8310

Szczegóły
Tytuł 8310
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8310 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8310 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8310 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Emil Zola MOJE NIENAWI�CI PRZEDMOWA DO MES HAINES 1866 e-edition �www.e-biblioteka.com A.D. MMIV Nienawi�� jest �wi�ta. To oburzenie ludzi odwa�nych i nieugi�tych, waleczna wzgarda tych, kt�rych dr�czy ma�o�� i g�upota. Nienawidzi� to znaczy kocha�, to znaczy mie� gor�c� i szlachetn� dusz�, to znaczy mocno prze�ywa� odraz� do rzeczy haniebnych i bezmy�lnych. Nienawi�� przynosi ulg�, nienawi�� wymierza sprawiedliwo��, nienawi�� czyni wielkim. Zawsze po ka�dym buncie przeciw ma�o�ciom mego stulecia czu�em si� m�odszy i dzielniejszy. Zawsze rz�dzi�y mn� nienawi�� i duma; odosobnienie sprawia�o mi satysfakcj�; samotny, nienawidzi�em wszystkiego, co rani�o sprawiedliwo�� i prawd�. Je�eli jestem dzi� co� wart, to dlatego �e jestem sam i �e nienawidz�. Nienawidz� ludzi nieudolnych i bezsilnych; przeszkadzaj� mi. Wypalili m�j zapa� i stargali moje nerwy. Nic mnie tak nie irytuje jak te chamy o kaczkowatym chodzie, wytrzeszczonych oczach i rozdziawionych g�bach. Gdzie tylko si� ruszy�em, zawsze spotyka�em paru durni�w i dlatego jestem smutny. Pe�no ich na drodze, t�um sk�ada si� z g�upc�w, kt�rzy zatrzymuj� ci� w przej�ciu i pluj� ci w twarz swoj� pospolito�ci�. Chodz�, m�wi� i sam ich wygl�d, ruchy i g�os rani� mnie do tego stopnia, �e podobnie jak Stendhal wol� �ajdaka od kretyna. Pytam, co pocz�� z tymi lud�mi? Ci��� na naszych barkach w tych czasach walki i szybkiego marszu naprz�d. Opuszczaj�c stary �wiat, spieszymy ku nowemu. Wieszaj� si� u naszych ramion, rzucaj� si� nam pod nogi ze swoim bezmy�lnym �miechem i bezsensownymi sentencjami; za ich spraw� drogi staj� si� �liskie i uci��liwe. Na pr�no staramy si� z nich otrz�sn��, to nic nie pomaga; napieraj� na nas, dusz�, czepiaj� si�. A przecie� �yjemy w wieku, w kt�rym kolej �elazna i telegraf elektryczny unosz� nasze cia�a i dusze ku niesko�czono�ci i absolutowi, w powa�nym i niespokojnym wieku, kiedy w umy�le ludzkim rodzi si� nowa prawda - i oto znajduj� si� ludzie nic niewarci i g�upi, kt�rzy przecz� tera�niejszo�ci i gnij� w ciasnej, cuchn�cej ka�u�y bana�u. Horyzonty si� poszerzaj�, �wiat�o wznosi si� i wype�nia niebo. Oni ochoczo nurzaj� si� w letnim b�otku i powoli, z rozkosz� trawi�; zamykaj� sowie oczy, kt�re �wiat�o razi, i wo�aj�, �e si� im przeszkadza i �e nie mog� si� do woli wysypia� prze�uwaj�c siano, czerpane pe�n� g�b� ze ��obu wsp�lnej g�upoty. Dajcie nam szale�c�w, a potrafimy co� z nich zrobi�; szale�cy my�l�; ka�demu z nich zbytnia koncentracja wok� jednej idei z�ama�a mechanizm rozumowania; ci ludzie maj� chore umys�y i serca, ale ci biedacy s� pe�ni �ycia i si�y. Chc� s�ucha� tego, co m�wi�, poniewa� zawsze mam nadziej�, �e w ich chaotycznych my�lach zab�y�nie jaka� wieczna prawda. Ale, na mi�o�� bosk�, trzeba wyt�pi� g�upc�w i miernoty, t�pak�w i kretyn�w; niech powstan� prawa, kt�re pozwol� nam uwolni� si� od tych ludzi, wykorzystuj�cych w�asn� �lepot�, aby twierdzi�, �e jest ciemno. Ju� czas, aby ludzie odwa�ni i energiczni mieli sw�j rok dziewi��dziesi�ty trzeci: bezczelne panowanie miernot zm�czy�o �wiat, trzeba wys�a� mas� miernot na plac de Greve. Nienawidz� ich. Nienawidz� ludzi, kt�rzy zamykaj�c si� w ramach jakiej� egoistycznej idei, chodz�, ciasno st�oczeni, stadami i spu�ciwszy g�owy patrz� w ziemi�, aby nie widzie� wielkiego �wiat�a na niebie. Ka�de stado ma w�asne b�stwo, fetysza, na kt�rego o�tarzu sk�ada w ofierze wielk� ludzk� prawd�. Jest w Pary�u wiele setek takich ludzi, po dwudziestu, po trzydziestu w ka�dym zak�tku, kt�rzy z wysoko�ci swoich trybun uroczy�cie przemawiaj� do ludu. Uparcie broni� swoich ma�ych interes�w, dostojnie krocz� w�r�d ca�kowitej pospolito�ci, a kiedy podaje si� w w�tpliwo�� ich niem�dry fanatyzm, wznosz� okrzyki rozpaczy. Wszyscy, kt�rzy ich znacie, moi przyjaciele, poeci i pisarze, uczeni czy po prostu ��dni wiedzy, wy, kt�rzy�cie pukali do drzwi tych powa�nych ludzi zamykaj�cych si�, aby sobie polerowa� paznokcie, powiedzcie razem ze mn�, �mia�o i g�o�no, tak aby t�um was us�ysza�, �e wyrzucili was ze swego ciasnego ko�cio�a jako jego strachliwi i nietolerancyjni stra�nicy. Powiedzcie, �e wy�miali wasze niedo�wiadczenie, do�wiadczenie bowiem polega na zaprzeczaniu ka�dej prawdzie, kt�ra si� r�ni od ich b��du. Opowiedzcie histori� swego pierwszego artyku�u, kiedy przyni�s�szy uczciw� i pe�n� przekonania proz� otrzymali�cie odpowied�: �Chwali pan utalentowanego cz�owieka, kt�rego my nie uwa�amy za utalentowanego, a zatem nikt nie mo�e go za takiego uwa�a�.� Pi�kny widok przedstawia ten inteligentny i sprawiedliwy Pary�! Istnieje gdzie�, w g�rze lub w dole, ale na pewno w jakiej� odleg�ej strefie, jedna i absolutna prawda, kt�ra rz�dzi �wiatem i wiedzie nas ku przysz�o�ci. Tutaj za� istnieje sto prawd sprzecznych i zwalczaj�cych si� nawzajem, sto szk� obrzucaj�cych si� obelgami, sto becz�cych stad, kt�re odmawiaj� poruszania si� naprz�d. Jedni �a�uj� przesz�o�ci, kt�ra nie mo�e powr�ci�, inni marz� o przysz�o�ci, kt�ra nigdy nie nadejdzie; ci, kt�rzy my�l� o chwili obecnej, m�wi� o niej jak, o wieczno�ci. Ka�da religia ma swoich kap�an�w, ka�dy kap�an ma swoich �lepc�w i swoich eunuch�w. O rzeczywisto�� nikt si� nie troszczy; toczy si� prawdziwa wojna domowa, bitwa dzieci bombarduj�cych si� �nie�nymi kulami, olbrzymia farsa, w kt�rej przesz�o�� i przysz�o��, B�g i cz�owiek, k�amstwo i g�upota to uleg�e i groteskowe marionetki. Pytam, gdzie s� ludzie wolni, ca�kowicie swobodni, ci, kt�rzy nie zamykaj� swych my�li w ciasnym kr�gu dogmat�w, kt�rzy szczerze d��� ku �wiat�u, bez obawy, �e jutro sobie zaprzecz�, troszcz�cy si� jedynie o sprawiedliwo�� i prawd�? Gdzie s� ludzie, kt�rzy nie s� cz�onkami zaprzysi�onych klik, kt�rzy nie klaszcz� na znak dany przez przyw�dc� - Boga lub w�adc�, lud czy arystokracj�? Gdzie s� ludzie samotni, �yj�cy z dala od stad ludzkich, aprobuj�cy ka�d� wielk� spraw�, gardz�cy koteriami i kochaj�cy woln� my�l? Kiedy ci ludzie m�wi�, nad�ci g�upcy z�oszcz� si� i przyt�aczaj� ich swoj� mas�; potem wracaj� do swego prze�uwania i pe�ni powagi zwyci�sko udowadniaj� jedni drugim, �e to wszystko g�upcy. Nienawidz� ich. Nienawidz� n�dznych kpiarzy, m�odych ludzi, kt�rzy szydz�, nie umiej�c na�ladowa� dostojnej powagi swych tatusi�w. Bywaj� wybuchy �miechu jeszcze bardziej pozbawione tre�ci ni� milczenie dyplomat�w. W naszej niespokojnej epoce istnieje rodzaj nerwowej i podszytej strachem weso�o�ci, kt�ra mnie dra�ni dotkliwie, jak d�wi�k pilnika przeci�ganego mi�dzy z�bami pi�y. Ach, zamilknijcie ju�, wy wszyscy, kt�rzy staracie si� zabawia� publiczno��, nie umiecie si� ju� �mia�, wasz �miech jest tak cierpki, �e bol� od niego z�by. Wasze dowcipy s� smutne, wasze zgrabne pozy maj� wdzi�k ruch�w po�ama�c�w, wasze karko�omne skoki to dziwaczne kozio�ki, w kt�rych si� �a�o�nie przewracacie. Czy nie widzicie, �e my wcale nie �artujemy? Popatrzcie, sami p�aczecie. Po c� si� zmusza� i wysila�, �eby uzna� za zabawne to, co jest ponure? Nie tak �miano si� dawniej, kiedy jeszcze mo�na by�o si� �mia�. Dzi� rado�� zamieni�a si� w spazm, weso�o�� w szale�stwo. Nasi dowcipnisie, znani z dobrego humoru, to ludzie pos�pni, kt�rzy bior� dowolne wydarzenie lub dowolnego cz�owieka do r�ki i �ciskaj� go tak d�ugo, a� si� rozleci, jak niedobre dzieci, kt�re najlepiej bawi� si� zabawkami wtedy, kiedy je �ami�. Nasza weso�o�� to weso�o�� ludzi, kt�rzy p�kaj� ze �miechu widz�c, jak przechodzie� przewraca si� i �amie nog�. Ludzie �miej� si� ze wszystkiego, nawet kiedy nie ma po temu najmniejszego powodu. Tote� jeste�my bardzo weso�ym narodem; �miejemy si� z naszych wielkich ludzi i z naszych zbrodniarzy, z Boga i diab�a, z innych i z samych siebie. W Pary�u istnieje ca�a armia ludzi podsycaj�cych publiczn� weso�o��; dowcip polega na tym, aby by� g�upim na weso�o, tak jak inni s� g�upi w spos�b uroczysty. �a�uj�, �e jest tak du�o ludzi dowcipnych, a tak ma�o ludzi prawdom�wnych i samodzielnie my�l�cych. Za ka�dym razem, kiedy widz�, jak uczciwy m�ody cz�owiek �mieje si�, aby sprawi� przyjemno�� publiczno�ci, wsp�czuj� mu; �al mi, �e nie jest do�� bogaty, aby �y� nic nie robi�c i nie za�miewa� si� niegodnie. Ale nie �al mi tych, kt�rzy umiej� si� tylko �mia�, a nie umiej� p�aka�. Nienawidz� ich. Nienawidz� durni�w udaj�cych pogard�, t�pak�w wo�aj�cych, �e nasza sztuka i literatura umieraj� pi�kn� �mierci�. S� to puste m�zgi, wyschni�te serca, ludzie zagrzebani w przesz�o�ci, kt�rzy pogardliwie kartkuj� dzie�a �ywe i dysz�ce gor�czk� naszego wieku i oznajmiaj�, �e s� ciasne i nic niewarte. Ja widz� inaczej. Nie dbam o pi�kno i doskona�o��. Kpi� sobie z wielkich okres�w sztuki. Interesuje mnie �ycie, walka, napi�cie. Dobrze si� czuj� w moim pokoleniu. Wydaje mi si�, �e artysta nie mo�e pragn�� innego �rodowiska, innej epoki. Nie ma ju� mistrz�w, nie ma szk�. �yjemy w okresie ca�kowitej anarchii i ka�dy z nas jest buntownikiem, kt�ry my�li, tworzy i walczy we w�asnym imieniu. Chwila dzisiejsza dyszy pragnieniami i niepokojem: czekamy na tych, kt�rzy uderz� najmocniej i najcelniej, kt�rych pi�ci b�d� do�� silne, aby zamkn�� usta innym, i ka�dy nowy bojownik ma t� niejasn� nadziej�, �e to on b�dzie jutrzejszym dyktatorem, jutrzejszym tyranem. A ponadto c� za rozleg�y horyzont! Czujemy, jak mocno t�uk� si� w naszych sercach prawdy przysz�o�ci. Je�eli be�koczemy, to dlatego �e mamy za wiele do powiedzenia. Jeste�my u progu wieku nauki i praktyki i chwilami chwiejemy si� jak pijani w obliczu wielkiego �wiat�a, kt�re wschodzi przed naszymi oczami. Ale pracujemy, przygotowujemy dzie�o naszych syn�w; jeste�my teraz na etapie burzenia, w momencie kiedy kurz unosz�cy si� z tynku wype�nia powietrze, a gruz wali si� z ha�asem. Jutro gmach zostanie odbudowany. Nam przypadnie pal�ca rado��, rozkoszny i gorzki b�l narodzin; nam przypadn� nami�tne dzia�ania, swobodne okrzyki prawdy, wszystkie wady i wszystkie cnoty stoj�ce u ko�yski wielkich czas�w. Niech �lepcy neguj� nasze wysi�ki, niech widz� w naszych walkach konwulsje agonii, podczas gdy s� to pierwsze odg�osy narodzin. To s� �lepcy. Nienawidz� ich. Nienawidz� cham�w, kt�rzy nas pouczaj�, pedant�w i nudziarzy, kt�rzy odmawiaj� praw �yciu. Jestem za swobodnym przejawianiem si� geniuszu ludzkiego. Wierz� w nieprzerwan� ci�g�o�� wyraz�w ludzkiej duszy, w niesko�czon� galeri� �ywych obraz�w i �a�uj�, �e nie b�d� m�g� �y� zawsze, aby towarzyszy� wiecznej komedii o tysi�cu r�norodnych akt�w. Jestem tylko cz�owiekiem ciekawym. G�upcy, kt�rzy nie maj� �mia�o�ci patrze� w prz�d, patrz� do ty�u. Tworz� tera�niejszo�� z zasad przesz�o�ci i pragn�, aby przysz�o��, ludzie i ich dzie�a brali wz�r z minionych czas�w. Nadchodz�ce dni b�d� si� rz�dzi� w�asnym rozumem i ka�dy z nich przyniesie jak�� now� ide�, now� sztuk�, now� literatur�. Ile spo�ecze�stw, tyle r�nych dzie�, a spo�ecze�stwa b�d� si� wiecznie przekszta�ca�. Ale t�paki nie chc� poszerzy� ram; ustalili list� dzie� ju� stworzonych i otrzymali w ten spos�b prawd� wzgl�dn�, kt�r� uwa�aj� za prawd� absolutn�. Nie tw�rzcie, ale na�ladujcie. I oto dlaczego nienawidz� ludzi g�upio powa�nych i g�upio weso�ych, artyst�w i krytyk�w, kt�rzy bezmy�lnie pragn� z wczorajszej prawdy uczyni� prawd� dzisiejsz�. Oni nie rozumiej�, �e idziemy naprz�d i �e pejza�e si� zmieniaj�. Nienawidz� ich. A teraz wiecie ju�, co ukocha�em pi�kn� mi�o�ci� m�odych lat. KONIEC t�um. Hanna Morawska opr. jotmo