8339
Szczegóły |
Tytuł |
8339 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8339 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8339 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8339 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marek H�asko
Dom mojej matki
Moja matka by�a star� i brzydk� kobiet�. Nie m�g�bym nawet sili� si� na opisanie jej twarzy; zdaj� sobie spraw�, �e twarz ta nie zachowa�a nic ze swojej prawdy: tak dzieje si� cz�sto z lud�mi bardzo schorowanymi i zniszczonymi przez prze�ycia ponad skromne ich si�y.
Patrzy�em, jak gas�a moja matka. By�y to jedyne chwile mego �ycia, kiedy czu�em si� zupe�nie bezsilny; tak bezsilny, jak tylko mo�e si� czu� cz�owiek, kt�ry uprzytomni sobie, �e zawsze mo�e i�� z czasem naprz�d, lecz nigdy go powstrzyma�. Trwa�o to jednak kr�tko; potem zrozumia�em, �e cz�owiek, kt�ry chcia�by powstrzyma� czas, jest w takiej sytuacji, jakby wsadzi� d�o� w g�rski strumie� i czuj�c jej dr�enie, my�la�, �e tam� jest jego d�o�.
M�wi�em wtedy:
� Nie martw si�, mamo! Wszystko b�dzie dobrze i b�dziesz mie� sw�j dom. Przecie� wiesz, �e nikogo na �wiecie nie kocham bardziej od ciebie...
Wiem, �e matka moja nie by�a nigdy kochana przez �adnego m�czyzn�: ma��e�stwo jej z moim ojcem nie nale�a�o do szcz�liwych. Prawie ju� nie pami�tam ojca, lecz z opowie�ci wiem, �e przez ca�e �ycie pali�o mu si� pod czaszk�. By� to jednak zimny ogie� inteligenta, kt�ry nie daje nic pr�cz blasku. W pewnym momencie swego �ycia ojciec m�j wypali� si�; potem ju� jego serce i my�li przypomina�y patyczek choinkowy, na kt�rym zw�gli�a si� owa minimalna ilo�� substancji chemicznych daj�ca silny i pi�kny blask. Reszt� �ycia sp�dzi� na szukaniu usprawiedliwie� dla samego siebie; sta� si� gorzki i niesprawiedliwy wobec ka�dego.
Moja matka rzek�a mi kiedy�:
� Nie jeste� dzieckiem urodzonym z wielkiej mi�o�ci. Z twoim ojcem pobrali�my si� dlatego, �e my�leli�my, i� b�dziemy sobie potrzebni. Pami�taj, aby� nigdy nie wierzy� w takie rzeczy; nie wolno ci! Ludzie, kt�rzy my�l�, �e z czasem dopiero stan� si� sobie potrzebni, powinni odej�� od siebie i zapomnie� krok�w, kt�re ich wiod�y ku sobie.
Bardzo mnie to wtedy zabola�o. Gdy si� dowiedzia�em, �e moi rodzice nie byli z��czeni mi�o�ci�, bez kt�rej w wyobra�ni mojej nie mog�o by� nic sta�ego, uczu�em momentalnie ss�c� pustk� i przez d�ugie miesi�ce nie opuszcza�a mnie my�l, �e w�a�ciwie nie jestem nikomu potrzebny. Zdawa�o mi si�, �e ludzie tacy jak ja � nie powinni �y�.
� Po co mi to m�wisz, mamo? � rzek�em wtedy. � Mam osiemna�cie lat i got�w by�bym zabi� za ka�dy listek oderwany z drzewa moich marze�...
� Uschnie szybko twoje drzewo, je�li nie b�dziesz wiedzia�, �e zdarzaj� si� burze i grady...
Dzi� nie mam ju� osiemnastu lat; bardziej nad burze i grady pragn��bym dr�twej ciszy po�udnia. Wtedy jednak ci�ko mi by�o dzie� po dniu prze�ywa� z cz�owiekiem, kt�ry nie by� kochany; tym ci�ej, �e cz�owiekiem tym by�a przecie� moja matka. Goryczy dodawa�a mi my�l, �e matka moja nie pragnie ju� cierpie�, mi�o�ci ani walki; wielkiej goryczy dodawa�a mi my�l, �e jedynym pragnieniem jej �ycia jest ma�y, w�asny, kolorowy domek na przedmie�ciu.
� Mamo! � m�wi�em. � Przecie� to straszne dla mnie, �e ty marzysz tylko o w�asnym domku i o niczym ju� wi�cej. Jak�e mam ci� kocha�? I dlaczego tylko tyle? Jeste� przecie� dobrym cz�owiekiem i wiem, �e potrafisz kocha�; ja to wiem najlepiej! Nie mog� ci� jednak wcale zrozumie�... S� kraje, w kt�rych miliony ludzi znajduj� si� bez dachu nad g�ow� i bez kawa�ka chleba, miliony g�odnych i nieszcz�liwych ludzi. Ma�o... Nie wiadomo, czy ci ludzie, kt�rzy maj� dzi� dach nad g�ow�, jutro nie zostan� bez niego. Jakich wymiar�w wobec tych spraw nabiera twoje marzenie? To �a�osne, mamo... Czy naprawd� widzisz teraz uczciwe miejsce na twoje marzenie? � Ka�de marzenie � odpowiada�a mi matka � jest uczciwe. Samo s�owo �m�a�r�z�e�n�i�e� jest uczciwe. Nieuczciwe mog� by� my�li, pragnienia, d��enia, lecz marzenie pozostanie, czyste, nawet wtedy, kiedy inni wdepcz� ci je w b�oto... Pomy�l: b�dziemy mie� w�asny dom. B�dzie ci �le, b�d� ci� zdradza� i wyszydza� ludzie, wtedy wr�cisz do naszego domu i powiesz tylko: �To jest nasz dom�. �wiat wyda ci si� inny, je�eli spojrzysz na� przez okno naszego domu.
� Nie chc� mie� takiego domu � m�wi�em �ykaj�c gniew � w kt�rym musia�bym kry� si� przed �wiatem i przed lud�mi. To nie dom, to skorupa. Brzydz� si� skorup�.
O, nie by�o doprawdy argumentu, kt�rego bym nie u�y�. M�wi�em o trudzie tych, kt�rzy buduj� od podstaw nowe �ycie, o tysi�cach nowych dom�w; przynosi�em dziesi�tki gazet, moje radio znienawidzili s�siedzi, staruszka mieszkaj�ca przez �cian� nie odpowiada�a na moje uk�ony; przesta�em m�wi� zwyk�ym ludzkim g�osem, tylko rycza�em, przybiera�em teatralne pozy: to wszystko by�o przecie� moj� prawd� i robi�em wszystko, co mog�em, aby zrozumia�a j� tak�e moja matka. Lecz wszystko na pr�no � ten przekl�ty, kolorowy domek na przedmie�ciu by� wbity jak dziesi�ciocalowy gw�d� w drzewo marze� mojej matki. Swoje s�owa czu�em niby odbijaj�ce si� pi�eczki i w sercu moim coraz bardziej rozlewa�a si� gorycz. Bywa�em niedobry i niesprawiedliwy dla matki; potem oczywi�cie czyni�em wszystko, by to odrobi�, dzi�ki czemu nasze ciche dot�d �ycie we dw�jk� sta�o si� �odzi� �egluj�c� po niespokojnej wodzie. Lecz aby p�yn��, musieli�my wios�owa� we dw�jk�.
Chodzi�em czasem na przedmie�cie i wa��sa�em si� godzinami po piaszczystych i krzywych uliczkach, gdzie przycupn�y ma�e domki. Doszed�em do tego, �e patrzy�em na nie z nienawi�ci� i z nienawi�ci� tak�e my�la�em o sobie, �e ma�y ten domek w jakim� sensie przes�ania mi widok na ogromny m�j �wiat. Lecz nie mog�em go zburzy�. Ohydne by�y dla mnie s�oneczniki i zielone sztachetki, klomby i spaceruj�ce po nich kury, rado�nie umorusane dzieci i koty le��ce w s�o�cu. Pogardza�em ka�dym z tych ludzi mieszkaj�cych w kolorowych domkach na peryferiach naszego miasta. Gdyby to zale�a�o ode mnie, zabroni�bym budowa� takie domki. My�la�em wtedy o strasznej sile, jak� jest ludzkie przyzwyczajenie. Zabroni�bym budowa� takie domki, gdy� zdawa�o mi si�, �e ci, kt�rzy w nich mieszkaj�, nie wiedz�c o tym, sami pozbawiaj� si� rzeczy o wiele wi�kszych.
�O, mamo � my�la�em � �atwiej chyba zbudowa� sobie nie�miertelno�� ni� porozumie� si� z drugim cz�owiekiem�.
Kiedy przebywa�em na przedmie�ciu � a przebywa�em do�� cz�sto, gdy� jestem z natury �az�g� � dra�ni�o mnie nawet powietrze ci�gn�ce od wilgotnych p�l zza rzeki. Czyste poranki i �agodne, pe�ne mgie� zachody s�o�ca budzi�y we mnie pogard�, jak� mam dla kiczu. Kiedy� � by�a to niedziela � zobaczy�em dziada siedz�cego w kalesonach na progu. Mru�y� oczy od s�o�ca i leniwie przebiera� palcami po klawiszach, gdy� trzyma� na kolanach harmoni�. �Oto � pomy�la�em dygoc�c ze w�ciek�o�ci � prze�ytek�. Zwr�ci�em mu uwag�; grzecznie powiedzia�em, �e nasze miasto jest wielkim miastem i on jako jego mieszkaniec... i tak dalej. Dziad spojrza� na mnie sennie, potem zawo�a� swoich trzech syn�w wygl�daj�cych bardzo po junacku, a ci obeszli si� ze mn� brutalnie. Kiedy na czworakach wycofywa�em si� z placu boju, dziad otworzy� jedno oko i rzek�:
� Mocnych demokracja zamkn�a...
To zrazi�o mnie na jakie� dwa tygodnie, lecz potem zn�w wa��sa�em si� po przedmie�ciu. Wydawa�o mi si�, �e gdzie� tam w�a�nie tkwi jaka� si�a magnetyczna, kt�r� znaj� wszyscy ludzie pr�cz mnie.
� Czy nie widzisz � m�wi�em do matki � tych wszystkich pi�knych bia�ych dom�w? Nie widzisz tych ulic? Masz oczy, lecz nie masz serca i dlatego twoje oczy s� �lepe.
� Oczy moje s� �lepe dlatego � m�wi�a matka � �e nie widz� mojego ma�ego, w�asnego domu. To wszystko.
� Czy jest ci �le �y�? Nie wierzysz ludziom? Nie wierzysz nam?
� W c� mog�abym wierzy�, je�li nie w czyste r�ce swego dziecka?
� Wi�c dlaczego? Dlaczego si� nie cieszysz? Nie jeste� g�odna i nie jestem dla ciebie z�ym dzieckiem; sama to przyznajesz, nawet wtedy, gdy milczysz, wiem o tym... Ale chocia� jestem twoim synem, nie mo�e mnie wzrusza� tw�j smutek, �e nie masz w�asnego, ma�ego domku na przedmie�ciu, kiedy widz� rado�� innych ludzi, wprowadzaj�cych si� do wielkich, wsp�lnych dom�w. Mamo, przesta�...
Matka moja umar�a. Umar�a nie dlatego, �e nie spe�ni�a swych pragnie�, lecz dlatego, �e by�a star� i schorowan� kobiet�. Jej ostatnie s�owa nie by�y skarg�, �e nie doczeka�a ma�ego, w�asnego domku, lecz �yczeniem szcz�cia dla mnie.
Ja pozosta�em. �yj� i dalej cieszy mnie widok jasnych, wielkich dom�w. Wiem, �e mieszcz� one w sobie r�wnie� wiele pragnie�, cierpie�, na pewno o wiele wi�kszych i s�uszniejszych od tych, kt�re mia�a moja matka.
Lecz czasem ci�ko mi �y�: w�a�nie wtedy, kiedy przechodz� obok takich wielkich, jasnych dom�w, a tak�e kiedy nocami wa��sam si� po krzywych i piaszczystych uliczkach przedmie�cia, gdy� z natury swej jestem w��cz�g�. Pogodzi�em si� ju� z owym dziadem, opowiada mi on czasem o wszystkich najwspanialszych rzezimieszkach, jacy deptali te ulice, i oczy jego s� pe�ne marzenia.
Tak, jest mi ci�ko, gdy patrz�, w o�wietlone lub �lepe � noc� � okna ka�dego domu. Lecz najbardziej smutno mi, gdy id� wieczorem nad Wis�� i widz� odbijaj�ce si� w wodzie �wiat�a: ulic, dom�w i gwiazd.
Bo pami�tam, �e matka moja chcia�a, aby jej ma�y, w�asny, kolorowy dom � sta� nad rzek�.
1954
Marek H�asko � Opowiadania � Dom mojej matki
1