8167

Szczegóły
Tytuł 8167
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8167 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8167 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8167 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zygmunt Gloger Dolinami rzek SPIS TRE�CI: NIEMEN Niemnie, domowa rzeko moja! gdzie s� wody, Kt�re niegdy� czerpa�em w niemowl�ce d�onie, Na kt�rych potem w dzikie p�ywa�em ustronie, Sercu niespokojnemu szukaj�c och�ody? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Niemnie, domowa rzeko, gdzie� s� tamte zdroje, A z nimi tyle szcz�cia, nadziei tak wiele? K�dy jest mi�e latek dzieci�cych wesele? Adam Mickiewicz Przedmowa Elizy Orzeszkowej Niemen W 27 lat p�niej. (Dzienniczek podr�y po Niemnie od Kowna do Jurborga). WIS�A Teofil Lenartowicz Do Wis�y Wis�a W �wier� wieku BUG Oda do rzeki Bugu Bug BIEBRZA Biebrza PRZEDMOWA. Z Grodna do Kowna. O�m dni podr�y "�eglarskim szlakiem Jagie��y". Czas tak kr�tki i szlak nied�ugi, dostarcza nam przecie� mn�stwa wra�e� i t�umu widok�w. Jakto? Nie nad Renem, nie w saskiej Szwajcaryi, nie w po�udniowej Francyi, lecz po tym skromnym naszym Niemnie p�yn�c, do�wiadczy� mo�emy mn�stwa wra�e� i spotyka� t�um widok�w! A tak, dla wielu, niestety, rzecz ta wyda si� niespodziewan� i niemal nieprawdopodobn�, jednak jest ona zupe�nie prawdziw�. Podr�uj�c z p. Glogerem, zwiedzamy stare i w dziejach znane miasteczka, przechadzamy si� po kwiecistych ��kach i ciemnych, jod�owych borach, po resztkach puszcz odwiecznych, w kt�rych niegdy� rozlega�y si� tr�by monarszych polowa�, kt�re Sarbiewski ju� opiewa�: Wre szczera ochota, Od szczekania brytan�w rozlega si� puszcza, Usta spali�a spiekota.... Zaznajamiamy si� z nadwodn� ludno�ci� oryl�w, prowadz�cych po Niemnie baty i wiciny, poznajemy jej odr�bne cechy, zarobki, spos�b �ycia, narz�dzia, kt�remi pracuj�. Tu drog� nam zast�puj� z w�d wy�aniaj�ce si� ogromne k�ody czarnych d�b�w, tam wody te wr� i szumi� na pot�nych "rapach", z kt�rych ka�da nosi oddzieln�, cz�sto charakterystyczn� i malownicz� nazw�, jako to: Most dyabelski, Bicze, Bicz�ta, Gog, Kocio�, Szklanka i t. d. Bardzo ciekawym jest fakt, o kt�rym w czasie przebywania rap opowiada p. Gloger, �e dzie�o oczyszczania i przyspasabiania do �eglugi Niemna przedsi�branem by�o ju� za Zygmunta Augusta przez Miko�aja Tar�� ze Szczekarzowic, chor��ego przemyskiego i, �e ziemianie litewscy tak dobrze rozumieli pod�wczas wa�no�� rozpoczynaj�cej si� roboty (dodajmy te�, �e tak wysoko prac� cenili), i� zamierzali Tarle wznie�� pomnik kamienny, gdyby jej dokona�. Lecz dokonan� ona nie zosta�a ani wtedy, ani nast�pnie za Stanis�awa Augusta, kt�ry, zach�cony przez Tyzenhauza, oczyszczenie Niemna z g�az�w poruczy� Komisyi skarbowej, a specyalnie bieg�emu w matematyce i mechanice Franc. Narwojszowi, Jezuicie, proboszczowi grodzie�skiemu. Przez trzy lata z pomoc� sprowadzonych z Anglii nurk�w, Narwojsz pracowa� i pracy ca�kowicie dope�ni� nie zdo�a�, wskutek czego znowu pomnik dla niego zamierzony i ju� w nadpis Krasickiego zaopatrzony nigdy nie stan��. Jedn� z najciekawszych stron podr�y po Niemnie, stanowi� mistrzowsko malowane wn�trza nadbrze�nych karczem, chat ch�opskich, domk�w mieszcza�skich. W tych siedliskach ludzkich, w najrozmaitszy spos�b budowanych, meblowanych i ozdabianych, spotykamy te� ludno�� rozmait�: Rusin�w, Litwin�w, Tatar�w i t. d. Jednak co do tej rozmaito�ci szczep�w, jeden kawa� ziemi zamieszkuj�cych, p. Gloger czyni bardzo trafn� uwag�, i� nie jest ona tak absolutn�, jakby si� to zrazu zdawa� mog�o. "Mieszanie si� ludno�ci we wszystkich prowincyach i warstwach odbywa�o si� ci�gle, w tysi�czny spos�b (napady wojenne, osiedlanie je�c�w wojennych, porywanie niewiast, kolonizacye, ma��e�stwa i t. d.) a na przestrzeni (pomi�dzy Dnieprem, D�win� i Karpatami) niema dzi� podobno cz�owieka, kt�ryby w d�ugiej linii zapomnianych wiekami przodk�w nie otrzyma� krwi ze wszystkich prowincyi i plemion". Wiekowe mieszanie si� plemion nie spowodowa�o zatarcia si� r�nic j�zykowych, ani wielu innych cech prowincyonalnych, lecz mo�e im ono u�atwi� zgodne po�ycie wsp�lne. W og�le "podr� po Niemnie" nasuwa uwag�, �e umys�y podr�nik�w dziel� si� na dwa rodzaje: jedne dlatego, aby wzruszenia i ciekawo�ci do�wiadczy�, a z kolei czytelnikom ich udzieli�, potrzebuj� widoku rzeczy rzadkich, ogromnych, nowo�ci� lub wspania�o�ci� swoj� uderzaj�cych wyobra�ni�, por�wna� za� je mo�na do w�d leniwych, kt�re przez silne tylko uderzenia w ruch wprawionemi by� mog�. Umys�y za� drugiego rodzaju w otoczeniu na poz�r najzwyklejszem i powszedniem, w�r�d zjawisk, kt�re innym wydaj� si� stare i nieme, wynajduj� i krzesz� dla my�li i dla fantazyi obfite �r�d�a wiedzy i pi�kno�ci. S� to instrumenty o strunach licznych i tak wysubtelnionych, �e najl�ejsze dotkni�cie wystarcza, aby �piewa�y. Do tych drugich umys��w, nie potrzebuj�cych cud�w ani grom�w, aby j�zyk �ycia ludzi i rzeczy rozumie�, nale�y pan Gloger. Podr� jego posiada ten lot my�li i to serdeczne ciep�o, kt�re zdradzaj� uczonego, ukazuj�c w nim poet�. Zako�czenie za� jej ch�tnie i g��boko wyry�abym w umy�le ka�dego dorastaj�cego m�odzie�ca. Eliza Orzeszkowa. Niemen �wist pary przerwa� mi pasmo mych my�li ze �wiata przesz�o�ci. Wyjrza�em przez okno wagonu. By� jasny, tchn�cy �wie�o�ci� wiosny i ch�odem rosy poranek. Tylko tuman gorzkiego dymu lokomotywy, cisn�c si� przez otwarte okno, nie wiem dlaczego, przypomnia� mi z koncertu nad koncertami: "Jak zgrzyt �elaza po szkle: przej�� wszystkich dreszczem "I weso�o�� pomiesza� przeczuciem z�owieszczem!" Doje�d�ali�my do Grodna. Poci�g nasz, niby ptak pruj�cy powietrze, przebiega� po wynios�ym mo�cie nad masztami wicin litewskich. W dole wi� si� w g��bokim jarze p�owy Niemen, a kilka secin bia�ych drewnianych domk�w pi�trzy�o si� na urwistych i stromych wybrze�ach rzeki. Wie�yce siedmiu �wi�ty� wybieg�y nad stary gr�d Erdziwi��a i Witolda, jako wybiega duch idei ku wy�ynom i panuje nad poziomym zgie�kiem mrowiska ulicznego. Ale kto chce lubowa� si� pi�knymi widokami przyrody i odetchn�� woni� drzew i zi�, niech nie siada na w�z ci�gni�ty stalowym Pegazem berli�skiej masztarni Borsiga i p�dzony piekieln� si�� wrz�tku. Na szcz�cie by�em u kresu niewolniczej podr�y kolejowej, bo poci�g nasz, przebywszy szybko most na Niemnie i ogromny przekop g�ry miejskiej, stan�� przed dworcem grodzie�skim. We drzwiach ciasnego budynku panowa� t�ok straszliwy, poniewa� dwa przeciwne sobie pr�dy spiesz�cych si� ludzi usi�owa�y energicznie wywalczy� sobie pierwsze�stwo. Sala og�lna wrza�a zgie�kiem wieloj�zycznym i nape�niona by�a powietrzem, z kt�rego nawet cz�owiek g�uchy i niewidomy m�g�by odgadn�� obecno�� kilku narodowo�ci. Dniem pierwej przyby� do Grodna towarzysz naszej dalszej podr�y, m�j krewny Gustaw J. dla naj�cia lub kupna ��dki do zamierzonej �eglugi po Niemnie. Wiedz�c, kt�rym poci�giem przyb�d�, wys�a� na kolej faktora hotelowego (we wszystkich hotelach grodzie�skich us�uguj� �ydkowie), aby mnie zawiadomi�, gdzie mam zajecha�. Us�u�ny cicerone, cho� mnie nigdy nie widzia�, ale z rysopisu pozna� od razu i wymieniwszy moje nazwisko, uwa�a� mnie ju� za w�asno�� hotelow�. Despotycznie usadzi� moj� osob� do blaszanej, haniebnie trz�s�cej, brz�cz�cej i zab�oconej, jednokonnej dryndulki, w kt�rej siedzia� ju� jaki� do�� gruby o rudych, sumiastych w�sach jegomo��. A �e i ja nie nale�a�em nigdy do ludzi wiotkich, wi�c przy wsiadaniu wyrazi�em w�tpliwo��, czy pomie�cimy si� obydwa. �ydek zapewni�, �e na tak� dor�k� grodzie�sk� zabiera cz�sto nie dw�ch, ale pi�ciu pasa�er�w. Wi�c obj�wszy pozytywn� kibi� rudego szlachcica, jak Budrys "laszk� synow�", �eby nie zlecie� do rynsztoku, pod��y�em do hotelu na ulic� Brygidzk�, gdzie ci�gn�a nas do�� szybko chuda i wierzgaj�ca, bo smagana ci�gle po ko�ciach przez nielito�ciwego wo�nic� wielka szkapa. Od dworca do hotelu Gwirca pod��ali�my przez przedmie�cie Horodnic�, gdzie, za czas�w Stanis�awa - Augusta, Antoni Tyzenhauz, podskarbi nadworny litewski, za�o�y� ca�e miasteczko fabryczne. Typowe z XVIII wieku murowane domki dla fabrykant�w, powznoszone szczytami do ulicy, jak wszystkie domy starych wiosek naszych dot�d przypominaj� tutaj g�o�nego w swoim czasie Tyzenhauza. Krewniaka mego zasta�em w wielkim k�opocie. Przez ca�y dzie� szuka� na wybrze�ach Niemna ��dki do kupienia lub naj�cia i nie znalaz� ani na lekarstwo. By�y tylko wiciny ogromne i baty nie wiele od nich mniejsze, ale czajki ani jednej. Faktor hotelowy przek�ada� mu wymownie, �e do Kowna daleko pr�dzej i wygodniej, a co najwa�niejsza, daleko taniej zajedzie kolej� ni� wod�, a widz�c up�r podr�nego pos�dza� go o zboczenie umys�owe lub o jaki� cel tajemniczy z interesem kontrabandy po��czony. Gdy zobaczy� i drugiego towarzysza przyby�ego z takim samym uporem, utwierdzi� si� w mniemaniu swego ostatniego podejrzenia. Nie zadali�my sobie trudu wyprowadzi� z b��du us�u�nego faktora i to nam dopomog�o, �e w godzin� znalaz�a si� ju� czajka do nabycia za rubli 10. Potrzebowali�my wio�larza, wi�c nasz opiekun hotelowy przytrzyma� zaraz na ulicy jakiego� flisa, szukaj�cego w mie�cie zarobku i przyprowadzi� do umowy. Flis by� to cz�owiek �redniego wzrostu i wieku, ciemny blondyn, barczysty, o przyjemnym wyrazie twarzy, bosy, w po�atanej siermi�dze z szarego samodzia�u, za�ywaj�cy cz�sto tabak� z brzozowej tabakierki. Nazywa� si� Wiktor Mazurkiewicz, m�wi� czysto po polsku, by� w�o�cianinem i mieszka�cem z odleg�ej o p� mili od Grodna, na granicy Kr�lestwa po�o�onej, wsi �oso�ny. Mia� �on� i kilkoro dzieci, a posiadaj�c niewiele gruntu zajmowa� si� orylk� i ciesielk�. Wzi�� nas za litewskich ziemian, prowadz�cych wiciny ze zbo�em, lub p�yty drzewa Niemnem do Kr�lewca, a dowiedziawszy si�, �e ani wicin, ani drzewa nie posiadamy, zacz�� tak samo namawia� nas do podr�y kolej�. Faktor, kt�ry zdawa� si� ju� by� wtajemniczonym w naukowe cele naszej podr�y, t��maczy� teraz orylowi, �e panowie, gdy nie maj� co robi�, wymy�laj� sobie podobne w�dr�wki "dla rozweselenia swoich nudno�ci". Wiktor z dobroduszno�ci� przyj�� podobne wyja�nienie i za��da� za kierowanie nasz� ��dk� cztery z�ote dziennego wynagrodzenia, na co najch�tniej przystali�my. Kupiona czajka okaza�a si� star�, dziuraw� i ciekn�c�, a jak Wiktor z powag� znawcy dowodzi�, �e nie by�a wi�cej warta jak "dwa talary". Trzeba wi�c by�o najpierw kupi�: konopie, gwo�dzie, smo�� szewck�, garnek do jej roztopienia i zaj�� si� napraw�, do kt�rej Mazurkiewicz, wyci�gn�wszy ��dk� na l�d jako "cz�owiek wodny" wzi�� si� po mistrzowsku. "Bez zapasu smo�y - m�wi� - ani rusz w tak� drog�". - Wi�c ognisko nad Niemnem roznieci�, paku�ami dziury i szpary w dnie i bokach ��dki utyka� i smo�� gor�c� zalewa�, a tak by� pe�en wiary w skuteczno�� tego �rodka, �e nawet pachwiny mi�dzy palcami u swoich bosych n�g, �eby sk�ra w czasie d�ugiej podr�y wodnej nie pop�ka�a, zawczasu smo�� sobie nama�ci�. My tymczasem przebrawszy si� w szar� p��cienn� odzie� i wielkie s�omiane kapelusze, obejrzawszy raz jeszcze z troskliwo�ci� obecno�� i legalno�� naszych pasport�w, podobni z nakrycia g�owy do flis�w, a z sukni do niemieckich owczarzy, poszli�my na miasto zaopatrzy� si� w papier, o��wki, zapa�ki, chleb, cukier, cytryny, "kasz� krakowsk�" i rondelek do jej gotowania. Wiedzieli�my bowiem, �e w wielu ustroniach nadnieme�skich, na szlaku zamierzonej podr�y naszej, �yj�cych dot�d w sielankowej prostocie epoki Palemona, mo�emy nie napotka� podobnych przedmiot�w zbytku i post�pu. Pod�ug starego przys�owia, kt�re przed 300 laty zapisa� Rysi�ski: "Jakie odzienie, takie uczczenie", go�cinne kramarki grodzie�skie wci�ga�y nas gwa�tem z ulicy za �okcie do swoich ciasnych kramnic, a dopiero po kilku s�owach rozmowy, prosi�y siedzie� na worku z m�k�, lub na kulawym, bez deski zydelku z czas�w conajmniej saskich, lub podskarbiego Tyzenhauza. Objuczeni "pokupkami" powr�cili�my upakowa� je do walizek podr�nych w hotelu. Wiktor, uko�czywszy pod wiecz�r napraw� czajki, pobieg� do �oso�ny po�egna� si� z rodzin� i przynie�� sobie z domu zapas chleba, tabaki i buty na �wi�to. Ranek w d. 7 czerwca 1872 r. by� taki sam pi�kny i jasny, jak w dniu poprzednim. Zalecaj�cy si� wschodnim nieporz�dkiem hotel Gwirca przy ulicy Brygidzkiej, mia� si� sta� przy pierwszym blasku jutrzenki greckim Jolkos, z kt�rego tym razem podlascy Argonauci mieli na tej samej co wczoraj brz�cz�cej dryndulce, ci�gni�tej przez t� sam� ko�cist� szkap�, biczowan� przez tego� samego wo�nic� w sarafanie i pod opiek� tego samego �ydka hotelowego wyruszy� przez puste ulice �pi�cego jeszcze Grodna do wylepionego smo�� Argo, spuszczonego na p�owe fale Chronosu przez Mazurkiewicza z �oso�ny. �artowali�my sobie, �e w dzisiejszej wyprawie Argonaut�w, ja by�em Jazonem, Gustaw, m�j krewny, a starszy wiekiem, nadawa� si� do roli Herkulesa, kt�ry wp�ywem swoim oddzia�a� statecznie w zaj�ciach Grek�w z pi�knemi Lemnoskami. Mazurkiewicz by� oczywi�cie owym Argusem, kt�ry Argonautom okr�t budowa� i w �egludze towarzyszy�, a ze wzgl�du na ci�kie czasy dzisiejsze zast�powa� 47 towarzysz�w staro�ytnej wyprawy. Z�otem runem mia�y dla nas zosta� wykopaliska przedwiekowe i notatki ludoznawcze. Zreszt� nie ��dali�my nic wi�cej, kwituj�c z legendowej uprzejmo�ci mieszkanek wyspy Lemnos, kt�re wyt�piwszy ongi swoich m��w, d�ugi czas podejmowa�y go�cinnie szcz�liwych podr�nik�w starej Grecyi. Do�� stromy zjazd od miasta ku Niemnowi, przypomnia� mi lata pachol�ce, w kt�rych o mil kilkana�cie st�d mieszkaj�c, s�ysza�em jednak nieraz opowiadania o smutnych wypadkach na przeprawie pod Grodnem. Mostu bowiem �adnego w�wczas jeszcze nie by�o, tylko prom, do kt�rego si� zje�d�a�o ze sromotnie spadzistej g�ry. Dzi� nie byli�my ju� nara�eni na �adne podobne niebezpiecze�stwo. Chuda szkapa ledwie ci�gn�a z g�ry brz�cz�c� drynd� z czworgiem ludzi, ich zapasami podr�nemi, walizkami, motykami do kopania i torbami na wykopaliska. Zapewne inaczej wygl�da� musia� orszak W�adys�awa Jagie��y, gdy stary kr�l ten r. 1418 w towarzystwie nadobnej, m�odej ma��onki El�biety z Pilicy i powa�nej rady senatu koronnego, otoczony �wietnym dworem z Polak�w i Litwin�w z�o�onym, odp�ywa� na statkach Niemnem, z zamku grodzie�skiego do Wielony, za Kowno, na g�o�ny w dziejach zjazd polityczny z Kuchmeisterem, wielkim mistrzem krzy�ackim. Jak�e mizern� wyda�a nam si� teraz nasza czajka, kt�rej losy nasze mieli�my za chwil� powierzy�. Mia�a ona d�ugo�ci �okci 7, czyli st�p 14, a szeroko�ci 3 stopy. Ka�dy jej bok sk�ada� si� tylko z jednej deski grubej na cal, szerokiej na cali 12, za to na dno u�yto w po�rodku p�trzeciej deski takiej. Wiktor nie urz�dzi� wcale �awki do siedzenia, bo lada chybni�cie by�oby wtedy niebezpiecznem. Porobi� tylko na dnie ��dki bezpieczniejsze tureckie siedzenia, ze s�omy i naszych burek podr�nych. Co najgorsza, �e czajka po naprawie przecieka�a prawie tak samo, jak pierwej. Wiktor jednak, wylewaj�c wod� korczakiem (ma�a drewniana szufelka), zapewnia�, �e przeciekanie jest rzecz� zwyk��, �e wszystkie czajki na Niemnie przeciekaj�, a nasza b�dzie coraz mniej przecieka�a i, �e tylko od czasu do czasu b�dziemy z niej wod� wylewali. Odjazd Jagie��y z Grodna musia� si� wielce r�ni� od naszego. Monarch� zapewne �egna� t�um ciekawego ludu; kasztelan czy horodniczy zamku grodzie�skiego, rycerstwo, szlachta, rajcowie miasta. Nas nikt, opr�cz dw�ch �ydk�w, tych samych, kt�rych na wst�pie do Grodna spotka�em t. j. w�a�ciciela dryndulki i s�ugi hotelowego. Ten ostatni znosi� ochoczo nasze t�umoczki i w�ze�ki z doro�ki i uk�ada� na piasku nadbrze�nym, ale gdy mu poleci�em, aby pakunki te pownosil na czajk� - "Przepraszam pan�w - odrzek� - ja mam i �on� i siedmioro dzieci, to coby oni biedni na �wiecie zrobili, �ebym ja si� do takiej wody dosta�?" To m�wi�c odsun�� si� z pewnym wstr�tem od ��dki ku dryndulce i ciekawie przypatrywa� z doro�karzem, jak to z nami b�dzie, gdy powsiadamy. I rzeczywi�cie po wniesieniu rzeczy do czajki, wej�ciu Gustawa i nareszcie mojej osoby, okr�t nasz tak g��boko si� zanurzy�, �e tylko cztery cale pozostawa�o od poziomu wody do kraw�dzi bocznych ��dki. A jednak, pomy�la�em sobie, na tych w�t�ych kilku deskach musimy bystrym Niemnem �eglowa� 40 mil wodnej drogi do upami�tnionej przez wielkiego wieszcza doliny "tulipan�w i narcyz�w" - i pomie�ci� jeszcze zdobycze spodziewane, wykopaliska, minera�y i co B�g nadarzy znale�� ciekawego na tej drodze. "Po rodzonej naszej rzece W obce strony nie� mi� �odzi! Niech ci� trzyma Pan w opiece, Niech ci� burza nie uszkodzi! Mojej ziemi ��ki, gaje! Niechaj wami wzrok napieszcz�! Jak obacz� cudze kraje, Bym was kochaj wi�cej jeszcze". Gdy inni szukaj� �r�de� Nilu w skwarze zwrotnikowego s�o�ca, gdy odkopuj� gruzy Troi lub gin� w�r�d lod�w podbiegunowych, ja, ku tobie pod��am, domowy Niemnie, by wyspowiada� nurty twoje i ustronia wybrze�y twoich, by skosztowa� chleba i soli pod strzech� nadnieme�sk� i pogwarzy� z rzesz� si� twoich. Wiem, �e z dalekich i niebezpiecznych pielgrzymek odnie�� mo�na korzy�ci, �e �wiat ca�y ludzi partych szlachetn� ��dz� wiedzy nagradza s�aw� powszechn�. Ale ja s�awy nie szukam, a korzy�ci pragn� przede wszystkiem swojskich dla ziomk�w moich. Na ko�cu ��dki, gdzie bywa u wi�kszych statk�w rudel, zaj�� miejsce nasz Wiktor, jako fizyczny motor ca�ej wyprawy, sternik i wio�larz zarazem. Ja, jako g��wny balast zaj��em �rodek, t. j. najszersze miejsce ��dki. W przednim nosie obra� sobie sta�e siedlisko Gustaw. Reszt� wolnej przestrzeni w czajce zaj�y dwa t�omoczki, puzdro ze spi�arni�, teki, motyka i zapasowe wios�o. Wiktor maj�c odbi� od l�du, zdj�� czapk� i prze�egna� si� pobo�nie. My uczynili�my to samo, co na naszym flisie zrobi�o wra�enie dobrej nadziei i otuchy w pomy�lno�� podr�y. By�a godzina czwarta rano i Grodno marzy�o jeszcze snem g��bokim, gdy pierwsza z jego mur�w, a prawdopodobnie i pierwsza w og�le po Niemnie wyprawa archeologiczno-etnograficzna opuszcza�a miasto. Ju� czajka nasza o fale Niemna pluska, bystry nurt miejscami lejkowato wiruj�cy na powierzchni wody, unosi j� w d� rzeki, ku zachodowi, a wios�o sternika ju� nie gruntuje ziemi. C� za wspania�y widok poza nami! W �o�ysku g��bokiej doliny ockn�� si� ju� ze snu szmaragdowy Niemen, ale dymi jeszcze opadami mg�y porannej. Nad nim zawis� pi�kny most �elazny kolei Petersbursko-warszawskiej, wsparty na kilku szarych, granitowych filarach, tak wynios�ych, �e najwy�sze maszty wicin, przep�ywaj�c, nie potrzebuj� schyla� swoich wierzcho�k�w w jego czelu�ciach. W z�otej powodzi rannego s�o�ca k�pa�y si� strome wybrze�a Niemna i urwiska g�ry zamkowej z granitowemi szcz�tkami mur�w witoldowych. Zdala dolatywa�y w�r�d ciszy porannej odbite po wodzie wo�ania oryl�w i z niw zamiejskich �piew skowronk�w. Widok Grodna nasun�� w my�lach moich ca�y szereg wspomnie� dziejowych. Wi�c najpierw chwile sejmu w r. 1793 i abdykacyi Stanis�awa Augusta, kt�ra tu nast�pi�a we dwa lata p�niej Poza tymi obrazami, wstecz, widnieje kilkonastoletnia epoka �wietno�ci Grodna za Antoniego Tyzenhauza, zako�czona smutnym podskarbiego upadkiem. Starostwo grodzie�skie by�o na Litwie jedn� z czterech niezmiernie rozleg�ych "ekonomii", stanowi�cych dobra sto�owe kr�lewskie. Podskarbi nadworny litewski, czyli minister skarbu litewskiego, Tyzenhauz, zarz�dzaj�cy temi dobrami, zapragn�� uczyni� z nich ognisko przemys�u krajowego a przede wszystkiem ogniskiem takiem chcia� mie� Grodno. Trudno jest da� wiar�, �eby w przeci�gu niespe�na lat 15-tu z lichego p�ydowskiego miasta, bez �adnego naukowego i przemys�owego ruchu, mo�na by�o utworzy� siedzib� o�wiaty i przemys�u, zabudowa� gmachami, zaludni� r�kodzielnikami. Podskarbi wysy�a do Anglii Downarowicza, �eby zbada� ca�y post�p agronomiczny w tym kraju. Dla przygotowania dobrych rachmistrz�w zak�ada szko�� buchaltersk� pod kierunkiem najbieglejszego w tej sprawie Baranowicza. Poniewa� Litwa nie mia�a weterynarzy, Tyzenhauz sprowadza z Montpellier bieg�ego w leczeniu ludzi i zwierz�t profesora Zyliberta, kt�remu porucza za�o�enie szko�y medyko-chirurgicznej i weterynarskiej. W szkole tej uczono weterynaryi, mi�dzy innymi 6-ciu ch�opc�w z w�o�ci kr�lewskich na koszcie skarbowym. Szko�a miernik�w, czyli geometr�w, zostawa�a pod dyrekcy� Markiewicza; budowniczych, pod kierunkiem W�ocha Sacco. Tyzenhauz zak�ada na Horodnicy za miastem fabryk�: bielizny sto�owej, sukna, mu�lin�w, wst��ek, at�asu, aksamitu, pas�w litych, powoz�w. Kopie kana�y, osusza bagna, buduje drogi, mosty, domy zajezdne, usp�awnia rzeki, zak�ada huty, garbarni�, olejarni�, m�yny, piwowarni�, sk�ady towar�w, giserni�, dom handlowy, ogr�d botaniczny, bibliotek�, orkiestr� i t. d. Gdy �rodki pieni�ne na tak rozliczne i r�norodne przedsi�biorstwa okaza�y si� niedostateczne, majstrzy, sprowadzani z zagranicy, nie wszyscy dobrzy, kraj do podobnie gwa�townego post�pu nieprzygotowany, a sam podskarbi jako pan polski zbyt samow�adny i nie fachowy, wielkie jego dzie�o musia�o run��. Tyzenhauz umar� te� prawie w niedostatku w�r�d Warszawy, pochowany w dobrach swoich �o�udku na Litwie. Podobno nie ma dot�d nigdzie tablicy grobowej, cho� zostawi� po sobie magnatom polskim nieocenion� pami�tk� i przyk�ad, aby praca dla spo�ecze�stwa by�a bardzo rozwa�na i wi�cej na zimno obliczona, ni� gor�czkowa, gwa�towna. I bieg�em znowu my�l� w dalsz� przesz�o��, kiedy kr�l Batory przemieszkiwa� w pa�acu trybunalskim i do wspania�ego ko�cio�a jezuit�w (dzi� parafialnego) chadza� galery�, kt�ra si� ponad ulic� wznosi�a. W Grodnie te� ci�ko zachorowa�, a nielito�ciwej �mierci anio� tu zamkn�� mu powieki i chmur� �a�oby zasu� s�o�ce �wczesnych nadziei. Na tle �a�obnych wspomnie� my�l moja cofn�a si� znowu o wiek prawie ca�y nad �o�e �miertelne Kazimierza Jagiello�czyka, kt�ry na zamku grodzie�skim r. 1492 ostatnich dni �ycia swego dokona�. Na 250 lat przedtem pierwsza na ziemiach tutejszej Rusi nawa�a dziczy mongolskiej zr�wna�a z ziemi� gr�d nadnieme�ski kniazi�w Hlebowicz�w. Grodno by�o od wiek�w miejscem obronnem, skoro ju� pod r. 1128 znajdujemy w latopisach Rusi powy�sz� jego nazw�, od grodu, czyli warowni zamkowej bior�c� sw�j pocz�tek. Takim to grodom, kt�rymi by�y zwykle strome g�ry nadrzeczne nadaj�ce si� do �atwiejszego obwarowania r�k� ludzk�, winny sw�j pocz�tek wszystkie miasta i stolice dawnej S�owia�szczyzny i Litwy. Przy zamku i pod jego ochron� osiadali pierwsi rzemie�lnicy, rodziny rycerzy, powstawa�y przy trakcie wodnym targowice. Jednem s�owem zawi�zywa�o si� miasto, na kt�re przechodzi�a nazwa grodu, a w czasach p�niejszych i obwarowanie ca�ego obr�bu przed napa�ciami nieprzyjaci�. W mie�cie stawiano �wi�tynie. Latopisowie Rusi zanotowali, �e za kniazi�w Hlebowicz�w r. 1183 pogorza�o Grodno od pioruna wraz z "cerkwiami murowanemi". Oczywi�cie w cerkwiach pogorza�y dachy i wi�zania drewniane, ale nie �ciany murowane. Istniej�ca dot�d na kra�cu zachodnim miasta w miejscowo�ci zwanej Ko�o��, pod wezwaniem �wi�tych: Borysa i Hleba, nosz�ca wybitny charakter budownictwa z pierwszych wiek�w chrze�cija�stwa na Rusi, a b�d�ca najstarszym zabytkiem budownictwa na Litwie, jest w�a�nie jedn� i jedyn� z tych, o kt�rych latopis hypacowski pod rokiem 1183 wspomina. Gdy w�dz Tatar�w, podobno Kajdan, zburzy� Grodno t. j. zamek drewniany i miasto, gdy Jerzy, syn Hleba, poleg� w obronie Grodna, a spustoszona i prawie bezludna dzielnica kraju sta�a otworem dla ka�dego, w�wczas ksi��� litewski Erdziwi�� zaj�� grodzie�szczyzn�, kt�ra sta�a si� odt�d dzielnic� ba�wochwalczej Litwy. Kusi�a si� wprawdzie Ru� o odebranie Grodna podczas wsp�lnej na Jad�wing�w wyprawy Daniela, ksi�cia halickiego, z Boles�awem Wstydliwym - ale nadaremnie. Od r. 1284 Grodno litewskie sta�o si� celem cz�stych napa�ci Zakonu krzy�ackiego. Czy za panowania pogan w Grodnie, kt�re trwa�o do chrztu Jagie��y i Witolda, t. j. przez p�tora wieku, cerkiew na Ko�o�y s�u�y�a do mod��w chrze�cijanom miejscowym, czy w�adcom poga�skim, na to nie mamy �adnych �wiadectw. To jednak pewna, �e poganie uszanowali �wi�tyni� chrze�cija�sk�, skoro od pierwotnych do naszych czas�w przetrwa�a. Prawdopodobnie nie wnosili nawet do niej swoich bog�w, bo obyczajem litewskim mieli po�wiecone dla nich gaje, a nie bo�nice, i chrze�cijanom pozostawili cerkiew w ich r�ku, kult bowiem wiary pogan d��y� do utrzymania w�asnych wierze�, ale nie narzuca� ich nikomu. Gdy za Jagie��y powr�ci�o znowu panowanie chrze�cija�stwa, a wielki ksi��� Witold postawi� w Grodnie okaza�� far� gotyck� dla katolik�w, uros�o z czasem podanie ludu, �e Ko�o�a, jako si�gaj�ca doby poga�skiej, by�a �wi�tyni� pogan litewskich, a garnki w jej �cianach wewn�trznych, dla akustyki wmurowane, �e by�y popielnicami, przeznaczonemi na prochy zmar�ych. Dop�yn�wszy podn�a Ko�o�y, przybili�my do prawego brzegu Niemna i wysiad�szy pocz�li�my wdrapywa� si� na jej strome urwisko, gdy nasz Wiktor wylewa� tymczasem wod� naciekaj�c� do czajki. Pragn��em dope�ni� rysunku starej budowy, naszkicowanego jeszcze w r. 1867, gdym po raz pierwszy by� w Grodnie. Rajzbretu, ani stolika nie by�o, wi�c zast�pi�a go teczka podr�na, po�o�ona na plecach siedz�cego "w kuczki" Gustawa, kt�ry podj�� si� ch�tnie tej us�ugi artystycznej i spe�nia� j� o tyle idealnie, o ile nie kicha�, maj�c do�� silny katar. Ja rysowa�em siedz�c za nim tak�e "w kuczki", a czynno�� nasza w tych pozach do�� d�uga i nieruchoma zwabi�a gromadk� kobiet z przedmie�cia. Ko�o�a przedstawia�a ju� w�wczas ruin�. Do r. 1839 s�u�y�a zakonowi ojc�w Bazylian�w i posiada�a s�yn�cy cudami obraz Bogarodzicy. W lat kilkana�cie p�niej, skutkiem powolnego, ale ci�g�ego osypywania si� stromych stok�w wybrze�a w koryto Niemna, po�udniowa �ciana cerkiewki i po�owa frontowego szczytu po drzwi wielkie, run�y ku rzece. Odt�d ruiny sta�y bez dachu przez �wier� wieku, a� do czasu mojej podr�y t. j. r. 1872, w kt�rym miano przyst�pi� do odbudowania. �wi�tynia w stylu bizanty�skim sk�ada�a si� z trzech naw, z kt�rych ka�da p�kolisto w szczycie zao�tarzowym, na wsch�d zwr�conym, zako�czon� by�a. W p�kolistem zako�czeniu nawy �rodkowej, najszerszej i najdalej w szczycie wysuni�tej, mie�ci� si� wielki o�tarz. W po�owie �wi�tyni znajdowa�y si� dwa okr�g�e filary pomi�dzy naw� �rodkow�, a bocznemi. Ca�a d�ugo�� budowy ��cznie ze �cianami wynosi�a st�p polskich 73, a szeroko�� 44. W szczycie o�tarzowym, na po�owie wysoko�ci, widoczne by�y zewn�trz pi�kne gzemsy �ukowe dziewi�ciu wielkich okien zamurowanych p�niej, po trzy w ka�dej nawie. W miejsce tych okien pierwotnych zrobiono p�niej po dwa okna w �cianach bocznych, o nader p�askich �ukach i wysoko umieszczone. Jedno te� znajdowa�o si� we froncie �wi�tyni nad g��wnymi drzwiami. Drzwi pierwotnie by�o troje: g��wne, wprost o�tarza i dwoje bocznych w po�owie budynku, wszystkie jednakowej wielko�ci. Wewn�trz grubych �cian ukryte by�y w kilku miejscach w�zkie schody i korytarzyki tajemne. Ceg�y u�yte do budowy mia�y zaledwie grubo�� dwucalow�. Ale za to mi�dzy ich warstwami k�adziono na cal grubo wapna, do kt�rego sypano niezmiernie ma�o piasku. Widocznie robota by�a mo�e najpierwszym murem w kraju a murarze ma�o mieli do�wiadczenia, jakie wapno jest najmocniejszem. W �cianach wewn�trznych uderzaj� swoj� oryginalno�ci� wielkie garnki wmurowane poziomo otworami do �rodka, dla akustyki. By�y to tak zwane ho�o�niki, jakie znajdowa�y si� tak�e w �cianach cerkwi �w. Bazylego w Owruczu, wzniesionej oko�o roku 1000-go przez W�odzimierza I. Mia�y one nadawa� dziwny rezonans �piewowi, kt�ry w obrz�dku wschodnim tak wielk� odgrywa rol�. Niegdy� ka�dy ze zwiedzaj�cych �wi�tyni�, je�eli by� ciekawym tego rezonansu, m�g� kilkakrotnie zagrzmie� g�osem, za co sk�ada� pewn� op�at� zwan� hukowoje. W �cianach �wi�tyni ko�o�a�skiej znajdowa�a si� takich ho�o�nik�w oko�o setka pierwotnie. Dzi� wr�ble gnie�d�� si� rozkosznie w tych garnkach, a ch�opcy wiejscy, przyni�s�szy drabink�, wybierali przy nas piskl�ta. �ciany zewn�trzne, nietynkowane, oryginalny przedstawia�y widok, poniewa� ozdobione by�y krzy�ami z pewnego rodzaju kafli, pokrytych polew� pi�knej barwy zielonej, wi�niowej, cytrynowej i t. d. Krzy��w takich, o ile wnosi� mo�na by�o ze �cian pozosta�ych, znajdowa� si� mog�o na ca�ej �wi�tyni najmniej sto kilkana�cie. Opr�cz nich, zw�aszcza od do�u, wmurowano w �ciany mn�stwo polnych g�az�w z g�adk� powierzchni� na zewn�trz. Szkice Ko�o�y uko�czy�em - Gustaw wyprostowa� si� i odetchn��. Ze stosu gruz�w wybrawszy kilka typ�w cegie� staro�ytnych, powr�cili�my do ��dki, kt�ra pod ci�arem pierwszych nabytk�w naszych zdawa�a si� zanurza� g��biej w wod�. Zygmuncie - rzek�, �artuj�c m�j towarzysz - je�eli na samym wst�pie tyle ju� mamy zdobyczy, to czy nie lepiej by�oby wr�ci� si� do Grodna p�ki czas i naj�� pod staro�ytno�ci wicin�, albo bat, ot taki jak ten, kt�ry widzisz? Tu ukaza� statek nieco mniejszy od wiciny, z �adunkiem kilkunastu s��eni kubicznych opa�owej so�niny, ci�gni�ty w g�r� rzeki za d�ug� lin� przez 10-ciu pieszych ludzi. Na ten temat �artowali�my weso�o. Bystry nurt unosi znowu nasz� ��dk�. W pobli�u Ko�o�y ba�wani si� w pewnym punkcie i rozbija sw� pier� o g�az podwodny, dziel�c si� na dwie bujne strugi fal niby dwa olbrzymie w�sy, ostrzegaj�c zdala sternik�w, aby to miejsce niebezpieczne omijali. Mazurkiewicz, kt�ry zna� Niemen wybornie, bo ju� 15 razy jako oryl przebywa� drog� od Grodna do Kowna, obja�nia� nas, �e w mowie flis�w i ludu tutejszego ka�dy wielki kamie� podwodny zowie si� rapa, nie raf�, jak na Wi�le, i ka�dy ma nazw� oddzieln�. Ta n. p. rapa w pobli�u Ko�o�y nosi nazw� Horodnianki. Teraz opuszczamy ju� Grodno na dobre, trawestuj�c po�egnanie Child Herolda: "Bywaj mi zdrowy, grodzie s�dziwy! Ju� w mglistej mkniesz pow�oce, Ju� Niemen szepce g��bin swych dziwy, Litewski s�owik �wiergoce". Poni�ej Grodna brzegi Niemna s� bezdrzewne i obni�aj� si�. Pierwszy las, kt�ry napotykamy na lewym brzegu, jest sosnowy, a maj�tek, do kt�rego nale�y, nazywa si� August�wek. G��boka cisza w naturze wr�y upa�. Na niebie �adnej chmurki, na ziemi najl�ejszego wietrzyku, na wodzie �adnej fali. Moc skowronk�w �piewa pod jasnem niebem, jakby raduj�c si� z wiosennej zielono�ci i pogody. W lesie kowa�a kuku�ka, a kukanie jej rozbrzmiewa�o si� daleko po rosie doliny niemnowej. Wiktor opowiada�, �e ka�dy cz�ek na wiosn� chowa tu w kieszeni kilka groszy na "zieziulk�" (kuku�k�), aby mia� czem brzekn��, gdy pierwszy raz kukanie pos�yszy. Przypomnia� mi tem bia�oruskie przys�owie "Schawaj try hroszy na ziaziulku". Kuku�ka nasza jest ptakiem najbardziej tajemniczej, demonicznej postaci. W pie�niach ukrai�skich jest ona symbolem sieroctwa i wdowie�stwa. Nie ma pary, bo by�a kiedy� kobiet� i zabi�a swego m�a - dzi� jest wr�k�. Pokutuje w niej zakl�ta dusza kniahini Zazuli, a lud m�wi: "Zazula kuka, bo wybawienia szuka". Co� mistycznego w poj�ciach ludu le�y w tem, �e kuku�ka sama gniazda nie �ciele, ale innym ptaszynom jaja swe podk�ada. Zaj�ta jest sprawami swego zakl�cia, nie odbudowaniem gniazda i rodu. Wi�c podlatuje pod siedziby ludzkie do gaj�w i "wi�niowych sad�w" i w czynieniu ci�g�ych wr�b szuka wybawienia. Tak si� niepokoi sob� i lud�mi, �e nawet w nocy przez sen kuka, a zawsze wr�y dziewcz�tom, gdy� sama by�a dziewic�. Przepowiada im lata panie�stwa i zam��p�j�cia. Je�eli raz pierwszy zakuka dziewczynie, nios�cej pr�ne konewki do wody, to pr�no przejdzie jej rok, je�eli za� nios�cej pe�ne, to spe�ni si� za czem goni my�l� i sercem. Gdy g�odnemu zakuka na wiosn�, to b�dzie on g�odny rok ca�y. Przepowiada lata doli i niedoli, starym - lata �mierci. W pie�ni wielkopolskiej donosi dziewczynie o �mierci jej lubego: "I usiad�a na drzewinie, Zakuka�a na kalinie, G��wk� w listek przytuli�a, Tak do matki przem�wi�a: - Ju� nie si�dzie Ja� za sto�em, P�acze Kasia za soko�em". W innej starej pie�ni dziewica trawiona t�sknot� przemienia si� w kuku�k�, by ulecie� do swojej rodziny lub kochanka. Przy poleg�ym m�odym rycerzu siadaj� trzy kuku�ki: u g�owy, serca i n�g - matka u g�owy, kochanka u serca, siostra u n�g. U matki p�ynie �ez rzeka, u siostry s�czy si� struga, a gdzie kochanka, tam murawa sucha. Kochanka p�aka�a dzie�, siostra rok, matka... ca�e �ycie. Podobn� pie�� �piewa mazur nad Wis��, Ma�orus nad Dnieprem i Litwin nad Niemnem, ka�dy w swoim dyalekcie. O p� mili od Grodna wpada z lewego brzegu do Niemna rzeczka �oso�na, znana z po�awiaj�cych si� w niej pstr�g�w. A �e pstr�g jest gatunkiem �ososia, wi�c i nazwa rzeki st�d powsta�a. �oso�na, kt�r� nasz Wiktor nazywa� "�ososiank�", stanowi w tem miejscu granice Kr�lestwa z Cesarstwem. Nad rzeczk� le�y wie� �oso�na, rodzinna naszego poczciwego Mazurkiewicza. Bystra woda tej rzeczki porusza�a niegdy� za�o�one tutaj przez Tyzenhauza folusze, magle i blechy do tkalni horodnickich nale��ce, a z podmytych wybrze�y wymula�a szcz�ki z z�bami przedhistorycznych mamut�w i olbrzymie pnie drzew przedwiekowych. Wiktor twierdzi�, �e to by�y ko�ci "wielkolud�w", a kilka naiwnych rys�w, jakiemi okre�li� postacie podaniowych olbrzym�w, przypomnia�y mi homerowego Polifema i ca�y ust�p o Cyklopach z dziewi�tej pie�ni Odyssei. O �ososiance m�wi� jeszcze, �e na przestrzeni jednej mili obraca a� pi�� m�yn�w wodnych. Od uj�cia tej rzeczki, Niemen zmienia sw�j kierunek z zachodniego na p�nocny i stanowi odt�d na przestrzeni mil kilkudziesi�ciu granic� pomi�dzy guberni� Suwalsk� a Grodzie�sk�, Wile�sk� i Kowie�sk�. Mijamy na lewym brzegu w�w�z zwany "wile�skim rowem" i drug� od Grodna rap� �ososiank�. Nad nami p�awi si� w powietrzu upatruj�cy �upu wielki, drapie�ny, o ciemnych pi�rach jastrz�b, zwany przez lud zar�wno nad Niemnem jak i Narwi� szulakiem. Naprzeciw po�udniowego kra�ca pi�knie po�o�onej w�r�d gaju wioseczki, zwanej Pyszki, napotka�em na prawym brzegu pierwsze w naszej podr�y �lady przedhistorycznego pobytu cz�owieka w postaci znalezionych na lekkiej roli (mi�dzy wybrze�em a lasem) typowych okrzosk�w krzemiennych. Okrzoski takie odpada�y przy obrabianiu krzemiennych narz�dzi w czasach, kiedy jeszcze kruszc�w albo wcale nie znano, albo nale�a�y one do zamorskich rzadko�ci. Okrzoski p�askie d�ugie, z ostrymi brzegami s�u�y�y zapewne za no�e pierwotnym mieszka�com nadnieme�skim i jeden z takich przedstawiamy tu w rysunku. Z innych, b�d� robiono rozmaite drobne narz�dzia, lub ostrza strza�, b�d� odrzucano jako proste wi�ry i odpadki. Obok tych wszystkich szcz�tk�w, zmieszanych z piaskiem, na powierzchni znalaz�em w skibach oranej roli czerepy pr��kowanych grubych naczy�, wypalanych z gliny mi�szanej z t�uczonym granitem, co w mniemaniu staro�ytnych dodawa�o mocy naczyniom. Przez tysi�ce lat ludzie deptali po tych szcz�tkach prawiekowych, nie domy�laj�c si�, �e by�y zabytkami po najdawniejszych mieszka�cach tej ziemicy. I dopiero dziwnym zbiegiem okoliczno�ci wypad�o mnie pierwszemu napotka� i wyszuka� na ziemiach litewskich tak zwane "stacye krzemienne", czyli siedliska pierwotnych mieszka�c�w z czas�w powszechnego w staro�ytno�ci u�ytku krzemienia. Poza Pyszkami wida� zw�ony nagle Niemen, kt�ry szumi i ba�wani si� w tem miejscu na podwodnych g�azach granitowych. Jest to niebezpieczna dla statk�w i tratew rapa zwana Hrymiaczk�, czyli grzmi�c�. Drobna nasza czajka, jak �upina orzecha, puszczona na bystry potok, unosi�a szybko trzech ludzi, z kt�rych wio�larz bacznie kierowa� ma�ym statkiem, �eby pr�d nie rozbi� go w drzazgi na kamieniach, drugi zdawa� si� bada� czy rzeczywi�cie grozi jakie niebezpiecze�stwo, a trzeci zatopiony by� ca�y w pakowaniu do pude�ek krzemyk�w i czerep, zawijaniu osobliwszych okaz�w w papier i k�adzeniu obja�niaj�cych napis�w. W pobli�u rapy Hrymiaczki znajduje si� nad Niemnem w�w�z tego samego nazwiska. Ta ��czno�� nazwy zwr�ci�a moj� uwag� na zwi�zek zupe�nie inny, bo czysto fizycznej natury pomi�dzy rapami i w�wozami. Oto w czasie potopowych kataklizm�w i p�niejszych wielkich powodzi, pot�na si�a wody wytoczy�a z wi�kszych w�woz�w g�azy do koryta Niemna, tworz�c z nich te podwodne barykady, kt�re lud nazwa� rapami. I w g�rach w�wozy zasute s� ska�ami przez potoki. Wiktor obja�nia� nas, �e przy ka�dej rapie znajduj� si� niby wrota, k�dy �cie�niona rzeka najg��bszy nurt posiada i statki przep�ywaj�. Nurt ten w mowie �eglarzy zowie si� drog�, a od umiej�tno�ci sternika i do�wiadczenia oryl�w zale�y los wicin, bat�w i tratew. Najgro�niejsze rapy zapowiada� nam pod Rumszyszkami i Dworaliszkami przed Kownem, gdzie szum Niemna s�ycha� dalej ni� g�os cz�owieka. Mniej gro�ny kamie� w rzece lub podwodna wysepka z kamieni i �wiru zowie si� so�� i so�k�, niekiedy usem, czyli w�sem, od dw�ch pr�d�w rozchodz�cych si� od so�y, z biegiem wody niby dwa d�ugie w�sy. Zdarzaj� si� rozbicia statk�w i o so��, je�eli sternik niebaczny. Je�eli kamie� podwodny jest wielki, lub sterczy nad powierzchni�, zwie si� wieliczem. Miejsce za� przy brzegu, poni�ej g�az�w i mielizn, gdzie woda zatrzymana wiruje, zowie si� odwojem. Poni�ej Hrymiaczki min�li�my na prawym brzegu niewielki w�w�z zwany "�ydowskim rowkiem", kt�rego semicko�� przypomnia�a mi g�r� Jarmu�k� pod Szczawnic�. Na lewym brzegu inny par�w zwie si� Rapin. Dalej przybyli�my do kopalni wapna, zwanej Mio�� lub Mie�awcem (od mia�u kredowego). Jest to wzg�rze wapienne, dawniejszej ni� dolina rzeczna formacyi, w kt�rej Niemen wydr��y� sobie na prze�aj koryto. Pok�ady wapna wznosz� si� na kilkana�cie s��ni nad poziom wody na brzegu prawym i tu w�a�nie w stoku g�ry znajduje si� kopalnia, jako wielka kotlina �nie�nej bia�o�ci, o�ywiona prac� kilkudziesi�ciu ludzi, oprawiona w malownicze ramy zielono�ci lasu i zaro�li. Robotnicy, jedni �amali bia��, wilgotn� opok�, inni taczkowali �nie�ne bry�y na brzeg Niemna, gdzie uk�adali je w szychty, z kt�rych po wyschni�ciu �aduje si� wapno na statki lub wozy. W�a�nie przy kopalni zastali�my bat na�adowany kilkuset korcami tego wapna, maj�cy p�yn�� z Niemna na "kana� augustowski" do Augustowa. �ydek w�a�ciciel batu i wapna zagadni�ty, czy nie ma do zbycia kawa�ka deski, potrzebnej nam do po�o�enia na przesi�kaj�cem dnie ��dki, zapyta� nas, czy nie mamy �ledzi do sprzedania? Z k�opotu wybawi� nas Wiktor, kt�ry na pi�tek i sobot� nakupi� sobie �ledzi w Grodnie. Za �ledzie wi�c dostali�my kawa� deski, co przypomina�o handel zamienny w �rednich wiekach. Do pierwotnych mur�w cerkiewki na Ko�o�y zdaje si�, �e u�ytem ju� by� musia�o chude wapno tutejsze. W pok�adach kopalni znalaz�em mn�stwo oryginalnego kszta�tu ga��zistych krzemieni, a tak�e paleontologiczne okazy mi�czaka Ananhites gibbus, wielko�ci g�siego jaja. Krzemienie tutejsze, kt�re �atwo odr�ni� mo�na od innych, znajdowa�em p�niej w korycie Niemna o kilka mil w dole rzeki. Obfito�� krzemienia w pok�adach wapna da�a mi pobudk� do szukania w pobli�u siedliska ludzkiego z czas�w staro�ytnego u�ytku krzemienia. Jako� o kilkaset krok�w od kotliny wapiennej znalaz�em na przeciwleg�ym brzegu to, czego pragn��em. Na piaszczystych nier�wno�ciach wywiewa�y teraz wiatry okrzoski krzemienne z czas�w staro�ytnych. By�y wi�c tu znowu i kawa�ki narz�dzi, no�yk�w i (najliczniejsze) wi�rki krzemienne, oraz szcz�tki glinianych, typowych naczy�. Z przedmiot�w powy�szych przedstawiam tutaj dwa tak zw. skrobacze (racloir) o t�pych, �ukowatych ostrzach i jeden tak zwany rdze�, czyli nukleus t. j. �rodek bry�ki krzemienia, z kt�rego bok�w od�upywano pod�u�ne blaszkowate szczadry, do krajania lub innych u�ytk�w s�u��ce. Znajdowanie takich rdzeni i okrzosk�w z krzemienia o wydatnych cechach miejscowych, stanowi�o uderzaj�cy dow�d, �e by�y to wyroby tutejsze, gdzie tylko bowiem cz�owiek staro�ytny si� zatrzyma�, tam wyszukiwa� sobie na miejscu krzemie� i robi� z niego potrzebne narz�dzia. S�o�ce pali�o �arem na piaszczystych wybrze�ach, ale na odpoczynek i posi�ek po�udniowy nie wiele chwil mogli�my po�wi�ci�, zamierzywszy bowiem w ci�gu dni o�miu dope�ni� 40-milowej w�dr�wki (tyle mniej wi�cej d�ugo�ci ma kr�te koryto Niemna od Grodna do Kowna), trzeba by�o posuwa� si� przeci�tnie po 5 mil dziennie. Nie by�o wi�c czasu w ci�gu dnia na k�panie si�, na drzemki i d�u�sze odpoczynki. Na szcz�cie, od szkolnej �awy przywyk�em oblicza� si� z ka�d� godzin�, aby nie straci� jej na marne, wi�c podobny tryb �ycia w podr�y nie przynosi� mi przykro�ci. Gdzie wybrze�a by�y ciekawsze i pi�kniejsze, tam szli�my pieszo lub przewozili�my si� ��dk� z brzegu na brzeg. P�yn�c Niemnem, robi�em notatki pomimo, �e na wodzie, gdzie promienie s�oneczne odbijaj� si� od g�adkiego jej zwierciad�a, upa� by� o wiele dokuczliwszym. Kiedy brodzili�my po rozpalonym piasku, szukaj�c zabytk�w krzemiennych, Wiktor wylewa� wod� z czajki lub drzema�, budz�c si� od czasu do czasu dla za�ycia tabaki, a gdy�my powracali obci��eni kamiennym �upem, zapewnia� sumiennie, �e pierwszy raz w �yciu widzi takich pan�w, kt�rzy zbieraj� po piasku "kamuszki i skorupki". Za Mio�� min�li�my dwie rapy, z kt�rych ni�ej po�o�ona ma by� dla wicin wielce niebezpieczna. Dalej w pobli�u wsi Puszkar�w wpada z lewego brzegu strumie� Puszkarka. Jar jej szeroki uwydatnia przestw�r czasu i pot�g� dzia�ania w�d na l�dy, co razem z�o�y�o si� na wy��obienie takich koryt. Rapa przy wsi Solnej Bali nosi tak�e nazw� Puszkarki. W Bali istnia� dawniej skarbowy sk�ad soli wielickiej i st�d dodano nazw� Solnej. Sk�d si� tu wzi�a nazwa biblijnej Bali (inaczej zwanej Segor�), poch�oni�tej po przej�ciu Lota - jak m�wi Pismo �wi�te - przez ogie� i ziemi�, tego nie wiem. Ni�ej Puszkarki wpada do Niemna z lewego brzegu rzeczka �abna, powy�ej za� na brzegu prawym ci�gnie si� b�r sosnowy, podobno do d�br Stanis�awowo (ks. Lubeckich) nale��cy. Za tym borem rozpo�ciera si� "okolica" za�ciankowej szlachty, zwana Gr�dzicze czy Gr�dzickie, gniazdo zapewne Gr�dzkich. Pod Kownianami napotkali�my pierwsz� na Niemnie wysepk�. Jazon grecki, gdy wyl�dowa� na wyspie Lemnos, tak uprzejmie by� przyj�tym przez pi�kne lemnoski, �e go�ci� u nich przez rok ca�y, a pami�� tej go�ciny przechowa�a si� a� do naszych czas�w. Ale po pustym ostrowie litewskim chodzi�a tylko d�ugodzioba czapla i ta przed nami uciek�a. Krzaki rosn�cego na wyspie berberysu przypomnia�y mi lata dziecinne, gdy wygl�da�em go�ci, przy kt�rych podawano konfitury berberysowe. Po kamykach, na brzegu wyspy biega�y szybko, up�dzaj�c si� za owadami lub weso�o �wiergoc�c i pl�saj�c w powietrzu ptaszki nieco wi�ksze od pliszek, ale do nich podobne, kt�re Wiktor nazwa� bibikami. Do osobliwo�ci nad Niemnem nale�y napotkany przez nas w Kownianach prom �y�wowy, chodz�cy przy linie, a do rzeczy najpospolitszych stara karczma z dziuraw� strzech�, w kt�rej opr�cz w�dki niczego wi�cej dosta� nie mo�na, ale za to pe�na rozczochranego drobiazgu semickiego. Na piaszczystych wy�ynach pod wiosk� znalaz�em �lady cmentarzyska z p�niejszych ju� czas�w, a w innem miejscu nie liczne wprawdzie, ale nie ulegaj�ce w�tpliwo�ci krzemienne szcz�tki narz�dzi wykonanych r�k� przedhistorycznego cz�owieka, wywiewane i zawiewane lotnym piaskiem. Poni�ej Kownian napotkali�my drug� wysp� na Niemnie ze �ladami poprzecznego, nie g��bokiego przekopu. Okolica uboga tu w lasy, a bogata jeno w piaski. Niemen poszerza si�, lecz za to p�ynie wolniej brzegi trac� malowniczo��. Pierwszy jednak nasz obiad spo�yli�my bardzo romantycznie w cienistym olszniaku, na mi�kkiej murawie, przy szmerze krynicy, oddychaj�c aromatem ma�ej, kwiecistej ��czki. Obok w olszynie zawodzi� s�owik, a nad nami �wiergota� skowronek, brakowa�o tylko zefiru, kt�ryby och�odzi� nasze uznojone ruchem i upa�em, ku ziemi ci���ce jak o��w cz�onki. Troskliwa matka moja zaopatrzy�a nas hojnie na drog� w wyborne domowe w�dliny, ale upa� 30-stopniowy odbiera� apetyt na podobne przysmaki. Przewo�nik nasz tymczasem po�o�y� przed nami olbrzymi bochen razowego chleba, wspania�y dar ziemi litewskiej dla jej go�ci, s�l w tabakierce brzozowej (nie u�ywanej do tabaki) i kubek zimnego nektaru, s�czonego przez pier� ziemi rodzinnej. Nie tykaj�c w�dlin wzi�li�my si� do chleba czarnego, kt�ry smakowa� nam jak piernik toru�ski. Gustaw marzy� o bigosie i zrazach z kasz�, ale gdy tych nie by�o, zabra� si� za moim przyk�adem do razowca. Wiktor spo�ywa� swoje �ledzie, powiadaj�c, �e gdy ryba wody zapragnie, tej w Niemnie nie zabraknie. Pokrzepieni ruszyli�my dalej na p�noc szlakiem Jagie��y z roku 1418. Przy prawym brzegu, pod pi�knym li�ciowym lasem kilku ludzi w odzie�y brodz�c po pas w wodzie, �owi�o ryby. G�sta sie�, kt�rej u�ywali, s�u�y�a na po��w drobiazgu i nazywa�a si� w��kiem, tak samo jak nad moj� rodzinn� Narwi�. Wog�le Niemen nie �atwy jest do rybo��stwa i posiada ma�o rybak�w. Stanowi on pod tym wzgl�dem zupe�n� sprzeczno�� z cz�ci� podlask� Narwi (od Sura�a do Wizny), gdzie prawie wszyscy mieszka�cy wiosek nadbrze�nych maj� swoje "cz�na" i zaj�ci s� dniem i noc� t�pieniem rodu rybiego. Niemnem przebyli�my ju� blizko trzy mile od Grodna i dopiero spotkali�my pierwsze rybackie cz�no i siatk�. Cz�no by�o r�wnie jak stare cz�na na Narwi, z jednej k�ody drzewa wy��obione, tylko g��bsze i na obu ko�cach mia�o zaci�te czopy do uj�cia. Le�a�o na niem wios�o kszta�tu nie tak wysmuk�ego jak podlaskie lub mazowieckie, ale kr�tsze i szersze, wi�cej zbli�one do �opaty, na jakiej chleb wsadzany bywa do pieca i czarownice w poj�ciach ludu je�d�� na �yse g�ry sejmikowa� z dyab�ami. Przyczyn� tej r�nicy kszta�t�w jest mo�e wi�ksza bystro�� Niemna. Na piaszczystem wzg�rzu, przy uj�ciu rzeczki Ho�y, le�y na prawym brzegu wie� Ho�a. Gromadka okopconych strzech stanowi ra��c� sprzeczno�� z nazw�. Stara ta osada mo�e i by�a niegdy� ho��, ale chyba za Witolda, kt�ry nieraz cwa�owa� traktem z Wilna do Grodna (a razu jednego przeby�, jak m�wi D�ugosz, ca�� t� drog� we 24 godzin) lub za Kazimierza Jagiello�czyka, kt�ry za�o�y� tu ko�ci�, uposa�ony nast�pnie (r. 1494) przez syna jego Aleksandra. Dzisiejszy dom bo�y wymurowany zosta� nie tak dawno. Naprzeciw tej wioski Niemen op�ywa obszern� wysp�, osinowym laskiem poros��, poni�ej kt�rej znajduje si� druga niewielka wysepka. Oko�o si� Pleba�skie i P�askowce, na brzegu lewym, tudzie� w okolicy wsi Ja�wie� na prawym, natrafi�em znowu na krzemienne �lady przeddziejowego pobytu cz�owieka nad Niemnem. Nazwa Ja�wie� nadawana by�a osadom prusko- litewskiego plemienia Jad�wing�w, kt�rych pierwotna siedziba le�a�a na p�nocy Podlasia, w okolicach dzisiejszego E�ku, Rajgrodu i Augustowa, a kt�rzy wyparci p�niej or�em z Polski i Rusi, z nad g�rnej Narwi szukali schronienia u pokrewnej Litwy. - W pok�adzie �wiru pod wsi� Pleba�skie znalaz�em kopalne szcz�tki kostne jakiego� zwierz�cia. Jar Niemnowy przecinaj�c nieprzepuszczalne g��bsze warstwy gliniastego i�u, posiada na swych stokach mn�stwo zdrojowisk. Woda w niekt�rych miejscach takich kapie ze stromego urwiska jak deszcz ze strzechy, a brzeg nadrzeczny, gdzie ta woda sp�ywa, jest grz�zki i trudny do przebycia. Gdzie na piaszczystej kraw�dzi las porasta, tam przez osuwanie si� ziemi podmywanej z pod korzeni, niekt�re drzewa pochyli�y si� nad wod� gro��c upadkiem do Niemna. I owe czarne d�by staro�ytne w nurtach jego, o kt�rych nam Wiktor prawi, musia�y w ten�e spos�b run�� przed wiekami do niemnowej topieli. W okolicy ubogiej w pastwiska, kt�r� teraz przebywamy, krowy i wo�y nauczy�y si� brodzi� przy brzegach i zanurzaj�c �eb do wody po uszy, wyci�ga� z niej rzeczne zielsko na pokarm. Ju� pod zach�d s�o�ca przybyli�my do Niemnowa, gdzie ��czy si� z Niemnem przez wpadaj�c� do niego rzek� Ha�cz�, pi�kny 20-milowy kana� Augustowski, zbudowany w latach 1824 - 1839, kosztem kilkunastu milion�w z�otych, wydanych przez skarb Kr�lestwa Polskiego. Poniewa� poziom wody kana�u wy�szy jest od poziomu Niemna o �okci szesna�cie, zbudowan� jest przeto okaza�a, potr�jna szluza cztery wielkie bramy d�bowe posiadaj�ca. Trzy komory jej na stoku od kana�u do Niemna, jedna przy drugiej zbudowane, s� oczywi�cie tak obszerne, �e ka�da z nich pomie�ci� mo�e berlink� lub wicin�. �a�owali�my, �e nie przybyli�my wcze�niej, gdy spuszczano z kana�u na Niemen mn�stwo tratew z pot�nych kloc�w drzewa, sp�awianego t�dy z rz�dowych las�w augustowskich do Kr�lewca. W�r�d cienistego sadu, przy szerokiej alei, stoi dworek urz�dnika kana�owego. Burty kana�u tak�e osadzone drzewami jak i jego rozszerzenie w rodzaju portu przy najwy�szej szluzie. �ciany kom�r szluzowych zbudowane z ciosu, a nad jedn� z bram znajduje si� most zwodzony. Od tych szluz wodna droga kana�em, jeziorami, Ha�cz�, Nett�, Biebrz� i Narwi� z Niemna do Wis�y, czyli od Niemnowa do uj�cia Narwi pod Nowo-Georgiewskiem wynosi mil 621/2. O zmroku ruszyli�my z Niemnowa na nocleg do gospody, po�o�onej naprzeciw Prze�omu. Poni�ej Sieniewicz min�li�my spor� wysp� i na lewym brzegu torfowisko bardzo ciekawe z tego wzgl�du, �e stanowi�c wybrze�e, si�ga�o do�� g��boko pod poziom nizkiego obecnie stanu wody w Niemnie. Tak przebywszy w d�ugim dniu czerwcowym �sm� cz�� zamierzonej drogi do Kowna, wyl�dowali�my pod du�� karczm� sieniewick�. Rz�siste �wiat�o w izbie karczemnej zapowiada�o, �e gazdowie tego przybytku, gwoli pi�tkowego wieczoru obchodzili staro�ytne �wi�to Sabatu. Odg�os zgie�kliwej modlitwy kilkunastu talmudyst�w nie budzi� nadzi