8251
Szczegóły |
Tytuł |
8251 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8251 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8251 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8251 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edgar Allan Poe
Przedwczesny pogrzeb
Istniej� pewne tematy przejmuj�ce do g��bi, wszelako nazbyt okropne, i�by mog�y
sta� si� przedmiotem
rzetelnej literatury powie�ciowej. Rzetelni pisarze
musz� ich unika�, je�li nie chc� wywo�ywa� zgorszenia lub niesmaku. Godzi si� je
podejmowa� tylko w takich
razach, gdy u�wi�ca je i usprawiedliwia surowe
dostoje�stwo prawdy. Dr�ymy, na przyk�ad, wstrz�sani przenikliwym dreszczem
�zachwycaj�cej m�ki�, gdy
czytamy o przej�ciu przez Berezyn�, o trz�sieniu
ziemi w Lizbonie, o d�umie w Londynie, o nocy �w. Bart�omieja albo o uduszeniu
stu dwudziestu trzech
wi�ni�w w Czarnej Jaskini w Kalkucie. Wszelako w
tych opowie�ciach wstrz�saj� nami zdarzenia, rzeczywisto��, historia. Gdyby by�y
zmy�lone, przejmowa�yby
nas tylko odraz�.
Przytoczy�em kilka najznamienitszych i najszczytniejszych kl�sk, jakich zazna�a
pami�� ludzka;
rozp�omieniaj� one wyobra�ni� zar�wno rozmiarami, jak
i swoim charakterem. Nie uwa�am za potrzebne zaznacza�, �e z d�ugiego i
z�owrogiego korowodu nieszcz��
ludzkich m�g�bym wybra� wiele przyk�ad�w poszczeg�lnych,
nier�wnie wi�cej obarczonych istotn� m�k� ni� wszystkie te ogromy niedoli
zbiorowej. N�dza istotna, rozpacz
ostateczna � bywaj�, zaiste, udzia�em jednostki,
nie zbiorowo�ci. Dzi�kujemy mi�osierdziu boskiemu, i� upiornych m�k konania
doznaje jednostka ludzka, a nie
ludzka gromada!
By� pogrzebanym za �ycia jest niew�tpliwie najostateczniejsz� okropno�ci�, jaka
mo�e przydarzy� si�
cz�owiekowi �miertelnemu. �e zdarza�a si� cz�sto,
bardzo cz�sto � temu zapewne nie zaprzecz� ludzie my�l�cy. Rubie�e, kt�re dziel�
�ycie od �mierci, s� co
najmniej mroczne i nieokre�lone. Kt� mo�e powiedzie�,
gdzie pierwsze si� ko�czy, a drugie zaczyna? Wiemy, i� istniej� choroby, w
kt�rych przejawia si� zupe�ny zast�j
wszystkich widomych czynno�ci �yciowych,
wszelako jest on tylko tym, co zwykli�my nazywa� zahamowaniem. S� to tylko
chwilowe przerwy w
niedocieczonym mechanizmie. Po pewnym czasie jaki� nieuchwytny,
tajemniczy czynnik zn�w wprawia w ruch magiczne spr�yny i zakl�te ko�a. Srebrny
w�tek nie rozsnu� si� na
wieki i nie roztrzaska�a si� bezpowrotnie z�ota
czara. Lecz co pod�wczas dzia�o si� z dusz�?
Pomijaj�c atoli nieunikniony wniosek a priori, �e podobne przyczyny musz�
wywo�ywa� podobne skutki � �e
znane powszechnie przyk�ady takiego zahamowania
czynno�ci �yciowych musz� powodowa� od czasu do czasu przedwczesne pogrzeby �
pomijaj�c, powtarzam, te
teoretyczne wnioskowania, posiadamy bezpo�rednie
�wiadectwa lekarzy oraz innych os�b, kt�re stwierdzaj�, �e takie pogrzeby
zdarza�y si� nader cz�sto. M�g�bym
przytoczy� niezw�ocznie, je�eli zachodzi�aby
potrzeba, setki wypadk�w niezawodnie autentycznych.
Jeden, nadzwyczaj osobliwy, kt�rego szczeg�y nie zatar�y si� zapewne jeszcze w
pami�ci mych czytelnik�w,
zdarzy� si� nie tak dawno temu w s�siednim
mie�cie Baltimore i sta� si� przyczyn� silnego, przykrego i powszechnego
wzburzenia. Ma��onka jednego z
najszanowniejszych obywateli � znakomitego prawnika
i cz�onka Kongresu � uleg�a jakiej� nag�ej i niepoj�tej chorobie, wobec kt�rej
okaza�a si� najzupe�niej bezsilna
wszelka umiej�tno�� lekarska. Po wielu
cierpieniach umar�a lub przynajmniej wydawa�o si�, �e umar�a. Nikt nie
podejrzewa� i nie mia� powodu do
podejrze�, �e zgon jej istotnie nie nast�pi�. Okazywa�a
wszystkie zwyk�e oznaki �mierci. Rysy zaostrzy�y si� i twarz zapad��. Usta
powlok�y si� blado�ci� marmuru.
Oczy zgas�y. Ch��d ogarn�� cz�onki. T�tno usta�o.
Zw�oki spoczywa�y przez trzy dni niepogrzebione i przybra�y st�a�o�� kamienia.
Przy�pieszono obch�d
�a�obny, gdy� szybko dokonywa�o si� to, co wydawa�o
si� rozk�adem. Z�o�ono t� pani� w grobowcu rodzinnym, do kt�rego nie zajrzano
nast�pnie przez trzy lata.
Otwarto go dopiero w�wczas, gdy by�o trzeba wstawi� sarkofag; lecz jaki�
straszliwy wstrz�s przenikn��
ma��onka, kt�ry sam otworzy� drzwi! Kiedy podwoje
rozwar�y si� na zewn�trz, jaki� obleczony w biel przedmiot obsun�� mu si� w
ramiona. By� to ko�ciotrup jego
�ony w nie zbutwia�ym jeszcze ca�unie.
Staranne badania wykaza�y, i� powr�ci�a do �ycia w jakie� dwa dni po z�o�eniu do
grobu; skutkiem jej
szamota� trumna spad�a ze skraju podwy�szenia
na posadzk� i rozbi�a si�, umo�liwiaj�c jej wyzwolenie. Lampa, kt�r� przypadkiem
pozostawiono w grobowcu
nape�nion� olejem, by�a pusta; co prawda, p�yn
m�g� wyparowa�. Na najwy�szym stopniu schod�w, prowadz�cych do �a�obnego
przybytku, znaleziono du�y
od�amek trumny, kt�rym zapewne ko�ata�a w �elazne drzwi,
by zwr�ci� na siebie uwag�. Prawdopodobnie postrada�a przy tym przytomno�� lub
mo�e nawet wyzion�a
ducha z samego tylko l�ku. Kiedy pada�a, ca�un jej
zapl�ta� si� w �elazn� krat�, kt�rej nier�wno�ci wystawa�y do wewn�trz.
Pozosta�a tak, wyprostowana, i tak
uleg�a rozk�adowi.
W roku 1810 pogrzebano we Francji osob� �yj�ca �r�d okoliczno�ci, kt�re dowodz�,
i� rzeczywisto�� bywa
dziwniejsza od zmy�lenia. Bohaterk� tego zdarzenia
by�a Mademoiselle Victorine Lafourcade, m�oda dziewczyna ze znakomitej rodziny,
bogata i bardzo pi�kna. Do
licznych Jej wielbicieli nale�a� tak�e Julien
Bossuet, ubogi litterateur czy dziennikarz paryski. Zdolno�ciami swymi i pogod�
swej natury zwr�ci� na siebie
uwag� panny, kt�ra, jak si� zdaje, szczerze
go pokocha�a; wszelako za podszeptem dumy rodowej wyrzek�a go si� w ko�cu i
po�lubi�a niejakiego Monsieur
Renelle�a, bankiera i do�� cenionego dyplomat�.
O�eniwszy si�, j�� j� zaniedbywa�, a nawet prawdopodobnie �le z ni� si�
obchodzi�. Po kilkoletnim
nieszcz�liwym po�yciu umar�a � lub przynajmniej
stan jej by� tak podobny do �mierci, i� z�udzi� ca�e jej otoczenie.
Pochowano j�, atoli nie w sklepionym grobowcu, lecz w zwyk�ej mogile, na
cmentarzu jej wsi rodzinnej.
Zrozpaczony i z dusz� rozgorza�� wspomnieniami g��bokiego uczucia kochanek
wyje�d�a ze stolicy w
dalekie strony, gdzie le�y owa wioska, zamierzaj�c
odgrzeba� jej zw�oki i wej�� w posiadanie szczodrych jej warkoczy. Odnajduje
gr�b. O p�nocy odkopuje
trumn�, otwiera j� i ma przyst�pi� do uci�cia w�os�w,
gdy otwieraj� si� ukochane oczy. Kobiet� t� pochowano �ywcem.
Wszelako �ycie nie wygas�o w niej zupe�nie; z letargu, kt�ry wydawa� si�
�mierci� obudzi�y j� pieszczoty
kochanka. Wprost nieprzytomny zani�s� j� do
swego mieszkania we wsi. Dzi�ki swej niema�ej wiedzy lekarskiej umiej�tnie
zastosowa� lekarstwa
pokrzepiaj�ce. Ostatecznie powr�ci�a do �ycia. Pozna�a
swego zbawc�. Pozosta�a z nim i z wolna, stopniowo odzyska�a w zupe�no�ci
zdrowie. Jej kobiece serce nie by�o
z diamentu i rozrzewni�a si� tym dowodem
mi�o�ci. Odda�a je Bossuetowi. Nie powr�ci�a ju� do m�a, lecz zataiwszy swe
zmartwychwstanie wyjecha�a z
kochankiem do Ameryki.
W dwadzie�cia lat p�niej powr�cili oboje do Francji w prze�wiadczeniu, �e czas
zmieni� zupe�nie wygl�d
owej pani i �e znajomi nie b�d� mogli jej pozna�.
Wszelako si� pomylili, gdy� przy pierwszym spotkaniu Monsieur Renelle pozna�
swoj� �on� i upomnia� si� o
ni�. Opar�a si� jego ��daniom, a s�d przyzna�
jej s�uszno�� orzek�szy, i� wyj�tkowe okoliczno�ci oraz d�ugi przeci�g czasu
uniewa�ni�y nie tylko ze wzgl�d�w
godziwo�ci, lecz tak�e w znaczeniu prawnym
wszelkie zobowi�zania ma��e�skie.
�Czasopismo Chirurgiczne� lipskie � kt�re posiada takie zas�ugi i znaczenie, i�
nale�a�oby je przet�umaczy� i
wyda� � opowiada w swym ostatnim numerze
o godnym ubolewania wypadku tego samego rodzaju.
Pewien oficer artylerii, cz�owiek olbrzymiego wzrostu i �elaznego zdrowia, spad�
z narowistego konia i
dozna� tak ci�kich uszkodze� g�owy, i� wyst�pi�y
u niego od razu oznaki ob��du. Czaszka by�a lekko nadwer�ona, wszelako nie
zachodzi�a obawa niezw�ocznego
niebezpiecze�stwa. Dokonano trepanacji, kt�ra
si� powiod�a. Puszczono mu krew i zastosowano inne �rodki koj�ce. Mimo to
pogr��a� si� coraz bardziej w
beznadziejnym stanie odr�twienia i w ko�cu zdawa�o
si�, �e umar�.
Panowa�y gor�ca, pochowano go przeto z niew�a�ciwym po�piechem na jednym z
cmentarzy publicznych.
Pogrzeb odby� si� w czwartek. W niedziel� cmentarz
zape�ni� si�, jak zwykle, ci�b� ludzk�. Oko�o po�udnia wywo�a� ogromne
zamieszanie jaki� ch�op, kt�ry j��
opowiada�, i� siedz�c na grobie owego oficera
uczu� wyra�nie, �e ziemia pod nim si� porusza, jak gdyby kto� tam si� szamota�.
Zrazu na s�owa te niewielk�
zwracano uwag�. Wszelako widoczne przera�enie
i zawzi�ty up�r, z jakim podtrzymywa� prawdziwo�� swego opowiadania, wywar�y w
ko�cu wra�enie na t�umie.
Przyniesiono po�piesznie �opaty i w kilka minut
rozkopano haniebnie p�ytki gr�b, z kt�rego ukaza�a si� g�owa nieboszczyka. Mia�
wygl�d nie�ywego, jednak�e
niemal prosto siedzia� w trumnie, kt�rej wieko,
szamocz�c si� w�ciekle, zdo�a� cz�ciowo podnie�� w g�r�.
Odstawiono go natychmiast do najbli�szego szpitala, gdzie okaza�o si�, i� �yje
jeszcze, aczkolwiek bliski
uduszenia. Po kilku godzinach odzyska� przytomno��,
j�� poznawa� znajomych i urywanymi zdaniami opowiada� o swej m�ce w grobie.
Z opowiadania jego wynika�o, i� by� przytomny przez jak�� godzin�, kiedy go
grzebano, i dopiero p�niej
postrada� �wiadomo�� istnienia. Gr�b wype�niono
niedbale lu�n� i mocno rozpulchnion� ziemi�, skutkiem czego dop�ywa�o nieco
powietrza. S�ysza� st�panie ci�by
nad sob� i robi� wysi�ki, by go wzajem us�yszano.
Zgie�k t�umu � jak m�wi� � obudzi� go z g��bokiego u�pienia; obudziwszy si�,
zda� jasno sobie spraw� ze
straszliwej grozy swego po�o�enia. Chory ten mia�
si� dobrze i by� � jak si� zdaje � bliski zupe�nego wyzdrowienia, lecz pad�
ofiar� niedorzecznych eksperyment�w
lekarskich. Zastosowano bateri� galwaniczn�
i wyzion�� nagle ducha w przyst�pie ekstazy w ten spos�b wywo�anej.
Bateria galwaniczna wi��e si� ze wspomnieniem powszechnie znanego i nadzwyczaj
dziwnego wypadku;
mianowicie przy jej pomocy przywo�ano do �ycia pewnego
m�odego adwokata londy�skiego, kt�ry przez dwa dni przebywa� w grobie. Wypadek
ten zdarzy� si� w 1831 r.,
wie�� o nim wywo�a�a wsz�dzie g��bokie wra�enie.
Chory, Mr Edward Stapleton, zmar� rzekomo na gor�czk� tyfoidaln�, po��czon� z
jakimi� niezwyk�ymi
objawami, kt�re wielce zaciekawi�y czuwaj�cych nad
nim lekarzy. Po jego pozornym zgonie domagano si� od rodziny, by zezwoli�a na
sekcj� zw�ok, ale pozwolenia
nie otrzymano. Jak cz�sto si� zdarza w podobnych
wypadkach, lekarze postanowili odkopa� zw�oki i dokona� sekcji po kryjomu.
Wszelkie przygotowania
poczyniono z �atwo�ci� przy pomocy nader licznych w Londynie
z�odziei, kt�rzy kradn� trupy. Trzeciej nocy po obchodzie �a�obnym wydobyto
domniemane zw�oki z do�u,
g��bokiego na osiem st�p, i z�o�ono je w sali operacyjnej
pewnej lecznicy prywatnej.
Do�� du�e ci�cie, wykonane w okolicy jamy brzusznej, pozwoli�o stwierdzi�, i�
trup jest jeszcze �wie�y i
niedotkni�ty rozk�adem; postanowiono zatem
zastosowa� bateri�. Odbywa�y si� do�wiadczenia jedne po drugich, wyst�powa�y
zwyk�e objawy, niewykazuj�ce
atoli niczego charakterystycznego pr�cz dwu czy
trzech wzmo�onych skurcz�w, kt�re by�y jakby oznak� �ycia.
Noc by�a p�na. Mia�o si� ju� ku �witaniu, wi�c obecni postanowili d�u�ej nie
zwleka� i przyst�pi� od razu
do sekcji ca�kowitej. Wszelako pewien student,
pragn�c stwierdzi� sw� teori�, nalega�, by poddano dzia�aniu baterii kt�ry� z
mi�ni piersiowych. Zrobiono
g��bokie ci�cie i po��czono po�piesznie mi�sie�
z bateri�, gdy przedmiot bada� ruchem nag�ym, lecz bynajmniej nie kurczowym,
zerwa� si� ze sto�u, post�pi� na
�rodek sali, rozejrza� si� b��dnie dooko�a
i przem�wi�. Niepodobna by�o zrozumie�, co m�wi�, ale wymawia� jakie� s�owa i
zg�oski brzmia�y wyra�nie.
Przem�wiwszy, powali� si� ci�ko na posadzk�.
Zrazu wszystkich obezw�adni�a groza � lecz opami�tali si� rych�o, gdy� nie by�o
ani chwili do stracenia.
Przekonali si�, �e Mr Stapleton jest �ywy,
jakkolwiek nieprzytomny. Otrze�wiony eterem, wnet odzyska� zdrowie i powr�ci� do
rodziny, kt�r� o jego
zmartwychwstaniu zawiadomiono dopiero w�wczas,
kiedy wszelkie niebezpiecze�stwo min�o. Nietrudno wyobrazi� sobie jej zdumienie
� jej os�upia�� rado��.
Wszelako najbardziej wstrz�saj�ce szczeg�y zawiera�y si� w tym, co sam Mr
Stapleton opowiada�.
Utrzymywa� on, �e ani przez jedno mgnienie nie by�
zupe�nie nieprzytomny, �e niejasno i bez�adnie wiedzia� o wszystkim, co z nim
si� dzia�o od chwili, kiedy
lekarze orzekli, �e jest martwy, a� do utraty
przytomno�ci w szpitalu.�Jestem �ywy � � brzmia�y owe niezrozumia�e s�owa, kt�re
cisn�y mu si� na struchla�e
usta, kiedy zobaczy�, �e znajduje si� w sali
prosektoryjnej.
Z �atwo�ci� m�g�bym przytoczy� jeszcze mn�stwo podobnych przyk�ad�w, lecz nie
czyni� tego, gdy�,
zaprawd�, nie s� one potrzebne, by dowie��, �e przedwczesne
pogrzeby si� zdarzaj�.
Je�eli zwa�ymy, jak niezmiernie rzadkie z natury rzeczy s� okoliczno�ci, kt�re
pozwalaj� nam je odkry�, to
musimy przypu�ci�, i� zdarzaj� si� one cz�sto
bez naszej wiedzy. Jako� prawie zawsze przy uprz�taniu cmentarzy na
znaczniejszych przestrzeniach spotyka si�
ko�ciotrupy, kt�rych postawy nasuwaj� najstraszniejsze
przypuszczenia.
Straszliwe, zaiste, przypuszczenie, lecz stokro� straszliwszy los! Mo�na
zapewni� bez wahania, i� nie ma
nieszcz�cia, kt�re by mog�o w tak okropnej
mierze pogn�bi� do ostateczno�ci cia�o i dusz�, jak przedwczesne z�o�enie do
grobu. Niezno�ny ucisk p�uc,
dusz�ce wyziewy wilgotnej ziemi, wpijanie si�
r�k w po�miertne ca�uny, nieub�agana cie�� szczup�ego pomieszczenia, mrok
wiekuistej nocy, cisza jak
og�uszaj�ce morze, niewidzialna wprawdzie, lecz daj�ca
si� wyczu� obecno�� robaka zwyci�zcy � wszystko to w po��czeniu z my�lami o
powietrzu i zieleni rozpostartej
hen w g�rze, ze wspomnieniami o ludziach nam
bliskich, kt�rzy by po�pieszyli z pomoc�, gdyby wiedzieli, co z nami si� dzieje,
ze �wiadomo�ci�, i� oni o tym
nigdy dowiedzie� si� nie mog�, �e beznadziejnym
udzia�em naszym jest nieunikniona �mier� � my�li te napawaj� serce, co jeszcze
bije, takim ogromem
przera�enia i nieuskromionej trwogi, i� cofa si� z dr�eniem
przed nimi nawet naj�mielsza wyobra�nia. Nie znamy niczego r�wnie rozpaczliwego
na ziemi, nie mo�emy
wy�ni� niczego bodaj na po�y r�wnie potwornego w otch�ani
najostateczniejszych piekie�; i dlatego opowie�ci z tej dziedziny s� tak
ogromnie zajmuj�ce. Jest to nast�pstwem
�wi�tej grozy, jak� wywo�uje sam przedmiot,
i� zaj�cie to pozostaje w najzupe�niejszej i naj�ci�lejszej zale�no�ci od
naszego prze�wiadczenia o prawdzie
rzeczy opowiadanej.
To, co zamierzam opowiedzie� obecnie, jest mi doskonale znane �polega na mym
osobistym i rzeczywistym
do�wiadczeniu.
Od kilku lat doznawa�em objaw�w jakiego� dziwnego niedomagania, kt�re lekarze
uznali zgodnie za
katalepsj�, nie mog�c si� zdoby� na �ci�lejsze okre�lenie.
Aczkolwiek predyspozycja, przyczyny bezpo�rednie, a nawet rozpoznanie bie��ce
tej choroby przedstawiaj� si�
jeszcze nader niejasno, to przecie� widoczne
i charakterystyczne jej przejawy s� ju� dostatecznie znane. Odmiany jej zale��
g��wnie od nasilenia. Niekiedy
chory tylko dzie� jeden lub nawet kr�cej
znajduje si� w stanie jakby wzmo�onego letargu. Jest bez czucia i zewn�trznie
bez ruchu, lecz s�abe t�tno serca
daje si� wci�� jeszcze wyczuwa�; ciep�ota
w zupe�no�ci nie zanika; nik�y �lad rumie�ca m�y jeszcze po�rodku policzk�w;
przy�o�ywszy mu lusterko do ust
mo�na zauwa�y� opiesza��, chwiejn� i nier�wn�
czynno�� p�uc. Innym razem odr�twienie to mo�e trwa� ca�ymi tygodniami lub nawet
miesi�cami,
najdok�adniejsze badania, najprzenikliwsze dociekania lekarskie
nie mog� w�wczas wykry� istotnej r�nicy mi�dzy stanem, w kt�rym znajduje si�
chory, a mi�dzy tym, co
nazywamy �mierci�.
Przedwczesnemu jego pogrzebowi zapobiega zwykle tylko to, �e najbli�si wiedzieli
ju� od dawna o jego
niedomaganiu kataleptycznym, wi�c maj� si� na
baczno�ci, za� przede wszystkim to, �e nie wyst�puj� oznaki rozk�adu. Rozw�j
choroby odbywa si�, na
szcz�cie, stopniowo. Pierwsze objawy, aczkolwiek zmienne,
s� niedwuznaczne. Paroksyzmy zaznaczaj� si� coraz wyra�niej; ka�dy nast�pny
przeci�ga si� d�u�ej od
poprzedzaj�cego. Na tym polega przede wszystkim zabezpieczenie
przed z�o�eniem do grobu. Nieszcz�liwy, u kt�rego pierwszy paroksyzm
przejawi�by si� od razu w formie
najkra�cowszej, jak to niekiedy si� zdarza, zosta�by
na pewno pochowany �ywcem.
M�j wypadek r�ni� si� wcale znacznie od przytaczanych w podr�cznikach
lekarskich. Niekiedy bez
widocznej przyczyny zapada�em z wolna jak gdyby w nieprzytomno��,
w po�owiczne omdlenie. Pozostawa�em w tym stanie, nie doznaj�c b�lu, nie mog�c
si� rusza� ani te� � by
wyrazi� si� �ci�le � my�le�, zachowuj�c jednak�e
niejasne, letargiczne poczucie �ycia jako te� os�b otaczaj�cych moje �o�e, a� do
chwili, kiedy w chorobie
nast�powa�o przesilenie i nagle powraca�a mi
zupe�na �wiadomo��.
Innym razem ulega�em jakby spiesznemu i natarczywemu pora�eniu. Przychodzi�y
zawroty i md�o�ci,
zastyga�em, krzep�em i pada�em bezw�adnie na ziemi�.
Potem nast�powa�y d�ugie tygodnie, kiedy wszystko zia�o czczo�ci�, czerni� i
milczeniem, a nico�� stawa�a si�
wszech�wiatem. Nie by�oby snad� niczym innym
zupe�ne unicestwienie. Paroksyzmy tego rodzaju mija�y si� tym wolniej, im
poczyna�y si� nagiej. Podobnie jak
�wita dzie� opuszczonemu, bezdomnemu �ebrakowi,
co przez ca�� d�ug�, beznadziejn� noc zimow� b��ka� si� po ulicach � tak samo
opieszale, tak samo sm�tnie, tak
samo rado�nie rozwidnia�a si� zn�w we mnie
�wiat�o�� duszy.
Poza t� sk�onno�ci� do paroksyzm�w zdrowie moje na og� zdawa�o si� niez�e i nie
by�bym nawet zauwa�y�
wcale, �e je podkopuje jaka� ci�ka choroba,
gdyby nie pewne w�a�ciwo�ci mojego snu, kt�re wyst�pi�y jako objaw dodatkowy. Po
przebudzeniu si� nie
odzyskiwa�em nigdy od razu pe�nego posiadania mych
zmys��w tudzie� pozostawa�em zawsze przez czas jaki� w stanie silnego rozstroju
i odurzenia, przy czym
w�adze umys�owe w og�lno�ci, za� pami�� w szczeg�lno�ci
pogr��a�y si� w zupe�nym bezw�adzie i zastoju.
We wszystkich tych niedomaganiach nie by�o wcale cierpie� fizycznych,
przygn�bia� mnie natomiast ca�y
bezmiar udr�cze� psychicznych. Wyobra�nia moja
obleka�a si� ca�unem. M�wi�em o robakach, o mogi�ach, o napisach na grobach.
Zaprzepaszcza�em si� w
marzeniach o �mierci, za� my�l o przedwczesnym pogrzebie
nieustannie snu�a mi si� po g�owie. Czyha�o na mnie upiorne niebezpiecze�stwo,
prze�ladowa�o mnie dniem i
noc�.Za dnia tortura my�li by�a ogromna � w nocy
stawa�a si� bezmiern�. Gdy pos�pne mroki zalega�y ziemi� i ogarnia�a mnie
ostateczna groza mych rozmy�la�,
dr�a�em � dr�a�em jak chwiejne pi�ropusze na
pojazdach �a�obnych. Kiedy moje cia�o nie mog�o znie�� d�u�ej bezsenno�ci,
opiera�em si� mimo to u�pieniu,
gdy� przera�a�a mnie my�l, i� po przebudzeniu
mog� ujrze� si� w grobie. Kiedy za� w ko�cu pogr��y�em si� we �nie, zapada�em
natychmiast w �wiat
widziade�, nad kt�rym na olbrzymich, z�owieszczych, przy�miewaj�cych
wszystko skrzyd�ach unosi�a si� przemo�na i jedyna �wiadomo�� �a�oby.
Z niezliczonych sm�tnych zwidze�, kt�re udr�cza�y mnie we �nie, przytocz� tylko
jedno.
Zdawa�o mi si�, i� nurzam si� w odr�twieniu kataleptycznym, nier�wnie
przewleklejszym i g��bszym ni�
zazwyczaj. Nagle czyja� lodowata r�ka spocz�a
na moim czole i jaki� niecierpliwy, szwargocz�cy glos s�owo:�Wsta� � szepn�� mi
do ucha.
Zerwa�em si�. Ciemno�� by�a nieprzebita. Nie mog�em dostrzec, kto mnie obudzi�.
Nie mog�em zda� sobie
sprawy, ani kiedy zapad�em w odr�twienie, ani
gdzie obecnie przebywam. Siedzia�em nieruchomo i stara�em si� zebra� my�li, gdy
owa mro�na d�o� uj�a mnie
za r�k� i potrz�sn�a ni� zuchwale, za� �w szwargocz�cy
g�os odezwa� si� znowu:
� Wsta�!! Czy� ci ju� nie m�wi�em, �eby� wsta�?
� Ale kto � pytam � kto ty jeste�??
� W krainie, gdzie przebywam obecnie, nie mam imienia � odpar� g�os pos�pnie. �
By�em cz�owiekiem, lecz
jestem demonem. By�em bezlitosny, lecz jestem pe�en
mi�osierdzia. Czy nie czujesz, �e dr�� ca�y? Szcz�kaj� mi z�by, gdy m�wi� do
ciebie, wszelako nie z zimna tej
nocy � lecz nocy, co nie ma ko�ca. Ta ohyda
jest nie do zniesienia. Jak mo�esz spa� spokojnie? Wo�ania tych m�k
bezgranicznych nie pozwalaj� mi usn��. Te
widoki s� nad moje si�y. Wstawaj! P�jd� ze
mn� w t� noc zagrobow�, a ods�oni� ci tajnie. Czy� to nie obraz �a�o�ci? Patrz!
Spojrza�em; za spraw� niewidzialnej postaci, co wci�� jeszcze trzyma�a mnie za
r�k�, otwar�y si� przede mn�
groby ca�ej ludzko�ci. Promieniowa�y wszystkie
fosforyczn� po�wiat� rozk�adu, mog�em wi�c zajrze� a� do najtajemniejszych
podziemi i zobaczy�em tam
spowite w ca�uny cia�a, co swe uroczyste, m�tne odpoczywanie
dzieli�y z robactwem.
Ale, niestety! Tych, kt�rzy spali, by�o niewielu w por�wnaniu z milionami tych,
kt�rzy usn�� nie mogli.
Pe�no tam by�o s�abych wysi�k�w; i wsz�dzie
�a�osny panowa� niepok�j; i w g��bi niezliczonych do��w szemra�y pos�pnie
truch�a umar�ych. I dostrzeg�em, �e
wielu z tych, kt�rzy le�eli spokojnie, zmieni�o
mniej lub wi�cej niewygodn�, sztywn� pozycj�, w jakiej pierwotnie z�o�ono ich do
grobu. Kiedym tak patrza�,
g�os �w odezwa� si� znowu:
� C�...czy nie jest to �a�osny widok?
Zanim jednak zd��y�em odpowiedzie�, posta� owa pu�ci�a m� r�k�, fosforyczne
�wiat�a pogas�y i zatrzasn�y
si� nagle groby, z kt�rych zawt�rowa� zgie�k
rozpacznych okrzyk�w:
� Nie jest�e to, o Bo�e.
Prze�a�osny widok.
Z�owieszczy wp�yw tych zwidze� nawiedzaj�cych mnie noc� przenika� tak�e g��boko
w moje �ycie jak na
jawie. Nerwy moje uleg�y zupe�nemu rozstrojowi
i sta�em si� postaw� niewygasaj�cej trwogi. Unika�em jazdy konnej, przechadzek,
s�owem wszystkiego, co
mog�oby mnie oddali� od domu. Po prostu nie odwa�y�em
si� przebywa� z dala od os�b, kt�re wiedzia�y o mojej sk�onno�ci do katalepsji,
obawia�em si� bowiem, i� gdyby
zdarzy�o mi si� ulec zwyk�emu paroksyzmowi,
m�g�bym zosta� pogrzebany, zanim zdo�ano by sprawdzi� m�j stan istotny.
Pow�tpiewa�em o troskliwo�ci, o
przywi�zaniu najmilszych przyjaci�. Wzdryga�em
si� na my�l, i� w razie d�u�szego ni� zwykle paroksyzmu mogliby zachwia� si� w
swoim prze�wiadczeniu i
uzna� mnie za ostatecznie straconego. Posun��em
si� nawet tak daleko, i� j��em si� l�ka�, by korzystaj�c z jakiego przewlek�ego
paroksyzmu nie byli radzi, �e
mog� uwolni� si� od wielu trosk kt�rych by�em
przyczyn�, i nie uwa�ali ich za dostateczne usprawiedliwienie, �eby pozby� si�
mnie na zawsze.
Na pr�no starali si� mnie uspokoi� uroczystymi przyrzeczeniami. Wymog�em na
nich naj�wi�tsz� przysi�g�,
i� nie z�o�� wcze�niej zw�ok moich do grobu,
a� zupe�ny rozk�ad uniemo�liwi dalsze ich przechowywanie. Wszelako nawet w�wczas
m�j l�k �miertelny nie
chcia� s�ucha� g�osu rozumu, nie dawa� si� ukoi�
�adnym pocieszeniem. Poczyni�em zatem mn�stwo nadzwyczaj starannie obmy�lonych
zarz�dze�. Mi�dzy
innymi kaza�em w ten spos�b przebudowa� grobowiec rodzinny,
�eby go mo�na by�o z �atwo�ci� otworzy� od wewn�trz. Najl�ejszy nacisk na d�ug�
d�wigni�, si�gaj�c� daleko w
g��b sklepu grobowego, wystarcza�, by �elazne
podwoje otwar�y si� na o�cie�. By�y tam tak�e urz�dzenia umo�liwiaj�ce swobodny
dop�yw �wiat�a i powietrza
jako te� odpowiednie schowki na pokarm i wod�,
znajduj�ce si� w bezpo�rednim pobli�u trumny przeznaczonej na moje przyj�cie.
Trumna ta by�a mi�kko i ciep�o
wys�ana. Posiada�a wieko urz�dzone w taki
spos�b, jak podwoje grobowca, z dodatkiem spr�yn, kt�re przy najl�ejszym
poruszeniu cia�a uwalnia�y je z
zamkni�cia. Ponadto na dachu grobowca kaza�em
zawiesi� wielki dzwon, od kt�rego przez otw�r w trumnie miano przeprowadzi� lin�
��cz�c� go z r�k� trupa.
Ale niestety, czy� mo�e mierzy� si� czujno�� ludzka z przeznaczeniem? Mimo tych
urz�dze�,
zapewniaj�cych zupe�ne bezpiecze�stwo, nic nie mog�o ocali�
od ostatecznych m�k mnie, nieszcz�snego, skazanego przedwiecznym wyrokiem na
pochowanie �ywcem w
grobie! Przysz�a chwila � jak to niejednokrotnie bywa�o
ju� wcze�niej � i� �r�d zupe�nej nieprzytomno�ci j�o mi �wita� nik�e,
nieokre�lone poczucie istnienia. Z wolna
���wim krokiem � zbli�a�y si� md�e, szare
brzaski psychicznego rozwidnienia. Odr�twia�o�� niedomagania. Bezwolne poddanie
si� g�uchej m�ce. Stan
pr�nej troski, wysi�ku, nadziei. Po d�ugiej przerwie
�dzwonienie w uszach; po czym, po jeszcze d�u�szej � pieczenie i k�ucie w
ko�czynach; nast�pnie pozornie
wiekuisty okres rozkosznego spokoju, podczas kt�rego
budz�ce si� odczuwania sil� si�, by sta� si� my�lami; potem kr�tkie, ponowne
zaprzepaszczenie si� w niebycie,
a po nim nag�e ocknienie. W ko�cu lekkie
drgnienie powiek i w okamgnieniu elektryczny wstrz�s grozy, �miertelnej i
nieokre�lonej, co sprawia, i� krew
przelewa si� strumieniami ze skroni ku sercu.
I oto pierwszy, rzeczywisty odruch my�li. I oto pierwsze drgnienie pami�ci. I
oto powodzenie cz�ciowe i
pierzchliwe. I zaraz potem pami��, odzyskuj�ca
w tym stopniu sw� w�adz�, �e mog� w pewnej mierze zda� sobie spraw� z mego
stanu.
Czuj�, i� nie budz� si� ze zwyk�ego snu. Przypominam sobie, �e jestem chory na
katalepsj�. I w ko�cu jakby
ocean mnie przywali�, bo oto m�j spiorunowany
duch gnie si� pod brzemieniem jedynego potwornego niebezpiecze�stwa � jedynej,
upiornej i wiekui�cie
w�adczej idei.
Op�tany przez to urojenie, le�a�em czas jaki� nieruchomo. I dlaczego? Nie mog�em
zdoby� si� na odwag�, by
si� poruszy�. Nie �mia�em uczyni� wysi�ku,
kt�ry by mi da� �wiadomo�� mojego losu; a jednak by�o co� w moim sercu, co
szepta�o, i� by� nieuchronny.
Rozpacz, jakiej niezdolna jest wznieci� �adna
inna niedola � rozpacz tylko zniewoli�a mnie po d�ugim wahaniu, bym rozwar�
ci�kie powieki.
Rozwar�em je. By�o ciemno � wsz�dzie ciemno. Wiedzia�em, �e paroksyzm min��.
Wiedzia�em, �e
przesilenie mej niemocy dawno si� sko�czy�o. Wiedzia�em,
�e odzyska�em w zupe�no�ci zdolno�� widzenia, a jednak by�o ciemno � wsz�dzie
ciemno � g��boka,
nieprzenikniona ciemno�� nocy wygas�ej na wieki!
Chcia�em krzykn��; wargi moje i spieczony j�zyk drga�y kurczowym wysi�kiem, ale
z czelu�ci p�uc nie doby�
si� g�os. Jakby przywalone brzemieniem jakiej�
g�ry, dysza�y i dygota�y wraz z sercem przy ka�dym uci��liwym i wysilonym
oddechu.
Ruch szcz�k, kt�re rozwar�em, by krzykn�� g�o�no, u�wiadomi� mnie, �e by�y
podwi�zane, jak zwykle u
umar�ych. Uczu�em r�wnie�, �e le�� na czym� twardym
i �e co� podobnego zawiera si� ciasno ko�o mnie z obu stron. Dotychczas nie
�mia�em drgn�� �adnym
cz�onkiem, lecz teraz mocno szarpn��em r�kami, kt�re
spoczywa�y wyci�gni�te i skrzy�owane powy�ej d�oni.
Uderzy�y o jak�� siln�, drewnian� zapor�, kt�ra wysklepia�a si� nade mn� o jakie
sze�� cali od twarzy. Nie
mog�em ju� w�tpi� d�u�ej, i� spoczywa�em
wreszcie w trumnie.
I oto �r�d bezmiaru m�czarni zaszemra� mi s�odko cherub nadziei � gdy�
pomy�la�em o moich urz�dzeniach.
Wi�em si� i pr�y�em z ca�ej si�y, by podnie��
wieko � ani drgn�o! Maca�em r�kami szukaj�c sznura od dzwonu; nie by�o go!
Jako� pierzchn�� na zawsze m�j
pocieszyciel i zawiod�a tryumfuj�co jeszcze
okrutna rozpacz; nie mog�em bowiem znale�� wy�ci�ki, kt�r� tak starannie
przygotowa�em, a ponadto nagle
uczu�em w nozdrzach dziwnie mocny zapach wilgotnej
ziemi.
Wniosek by� nieodparty. Nie znajdowa�em si� w sklepie grobowym. Uleg�em
paroksyzmowi gdzie� poza
domem � �r�d obcych ludzi. Jak i kiedy, nie mog�em
sobie przypomnie�. Oni to pochowali mnie jak psa � zabili gwo�dziami w byle
jakiej trumnie i zagrzebali
g��boko, g��boko i na zawsze w pierwszym lepszym,
bezimiennym dole.
Gdy to bolesne prze�wiadczenie wtargn�o do najg��bszych tajni mej duszy,
wyt�y�em zn�w wszystkie si�y,
by krzykn�� na ca�e gard�o, i tym razem mi
si� uda�o. D�ugi, przeci�g�y, dziki wrzask, a raczej pot�pie�cze wycie rozleg�o
si� w przestworzach podziemnej
nocy.
� A co tam takiego??� odpowiedzia� szorstko jaki� g�os.
� Co mu u diab�a si� dzieje?� odezwa� si� drugi.
� Cicho by�!!� odezwa� si� trzeci.
�Co on sobie my�li, �e drze si� jak dzikie zwierz�? � rzek� czwarty, po czym
szajka jakich� nieokrzesanych
postaci przyst�pi�a do mnie i j�a mnie tarmosi�
bez ceremonii przez kilka minut.
Nie obudzili mnie � gdy� nie spa�em ju� wcale, kiedy krzykn��em � lecz pomogli
mi si� opami�ta�.
Zdarzy�o mi si� to w pobli�u Richmond w Virginii. W towarzystwie jednego z
przyjaci� wybra�em si� na
polowanie o kilka mil poni�ej mielizn na rzece
James. Noc zbli�a�a si�, kiedy zaskoczy�a nas burza. Kabina ma�ej szalupy,
stoj�cej u brzegu na kotwicy i
na�adowanej ziemi� ogrodow�, by�a jedynym pobliskim
schronieniem. Urz�dzili�my si� mo�liwie najwygodniej i sp�dzili�my noc na
pok�adzie. U�o�y�em si� do snu na
jednym z dwu pos�a�, jakimi rozporz�dza�a za�oga
statku, a nie potrzebuj� chyba nadmienia�, czym s� pos�ania w szalupie o
pojemno�ci szesnastu czy siedemnastu
ton.
Na tym, kt�re zaj��em, nie by�o wcale po�cieli. Najwi�ksza jego szeroko��
wynosi�a zaledwie osiemna�cie
cali, za� odleg�o�� tego tapczanu od wysklepiaj�cego
si� nad nim pomostu by�a dok�adnie taka sama. Wcisn��em si� na to �o�e z
najwi�ksz� trudno�ci�. Mimo to
spa�em jak kamie�. Zwidzenie moje � nie by� to
bowiem sen ani nocna zmora � by�o naturalnym nast�pstwem nader niewygodnej
pozycji. Ponadto wynik�o z
nawykowych sk�onno�ci mojego umys�u jako te� ze wspomnianej
ju� opiesza�o�ci, z jak� odzyskiwa�em w�adz� nad mymi zmys�ami, zw�aszcza za�, z
jak� powraca�a mi pami��
po przebudzeniu. Ludzie, kt�rzy mnie tarmosili,
nale�eli do za�ogi szalupy, lecz by�o �r�d nich tak�e kilku robotnik�w zaj�tych
przy jej wy�adowaniu. Zapach
ziemi pochodzi� od �adunku. Opask� doko�a
szcz�k by�a jedwabna chustka, kt�r� zawi�za�em sobie, g�ow� nie maj�c pod r�k�
u�ywanej zazwyczaj
czapeczki nocnej.
M�czarnie, jakich pod�wczas dozna�em, nie r�ni�y si� na pewno od rzeczywistych.
By�y straszliwe � by�y
bezgranicznie ohydne; wszelako z�o by�o pocz�tkiem
dobrego, gdy� pod ich uciskiem ockn�a si� odporno�� mych w�adz duchowych.
Dusza moja nabra�a krzepko�ci � nabra�a hartu. Pocz��em du�o chodzi�. J��em si�
usilnie �wicze�
fizycznych. Oddycha�em powietrzem przestwor�w niebieskich.
My�la�em o innych rzeczach � nie o �mierci. Buchana rzuci�em w ogie�. Zarzek�em
si� podr�cznik�w
lekarskich. Nie czytywa�em My�li nocnych ani baja� o cmentarzach,
ani karawaniarskich opowiada�, takich jak niniejsze. S�owem, sta�em si� nowym
cz�owiekiem i �y�em jak
cz�owiek. Od owej pami�tnej nocy wyzby�em si� na
zawsze �a�obnych przywidze�, a wraz z nimi znik�y niedomagania kataleptyczne,
kt�re prawdopodobnie by�y
raczej ich nast�pstwem ni�eli przyczyn�.
Bywaj� chwile, kiedy nawet dla trze�wych oczu rozumu �wiat naszego nieszcz�snego
cz�owiecze�stwa staje
si� podobny do piek�a; atoli wyobra�nia ludzka
nie mo�e, jak Carathis, bada� bezkarnie wszystkich jego czelu�ci.
Niestety! Straszliwy korow�d l�k�w pogrzebowych nie jest tylko urojeniem. Niby
owe demony, kt�re
towarzyszy�y Afrasiabowi w jego podr�y przez Oxus,
musz� one spoczywa� we �nie albo nas poch�on� � trzeba je u�pi�, je�li nie
chcemy zgin��.
KONIEC