8260
Szczegóły |
Tytuł |
8260 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8260 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8260 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8260 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Stefan �eromski
SEN O SZPADZIE
Kiedy oficer japo�ski, skazany na rozstrzelanie przez cudzoziemczy s�d polowy za
s�u�b� dla swego kraju, by� zapytany przed
egzekucj�, co chce uczyni� ze znalezionymi przy nim pieni�dzmi i czy nie jest to
z jego wol� zgodne, �eby te pieni�dze jego dzieciom
odes�a�, rzek�: � Pieni�dze przeznaczam na rzecz mi�dzynarodowej instytucji
Czerwonego Krzy�a, a o los dzieci moich nie mam
potrzeby si� troska�, gdy� po mej �mierci mie� je b�dzie w swej pieczy � Mikado.
Us�yszawszy t� prost� odpowied� wzdrygn�� si� w duchu �wiat znikczemnia�y, tym
wi�kszym zdj�ty zachwytem, �e japo�ska sprawa
by�a wygran�.
Poza tob�, �o�nierzu polski, gdy samotny na haku szubienicy zawisasz � gdy
lecisz w krwawy skaza�ca r�w, z sercem zestrzelanym od
kul so�dackich � gdy dogasasz powolnym straceniem w stepie Sybiru � nie powiewa
sztandar dalekiej pot�gi. Poza tob� nie ma nic. Za
tob� jest tylko d� wykopany na miar� twojego trupa. Przed tob� stoj� armie.
Twoich dzieci nie nakarmi, gdy skonasz, niczyja mi�o��.
Wypr� si� ciebie ziomkowie, zapomn� wsp�mieszka�cy, poniewa� w sercu ich nie
trwa d�ugo uczucie, a my�l, jak dawno � dawno
wykryto, nie trwa godziny. Tote� dzieci twe przyjmie rynsztok, schronieniem
b�dzie im � jako si� ju� przydarzy�o � kloaka, a
no�owiec, skoro podrosn�, b�dzie im mistrzem. �wiat bliski i �wiat daleki nie
ws�ucha si� w rapsod twojego skonu z zachwytem, gdy�
nie jest twoja sprawa wygran�.
Tote� twe bohaterstwo wy�sze jest ni�li japo�skie! Przeciwko tobie za szeregami
�o�dak�w � jest wszystko. Niech��, trwoga,
nienawi��, wrzaski dziedzic�w, bicie we dzwony fabrykant�w, tajne intrygi
tch�rz�w i ciemna niewiedza n�dzy. Przera�one oczy
narodowej samoniewoli spogl�daj� na ciebie ze szpar, ze szczelin, zza w�g��w i z
dymnik�w. Nienawi�� wszystkich, komu niepotrzebna
jest wspania�o�� duszy, moc, nieustraszono�� wyt�onego ramienia, zdeptanie za
cen� �mierci gronostaj�w tyranii � zmawia si� na
ciebie z wypr�bowanymi doktrynami z�ajdacza�ej filisterii, wzywa na pomoc spryt
i wymow� �cierwa dziennikarskiego i mrok
zalegaj�cy niziny. W trop twoich m�cze�skich krok�w, kt�re stawiasz przebiegle
jak lis, cicho jak widmo idzie zbrodniarz, na�laduj�cy
tw�j gest i � imi�.
Twoja dola � to kona� za �wi�te idee, a kona� bez ostatniej pociechy m�nego
cz�owieka: � bez s�awy. Ale ty nie dla s�awy
wyszed�e�! Pos�a�e� siebie sam, a�eby �wiat, wbrew woli �wiata, wydrze� spod
skinie� ber�a nocy. Twoje zadanie � to niweczy�
przemoc cz�owieka nad cz�owiekiem, spod m�ki cia� wydoby� ducha ludzkiego,
osadzi� w�r�d ludzi mi�o�� i prawo do szcz�cia.
Dlatego wyzwa�e� na r�k� �uk i koron� �wiata. Wi�c obok m�cze�skiego twojego
s�upa dla tym wi�kszego ur�gowiska stawiaj� s�upy �
�otr�w. Wyszed�e� w najciemniejsz�, jesienn� noc, gdy hucza� wicher i bi�
deszcz, a my wszyscy, dwudziestomilionowy nar�d, spali�my
w swych sypialniach, pokojach, izbach, poddaszach i norach podziemnych kamiennym
snem niewolnik�w. Wyszed�e�, jak przemytnik,
obna�ony do pasa. Na plecach d�wiga�e� sk�adowe cz�ci drukarni. By�e�
ob�adowany pismami zwiastuj�cymi wyzwolenie cia� i
duch�w. W lewej r�ce trzyma�e� �erd�, kt�r� w ciemno�ci szuka�e� obieszczyka
strzeg�cego granic ziemi � w prawej nios�e� rewolwer,
gotowy do strza�u. Tak przebywa�e� graniczne rzeki. Szed�e� w kraj boso i
krwawi�c nogi.
Tej to nocy przyniesiona zosta�a Niepodleg�o�� do tego kraju n�dzarzy ducha,
popychanych pi�ci� obcego �o�daka. Tej te� nocy
przyniesiona zosta�a deklaracja praw �wi�tego Proletariusza, kt�ra zdepta�a
przemoc bogacz�w. Przynios�e� wtedy bezcenne zwitki
polskiego zakonu od zakl�tych emigranckich mogi�. Przynios�e� �drug� strun�,
zerwan� z lutni nie�miertelnych. St�piwszy na ziemi�
rodzon�, poszed�e� za j�kiem ludzkim. By�o ci drogowskazem st�kanie pracuj�cego
cz�owieka. Ci, o kt�rych nie wiedzia�a Ojczyzna, ci,
kt�rych trudem pas� si� �wiat, znalezieni zostali przez ciebie, pod�wigni�ci,
wezwani i z��czeni w towarzyski ob�z bojownik�w o
wolno��.
Kt� dzi� policzy te czo�a p�on�ce, kt�re zastali� mr�z Sybiru? Kto przebrnie
obj�ciem przez ogrom tego cierpienia, kt�re zni�s� w
kajdanach socjalizm polski? Kto zmierzy d�ugo�� drogi, kt�r� w �niegach, po
grudach i moczarach wygnania wydepta�?
Szarpie dzi� jego cze�� i jego nieskalany honor polski dziennikarz, kt�ry z
zadeptywania ogni�w idei �yje. Na�laduj�c siepacz�w ��czy
szlachetny cie� �o�nierza z widmem �otra, kt�ry po �ladach idzie i chwyta �up.
T�sknym echem, �o�nierzu, odbijaj� si� kroki twoje w
tajniach ludu, jak echo odbija si� w lesie. Jak echo w mrokach lasu � zamieraj�.
Lecz ty sam jeste� ludem i krew twoja w lud wsi�ka.
Na wystyg�ych ka�u�ach krwi, w dziewiczych tajniach wyrastaj� cudne legendy,
jakich jeszcze Polska nie mia�a. Budz� si� w duszach
sny o pi�ropuszu s�awy...
Bo tylko poezja polska nie opu�ci ci�, nie zdradzi i nie zniewa�y, �o�nierzu!
Ona jedna nie zl�knie si� twych sn�w i twoich czyn�w.
Gdyby nawet sprawa twoja by�a przegran� � ona ci wiary dochowa. Ujrzy i spami�ta
dnie twe i noce, m�k�, wysi�ek, trud i skon. Z�o�y
ona tw� g�ow�, st�uczon� so�dackimi kolbami, na wezg�owiu z najcudowniejszych
wierszy, kt�re dla ciebie jednego wyjmie po latach z
przepychu prastarej mowy. Nakryje tw�j nagi trup bez z�otego pasa i czerwonego
kontusza � gdy go lud ��dzki z posp�lnego do�u
wielekro� wykopie, �eby mu da� sosnow� trumn�, to jedno, co lud da� mo�e �
p�aszczem dostoje�stwa utkanym z najcudowniejszych
barw sztuki. W twoje r�ce skostnia�e i dopiero w �mierci bezsilne w�o�y z�oty
sw�j sen, sen tylu pokole� m�odzie�y, sen o rycerskiej
szpadzie.
R. 1905