8203
Szczegóły |
Tytuł |
8203 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8203 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8203 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8203 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kornel Makuszy�ski
Anio�
Bardzo sympatyczny Anio� po�o�y� si� na chmurze, r�ce spl�t� pod g�ow� i patrzy�
zadumany w firmament. Zm�czony by� ogromnie, gdy� poprzedniego dnia by�a
niedziela, wi�c przez ca�y dzie� musia� kl�cze� z kadzielnic�, w kt�r� sprytne,
ma�e anio�ki dosypywa�y wci�� bursztynowego z�ota i najwonniejszych zi�
rajskich; wieczorem zn�w �piewa� przy organkach, na kt�rych do�� fa�szywie, jak
na kobiet� przysta�o, gra�a �wi�ta Cecylia, dyplomowana nauczycielka ch�r�w
anielskich.
Skrzyd�a z�o�y� starannie, aby si� nie pomi�y, zdmuchn�� najbli�sz� gwiazd�, by
go nie razi�a w oczy migaj�cym, niespokojnym �wiat�em, i trwa� w zadumie.
Le�a� na bia�ej, mi�kkiej chmurze, jak na okwieconej mleczami ��ce, i chwia� si�
lekko razem z ni�.
W niebie zacz�to dzwoni� na Anio� Pa�ski, albowiem chmury zar�owi�y si� z
lekka. Jaki� �wi�ty staruszek wyszed� przed bram�, wyci�gn�� przed siebie r�k� i
przez chwil� j� tak trzyma�.
- B�dzie pogoda - mrukn�� potem zadowolony i powl�k� si� powoli na nieszpory.
W oddali jakie� ziemskie morze pocz�o ocieka� krwi�; s�o�ce sykn�o z b�lu,
dotkn�wszy zimnej wody brzegiem rozpalonego do bia�o�ci kr�gu. Po falach
sp�yn�o s�oneczne z�oto, wody sta�y si� spokojne, jakby zachwycone i oniemia�e
z podziwu. Z ziemi podnios�y si� mg�y, chwil� b��ka�y si� ponad obszarem
�lepn�cych staw�w, kt�re w dzie� patrz� w niebo jak rozszerzone nadmiernym
zdziwieniem oczy, i nad polami, kt�re si� przeci�ga�y leniwie przed snem; potem,
po kr�tkiej naradzie, rozpe�z�y si� po sadach i pochowa�y w ga��ziach drzew.
Zadumany Anio� przykl�kn�� na chmurze, r�k� podni�s� do oczu i d�ugo wpatrywa�
si� w tumany w��cz�cych si� mgie�. Potem cicho i ostro�nie wyg�adzi� bia�e,
d�ugie skrzyd�a, zgarn�� z czo�a g�ste, z�ote pukle, obejrza� si� badawczo i
zsun�� si� z chmury.
Zatrzepota�y skrzyd�a, a za chwil� lot sta� si� cichy i wspania�y jak lot orli.
Anio� szerokimi, orlimi kr�gami kr��y� nisko nad ziemi� i rozpoznawa� okolic�.
Zmarszczy� czo�o i wyt�y� wzrok, po czym powoli, ko�uj�c d�ugo, dotkn�� stopami
ziemi.
S�o�ce ju� dawno umar�o i pogrzebione jest w morzu.
Drzewa, krzepko zapar�szy si� korzeniami, pochyli�y korony jakoby pod ci�arem,
rozwar�y konary jak ramiona i d�wiga�y na sobie mrok, kt�ry si� na nie wali�
g�azem. Brzozy, stoj�ce samotnie, ogl�da�y si� zatrwo�one i bezbronne.
Anio� st�pa� cicho, patrz�c doko�a siebie i tak doszed� a� do skraju lasu sta�a
samotna chata. Przez brudne szyby okienek przecieka�o �wiat�o senne i leniwe.
Serce w nim zacz�o t�uc si� niespokojnie; wstrzyma� oddech w piersi i pocz��
st�pa� na palcach. Przelaz� p�ot i zbli�y� si� do okna. Rozejrza� si�, czy go
kto nie �ledzi, potem, cichutko podszed�szy, zajrza� w g��b chaty.
Jaki� ptak krzykn�� przez sen.
Anio� przestraszony przytuli� si� do �ciany i chwil� tak sta� nieruchomy.
Zajrza� zn�w, lekko uderzy� palcami o szyb� i czeka�.
Od czasu do czasu przebieg� po nim zimny dreszcz nocnego ch�odu; biedny Anio�
otuli� si� w skrzyd�a i dr�a� na zimnie. Na ko�cach skrzyde� pozosta�y zielone
�lady zroszonej trawy, pi�ra przemok�y wilgoci� nocy, r�ce mia� a� sine.
Skrzypn�y drzwi.
Anio� przywar� ca�ym cia�em do �ciany i z l�kiem spogl�da� w czarn� jam� wej�cia
do chaty. Na progu stan�a dziewczyna, wychyli�a g�ow� i patrzy�a w ciemno��.
Anio� zaszele�ci� cichutko skrzyd�ami; spojrza�a w t� stron� i dojrza�a �wiec�c�
w ciemno�ci plam�.
- To ja... - szepn�� biedny Anio�.
Dziewczyna podnios�a palec do ust, nakazuj�c mu milczenie.
- Cicho! ojciec us�yszy...
Stan�a przy nim i razem poszli w stron� sadu; sad si� a� zanosi� od woni;
znu�one upa�em kwiaty marnowa�y cudne zapachy.
Anio� wl�k� d�ugie skrzyd�a po ziemi i zgarnia� nimi ros�.
Przystan�li pod jab�oni� i trwo�liwie obejrzeli si� poza siebie.
Dziewczyna mia�a, rzecz prosta, prze�liczne czarne oczy i usta pi�kniejsze ni�
pi�kne; pod grub� koszul� rwa�y si� cudnego kszta�tu piersi; r�ce mia�a za to
czerwone, pop�kane i brudne.
Anio� patrzy� na ni� z bezmiern� mi�o�ci�. Potem, jakby przypomniawszy co�
sobie, nachyli� si� ku niej i szepn��:
- Nie zaje�d�a tu kiedy pod las Jacek Malczewski?
- 2aden taki tu nie by� - odpowiedzia�a cicho anielska dziewczyna.
Anio� odetchn�� z ulg�...
- Mam szcz�cie... Ten by mnie pozna�...
I przytuli� si� do jej brudnych, pop�kanych r�k.
- Czemu� wczoraj nie przyszed�? By�am sama, ojciec z bratem rozbijali w lesie.
Anio� westchn��.
- Tego powiedzie� ci nie mog�, dziewczyno spod lasu. Tego mi powiedzie� nie
wolno.
- Jak nie, to nie...
- Wiesz tylko, �e nie st�d jestem i �e ci� tak mi�uj�, jak ci� nikt na �wiecie
mi�owa� nie mo�e.
Uj�� jej czerwon� r�k� swoj�, prze�wiecaj�c� jak p�at kwiatu, i tak trwali...
Wonie sadu zacz�y ich powoli okr��a� w�e, cicho i bez szelestu. W g�owach
czuli zawr�t. Gdzie� na skraju lasu krzykn�� puchacz, wi�c nagle przywarli do
siebie. Anio� otoczy� j� skrzyd�ami i zamglonym wzrokiem wpatrywa� si� przez
ciemno�� w jej oczy, takie czarne jak ciemno��.
- Mi�ujesz mnie? - szepn�� w upojeniu.
- Na �mier�...
I wpili si� ustami w usta w poca�unku, kt�ry jest jak ob��d i kt�ry jest jak
niesko�czono��. Potem by�o s�ycha� tylko westchnienia, ogromnie ciche, jakby
zm�czone bardzo. Kwiaty pocz�y pada� z jab�oni i rosa. �wit przeciera� oczy i
jakby na palcach si� podni�s�szy, przeziera� ponad las przez sin� szpar� w
chmurach. Zbudzi� si� jaki� ptak i pozna� Anio�a.
- Anio�!... Aanio�!...
Po sadzie poszed� szmer, �e Anio� jest pod jab�oni�.
- Odej�� musz� - szepn�� Anio� dzie� si� rodzi i ludzie zaraz wyjd� na go�ci�ce.
- Uwa�aj na psy i na polowego stra�nika, kt�ry si� po skraju lasu w��czy.
Anio� spojrza� raz jeszcze w oczy dziewcz�ce i odszed� powoli, wci�� si�
ogl�daj�c.
- Aanio�!... Aanio�!... - wo�a�y za nim ptaki. Jaki� kos gwizdn�� przeci�gle, a
wr�ble zanosi�y si� od �miechu.
Wstawa� dzie� z rop� snu w oczach, kt�re mru�y�y si�, nie mog�c jeszcze prosto
patrze� w s�o�ce. Las ziewn�� przeci�gle.
Anio� przelaz� chy�kiem przez p�oty, spojrza� z lito�ci� na ko�ce zroszonych
skrzyde� i wyszed� na drog� z�ot� od py�u. Wyci�gn�� r�k� przed siebie, a�eby
zbada� kierunek wiatru, obr�ci� si� blad� twarz� ku zachodowi, rozp�dzi� si�
kilkoma krokami i odbi� si� silnie od ziemi. Bi� szybko skrzyd�ami powietrze i
podni�s� si� ku g�rze.
A wtedy, na widok olbrzymiego ptaka zerwa�o si� z ��k wrzeszcz�ce stado wron i
polecia�o w pogo� za nieszcz�snym Anio�em.
Dopad�y go po chwili i okr��y�y, jak uradowany t�um okr��a na rynku pstro
odzianego cz�owieka. Podni�s� si� op�tany wrzask. Wronie stado przeci�o mu
drog�, bi�o w mego dziobami, czyni�c za ka�dym razem krzyk jeszcze wi�kszy, ile
razy uda�o si� wyrwa� Anio�owi pi�ro ze skrzyde� albo zakrwawi� mu piersi.
Anio� szarpn�� si� niespokojnie i podni�s� si� nieco wy�ej. Wronia t�uszcza
zagrzewaj�c w sobie krzykiem odwag�, pomkn�a za nim. Anio� pocz�� szybko
uderza� skrzyd�ami, broni�c si� rozpaczliwie; od czasu do czasu sykn�� z b�lu i
opada� wci�� ni�ej. W powietrzu, w pe�nym ju� s�onecznym blasku, k��bi� si�
ogromny tuman; pierze, chwiej�c si�, lecia�o z wiatrem na ��ki. Wrzeszcz�ca
ha�astra krzycza�a wniebog�osy, upojona zwyci�stwem.
Anio�, z szeroko rozwartymi oczyma, pokrwawiony i zm�czony, bi� coraz s�abiej
skrzyd�ami powietrze. Opodal chaty pod lasem, w kt�rej okna puka� niedawno,
dojrza� st�g siana. Rozpaczliwym ruchem rzuci� si� w powietrzu w t� stron�,
dopad� stogu i skry� si� pod jego strzech�.
Mia� w oczach dwie wielkie �zy; skuliwszy si� patrzy�, co si� dzieje z gromad�
wron. Wrony kr��y�y nad stogiem, krzycz�c pogardliwie i drwi�co.
Biedny Anio� przymkn�� oczy, rozchyli� usta i odpoczywa� ci�ko dysz�c; po
twarzy sp�ywa�a mu krew, a r�ce dr�a�y ze wzruszenia. Oddech stawa� si�
bezsilny, wreszcie Anio� sk�oni� g�ow� na piersi, westchn�� g��boko jak dziecko
i zasn�� jak zm�czone dziecko. Co� przez sen m�wi�, czasem si� zrywa� i pr�y�
skrzyd�a, zanim go uj�� sen g��boki i silny.
A dziewczyna z czarnymi oczyma, ujrzawszy walk� Anio�a z ptasi� ha�astr�,
patrzy�a wci�� w g�r�. Potem kiedy Anio� usn�� pod strzech� stogu, szybko
pobieg�a do chaty. Za chwil� wyszed� z niej rudy zb�j piegowaty i przeciera�
oczy. W r�kach mia� wid�y, a drugi za nim szed� m�ody, potworny zwierz z
rozwichrzon� czupryn�, ze sznurem w r�kach.
- Widz� go, �pi... - szepn�a dziewczyna.
- Cicho, �eby nie uciek�...
Wszyscy troje podeszli do stogu.
- Jest?
- Jest - chrapie.
Rudy zb�j przystawi� ostro�nie drabin�; skrada� si� powoli, jak kot, na szczyt
stogu; w r�ce mia� postronek.
- Gdyby chcia� ucieka�, pchnij go wid�ami.
- Nie ucieknie!
Zb�j stan�� na ostatnim szczeblu drabiny; osadzi� si� silnie, zapar� oddech w
piersi, wsun�� g�ow� pod strzech� i nagle chwyci� r�koma oba skrzyd�a anielskie.
- Jezu! - krzykn�� Anio�.
- Jest! - dar� si� zb�j.
- Trzymaj go mocno... silny jest! krzycza�a z do�u dziewczyna z czarnymi oczyma.
Po chwili �ci�gn�� rudy zb�j nieszcz�snego Anio�a na ziemi�; omdla�y,
�miertelnie blady, s�ania� si� Anio� na nogach. Sznurem zwi�zano mu r�ce i
skrzyd�a; rudy zb�j tr�ci� go pi�ci� w plecy.
- Nie j�cz!
Anio� si� zachwia� i upad� na twarz; powlekli go w stron� chaty i uwi�zali do
p�otu.
Anio� sta� oniemia�y z rozszerzonymi oczyma; serce si� w nim t�uk�o jak u
ranionego ptaka. Zb�je stan�li przed nim.
- �adny jest! - krzykn�� rudy.
- Skrzyd�a ma �adne - m�wi�a dziewczyna z czarnymi oczyma.
Anio� rozszerzy� oczy jeszcze bardziej i zap�aka� patrz�c na jej z�e, czarne
oczy, kt�re po raz pierwszy widzia� w s�o�cu.
S�o�ce parzy�o go strasznie; krople potu miesza�y si� ze �zami i sp�ywa�y po
twarzy bledszej od najbledszego p�atka r�y.
Potem zmartwia� i pochyli� g�ow�, od czasu do czasu tylko niespokojnie rzuci� na
nich oczyma, czekaj�c na to, co uczyni�.
- B�dziesz tu tak sta� do zachodu s�o�ca - rzek� zb�j rudy, za�mia� mu si� w
twarz i poszed� ku chacie.
- Nie b�j si�, nic ci si� z�ego nie stanie - za�mia�a si� dziewczyna i wszyscy
odeszli.
Anio� patrzy� za nimi nieruchomymi, za�zawionymi oczyma, potem nie�mia�o
podni�s� je ku niebu.
Nikt go stamt�d nie dojrza�; bia�e chmury wa��sa�y si� bez celu, omijaj�c si�
wzajemnie.
S�oneczny �ar lecia� z g�ry i pra�y� wszystko; ziemia oddechala z trudno�ci� jak
cz�owiek bardzo chory, drzewa beznadziejnie zwiesi�y ga��zie jak bezradnie
opuszczone ramiona. Staw szkli� si� jak zasz�a bielmem �renica; po dalekim
go�ci�cu w�drowa�o s�o�ce, zostawiaj�c z�ote �lady na puszystym pyle.
Piersiami Anio�a wstrz�sn�� nag�y dreszcz; szarpn�� si� i j�kn��; sznur wpi� mu
si� w skrzyd�a i w r�ce. Opu�ci� biedn� g�ow� i cicho �ka�...
A kiedy si� s�o�ce mia�o ku zachodowi, wyszli zb�je z chaty.
w nim si� zerwa�o serce, jak sp�oszony go��b do ucieczki si� zrywa, i zacz�o
uderza� niespokojnie; wodzi� ob��kanymi z trwogi oczyma i szarpa� si� w wi�zach.
Rudy zb�j podszed� ku niemu, spojrza� na niego z pogard� i pocz�� odwi�zywa� od
p�otu. Potem pochwycili go z drugim i powalili na ziemi�, tak �e jej twarz�
dotyka�, a dziewczyna przytrzymywa�a mu silnie r�ce.
- Rwij! - krzykn�a - ju� si� nie ruszy.
Rudy zb�j uj�� jedno pi�ro skrzyd�a i szarpn��.
- Aaaa!... - j�kn�� Anio� tak strasznie, �e dreszcz po nich przeszed�.
Trysn�a krew i pocz�a plami� skrzyd�a.
Zb�j uj�� drugie i szarpn�� jeszcze silniej.
- Aaaa!... - jeszcze straszniej j�kn�� nieszcz�liwy Anio�.
Potem ju� coraz ciszej i ciszej, a� omdla� zupe�nie z bezmiernego b�lu, kt�ry mu
strasznie cudn� twarz wykrzywi�.
- Omdla�!...
- Przesta� dysze�, ale �yje...
- Taki nie mo�e umrze� - rzek�a dziewczyna z czarnymi oczyma.
Rozwi�zali mu r�ce, zgarn�li wydarte ze skrzyde� pokrwawione pi�ra i poszli.
Kiedy go ch��d nocy obudzi� tr�ciwszy go mocnym dreszczem, Anio� otworzy� krwi�
nabieg�e oczy; potem zasi� jakby nieprzytomny powl�k� si� przed siebie i tak si�
dowl�k� a� do go�ci�ca. Z odartych skrzyde� ocieka�a krew i s�czy�a si� na proch
ziemi.
Nogi si� ugina�y pod nim, ale szed� wci�� przed siebie, s�aniaj�c si� tak jak
kwiat umieraj�cy.
Kolana si� ugi�y i upad�; j�kn�� i podni�s�szy si�, zapami�tany w b�lu, szed�
dalej. Stan�� na jakiej� wynios�o�ci, zebra� wszystkie si�y i zagryz�szy usta z
bezmiernej m�ki, usi�owa� podlecie�. Zatrzepota� si� tylko jak ptak trafiony z
�uku i zwali� si� ci�ko na ziemi�; brocz�ce krwi�.
Kiedy go znaleziono rano na go�ci�cu i pokazano we wsi, zdumienie ludzkie nie
mia�o granic.
- Kto to by� mo�e? - pyta� sam siebie poczciwy proboszcz i po naradzie z gromad�
ochrzci� przede wszystkim nieszcz�snego Anio�a, albowiem wygl�da� niesamowicie.
Potem go oddali do szpitala, gdzie mu wyleczono okropne rany, potem zn�w pos�ali
do szko�y.
Nie wychowa� si� jednak dziwny Anio� i nigdy na ludzi nie wyszed�; m�wi� zawsze
od rzeczy, ci�gle spogl�da� w niebo i oczy mia� zawsze zamglone.
Nieraz si� zrywa� i wi� z b�lu, ruszaj�c dziwnie ramionami, na kt�rych mia� dwie
wielkie blizny po operacji. Zawsze wtedy wpada� w zadum� i milcza�, tylko w
oczach mia� dwie dziwnie pi�kne �zy. Potem mu si� podobno rozum pomiesza� i
nieszcz�liwy Anio� zacz�� pisa� wiersze.