828
Szczegóły |
Tytuł |
828 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
828 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 828 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
828 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Winston Groom
Gump i sp�ka
Winston Groom urodzi� si� w roku 1944 w Mobile. Uko�czy� literatur� na University of Alabama, a w latach 1966-68 walczy� w Wietnamie. S�u�b� zako�czy� w stopniu podporucznika piechoty. Do 1986 roku mieszka� w Nowym Yorku; pisywa� reporta�e dla Washington Post, uczy� si� rzemios�a literackiego od takich pisarzy jak Kurt Vonnegut, Joseph Heller, Irwin Shaw, Truman Capote. W 1986 roku wr�ci� w rodzinne strony. Mieszka w Point Clear w stanie Alabama. Winston Groom jest autorem 9 ksi��ek, w tym g�o�nej powie�ci o Wietnamie "Better Times Than These" ("W lepszych czasach", 1978�), wsp�autorem nominowanej do Nagrody Pulitzera w 1984 roku - "Conversations With the Enemy", a tak�e "As Summers Die" ("Kiedy umiera lato", 1982�), "Only" (1994�) i "Shrouds of Glory" (1995�). Najbardziej znanym utworem Grooma jest bestsellerowa powie�� "Forrest Gump" (w samej Polsce sprzedano ponad 150 tysi�cy egzemplarzy!) wydana po raz pierwszy w 1986 roku. Na podstawie ksi��ki Robert Zameckis nakr�ci� przebojowy film pod tym samym tytu�em, uhonorowany ostatnio przez Ameryka�sk� Akademi� Filmow� a� sze�cioma Oscarami w najbardziej presti�owych kategoriach, m.in. dla odtw�rcy g��wnej roli m�skiej (Toma Hanksa - filmowego Forresta Gumpa) oraz za scenariusz i re�yseri�. Ogromny sukces odnios�a te� ma�a ksi��eczka z powiedzonkami Gumpa zatytu�owana "Gumpiems" ("Gumpizmy, czyli m�dro�ci Forresta Gumpa", 1994�). Latem 1995 roku ukaza�a si� d�ugo oczekiwana kontynuacja "Forresta Gumpa" - Gump and Co. ("Gump i sp�ka"); wytw�rnia Paramount ju� zapowiedzia�a jej realizacj�. Mojej uroczej �onie, Anne-Clinton Groom, kt�ra prze�y�a z Forrestem tyle uroczych lat. Modlitwa B�azna Gdy uczta dobieg�a ko�ca, kr�l,@ By my�li z�ych wstrzyma� gonitw�,@ Do b�azna rzek�: "Kl�knij tu, bla�nie,@ I szybko zm�w do mnie modlitw�". Trefni� zdj�� czapk� z dzwoneczkami,@ Zerkn�� na kpi�ce miny wko�o.@ Jego gorycz skrywa�a farba,@ Kt�r� umaza� twarz po czo�o. Schyli� g�ow�, powoli kl�kn��,@ Parskn�li �miechem dworzanie,@ A on wyszepta� b�agalnym tonem:@ "Oka� b�aznowi lito��, panie". Zaleg�a cisza; kr�l wyszed� z sali,@ W ogrodzie usiad� w swej altanie@ I w samotno�ci szepn�� cicho:@ "Oka� b�aznowi lito��, Panie". Edward Rowlaod Sill, 1868 Rozdzia� 1 Jedno wam powiem: ka�demu zdarza si� spud�owa� w �yciu, dlatego wok� spluwaczek le�� gumowe wycieraczki. I jeszcze jedno wam powiem: nie pozw�lcie �eby kto� kr�ci� film o waszym �yciu. Nie chodzi o to jak was przedstawi�, chodzi o to �e potem nie odp�dzicie si� od ludzi - b�d� si� do was przykleja�, wypytywa� o r�ne rzeczy, wtyka� wam kamery pod nos, prosi� o autografy, gada� bzdety o tym jakie to fajne z was ch�opaki. Ha! Gdybym m�g� za�adowa� do beczek i sprzeda� t� ca�� wazelin�, to mia�bym wi�cej szmalu ni� panowie Donald Trump, Michael Mulligan i Ivan Bonzosky razem wzi�ci. Ale do sprawy tych pan�w i szmalu jeszcze wr�c�. Najpierw opowiem wam co si� ze mn� dzia�o przez ostatnie dziesi�� czy dwana�cie lat. Ot� du�o si� dzia�o. Po piersze jestem dziesi�� czy dwana�cie lat starszy, co jest znacznie mniej zabawne ni� si� mo�e wydawa�. Po drugie mam troch� siwych w�os�w na �epetynie i nie jestem ju� tak szybki w biegach jak dawniej, o czym przekona�em si� kiedy wesz�em na boisko - bo trzeba wam wiedzie� �e zn�w zacz�em gra� w futbola. Po co? �eby zarobi� nieco mamony. By�o to w Nowym Orleanie gdzie wyl�dowa�em po rozlicznych pierepa�kach, sam jak palec. Szybko znalaz�em sobie prac�: zamiatanie w lokalu z rozbieraniem, na kt�re m�wi�o si� striptiz. "U Wandy" zamykano dopiero o trzeciej nad ranem, wi�c w ci�gu dnia mia�em kup� wolnego czasu. Kt�rej� nocy siedz� sobie grzecznie w k�cie i patrz� jak moja przyjaci�ka Wanda si� striptizuje, kiedy nagle tu� przy scenie wybucha wielka awantura. Lataj� przekle�stwa, krzes�a, sto�y, butelki po piwie, ludzie dr� si� na ca�y regulator, jedni drugich �omocz� po g�owach, kobiety piszcz�. Na og� niewiele sobie z takich b�jek robi�em bo walono si� dwa albo trzy razy na wiecz�r, ale tym razem jeden z b�jkowicz�w wyda� mi si� znajomy. By� ogromny jak stodo�a, trzyma� w �apie butelk� piwa i wymachiwa� ni� jak zawodnik co si� szykuje do podania pi�ki. Kurde, takiego wymachu nie widzia�em od czasu jak gra�em w futbola na uniwerku w Alabamie. Patrz�, ze zdumienia przecieram oczy i kogo rozpoznaj�? Kumpla z dru�yny, W�a we w�asnej osobie! Tego samego, kt�remu dwadzie�cia lat temu jak grali�my na Orange Bowl z palantami z Nebraski co� si� pokie�basi�o we �bie i zamiast w ko�c�wce meczu rzuci� pi�k� do mnie, cisn�� j� na aut. Oczywi�cie przez ten jego pokie�baszony rzut nasza dru�yna przegra�a, mnie wys�ano do Wietnamu... ale dobra, nie ma co do tego wraca�. No wi�c podesz�em, wyrwa�em mu butelk�, on si� okr�ci�, wyba�uszy� ga�y i tak si� ucieszy� na m�j widok �e z rado�ci waln�� mnie w baniak. I to by� b��d, bo zwichn�� sobie �ap�. Jak wtedy nie rozedrze mordy, jak nie pu�ci wi�chy! Pech chcia� �e akurat w tym momencie zjawili si� gliniarze i zgarn�li nas wszystkich do paki, a paka to takie miejsce, o kt�rym co nieco wiedzia�em i to wcale nie ze s�yszenia. Ale nic. Rano jak ju� wszyscy potrze�wieli klawisz przyni�s� nam �niadanie, po ciep�ej par�wie i czerstwej bu�ce, a potem zacz�� si� pyta� czy chcemy do kogo� zadzwoni�, �eby przyszed� z kaucj� i nas wykupi� czy wolimy pokiblowa� par� dni. W�� si� w�cieka jakby b�ka po�kn��. - Psiakrew, Forrest, ilekro� si� natykam na tw�j t�usty zad, zawsze l�duj� w tarapatach. Tyle lat ci� nie widzia�em i by�o dobrze; spotykam ci� i co? Trafiam do pierdla! Bez s�owa kiwam �epetyn�, bo co mam powiedzie�? Ma racj�. Po pewnym czasie przychodzi jaki� go��, z bardzo sm�tn� min� wp�aca fors�, no i wkr�tce opuszczamy wi�zienie, ja, W�� i jego kumple. - Swoj� drog� - m�wi do mnie m�j dawny kole� - co, u licha, robi�e� w tej knajpie? Wi�c mu wyja�niam �e pracuj� tam jako sprz�taczka; W�� patrzy na mnie dziwnie, a potem wo�a: - Rany boskie, cz�owieku! Mia�e� wielk� firm� krewetkow� w Bayou La Batre! Co si� sta�o? Przecie� by�e� milionerem! Skoro pyta� to mu opowiedzia�em ca�� smutn� prawd� o tym jak interes krewetkowy wzi�� i splajtowa�. A by�o to tak. Wyjecha�em z Bayou La Batre bo mia�em po dziurki w uszach tego g�wna, co si� wi��e z prowadzeniem du�ej firmy. Ca�y interes zostawi�em na barkach mamy i moich dw�ch przyjaci�: porucznika Dana, kt�rego zna�em z Wietnamu i mistrza szachowego pana Tribble, kt�ry sponsorowa� mnie w turniejach szachowych. Najpierw umar�a mama - i to wszystko co mam do powiedzenia na ten temat. Potem zadzwoni� do mnie porucznik Dan �e odchodzi z firmy, bo ju� si� do�� wzbogaci�. A jeszcze potem dosta�em list z urz�du podatkowego, w kt�rym pisa�o �e poniewa� nie p�aci�em podatk�w z dzia�alno�ci krewetkowej, to oni - znaczy si� ten urz�d - zamykaj� mi firm� a budynek i kutry przejmuj� na w�asno��. Kiedy pojecha�em zobaczy� co si� dzieje, zobaczy�em �e nie dzia�o si� absolutnie nic. Budynki sta�y puste, telefony by�y odci�te, eklektryczno�� wy��czona, a na drzwiach wej�ciowych wisia�a kartka przyczepiona przez szeryfa o jakim� "wyw�aszczeniu". I tylko chwasty ros�y wsz�dzie jak na dro�d�ach. Nic z tego nie kapowa�em, wi�c polaz�em do taty Bubby wywiedzie� si� co jest grane. Bubba to by� m�j wsp�lnik i kumpel z woja kt�ry zgin�� w Wietnamie, a jego tata pomaga� mi w rozkr�caniu interesu, wi�c pomy�la�em sobie �e kto jak kto, ale on na pewno powie mi prawd� bez �adnych ogr�dk�w. Kiedy wchodz� na podw�rze, tata Bubby siedzi na schodach przed domem z min� pogrzebow�. - Co si� sta�o z moim interesem krewetkowym? - pytam go. Staruszek potrz�sa sm�tnie g�ow� i m�wi: - Niestety, Forrest, zdarzy�a si� przykra rzecz. Obawiam si�, �e jeste� bankrutem. - Ale dlaczego? - pytam go. A on na to: - Bo ci� zdradzono. I opowiedzia� mi wszystko po kolei. Kiedy ja obija�em b�ki w Nowym Orleanie, m�j poczciwy przyjaciel porucznik Dan razem z moim drugim poczciwym przyjacielem, ma�p� - a dok�adniej to orangutem Zuzi� wr�cili do Bayou La Batre, �eby pom�c rozwi�za� problemy co n�ka�y firm�. A problemy co n�ka�y firm� polega�y na tym �e powoli zaczyna�o brakowa� krewetk�w. Po prostu ni z gruszki ni z pietruszki ca�y �wiat dosta� bzika na ich punkcie. Ludzie w takich miejscach jak Indianapolis, kt�rzy kilka lat temu nawet nie wiedzieli co to krewetek, teraz chcieli je wtrz�cha� w ka�dej knajpie i ka�dym barze o ka�dej porze dnia i nocy. Tata Bubby i inni pracownicy firmy harowali jak dzikie wo�y, po�awiali najszybciej jak si� da�o, ale krewetki nic sobie nie robi�y z ludzkich apetyt�w i rozmna�a�y si� we w�asnym tempie. Po jakim� czasie �owili�my ich coraz mniej, gdzie� tak z po�ow� tego co na pocz�tku, i powoli wszystkich zacz�a ogarnia� panika. Tata Bubby nie by� pewien co si� potem wydarzy�o, w ka�dym razie sprawy przybra�y jeszcze gorszy ko�owr�t. Najpierw porucznik Dan rzuci� wszystko w choler�. Tata Bubby widzia� jak razem z jak�� pani� ubran� w szpilki i jasn� bitelsowsk� peruk� wsiad� do d�ugiej limuzyny, otworzy� okno, pomacha� dwoma wielkimi butlami szampana i odjecha�. P�niej pan Tribble rzuci� wszystko w choler�. Po prostu kt�rego� dnia wyszed� i wi�cej nie wr�ci�. A kiedy pan Tribble znik�, inni te� porezygnowali bo im nikt nie p�aci� pensji. W firmie zosta� jedynie poczciwy Zuzia, kt�ry odbiera� telefony i w og�le, ale kiedy zak�ad telefoniczny odci�� nam linie, Zuzia te� odszed�. Pewnie uzna� �e ju� na nic si� nie przyda. - Zabrali ca�� twoj� fors� - powiedzia� tata Bubby. - Kto? - spyta�em. A on na to: - Wszyscy. Dan, pan Tribble, sekretarki, po�awiacze, pracownicy administracyjni. Nikt nie odchodzi� z pustymi r�kami. Nawet stary Zuzia. Kiedy go ostatni raz widzia�em, znika� za winklem tachaj�c pod pach� komputer. Nie wiecie jak bardzo mnie to wszystko zgn�bi�o. Nie chcia�em wierzy� w�asnym uszom. Kto jak kto, ale �eby Dan wyci�� mi taki numer! I pan Tribble! I Zuzia! - Tak czy inaczej, drogi ch�opcze, jeste� zupe�nie sp�ukany - powiedzia� tata Bubby. A ja mu na to �e nie po raz pierszy w �yciu. By�o za p�no �eby czemukolwiek zaradzi�. Trudno, pomy�la�em sobie, moja strata. T� noc sp�dzi�em na jednej z naszych przystani. Na niebo wytoczy� si� wielki p�ksi�yc i zawis� nad Zatok� Missisipi. Zacz�em duma� o mamie, �e gdyby �y�a to nikt by mnie nie okrad�. Duma�em te� o Jenny Curran, kt�ra ju� nie nazywa�a si� Curran tylko jako� inaczej i o ma�ym Forre�cie, kt�ry by� moim synem. Psiako��, przecie� obieca�em Jenny �e b�d� jej wysy�a� dla dzieciaka ca�� moj� dol� z hodowli krewetk�w. I co ja teraz zrobi�? Jestem go�y! Sp�ukany jak klozet! Mo�na by� bankrutem bez forsy jak si� jest m�odym i nie ma obowi�zk�w ale ja, kurde bele, mia�em trzydziestk� z hakiem na karku i ma�ego Forresta, kt�remu chcia�em zabezpieczy� przysz�o��. Obiecanki cacanki. Zn�w wszystko schrzani�em. Jak zawsze. Wsta�em z desek i ruszy�em na koniec mola. Poczciwy ksi�ulo wci�� wisia� nad wod�, prawie maczaj�c w niej roga. Nagle zebra�o mi si� na p�acz. Opar�em si� o drewnian� por�cz. Musia�a by� zgni�a, bo zanim si� kap�em co si� dzieje, wyl�dowa�em razem z ni� w wodzie. Psiakrew. Sta�em zanurzony po pas i czu�em si� jak kretyn. Marzy�em o tym �eby podp�yn�a wielka ryba, jaki� rekin albo co i mnie z�ar�a. Ale nic nie podp�yn�o, wi�c rad nierad wygramoli�em si� na brzeg, posz�em na przystanek i z�apa�em pierszy autobus do Nowego Orleanu. Ledwo zd��y�em pozamiata� "U Wandy" zanim pojawili si� go�cie. Dwa dni p�niej W�� wpad� do striptizerni tu� przed zamkni�ciem lokalu. �ap� mia� poowijan� w banda�e i wetkni�t� w szyn�, bo j� sobie zwichn�� kiedy waln�� mnie w �eb, ale nie w tej sprawie chcia� si� ze mn� widzie� tylko w ca�kiem innej. - Gump - m�wi do mnie. - Czy ja dobrze zrozumia�em? �e ju� nie masz tych milion�w i zarabiasz na �ycie sprz�taj�c t� bud�? Czy� ty oszala�, ch�opie? Powiedz mi jedno: wci�� masz tyle pary w nogach jak dawniej? - Nie mam zielonego. Dawno nie biega�em. - Wiesz co? - on na to. - Jestem rozgrywaj�cym w New Orleans Saints. Mo�e s�ysza�e�, �e ostatnio kiepsko nam idzie. Na osiem rozegranych mecz�w wszystkie przer�n�li�my. Zyskali�my przydomek "Fujary". W ka�dym razie w przysz�y weekend mamy si� zmierzy� z New York Giants; je�li b�dziemy gra� jak dot�d, pewnie zn�w damy plam� i wywal� mnie na zbity pysk. - Kurde! - zdumia�em si�. - To ty ci�gle grasz w futbola? Serio? - Nie b�d� g�upi! A co, mam gra� w orkiestrze? Mo�e na puzonie? S�uchaj, musimy na niedziel� co� wymy�li�, jak�� chytr� sztuczk�, �eby Giantsi nam nie dokopali, i w�a�nie przyszed� mi do g�owy pewien pomys�. Ty b�dziesz nasz� tajn� broni�! Prze�wiczysz ze dwie stare zagrywki, tyle powinno wystarczy�. Kto wie, je�li dobrze wypadniesz, mo�e przyjm� ci� na sta�e? - Czy ja wiem? Dawno nie gra�em w futbola. Ostatni raz to by�o wtedy na Orange Bowl z tymi palantami z Nebraski, kiedy w czwartej pr�bie rzuci�e� pi�k� na aut... - Cholera jasna, Gump, musisz mi o tym przypomina�? Od tamtego meczu min�o dwadzie�cia lat! Wszyscy opr�cz ciebie dawno o nim zapomnieli! Kurwa, jeste�my w podrz�dnym lokalu, dochodzi druga nad ranem, ty zasuwasz ze �cier�, szorujesz pod�og� i kr�cisz nosem na moj� propozycj�? Mo�e to twoja jedyna szansa w �yciu! Kretyn jeste�, czy co? Chcia�em mu powiedzie� �e tak, ale zanim otwar�em usta W�� chwyci� serwetk� i zacz�� po niej maza�. - S�uchaj - m�wi. - Masz tu adres stadionu, na kt�rym �wiczymy. Przyjd� jutro punktualnie o pierwszej. Poka� przy wej�ciu t� kartk� i powiedz, �eby ci� do mnie przyprowadzili. Kiedy wyszed� schowa�em serwetk� do kieszeni i wr�ci�em do sprz�tania. Potem w domu nawet przez minut� oka nie zmru�y�em, tylko ca�� noc duma�em nad tym co W�� powiedzia�. Kurde, mo�e ma racj�? Co mi szkodzi spr�bowa�? Przypomnia�em sobie dawne czasy: uniwerek w Alabamie, mecze futbolowe, trenera Bryanta, Curtisa, Bubb� i innych ch�opak�w. I tak sobie rozmy�la�em a� mi si� oczy spoci�y z wysi�ku, bo to by�y najlepsze lata mojego �ycia, w�a�nie wtedy jak wygrywali�my a t�um na stadionie kibicowa� i krzycza�. Rano ubra�em si�, wysz�em zje�� �niadanie, potem wsiad�em na rower i o pierszej zajecha�em pod adres co mi go W�� zapisa� na serwetce. - To m�wi pan, �e jak si� pan nazywa? - spyta� wartownik kiedy mu pokaza�em bazgro�y W�a. Patrzy� na mnie jakby chcia� wypatrze� jak�� wesz czy co. - Forrest Gump - powiadam. - Gra�em kiedy� z W�em w jednej dru�ynie. - Akurat! - on na to. - Wszyscy tak gadaj�. - Ale ja naprawd� gra�em. - No dobra. Niech pan poczeka. Skrzywi� si� i znik� za drzwiami. Po chwili wr�ci� kr�c�c �bem ze zdumienia. - W porz�dku, panie Gump - m�wi. - Prosz� za mn�. I prowadzi mnie grzecznie do szatni. Widzia�em w swoim �yciu sporo dryblas�w. Na przyk�ad te palanty z Nebraski co grali�my z nimi na Orange Bowl, to dopiero by�y g�ry mi�cha! Ale w por�wnaniu z ch�opakami, kt�rych zobaczy�em w szatni... e tam, szkoda gada�! Ja sam mam ze dwa metry wysoko�ci i ponad sto kilo �ywej wagi, ale nagle poczu�em si� jak knype�. Na oko ka�dy z nich bi� mnie wzrostem o g�ow�, a wa�y� tyle co dw�ch takich jak ja. - Szukasz kogo�, dziadku? - pyta si� jeden, kt�ry od innych r�ni� si� strojem. - Ta - m�wi�. - W�a. - Nie ma go - on na to. - Trener wys�a� go do lekarza. Par� dni temu waln�� jakiego� idiot� w �eb i zwichn�� sobie �ap�. - Wiem - m�wi�. - A mo�e ja ci mog� w czym� pom�c? - pyta. - Nie wiem - m�wi�. - W�� kaza� mi tu przyj�� i zagra� z wami. - Zagra�, dziadku? Z nami? - Facet mru�y oczy rozbawiony. - Ta. Bo widzi pan dawno temu w Alabamie W�� i ja grali�my w jednej dru�ynie. I wczoraj wieczorem jak mnie odwiedzi� w striptizerni powiedzia� �ebym... - Zaraz, zaraz - przerywa mi go�� - czy ty przypadkiem nie nazywasz si� Forrest Gump? - No pewnie - m�wi�. A on na to: - W porz�dku, ju� wszystko jasne. W�� mi o tobie opowiada�. Podobno masz niez�� par� w nogach. - No nie wiem. Dawno nie biega�em - m�wi�. - Dobra, Gump. Obieca�em W�owi, �e ci� wypr�buj�. Zamknij drzwi, przebierz si� w str�j... aha, mam na nazwisko Hurley. Trenuj� skrzyd�owych. Trener Hurley wskaza� mi pust� szafk�, a potem kaza� znale�� dla mnie portki, bluz�, ochraniacze i inne takie. Kurde, ale si� wszystko pozmienia�o przez te lata! Ka�da cz�� stroju mia�a tyle poduszk�w, gumowych podk�adek i innych bajer�w �e kiedy si� w ko�cu przebra�em, czu�em si� jak jaki Marsjanin czy co. Ledwo mog�em si� rusza�. Ale nic, wychodz� z szatni, ch�opaki s� ju� na stadionie i si� rozgrzewkuj�. Trener daje mi r�k� zna� �ebym przy��czy� si� do jego grupy, kt�ra �wiczy podania, wi�c si� przy��czam, nawet ch�tnie, bo pami�tam t� rozgrzewk� z czas�w alabamskich. Polega na tym �e wszyscy stoj� w rz�dzie, a potem ka�dy kolejno przebiega z dziesi�� metr�w, odwraca si� i �apie pi�k�, kt�r� trener czy kto� mu rzuca. Kiedy nadchodzi moja kolej biegn�, odwracam si� i dostaj� pi�k� w ryj. Z wra�enia potykam si� i zwalam jak d�ugi na ziemi�. Trener nic nie m�wi, potrz�sa jedynie �bem, wi�c zrywam si� i ponownie ustawiam w rz�dku. Po czterech czy pi�ciu pr�bach ani razu jeszcze nie z�apa�em pi�ki. Ch�opaki coraz bardziej si� ode mnie odsuwaj� jakbym cuch� albo co. Po pewnym czasie trener rozdziawia si� i zaczyna krzycze�. Wszyscy dziel� si� na dwie dru�yny i ustawiaj� naprzeciwko siebie. Zaczyna si� gra. Po paru minutach trener wo�a mnie do siebie. - Dobra, Gump - powiada. - Nie wiem, co mi odbi�o, ale dam ci szans�. Zajmij pozycj� skrzyd�owego i spr�buj z�apa� pi�k�. Tylko postaraj si� nie przynie�� W�owi wstydu. Inaczej te draby do ko�ca �ycia b�d� si� wy�miewa� i z niego, i ze mnie. Ch�opaki stoj� zbite w m�yn i si� naradzaj�. Wbiegam na boisko i m�wi� im �e trener kaza� mi gra�. Rozgrywaj�cy patrzy na mnie jak na wariata, ale co ma robi�? Wzrusza ramionami i m�wi: - W porz�dku, Gump. Zagrywka osiem-zero-trzy. Lecisz dwadzie�cia jard�w, skr�casz w prawo i dajesz pe�ny gaz. No dobra, rozchodzimy si� i wszyscy zajmuj� pozycje. Nie mam zielonego poj�cia gdzie powinnem stan��, wi�c staj� tam gdzie mi si� wydaje �e ma sta� skrzyd�owy, ale rozgrywaj�cemu si� to nie podoba i macha �ebym podszed� bli�ej. Po chwili podaje pi�k� mi�dzy nogami i zaczynamy. Chc� widzie� co si� dzieje, wi�c p�dz� ty�em ze dwadzie�cia jard�w, skr�cam jak mi kazali i wtem widz�, �e pi�ka leci idealnie w moj� stron�. Odruchowo wyci�g�em r�ce, z�apa�em j� i pogna�em ile si� w pi�tach. Jak babci� kocham, przebieg�em kolejne dwadzie�cia jard�w zanim dopad�o mnie dw�ch dryblas�w i zwali�o na ziemi�. Kurde, ale si� wtedy zrobi� rwetes! - Niby co to, u diab�a, mia�o by�? - jeden z nich drze g�b�. - Tak si� nie gra! - piekli si� drugi. - Co on, do cholery, wyprawia! Przylatuje nast�pnych dw�ch czy trzech, wszyscy krzycz�, dziamgocz�, wymachuj� �apami. My�l� sobie: nie b�d� tego s�ucha�, wi�c podnosz� si� i wracam do swoich, kt�rzy zn�w robi� m�yn. - O co im chodzi? - pytam si� rozgrywaj�cego. A on na to: - Nie przejmuj si�, Gump, to durnie. Najmniejsza zmiana czy odst�pstwo i oni ca�kiem trac� g�ow�. Spodziewali si�, �e zagrasz tak jak ci kaza�em, a ty skr�ci�e� w lewo zamiast w prawo, a w dodatku ca�y czas zasuwa�e� ty�em. Tego nie ma w podr�czniku, wi�c... Na szcz�cie w por� ci� spostrzeg�em. Swoj� drog�, to by� pi�kny chwyt. Do ko�ca popo�udnia z�apa�em jeszcze pi�� czy sze�� poda�, z czego cieszyli si� wszyscy pr�cz obrony. W tym czasie W�� wr�ci� od doktora i przygl�da� si� jak gramy. Sta� za boczn� lini� boiska, a w�a�ciwie nie sta� tylko skaka� jak �aba w amoku i szczerzy� si� od ucha do ucha. - Forrest, ch�opie - powiedzia� jak sko�czyli�my - szykuj si� na niedziel�. Ale damy wycisk tym Giantsom! Cholera, co za szcz�cie, �e si� na ciebie napatoczy�em! Ciekaw by�em czy tego napatoczenia si� nie b�dzie jeszcze �a�owa�. No nic, trenowa�em codziennie, wi�c kiedy nadesz�a niedziela by�em w ca�kiem niez�ej formie. W�owi �apa si� ju� zagoi�a i gra� na swojej sta�ej pozycji rozgrywaj�cego. Przez piersze dwie kwarty dos�ownie wypruwa� sobie flaki, wi�c kiedy zeszli�my w przerwie do szatni przegrywali�my tylko zero do dwudziestu dw�ch. - Dobra, Gump - powiada do mnie trener Hurley. - Zaraz damy Giantsom do wiwatu. U�pili�my na tyle ich czujno��, �e s� pewni �atwego zwyci�stwa. Ty im pokrzy�ujesz szyki. Jeszcze co� tam do mnie g�da jak to pop�dzimy tamtym kota, a potem ruszamy z powrotem na stadion. W pierszej pr�bie kt�ry� z naszych wykopuje pi�k� tak �e przedszkolak by to lepiej zrobi�; zaczynamy gr� tu� przy w�asnym polu punktowym. Wida� trener Hurley chcia� jeszcze bardziej u�pi� czujno�� przeciwnika. Teraz podchodzi do mnie i klepie mnie w ty�ek. Wbiegam na boisko. Na trybunach zapada cisza, a potem s�ycha� jakie� niskie pomruki albo co. Pewnie organizatorzy nie zd��yli wpisa� mojego nazwiska do programu i kibice nie wiedz� co ja za jeden. W�� patrzy na mnie roziskrzonym wzrokiem. - Dobra, Forrest - m�wi. - Poka�emy im. Jeszcze nas popami�taj�. Ustawiamy si�, on podaje numer zagrywki. Dra�uj� w stron� linii bocznej, potem skr�cam, odwracam si�, patrz�, a pi�ki nie ma. W�� trzyma j� pod pach� i sadzi to w prawo to w lewo, to tu to tam, ca�y czas pod nasz� bramk�, a za nim gania z czterech czy pi�ciu Giants�w. Kurde, pewnie pokona� ze sto jard�w, tyle �e ani kawa�ka do przodu. - Przepraszam, ch�opaki - m�wi kiedy zn�w robimy m�yn. Wtem wsuwa �ap� do gaci, wyci�ga ma�� plastikow� flaszk�, przytyka j� do ust i dudli. - Co to? - pytam si�. - Stuprocentowy sok pomara�czowy. A my�la�e�, idioto, �e co? �e taki stary wyga jak ja ��opie na boisku whisky? No prosz�, a powiada si� �e czym skorupek za m�odu nasi�k�... Z drugiej strony m�wi si� �e tylko krowa nie zmienia zwyczaj�w. Wi�c sam nie wiem jak to jest, ale ciesz� si� �e W�� si� wi�cej nie alkoholizuje. Dobra, powtarzamy zagrywk�. Jeszcze raz lec� na skrzyd�o. Cisza na trybunach trwa�a kr�tko; kibice zn�w gwi�d��, rzucaj� na boisko papierowe kubki, programy z nazwiskami zawodnik�w, nadgryzione hot dogi. Tym razem kiedy si� odwracam, dostaj� w dzi�b wielkim zgni�ym pomidorem; kto� go specjalnie przyni�s� �eby m�c wyrazi� niezadowolenie. Musz� przyzna� �e si� tego nie spodziewa�em. Podnosz� odruchowo r�ce do twarzy i tak si� sk�ada, �e akurat w tym momencie �up! - obrywam pi�k� rzucon� przez W�a. I padam na ziemi�, ale przynajmniej nie zaczynamy gry spod w�asnej bramki. Wstaj� i usi�uj� zetrze� z twarzy rozpa�kanego pomidora. - Trzeba uwa�a�, Forrest - m�wi W��. - Ludzie lubi� ciska� w zawodnik�w r�ne �wi�stwa. Ale nie przejmuj si�, nie maj� nic z�ego na my�li. Po prostu tak wyra�aj� emocje. A ja sobie my�l�: kurde, nie mog� si� emocjonowa� troch� grzeczniej? No nic, wracam na miejsce i nagle s�ysz� skierowany do mnie strumie� wyzwisk i przekle�stw. Patrz� sk�d wyp�ywa i jak bum-cyk-cyk nie wierz� w�asnym oczom! Bo w zawodniczym stroju Giants�w widz� poczciwego Curtisa, kt�ry w dawnych alabamskich czasach gra� na pozycji skrzyd�owego! Curtis by� moim wsp�pokojowiczem na uniwerku w Alabamie. Nie najlepiej si� wtedy dogadywali�my, bo trudny mia� charakter. Kiedy� na przyk�ad wyrzuci� przez okno silnik motor�wki, w dodatku prosto na w�z policyjny - trener Bryant kaza� mu za kar� obiec kup� razy boisko. Potem, kiedy rozkr�ci�em interes w Bayou La Batre, da�em Curtisowi robot� przy krewetkach. Odk�d go zna�em zawsze zaczyna� rozmow� od puszczenia z dziesi�ciu wi�ch�w przekle�stw, a dopiero p�niej przechodzi� do sedna, czyli sami rozumiecie: nie�atwo si� by�o kapn�� o co mu idzie, zw�aszcza jak si� mia�o na my�lenie pi�� sekund a mniej wi�cej tyle zosta�o do wznowienia meczu. Pomacha�em wi�c staremu kumplowi, na nic wi�cej nie by�o czasu, a jego tak to zdziwi�o �e spojrza� pytaj�co na kogo� w swojej dru�ynie i w�a�nie wtedy rozleg� si� gwizdek. Min�em Curtisa jak wystrzelony z procy - w ostatniej chwili pr�bowa� bez skutku podstawi� mi nog� - i pogna�em przed siebie. Rzucona przez W�a pi�ka spad�a mi prosto w graby. Nie musia�em zwalnia� ani przyspiesza� ani nic. Z�apa�em j�, pomk�em na pole punktowe i zdoby�em przy�o�enie. Hura! Ch�opaki rzuci�y si� na mnie, zacz�y skaka�, cieszy� si� i w og�le. Kiedy si� wreszcie od nich uwolni�em, podszed� do mnie Curtis. - �adnie� si� spisa�, dupku. - Z jego ust by� to najwi�kszy komplement. W tym momencie pac! - i dosta� pomidorem w sam �rodek pyska. Tak si� zdumia� �e z wra�enia zaniem�wi�. �al mi si� zrobi�o biedaka. - Nie przejmuj si� - pr�buj� go pocieszy�. - Oni nie maj� nic z�ego na my�li. Po prostu tak wyra�aj� emocje. Sam widzia�em w telewizji jak w �y�wiarzy ciskaj� kwiatami. Ale moje wyja�nienia nie bardzo go przekona�y. Podbieg� do trybun i zamiast si� grzecznie uk�oni�, jak to robi� ci na �y�wach, zacz�� si� wydziera�, sypa� przekle�stwami i pokazywa� gdzie go mog� poca�owa�. Stary, poczciwy Curt, nic a nic si� nie zmieni�. To by�o ciekawe popo�udnie. W czwartej kwarcie prowadzili�my dwadzie�cia osiem do dwudziestu dw�ch. Jeszcze raz pokaza�em co umiem, kiedy z�apa�em pi�k� rzucon� z odleg�o�ci czterdziestu jard�w przez gracza, kt�ry wszed� na miejsce W�a. Bo W�owi przeciwnik wygryz� z nogi kawa� mi�cha i trzeba mu j� by�o zszywa�. Przez ca�� ko�c�wk� meczu kibice kibicowali: "Gump! Gump! Gump!" - a� uszy puch�y, a jak si� mecz zako�czy�, na boisko wbieg�o stado gryzipi�rk�w z gazet i fotograf�w, obtoczyli mnie ciasno i zacz�li zasypywa� g��wnie jednym pytaniem, mianowicie co ja za jeden. W ka�dem razie w moim �yciu zasz�a wielka zmiana. Za mecz z Giantsami kierownictwo Saints�w da�o mi czek na dziesi�� tysi�cy dolc�w. Tydzie� p�niej grali�my z Chicago Bears: trzy razy z�apa�em pi�k� i zdoby�em punkty przez przy�o�enie. Kierownictwo Giants�w wymy�li�o sobie �e b�dzie mi p�aci� akordonowo, znaczy si� tysi�c dolc�w za ka�de z�apane podanie i dziesi�� tysi�cy premii za ka�de przy�o�enie. W porz�dku. Po czterech kolejnych meczach zrobi�o si� ze mnie prawdziwe panisko: mia�em sze��dziesi�t tysi�cy na koncie! Konto dru�yny te� si� poprawi�o - z wynikiem osiem mecz�w przegranych i sze�� wygranych awansowali�my na wy�sze miejsce w tabeli. Tydzie� przed nast�pnym meczem - z Detroit Lions - wys�a�em na adres Jenny Curran czek dla ma�ego Forresta na sum� trzydziestu tysi�cy dolar�w. Kiedy dokopali�my Detroit Lions, a potem kolejno dru�ynom Redskins, Colts, Patriots, 49-ers i Jets wys�a�em Jenny jeszcze jeden czek na trzydzie�ci tysi�cy. S�dzi�em �e do czasu mistrzostw kraju zarobi� tyle �e do ko�ca �ycia b�d� p�ywa� w luksusie. Ale tak si� nie sta�o. Wygrali�my mistrzostwa naszej dywizji. Nast�pny mecz jaki nas czeka� to z Dallas Cowboys na ich boisku. Przysz�o�� wygl�da�a r�owo. Ch�opaki by�y pewne zwyci�stwa, w szatni po treningach strzelali si� r�cznikami po ty�kach. W�� zn�w by� w �wietnej formie i nawet przesta� dudli� sok pomara�czowy. Kt�rego� dnia jeden z zawodnik�w przychodzi do mnie i m�wi: - Wiesz, Gump, powiniene� znale�� sobie agenta. - Kogo? - pytam. - Agenta, idioto. Kogo�, kto by ci� reprezentowa� i dba� o twoje interesy. Za ma�o ci p�ac�. Wszystkim za ma�o p�ac�. Ale my przynajmniej mamy agent�w, kt�rzy wyk��caj� si� za nas z tymi skurwielami z kierownictwa. Powiniene� dostawa� trzy razy wi�cej ni� ci daj�. Wi�c si� go pos�ucha�em i znalaz�em sobie agenta. Agent nazywa� si� pan Butterfield. Piersza rzecz jak� pan Butterfield zrobi� to zacz�� si� wyk��ca� z tymi skurwielami z kierownictwa. Kierownictwo wezwa�o mnie na rozmow� i a� si� pieni�o z w�ciek�o�ci. - Gump - powiada kierownictwo - podpisa�e� z nam umow�, kt�ra przewiduje, �e w tym sezonie dostajesz tysi�c dolar�w za ka�de z�apane podanie i dziesi�� tysi�cy za ka�de przy�o�enie. I co, nagle przesta�a ci si� podoba�? O co tu do diab�a, chodzi? - Nie wiem - m�wi�. - Zatrudni�em agenta... - Agenta?! - wo�a kierownictwo. - Jakiego agenta? To nie agent, to bandyta! Nikt ci� o tym nie poinformowa�? M�wi� �e nie, nikt. W tej sytuacji kierownictwo postanawia samo mnie poinformowa�: ot� ten bandyta pan Butterfield zagrozi� im �e nie pozwoli mi wyj�� na boisko, je�li nie otrzymam trzy razy wi�cej ni� obecnie. - To rozb�j! - drze si� w�a�ciciel Saints�w. - Uprzedzam ci�, Gump, �e nie dam si� szanta�owa�. Je�li opu�cisz cho� jeden mecz, przysi�gam, �e osobi�cie wywal� ci� na zbity pysk! I dopilnuj�, �eby� ju� nigdy nigdzie nie zagra�! Rozumiesz? Powiedzia�em �e tak i wr�ci�em na boisko trenowa� dalej z dru�yn�. Mniej wi�cej w tym czasie rzuci�em robot� w striptizerni Wandy, bo jako zawodnik musia�em wcze�nie k�a�� si� spa�. Wanda powiedzia�a �e rozumie, �e wcale si� nie dziwi zreszt� sama planowa�a mnie zwolni�, bo to nie przystoi �eby gwiazda Saints�w robi�a u niej za sprz�tacza. - Poza tym ludzie ju� nie przychodz�, �eby ogl�da� striptiz. Przychodz�, �eby ogl�da� ciebie, durna pa�o! No dobra, dzie� przed wyjazdem do Dallas posz�em na poczt� sprawdzi� czy nie ma do mnie list�w. By� jeden. Z Mobile w Alabamie. Patrz� na adres nadawcy i widz� nazwisko pani Curran, mamy Jenny. Do tej pory zawsze cieszy�em si� jak g�upi, kiedy mia�em wiadomo�� od Jenny czy na jej temat, ale tym razem, sam nie wiem, co� mnie bole�nie �cis�o za serce. W kopercie jest druga koperta, wci�� zaklejona, a w niej m�j list do Jenny razem z czekiem na trzydzie�ci tysi�cy. Opr�cz tego jest list od pani Curran do mnie. Zaczynam czyta�. I zanim doczytuj� do ko�ca, odechciewa mi si� �y�. "Kochany Forre�cie - pisze mama Jenny - nie wiem, jak ci to powiedzie�, ale miesi�c temu Jenny bardzo powa�nie zachorowa�a. Jej m��, Donald, r�wnie�. Donald umar� w zesz�ym tygodniu. Dzie� p�niej umar�a Jenny." Pani Curran co� tam jeszcze napisa�a, ale nie pami�tam co. Nie mog�em oderwa� oczu od tych pierszych linijek. �apy mi si� trz�s�y, a serce wali�o jakbym mia� wykorkowa�. To nieprawda! - krzycza�em do siebie w duchu. To nie mo�e by� prawda! Bo�e, tylko nie Jenny! Tak d�ugo j� zna�em, od samej szko�y podstawowej, i tak mocno j� kocha�em! Tylko dwie osoby kocha�em w �yciu, mam� i Jenny Curran. Wielkie krople �ez ciek�y mi po twarzy i powoli kapa�y na list, atrament si� rozp�ywa� a� w ko�cu rozp�yn�� si� ca�y list opr�cz kilku ostatnich zda�, a te brzmia�y tak: "Jest u mnie ma�y Forrest. Oczywi�cie mog� si� nim opiekowa�, dop�ki starczy mi si�. Jednak�e nie czuj� si� najlepiej, wi�c by�oby dobrze, gdyby� mi�dzy meczami znalaz� czas, �eby nas odwiedzi�. Musimy porozmawia�." Nie pami�tam co by�o p�niej, wiem tylko �e wr�ci�em do domu, wrzuci�em kilka rzeczy do torby i tego samego popo�udnia wsiad�em w autobus do Mobile. Czas wl�k� si� jak ��w. Przez ca�� drog� rozmy�la�em o Jenny, o tych wszystkich latach kt�re si� znali�my. Tyle razy ratowa�a mnie w szkole z r�nych opresji, nie gniewa�a si� kiedy niechc�cy zdar�em z niej w kinie sukienk� i p�niej kiedy zdar�em z niej tego faceta od banjo, z kt�rym gra�a w jednej kapeli - my�la�em, �e j� napastowuje, a oni si� po prostu kochali w samochodzie. No nic, potem by� Boston: Jenny �piewa�a ze Zbitymi Jajami, ja studiowa�em na Harvardzie i gra�em w sztuce Shakespeare'a. Kilka lat po Bostonie odnalaz�em Jenny w Indianapolis, pracowa�a przy renegowaniu opon samochodowych. Tam w Indianapolis zosta�em zapa�nikiem. Bardzo si� to Jenny nie podoba�o, zw�aszcza jak przypina�em sobie o�le uszy i o�li ogonek... Bo�e, to nieprawda, powtarza�em, to nieprawda, to nieprawda! A powtarzanie nic nie da�o. W g��bi duszy wiedzia�em �e pani Curran napisa�a prawd�. I �e Jenny naprawd� nie �yje. Zanim dotar�em do domu pani Curran, by�a ju� prawie dziewi�ta wiecz�r. - Och, Forrest! - wo�a na m�j widok mama Jenny. Rzuca mi si� na szyj� i beczy, wi�c ja te� w bek, bo nie umiem si� powstrzyma�. Po jakim� czasie wchodzimy do �rodka, pani Curran cz�stuje mnie mlekiem, ciasteczkami i pr�buje opowiedzie� co si� sta�o. - To by�a jaka� dziwna, tajemnicza choroba - m�wi. - Zapadli na ni� mniej wi�cej w tym samym czasie. Potem wszystko potoczy�o si� b�yskawicznie. Jenny z dnia na dzie� traci�a si�y, ale na szcz�cie nie cierpia�a. Wygl�da�a tak �licznie, tak niewinnie. Le�a�a w ��ku, w tym samym, w kt�rym sypia�a jako ma�a dziewczynka. W�osy mia�a d�ugie, rozpuszczone, twarz spokojn� jak anio�ek. Kt�rego� dnia... Pani Curran zamilk�a na chwil�. Ju� nie p�aka�a. Popatrzy�a przez okno na latarni� uliczn�, a potem ci�g�a dalej: - Kt�rego� dnia zachodz� rano, a ona nie �yje. Le�y z g�ow� na poduszce zupe�nie jakby spa�a. Ma�y Forrest bawi� si� na werandzie. Nie by�am pewna, co robi�, ale zawo�a�am go i powiedzia�am, �eby poca�owa� mamusi�. Wi�c j� poca�owa�. Nie wiedzia�, o co chodzi. I niczego si� nie domy�li�, bo mu kaza�am wr�ci� do zabawy. Pochowali�my Jenny nast�pnego dnia. Na cmentarzu Magnolia. Spoczywa teraz w cieniu klonu, obok swojego taty i babci. A ma�y Forrest... nie mam poj�cia, co on z tego rozumie. O ojcu dot�d nie wie. Donald umar� w Savannah, w domu swoich rodzic�w. Ma�y Forrest oczywi�cie widzi, �e mamy nie ma, ale chyba nie bardzo kojarzy, co si� z ni� sta�o. - Mog� zobaczy�? - pytam pani� Curran. Ona nie bardzo kapuje. - Co zobaczy�? - pyta. - Pok�j - m�wi�. - Ten w kt�rym... - A tak, jasne. To ten na prawo. Ma�y Forrest teraz tam �pi. Opr�cz tego saloniku s� tu tylko dwa pokoje, wi�c... - Nie chcia�bym go zbudzi�... - ja na to. - Ale� zbud�. Pogadaj z dzieciakiem. Mo�e dobrze mu to zrobi. Wi�c wesz�em do pokoju Jenny i tam na jej ��ku zobaczy�em swojego synka. Spa� twardo jak kamie� i tuli� do siebie misia. G�sty jasny lok opada� mu na czo�o. Pani Curran pochyli�a si� �eby obudzi� malca, ale powiedzia�em �e nie, zostawmy go w spokoju. I kiedy tak sta�em i patrzy�em na jego �pi�c� twarz czu�em si� tak - no, prawie tak - jakbym patrzy� na Jenny. - Niech �pi - m�wi� do pani Curran. - Rano z nim pogadam. - Dobrze, Forrest - ona na to. Odwr�ci�a si� w stron� drzwi. Pog�aska�em ma�ego po buzi, a wtedy on przekr�ci� si� na bok i westchn�� cichutko przez sen. - Och, Forrest - m�wi do mnie pani Curran kiedy ju� wyszli�my z pokoju malca. - Nie mog� w to uwierzy�. By�a taka m�oda. I wydawali si� oboje tacy szcz�liwi. No powiedz, czy los nie jest okrutny? - Jest, prosz� pani, nie ma dw�ch zda�. - Musisz by�, ch�opcze, bardzo zm�czony. Tu w saloniku stoi kanapa, roz�o�� j� na noc... - A nie m�g�bym si� przespa� na werandzie? Na tej bujanej �awie? Lubili�my z Jenny na niej siadywa�, hu�ta� si�... - Oczywi�cie. Zaraz ci przynios� koc i poduszk�. No i zosta�em na zewn�trz. Przez ca�� noc wia� wiatr, nad ranem zacz�o pada�, ale nie by�o mi zimno ani nic. To by�a taka typowo jesienna alabamska noc. W sumie kr�tko spa�em. Zamiast spa� wi�kszo�� czasu duma�em o Jenny o ma�ym Forre�cie i o swoim �yciu, w kt�rym tak niewiele osi�g�em. Niby wci�� by�em zaj�ty, nie leni�em si� ani nic, ale ma�o co mi wychodzi�o. A jak ju� zaczyna�o wychodzi� wtedy na mur-beton musia�em co� schrzani�. Ale taka jest cena bycia idiot�, nie? Rozdzia� 2 Nazajutrz rano pani Curran przynosi mi na werand� �niadanie w postaci kawy i p�czka. Deszcz przesta� pada�, ale niebo nadal jest szarobure, a w oddali s�ycha� grzmoty jakby Pan B�g si� w�cieka� na grzeszycieli. - Pewnie chcesz si� wybra� na cmentarz - m�wi do mnie pani Curran. - Pewnie tak - odpowiadam, chocia� wcale nie jestem tego pewien. To znaczy z jednej strony co� mi m�wi �e trzeba tam jecha�, a z drugiej jest to ostatnie miejsce na �wiecie jakie mam ochot� widzie�. - Ma�y Forrest jest ju� gotowy - ona na to. - Nie by� tam odk�d... No, w ka�dym razie pomy�la�am sobie, �e powinien wybra� si� z nami. Niech si� powoli przyzwyczaja. Odwracam si� i widz� �e dzieciak stoi w drzwiach oddzielony od nas siatk� na muchy. Min� ma smutn� i troch� jakby skonserwowan�. - Kto ty jeste�? - pyta si� mnie. - Ja? Forrest Gump - m�wi�. - Nie pami�tasz? Spotkali�my si� kiedy� w Savannah. - To ty mia�e� t� �mieszn� ma�p�? - Tak. Zuzi�. To by� rasowy orangut. - Jest tu z tob�? - Nie. Rozstali�my si�. - Wiesz, jedziemy odwiedzi� moj� mamusi� - powiada malec, a mnie �zy �ciskaj� w gardle. - Tak, wiem - m�wi�. Wsiedli�my do samochodu pani Curran i ruszyli�my w drog�. Przez ca�y czas wszystko we mnie dygota�o. Patrzy�em na ma�ego Forresta, kt�ry swoimi smutnymi oczkami gapi� si� przez okno na mijane widoki i zastanawia�em si� co u licha z nami b�dzie. Je�li chodzi o urod� cmentarzy, ten na kt�rym le�a�a Jenny by� ca�kiem w porz�dku, g��wnie dlatego �e ros�o na nim pe�no wielkich magnolii i d�b�w. Przez chwil� kr��yli�my wko�o po r�nych alejkach, wreszcie przy jednym z najwi�kszych drzew pani Curran zatrzyma�a samoch�d. By�a niedziela, niedaleko w jakim� ko�ciele dzwoni�y dzwony. Wysiedli�my z wozu. Ma�y Forrest stan�� przy mnie i zadar g��wk�, wi�c wzi�em go za r�k� i razem ruszyli�my da grobu Jenny. Ziemia wci�� by�a mokra od deszczu i zakryta li�ciami co je wiatr pozrywa�. �adne by�y te li�cie, czerwone i z�ote, w kszta�cie gwiazd. - To tu le�y mamusia? - pyta ma�y. - Tak, kiciu - odpowiada mu babcia. A wtedy on pyta: - Mog� si� z ni� zobaczy�? - Nie, to niemo�liwe - m�wi babcia. - Ale ona tu jest. Dzielny by� z niego ch�opczyk, naprawd�, nie p�aka� ani nic, ja na jego miejscu na pewno bym si� pobecza�. Przez chwil� sta� z nami pod drzewem, a potem znalaz� sobie jakiego� patyka i odszed� na bok �eby si� pobawi�. - Wci�� nie mog� w to uwierzy� - powiada mama Jenny. - Ja te� nie - m�wi�. - To takie niesprawiedliwe. - Wr�c� do samochodu. Pewnie chcesz z ni� chwil� poby� sam. No i poby�em. Sta�em nad grobem Jenny, wykr�ca�em sobie paluchy i czu�em w �rodku pustk�. Umarli wszyscy co ich kiedykolwiek kocha�em. Najpierw Bubba, potem mama, a teraz biedna Jenny. Deszcz zn�w zacz�� drobi�. Pani Curran zawo�a�a ma�ego Forresta do samochodu. Odwr�ci�em si� od grobu i ruszy�em w ich stron�, kiedy nagle us�ysza�em g�os: - Nie smu� si�, Forrest. Ogl�dam si� do ty�u, ale tam nikogo nie ma - same groby. - Naprawd�, nie smu� si� - powtarza g�os. My�l� sobie: przecie� to niemo�liwe... a jednak... a jednak to na pewno g�os Jenny! Tyle �e samej Jenny nigdzie nie widz�. - Jenny! - wo�am. - Tak, Forrest, to ja - odpowiada. - Nie b�j si�, wszystko b�dzie dobrze. My�l� sobie: chyba masz fisia, stary! A potem nagle Jenny mi si� ukazuje, to znaczy nie powstaje z grobu ani nic, po prostu widz� j� w wyobra�ni, ale tak wyra�nie jakby by�a �ywa. Wci�� jest tak samo pi�kna jak dawniej. - Musisz si� teraz zaj�� ma�ym Forrestem - m�wi do mnie. - Wychowa� go na dobrego i m�drego cz�owieka. Wiem, �e sobie poradzisz, kochany. Bo masz go��bie serce. - Ale Jenny! - wo�am. - Przecie� ja jestem idiota! - To nieprawda, Forrest! - ona na to. - Mo�e nie jeste� najbystrzejszym facetem, ale masz wi�cej rozumu ni� wi�kszo�� znanych mi ludzi. A teraz s�uchaj: czeka ci� wiele lat �ycia; nie zmarnuj ich, dobrze? - Dobrze, ale... - Ilekro� znajdziesz si� w tarapatach, zawsze b�d� przy tobie. Rozumiesz? - Nie bardzo. - Po prostu o tym pami�taj. A teraz g�owa do g�ry. Wracaj do siebie i spr�buj si� zastanowi�, co masz dalej robi�. - Jenny - m�wi� - nie mog� uwierzy� �e to naprawd� ty. - To ja, Forrest, to ja. No, zmykaj st�d, przecie� pada. Tylko g�upi by tak sta� i mokn�� na deszczu. Wr�ci�em do samochodu bez jednej suchej nitki. - Rozmawia�e� tam z kim�? - pyta si� mnie pani Curran. - Chyba tak - m�wi� jej. - Sam z sob�. Tego popo�udnia siedzieli�my z ma�ym Forrestem przed telepud�em i ogl�dali�my mecz: New Orleans Saints grali z Dallas Cowboys, a w�a�ciwie nie grali tylko dostawali baty. Ju� w pierszej kwarcie przeciwnicy zdobyli cztery przy�o�enia, a my nic, zero. Pr�bowa�em si� dodzwoni� na stadion i wyja�ni� ch�opakom gdzie jestem, ale nikt w szatni nie odbiera� telefonu. Pewnie jak mi pomys� dzwonienia za�wita� w g�owie, wszyscy ju� byli na boisku. Druga kwarta by�a jeszcze gorsza od pierszej. W przerwie wynik wynosi� czterdzie�ci dwa do zera, a komentatory sportowe nic tylko gadaj� o tym �e Forrest Gump nie gra, �e nikt nie wie gdzie si� Forrest Gump podziewa i inne takie bzdety. Wreszcie uda�o mi si� po��czy� z szatni� w Dallas. Zanim si� zorientowa�em co i jak, trener Hurley chwyci� s�uchawk� i kurde, ale si� na mnie rozedrze! - Gump, ty b�cwale! Gdzie si�, u kurwy n�dzy, podziewasz?! Powiedzia�em mu �e Jenny nie �yje, ale on jakby nic nie kapowa�. - Co ty pierdolisz? Jaka Jenny? - krzyczy. Co mia�em robi�? T�umaczy� jaka Jenny? Za d�ugo by to trwa�o, wi�c m�wi� jedynie �e to moja bliska znajoma. Nagle s�ysz� w s�uchawce g�os w�a�ciciela Saints�w. - Gump! - w�a�ciciel Saints�w ryczy mi do ucha. - Uprzedza�em ci�, �e jak opu�cisz cho� jeden mecz, wywal� ci� na zbity pysk. I w�a�nie to robi�! Wywalam ci�. Masz mi si� wi�cej nie pokazywa� na oczy! - Ale prosz� pana... Jenny... Wczoraj dowiedzia�em si� �e ona... - Gump, nie wciskaj mi tu kitu! Dobrze wiem, co�cie sobie razem obmy�lili, ty i ten tw�j zasrany agent! Chcecie wi�cej szmalu! Ale nic z tego, nie ze mn� te numery! Wi�c trzymaj si� st�d z daleka! S�yszysz?! Bo inaczej gorzko po�a�ujesz! - I co? - pyta mnie mama Jenny. - Wszystko im wyja�ni�e�? - Tak jakby. Na tym sko�czy�a si� moja kariera zawodowego futbolisty. Nale�a�o teraz znale�� jak�� prac� �eby utrzyma� siebie i ma�ego Forresta. Wi�kszo�� pieni�dzy co jej wysy�a�em dla dzieciaka Jenny wp�aca�a do banku. Razem z czekiem na trzydzie�ci tysi�cy odes�anym mi przez pani� Curran by�a to ca�kiem poka�na suma. Tyle �e nie zamierza�em jej rusza�, a z samych procent�w nie da�bym rady wy�y�, wi�c musia�em si� rozejrze� za robot�. Nast�pnego dnia rano zacz�em studiowa� og�oszenia w prasie. Nieciekawie to wygl�da�o. Najcz�ciej ludzie potrzebowali sekretarek, sprzedawc�w od u�ywanych samochod�w i innych takich. A mnie zale�a�o na czym�, hm, bardziej dystygnowanym. Nagle co� mi wpad�o do oka. "Szukamy ch�tnych do wielkiej kampanii promocyjnej! - przeczyta�em. - Do�wiadczenie nie wymagane! Pracowito�� gwarancj� ogromnych zysk�w!" Ni�ej podany by� adres miejscowego motelu i wiadomo�� �e zebranie informacyjne odb�dzie si� punkt dziesi�ta rano. Ostatnie zdanie brzmia�o: "Niezb�dna �atwo�� w nawi�zywaniu kontakt�w". - Pani Curran, co to takiego kampania promocyjna? - pytam mam� Jenny. - Nie jestem pewna, Forrest - ona na to. - Ale... Kojarzysz, w centrum jest taki sklep z fistaszkami? Czasem stoi przed nim facet przebrany za wielkiego fistaszka i rozdaje przechodniom male�kie torebki orzeszk�w. To w�a�nie co� takiego. - Aha. Przyznam wam si� �e liczy�em na co� bardziej ambitnego ale kusi�y mnie te "ogromne zyski". My�l� sobie: ogrone zyski piechot� nie chodz�. Poza tym jak by mnie wsadzili w kostium i kazali udawa� orzecha, to przecie� nikt by si� nie skapowa� �e tam w �rodku siedz� akurat ja. Okaza�o si� �e wcale nikt nie chce robi� ze mnie fistaszka. Sz�o o co� zupe�nie, ale to zupe�nie innego. - Wiedza! - wo�a facet w motelu. - Wiedza to klucz do wszystkiego! By�o nas o�miu czy dziesi�ciu ch�tnych. Kiedy zjawili�my si� w niewielkim motelu, kobieta w recepcji skierowa�a nas do salki, w kt�rej sta�a kupa sk�adak�w, znaczy si� sk�adanych krzese�, a na pod�odze telefon. Siedzimy, czekamy. Gdzie� tak po dwudziestu minutach drzwi si� otwieraj�, wchodzi wysoki chudy go��, �adnie opalony, strojny w bia�y garnitur i bia�e sk�rzane buty. W�osy ma nat�uszczone i zaczesane do ty�u, w�siki cienkie jak makaron nitka. Nie przedstawia si� ani nic, tylko staje na �rodku i zaczyna gada�. - Wiedza! - wykrzykuje ponownie. - A oto i ona! Wyci�ga z torby wielk� p�acht� papieru i pokazuje na r�ne rodzaje wiedzy co s� na niej przedstawione. A s� tam barwne rysunki dinozur�w i statk�w i ro�lin uprawnych i du�ych miast. S� rysunki kosmos�w i rakiet, telepude� i radi�w i samochod�w... Po prostu, kurde, wszystkiego. - Pomy�lcie tylko! Mo�ecie t� wiedz� dostarcza� ludziom do domu! To wasza �yciowa szansa! - Zaraz, chwileczk� - odzywa si� nagle kto� z sali. - Czy tu przypadkiem nie chodzi o sprzeda� encyklopedii? - Sk�d�e znowu! - oburza si� m�wca. - Bo tak mi to wygl�da - upiera si� tamten. - Ale je�li nie chodzi o sprzeda� encyklopedii, mo�e nam pan powie, o co chodzi? - My nie sprzedajemy encyklopedii! - krzyczy m�wca. - My dostarczamy ludziom wiedz�! - A wi�c mia�em racj�! - Skoro ma pan takie podej�cie, nie jest pan mile widziany w naszym gronie! - ryczy facet w bia�ym garniturze. - Prosz� wyj�� i nie przeszkadza�! - Pewnie �e wyjd�! - m�wi tamten i rusza w stron� drzwi. - Ju� raz mnie wrobiono w encyklopedie. To jeden wielki szajs. - Jeszcze pan po�a�uje! - wo�a go�� w garniturze. - B�dzie pan zazdro�ci� innym s�awy i pieni�dzy! I trzas� za nim drzwiami tak mocno �e gdyby tamten nie wyskoczy� za pr�g, to ga�ka wbi�aby mu si� w dupsko. Szkolenie trwa�o mniej wi�cej tydzie�. A polega�o na tym �e musieli�my wyku� na blach�, s�owo po s�owie, ca�� d�ug� gadk� �eby dobrze zachwala� nasz� encyklopedi�. Tyle �e nasza encyklopedia nie nazywa�a si� encyklopedia. Nasza encyklopedia nazywa�a si� "Leksykon wiedzy". Facet w bia�ym garniturze by� instruktorem i kierownikiem okr�gowym od spraw sprzeda�y. Na nazwisko mia� Trusswell, ale m�wi� �eby m�wi� na niego Slim. No wi�c tak jak Slim powiedzia�, w naszej pracy nie chodzi o sprzeda�. My nie sprzedajemy encyklopedii. My dostarczamy ludziom do domu wiedz�. A wygl�da to tak: ka�dy klient, kt�ry podpisze umow� �e do ko�ca �ycia b�dzie co roku kupowa� za jedyne dwie�cie pi��dziesi�t dolar�w od sztuki nowy suplement, otrzyma za darmo "Leksykon wiedzy". Czyli ludzie naprawd� dostan� co� za nic, a firma zarobi �rednio dziesi�� tysi�cy na sprzeda�y suplement�w, kt�rych druk kosztuje oko�o pi�ciu dolc�w. My mamy dostawa� dziesi�� procent od ka�dej zawartej umowy, a Slim pi�� procent od naszych zarobk�w. Czy mo�na wyobrazi� sobie lepszy interes? W poniedzia�ek przydzielono nam piersze zadanie. Wcze�niej Slim kaza� nam si� �adnie ubra�, w krawat i w og�le koniecznie si� ogoli� i wyskroba� brud spod paznokci. I jeszcze doda� �e w godzinach pracy picie alkoholu jest surowo zabronione. Przed motelem czeka�a ci�ar�wka z otwart� bud�, jak do wo�enia byd�a. Slim zap�dzi� nas do �rodka i ruszyli�my. - A teraz s�uchajcie - powiada po drodze. - B�d� was kolejno wysadza�. Szukajcie przed domami zabawek, hu�tawek, piaskownic, rowerk�w, tego typu g�wna. Nasz produkt kierujemy przede wszystkim do m�odych rodzic�w. M�odzi maj� przed sob� wi�cej lat �ycia, wi�c d�u�ej b�d� kupowa� nasze suplementy. Je�eli przed domem nie wida� ani dzieci, ani zabawek, nie tra�cie czasu, tylko id�cie dalej. No dobra, zacz�li�my kolejno wysiada� z ci�ar�wki. Osiedla, kt�re nam poprzydzielano wygl�da�y do�� obskurnie, ale Slim m�wi� �eby�my si� nie dziwili, w�a�nie w taki miejscach naj�atwiej robi si� interesy. Do �adnych bogatych osiedli nie mamy si� co fatygowa�, bo bogaci ludzie s� tyle m�drzy �e nie dadz� si� nabra� na ten szwindel. W porz�dku, na widok hu�tawki dla dzieci skr�cam z chodnika i id� do drzwi. Pukam. Otwiera kobieta. Natychmiast wtykam nog� za pr�g, tak jak to radzi� Slim. - Czy mo�e mi pani po�wi�ci� minutk�? - pytam grzecznie. - A czy ja wygl�dam na tak�, co ma pe�no wolnego czasu? - ona na to. Ubrana jest w koszul� nocn�, a w�osy ma pozawijane w wa�ki. Z g��bi mieszkania dochodz� wrzaski dzieciarni. - Chcia�bym z pani� porozmawia� o przysz�o�ci pani dzieci - klepi� nauczon� formu�k�. - A co pana obchodz� moje dzieci? - pyta podejrzliwie kobieta. - Dzieciom potrzebna jest wiedza - klepi� dalej. - Kim pan jest? Jednym z tych nawiedzonych kaznodziei? - Nie, prosz� pani. Przychodz� ofiarowa� pani i pani rodzinie pi�kny upominek - m�wi�. - Najlepsz� na �wiecie encyklopedi�. - A to ci numer! - wo�a kobieta. - Panie, czy ja wygl�dam na tak�, kt�r� sta� na kupno encyklopedii? To fakt, nie wygl�da�a, ale co mia�em robi�? Ci�g�em dalej wyuczony tekst. - Ale ja wcale nie chc� sprzeda� pani encyklopedii. Ja pragn� ofiarowa� pani wiedz�. - Nie rozumiem - ona na to. - To znaczy, chce mi pan t� encyklopedi� wypo�yczy�, czy jak? - No nie - m�wi�. - Gdyby mnie pani na chwilk� wpu�ci�a do �rodka... Wi�c wpu�ci�a, a nawet zaprowadzi�a do pokoju i powiedzia�a �ebym sobie klapn�� na kanapie. O kurde, teraz b�dzie z g�rki na pazurki, ucieszy�em si�. Bo w czasie szkolenia Slim ci�gle powtarza� �e jak nas wpuszcz� za drzwi to dalej jest z g�rki na pazurki. Wi�c klap�em, potem otwar�em torb� z broszurami i rozpocz�em kolejn� gadk�. T�umaczy�em kobiecie wszystko po kolei, tak jak Slim kaza�. Trwa�o to dobre pi�tna�cie minut, a kobieta siedzia�a i s�ucha�a, nie odzywa�a si� ani nic. Po jakim� czasie do pokoju wesz�a tr�jka maluch�w, gdzie� tak w wieku mojego Forresta, i wdrapa�y si� jej na kolana. Kiedy sko�czy�em gada�, kobieta w bek. - Och, panie Gump - �ka poprzez �zy. - Kupi�abym t� encyklopedi�, gdybym mog�a. S�owo daj�. Ale nie sta� mnie... No i opowiedzia�a mi swoj� smutn� histori�. M�� rzuci� j� dla m�odszej. Zosta�a bez grosza przy duszy. Zacz�a pracowa� jako kucharka w barze szybkiej obs�ugi, ale ci�gle chodzi�a taka zm�czona �e raz zasn�a i spali�a ruszt, wi�c j� wywalili. Niedawno zak�ad eklektryczny wy��czy� jej pr�d, a zak�ad telefoniczny lada dzie� wy��czy telefon. Poza tym powinna i�� do szpitala na operacj�, ale nikt nie operuje za darmo. A dzieciom burczy z g�odu w brzuchu. I jeszcze wieczorem gospodarz ma wpa�� po czynsz, a ona nie ma tych pi��dziesi�ciu dolar�w co mu jest winna, jak tak dalej p�jdzie pewnie j� wyrzuci z dzie�mi na bruk. Inne problemy te� mia�a, ale nie b�d� was nimi zanudza�. Sko�czy�o si� na tym �e po�yczy�em kobiecie pi�� dych�w i wzi�em nogi za pas. Kurde, �al mi by�o babiny. Ca�y dzie� puka�em od drzwi do drzwi. Wi�kszo�� ludzi nie wpuszcza�a mnie do �rodka. Niekt�rzy m�wili �e ju� ich kto inny naci�gn�� na encyklopedi�. Ci byli do mnie zdecydowanie wrogo nastawieni. W czterech czy pi�ciu domach zatrza�li mi drzwi w twarz, a w jednym kto� mnie poszczu� wielkim psem. Wieczorem kiedy na miejsce zbi�rki przyjecha�a ci�ar�wka Slima, dos�ownie pada�em na pysk, a w dodatku czarno patrzy�em w przysz�o��. - Nie zra�ajcie si�, ch�opaki - m�wi do nas Slim. - Pierwszy dzie� jest zawsze najgorszy. Pomy�lcie: ka�da zawarta umowa r�wna si� tysi�cu dolar�w. Wystarczy jedna jedyna umowa. A r�cz� wam, frajer�w nie brakuje. - Po czym zwraca si� do mnie: - Gump - powiada. - Obserwowa�em ci�. Masz niesamowit� energi�, a tak�e du�y urok osobisty. Potrzebny ci tylko ma�y trening pod okiem fachowca. Jutro rano wybierzemy si� razem i naucz� ci� paru sztuczek. Wieczorem nawet nie mia�em ochoty na kolacj�. Kurde flaki, my�l� sobie, �adnie si� spisa�em, nie ma co! Schodzi�em podesz