8218

Szczegóły
Tytuł 8218
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8218 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8218 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8218 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Graham Masterton Zwierciad�o piekie� Prze�o�y�a Paulina Braiter Wydanie oryginale: 1988 Wydanie polskie: 1992 A Francois Truchaud Merci, mon ami! 1. Morris Nathan uni�s� do oczu z�o�one niby lorgnon okulary przeciws�oneczne i z zadowoleniem przyjrza� si� swej czwartej �onie kr���cej leniwie po basenie na materacu. � Martin � rzek� � powiniene� oszcz�dza� energie. Nikt, ale to nikt nie b�dzie chcia� zrealizowa� filmu o Boofulsie. Jak my�lisz, czemu do tej pory kto� si� tym nie zaj��? � Mo�e nikt o tym nie pomy�la�? � zasugerowa� Martin. � Albo i pomy�la�, ale uzna� to za zbyt oczywiste. Dla mnie jednak to naturalne. Z�otow�osy ch�opczyk ze stanowego sieroci�ca w Idaho staje si� �wiatow� gwiazd�. I to w nieca�e trzy lata. � Tak, jasne � zgodzi� si� Morris. � Po czym zostaje por�bany na wi�cej kawa�k�w, ni� liczy sobie przeci�tna uk�adanka. Martin odstawi� szklank�. � No c�, zgadza si�. Ale wszyscy o tym wiedz�, to znaczy stanowi to cz�� podstawowej legendy, tote� nie pokazuj� jego �mierci. �adnych plastycznych szczeg��w. Widzimy tylko, jak odje�d�a ze studia tego ostatniego wieczoru. Troch� przypomina to Butcha Cassidy i Sundance Kida. Pami�tasz tamto zako�czenie. Morris opu�ci� okulary i przyjrza� mu si� z namys�em. � Wiesz co, Martin? Przez d�ugi czas oszukiwa�em si�, �e �eni� si� dla intelektu, czy uwierzysz? Konwersacja, dowcip, g��bia � tego szuka�em w kobiecie. A przynajmniej wmawia�em sobie, �e tego w�a�nie pragn�. Trzy moje pierwsze �ony mia�y uko�czone studia. No, pami�tasz Sherri, t� trzeci�? Pytam si�, kto m�g�by j� zapomnie�? Ale potem, pewnego dnia, ju� po naszym rozwodzie, przegl�da�em album z fotografiami i zda�em sobie spraw� z tego, �e wszystkie moje �ony mia�y jedn� wsp�ln� cech� i nie by� to bynajmniej intelekt. Odwr�ci� si� i mi�o�nie spojrza� na dwudziestodziewi�cioletni� rudow�os� kobiet� w sk�pym szyde�kowym bikini, zataczaj�c� kr�g za kr�giem na zmarszczonej bryz� powierzchni basenu. � Bufory. Oto, dlaczego j� po�lubi�em. I by�em g�upcem, wstydz�c si� przed sob� do tego przyzna�. Zupe�nie jak faceci, kt�rzy kupuj� Playboya wmawiaj�c sobie, �e to tylko dla artyku��w. � Otar� usta wierzchem d�oni. � Zgoda, to infantylne. Ale to mi si� w�a�nie podoba. Bufory. Martin os�oni� oczy r�k� i zerkn�� na kobiet� w basenie. � Czyli tym razem dokona�e� dobrego wyboru? � No jasne. Bo Alison ma figur� bez rozumu. Je�li odejmiesz jej iloraz inteligencji od obwodu biustu, otrzymasz liczb� trzycyfrow�. I mo�esz mi wierzy�, �e je�li kiedy� jeszcze spotkam babk�, kt�ra na mnie podzia�a, b�dzie to jedyna interesuj�ca mnie statystyka. Martin odczeka� chwil� przed powrotem do tematu Boofulsa. Nie chcia�, aby Morris pomy�la� sobie, �e nie ciekawi go Alison, znikomo�� jej inteligencji ani ogrom biustu. Podni�s� do ust swoj� w�dk� z sokiem pomara�czowym, wolno wys�czy� �yk, po czym z powrotem odstawi� j� na bia�y st� z lanego �elaza. � Mam tu streszczenie, gdyby� chcia� rzuci� na nie okiem � zaproponowa�, odchrz�kuj�c. Morris wolno potrz�sn�� g�ow�. � Martin, to trucizna. Wszyscy producenci, o kt�rych jestem w stanie pomy�le�, znienawidz� ten pomys�. Jest na nim pi�tno Kaina, ca�a ohyda spraw Fatty�ego Arbuckle�a, Lupe Yeles czy Sharon Tate. Zapomnij o tym. Wszyscy inni ju� dawno to zrobili. � Wci�� jednak czasami wieczorem pokazuj� jeszcze w telewizji Gwi�d��cego Ch�opca � nalega� Martin. � Niemal ka�dy, kogo zapytasz, pami�ta co najmniej dwie linijki �Heartstrings�, nawet je�li nie wie, kto pierwszy to �piewa�. Morris milcza� przez d�ug� chwil�. Para kalifornijskich przepi�rek z trzepotem wyl�dowa�a na dachu basenowej przebieralni zbudowanej w stylu Tudor�w, zacz�a �wierka� i rozgl�da� si� za pra�onymi fistaszkami. W ko�cu powiedzia�: � Martin, jeste� dobrym scenarzyst�. Pewnego dnia zostaniesz bogatym scenarzyst�, oczywi�cie je�eli dopisze ci szcz�cie. Ale je�li b�dziesz �azi� po Hollywood, pr�buj�c wepchn�� komu� akurat ten temat, to sko�czysz jako �aden autor, zero, bo nikt nie zechce si� z tob� zadawa�. Zr�b sam sobie przys�ug� i zapomnij o tym, �e Boofuls kiedykolwiek istnia�. � Daj spok�j, Morris, to idiotyczne. To jakby upiera� si�, �e nigdy nie by�o Shirley Tempie. � Niezupe�nie. W ko�cu Shirley Tempie nie zosta�a zar�bana na �mier� przez swoj� babk�, prawda? Martin zwin�� scenariusz w rulon i uderzy� nim w d�o�. � Nie wiem, Morris. To co�, co naprawd� chcia�bym zrobi�. Jest w tym absolutnie wszystko. Piosenki, taniec, sentymentalna historyjka. Alison przyp�yn�a do brzegu i wspi�a si� na kraw�d� basenu. Morris obserwowa� j� wzrokiem dobrotliwego posiadacza; poczerwienia�e od s�o�ca r�ce spl�t� na brzuchu niczym Budda. � Czy� nie jest �wietna? � zwr�ci� si� do ca�ego �wiata. Martin skin�� ku niej g�ow�. � Jak leci? Alison u�cisn�a wyci�gni�t� d�o�, ochlapuj�c wod� jego i scenariusz. � W porz�dku, dzi�ki. Cho� wydaje mi si�, �e chyba zaczyna mi si� �uszczy� sk�ra na nosie. Jak my�lisz? � Powinna� u�ywa� olejku, kwiatuszku � odpar� Morris. Alison by�a bardzo �adna, tym specjalnym rodzajem pustej urody. Zadarty, piegowaty nos. Bladozielone oczy. Szeroki, z dentystycznego punktu widzenia bezb��dny u�miech. I naprawd� ogromne piersi, ka�da r�wnie du�a jak jej g�owa, ledwo mieszcz�ce si� w szyde�kowym staniczku bikini. Po kr�tkich obliczeniach Martin doszed� do wniosku, �e jej iloraz inteligencji wynosi� 29, plus minus par� centymetr�w. � Zostaniesz na obiedzie? � zapyta�a Alison. � B�dzie tylko jogurt i owoce. Wiesz � moja linia i brzuszek Morriego. Martin pokr�ci� g�ow�. � Przyszed�em tylko pokaza� Morrisowi m�j nowy scenariusz. Alison zachichota�a i nachyli�a si�, aby poca�owa� Morrisa w pomarszczone, szkar�atne czo�o. � Mam nadziej�, �e mu si� spodoba�. Zrz�dzi� dzi� caaaa�y dzie�. � Niespecjalnie. Tak naprawd�, to wzbudzi� jego �yw� niech��. � Och, Morry � nad�sa�a si� Alison. Morris wyda� z siebie d�ugie, przeci�g�e westchnienie. � Martin napisa� scenariusz o Boofulsie. Alison skrzywi�a si� z dziecinnym niesmakiem. � Boofuls? Nic dziwnego, �e Morry�emu si� to nie podoba�o. To takie okropne. To ma by� horror? � Nie � wyja�ni� Martin, staraj�c si� zachowa� cierpliwo��. � Musical oparty na jego �yciu. Chcia�em opu�ci� to, co si� zdarzy�o na ko�cu. � Ale jak chcesz to zrobi�? � niewinnie zapyta�a Alison. � No wiesz, je�li m�wisz �Boofuls�, to jest to jedyna rzecz, jak� si� pami�ta. To znaczy, co si� z nim w ko�cu sta�o. Morris wzruszy� ramionami, jakby potwierdza�o to ostatecznie jego opini�. Je�li dziewczyna tak t�pa jak Alison uwa�a�a, �e scenariusz na temat Boofulsa to okropny pomys�, to co tu m�wi� o Paramouncie? Albo M-G-M, gdzie Boofuls kr�ci� sw�j ostatni, nie doko�czony film w dniu, kiedy zosta� zamordowany? Martin dopi� drinka i wsta�. � Chyba b�d� lecia�. Musz� jeszcze sko�czy� t� przer�bk� Dru�yny A. Morris z powrotem opad� na sw�j materac, a Alison przysiad�a na jego grubym, w�ochatym udzie. � S�uchaj � powiedzia�. � Nic mog� ci zabroni�, �eby� pr�bowa� sprzeda� ten pomys�. Moja rada jednak brzmi: nie r�b tego. Nic dobrego z tego nie b�dzie, a mo�e ci to bardzo zaszkodzi�. Je�li jednak b�dziesz pr�bowa�, nie mieszaj mnie do tego. Zrozumia�e�? � Jasne, Morris � odpar� Martin �wiadomie wywa�onym tonem. � Rozumiem. Dzi�ki za po�wi�cenie mi cennego czasu. Przeci�� �wie�o podlany trawnik, id�c w stron� tylnej bramy. Jego wyblak�y mustang koloru mosi�dzu zaparkowany by� w cieniu eukaliptusa tu� za furtk�. Rzuci� scenariusz na przednie siedzenie, wsiad� i uruchomi� silnik. � Morris Nathan, arbiter dobrego smaku � powiedzia� na g�os, ha�a�liwie wykr�caj�c w Mulholland Drive. � Bo�e, chro� nas od agent�w i wszystkich ich spraw. * * * Podczas jazdy do mieszkania na Franklin Avenue s�ucha� �cie�ki d�wi�kowej ze S�onecznej serenady, ostatniego musicalu Boofulsa, podkr�ciwszy g�o�no�� magnetofonu do oporu. Kiedy zatrzyma� si� na �wiat�ach przy ko�cu Mulholland, dwie piegowate od s�o�ca nastolatki na rowerach spojrza�y na niego ciekawie, po czym zachichota�y. Przeci�g�e smyczki orkiestry studia M-G-M i wysoki piskliwy g�os Boofulsa �piewaj�cego �Zmie� pokruszone promyki s�o�ca� nie by�y raczej muzyk�, jakiej mo�na by oczekiwa� w samochodzie szczup�ego trzydziestoczterolatka w okularach, ubranego w wyp�owia�� kraciast� koszul� i wytarte d�insy. � Mo�e zata�czymy? � �artobliwie zaproponowa�a jedna z nich. Obdarzy� j� sk�pym u�miechem i potrz�sn�� g�ow�. Wci�� jeszcze czu� w�ciek�o�� na Morrisa za tak ca�kowite zmia�d�enie jego projektu. Kiedy pomy�la� o niekt�rych beznadziejnych pomys�ach Morrisa, nie m�g� nawet w cz�ci poj��, czemu agent uzna� Boofulsa za tak� potworno��. Na mi�o�� bosk�, zrobiono przecie� filmy m. in. o Jamesie Deanie, zawale Patricii Neal i raku ko�ci Teda Kennedy�ego. I to ma by� dobry smak? Co by�o takiego odstr�czaj�cego w Boofulsie? Z piskiem zdartych opon zjecha� z Bulwaru Zachodz�cego S�o�ca. Zaparkowa� na ulicy, bo w�a�ciciel domu, pan Capelli, zawsze wola� na noc wstawi� swego dziesi�cioletniego lincolna do gara�u, w obawie, by kto� go nie porysowa�, by nie opad� na� py�ek z kwitn�cych drzew lub przelatuj�cy ptak nie o�mieli� si� zapaskudzi� go cz�ciowo strawionym ziarnem. Za plecami gospodarza Martin nazywa� lincolna �Mafiamobil�. Na g�rze, w niewielkim mieszkaniu, brudna fili�anka i talerze po �niadaniu i kolacji wci�� jeszcze le�a�y nietkni�te w kuchennym zlewie, dok�adnie tak, jak je zostawi�. By� to jeden z aspekt�w samotnego �ycia, do kt�rego ci�gle jeszcze nie m�g� przywykn��. Przez otwarte drzwi sypialni wida� by�o zmi�toszon� po�ciel na ��ku, w kt�rym sypia� teraz sam, i wielki plakat pod szk�em z Gwi�d��cego Ch�opca, pierwszego musicalu Boofulsa. Przeszed� do pustego, pomalowanego na bia�o pokoju sto�owego. Sta�a tam jedynie samotna staro�wiecka sofa, obita gobelinem, i szare stalowe biurko przy oknie. Jane zabra�a ca�� reszt�. Po prostu wmaszerowali wraz z jej nowym przyjacielem i wynie�li wszystkie rzeczy, podczas gdy Martin nie przerywa� pisania. Facet mia� nawet czelno�� postuka� w biurko i zapyta� Jane: � To te� chcesz? Nie podnosz�c wzroku znad dziesi�tej wersji kolejnego odcinka Dru�yny A, Martin swym akcentem Johna Wayne�a odpar�: � Dotknij go tylko, frajerze, i jeste� trupem! Odej�cie Jane przynios�o ze sob� natychmiastow� ulg�. Koniec regularnego wsp�zawodnictwa w krzykach, koniec napi�� i konflikt�w charakteryzuj�cych ich ma��e�stwo. Umo�liwi�o to mu r�wnie� kontynuowanie pracy przez ca�y dzie� i p� nocy bez �adnych przeszk�d. Dzi�ki temu w�a�nie zdo�a� uko�czy� scenariusz Boofulsa w cztery dni. Po trzech tygodniach zaczyna� sobie jednak zdawa� spraw� z tego, �e praca to zdecydowanie nie wszystko. Mo�e Jane by�a wymagaj�ca, niezr�czna i uparta, przynajmniej jednak mia� kogo� inteligentnego, z kim m�g� pogada� i podzieli� si� prze�yciami, kogo m�g� si� trzyma�. Co za sens mia�o samotne siedzenie przed telewizorem, popijanie wina i towarzysz�cy ogl�daniu kolejnej komedii �miech, na kt�ry odpowiada�o jedynie echo? Martin po�o�y� odrzucony scenariusz na biurko. Sta�a na nim jedynie IBM-owska elektryczna maszyna do pisania, stos papieru i czarno-bia�e reklamowe zdj�cie Boofulsa w mosi�nej oprawie. Zdj�cie by�o podpisane: �Dla Moiry, z pozdrowieniami od Boofulsa�. Martin znalaz� t� fotografi� w �Reel Thing�, sklepie z filmowymi pami�tkami na Bulwarze Hollywoodzkim. Nie mia� poj�cia, kim mog�a by� Moira. �cian� nad biurkiem od sufitu do pod�ogi pokrywa�y zdj�cia, plakaty, listy i wycinki, wszystkie zwi�zane z Boofulsem. Oto Boofuls ta�cz�cy z Jenny Farr w S�onecznej serenadzie. Boofuls w ubranku marynarskim, Boofuls w makiecie aeroplanu w Ta�cu w chmurach. Autentyczny list od prezydenta Roosevelta z podzi�kowaniem za podniesienie ducha og�u dzi�ki piosence: �Marsz, marsz, marsz Ameryko!� I po��k�a tytu�owa strona Los Angeles Times z soboty 19 sierpnia 1939 roku: �Boofuls zamordowany. Kochaj�ca babcia �wiartuje dzieci�c� gwiazd�, a sama si� wiesza.� Przez d�ug� chwil� Martin sta�, wpatruj�c si� w te nag��wki. Nagle z rozdra�nieniem zdar� gazet� ze �ciany i zmi�� j� w kul�. Jednak gniew min�� mu pr�dko. Ostro�nie roz�o�y� dziennik na biurku i wyg�adzi� go d�oni�. Zawsze, nawet gdy by� ma�ym ch�opcem, zachwyca�y go hollywoodzkie musicale z lat trzydziestych. Pomys� napisania musicalu Boofuls! wyklu� si� w jego umy�le tego samego dnia, kiedy zaj�� si� scenopisaniem (cudowny, dawno miniony pierwszy tydzie�, gdy sprzeda� Glenowi A. Larsenowi Faceta na dnie). Boofuls! przez cztery lata l�ni� gdzie� w oddali � z�ocista wizja, jedyna szansa na s�aw� i chwa��. Boofuls! � musical napisany przez Martina Williamsa. Rzecz jasna, nie potrafi� napisa� muzyki, nie by�o jednak takiej potrzeby. Boofuls nagra� ponad czterdzie�ci w�asnych piosenek, w wi�kszo�ci autorstwa Glazera i Hansona. Ka�da piosenka by�a b�yskotliwa, przebojowa, a wi�kszo�� z nich ca�kowicie zapomniano, tote� jakiekolwiek studio mog�o je kupi� bardzo tanio. W opinii Martina Boofuls! stanowi� gotowy hit, a nikt o tym jeszcze nie pomy�la�. Morris Nathan mia� nasrane w g�owie. By� po prostu zazdrosny, bo nie wpad� sam na ten pomys�, a tak�e dlatego, �e Martin wykaza� pierwsze objawy samodzielno�ci tw�rczej. Morris wola� pokornych autor�w. To dlatego ludzie tacy jak Stephen J. Cannell czy Mort Lachman zawsze przychodzili do niego z przer�bkami. Autorzy Morrisa, je�li si� im ka�e, przerobi� scenariusz odcinka i sto razy, nigdy nie protestuj�c. A przynajmniej nie na g�os. Tacy galernicy Hollywood. Chocia� nigdy nie pracowa�o mu si� dobrze, kiedy si� napi�, Martin podszed� do parapetu i odkorkowa� dwulitrow� butelk� czerwonego chardonnay, trzyman� na uczczenie entuzjastycznego przyj�cia Boofulsa przez Morrisa Nathana. Nala� sobie pe�n� szklank� i wypi� od razu po�ow�. Morris Nathan. Co za szuja. Nachyli� si� nad przeno�nym magnetofonem kasetowym Sony, jedynym sprz�tem, jaki zostawi�a mu Jane, i przewin�� do pocz�tku �Gwi�d��cego Ch�opca�. Znowu zabrzmia�y przeci�g�e smyczki, dobrze znany wst�p, i wreszcie g�os dawno ju� nie �yj�cego dziecka zacz�� �piewa�: Tyle razy gdzie� zmyka�e� I robi�e� nie te rzeczy. Tyle razy chwyta� ci� strach. Lecz nie �mia�e� my�le� o �zach. By�e� � Gwi�d��cym Ch�opcem! Martin opar� si� o okno i wyjrza� na s�siednie podw�rze, sk�adaj�ce si� w g��wnej mierze z basenu otoczonego jaskraw� zieleni� sztucznego trawnika. Maria zn�w tam by�a na swoim dmuchanym materacu. Jej nos i sutki ochrania�y papierowe kr��ki. Maria pracowa�a jako kelnerka w koktajl-barze Hyatta na Bulwarze Zachodz�cego S�o�ca. Nazywa�a si� Bocanegra i mia�a uda jak Carmen Miranda. Martin zaprosi� j� kiedy� na randk�, pi�tna�cie sekund przedtem, nim zza rogu domu wy�oni� si� pot�ny latynoski kulturysta o twarzy poznaczonej �ladami po ospie, kt�ry obj�� j� ramieniem, wyszczerzy� z�by do Martina i zapyta�: � Como la va, hombre? Martin wydusi� z siebie kr�tkie �Hasta luego� i to by� pocz�tek i koniec pi�knego zwi�zku. S�cz�c wino pomy�la� o powrocie do przer�bki Dru�yny A, jednak wczucie si� w ostatnie szale�cze wybryki Murdocka by�o bardzo trudne, gdy czu� takie przygn�bienie z powodu Boofulsa. Wyszepta� do wt�ru ta�my: � �By�e� � Gwi�d��cym Ch�opcem!� W tym momencie zad�wi�cza� telefon. Przez chwil� pozwoli� mu dzwoni�. Domy�la� si�, �e to najprawdopodobniej Morris, kt�ry chce si� dowiedzie�, kiedy b�dzie gotowy scenariusz. Bior�c pod uwag�, jak si� w tej chwili czu�, odpowied� brzmia�a: w styczniu 2010. Wreszcie jednak Martin odwr�ci� si� od okna i podni�s� s�uchawk�. � Halo? Martin Williams. � Cze��, Martin! � odpowiedzia� mu entuzjastyczny g�os. � Tak si� ciesz�, �e uda�o mi si� ciebie z�apa�! Tu Ranione! � O, cze�� Ramone. � Ranione pracowa� za lad� w �Reel Thing�, sprzedaj�c wszystko, od pami�tkowych program�w z premiery Przemin�o z wiatrem do kolczyk�w Idy Lupino. To w�a�nie Ramone, bardziej ni� ktokolwiek inny, pom�g� mu skompletowa� unikaln� kolekcj� pami�tek po Boofulsie. � S�uchaj, Martin, mam tu co� naprawd� ciekawego. Dzi� rano przysz�a do sklepu pewna kobieta i powiedzia�a, �e ma na sprzeda� ca�y komplet mebli. Martin odchrz�kn��. � Pewnie, przyda�yby mi si� jakie� meble. My�la�em jednak raczej o wycieczce do magazynu meblowego w Burbank. Nie sta� mnie na �adne antyki. � Nie, nie, zupe�nie nie �apiesz, o co chodzi. Ta kobieta kupi�a cz�� umeblowania starego domu Boofulsa. Rozumiesz, po �mierci dzieciaka odby�a si� licytacja i sprzedano wszystko: zas�ony, sto�y, no�e i widelce. Nawet ca�e jedzenie z lod�wki. Wyobra� sobie, co za �wir chcia�by zje�� lody zamordowanego dziecka? � I co? Ta kobieta kupi�a cz�� mebli? � Mo�e nie osobi�cie, tylko jej m��, ojciec czy kto� taki. W ka�dym razie ma � pozw�l mi sprawdzi�, zrobi�em sobie spis � ma dwa fotele, barek, kanap�, cztery taborety i lustro. � Masz zamiar to dla niej sprzeda�? � Nie, meble to nie moja dzia�ka. A poza tym � sam wiesz � poza tob� nikt inny nie jest raczej zainteresowany Boofulsem. Poradzi�em jej, �eby da�a og�oszenie do gazety. Mo�e jaki� zboczeniec si� zainteresuje. � Co chcesz przez to powiedzie�? �e te� jestem zbocze�cem? � Daj spok�j, stary, wiem, �e jeste� w porz�dku. Powiniene� zobaczy� go�ci, co przychodz� tu pogrzeba� w bieli�nie Carole Landis, czy inne tego typu sprawy. � Jasne, ch�tnie obejrza�bym te meble, ale naprawd� nie mam akurat na zbyciu got�wki. � To ju� twoja sprawa � odpar� Ramone. � Je�li jednak jeste� zainteresowany, kobieta nazywa si� pani Harper i mieszka na Hillrise pod numerem 1334. Nic si� nie stanie, je�eli rzucisz na nie okiem. � Dobra, chyba masz racj�. Dzi�ki, �e o mnie pomy�la�e�. � Nie ma sprawy, stary. Ilekro� s�ysz� nazwisko Boofuls, natychmiast my�l� o tobie. � Mam nadziej�, �e to komplement. � De nada � odpowiedzia� Ramone i roz��czy� si�. Martin sko�czy� wino. Wiedzia�, co powinien zrobi� � zasi��� sumiennie do maszyny, wkr�ci� w ni� kartk� papieru i zabra� si� za pisanie Dru�yny A. Cho�by si� nawet nie zgadza� z Morrisem i jakkolwiek by� ura�ony jego reakcj� na Boofulsa, by� to jednak przedsi�biorczy agent o doskona�ych kontaktach, kt�ry dawa� mu mo�no�� zarabiania pi�rem. Ca�kiem mo�liwe, �e je�eli Martin nie sko�czy do jutra tej przer�bki, Morris nigdy ju� nie zdo�a sprzeda� jego roboty Stephen J. Cannell Productions. Ale, do cholery, by� tak zniech�cony i tak mia� dosy� pisania b�yskotliwego, bezsensownego dialogu. Wyprawa na Hillrise Avenue, maj�ca na celu obejrzenie autentycznych mebli Boofulsa, mog�a by� w�a�nie tym, czego potrzebowa� dla podtrzymania si� na duchu. Nawet samo dotkni�cie ich to ju� by�oby co�: dotkn�� tych w�a�nie mebli, na kt�rych siadywa� ma�y Boofuls. Sprawi�oby to, �e Boofuls wyda�by si� bardziej realny, a Morris Nathan bardziej ulotny � w tym momencie za� Martin nie by� w stanie wymy�le� lepszego lekarstwa. * * * Hillrise Avenue to ulica stromo wznosz�ca si� za Zbiornikiem Hollywoodzkim. W 1952 roku tutejsze domy stanowi�y awangard�, obecnie zaczyna�y pojawia� si� na nich oznaki zaniedbania i zniszczenia. Hillrise by�a jedn� z tych okolic, kt�re jako� nigdy nie sta�y si� modne i teraz z rezygnacj� niszcza�y, stanowi�c ewentualn� szans� zysku dla jakiego� sprytnego handlarza nieruchomo�ci. Martin zaparkowa� swego mustanga z tylnymi ko�ami dotykaj�cymi kraw�nika i wysiad�. Roztacza� si� st�d rozleg�y widok na dalekie Los Angeles, przes�oni�te smogiem, z bli�niaczymi nagrobkami Century City wznosz�cymi si� ponad pokryw� dymu. Wspi�� si� na strome betonowe schody prowadz�ce do numeru 1334, p�osz�c jaszczurk�, kt�ra umkn�a w traw�. Dom mia� kszta�t kwadratu, a kolor truskawki. Balkon w hiszpa�skim stylu obiega� go naoko�o. Otaczaj�cy ogr�d by� suchy i zapuszczony. Chwasty porasta�y �cie�ki, a krzewy juki w wi�kszo�ci sprawia�y wra�enie chorych. Daszek nad frontowym gankiem pokrywa�a gruba warstwa martwego, wysuszonego bluszczu, nad wszystkim za� unosi�a si� wo� uszkodzonej kanalizacji. Nacisn�� dzwonek. D�wi�k zabrzmia� ostro, nagl�co, lecz jakby daleko, niczym kobieta krzycz�ca na s�siedniej ulicy. Martin szurn�� swymi sportowymi butami Nike i czeka�, aby kto� wreszcie otworzy�. �Tyle razy chwyta� ci� strach� za�piewa� cichutko. �By�e� � Gwi�d��cym Ch�opcem!� Drzwi frontowe otwar�y si� i na ganek wysz�a drobna kobieta oko�o sze��dziesi�tki. Mia�a bia��, wytapirowan� fryzur� i bawe�nian� sukienk� mini. Jej twarz ozdabia�y podw�jne sztuczne rz�sy, z kt�rych jedna przekrzywi�a si� dziko w k�ciku oka, i bladopomara�czowa szminka. Wygl�da�a, jakby nie zmienia�a stroju ani makija�u od czasu ukazania si� �Sier�anta Peppera�. Martin by� tak zaskoczony, �e zupe�nie nie wiedzia�, co powiedzie�. Kobieta wpatrywa�a si� w niego, mru��c lewe oko, a� wreszcie zapyta�a: � Ta-a-ak? Pan co� sprzedaje? � Ja, eee... � Nic nie widz�. � Kobieta rozejrza�a si� wok�. � �adnych szczotek, encyklopedii ani Biblii. Chce pan umy� m�j samoch�d, czy o to chodzi? � Tak naprawd�, to przyszed�em w sprawie mebli � wyja�ni� Martin. � Pani jest pani� Harper, prawda? Zadzwoni� do mnie Ramone Perez z �Reel Thing�. To m�j przyjaciel. Wie, �e interesuj� si� Boofulsem. Pani Harper spojrza�a na niego, poci�gaj�c nosem i szczypi�c si� w policzek. � Naprawd�? Je�li rzeczywi�cie interesuje pana Boofuls, to wydaje si�, �e jest pan jedyn� tak� osob� w ca�ym Hollywood. Wozi�am moje meble do wszystkich dom�w aukcyjnych i sklep�w z filmowymi pami�tkami, jakie tylko mog�am znale��, i zawsze by�a ta sama historia. � Tak? � spyta� Martin, pragn�c dowiedzie� si�, co to by�a za historia, kt�ra zawsze si� powtarza�a. � C� � skrzywi�a si� pani Harper. � To makabryczne, oto, co m�wili. No, wie pan, teraz jest popyt na rzeczy zwi�zane z filmem. Trumna, w kt�rej le�a� Bela Lugosi, kiedy pierwszy raz gra� Dracul�. Ta sama �ruba, kt�ra przechodzi�a przez szyj� Borisa Karloffa. Ale nikt nawet nie tknie mebli biednego ma�ego Boofulsa. Martin odczeka� chwil�, pani Harper jednak najwidoczniej nie zamierza�a z w�asnej woli powiedzie� nic wi�cej. � Zastanawiam si�, czy mo�e m�g�bym wej�� i obejrze�. � Z zamiarem zakupu? � zapyta�a ostro pani Harper, po czym zamruga�a lewym okiem, zacisn�a powiek� i doda�a: � Przekl�te rz�sy! To nowy rodzaj. Nie mam poj�cia, co ma je trzyma� na miejscu. Je�li mnie pan spyta, to my�l�, �e chyba butapren. One... podwijaj� si� w g�r�. Widywa�am stonogi, kt�re zachowywa�y si� lepiej. I to �ywe stonogi. Wprowadzi�a Martina do holu. Unosi�a si� tam kwa�na wo�, a samo wn�trze sprawia�o przygn�biaj�ce wra�enie, cho� kiedy� zosta�o urz�dzone w najnowszym, bajecznym stylu lat sze��dziesi�tych. Pod�og� pokrywa�a kud�ata bia�a wyk�adzina, sko�tuniona niby futro podstarza�ego Yeti. Zas�ony by�y kolorowe, w ��te, pomara�czowe i fioletowe psychodeliczne zygzaki, za� naoko�o pokoju sta�y ustawione w prostok�t bia�e sk�rzane krzes�a na czarnych nogach ze z�otymi stopami. By� tam nawet bia�y stereofoniczny gramofon z automatyczn� zmian� p�yt, kt�ry natychmiast skojarzy� si� Martinowi z Beatlesami, Beach Boysami i licealnymi prywatkami. Przez kr�tki, przejmuj�cy moment wyda�o mu si�, �e zn�w ma szesna�cie lat. � Jestem wdow� � powiedzia�a pani Harper, jakby poczu�a konieczno�� wyja�nienia, dlaczego wn�trze jej domu stanowi muzeum najnowszej mody sprzed lat dwudziestu. � Arnold zmar� w 1971 roku, i to wszystko... po prostu przypomina mi go. Martin skin�� g�ow� na znak, �e rozumie. Pani Harper doda�a: � Jemu te� nie podoba�y si� meble Boofulsa. Naprawd� ich nie cierpia�. Kupi� je jego ojciec, tu� przed wojn�. Widzi pan, jego ojciec urz�dza� w�a�nie dom, pojecha� na licytacj� i kupi� je � no bo by�y takie tanie. Dopiero potem kto� mu powiedzia�, do kogo przedtem nale�a�y. A co wi�cej... sta�y w�a�nie w tym pokoju, w kt�rym biednego ma�ego Boofulsa � no, wie pan � za�atwiono. Co za okropna rzecz. Wie pan, to nawet straszliwsze ni� Charles Manson, bo przecie� ona por�ba�a to kochane male�stwo niczym... nawet nie chc� o tym my�le�. I, co gorsza, wszyscy inni te� nie chc�. � Czy mogliby�my... eee, obejrze� je? � zapyta� Martin. � Ale� oczywi�cie. S� w piwnicy. Nie ujrza�y �wiat�a dziennego od dnia, w kt�rym dostali�my je od ojca Arnolda. Arnold wcale ich nie chcia�, ale jego ojciec nalega�. Arnold nigdy nie potrafi� si� przeciwstawi� swojemu ojcu. No, niewielu ludzi to umia�o. Straszny by� z niego tyran. Pani Harper poprowadzi�a go do kuchni. Wspi�a si� na palce, ods�aniaj�c przy tym tak wiele ko�cistej nogi, �e Martin musia� odwr�ci� wzrok, i zacz�a maca� po g�rnej p�ce szafki w poszukiwaniu klucza do piwnicy. � Wie pan, powinnam to wszystko sprzeda� i przeprowadzi� si� do San Diego. Mieszka tam moja siostra. Ten wielki stary dom to taki k�opot. Otworzy�a piwnic� i zapali�a �wiat�o. Martin zawaha� si� przez chwil�, po czym pod��y� za ni� stromymi drewnianymi schodami. Tu, na dole, wo� nieczysto�ci by�a jeszcze silniejsza, miesza� si� te� z ni� zapach wysch�ego drewna i kot�w. � Teraz ostro�nie � ostrzeg�a pani Harper. � Dwa ostatnie stopnie s� spr�chnia�e. Mieli�my tu termity, wie pan. Arnold mawia�, �e zjedz� ca�y dom na naszych oczach. � I nie tkn�y mebli? � Niech mnie pan nie pyta, czemu. � Przez moment �wiat�o pad�o na jej szponiast� d�o� o r�owych paznokciach, wspart� o por�cz. � Zjad�y za to prawie ca�� reszt�. Nawet trzonek �opaty Arnolda. Nigdy tego nie zapomn�. Ca�y cholerny trzonek. Ale nawet nie ruszy�y mebli. Ani ociupin�. Mo�e i termity maj� szacunek dla zmar�ych. � Tak, mo�e maj� � przytakn�� Martin, zerkaj�c w g��b mrocznej piwnicy. Pani Harper wskaza�a przed siebie. � Tu stoj�, za bojlerem. Martin zaczepi� r�kawem o stare chom�to zawieszone na haku przy schodach. Wypl�tanie si� zaj�o mu kr�tk� chwil�, zanim jednak si� uwolni�, pani Harper znikn�a ju� w mroku za bojlerem. � Pani Harper? Nikt nie odpowiedzia�. Martin po omacku przesun�� si� kawa�ek do przodu. Bojler zrobiony by� z ci�kiego lanego �elaza � jeden z tych staro�wieckich typ�w � i wydawa�o si�, �e wida� na nim szyderczo u�miechni�t� twarz o oczach z miki. � Pani Harper? Ostro�nie obszed� bojler i zobaczy� j�. Strach uni�s� mu w�osy na karku, bowiem pani Harper unosi�a si� trzy stopy nad ziemi�, przera�aj�co pochylona. Jej bia�e, wytapirowane w�osy l�ni�y niczym ogromny kokon jakiej� gigantycznej �my. � Aaa! � krzykn��, w tym samym jednak momencie kobieta odwr�ci�a g�ow� i poj��, �e spogl�da na jej odbicie, za� prawdziwa pani Harper ca�kiem normalnie stoi za jego plecami. � Przepraszam � powiedzia�a bez specjalnego wsp�czucia. � Czy�bym pana wystraszy�a? � Nie, ja... � Martin gestem wskaza� na zwisaj�ce z sufitu lustro. � No c�. � Pani Harper u�miechn�a si� i zatar�a r�ce. � To by�o lustro Boofulsa. W�a�nie to lustro, kt�re widzia�o jego �mier�. � Bardzo �adne. � Martin zacz�� zastanawia� si�, czy rzeczywi�cie przyjazd tutaj i ogl�danie starych mebli Boofulsa by�y naprawd� takim dobrym pomys�em. Mo�e jednak nuda ��cz�ca si� z przepisywaniem scenariusza Dru�yny A mia�a w sobie co� pozytywnego. Pewne wspomnienia lepiej zostawi� w spokoju. � Fotele i kanapa s� tu, z ty�u. � Pani Harper poci�gn�a za r�g pokrowca, ods�aniaj�c mroczny zarys eleganckiej stylowej sofy i dw�ch fotelik�w, stanowi�cych razem z ni� komplet. Meble by�y empirowe, z�ocone z seledynowymi satynowymi obiciami, przybrudzonymi i poplamionymi wilgoci� � efekt d�ugich lat sp�dzonych w piwnicy pani Harper. Martin przygl�da� im si� w ciemno�ciach. � Czy ma pani tu mo�e jakie� dodatkowe �wiat�o? � zapyta�. � C�, jest tu gdzie� latarka... � wycedzi�a pani Harper. Z tonu jej g�osu jasno wynika�o, �e bynajmniej nie ma ochoty i�� jej szuka�. � Nie trzeba � odpar� Martin. � Widz� je dostatecznie dobrze. A tam, czy to barek? � wskaza� na du�y rokokowy mebel z r�ni�tymi kryszta�owymi szybkami, cz�ciowo ukryty pod pokrowcem. � Zgadza si�. Nadal jeszcze s� tam wszystkie oryginalne karafki, z plakietkami z czystego srebra. Gin, whisky, brandy. Nie to, �eby Boofuls kiedykolwiek pi�, nie w jego wieku. Wyda�o jej si� to bardzo zabawne i parskn�a piskliwym, urywanym �miechem. Martin podszed� do mebli z mieszanin� obawy i fascynacji. Pog�adzi� d�oni� oparcie kanapy i pomy�la�: �Boofuls naprawd� tu siedzia�.� Prze�ycie by�o znacznie bardziej niepokoj�ce, ni� si� tego spodziewa�. Wycinki prasowe i zdj�cia to co innego � by�y p�askie i dwuwymiarowe. Sam Boofuls nigdy nie mia� ich w r�ku. To jednak by�y jego meble. Jego w�asne fotele. Lustro, kt�re z pewno�ci� wisia�o nad jego kominkiem. Prawdziwe, daj�ce si� dotkn�� przedmioty. Do Martina przemawia�y one z r�wn� si�� co koszule Hitlera, rubinowe klapki Judy Garland czy r�owe kapelusiki Jackie Kennedy. Stanowi�y dow�d, �e legenda by�a kiedy� rzeczywisto�ci�, �e Boofuls naprawd� istnia�. Przez d�u�szy czas sta� w milczeniu, z r�kami na biodrach, wdychaj�c powietrze o zapachu st�ch�ych trocin. � M�wi�a pani, �e nikt nie by� zainteresowany ich nabyciem � odezwa� si� w ko�cu. � Nie powiedzia�am, �e nikt nie chcia� ich kupi� � sprostowa�a pani Harper. � Po prostu nikt nie wydawa� si� zainteresowany wzi�ciem ich w komis. Przypuszczam, �e chodzi�o o niewielki zysk. Martin przytakn�� i rozejrza� si� wok�. Dwa fotele � na nich zale�a�o mu chyba najbardziej. Fotele i lustro. Wygl�da�oby rewelacyjnie na �cianie w pokoju sto�owym, w miejsce wszystkich tych wycink�w, fotografii i list�w � i sprawia�oby o wiele lepszy efekt. Zamiast m�wi�: �A tak, to moja kolekcja reklamowych zdj�� Boofulsa�, m�g�by oznajmi�: �A, to w�a�nie to lustro, kt�re wisia�o w salonie u Boofulsa, kiedy zosta� zamordowany.� Szok! Zgroza! Zawi��! � Eee... ile chcia�aby pani za ca�o��? � spyta� od niechcenia. � Fotele, lustro, kanapa, barek, taborety. Gdybym tak zdecydowa� si� uwolni� pani� od nich? � C�, nie mia�abym nic przeciw temu � odrzek�a pani Harper, g�aszcz�c oparcie z�oconej sofy. Mlasn�a j�zykiem o sztuczne z�by. Jej rz�sy zatrzepota�y niczym oszo�omione �my. � Ile? � powt�rzy� Martin, my�l�c o 578 dolarach spoczywaj�cych na jego koncie w Security Pacific. Z pewno�ci� nie b�dzie chcia�a wi�cej ni� pi�� st�w za te kilka zu�ytych mebli z lat trzydziestych. Mo�e nawet dop�aci mu za wyw�z. Pani Harper zastanawia�a si� przez chwil� z r�k� przyci�ni�t� do czo�a. � No, nie wiem � powiedzia�a. � S�ysza�am ju� tyle r�nych ocen ich warto�ci. Niekt�re bardzo wysokie, inne bardzo niskie. Ale pan jest prawdziwym fanem Boofulsa, autentycznym wielbicielem. I, wie pan, by�oby doprawdy �wi�stwem poda� panu zawy�on� cen� � szczeg�lnie �e stara si� pan, aby pami�� o nim nie zagin�a. Martin wzruszy� ramionami i szurn�� nog�. � To naprawd� uprzejmie z pani strony. Nie chcia�bym jednak nara�a� pani na straty. � O to niech si� pan nie martwi. Dla mnie osobi�cie najwa�niejsze jest, aby rzeczy Boofulsa znalaz�y kochaj�cy dom. Martin uni�s� wzrok na zwierciad�o. Teraz, gdy jego oczy przystosowa�y si� do ciemno�ci, m�g� dostrzec szczeg�y z�oconej ramy. By�o to do�� spore lustro � d�ugie na sze�� st�p, a wysokie prawie na pi�� � kt�re z pewno�ci� wisia�o niegdy� nad kominkiem. Po bokach by�y wyrze�bione bujne sploty winoro�li. Szczyt wie�czy�a szyderczo u�miechni�ta z�ocona twarz, przypominaj�ca Bachusa albo bo�ka Pana. Samo szk�o by�o w jednym rogu odbarwione i poplamione, pozosta�a powierzchnia odbija�a jednak twarz Martina z tak� czysto�ci�, �e tworzy�o to niemal z�ud� rzeczywisto�ci, jakby zamiast na odbicie spogl�da� na drugiego siebie. Nic dziwnego, �e tak zaskoczy�a go unosz�ca si� w powietrzu pani Harper. Si�gn�� r�k� i dotkn�� lustra, czuj�c pod palcami ch��d szklanej powierzchni, przez prawie dwadzie�cia lat nie tkni�tej promieniami s�o�ca. Jak czuje si� lustro, nie maj�c nic, co mog�oby odbija�? Nikogo, kto by si� do niego u�miecha�, uk�ada� przed nim w�osy. �adnego pokoju, kt�remu mog�oby si� przygl�da�, �adnych przelotnych obraz�w tocz�cego si� obok �ycia. �Lustra s� samotne�, napisa� kiedy� Tennyson. � Siedem tysi�cy � powiedzia�a pani Harper. � Co pan na to? � Przepraszam? � spyta� ca�kowicie zaskoczony Martin. � Siedem tysi�cy za wszystko � powt�rzy�a. � To najni�ej jak mog� zej��. Martin potar� kark. Nie ma mowy. Nawet jego samoch�d nie by� tyle wart. � Przykro mi � odpar�. � To wi�cej, ni� mog� sobie pozwoli�. Obawiam si�, �e nie jestem Aaronem Spellingiem. � Naprawd�, taniej ju� nie mog�. I tak by�yby warte znacznie wi�cej, nawet gdyby nie nale�a�y do Boofulsa. � C�, w takim razie trudno � rzek� Martin z rezygnacj�. � W ka�dym razie dzi�kuj�, �e pozwoli�a mi pani rzuci� na nie okiem. Przynajmniej mam teraz jakie� poj�cie o tym, jak urz�dzony by� pok�j Boofulsa. Mo�e mi to bardzo pom�c przy moim scenariuszu. � A na ile pana sta�? � spyta�a pani Harper. Martin u�miechn�� si� i pokr�ci� g�ow�. � Nic w okolicach siedmiu tysi�cy. Nawet nie tysi�c. Pi�� setek, to wszystko. Pani Harper rozejrza�a si�. � My�l�, �e za pi��set dolar�w mog�abym sprzeda� panu taborety. � By�aby pani sk�onna sprzeda� poszczeg�lne rzeczy oddzielnie? � No, nie mia�am takiego zamiaru. Ale skoro jest pan a� takim wielbicielem... � Czy s�dzi pani, �e m�g�bym kupi� za t� sum� lustro? Najbardziej zale�a�oby mi na nim. Pani Harper wyd�a usta. � Wcale nie jestem co do tego przekonana. To lustro to co� naprawd� specjalnego. Oryginalny francuski okaz � tak mi powiedzia� ojciec Arnolda. � Jest bardzo pi�kne � zgodzi� si� Martin. � Doskonale mog� je sobie wyobrazi�, jak wisi u mnie w mieszkaniu. � Mo�e siedemset pi��dziesi�t? � zasugerowa�a pani Harper. � Da pan rad�? Martin odetchn�� g��boko. � Mog� zap�aci� pani pi��set teraz i reszt� w przysz�ym miesi�cu. Nie zostawia�o mu to zbyt wiele na �ycie, lecz je�li sko�czy dzi� wiecz�r t� przer�bk� Dru�yny A i mo�e poprosi Morrisa o par� dodatkowych fuch � cokolwiek, nawet Czyste szale�stwo czy Srebrne �y�eczki... Pani Harper d�ug� chwil� sta�a w milczeniu, po czym powiedzia�a: � Dobrze. Pi��set teraz i dwie�cie pi��dziesi�t do ko�ca przysz�ego miesi�ca. Tylko niech pan na pewno zap�aci. Nie chc� �adnych k�opot�w. Niech pan pami�ta, �e te� mam adwokat�w. Martin znalaz� star� skrzynk� po owocach i przeci�gn�� j� przez ca�� piwnic�, aby stoj�c na niej dosi�gn�� lustra. �wi�tej pami�ci Arnold Harper powiesi� je na dw�ch wielkich mosi�nych hakach, mocno wkr�conych w belki stropowe znajduj�cego si� nad piwnic� saloniku. Martin delikatnie opu�ci� lustro, uwa�aj�c, �eby nie stukn�� z�ocon� ram� o pod�og�. By�o przera�liwie ci�kie i zanim ostro�nie u�o�y� je na ziemi, ca�y si� spoci�. Pani Harper obserwowa�a go z dobrotliwym u�miechem, nie objawiaj�c jednak �adnej ch�ci pomocy. � Co za cudowna rzecz, prawda? � zagadn�a, przegl�daj�c si� i strosz�c napuszon� fryzur�. � Teraz ju� nie robi si� takich luster. Martin stwierdzi�, �e nie jest do�� silny, by podnie�� lustro i wnie�� je po schodach, opatuli� zatem jedn� z kraw�dzi pokrowcem i przeci�gn�� je po pod�odze. Nast�pnie, zdyszany, krok po kroku wwindowa� je po drewnianych schodach a� do holu. Prawie pi�� minut zaj�o wymanewrowanie go przez piwniczne drzwi do kuchni. Pani Harper sta�a w po�owie schod�w i przygl�da�a si�, nadal nie oferuj�c pomocy. Martin niemal �a�owa�, �e kupi� ten przekl�ty przedmiot. R�ce dr�a�y mu z wysi�ku, na jednym policzku rozmaza� sobie brud. Brak�o mu tchu. � Je�li pan chce, mo�e pan podprowadzi� w�z pod dom � zaproponowa�a pani Harper. By� to jej jedyny wk�ad. Martin skin�� g�ow�, nadal opieraj�c si� o jedn� z kuchennych szafek. � Przyjmie pani czek? � Oczywi�cie. Tak d�ugo, jak ma pan pokrycie. To w ko�cu pieni�dze, prawda? Tak mawia� Arnold. Po kolejnych dziesi�ciu minutach Martin zdo�a� przewlec lustro przez drzwi kuchenne i wpakowa� je na tylne siedzenie mustanga. Pani Harper zgodzi�a si� po�yczy� mu pokrowiec do lustra, pod warunkiem, �e zaraz go odwiezie. � Obiecuj� � przyrzek� jej. � Oddam go natychmiast. Gdy powoli zje�d�a� Hillside w d�, pani Harper sta�a na schodach i macha�a mu czekiem. Spogl�daj�c na ni� we wstecznym lusterku pomy�la�, �e jak na kogo�, kto w�a�nie sprzeda� kosztowny antyk po okazyjnie niskiej cenie, wygl�da�a na nieco zbyt z siebie zadowolon�. Prawdopodobnie za��da�a dwa razy wi�cej, ni� to lustro by�o w rzeczywisto�ci warte. Mimo wszystko by� teraz w�a�cicielem autentycznego lustra, kt�re ozdabia�o kiedy� kominek Boofulsa. Mo�e przyniesie mu szcz�cie. Nuc�c �Kwiaty Tuscaloosy� wolno wi�z� sw�j zakup na Franklin Avenue. * * * Pan Capelli wr�ci� ju� do domu i pom�g� Martinowi wnie�� lustro na g�r�. By� to cz�owiek niewysoki i kr�g�y, o �ysej g�owie i okularach, kt�re wygl�da�y, jakby zrobiono je z dw�ch szklanych kork�w. � Nie powinienem nosi� nawet koszyka z zakupami � mamrota� do siebie. � M�j lekarz mnie zabije. � Panie Capelli, nie ma pan poj�cia, jak bardzo jestem panu wdzi�czny � powiedzia� Martin. � To lustro nale�a�o niegdy� do Boofulsa. Naprawd�. Wisia�o nad kominkiem w jego saloniku w Bel Air. Pan Capelli, krzywi�c usta, przyjrza� si� uwa�nie niesionemu przedmiotowi. � To by�o w�asno�ci� Boofulsa? W�a�nie to lustro? � Dok�adnie to. W dodatku, kiedy jego babka zabija�a go, prawdopodobnie to w�a�nie lustro odbija�o ca�� scen�. Pan Capelli wzdrygn�� si�. � Niedobrze. Nie powiniene� trzyma� u siebie czego� takiego. � To przecie� tylko lustro, panie Capelli. � Teraz tak m�wisz. Ale wiesz, co u nas, na Sycylii, zawsze robi�a moja babka? Kiedy tylko kto� umar�, sz�a do jego domu i t�uk�a wszystkie lustra. To dlatego, �e ilekro� spogl�da si� w lustro, zabiera ono malutk�, maciupe�k� cz�� duszy. Wi�c �eby czyja� dusza mog�a po �mierci w ca�o�ci pow�drowa� do nieba, nale�y koniecznie zbi� wszystkie lustra nale��ce do tej osoby, uwalniaj�c w ten spos�b to, co jej ukrad�y, kiedy jeszcze �y�a. Martin wsun�� r�ce w kieszenie d�ins�w i u�miechn�� si�. � Jak si� nazywa ta s�ynna w�oska w�dlina? � zapyta�. � Mortadela � odpar� pan Capelli. � Nie, nie, ta druga. Taka du�a, g�adka. � Mielonka. � Dok�adnie! Takie mielenie j�zykiem. � Hej! Nie m�wi si� do mnie w ten spos�b! � warkn�� pan Capelli. � A mo�e chcesz jeszcze raz wnosi� to sam na g�r�? � Ju� dobrze, przepraszam. � Martin po�o�y� d�o� na ramieniu gospodarza. � Naprawd� �wietnie b�dzie wygl�da�o. Mieszkanie wyda si� dwa razy wi�ksze. � Hmm � powiedzia� tamten. � Mo�e powinienem podwoi� ci czynsz. Akurat w tym momencie wnuczek pana Capelli, Emilio, wybieg� z mieszkania gospodarzy, �eby sprawdzi�, co za ha�as s�ycha� na schodach. Ch�opiec mia� pi�� lat, proste czarne w�osy, oliwkow� cer� i wielkie oczy, jakby �ywcem wzi�te z sentymentalnego obrazka przedstawiaj�cego smutne szczeni�. Jak tylko stwierdzi�, �e nios� lustro, zacz�� stroi� do niego miny. � Teraz lepiej � skomentowa� Martin, gdy Emilio zrobi� zeza i palcem rozp�aszczy� sobie nos. � Hej, m�wisz do mojego wnuka � zaprotestowa� pan Capelli. � To przystojny ch�opak. � Tylko dlatego, �e nie wrodzi� si� we w�asnego dziadka � odparowa� Martin, szczerz�c z�by. � Potr�jny czynsz! � Uwa�aj, Emilio � ostrzeg� Martin. � To lustro jest naprawd� ci�kie. Nie chcesz chyba, �eby ci� zgniot�o. � A w�a�nie, �e chc�! � odpar� zuchwale Emilio. � To si� da zrobi� � wymamrota� Martin. * * * Gdy pan Capelli poszed� do siebie, Martin ostro�nie zdj�� wszystkie Boofulsowskie zdj�cia i wycinki, po czym z ha�asem przeci�gn�� lustro do �ciany przy biurku. Po jego bokach odkry� cztery metalowe wkr�ty, po dwa z ka�dej strony, s�u��ce niegdy� do dok�adnego zamocowania hak�w lustra na �cianie nad paleniskiem. Martin pogrzeba� w szufladzie, a� wreszcie znalaz� cztery dwucalowe �ruby i z p� tuzina gwo�dzi. Jane zabra�a jego elektryczn� wiertark�, ale �ciana by�a do�� mi�kka, tote� uda�o mu si� wyd�uba� w gipsie cztery dziury za pomoc� �rubokr�tu. Prawie godzin� zabra�o mu umocowanie lustra. Kiedy jednak wreszcie wisia�o ju� na swoim miejscu, cofn�� si� i spojrza� na nie z podziwem, ani przez chwil� nie �a�uj�c, �e wyda� na nie ca�e swoje oszcz�dno�ci, nawet je�li pani Harper oszwabi�a go na dwie�cie czy trzysta dolar�w. Warto by�o. Ze sw� z�ocon� ram� i l�ni�c� powierzchni� lustro dodawa�o mieszkaniu jakby nowy wymiar, przestrze� i �wiat�o. Nala� sobie kieliszek wina i usiad� za biurkiem. Portret zdolnego m�odego scenarzysty, zak�adaj�cego kartk� papieru do maszyny. Portret m�odego zdolnego scenarzysty, kt�ry nadaje w�a�nie kszta�t nast�pnej serii Dru�yny A. Pracowa� przez ca�e popo�udnie. Powoli s�o�ce zacz�o zni�a� si� na niebie, cal po calu wy�lizguj�c si� z pokoju i o�wietlaj�c s�siedni budynek. W ko�cu promienie dotyka�y ju� tylko czubk�w najwy�szych palm na ulicy. B.A.: Przysi�gam, je�eli ten �wir nie przestanie, rozerw� go na kawa�ki. Hannibal: Daj spok�j, B.A., rozmawiamy tu o wsp�pracy. Rami� przy ramieniu. By�o dobrze po si�dmej, gdy Martin wy��czy� maszyn� i wyprostowa� si� na krze�le. Wiedzia�, �e b�dzie musia� przerobi� scen�, w kt�rej Hannibal przebiera si� za mnicha, poza tym jednak w�a�ciwie sko�czy�. Szczeg�lnie zadowolony by� z fragmentu, gdzie Murdock zaczyna �onglowa� kulami bilardowymi, a B.A. niech�tnie przy��cza si� do niego. Nabazgra� w notatniku: �Czy Mr. T potrafi �onglowa�? Je�li nie, to czy da si� go nauczy�? Czy istniej� dobrzy czarni �onglerzy? Musz� by� jacy�! A co, je�li nie? Czy jaki� bia�y �ongler b�dzie m�g� przyczerni� r�ce i stan�� a jego plecami?� Nala� sobie kolejny kieliszek. Mo�e jego szcz�cie mia�o si� jednak odwr�ci�. Mo�e co� z powodzenia Boofulsa wypromieniuje z jego lustra i pob�ogos�awi robot� Martina. Uni�s� kieliszek i patrz�c na swoje odbicie powiedzia� na g�os: � Na zdrowie! I w�a�nie wtedy ujrza� w lustrze bia�o-niebiesk� dziecinn� pi�k�, kt�ra wpad�a przez otwarte drzwi, potoczy�a si� przez pok�j i zamar�a na �rodku parkietu. Spojrza� na ni� wstrz��ni�ty, czuj�c ten sam dreszcz co wcze�niej, gdy zobaczy� pani� Harper unosz�c� si� w powietrzu. � Emilio? � zawo�a�. � Czy to ty? Nie by�o odpowiedzi. Martin odwr�ci� si� i ponownie zawo�a�: � Emilio! Wsta� z krzes�a z zamiarem podniesienia pi�ki, ale jeszcze w trakcie tej czynno�ci zorientowa� si�, �e ju� jej tam nie ma. Marszcz�c brwi podszed� do drzwi i uchyli� je szerzej. Korytarz by� pusty, drzwi frontowe zamkni�te na klucz. � Emilio, co ty, u diab�a, wyprawiasz? Zajrza� do sypialni. Nikogo. Pootwiera� nawet szafy. Nic, tylko brudne koszule i szorty, czekaj�ce na pranie, i rakieta tenisowa, kt�ra domaga�a si� zmiany naci�gu. Sprawdzi� w �azience, potem w kuchni. Nie licz�c jego samego, mieszkanie by�o puste. � Halucynacje � rzek� do siebie. � Chyba zaczynam si� sypa�. Wr�ci� do pokoju sto�owego i podni�s� sw�j kieliszek. I zastyg�, ustami prawie dotykaj�c szk�a. Bia�o-niebieska pi�ka wci�� by�a w lustrze, na �rodku pod�ogi, w tym samym miejscu co poprzednio. Martin wpatrzy� si� w ni�, po czym szybko obejrza� si� na prawdziwy pok�j. Ani �ladu pi�ki. Ale przecie� by�a tam, w odbiciu, doskonale widoczna i ca�kiem normalna. Ostro�nie ruszy� naprz�d. Obserwuj�c swe odbicie w lustrze schyli� si� i spr�bowa� podnie�� pi�k�, lecz w prawdziwym pokoju nic tam nie by�o, w lustrzanym za� jego r�ka po prostu przesz�a przez ni�, jakby by�a ca�kowicie niematerialna. Trzy lub cztery razy stara� si� j� uchwyci� i macha� r�k� dok�adnie w miejscu, gdzie powinna si� znajdowa�. Dalej nic. Najdziwniejsze jednak by�o to, �e gdy uwa�nie obserwowa� odbicie swej r�ki, wyda�o mu si�, jakby to nie pi�ka by�a z�ud�, a jego w�asne palce. Jakby pi�ka by�a prawdziwa, a jego lustrzane odbicie � jedynie zjaw�. Podszed� blisko i dotkn�� jego powierzchni. Nie by�o w niej nic niezwyk�ego. Po prostu ch�odne szk�o. A jednak pi�ka ci�gle tam le�a�a, niezale�nie od tego, czy by�o to z�udzenie, gra �wiat�a czy cokolwiek innego. Wpatrzony w ni� usiad� na krze�le. Dalej nie chcia�a znikn��. Po p�godzinie wsta� i uda� si� do �azienki wzi�� prysznic. Kiedy wr�ci�, pi�ka nadal tam by�a. Nie spuszczaj�c z niej wzroku sko�czy� wino. Oznacza�o to porannego kaca, teraz jednak nie mia� zamiaru si� tym przejmowa�. � Czym ty, u diab�a, jeste�? � zapyta� pi�ki. Przycisn�� policzek do lustra po lewej stronie, staraj�c si� zajrze� w odbicie korytarza, by sprawdzi�, czy nie r�ni si� od orygina�u. �Dom po Drugiej Stronie Lustra�, pomy�la�. Wraz z t� my�l� powr�ci�y do niego wszystkie dzieci�ce strachy. Czy gdyby mo�na by�o przej�� przez lustro, korytarz by�by taki sam? Czy by� tam zupe�nie inny �wiat, nie po prostu odwr�cony, ale niepokoj�co odmienny? Na p�ce z ksi��kami sta� zaczytany egzemplarz O tym, co Alicja odkry�a po Drugiej Stronie Lustra, kt�ry dosta� od Jane w czasach ich pierwszych spotka�. Wyj�� go teraz i, otworzywszy, niemal natychmiast odnalaz� na wp� zapomniane s�owa. Alicja spogl�da�a w zwierciad�o nad kominkiem w salonie i zastanawia�a si� nad tym, jak wygl�da pok�j, kt�ry wida� po drugiej stronie. �Jest zupe�nie taki sam jak nasz salon, tylko �e wszystkie rzeczy stoj� po przeciwnej stronie. Mog� go obejrze� w ca�o�ci, kiedy wejd� na krzes�o... nie widz� tylko tego k�cika, tu� za kominkiem. Och! Och, jak bardzo chcia�abym zobaczy� ten k�cik! Tak bardzo chcia�abym wiedzie�, czy maj� oni tam zim� ogie� na kominku: nie mo�na tego stwierdzi�, wiesz, chyba �e nasz kominek zacznie dymi�, a wtedy dym zaczyna k��bi� si� i w tamtym pokoju, ale to mo�e by� przecie� tylko na niby, �eby wygl�da�o, �e oni te� tam maj� ogie�. No c�, ksi��ki podobne s� tam do naszych ksi��ek, tyle tylko, �e s�owa biegn� w z�ym kierunku; wiem o tym, bo przy�o�y�am jedn� z naszych ksi��ek do lustra, a wtedy oni w tamtym pokoju te� to zrobili z jedn� ze swoich. Oto jest korytarz. Je�li otworzysz drzwi naszego salonu, zobaczysz matusie�ki skrawek korytarza w Domu po Drugiej Stronie Lustra: i jak g��boko wzrok si�ga, jest on bardzo podobny do naszego korytarza, tylko, wiesz, tam dalej mo�e by� zupe�nie inny.�* Martin zamkn�� ksi��k�. Pi�ka ci�gle tam by�a. Przez d�ugi czas sta�, wpatruj�c si� w ni�, po czym zgasi� lamp� na biurku, tak �e pok�j pogr��y� si� w ca�kowitym mroku. Odczeka� chwil� i zn�w zapali� �wiat�o. Pi�ka w lustrze nadal tkwi�a w miejscu. � Cholera � powiedzia� i po raz pierwszy w �yciu poczu�, �e przytrafi�o mu si� co�, nad czym nie ma �adnej kontroli. Gdyby mu naprawd� zale�a�o, m�g�by sprawi�, �eby Jane do niego wr�ci�a � a przynajmniej tak s�dzi�. Gdyby pisa� wszystkie idiotyczne scenariusze, jakie stara� si� mu wcisn�� Morris, mog�oby lepiej mu si� powodzi�. Ale zawsze by� w stanie sam o takich sprawach decydowa�. Ta pi�ka to zupe�nie co innego. Przedmiot, kt�ry istnia� jedynie jako odbicie w lustrze, a nie w rzeczywisto�ci? � Cholera � powt�rzy�. Zgasi� �wiat�o i ci�kim krokiem skierowa� si� do sypialni. Zrzuci� czerwony flanelowy szlafrok i nagi wgramoli� si� na kozetk�. Ju� mia� zgasi� boczn� lampk�, kiedy nasz�a go pewna my�l. Pocz�apa� z powrotem do pokoju sto�owego i zamkn�� drzwi. Je�eli co� by�o nie w porz�dku z tym lustrem, nie chcia�, by cokolwiek z niego wylaz�o i rzuci�o si� na niego w �rodku nocy. To irracjonalne, zgoda; by� jednak zm�czony i troch� pijany, a dawno ju� min�a p�noc. Naci�gn�� ko�dr� a� pod brod�, cho� i tak by�o mu za gor�co, i spr�bowa� zasn��. * * * Zbudzi� go d�wi�k, brzmi�cy jak �miech dziecka. Uni�s� g�ow� nad poduszk� i pomy�la�: �Przekl�ty Emilio; czemu te dzieciaki zawsze musz� zrywa� si� o bladym �wicie?� Wtedy jednak ponownie us�ysza� ten �miech. Zdecydowanie nie dochodzi� on z do�u. Wydawa�o si�, �e dobiega z jego w�asnego pokoju sto�owego. Usiad� na ��ku, wstrzymuj�c oddech i nas�uchuj�c. Znowu. G�os �miej�cego si� ch�opca. S�ycha� te� jednak by�o dziwne echo, jakby dziecko bawi�o si� w du�ej, pustej sali. Martin spojrza� na zegarek wbudowany w radio. Do �witu jeszcze daleko: by�a 3.17 nad ranem. Zapali� �wiat�o, mrugaj�c gwa�townie oczami nieprzywyk�ymi do jaskrawego blasku. Znalaz� sw�j szlafrok i wcisn�� go na siebie na lew� stron�, tak �e zamiast przewi�za�, musia� ca�y czas podtrzymywa� go r�k�. Nadstawiaj�c uszu, podszed� do drzwi sto�owego pokoju. Nas�uchiwa� prawie przez minut�, po czym spyta� sam siebie: �Czego si� boisz, frajerze? To twoje w�asne mieszkanie, tw�j w�asny pok�j, a jedyne, co s�yszysz, to dziecko.� Obliza� wargi i otworzy� drzwi do pokoju. Natychmiast si�gn�� do wy��cznika i zapali� g��wne �wiat�o, kieruj�c jednocze�nie wzrok na lustro. Nie by�o tam nikogo. �adnego roze�mianego ch�opca. Tylko on sam, wymi�ty i blady, w szlafroku na lew� stron�. Tylko biurko z maszyn�, p�ka z ksi��kami i zdj�cia Boofulsa. Wolno podszed� do lustra. Dostrzega� tylko jedn� zmian�, cho� nawet sobie nie m�g�by tego udowodni�. Bia�o-niebieska pi�ka znikn�a. Spojrza� na lustrzane drzwi, do po�owy otwarte, i kawa�eczek korytarza za nimi. �Jak g��boko wzrok si�ga, jest on bardzo podobny do