8301

Szczegóły
Tytuł 8301
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8301 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8301 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8301 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GABRIELA ZAPOLSKA FIOLETOWE PO�CZOCHY Pan Stefan powr�ci� z zagranicy. Przewr�ci�o mu si� w g�owie. W�a�ciwie nie bardzo mu si� przewr�ci�o, ale by�o co� tam nie w porz�dku. By� w Wiedniu i sfiksowa� na punkcie dw�ch s��w. Modern i... secesja. Po wystawie secesyjnej chodzi� jak gap i o ma�o nie otworzy� z podziwu ust, gdy zobaczy� secesyjn� pann� sprzedaj�c� katalogi w zielonej sukni, siedz�c� na zielonym foteliku, z zielonkaw� cer� twarzy i dwoma rudymi pejsami po obu stronach zapad�ych policzk�w. Obrazy zawieszone na �cianach zajmowa�y go mniej, ale wzrok jego przyku�y zielone dywany w chorobliwe kwiaty, zielone draperie w pokr�cone desenie, jakie� szafki zielone jak grynszpan poustawiane w k�tach sal i ca�e teorie pradziewic o rozpuszczonych rudych drucianych w�osach, pomalowane na obiciach przeznaczonych do salon�w ludzi, w kt�rych �onach p�on�, �arz� si�, k��bi� wiry, huragany, morza wy�, j�k�w i wrzask�w dzikich hien, s�owem - nadludzi, metaludzi! - To - modern, to secesjonalistyczne - szeptano doko�a niego. Pan Stefan by� adwokatem w Krakowie i mieszka� przy Floria�skiej ulicy, na kt�rej p�dzi tramwaj, og�aszaj�c z hukiem i brz�kiem dzwonka, �e Krak�w opr�cz tak europejskich instytucji jak handel Hawe�ki, promenad jak Linia A�B, posiada jeszcze i tramwaje. Pan Stefan mia� w domu meble kupione jeszcze w fazie przed�lubnej, meble czarne, z gruszkowego drzewa, pokryte szafirowym aksamitem, meble uczciwego dentysty, i te sta�y zawsze w salonie klasycznie poustawiane doko�a sto�u na brzegu dywana w pi�kny perski dese�. �ona pana Stefana by�a spokojna brunetka o du�ych sarnich oczach - tak na poz�r spokojna jak meble salonu, odziana zawsze dostatnio i przyzwoicie. W kancelarii skroba�o papier dw�ch dependent�w, obiad podawano o drugiej. - Pan Stefan drzema� po obiedzie, tymczasem schodzili si� klienci, tramwaj hucza� pod oknami - w oddali hejna� j�cza� - �ona w salonie brz�cza�a na fortepianie i wszystko by�o cicho, spokojnie - przyzwoicie. I teraz ta secesja... ten styl... To wszystko nawet zrazu wyda�o si� panu Stefanowi �mieszne i brzydkie. Ziele�, fiolet, ��te barwy impertynencko po��czone - rzucaj�ce si� w oczy. Potem te postacie wychud�e z g�owami wyd�tymi... A przecie� co� go ci�gn�o - kupi� sobie na wystawie katalog. Na ok�adce ty�a zielona kobieta z rudymi w�osami... Wieczorem w kawiarni pokaza� ten katalog jednemu z polskich dziennikarzy, kt�ry pisa� swe korespondencje na rogu sto�u, otoczony k��bami dymu. - Och to... modern! - wyrzek� dziennikarz, a potem z pewn� ironi� obrzuci� pana Stefana litosnym wejrzeniem. - To si� panu nie mo�e podoba�... to zanadto secesjonistyczne... Lecz Stefan obruszy� si� na t� obelg�. - Co? - zawo�a� - pan my�li, �e my w Krakowie to ju� si� na niczym nie znamy. Je�eli kupi�em katalog, to dlatego, �e mi si� podoba�. - Ja mo�e jestem wi�cej modern ni� pan - prosz� mi wierzy�! Dziennikarz zadziwi� si� i pokr�ci� g�ow�. - Prosz�!... prosz�!... ja s�dzi�em, �e to trzeba mie� specjaln� estetyczn� edukacj�, aby ten kierunek odczu� i zrozumie�. - Ja te� mam t�... edukacj�... - W Krakowie? - Tak, panie - w Krakowie. U nas te� ludzie, panie, s� modern i takie rude panny w zielonych sukniach ju� dawno malowali na afiszach z naft�! Stefan wyszed� zaperzony z kawiarni. Na drugi dzie� powr�ci� na wystaw�. D�ugo si� wpatrywa� w zielone dywany, draperie, chorobliwe kwiaty, pann� z pejsami i powr�ci� do Krakowa z oczami pe�nymi dziwnych wizji, owianych zielono - fioletowymi p�omieniami, kt�re go wyrywa�y z codziennego �ycia i ciska�y w jakie� fantastyczne, nadzwyczajne �wiaty. Od dw�ch miesi�cy Stefan �uje swe w�dzid�o dobrego m�a, obywatela i zdolnego prawnika. Siada do sto�u o drugiej - je zup� na porcelanowym g�adkim talerzu i patrzy na szafkowy zegar, zawieszony na przeciwleg�ej �cianie. Patrzy na zegar - ponad g�ow� �ony, g�ow� uczesan� porz�dnie, �adniutko, g�adziuchno - przyzwoicie. Wahad�o porusza si� ci�gle - i minuty mijaj�, Stefan milczy i �ona milczy. W og�le m�wi� teraz do siebie coraz mniej, coraz wi�cej si� oddalaj� od siebie. Ona chwilami wlepia w niego jaki� dziwny, zagadkowy wzrok, jaki maj� kobiety, gdy przestaj� kocha� - on czasem, ale bardzo rzadko, �lizga si� po niej stalowym spojrzeniem. I pr�dko oboje patrz� zn�w na �cian� - on na zegar, ona na jaki� banalny sztych i jedz�, jedz�, jakby stworzono ich jedynie w celu spo�ywania pewnej ilo�ci potraw. Za szybami szemrze, pluszcze - jesienna szaruga. Nie zimno jeszcze - ale deszcz pada i zn�w ustaje. - Stefan idzie do swego pokoju i k�adzie si� na kanapie. - Zaczyna czyta� Piekielne dusze - ksi��k� o fioletowej ok�adce i purpurze zda�, nawleczonych na ni� utkan� z rozpasanych nerw�w. Nie ma ochoty zajrze� do kancelarii, do swych dependent�w. Rozwia� si� w mg�� - rozszala� zgrzytem demonicznych saraband wyj�cego morza, sk��bionych cia�, stercz�cych r�k i kometowych warkoczy kurczowo zaci�ni�tych doko�a spieczonego i drgaj�cego ducha. Czuje, i� jest chory, �e mu coraz duszniej, cia�niej. Gdyby mia� cho� jedn� grynszpanow� szafk� albo zielony dywan przed oczami, lub fiolet jakiego� mistycznego kwiatu na p�omiennoz�otym tle... Drzwi uchyla �ona. - Czy wyjdziesz dzi� z domu? Ockn�� si� i usiad� na sofie. - Nie wiem... - Ja wychodz�, wr�c� na kaw�! Wychodzi i Stefan s�yszy jak zamyka drzwi z trzaskiem za sob�. Stefan ironicznie si� u�miecha. Niech wychodzi czy zostaje... jest zawsze od niego daleka! Jak�e on jej - m�g�by si� zwierzy� z ow� mani� modernizmu, jaka opanowa�a jego umys�? Czy ona go zrozumie - pojmie - odczuje!... Siedzi tak d�ugo i patrzy w ziemi�. - Jest w nim du�o rozkapryszonej kobiety. Leczono go na nerwy i z pewno�ci� teraz lekarz, do kt�rego uda�by si� po lekarstwo, przeciw niewyra�nej nudzie, jaka go opanowa�a, znalaz�by jego nerwy w op�akanym stanie. Wsta� powoli z sofy, machinalnie odzia� si� w palto i wyszed� na ulic�. Nie mia� ochoty zajmowa� si� klientami, dependentom rzuci� przechodz�c: id� w wa�nej sprawie. Na ulicy szed� zamy�lony, zaciskaj�c silnie r�czk� parasola. Deszcz zacz�� pada� i b�oto o�lizg�e, prawdziwie krakowskie b�otko p�yn�o po ulicach. Stefan machinalnie skierowa� si� w stron� kawiarni. Tam siadywali tzw. dekadenci, krasnoludki niedu�e wzrostem, lecz imponuj�ce w mowie i projektach podboju �wiata. Panowie ci przewa�nie nie zrobili jeszcze nic ani dla literatury, ani dla sztuki, z wyj�tkiem kilku ludzi rzeczywistego talentu i pracy. Ale natomiast pili mas� kawy, wydymali wzgardliwie usta i nauczywszy si� kilku nazwisk w mroku ciemno�ci pogr��onych wielko�ci zagranicznych, sp�dzali dnie ca�e w kawiarni, maltretuj�c ludzi pracy, kt�rzy mieli nieszcz�cie zab��ka� si� w ich ustronie. Dekadenci cieszyli si� straszn� opini� w Krakowie. Tu i �wdzie b�kano co� o satanizmie, a cz�ste he! he!... tych pan�w powi�ksza�y groz�, kt�ra nimbem doko�a nich ros�a. Stefan nie m�g� jako solidny cz�owiek i adwokat trze�wy, a maj�cy pi�kne stanowisko, ��czy� si� z t� b��dnogwie�dzist� gromad�. Niemniej jednak ci�gn�o go co� do nich jak pijaka do w�dki. Szed� mimo kawiarni; zwolni� kroku i my�la� zaprenumerowa� Jugend i Revue Blanche, o kt�rej du�o s�ysza�, cho� po francusku nie umia�. - Stanowczo mam dusz� artystyczn� - my�la� - mog�em zosta� artyst�... szkoda! Przypomnia� sobie, �e w dzieci�stwie wcale pi�knie rysowa� - kto wie, do czego by�bym doszed�. W ka�dym filistrze u�piony artysta szamota� si� teraz w nim i gniewa� na praktycznego cz�owieka, kt�ry mu milcze� i spa� kaza�. Wydosta� si� na ulic� Miko�ajsk�. W szarzej�cym zmroku du�y afisz uderzy� jego oczy. Jaka� kobieta podnios�a wysoko r�k�, trzymaj�c w niej kieliszek. T�o afisza by�o szarawo��te, a rami� kobiety owini�te szczelnie w fioletow� tkanin�. I linia ta brutalnie a tryumfalnie jak w�� barwny przecina�a afisz na dwie cz�ci. Stefan wpatrywa� si� w t� barw�, kt�ra przypomina�a mu secesj�, Wiede� i pann� o rudych lokach. A� bi�a energia, pot�ga i si�a od tego afisza i ci�gn�a, jakby nagle jaki� wspania�y olbrzymi kwiat wykwit� na szarzy�nie sp�ukanego deszczem muru zwyczajnej krakowskiej kamienicy. Stefan sta� chwil� wpatrzony w t� lini� i z �alem oderwa� od niej oczy. Zdawa�o mu si�, �e czuje jak�� nerwow� ulg�, patrz�c tak na ten przepyszny i szczery fiolet. Gdy oczy przeni�s� na trotuar, na kt�rym deszcz roztacza� bezbarwne kr��ki, zda�o mu si�, �e znik�o chwilowe s�o�ce z jego oczu. Lecz - nagle dozna� ol�nienia. Przed sob� dojrza� nie jedn�, ale dwie takie fioletowe smugi - o liniach doskonalszych, delikatnych - o barwie jakby mieni�cej si� jeszcze b�yskami srebra. Jaka� kobieta uni�s�szy sukni� sz�a szybko, a raczej bieg�a, zakrywszy si� szczelnie parasolem. I to jej nogi, odziane w fioletowe jedwabne po�czochy i angielskie wyci�te trzewiki mign�y przed oczami Stefana. Kolor po�czoch by� ten sam jak na afiszu - secesyjny, wspania�y, estetyczny, modern. Szaro��ty ton trotuaru nadawa� si� doskonale na t�o i uwidocznia� linie, kt�re gin�y w masie falbanek czarnej at�asowej sp�dniczki. Stefan a� przerazi� si� wra�enia, jakie na nim wywar�o to zjawisko. Ta kobieta odpowiada�a najzupe�niej stanowi jego duszy. Skoro ona lubi�a i stroi�a si� w te modernistyczne barwy, zarzucaj�c karawaniarski str�j przyj�ty og�lnie przez damy - musia�a by� r�wnie artystyczn� natur�, wy�sz�, estetycznie wykszta�con� - r�n� od spotykanych kobiet. Nale�a�o pobiec za ni� - dowiedzie� si� kim jest, pokocha� j�, zwierzy� si� nareszcie ze swych smutk�w... zdenerwowania... Lecz tramwaj, dwie doro�ki, pies, znarowiony ko�, policjant, troch� bab - rozdzielili Stefana z ow� fioletow� dusz�. Gdy w �lad za ni� przedosta� si� na drug� stron� ulicy - znik�o cudowne zjawisko. Nawet twarzy, nawet figury nie zdo�a� dostrzec Stefan. Wszystko kry� parasol, kt�ry nieznajoma zwr�ci�a przed siebie, aby ochroni� si� od sko�nie padaj�cego deszczu. Stefan, smutny, jakby w�asn� dusz� zgubi�, powraca do domu. Och! och! mgnienie secesji, fioletowe po�czochy, gdzie� wy jeste�cie mistyczne kwiaty - wspania�e irysy, smuk�e i kszta�tne... gdzie� wy jeste�cie... Wiecz�r Pa�stwo mecenasowstwo powr�cili do domu i maj� zamiar zasi��� do poobiedniej kawy. Bo wszystko w tym domu odbywa si� nie po pa�sku - ale... ot... przyzwoicie, po mieszcza�sku. Do kawy st� nakryty - rogaliki, sucharki, mas�o. Stoi �mietanka, s� nawet ko�uszki... Lampa nad sto�em ju� zapalona, taka du�a, solidna lampa na wyrost, kt�ra pos�u�y jeszcze dzieciom i dzieciom dzieci. W sypialni pani mecenasowa przebiera si� w szlafrok - a pan Stefan siedzi ju� przy stole i udaje, i� czyta gazet�. Udaje, bo mu wci�� przed oczami migaj� jak niedo�cignione mary fioletowe po�czochy. Tymczasem w sypialni pani mecenasowa w z�ym humorze ka�e s�u��cej poda� sobie z szafy par� �wie�ych, czarnych po�czoch. - Przemoczy�am nogi i patrz, co si� sta�o! - m�wi do s�u��cej, wysuwaj�c bardzo �adn�, kszta�tn� nog�. - O rety!... do cna pu�ci�y!... - A zar�czali, �e nie puszcz�! - m�wi mecenasowa i szybko �ci�ga z n�g - d�ugie, fioletowe po�czochy. - We� je... wyrzu�, w�o�y�am je raz - zr�b sobie z nimi, co ci si� podoba!... - m�wi do s�ugi - niech mi si� wi�cej nie pl�cz�. Hanusia bierze ostro�nie mistyczne kwiaty, secesyjne smugi - prabarwne zjawisko, ma�e po�czochy i wynosz�c je do kuchni mruczy: - A to psiako�� dopiero oszusty!... Gdy mecenasowa wchodzi do jadalni cichutko w swych pantofelkach filcowych, Stefan mimo woli spogl�da na jej nogi. S� obci�gni�te czarnymi, banalnymi po�czoszkami i nie zdaj� si� nic mie� wsp�lnego z fioletowymi irysami, kt�re wyry�y sobie w jego m�zgu ognist� drog�. U�miech ironii przesuwa si� po ustach Stefana i wzrok jego obrzuca nim ca�� posta� �ony, bardzo na poz�r ch�odn�, mieszcza�sk� i spokojn�. - Ta ju� pewnie nigdy nie w�o�y�aby fioletowych po�czoch! - my�li sobie w duszy... KONIEC