8238

Szczegóły
Tytuł 8238
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8238 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ELIZABETH PETERS MA�PA NA STRA�Y WAGI Prze�o�y�: Piotr Jankowski Wydanie polskie: 2002 Przedmowa Badaczy �ycia i tw�rczo�ci Amelii P. Emerson ucieszy zapewne wiadomo��, �e prowadzona niestrudzenie przez wydawc� analiza odkrytego ostatnio zbioru dokument�w Emerson�w przynios�a wreszcie rezultaty. Niekt�re fragmenty manuskryptu H w��czono do najnowszego tomu pami�tnik�w pani Emerson, inne za� pojawi�y si� w niniejszej ksi��ce. Ustalono te� autorstwo owego tekstu. Zosta� on napisany przez �Ramzesa� Emersona, lecz dokonane r�nymi charakterami pisma wtr�ty sugeruj�, �e czytali go i komentowali inni cz�onkowie rodziny. Natomiast listy ze zbioru oznaczonego tu liter� �B� podpisa�a panna Nefret Forth, jak si� �wcze�nie nazywa�a. Poniewa� adresat tych list�w okre�lany jest w nag��wkach tylko jako �Moja droga� lub �Kochanie�, wydawca �ywi� pocz�tkowo pewne w�tpliwo�ci co do jego to�samo�ci - i postanowi� r�wnie� pozostawi� w niepewno�ci Czytelnika. Dzi�ki takim zagadkom, jak powiedzia�aby zapewne pani Emerson, �ycie nabiera smaku. Wycinki z gazet oraz r�ne inne listy zgromadzono w osobnej teczce (F). Wydawca czuje si� w obowi�zku doda� - na swoj� obron� - �e pami�tniki pani Emerson zawieraj� sporo nie�cis�o�ci i niekonsekwencji. Zacz�a je pisa� w formie osobistego dziennika i dopiero po pewnym czasie postanowi�a przeredagowa� tekst, zamierzaj�c przeznaczy� go do publikacji. Jednak w typowy dla siebie spos�b czyni�a to niezbyt metodycznie i trwa�o to do�� d�ugo. Tej metodologii, je�eli mo�na tak rzec, zawdzi�czamy liczne pomy�ki i anachronizmy. Wydawca ma nadziej� doprowadzi� w przysz�o�ci do publikacji pe�nej wersji pami�tnik�w, opatrzonej odpowiednimi przypisami, w kt�rej owe nie�cis�o�ci zostan� wyja�nione (na tyle, na ile to w og�le mo�liwe - bo �cie�ki, jakimi pod��a� wyj�tkowo ruchliwy umys� pani Emerson, s� bardzo pogmatwane). Egiptolog�w zapewne szczeg�lnie zainteresuje relacja autorki z odkrycia KV55, jak okre�lany jest obecnie grobowiec, odkryty przez Ayrtona w 1907 roku. Nie opublikowano nigdy oficjalnego raportu z prac wykopaliskowych, a opisy bior�cych w nich udzia� os�b r�ni� si� od siebie w tylu szczeg�ach, i� trudno im wierzy�. Nie dziwi oczywi�cie, �e �aden z nich nie wspomina o obecno�ci przy tych pracach profesora Emersona z zespo�em. Wersja pani Emerson, cho� bez w�tpienia subiektywna i niepozbawiona uprzedze�, ukazuje jasno, i� sugestie i rady profesora spotka�y si� ze zdecydowan� niech�ci� archeolog�w. Wydawca, �wiadom owych uprzedze�, zada� sobie trud por�wnania tekstu autorki z relacjami innych os�b, kt�rym wyra�a t� drog� wdzi�czno��: Jimowi i Susan Allenom z Metropolitan Museum of Art za udost�pnienie niepublikowanego r�kopisu pami�tnika pani Andrews; Dennisowi Forbesowi, wydawcy KMT, za mo�liwo�� przejrzenia rozdzia�u na temat KV55, zawartego w gotowej do publikacji ksi��ce pt. �Grobowce, skarby, mumie�; panu Johnowi Larsonowi z Oriental Institute za odpowiedzi na niezliczone pytania dotycz�ce Theodore�a Davisa i dzban�w zasobowych - i wreszcie Lili Pinch Brock, badaj�cej ostatnio grobowiec KV55, kt�ra s�u�y�a nam za przewodnika na miejscu zdarze�. Przeczytali�my r�wnie� niemal wszystkie ksi��ki i artyku�y na interesuj�cy nas temat. Bibliografi� tych publikacji (bardzo imponuj�c�) przesy�amy zainteresowanym na zam�wienie za zaliczeniem pocztowym. Pragniemy na koniec o�wiadczy�, �e wersj� pani Amelii P. Emerson uznajemy za najdok�adniejsz� - oraz wyrazi� przekonanie, i� mia�a jak zwykle racj�. Ksi�ga pierwsza USTA UMAR�YCH ZOSTAJ� OTWORZONE � Niech mi oddadz� moje usta i niechaj Ptah otworzy je �elaznym narz�dziem, kt�rym otwiera usta bog�w. 1 Wpina�am w�a�nie kolejn� spink� do kapelusza, gdy otworzy�y si� drzwi i ukaza�a si� w nich g�owa Emersona, mojego m�a. - Chcia�bym om�wi� z tob� pewn� kwesti�, Peabody - oznajmi�. Najwyra�niej pracowa� nad swoj� ksi��k�, bo jego g�ste ciemne w�osy by�y rozczochrane, a r�kawy rozpi�tej szeroko koszuli podwini�te do �okci. Emerson uwa�a, �e ko�nierzyk, mankiety i krawat hamuj� jego procesy my�lowe - i kto wie, czy tak nie jest. W ka�dym razie nie mia�am nic przeciwko temu, gdy� muskularny tors mojego ma��onka i jego br�zowa od s�o�ca sk�ra w takim negli�u prezentuj� si� najkorzystniej. Tym razem jednak musia�am pow�ci�gn�� emocje, jakich zwykle doznaj� na widok Emersona, by� bowiem z nami Gargery, nasz g��wny lokaj. - Bardzo ci� prosz�, m�j drogi, nie zatrzymuj mnie teraz - odpar�am. - W�a�nie wybieram si� na Downing Street pod numer dziesi�ty. Zamierzam przyku� si� tam do por�czy schod�w, a ju� jestem sp�niona. - Przyku�...? - zdziwi� si� Emerson. - Czy mo�na wiedzie�, w jakim celu? - My�l�, �e to dobry pomys� - odpar�am. - Podczas ostatnich protest�w sufra�ystek policjanci brali je na r�ce i wynosili, przerywaj�c w ten spos�b demonstracj�. Nie p�jdzie im tak �atwo, je�eli b�d� przytwierdzone �a�cuchami do czego� solidnego, na przyk�ad do �elaznej por�czy. - Rozumiem - mrukn��, po czym otworzy� szerzej drzwi i stan�� w progu. - Czy mam ci towarzyszy�, Peabody? M�g�bym ci� zawie�� samochodem. Sama nie wiedzia�am, czy bardziej przerazi�a mnie perspektywa jego towarzystwa, czy jazdy automobilem. Emerson od dawna pragn�� sprawi� sobie ten straszliwy wehiku�, ale ja wymy�la�am coraz to nowe preteksty, �eby go zniech�ci� - a� do tego lata. A potem podj�am wszelkie mo�liwe �rodki ostro�no�ci. Awansowa�am jednego ze stajennych na stanowisko szofera i kaza�am go odpowiednio przeszkoli�. Wymog�am na dzieciach, �e je�li b�d� si� upiera� przy prowadzeniu tej ohydy (upar�y si�), r�wnie� powinny wzi�� lekcje. David i Ramzes wkr�tce nabyli takiej bieg�o�ci, jakiej nale�a�o oczekiwa� po m�skich osobnikach w ich wieku, a Nefret radzi�a sobie jeszcze lepiej, cho� m�ska cz�� rodziny temu zaprzecza�a. Podj�cie tych rozs�dnych krok�w nie ustrzeg�o mnie jednak przed budz�cymi groz� rezultatami, bo Emerson oczywi�cie si� nie zgodzi�, �eby go wozi� szofer albo dzieci. W nied�ugim czasie wie�� o tym obieg�a ca�� wie� i okolice. Sam widok pochylonego nad kierownic� Emersona, jego wyszczerzonych w radosnym u�miechu z�b�w i roziskrzonych za goglami oczu wystarcza�, by przerazi� pieszych i innych kierowc�w. Wycie klaksonu (kt�rego nieustannie nadu�ywa�) dzia�a�o niczym stra�acka syrena: ka�dy w zasi�gu s�uchu natychmiast usuwa� si� z drogi, w razie konieczno�ci nurkuj�c w �ywop�ot lub do rowu. Kiedy wyje�d�ali�my, Emerson upar� si�, �eby zabra� przekl�ty wehiku� do Londynu, lecz do tej pory udawa�o nam si� go powstrzyma� przed jazd� po mie�cie. Wiele lat szcz�liwego ma��e�stwa nauczy�o mnie, �e co do pewnych kwestii m�owie s� dziwnie dra�liwi. Nale�a�o za wszelk� cen� unika� ura�ania ich m�skiej ambicji, a skoro z jakich� niejasnych dla mnie powod�w prowadzenie automobilu okaza�o si� sprawdzianem m�sko�ci, musia�am wymy�li� kolejn� wym�wk�. - M�j drogi, to chyba nie jest dobry pomys� - stwierdzi�am. - Po pierwsze, masz mn�stwo pracy przy ostatnim tomie swojej �Historii staro�ytnego Egiptu�. A po drugie, kiedy ostatni raz mi towarzyszy�e�, znokautowa�e� dw�ch policjant�w. - I zrobi� to ponownie, je�eli kt�ry� z nich zn�w przyczepi si� do ciebie - o�wiadczy�, zapominaj�c na razie, tak jak na to liczy�am, o samochodzie. W jego b��kitnych oczach rozgorza� szafirowy p�omie�, a podbr�dek zadr�a�. - M�j Bo�e, Peabody, nie oczekujesz chyba, �e b�d� sta� spokojnie, podczas gdy jaki� ordynarny policjant zn�ca si� nad moj� �on�? - Nie oczekuj�, m�j drogi, i w�a�nie z tego powodu nie mo�esz ze mn� p�j��. Ca�a rzecz w tym, �eby mnie aresztowano i sponiewierano. Je�li zostaniesz oskar�ony o atak na policjanta, odwr�ci to uwag� opinii publicznej od naszej walki o prawo g�osu dla kobiet i... - Do diaska, Peabody! - przerwa� mi Emerson, tupi�c nog�. Czasem pozwala sobie na takie dziecinne demonstracje. - Czy mo�esz mi nie przerywa�, m�j drogi? Chcia�am ci w�a�nie... - Nigdy mi nie dajesz doko�czy� zdania! - wybuchn��. - Podaj mi, prosz�, moj� parasolk�, Gargery - zwr�ci�am si� do lokaja, kt�ry ju� otwiera� przede mn� drzwi. - Oczywi�cie, madam - odpar� natychmiast, a na jego bezbarwnej, lecz sympatycznej twarzy pojawi� si� u�miech. Gargery uwielbia te nasze ma�e, lecz nami�tne sprzeczki. - Je�eli wolno zauwa�y� - doda� - bardzo pani do twarzy w tym kapeluszu. Spojrza�am w lustro. By� to ca�kiem nowy kapelusz i r�wnie� s�dzi�am, �e jest mi w nim do twarzy. Kaza�am go ozdobi� karmazynowymi r�ami i li��mi z zielonego jedwabiu. St�umione barwy, uwa�ane za odpowiednie dla dojrza�ych kobiet, daj� fatalny efekt przy mojej bladej karnacji i kruczoczarnych w�osach. Nie widz� powodu, by niewolniczo poddawa� si� modzie, je�li rezultat mnie nie zadowala. Poza tym karmazynowa czerwie� to ulubiony kolor Emersona. Gdy poprawia�am ostatni� szpilk�, przy moim odbiciu w lustrze pojawi�a si� jego twarz. Musia� si� pochyli�, ma bowiem sze�� st�p wzrostu, a ja jestem znacznie ni�sza. Wykorzystuj�c fakt, �e Gargery stoi za nim, pog�aska� mnie ukradkiem i powiedzia� z u�miechem: - Niech ci b�dzie. Baw si� dobrze, kochanie. Je�eli nie wr�cisz na herbat�, natychmiast p�dz� na policj� i wykupuj� ci� z aresztu. - Nie wa� si� zjawia� przed si�dm� - ostrzeg�am go. - Licz� na to, �e wrzuc� mnie do Czarnej Marii, mo�e nawet w kajdankach. - Chcia�bym zobaczy� jegomo�cia, kt�ry potrafi co� takiego zrobi� - mrukn�� Gargery, nie ca�kiem sotto voce. - Ja r�wnie� - o�wiadczy� m�j m��. By� to typowy listopadowy dzie� w starym, kochanym Londynie - szary, ponury i wilgotny. Przyjechali�my z Kent zaledwie przed tygodniem, bo Emerson chcia� sprawdzi� pewne informacje w British Museum. Zamieszkali�my w Chalfont House, miejskiej rezydencji, nale��cej do brata Emersona, Waltera, oraz jego �ony Evelyn, kt�ra odziedziczy�a j� po dziadku. M�odsi Emersonowie woleli swoj� wiejsk� posiad�o�� w Yorkshire i ch�tnie udost�pniali nam Chalfont House, gdy pilne sprawy wzywa�y nas do stolicy. Cho� cieszy mnie ruch i miejska krz�tanina, moim duchowym domem jest Egipt, i kiedy wdycha�am niezdrow� mieszanin� w�glowego dymu i wilgoci, t�skni�am do czystego b��kitu nieba, suchego gor�cego powietrza i emocji kolejnego sezonu wykopalisk. Nasz wyjazd tego roku nieco si� op�ni�, g��wnie za spraw� opiesza�o�ci Emersona w ko�czeniu d�ugo oczekiwanej ksi��ki. Dzi�ki temu jednak mog�am zaj�� si� inn� blisk� memu sercu spraw�. Pod��aj�c ra�no przed siebie z nieod��czn� parasolk� w jednej r�ce i �a�cuchem w drugiej, czu�am uniesienie. D��enia kobiet do uzyskania prawa g�osu popiera�am od dawna, jednak obowi�zki zawodowe nie pozwala�y mi na aktywny udzia� w ruchu sufra�ystek. Zreszt� ten ruch nie by� jak dot�d zbyt aktywny ani skuteczny, ograniczaj�c si� do corocznego wr�czania Parlamentowi petycji, kt�ra by�a lekcewa�ona lub odrzucana. Politycy i m�owie stanu sk�adali obietnice tylko po to, by je potem �ama�. W tym roku jednak powia� w Londynie od�wie�aj�cy wiatr z p�nocy. Spo�eczno- polityczna Unia Kobiet, za�o�ona w Manchesterze przez Emmeline Pankhurst i jej dwie c�rki, postanowi�a - ca�kiem sensownie, moim zdaniem - przenie�� swoj� g��wn� kwater� do centrum �ycia politycznego. Spotka�am pani� Pankhurst przy paru okazjach, nie mia�am jednak wyrobionej opinii ani na jej temat, ani na temat SPUK - a� do wstrz�saj�cych wydarze� z 23 pa�dziernika, kt�re wzburzy�y mnie do g��bi. Kobiety, kt�re w pokojowy spos�b pragn�y przedstawi� Parlamentowi swoje nadzieje i oczekiwania, zosta�y si�� usuni�te z tego bastionu m�skiej dominacji. Popychano je, tarmoszono, przewracano na ziemi� i nawet aresztowano! Panna Sylvia Pankhurst wraz z innymi bojowniczkami o spraw� po dzi� dzie� marnia�a w wi�zieniu. Dlatego te�, kiedy tylko dotar�a do mnie wie�� o kolejnej demonstracji, postanowi�am okaza� czynne poparcie uwi�zionym kobietom i ich ruchowi. Tak naprawd� pope�ni�am drobne oszustwo, m�wi�c Emersonowi, i� moim celem jest Downing Street. Obawia�am si�, �e znudzony czekaniem lub l�kaj�c si� o moje bezpiecze�stwo, m�g�by pod��y� za mn�, a wola�am, by nie wiedzia�, gdzie si� naprawd� udaj�, bo Unia postanowi�a tym razem demonstrowa� przed domem pana Geoffreya Romera przy Charles Street, niedaleko Berkeley Square. Obok ministra skarbu, pana Asquitha, by� to nasz najbardziej zajad�y i najskuteczniejszy przeciwnik w Izbie Gmin. Zr�czny i wytrawny m�wca, posiada� staranne klasyczne wykszta�cenie i dysponowa� znacznym maj�tkiem. Dost�pili�my kiedy� z Emersonem zaszczytu obejrzenia jego znakomitej kolekcji egipskiej, a przy tej okazji uzna�am za sw�j obowi�zek rzucenie kilku k��liwych uwag na temat nierespektowania praw kobiet. Jednak jeszcze bardziej zdenerwowa�y go k��liwe uwagi Emersona na temat niegodziwo�ci prywatnego zbieractwa. Wi�cej nas nie zaproszono. Nie mog�am si� doczeka� chwili, gdy przykuj� si� do por�czy schod�w prowadz�cych do domu Romera. Obawia�am si� sp�nienia, lecz gdy dotar�am na miejsce, zasta�am wszystko w kompletnym bez�adzie. Nikt si� do niczego nie przyku�, tu i tam sta�y grupki zdezorientowanych kobiet, a w pewnym oddaleniu ujrza�am kilka pogr��onych w konwersacji pa�. By�a to najwyra�niej narada przyw�dczy�, bo us�ysza�am g�os Emmeline Pankhurst. Ju� mia�am do nich do��czy�, kiedy spostrzeg�am znajom� sylwetk�. Nale�a�a do m�odego m�czyzny, odzianego w pr��kowane spodnie, surdut i cylinder. Ciemna opalenizna i grube czarne brwi upodabnia�y go do Araba lub Hindusa, by� to jednak Anglik, m�j w�asny syn, Walter Peabody Emerson, lepiej znany og�owi pod przydomkiem �Ramzes�. Ujrzawszy mnie, przerwa� rozmow� z jak�� m�od� kobiet� i powita� mnie w swej irytuj�cej manierze, z akcentem nabytym w Oksfordzie, gdzie przez jeden semestr studiowa� filologi� klasyczn� u profesora Wilsona. - Dzie� dobry, mamo. Czy pozwolisz, �e ci przedstawi� pann� Christabel Pankhurst, kt�rej chyba nie mia�a� do tej pory okazji pozna�? By�a m�odsza, ni� my�la�am, ledwie po dwudziestce - jak dowiedzia�am si� p�niej - i ca�kiem �adna. Mocno zarysowane wargi i �mia�e spojrzenie przydawa�y indywidualno�ci jej okr�g�ej twarzy, okolonej ciemnymi w�osami. Gdy wymienia�y�my u�cisk d�oni, mamrocz�c zwyczajowe powitania, zastanawia�am si�, jak Ramzes j� pozna� - i kiedy. U�miecha�a si� do niego i wywraca�a oczami w spos�b �wiadcz�cy o tym, �e nie jest to ich pierwsze spotkanie. M�j syn, niestety, zazwyczaj podoba si� kobietom o bardzo zdecydowanym charakterze. - Co tutaj robisz? - zapyta�am. - I gdzie jest Nefret? - Nie mam poj�cia, gdzie jest moja �siostra�, by u�y� okre�lenia, na kt�re tak nalegasz, cho� nie uzasadnia go ani prawo, ani wi�zy krwi... - Ramzesie, do rzeczy, prosz� - upomnia�am go. - Oczywi�cie, mamo. Ot� kiedy niespodzianie okaza�o si�, �e mam nieco wolnego czasu, postanowi�em przy��czy� si� do dzisiejszej demonstracji. Wiesz, �e sympatyzuj� ze spraw� i... - Wiem, m�j drogi. - Przerywanie innym jest bardzo niegrzeczne, lecz Ramzesowi trzeba czasem przerwa�. Nie jest ju� wprawdzie tak gadatliwy jak niegdy�, ale bywa taki zawsze wtedy, gdy usi�uje co� przede mn� ukry�. Na razie zaniecha�am jednak dalszych docieka� i zapyta�am: - Co tu si� dzieje? - Mo�esz zostawi� swoje �a�cuchy, mamo - odpar� Ramzes. - Panie zdecydowa�y, �e b�dziemy pikietowa� i wr�czymy panu Romerowi petycj�. Panna Pankhurst m�wi, �e zaraz zaczn� rozdawa� afisze. - To nonsens - oznajmi�am. - Sk�d pewno��, �e Romer przyjmie delegacj�? Jeszcze nigdy tego nie zrobi�. - Zyska�y�my now� bojowniczk� o nasz� spraw�, pani� Markham, kt�ra jest jego star� znajom� - wyja�ni�a panna Christabel. - Zapewni�a nas, �e nie odm�wi jej pro�bie. - Skoro to jego znajoma, czemu nie poprosi go o spotkanie w normalnym trybie, zamiast pozwala� na co� takiego? Ramzesie, nie opieraj si� o por�cz, pobrudzisz sobie p�aszcz rdz�... - Tak, mamo. - Ramzes wyprostowa� si� na pe�n� wysoko�� swoich sze�ciu st�p, do kt�rych cylinder dok�ada� jeszcze dwana�cie cali. By�am zmuszona przyzna�, �e m�j syn przydaje pewnej dystynkcji temu zgromadzeniu, sk�adaj�cemu si� wy��cznie z kobiet. Poza nim w�r�d demonstrantek by� obecny tylko jeszcze jeden ekscentrycznie ubrany m�czyzna, kt�ry przys�uchiwa� si� dyskutuj�cym paniom. Jego d�uga, do�� sfatygowana welwetowa peleryna i kapelusz z szerokim rondem kojarzy�y mi si� z postaciami z opery Gilberta i Sullivana, parodiuj�cymi estetyzuj�cych, rozlaz�ych poet�w. Kiedy zauwa�y�, �e patrz� na niego, odwr�ci� si� i zacz�� co� m�wi� do pa� afektowanym, wysokim g�osem. - C� to za jegomo��? - zapyta�am. - Nigdy przedtem go nie widzia�am. Ramzes, kt�ry przejawia czasem niesamowit� zdolno�� czytania w moich my�lach, zanuci� co� cicho. Rozpozna�am fragment opery, o kt�rej wspomnia�am: �M�odzieniec uczuciowy, m�odzieniec uduchowiony; ultrapoetyczny, superestetyczny, ca�kiem ekscentryczny�. Nie zdo�a�am powstrzyma� �miechu i panna Christabel zmierzy�a mnie spojrzeniem pe�nym dezaprobaty. - To brat pani Markham - o�wiadczy�a. - I gor�cy obro�ca naszej sprawy. Gdyby zechcia�a pani uczestniczy� w naszych poprzednich spotkaniach, pani Emerson, by�aby pani tego �wiadoma. Nie zostawiaj�c mi czasu na wyja�nienie, �e na poprzednie spotkania mnie nie zaproszono, panna Christabel odesz�a, zadzieraj�c wysoko nos. - Chyba b�d� zaczyna� - powiedzia� Ramzes. Uformowano do�� nier�wny szereg i rozdano afisze. M�j g�osi�: �Wolno�� dla ofiar m�skiego ucisku!�. Wok� zebra� si� ma�y t�umek gapi�w. Jaki� m�czyzna o zaci�tej twarzy spiorunowa� mnie wzrokiem i wrzasn��: - Do domu, paniusiu, spodnie pra� m�owi! Ramzes, stoj�cy tu� za mn� z afiszem �Prawo g�osu dla kobiet!�, odkrzykn�� dono�nym, rozbawionym g�osem: - Zapewniam pana, �e spodnie m�a tej pani nie potrzebuj� a� tak bardzo prania, jak pa�skie! Przedefilowali�my rz�dem przed bram� domu Romera. By�a zamkni�ta i strzeg�o jej dw�ch konstabli w niebieskich he�mach, obserwuj�cych nas z ciekawo�ci�. Dom z zas�oni�tymi oknami wydawa� si� bez �ycia. Nie wygl�da�o na to, by Geoffrey Romer by� w nastroju do przyjmowania petycji. Kiedy zawracali�my, by przej�� z powrotem, panna Christabel podbieg�a do Ramzesa i wyci�gn�a go z szeregu. - Panie Emerson, liczymy na pana - oznajmi�a. - Prosz� bardzo - odpar�. - A co dok�adnie mam zrobi�? - Pani Markham dor�czy petycj� Romerowi. Otoczymy konstabla po lewej stronie bramy, �eby jej nie zatrzyma�. Czy by�by pan sk�onny zaj�� si� tym drugim? - Zaj�� si�...? - powt�rzy� Ramzes, unosz�c brwi. - Nie chodzi oczywi�cie o u�ycie si�y, lecz tylko o umo�liwienie przej�cia pani Markham. - Zrobi�, co b�d� m�g� - odpar� Ramzes. - Wspaniale! Prosz� by� gotowym, ju� nadchodz�. Istotnie, zbli�a�a si� do nas grupa dam, maszeruj�cych rami� przy ramieniu. By�o ich tylko kilkana�cie, najwyra�niej samych przyw�dczy�. Prowadzi�y ten poch�d dwie wysokie, mocno zbudowane kobiety, nios�ce ci�kie drewniane tablice z has�ami sufra�ystek. Za nimi mign�� mi wielki, lecz gustownie przystrojony kwiatami i pi�rami kapelusz. Czy�by skryt� pod nim osob� by�a owa s�awetna pani Markham, od kt�rej tak wiele zale�a�o? U jej boku maszerowa� m�czyzna w pelerynie i kapeluszu ocieniaj�cym twarz. Jedyn� znan� mi osob� w tej grupie by�a panna Pankhurst, zamykaj�ca poch�d. Kiedy mnie mija�y, musia�am uskoczy� im z drogi, bo ich nieub�agana szar�a nie rozr�nia�a pomi�dzy policjantem i sympatykiem. - Teraz! - zawo�a�a Christabel z rumie�cem podniecenia na twarzy. Kobiety otoczy�y zaskoczonego konstabla po lewej stronie bramy i us�ysza�am jego krzyk, kiedy drewniana tablica r�bn�a go z hukiem w he�m. Drugi policjant zawo�a� �Hola!� i chcia� pospieszy� koledze na pomoc, ale nagle stan�� przed nim Ramzes, k�ad�c mu d�o� na ramieniu. - Bardzo prosz�, niech pan pozostanie na swoim miejscu, panie Jenkins - powiedzia� �agodnym tonem. - Och, panie Emerson, niech pan tego nie robi! - krzykn�� konstabl. - Panowie si� znacie? - zapyta�am, cho� wcale nie by�am zdziwiona. Ramzes ma wielu niezwyk�ych znajomych, niekt�rych o wiele mniej godnych szacunku ni� policjanci. - Owszem, znamy si� - odpar� Ramzes. - Jak tam tw�j ch�opak, Jenkins? - zapyta�. Ton jego g�osu nadal by� �agodny i uprzejmy, lecz powolutku coraz mocniej przyciska� nieszcz�snego policjanta do barierki. Pewna, �e doskonale sobie poradzi, odwr�ci�am si�, by sprawdzi�, czy panie nie potrzebuj� mojej pomocy w �powstrzymaniu� drugiego konstabla. M�czyzna le�a� na ziemi, pr�buj�c zerwa� z g�owy he�m, kt�ry wci�ni�to mu na oczy. Brama ust�pi�a pod impetem grupy kobiet, kt�ra dotar�a ju� pod drzwi, prowadzona przez dwie postawne damy i d�entelmena w stroju poety. Precyzja ca�ej akcji mog�a budzi� podziw, w�tpi�am jednak, by deputacji uda�o dosta� si� do �rodka. Wok� ju� rozlega�y si� policyjne gwizdki i okrzyki �Co tu si� wyprawia?! - zwiastuj�ce przybycie posi�k�w. Pani Markham albo k�ama�a, albo sama zosta�a oszukana - bo gdyby Romer zgodzi� si� przyj�� petycj�, ca�e te podchody by�yby zbyteczne. Tymczasem drzwi rezydencji pozosta�y zamkni�te. Ledwie to pomy�la�am, drzwi si� otworzy�y. Mign�a mi w nich blada, zaskoczona twarz lokaja, natychmiast zas�oni�ta przez szturmuj�ce oddzia�y, kt�re wtargn�y do �rodka. Na ulicy przed domem sprawy nie wygl�da�y zbyt dobrze. Na odsiecz swoim obl�onym kolegom pospieszy�o p� tuzina mundurowych, kt�rzy brutalnie odci�gali kobiety na bok, a kilka z nich przewr�cili na ziemi�. Wyda�am okrzyk oburzenia i ze wzniesion� nad g�ow� parasolk� chcia�am si� rzuci� naprz�d, przytrzymano mnie jednak w pe�nym szacunku, lecz silnym u�cisku. - Ramzesie, pu�� mnie w tej chwili! - krzykn�am. - Zaczekaj, mamo, obieca�em ojcu... - Ramzes wysun�� do przodu nog� i policjant, kt�ry zamierza� mnie dopa��, potkn�� si� i przewr�ci�. - Wi�c obieca�e� ojcu, tak? Do diaska! - zawo�a�am. Dalsz� wypowied� uniemo�liwi�a mi frustracja i uciskane r�k� mojego syna �ebra. Przewr�cony przez Ramzesa konstabl d�wign�� si� z ziemi. - Niech to diabli... - mamrota�. - To pan, panie Emerson? Nie pozna�em pana w tym wyszukanym odzieniu. - Zajmij si� moj� matk�, dobrze, Skuggins? - Ramzes pu�ci� mnie i wzi�� si� do podnoszenia z ziemi innych kobiet. - Doprawdy, panowie! - zawo�a� zniesmaczony. - �aden Anglik nie zachowuje si� w ten spos�b! Ha�ba! Wszystko na moment si� uspokoi�o. B��kitne mundury przest�powa�y niepewnie z nogi na nog�, podczas gdy panie poprawia�y na sobie odzienie, zabijaj�c konstabli wzrokiem. Zaskoczy� mnie widok Emmeline Pankhurst i jej c�rki, s�dzi�am bowiem, �e obie wesz�y do domu Romera wraz z delegacj�. - Ma pan oczywi�cie racj�, panie Emerson - odezwa� si� jeden z policjant�w - ale co z panem Romerem? Te panie wdar�y si� si�� do... - To niepoparte niczym domniemanie - przerwa� mu Ramzes. - Nie zastosowano si�y, bo drzwi otworzy� s�u��cy pana Romera. W tym momencie drzwi domu zn�w si� otwar�y. Cz�owieka, kt�ry stan�� w progu, trudno by�oby pomyli� z kim� innym. �wiat�o z wn�trza rzuca�o blask na jego srebrzyste w�osy i brod�, a r�wnie charakterystyczny, jak wygl�d, by� jego dono�ny g�os, dzi�ki kt�remu zyska� reputacj� jednego z najlepszych m�wc�w w Anglii. - Moi panowie, panie i... ee, tego... prosz� o uwag�. Zgodzi�em si� wys�ucha� petycji dor�czonej mi przez moj� star� przyjaci�k�, pani� Markham, pod warunkiem jednak, �e pozosta�e osoby rozejd� si� spokojnie i bez oci�gania. Niech pa�scy ludzie wr�c� do swych obowi�zk�w, sier�ancie. Za Romerem mign�� mi kwiecisty kapelusz, a potem drzwi zamkn�y si� z trzaskiem. Cisz�, jaka zapad�a, przerwa�a pani Pankhurst. - No prosz� - powiedzia�a z triumfem. - Czy� nie m�wi�am, �e pani Markham dopnie swego? Chod�my, moje panie, mo�emy wycofa� si� z honorem. Tak te� uczyni�y, a t�um, rozczarowany tym banalnym zako�czeniem, poszed� za ich przyk�adem. Wkr�tce zostali�my sami z Ramzesem i jednym policjantem, kt�ry zamkn�� z powrotem bram� posesji, po czym stan�� przed ni�. - P�jdziemy ju�, mamo? - zapyta� Ramzes i wzi�� mnie pod rami�. - Hmm... - mrukn�am. - O co chodzi? - Zauwa�y�e� mo�e co� niezwyk�ego, kiedy... - Kiedy co? Postanowi�am jednak nie m�wi� mu o moim dziwnym przywidzeniu. Skoro on niczego nie spostrzeg�, prawdopodobnie tylko mi si� zdawa�o. Ale powinnam by�a chyba bardziej sobie zaufa�. Rzadko zdarza mi si� myli�. Na usprawiedliwienie swojej pow�ci�gliwo�ci mam jedynie to, �e nawet gdyby Ramzes mi uwierzy�, konstabl z pewno�ci� nie da�by si� przekona� i zanim zmusi�abym kogo� wy�szego rang�, by zastosowa� si� do mojej rady, przest�pstwo zosta�oby ju� pope�nione. Zanim dotarli�my do domu, zapad� zmrok i rozpada�o si�. Gargery najwyra�niej wyczekiwa� naszego powrotu, bo drzwi stan�y otworem, zanim zd��y�am zadzwoni�. Poinformowa� mnie oskar�ycielskim tonem, �e reszta rodziny czeka na nas w bibliotece. - Czy�by�my si� sp�nili na herbat�? - zapyta�am, oddaj�c mu parasol, p�aszcz i kapelusz. - Tak jest, prosz� pani. Profesor si� troch� niepokoi�. Gdyby�my byli wiedzieli, �e pan Ramzes jest z pani�, nie martwiliby�my si� tak bardzo. - Wybacz, �e ci� nie poinformowa�em - powiedzia� Ramzes, dok�adaj�c sw�j cylinder do stosu na r�kach lokaja. Je�eli zamierza� by� sarkastyczny, na Gargerym nie zrobi�o to wra�enia. Uczestniczy� w kilku naszych wyprawach i bardzo mu si� podoba�y. Uwa�a�, �e jest za nas odpowiedzialny, i d�sa� si�, je�eli nie by� informowany o naszych poczynaniach. A nad�sany lokaj to rzecz diabelnie uci��liwa, cho� moim zdaniem jest to niewysoka cena za lojalno�� i oddanie. Id�c za jego sugesti�, poszli�my do biblioteki, nie przebieraj�c si� nawet, i zastali�my tam pozosta�ych, siedz�cych przy stoliku herbacianym. M�j oddany ma��onek powita� mnie nachmurzon� min�. - Cholernie si� sp�ni�a�, Peabody. Co ci� zatrzyma�o? �adne z nas nie lubi, �eby na niego czekano, Nefret zaj�a si� wi�c od razu dzbankiem z herbat�. Mia�a na sobie jedn� ze swoich egipskich wyszywanych sukien, kt�re lubi nosi� po domu, a rudoz�ote w�osy zwi�za�a wst��k�. M�wi�c �ci�le, Nefret nie by�a nasz� adoptowan� c�rk� ani nawet prawn� podopieczn�, poniewa� ju� rok temu dosz�a do pe�noletno�ci i posiada�a obecnie - dzi�ki staraniom mojego drogiego m�a - pe�ni� kontroli nad maj�tkiem, odziedziczonym po dziadku. Nie mia�a jednak �adnych innych krewnych i sta�a si� nam z Emersonem bliska jak w�asna c�rka. Kiedy zabrali�my j� z odleg�ej nubijskiej oazy, w kt�rej mieszka�a od urodzenia, liczy�a sobie trzyna�cie lat i nie�atwo jej by�o przystosowa� si� do angielskich obyczaj�w. Mnie zreszt� te� nie by�o �atwo. Czasami zastanawiam si�, dlaczego niebiosa obdarzy�y mnie dw�jk� najtrudniejszych dzieci, z jakimi mo�e mie� do czynienia matka. Nie nale�� do kobiet lubi�cych gaworzy� z niemowlakami i trz��� si� nad ma�ymi dzie�mi, �miem jednak twierdzi�, �e Ramzes wystawi�by na ci�k� pr�b� nerwy ka�dej matki. By� nad wiek dojrza�y w pewnych obszarach i zatrwa�aj�co normalny w innych (a normalne zachowanie ch�opca wi��e si� z odpowiedni� ilo�ci� brudu i kompletnym lekcewa�eniem w�asnego bezpiecze�stwa). I kiedy ju� s�dzi�am, �e przeszed� przez najtrudniejszy wiek, pojawi�a si� Nefret - niezwykle pi�kna, wyj�tkowo inteligentna i nieodmiennie krytyczna wobec zwyczaj�w naszej zachodniej cywilizacji. Dziewczyna, kt�ra by�a Wysok� Kap�ank� Izydy w kraju, w kt�rym wszyscy chodz� jedynie na wp� odziani, nie mog�a czu� si� dobrze w gorsecie. Trzecia z obecnych w pokoju os�b stanowi�a w por�wnaniu z t� dw�jk� od�wie�aj�c� odmian�. Kto� z zewn�trz m�g�by uzna� tego m�odzie�ca za blisko spokrewnionego z Ramzesem, bo podobnie jak on mia� br�zow� sk�r�, faluj�ce czarne w�osy i ciemne oczy pod d�ugimi rz�sami. By�o to jednak przypadkowe podobie�stwo, David by� wnukiem naszego szefa rob�t, Abdullaha. Zaprzyja�ni� si� jednak bardzo z Ramzesem i zosta� cz�onkiem naszej rodziny od czasu, gdy zamieszka� z bratem Emersona. Nie by� dzi� zbyt rozmowny, przede wszystkim chyba dlatego, �e raczej trudno by�o wypowiedzie� si� swobodnie, kiedy rodzina zebra�a si� w komplecie. Z ujmuj�cym u�miechem podsun�� mi podn�ek, po czym postawi� na stoliku fili�ank� herbaty i talerz z kanapkami. - Masz zm�czone oczy, Davidzie - stwierdzi�am. - Czy�by� pracowa� nad rysunkami �wi�tyni w Luksorze przy sztucznym �wietle? Przecie� m�wi�am ci tyle razy, �e nie powinno si�... - Nie przesadzaj, Peabody - przerwa� mi Emerson. - Chcesz mu wm�wi� chorob�, �eby go m�c faszerowa� swoimi ohydnymi medykamentami. Napij si� lepiej herbaty. - Zaraz to zrobi�. Ale David naprawd� nie powinien... - Chcia� sko�czy� przed wyjazdem do Egiptu - wtr�ci�a Nefret. - Nie obawiaj si� o jego wzrok, ciociu Amelio. Ostatnie badania wykaza�y, �e czytanie przy �wietle elektrycznym wcale nie szkodzi oczom. W jej s�owach brzmia�a pewno��, poparta zreszt� medycznymi studiami. Uzyskanie wst�pu na uczelni� okaza�o si� nie�atwym zadaniem. Uniwersytet Londy�ski, mimo protest�w wydzia�u medycyny (sami m�czy�ni), dopu�ci� wreszcie kobiety do nauki, lecz inne uniwersytety wci�� odmawia�y im tego prawa, a przeszkody w dost�pie do praktyki klinicznej nie zmala�y prawie wcale od ubieg�ego stulecia. Nefret jednak uda�o si� pokona� wszystkie te bariery z pomoc� oddanych sprawie r�wnouprawnienia pa�, kt�re ufundowa�y w Londynie kolegium medyczne dla kobiet i wymusi�y na niekt�rych szpitalach dopuszczenie studentek do sal chorych i prosektori�w. Zamierza�a kontynuowa� nauk� we Francji lub w Szwajcarii, gdzie (cho� to dziwne dla Brytyjczyka) uprzedzenia wobec kobiet-lekarzy nie by�y tak silne, ale my�l o opuszczeniu nas by�a jej nienawistna. Uwielbia�a Emersona, kt�ry mi�k� przy niej jak wosk, a z Ramzesem byli dla siebie niemal jak rodze�stwo. Innymi s�owy, pozostawali ze sob� w najlepszych stosunkach - je�li akurat nie wymieniali uszczypliwo�ci. - Dlaczego nosisz ten idiotyczny str�j? - spyta�a w�a�nie Ramzesa, przygl�daj�c si� jego eleganckiemu ubraniu z kpi�cym u�mieszkiem. - Nie, nie m�w, niech sama zgadn�... By�a tam panna Christabel Pankhurst. - Nie musia�a� zgadywa� - odpar� Ramzes. - Wiedzia�a�, �e przyjdzie. - A co ma wsp�lnego panna Pankhurst z twoim ubiorem? - zapyta�am podejrzliwie. - To tylko kiepski �art Nefret - wyja�ni� m�j syn. - Ha! Zapewniam ci�, drogi ch�opcze, �e przestaniesz to uznawa� za �art, je�eli nadal b�dziesz zach�ca� t� dziewczyn�. M�czyzn zazwyczaj bawi� takie podboje, ale tej bardzo zdecydowanej m�odej kobiety nie pozb�dziesz si� tak �atwo jak innych. - O Bo�e! - zawo�a�am. - Jakich innych? - To kolejny dowcip Nefret - odpar� Ramzes, wstaj�c pospiesznie. - Chod�, Davidzie, dotrzymaj mi towarzystwa podczas przebierania. Musz� z tob� porozmawia�. - Na temat Christabel - doda�a Nefret s�odziutkim g�osikiem. Ten ostatni �arcik okaza� si� ju� dla Ramzesa nie do strawienia. Zatrzyma� si� w po�owie drogi do drzwi. - Gdyby� uczestniczy�a w demonstracji - powiedzia�, cedz�c jadowicie s�owa - mog�aby� osobi�cie oceni� moje zachowanie. Zdawa�o mi si�, �e mia�a� zamiar przyj��? Nefret przesta�a si� u�miecha�. - Mhm... mia�am dzi� akurat okazj� przyjrze� si� interesuj�cej sekcji - odpar�a niepewnie. - Nie by�o ci� dzisiaj w szpitalu - o�wiadczy� Ramzes. - Sk�d, u diab�a... - Nefret spojrza�a na mnie, przygryzaj�c warg�. - No dobrze. By�am na spacerze. Z przyjaci�k�. - Znakomicie - stwierdzi�am. - To wyja�nia te urocze kolorki na twoich policzkach. Nie ma to jak ruch i �wie�e powietrze. Ramzes obr�ci� si� na pi�cie i wymkn�� z pokoju, a David za nim. Zanim zd��yli�my zasi��� do kolacji, oboje ju� si� pogodzili. Nefret odnosi�a si� do Ramzesa ze szczeg�ln� s�odycz�, jak zawsze po ka�dej sprzeczce, ale Ramzes by� wyj�tkowo milcz�cy, zupe�nie jak nie on. Przekazanie relacji z demonstracji pozostawi� mnie, co te� zrobi�am z w�a�ciwym sobie o�ywieniem i humorem. Nie pozwolono mi jednak sko�czy�, bo Emerson nie zawsze potrafi doceni� m�j dowcip. - To niegodne i wulgarne - burkn��. - Bicie policjanta po g�owie tablic�, wtargni�cie do cudzego domu! Romer to niepoprawny osio�, nie wierz� jednak, by takie zachowanie s�u�y�o waszej sprawie, Amelio. Metoda perswazji jest du�o skuteczniejsza. - I kto tu m�wi o perswazji! - odparowa�am z oburzeniem. - Czy to nie ty ubieg�ej wiosny znokautowa�e� dw�ch konstabli? Czy to nie twoje nieuprzejme uwagi wobec dyrektora Departamentu Staro�ytno�ci doprowadzi�y do tego, �e odm�wiono nam wydania zezwolenia na poszukiwanie grobowc�w w Dolinie Kr�l�w? Czy to nie... B��kitne oczy Emersona zw�zi�y si� w szparki, a policzki zaczerwieni�y. Zanim jednak zdo�a� co� powiedzie�, Gargery, David i Nefret zacz�li m�wi� wszyscy naraz: - Mo�e jeszcze galaretki, prosz� pana? - Jak ci idzie praca nad �Histori��, profesorze? - Czy ciotka Evelyn, wuj Walter i ma�a Amelia przyjad� jutro czy pojutrze? - zapyta�a Nefret. Skierowane by�o to raczej do mnie ni� do Emersona. M�j m�� zareagowa� na to jedynie cichym st�kni�ciem, a ja odpowiedzia�am spokojnie: - Pojutrze, Nefret. Ale pami�tajcie wszyscy, �eby jej nie nazywa� �ma�� Ameli��, tylko Li�. Ramzes rzadko si� u�miecha�, lecz teraz rysy jego twarzy nieco z�agodnia�y, przepada� bowiem za swoj� m�odsz� kuzynk�. - Nie wiem, czy mi si� to uda - mrukn��. - To takie kochane male�stwo, zdrobnienie bardzo do niej pasuje. - Ona twierdzi, �e dwie Amelie w rodzinie wprowadzaj� zamieszanie - wyja�ni�am. - Podejrzewam jednak, �e chodzi bardziej o to, i� tw�j ojciec zwraca si� do mnie po imieniu tylko w chwilach irytacji. Przychylno�� i uczucie wyra�a, u�ywaj�c mego panie�skiego nazwiska. Nie patrz tak na mnie, Emersonie; wiesz, �e to prawda. Widzia�am, jak to biedne dziecko si� wzdryga, gdy s�yszy ten tw�j ryk: �Niech to diabli, Amelio!�. Do rozmowy w��czy�a si� Nefret, ponownie chroni�c mnie przed ostr� ripost� m�a. - Czy to ju� ustalone, �e zabieramy j� w tym roku do Egiptu? - zapyta�a. - Uda�o jej si� przekona� rodzic�w, z pomoc� Davida zreszt�. Evelyn stwierdzi�a, �e nie potrafi si� oprze� jego �agodnej perswazji. David opu�ci� g�ow� i zaczerwieni� si� lekko. - Amelia to jedyne z ich dzieci zainteresowane egiptologi� - ci�gn�am. - Szkoda by by�o, gdyby nie mog�a rozwija� swoich zainteresowa� tylko dlatego, �e jest kobiet�. - Ach, wi�c to tak ich podszed�e� - powiedzia� Ramzes, spogl�daj�c na swojego milcz�cego przyjaciela. - Dla ciotki Evelyn musia� to by� argument nie do odparcia. Ale Lia jest jeszcze bardzo m�oda. - Jest zaledwie dwa lata m�odsza od ciebie, Ramzesie, a ty je�dzi�e� do Egiptu ju� jako siedmiolatek. Ciesz�c si� rodzinn� pogaw�dk�, zapomnia�am o swoim z�ym przeczuciu. Nemezis jednak ju� na nas czyha�a i bi�a w dzwon. Gdy mieli�my wstawa� od sto�u, do jadalni wszed� Gargery. Jeszcze nim otworzy� usta, wyraz dezaprobaty na jego twarzy ostrzeg� mnie, �e jest z czego� bardzo niezadowolony. - Kto� z policji chce si� zobaczy� z pani� Emerson - oznajmi�. - Poinformowa�em go, �e nie przyjmuje pani odwiedzin, lecz nalega�. - Z pani� Emerson? - zdziwi� si� m�j m��. - Nie ze mn�? - Nie, prosz� pana. Pyta� tylko o pani� i o pana Ramzesa. - Do diaska! - wykrzykn�� Emerson i zerwa� si� z krzes�a. - To musi mie� co� wsp�lnego z dzisiejsz� demonstracj�. Prosi�em ci�, Ramzesie, �eby� pohamowywa� matk�! - Zapewniam ci�, ojcze, �e nie zdarzy�o si� tam nic niestosownego - odpar� Ramzes. - Gdzie jest ten jegomo��, Gargery? - W bibliotece, sir. Tam zazwyczaj przyjmuje si� policjant�w, jak s�dz�. Emerson poszed� przodem, a my za nim. Okaza�o si�, �e czeka na nas nie mundurowy policjant, lecz wysoki, t�gi m�czyzna w wieczorowym stroju. M�j m�� stan�� jak wryty. - M�j Bo�e, jest jeszcze gorzej, ni� s�dzi�em! - zawo�a�. - Co takiego zrobi�a�, Amelio, �e doczeka�a� si� wizyty samego zast�pcy komisarza Scotland Yardu? By� to w istocie sir Reginald Arbuthnot, doskonale nam znany zar�wno z terenu towarzyskiego, jak i zawodowego. - Potrzebujemy tylko zeznania pani Emerson i pa�skiego syna, profesorze - uspokoi� mojego m�a. - Sprawa jest bardzo pilna, inaczej nie nachodzi�bym pa�stwa o tej porze. - Hmf... - prychn�� Emerson. - Lepiej, �eby istotnie by�a pilna, Arbuthnot. Nic mniej powa�nego od morderstwa pope�nionego z zimn� krwi� nie usprawiedliwia... - Przesta�, m�j drogi, jeste� niegrzeczny - przerwa�am mu. - To uprzejmo�� ze strony sir Reginalda, �e sam nas odwiedzi�, zamiast wzywa� do Scotland Yardu. Powiniene� domy�li� si� z jego stroju, �e odwo�ano go z przyj�cia lub spotkania towarzyskiego, co oznacza, �e sytuacja istotnie jest powa�na. Siadali�my w�a�nie do kawy, sir Reginaldzie. Czy mia�by pan ochot� si� do nas przy��czy�? - Dzi�kuj�, pani Emerson, ale nie mam zbyt wiele czasu. Gdyby zechcia�a mi pani powiedzie�... - Po�piech nic nam nie da, sir Reginaldzie. Przypuszczam, �e z�odzieje umkn�li ju� daleko ze swoim �upem. Mam nadziej�, �e pan Romer nie ucierpia�? - Korzystaj�c z g�uchej ciszy, jaka zapad�a, nacisn�am dzwonek. - Podejrzewam - doda�am, gdy zjawi� si� Gargery z kaw� na tacy - �e lepiej panu zrobi szklaneczka brandy. B�agam, niech�e pan wypu�ci powietrze. Pa�ska twarz przybra�a do�� niepokoj�c� barw�... Wydech Arbuthnota przypomina� ma�� eksplozj�. - Sk�d... - wysapa� - sk�d pani wiedzia�a... - Rozpozna�am przyw�dc� bandy dzi� po po�udniu, w ka�dym razie tak mi si� wydawa�o. Uzna�am to jednak za przywidzenie, nie mia�am bowiem powodu s�dzi�, �e ten osobnik jest w Anglii. Ale pa�ska wizyta podpowiedzia�a mi, �e pope�niono przest�pstwo, i to zwi�zane z dzisiejsz� demonstracj�, jako �e chcia� pan rozmawia� ze mn� i z Ramzesem. Nie trzeba wielkiego geniuszu, by doj�� do jedynego mo�liwego wniosku. - Do jedynego mo�liwego... - powt�rzy� Arbuthnot. - Sadz�, pani Emerson, �e p�jd� za pani uprzejm� sugesti� i poprosz� o brandy. Emerson, kt�ry przygl�da� si� nam z wyba�uszonymi ze zdumienia oczami, ruszy� wolnym, lecz zdecydowanym krokiem do kredensu. Wyj�� korek z karafki i nala� do szklanki solidn� porcj�, po czym j� wypi�. - Nasz go��, Emersonie - przypomnia�am mu. - Co? Ach tak. Zaopatrzywszy sir Reginalda, nala� sobie drug� porcj� i wycofa� si� na kanap�, gdzie usiad� ko�o Nefret, wci�� wlepiaj�c we mnie spojrzenie. Ramzes, z min� tak niewyra�n� jak jeszcze nigdy, poda� pozosta�ym kaw�, po czym r�wnie� usiad� i wbi� we mnie wzrok. Teraz ju� wszyscy wpatrywali si� we mnie, co by�o bardzo zach�caj�ce. Sir Reginald, wch�on�wszy odpowiedni� porcj� brandy, odchrz�kn�� i o�wiadczy�: - Pani Emerson, przyby�em tu z alarmuj�c� informacj�, kt�ra dotar�a do mnie ledwie godzin� temu, a pani ju� wszystko wie. Czy mog� zapyta�, sk�d? - Mam nadzieje, �e nie podejrzewa mnie pan o przynale�no�� do gangu! - zawo�a�am ze �miechem. - Och... nie, oczywi�cie, �e nie. Sk�d jednak... Lepiej jest nie m�wi� zbyt du�o samemu, nie znaj�c wszystkich fakt�w. Powiedzia�am wi�c tylko: - Ch�tnie wszystko wyja�ni�, sir Reginaldzie, ale najpierw niech pan mo�e opowie obecnym, co si� dok�adnie wydarzy�o tego popo�udnia. Koronnym �wiadkiem policji by� lokaj pana Romera. To nie on otworzy� drzwi - przeciwnie, jego pan kaza� mu je zamkn�� na klucz. Nie wiedzia�, w jaki spos�b sforsowano zamek. Zosta� obezw�adniony przez dwie postawne, muskularne kobiety, kt�re go obali�y na ziemi� i zwi�za�y sznurami, wyj�tymi z torebek. Reszta �delegacji� rozproszy�a si� natychmiast po domu. Nikt nie powiedzia� ani s�owa, ca�� operacj� przeprowadzono z wojskow� precyzj�. Le��c bezradnie na pod�odze, lokaj widzia�, jak na g�r� wchodzi m�czyzna w d�ugim p�aszczu i kapeluszu z opuszczonym rondem. Zaraz potem kolejny m�czyzna, kt�rego lokaj w pierwszym momencie uzna� za swojego pana, zszed� na d�, skierowa� si� do drzwi frontowych, otworzy� je i zwr�ci� si� do zgromadzonych kobiet s�owami, kt�re ju� przytoczy�am. Zgadza� si� wygl�d, str�j i g�os, lecz domniemany pan Romer, miast pospieszy� z pomoc� zwi�zanemu s�udze, wr�ci� na g�r�. W ci�gu nast�pnej p�godziny o miejscu przebywania intruz�w informowa�y lokaja tylko odg�osy ich �wawej krz�taniny. Kiedy znowu pojawili si� w holu, nie�li r�nego rodzaju baga�e, ��cznie z du�ym kufrem podr�nym. Byli ubrani w liberie s�u��cych pana Romera, ale ich twarzy g��wny lokaj nie zna�. Wynie�li wszystko na dw�r, a potem zjawi� si� m�czyzna, udaj�cy pana Romera - odziany teraz w jego ulubiony p�aszcz obszyty futrem. Towarzyszy�a mu kobieta, ubrana jak dama, w p�aszczu i du�ym ukwieconym kapeluszu na g�owie. Rami� w rami� opu�cili dom, zamykaj�c za sob� drzwi. Uwolnienie si� zabra�o nieszcz�nikowi ponad godzin�. Powl�k� si� obola�y przez pokoje i w ko�cu znalaz� pozosta�ych s�u��cych, zamkni�tych w piwnicy w samej bieli�nie. W podobnie kr�puj�cym stroju by� r�wnie� pan Romer, przywi�zany do krzes�a w bibliotece. Gabloty, zawieraj�ce bezcenn� kolekcj� egipskich staro�ytno�ci, dok�adnie opr�niono. - Kr�tko m�wi�c - podsumowa� sir Reginald - osobnicy, kt�rzy wtargn�li do domu, wynie�li kolekcj� Romera przebrani za lokaj�w, a policjant przy bramie nie tylko niczego si� nie domy�li�, lecz jeszcze pom�g� im za�adowa� skrzynie do powozu. Natomiast cz�owiek, kt�rego g��wny lokaj wzi�� za swego pana... - By� owym osobnikiem w pelerynie i kapeluszu z opuszczonym rondem - wtr�ci�am. - Mam �al do siebie, sir Reginaldzie, �e nie zawiadomi�am natychmiast Scotland Yardu. Licz� jednak na pa�skie zrozumienie, przyzna pan bowiem, �e chyba �aden z pa�skich podw�adnych by mi nie uwierzy�. - Najpewniej nie, pani Emerson. Czy mam rozumie�, �e rozpozna�a pani tego cz�owieka mimo oddalenia i przebrania, kt�re zmyli�o nawet lokaja lorda Romera? - Nie okre�li�abym tego jako rozpoznanie - odpar�am. - Moda noszenia w�s�w i br�d, tak popularna obecnie w�r�d m�czyzn, bardzo u�atwia zadanie szalbierzom. By�o to raczej nieokre�lone poczucie, �e jest to posta� znajoma mi z gest�w i ca�ej postawy - to samo poczucie, kt�re mnie uderzy�o, kiedy ujrza�am osobnika w pelerynie i kapeluszu. To mistrz kamufla�u i zr�cznych zmian mimiki, kt�ry... - Amelio - przerwa� mi Emerson, oddychaj�c ci�ko przez nos - czy�by� chcia�a przez to powiedzie�, �e ten cz�owiek to... - Mistrz Wyst�pku - doko�czy�am. - A kt� by inny? Nasze pierwsze spotkanie z tym szczeg�lnym indywiduum mia�o miejsce, gdy pracowali�my na starych cmentarzyskach w pobli�u Kairu. Rabowanie grobowc�w i nielegalny handel staro�ytno�ciami maj� w Egipcie d�ug� tradycj�, jednak po roku 1890 dzia�alno�� ta gwa�townie przybra�a na sile. Sta�o si� jasne, �e tym nikczemnym procederem zacz�� zajmowa� si� jaki� przest�pczy geniusz. Dodam, �e wniosek ten by� oczywisty tylko dla mnie i dla Emersona, bo w�adze policyjne s� nagminnie opiesza�e w rozumowaniu i niech�tne nowym ideom. Policja zmuszona by�a przyzna� nam racj� dopiero wtedy, kiedy odkryli�my tajn� kwater� Sethosa, lecz nawet jeszcze teraz, jak s�ysza�am, pewne osoby wci�� twierdz�, �e nikt taki nie istnieje. Chocia� uda�o nam si� przejrze� niekt�re z najbardziej �ajdackich plan�w Sethosa, on sam jak dot�d zawsze nam si� wymyka�. Od naszej ostatniej z nim styczno�ci up�yn�o ju� kilka lat; przez pewien czas my�leli�my nawet, �e nie �yje. Jego przest�pcz� organizacj� usi�owa�o przej�� kilku podobnych niegodziwc�w, zmierzaj�cych do tego samego celu. Teraz jednak wygl�da�o na to, �e Sethos odbudowa� swoj� szajk�, i to nie w Egipcie, lecz w Europie - g��wnie w Anglii. Usi�owa�am wyt�umaczy� to wszystko zdezorientowanemu sir Reginaldowi, kiedy mi zn�w przerwano. Oczekiwa�am raczej wybuchu Emersona, kt�rego gwa�towny charakter i niepohamowany j�zyk zyska� mu w�r�d Arab�w przydomek �Ojca Przekle�stw�, tym razem jednak wszed� mi w s�owo Ramzes. - Panna Christabel Pankhurst powiedzia�a mi o czym�, co zdaje si� potwierdza� twoj� teori�, mamo, cho� w�wczas nie przywi�zywa�em wagi do jej s��w. Ot� pani Markham i jej grupa przy��czy�y si� do ruchu sufra�ystek dopiero w czerwcu, gdy ju� opu�cili�my Londyn. W tym samym czasie zacz�o dzia�a� aktywnie wi�cej zaprzyja�nionych �pa�, zapewne tych, kt�re wtargn�y do domu Romera. Uderzy�o mnie wtedy, �e pani Pankhurst nie przy��czy�a si� do delegacji. - Zgoda, lecz jednak... - sir Reginald zawaha� si� - wszystko to tylko niepotwierdzone domys�y. - Potwierdza je rezultat ca�ej tej historii - odpar� z irytacj� m�j potomek, jak zwykle uprzedzaj�c moje s�owa. - Z�odzieje nie byli zwyk�ymi rabusiami, najwyra�niej ich celem by�a wy��cznie kolekcja staro�ytno�ci Romera, jedna z naj�wietniejszych na �wiecie. Mistrz Wyst�pku specjalizuje si� w sztuce egipskiej, a pomys� wykorzystania organizacji sufra�ystek, by dosta� si� do domu zagorza�ego przeciwnika prawa g�osu dla kobiet, jest bardzo charakterystyczny dla jego ironicznego poczucia humoru. - Lecz jednak... - powt�rzy� sir Reginald niczym zepsuta p�yta gramofonowa - lecz jednak... - Je�li to Sethos, nigdy go nie z�apiecie - wtr�ci� Emerson. O stanie jego umys�u �wiadczy� fakt, i� nawet nie przeprosi� za swoj� obcesowo��, do kt�rej my, domownicy, zd��yli�my ju� przywykn��. - Ale �ycz� panu powodzenia, komisarzu, nic bowiem nie ucieszy mnie bardziej ni� widok tego cz�owieka na �awie oskar�onych. Opowiedzieli�my ju� panu wszystko, co wiemy, sir Reginaldzie. Mo�e by�oby lepiej, gdyby pan wzi�� si� zaraz do roboty, zamiast tu siedzie� i popija� brandy? Z manuskryptu H Ramzes otworzy� drzwi swego pokoju. - Puka�a�? - spyta� z udawanym zdziwieniem. - Sk�d ta odmiana? Nefret w�lizn�a si� do �rodka, ci�gn�c za sob� ogon szlafroka niczym tren kr�lewskiej szaty. - Nie pr�buj mnie spycha� do defensywy, Ramzesie, nie pozwol� ci na to. Jak �mia�e� mnie szpiegowa�? Zaatakowany zerkn�� mimowolnie na Davida, kt�ry wzruszy� ramionami, okazuj�c w ten spos�b, �e nie zamierza bra� udzia�u w sprzeczce. - To niczym nieuzasadnione i niczym niepoparte oskar�enie - odpar� Ramzes. Ale jego spokojna odpowied� tylko rozjuszy�a Nefret. - Uzasadnione jak cholera! - krzykn�a. - Przyszed�e� do szpitala sprawdzi�, czy tam rzeczywi�cie jestem. Nie by�o mnie, prawda? - Najwyra�niej nie. Wpatrywali si� w siebie w napi�ciu i David uzna�, �e czas interweniowa�, zanim powiedz� sobie co� naprawd� przykrego. - Jestem pewien - powiedzia� - �e Ramzes poszed� tam jedynie po to, by ci� zapyta�, czy chcesz mu towarzyszy� na spotkaniu sufra�ystek. Czy� nie tak, m�j ch�opcze? Ramzes skin�� tylko g�ow�, gdy� g�o�ne �tak� prawdopodobnie uwi�z�oby mu w gardle. - Nie trzeba by�o o tym m�wi� przy ciotce Amelii i wuju, Ramzesie - o�wiadczy�a Nefret. - To ty zacz�a�. - Dowcipkuj�c na temat Christabel? - za�mia�a si� Nefret. Nie potrafi�a si� d�ugo gniewa�. - Wiesz, �e ta dziewczyna cholernie ma�o mnie obchodzi! - M�j drogi, c� za nied�entelme�ska wypowied�. Przecie� ona... - Nie zaczynajcie znowu! - przerwa� im David, kt�ry nigdy nie wiedzia�, czy ma si� �mia�, z�o�ci�, czy bra� czyj�� stron�, kiedy tych dwoje wdawa�o si� w podobn� wymian� zda�. Nefret by�a jedn� z nielicznych os�b na �wiecie zdolnych wyprowadzi� Ramzesa z r�wnowagi, a David by� w og�le jedynym cz�owiekiem, kt�ry wiedzia�, dlaczego tak si� dzieje. - Zjawi�a� si� w odpowiednim momencie, Nefret - powiedzia� w nadziei przerwania sprzeczki. - Rozmawiali�my w�a�nie o powrocie Mistrza Wyst�pku. Ramzes mia� mi opowiedzie�, co wie o tym tajemniczym indywiduum. - Przepraszam, Ramzesie - mrukn�a Nefret, siadaj�c ze skrzy�owanymi nogami na pod�odze. - Nie powinnam ci� by�a oskar�a� o szpiegowanie. - Nie powinna�. - A teraz ty mnie przepro�. - Niby za co? - naje�y� si� Ramzes, ale pochwyci� spojrzenie Davida i opanowa� si�. - Dobrze wi�c, przepraszam. - Zatem wszystko wybaczone. Ciesz� si�, �e tu przysz�am, bo umieram z ciekawo�ci co do Sethosa. Prawd� m�wi�c, uwa�a�am go zawsze za... no, mo�e niezupe�nie za wytw�r wyobra�ni ciotki Amelii, ale na pewno jest to przyk�ad jej sk�onno�ci do przesady. - Jej zami�owania do melodramatu, chcia�a� powiedzie� - doda� Ramzes i r�wnie� usiad� na pod�odze na arabsk� mod��. Nefret z u�miechem wzi�a papierosa, kt�rym j� pocz�stowa�. - Nie jeste�my jednak ca�kiem w porz�dku, Ramzesie. Ciotka Amelia nie musi fantazjowa�, bo takie rzeczy naprawd� jej si� przydarzaj�, ale co� przed nami ukrywa. W takich przypadkach zawsze patrzy cz�owiekowi prosto w oczy i m�wi bardzo szybko bardzo stanowczym tonem. Profesor zreszt� tak�e co� ukrywa. C� to za tajemnica zwi�zana z Sethosem, kt�rej oboje tak pilnie strzeg�? - Ju� ci o tym m�wi�em. - Bardzo og�lnikowo. Wiem, �e to od niego nauczy�e� si� sztuki kamufla�u... - To niezupe�nie prawda - zaprotestowa� Ramzes. - Kiedy ojciec zmusi� Sethosa do ucieczki z jego kwatery g��wnej, sta�em si� posiadaczem jego kolekcji przebra�, jednak jego sztuczki sam rozgryz�em i jeszcze je udoskonali�em. - Wobec tego wybacz. - Wybaczam. - Ramzesie... - zacz�� David. - Tak, tak. Przekaza�em wam wszystko, co wiem o tym cz�owieku. Kiedy si� na niego natyka�em, za ka�dym razem by� doskonale zama