8176

Szczegóły
Tytuł 8176
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8176 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8176 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8176 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

WESPAZJAN KOCHOWSKI LATA POTOPU EDYCJA KOMPUTEROWA: WWW.ZRODLA.HISTORYCZNE.PRV.PL MAI�: [email protected] MMII ANNAL IUM POLONIA CLIMACTERIS SEC V N D I, REGNANTE IOANNE CASIM IR O LIBER PRIMYS. AnC� Mdc.LV. 'zw�dzi, zamieszkuj�cy p�nocn� cz�� �wiata, zawdzi�czaj� swoje nazwisko i swoje pocz�tki Gotom (w ka�dym razie sami tak utrzymuj�), pod wzgl�dem za� obyczaj�w, j�zyka, i trybu �ycia zbli�aj� si� najbardziej do Niemc�w. Do jednych i do drugich upodabnia ich gorliwo�� o wojsko i o s�aw�, a swoje m�stwo wypr�bowali, tocz�c ze zmiennym szcz�ciem s�siedzkie wojny, przy czym prawem zwyci�zcy lub dzi�ki �askawo�ci losu znacznie rozszerzyli granice szwedzkiego kr�lestwa. Zajmuje ono .p�nocn� po�a� Europy: na po�udniu opiera si� o Dani� i kilka obwod�w Cesarstwa, na wschodzie ma naprzeciw siebie pa�stwo moskiewskie, od czo�a za� oblewa je Morze Ba�tyckie. To by�y jego granice od najdawniejszych czas�w i dopiero za pami�ci naszych dziad�w Szwedzi zacz�li wypuszcza� si� za morze, zdobywaj�c z broni� w r�ku albo przez uk�ady, a tak�e dzi�ki testamentowym zapisom, Estoni� na Polakach, a Brem� i Wismar z przyleg�o�ciami na Niemcach i Pomorzanach. Rz�dzili nimi zawsze w�adcy dziedziczni, jednak�e ods�dziwszy od korony Zygmunta III, prawowitego kr�la i dziedzica, odwa�yli si� zastosowa� co� w rodzaju elekcji, nigdy przedtem nie praktykowanej, i wynie�li na tron Karola, ksi�cia Sudermanii, stryja Zygmuntowego; Sta�o si� to przyczyn� niezgody, a wnet potem i wojny polsko-szwedzkiej, Polacy bowiem stan�li w obronie kr�la Zygmunta i praw, kt�rych go Szwedzi pozbawili. Prawdziwi dziedzice, utraciwszy kr�lestwo swoich przodk�w, nie zrezygnowali jednak z kr�lewskiej tytulatury i kr�lewskiego herbu, broni�c gdzie tylko mo�na swojej racji. W miar� jak pergaminy p�cznia�y od pr�nych tytu��w, a pa�acowe podwoje od herbowych p�askorze�b, wzbiera� te� wzajemny gniew obu narod�w, wsp�zawodnicz�cych o te zaszczyty: podczas gdy synowie Zygmunta u�ywali tytu�u dziedzic�w, w�adca szwedzkiego kr�lestwa utrzymywa� nie tylko, �e jedynym dziedzicem jest on sam, ale tak�e, i� nikt inny nawet zwa� si� tak nie mo�e. Wielu autor�w w naszym stuleciu roztrz�sa�o kwesti�, czyje prawo jest lepsze, linii Zygmunta, dziedzicznej, czy te� linii Karola Suderma�skiego, przysposobionej przez nar�d (bo nie by�a to prawdziwa elekcja). S�d w tej mierze pozostawiam owym autorom i czytelnikowi; sam spiesz� do spraw polskich i do nowszych czas�w. Nie powoduje mn� ani nieprzyja��, ani powolno�� dla kogokolwiek, a pi�rem moim chc� s�u- �y� jedynie prawdzie i potomnym pokoleniom, to bowiem postawi�em sobie za cel. Syn Karola, kr�l szwedzki Gustaw Adolf, wojowa� z nami w Prusiech ze zmiennym szcz�ciem; kilkakrotnie w starciach ponosi� pora�ki, dwa razy kul� zosta� postrzelony, dwakro� te� o ma�o nie dosta� si� do niewoli (bohaterowie bowiem zdobywaj� s�aw� tym, �e �mia�o wystawiaj� si� na niebezpiecze�stwa), a� wreszcie zbrzyd�a mu nieprzyja�� i po�o�y� kres wojnie, zawieraj�c z Polsk� pi�cioletni rozejm � podobno dlatego, �e wojna w Niemczech �atwiejsze mu obiecywa�a zwyci�stwa. �wiat ca�y groz�, a Cesarstwo wojskiem swym poraziwszy, poleg� w bitwie pod Lutzen w Saksonii; by� to kr�l-wojownik, dor�wnuj�cy staro�ytnym wodzom. Rz�dy po nim obj�a jego c�rka, Krystyna. Cho� ma�oletnia, nie ust�powa�a ona ojcu: nie l�ka�a si� szcz�ku or�a, ale i pok�j umia�a sobie ceni�. Zawar�a z nami w Sztumdorfie rozejm na lat dwadzie�cia jeden. [...] Dop�ki Krystyna sprawowa�a w�adz�, pok�j, ugruntowany rozejmem, trwa� niewzruszenie � mo�e wskutek niewie�ciej s�abo�ci kr�lowej, a mo�e dzi�ki przezorno�ci jej doradc�w; zmieni�o si� to jednak, gdy przekaza�a rz�dy swemu nast�pcy, a naszemu wrogowi, Karolowi Gustawowi. By� on synem Jana Kazimierza, ksi�cia Dwu Most�w z rodu palatyn�w Renu, i Katarzyny, c�rki Karola Suderma�skiego; pragn�c przywr�ci� �wietno�� Domowi Re�skiemu, a tak�e id�c za pop�dem krwi i kieruj�c si� ��dz� s�awy, walczy� od najwcze�niejszej m�odo�ci pod szwedzkimi sztandarami, a� wreszcie na �yczenie Krystyny, kt�ra zrzek�a si� tronu, obj�� po niej panowanie i ukoronowa� si� w Uppsali w roku Pa�skim 1654. Nowy w�adca zaj�� si� zrazu swymi prywatnymi sprawami, poj�� za �on� ksi�niczk� szlezwick� Jadwig� Eleonor�, a na �lub, pozoruj�c szacunek, zaprosi� s�siednich panuj�cych. Ale cisza na morzu zawsze jest podejrzana, nag�e uspokojenie powietrza grozi nadej�ciem chmur i burz�. Wkr�tce zaprz�tn�y Karola wi�ksze troski, szczeg�lnie za� dokucza�a mu my�l, �e Kazimierz, przyw�aszczaj�c sobie tytu� kr�la szwedzkiego, obra�a jego majestat. Zacz�� przemy�liwa� nad tym, jak osi�gn�� or�em, czego przez �adne uk�ady uzyska� si� nie spodziewa�. Po raz pierwszy rozgniewa� go pose� Canasilles, wyprawiony przez Kazimierza do Szwecji; tu� przed koronacj� wyst�pi� on z protestem, odmawiaj�c nowemu w�adcy praw do tronu, kt�ry powinien przypa�� prawowitemu dziedzicowi. Protest oburzy� Karola i sta� si� zarzewiem wojny. Nowy w�adca, r�wnie porywczy w dzia�aniu jak w swych uczuciach, przeci�gn�� na swoj� stron� senat kr�lestwa, nakaza� podatki i zaci�gi, hojno�ci� pozyska� sobie dow�dc�w, uzbroi� Szwed�w, zwerbowa� cudzoziemc�w, uszykowa� flot�, wyposa�y� zbrojownie, zgromadzi� zapasy �ywno�ci i zadba� o wszystko, czego potrzeba do prowadzenia wojny. Przez ca�y ten czas panowa�o zadziwiaj�ce milczenie o tym, przeciwko komu trwaj� przygotowania wojenne, i wzmaga� si� gniew, okryty na razie nieprzeniknion� tajemnic�. Cesarz przypuszcza�, �e inicjatyw� do zbroje� da�a Francja, jako �e Szwecja uchodzi�a za narz�dzie jej polityki; Du�czycy natomiast domy�lali si� zatargu z lordem- protektorem Anglii. Zar�wno jeden jak i drudzy byli przekonam, �e u ich s�siada zanosi si� na burz�, i tylko Polacy, na kt�rych piorun przygotowywano, trwali w zupe�nej beztrosce i wierzyli w zachowanie pokoju. Do ko�ca rozejmu by�o a� siedem lat, kr�lestwo polskie zas�ugiwa�o raczej na lito�� ni� na napa��, nic nie prowokowa�o wojny ani nie dawa�o do niej powodu, a panuj�cy obu kraj�w byli ze sob� blisko spokrewnieni. Kr��y�a pog�oska, do�� prawdopodobna, �e Krystyna, opuszczaj�c Szwecj�, z ca�� powag� napomina�a Karola i przedniej szych pan�w kr�lestwa, �eby wobec rozkwitu szwedzkiego pa�stwa nie wdawali si� w d�ugotrwa�� i trudn� wojn� i �eby w niczym nie naruszali rozejmu. Ale Krystyna mog�a ju� tylko doradza�, a Karolowi, kt�ry piastowa� w�adz�, wolno by�o robi�, co chcia�. A�eby �atwiej da�o si� utrzyma� w tajemnicy przysz�� wojn�, postanowiono rzeczywiste zamiary okry� zas�on� pozor�w (taki godny Tyberiusza spos�b post�powania w naszym stuleciu na dworach kr�lewskich uchodzi za zaszczytny i jest szeroko rozpowszechniony). Karol wystosowa� do Kazimierza list, w kt�rym zapewnia� go o swojej szczerej przyja�ni i o�wiadcza� si� z pragnieniem zawarcia wieczystego pokoju, ze wzgl�du na ��cz�cy go z Kazimierzem zwi�zek pokrewie�stwa, a jeszcze bardziej dla wzajemnego po�ytku obu s�siaduj�cych ze sob� kr�lestw. [...] List ten zawi�z� do Polski Jan Koch, pe�nomocnik handlowy kr�lestwa szwedzkiego w Gda�sku (pe�nomocnik taki nosi miano agenta). Z uwagi na tre�� pisma Koch zosta� �yczliwie przyj�ty i uprzejmie si� do niego odnoszono. Na okazan� przez Karola grzeczno�� Kazimierz odpowiedzia� w spos�b, kt�remu nic nie mo�na by�o zarzuci�: serdecznie winszowa� nowemu w�adcy obj�cia rz�d�w i daj�c wyraz swojej ch�ci zawarcia wieczystego pokoju, obiecywa� wyprawi� pos��w do Szwecji. [...] Ta wymiana list�w spowodowa�a, �e Kazimierz wnet potem wys�a� do Szwecji swego dworzanina pokojowego, Andrzeja Morsztyna, cz�owieka szlacheckiego rodu, podczaszego w�wczas sandomierskiego, z o�wiadczeniem, �e szczerze pragnie pokoju, i z zapowiedzi� rych�ego wyprawienia pos��w wyposa�onych w pe�nomocnictwo do jego zawarcia. Pos�owie byli ju� gotowi do drogi, gdy Zbigniew Gorajski, kasztelan kijowski, cz�owiek rzadkiej wiedzy i wymowy, kt�remu Rzeczpospolita postanowi�a powierzy� przewodniczenie w le-gacji, zmar� tkni�ty apopleksj�. Wynik�a stad zw�oka wyjazdu, spowodowana konieczno�ci� znalezienia nast�pcy; miejsce zmar�ego zaj�� na koniec Jan Leszczy�ski, wojewoda ��czycki. Wielu uwa�a�o za niew�a�ciwe, ubli�aj�ce wr�cz naszemu narodowi, �eby zmienia� miejsce obrad pokojowych, kt�re pierwotnie mia�y si� toczy� w Lubece; s�dzili oni, �e nale�y skarci� pych� �wie�o koronowanego monarchy, kt�ry powinien zastosowa� si� do kr�la panuj�cego d�u�ej i nad wi�kszym kr�lestwem. Ale Kazimierz przeszed� nad tym do porz�dku, gdy� chcia�, a�eby ca�y �wiat przyzna�, i� o powszechne dobro chrze�cija�stwa wi�cej dba ten, kto szuka pokoju w obcym kraju za morzem, ni� taki, co z pych� w sercu czeka u siebie w domu, by go o pok�j proszono. Ali�ci ju� u progu zawiod�a nadzieja na to, �e uk�ad pokojowy �atwo dojdzie do skutku: Morsztyn przyj�ty zosta� z lekcewa�eniem i nie okazano mu szacunku, kt�ry mu si� nale�a� jako przedstawicielowi panuj�cego, a nawet � co dowodzi�o, �e zniewaga by�a umy�lna � z trudem uzyska� powitaln� audiencj� u szwedzkiego kr�la. C� to by�a za Charybda, o kt�r� uderzy� okr�t dobra publicznego obydwu kr�lestw? Jaki wp�yw gwiazd, jaka ich ko-niunkcja dokona�y tak niegodziwej metamorfozy, przeobra�aj�c nagle kr�la tej samej krwi w nieprzyjaciela? Co sta�o si� powodem tej raptownej przemiany? �miertelna zaiste obraza: w nag��wku opuszczono trzecie et cetera po tytule kr�la szwedzkiego, a na ko�cu, stosownie do zwyk�ej formy list�w uwierzytelniaj�cych czyli kredencjali�w, napisano: �...kr�lestw Polski i Szwecji." Oto Acroceraunia, o kt�re rozbi� si� okr�t pokoju, oto wa�kie powody do wojny: opuszczone et cetera i wynik�a z niedbalstwa sekretarza liczba mnoga �kr�lestw"! Chc�c naprawi� niedopatrzenie, wys�ano kuriera, kt�ry drog� morsk� co pr�dzej przywi�z� z Polski nowe listy, wedle �yczenia Szwed�w; lecz pragnienie wojny, przes�aniaj�ce Szwedom s�uszno�� i sprawiedliwo��, z g�ry ich �le do nas usposabia�o i ust�pstwo to nie mia�o �adnego znaczenia. Wkr�tce potem senatorowie szwedzcy, pragn�c zachowa� pozory rozs�dku w swoim post�powaniu, wystosowali list do senatu polskiego. W zawi�y spos�b, a�eby nie zdradzi� swych wojennych zamiar�w, zarzucili nam, �e to my nie mamy ochoty zawrze� pokoju. Odpowiedzia� na to z nale�yt� grzeczno�ci� prymas Leszczy�ski; zaprosi� do siebie do �owicza znakomitszych polskich senator�w, pr�buj�c zachwian� przyja�� s�siaduj�cych narod�w ocali� w drodze kontakt�w mi�dzy senatami obu kr�lestw. [...] Na dzie� 19 maja zwo�any zosta� do Warszawy sejm dwumiesi�czny, na kt�rym radzono wy��cznie nad obron� Rzeczypospolitej; marsza�kiem izby poselskiej zosta� Kazimierz Umiastowski, s�dzia brzeskolitewski (kt�rego autor niemieckiej Historii nazywa Unbassutius). Na pocz�tku obradowano nad utrat� Smole�ska, poniewa� Filip Obuchowicz, wojewoda smole�ski, niedawno podda� go Moskwie. Postanowiono wojewod� wraz ze wsp�winnymi tego wyst�pku dow�dcami szlachty i za�ogi postawi� przed s�dem. Gniew na nich by� powszechny, pa�ano nim zw�aszcza do wojewody, g��wnego winowajcy, kt�ry cho� sumienie go gryz�o i strach przejmowa�, rozpowiada�, �e si� gotuje do obrony. Wydawa�o si� rzecz� konieczn� ukara� niedba�o�� ze wzgl�du na nadchodz�ce niebezpiecze�stwa, jako �e ka�da wojna stanowi lekcj� wojowania dla nast�pnej, a pami�� na nagrody i kary wzmaga dzielno�� �o�nierzy. W�wczas jednak winowajca zdo�a� si� wykr�ci� od kary s�dowej, mianowicie �ledztwo si� przeci�ga�o, a on tymczasem umar� i ju� tylko jeden Pan B�g go m�g� s�dzi�. Wiele potem na tym sejmie podj�to postanowie�: uchwalono pospolite ruszenie i pob�r piechoty z miasteczek i wsi, przywr�cono karno�� wojskow�, zaopatrzono zbrojownie, wyznaczono podatki, obmy�lono zap�at� wojsku, podwy�szono c�a i myta. Ka�da z tych uchwa� by�a zbawienna, ale wszystkie powzi�te za p�no. Koron� postanowie� by�o prawo o ograniczeniu zbytku uchwalone na czas wojny, albowiem w�a�nie podczas wojny najlepiej wida� niesyt� bogactw rozrzutno�� Korony � nieumiarkowany zbytek, z�o zawsze w narodzie naszym bardziej od innych pot�piane i zawsze cierpliwie znoszone. W Italii niegdy� konsul Manliusz, jak powiadaj�, wprowadzi� do Rzymu wraz z obyczajem odbywania triumf�w obyczaj okaza�ych biesiad, jeden i drugi przej�w-szy od Galat�w. My r�wnie� podczas pokoju i w czasie wojny nie znamy w zbytku umiarkowania; nawet kiedy rozlega si� szcz�k or�a, wyrzucamy z�oto na uczty, uwa�aj�c, �e lepiej to z�oto przeje��, ni� �eby mia�o wpa�� w r�ce nieprzyjaciela. W kuchni gin� bogactwa najurodzajniejszego z kr�lestw i chyba wi�cej u nas idzie na p�ac� dla kucharzy ni� na �o�d dla wojska. Rozrzutno�� nie ogranicza si� do podniebienia, si�ga r�wnie� plec�w: jedwabna suknia, purpura i szkar�aty s� w pogardzie i je�eli kto� nie ma na sobie tkaniny l�ni�cej z�ot� nici�, je�eli materia, przetkana srebrem, nie po�yskuje barwami rozmaitych kwiat�w albo je�eli szaty zdobione przez bieg�ych hafciarzy nie S� obsypane z�otem, to ubi�r uchodzi za brzydki, str�j za nie dosy� okaza�y. Inne rzeczy pomijam, dodam tylko jeszcze, �e w wyst�pkach panuje wsp�zawodnictwo: skoro bogatsi znajduj� upodobanie w bankietach albo w wyszukanym ubiorze, skoro raduje ich przepych dom�w, gromada s�u�by i mnogo�� koni, zaczynaj� z nimi wsp�zawodniczy� w zbytku mo�ni, szlachta idzie za ich przyk�adem i swawola, szerz�c si� coraz bardziej, przenika nawet do miast. Post�piono zatem przezornie, wnosz�c uchwa�� o ograniczeniu zbytku; nie wiem tylko, jakim sposobem i jak d�ugo zdo�a przetrwa�. W tym samym czasie, gdy pragnienie pokoju, a raczej obawa przed wojn� nape�nia�a trosk� umys�y stan�w, z ca�� powag� wyprawiano do Szwecji poselstwo, kt�rego wyjazd odwlek�a niespodziewana �mier� Gorajskiego. W jego sk�ad wchodzili teraz wojewoda ��czycki Jan Leszczy�ski i pisarz polny litewski Aleksander Naruszewicz � znakomici m�owie, kt�rzy potem obaj wyniesieni zostali na urz�dy kanclerskie. Poniewa� przygotowania do podr�y morskiej si� przewlek�y, a nadto oczekiwano na odpowied� od niew�a�ciwie przez Szwed�w potraktowanego Morsztyna, ostatecznie pos�owie przybyli do Szwecji z op�nieniem. W Sztokholmie znale�li si� z pocz�tkiem lipca, w�a�nie gdy parlament ko�czy� obrady, podczas kt�rych debatowano nad wypowiedzeniem wojny Polsce. Kiedy poprosili o pos�uchanie, zostali kurtuazyjnie przyj�ci przez dw�ch senator�w kr�lestwa � kanclerza Rosenhane i Banera. Zaraz po powitalnych grzeczno�ciach obaj Szwedzi rozwiedli si� w pochwa�ach nad swoim kr�lem, rzekomo pragn�cym pokoju; wnet jednak zabrak�o im s��w do dalszego udawania i o�wiadczyli, �e ich kr�lowi przestanie zale�e� na zawarciu traktatu pokojowego, je�eli uzna, �e korzystniej mu b�dzie zawrze� pok�j z mieczem i tarcz� w r�ku. Od tej chwili dla nikogo ju� nie by�o tajemnic�, �e nasze wyobra�enie o pokojowych ch�ciach Karola jest zupe�nie mylne i �e Szwedzi te ch�ci jedynie pozoruj�. [...] Wkr�tce potem dosz�o do rozmowy, na kt�r� do pos��w przybyli: hrabia Eryk Oxenstierna, podskarbi Magnus De la Gardie, senator Gustaw Bielke i sekretarz stanu Wawrzyniec Cantersten. Przytoczyli oni te same powody do wojny, kt�re ju� uprzednio rozg�oszono pod nazw� preliminari�w; spokojnie i jasno przemawiaj�c, rozdzielali przedmiot rozmowy na sprawy przesz�e, tera�niejsze i przysz�e. Ale nasi bez �adnych kr�tactw stawali przy s�uszno�ci i Szwedzi nie zdo�ali ich zmiesza�, wi�c jak gdyby maj�c zamiar dalej prowadzi� rozpocz�te rokowania (a� tyle sobie bowiem trudu zadawali dla zachowania fa�szywych pozor�w) za��dali, a�eby pos�owie wy�uszczyli im, z czym przybywaj�. Pos�owie odrzekli na to, �e chc� zaproponowa� przede wszystkim wieczysty pok�j, nast�pnie za� przymierze zbrojne przeciwko Moskwie, pysznej ponad miar� swych powodze�. Propozycje pos��w by�y nast�pnego dnia przed-miotem narady Karola ze szwedzkimi senatorami, przy czym znale�li si� w senacie tacy, co pragn�li przynajmniej odwlec wojn�, kt�rej nie mogli zapobiec (by� w�r�d nich lutera�ski biskup uppsal-ski, Piotr Brahe), ale kr�l o�wiadczy�, �e �yczy sobie tylko takiego pokoju, do kt�rego prowadzi droga wojny, poniewa� (b�dzie on trwalszy, i nie dbaj�c ju� o zachowanie fa�szywych pozor�w, pospieszy� do portu i wsiad� na okr�t. Zaproponowa� naszym pos�om, �eby udali si� za nim na Pomorze i tam, ju� przep�yn�wszy Ba�tyk i b�d�c blisko Polski, uk�adali wraz z nim artyku�y przysz�ego pokoju. Pos�owie z godno�ci� odrzucili t� propozycj�; kr�l uda� si� na Pomorze do Wolgastu, oni za� pop�yn�li do Gda�ska. [...] Kiedy wie�ci o gro��cej wojnie szwedzkiej zacz�y si� rozchodzi� coraz szerzej, zdarzy� si� wypadek raczej osobliwy ni� cudowny, kt�ry uznano za prognostyk podobny do tych, jakie opisa�em w poprzedniej ksi�dze. W pobli�u Gda�ska, na r�wninie otwartej ze wszystkich stron, znajduj� si� wsie �ycz�w i Zag�rze; pomi�dzy nimi dwa or�y stoczy�y ze sob� wr�ebn� walk�. Niecz�sto widuje si� w tamtych stronach ten rodzaj ptak�w, poniewa� las�w w okolicy jest niewiele i kraina bynajmniej nie obfituje w drobne ptactwo, b�d�ce pokarmem drapie�nik�w. Od strony morza nadlecia� orze� wyobra�aj�cy Karola szwedzkiego, za� od wschodu ukaza� si� drugi, przedstawiaj�cy sob� Kazimierza. Pohukiwa�y na siebie, a ich niespokojny lot zapowiada� wrogie spotkanie. Nast�pnie, kr���c w powietrzu, zacz�y bi� si� nawzajem skrzyd�ami, wyrywa� sobie szponami pi�ra i szarpa� dziobami cia�a; na koniec, spl�tane ze sob�, spad�y na ziemi�. Nie z�agodzi�o to bynajmniej ich zajad�o�ci i nadal zawzi�cie na �mier� i �ycie walczy�y. Wreszcie jeden z nich uleg�, �ci�ni�ty szponami przeciwnika; wtedy ch�opi, zaj�ci siewem na okolicznych polach i przypatruj�cy si� walce, wdali si� w ni� i przerwali zapalczywy pojedynek, ut�uk�szy kijem jednego z ptak�w i uwolniwszy drugiego. Oba or�y mia�y upierzenie popielate, tylko po skrzyd�ach by�y bia�e, a dzioby i szpony mia�y tak grube, jak �aden z ptak�w widywanych w tamtych stronach. Orze�- zwyci�zca utraci� �ywot; zwyci�onego �ywcem pojmano i zawieziono do Gda�ska, wystawiaj�c go tam na widok publiczny. Ca�e to wydarzenie zosta�o poczytane za prognostyk, ludzie bowiem o leniwych umys�ach bior� przypadkowe zdarzenia za przepowiednie przysz�ych wydarze�. Czwartego lipca w�dz szwedzki Arvid Wittenberg, prowadz�c postanowion� wypraw�, wkroczy� do Polski na czele nielicznych oddzia��w, w sile zaledwie sze�ciu tysi�cy �o�nierzy. Liczba ta zwi�kszy�a si�, gdy do��czy�y do niego zaci�gi Pomorzan z Konigsmarckiem na czele oraz formacje niemieckie, �ci�gaj�ce z r�nych stron. Przyby� te� Hieronim Radziejowski, niegdy� nies�usznie pozbawiony urz�du podkanclerskiego i bezlito�nie usuni�ty z kr�lestwa, jako skrzywdzony wygnaniec zawzi�ty na swoich prze�ladowc�w i dla przypodobania si� Szwedom nieub�agany wobec swoich przeciwnik�w. C� jednak innego mu pozostawa�o? Wstawiennictwo Rzeczypospolitej nic mu nie pomog�o, interwencje papie�a, cesarza i innych panuj�cych nie wyjedna�y dla niego �aski, powodowany wi�c ostateczn� konieczno�ci� musia� � niczym drugi Koriolan � przysta� do Szwed�w. Pierwsze uderzenie, wymierzone w Wielkopolsk�, zasta�o j� nieprzygotowan�, albo raczej pogr��on� w zamieszaniu. Czterech wojewod�w dzieli�o w�adz� nad pospolitym ruszeniem, byli to: wojewoda pozna�ski Krzysztof Opali�ski, wojewoda kaliski Andrzej Grudzi�ski, wojewoda inowroc�awski Jakub Rozra�ewski i wojewoda podlaski Piotr Opali�ski. Pr�cz nich znajdowa�o si� tam wielu kasztelan�w i dygnitarzy (w dalszym ci�gu nie omieszkam wymieni� imion tych, kt�rzy czego� chlubnego dokonali, innym natomiast oszcz�dz� z�ej s�awy, kt�rej i sami przecie� nie pragn�). Zebrali oni powo�an� pod bro� szlacht� nad brzegiem rzeki Noteci, w pobli�u miasteczka Uj�cie; nie b�-d�c ze sob� w zgodzie, nie potrafili sprz�gn�� w jedn� ca�o�� obozu ani zjednoczy� umys��w. Zwi�ksza�a z�o uporczywa niewiara w nadej�cie nieprzyjaciela; chor�gwie, jak gdyby je tylko pr�nymi plotkami straszono, zamiast razem przeciwstawi� si� wrogowi, rozbieg�y si� po wsiach i wyrz�dza�y szkod� swoim. W�tpliwo�ci rozproszy� dopiero wojewoda podlaski, cz�owiek odwa�ny, kt�ry id�c w �lady swoich przodk�w, wola� odznacza� si� bohaterskimi czynami ni� subtelno�ci� dowcipu; wyprawi� si� na podjazd i przywi�d� dziewi�ciu Szwed�w. P�niej K�odzi�ski, do�wiadczony �o�nierz, przyprowadzi� jeszcze kapitana, uj�tego w Drahimiu. Je�cy nieomylnie �wiadczyli o zbli�aniu si� nieprzyjaciela. Ust�pi�a w�wczas niewiara, a zacz�� si� szerzy� l�k. Gdy zabrano si� do rozwa�ania sytuacji, niespodziewanie przyby� tr�bacz z listami od Szwed�w. Pismo Wittenberga by�o kr�tkie. Najpierw wspomina� w nim kl�ski, kt�re dotkn�y Polsk�, nast�pnie za�, kre�l�c z przesad� obecn� niedol� kraju, dowodzi�, �e �askawo�� niebios obmy�li�a na nie lekarstwo, a jest nim przybycie najpot�niejszego i najlepszego w�adcy, kr�la szwedzkiego Karola: on to b�dzie broni� religii, praw i wolno�ci Polak�w, a po�o�y kres nieprawo�ciom. Wkr�tce pojawi si� tu jako protektor i lepiej, �eby utrapione kr�lestwo do�wiadczy�o jego �askawo�ci, ni� �eby mia�o do-�wiadcza� jego si�y. Takie s� jego rady i obietnice, a je�eli Wielkopolanie wyra�� swoj� zgod�, to postara si� on, a�eby wszyscy doznali skutk�w jego �ycze� i pragnie�. Da� w obozie pod Wa�czem dnia 14 lipca 1655 roku. List ten dla wielu stanowi� przestrog�, �e trzeba wreszcie skupi� wojsko i z ca�� powag�, cho� p�no, zacz�� radzi� o niebezpiecze�stwie. Jazda sk�ada�a si� ze szlachty, piechot� natomiast stanowili ludzie z miasteczek i wsi, niekarni i bez wojskowego do�wiadczenia. Powszechnie uchodzi�o za b��d, �e przez nieufno�� wzgardzono pu�kiem, przys�anym przez elektora brandenburskiego, a�eby strzeg� przeprawy, i �e zawr�cono go, gdy przyby�. Wnet wojsko szwedzkie pokaza�o si� od strony Drahimia, zbli�y�o do naszych stanowisk pod Czajkowem i uszykowa�o na rozleg�ej r�wninie pod b�yszcz�cymi sztandarami. Na przedzie ustawi�a si� lejbgwardia kr�la Karola, za ni� sz�a artyleria, a po obu jej stronach piechota; jazda rozwin�a si� z ty�u. Dow�dztwo nad jazd� sprawowali Pontus De la Gardie, Bretlach, Konigsmarck i inni, piechot� za� mia� pod swoimi rozkazami genera� Pawe� Wirtz, dow�dca stra�y. Ruszywszy naprz�d w szyku Szwedzi na znak dany do bitwy nacieraj� na przednie stra�e Grudzi�skiego i zmiataj� je; trudno im si� by�o przeciwstawi�, gdy� przewa�ali i liczb�, i uzbrojeniem, ale mimo to W�adys�aw Sko-raszewski ze swoj� piechot� a� do p�nej nocy wytrzymywa� natarcie. Gdy noc zapad�a, Grudzi�ski, ujrzawszy, jak niewielu pozosta�o mu ludzi zdolnych nadal stawia� czo�o nieprzyjacielowi, pos�ucha� wezwa� koleg�w j przeprowadzi� swoje oddzia�y pod os�on� ciemno�ci do obozu, zapominaj�c o wa�niach w obliczu gro��cego niebezpiecze�stwa. Pozostali dow�dcy, poruszeni niespodziewanym zagro�eniem, obiegali w�r�d nocy chor�gwie; szukali rady, wzajemnie zarzucali sobie zaniedbania i, jak to bywa w rozpaczliwych sytuacjach, obwiniali wszystko po kolei, nic po�ytecznego nie czyni�c. Na koniec postanowili, niby to odpowiadaj�c na list Wittenberga, zapyta�, co jest przyczyn� tej niezas�u�onej przemocy szwedzkiej, dlaczego nar�d s�siedzki, wbrew rozejmowi i bez �adnego powodu, naje�d�a ziemie Rzeczypospolitej jako wr�g i czemu ci, kt�rych uwa�ano za przyjaci�, okazuj� nieprzyja��. Wittenberg uchyli� si� od odpowiedzi, wymawiaj�c si� brakiem czasu. Zaproponowa� natomiast rozmow�: o�wiadczy�, �e je�eli Polacy chc�, mog� si� wi�cej dowiedzie� przez swoich przedstawicieli, ale musz� ich przys�a� natychmiast, gdy� zw�oka, nawet najmniejsza, nie by�aby dla niego dogodna ani te� po�yteczna dla Polak�w. Dawszy sobie nawzajem parol, przedstawiciele obu stron spotkali si� ze sob� i w�wczas Wirtz odezwa� si� w te s�owa: � Nie daj Bo�e, �eby Polska wobec tak nier�wnych si� mia�a pr�bowa� wojennego szcz�cia, wyzwawszy niezwalczon� pot�g� niezwyci�onego szwedzkiego kr�la! Przybywa on nie jako napastnik, lecz jako obro�ca, a s�awny genera� Wit-tenberg poprzedza go tak, jak jutrzenka poprzedza s�o�ce. Ju� teraz Moskwa nie b�dzie ci��y� nad Litw� ani Kozacy nad Rusi�, poskromi ich kr�l-obro�ca, kt�ry po to w te strony przybywa, a�eby ratuj�c ten kraj, sobie s�aw� zdoby�, Polakom przywr�ci� pok�j, a s�siedzkim narodom zapewni� bezpiecze�stwo. Na tym rozmowa si� zako�czy�a. Przedstawiciele zdali z niej spraw� szlachcie, gdy� stosownie do krajowego zwyczaju jedynie ona mog�a podj�� decyzj�. Wittenberg zgodzi� si� czeka� tylko do po-�udnia nast�pnego dnia. Przez ca�y ten czas nasi obradowali, wyra�aj�c rozmaite opinie: jedni uwa�ali, �e nale�y wycofa� si� ku Toruniowi, gdzie mo�na si� b�dzie po��czy� ze szlacht� prusk� oraz wzmocni� posi�kami od elektora brandenburskiego; inni s�dzili, �e lepiej pozosta� na miejscu i broni� nieprzyjacielowi przeprawy przez b�otnist� rzek�; wielu, nie odwa�aj�c si� jawnie wypowiada� swoich my�li, potajemnie m�wi�o o tym, �e przyjmuj�c szwedzk� protekcj�, nie trzeba by porzuca� dom�w i rodzin. Kiedy zbli�a�o si� po�udnie, ujrzano Wittenber-ga, gdy przeprawiwszy si� z wojskiem przez Note� pod Dziembowem, szykiem swoim opasa� ju� Polak�w od ty�u. Strach sk�oni� teraz wszystkich do zgody i jednomy�lnie o�wiadczono si� za przyj�ciem szwedzkiej protekcji. C� za szale�stwo! Sromotna ucieczka pilawiecka, okrutna rze� pod Batohem i wszystkie inne kl�ski, kt�re ha�b� okry�y nasze imi�, by�y niczym Wobec tej bezecnej kapitulacji. Chroni�c si� obel�ywego s�owa, nazwano j� ugod�, tak ju� bowiem jest na tym �wiecie, �e ludzie zwykli os�ania� haniebne post�pki zaszczytnymi imionami. W ten spos�b, nabawiwszy Wielkopolsk� niespodziewanego strachu i omamiwszy zwodnicz� protekcj�, Szwedzi opanowali j� bez rozlewu krwi (a raczej sta�o si� to, nazywaj�c Ti&ziy po imieniu, skutkiem niezgody i wsp�zawodnictwa dow�dc�w). Poczynali sobie na spos�b do�wiadczonego uje�-d�acza, kt�ry szlachetne zwierz� �agodn� r�k� g�adzi i w�dzid�o miodem smaruje, by tym �atwiej konia uje�dzi�. Wittenberg, w�dz do�wiadczony i przebieg�y, chc�c dowie��, �e nowa protekcja jest narodowi polskiemu �yczliwa, wzi�� w�asny nasz obyczaj za przyn�t� i senator�w razem z ca�� pozosta�� szlacht� podj�� wspania�� uczt�. Ugo�ci� ich pod go�ym niebem, nie sk�pi�c wymy�lnych potraw i obficie szafuj�c wszelkiego rodzaju trunkami. By�o to zr�cznie obmy�lone, �eby przejmuj�ce strachem akcje wojenne przeple�� manifestacj� ludzko�ci, kt�ra ten strach u�mierza. Kr�l Karol, uradowany dochodz�cymi go wie�ciami, przyspieszy� swoj� drog� do Polski; pierwsze powodzenia utwierdza�y go w jego przedsi�wzi�ciu. Wi�d� ze sob�, jak m�wiono, siedem tysi�cy ludzi ze Szwecji, przewa�nie Fin�w i Lapo�czyk�w, b�d�cych wybornymi �o�nierzami; zwi�kszy�y t� liczb� zaci�gi z miast nadmorskich i za�ogi inflanckie, tak �e razem z armi� Wittenberga mia� wkr�tce pod swoj� komend� ponad siedemna�cie tysi�cy �o�nierzy. Wkroczywszy do Wielkopolski, stoj�cej otworem ze wszystkich stron, przyjmowany by� powitaniami i darami jak go��, nie jak nieprzyjaciel; on sam mia� tak wielkie zaufanie do Polak�w, �e kiedy Grudzi�ski, wojewoda kaliski, zaprosi� go do siebie do Z�otowa, uda� si� do niego w orszaku licz�cym zaledwie dwustu zbrojnych, ufaj�c gospodarzowi i jego go�ciom. [...] Trudno wprost opisa�, jak wielkie niespodziewany najazd u wszystkich wywo�a� przera�enie. Gdziekolwiek si� Szwedzi pojawiali, wsz�dzie odnosili zwyci�stwa; nie potrzebowali nawet dobywa� or�a, gdy� zbrojne ich oddzia�y nie napotyka�y nigdzie na op�r, a przyk�ad uleg�o�ci jednych zach�ca� innych do przyjmowania protekcji. Szlachta ma�opolska uchodzi�a gromadnie na �l�sk i na W�gry lub te� chroni�a si� w g�rach, zazdroszcz�c bezpiecze�stwa tym, kt�rych nieprzyjaciel ju� nawiedzi�. U boku kr�la Kazimierza znajdowali si� spo�r�d dow�dc�w hetman polny Stanis�aw Lanckoro�ski i kasztelan kijowski Stefan Czarniecki (hetman Potocki przebywa� w�wczas na Rusi) z trzema tysi�cami kwarcianych, kt�rzy pod �owiczem po��czyli si� ze szlacht�, zwo�an� na pospolite ruszenie. Pocieszano si� nadziej�, �e je�eli Karol skieruje si� do Prus, to nietrudno b�dzie uwolni� Wielkopolsk� od szwedzkiej protekcji. Kr�lowa Ludwika wyjecha�a do Krakowa; uczyni�a to niech�tnie, d�ugo sprzeciwiaj�c si� roz��czeniu z kr�lewskim ma��onkiem. Czarniecki, wyprawiwszy si� na podjazd na czele lekkich oddzia��w jazdy, star� si� ze Szwedami pod Pi�tkiem; wnet potem zni�s� na r�wnym polu napotkany pod Inow�odzem p�tysi�czny oddzia� nieprzyjaciela, a tym samym pierwszy pokaza�, �e Polacy nie s� bezbronni i �e ch�tne maj� do walki z wrogiem r�ce. Tymczasem Karol spiesznym pochodem przyby� do Warszawy, obsadzonej zaledwie dwustuosobo-w� za�og�, gdzie jednak�e nie zasta� ju� kr�la (kt�ry ust�pi� do Wolborza). Zostawi� w Warszawie Benedykta Oxenstiern�, polecaj�c mu obwarowa� miasto, sam za� z najwi�kszym po�piechem pop�dzi� za Kazimierzem. Poprzedza� go Wittenberg na czele o�miu wielkich pu�k�w kawalerii, kt�re wyrusza�y w uformowanym szyku co dzie� o samym �wicie i sz�y a� do po�udnia. W �lad za nimi pod��a� kr�l z artyleri� i piechot�, posuwaj�c si� nieco wolniej i znajduj�c po drodze przygotowane postoje i prowiant. O zbli�aniu si� nieprzyjaciela doniesiono Kazimierzowi w Sulejowie; wnet wyprawi� dwana�cie chor�gwi z rozkazem, a�eby zatrzymywa�y nieprzyjaciela u przeprawy przez rzek� Drzewic� tak d�ugo, a� zostan� powzi�te stosowne postanowienia i wojsko stanie w szyku bojowym. Rozkaz wykonany zosta� bezzw�ocznie, wyprawione chor�gwie pomkn�y niepostrze�one ku prawemu skrzypu nieprzyjaciela i nad brzegiem rzeki, op�ywaj�cej miasteczko Opoczno, uderzy�y na Szwed�w, kt�rzy nie spodziewaj�c si� ataku, znu�eni skwarem i trudami drogi, rozkie�znali konie i pu�cili je luzem w zbo�e. Nag�e natarcie wywo�a�o w�r�d nich wielkie zamieszanie i gdyby atakuj�cy byli liczniejsi, mogliby zada� nieprzyjacielowi dotkliw� kl�sk�. Lecz Kazimierz, zdecydowany na odwr�t, trzyma� wojsko przy sobie i obie armie spotka�y si� dopiero nast�pnego dnia, pod wsi� Straszowa Wola. Dziedzic tej wsi, Franciszek Strasz, towarzysz chor�gwi Myszkowskiego, wst�piwszy do domu i ujrzawszy w swojej wsi Szwed�w, natychmiast doni�s� o tym Kazimierzowi. Wittenberg, kt�ry szed� przodem, zatai� przed wojskiem przegran� poprzedniego dnia potyczk� i utrzymywa� zuchwale, �e nasi uciekaj�; jednak�e ujrzawszy, �e kr�l osobi�cie sprawuje szyk naszego wojska, przez go�c�w wezwa� Karola do przyspieszenia pochodu, �eby za� wyra�niej uwiadomi� go o niebezpiecze�stwie, pod�o�y� ogie� pod zabudowania ca�ej wsi. Tymczasem lekkie znaki rozpocz�y walk�: chor��y koronny Koniecpolski, dowodz�cy prawym skrzyd�em, natar� tak gwa�townie, �e Szwedzi, rozproszeni ju� za pierwszym uderzeniem, pozostawili na polu prawie dwustu zabitych. Zatr�biono zaraz potem na odwr�t i chor�gwie cofn�y si� (b��d to by� jeszcze gorszy od poprzedniego), �eby przeszkodzi� nieprzyjacielowi w opanowaniu drogi przez pobliski las, z�ej i b�otnistej. Zmieszane szyki Wittenberga bez trudu mo�na by�o doszcz�tnie rozbi�, gdyby i p�niej z takim zapa�em walczono, z jakim bitw� rozpocz�to. Karol, przybywaj�c z piechot� i z artyleri�, doda� si� sp�dzonej z pola je�dzie i wnet bitwa rozgorza�a na nowo. Kazimierz s�abszy by� w obu tych riodzajach broni, mia� bowiem zaledwie p�tora tysi�ca dragon�w i tylko sze�� dzia� polowych, tote� wojsko nasze nie mog�o nawi�za� r�wnorz�dnej walki, ogie� armatni zacz�� w jego szeregach sia� spustoszenie i na koniec zmuszone zosta�o do odwrotu. Jednak�e Szwedzi, jak ju� wspomina�em, ponie�li w tym starciu niema�e straty: wzi�to do niewoli Forgella i Konigsmarcka m�odszego oraz raniono genera�a Wittenberga szabl� w rami�, co dowodzi, �e nasi bynajmniej opieszale sobie nie poczynali. Pod wiecz�r, kiedy bitwa ju� dogasa�a, Kazimierz, uproszony przez swoje otoczenie, odjecha� do W�oszczowej, polecaj�c hetmanowi polnemu Lanckoro�skiemu prowadzi� za sob� wojsko. Nasi opuszczali pole bitwy powoli, gdy� g�sty las utrudnia� odwr�t, i dopiero na trzeci dzie� znale�li si� pod Przedborzem. Tak bardzo czuli si� tam bezpieczni, �e znale�li do�� czasu, by z ca�� wojskow� pomp� sprawi� pogrzeb chor��emu kr�lewskiej chor�gwi, Andrzejowi Gromadzkiemu, zmar�emu wskutek choroby. Stamt�d wojsko skierowa�o si� do Krakowa, dok�d r�wnie� i Szwedzi zd��ali. Jedni i drudzy chcieli opanowa� miasto, kt�rego posiadanie dawa�o w�adz� nad ca�ym krajem. Kr�lowa Ludwika, stan�wszy w Krakowie wcze�niej, troszczy�a si� o wszystko, cokolwiek jej zdaniem mog�o si� przyczyni� do umocnienia miasta. Najbardziej niepokoi� j� brak pieni�dzy, gdy� wobec powszechnego zamieszania prawie niepodobna by�o wybiera� podatk�w, zaci�ga� d�ug�w lub po�ycza� na procent, a nie maj�c pieni�dzy, nie mo�na by�o ani obwarowywa� miasta, ani powi�ksza� za�ogi. Zaiste, bezsilne jest kr�lestwo bez pieni�dzy: chore cia�o pr�dzej agonia, a potem �mier� dosi�gnie, gdy pozbawione jest tej si�y �yciowej. Kr�lowa za��da�a od miejscowego biskupa, Piotra Gembickiego, �eby zechcia� zaradzi� potrzebie skarbami ko�cielnymi, przedk�adaj�c mu, �e nale�y owe bogactwa obr�ci� raczej na obron� przybytk�w bo�ych ni� zostawia� na �up naje�d�cy; niech bodaj po�yczy, je�eli nie mo�e ofiarowa�, inaczej przecie� samym w�a�cicielom stan� si� ci�arem, gdy� wzbudz� chciwo�� nieprzyjaciela; zar�wno ko�cielne jak i jego w�asne bogactwa, kt�rych u�yczy, zostan� niezad�ugo zwr�cone, jak tylko niebezpiecze�stwo przestanie zagra�a� domom i �wi�tyniom. Gembicki odpowiedzia� na to kanclerzowi kr�lowej Stefanowi Wyd�dze, �e �yczeniu kr�lowej nie mo�e ani odm�wi�, ani te� nie mo�e go spe�ni�, albowiem nie jest posiadaczem skarb�w Ko�cio�a, lecz tylko ich stra�nikiem, i by�oby �wi�tokradztwem obraca� te skarby na u�ytek �wiecki bez pozwolenia Ojca �wi�tego albo przynajmniej zgody innych biskup�w. Jako cz�owiek prywatny, ile tylko ma gotowych w�asnych pieni�dzy, wszystkie je na potrzeb� Ojczyzny wy�o�y i wystawi za nie regiment z o�miuset pieszych na obron� miasta. Wkr�tce potem przyby� do Krakowa kr�l, a w �lad za nim kwarciani, kt�rzy roz�o�yli ob�z pod Pr�dnikiem. Oddzia�y szlachty by�y mocno przerzedzone, gdy� wielu troska o w�asny dom wyrwa�a z szereg�w. Kr�lowi, tyloma przeciwno�cia-mi utrapionemu, i tutaj nieprzychylny los nie pob�a�a�. Kwarciani wypowiedzieli mu pos�usze�stwo: domagali si� zaleg�ego �o�du i donatywy, a gdy im z uwagi na sytuacj� i na brak pieni�dzy odm�wiono, wzgardzili w�adz� hetma�sk� i obrali sobie marsza�kiem niejakiego Tyrawskiego, wys�u�onego �o�nierza, a jego zast�pc� Aleksandra Prackiego; obaj oni s�u�yli w husarskiej chor�gwi hetmana Lanckoro�skiego. �o�nierze powierzyli im w�adz� nad sob�, a�eby w ich imieniu prowadzili rokowania z kr�lem i z senatem w sprawie �o�nierskich ��da�; oni te� ordynowali stra�e obozowe i wydawali codzienne has�o oraz spe�niali wszystkie obowi�zki dow�dc�w. Kr�l, podejrzewaj�c, �e ten ogie� wzniecany jest przez czyje� potajemne tchnienie, wielokrotnie, lecz bezskutecznie, wzywa� ich do opami�tania. Zwo�awszy na koniec rad� senatu o�wiadczy�, �e poniewa� w Krakowie zosta� ukoronowany i z�o�y� przysi�g�, kt�ra go a� do �mierci obowi�zuje, postanowi� tutaj stawi� nieprzyjacielowi czo�o lub zgin��. Niechaj ci, co w polu walcz�cego monarch� odst�pili, ujrz�jego chwalebn� �mier� w miejskich murach. Jest B�g na niebie, z kt�rego woli monarchowie panuj� i kt�ry wspomaga utrapionych uciekaj�cych si� do niego w pokorze, je�eli jednak z jego niewzruszonego wyroku zagra�a, zguba, przystojniej b�dzie zgin�� w kr�lewskiej stolicy. Wypowiadaj�c te oskar�ycielskie s�owa, mia� �zy w oczach, a gdy sko�czy�, ca�y senat usilnie go zacz�� prosi�, a�eby nie wystawia� Rzeczypospolitej na niebezpiecze�stwo, zdaj�c wszystko na los szcz�cia, lecz raczej a�eby w obliczu przeciwno�ci, opu�ciwszy �agle, siebie i j� zachowa� na lepsze czasy. Prymas kr�lestwa Andrzej Leszczy�ski, arcybiskup lwowski Tarnowski, biskupi krakowski i �ucki Gembiccy, biskup kujawski ksi��� Czartoryski i pi�ciu innych biskup�w � wszyscy zaklinali go na wszystkie �wi�to�ci i na mi�o�� wsp�lnej Ojczyzny, �eby nie wystawia� si� na oczywiste niebezpiecze�stwo, je�eli przewiduje nadej�cie nieprzyjaci�. R�wnie� trzydziestu �wieckich senator�w, si�gn�wszy do ostatecznych zakl��, o to samo kr�la b�aga�o. Istotnie, w owym czasie, gdyby kr�l w mie�cie pozosta�, kres wolno�ci wyznacza�yby mury miejskie, a jej jedyn� gwarancj� by�aby grubo�� tych mur�w. Ten sam nar�d, kt�rego zwyci�skie or�y nie tak dawno poza granicami kr�lestwa widywano, teraz w samym sercu kr�lestwa, w jego mie�cie sto�ecznym, naradza� si� nad swoim zagro�onym istnieniem � ju� przez to samo godzien niepodleg�ego bytu, �e w najwi�kszym upadku nie zw�tpi� o Rzeczypospolitej. Nad poczuciem ha�by wzi�a w ko�cu g�r� nadzieja, a nad skrajn� rozpacz� spokojnieszy stan uczu�, zrozumiano bowiem, �e tylko wola i gniew niebios mog�yby ostateczn� zgub� uczyni� czym� nieuchronnym. Kr�l dobrze wiedzia� z do�wiadczenia, jakie bywaj� kaprysy losu, i �e niekiedy, je�eli mo�na okr�n� drog� ugodzi� nieprzyjaciela, niebezpiecznie jest trzyma� si� jednego sposobu walki, ryzykuje si� bowiem zwyci�stwo. Zgodzi� si� przeto, acz niech�tnie, ust�pi� z Krakowa, a za miejsce schronienia wybrano �l�sk, gdzie kr�lestwo mieli swoje lenno. Kr�low� Ludwik� wyprawi� przodem wcze�niej, sam za� tymczasem pospiesznie wydawa� polecenia stosowne do potrzeb i okoliczno�ci. Sk�ad insygni�w, zwany skarbcem koronnym, zostawi� pod opiek� marsza�ka Lubomirskiego, za� kasztelana kijowskiego Czarnieckiego mianowa� komendantem, powierzaj�c mu obron� miasta. Nieprzyjaciela spodziewano si� lada chwila, nie zd��ono by wi�c w �aden spos�b umocni� przedmie�� i Czarniecki rozkaza� pod�o�y� tam ogie� pod budynki, zar�wno ko�cielne jak i �wieckie, zw�aszcza pod te, kt�re przytykaj�c do mur�w utrudnia�yby obron�. W ten spos�b obr�ci�y si� w perzyn� Kleparz, Stradom, Piasek, Biskupie, Garbary i ca�e tak zwane Ogrody, po�o�one od p�nocy; sp�on�y w nich ko�cio�y, klasztory, ogrody i zabudowania. Nawet dla wroga stanowi�oby to przykry widok. Kazimierz dojrza� blask p�on�cego miasta z biela�skiego wzg�rza kamedu��w; wzdychaj�c, wyobrazi� sobie, �e oto w jednej chwili spopiela si� jego kr�lewski los i chwa�a nabyta bohaterskimi czynami. Ale nie uskar�ajmy si� na nasz� dol�. B�g chcia� ocali� Polsk� sposobami nadnaturalnymi i cudownymi, dopu�ci� wi�c do jej g��bokiego upadku, by p�niej tym wy�ej si� mog�a podnie��. Nie dosy� �e wstrz�sn�a ni� z�owieszcza nawa�nica rozszala�ej za morzem burzy: r�wnie gwa�townie jak Szwedzi i w tym samym czasie gn�bi� Litw� ksi��� moskiewski Aleksy, oblegaj�c ze swoim wojskiem Wilno, za� Chmielnicki, sprz�gn�wszy ogromne si�y ukrai�skie z armi� moskiewsk�, szturmowa� Lw�w. Spo�r�d trzech kwitn�cych stolic, r�wnocze�nie i niezas�u�enie wystawionych na atak nieprzyjaci�, dwie si� podda�y, natomiast trzecia, cho� s�absza od nich, zdo�a�a przetrwa� obl�enie. Zewsz�d dochodzi�y smutne wie�ci o kl�skach, kapitulacjach i spustoszeniach, nieszcz�cia zbiera�y obfite �niwo, kr�l zn�kany by� przeciwno�ciami i znik�d nie spodziewano si� pomy�lnych nowin. Radziwi��, hetman litewski, kilkakro� niespodzianie star�szy si� z oddzia�ami moskiewskimi, prezentowa� wprawdzie przesz�emu sejmowi zdobyte na nieprzyjacielu sztandary, lecz uczyni� to jedynie dla pozoru, a�eby zdoby� sobie s�aw� cz�owieka walecznego. Teraz, widz�c ogrom moskiewskiej pot�gi, cofn�� si� w g��b kraju i por�niony ze swym koleg� Gosiewskim, zacz�� knu� coraz to nowe zamys�y. Wskutek jego post�powania Litwa stan�a ze wszystkich stron otworem przed najazdem moskiewskiego wojska, kt�re nie natrafiaj�c na �adne przeszkody zaj�o Mi�sk i inne twierdze, a dnia 8 sierpnia, nie dobywaj�c nawet or�a, opanowa�o Wilno, pozbawione obrony po wyj�ciu z niego litewskich pu�k�w. W tym samym czasie Magnus De la Gardie, podskarbi szwedzki, urz�dzi� demonstracj� si� u najdalszego kra�ca Inflant, pozornie nieprzyjazn� wobec Litwin�w; naprawd� jednak to namawia� ich do przyj�cia protekcji, obiecywa� odwojowa� zagarni�te przez Moskw� ziemie i pochlebstwami zach�ca� do uleg�o�ci. Za pretekst do odst�pstwa pos�u�y�o Radziwi��owi, �e Szwedzi jakoby zagra�aj� jego Bir�om oraz innym miejscowo�ciom po�o�onym w pobli�u inflanckich granic, ale w gruncie rzeczy post�pek jego wynik� z ch�ci dost�pienia nowych zaszczyt�w i ze wsp�lnoty wiary z nieprzyjacielem. Powszechnie s�dzono, �e z tych w�a�nie przyczyn opu�ci� Wilno, skoro do wytrwania w tym mie�cie i do porzucenia zamiaru odej�cia nie zdo�a�y go sk�oni� ani wzgl�d na s�aw� (kt�r� nigdy przecie� nie gardzi�), ani pro�by szlachty i mieszczan, ani nawet zakl�cia wojskowych (kt�rzy musieli si� wi�c od niego oddali�, jako od tego, co odst�pi� Ojczyzny). Do napastnik�w, kt�rzy si� targn�li na Koron�, przy��czy� si� r�wnie� Chmielnicki, nacieraj�c na Ukrainie wraz z Buturlinem, wodzem moskiewskiego wojska, na hetmana Potockiego, kt�ry broni� Rusi z tej strony. Obaj prowadzili ze sob� sze��dziesi�t tysi�cy �o�nierzy, ogromne dzia�a polowe, a tak�e dzia�a obl�ni�ze, nie wiedzieli bowiem, czy im przyjdzie zdobywa� warownie, czy te� potyka� si� w otwartym polu. Nawa�no�� ta kierowa�a si� na Lw�w, ale przedtem napastnicy musieli znie�� Potockiego z jego jazd�, �eby unikn�� jednoczesnej walki na dwie strony. Ogromne si�y nieprzyjaciela p�dzi�y przed sob� nasze nieliczne wojsko, kt�rego by�o niespe�na cztery tysi�ce, ale kt�re pomimo to kilkakro� niespodzianymi atakami mocno nieprzyjacielowi da�o si� we znaki, zw�aszcza pod miasteczkiem Borek, gdzie straci�o pi�ciuset ludzi. C� jednak mog�o zdzia�a� przeciwko tak wielkiej pot�dze? Potocki, widz�c przewag� wroga, wyprawi� przodem tabory i musia� ust�powa�, szarpany od ty�u przez nieprzyjaci�. Cho� szcz�cie zwykle mniej dopisuje cofaj�cym si� ani�eli �cigaj�cym, niemniej, mijaj�c po swojej prawej stronie Lw�w, hetman zdo�a� wzmocni� go za�og�, na ile mu pozwoli�y okoliczno�ci. Przewidywa�, �e nieprzyjaciel wszelkimi si�ami b�dzie miasto usi�owa� zdoby�; sam wycofa� si� do Gr�dka, �eby tam, je�eli zajdzie potrzeba, zetrze� si� z nieprzyjacielem. Dok�d�e bowiem mia� si� uda� albo sk�d spodziewa� si� pomocy, skoro dochodzi�y go wie�ci, �e kr�l od��czy� si� od wojska, �e Krak�w jest obl�ony, �e na Litwie powsta�o zamieszanie i �e znik�d nie ma �adnej nadziei. Gr�dek, miasteczko oddalone o cztery mile od Lwowa, nie wyr�nia si� niczym szczeg�lnym, tyle �e wielki staw, do kt�rego na rozleg�ej przestrzeni wp�ywaj� liczne potoki, nadaje mu niejaki rozg�os. Potocki, przeprawiwszy swoje wojsko przez spust stawu, zatrzyma� si� i obsadzi� grobl�, zamierzaj�c stawi� tam op�r napastnikom. Chmielnicki nie zwleka�, chc�c wykorzysta� sprzyjaj�ce mu szcz�cie: sp�dzi� najprz�d spod pobliskich zagajnik�w stra�e, podpali� miasteczko, a jego Kozacy, omin�wszy grobl�, kt�rej broni�a polska za�oga, pospiesznie wype�nili belkami z kilku cha�up b�otnist� topiel rzeczki zagradzaj�cej im drog� i z niewiarogodn� szybko�ci� przedostali si� na drugi brzeg. Zaskoczy�o to naszych, przygotowanych na natarcie od przodu, �e zostali opasani od ty�u, ale pomimo to przez trzy godziny z powodzeniem bronili si� na swojej pozycji (zgin�� tam w�wczas De-mu�t, oberszterlejtnant arkabuzer�w, a tak�e Pawe� Lipnicki, zacny m�odzieniec z rodu Korsbok�w, i wielu innych); kiedy jednak zmiesza�y si� szeregi i nieprzyjaci� przybywa�o, chor�gwie si� rozproszy�y i ca�e wojsko ruszy�o do odwrotu. By�o to tym �atwiejsze, �e nieprzyjaciel, zaprz�tni�ty zdobycz�, zaniecha� pogoni, mo�e z obawy, �eby zmienne jak zwykle wojenne szcz�cie nie uwik�a�o �cigaj�cych w podobne trudno�ci, w jakich znale�li si� Polacy. Z Gr�dka nieprzyjaciel skierowa� si� do Lwowa, wzbudzaj�c groz� niespodziewanym manewrem i swoj� zuchwa�o�ci�. Miasto przygotowane by�o jednak na jego nadej�cie i z powodzeniem mu si� opar�o, uprzednio ju� bowiem zaopatrzy�o si� na wypadek potrzeby w �o�nierzy, prowiant i we wszystko inne, a nadz�r nad obron� powierzy�o Krzysztofowi Grodzickiemu, genera�owi artylerii koronnej. Obl�enie trwa�o przez ca�y miesi�c, wytrzymywano gro�by, szturmy i ci�szy od wszystkiego g��d, a zdo�ano dzielnie to wszystko znie�� dzi�ki m�stwu komendanta oraz wytrwa�o�ci za�ogi i mieszczan. Po�o�enie i wielko�� miasta opisa�em w poprzednim Klimakterze, gdzie o nim cz�sto by�a mowa, nie b�d� si� wi�c teraz powtarza�; na tym miejscu wystarczy pochwa�a, �e w�r�d tylu r�nych przej�� okaza�o ono wielk� sta�o�� i odwag�, przek�adaj�c chwalebn� �mier� nad niechlubne uk�ady. Nieprzyjacielowi, gdy wymieni� cen�, za jak� got�w jest odst�pi� od miasta, obl�eni odpowiedzieli, �e nie maj� ju� niczego, za co by warto by�o z�o�y� okup, zosta�o im ju� tylko powietrze, kt�rym oddychaj�, i ziemia, w kt�rej znajd� sw�j gr�b, a tego im nikt nie mo�e odebra�. Z pocz�tkiem drugiego miesi�ca obl�enie zosta�o zwini�te; taki ju� by� los Lwowa, �e �adne inne miasto Korony nie by�o wystawione na wi�ksze szturmy i cz�stsze niebezpiecze�stwa. Tymczasem pl�druj�ce wojsko moskiewskie ci�ko gn�bi�o ca�� okolic�; do �upiestw do��cza�y si� wsz�dzie rozpasane okrucie�stwa, a� do brzeg�w Wis�y uchodz�ce bezkarnie. Dozna� ich na sobie Lublin, kt�ry wycierpia� nieludzk� dziko��, cho� z�o�y� ogromny okup: wy sieczono tam ludno�� i z�upiono ca�e miasto, nic na to nie bacz�c, �e w�dz moskiewski Iwanowicz uroczy�cie zaprzysi�g� mieszka�com nietykalno��. Dzi� jeszcze ogl�da� mo�na spalony zamek, pami�tk� moskiewskiej niegodziwo�ci. Ale co teraz robi�o moskiewskie wojsko, to niegdy� Polacy w samej Moskwie wyczyniali: odp�acano pi�knym za nadobne, trzeba wi�c by� wyrozumia�ym. Kazimierz, zniewolony pro�bami senatu do opuszczenia granic Korony, ust�pi� z Wi�nicza do S�cza, a stamt�d do zamku czorszty�skiego nad Dunajcem, spodziewaj�c si�, �e drog� na �l�sk odb�dzie przez g�ry bez przeszk�d i bez niebezpiecze�stw. Jerzy Lubomirski, marsza�ek koronny, zaprasza� go do Lubowli, zamku spiskiego podleg�ego Polsce, ale kr�l uzna�, �e nie przystoi mu rezydowa� na ma�ym skrawku ziemi, skoro ust�pi� z ca�ego kraju. Nikt w�wczas tak wiernie i z tak� gorliwo�ci� nie wspiera� kr�la rad� a ca�ego kr�lestwa czynami jak Lubomirski; insygnia koronne, pozostaj�ce pod dozorem senatu a wywiezione z wielkim niebezpiecze�stwem z zamku krakowskiego, dworzanin kr�lewski WolfF przywi�z� do Lubowli i z�o�y� u Lubomirskiego na przechowanie. G�og�wek, miasteczko �l�skie, przekszta�ci� si� w rezydencj� kr�la-wygna�ca: bez ustanku pe�no tam by�o poselstw od cudzoziemskich w�adc�w, a tak�e uchod�c�w, kt�rzy chronili si� tu ust�puj�c z kraju. Cesarz Ferdynand jako pierwszy wyrazi� swoje wsp�czucie dla godnych ubolewania nieszcz�� spokrewnionego ze sob� w�adcy, po nim cesarzowa Eleonora pociesza�a w niedoli kr�low� Ludwik�, jako �e obie pochodzi�y Gonzag�w. Przyjecha� te� na r�czym koniu Tatar nazwiskiem Zach Murza, zaliczaj�cy si� do tatarskiej starszyzny; oznajmi� on, �e chan tak bardzo przej�� si� nieszcz�sn� dol� kr�la, �e przyrzeka niezw�ocznie stawi� mu na pomoc dwadzie�cia tysi�cy jezdnych. Barbarzy�ca na dow�d, �e chan pragnie pospieszy� z pomoc� natychmiast, pokazywa� swojego konia, zdro�onego szybk� jazd�. Poniewa� przyrodzon� cech� dworzan jest ciekawo��, podczas pobytu w G�og�wku kilku z nich wzi�a ch�� dowiedzie� si� z p�onnego badania gwiazd, jaki b�dzie kioniec �wczesnych nieszcz�� i czy jest na nie jakie� lekarstwo. Prawo boskie s�usznie zabrania tego rodzaju wr�b, gdy� wiara w to, �e gwiazdy skrywaj� w sobie przepowiedni� przysz�o�ci, ubli�a czci nale�nej jedynemu Bogu, wszelako wrodzona duszy ludzkiej ch�tka, �eby zna� naprz�d przysz�e przeznaczenie, mocno korci ciekawych, a obyczaj wr�b takich nie zakazuje. By� w�wczas u dworu Miko�aj ��rawski, s�awny lekarz i astrolog, nak�aniano go wi�c, �eby z uk�ad�w i wp�yw�w gwiazd odczyta� przysz�o��. D�ugo nie dawa� si� nam�wi�, a� wreszcie doszed� go z kobiecych komnat rozkaz na pi�mie, kt�remu towarzyszy�y gro�by. Por�wnawszy pomy�lne i niepomy�lne domy i koniunkcje planet z konstelacj� kr�lewsk� oraz prze�ledziwszy obraz nieba i uk�ad gwiazd, wyprowadzi� prognostyk, przedstawiaj�c go na pi�mie. (Prognostyk ten zosta� mi udzielony w tajemnicy przez pewnego znakomitego m�a i rad bym go tutaj do��czy�, tylko �e nie chc� wobec potomno�ci os�abia� powagi dworu, przygniecionego w�wczas nieszcz�ciami, a zreszt� nie by�oby rzecz� w�a�ciw� zape�nia� dzie�o historyczne prywatnymi pismami niepowa�nej tre�ci.) Kiedy polecono mu odczyta� z prognostyku, co bogowie zapowiadaj� na przysz�o��, d�ugo si� oci�ga�, nie chc�c podsyca� ani nadziei, ani l�ku; na koniec przytoczy� zdanie Liwiusza z drugiej wojny punickiej: koniec wojny, jak sprawiedliwy s�dzia, temu da zwyci�stwo, przy kim jest prawo i s�uszno��. Dwuznaczno�� tych s��w by�a oczywista, i cho� zaklina� si�, �e niebo ponosi za to win�, surowy rozkaz zmusi� go, �e znowu raz i drugi jak najdok�adniej przestudiowa� prognostyk, po czym stwierdzi�, �e wr�ebne po�o�enie gwiazd zapowiada, i� Kazimierz po tylu