8238
Szczegóły |
Tytuł |
8238 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8238 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8238 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8238 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ELIZABETH PETERS
MA�PA NA STRA�Y WAGI
Prze�o�y�: Piotr Jankowski
Wydanie polskie: 2002
Przedmowa
Badaczy �ycia i tw�rczo�ci Amelii P. Emerson ucieszy zapewne wiadomo��, �e
prowadzona niestrudzenie przez wydawc� analiza odkrytego ostatnio zbioru
dokument�w
Emerson�w przynios�a wreszcie rezultaty. Niekt�re fragmenty manuskryptu H
w��czono do
najnowszego tomu pami�tnik�w pani Emerson, inne za� pojawi�y si� w niniejszej
ksi��ce.
Ustalono te� autorstwo owego tekstu. Zosta� on napisany przez �Ramzesa�
Emersona, lecz
dokonane r�nymi charakterami pisma wtr�ty sugeruj�, �e czytali go i komentowali
inni
cz�onkowie rodziny. Natomiast listy ze zbioru oznaczonego tu liter� �B�
podpisa�a panna
Nefret Forth, jak si� �wcze�nie nazywa�a. Poniewa� adresat tych list�w okre�lany
jest w
nag��wkach tylko jako �Moja droga� lub �Kochanie�, wydawca �ywi� pocz�tkowo
pewne
w�tpliwo�ci co do jego to�samo�ci - i postanowi� r�wnie� pozostawi� w
niepewno�ci
Czytelnika. Dzi�ki takim zagadkom, jak powiedzia�aby zapewne pani Emerson, �ycie
nabiera
smaku.
Wycinki z gazet oraz r�ne inne listy zgromadzono w osobnej teczce (F).
Wydawca czuje si� w obowi�zku doda� - na swoj� obron� - �e pami�tniki pani
Emerson
zawieraj� sporo nie�cis�o�ci i niekonsekwencji. Zacz�a je pisa� w formie
osobistego dziennika
i dopiero po pewnym czasie postanowi�a przeredagowa� tekst, zamierzaj�c
przeznaczy� go do
publikacji. Jednak w typowy dla siebie spos�b czyni�a to niezbyt metodycznie i
trwa�o to do��
d�ugo. Tej metodologii, je�eli mo�na tak rzec, zawdzi�czamy liczne pomy�ki i
anachronizmy.
Wydawca ma nadziej� doprowadzi� w przysz�o�ci do publikacji pe�nej wersji
pami�tnik�w,
opatrzonej odpowiednimi przypisami, w kt�rej owe nie�cis�o�ci zostan� wyja�nione
(na tyle, na
ile to w og�le mo�liwe - bo �cie�ki, jakimi pod��a� wyj�tkowo ruchliwy umys�
pani Emerson,
s� bardzo pogmatwane).
Egiptolog�w zapewne szczeg�lnie zainteresuje relacja autorki z odkrycia KV55,
jak
okre�lany jest obecnie grobowiec, odkryty przez Ayrtona w 1907 roku. Nie
opublikowano
nigdy oficjalnego raportu z prac wykopaliskowych, a opisy bior�cych w nich
udzia� os�b
r�ni� si� od siebie w tylu szczeg�ach, i� trudno im wierzy�. Nie dziwi
oczywi�cie, �e �aden z
nich nie wspomina o obecno�ci przy tych pracach profesora Emersona z zespo�em.
Wersja pani
Emerson, cho� bez w�tpienia subiektywna i niepozbawiona uprzedze�, ukazuje
jasno, i�
sugestie i rady profesora spotka�y si� ze zdecydowan� niech�ci� archeolog�w.
Wydawca, �wiadom owych uprzedze�, zada� sobie trud por�wnania tekstu autorki z
relacjami innych os�b, kt�rym wyra�a t� drog� wdzi�czno��: Jimowi i Susan
Allenom z
Metropolitan Museum of Art za udost�pnienie niepublikowanego r�kopisu pami�tnika
pani
Andrews; Dennisowi Forbesowi, wydawcy KMT, za mo�liwo�� przejrzenia rozdzia�u na
temat
KV55, zawartego w gotowej do publikacji ksi��ce pt. �Grobowce, skarby, mumie�;
panu
Johnowi Larsonowi z Oriental Institute za odpowiedzi na niezliczone pytania
dotycz�ce
Theodore�a Davisa i dzban�w zasobowych - i wreszcie Lili Pinch Brock, badaj�cej
ostatnio
grobowiec KV55, kt�ra s�u�y�a nam za przewodnika na miejscu zdarze�.
Przeczytali�my r�wnie� niemal wszystkie ksi��ki i artyku�y na interesuj�cy nas
temat.
Bibliografi� tych publikacji (bardzo imponuj�c�) przesy�amy zainteresowanym na
zam�wienie
za zaliczeniem pocztowym. Pragniemy na koniec o�wiadczy�, �e wersj� pani Amelii
P.
Emerson uznajemy za najdok�adniejsz� - oraz wyrazi� przekonanie, i� mia�a jak
zwykle racj�.
Ksi�ga pierwsza
USTA UMAR�YCH ZOSTAJ�
OTWORZONE
�
Niech mi oddadz� moje usta
i niechaj Ptah otworzy je �elaznym narz�dziem,
kt�rym otwiera usta bog�w.
1
Wpina�am w�a�nie kolejn� spink� do kapelusza, gdy otworzy�y si� drzwi i ukaza�a
si� w
nich g�owa Emersona, mojego m�a.
- Chcia�bym om�wi� z tob� pewn� kwesti�, Peabody - oznajmi�.
Najwyra�niej pracowa� nad swoj� ksi��k�, bo jego g�ste ciemne w�osy by�y
rozczochrane,
a r�kawy rozpi�tej szeroko koszuli podwini�te do �okci. Emerson uwa�a, �e
ko�nierzyk,
mankiety i krawat hamuj� jego procesy my�lowe - i kto wie, czy tak nie jest. W
ka�dym razie
nie mia�am nic przeciwko temu, gdy� muskularny tors mojego ma��onka i jego
br�zowa od
s�o�ca sk�ra w takim negli�u prezentuj� si� najkorzystniej. Tym razem jednak
musia�am
pow�ci�gn�� emocje, jakich zwykle doznaj� na widok Emersona, by� bowiem z nami
Gargery,
nasz g��wny lokaj.
- Bardzo ci� prosz�, m�j drogi, nie zatrzymuj mnie teraz - odpar�am. - W�a�nie
wybieram
si� na Downing Street pod numer dziesi�ty. Zamierzam przyku� si� tam do por�czy
schod�w, a
ju� jestem sp�niona.
- Przyku�...? - zdziwi� si� Emerson. - Czy mo�na wiedzie�, w jakim celu?
- My�l�, �e to dobry pomys� - odpar�am. - Podczas ostatnich protest�w
sufra�ystek
policjanci brali je na r�ce i wynosili, przerywaj�c w ten spos�b demonstracj�.
Nie p�jdzie im
tak �atwo, je�eli b�d� przytwierdzone �a�cuchami do czego� solidnego, na
przyk�ad do �elaznej
por�czy.
- Rozumiem - mrukn��, po czym otworzy� szerzej drzwi i stan�� w progu. - Czy mam
ci
towarzyszy�, Peabody? M�g�bym ci� zawie�� samochodem.
Sama nie wiedzia�am, czy bardziej przerazi�a mnie perspektywa jego towarzystwa,
czy
jazdy automobilem.
Emerson od dawna pragn�� sprawi� sobie ten straszliwy wehiku�, ale ja wymy�la�am
coraz
to nowe preteksty, �eby go zniech�ci� - a� do tego lata. A potem podj�am
wszelkie mo�liwe
�rodki ostro�no�ci. Awansowa�am jednego ze stajennych na stanowisko szofera i
kaza�am go
odpowiednio przeszkoli�. Wymog�am na dzieciach, �e je�li b�d� si� upiera� przy
prowadzeniu
tej ohydy (upar�y si�), r�wnie� powinny wzi�� lekcje. David i Ramzes wkr�tce
nabyli takiej
bieg�o�ci, jakiej nale�a�o oczekiwa� po m�skich osobnikach w ich wieku, a Nefret
radzi�a sobie
jeszcze lepiej, cho� m�ska cz�� rodziny temu zaprzecza�a.
Podj�cie tych rozs�dnych krok�w nie ustrzeg�o mnie jednak przed budz�cymi groz�
rezultatami, bo Emerson oczywi�cie si� nie zgodzi�, �eby go wozi� szofer albo
dzieci. W
nied�ugim czasie wie�� o tym obieg�a ca�� wie� i okolice. Sam widok pochylonego
nad
kierownic� Emersona, jego wyszczerzonych w radosnym u�miechu z�b�w i
roziskrzonych za
goglami oczu wystarcza�, by przerazi� pieszych i innych kierowc�w. Wycie
klaksonu (kt�rego
nieustannie nadu�ywa�) dzia�a�o niczym stra�acka syrena: ka�dy w zasi�gu s�uchu
natychmiast
usuwa� si� z drogi, w razie konieczno�ci nurkuj�c w �ywop�ot lub do rowu. Kiedy
wyje�d�ali�my, Emerson upar� si�, �eby zabra� przekl�ty wehiku� do Londynu, lecz
do tej pory
udawa�o nam si� go powstrzyma� przed jazd� po mie�cie.
Wiele lat szcz�liwego ma��e�stwa nauczy�o mnie, �e co do pewnych kwestii
m�owie s�
dziwnie dra�liwi. Nale�a�o za wszelk� cen� unika� ura�ania ich m�skiej ambicji,
a skoro z
jakich� niejasnych dla mnie powod�w prowadzenie automobilu okaza�o si�
sprawdzianem
m�sko�ci, musia�am wymy�li� kolejn� wym�wk�.
- M�j drogi, to chyba nie jest dobry pomys� - stwierdzi�am. - Po pierwsze, masz
mn�stwo
pracy przy ostatnim tomie swojej �Historii staro�ytnego Egiptu�. A po drugie,
kiedy ostatni raz
mi towarzyszy�e�, znokautowa�e� dw�ch policjant�w.
- I zrobi� to ponownie, je�eli kt�ry� z nich zn�w przyczepi si� do ciebie -
o�wiadczy�,
zapominaj�c na razie, tak jak na to liczy�am, o samochodzie. W jego b��kitnych
oczach
rozgorza� szafirowy p�omie�, a podbr�dek zadr�a�. - M�j Bo�e, Peabody, nie
oczekujesz chyba,
�e b�d� sta� spokojnie, podczas gdy jaki� ordynarny policjant zn�ca si� nad moj�
�on�?
- Nie oczekuj�, m�j drogi, i w�a�nie z tego powodu nie mo�esz ze mn� p�j��. Ca�a
rzecz w
tym, �eby mnie aresztowano i sponiewierano. Je�li zostaniesz oskar�ony o atak na
policjanta,
odwr�ci to uwag� opinii publicznej od naszej walki o prawo g�osu dla kobiet i...
- Do diaska, Peabody! - przerwa� mi Emerson, tupi�c nog�. Czasem pozwala sobie
na takie
dziecinne demonstracje.
- Czy mo�esz mi nie przerywa�, m�j drogi? Chcia�am ci w�a�nie...
- Nigdy mi nie dajesz doko�czy� zdania! - wybuchn��.
- Podaj mi, prosz�, moj� parasolk�, Gargery - zwr�ci�am si� do lokaja, kt�ry ju�
otwiera�
przede mn� drzwi.
- Oczywi�cie, madam - odpar� natychmiast, a na jego bezbarwnej, lecz
sympatycznej
twarzy pojawi� si� u�miech. Gargery uwielbia te nasze ma�e, lecz nami�tne
sprzeczki. - Je�eli
wolno zauwa�y� - doda� - bardzo pani do twarzy w tym kapeluszu.
Spojrza�am w lustro. By� to ca�kiem nowy kapelusz i r�wnie� s�dzi�am, �e jest mi
w nim
do twarzy. Kaza�am go ozdobi� karmazynowymi r�ami i li��mi z zielonego
jedwabiu.
St�umione barwy, uwa�ane za odpowiednie dla dojrza�ych kobiet, daj� fatalny
efekt przy mojej
bladej karnacji i kruczoczarnych w�osach. Nie widz� powodu, by niewolniczo
poddawa� si�
modzie, je�li rezultat mnie nie zadowala. Poza tym karmazynowa czerwie� to
ulubiony kolor
Emersona. Gdy poprawia�am ostatni� szpilk�, przy moim odbiciu w lustrze pojawi�a
si� jego
twarz. Musia� si� pochyli�, ma bowiem sze�� st�p wzrostu, a ja jestem znacznie
ni�sza.
Wykorzystuj�c fakt, �e Gargery stoi za nim, pog�aska� mnie ukradkiem i
powiedzia� z
u�miechem:
- Niech ci b�dzie. Baw si� dobrze, kochanie. Je�eli nie wr�cisz na herbat�,
natychmiast
p�dz� na policj� i wykupuj� ci� z aresztu.
- Nie wa� si� zjawia� przed si�dm� - ostrzeg�am go. - Licz� na to, �e wrzuc�
mnie do
Czarnej Marii, mo�e nawet w kajdankach.
- Chcia�bym zobaczy� jegomo�cia, kt�ry potrafi co� takiego zrobi� - mrukn��
Gargery, nie
ca�kiem sotto voce.
- Ja r�wnie� - o�wiadczy� m�j m��.
By� to typowy listopadowy dzie� w starym, kochanym Londynie - szary, ponury i
wilgotny. Przyjechali�my z Kent zaledwie przed tygodniem, bo Emerson chcia�
sprawdzi�
pewne informacje w British Museum. Zamieszkali�my w Chalfont House, miejskiej
rezydencji,
nale��cej do brata Emersona, Waltera, oraz jego �ony Evelyn, kt�ra odziedziczy�a
j� po
dziadku. M�odsi Emersonowie woleli swoj� wiejsk� posiad�o�� w Yorkshire i
ch�tnie
udost�pniali nam Chalfont House, gdy pilne sprawy wzywa�y nas do stolicy.
Cho� cieszy mnie ruch i miejska krz�tanina, moim duchowym domem jest Egipt, i
kiedy
wdycha�am niezdrow� mieszanin� w�glowego dymu i wilgoci, t�skni�am do czystego
b��kitu
nieba, suchego gor�cego powietrza i emocji kolejnego sezonu wykopalisk. Nasz
wyjazd tego
roku nieco si� op�ni�, g��wnie za spraw� opiesza�o�ci Emersona w ko�czeniu
d�ugo
oczekiwanej ksi��ki. Dzi�ki temu jednak mog�am zaj�� si� inn� blisk� memu sercu
spraw�.
Pod��aj�c ra�no przed siebie z nieod��czn� parasolk� w jednej r�ce i �a�cuchem w
drugiej,
czu�am uniesienie.
D��enia kobiet do uzyskania prawa g�osu popiera�am od dawna, jednak obowi�zki
zawodowe nie pozwala�y mi na aktywny udzia� w ruchu sufra�ystek. Zreszt� ten
ruch nie by�
jak dot�d zbyt aktywny ani skuteczny, ograniczaj�c si� do corocznego wr�czania
Parlamentowi
petycji, kt�ra by�a lekcewa�ona lub odrzucana. Politycy i m�owie stanu sk�adali
obietnice
tylko po to, by je potem �ama�.
W tym roku jednak powia� w Londynie od�wie�aj�cy wiatr z p�nocy. Spo�eczno-
polityczna Unia Kobiet, za�o�ona w Manchesterze przez Emmeline Pankhurst i jej
dwie c�rki,
postanowi�a - ca�kiem sensownie, moim zdaniem - przenie�� swoj� g��wn� kwater�
do centrum
�ycia politycznego. Spotka�am pani� Pankhurst przy paru okazjach, nie mia�am
jednak
wyrobionej opinii ani na jej temat, ani na temat SPUK - a� do wstrz�saj�cych
wydarze� z 23
pa�dziernika, kt�re wzburzy�y mnie do g��bi. Kobiety, kt�re w pokojowy spos�b
pragn�y
przedstawi� Parlamentowi swoje nadzieje i oczekiwania, zosta�y si�� usuni�te z
tego bastionu
m�skiej dominacji. Popychano je, tarmoszono, przewracano na ziemi� i nawet
aresztowano!
Panna Sylvia Pankhurst wraz z innymi bojowniczkami o spraw� po dzi� dzie�
marnia�a w
wi�zieniu. Dlatego te�, kiedy tylko dotar�a do mnie wie�� o kolejnej
demonstracji,
postanowi�am okaza� czynne poparcie uwi�zionym kobietom i ich ruchowi.
Tak naprawd� pope�ni�am drobne oszustwo, m�wi�c Emersonowi, i� moim celem jest
Downing Street. Obawia�am si�, �e znudzony czekaniem lub l�kaj�c si� o moje
bezpiecze�stwo, m�g�by pod��y� za mn�, a wola�am, by nie wiedzia�, gdzie si�
naprawd�
udaj�, bo Unia postanowi�a tym razem demonstrowa� przed domem pana Geoffreya
Romera
przy Charles Street, niedaleko Berkeley Square.
Obok ministra skarbu, pana Asquitha, by� to nasz najbardziej zajad�y i
najskuteczniejszy
przeciwnik w Izbie Gmin. Zr�czny i wytrawny m�wca, posiada� staranne klasyczne
wykszta�cenie i dysponowa� znacznym maj�tkiem. Dost�pili�my kiedy� z Emersonem
zaszczytu obejrzenia jego znakomitej kolekcji egipskiej, a przy tej okazji
uzna�am za sw�j
obowi�zek rzucenie kilku k��liwych uwag na temat nierespektowania praw kobiet.
Jednak
jeszcze bardziej zdenerwowa�y go k��liwe uwagi Emersona na temat niegodziwo�ci
prywatnego zbieractwa. Wi�cej nas nie zaproszono. Nie mog�am si� doczeka�
chwili, gdy
przykuj� si� do por�czy schod�w prowadz�cych do domu Romera.
Obawia�am si� sp�nienia, lecz gdy dotar�am na miejsce, zasta�am wszystko w
kompletnym bez�adzie. Nikt si� do niczego nie przyku�, tu i tam sta�y grupki
zdezorientowanych kobiet, a w pewnym oddaleniu ujrza�am kilka pogr��onych w
konwersacji
pa�. By�a to najwyra�niej narada przyw�dczy�, bo us�ysza�am g�os Emmeline
Pankhurst.
Ju� mia�am do nich do��czy�, kiedy spostrzeg�am znajom� sylwetk�. Nale�a�a do
m�odego
m�czyzny, odzianego w pr��kowane spodnie, surdut i cylinder. Ciemna opalenizna
i grube
czarne brwi upodabnia�y go do Araba lub Hindusa, by� to jednak Anglik, m�j
w�asny syn,
Walter Peabody Emerson, lepiej znany og�owi pod przydomkiem �Ramzes�.
Ujrzawszy mnie, przerwa� rozmow� z jak�� m�od� kobiet� i powita� mnie w swej
irytuj�cej
manierze, z akcentem nabytym w Oksfordzie, gdzie przez jeden semestr studiowa�
filologi�
klasyczn� u profesora Wilsona.
- Dzie� dobry, mamo. Czy pozwolisz, �e ci przedstawi� pann� Christabel
Pankhurst, kt�rej
chyba nie mia�a� do tej pory okazji pozna�?
By�a m�odsza, ni� my�la�am, ledwie po dwudziestce - jak dowiedzia�am si� p�niej
- i
ca�kiem �adna. Mocno zarysowane wargi i �mia�e spojrzenie przydawa�y
indywidualno�ci jej
okr�g�ej twarzy, okolonej ciemnymi w�osami. Gdy wymienia�y�my u�cisk d�oni,
mamrocz�c
zwyczajowe powitania, zastanawia�am si�, jak Ramzes j� pozna� - i kiedy.
U�miecha�a si� do
niego i wywraca�a oczami w spos�b �wiadcz�cy o tym, �e nie jest to ich pierwsze
spotkanie.
M�j syn, niestety, zazwyczaj podoba si� kobietom o bardzo zdecydowanym
charakterze.
- Co tutaj robisz? - zapyta�am. - I gdzie jest Nefret?
- Nie mam poj�cia, gdzie jest moja �siostra�, by u�y� okre�lenia, na kt�re tak
nalegasz,
cho� nie uzasadnia go ani prawo, ani wi�zy krwi...
- Ramzesie, do rzeczy, prosz� - upomnia�am go.
- Oczywi�cie, mamo. Ot� kiedy niespodzianie okaza�o si�, �e mam nieco wolnego
czasu,
postanowi�em przy��czy� si� do dzisiejszej demonstracji. Wiesz, �e sympatyzuj�
ze spraw� i...
- Wiem, m�j drogi. - Przerywanie innym jest bardzo niegrzeczne, lecz Ramzesowi
trzeba
czasem przerwa�. Nie jest ju� wprawdzie tak gadatliwy jak niegdy�, ale bywa taki
zawsze
wtedy, gdy usi�uje co� przede mn� ukry�. Na razie zaniecha�am jednak dalszych
docieka� i
zapyta�am: - Co tu si� dzieje?
- Mo�esz zostawi� swoje �a�cuchy, mamo - odpar� Ramzes. - Panie zdecydowa�y, �e
b�dziemy pikietowa� i wr�czymy panu Romerowi petycj�. Panna Pankhurst m�wi, �e
zaraz
zaczn� rozdawa� afisze.
- To nonsens - oznajmi�am. - Sk�d pewno��, �e Romer przyjmie delegacj�? Jeszcze
nigdy
tego nie zrobi�.
- Zyska�y�my now� bojowniczk� o nasz� spraw�, pani� Markham, kt�ra jest jego
star�
znajom� - wyja�ni�a panna Christabel. - Zapewni�a nas, �e nie odm�wi jej
pro�bie.
- Skoro to jego znajoma, czemu nie poprosi go o spotkanie w normalnym trybie,
zamiast
pozwala� na co� takiego? Ramzesie, nie opieraj si� o por�cz, pobrudzisz sobie
p�aszcz rdz�...
- Tak, mamo. - Ramzes wyprostowa� si� na pe�n� wysoko�� swoich sze�ciu st�p, do
kt�rych cylinder dok�ada� jeszcze dwana�cie cali. By�am zmuszona przyzna�, �e
m�j syn
przydaje pewnej dystynkcji temu zgromadzeniu, sk�adaj�cemu si� wy��cznie z
kobiet. Poza
nim w�r�d demonstrantek by� obecny tylko jeszcze jeden ekscentrycznie ubrany
m�czyzna,
kt�ry przys�uchiwa� si� dyskutuj�cym paniom. Jego d�uga, do�� sfatygowana
welwetowa
peleryna i kapelusz z szerokim rondem kojarzy�y mi si� z postaciami z opery
Gilberta i
Sullivana, parodiuj�cymi estetyzuj�cych, rozlaz�ych poet�w. Kiedy zauwa�y�, �e
patrz� na
niego, odwr�ci� si� i zacz�� co� m�wi� do pa� afektowanym, wysokim g�osem.
- C� to za jegomo��? - zapyta�am. - Nigdy przedtem go nie widzia�am.
Ramzes, kt�ry przejawia czasem niesamowit� zdolno�� czytania w moich my�lach,
zanuci�
co� cicho. Rozpozna�am fragment opery, o kt�rej wspomnia�am: �M�odzieniec
uczuciowy,
m�odzieniec uduchowiony; ultrapoetyczny, superestetyczny, ca�kiem
ekscentryczny�.
Nie zdo�a�am powstrzyma� �miechu i panna Christabel zmierzy�a mnie spojrzeniem
pe�nym dezaprobaty.
- To brat pani Markham - o�wiadczy�a. - I gor�cy obro�ca naszej sprawy. Gdyby
zechcia�a
pani uczestniczy� w naszych poprzednich spotkaniach, pani Emerson, by�aby pani
tego
�wiadoma.
Nie zostawiaj�c mi czasu na wyja�nienie, �e na poprzednie spotkania mnie nie
zaproszono,
panna Christabel odesz�a, zadzieraj�c wysoko nos.
- Chyba b�d� zaczyna� - powiedzia� Ramzes.
Uformowano do�� nier�wny szereg i rozdano afisze. M�j g�osi�: �Wolno�� dla ofiar
m�skiego ucisku!�.
Wok� zebra� si� ma�y t�umek gapi�w. Jaki� m�czyzna o zaci�tej twarzy
spiorunowa�
mnie wzrokiem i wrzasn��:
- Do domu, paniusiu, spodnie pra� m�owi!
Ramzes, stoj�cy tu� za mn� z afiszem �Prawo g�osu dla kobiet!�, odkrzykn��
dono�nym,
rozbawionym g�osem:
- Zapewniam pana, �e spodnie m�a tej pani nie potrzebuj� a� tak bardzo prania,
jak
pa�skie!
Przedefilowali�my rz�dem przed bram� domu Romera. By�a zamkni�ta i strzeg�o jej
dw�ch
konstabli w niebieskich he�mach, obserwuj�cych nas z ciekawo�ci�. Dom z
zas�oni�tymi
oknami wydawa� si� bez �ycia. Nie wygl�da�o na to, by Geoffrey Romer by� w
nastroju do
przyjmowania petycji.
Kiedy zawracali�my, by przej�� z powrotem, panna Christabel podbieg�a do Ramzesa
i
wyci�gn�a go z szeregu.
- Panie Emerson, liczymy na pana - oznajmi�a.
- Prosz� bardzo - odpar�. - A co dok�adnie mam zrobi�?
- Pani Markham dor�czy petycj� Romerowi. Otoczymy konstabla po lewej stronie
bramy,
�eby jej nie zatrzyma�. Czy by�by pan sk�onny zaj�� si� tym drugim?
- Zaj�� si�...? - powt�rzy� Ramzes, unosz�c brwi.
- Nie chodzi oczywi�cie o u�ycie si�y, lecz tylko o umo�liwienie przej�cia pani
Markham.
- Zrobi�, co b�d� m�g� - odpar� Ramzes.
- Wspaniale! Prosz� by� gotowym, ju� nadchodz�.
Istotnie, zbli�a�a si� do nas grupa dam, maszeruj�cych rami� przy ramieniu. By�o
ich tylko
kilkana�cie, najwyra�niej samych przyw�dczy�. Prowadzi�y ten poch�d dwie
wysokie, mocno
zbudowane kobiety, nios�ce ci�kie drewniane tablice z has�ami sufra�ystek. Za
nimi mign��
mi wielki, lecz gustownie przystrojony kwiatami i pi�rami kapelusz. Czy�by
skryt� pod nim
osob� by�a owa s�awetna pani Markham, od kt�rej tak wiele zale�a�o? U jej boku
maszerowa�
m�czyzna w pelerynie i kapeluszu ocieniaj�cym twarz. Jedyn� znan� mi osob� w
tej grupie
by�a panna Pankhurst, zamykaj�ca poch�d.
Kiedy mnie mija�y, musia�am uskoczy� im z drogi, bo ich nieub�agana szar�a nie
rozr�nia�a pomi�dzy policjantem i sympatykiem.
- Teraz! - zawo�a�a Christabel z rumie�cem podniecenia na twarzy.
Kobiety otoczy�y zaskoczonego konstabla po lewej stronie bramy i us�ysza�am jego
krzyk,
kiedy drewniana tablica r�bn�a go z hukiem w he�m.
Drugi policjant zawo�a� �Hola!� i chcia� pospieszy� koledze na pomoc, ale nagle
stan��
przed nim Ramzes, k�ad�c mu d�o� na ramieniu.
- Bardzo prosz�, niech pan pozostanie na swoim miejscu, panie Jenkins -
powiedzia�
�agodnym tonem.
- Och, panie Emerson, niech pan tego nie robi! - krzykn�� konstabl.
- Panowie si� znacie? - zapyta�am, cho� wcale nie by�am zdziwiona. Ramzes ma
wielu
niezwyk�ych znajomych, niekt�rych o wiele mniej godnych szacunku ni� policjanci.
- Owszem, znamy si� - odpar� Ramzes. - Jak tam tw�j ch�opak, Jenkins? - zapyta�.
Ton jego g�osu nadal by� �agodny i uprzejmy, lecz powolutku coraz mocniej
przyciska�
nieszcz�snego policjanta do barierki. Pewna, �e doskonale sobie poradzi,
odwr�ci�am si�, by
sprawdzi�, czy panie nie potrzebuj� mojej pomocy w �powstrzymaniu� drugiego
konstabla.
M�czyzna le�a� na ziemi, pr�buj�c zerwa� z g�owy he�m, kt�ry wci�ni�to mu na
oczy.
Brama ust�pi�a pod impetem grupy kobiet, kt�ra dotar�a ju� pod drzwi, prowadzona
przez dwie
postawne damy i d�entelmena w stroju poety.
Precyzja ca�ej akcji mog�a budzi� podziw, w�tpi�am jednak, by deputacji uda�o
dosta� si�
do �rodka. Wok� ju� rozlega�y si� policyjne gwizdki i okrzyki �Co tu si�
wyprawia?! -
zwiastuj�ce przybycie posi�k�w. Pani Markham albo k�ama�a, albo sama zosta�a
oszukana - bo
gdyby Romer zgodzi� si� przyj�� petycj�, ca�e te podchody by�yby zbyteczne.
Tymczasem
drzwi rezydencji pozosta�y zamkni�te.
Ledwie to pomy�la�am, drzwi si� otworzy�y. Mign�a mi w nich blada, zaskoczona
twarz
lokaja, natychmiast zas�oni�ta przez szturmuj�ce oddzia�y, kt�re wtargn�y do
�rodka.
Na ulicy przed domem sprawy nie wygl�da�y zbyt dobrze. Na odsiecz swoim
obl�onym
kolegom pospieszy�o p� tuzina mundurowych, kt�rzy brutalnie odci�gali kobiety
na bok, a
kilka z nich przewr�cili na ziemi�. Wyda�am okrzyk oburzenia i ze wzniesion� nad
g�ow�
parasolk� chcia�am si� rzuci� naprz�d, przytrzymano mnie jednak w pe�nym
szacunku, lecz
silnym u�cisku.
- Ramzesie, pu�� mnie w tej chwili! - krzykn�am.
- Zaczekaj, mamo, obieca�em ojcu... - Ramzes wysun�� do przodu nog� i policjant,
kt�ry
zamierza� mnie dopa��, potkn�� si� i przewr�ci�.
- Wi�c obieca�e� ojcu, tak? Do diaska! - zawo�a�am. Dalsz� wypowied�
uniemo�liwi�a mi
frustracja i uciskane r�k� mojego syna �ebra.
Przewr�cony przez Ramzesa konstabl d�wign�� si� z ziemi.
- Niech to diabli... - mamrota�. - To pan, panie Emerson? Nie pozna�em pana w
tym
wyszukanym odzieniu.
- Zajmij si� moj� matk�, dobrze, Skuggins? - Ramzes pu�ci� mnie i wzi�� si� do
podnoszenia z ziemi innych kobiet. - Doprawdy, panowie! - zawo�a� zniesmaczony.
- �aden
Anglik nie zachowuje si� w ten spos�b! Ha�ba!
Wszystko na moment si� uspokoi�o. B��kitne mundury przest�powa�y niepewnie z
nogi na
nog�, podczas gdy panie poprawia�y na sobie odzienie, zabijaj�c konstabli
wzrokiem.
Zaskoczy� mnie widok Emmeline Pankhurst i jej c�rki, s�dzi�am bowiem, �e obie
wesz�y do
domu Romera wraz z delegacj�.
- Ma pan oczywi�cie racj�, panie Emerson - odezwa� si� jeden z policjant�w - ale
co z
panem Romerem? Te panie wdar�y si� si�� do...
- To niepoparte niczym domniemanie - przerwa� mu Ramzes. - Nie zastosowano si�y,
bo
drzwi otworzy� s�u��cy pana Romera.
W tym momencie drzwi domu zn�w si� otwar�y. Cz�owieka, kt�ry stan�� w progu,
trudno
by�oby pomyli� z kim� innym. �wiat�o z wn�trza rzuca�o blask na jego srebrzyste
w�osy i
brod�, a r�wnie charakterystyczny, jak wygl�d, by� jego dono�ny g�os, dzi�ki
kt�remu zyska�
reputacj� jednego z najlepszych m�wc�w w Anglii.
- Moi panowie, panie i... ee, tego... prosz� o uwag�. Zgodzi�em si� wys�ucha�
petycji
dor�czonej mi przez moj� star� przyjaci�k�, pani� Markham, pod warunkiem
jednak, �e
pozosta�e osoby rozejd� si� spokojnie i bez oci�gania. Niech pa�scy ludzie wr�c�
do swych
obowi�zk�w, sier�ancie.
Za Romerem mign�� mi kwiecisty kapelusz, a potem drzwi zamkn�y si� z trzaskiem.
Cisz�, jaka zapad�a, przerwa�a pani Pankhurst.
- No prosz� - powiedzia�a z triumfem. - Czy� nie m�wi�am, �e pani Markham dopnie
swego? Chod�my, moje panie, mo�emy wycofa� si� z honorem.
Tak te� uczyni�y, a t�um, rozczarowany tym banalnym zako�czeniem, poszed� za ich
przyk�adem. Wkr�tce zostali�my sami z Ramzesem i jednym policjantem, kt�ry
zamkn�� z
powrotem bram� posesji, po czym stan�� przed ni�.
- P�jdziemy ju�, mamo? - zapyta� Ramzes i wzi�� mnie pod rami�.
- Hmm... - mrukn�am.
- O co chodzi?
- Zauwa�y�e� mo�e co� niezwyk�ego, kiedy...
- Kiedy co?
Postanowi�am jednak nie m�wi� mu o moim dziwnym przywidzeniu. Skoro on niczego
nie
spostrzeg�, prawdopodobnie tylko mi si� zdawa�o.
Ale powinnam by�a chyba bardziej sobie zaufa�. Rzadko zdarza mi si� myli�. Na
usprawiedliwienie swojej pow�ci�gliwo�ci mam jedynie to, �e nawet gdyby Ramzes
mi
uwierzy�, konstabl z pewno�ci� nie da�by si� przekona� i zanim zmusi�abym kogo�
wy�szego
rang�, by zastosowa� si� do mojej rady, przest�pstwo zosta�oby ju� pope�nione.
Zanim dotarli�my do domu, zapad� zmrok i rozpada�o si�. Gargery najwyra�niej
wyczekiwa� naszego powrotu, bo drzwi stan�y otworem, zanim zd��y�am zadzwoni�.
Poinformowa� mnie oskar�ycielskim tonem, �e reszta rodziny czeka na nas w
bibliotece.
- Czy�by�my si� sp�nili na herbat�? - zapyta�am, oddaj�c mu parasol, p�aszcz i
kapelusz.
- Tak jest, prosz� pani. Profesor si� troch� niepokoi�. Gdyby�my byli wiedzieli,
�e pan
Ramzes jest z pani�, nie martwiliby�my si� tak bardzo.
- Wybacz, �e ci� nie poinformowa�em - powiedzia� Ramzes, dok�adaj�c sw�j
cylinder do
stosu na r�kach lokaja.
Je�eli zamierza� by� sarkastyczny, na Gargerym nie zrobi�o to wra�enia.
Uczestniczy� w
kilku naszych wyprawach i bardzo mu si� podoba�y. Uwa�a�, �e jest za nas
odpowiedzialny, i
d�sa� si�, je�eli nie by� informowany o naszych poczynaniach. A nad�sany lokaj
to rzecz
diabelnie uci��liwa, cho� moim zdaniem jest to niewysoka cena za lojalno�� i
oddanie.
Id�c za jego sugesti�, poszli�my do biblioteki, nie przebieraj�c si� nawet, i
zastali�my tam
pozosta�ych, siedz�cych przy stoliku herbacianym. M�j oddany ma��onek powita�
mnie
nachmurzon� min�.
- Cholernie si� sp�ni�a�, Peabody. Co ci� zatrzyma�o?
�adne z nas nie lubi, �eby na niego czekano, Nefret zaj�a si� wi�c od razu
dzbankiem z
herbat�. Mia�a na sobie jedn� ze swoich egipskich wyszywanych sukien, kt�re lubi
nosi� po
domu, a rudoz�ote w�osy zwi�za�a wst��k�.
M�wi�c �ci�le, Nefret nie by�a nasz� adoptowan� c�rk� ani nawet prawn�
podopieczn�,
poniewa� ju� rok temu dosz�a do pe�noletno�ci i posiada�a obecnie - dzi�ki
staraniom mojego
drogiego m�a - pe�ni� kontroli nad maj�tkiem, odziedziczonym po dziadku.
Nie mia�a jednak �adnych innych krewnych i sta�a si� nam z Emersonem bliska jak
w�asna
c�rka. Kiedy zabrali�my j� z odleg�ej nubijskiej oazy, w kt�rej mieszka�a od
urodzenia, liczy�a
sobie trzyna�cie lat i nie�atwo jej by�o przystosowa� si� do angielskich
obyczaj�w.
Mnie zreszt� te� nie by�o �atwo. Czasami zastanawiam si�, dlaczego niebiosa
obdarzy�y
mnie dw�jk� najtrudniejszych dzieci, z jakimi mo�e mie� do czynienia matka. Nie
nale�� do
kobiet lubi�cych gaworzy� z niemowlakami i trz��� si� nad ma�ymi dzie�mi, �miem
jednak
twierdzi�, �e Ramzes wystawi�by na ci�k� pr�b� nerwy ka�dej matki. By� nad wiek
dojrza�y w
pewnych obszarach i zatrwa�aj�co normalny w innych (a normalne zachowanie
ch�opca wi��e
si� z odpowiedni� ilo�ci� brudu i kompletnym lekcewa�eniem w�asnego
bezpiecze�stwa). I
kiedy ju� s�dzi�am, �e przeszed� przez najtrudniejszy wiek, pojawi�a si� Nefret
- niezwykle
pi�kna, wyj�tkowo inteligentna i nieodmiennie krytyczna wobec zwyczaj�w naszej
zachodniej
cywilizacji. Dziewczyna, kt�ra by�a Wysok� Kap�ank� Izydy w kraju, w kt�rym
wszyscy
chodz� jedynie na wp� odziani, nie mog�a czu� si� dobrze w gorsecie.
Trzecia z obecnych w pokoju os�b stanowi�a w por�wnaniu z t� dw�jk� od�wie�aj�c�
odmian�. Kto� z zewn�trz m�g�by uzna� tego m�odzie�ca za blisko spokrewnionego z
Ramzesem, bo podobnie jak on mia� br�zow� sk�r�, faluj�ce czarne w�osy i ciemne
oczy pod
d�ugimi rz�sami. By�o to jednak przypadkowe podobie�stwo, David by� wnukiem
naszego
szefa rob�t, Abdullaha. Zaprzyja�ni� si� jednak bardzo z Ramzesem i zosta�
cz�onkiem naszej
rodziny od czasu, gdy zamieszka� z bratem Emersona. Nie by� dzi� zbyt rozmowny,
przede
wszystkim chyba dlatego, �e raczej trudno by�o wypowiedzie� si� swobodnie, kiedy
rodzina
zebra�a si� w komplecie. Z ujmuj�cym u�miechem podsun�� mi podn�ek, po czym
postawi� na
stoliku fili�ank� herbaty i talerz z kanapkami.
- Masz zm�czone oczy, Davidzie - stwierdzi�am. - Czy�by� pracowa� nad rysunkami
�wi�tyni w Luksorze przy sztucznym �wietle? Przecie� m�wi�am ci tyle razy, �e
nie powinno
si�...
- Nie przesadzaj, Peabody - przerwa� mi Emerson. - Chcesz mu wm�wi� chorob�,
�eby go
m�c faszerowa� swoimi ohydnymi medykamentami. Napij si� lepiej herbaty.
- Zaraz to zrobi�. Ale David naprawd� nie powinien...
- Chcia� sko�czy� przed wyjazdem do Egiptu - wtr�ci�a Nefret. - Nie obawiaj si�
o jego
wzrok, ciociu Amelio. Ostatnie badania wykaza�y, �e czytanie przy �wietle
elektrycznym wcale
nie szkodzi oczom.
W jej s�owach brzmia�a pewno��, poparta zreszt� medycznymi studiami. Uzyskanie
wst�pu
na uczelni� okaza�o si� nie�atwym zadaniem. Uniwersytet Londy�ski, mimo
protest�w
wydzia�u medycyny (sami m�czy�ni), dopu�ci� wreszcie kobiety do nauki, lecz
inne
uniwersytety wci�� odmawia�y im tego prawa, a przeszkody w dost�pie do praktyki
klinicznej
nie zmala�y prawie wcale od ubieg�ego stulecia. Nefret jednak uda�o si� pokona�
wszystkie te
bariery z pomoc� oddanych sprawie r�wnouprawnienia pa�, kt�re ufundowa�y w
Londynie
kolegium medyczne dla kobiet i wymusi�y na niekt�rych szpitalach dopuszczenie
studentek do
sal chorych i prosektori�w. Zamierza�a kontynuowa� nauk� we Francji lub w
Szwajcarii, gdzie
(cho� to dziwne dla Brytyjczyka) uprzedzenia wobec kobiet-lekarzy nie by�y tak
silne, ale my�l
o opuszczeniu nas by�a jej nienawistna. Uwielbia�a Emersona, kt�ry mi�k� przy
niej jak wosk, a
z Ramzesem byli dla siebie niemal jak rodze�stwo. Innymi s�owy, pozostawali ze
sob� w
najlepszych stosunkach - je�li akurat nie wymieniali uszczypliwo�ci.
- Dlaczego nosisz ten idiotyczny str�j? - spyta�a w�a�nie Ramzesa, przygl�daj�c
si� jego
eleganckiemu ubraniu z kpi�cym u�mieszkiem. - Nie, nie m�w, niech sama zgadn�...
By�a tam
panna Christabel Pankhurst.
- Nie musia�a� zgadywa� - odpar� Ramzes. - Wiedzia�a�, �e przyjdzie.
- A co ma wsp�lnego panna Pankhurst z twoim ubiorem? - zapyta�am podejrzliwie.
- To tylko kiepski �art Nefret - wyja�ni� m�j syn.
- Ha! Zapewniam ci�, drogi ch�opcze, �e przestaniesz to uznawa� za �art, je�eli
nadal
b�dziesz zach�ca� t� dziewczyn�. M�czyzn zazwyczaj bawi� takie podboje, ale tej
bardzo
zdecydowanej m�odej kobiety nie pozb�dziesz si� tak �atwo jak innych.
- O Bo�e! - zawo�a�am. - Jakich innych?
- To kolejny dowcip Nefret - odpar� Ramzes, wstaj�c pospiesznie. - Chod�,
Davidzie,
dotrzymaj mi towarzystwa podczas przebierania. Musz� z tob� porozmawia�.
- Na temat Christabel - doda�a Nefret s�odziutkim g�osikiem.
Ten ostatni �arcik okaza� si� ju� dla Ramzesa nie do strawienia. Zatrzyma� si� w
po�owie
drogi do drzwi.
- Gdyby� uczestniczy�a w demonstracji - powiedzia�, cedz�c jadowicie s�owa -
mog�aby�
osobi�cie oceni� moje zachowanie. Zdawa�o mi si�, �e mia�a� zamiar przyj��?
Nefret przesta�a si� u�miecha�.
- Mhm... mia�am dzi� akurat okazj� przyjrze� si� interesuj�cej sekcji - odpar�a
niepewnie.
- Nie by�o ci� dzisiaj w szpitalu - o�wiadczy� Ramzes.
- Sk�d, u diab�a... - Nefret spojrza�a na mnie, przygryzaj�c warg�. - No dobrze.
By�am na
spacerze. Z przyjaci�k�.
- Znakomicie - stwierdzi�am. - To wyja�nia te urocze kolorki na twoich
policzkach. Nie ma
to jak ruch i �wie�e powietrze.
Ramzes obr�ci� si� na pi�cie i wymkn�� z pokoju, a David za nim.
Zanim zd��yli�my zasi��� do kolacji, oboje ju� si� pogodzili. Nefret odnosi�a
si� do
Ramzesa ze szczeg�ln� s�odycz�, jak zawsze po ka�dej sprzeczce, ale Ramzes by�
wyj�tkowo
milcz�cy, zupe�nie jak nie on. Przekazanie relacji z demonstracji pozostawi�
mnie, co te�
zrobi�am z w�a�ciwym sobie o�ywieniem i humorem. Nie pozwolono mi jednak
sko�czy�, bo
Emerson nie zawsze potrafi doceni� m�j dowcip.
- To niegodne i wulgarne - burkn��. - Bicie policjanta po g�owie tablic�,
wtargni�cie do
cudzego domu! Romer to niepoprawny osio�, nie wierz� jednak, by takie zachowanie
s�u�y�o
waszej sprawie, Amelio. Metoda perswazji jest du�o skuteczniejsza.
- I kto tu m�wi o perswazji! - odparowa�am z oburzeniem. - Czy to nie ty
ubieg�ej wiosny
znokautowa�e� dw�ch konstabli? Czy to nie twoje nieuprzejme uwagi wobec
dyrektora
Departamentu Staro�ytno�ci doprowadzi�y do tego, �e odm�wiono nam wydania
zezwolenia na
poszukiwanie grobowc�w w Dolinie Kr�l�w? Czy to nie...
B��kitne oczy Emersona zw�zi�y si� w szparki, a policzki zaczerwieni�y. Zanim
jednak
zdo�a� co� powiedzie�, Gargery, David i Nefret zacz�li m�wi� wszyscy naraz:
- Mo�e jeszcze galaretki, prosz� pana?
- Jak ci idzie praca nad �Histori��, profesorze?
- Czy ciotka Evelyn, wuj Walter i ma�a Amelia przyjad� jutro czy pojutrze? -
zapyta�a
Nefret.
Skierowane by�o to raczej do mnie ni� do Emersona.
M�j m�� zareagowa� na to jedynie cichym st�kni�ciem, a ja odpowiedzia�am
spokojnie:
- Pojutrze, Nefret. Ale pami�tajcie wszyscy, �eby jej nie nazywa� �ma�� Ameli��,
tylko
Li�.
Ramzes rzadko si� u�miecha�, lecz teraz rysy jego twarzy nieco z�agodnia�y,
przepada�
bowiem za swoj� m�odsz� kuzynk�.
- Nie wiem, czy mi si� to uda - mrukn��. - To takie kochane male�stwo,
zdrobnienie bardzo
do niej pasuje.
- Ona twierdzi, �e dwie Amelie w rodzinie wprowadzaj� zamieszanie - wyja�ni�am.
-
Podejrzewam jednak, �e chodzi bardziej o to, i� tw�j ojciec zwraca si� do mnie
po imieniu
tylko w chwilach irytacji. Przychylno�� i uczucie wyra�a, u�ywaj�c mego
panie�skiego
nazwiska. Nie patrz tak na mnie, Emersonie; wiesz, �e to prawda. Widzia�am, jak
to biedne
dziecko si� wzdryga, gdy s�yszy ten tw�j ryk: �Niech to diabli, Amelio!�.
Do rozmowy w��czy�a si� Nefret, ponownie chroni�c mnie przed ostr� ripost� m�a.
- Czy to ju� ustalone, �e zabieramy j� w tym roku do Egiptu? - zapyta�a.
- Uda�o jej si� przekona� rodzic�w, z pomoc� Davida zreszt�. Evelyn stwierdzi�a,
�e nie
potrafi si� oprze� jego �agodnej perswazji.
David opu�ci� g�ow� i zaczerwieni� si� lekko.
- Amelia to jedyne z ich dzieci zainteresowane egiptologi� - ci�gn�am. - Szkoda
by by�o,
gdyby nie mog�a rozwija� swoich zainteresowa� tylko dlatego, �e jest kobiet�.
- Ach, wi�c to tak ich podszed�e� - powiedzia� Ramzes, spogl�daj�c na swojego
milcz�cego
przyjaciela. - Dla ciotki Evelyn musia� to by� argument nie do odparcia. Ale Lia
jest jeszcze
bardzo m�oda.
- Jest zaledwie dwa lata m�odsza od ciebie, Ramzesie, a ty je�dzi�e� do Egiptu
ju� jako
siedmiolatek.
Ciesz�c si� rodzinn� pogaw�dk�, zapomnia�am o swoim z�ym przeczuciu. Nemezis
jednak
ju� na nas czyha�a i bi�a w dzwon.
Gdy mieli�my wstawa� od sto�u, do jadalni wszed� Gargery. Jeszcze nim otworzy�
usta,
wyraz dezaprobaty na jego twarzy ostrzeg� mnie, �e jest z czego� bardzo
niezadowolony.
- Kto� z policji chce si� zobaczy� z pani� Emerson - oznajmi�. - Poinformowa�em
go, �e
nie przyjmuje pani odwiedzin, lecz nalega�.
- Z pani� Emerson? - zdziwi� si� m�j m��. - Nie ze mn�?
- Nie, prosz� pana. Pyta� tylko o pani� i o pana Ramzesa.
- Do diaska! - wykrzykn�� Emerson i zerwa� si� z krzes�a. - To musi mie� co�
wsp�lnego z
dzisiejsz� demonstracj�. Prosi�em ci�, Ramzesie, �eby� pohamowywa� matk�!
- Zapewniam ci�, ojcze, �e nie zdarzy�o si� tam nic niestosownego - odpar�
Ramzes. -
Gdzie jest ten jegomo��, Gargery?
- W bibliotece, sir. Tam zazwyczaj przyjmuje si� policjant�w, jak s�dz�.
Emerson poszed� przodem, a my za nim.
Okaza�o si�, �e czeka na nas nie mundurowy policjant, lecz wysoki, t�gi
m�czyzna w
wieczorowym stroju. M�j m�� stan�� jak wryty.
- M�j Bo�e, jest jeszcze gorzej, ni� s�dzi�em! - zawo�a�. - Co takiego zrobi�a�,
Amelio, �e
doczeka�a� si� wizyty samego zast�pcy komisarza Scotland Yardu?
By� to w istocie sir Reginald Arbuthnot, doskonale nam znany zar�wno z terenu
towarzyskiego, jak i zawodowego.
- Potrzebujemy tylko zeznania pani Emerson i pa�skiego syna, profesorze -
uspokoi�
mojego m�a. - Sprawa jest bardzo pilna, inaczej nie nachodzi�bym pa�stwa o tej
porze.
- Hmf... - prychn�� Emerson. - Lepiej, �eby istotnie by�a pilna, Arbuthnot. Nic
mniej
powa�nego od morderstwa pope�nionego z zimn� krwi� nie usprawiedliwia...
- Przesta�, m�j drogi, jeste� niegrzeczny - przerwa�am mu. - To uprzejmo�� ze
strony sir
Reginalda, �e sam nas odwiedzi�, zamiast wzywa� do Scotland Yardu. Powiniene�
domy�li� si�
z jego stroju, �e odwo�ano go z przyj�cia lub spotkania towarzyskiego, co
oznacza, �e sytuacja
istotnie jest powa�na. Siadali�my w�a�nie do kawy, sir Reginaldzie. Czy mia�by
pan ochot� si�
do nas przy��czy�?
- Dzi�kuj�, pani Emerson, ale nie mam zbyt wiele czasu. Gdyby zechcia�a mi pani
powiedzie�...
- Po�piech nic nam nie da, sir Reginaldzie. Przypuszczam, �e z�odzieje umkn�li
ju� daleko
ze swoim �upem. Mam nadziej�, �e pan Romer nie ucierpia�? - Korzystaj�c z
g�uchej ciszy,
jaka zapad�a, nacisn�am dzwonek. - Podejrzewam - doda�am, gdy zjawi� si�
Gargery z kaw�
na tacy - �e lepiej panu zrobi szklaneczka brandy. B�agam, niech�e pan wypu�ci
powietrze.
Pa�ska twarz przybra�a do�� niepokoj�c� barw�...
Wydech Arbuthnota przypomina� ma�� eksplozj�.
- Sk�d... - wysapa� - sk�d pani wiedzia�a...
- Rozpozna�am przyw�dc� bandy dzi� po po�udniu, w ka�dym razie tak mi si�
wydawa�o.
Uzna�am to jednak za przywidzenie, nie mia�am bowiem powodu s�dzi�, �e ten
osobnik jest w
Anglii. Ale pa�ska wizyta podpowiedzia�a mi, �e pope�niono przest�pstwo, i to
zwi�zane z
dzisiejsz� demonstracj�, jako �e chcia� pan rozmawia� ze mn� i z Ramzesem. Nie
trzeba
wielkiego geniuszu, by doj�� do jedynego mo�liwego wniosku.
- Do jedynego mo�liwego... - powt�rzy� Arbuthnot. - Sadz�, pani Emerson, �e
p�jd� za
pani uprzejm� sugesti� i poprosz� o brandy.
Emerson, kt�ry przygl�da� si� nam z wyba�uszonymi ze zdumienia oczami, ruszy�
wolnym,
lecz zdecydowanym krokiem do kredensu. Wyj�� korek z karafki i nala� do szklanki
solidn�
porcj�, po czym j� wypi�.
- Nasz go��, Emersonie - przypomnia�am mu.
- Co? Ach tak.
Zaopatrzywszy sir Reginalda, nala� sobie drug� porcj� i wycofa� si� na kanap�,
gdzie usiad�
ko�o Nefret, wci�� wlepiaj�c we mnie spojrzenie. Ramzes, z min� tak niewyra�n�
jak jeszcze
nigdy, poda� pozosta�ym kaw�, po czym r�wnie� usiad� i wbi� we mnie wzrok.
Teraz ju� wszyscy wpatrywali si� we mnie, co by�o bardzo zach�caj�ce. Sir
Reginald,
wch�on�wszy odpowiedni� porcj� brandy, odchrz�kn�� i o�wiadczy�:
- Pani Emerson, przyby�em tu z alarmuj�c� informacj�, kt�ra dotar�a do mnie
ledwie
godzin� temu, a pani ju� wszystko wie. Czy mog� zapyta�, sk�d?
- Mam nadzieje, �e nie podejrzewa mnie pan o przynale�no�� do gangu! - zawo�a�am
ze
�miechem.
- Och... nie, oczywi�cie, �e nie. Sk�d jednak...
Lepiej jest nie m�wi� zbyt du�o samemu, nie znaj�c wszystkich fakt�w.
Powiedzia�am
wi�c tylko:
- Ch�tnie wszystko wyja�ni�, sir Reginaldzie, ale najpierw niech pan mo�e opowie
obecnym, co si� dok�adnie wydarzy�o tego popo�udnia.
Koronnym �wiadkiem policji by� lokaj pana Romera. To nie on otworzy� drzwi -
przeciwnie, jego pan kaza� mu je zamkn�� na klucz. Nie wiedzia�, w jaki spos�b
sforsowano
zamek. Zosta� obezw�adniony przez dwie postawne, muskularne kobiety, kt�re go
obali�y na
ziemi� i zwi�za�y sznurami, wyj�tymi z torebek. Reszta �delegacji� rozproszy�a
si�
natychmiast po domu. Nikt nie powiedzia� ani s�owa, ca�� operacj� przeprowadzono
z
wojskow� precyzj�.
Le��c bezradnie na pod�odze, lokaj widzia�, jak na g�r� wchodzi m�czyzna w
d�ugim
p�aszczu i kapeluszu z opuszczonym rondem. Zaraz potem kolejny m�czyzna,
kt�rego lokaj w
pierwszym momencie uzna� za swojego pana, zszed� na d�, skierowa� si� do drzwi
frontowych, otworzy� je i zwr�ci� si� do zgromadzonych kobiet s�owami, kt�re ju�
przytoczy�am. Zgadza� si� wygl�d, str�j i g�os, lecz domniemany pan Romer, miast
pospieszy�
z pomoc� zwi�zanemu s�udze, wr�ci� na g�r�.
W ci�gu nast�pnej p�godziny o miejscu przebywania intruz�w informowa�y lokaja
tylko
odg�osy ich �wawej krz�taniny. Kiedy znowu pojawili si� w holu, nie�li r�nego
rodzaju
baga�e, ��cznie z du�ym kufrem podr�nym. Byli ubrani w liberie s�u��cych pana
Romera, ale
ich twarzy g��wny lokaj nie zna�. Wynie�li wszystko na dw�r, a potem zjawi� si�
m�czyzna,
udaj�cy pana Romera - odziany teraz w jego ulubiony p�aszcz obszyty futrem.
Towarzyszy�a
mu kobieta, ubrana jak dama, w p�aszczu i du�ym ukwieconym kapeluszu na g�owie.
Rami� w
rami� opu�cili dom, zamykaj�c za sob� drzwi.
Uwolnienie si� zabra�o nieszcz�nikowi ponad godzin�. Powl�k� si� obola�y przez
pokoje i
w ko�cu znalaz� pozosta�ych s�u��cych, zamkni�tych w piwnicy w samej bieli�nie.
W
podobnie kr�puj�cym stroju by� r�wnie� pan Romer, przywi�zany do krzes�a w
bibliotece.
Gabloty, zawieraj�ce bezcenn� kolekcj� egipskich staro�ytno�ci, dok�adnie
opr�niono.
- Kr�tko m�wi�c - podsumowa� sir Reginald - osobnicy, kt�rzy wtargn�li do domu,
wynie�li kolekcj� Romera przebrani za lokaj�w, a policjant przy bramie nie tylko
niczego si�
nie domy�li�, lecz jeszcze pom�g� im za�adowa� skrzynie do powozu. Natomiast
cz�owiek,
kt�rego g��wny lokaj wzi�� za swego pana...
- By� owym osobnikiem w pelerynie i kapeluszu z opuszczonym rondem - wtr�ci�am.
-
Mam �al do siebie, sir Reginaldzie, �e nie zawiadomi�am natychmiast Scotland
Yardu. Licz�
jednak na pa�skie zrozumienie, przyzna pan bowiem, �e chyba �aden z pa�skich
podw�adnych
by mi nie uwierzy�.
- Najpewniej nie, pani Emerson. Czy mam rozumie�, �e rozpozna�a pani tego
cz�owieka
mimo oddalenia i przebrania, kt�re zmyli�o nawet lokaja lorda Romera?
- Nie okre�li�abym tego jako rozpoznanie - odpar�am. - Moda noszenia w�s�w i
br�d, tak
popularna obecnie w�r�d m�czyzn, bardzo u�atwia zadanie szalbierzom. By�o to
raczej
nieokre�lone poczucie, �e jest to posta� znajoma mi z gest�w i ca�ej postawy -
to samo
poczucie, kt�re mnie uderzy�o, kiedy ujrza�am osobnika w pelerynie i kapeluszu.
To mistrz
kamufla�u i zr�cznych zmian mimiki, kt�ry...
- Amelio - przerwa� mi Emerson, oddychaj�c ci�ko przez nos - czy�by� chcia�a
przez to
powiedzie�, �e ten cz�owiek to...
- Mistrz Wyst�pku - doko�czy�am. - A kt� by inny?
Nasze pierwsze spotkanie z tym szczeg�lnym indywiduum mia�o miejsce, gdy
pracowali�my na starych cmentarzyskach w pobli�u Kairu. Rabowanie grobowc�w i
nielegalny
handel staro�ytno�ciami maj� w Egipcie d�ug� tradycj�, jednak po roku 1890
dzia�alno�� ta
gwa�townie przybra�a na sile. Sta�o si� jasne, �e tym nikczemnym procederem
zacz�� zajmowa�
si� jaki� przest�pczy geniusz. Dodam, �e wniosek ten by� oczywisty tylko dla
mnie i dla
Emersona, bo w�adze policyjne s� nagminnie opiesza�e w rozumowaniu i niech�tne
nowym
ideom. Policja zmuszona by�a przyzna� nam racj� dopiero wtedy, kiedy odkryli�my
tajn�
kwater� Sethosa, lecz nawet jeszcze teraz, jak s�ysza�am, pewne osoby wci��
twierdz�, �e nikt
taki nie istnieje.
Chocia� uda�o nam si� przejrze� niekt�re z najbardziej �ajdackich plan�w
Sethosa, on sam
jak dot�d zawsze nam si� wymyka�. Od naszej ostatniej z nim styczno�ci up�yn�o
ju� kilka lat;
przez pewien czas my�leli�my nawet, �e nie �yje. Jego przest�pcz� organizacj�
usi�owa�o
przej�� kilku podobnych niegodziwc�w, zmierzaj�cych do tego samego celu. Teraz
jednak
wygl�da�o na to, �e Sethos odbudowa� swoj� szajk�, i to nie w Egipcie, lecz w
Europie -
g��wnie w Anglii.
Usi�owa�am wyt�umaczy� to wszystko zdezorientowanemu sir Reginaldowi, kiedy mi
zn�w przerwano. Oczekiwa�am raczej wybuchu Emersona, kt�rego gwa�towny charakter
i
niepohamowany j�zyk zyska� mu w�r�d Arab�w przydomek �Ojca Przekle�stw�, tym
razem
jednak wszed� mi w s�owo Ramzes.
- Panna Christabel Pankhurst powiedzia�a mi o czym�, co zdaje si� potwierdza�
twoj�
teori�, mamo, cho� w�wczas nie przywi�zywa�em wagi do jej s��w. Ot� pani
Markham i jej
grupa przy��czy�y si� do ruchu sufra�ystek dopiero w czerwcu, gdy ju�
opu�cili�my Londyn. W
tym samym czasie zacz�o dzia�a� aktywnie wi�cej zaprzyja�nionych �pa�, zapewne
tych,
kt�re wtargn�y do domu Romera. Uderzy�o mnie wtedy, �e pani Pankhurst nie
przy��czy�a si�
do delegacji.
- Zgoda, lecz jednak... - sir Reginald zawaha� si� - wszystko to tylko
niepotwierdzone
domys�y.
- Potwierdza je rezultat ca�ej tej historii - odpar� z irytacj� m�j potomek, jak
zwykle
uprzedzaj�c moje s�owa. - Z�odzieje nie byli zwyk�ymi rabusiami, najwyra�niej
ich celem by�a
wy��cznie kolekcja staro�ytno�ci Romera, jedna z naj�wietniejszych na �wiecie.
Mistrz
Wyst�pku specjalizuje si� w sztuce egipskiej, a pomys� wykorzystania organizacji
sufra�ystek,
by dosta� si� do domu zagorza�ego przeciwnika prawa g�osu dla kobiet, jest
bardzo
charakterystyczny dla jego ironicznego poczucia humoru.
- Lecz jednak... - powt�rzy� sir Reginald niczym zepsuta p�yta gramofonowa -
lecz
jednak...
- Je�li to Sethos, nigdy go nie z�apiecie - wtr�ci� Emerson. O stanie jego
umys�u �wiadczy�
fakt, i� nawet nie przeprosi� za swoj� obcesowo��, do kt�rej my, domownicy,
zd��yli�my ju�
przywykn��. - Ale �ycz� panu powodzenia, komisarzu, nic bowiem nie ucieszy mnie
bardziej
ni� widok tego cz�owieka na �awie oskar�onych. Opowiedzieli�my ju� panu
wszystko, co
wiemy, sir Reginaldzie. Mo�e by�oby lepiej, gdyby pan wzi�� si� zaraz do roboty,
zamiast tu
siedzie� i popija� brandy?
Z manuskryptu H
Ramzes otworzy� drzwi swego pokoju.
- Puka�a�? - spyta� z udawanym zdziwieniem. - Sk�d ta odmiana?
Nefret w�lizn�a si� do �rodka, ci�gn�c za sob� ogon szlafroka niczym tren
kr�lewskiej szaty.
- Nie pr�buj mnie spycha� do defensywy, Ramzesie, nie pozwol� ci na to. Jak
�mia�e�
mnie szpiegowa�?
Zaatakowany zerkn�� mimowolnie na Davida, kt�ry wzruszy� ramionami, okazuj�c w
ten spos�b, �e nie zamierza bra� udzia�u w sprzeczce.
- To niczym nieuzasadnione i niczym niepoparte oskar�enie - odpar� Ramzes.
Ale jego spokojna odpowied� tylko rozjuszy�a Nefret.
- Uzasadnione jak cholera! - krzykn�a. - Przyszed�e� do szpitala sprawdzi�, czy
tam
rzeczywi�cie jestem. Nie by�o mnie, prawda?
- Najwyra�niej nie.
Wpatrywali si� w siebie w napi�ciu i David uzna�, �e czas interweniowa�, zanim
powiedz� sobie co� naprawd� przykrego.
- Jestem pewien - powiedzia� - �e Ramzes poszed� tam jedynie po to, by ci�
zapyta�,
czy chcesz mu towarzyszy� na spotkaniu sufra�ystek. Czy� nie tak, m�j ch�opcze?
Ramzes skin�� tylko g�ow�, gdy� g�o�ne �tak� prawdopodobnie uwi�z�oby mu w
gardle.
- Nie trzeba by�o o tym m�wi� przy ciotce Amelii i wuju, Ramzesie - o�wiadczy�a
Nefret.
- To ty zacz�a�.
- Dowcipkuj�c na temat Christabel? - za�mia�a si� Nefret. Nie potrafi�a si�
d�ugo
gniewa�.
- Wiesz, �e ta dziewczyna cholernie ma�o mnie obchodzi!
- M�j drogi, c� za nied�entelme�ska wypowied�. Przecie� ona...
- Nie zaczynajcie znowu! - przerwa� im David, kt�ry nigdy nie wiedzia�, czy ma
si�
�mia�, z�o�ci�, czy bra� czyj�� stron�, kiedy tych dwoje wdawa�o si� w podobn�
wymian�
zda�. Nefret by�a jedn� z nielicznych os�b na �wiecie zdolnych wyprowadzi�
Ramzesa z
r�wnowagi, a David by� w og�le jedynym cz�owiekiem, kt�ry wiedzia�, dlaczego tak
si�
dzieje. - Zjawi�a� si� w odpowiednim momencie, Nefret - powiedzia� w nadziei
przerwania
sprzeczki. - Rozmawiali�my w�a�nie o powrocie Mistrza Wyst�pku. Ramzes mia� mi
opowiedzie�, co wie o tym tajemniczym indywiduum.
- Przepraszam, Ramzesie - mrukn�a Nefret, siadaj�c ze skrzy�owanymi nogami na
pod�odze. - Nie powinnam ci� by�a oskar�a� o szpiegowanie.
- Nie powinna�.
- A teraz ty mnie przepro�.
- Niby za co? - naje�y� si� Ramzes, ale pochwyci� spojrzenie Davida i opanowa�
si�. -
Dobrze wi�c, przepraszam.
- Zatem wszystko wybaczone. Ciesz� si�, �e tu przysz�am, bo umieram z ciekawo�ci
co do Sethosa. Prawd� m�wi�c, uwa�a�am go zawsze za... no, mo�e niezupe�nie za
wytw�r wyobra�ni ciotki Amelii, ale na pewno jest to przyk�ad jej sk�onno�ci do
przesady.
- Jej zami�owania do melodramatu, chcia�a� powiedzie� - doda� Ramzes i r�wnie�
usiad� na pod�odze na arabsk� mod��.
Nefret z u�miechem wzi�a papierosa, kt�rym j� pocz�stowa�.
- Nie jeste�my jednak ca�kiem w porz�dku, Ramzesie. Ciotka Amelia nie musi
fantazjowa�, bo takie rzeczy naprawd� jej si� przydarzaj�, ale co� przed nami
ukrywa. W
takich przypadkach zawsze patrzy cz�owiekowi prosto w oczy i m�wi bardzo szybko
bardzo
stanowczym tonem. Profesor zreszt� tak�e co� ukrywa. C� to za tajemnica
zwi�zana z
Sethosem, kt�rej oboje tak pilnie strzeg�?
- Ju� ci o tym m�wi�em.
- Bardzo og�lnikowo. Wiem, �e to od niego nauczy�e� si� sztuki kamufla�u...
- To niezupe�nie prawda - zaprotestowa� Ramzes. - Kiedy ojciec zmusi� Sethosa do
ucieczki z jego kwatery g��wnej, sta�em si� posiadaczem jego kolekcji przebra�,
jednak
jego sztuczki sam rozgryz�em i jeszcze je udoskonali�em.
- Wobec tego wybacz.
- Wybaczam.
- Ramzesie... - zacz�� David.
- Tak, tak. Przekaza�em wam wszystko, co wiem o tym cz�owieku. Kiedy si� na
niego
natyka�em, za ka�dym razem by� doskonale zama