn�c wype�ni� jeden, musia�em nie pos�ucha� drugiego. Kiedy walczysz, ja dowodz� armi�. Tak ci� zrozumia�em. �Zr�b wszystko, co b�dzie konieczne", poleci�e�. Czego w�a�ciwie ode mnie oczekujesz, Filipie? Czeka mnie d�uga jazda do Pelli. � Nie chc� straci� twojej przyja�ni � odpar� kr�l. � Ale utrudniasz to. Powiedzia�em co� zapalczywie, nie przemy�lawszy dostatecznie swoich s��w. Czy takie wyja�nienie zadowala twoj� sparta�sk� dum�? Spartanin westchn�� i�rozlu�ni� si�. � Nigdy nie utracisz mojej przyja�ni, Filipie. Jednak... Co� zasz�o mi�dzy nami przez te ostatnie dwa lata, co nas od siebie oddali�o. Czym ci� obrazi�em? Kr�l przeczesa� w�zadumie swoj� czarn� brod�. � Ile odnios�em zwyci�stw przez ten czas? I�kt�re z�nich nale�� do mnie? � spyta�. � Nie rozumiem ci�. Przecie� wszystkie do ciebie nale��. Filip pokr�ci� g�ow�. � A�jednak w�Sparcie mawia si�, �e do s�awy prowadzi Macedoni� zdrajca Spartanin. W�Atenach za� pytaj�: �Gdzie by�by Filip bez Parmeniona?" Gdzie by�bym bez ciebie? � Ju� pojmuj� � mrukn�� w�dz, wytrzymuj�c spojrzenie kr�la. � Nic na to nie mog� poradzi�, Filipie. Cztery lata temu tw�j ko� wygra� olimpiad�. To nie ty wtedy na nim jecha�e�, a�jednak by� to tw�j rumak i�czerpiesz dum� z�tego zwyci�stwa. Jestem strategosem... taki jest m�j fach, moje powo�anie i�moje �ycie. Ty� jest kr�lem, kr�lem, kt�ry potrafi walczy�. Kr�lem, kt�ry osobi�cie bierze udzia� w�bitwach. �o�nierze walcz� lepiej, poniewa� stajesz z�nimi do boju rami� w�rami�. Kochaj� ci� za to. Kt� mo�e wiedzie�, ile potyczek zako�czy�oby si� kl�sk�, gdyby� sta� z�ty�u i�patrzy�? � Tyle �e... Ta jedna jedyna bitwa, w�kt�rej sam dowodzi�em, zako�czy�a si� pora�k� � zauwa�y� Filip Macedo�ski. � Gdybym to ja dowodzi�, tak�e poni�s�bym kl�sk� � zapewni� go Parmenion. � Twoi pajo�scy zwiadowcy okazali si� zbyt pewni siebie i�lekkomy�lni. Nie spenetrowali dok�adnie g�r, co by�o ich psim obowi�zkiem. Ale... Chodzi ci o�co� jeszcze, prawda? Kr�l wr�ci� do okna i�znowu zapatrzy� si� na odleg�e triremy. Milcza� przez d�ug� chwil�, w�ko�cu z�namys�em zacz��: � M�j syn ci� lubi � oznajmi� cicho. � Niania twierdzi, �e czasem... w koszmarach wo�a twoje imi�. To dobrze... Podobno potrafisz wzi�� go w�obj�cia i�nie czu� b�lu. Czy to prawda? � Tak � odszepn�� Spartanin. � To dziecko jest op�tane, Parmenionie. Albo jest op�tane, albo samo jest demonem. Ja go dotkn�� nie mog�... Pr�bowa�em, jednak za ka�dym razem odnosi�em wra�enie, �e na mojej sk�rze p�on� gor�ce w�gle. Jakim cudem ty mo�esz go przytuli�? � Nie wiem. Kr�l za�mia� si� zgrzytliwie, potem zwr�ci� twarz w�stron� wodza. � Wszystkie bitwy tocz� dla niego. Chcia�em stworzy� kr�lestwo, z�kt�rego by�by dumny. Pragn��em... Tak wielu rzeczy pragn��em... Pami�tasz nasz� podr� na Samotrak�? Pami�tasz? Wtedy ponad �ycie kocha�em moj� Olimpias. Teraz za� nie umiemy przesiedzie� w�jednym pokoju dwudziestu uderze� serca bez gniewnych s��w. A�sp�jrz na mnie. Kiedy si� poznali�my... ja liczy�em pi�tna�cie lat, ty natomiast by�e� doros�ym wojownikiem. Ile mia�e� lat? Dwadzie�cia dziewi��? Teraz moj� brod� przetka�a siwizna, twarz pokry�y blizny, a�pod �lepym okiem mam wrz�d pe�en ropy, kt�ry sprawia mi uporczywy b�l. I�na co te wszystkie po�wi�cenia, Parmenionie? � Uczyni�e� z�Macedonii silne pa�stwo, Filipie � odrzek� Spartanin, wstaj�c. � Wszystkie marzenia s� w�twoim zasi�gu. Czego wi�cej pragniesz? � Syna, kt�rego m�g�bym dotkn��. Syna, kt�rego m�g�bym nauczy� jazdy konnej bez strachu, �e wierzchowiec przewr�ci si� nagle i�zdechnie, a�potem na moich oczach zgnije. Nic nie pami�tam z�owej nocy na Samotrace, gdy go sp�odzi�em. Czasami my�l�, �e Aleksander wcale nie jest moim synem. Twarz Parmeniona poblad�a, na szcz�cie macedo�ski kr�l nie patrzy� w�jego stron�. � Oczywi�cie, �e Aleksander jest twoim synem � zapewni� w�ko�cu Spartanin, t�umi�c zdenerwowanie. � Kt� inny m�g�by by� jego rodzicem? � Jaki� demon przys�any z�Hadesu. Wkr�tce ponownie si� o�eni�. I�pewnego dnia b�d� mia� nast�pnego syna. Wiesz, �e podobno kiedy Aleksander si� urodzi�, zamiast zap�aka�, warkn�� jak dzika bestia. Po�o�na omal go nie upu�ci�a. A�gdy otworzy� po raz pierwszy oczy, mia� je osobliwie zmru�one niczym egipski kot. Nie wiem, czy to prawda, czy rozsiewane przez gawied� plotki, ale wiem jedno: mimo wszystko kocham tego ch�opca... A�jednak nie mog� go dotkn��... Ale do�� na ten temat! Nadal jeste�my przyjaci�mi? � Zawsze b�d� twoim przyjacielem, Filipie. Masz na to moje s�owo. � W�takim razie wypijmy i�pogaw�d�my o�starych, dobrych czasach � zaproponowa� swemu wodzowi kr�l. Kiedy Attalos wyszed� za drzwi, poczu� w�sobie rosn�cy gniew. Cicho ruszy� o�wietlonym pochodniami korytarzem, po czym wyszed� w�noc. Zimny wietrzyk zamiast go ukoi�, podsyci� jedynie gorej�cy w�jego duszy p�omie� nienawi�ci. Jak to mo�liwe, �e Filip nie dostrzega� niebezpiecze�stwa, kt�re uosabia� Spartanin? Fechtmistrz odchrz�kn�� i�splun��, lecz w�ustach nadal czu� ���. Parmenion! Wiecznie ten Parmenion! Oficerowie darzyli go wr�cz ba�wochwalczym szacunkiem, �o�nierze wprost ub�stwiali... �Nie widzisz, co si� dzieje, Filipie? Tracisz swoje kr�lestwo na rzecz tego obcego najemnika". Attalos przystan�� w�cieniu majacz�cej przed nim �wi�tyni, potem skr�ci�. �M�g�bym si� tu przyczai� � pomy�la�, a�jego palce machinalnie zacisn�y si� na r�koje�ci sztyletu. � A�potem p�j�� za nim, wrazi� mu �elazo w�plecy i�przekr�ci�, wyrywaj�c mu serce z�piersi..." Jednak gdyby Filip si� dowiedzia�... �B�d� cierpliwy, cierpliwy", strofowa� si� w�my�lach. Ten arogancki syn ladacznicy sam sprowadzi na siebie zgub�. Ta jego dziwaczna koncepcja uczciwo�ci i�honoru. �aden kr�l nie potrzebuje uczciwo�ci. Och, na pokaz i�owszem, g�o�no o�niej rozprawiaj�! �Dajcie mi uczciwego cz�owieka � mawiaj�. � Do�� ju� mamy pochlebc�w i�lokaj�w". Bzdura! W�rzeczywisto�ci pragn� tylko uwielbienia i�bezwarunkowego pos�usze�stwa. Nie, nie ma co podejmowa� pochopnych decyzji, w�ko�cu i�Parmenionowi powinie si� noga! Przyjdzie ten b�ogos�awiony dzie�, kiedy �askawo�� kr�la si� sko�czy, a�wtedy w�adca na pewno si� zwr�ci do Attalosa, by pozby� si� wstr�tnego Spartanina, a�p�niej zaj�� jego miejsce na stanowisku naczelnego wodza Macedonii. Strategos! A�po co komu strategos? C� jest trudnego w�wygraniu bitwy? Trzeba uderzy� na nieprzyjaciela z�si�� burzy, zmia�d�y� centrum jego wojsk i�zabi� wrogiego kr�la lub wodza. Jednak�e Parmenion oszuka� wszystkich, gdy� kaza� im wierzy�, �e strategia to jaka� zdumiewaj�ca tajemnica. A�dlaczego? Poniewa� jest tch�rzem, kt�ry zawsze unika udzia�u w�bitwie ze strachu przed �mierci�. Nikt z�otoczenia kr�la nie potrafi dostrzec tej prostej prawdy. �lepi g�upcy! Fechtmistrz wyci�gn�� sztylet, ciesz�c si� srebrnym refleksem po�wiaty ksi�ycowej na ostrzu. � Pewnego dnia � wyszepta� � ten sztylet ci� zabije, Spartaninie. �wi�tynia w�Azji Mniejszej, lato Derae czu�a si� znu�ona, prawie wyczerpana, kiedy ostatni� ma�� pacjentk� wniesiono do pokoju uzdrowie�. Dwaj m�czy�ni po�o�yli chor� na o�tarzowym �o�u, nast�pnie wycofali si� z�respektem, nie patrz�c na niewidom� uzdrowicielk�. Kobieta zrobi�a g��boki, uspokajaj�cy wdech, potem po�o�y�a d�onie na czole dziecka. Jej duch wp�yn�� w�krwiobieg dziewczynki i�rozpocz�� poszukiwania. Wyczu�a s�abe uderzenia trzepocz�cego serduszka. Choroba tkwi�a u�podstawy kr�gos�upa � kr�gi pop�ka�y, zako�czenia nerw�w zosta�y zmia�d�one, mi�nie porozdzierane... Z niesko�czon� trosk� Derae leczy�a ko�ci, usuwa�a zrosty, �agodzi�a nap�r na spuchni�te nerwy, zmusza�a krew do przep�ywu przez chor� tkank�. Gdy wr�ci�a do swego cia�a, westchn�a i�zachwia�a si�. Jeden z�m�czyzn natychmiast podskoczy� do niej z�zamiarem pomocy. Jego r�ka ledwie zd��y�a dotkn�� jej ramienia. � Pu�� mnie � warkn�a kap�anka i�gwa�townie odsun�a si� od starca. � Najmocniej przepraszam, pani � szepn�� l�kliwie. Derae machn�a r�k� i�u�miechn�a si�. � Wybacz mi, Laertesie. Jestem ogromnie zm�czona. � Sk�d znasz moje imi�, pani? � spyta� m�czyzna cichym g�osem. Kobieta roze�mia�a si�. � Przywracam wzrok �lepcom i�nie wzbudza to niczyjego zdumienia. Chromi zaczynaj� pl�sa�, a�ludzie tylko m�wi�: �No c�, ona jest przecie� uzdrowicielk�, ma dar". Dlaczego zatem tak przyziemna sprawa jak znajomo�� nie wypowiedzianego imienia rodzi w�was l�k? Dotkn��e� mnie, Laertesie. I�dotkn�wszy mnie, zdradzi�e� mi wszystkie swoje sekrety. Nie b�j si� jednak, wiem, �e jeste� dobrym cz�owiekiem, a�twoj� c�rk� kopn�� ko�, czy tak? -Zgadza si�, pani. � Uderzenie uszkodzi�o kr�gos�up. Zdj�am z�jej plec�w b�l, a�jutro, kiedy odpoczn�, uzdrowi� j�. Mo�esz przenocowa� tutaj. Moi s�u��cy podadz� ci jedzenie. � Pokornie dzi�kuj�, pani � odpar�. � Prosz�, oto pieni�dze... Derae machn�a tylko r�k�, po czym bez s�owa odesz�a pewnym krokiem. Dwoje s�u��cych otworzy�o przed ni� drzwi od sali o�tarzowej. W�korytarzu trzeci wzi�� j� pod rami� i�odprowadzi� do jej pokoju. Kiedy kap�anka znalaz�a si� u�siebie, wypi�a �yk zimnej wody i�po�o�y�a si� na w�skiej pryczy. Tak wielu chorych, tylu cierpi�cych... Z�ka�dym dniem t�umy przed �wi�tyni� ros�y. Czasami ludzie toczyli mi�dzy sob� walki, a�cz�� spo�r�d tych, kt�rzy w�ko�cu docierali do niej, kupi�a sobie miejsce w�kolejce. Podczas ostatnich kilku lat Derae cz�sto pr�bowa�a po�o�y� kres �apownictwu. Niestety, jej dar nie mia� mocy zmieniania ludzkiej natury. Nadzieje ludzi czekaj�cych przed wrotami �wi�tyni mog�a zaspokoi� tylko ona. A�na ludzkich nadziejach zawsze kto� chce zarobi�. Tymczasem grecki najemnik, imieniem Pallas, biwakowa� przed �wi�tyni� z�trzydziestk� kompan�w, kt�rzy organizowali kolejk�, sprzedaj�c �etony wst�pu i�zmieniaj�c chaos w�porz�dek... Niezdolna przeszkodzi� Pallasowi w�tych praktykach, kap�anka za��da�a, by codziennie na dziesi�ciu bogatych przyprowadzi� do niej pi�ciu biednych. Pierwszego dnia usi�owa� j� oszuka�, a�wtedy o�wiadczy�a, �e nie przyjmie nikogo. Od tej pory system dzia�a� sprawnie. Pallas zatrudni� s�u��cych, kucharzy, pokoj�wki i�ogrodnik�w, kt�rzy dbali o�zaspokojenie wszelkich potrzeb Derae. Jednak nawet to j� zirytowa�o, poniewa� wiedzia�a, �e chcia� j� tylko odci��y� od takich �bezu�ytecznych" zaj�� jak uprawa ogrodu, co kocha�a, albo gotowanie czy sprz�tanie. Dzi�ki temu mia�a wi�cej czasu na... uzdrawianie chorych. A�jednak przysta�a na te udogodnienia, wiedz�c, �e Pallasem kieruj� wy��cznie korzy�ci materialne, gdy� m