8218
Szczegóły |
Tytuł |
8218 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8218 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8218 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8218 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Graham Masterton
Zwierciad�o piekie�
Prze�o�y�a Paulina Braiter
Wydanie oryginale: 1988
Wydanie polskie: 1992
A Francois Truchaud
Merci, mon ami!
1.
Morris Nathan uni�s� do oczu z�o�one niby lorgnon okulary przeciws�oneczne i z
zadowoleniem przyjrza� si� swej czwartej �onie kr���cej leniwie po basenie na
materacu.
� Martin � rzek� � powiniene� oszcz�dza� energie. Nikt, ale to nikt nie b�dzie
chcia�
zrealizowa� filmu o Boofulsie. Jak my�lisz, czemu do tej pory kto� si� tym nie
zaj��?
� Mo�e nikt o tym nie pomy�la�? � zasugerowa� Martin. � Albo i pomy�la�, ale
uzna� to za
zbyt oczywiste. Dla mnie jednak to naturalne. Z�otow�osy ch�opczyk ze stanowego
sieroci�ca
w Idaho staje si� �wiatow� gwiazd�. I to w nieca�e trzy lata.
� Tak, jasne � zgodzi� si� Morris. � Po czym zostaje por�bany na wi�cej
kawa�k�w, ni�
liczy sobie przeci�tna uk�adanka.
Martin odstawi� szklank�.
� No c�, zgadza si�. Ale wszyscy o tym wiedz�, to znaczy stanowi to cz��
podstawowej
legendy, tote� nie pokazuj� jego �mierci. �adnych plastycznych szczeg��w.
Widzimy tylko,
jak odje�d�a ze studia tego ostatniego wieczoru. Troch� przypomina to Butcha
Cassidy i
Sundance Kida. Pami�tasz tamto zako�czenie.
Morris opu�ci� okulary i przyjrza� mu si� z namys�em.
� Wiesz co, Martin? Przez d�ugi czas oszukiwa�em si�, �e �eni� si� dla
intelektu, czy
uwierzysz? Konwersacja, dowcip, g��bia � tego szuka�em w kobiecie. A
przynajmniej
wmawia�em sobie, �e tego w�a�nie pragn�. Trzy moje pierwsze �ony mia�y uko�czone
studia.
No, pami�tasz Sherri, t� trzeci�? Pytam si�, kto m�g�by j� zapomnie�? Ale potem,
pewnego
dnia, ju� po naszym rozwodzie, przegl�da�em album z fotografiami i zda�em sobie
spraw� z
tego, �e wszystkie moje �ony mia�y jedn� wsp�ln� cech� i nie by� to bynajmniej
intelekt.
Odwr�ci� si� i mi�o�nie spojrza� na dwudziestodziewi�cioletni� rudow�os� kobiet�
w sk�pym
szyde�kowym bikini, zataczaj�c� kr�g za kr�giem na zmarszczonej bryz�
powierzchni basenu.
� Bufory. Oto, dlaczego j� po�lubi�em. I by�em g�upcem, wstydz�c si� przed sob�
do tego
przyzna�. Zupe�nie jak faceci, kt�rzy kupuj� Playboya wmawiaj�c sobie, �e to
tylko dla
artyku��w. � Otar� usta wierzchem d�oni. � Zgoda, to infantylne. Ale to mi si�
w�a�nie
podoba. Bufory.
Martin os�oni� oczy r�k� i zerkn�� na kobiet� w basenie.
� Czyli tym razem dokona�e� dobrego wyboru?
� No jasne. Bo Alison ma figur� bez rozumu. Je�li odejmiesz jej iloraz
inteligencji od
obwodu biustu, otrzymasz liczb� trzycyfrow�. I mo�esz mi wierzy�, �e je�li
kiedy� jeszcze
spotkam babk�, kt�ra na mnie podzia�a, b�dzie to jedyna interesuj�ca mnie
statystyka.
Martin odczeka� chwil� przed powrotem do tematu Boofulsa. Nie chcia�, aby Morris
pomy�la� sobie, �e nie ciekawi go Alison, znikomo�� jej inteligencji ani ogrom
biustu.
Podni�s� do ust swoj� w�dk� z sokiem pomara�czowym, wolno wys�czy� �yk, po czym
z
powrotem odstawi� j� na bia�y st� z lanego �elaza.
� Mam tu streszczenie, gdyby� chcia� rzuci� na nie okiem � zaproponowa�,
odchrz�kuj�c.
Morris wolno potrz�sn�� g�ow�.
� Martin, to trucizna. Wszyscy producenci, o kt�rych jestem w stanie pomy�le�,
znienawidz� ten pomys�. Jest na nim pi�tno Kaina, ca�a ohyda spraw Fatty�ego
Arbuckle�a,
Lupe Yeles czy Sharon Tate. Zapomnij o tym. Wszyscy inni ju� dawno to zrobili.
� Wci�� jednak czasami wieczorem pokazuj� jeszcze w telewizji Gwi�d��cego
Ch�opca �
nalega� Martin. � Niemal ka�dy, kogo zapytasz, pami�ta co najmniej dwie linijki
�Heartstrings�, nawet je�li nie wie, kto pierwszy to �piewa�.
Morris milcza� przez d�ug� chwil�. Para kalifornijskich przepi�rek z trzepotem
wyl�dowa�a na dachu basenowej przebieralni zbudowanej w stylu Tudor�w, zacz�a
�wierka�
i rozgl�da� si� za pra�onymi fistaszkami. W ko�cu powiedzia�:
� Martin, jeste� dobrym scenarzyst�. Pewnego dnia zostaniesz bogatym
scenarzyst�,
oczywi�cie je�eli dopisze ci szcz�cie. Ale je�li b�dziesz �azi� po Hollywood,
pr�buj�c
wepchn�� komu� akurat ten temat, to sko�czysz jako �aden autor, zero, bo nikt
nie zechce si�
z tob� zadawa�. Zr�b sam sobie przys�ug� i zapomnij o tym, �e Boofuls
kiedykolwiek istnia�.
� Daj spok�j, Morris, to idiotyczne. To jakby upiera� si�, �e nigdy nie by�o
Shirley
Tempie.
� Niezupe�nie. W ko�cu Shirley Tempie nie zosta�a zar�bana na �mier� przez swoj�
babk�, prawda?
Martin zwin�� scenariusz w rulon i uderzy� nim w d�o�.
� Nie wiem, Morris. To co�, co naprawd� chcia�bym zrobi�. Jest w tym absolutnie
wszystko. Piosenki, taniec, sentymentalna historyjka.
Alison przyp�yn�a do brzegu i wspi�a si� na kraw�d� basenu. Morris obserwowa�
j�
wzrokiem dobrotliwego posiadacza; poczerwienia�e od s�o�ca r�ce spl�t� na
brzuchu niczym
Budda.
� Czy� nie jest �wietna? � zwr�ci� si� do ca�ego �wiata.
Martin skin�� ku niej g�ow�.
� Jak leci?
Alison u�cisn�a wyci�gni�t� d�o�, ochlapuj�c wod� jego i scenariusz.
� W porz�dku, dzi�ki. Cho� wydaje mi si�, �e chyba zaczyna mi si� �uszczy� sk�ra
na
nosie. Jak my�lisz?
� Powinna� u�ywa� olejku, kwiatuszku � odpar� Morris.
Alison by�a bardzo �adna, tym specjalnym rodzajem pustej urody. Zadarty,
piegowaty
nos. Bladozielone oczy. Szeroki, z dentystycznego punktu widzenia bezb��dny
u�miech.
I naprawd� ogromne piersi, ka�da r�wnie du�a jak jej g�owa, ledwo mieszcz�ce si�
w
szyde�kowym staniczku bikini. Po kr�tkich obliczeniach Martin doszed� do
wniosku, �e jej
iloraz inteligencji wynosi� 29, plus minus par� centymetr�w.
� Zostaniesz na obiedzie? � zapyta�a Alison. � B�dzie tylko jogurt i owoce.
Wiesz � moja
linia i brzuszek Morriego.
Martin pokr�ci� g�ow�.
� Przyszed�em tylko pokaza� Morrisowi m�j nowy scenariusz.
Alison zachichota�a i nachyli�a si�, aby poca�owa� Morrisa w pomarszczone,
szkar�atne
czo�o.
� Mam nadziej�, �e mu si� spodoba�. Zrz�dzi� dzi� caaaa�y dzie�.
� Niespecjalnie. Tak naprawd�, to wzbudzi� jego �yw� niech��.
� Och, Morry � nad�sa�a si� Alison.
Morris wyda� z siebie d�ugie, przeci�g�e westchnienie.
� Martin napisa� scenariusz o Boofulsie.
Alison skrzywi�a si� z dziecinnym niesmakiem.
� Boofuls? Nic dziwnego, �e Morry�emu si� to nie podoba�o. To takie okropne. To
ma
by� horror?
� Nie � wyja�ni� Martin, staraj�c si� zachowa� cierpliwo��. � Musical oparty na
jego
�yciu. Chcia�em opu�ci� to, co si� zdarzy�o na ko�cu.
� Ale jak chcesz to zrobi�? � niewinnie zapyta�a Alison. � No wiesz, je�li
m�wisz
�Boofuls�, to jest to jedyna rzecz, jak� si� pami�ta. To znaczy, co si� z nim w
ko�cu sta�o.
Morris wzruszy� ramionami, jakby potwierdza�o to ostatecznie jego opini�. Je�li
dziewczyna tak t�pa jak Alison uwa�a�a, �e scenariusz na temat Boofulsa to
okropny pomys�,
to co tu m�wi� o Paramouncie? Albo M-G-M, gdzie Boofuls kr�ci� sw�j ostatni, nie
doko�czony film w dniu, kiedy zosta� zamordowany?
Martin dopi� drinka i wsta�.
� Chyba b�d� lecia�. Musz� jeszcze sko�czy� t� przer�bk� Dru�yny A.
Morris z powrotem opad� na sw�j materac, a Alison przysiad�a na jego grubym,
w�ochatym udzie.
� S�uchaj � powiedzia�. � Nic mog� ci zabroni�, �eby� pr�bowa� sprzeda� ten
pomys�.
Moja rada jednak brzmi: nie r�b tego. Nic dobrego z tego nie b�dzie, a mo�e ci
to bardzo
zaszkodzi�. Je�li jednak b�dziesz pr�bowa�, nie mieszaj mnie do tego.
Zrozumia�e�?
� Jasne, Morris � odpar� Martin �wiadomie wywa�onym tonem. � Rozumiem. Dzi�ki za
po�wi�cenie mi cennego czasu.
Przeci�� �wie�o podlany trawnik, id�c w stron� tylnej bramy. Jego wyblak�y
mustang
koloru mosi�dzu zaparkowany by� w cieniu eukaliptusa tu� za furtk�. Rzuci�
scenariusz na
przednie siedzenie, wsiad� i uruchomi� silnik.
� Morris Nathan, arbiter dobrego smaku � powiedzia� na g�os, ha�a�liwie
wykr�caj�c w
Mulholland Drive. � Bo�e, chro� nas od agent�w i wszystkich ich spraw.
* * *
Podczas jazdy do mieszkania na Franklin Avenue s�ucha� �cie�ki d�wi�kowej ze
S�onecznej serenady, ostatniego musicalu Boofulsa, podkr�ciwszy g�o�no��
magnetofonu do
oporu. Kiedy zatrzyma� si� na �wiat�ach przy ko�cu Mulholland, dwie piegowate od
s�o�ca
nastolatki na rowerach spojrza�y na niego ciekawie, po czym zachichota�y.
Przeci�g�e
smyczki orkiestry studia M-G-M i wysoki piskliwy g�os Boofulsa �piewaj�cego
�Zmie�
pokruszone promyki s�o�ca� nie by�y raczej muzyk�, jakiej mo�na by oczekiwa� w
samochodzie szczup�ego trzydziestoczterolatka w okularach, ubranego w wyp�owia��
kraciast� koszul� i wytarte d�insy.
� Mo�e zata�czymy? � �artobliwie zaproponowa�a jedna z nich.
Obdarzy� j� sk�pym u�miechem i potrz�sn�� g�ow�. Wci�� jeszcze czu� w�ciek�o��
na
Morrisa za tak ca�kowite zmia�d�enie jego projektu. Kiedy pomy�la� o niekt�rych
beznadziejnych pomys�ach Morrisa, nie m�g� nawet w cz�ci poj��, czemu agent
uzna�
Boofulsa za tak� potworno��. Na mi�o�� bosk�, zrobiono przecie� filmy m. in. o
Jamesie
Deanie, zawale Patricii Neal i raku ko�ci Teda Kennedy�ego. I to ma by� dobry
smak? Co
by�o takiego odstr�czaj�cego w Boofulsie?
Z piskiem zdartych opon zjecha� z Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca. Zaparkowa� na
ulicy,
bo w�a�ciciel domu, pan Capelli, zawsze wola� na noc wstawi� swego
dziesi�cioletniego
lincolna do gara�u, w obawie, by kto� go nie porysowa�, by nie opad� na� py�ek z
kwitn�cych
drzew lub przelatuj�cy ptak nie o�mieli� si� zapaskudzi� go cz�ciowo strawionym
ziarnem.
Za plecami gospodarza Martin nazywa� lincolna �Mafiamobil�.
Na g�rze, w niewielkim mieszkaniu, brudna fili�anka i talerze po �niadaniu i
kolacji
wci�� jeszcze le�a�y nietkni�te w kuchennym zlewie, dok�adnie tak, jak je
zostawi�. By� to
jeden z aspekt�w samotnego �ycia, do kt�rego ci�gle jeszcze nie m�g� przywykn��.
Przez
otwarte drzwi sypialni wida� by�o zmi�toszon� po�ciel na ��ku, w kt�rym sypia�
teraz sam, i
wielki plakat pod szk�em z Gwi�d��cego Ch�opca, pierwszego musicalu Boofulsa.
Przeszed�
do pustego, pomalowanego na bia�o pokoju sto�owego. Sta�a tam jedynie samotna
staro�wiecka sofa, obita gobelinem, i szare stalowe biurko przy oknie. Jane
zabra�a ca��
reszt�. Po prostu wmaszerowali wraz z jej nowym przyjacielem i wynie�li
wszystkie rzeczy,
podczas gdy Martin nie przerywa� pisania.
Facet mia� nawet czelno�� postuka� w biurko i zapyta� Jane:
� To te� chcesz?
Nie podnosz�c wzroku znad dziesi�tej wersji kolejnego odcinka Dru�yny A, Martin
swym
akcentem Johna Wayne�a odpar�:
� Dotknij go tylko, frajerze, i jeste� trupem!
Odej�cie Jane przynios�o ze sob� natychmiastow� ulg�.
Koniec regularnego wsp�zawodnictwa w krzykach, koniec napi�� i konflikt�w
charakteryzuj�cych ich ma��e�stwo. Umo�liwi�o to mu r�wnie� kontynuowanie pracy
przez
ca�y dzie� i p� nocy bez �adnych przeszk�d. Dzi�ki temu w�a�nie zdo�a� uko�czy�
scenariusz
Boofulsa w cztery dni. Po trzech tygodniach zaczyna� sobie jednak zdawa� spraw�
z tego, �e
praca to zdecydowanie nie wszystko. Mo�e Jane by�a wymagaj�ca, niezr�czna i
uparta,
przynajmniej jednak mia� kogo� inteligentnego, z kim m�g� pogada� i podzieli�
si�
prze�yciami, kogo m�g� si� trzyma�. Co za sens mia�o samotne siedzenie przed
telewizorem,
popijanie wina i towarzysz�cy ogl�daniu kolejnej komedii �miech, na kt�ry
odpowiada�o
jedynie echo?
Martin po�o�y� odrzucony scenariusz na biurko. Sta�a na nim jedynie IBM-owska
elektryczna maszyna do pisania, stos papieru i czarno-bia�e reklamowe zdj�cie
Boofulsa w
mosi�nej oprawie. Zdj�cie by�o podpisane: �Dla Moiry, z pozdrowieniami od
Boofulsa�.
Martin znalaz� t� fotografi� w �Reel Thing�, sklepie z filmowymi pami�tkami na
Bulwarze
Hollywoodzkim. Nie mia� poj�cia, kim mog�a by� Moira.
�cian� nad biurkiem od sufitu do pod�ogi pokrywa�y zdj�cia, plakaty, listy i
wycinki,
wszystkie zwi�zane z Boofulsem. Oto Boofuls ta�cz�cy z Jenny Farr w S�onecznej
serenadzie. Boofuls w ubranku marynarskim, Boofuls w makiecie aeroplanu w Ta�cu
w
chmurach. Autentyczny list od prezydenta Roosevelta z podzi�kowaniem za
podniesienie
ducha og�u dzi�ki piosence: �Marsz, marsz, marsz Ameryko!� I po��k�a tytu�owa
strona
Los Angeles Times z soboty 19 sierpnia 1939 roku: �Boofuls zamordowany.
Kochaj�ca babcia
�wiartuje dzieci�c� gwiazd�, a sama si� wiesza.�
Przez d�ug� chwil� Martin sta�, wpatruj�c si� w te nag��wki. Nagle z
rozdra�nieniem
zdar� gazet� ze �ciany i zmi�� j� w kul�. Jednak gniew min�� mu pr�dko.
Ostro�nie roz�o�y�
dziennik na biurku i wyg�adzi� go d�oni�.
Zawsze, nawet gdy by� ma�ym ch�opcem, zachwyca�y go hollywoodzkie musicale z lat
trzydziestych. Pomys� napisania musicalu Boofuls! wyklu� si� w jego umy�le tego
samego
dnia, kiedy zaj�� si� scenopisaniem (cudowny, dawno miniony pierwszy tydzie�,
gdy sprzeda�
Glenowi A. Larsenowi Faceta na dnie). Boofuls! przez cztery lata l�ni� gdzie� w
oddali �
z�ocista wizja, jedyna szansa na s�aw� i chwa��. Boofuls! � musical napisany
przez Martina
Williamsa. Rzecz jasna, nie potrafi� napisa� muzyki, nie by�o jednak takiej
potrzeby. Boofuls
nagra� ponad czterdzie�ci w�asnych piosenek, w wi�kszo�ci autorstwa Glazera i
Hansona.
Ka�da piosenka by�a b�yskotliwa, przebojowa, a wi�kszo�� z nich ca�kowicie
zapomniano,
tote� jakiekolwiek studio mog�o je kupi� bardzo tanio. W opinii Martina Boofuls!
stanowi�
gotowy hit, a nikt o tym jeszcze nie pomy�la�.
Morris Nathan mia� nasrane w g�owie. By� po prostu zazdrosny, bo nie wpad� sam
na ten
pomys�, a tak�e dlatego, �e Martin wykaza� pierwsze objawy samodzielno�ci
tw�rczej. Morris
wola� pokornych autor�w. To dlatego ludzie tacy jak Stephen J. Cannell czy Mort
Lachman
zawsze przychodzili do niego z przer�bkami. Autorzy Morrisa, je�li si� im ka�e,
przerobi�
scenariusz odcinka i sto razy, nigdy nie protestuj�c. A przynajmniej nie na
g�os. Tacy
galernicy Hollywood.
Chocia� nigdy nie pracowa�o mu si� dobrze, kiedy si� napi�, Martin podszed� do
parapetu
i odkorkowa� dwulitrow� butelk� czerwonego chardonnay, trzyman� na uczczenie
entuzjastycznego przyj�cia Boofulsa przez Morrisa Nathana. Nala� sobie pe�n�
szklank� i
wypi� od razu po�ow�. Morris Nathan. Co za szuja.
Nachyli� si� nad przeno�nym magnetofonem kasetowym Sony, jedynym sprz�tem, jaki
zostawi�a mu Jane, i przewin�� do pocz�tku �Gwi�d��cego Ch�opca�. Znowu
zabrzmia�y
przeci�g�e smyczki, dobrze znany wst�p, i wreszcie g�os dawno ju� nie �yj�cego
dziecka
zacz�� �piewa�:
Tyle razy gdzie� zmyka�e�
I robi�e� nie te rzeczy.
Tyle razy chwyta� ci� strach.
Lecz nie �mia�e� my�le� o �zach.
By�e� � Gwi�d��cym Ch�opcem!
Martin opar� si� o okno i wyjrza� na s�siednie podw�rze, sk�adaj�ce si� w
g��wnej mierze
z basenu otoczonego jaskraw� zieleni� sztucznego trawnika. Maria zn�w tam by�a
na swoim
dmuchanym materacu. Jej nos i sutki ochrania�y papierowe kr��ki. Maria pracowa�a
jako
kelnerka w koktajl-barze Hyatta na Bulwarze Zachodz�cego S�o�ca. Nazywa�a si�
Bocanegra
i mia�a uda jak Carmen Miranda. Martin zaprosi� j� kiedy� na randk�, pi�tna�cie
sekund
przedtem, nim zza rogu domu wy�oni� si� pot�ny latynoski kulturysta o twarzy
poznaczonej
�ladami po ospie, kt�ry obj�� j� ramieniem, wyszczerzy� z�by do Martina i
zapyta�:
� Como la va, hombre?
Martin wydusi� z siebie kr�tkie �Hasta luego� i to by� pocz�tek i koniec
pi�knego
zwi�zku.
S�cz�c wino pomy�la� o powrocie do przer�bki Dru�yny A, jednak wczucie si� w
ostatnie
szale�cze wybryki Murdocka by�o bardzo trudne, gdy czu� takie przygn�bienie z
powodu
Boofulsa. Wyszepta� do wt�ru ta�my:
� �By�e� � Gwi�d��cym Ch�opcem!�
W tym momencie zad�wi�cza� telefon. Przez chwil� pozwoli� mu dzwoni�. Domy�la�
si�,
�e to najprawdopodobniej Morris, kt�ry chce si� dowiedzie�, kiedy b�dzie gotowy
scenariusz.
Bior�c pod uwag�, jak si� w tej chwili czu�, odpowied� brzmia�a: w styczniu
2010. Wreszcie
jednak Martin odwr�ci� si� od okna i podni�s� s�uchawk�.
� Halo? Martin Williams.
� Cze��, Martin! � odpowiedzia� mu entuzjastyczny g�os. � Tak si� ciesz�, �e
uda�o mi si�
ciebie z�apa�! Tu Ranione!
� O, cze�� Ramone. � Ranione pracowa� za lad� w �Reel Thing�, sprzedaj�c
wszystko, od
pami�tkowych program�w z premiery Przemin�o z wiatrem do kolczyk�w Idy Lupino.
To
w�a�nie Ramone, bardziej ni� ktokolwiek inny, pom�g� mu skompletowa� unikaln�
kolekcj�
pami�tek po Boofulsie.
� S�uchaj, Martin, mam tu co� naprawd� ciekawego. Dzi� rano przysz�a do sklepu
pewna
kobieta i powiedzia�a, �e ma na sprzeda� ca�y komplet mebli.
Martin odchrz�kn��.
� Pewnie, przyda�yby mi si� jakie� meble. My�la�em jednak raczej o wycieczce do
magazynu meblowego w Burbank. Nie sta� mnie na �adne antyki.
� Nie, nie, zupe�nie nie �apiesz, o co chodzi. Ta kobieta kupi�a cz��
umeblowania starego
domu Boofulsa. Rozumiesz, po �mierci dzieciaka odby�a si� licytacja i sprzedano
wszystko:
zas�ony, sto�y, no�e i widelce. Nawet ca�e jedzenie z lod�wki. Wyobra� sobie, co
za �wir
chcia�by zje�� lody zamordowanego dziecka?
� I co? Ta kobieta kupi�a cz�� mebli?
� Mo�e nie osobi�cie, tylko jej m��, ojciec czy kto� taki. W ka�dym razie ma �
pozw�l
mi sprawdzi�, zrobi�em sobie spis � ma dwa fotele, barek, kanap�, cztery
taborety i lustro.
� Masz zamiar to dla niej sprzeda�?
� Nie, meble to nie moja dzia�ka. A poza tym � sam wiesz � poza tob� nikt inny
nie jest
raczej zainteresowany Boofulsem. Poradzi�em jej, �eby da�a og�oszenie do gazety.
Mo�e jaki�
zboczeniec si� zainteresuje.
� Co chcesz przez to powiedzie�? �e te� jestem zbocze�cem?
� Daj spok�j, stary, wiem, �e jeste� w porz�dku. Powiniene� zobaczy� go�ci, co
przychodz� tu pogrzeba� w bieli�nie Carole Landis, czy inne tego typu sprawy.
� Jasne, ch�tnie obejrza�bym te meble, ale naprawd� nie mam akurat na zbyciu
got�wki.
� To ju� twoja sprawa � odpar� Ramone. � Je�li jednak jeste� zainteresowany,
kobieta
nazywa si� pani Harper i mieszka na Hillrise pod numerem 1334. Nic si� nie
stanie, je�eli
rzucisz na nie okiem.
� Dobra, chyba masz racj�. Dzi�ki, �e o mnie pomy�la�e�.
� Nie ma sprawy, stary. Ilekro� s�ysz� nazwisko Boofuls, natychmiast my�l� o
tobie.
� Mam nadziej�, �e to komplement.
� De nada � odpowiedzia� Ramone i roz��czy� si�.
Martin sko�czy� wino. Wiedzia�, co powinien zrobi� � zasi��� sumiennie do
maszyny,
wkr�ci� w ni� kartk� papieru i zabra� si� za pisanie Dru�yny A. Cho�by si� nawet
nie zgadza�
z Morrisem i jakkolwiek by� ura�ony jego reakcj� na Boofulsa, by� to jednak
przedsi�biorczy
agent o doskona�ych kontaktach, kt�ry dawa� mu mo�no�� zarabiania pi�rem.
Ca�kiem
mo�liwe, �e je�eli Martin nie sko�czy do jutra tej przer�bki, Morris nigdy ju�
nie zdo�a
sprzeda� jego roboty Stephen J. Cannell Productions.
Ale, do cholery, by� tak zniech�cony i tak mia� dosy� pisania b�yskotliwego,
bezsensownego dialogu. Wyprawa na Hillrise Avenue, maj�ca na celu obejrzenie
autentycznych mebli Boofulsa, mog�a by� w�a�nie tym, czego potrzebowa� dla
podtrzymania
si� na duchu. Nawet samo dotkni�cie ich to ju� by�oby co�: dotkn�� tych w�a�nie
mebli, na
kt�rych siadywa� ma�y Boofuls. Sprawi�oby to, �e Boofuls wyda�by si� bardziej
realny, a
Morris Nathan bardziej ulotny � w tym momencie za� Martin nie by� w stanie
wymy�le�
lepszego lekarstwa.
* * *
Hillrise Avenue to ulica stromo wznosz�ca si� za Zbiornikiem Hollywoodzkim. W
1952
roku tutejsze domy stanowi�y awangard�, obecnie zaczyna�y pojawia� si� na nich
oznaki
zaniedbania i zniszczenia. Hillrise by�a jedn� z tych okolic, kt�re jako� nigdy
nie sta�y si�
modne i teraz z rezygnacj� niszcza�y, stanowi�c ewentualn� szans� zysku dla
jakiego�
sprytnego handlarza nieruchomo�ci.
Martin zaparkowa� swego mustanga z tylnymi ko�ami dotykaj�cymi kraw�nika i
wysiad�. Roztacza� si� st�d rozleg�y widok na dalekie Los Angeles, przes�oni�te
smogiem, z
bli�niaczymi nagrobkami Century City wznosz�cymi si� ponad pokryw� dymu. Wspi��
si� na
strome betonowe schody prowadz�ce do numeru 1334, p�osz�c jaszczurk�, kt�ra
umkn�a w
traw�.
Dom mia� kszta�t kwadratu, a kolor truskawki. Balkon w hiszpa�skim stylu obiega�
go
naoko�o. Otaczaj�cy ogr�d by� suchy i zapuszczony. Chwasty porasta�y �cie�ki, a
krzewy juki
w wi�kszo�ci sprawia�y wra�enie chorych. Daszek nad frontowym gankiem pokrywa�a
gruba
warstwa martwego, wysuszonego bluszczu, nad wszystkim za� unosi�a si� wo�
uszkodzonej
kanalizacji.
Nacisn�� dzwonek. D�wi�k zabrzmia� ostro, nagl�co, lecz jakby daleko, niczym
kobieta
krzycz�ca na s�siedniej ulicy. Martin szurn�� swymi sportowymi butami Nike i
czeka�, aby
kto� wreszcie otworzy�. �Tyle razy chwyta� ci� strach� za�piewa� cichutko.
�By�e� �
Gwi�d��cym Ch�opcem!�
Drzwi frontowe otwar�y si� i na ganek wysz�a drobna kobieta oko�o
sze��dziesi�tki.
Mia�a bia��, wytapirowan� fryzur� i bawe�nian� sukienk� mini. Jej twarz
ozdabia�y podw�jne
sztuczne rz�sy, z kt�rych jedna przekrzywi�a si� dziko w k�ciku oka, i
bladopomara�czowa
szminka. Wygl�da�a, jakby nie zmienia�a stroju ani makija�u od czasu ukazania
si� �Sier�anta
Peppera�.
Martin by� tak zaskoczony, �e zupe�nie nie wiedzia�, co powiedzie�. Kobieta
wpatrywa�a
si� w niego, mru��c lewe oko, a� wreszcie zapyta�a:
� Ta-a-ak? Pan co� sprzedaje?
� Ja, eee...
� Nic nie widz�. � Kobieta rozejrza�a si� wok�. � �adnych szczotek,
encyklopedii ani
Biblii. Chce pan umy� m�j samoch�d, czy o to chodzi?
� Tak naprawd�, to przyszed�em w sprawie mebli � wyja�ni� Martin. � Pani jest
pani�
Harper, prawda? Zadzwoni� do mnie Ramone Perez z �Reel Thing�. To m�j
przyjaciel. Wie,
�e interesuj� si� Boofulsem.
Pani Harper spojrza�a na niego, poci�gaj�c nosem i szczypi�c si� w policzek.
� Naprawd�? Je�li rzeczywi�cie interesuje pana Boofuls, to wydaje si�, �e jest
pan jedyn�
tak� osob� w ca�ym Hollywood. Wozi�am moje meble do wszystkich dom�w aukcyjnych
i
sklep�w z filmowymi pami�tkami, jakie tylko mog�am znale��, i zawsze by�a ta
sama
historia.
� Tak? � spyta� Martin, pragn�c dowiedzie� si�, co to by�a za historia, kt�ra
zawsze si�
powtarza�a.
� C� � skrzywi�a si� pani Harper. � To makabryczne, oto, co m�wili. No, wie
pan, teraz
jest popyt na rzeczy zwi�zane z filmem. Trumna, w kt�rej le�a� Bela Lugosi,
kiedy pierwszy
raz gra� Dracul�. Ta sama �ruba, kt�ra przechodzi�a przez szyj� Borisa Karloffa.
Ale nikt
nawet nie tknie mebli biednego ma�ego Boofulsa.
Martin odczeka� chwil�, pani Harper jednak najwidoczniej nie zamierza�a z
w�asnej woli
powiedzie� nic wi�cej.
� Zastanawiam si�, czy mo�e m�g�bym wej�� i obejrze�.
� Z zamiarem zakupu? � zapyta�a ostro pani Harper, po czym zamruga�a lewym
okiem,
zacisn�a powiek� i doda�a: � Przekl�te rz�sy! To nowy rodzaj. Nie mam poj�cia,
co ma je
trzyma� na miejscu. Je�li mnie pan spyta, to my�l�, �e chyba butapren. One...
podwijaj� si� w
g�r�. Widywa�am stonogi, kt�re zachowywa�y si� lepiej. I to �ywe stonogi.
Wprowadzi�a Martina do holu. Unosi�a si� tam kwa�na wo�, a samo wn�trze
sprawia�o
przygn�biaj�ce wra�enie, cho� kiedy� zosta�o urz�dzone w najnowszym, bajecznym
stylu lat
sze��dziesi�tych. Pod�og� pokrywa�a kud�ata bia�a wyk�adzina, sko�tuniona niby
futro
podstarza�ego Yeti. Zas�ony by�y kolorowe, w ��te, pomara�czowe i fioletowe
psychodeliczne zygzaki, za� naoko�o pokoju sta�y ustawione w prostok�t bia�e
sk�rzane
krzes�a na czarnych nogach ze z�otymi stopami. By� tam nawet bia�y
stereofoniczny gramofon
z automatyczn� zmian� p�yt, kt�ry natychmiast skojarzy� si� Martinowi z
Beatlesami, Beach
Boysami i licealnymi prywatkami. Przez kr�tki, przejmuj�cy moment wyda�o mu si�,
�e zn�w
ma szesna�cie lat.
� Jestem wdow� � powiedzia�a pani Harper, jakby poczu�a konieczno�� wyja�nienia,
dlaczego wn�trze jej domu stanowi muzeum najnowszej mody sprzed lat dwudziestu.
�
Arnold zmar� w 1971 roku, i to wszystko... po prostu przypomina mi go.
Martin skin�� g�ow� na znak, �e rozumie. Pani Harper doda�a:
� Jemu te� nie podoba�y si� meble Boofulsa. Naprawd� ich nie cierpia�. Kupi� je
jego
ojciec, tu� przed wojn�. Widzi pan, jego ojciec urz�dza� w�a�nie dom, pojecha�
na licytacj� i
kupi� je � no bo by�y takie tanie. Dopiero potem kto� mu powiedzia�, do kogo
przedtem
nale�a�y. A co wi�cej... sta�y w�a�nie w tym pokoju, w kt�rym biednego ma�ego
Boofulsa �
no, wie pan � za�atwiono. Co za okropna rzecz. Wie pan, to nawet straszliwsze
ni� Charles
Manson, bo przecie� ona por�ba�a to kochane male�stwo niczym... nawet nie chc� o
tym
my�le�. I, co gorsza, wszyscy inni te� nie chc�.
� Czy mogliby�my... eee, obejrze� je? � zapyta� Martin.
� Ale� oczywi�cie. S� w piwnicy. Nie ujrza�y �wiat�a dziennego od dnia, w kt�rym
dostali�my je od ojca Arnolda. Arnold wcale ich nie chcia�, ale jego ojciec
nalega�. Arnold
nigdy nie potrafi� si� przeciwstawi� swojemu ojcu. No, niewielu ludzi to umia�o.
Straszny by�
z niego tyran.
Pani Harper poprowadzi�a go do kuchni. Wspi�a si� na palce, ods�aniaj�c przy
tym tak
wiele ko�cistej nogi, �e Martin musia� odwr�ci� wzrok, i zacz�a maca� po g�rnej
p�ce
szafki w poszukiwaniu klucza do piwnicy.
� Wie pan, powinnam to wszystko sprzeda� i przeprowadzi� si� do San Diego.
Mieszka
tam moja siostra. Ten wielki stary dom to taki k�opot.
Otworzy�a piwnic� i zapali�a �wiat�o. Martin zawaha� si� przez chwil�, po czym
pod��y�
za ni� stromymi drewnianymi schodami. Tu, na dole, wo� nieczysto�ci by�a jeszcze
silniejsza,
miesza� si� te� z ni� zapach wysch�ego drewna i kot�w.
� Teraz ostro�nie � ostrzeg�a pani Harper. � Dwa ostatnie stopnie s�
spr�chnia�e.
Mieli�my tu termity, wie pan. Arnold mawia�, �e zjedz� ca�y dom na naszych
oczach.
� I nie tkn�y mebli?
� Niech mnie pan nie pyta, czemu. � Przez moment �wiat�o pad�o na jej szponiast�
d�o� o
r�owych paznokciach, wspart� o por�cz. � Zjad�y za to prawie ca�� reszt�. Nawet
trzonek
�opaty Arnolda. Nigdy tego nie zapomn�. Ca�y cholerny trzonek. Ale nawet nie
ruszy�y mebli.
Ani ociupin�. Mo�e i termity maj� szacunek dla zmar�ych.
� Tak, mo�e maj� � przytakn�� Martin, zerkaj�c w g��b mrocznej piwnicy.
Pani Harper wskaza�a przed siebie.
� Tu stoj�, za bojlerem.
Martin zaczepi� r�kawem o stare chom�to zawieszone na haku przy schodach.
Wypl�tanie
si� zaj�o mu kr�tk� chwil�, zanim jednak si� uwolni�, pani Harper znikn�a ju�
w mroku za
bojlerem.
� Pani Harper?
Nikt nie odpowiedzia�. Martin po omacku przesun�� si� kawa�ek do przodu. Bojler
zrobiony by� z ci�kiego lanego �elaza � jeden z tych staro�wieckich typ�w � i
wydawa�o si�,
�e wida� na nim szyderczo u�miechni�t� twarz o oczach z miki.
� Pani Harper?
Ostro�nie obszed� bojler i zobaczy� j�. Strach uni�s� mu w�osy na karku, bowiem
pani
Harper unosi�a si� trzy stopy nad ziemi�, przera�aj�co pochylona. Jej bia�e,
wytapirowane
w�osy l�ni�y niczym ogromny kokon jakiej� gigantycznej �my.
� Aaa! � krzykn��, w tym samym jednak momencie kobieta odwr�ci�a g�ow� i poj��,
�e
spogl�da na jej odbicie, za� prawdziwa pani Harper ca�kiem normalnie stoi za
jego plecami.
� Przepraszam � powiedzia�a bez specjalnego wsp�czucia. � Czy�bym pana
wystraszy�a?
� Nie, ja... � Martin gestem wskaza� na zwisaj�ce z sufitu lustro.
� No c�. � Pani Harper u�miechn�a si� i zatar�a r�ce. � To by�o lustro
Boofulsa.
W�a�nie to lustro, kt�re widzia�o jego �mier�.
� Bardzo �adne. � Martin zacz�� zastanawia� si�, czy rzeczywi�cie przyjazd tutaj
i
ogl�danie starych mebli Boofulsa by�y naprawd� takim dobrym pomys�em. Mo�e
jednak nuda
��cz�ca si� z przepisywaniem scenariusza Dru�yny A mia�a w sobie co�
pozytywnego. Pewne
wspomnienia lepiej zostawi� w spokoju.
� Fotele i kanapa s� tu, z ty�u. � Pani Harper poci�gn�a za r�g pokrowca,
ods�aniaj�c
mroczny zarys eleganckiej stylowej sofy i dw�ch fotelik�w, stanowi�cych razem z
ni�
komplet. Meble by�y empirowe, z�ocone z seledynowymi satynowymi obiciami,
przybrudzonymi i poplamionymi wilgoci� � efekt d�ugich lat sp�dzonych w piwnicy
pani
Harper. Martin przygl�da� im si� w ciemno�ciach.
� Czy ma pani tu mo�e jakie� dodatkowe �wiat�o? � zapyta�.
� C�, jest tu gdzie� latarka... � wycedzi�a pani Harper. Z tonu jej g�osu jasno
wynika�o,
�e bynajmniej nie ma ochoty i�� jej szuka�.
� Nie trzeba � odpar� Martin. � Widz� je dostatecznie dobrze. A tam, czy to
barek? �
wskaza� na du�y rokokowy mebel z r�ni�tymi kryszta�owymi szybkami, cz�ciowo
ukryty
pod pokrowcem.
� Zgadza si�. Nadal jeszcze s� tam wszystkie oryginalne karafki, z plakietkami z
czystego
srebra. Gin, whisky, brandy. Nie to, �eby Boofuls kiedykolwiek pi�, nie w jego
wieku.
Wyda�o jej si� to bardzo zabawne i parskn�a piskliwym, urywanym �miechem.
Martin podszed� do mebli z mieszanin� obawy i fascynacji. Pog�adzi� d�oni�
oparcie
kanapy i pomy�la�: �Boofuls naprawd� tu siedzia�.� Prze�ycie by�o znacznie
bardziej
niepokoj�ce, ni� si� tego spodziewa�. Wycinki prasowe i zdj�cia to co innego �
by�y p�askie i
dwuwymiarowe. Sam Boofuls nigdy nie mia� ich w r�ku. To jednak by�y jego meble.
Jego
w�asne fotele. Lustro, kt�re z pewno�ci� wisia�o nad jego kominkiem. Prawdziwe,
daj�ce si�
dotkn�� przedmioty. Do Martina przemawia�y one z r�wn� si�� co koszule Hitlera,
rubinowe
klapki Judy Garland czy r�owe kapelusiki Jackie Kennedy. Stanowi�y dow�d, �e
legenda
by�a kiedy� rzeczywisto�ci�, �e Boofuls naprawd� istnia�.
Przez d�u�szy czas sta� w milczeniu, z r�kami na biodrach, wdychaj�c powietrze o
zapachu st�ch�ych trocin.
� M�wi�a pani, �e nikt nie by� zainteresowany ich nabyciem � odezwa� si� w
ko�cu.
� Nie powiedzia�am, �e nikt nie chcia� ich kupi� � sprostowa�a pani Harper. � Po
prostu
nikt nie wydawa� si� zainteresowany wzi�ciem ich w komis. Przypuszczam, �e
chodzi�o o
niewielki zysk.
Martin przytakn�� i rozejrza� si� wok�. Dwa fotele � na nich zale�a�o mu chyba
najbardziej. Fotele i lustro. Wygl�da�oby rewelacyjnie na �cianie w pokoju
sto�owym, w
miejsce wszystkich tych wycink�w, fotografii i list�w � i sprawia�oby o wiele
lepszy efekt.
Zamiast m�wi�: �A tak, to moja kolekcja reklamowych zdj�� Boofulsa�, m�g�by
oznajmi�:
�A, to w�a�nie to lustro, kt�re wisia�o w salonie u Boofulsa, kiedy zosta�
zamordowany.�
Szok! Zgroza! Zawi��!
� Eee... ile chcia�aby pani za ca�o��? � spyta� od niechcenia. � Fotele, lustro,
kanapa,
barek, taborety. Gdybym tak zdecydowa� si� uwolni� pani� od nich?
� C�, nie mia�abym nic przeciw temu � odrzek�a pani Harper, g�aszcz�c oparcie
z�oconej
sofy. Mlasn�a j�zykiem o sztuczne z�by. Jej rz�sy zatrzepota�y niczym
oszo�omione �my.
� Ile? � powt�rzy� Martin, my�l�c o 578 dolarach spoczywaj�cych na jego koncie w
Security Pacific. Z pewno�ci� nie b�dzie chcia�a wi�cej ni� pi�� st�w za te
kilka zu�ytych
mebli z lat trzydziestych. Mo�e nawet dop�aci mu za wyw�z.
Pani Harper zastanawia�a si� przez chwil� z r�k� przyci�ni�t� do czo�a.
� No, nie wiem � powiedzia�a. � S�ysza�am ju� tyle r�nych ocen ich warto�ci.
Niekt�re
bardzo wysokie, inne bardzo niskie. Ale pan jest prawdziwym fanem Boofulsa,
autentycznym
wielbicielem. I, wie pan, by�oby doprawdy �wi�stwem poda� panu zawy�on� cen� �
szczeg�lnie �e stara si� pan, aby pami�� o nim nie zagin�a.
Martin wzruszy� ramionami i szurn�� nog�.
� To naprawd� uprzejmie z pani strony. Nie chcia�bym jednak nara�a� pani na
straty.
� O to niech si� pan nie martwi. Dla mnie osobi�cie najwa�niejsze jest, aby
rzeczy
Boofulsa znalaz�y kochaj�cy dom.
Martin uni�s� wzrok na zwierciad�o. Teraz, gdy jego oczy przystosowa�y si� do
ciemno�ci, m�g� dostrzec szczeg�y z�oconej ramy. By�o to do�� spore lustro �
d�ugie na
sze�� st�p, a wysokie prawie na pi�� � kt�re z pewno�ci� wisia�o niegdy� nad
kominkiem. Po
bokach by�y wyrze�bione bujne sploty winoro�li. Szczyt wie�czy�a szyderczo
u�miechni�ta
z�ocona twarz, przypominaj�ca Bachusa albo bo�ka Pana. Samo szk�o by�o w jednym
rogu
odbarwione i poplamione, pozosta�a powierzchnia odbija�a jednak twarz Martina z
tak�
czysto�ci�, �e tworzy�o to niemal z�ud� rzeczywisto�ci, jakby zamiast na odbicie
spogl�da� na
drugiego siebie. Nic dziwnego, �e tak zaskoczy�a go unosz�ca si� w powietrzu
pani Harper.
Si�gn�� r�k� i dotkn�� lustra, czuj�c pod palcami ch��d szklanej powierzchni,
przez
prawie dwadzie�cia lat nie tkni�tej promieniami s�o�ca. Jak czuje si� lustro,
nie maj�c nic, co
mog�oby odbija�? Nikogo, kto by si� do niego u�miecha�, uk�ada� przed nim w�osy.
�adnego
pokoju, kt�remu mog�oby si� przygl�da�, �adnych przelotnych obraz�w tocz�cego
si� obok
�ycia. �Lustra s� samotne�, napisa� kiedy� Tennyson.
� Siedem tysi�cy � powiedzia�a pani Harper. � Co pan na to?
� Przepraszam? � spyta� ca�kowicie zaskoczony Martin.
� Siedem tysi�cy za wszystko � powt�rzy�a. � To najni�ej jak mog� zej��.
Martin potar� kark. Nie ma mowy. Nawet jego samoch�d nie by� tyle wart.
� Przykro mi � odpar�. � To wi�cej, ni� mog� sobie pozwoli�. Obawiam si�, �e nie
jestem
Aaronem Spellingiem.
� Naprawd�, taniej ju� nie mog�. I tak by�yby warte znacznie wi�cej, nawet gdyby
nie
nale�a�y do Boofulsa.
� C�, w takim razie trudno � rzek� Martin z rezygnacj�. � W ka�dym razie
dzi�kuj�, �e
pozwoli�a mi pani rzuci� na nie okiem. Przynajmniej mam teraz jakie� poj�cie o
tym, jak
urz�dzony by� pok�j Boofulsa. Mo�e mi to bardzo pom�c przy moim scenariuszu.
� A na ile pana sta�? � spyta�a pani Harper.
Martin u�miechn�� si� i pokr�ci� g�ow�.
� Nic w okolicach siedmiu tysi�cy. Nawet nie tysi�c. Pi�� setek, to wszystko.
Pani Harper rozejrza�a si�.
� My�l�, �e za pi��set dolar�w mog�abym sprzeda� panu taborety.
� By�aby pani sk�onna sprzeda� poszczeg�lne rzeczy oddzielnie?
� No, nie mia�am takiego zamiaru. Ale skoro jest pan a� takim wielbicielem...
� Czy s�dzi pani, �e m�g�bym kupi� za t� sum� lustro? Najbardziej zale�a�oby mi
na nim.
Pani Harper wyd�a usta.
� Wcale nie jestem co do tego przekonana. To lustro to co� naprawd� specjalnego.
Oryginalny francuski okaz � tak mi powiedzia� ojciec Arnolda.
� Jest bardzo pi�kne � zgodzi� si� Martin. � Doskonale mog� je sobie wyobrazi�,
jak wisi
u mnie w mieszkaniu.
� Mo�e siedemset pi��dziesi�t? � zasugerowa�a pani Harper. � Da pan rad�?
Martin odetchn�� g��boko.
� Mog� zap�aci� pani pi��set teraz i reszt� w przysz�ym miesi�cu.
Nie zostawia�o mu to zbyt wiele na �ycie, lecz je�li sko�czy dzi� wiecz�r t�
przer�bk�
Dru�yny A i mo�e poprosi Morrisa o par� dodatkowych fuch � cokolwiek, nawet
Czyste
szale�stwo czy Srebrne �y�eczki...
Pani Harper d�ug� chwil� sta�a w milczeniu, po czym powiedzia�a:
� Dobrze. Pi��set teraz i dwie�cie pi��dziesi�t do ko�ca przysz�ego miesi�ca.
Tylko niech
pan na pewno zap�aci. Nie chc� �adnych k�opot�w. Niech pan pami�ta, �e te� mam
adwokat�w.
Martin znalaz� star� skrzynk� po owocach i przeci�gn�� j� przez ca�� piwnic�,
aby stoj�c
na niej dosi�gn�� lustra. �wi�tej pami�ci Arnold Harper powiesi� je na dw�ch
wielkich
mosi�nych hakach, mocno wkr�conych w belki stropowe znajduj�cego si� nad
piwnic�
saloniku. Martin delikatnie opu�ci� lustro, uwa�aj�c, �eby nie stukn�� z�ocon�
ram� o
pod�og�. By�o przera�liwie ci�kie i zanim ostro�nie u�o�y� je na ziemi, ca�y
si� spoci�. Pani
Harper obserwowa�a go z dobrotliwym u�miechem, nie objawiaj�c jednak �adnej
ch�ci
pomocy.
� Co za cudowna rzecz, prawda? � zagadn�a, przegl�daj�c si� i strosz�c
napuszon�
fryzur�. � Teraz ju� nie robi si� takich luster.
Martin stwierdzi�, �e nie jest do�� silny, by podnie�� lustro i wnie�� je po
schodach,
opatuli� zatem jedn� z kraw�dzi pokrowcem i przeci�gn�� je po pod�odze.
Nast�pnie,
zdyszany, krok po kroku wwindowa� je po drewnianych schodach a� do holu. Prawie
pi��
minut zaj�o wymanewrowanie go przez piwniczne drzwi do kuchni. Pani Harper
sta�a w
po�owie schod�w i przygl�da�a si�, nadal nie oferuj�c pomocy. Martin niemal
�a�owa�, �e
kupi� ten przekl�ty przedmiot. R�ce dr�a�y mu z wysi�ku, na jednym policzku
rozmaza� sobie
brud. Brak�o mu tchu.
� Je�li pan chce, mo�e pan podprowadzi� w�z pod dom � zaproponowa�a pani Harper.
By� to jej jedyny wk�ad. Martin skin�� g�ow�, nadal opieraj�c si� o jedn� z
kuchennych
szafek.
� Przyjmie pani czek?
� Oczywi�cie. Tak d�ugo, jak ma pan pokrycie. To w ko�cu pieni�dze, prawda? Tak
mawia� Arnold.
Po kolejnych dziesi�ciu minutach Martin zdo�a� przewlec lustro przez drzwi
kuchenne i
wpakowa� je na tylne siedzenie mustanga. Pani Harper zgodzi�a si� po�yczy� mu
pokrowiec
do lustra, pod warunkiem, �e zaraz go odwiezie.
� Obiecuj� � przyrzek� jej. � Oddam go natychmiast.
Gdy powoli zje�d�a� Hillside w d�, pani Harper sta�a na schodach i macha�a mu
czekiem. Spogl�daj�c na ni� we wstecznym lusterku pomy�la�, �e jak na kogo�, kto
w�a�nie
sprzeda� kosztowny antyk po okazyjnie niskiej cenie, wygl�da�a na nieco zbyt z
siebie
zadowolon�. Prawdopodobnie za��da�a dwa razy wi�cej, ni� to lustro by�o w
rzeczywisto�ci
warte.
Mimo wszystko by� teraz w�a�cicielem autentycznego lustra, kt�re ozdabia�o
kiedy�
kominek Boofulsa. Mo�e przyniesie mu szcz�cie. Nuc�c �Kwiaty Tuscaloosy� wolno
wi�z�
sw�j zakup na Franklin Avenue.
* * *
Pan Capelli wr�ci� ju� do domu i pom�g� Martinowi wnie�� lustro na g�r�. By� to
cz�owiek niewysoki i kr�g�y, o �ysej g�owie i okularach, kt�re wygl�da�y, jakby
zrobiono je z
dw�ch szklanych kork�w.
� Nie powinienem nosi� nawet koszyka z zakupami � mamrota� do siebie. � M�j
lekarz
mnie zabije.
� Panie Capelli, nie ma pan poj�cia, jak bardzo jestem panu wdzi�czny �
powiedzia�
Martin. � To lustro nale�a�o niegdy� do Boofulsa. Naprawd�. Wisia�o nad
kominkiem w jego
saloniku w Bel Air.
Pan Capelli, krzywi�c usta, przyjrza� si� uwa�nie niesionemu przedmiotowi.
� To by�o w�asno�ci� Boofulsa? W�a�nie to lustro?
� Dok�adnie to. W dodatku, kiedy jego babka zabija�a go, prawdopodobnie to
w�a�nie
lustro odbija�o ca�� scen�.
Pan Capelli wzdrygn�� si�.
� Niedobrze. Nie powiniene� trzyma� u siebie czego� takiego.
� To przecie� tylko lustro, panie Capelli.
� Teraz tak m�wisz. Ale wiesz, co u nas, na Sycylii, zawsze robi�a moja babka?
Kiedy
tylko kto� umar�, sz�a do jego domu i t�uk�a wszystkie lustra. To dlatego, �e
ilekro� spogl�da
si� w lustro, zabiera ono malutk�, maciupe�k� cz�� duszy. Wi�c �eby czyja�
dusza mog�a po
�mierci w ca�o�ci pow�drowa� do nieba, nale�y koniecznie zbi� wszystkie lustra
nale��ce do
tej osoby, uwalniaj�c w ten spos�b to, co jej ukrad�y, kiedy jeszcze �y�a.
Martin wsun�� r�ce w kieszenie d�ins�w i u�miechn�� si�.
� Jak si� nazywa ta s�ynna w�oska w�dlina? � zapyta�.
� Mortadela � odpar� pan Capelli.
� Nie, nie, ta druga. Taka du�a, g�adka.
� Mielonka.
� Dok�adnie! Takie mielenie j�zykiem.
� Hej! Nie m�wi si� do mnie w ten spos�b! � warkn�� pan Capelli. � A mo�e chcesz
jeszcze raz wnosi� to sam na g�r�?
� Ju� dobrze, przepraszam. � Martin po�o�y� d�o� na ramieniu gospodarza. �
Naprawd�
�wietnie b�dzie wygl�da�o. Mieszkanie wyda si� dwa razy wi�ksze.
� Hmm � powiedzia� tamten. � Mo�e powinienem podwoi� ci czynsz.
Akurat w tym momencie wnuczek pana Capelli, Emilio, wybieg� z mieszkania
gospodarzy, �eby sprawdzi�, co za ha�as s�ycha� na schodach. Ch�opiec mia� pi��
lat, proste
czarne w�osy, oliwkow� cer� i wielkie oczy, jakby �ywcem wzi�te z
sentymentalnego obrazka
przedstawiaj�cego smutne szczeni�. Jak tylko stwierdzi�, �e nios� lustro, zacz��
stroi� do
niego miny.
� Teraz lepiej � skomentowa� Martin, gdy Emilio zrobi� zeza i palcem
rozp�aszczy� sobie
nos.
� Hej, m�wisz do mojego wnuka � zaprotestowa� pan Capelli. � To przystojny
ch�opak.
� Tylko dlatego, �e nie wrodzi� si� we w�asnego dziadka � odparowa� Martin,
szczerz�c
z�by.
� Potr�jny czynsz!
� Uwa�aj, Emilio � ostrzeg� Martin. � To lustro jest naprawd� ci�kie. Nie
chcesz chyba,
�eby ci� zgniot�o.
� A w�a�nie, �e chc�! � odpar� zuchwale Emilio.
� To si� da zrobi� � wymamrota� Martin.
* * *
Gdy pan Capelli poszed� do siebie, Martin ostro�nie zdj�� wszystkie
Boofulsowskie
zdj�cia i wycinki, po czym z ha�asem przeci�gn�� lustro do �ciany przy biurku.
Po jego
bokach odkry� cztery metalowe wkr�ty, po dwa z ka�dej strony, s�u��ce niegdy� do
dok�adnego zamocowania hak�w lustra na �cianie nad paleniskiem. Martin pogrzeba�
w
szufladzie, a� wreszcie znalaz� cztery dwucalowe �ruby i z p� tuzina gwo�dzi.
Jane zabra�a
jego elektryczn� wiertark�, ale �ciana by�a do�� mi�kka, tote� uda�o mu si�
wyd�uba� w
gipsie cztery dziury za pomoc� �rubokr�tu.
Prawie godzin� zabra�o mu umocowanie lustra. Kiedy jednak wreszcie wisia�o ju�
na
swoim miejscu, cofn�� si� i spojrza� na nie z podziwem, ani przez chwil� nie
�a�uj�c, �e wyda�
na nie ca�e swoje oszcz�dno�ci, nawet je�li pani Harper oszwabi�a go na dwie�cie
czy trzysta
dolar�w. Warto by�o. Ze sw� z�ocon� ram� i l�ni�c� powierzchni� lustro dodawa�o
mieszkaniu jakby nowy wymiar, przestrze� i �wiat�o.
Nala� sobie kieliszek wina i usiad� za biurkiem. Portret zdolnego m�odego
scenarzysty,
zak�adaj�cego kartk� papieru do maszyny. Portret m�odego zdolnego scenarzysty,
kt�ry
nadaje w�a�nie kszta�t nast�pnej serii Dru�yny A.
Pracowa� przez ca�e popo�udnie. Powoli s�o�ce zacz�o zni�a� si� na niebie, cal
po calu
wy�lizguj�c si� z pokoju i o�wietlaj�c s�siedni budynek. W ko�cu promienie
dotyka�y ju�
tylko czubk�w najwy�szych palm na ulicy.
B.A.: Przysi�gam, je�eli ten �wir nie przestanie, rozerw� go na kawa�ki.
Hannibal: Daj spok�j, B.A., rozmawiamy tu o wsp�pracy. Rami� przy ramieniu.
By�o dobrze po si�dmej, gdy Martin wy��czy� maszyn� i wyprostowa� si� na
krze�le.
Wiedzia�, �e b�dzie musia� przerobi� scen�, w kt�rej Hannibal przebiera si� za
mnicha, poza
tym jednak w�a�ciwie sko�czy�. Szczeg�lnie zadowolony by� z fragmentu, gdzie
Murdock
zaczyna �onglowa� kulami bilardowymi, a B.A. niech�tnie przy��cza si� do niego.
Nabazgra�
w notatniku: �Czy Mr. T potrafi �onglowa�? Je�li nie, to czy da si� go nauczy�?
Czy istniej�
dobrzy czarni �onglerzy? Musz� by� jacy�! A co, je�li nie? Czy jaki� bia�y
�ongler b�dzie
m�g� przyczerni� r�ce i stan�� a jego plecami?�
Nala� sobie kolejny kieliszek. Mo�e jego szcz�cie mia�o si� jednak odwr�ci�.
Mo�e co� z
powodzenia Boofulsa wypromieniuje z jego lustra i pob�ogos�awi robot� Martina.
Uni�s� kieliszek i patrz�c na swoje odbicie powiedzia� na g�os:
� Na zdrowie!
I w�a�nie wtedy ujrza� w lustrze bia�o-niebiesk� dziecinn� pi�k�, kt�ra wpad�a
przez
otwarte drzwi, potoczy�a si� przez pok�j i zamar�a na �rodku parkietu.
Spojrza� na ni� wstrz��ni�ty, czuj�c ten sam dreszcz co wcze�niej, gdy zobaczy�
pani�
Harper unosz�c� si� w powietrzu.
� Emilio? � zawo�a�. � Czy to ty?
Nie by�o odpowiedzi. Martin odwr�ci� si� i ponownie zawo�a�:
� Emilio!
Wsta� z krzes�a z zamiarem podniesienia pi�ki, ale jeszcze w trakcie tej
czynno�ci
zorientowa� si�, �e ju� jej tam nie ma.
Marszcz�c brwi podszed� do drzwi i uchyli� je szerzej. Korytarz by� pusty, drzwi
frontowe
zamkni�te na klucz.
� Emilio, co ty, u diab�a, wyprawiasz?
Zajrza� do sypialni. Nikogo. Pootwiera� nawet szafy. Nic, tylko brudne koszule i
szorty,
czekaj�ce na pranie, i rakieta tenisowa, kt�ra domaga�a si� zmiany naci�gu.
Sprawdzi� w
�azience, potem w kuchni. Nie licz�c jego samego, mieszkanie by�o puste.
� Halucynacje � rzek� do siebie. � Chyba zaczynam si� sypa�.
Wr�ci� do pokoju sto�owego i podni�s� sw�j kieliszek. I zastyg�, ustami prawie
dotykaj�c
szk�a. Bia�o-niebieska pi�ka wci�� by�a w lustrze, na �rodku pod�ogi, w tym
samym miejscu co
poprzednio.
Martin wpatrzy� si� w ni�, po czym szybko obejrza� si� na prawdziwy pok�j. Ani
�ladu
pi�ki. Ale przecie� by�a tam, w odbiciu, doskonale widoczna i ca�kiem normalna.
Ostro�nie ruszy� naprz�d. Obserwuj�c swe odbicie w lustrze schyli� si� i
spr�bowa�
podnie�� pi�k�, lecz w prawdziwym pokoju nic tam nie by�o, w lustrzanym za� jego
r�ka po
prostu przesz�a przez ni�, jakby by�a ca�kowicie niematerialna.
Trzy lub cztery razy stara� si� j� uchwyci� i macha� r�k� dok�adnie w miejscu,
gdzie
powinna si� znajdowa�. Dalej nic. Najdziwniejsze jednak by�o to, �e gdy uwa�nie
obserwowa� odbicie swej r�ki, wyda�o mu si�, jakby to nie pi�ka by�a z�ud�, a
jego w�asne
palce. Jakby pi�ka by�a prawdziwa, a jego lustrzane odbicie � jedynie zjaw�.
Podszed� blisko i dotkn�� jego powierzchni. Nie by�o w niej nic niezwyk�ego. Po
prostu
ch�odne szk�o. A jednak pi�ka ci�gle tam le�a�a, niezale�nie od tego, czy by�o
to z�udzenie,
gra �wiat�a czy cokolwiek innego. Wpatrzony w ni� usiad� na krze�le. Dalej nie
chcia�a
znikn��.
Po p�godzinie wsta� i uda� si� do �azienki wzi�� prysznic. Kiedy wr�ci�, pi�ka
nadal tam
by�a. Nie spuszczaj�c z niej wzroku sko�czy� wino. Oznacza�o to porannego kaca,
teraz
jednak nie mia� zamiaru si� tym przejmowa�.
� Czym ty, u diab�a, jeste�? � zapyta� pi�ki.
Przycisn�� policzek do lustra po lewej stronie, staraj�c si� zajrze� w odbicie
korytarza, by
sprawdzi�, czy nie r�ni si� od orygina�u. �Dom po Drugiej Stronie Lustra�,
pomy�la�. Wraz
z t� my�l� powr�ci�y do niego wszystkie dzieci�ce strachy. Czy gdyby mo�na by�o
przej��
przez lustro, korytarz by�by taki sam? Czy by� tam zupe�nie inny �wiat, nie po
prostu
odwr�cony, ale niepokoj�co odmienny?
Na p�ce z ksi��kami sta� zaczytany egzemplarz O tym, co Alicja odkry�a po
Drugiej
Stronie Lustra, kt�ry dosta� od Jane w czasach ich pierwszych spotka�. Wyj�� go
teraz i,
otworzywszy, niemal natychmiast odnalaz� na wp� zapomniane s�owa.
Alicja spogl�da�a w zwierciad�o nad kominkiem w salonie i zastanawia�a si� nad
tym, jak
wygl�da pok�j, kt�ry wida� po drugiej stronie.
�Jest zupe�nie taki sam jak nasz salon, tylko �e wszystkie rzeczy stoj� po
przeciwnej
stronie. Mog� go obejrze� w ca�o�ci, kiedy wejd� na krzes�o... nie widz� tylko
tego k�cika, tu�
za kominkiem. Och! Och, jak bardzo chcia�abym zobaczy� ten k�cik! Tak bardzo
chcia�abym
wiedzie�, czy maj� oni tam zim� ogie� na kominku: nie mo�na tego stwierdzi�,
wiesz, chyba
�e nasz kominek zacznie dymi�, a wtedy dym zaczyna k��bi� si� i w tamtym pokoju,
ale to
mo�e by� przecie� tylko na niby, �eby wygl�da�o, �e oni te� tam maj� ogie�. No
c�, ksi��ki
podobne s� tam do naszych ksi��ek, tyle tylko, �e s�owa biegn� w z�ym kierunku;
wiem o tym,
bo przy�o�y�am jedn� z naszych ksi��ek do lustra, a wtedy oni w tamtym pokoju
te� to zrobili z
jedn� ze swoich. Oto jest korytarz. Je�li otworzysz drzwi naszego salonu,
zobaczysz
matusie�ki skrawek korytarza w Domu po Drugiej Stronie Lustra: i jak g��boko
wzrok si�ga,
jest on bardzo podobny do naszego korytarza, tylko, wiesz, tam dalej mo�e by�
zupe�nie
inny.�*
Martin zamkn�� ksi��k�. Pi�ka ci�gle tam by�a. Przez d�ugi czas sta�, wpatruj�c
si� w ni�,
po czym zgasi� lamp� na biurku, tak �e pok�j pogr��y� si� w ca�kowitym mroku.
Odczeka�
chwil� i zn�w zapali� �wiat�o. Pi�ka w lustrze nadal tkwi�a w miejscu.
� Cholera � powiedzia� i po raz pierwszy w �yciu poczu�, �e przytrafi�o mu si�
co�, nad
czym nie ma �adnej kontroli.
Gdyby mu naprawd� zale�a�o, m�g�by sprawi�, �eby Jane do niego wr�ci�a � a
przynajmniej tak s�dzi�. Gdyby pisa� wszystkie idiotyczne scenariusze, jakie
stara� si� mu
wcisn�� Morris, mog�oby lepiej mu si� powodzi�. Ale zawsze by� w stanie sam o
takich
sprawach decydowa�. Ta pi�ka to zupe�nie co innego. Przedmiot, kt�ry istnia�
jedynie jako
odbicie w lustrze, a nie w rzeczywisto�ci?
� Cholera � powt�rzy�. Zgasi� �wiat�o i ci�kim krokiem skierowa� si� do
sypialni.
Zrzuci� czerwony flanelowy szlafrok i nagi wgramoli� si� na kozetk�. Ju� mia�
zgasi� boczn�
lampk�, kiedy nasz�a go pewna my�l. Pocz�apa� z powrotem do pokoju sto�owego i
zamkn��
drzwi. Je�eli co� by�o nie w porz�dku z tym lustrem, nie chcia�, by cokolwiek z
niego wylaz�o
i rzuci�o si� na niego w �rodku nocy.
To irracjonalne, zgoda; by� jednak zm�czony i troch� pijany, a dawno ju� min�a
p�noc.
Naci�gn�� ko�dr� a� pod brod�, cho� i tak by�o mu za gor�co, i spr�bowa� zasn��.
* * *
Zbudzi� go d�wi�k, brzmi�cy jak �miech dziecka. Uni�s� g�ow� nad poduszk� i
pomy�la�:
�Przekl�ty Emilio; czemu te dzieciaki zawsze musz� zrywa� si� o bladym �wicie?�
Wtedy
jednak ponownie us�ysza� ten �miech. Zdecydowanie nie dochodzi� on z do�u.
Wydawa�o si�,
�e dobiega z jego w�asnego pokoju sto�owego.
Usiad� na ��ku, wstrzymuj�c oddech i nas�uchuj�c. Znowu. G�os �miej�cego si�
ch�opca.
S�ycha� te� jednak by�o dziwne echo, jakby dziecko bawi�o si� w du�ej, pustej
sali. Martin
spojrza� na zegarek wbudowany w radio. Do �witu jeszcze daleko: by�a 3.17 nad
ranem.
Zapali� �wiat�o, mrugaj�c gwa�townie oczami nieprzywyk�ymi do jaskrawego blasku.
Znalaz� sw�j szlafrok i wcisn�� go na siebie na lew� stron�, tak �e zamiast
przewi�za�, musia�
ca�y czas podtrzymywa� go r�k�. Nadstawiaj�c uszu, podszed� do drzwi sto�owego
pokoju.
Nas�uchiwa� prawie przez minut�, po czym spyta� sam siebie: �Czego si� boisz,
frajerze?
To twoje w�asne mieszkanie, tw�j w�asny pok�j, a jedyne, co s�yszysz, to
dziecko.�
Obliza� wargi i otworzy� drzwi do pokoju. Natychmiast si�gn�� do wy��cznika i
zapali�
g��wne �wiat�o, kieruj�c jednocze�nie wzrok na lustro.
Nie by�o tam nikogo. �adnego roze�mianego ch�opca. Tylko on sam, wymi�ty i
blady, w
szlafroku na lew� stron�. Tylko biurko z maszyn�, p�ka z ksi��kami i zdj�cia
Boofulsa.
Wolno podszed� do lustra. Dostrzega� tylko jedn� zmian�, cho� nawet sobie nie
m�g�by
tego udowodni�. Bia�o-niebieska pi�ka znikn�a.
Spojrza� na lustrzane drzwi, do po�owy otwarte, i kawa�eczek korytarza za nimi.
�Jak
g��boko wzrok si�ga, jest on bardzo podobny do