8168

Szczegóły
Tytuł 8168
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8168 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8168 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8168 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Thomas Hardy W pewnym miasteczku I Pasterz pas�cy owce na wschodnim zboczu m�g� bez zbytniego nat�enia g�osu porozumiewa� si� z pasterzem znajduj�cym si� na zboczu zachodnim ponad kominami miasteczka le��cego w kotlinie, gdy� strome pastwiska wkracza�y tu niemal w podmiejskie podw�rka. W nocy nawet ze �rodka miasta mo�na by�o us�ysze� �agodne porykiwanie ja��wek i g��boki gor�cy oddech tych stworze� w ok�lniku, po�o�onym na ni�szych terasach wzg�rza poro�ni�tego muraw�. Osada wci�ni�ta w tak ciasn� dolin� by�a jednak prawdziwym miastem posiadaj�cym prawdziwego burmistrza i Rad� Miejsk� oraz manufaktur� w��kiennicz�. Pewnego d�d�ystego wieczora, a dzia�o si� to trzydzie�ci pi�� lat temu, przed zapadni�ciem zupe�nego zmroku jaki� przechodzie� o wygl�dzie cz�owieka wolnego zawodu, z wysokim parasolem i torb� w r�ku, schodzi� ze wzg�rza drog� wiod�c� do rogatki, gdy dop�dzi� go nadje�d�aj�cy faeton. � Halo, Downe, czy to pan? � zaczepi� go siedz�cy na ko�le wytworny m�odzieniec o bladej twarzy. � Prosz� wskoczy� do powozu, a podwioz� pana do domu. Zagadni�ty obejrza� si� przez rami�. Twarz mia� puco�owat�, weso��, raczej zadowolon� z siebie. � O, dobry wiecz�r, panie Barnet, dzi�kuj� bardzo! � rzek� gramol�c si� do powozu. Byli wsp�mieszka�cami miasta, kt�re teraz rozci�ga�o si� u ich st�p, lecz jakkolwiek stosunki ich by�y dawne i za�y�e, istnia�a du�a r�nica w sytuacji �yciowej obydwu przyjaci�. Barnet by� znacznie zamo�niejszy od m�odego dorabiaj�cego si� adwokata Downe'a, co dawa�o si� lekko odczu� w sposobie obcowania Downe'a z towarzyszem, nigdy za� w stosunku Barneta do niego. Barnet nie zawdzi�cza� same- mu sobie swej pozycji w mie�cie � jego ojciec dorobi� si� tu maj�tku handluj�c lnem, a handel ten rozwija� si� wtedy bardzo �ywo jak na prowincjonalne warunki. Po wzbogaceniu si� stary pan Barnet wycofa� si� z interes�w i wychowa� swego syna na miejskiego d�entelmena i, trzeba przyzna�, na wykszta�canego m�odzie�ca o libe- ralnych pogl�dach. � Jak si� miewa pani Barnet? � spyta� Downe. � Kiedy wyje�d�a�em, mia�a si� zupe�nie dobrze � odpowiedzia� tamten z przymusem, a w jego oczach dot�d z zadum� wpatrzonych w konia odbi� si� wyraz niepewno�ci. Downe zdawa� si� �a�owa� swego pytania i zmieni� natychmiast temat rozmowy. Z�o�y� wi�c znajomemu gratulacje z okazji jego wyboru na radnego miejskiego, zdawa�o mu si� bowiem, �e nie widzieli si� od tej pory. Pani Downe zamierza�a odwiedzi� pani� Barnet, by jej pogratulowa� ze swej strony, lecz Downe obawia� si�, �e dot�d tego nie zrobi�a. Barnet zdawa� si� wik�a� w odpowiedziach. � Radzi byliby�my widzie� pa�stwa u siebie. Ja... �ona moja... zawsze ch�tnie, jak pan wie, powitamy pani� Downe... Tak, zosta�em cz�onkiem Rady Miejskiej, cho� jestem raczej niedo�wiadczony, jak niekt�rzy uwa�aj�. To prawda, by�bym uchyli� si� od tego jako od przedwczesnego zaszczytu, maj�c teraz wiele innych spraw na g�owie, gdyby mi to nie zosta�o narzucone w tak serdeczny spos�b. � W�r�d tych spraw, jakie pan ma na g�owie, jest jedna, kt�rej potrzeby nie mog� zrozumie� � rzek� Downe z dobroduszn� swobod�. � Po co, u licha, zacz�� pan budow� nowego domu maj�c tak� doskona�� siedzib�? Twarz Barneta poczerwienia�a, widz�c jednak, �e to pytanie zosta�o rzucone od niechcenia i �e m�ody adwokat przypatruje si� raczej trzodom na ��kach, odpowiedzia� dopiero po pewnej chwili, bez widocznego zak�opotania: � Chcieli�my odsun�� si� troch� od miasta, przy tym dom, w kt�rym mieszkamy, jest stary i niewygodny. Downe przyzna�, �e Barnet wybra� �licznie po�o�one miejsce. Z okien mo�na b�dzie ogl�da� nieko�cz�ce si� przestrzenie. Czy obmy�li� jak� nazw� dla tego domu? Zapewne tak? Barnet zaprzeczy�. W pobli�u nie by�o �adnego innego domu, wi�c nie by�o obawy pomy�ki. A dla niego osobi�cie nazwa nie gra�a roli. � Zdaje mi si�, �e widzia�em napis! � rozwa�a� Downe. � Kiedy to by�o? Bodaj �e dzi� rano. Napis na desce. �Ch�teau Ringdale�, tak mi si� zdaje. � Tak, to by� pierwotnie jej... nasz pomys� przez kr�tki czas � rzek� pospiesznie Barnet. � Potem postanowili�my nie dawa� nazwy, a w ka�dym razie tej nazwy. Musia� pan widzie� napis przed tygodniem, bo w zesz�� sobot� by� ju� zdj�ty... Na tym punkcie jestem stanowczy! � doda� ponuro. Downe nie wygl�da� na przekonanego i mrukn��, �e napis ten musia� widzie� wczoraj. Tak rozmawiaj�c dojechali do miasta. Ulica by�a niezwykle pusta jak na godzin� si�dm� wiecz�r. Od po�udnia m�y� drobny deszcz nap�ywaj�cy od strony morza. Tworzy� on doko�a ��tych latarni jakby zas�on� z gazy i z cichym szelestem sp�ywa� z ci�kich dach�w krytych kamiennymi dach�wkami, kt�rych ci�ar przy- t�acza� szczyty dom�w, a w niekt�rych wypadkach wybrzusza� ich �ciany na wy�szych pi�trach. Min�wszy ma�y ratusz i hotel �Pod Czarnym Bykiem� przyjaciele dojechali do rogu uliczki, zabudowanej szeregiem ceglanych domk�w nieokre�lonego wieku, maj�cych po dwa okna na ka�dym pi�trze i tak absolutnie jednakowych, �e jedyn� mi�dzy nimi r�nic� stanowili zamieszkuj�cy je ludzie. � Prosz� poczeka�, podwioz� pana do drzwi � rzek� Barnet, widz�c, �e Downe zamierza wysi��� na rogu, i zawr�ci� w w�sz� uliczk�. Tu w odleg�o�ci paru jard�w we framudze o�wietlonego okna ukaza�y si� trzy g��wki dziewcz�ce, a nad nimi g�owa m�odej matki. Wszystkie cztery wpatrywa�y si� chciwie w pust� ulic�. � Szcz�liwy z pana cz�owiek � rzek� Barnet, w momencie gdy dzieci z matk� znik�y z okna, by zbiec na d�. � Trudno by� szcz�liwszym od pana. Odda�bym sto dom�w jak m�j nowy za jeden taki jak pa�ski. � No, nie przecz�. Dobrze nam si� wiedzie -� stwierdzi� z zadowoleniem Downe. � To nie ja chcia�em budowa� ten dom � wybuchn�� Barnet z d�ugo t�umion� gorycz�, �ci�gaj�c na chwil� lejce, by m�c wypowiedzie� si�, zanim Downe wysi�dzie. � Tak jak pan przypuszcza�, dawny dom zupe�nie mi wystarcza. Jest moj� w�asno�ci� wraz z gruntami, zbudowa� go m�j dziadek, a budowany by� solidnie niczym zamek. M�j ojciec tam si� urodzi�, tam �y� i umar�. Ja te� w tym domu si� urodzi�em i dot�d w nim mieszkam, a teraz musz� mie� nowy! � Dlaczego pan musi? � spyta� Downe. � Dlaczego? By mie�, spok�j w domu. Robi� wszystko, by go osi�gn��, ale na pr�no. Sprzeciwi�em si� jednak stanowczo nazwie �Ch�teau Ringdale,� ju� nie ze wzgl�du na �mieszno�� tej nazwy, to bym jeszcze zni�s�, ale uwa�a�em, �e nadawanie memu domowi nazwy po lordzie Ringdale'u dlatego, �e on si� kiedy� podoba� mojej �onie, by�oby nieprzyzwoitym ust�pstwem. Gdyby pan wszystko wiedzia�, zrozumia�by pan, �e mi�dzy mn� a �on� o pojednaniu nie mo�e by� mowy. Obdarzony szcz�ciem rodzinnym, nie zna pan takich star� i daj Bo�e, by ich pan nigdy nie do�wiadczy�. O, biegn� na pa�skie powitanie! � Oczywi�cie! Pa�ska �ona te� czeka, aby pana powita� � rzek� Downe. � Zobaczy pan. Przyrz�dzi panu kolacj� lepsz� od mojej. � Miejmy nadziej� � odpowiedzia� Barnet z pow�tpiewaniem. Podjecha� pod same drzwi, kt�re rodzina Downe'a ju� zd��y�a otworzy�. M�ody adwokat wysiad� z powozu, ale obarczony torb� i parasolem po�lizn�� si� i wpad� kolanami do rynsztoka. � Ach, m�j drogi Karolu! � wykrzykn�a jego �ona zbiegaj�c ze schod�w. Jakby nie�wiadoma obecno�ci Barneta, obj�a m�a, postawi�a na nogi i ca�uj�c go wykrzykn�a: � Nie pot�uk�e� si�, kochanie? � Dzieci wt�rowa�y �a�o�nie: �Biedny tatu��, i t�oczy�y si� wok� ojca. � Nic mu si� nie sta�o � odezwa� si� Barnet widz�c, �e Downe tylko si� zab�oci�, i przypatruj�c si� bardziej �onie ni� m�owi. W innym okresie swego �ycia, szczeg�lnie w kawalerskich latach, gdy cz�owiek bywa wybredny, by�by j� mo�e uzna� za kobiet� zbyt jawnie okazuj�c� swe uczucia; ale okoliczno�ci, w jakich �y� w ostatnich czasach, a o kt�rych przed chwil� wspomina�, sprawi�y, �e na widok nie- pokoju pani Downe wzruszy� si� do �ez. �ycz�c dobrej nocy znajomemu i jego rodzinie opu�ci� szcz�liw� gromadk� i pojecha� powoli przez g��wn� ulic� w kierunku swego domu. Barnet mia� serce wra�liwe, tote� przepowiednia rzucona przez adwokata w chwili rozstania wzbudzi�a w nim iskr� nadziei, �e nie b�dzie tak �le przyj�ty w domu, jak to sobie wyobra�a�. Mo�e d�d�ysta noc przyczyni si� do potwierdzenia s��w Downe'a. W nastroju oczekiwania, kt�rego dawniej nie odczuwa� i nie przypuszcza�, aby m�g� odczuwa�, zatrzyma� si� pod drzwiami. Nie dostrzegaj�c nigdzie �ony po wej�ciu do mieszkania, zapyta� o ni� s�u��c�. Ta odpowiedzia�a, �e pani ma u siebie krawcow� i niepr�dko wyjdzie ze swego pokoju. � Krawcow� o tej porze? � Tak, prosz� pana. Pani kaza�a poda� sobie wcze�niej kolacj� i prosi�a, by pan wybaczy�, �e nie b�dzie panu towarzyszy� dzi� wiecz�r. � Ale wiedzia�a, �e dzi� wracam? � Tak, prosz� pana. � P�jd� na g�r� i powiedz, �e przyjecha�em. S�u��ca posz�a i wr�ci�a, ale pani domu kaza�a jej tylko powt�rzy� poprzednie zlecenie. Barnet nie powiedzia� ju� ani s�owa. Zasiad� do samotnego posi�ku, kt�ry spo�y� z roztargnieniem, rozmy�laj�c nad kontrastem swojej sytuacji i sceny rodzinnej ogl�danej tak niedawno. My�l jego wybieg�a w przesz�o��, zatrzymuj�c si� na pewnej mi�ej, ujmuj�cej os�bce, kt�rej posta� wynurza�a si� z mroku wspomnie�, ilekro� mu by�o smutno. Kr�c�c si� na krze�le Barnet spogl�da� roztargnionym wzrokiem na po�udnie, jakby mia� przed sob� nie �ciany, w kt�rych przebywa�, lecz dalek� drog�. �Chcia�bym wiedzie�, czy ona tam jeszcze mieszka� � mrukn��. II \V nag�ym przyp�ywie buntu wsta� od sto�u i w�o�ywszy p�aszcz i kapelusz wyszed� z domu. Szed� przed siebie po l�ni�cym chodniku, podczas gdy z wie�y ko�cio�a Panny Marii bi�a godzina �sma i z jednego ko�ca miasta na drugi rozlega�o si� trzaskanie okiennic zamykanych przez kupc�w. Sklepy, kt�rych jedynymi sprzedawcami byli w�a�ciciele, jeszcze przez par� minut sta�y otworem. Tym by�o mniej pilno do pozbycia si� klient�w, sygna� obwieszczaj�cy godzin� zamkni�cia brzmia� w ich uszach mniej rado�nie ni� w uszach subiekt�w. Poniewa� jednak wiecz�r by� d�d�ysty, nie zwlekali z tym d�ugo i okna ich sklep�w gas�y jedne po drugich. Przez ten czas Barnet posuwa� si� zdecydowanym krokiem ku miejscu, gdzie szeroka g��wna ulica tworzy k�t prosty z d�ug� ulic� biegn�c� w kierunku po�udniowym. Cho� rodzina Barnet�w nie mia�a ju� nic wsp�lnego z tkalni� lnu, m�ody Barnet odczytywa� swoje nazwisko na wielu bramach i domach towarowych, gdy� pocz�tkuj�cy kupcy pos�ugiwali si� tym nazwiskiem dla reklamy. Widnia�y wi�c tablice z napisem: �Smith � klient firmy Barnet i Sp�ka� lub �Robinson � by�y dyrektor firmy Barnet�. Widok tych napis�w przywi�d� mu na pami�� pracowite �ycie ojca i zastanawia� si�, czy nie by�o ono znacznie szcz�liwsze od jego w�asnego. Domy po obu stronach drogi stawa�y si� rzadsze i wkr�tce ukaza�a si� pusta przestrze�, a po prawej stronie pag�rek. Na jego szczycie s�upy rusztowa� wbija�y si� jak w��cznie w zachmurzone niebo, a poni�ej mo�na by�o dostrzec pierwsze warstwy mur�w rozpocz�tej budowli. Barnet zwolni� kroku, przystan�� nawet nie schodz�c ze �rodka drogi, jakby go nie obchodzi�o to, co widzi, gdy wtem oko jego pad�o na s�up stoj�cy na �rodku placu budowlanego, z przybit� na nim bia�� desk�. Podszed� do ogrodzenia, przeskoczy� je i przysun�� si� na odleg�o��, kt�ra pozwoli�a mu przeczyta� wymalowany na desce napis: �Ch�teau Ringdale�. W s�owach tych by�a okrutna ironia i to rozdra�ni�o Barneta. Downe mia� zatem s�uszno��. Barnet wbi� parasol w muraw� i obur�cz uj�� s�up z zamiarem wyci�gni�cia go i rzucenia o ziemi�. Po czym, jak cz�owiek oszo�omiony napotkaniem sprzeciwu, kt�ry nie przestaje istnie�, cho�by si� zniszczy�o jego objawy, bezradnie opu�ci� ramiona. �A niech sobie � mrukn��. � Powiedzia�em przecie�, �e chc� mie� spok�j.� Wyci�gn�wszy parasol, spokojnie opu�ci� zagrodzony teren i uda� si� w dalsz� drog�, zostawiaj�c miasto za sob�. Odk�d min�� plac budowy, szed� bardziej zdecydowanym krokiem i wkr�tce us�ysza� w ciemno�ci ochryp�y odg�os: by� to szum morza. Droga wiod�a do portu le��cego o mil� od miasta i czyni�cego ze� o�rodek handlowy. Po natkni�ciu si� na tablic� z obmierz�ym napisem Barnet zapomnia� otworzy� parasol i deszcz bezkarnie smaga� jego kapelusz; a w miar� jak si� posuwa�, chwilami i twarz. Jakkolwiek latarnie �wieci�y wzd�u� ca�ej drogi, tu sta�y ju� w dalszych odst�pach od siebie, a bruk ust�pi� miejsca chropowatemu �wirowi. Ilekro� Barnet zbli�a� si� do latarni, r�kawy jego p�aszcza zaczyna�y po�yskiwa�, a� wreszcie l�ni�y zupe�nie od wilgoci. Szum morza stawa� si� coraz pot�niejszy, ale jeszcze spora przestrze� dzieli�a drog� od wybrze�a, gdy Barnet zatrzyma� si� przy jednym z najmniejszych domk�w w�r�d rzadko rozrzuconych zabudowa�. Domek ten posiada� w�asny ogr�dek, oddzielony drewnianymi balaskami od drogi. Po dok�adnym obejrzeniu obej�cia, aby sprawdzi�, czy si� nie myli, Barnet otworzy� furtk� i delikatnie zapuka� do drzwi wej�ciowych. Kiedy przeczeka� ilo�� minut upowa�niaj�c� do powt�rnego zapukania, drzwi otworzy�y si�, ale niepodobna by�o dostrzec r�ki, kt�ra je otwiera�a, gdy� w korytarzu nie by�o �wiat�a. Barnet zapyta� na chybi� trafi�: � Czy tu mieszka panna Savile? M�odzie�czy g�osik zapewni� go, �e mieszka. Przemawiaj�ca os�bka uderzona snad� sp�nion� my�l� zach�ci�a go do wej�cia m�wi�c, �e zaraz b�dzie �wiat�o. Jej mama s�dzi�a, �e nie warto zapala� lampy na tak� niepogod�. � Prosz� si� dla mnie nie trudzi� i nie zapala� lampy � przerwa� jej Barnet po�piesznie. � To zupe�nie niepotrzebne. Kt�ry z pokoi jest salonikiem panny Savile? M�oda panienka, na kt�rej dostrzeg� tylko bia�y fartuszek, wskaza�a drzwi w po�owie korytarza. Barnet podszed� do nich pospiesznie, nie chc�c, by �wiat�o lampy pad�o na jego twarz. Wchodz�c do pokoju, zamkn�� drzwi za sob� czekaj�c, a� kroki dziewczynki ca�kiem si� oddal�. Znalaz� si� w pokoju, w kt�rego urz�dzeniu wyczuwa�o si� staranno�� i prostot�, lecz nie ub�stwo: wszystko, pocz�wszy od miniaturowej szafki na drobiazgi, a sko�czywszy na ma�ym dagerotypie, stanowi�cym g��wn� ozdob� p�ki nad kominkiem, wskazywa�o na zami�owanie w�a�cicielki do skrupulatnej czysto�ci. Obrazek otoczony kartonow� ram� pokryt� haftem � zapewne praca kobiecych r�k � przedstawia� niem�odego oficera marynarki o chudej twarzy. Zza lampy stoj�cej na stole podnios�a si� teraz posta� m�odej panny uderzaj�co podobnej do tego portretu. By�a tak zaj�ta jak�� robot� po drugiej stronie lampy, �e nie mia�a widocznie dot�d czasu u�wiadomi� sobie obecno�ci go�cia. Przez kilka sekund stali naprzeciwko siebie bez s�owa. Twarz, na kt�rej spoczywa�y oczy Barneta, mia�a prze�liczny owal; rafaelowski owal by� czym� niezwyk�ym u Angielki, mieszkaj�cej przy pustej drodze wiejskiej na przedmie�ciu portowego miasteczka, o kt�rym nikt nie s�ysza�. Rysy jej, co prawda, nie dor�wny- wa�y wspania�emu owalowi twarzy: przyroda snad� spostrzeg�a, �e to nie c�ra Italii, i jej rysy, jakkolwiek niebrzydkie, mog�y najwy�ej uchodzi� za mi�e, nigdy za poprawne. Skupiony wyraz, kt�ry mia�a przy pracy i kt�ry utrwali� si� na chwil� jak na kliszy, zmienia� si� teraz na wyraz rezerwy. Obj�a go�cia na wp� dumnym, na wp� zagniewanym spojrzeniem, po czym krew nap�yn�a jej do twarzy, a w oczach pod nieco ci�kimi powiekami pojawi� si� b�ysk. � Wiem, �e nie powinienem tu by� � rzek� w odpowiedzi na to spojrzenie. � Ale bardzo pragn��em pani� zobaczy� i dowiedzie� si�, jak si� pani miewa. Czy pani zechce poda� mi r�k�, kt�r� kiedy� tak cz�sto trzyma�em w swojej? � Wola�abym zapomnie� o tym, a nie pami�ta�, panie Barnet � odrzek�a ch�odno czyni�c zado�� jego pro�bie. � Wspominaj�c okoliczno�ci naszego ostatniego spotkania, nie bardzo rozumiem, jak pan mo�e odwo�ywa� si� do tej przesz�o�ci albo jak pan m�g� tu przyj��. � W tym nie ma chyba nic z�ego? Nie niepokoi�em ci� mymi odwiedzinami, Lucy. � Nie dozna�am zaszczytu pa�skich odwiedzin od bardzo dawna, to prawda, i nie spodziewa�am si� ich teraz � rzek�a sztywno. � Mam nadziej�, �e pani Barnet miewa si� dobrze. � Tak, tak � odpar� niecierpliwie. � A przynajmniej przypuszczam, �e tak, bo tak nale�y wnioskowa�. � Przecie� jest pa�sk� �on� � rzek�a dr��cym g�osem m�oda dama. Nieoczekiwany d�wi�k m�skiego g�osu w tym panie�skim pokoju przestraszy� kanarka �pi�cego w klatce pod oknem, obudzi� si� i zatrzepota� skrzyd�ami tr�caj�c o pr�ty klatki. M�oda dziewczyna podesz�a i przy�o�ywszy twarz do klatki uciszy�a ptaszka pieszczotliwymi s�owami. By� mo�e, i� chcia�a tym sposobem uspokoi� i siebie. � Nie przyszed�em tu, aby m�wi� o pani Barnet � rzek�, m�odzieniec. � Przyszed�em porozmawia� o pani, tylko o pani, pragn��em dowiedzie� si�, jak si� pani �ycie u�o�y�o po ci�kiej stracie, jak� pani ponios�a. � Tu spojrza� na portret jej ojca. � Dzi�kuj� panu. Powodzi mi si� nie�le. Jej wygl�d niezupe�nie odpowiada� temu stanowczemu stwierdzeniu. Barnet nie m�g� sobie darowa�, �e nie domy�li� si� rzeczy tak prostej, i chc�c pokry� zmieszanie doda� pochylaj�c si� nad sto�em: � Co pani robi�a w momencie, kiedy wszed�em? Widz�, �e pani maluje kwiaty, i to przy jednej �wieczce. � Nie, nie maluj�, rysuj� tylko kontury. A robi� to wieczorem, aby oszcz�dzi� czasu. Musz� wykona� trzy tuziny takich rysunk�w do ko�ca miesi�ca. Wejrzenie Barneta wyra�a�o g��bokie wsp�czucie. � Pani zupe�nie zepsuje swoje biedne oczy � rzek� g�osem, kt�ry jawniej ni� dotychczas zdradza� si�� jego uczu�. � Nie nale�y tego robi�. By� czas, kiedy moim obowi�zkiem by�o powiedzie�, �e pani nie powinna. Gdy o tym my�l�, got�w jestem �a�owa�, �e si� urodzi�em. � Czy to pora i miejsce na podobne roztrz�sania? � odpowiedzia�a z godno�ci�. � Pan mia� niegdy� szacunek dla mnie i dla siebie, jak przysta�o na d�entelmena. Niech wi�c pan takich rzeczy nie m�wi i nie przychodzi tu wi�cej. Nie mog� uwierzy�, aby pan si� powa�nie zastanowi� nad t� wizyt� albo aby co� zna- czy�a. � Zastanowi�? Przyszed�em jako stary, wierny przyjaciel, a m�wi�c bez ogr�dek, przyszed�em odwiedzi� kobiet�, kt�r� kocha�em. Niech si� pani nie gniewa! Nie mog�em opanowa� tej ch�ci, tyle rzeczy przywodzi mi na my�l pani�... Dzi� wieczorem spotka�em znajomego i by�em �wiadkiem jego szcz�cia, gdy �ona i dzieci wybieg�y go wita�. A ten cz�owiek ma zaledwie jedn� dziesi�t� moich dochod�w i mo�liwo�ci �yciowych. Gdy sobie pomy�la�em, jakie �ycie ja mog�em sobie stworzy�, przesta�em na cokolwiek si� ogl�da� i tu przybieg�em. Teraz widz�, �e mo�e post�pi�em �le. Ale ch�� zobaczenia pani, porozmawiania o dawnych wsp�lnych znajomych by�a zbyt silna. � Sporo czasu musi jeszcze up�yn��, zanim to si� stanie mo�liwe � odpowiedzia�a spokojnie. � Sporo czasu, bym spokojniej mog�a spojrze� na wszystko, co mnie teraz jeszcze porusza, a o czym pan ju� mo�e zapomnia�. Musia� pan dawno zapomnie�, skoro pan nie waha� si� tu przyj��. � G�os jej sta� si� �ywszy i silniejszy, gdy doda�a: � Robi�, co mog�, aby tak�e zapomnie�, a z post�p�w ju� osi�gni�tych wnosz�, �e mi si� to uda. Dot�d m�wi�a stoj�c, teraz usiad�a, odwracaj�c lekko g�ow� od swego go�cia. Barnet przygl�da� si� jej pos�pnie. � Tak, zas�u�y�em na takie przyj�cie � rzek�. � Ambicja pchn�a mnie do tego, nie, w�a�ciwie nie ambicja, raczej g�upota! Gdybym si� zastanowi�... � tu wybuchn�� gwa�townie: � Pami�taj o jednym, Lucy! Gdyby� by�a wtedy po nieporozumieniu, jakie mi�dzy nami wynik�o, napisa�a do mnie cho� s�owo, zapew- niam, �e by�bym do ciebie wr�ci�. To mnie zgubi�o! � Przechadzaj�c si� teraz od �ciany do �ciany ma�ego pokoju uparcie wpatrywa� si� w listw� nad pod�og�. � Jak�e� ja mog�am wtedy do pana napisa�? Nie mia�am sposobno�ci, by to zrobi�. � T� sposobno�� powinienem by� stworzy� � rzek� Barnet obracaj�c si� ku niej. � To moja wina. � Nie wdaj� si� w to, ale zwa�ywszy, �e nie powiedzia�am wtedy nic, co wymaga�oby listownego wyt�umaczenia, nie napisa�am. Wszystko wydawa�o si� takie nieokre�lone, �e �atwo mog�am pana �le zrozumie�. Obawia�am si� tego, zdaj�c sobie spraw�, �e pan, w por�wnaniu ze mn�, jest bogatym cz�owiekiem. A gdy dosz�y mnie wie�ci o tamtej pani, kt�rej pochodzeniem m�g� si� pan nawet szczyci�, os�dzi�am siebie jako niedowarzon� g�sk� i nie odezwa�am si� wi�cej. � A zatem to, co nas rozdzieli�o, musia�o by� przeznaczeniem, �lepym losem, droga Lucy. Jedno wiem, �e by�a� kobiet�, kt�r� powinienem by� uczyni� swoj� �on�, i przez w�asn� g�upot� pozwoli�em szcz�ciu wysun�� si� z moich r�k! � Niech�e pan nie wskrzesza we mnie tych wspomnie� � rzek�a niemal ze �zami. � Nie jestem osob� w�a�ciwie wybran� na pocieszycielk�. Pan nie powinien si� tu znajdowa�, gdyby pa�ska obecno�� zosta�a zauwa�ona, mog�oby mi to bardzo zaszkodzi�. � Tak, tak, ma si� rozumie� � odpowiedzia� skwapliwie. � Nie powinienem by� przychodzi� i nie zrobi� tego wi�cej. � Wie pan � ci�gn�a dalej ze wsp�czuj�c� trosk� w g�osie, odprowadzaj�c go�cia do drzwi � w ludzkiej naturze jest sk�onno�� do b��dnego mniemania, �e ta linia �yciowa, kt�rej si� nie obra�o, by�aby najlepsza. Pan przecie nie wie, czy bym pa�skie o�wiadczyny przyj�a, gdyby pan wtedy chcia� si� ze mn� �eni�. � W tym momencie oczy ich si� spotka�y i ona spu�ci�a powieki Wyczu�a, �e g�os j� zdradzi�... Przez chwil� milczeli oboje, dop�ki Lucy nie podnios�a zn�w oczu, by dorzuci� tonem koj�co-�artobliwym: � Moja rodzina by�a o tyle ubo�sza od waszej, nawet za �ycia mego kochanego ojca, �e pa�scy koledzy mogliby uwa�a� nas za niedobran� par� i niezbyt mile do nas si� odnosi�. � Twoje usposobienie podbi�oby wszystkich � rzek� Barnet. � Dajmy spok�j memu usposobieniu � powiedzia�a z u�miechem. � Niech si� pan stara o pojednanie z �on�! Nakazuj� to panu. A teraz prosz� mnie opu�ci�, i to niezw�ocznie! � Ju� id�. Trzeba wida� pogodzi� si� z tym, co jest � odpowiedzia� weselszym tonem. � Ale takiej mi�ej dziewczyny jak ty nie spotkam ju� nigdy w �yciu. Nag�ym ruchem otworzy� drzwi zostawiaj�c j� sam�. Co� musia�o si� dzia� z jego oczami, bo patrz�c na latarnie, stoj�ce z rzadka wzd�u� zab�oconej ulicy, widzia� doko�a ka�dego p�omienia jakby �wiec�ce �d�b�a s�omy, kt�re zdawa�y si� rozpryskiwa� w powietrzu. W pewnej chwili dostrzeg� po drugiej stronie ulicy cz�owieka pod parasolem, id�cego w tym samym kierunku. Cz�owiek ten zeszed� niebawem z chodnika i skierowa� si� w jego stron�. Barnet pozna� w nim miejscowego lekarza, Charlsona, kt�ry by� mu winien pieni�dze. Charlson nie by� cz�owiekiem pozbawionym zdolno�ci, mimo to nie wiod�o mu si�. Rozmaite okoliczno�ci sk�ada�y si� na jego niepo- wodzenie: �y� zawsze w niedostatku, nie certowa� si� z pacjentami, plotki opowiada� m�czyznom, a nie kobietom, po�lubi� nieznan� osob� zamiast jednej z miejscowych panien, wreszcie na towarzyskich zebraniach zachowywa� si� jak b�azen. Poza tym mia� niew�a�ciwy wygl�d. Nie posiada� zewn�trznych cech domowego lekarza: ani odpowiednio spokojnego wzroku, ani w�skich beznami�tnych warg, kt�rych nie wykrzywia nigdy �miech czy gniew; Charlson mia� usta pe�ne, a �mia�e spojrzenie jego czarnych oczu dzia�a�o na nerwy boja�liwszym ludziom. Na towarzyszy dobiera� sobie tak zwanych dawniej �weso�k�w�, kt�ra to nazwa nasuwa wyobra�enie o daleko id�cej poufa�o�ci, ta za� mo�e nie sprzyja� obowi�zuj�cym dobrym obyczajom. Te wszystkie wzgl�dy przemawia�y przeciwko doktorowi w ma�ym mie�cie, w kt�rym rezydowa�. Charlson znalaz� si� kiedy� w trudnym po�o�eniu i Barnet chc�c mu przyj�� z pomoc� �yrowa� jego weksel. Zgodnie z przewidywaniem, musia� ten weksel sam wykupi�. Poniewa� chodzi�o tylko o pi��dziesi�t funt�w, kt�rych strata nie by�a dla Barneta dotkliwa, nie zachowa� �alu do rozrzutnego doktora. Ale Charlson mia� w swym charakterze za du�o bezczelnej beztroski, aby to mog�o usposabia� do za�y�ych z nim stosunk�w. � Mam nadziej�, �e b�d� m�g� uregulowa� z panem ten wekslowy rachunek w przeci�gu trzech tygodni, panie Barnet � o�wiadczy� poufa�ym, kole�e�skim tonem. Barnet odpowiedzia� dobrodusznie, �e to nic pilnego. Obiecane trzy tygodnie od d�u�szego ju� czasu by�y nieodst�pne od Charlsona jak cie�. � Mia�em sen � ci�gn�� dalej Charlson. Barnet odgad� z tonu doktora, �e ten swoim zwyczajem zacznie wypowiada� bezsensowne brednie, wi�c nie zach�ci� go ani s�owem. � Tak � powt�rzy� Charlson, kt�ry nigdy nie potrzebowa� zach�ty � �ni�o mi si�, �e pewien d�entelmen, okazuj�cy mi du�o dobroci, o�eni� si� bez namys�u z wynios�� osob�, zanim zd��y� zapomnie� o przemi�ej panience, z kt�r� po- przednio si� przyja�ni�. A dalej �ni�o mi si�, �e w d�d�ysty wiecz�r, taki jak dzi�, id� drog� w stron� portu i spotykam go wychodz�cego z domu, w kt�rym teraz mieszka ta kochana panienka. Barnet spojrza� na m�wi�cego. �wiat�o s�siedniej latarni przedziera�o si� przez zas�on� drobnego deszczu pod parasolem doktora i pada�o na jego twarz odcinaj�c� si� od cienia w g��bi. Dostrzeg� jego oko, zerkaj�ce spod zmru�onej powieki z szata�sk� weso�o�ci�, kiedy tak szydzi�. � Do��! � rzek� powa�nie Barnet. � Ani s�owa o tym. � Nie, nie, oczywi�cie � odpar� skwapliwie Charlson spostrzeg�szy, �e posun�� si� za daleko, co mu si� cz�sto zdarza�o. Pocz�� si� g�sto t�umaczy�, ale nie us�ysza� ju� �adnej odpowiedzi od Barneta. Ten u�wiadomi� sobie teraz jeden pewnik, �e skandal jest ro�lin� szybko krzewi�c� si� i �e on musi us�ucha� zakazu Lucy ze wzgl�du na jej dobr� s�aw�. III \Vytrwa� w tym postanowieniu skrupulatnie. W ogr�dku Lucy krokusy zd��y�y zast�pi� pierwiosnki, a narcyzy krokusy, droga wiod�ca do portu zaprasza�a do przechadzki, mimo to Barnet nie zapuszcza� si� tam nigdy, a tym bardziej nie zbli�a� si� do drzwi Lucy. Unika� w�dr�wki w tym kierunku jak niebezpiecznego napoju i szuka� powietrza na dalekich spacerach na p�noc od miasta, pomi�dzy surowymi kwadratami brunatnych zoranych p�l, gdzie nikt nie chodzi�. Czasami szed� �cie�k� do miejsca po�o�onego na ni�szych zboczach okalaj�cych miasteczko � mie�ci�o si� tam przedsi�biorstwo powro�nik�w, w kt�rym rodzina Barnet�w mia�a niegdy� udzia�. Przypatrywa� si� pracy ludzi kr�c�cych powrozy, cofali si� raz po raz w ty�, aby nie zderzy� si� z krow� lub cielakiem, usi�uj�c przy tym nie zapl�ta� si� w ga��zie jab�oni i krzew�w � ich miejskie rzemios�o nie dogadza�o wida� przyrodzie. Pewnego rana, kiedy s�o�ce �wieci�o tak mocno, �e opary podnios�y si� z po�udniowo-zachodnich zboczy pag�rk�w, kt�re �licznie g�ruj� nad starymi dachami, sprawiaj�c jednocze�nie, �e domy miejskie o ni�szych kominach dymi� jak samo piek�o, Barnet spogl�da� na ten widok z okien Rady Miejskiej, nie troszcz�c si� o to, co si� wewn�trz sali dzieje. Kilku radnych by�o obecnych, ale w�a�ciwie roboty mieli niewiele. W pewnej chwili Downe podszed� wolnym krokiem do Barneta m�wi�c, �e go teraz rzadko widuje. Barnet przyzna�, �e nie przychodzi tu cz�sto. Downe rzuci� okiem na karmazynowe firanki przy oknach, kt�re rzuca�y ciep�e refleksy na ich twarze, po czym wyjrza� przez okno. W tej samej chwili przechodzi�a ulic� wysoka, wynios�a osoba, w kt�rej rozpozna� �on� Barneta. Barnet te� j� spostrzeg� i odwr�ci� g�ow�. � Wszystko si� kiedy� u�o�y � rzek� Downe pocieszaj�cym tonem. � S�ysza� pan o jej nowej awanturze? Weso�y wyraz twarzy Downe'a przerodzi� si� w jednej chwili w zatroskany. � Nie. Nie s�ysza�em o niczym naprawd� powa�nym � rzek�, przy czym twarz jego wyd�u�y�a si� w granicach, w jakich to wyd�u�enie by�o mo�liwe przy okr�g�ym kszta�cie nadanym jej przez przyrod�. � Dochodz� mnie tylko czasem jakie� niepewne s�uchy. � Pan mo�e my�le�, �e wszystko si� u�o�y � rzek� sucho Barnet. � Ja jestem innego zdania... Nie, drogi panie, musimy spojrze� prawdzie w oczy. To kobieta ni z pierza, ni z mi�sa. Jak�e si� miewaj� pa�ska �ona i dzieci? Downe odpowiedzia�, �e jak najlepiej, wysz�y dzi� rano na przechadzk� i on wygl�da przez okno, czy ich gdzie� nie dostrze�e. O! w�a�nie sz�y wzd�u� ulicy � i wskaza� na figurki dwojga dzieci z niani�, za kt�rymi sz�a matka. � Mo�e pan zejdzie i porozmawia z moj� �on�? � spyta�. � Nie, dzisiaj nie. Z nikim nie chcia�bym teraz rozmawia�. � Jest pan przewra�liwiony, panie Barnet. Jeszcze w szkole czerwieni� si� pan jak burak, ilekro� kto� zadrasn�� pa�skie uczucia. Barnet zamy�li� si�. � Tak � przyzna� � jest w tym �d�b�o prawdy. I dlatego robi�, co mog�, by mie� spok�j w domu. �ycie sta�oby si� wtedy zno�ne, cho� nie w pe�ni szcz�liwe. � Przychodzi�o mi nieraz na my�l zaproponowa� panu pewn� rzecz � zacz�� Downe z wahaniem. � Nie wiem, czy to panu trafi do przekonania, zrobi pan, jak b�dzie uwa�a�. Prawd� m�wi�c, to moja �ona podsun�a mi ten pomys�. Powiedzia�a mianowicie, �e rada by odwiedzi� pani� Barnet i pozyska� jej zaufanie. Mojej �onie si� zdaje, �e pani Barnet czuje si� osamotniona w tym mie�cie i �e nie ma nikogo, kto by jej m�g� s�u�y� rad�. Ona ma wra�enie, �e pa�skiej ma��once mo�na przem�wi� do rozumu. A nikt tak nie umie pozyska� sobie serca niewie�ciego jak moja Emilia. � Nie tylko niewie�ciego, przypuszczam. To przemi�a kobieta i mia� pan du�o szcz�cia, �e znalaz� tak� �on�. � Zapewne � u�miechn�� si� nieporadnie Downe, usi�uj�c przybra� postaw� cz�owieka, kt�remu obce jest uczucie dumy. � S�dz�, �e ona potrafi si� dowiedzie�, co dr�czy pani� Barnet. Mo�e wszystko opiera si� na nieporozumieniu. Mo�e duma nie pozwala jej na wyja�nienie. Mo�e co� j� dra�ni w pa�skim post�powaniu, dlatego tylko �e ona niezupe�nie pana rozumie. Je�li mam powiedzie� prawd�, Emilia by�aby bardziej skora do podj�cia tej pr�by, gdyby mia�a pewno��, �e pani Barnet uwa�a j� za osob� odpowiedni� do bywania w jej domu, gdy� pa�ska �ona przywyk�a w Londynie do towarzystwa wysoko postawionych ludzi, co onie�miela Emili�, kt�ra nie chcia�aby by� intruzem. Barnet podzi�kowa� przyjacielowi gor�co za �yczliw� propozycj�. Przyzna�, �e obawy pani Downe mog� by� uzasadnione, ale... � Niech tylko przyjdzie � rzek�. � Nie ma chyba w ca�ej Anglii kobiety, kt�rej bym bardziej ufa�, je�li chodzi o tak� misj�. Nie spodziewam si� �wietnego wyniku, ale niezale�nie od tego uwa�am, �e pani Downe dokona najpi�kniejszej, najlepszej rzeczy, je�li si� tej pr�by podejmie, nie l�kaj�c si� odprawy. Po rozstaniu si� z Downe'em Barnet poszed� do Miejskiej Kasy Oszcz�dno�ci, kt�rej by� kuratorem, i usi�owa� zapomnie� o swych troskach, obliczaj�c drobne sumy pieni�ne i wpisuj�c cyfry na arkuszach kratkowanych w czerwone i niebieskie linie. Przygl�da� si� klientom w roboczych bluzach sk�adaj�cym swoje oszcz�dno�ci � i co pewien czas podpisywa� papiery. Po po�udniu, gdy si� ju� zbiera� do wyj�cia, Downe wsun�� g�ow� przez drzwi. � Emilia by�a u pani Barnet � rzek� przyciszonym g�osem. � Pani Barnet obieca�a zabra� j� na przeja�d�k� wzd�u� wybrze�a jutro, o ile pogoda dopisze. �ycz� panu dobrego popo�udnia! Barnet u�cisn�� r�k� Downe'a bez s�owa i Downe znikn�� za drzwiami. IV Nazajutrz pogoda by�a tak pi�kna, �e nie mo�na by�o wymarzy� pi�kniejszej na przeja�d�k�. Kiedy s�o�ce zesz�o z zenitu i sk�ania�o si� ku zachodowi, d�ugie cienie padaj�ce od rusztowa� nowej rezydencji Barneta tworzy�y na ziemi smugi docieraj�ce a� na �rodek go�ci�ca. Barnet przyszed� tu po raz pierwszy od wielu tygodni, by przyjrze� si� post�pom budowy. W staro�wieckim mie�cie, trzydzie�ci pi�� lat temu, domy nie wyrasta�y, na podobie�stwo dzisiejszych, jak budy na jarmarku. Po za�o�eniu fundament�w i dolnych warstw mur�w pozwalano im osiada� si� przez wiele tygodni, a po postawieniu mur�w znowu nast�powa�a przerwa, uwa�ano bowiem, �e okres jednego lata zaledwie wystarcza na ich osuszenie. Stoj�c w niszy okiennej pozbawionej jeszcze ram, Barnet spogl�da� na drog� z pewnej pochy�o�ci. Us�ysza� turkot k�, a po chwili zobaczy� pi�kn� �Ksantyp� w towarzystwie pani Downe, przeje�d�aj�c� go�ci�cem w stron� wybrze�a. Jecha�y powoli, mia� wi�c czas zauwa�y�, �e twarz pani Downe by�a promienna, co zdawa�o si� w pewnym stopniu oddzia�ywa� na jej towarzyszk� � rzek�by� wrodzona Emilii politesse du coeur zaczyna�a znajdowa� odd�wi�k. Jakkolwiek si� sytuacja przedstawia�a, Barnet postanowi� do niczego si� nie wtr�ca�, by nie narazi� na niepowodzenie rozpocz�tej dzi� pr�by. Uwa�a�, �e lepiej powierzy� t� rzecz osobie trzeciej, skoro wszystkie jego w�asne zabiegi obraca�y si� zawsze przeciw niemu. R�ka pani Barnet w cytrynowo�o�tej r�kawiczce �ciskaj�ca lejce, jej sztywna, wyprostowana posta� w aksamitach i koronkach i twarz o �mia�ych zarysach przesun�y si� przed jego oczami nie pozostawiaj�c w�tpliwo�ci, �e ta pani w swym mniemaniu przewy�sza i zawsze b�dzie przewy�sza�a pani� Downe zar�wno urodzeniem, jak maj�tkiem. Barnet postanowi� nie przeszkadza� tym paniom jak najd�u�ej, a potem zej�� na wybrze�e i odwie�� je do miasta. Jeszcze z godzin� kr��y� ko�o domu, po czym wyruszy� w stron� wybrze�a. O kilkaset jard�w poni�ej �Ch�teau Ringdale� sta� domek, w kt�rym mieszka�a c�rka zmar�ego oficera marynarki. Barnet od dawna nie zapuszcza� si� w te trony i teraz podchodz�c do zakazanego miejsca uczu�, �e jakie� dziwne ciep�o wype�nia mu serce. To naprowadzi�o go na my�l, �e je�li nie potrafi si� opanowa�, b�dzie musia� stoczy� z sob� jeszcze jedn� walk� o Lucy. Jedna dziesi�ta obecnego pretekstu wystarczy�aby mu na usprawiedliwienie si� przed sob� samym z dzisiejszego spaceru w t�, a nie inn� stron�. Znalaz�szy si� naprzeciwko siedziby Lucy rzuci� przelotne spojrzenie na ogr�dek dziel�cy domek od p�otu. Ujrza� Lucy; przechadza�a si� mi�dzy grz�dami, zatrzymuj�c si� raz po raz, by zerwa� jaki� kwiat potrzebny jej zapewne do rysunku. Porusza�a si� szybko, nie chc�c widocznie traci� czasu. Nie dostrzeg�a go i m�g� przej�� niepostrze�enie, lecz jaki� nakaz wewn�trzny, niezupe�nie zgodny z jego dzisiejszymi postanowieniami, kaza� mu przystan�� i �ledzi� jej ruchy. Okr��a�a �wawo klomby pe�ne anemon�w, tulipan�w, �onkili i narcyz�w oraz innych staro�wieckich kwiat�w. Posta� jej wygl�da�a �licznie w p�a�obie, z niepe�nym bukietem w lewej r�ce. Wspi�wszy si� na palce, by uci�� ga��� bzu, dostrzeg�a obserwuj�cego j� przechodnia. � Pan Barnet! � zawo�a�a z niewinnym u�miechem. � My�la�am o panu kilkakrotnie, odk�d zobaczy�am pani� Barnet przeje�d�aj�c� t�dy w swym kabriolecie z kucykiem, a teraz pan sam si� zjawi�! � Tak, Lucy � odpowiedzia�. Zdawa�o mu si�, �e panienka przypomnia�a sobie ostatnie ich spotkanie, bo lekko si� zar�owi�a. Ale mog�o to by� r�wnie dobrze przywidzenie wynikaj�ce z jego nadmiernej wra�liwo�ci. � Id� do portu � doda�. � Ach, tak? � odrzek�a z prostot�. � Odk�d nasta�o lato, coraz wi�cej ludzi ci�gnie w tamt� stron�. Poniewa� jej twarz by�a teraz zwr�cona do niego, zauwa�y�, jak bardzo schud�a i zblad�a od czasu, gdy j� ostatni raz widzia�. Ju� mia� wykrzykn��: �Lucy, jak ty �le wygl�dasz! Powiedz, w czym mog� ci pom�c?� � lecz pomy�la�: �Je�li si� odezw�, wyniknie z tego nieszcz�cie dla nas obojga.� B�kn�� tylko par� s��w o pi�knej pogodzie i poszed� przed siebie. Jakby na przek�r tym s�owom od strony wzg�rza zerwa� si� silny podmuch wiatru, zak��caj�c cisz� krajobrazu. W nast�pnej chwili wiatr zmieni� kierunek i zion�� zapachem morza. Nazwa �ulica Portowa� znajdowa�a usprawiedliwienie. W �a�cuchu pag�rk�w oddzielaj�cych go�ciniec od wybrze�a morskiego ukaza�a si� luka; po lewej stronie tej rozpadliny wznosi�a si� prostopad�a ska�a ja�niej�ca pomara�czowym odblaskiem s�o�ca, podczas gdy urwisko po prawej stronie ton�o w sinym cieniu. Pomi�dzy tymi ska�ami le�a�a ma�a przysta�, na kszta�t owej libijskiej zatoki, kt�ra da�a schronienie troja�skim rozbitkom. Rzek�by�, sama przyroda postanowi�a utworzy� doskona�y port i ka�demu przechodniowi mijaj�cemu zatok� wydawa�o si� oczywistym, �e niewielki nak�ad ludzkiej pracy wystarczy�by na wyko�czenie tego portu i uczynienie go s�awnym, zwa�ywszy, �e sta�y l�d po obu jego stronach, a� po dalekie zbocza zaro�ni�tych stokrotkami wzg�rz, otaczaj�cych wn�trze doliny, by� pokryty warstw� naniesionego piasku. Mieszka�cy Port-Bredy, le��cego o mil� od zatoki w g��bi l�du, nie pozostawali oboj�tni na to nieme wo�anie. W ci�gu dziesi�ciu wiek�w podejmowali niejednokrotnie ten wysi�ek z niezmiennym wynikiem; przyp�yw morza niweczy� ich prac� z chwil� jej uko�czenia, nanosz�c ca�e warstwy piasku i �wiru. Zabudowa� by�o tu niewiele. Z gruba ociosane molo, kilka �odzi, kilka sklep�w, ober�a, par� dom�w mieszkalnych oraz jaki� dwumasztowiec wy�adowuj�cy towary sk�ada�y si� na oblicze tej osady. Na wybrze�u sta� powozik pani Barnet, a obok ch�opiec stajenny trzyma� za uzd� konika. Zbli�aj�c si� do przystani Barnet spostrzeg� jak�� plam� barwy indygo posuwaj�c� si� szybko wzd�u� podn�a o�wietlonej s�o�cem ska�y. Okaza�o si� po chwili, �e jest to cz�owiek w we�nianej kurtce, biegn�cy ze wszystkich si�. Na widok Barneta podni�s� r�k� i zbli�yli si� do siebie. By� to miejscowy marynarz, ale Barnet go nie zna�. � Co powiesz, przyjacielu? � spyta�. � Straszne nieszcz�cie! � zawo�a� przyby�y. � Dwie panie, pani Barnet i pani Downe, obie ze starego miasta, wywr�ci�y si� z cz�nem. Przyjecha�y po po�udniu, wysiad�y z powozu i pochodzi�y troch�, a �e pogoda by�a pi�kna, skusi�a je, �eby si� przejecha� �agl�wk� doko�a ska�y. Kiedy ju� mia�y l�dowa�, wiatr nagle odwr�ci� si� z tak� si��, �e ��d� si� przechyli�a, i podobno utopi�y si� obie. � Jak si� to mog�o sta�, marynarz �adnym sposobem nie m�g� zrozumie�, bo John Green jak nikt inny umia� manipulowa� �aglem. � Kt�r�dy tam mo�na doj��? � spyta� Barnet. Nale�a�o okr��y� ska��. � Biegnijcie i powiedzcie ch�opcu, co pilnuje konia, �eby podjecha� na samo miejsce. A potem niech z gospody portowej po�l� po doktora do miasta. Czy wyci�gni�to te panie z wody? � Jedn�. � Kt�r�? � Pani� Barnet. Pani� Downe wida� woda znios�a. � Barnet pobieg� na ten punkt wybrze�a, kt�ry by� dot�d ukryty przed nim, bo przes�oni�ty ska��, i ujrza� stoj�c� tam gromadk� rybak�w. Kilku spo�r�d nich pozna�o go i nie maj�c odwagi spojrze� mu w oczy odesz�o z ci�kim sercem. Podszed�szy bli�ej ujrza� ma�� �agl�wk� z potarganym �aglem, le��c� przy brzegu, a obok na pochy�ej warstwie �wiru ociekaj�cy wod� i oblepiony piaskiem kszta�t kobiecy w aksamitnej sukni i ��tych r�kawiczkach jego �ony. V Zrobiono wszystko, co si� da�o zrobi�. Pani Barnet le�a�a we w�asnym domu, otoczona lekarzami, ale rezultat zabieg�w by� jeszcze niepewny. Barnet zachowywa� si� jak cz�owiek, w kt�rego sercu dominuj�c� pasj� jest mi�o�� do �ony. Zanim j� tu przywi�z�, musia� rozstrzygn��, czy usi�owa� przywr�ci� �ycie temu cia�u wygl�daj�cemu jak martwe, czy przenie�� je do portowej gospody, czy odwie�� natychmiast do domu. Pierwsza mo�liwo��, przy braku fachowej pomocy i po- trzebnych �rodk�w, wydawa�a si� beznadziejna. Druga wymaga�aby niemal tyle czasu co powr�t do miasta, zwa�ywszy, �e z powodu zwa��w kamieni zagradzaj�cych drog�, a tak�e konieczno�ci przejazdu �odzi� przez zatok�, sprowadzenie doktora trwa�oby bardzo d�ugo. Przewo��c topielic� do domu traci�o si� tak�e wiele cennych chwil, ale tu przynajmniej mo�na by�o u�o�y� j� na w�asnym ��ku w przeci�gu siedmiu minut, wezwa� lekarza i zastosowa� wszelkie mo�liwe �rodki ratunkowe. Jakim�e szybkim k�usem przejecha� Barnet t� drog� w ��tym �wietle s�o�ca, w�r�d trzepocz�cych si� cieni, kt�rych widok sprawia� przykro��, gdy pojazd oddalaj�c si� od zachodu mija� w p�dzie przedmioty przydro�ne. Zm�czeni robotnicy z koszami na plecach odwracali g�owy, dziwi�c si� tej szalonej je�dzie. W po�owie drogi mi�dzy wybrze�em a miasteczkiem Port-Bredy Barnet spotka� Charlsona, kt�ry by� pierwszym lekarzem powiadomionym o wypadku. Jecha� w�zkiem ze swoim asystentem. Barnet skierowa� tego ostatniego na wybrze�e dla ratowania �ony Downe'a, gdyby do tej pory uda�o si� wydrze� j� falom, Charlsona za� zabra� ze sob� do domu. Obecno�� Barneta nie by�a tu konieczna, uwa�a� wi�c za sw�j obowi�zek natychmiast odnale�� Downe'a i samemu, przed innymi, oznajmi� mu o wypadku. W chwili opuszczenia wybrze�a mia� ca�kowit� pewno��, �e wszystko zostanie zrobione dla uratowania pani Downe. Podczas gdy pani� Barnet przenoszono do powozu, zebra�a si� spora gromada ludzi pragn�cych pom�c w znalezieniu jej przyjaci�ki, co czyni�o osobist� interwencj� Barneta zb�dn�. Obowi�zek oznajmienia strasznej nowiny panu Downe by� tym bole�niejszy, �e katastrofa, jaka spotka�a jego �on�, wynik�a z dobroci i serdecznej przyja�ni ich obojga dla Barneta. Odnalaz� Downe'a w jego biurze. Gdy s�owa Barneta dosz�y do jego �wiadomo�ci, zblad�, zerwa� si� na r�wne nogi i sta� przez chwil� nieruchomo jak pora�ony; po czym jego ramiona pocz�y si� trz���, wyci�gn�� chustk� i rozp�aka� si� jak dziecko. G�o�ne jego szlochanie s�ycha� by�o w przyleg�ym pokoju. Zdawa�o si�, �e nie przychodzi mu do g�owy pospieszy� na wybrze�e ani przedsi�wzi�� cokolwiek, a gdy Barnet �agodnie uj�� go za r�k� namawiaj�c do wyj�cia, zgodzi� si� bez s�owa, nie czyni�c �adnego wysi�ku, by opanowa� �zy. Barnet towarzyszy� mu na wybrze�e, gdzie, jak si� okaza�o, dot�d nie znaleziono �ladu pani Downe, wobec czego uzna� swoj� obecno�� za niepotrzebn� i pozostawiaj�c Downe'a z przyjaci�mi oraz m�odym lekarzem pospiesznie wr�ci� do domu. W drzwiach spotka� Charlsona. � No jak? � wyj�ka�. � W�a�nie schodz� z g�ry � odrzek� doktor. � Zrobili�my wszystko, co si� da�o zrobi�, ale bez rezultatu. Wsp�czuj� panu w jego stracie. Barnet nie przywi�zywa� wagi do wyraz�w wsp�czucia wypowiedzianych przez Charlsona, brzmia�y one raczej szyderczo w ustach cz�owieka, kt�ry wiedzia� tak wiele o jego rodzinnych stosunkach. Zdawa�o mu si� nawet, �e dostrzeg� dziwny b�ysk w okr�g�ym, czarnym oku doktora, gdy te s�owa wymawia�, ale mog�o mu si� przywidzie�. � A t� drobn� sprawk� mi�dzy nami � doda� Charlson � mam nadziej� uregulowa� ostatecznie w ci�gu jakich� trzech tygodni. � Mniejsza o to w tej chwili � przerwa� mu porywczo Barnet. Poleci� doktorowi, by uda� si� zaraz do portu, na wypadek gdyby jego pomoc okaza�a si� jeszcze potrzebna, sam za� wszed� do domu. S�u�ba wychodzi�a w�a�nie z pokoju swojej pani, spogl�daj�c bezradnie na niego i na siebie. Min�� ich i wszed� do pokoju. Przez kilka minut wpatrywa� si� w nieruchomy kszta�t na ��ku, po czym przeszed� do swojej ubieralni s�siaduj�cej z pokojem i tam zacz�� si� przechadza�. Po paru minutach uderzy�a go dziwna, ca�kowita cisza, jaka panowa�a na ca�ym pi�trze � jego w�asne kroki, przyt�umione dywanem, wydawa�y mu si� g�o�ne, a w�asne my�li zdawa�y si� zak��ca� t� cisz� jak artyku�owane d�wi�ki. Wyjrza� przez okno. Jaki� dach majacz�cy daleko przy drodze do portu przyci�gn�� jego wzrok. Z dachu wy�ania� si� czerwony komin, a z czerwonego komina wst��eczka dymu, jak� zazwyczaj tworzy �wie�o rozpalony ogie�. Nieraz wpatrywa� si� w ten widok. W tym domu mieszka�a Lucy Savile; dym pochodzi� z piecyka, na kt�rym o tej porze dnia regularnie przygotowywa�a sobie herbat�. Po jakim� czasie Barnet powr�ci� do sypialni i d�ugo wpatrywa� si� w nieruchomy kszta�t na ��ku. �ona by�a o par� lat starsza od niego, ale nie utraci�a jeszcze urody. Jej wyra�nie rze�bione, pos�gowe rysy zdradzaj�ce nami�tne usposobienie nabra�y teraz tych cech w dw�jnas�b; jej usta i brwi pod fioletowoczarnymi w�osami m�wi�y a� nazbyt wyra�nie, �e gwa�towno�� jej charakteru, czyni�ca z ich domu klatk� drapie�nych zwierz�t, nie by�a wcale przemi- jaj�c� faz� w �yciu tej kobiety. Podczas gdy nad tym rozwa�a�, uderzy�a go w pewnej chwili my�l: czy rzeczywi�cie wszystkie �rodki ratowania jej zosta�y wyczerpane? T� my�l nasun�o mu wra�enie, �e w rysach �ony nie dostrzega wyrazu kojarz�cego si� w jego umy�le ze wspomnieniem twarzy zmar�ych, z kt�rych dusza ulecia�a. Zanik �ycia nie by� tak wyra�ny i gdyby Barnet wszed� tu nie uprzedzony, m�g�by przypuszcza�, �e �ona jego usn�a. Cera jej przypomina�a liczne wyblak�e portrety Sir Jozuego Reynoldsa; w por�wnaniu z cer� �ywej osoby by�a blada, ale przy bli�szym przyjrzeniu si� dostrzega�o si� w niej �lad dawnego rumie�ca, a policzki, jakkolwiek odbarwione, nie zapad�y si� wcale. Pod�u�ne, pomara�czowe promienie zachodz�cego s�o�ca wdziera�y si� przez szczeliny zas�on okiennych, padaj�c na du�e lustro, od kt�rego odbija�y si� roz�wietlaj�c karmazynowe firanki i ci�kie drewniane ��ka, co nadawa�o ciep�y ton ca�emu otoczeniu. Wygl�d zmar�ej mo�na by�o cz�ciowo przypisa� tej okoliczno�ci. Niemniej uczyni�o to na Barnecie dziwne wra�enie. Charlson wyszed� st�d przesz�o kwadrans temu: czy�by to by�o mo�liwe, �e odszed� za wcze�nie? Czy�by jego zabiegi dzia�a�y tak powoli, �e teraz dopiero wyniki stawa�y si� widoczne? Barnet po�o�y� r�k� na piersiach �ony i wydawa�o mu si�, �e od czasu do czasu wyczuwa s�abiutkie t�tno, rzek�by�, lekkie trzepotanie motylich skrzyde� zak��ca spok�j tej piersi. Ustawa�o na chwil�, to zn�w wzmaga�o si� i s�ab�o, by ucichn�� na czas d�u�szy. Matka Barneta z zami�owaniem leczy�a ubo�szych chorych s�siad�w, a ca�� sw� wiedz� medyczn� czerpa�a z niewielkiej ksi��ki in octavo, pod tytu�em Leczenie domowe, le��cej teraz jak zwykle na jednej z p�ek w ubieralni. Barnet pochwyci� pospiesznie t� ksi��k� i przeczyta� pod nag��wkiem Ratowanie topielc�w: �Zabiegi zmierzaj�ce do przywr�cenia �ycia osobie, kt�ra znajdowa�a si� nie d�u�ej ni� p� godziny pod wod�, powinny by� stosowane co najmniej przez cztery godziny, gdy� w wielu wypadkach oznaki �ycia ukazywa�y si� po d�u�szym nawet up�ywie czasu. Gdyby si� jednak w beznadziejnej ju� sytuacji dostrzeg�o najs�abszy �lad �ycia w kt�rymkolwiek z organ�w, trzeba wysi�ek podwoi�; gdy� przy zwolnio- nym tempie zabieg�w ta iskierka �ycia z pewno�ci� zaga�nie.� Barnet spojrza� na zegarek; up�yn�y zaledwie dwie i p� godziny od chwili, gdy dowiedzia� si� o wypadku. Odrzuci� ksi��k� i szybko si�gn�� po �rodek pobudzaj�cy, stosowany ju� przedtem. Gdy odsuwa� firank�, by wpu�ci� �wiat�o dzienne do pokoju, wyjrza� przez okno i zn�w dostrzeg� czerwony komin, z kt�rego wznosi�a si� ochoczo smuga dymu, dostrzeg� dach i kogo� przebywaj�cego pod tym dachem. Jego machinalne ruchy dozna�y zahamowania, a r�ka zatrzyma�a si� na sznurze �ci�gaj�cym firank� i przez chwil� sta� bez tchu jak po naci�gni�ciu grubej liny. Gdy tak sta� nieruchomo, wr�belek usiad� na framudze okna, a spostrzeg�szy cz�owieka odfrun��. Jaki� jegomo�� z psem przechadza� si� po jednym z zielonych wzg�rz g�ruj�cych nad dachami miasta. Ale Barnet niczego nie widzia�. Mo�emy zastanawia� si� nad zagadnieniem, jakiego rodzaju obrazy rodzi�y si� w jego umy�le w ci�gu tych kr�tkich chwil, kiedy spogl�da� na dom Lucy Savile, na wr�bla, na jegomo�cia z psem, to znowu na dom Lucy. S� uczciwi ludzie, kt�rzy nie pozwalaj� sobie, nawet w postaci przelotnej hipotezy, uk�ada� takich plan�w na przysz�o��, kt�re opieraj� si� na post�pku odra�aj�cym dla ich natury; istniej� inni ludzie, r�wnie� uczciwi, w poj�ciu kt�rych moralno�� nie dotyczy ich w�asnych my�li. Ci ostatni potrafi� rozwa�a� mo�liwo�ci, o kt�rych pierwsi wzbraniaj� si� nawet my�le�. �ona Barneta, kt�rej obecno�� burzy�a jego �ycie domowe, le�a�a teraz na poz�r martwa; wystarczy�o niczego nie robi�, nie podawa� w w�tpliwo�� wie�ci o jej �mierci, kt�ra rozesz�a si� ju� po mie�cie, by osi�gn�� wyzwolenie, o jakim nie wa�y� si� marzy�, i sposobno�� rozpocz�cia nowego �ycia, nie przewidywan� nawet w snach. Czy do tej sytuacji nie przyczynia� si� jaki� niesumienny, nieprzemy�lany impuls Charlsona pragn�cego przyj�� z pomoc� zacnemu wierzycielowi, kt�ry nie naciska� go o oddanie d�ugu � nie wiadomo. �adnego dowodu na to by� nie mog�o i pytanie nie mog�o nigdy by� postawione. Jedyn� rzecz� jasn� by�o istnienie tr�jk�ta, jaki stanowili: on sam � jego �ona � Lucy Savile. Z zachowania Barneta mo�emy wnioskowa�, �e przez chwil� dopuszcza� tak� czy inn� mo�liwo��, ale �adnej nie roztrz�sa� w my�lach. Odwr�ci� zamglone oczy od tego, co dzia�o si� za oknem, i wr�ciwszy spokojnie w g��b pokoju poci�gn�� za dzwonek, by uzyska� pomoc w zabiegach. Zabra� si� do pracy nie �a�uj�c wysi�ku, chc�c sprawdzi�, czy jaka� resztka �ycia nie tli w nieruchomym ciele. Sprowadzi� drugiego lekarza i po jakim� czasie przekona� si�, �e jego przypuszczenie by�o s�uszne. Zatajone �ycie wraca�o powoli, z oci�ganiem si�, chc�c uchwyci� je i utrzyma� potrzeba by�o nie lada starania i cierpliwo�ci, tote� wiele czasu up�yn�o, zanim mo�na by�o stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, �e pani Barnet �yje. Z chwil� gdy wszelka w�tpliwo�� zosta�a usuni�ta, Barnet opu�ci� pok�j �ony. Przedwieczorny, niebieski dym z komina Lucy zamieni� si� w blad� smug� i Barnet schodz�c ze scho- d�w m�wi� do siebie: �Moja �ona umar�a i znowu �yje.� Rzecz mia�a si� inaczej z �on� Downe'a. Wy�owiono j� dopiero po trzech godzinach, kiedy �ycie ju� zupe�nie w niej zamar�o. Barnet wyszed�szy z domu uda� si� wprost do mieszkania znajomego, gdzie oznajmiono mu o nieszcz�ciu. Downe okaza� si� ca�kowicie bezradny w swej rozpaczy, kt�ra chwilami objawia�a si� w spos�b histeryczny. Barnet ma�o si� odzywa�, lecz zrozumiawszy, �e ten osierocony dom potrzebuje opieku�czej r�ki, posta