8135
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8135 |
Rozszerzenie: |
8135 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8135 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8135 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8135 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Jacek Dukaj
Zanim Noc
1.
Po mie�cie posz�a plotka, �e ch�opcy ze Zwi�zku Walki Zbrojnej znowu szykuj�
jak�� akcj�. Plotka by�a tak g�o�na, �e Trudny przyj�� za pewnik, i� jest to
rozmy�lnie rozpuszczona fa�szywka. By� mo�e przekombinowa�, a mo�e Szkopy
okaza�y si� po prostu zbyt durne, by dostrzec oczywist�podpuch� - w ka�dym
razie, zanim ci�ar�wka dojecha�a na Pi�kn�, jej pasa�erowie byli zmuszeni
podda� si� trzem ulicznym kontrolom oraz wspom�c Wehrmacht dobrowolnymi datkami,
kt�re w sumie wystarczy�yby na zakup dw�ch skrzynek czystej. Trudny okl��
gniewnie J�zka Szczupaka.
- Szef si� nie rzuca -j�cza� potem Szczupak. - Sk�d ja mog�em wiedzie�? Te
Niemce same nie maj� poj�cia, co za godzin� strzeli do �ba komendantowi!
- Ja ci to odbij� z pensji - zapowiedzia� Trudny, otwieraj�c drzwiczki.
- Szef nie b�dzie �winia - b�aga� J�zek, zgasiwszy silnik. - To nie moja wina,
jak Boga kocham! Brylantowy Leutnant zarzeka� si�, �e nie ma niczego w planie na
tydzie�.
- �e ty i ten tw�j Major wierzycie g�wnojadowi, to wasz problem - rzuci� Trudny
i zeskoczy� z szoferki w �nieg.
Cisza uderzy�a go jak obuchem. Ca�a okolica milcza�a ci�ko - nawet czarnych
skrzek�w wron w zasi�gu s�uchu, nawet echa, skromnego co prawda, miejskiego
ruchu ulicznego; ni jednego d�wi�ku. Bezludzie. Wci�gn�� g��boko do p�uc zimne
powietrze. Cisza by�a i w jego smaku. Wbi� mocniej d�onie w przepastne kieszenie
grubego p�aszcza, kopn�� �nieg, poruszy� szerokimi barkami.
J�zek tymczasem obszed� mask� ci�ar�wki. Spojrza� na Trudnego spode �ba i
zakl�� g�o�no. To przekle�stwo by�o jak ponowne stworzenie �wiata.
- Kt�ry to? - spyta�, szukaj�c papieros�w po kieszeniach kurtki.
Jan Herman Trudny przesun�� wierzchem mi�sistej d�oni po w�sach, po czym wskaza�
przed siebie:
- Ten.
Ten. Kiedy ogl�da� go z wn�trza mercedesa Janosa, wydawa� si� mniejszy - dopiero
teraz Trudny poj��, jak wielki dom kupi�. Wci�ni�ty w szereg zaprojektowanych w
podobnej
manierze budynk�w, trzykondygnacyjny mieszkalny prostopad�o�cian, bocznymi
�cianami sczepiony z s�siednimi bli�niaczymi murowa�cami; o dw�ch rz�dach okien,
nie licz�c ma�ych, ciemnych wy�lepni strychu; o wstrzelonych w sam �rodek szarej
facjaty du�ych, drewnianych drzwiach, do kt�rych prowadz� trzy p�koliste
schodki, a nad kt�rymi zwiesza si� �elazny koszyk na �ar�wk� o rozbitych
wszystkich o�miu szybkach; ze spadzistym dachem przewieszaj�cym si� ni�ej
poziomu strychu; z licznymi ponurymi naciekami, p�kni�ciami i krzywym �ciegiem
dziur po kulach na owej szarej elewacji. Cichy, cichy, martwy. Dom.
- No wi�c? - mrukn�� Szczupak, zapaliwszy wreszcie papierosa.
Trudny leniwie rozejrza� si� po ulicy w obie strony (pustka, pustka), popatrzy�
na rz�d bezlistnych drzew rosn�cych przyjezdni, przyjrza� zastyg�ym w
dystyngowanym bezruchu dziesi�tkom podobnych budynk�w ci�gn�cych si� wzd�u�
Pi�knej na ca�ej jej d�ugo�ci... i za�mia� si� g�o�no, w tej ciszy wr�cz
nieprzyzwoicie.
- Zdaje si�, �e zrobi�em dobry interes. - Pan zawsze robi dobre interesy.
- Nie pyskuj.
Podeszli do drzwi domu Trudnego. J�zek postuka� k�ykciami lewej d�oni w grube
drewno.
- Z zesz�ego wieku.
| Akurat si� znasz - Trudny wyj�� klucze, wybra� jeden, wsun�� w zamek,
przekr�ci�. Szcz�kn�o raz i drugi, nacisn�� ci�k� klamk� i pchn��: drzwi
otworzy�y si�, lekko skrzypi�c.
- No, dalej.
- Przenie�� szefa przez pr�g? - skrzywi� si� J�zek, dziwnie rozbawiony.
- �ebym ja ci� na kopach nie przeni�s�. Weszli.
Ciemno. Oczywi�cie, �e ciemno: brak pr�du, okna zas�oni�te. Kurz. Oczywi�cie, �e
kurz: od paru miesi�cy nie posta�a tu ludzka noga. Cisza. Oczywi�cie, �e cisza.
- Trzeba by�o zabra� latark�.
- Masz w wozie?
- Mam.
- No to co tak stoisz?
Szczupak wyszed�, a Trudny nie zamkn�� za nim drzwi. W �wietle zimowego s�o�ca
obejrza� hol. W g��bi, w prostok�tnym rozd�ciu, majaczy�y szerokie spiralne
schody prowadz�ce na pi�tro; bli�ej, po obu stronach, znajdowa�y si� zamkni�te
drzwi wewn�trzne. �ciany przedpokoju zosta�y brutalnie poobdzierane z boazerii,
kt�rej szcz�tki wala�y si�
jeszcze tu i �wdzie. Rozejrza� si� za instalacj�: kontakt gdzie� ukryty,
przewody poprowadzone prowizorycznie w zbiegach �cian i pod�ogi, te� cz�ciowo
pozrywane; hak na lamp� co prawda osta� si� w suficie, lecz samej lampy brak.
Kopn�� w zab�ocony parkiet. Twardo. Trzyma. Mo�e nie trzeba b�dzie k�a�� od
nowa. Tu wszystko murowane. Wr�ci� Szczupak z latark�.
- Wie pan, jaki to numer?
- A co, trzynasty? J�zek si� zmiesza�.
- Ja si� tylko pytam, tam nie ma tabliczki. Pan nie wie?
- Kupi�em to wczoraj na oko. Za got�wk�.
- A co stoi w papierach?
- Nie mam jeszcze papier�w. Dawaj t� latark�. Otworzy� drzwi po lewej (jednak
nie zamkni�te na klucz) i wszed�, a za nim Szczupak z petem w �apie.
- Co tu by�o?
- Jadalnia chyba. Zostaw to!
- Chcia�em ods�oni�, po co baterie marnowa�...
- Potem, potem. Podusi�by� nas w tym kurzu. Zreszt� ta szmata wygl�da jak
zetla�y dwustuletni kir. Uwa�aj z ogniem, bo spalisz mi cha�up�.
- Co szef taki nerwowy...
- Ty, J�zek, lepiej za wiele nie kombinuj, dobra?
- Co, pan ci�gle o tego Brylantowego? No, Chryste Panie, ja przecie�...
- A pierwszy to raz? - natar� na� Trudny, wymachuj�c przy tym zamaszy�cie r�k� z
latark�, co w zaciemnionym, obszernym a pustym pomieszczeniu dawa�o niezwyk�e
efekty �wietlne - Z kim ja prowadz� interesy? No, z kim? Z Niemcami, panie
Szczupak, z Niemcami! Wie pan, panie Szczupak, kto to Niemcy? A widzia� pan mo�e
na ulicy takich he�miastych z karabinami? Nie nasze to wojsko, panie Szczupak,
nie nasze! Ja, pan, my wszyscy -jeste�my podbici! Wi�c jak umawiam milionowy
kontrakt z niemieckim �o�dakiem -a pan, panie Szczupak, ju� wie kto to Niemiec,
prawda? - to nie wchodzi mi si� do biura gwi�d��c �Jeszcze Polska nie zgin�a",
nie robi g�upich min i nie wykopuje krzes�a spod tego Szwaba!
- Jasny Panie na niebiesiech, to by�o przypadkiem. Ja m�wi�em: nie wiedzia�em...
- A jakby� mi teraz dom sfajczy�, to te� by by�o przypadkiem, a?
- No przecie� nie specjalnie... -j�kn�� zrozpaczony J�zek Szczupak.
Trudny skierowa� s�up �wiat�a na jego twarz, utrzyma� go tam z p� minuty,
ci�ko i ponuro milcz�c, po czym odwr�ci� si� i przeszed� do nast�pnego pokoju,
w g��b budynku.
J�zek precyzyjnie przydepta� peta do parkietu i pod��y� za Trudnym.
Trudny, ogl�daj�c w skupionym �wietle ci�kiej latarki naciek grzybiczny na
suficie, rozpami�tywa� histori� zakupu tego budynku. Historia by�a r�wnie
niejednoznaczna, jak stosunki ��cz�ce Trudnego ze Standartenflihrerem Waffen-SS
Hermanem Janosem. Ci dwaj imiennicy po raz pierwszy spotkali si� na balu
noworocznym stacjonuj�cego w mie�cie pu�ku SS, na kt�ry to bal firma Trudnego
dostarczy�a wi�kszo�� trunk�w. Janos, w cywilu w�a�ciciel hurtowni win, na czas
wojny przeobra�ony w armijnego zaopatrzeniowca, wda� si� z Trudnym w d�ug�i
ryzykown�, bo politycznie aluzyjn�, dysput� na temat jako�ci poszczeg�lnych
rocznik�w. W jednej z licznych dygresji poczynionych podczas tej rozmowy Trudny
da� tandartenfuhrerowi do zrozumienia, i� wbrew nazwie, jego firma zajmuje si�
nie tylko eksportem i importem, a w istocie akurat tymi dziedzinami najmniej i
zasugerowa� delikatnie mo�liwo�� obustronnego zysku. Uczyni� to, poniewa� by�
nie�le podpity, Janos za� w�a�ciwie ur�ni�ty na amen. Poza tym Trudnemu po
prostu spodoba�a si� owa cokolwiek naiwna i nie�mia�a otwarto�� intendenta.
Okaza�o si�, i� na podstawie fa�szywych przes�anek wyci�gn�� s�uszny wniosek: bo
aczkolwiek Herman Janos by� zimny skurwysyn, nigdy naiwny, nigdy nie�mia�y - to
sam zdawa� si� darzy� Trudnego jak�� szcz�tkow� form� sympatii, a ju� na pewno
nie by� w stanie pozosta� oboj�tny na wizj� znacznego zarobku. W nieformalnej, a
w rzeczy samej nielegalnej sp�ce, jak� zawi�zali obaj Hermanowie, to
Standartenfiihrer konsumowa� wi�kszo�� jej zysk�w, czasami nawet cztery pi�te.
Lecz Trudny godzi� si� na ten uk�ad, godzi� si� na oszustwa w oszustwach,
poniewa� zdawa� sobie spraw�, i� bez pomocy Janosa nie ma szans na utrzymanie
obrot�w na poziomie chocia�by jednej dziesi�tej aktualnych. A wojna... Podczas
wojny zawsze rodzi�y si� wielkie fortuny. Nigdy lepszych interes�w si� nie robi,
jak w czas wojenny. Prochy u�y�niaj� ziemi�, a krew oliwi tryby ekonomii, taka
jest prawda. Trudny niemal widzia� Janosowe tajne konta w zurychskich bankach,
p�czniej�ce, p�czniej�ce, p�czniej�ce. To nie by�a symbioza, i to nie Janos na
Trudnym paso�ytowa�: paso�ytami byli obydwaj. Uk�ad ten funkcjonowa� tak
sprawnie, i� Janosowi zacz�o si� marzy� uprawomocnienie go. Wojna sko�czy si�
lada moment, prorokowa� po kieliszku sherry, sko�czy si� i sko�czy si�
koniunktura, sko�cz� si� mo�liwo�ci, ja wr�c� do cywila, ty stracisz doj�cie;
musimy przygotowa� si� ju� teraz, zaplanowa� nasz� sp�k�. B�dziesz moim
oficjalnym partnerem w wielkim mi�dzynarodowym interesie!
Trudny pozostawa� sceptyczny. Jednakowo� zapalonemu do idei Janosowi ci�ko by�o
cokolwiek wyperswadowa�: zacz�� przedstawia� Trudnego odpowiednim ludziom,
ci�ga� go na przer�ne spotkania towarzyskie, na kt�rych zazwyczaj Jan Herman
bywa� jedynym m�czyzn� nie umundurowanym, nie m�wi�c ju� o tym, �e jedynym
Polakiem - no i za�atwi�
Trudnemu ten dom przy Pi�knej. Przyjechali tu wczoraj wieczorem s�u�bow�
limuzyn� Janosa; nie wysiedli z niej jednak, mr�z trzyma� okrutny.
Standartenfuhrer pokaza� Trudnemu budynek.
- Tw�j - rzek�. - Nie b�dziesz ju� mieszka� w tej klitce. Nie mo�esz przynosi�
mi wstydu. Masz.
Wcisn�� mu w d�o� zimne klucze. Trudny tylko pali� w milczeniu papierosa.
Standartenfuhrer da� znak kierowcy i odjechali; dom znikn�� za oknem w �nie�nej
ciemno�ci nocy.
Rano Jan Herman zadzwoni� jeszcze do Janosa, by um�wi� si� na odbi�r papier�w i
zap�at� za nieruchomo��. K�opot�w �adnych. Cena �miesznie niska, nawet jak na
transakcje tkane przez Janosa. Ustawy anty�ydowskie, wyja�ni�. Kiedy si� mog�
wprowadzi�? Kiedy chcesz.
Wi�c zabra� Trudny J�zka Szczupaka z woln� ci�ar�wk� za�adowan� narz�dziami
potrzebnymi do pierwszych, koniecznych reperacji oraz rekonesansu przed remontem
- i pojecha�.
- Sprawd� hydraulik�!
- A co ja robi�?
- Jaki tu jest rozk�ad? - z po�owy schod�w na pi�tro Herman wo�a� w kierunku
�azienki, gdzie przepad� by� Szczupak po kolejnym kursie do ci�ar�wki, kt�r�
sukcesywnie opr�nia�. Z �azienki pada�o blade �wiat�o wojskowej lampy
bateryjnej, przytaszczonej przez J�zka po zako�czonych niepowodzeniem pr�bach
wykrzesania z kt�regokolwiek z kontakt�w cho� z�amanego volta.
-No i?
- Przerabiali to. Dwukrotnie chyba. Pierwotna sie� nie obejmowa�a pi�tra,
pu�cili ca�o�� jednym pionem. Nie wiem, jak z ci�nieniem. Stare to wszystko.
Cz�� trzeba by wymieni�, zardzewia�a. O, to kolanko na przyk�ad. -Zadzwoni�o
g�ucho, Szczupak zapewne uderzy� w nie kluczem francuskim. - Kanalizacja... Nie
wiem, d�u�sza robota, kibel zapchany, co oni tu powciskali, szlag by to...
Plan by� nast�puj�cy: dzisiaj rekonesans, a od jutra Szczupak za�atwia fachman�w
i pucuj� dom na akord, �eby zd��y� z przeprowadzk� i remontem przed �wi�tami.
- A te nacieki?
- Jaka� rura na g�rze.
- Elektryk� trzeba b�dzie k�a�� ca�kiem od nowa, tu chyba s� szczury,
poprzegryzane wszystko...
- Szef widzia� piec w piwnicy? -A co?
- Po�owa instalacji grzewczej te� do wymiany. - Cholera.
Trudny wszed� na pi�tro i rozejrza� si�, wodz�c po �cianach bia�� plam� �wiat�a
latarki.
Na drugiej kondygnacji nie zauwa�y� tylu zniszcze�, co na parterze. Cho� pustka,
cisza i mrok te same. Przez chwil� wydawa�o mu si�, �e s�yszy sk�d� (sk�d? - z
kt�rego pokoju) czyj� szept, ciche, szeleszcz�ce s�owa o pytaj�cej intonacji,
lecz gdy si� usilniej we� ws�ucha� - zrozumia�, �e to dm�cy na zewn�trz wiatr.
2.
Po przekroczeniu progu widzia�e� czworo drzwi, z czego troje w �cianie holu po
prawej r�ce; prowadzi�y kolejno, licz�c ku schodom, do gabinetu/biblioteki
Trudnego, �azienki bez okien i pokoju go�cinnego. Te po lewej otwiera�y si�
natomiast do jadalni-salonu. Min�wszy je i min�wszy wej�cie do �azienki,
wchodzi�e� w lewostronne rozszerzenie holu, kt�rego za�om wcze�niej kry� przed
tob� drzwi do kuchni. Przed sob� mia�e� teraz spiralne, drewniane schody, a
dalej szerokie, okratowane okno p�nocne, przez kt�re �wiat�o s�oneczne pada�o
na ca�� d�ugo�� holu. Z boku, pod schodami, znajdowa�o si� zej�cie do piwnicy,
zakryte g�sto okut� klap�. Wspi�wszy si� po schodach na pi�tro, patrzy�e� teraz
w przeciwn� stron�, ku ulicy, a okno - ju� nie zakratowane - mia�e� za plecami.
Przed sob� jednak�e, w ko�cu kr�tszego ni� na parterze holu, nie widzia�e�
drugiego okna, lecz dwoje drzwi, prowadz�cych do frontowych sypialni. A po lewej
r�ce troje kolejnych: do pokoju dziecinnego, mniejszej �azienki i pakamery.
�azienka i pakamera pozbawione by�y okien. Praw� (z twojego punktu widzenia)
cz�� pi�tra zajmowa�y dwa wi�ksze pokoje, wej�cia do kt�rych mie�ci�y si� za
za�omami rozszerze� holu na obu jego ko�cach. W k�cie rozszerzenia, w kt�rym
stoisz, mi�dzy schodami, oknem a �cian� pokoju dziecinnego, umieszczono strome,
w�skie schodki na strych, zamkni�ty dla twego spojrzenia przez klap� identyczn�
z t�, kt�ra kry�a wej�cie do piwnicy.
- Co tu ma by�? - spyta�a Violetta, wchodz�c do drugiego z du�ych, pustych pokoi
na pi�trze; nowa �ar�wka o�wietla�a jego nagie �ciany. - Zdecydowa�e�?
- Chyba na razie zostawi� te dwa nie urz�dzone, zawsze si� mog� przyda� - odpar�
Trudny, wyj�wszy o��wek spomi�dzy z�b�w. Metr wsun�� do kieszeni spodni
roboczych, o��wek do kieszeni swetra, okulary do futera�u, plany za� zrolowa� i
wcisn�� pod pach�.
- Chod�, sko�czy�em.
Violetta, wci�� wycieraj�c z m�ki r�ce w lnian� �cierk�, pokr�ci�a g�ow� z
dezaprobat�.
- Po co ty to w og�le robisz? J�zek i te jego zalane w trupa z�ote r�czki
wymierzyli ca�y dom chyba z tuzin razy, z g�ry na d� i z powrotem.
Wyszli do przedpokoju, Trudny zgasi� za sob� �wiat�o, zamkn�� drzwi. Z lewej
sypialni dochodzi� g�os jego matki; roze�lona, wyzywa�a kogo� od nieuk�w i
cham�w -przypomnia� sobie, �e na dzisiaj um�wi� wymian� ram okiennych. Zajrza�
do pakamery, w kt�rej si� �wieci�o, ale nie by�o tam nikogo. Gdzie ten J�zek? Z
do�u dochodzi�y odg�osy walenia kilkoma m�otkami naraz w jakie� pud�o
rezonansowe, nie pr�bowa� nawet zgadywa�, sk�d w�a�ciwie bierze si� ten ha�as.
Podszed� do �ony, kt�ra czeka�a przy schodach.
- To nie by� dobry pomys� z tym remontem na raty -mrukn�a. - Trzeba by�o nam
si� przeprowadza�, jak ju� b�dzie po wszystkim.
- Wiem. Ale chcia�em zd��y� przed �wi�tami. Na Szewsk� w og�le nie wni�s�bym
choinki.
Zeszli na parter. Micho Rozkwasa, firmowy mechanik Trudnego, krzycza� z �azienki
w stron� wej�cia do piwnicy, sk�d, spod podniesionej klapy, pada� jasny blask.
By�o dopiero po czwartej, lecz grudzie�, i w domu Trudnego pali�y si� prawie
wszystkie �wiat�a; Jan Herman skrzywi� si�, pomy�lawszy o przysz�ych rachunkach
za energi�. Wszed� za �on� do kuchni. Nawet przez zamkni�te drzwi s�ysza� tu
w�ciek�e ryki Rozkwasy.
- S�aby?! S�aby?! Ja ci, kurwa, dam s�aby!! Zakr�� ten pieprzony zaw�r, bo sam
zejd� tam na d�!
Trudny z j�kiem zwali� si� na taboret przy stole, plany po�o�y� na szafce.
Violetta szuka�a czego� w spi�arni.
- S�yszysz go? - parskn�a. - Dobrze, �e dzieci nie ma. Co to za ludzie u ciebie
pracuj�? Janek, na mi�o�� bosk�, przecie� to nie mo�e si� tak dalej ci�gn��.
Rano by�o spi�cie i ten wielki z brod� zdzieli� elektryka obc��kami w g�ow�;
biedak straci� przytomno�� na blisko kwadrans, musia�am go cuci�. To s�
kryminali�ci!
- Nie wszyscy - mrukn�� Trudny, podbieraj�c z miski gor�cego pieroga. Violetta
na szcz�cie nie dos�ysza�a.
- A znowu ten ca�y J�zek Szczupak - kontynuowa�a siekaj�c cebul�. - On jest
cwaniak czystej wody. Przyprowadzi� tu jakich� Cygan�w i sprzeda� im te graty,
kt�re kaza�e� wyrzuci� ze strychu. - Nie lubi�a Szczupaka, nie lubi�a jemu
podobnych �liskich elegancik�w, kt�rzy zawsze spadaj� na cztery �apy; to
pijawki, mawia�a, ich szcz�cie jest zawsze cudzym
pechem. - Nie wiem, ile w ko�cu wytargowa�, ale ty przecie� kupi�e� dom wraz z
zawarto�ci�, one nie by�y jego.
- Powiedzia�em mu, �e mo�e z nimi zrobi�, co chce. Zreszt�, je�li naprawd� tak
ci �al tych rz�ch�w, to informuj� ci�, �e strych oczy�cili�my najwy�ej w jednej
pi�tej. Da�em sobie z nim spok�j. W og�le bym si� za niego nie zabiera�, gdyby
nie ten, po�al si� Bo�e, in�ynier. Chcia� obejrze� stropy i �ciany no�ne. No,
du�o nie obejrza�. By�a� tam? Wejd�, zobacz. Zgroza - zamkn�� oczy, opar� g�ow�
o �cian�. - Och, kobieto, m�wi� ci, piek�o nie tydzie�. Zdziwi� si�, jak do�yj�
�wi�t. Masz tam mo�e gdzie� gor�c� kaw�?
- Zaraz, zaraz, nie wszystko naraz - obejrza�a si�. -No i gdzie� te papiery
wsadzi�? We� je zdejmij. Po co ty od nowa wszystko mierzysz, to idiotyzm.
Ziewn��.
- A my�lisz, �e oni czemu musieli to robi� a� tyle razy? Bo zawsze wychodzi co
innego. To nie s� du�e r�nice, ale nie�cis�o�ci si� kumuluj� i w ko�cu si�
okazuje, �e �ciana powinna by� pochy�a albo drzwi o po�ow� w�sze. Tego typu
rzeczy.
- To zesz�owieczne budownictwo... - mrukn�a. U�miechn�� si� pod w�sem.
Zesz�owieczne budownictwo. �atwo to skwitowa�a. Przecie� on zawsze by� bieg�y w
rachunkach i geometrii, umys� mia� �cis�y, dobrze rozumia� przestrze� - a tu nie
m�g� poj��, co si� w�a�ciwie dzieje. Mierzy� pok�j, wychodzi�, mierzy� drugi,
wraca� do pierwszego i mierzy� go ponownie tym samym metrem -i okazywa�o si�, �e
przez te par� minut pomieszczenie rozd�o si� lub skurczy�o o kilkadziesi�t
centymetr�w sze�ciennych. A wszak to s� proste obliczenia, tu nawet nie ma gdzie
si� pomyli�. Nie rozumia� tego.
- A, w�a�nie - co� si� jej przypomnia�o. Skin�a na Trudnego, wskaza�a blat
sto�u: -Zapomnia�abym, a posz�am po ciebie w�a�nie, �eby� to sobie obejrza�.
Wsta�, podszed�: -Mhm?
- Popatrz. Z�by, prawda?
Przy samym brzegu blatu widnia�a r�wna podk�wka
drobnych wgniece�; i, je�li si� lepiej przyjrze�, rzeczywi�cie przypomina�y one
znak po ugryzieniu.
- Co to za zwierz�? - zaciekawi� si� Jan Herman.
- Pies?
- Nie, nie ten uk�ad. Bardziej jak cz�owiek, tylko �e mniejsze. Ma�pka. Pewnie
trzymali tu ma�pk�.
- My�lisz? Co jej si� sta�o, �e tak k�sa�a wszystko naoko�o? I to jak silnie.
Popatrz
jakie te wgryzy g��bokie.
Wzruszy� ramionami i wr�ci� na swoje miejsce.
W rurach co� zawy�o, zar�a�o, zazgrzyta�o i zabulgota�o, po czym zacz�o
straszliwie rz�zi�, w m�ce wzbieraj�cego efektu kawitacyjnego popadaj�c w coraz
silniejsze dr�enie.
- Zabij� sukinsyna!! - rozdar� si� z holu Micho Rozkwa� a.
Trudny, nie podnosz�c si� z taboretu, otworzy� drzwi i wychyli� si� z kuchni.
- Micho, do cholery, ciszej go zabijaj!
- To jest kretyn parlamentarny, on by nie potrafi� wody w kiblu spu�ci�, a co
dopiero...
- Micho! - warkn�� ostrzegawczo Trudny.
- Dobra, dobra.
Zamkn�� drzwi. Violetta obserwowa�a go znad zlewu.
- A� si� boj� spyta�, na co ci w firmie potrzebne podobne indywidua.
- Takie czasy, Viola, takie czasy.
Pokiwa�a g�ow� i ostro�nie odkr�ci�a kran - woda p�yn�a bez �adnych sensacji.
- Z gazem nie mia�a� problemu? - spyta� Trudny, szukaj�c po kieszeniach
papieros�w.
- Nie pal mi tu - rzuci�a Violetta, nawet na� nie patrz�c. - Chyba �e chcesz w
ten spos�b sprawdzi�, czy nic si� nie ulatnia.
Zaniecha� sporu.
- Kaw�, prosz� - westchn��.
Bola�a go g�owa. Od dw�ch dni w�a�ciwie nie spa�. Pojutrze mia� przyj�cie u
Geider-Mullera i wiedzia�, �e si� upije - by� to jedyny spos�b, jaki mu jeszcze
pozosta�, na bezbolesne wymigiwanie si� od odpowiedzi na liczne indagacje szefa
Janosa i samego Standartenfuhrera w sprawie niemieckiego obywatelstwa Trudnego.
Fakt, i� m�wi� on biegle tym j�zykiem, mia� przodk�w po k�dzieli pochodz�cych z
okolic �l�ska, szczyc�cych si� arystokratycznym nazwiskiem von Valde, a przede
wszystkim - i� posiada� tylu znajomych po�r�d niemieckiej kadry oficerskiej;
wszystko to czyni�o niemal koniecznym szybkie przenarodowienie Trudnego i jego
rodziny. Zdawa� sobie spraw�, i� czeka go ono pr�dzej czy p�niej, nie wywinie
si�, Janos jasno mu to wy�o�y�: nawet pieni�dze kosztuj�. W Polsce m�g�by by�
bogatym Polakiem, lecz w Generalnej Guberni mo�e by� wy��cznie bogatym Niemcem.
Trudny rozmawia� ju� o tym z �on�i ca�a sprawa, rzecz jasna, nie wywo�a�a jej
entuzjazmu; w tamtej rozmowie przenarodowienie stanowi�o jednakowo� zaledwie
jedn� z ewentualno�ci - a teraz Jan Herman b�dzie musia� postawi� Viol�,
rodzic�w, dzieci oraz wszystkich krewnych i znajomych, przed faktem dokonanym.
Ostracyzmu si� nie ba�, mia� pieni�dze. Ba� si� k��tni w domu.
Podzi�kowa� za kaw�. Przesiad� si� wraz z ni� i rulonami plan�w
architektoniczych na krzes�o po drugiej stronie drzwi, przy stoliku, kt�ry w
swym aktualnym po�o�eniu barykadowa� tylne wyj�cie z budynku. Wyj�cie to,
mieszcz�ce si� po prawej stronie okna, przez poprzednich w�a�cicieli by�o
najwyra�niej nie u�ywane, zabito je bowiem deskami. Trudny zdecydowa� o jego
odnowieniu, kaza� r�wnie� zamontowa� lamp� na zewn�trz, nad schodkami. Podw�rko
by�o wprawdzie niewielkie i zamkni�te ze wszystkich stron wysokim murem, za
kt�rym znajdowa�y si� puste gara�e, lecz stanowi�o przecie� cz�� posesji i
nale�a�o do Trudnego. Jeszcze nie wiedzia�, do czego mo�e mu si� przyda�.
Spojrza� przez okno: prostok�t �niegu z krzywymi pasami cieni, jedna wrona,
czyje� �lady. - Kto wychodzi� na podw�rze?
- Konrad. M�wi� co� o oknach strychu. Nie wiem, czego chcia�.
- Konrad wchodzi� na strych?
- Zakocha� si� w nim. Zapowiada, �e przyprowadzi koleg�w, zinwentaryzuj� go.
- Zabroni�a� mu.
- No, pewnie. Zreszt� pogoni� go J�zek. On chyba ma nadziej�, �e podarujesz mu
ca�� jego zawarto��.
Konrad, ich najstarszy syn, kt�ry w kwietniu sko�czy siedemna�cie �at, posiada�
niewyczerpane zasoby energii. Po prawdzie zaczyna� ju� Trudnego przera�a�.
Poniewa� nauka na kompletach zdawa�a si� zajmowa� mu zaledwie u�amek czasu,
ojciec wci�gn�� go do pracy w swojej firmie. Rych�o okaza�o si�, i� dla Konrada
i firma to te� za ma�o. Zacz�� si� prowadza� z jakimi� szczeniakami w sk�rzanych
kurtkach; jednego z nich Trudny rozpozna� p�niej w obstawie Majora. Nic nie
powiedzia� �onie, ale sam ju� niemal widzia� wie�ce na nagrobku syna. Wzi�� go
wi�c ze sob� na kilka przyj�� organizowanych przez Janosa i Geider-Miillera,
gdzie m�odzie�ca, zgodnie z przewidywaniami, zaabsorbowa�y inne aspekty
stosunk�w polsko-niemieckich. Trudny odetchn�� na kr�tko; bo oto pewnego
wieczoru przydybany zosta� na osobno�ci przez wielce zdenerwowanego Konrada,
kt�ry j�� mu co� m�tnie t�umaczy� o czyim� sp�niaj�cym si� okresie. Pad�o imi�
niejakiej Ingi. Trudny z wysi�kiem przypomnia� sobie pos�gow� posta�
blondw�osej, piersiastej aryjskiej dziewoi. Pad�o jej nazwisko. �e Trudny nie
dosta� na miejscu ataku serca, do dzi� nie m�g� si� nadziwi�. Zabroni� synowi
gdziekolwiek wychodzi� i do kogokolwiek telefonowa�. Szcz�ciem okres c�rki
genera�a ostatecznie jednak nadszed�; Trudny odczeka�, a� wyjecha�a z miasta,
lecz Konrad i tak otrzyma� nieodwo�alny zakaz pojawiania si� na jakichkolwiek
niemieckich imprezach. Jako �e od jakiego� czasu panowa�a wok� ch�opaka
wzgl�dna cisza, Trudny mimowolnie pocz�� podejrzewa� go o r�ne straszne rzeczy,
a im d�u�ej ta cisza
trwa�a, tym silniejsze stawa�y si� owe podejrzenia. Strych, my�la� teraz;
niechby siedzia� na nim dniami i nocami, nikogo tam nie zabije, sam zabity nie
zostanie, a i nie doprowadzi do �adnego mezaliansu. Do cholery, mog� mu ten
strych da� w prezencie na gwiazdk�.
Pi� kaw� i przygl�da� si� Violi. Nocami, kiedy pyta�a go szeptem, czy j� jeszcze
kocha, odpowiada�, �e oczywi�cie teraz, w elektrycznym �wietle sztucznego dnia,
nie zdo�a�by tak g�adko jej ok�ama�. Na szcz�cie ona w dzie� nie pyta�a. Wci��
by�a pi�kn� kobiet�-jeszcze zanim si� z ni� o�eni�, wiedzia�, �e d�ugo zachowa
m�ody wygl�d, taki by� bowiem typ jej urody: sylwetka szczup�a, drobna i niska,
szczup�a twarz, kruczoczarne w�osy, jeszcze ciemniejsze oczy, nie najja�niejsza
cera. Takie kobiety, starzej�c si�, bardzo rzadko tyj�, a przed zmarszczkami
cz�sto udaje im si� chroni� jeszcze nawet po czterdziestce. Nie maj� powod�w do
przedwczesnej zgry�liwo�ci, tote� zachowuj� tak�e m�odo�� ducha. Wszystko to
wiedzia�, gdy si� jej o�wiadcza�, on z kolei bowiem by� m�czyzn�
systematycznym, starannie planuj�cym i bardzo rzadko porzucaj�cym zimn� logik�
na rzecz radosnego irracjonalizmu. Przy tym wszystkim nie by� jednak pedantem,
ani ponurakiem, a przynajmniej za takowych si� nie uwa�a�. Uwa�a� si� za
zdolnego cz�owieka interesu. Podobnie my�leli o nim inni. Owa niespotykana
zgodno�� wizerunk�w: wyobra�onego i postrzeganego, dawa�a Trudnemu mi�e poczucie
spe�nienia, uodparnia�a na �r�cy jad frustracji.
M�wi�, �e j� kocha - i czu�, �e k�amie. Te s�owa brzmia�y i smakowa�y jak
k�amstwo; dziwi� si�, �e i ona tego nie wyczuwa. Co to jest mi�o��, zastanawia�
si�, zapatrzony na Violett� t�uk�c� w mo�dzierzu jakie� ostro pachn�ce
ingrediencje; co to jest, bo ju� nie wiem, zapomnia�em. Po��dam jej, lubi� jej
towarzystwo, boj� si� jej utraty, szanuj� j�. A jednak ci��ami s�owa na wargach
brudnym k�amstwem. Mo�e to po prostu takie prawo: tylko m�odzi kochaj�; my
mi�o�� wspominamy. Mo�e takie prawo. Lecz czy ja ju� nie by�bym zdolny powt�rnie
si� zakocha�? Nie wierz�. Janos jest zaledwie p�tora roku m�odszy, a co kilka
miesi�cy zakochuje si� �miertelnie. To znaczy: on tak twierdzi. Te jego mi�o�ci
s� jak ofensywy Hitlera: na pocz�tku szybkie, g�o�ne i wspania�e, potem, gdy
zdobyte jest ju� wszystko, co mog�o zosta� zdobyte, rozmywaj� si� i gasn� w
monotonii posiadania. A ja? Nie kocham: posiadani. Czy to rzeczywi�cie na tym
polega? Czy to w�a�nie jest ta tajemnica: �e mi�o�� to proces, a nie stan?
Wektor, nie skalar?
Przechodzi�a obok i z�apa� j� w pasie, przyci�gn��, a� usiad�a mu na kolanach,
zawijaj�c sp�dnic�; ubrudzone czym� r�ce podnios�a i opar�a na jego barkach.
U�miecha�a si�, przelotnie rozbawiona.
-Co?
- Viola...
-Mhm?
Przygarn�� j�, poca�owa�. Smakowa�a gor�cym chlebem; pachnia�a potem i cebul�.
- No co?
- A gdybym ci powiedzia�, �e si� zakocha�em?
- Znalaz� sobie czas na prawienie komplement�w. Przytrzyma� j�.
- Nie, nie. W kim� innym.
Zmarszczy�a brwi, spowa�nia�a na takie dictum.
- W kim niby? Co, w tej rudej Marcie? Nie wytrzyma�, zacz�� si� �mia�. Pacn�a
go przedramieniem w ucho, wbrew swej woli na nowo u�miechni�ta.
- No i czego r�ysz? G�upie pytania zadajesz, g�upie odpowiedzi dostajesz.
Zakocha� si�, stary ko�!
- Nie, nie, pos�uchaj - zacz��, t�umi�c �miech. - Mnie chodzi o to, czy w og�le
uwierzy�aby� w co� takiego.
- �e� ty niby taki �wi�ty? Ju� ja was znam, m�owie wierni, p�ki drzwi si� za
wami nie zatrzasn�.
�le si� do tego zabra�, ona mu nie odpowie, nie rozumie go. W dzie� jednak nigdy
nie rozmawiali, w dzie� po prostu prowadzili dialogi; nawet teraz, nawet w tej
chwili.
Poca�owa� japo raz drugi, czuj�c zn�w jej smak, i pu�ci�. Mrugn�a do� i wr�ci�a
do roboty.
Dopi� kaw� i rozwin�� karton. Plan parteru budynku naszkicowany zosta� z
licznymi poprawkami, nanoszonymi sukcesywnie, w miar� jak in�ynier robi� coraz
precyzyjniejsze pomiary �cian, kt�rych d�ugo�� w niezrozumia�y spos�b potrafi�a
si� zmienia�.
Kazek od Garbusa otworzy� drzwi, wetkn�� g�ow� i szczekn��:
Telefon do pana.
- Za�o�yli ju�? - zdziwi�a si� Viola.
- Musz� mie� lini� pod r�k� - mrukn�� Trudny, podnosz�c si�. - Da�em ludziom po
litrze, za�atwi�em.
Przeszed� do gabinetu, potykaj�c si� po drodze na rozci�gni�tych kablach. W
gabinecie, kt�ry, obudowany rega�ami o pustych p�kach, nie zas�u�y� sobie
jeszcze na szczytne miano biblioteki, obozowa�o dw�ch elektryk�w,
odpoczywaj�cych po zmaganiach z ozdobnym �yrandolem, kt�ry, mimo ich wysi�k�w,
nie chcia� trzyma� pionu i za ka�dym podwieszeniem odchyla� si� w inn� stron�.
Trudny wskaza� im drzwi. Wyszli z oci�ganiem, zabieraj�c ze sob� kanapki i
flaszki.
Jan Herman podni�s� od�o�on� na pod�og� s�uchawk�. Trudny - przedstawi� si�
kr�tko; nigdy nie m�g� by� pewien, czy dzwoni Polak, czy Niemiec.
- Ci�ko pana z�apa�. - Tym razem by� to Polak. - To ty?
- Nie, moja ciotka. S�uchaj pan, jutro o pierwszej w firmie.
- Czego znowu chcecie?
- Stokrotek do ogr�dka. Jutro o pierwszej.
- Co was tak przypili�o?
- Porozmawiamy.
- Czyja to by�a plotka, ta z zesz�ego tygodnia? Wasza czy ich?
- Jaka plotka, ja nic nie wiem. Do widzenia.
- Nie dzwo�cie mi wi�cej do domu. S�ysza�? Z dala od domu.
- Zarazy si� pan boi? Do widzenia.
3.
�Trudny Export-Import", prywatna firma transportowa, mia�a swoj� siedzib� na
przedmie�ciu, przy ulicy Kruczej, pod numerami: 25, 27, 29 i 31. Numer 25 by� to
warsztat samochodowy, 27 nie istnia�, za� 29 i 31, stare magazyny, zosta�y
po��czone i s�u�y�y teraz za park maszynowy; w�a�ciwe magazyny ci�gn�y si� w
czterech szeregach niskich, d�ugich budynk�w za nimi i po drugiej stronie placu.
Wszystko to, w tym �w plac, otoczone by�o murem o zmiennej wysoko�ci, nigdy
jednak�e ni�szym ni� dwa i p� metra. Istnia�y trzy wyj�cia z dziedzi�ca firmy:
g��wna brama od strony Kruczej, kt�r�dy wje�d�a�y i wyje�d�a�y samochody;
�elazna furtka za magazynami, przez kt�r� wychodzi�o si� nad brzeg rzeczki, a
zaraz za t� rzeczk� wznosi�y si� zabudowania fabryki nawoz�w sztucznych, zreszt�
aktualnie produkuj�cej zupe�nie inne chemikalia; oraz tylne drzwi warsztatu,
kt�rego �ciana stanowi�a zarazem granic� posesji Trudnego. Tylne drzwi s�u�y�y
do niepostrze�onego wymykania si� szefa z biura, gdy sytuacja tego wymaga�a.
Biuro mie�ci�o si� bowiem w przybud�wce ponad warsztatami. Z jej okien rozci�ga�
si� widok na ca�y nale��cy do firmy teren. Trudny wierzy� w si�� symboli.
- Patrz� na te wasze jasne bu�ki, dotkni�ciem brzytwy nie skalane i, kurwa, nie
wiem, �mia� si� czy p�aka�.
- Pan, panie Trudny, zawsze robi trudno�ci - chuderlawy blondynek w p�aszczu
skrzywi� si� szyderczo i odwr�ci� wzrok od okna. Faktycznie, z wygl�du by� o
po�ow� m�odszy od Jana Hermana; jego milcz�cy towarzysz zdawa� si� za� Trudnemu
nieomal r�wie�nikiem Konrada.
Dlaczego za ka�dym razem s� to dzieci wojny? - westchn�� w duchu Trudny,
wyprostowuj�c si� w fotelu za biurkiem i zdejmuj�c okulary.
- Mogliby�cie si� przynajmniej ubiera� jako� bardziej po ludzku. A nie, o, tak:
czarny p�aszcz, sk�rzana kurtka, czapeczka na bakier. Ju� mi nawet ludzie m�wi�:
jakie� szemrane ch�opaki do pana sun�... Niech on chocia� wyjmie r�ce z
kieszeni; trzyma tam odbezpieczone granaty czy po jajach si� maca? Co wy
my�licie, �e to jest jaki� pieprzony teatr, jakie� kino? Gieroje malowani, Bodo
i Dymsza, szlag by was...
- No i o co ten lament, panie mocny? - Blondynek wyj�� i zapali� papierosa;
siedzia� na krze�le przed biurkiem i patrzy� gdzie� po k�tach, omijaj�c Trudnego
wzrokiem. Natomiast ospowaty m�odziak w kurtce, kt�ry na s�owa gospodarza tylko
jeszcze silniej wbi� pi�ci w jej kieszenie, garbi� si� pod zachlapan� bur�
farb� �cian�, przy zamkni�tych drzwiach gabinetu. Mia� pot�nego zeza i Trudnemu
mimowolnie stawa�y przed oczyma groteskowe imaginacyjne obrazy ulicznych
strzelanin, w kt�rych �w chojrak popisuje si� swym snajperskim wzrokiem.
- Wiesz co, Grzeczny, nie denerwuj ty mnie, nie dzisiaj, bardzo ci� prosz�;
jestem w �rodku remontu domu i dopiero co po przeprowadzce, i poziom tolerancji
dla chamstwa i g�upoty mam znacznie obni�ony.
Grzeczny wzruszy� w�t�ymi ramionami.
- Pan si� sam denerwuje. A tu nie ma czym. Drobna rzecz.
- By�aby drobna, nie fatygowa�by� si� osobi�cie. To musi by� co� cholernie
trefnego.
- Zupe�nie pana nie rozumiem. Straci� pan kiedy na naszych umowach?
- Jak przez was strac�, to od razu wszystko. Z tym dynamitem to by�a jawna
bezczelno��. Na co ja si� zgodzi�em? Na makulatur�: gazetki, ulotki. A wy�cie mi
w�adowali na ci�ar�wki skrzynie materia��w wybuchowych! Kierowcy si�
dowiedzieli dopiero po wszystkim, a jechali osiemdziesi�tk�; my�la�em, �e mnie
zlinczuj�. Powinienem was teraz ze schod�w zrzuci�, w og�le nie rozmawia�.
- Ciekawym, sk�d ci kierowcy si� dowiedzieli. Pan tak wszystkim naoko�o
rozpowiada?
- A st�d si� dowiedzieli, �e wys�ugujecie si� takimi szczeniakami, co nie do��,
�e same ze strachu ma�o si� w portki nie poszczaj�, to jeszcze g�by zamkni�tej
trzyma� nie potrafi�. Nic dziwnego, �e co chwila si� s�yszy o wsypie, wpadka za
wpadk�. Kogo�cie do ochrony tego �adunku przydzielili, przedszkole?
Zadzwoni� telefon. Trudny podni�s� s�uchawk�.
- Zenon prosi pana na czw�rk� - poinformowa�a go pani Madzia, w jednej osobie
sekretarka i ksi�gowa firmy, nieoceniona mistrzyni wszelkich malwersacji,
defraudacji i wykorzystywania luk prawnych, od blisko dwudziestu lat prowadz�ca
ksi�gi wszystkich kolejnych interes�w Trudnego.
- Wa�ne?
- Spokojny to on nie by�.
- A co konkretnie?
- Przyjechali ci od Generalmajora i zdaje si�, �e nie chc� p�aci�. -Id�.
Od�o�y� s�uchawk�, wsta�, wdzia� p�aszcz. Wsta� r�wnie� nieco zdezorientowany
Grzeczny.
-Co jest?
Trudny ani my�la� zostawia� ich tu samych. Wskaza� drzwi.
- Na d�.
Przeszli przez sekretariat i d�ugi korytarz, potem �elaznymi schodami do
warsztatu, gdzie warcza�a frezarka, i st�d ju� bezpo�rednio na plac, pokryty
warstw� lekko przymarzni�tej brunatnej brei, powsta�ej z wymieszania piasku,
�u�lu, �wiru, gliny i �niegu. Trudny prowadzi�, szed� szybko, zdecydowanie, nie
odzywaj�c si� ni s�owem. Wymin�� wlok�cego si� w spacerowym tempie, kopiasto
wy�adowanego ksi��kami forda; obszed� w�z drabiniasty, na kt�ry wci�gano z
mozo�em ci�ki, barokowy sekretarzyk (ko� zaprz�gni�ty do owego wozu kopn�� w
zezowatego, kt�ry dokona� cudu akrobatyki, w ostatniej chwili uskakuj�c o w�os
spod kopyta z�o�liwego zwierz�cia); pogrozi� pi�ci� garbusowi w brudnym
roboczym kombinezonie, opr�niaj�cemu samotnie pod �cian� magazynu dwulitrow�
flach� siwuchy; przeszed� pomi�dzy czterema ponurymi �andarmami, przeliczaj�cymi
jakie� pieni�dze, pozdrowi� po imieniu trzech spo�r�d nich, na co odpowiedzieli
uk�onami i zdj�ciem czapek - i w ko�cu wszed� pod wysoki dach zajezdni, gdzie,
przy czwartym peronie, sta�a zaparkowana ty�em pusta wojskowa ci�ar�wka, a obok
niej wyra�nie podenerwowany Zenon Trupia G��wka wyk��ca� si� w swym �amanym
niemieckim z m�odym podporucznikiem Wehrmachtu. Na oko pi��dziesi�cioletni
kierowca oficera, r�wnie� w mundurze, pali� papierosa w szoferce ci�ar�wki i z
melancholijnym wyrazem twarzy przys�uchiwa� si� owej konwersacji.
- Co si� dzieje? - zwr�ci� si� Trudny do Zenona.
- Ten sukinsyn w og�le nie przyni�s� forsy. M�wi, �e genera� nie kaza� mu
p�aci�. �e, cholera, ma to dosta� za darmo! S�ysza� pan kiedy wi�kszy idiotyzm?
- Gdzie rzeczy?
- A, o, przygotowane - Trupia G��wka wskaza� otwarte wewn�trzne wrota do
magazynu.
Rzecz sz�a o wyposa�enie willi Generalmajora, a konkretnie o wyposa�enie jej
�azienek; Trudny podczas jednego z przyj�� zaoferowa� si� by� dostarczy�
genera�owi trzy komplety z�oconych armatur, dwie zabytkowe wanny i lustra o
ramach tego samego rytu. Lecz, jako �ywo, nie przypomina� sobie, by wspomina�
w�wczas cho� s�owem o jakichkolwiek filantropijnych aspektach swej dzia�alno�ci.
Odni�s� nawet wra�enie, i� suma, kt�r� uzgodnili, nie budzi wi�kszych sprzeciw�w
Generalmajora. W istocie Trudny potraktowa� transakcj� jako promocyjn� i sporo
opu�ci� cen�. Co, rzecz jasna, nie oznacza�o, i� zamierza na interesie straci�.
Niemniej by� pewien, �e nie da� Niemcowi �adnego pretekstu do wysuwania podobnie
stanowczych ��da�.
Zapyta� podporucznika o nazwisko. Hoffer.
- Herr Trudny - rzeki Hoffer. - Otrzyma�em wyra�ny rozkaz od genera�a. Nie by�o
w nim mowy o pieni�dzach. Jestem przekonany, �e panowie om�wili wszystko ju�
wcze�niej.
- Ot� to, om�wili�my. Pan powinien mie� przy sobie te pieni�dze.
- Ale nie mam i na pewno nie stworz� ich z powietrza. Widz� zatem tylko dwa
wyj�cia z sytuacji: albo odjad� st�d z obiecanymi wannami i ca�� reszt�, albo
bez. Odjecha� musz� -zerkn�� na zegarek - za p� godziny. No wi�c, jak pan chce,
panie Trudny.
Trudny spojrza� Hofferowi w oczy i zrozumia�, �e okrutnie zmyli� go m�ody wiek
podporucznika. W szarych oczach mia� on staro�� i l�d. A cwany skurwysyn,
pomy�la� z podziwem Jan Herman; on ma te pieni�dze, ma, ale liczy na to, �e si�
wystrasz� i dam wszystko za darmo, a genera� nie b�dzie sobie zawraca� g�owy
jakim� Polaczkiem. Gdyby Hoffer uszczkn�� zaledwie cz�� sumy, posiada�oby to
wszelkie znamiona defraudacji, a �e zagarnia wszystko, to nawet je�li genera�
dowie si� o przewal�, istnieje wysokie prawdopodobie�stwo, i� mimo wszystko
zwyci�y w nim podziw dla strace�cze odwa�nego m�odzie�ca. Nad Hofferem musi
wisie� jaki� miecz, najpewniej honorowe d�ugi karciane, on nie wygl�da na syna
ch�opa ma�orolnego.
- Bardzo dobrze - zdecydowa� spokojnie Trudny. - Za�adujemy. Pan za�, Herr
Leutnant Hoffer, b�dzie mi winny ca�� sum� plus naliczane tygodniowo odsetki. -1
przeszed� na polski: - �adujcie. Dalej, dalej, dawaj, Trupia G��wka.
Zenon pokr�ci� g�ow� z dezaprobrat�, ale zakrzykn�� na ludzi w magazynie i ci,
zbiorowo j�kn�wszy, chwycili si� za pierwsz� wann�, a by� to naprawd� kawa�
cholernie ci�kiego �elastwa.
- Co� ty powiedzia�? - sykn�� Hoffer, podchodz�c do Trudnego jeszcze bli�ej. -
Ja mam ci by� co� winien? Co ty sobie roisz w tej durnej polskiej g�owie?
- Poczekam, je�li ju� umoczyli�cie gdzie� t� fors�, ale nie b�d� czeka�
wiecznie. Popytam ludzi, rozeznam si� w waszej sytuacji; nie jestem bez serca.
Macie bezpo�redni przydzia� do sztabu genera�a, prawda? Jako kto?
Hoffer za�mia� si�.
- Ty po prostu zwariowa�e�!
- Zauwa�cie, �e mo�ecie jeszcze po prostu zap�aci� za towar i ca�ej sprawy nie
b�dzie, a ja strac� podstaw� do szanta�u.
- Jakiego szanta�u?
- Ja zamierzam was szanta�owa�, Herr Leutnant Hoffer.
Trudny m�wi� to wszystko, nie zmieniaj�c tonacji ani nat�enia g�osu i do
Hoffera powoli ju� zaczyna�o dociera�, w co wdepn��.
- Uwa�asz, �e genera� cho� na chwil� zawierzy twoim s�owom?
- Dlaczego mia�bym od razu i�� z tym do genera�a? S� inni ludzie, kt�rzy gotowi
mi jeszcze zap�aci� za informacj� o finansowych machinacjach m�odego oficerka ze
sztabu. Prosto po przeszkoleniu, co? Podporucznik. Nie pow�cha� jeszcze prochu
na froncie, mhm?
Tamci tymczasem ju� za�adowali na ci�ar�wk� pierwsz� wann� i zawr�cili po
drug�. Hoffer obejrza� si� i wtedy zobaczy� wychylonego z szoferki swego
kierowc�, kt�ry zas�ucha� si� by� w toczon� par� metr�w ode� rozmow� do tego
stopnia, �e nawet nie zauwa�y� doszcz�tnego spopielenia trzymanego mi�dzy
palcami ko�cistej d�oni papierosa. Teraz szybko odwr�ci� wzrok.
Hoffer zacisn�� szcz�ki. Spojrza� na Trudnego z nienawi�ci�.
- My�lisz, �e uda ci si� zastraszy� niemieckiego oficera? - warkn��. Trudny
u�miechn�� si�. �wiczy� ten u�miech przed lustrem, by� to grymas
dopracowany do najmniejszego drgni�cia mi�ni, bardzo skuteczny.
- Ja z tego �yj� - rzek�.
Stoj�cy przy ko�cu peronu Grzeczny parskn�� t�umionym chichotem.
Trudny wiedzia�, co Hoffer powinien teraz uczyni�. Powinien mianowicie wyj�� z
futera�u pistolet i strzeli� Janowi Hermanowi w �eb. Ka�da inna reakcja
Leutnanta oznacza jego kl�sk�. Strza� zreszt� te�, ale najmniejsz�. Mia� jednak
Trudny racj�: podporucznik by� prosto po szkole i zapewne jeszcze nawet nie
widzia� zabitego cz�owieka. �mier� nie przysz�a mu do g�owy. Skapitulowa�.
- Wr�c� tu za dwie godziny. Dostaniesz t� fors�, skurwysynu.
- Danke sch�n. Heil Hitler!
Trudny odszed� wraz z Grzecznym w k�t hali. Zezowaty pozosta� na zewn�trz;
spacerowa� w t� i we w t�, wci�� nie wyjmuj�c d�oni z kieszeni. Grzeczny by� pod
wra�eniem, szczerzy� krzywe z�by.
- Pan to masz jaja...! Tak si� stawia�, to� to samob�jstwo. Nas od strace�c�w
wyzywasz, a sam co robisz? Oj, panie Trudny, panie Trudny.
- No i c�e� taki uchachany? Cz�owieku, ja z nimi robi� interesy, dzie� w dzie�,
tydzie� po tygodniu. D�ugo bym si� utrzyma�, ulegaj�c byle poruczniczynie! Zaraz
bym z torbami poszed�. Przecie� oni jeden w drugiego bior� w �ap�, ile si� da!
To jest morale zwyci�skiej armii: po prostu czuj�, �e si� im to nale�y.
Widzia�e� te wanny. W �yciu by� nie zgad�, jak niska jest pensja Generalmajora
Wehrmachtu.
- Ale teraz masz zajad�ego wroga.
- Wy wrog�w macie miliony.
Grzeczny, mamrocz�c co� pod nosem, wyj�� i zapali� kolejnego papierosa - by� to
jaki� ruski ci�kodymny morderca p�uc, koiciel frontowych strach�w, opapierzona
mieszanka suszu, w kt�rej akurat tytoniu by�o zapewne najmniej.
- No wi�c sprawa jest taka - rzek�, odkaszln�wszy mokro. - Potrzebujemy faktur,
zam�wie� i kwit�w celnych na dwie�cie dwufuntowych puszek wo�owiny.
- A sk�d one?
- No jak to? Z Niemiec, rzecz jasna. Ostatecznie mo�e by� Belgia, ale lepiej nie
wychodzi� poza stereotypy; mia�bym skrzynie szampana, powiedzia�bym, �e od zab�j
ad�w, ale wo�owina z Niemiec.
- Jak to idzie? Jako front�wka?
- Yhm. Gdzie� za zielon�. Niewa�ne. Mnie chodzi o te papiery, gubi� si� pod
Tatrami, dalej mnie nie obchodzi.
- Co wy, idziecie w szmugiel w odwrotn� stron�? Co to za interes? Je�li
front�wka, to sk�d kwity celne? Co w tych puszkach, amunicja?
- Wo�owina, nie s�ysza�?
- Ty, Grzeczny, nie podskakuj. Jak ja b�d� ludzi prosi� o piecz�tki, to chc�
wiedzie� pod czym.
- Nic trefnego, no, s�owo daj�.
- Co ty mi b�dziesz s�owo dawa�; jakby to nie by�o trefne, to, primo: wy by�cie
si� tym, ch�opcy, nie zajmowali; secundo: nie przychodziliby�cie z tym do mnie;
tertio: w og�le nie przejmowaliby�cie si� papierami, tylko pojechali na
�ap�wkach, w ko�cu co to jest,
dwie�cie puszek, �wier� ci�ar�wki, i nawet �adnej granicy po drodze, a przecie
nie spu�cicie ich bacom w Zakopanem.
- O Jezu, panie Trudny, c�e� pan taki upierdliwy, my�la�by kto: prosz� pana o
nie wiadomo co...
- Bo te� i prosisz mnie o nie wiadomo co. A bo ja wiem, co b�dzie w tych
puszkach? Wpadacie komu� w oko, otwieraj� jedn� i drug�, a tam, na ten
przyk�ad... no nie wiem, co� diabelnie �mierdz�cego. Wy wymachujecie tymi
fakturami, oni nawiedzaj� bladym �witem piecz�tkowych, piecz�tkowi m�wi�: to ten
cholerny Trudny... i upierdliwy pan Trudny jest za�atwiony.
- Dobra, dobra. Nie ma pan czego� in blanco? Trudny uni�s� brew.
- A to jest ju� inna rozmowa. Po co by�a ta durna gadka o puszkach i wo�owinie?
Trza by�o od razu. Pewnie, �e mam druki in blanco, musz� mie�; ale niewiele i na
w�asny u�ytek. Gdybym mia� je opyla�, na pewno nie zszed�bym poni�ej ceny
rynkowej, a wiesz, po ile chodz� teraz dobre dziewiczki? No co tak �lepia
wywalasz?
- Ale� z was dra�, Herr Trudny. Czy wy w og�le nie odr�niacie nas od tych
bazarowych cwaniak�w?
- A jak�e, odr�niam. Za przekr�ty bazarowych cwaniak�w to ja mog� co najwy�ej
nieco zbiednie�, a za wasze utrupi�mnie i moj� rodzin�, wi�c nie wyje�d�ajcie mi
tu przypadkiem z Marsza�kiem, Rac�awicami, Grunwaldem i, kurwa, chrztem Polski,
bo sam was przechrzcz� i b�dziecie se mord� na kowadle prostowa�.
- No, no!
- No co: no, no?! - wrzasn�� mu Trudny w twarz, a� obejrzeli si� na nich Zenon i
jego ludzie, i obu Niemc�w.
Grzeczny odwr�ci� wzrok. Obraca� nerwowo papierosa pomi�dzy palcami.
- Tylko spokojnie. Tylko spokojnie. Nie ma po co si� tak wydziera�. Ludzie
patrz�. Tylko spokojnie. Po ile u was te dziewiczki?
Trudny powiedzia�. Blondynek wzruszy� ramionami.
- Przeka��. Aha, mam do was ma�� pro�b�. Ten wasz dom na Pi�knej - tam pewnie
teraz zamieszanie, masa ludzi i tak dalej. Przenocowaliby�cie par� dni jednego
cz�owieka, co?
- Kto zacz, ten jeden cz�owiek?
- Powoli, powoli, nie maj� go na listach.
- Ale wkr�tce pewnie b�d� mieli? Kiedy� im trafi do pokoiku i wtedy przypomni
sobie dom na Pi�knej, wtedy przypomni sobie wszystko.
Grzeczny za�mia� si�, ju� odzyska� rezon.
- No, o to akurat nie musicie si� martwi�! Nie on, nie Siwy.
- Co, taki twardziel? Kogo wy mi wpychacie, pistolet na fajrancie? Nie macie
gdzie melinowa� swoich kat�w?
- Par� nocy, nie b�d�cie �yd, z wami interesy to jak krew z nosa, wsp�czuj�
waszym wsp�lnikom, kutwa z was wprost nieziemska.
- Ale� wyszukane komplementa mi prawisz, Grzeczny; no wprost rozp�ywam si�.
Wezm� tego Siwego, ale ty powiesz Majorowi, �e na mojego syna ma by� szlaban.
Ponimajesz? Nawet jakby na kolanach b�aga�. Kopa w dup� i niech wraca do domu.
�adnej roboty, nawet najmniejszej. Nic. Konrad ma by� czysty. Inaczej ja dla was
nie istniej�. Jedno z dwojga: albo ojciec, albo syn. Obu nie b�dziecie mieli.
- �winia jeste�cie, panie Trudny - wymamrota� pojednawczo blondynek.
4.
Przyszed� w niedziel�, p�nym wieczorem, jednak jeszcze przed godzin� policyjn�.
Sam Trudny - kt�ry dopiero co wr�ci� od Geider-Miillera - otworzy� drzwi na jego
kr�tki dzwonek i od razu wiedzia�, kto to, bo facet rzeczywi�cie by� siwy. Mia�
siwe w�osy i siwe oczy i nie wi�cej ni� trzydzie�ci lat. Taki m�ody, a taki
cichy, spokojny; wyt�umiony, pomy�la� Jan Herman. Ma�o m�wi�, na dodatek niemal
szeptem. Szczup�y, nawet chudy, wzrostu Trudnego - nie charakteryzowa� si�
jednak ow� brzydk� kanciasto�ci� ruch�w, w�a�ciw� dla os�b ko�cistych. Irytowa�
jedynie nawykiem bezlitosnego patrzenia ludziom w oczy; mia� suche i twarde
spojrzenie i niemal w og�le nie odwraca� go od �renic rozm�wc�w, a ponadto
prawie wcale nie mruga�.
Przyszed� w starym, szarym pr�szniku, z go�� g�ow�, na kt�rej wiatr skot�owa� mu
d�ugie i wiotkie bia�e w�osy; na d�oniach mia� dziurawe w��czkowe r�kawiczki, a
w prawej d�oni dzier�y� r�czk� drewnianej walizki. Prze�o�y� ci�ki baga� do
lewej, by przywita� si� z Trudnym, gdy ten ju� zamkn�� za nim drzwi wej�ciowe.
- Siwy - powiedzia�.
- Mhm, prosz� t�dy.
Ulokowa� go Jan Herman w pokoju go�cinnym na parterze - za schodami, przy
�azience. Ju� sobie przemy�la�, co powie rodzinie: znajomy sprzed wojny w
trakcie tu�aczki po kraju. Standardowa i bardzo wiarygodna legenda; zreszt�
tak�e na Szewskiej nocowa�o u Trudnego na podobnych zasadach kilkadziesi�t os�b.
Takie czasy. Nikt nie powinien si�
dziwi�. A ujrzawszy Siwego, Jan Herman pozby� si� wi�kszo�ci swych obaw - ten
cz�owiek nie sprawi k�opotu: on i tak, sam z siebie, zachowuje si�, jakby nie
istnia�. Podzi�kowawszy zwi�le, zamkn�� za sob� drzwi pokoju i ju� si� wi�cej
tego wieczoru nie pokaza�. Trudny obja�ni� go w kwestii po�o�enia urz�dze�
sanitarnych oraz kuchni i nawet zapyta�, czy aby go�� nie �yczy sobie jakiego�
posi�ku, lecz go�� niczego sobie nie �yczy�. Wchodz�c na pi�tro, Trudny
u�miechn�� si� pod nosem. Mo�e jednak nie wyjdzie na tym uk�adzie z lud�mi
Majora a� tak �le.
Gwoli prawdy, na uk�adach z lud�mi Majora Trudny zazwyczaj wychodzi� bardzo
dobrze. Wynika�o to z prostego faktu, i� oni jego potrzebowali bardziej, ani�eli
on ich. M�g� stawia� warunki. Stawia�. Wszak to nikt inny, tylko ludzie Majora,
przy okazji przer�nych kurierskich misji, przerzucali do Szwajcarii i lokowali
w tamtejszych bankach sukcesywnie zamra�any kapita� Trudnego - Trudny otrzymywa�
z powrotem szyfrowane potwierdzenia wp�aty sum na okre�lone konto. Zreszt�
r�wnie� wiele krajowych przedsi�wzi�� Jana Hermana nie powiod�oby si� bez pomocy
Majora i jego siatki.
Violett� zasta� w sypialni ju� pogr��on� we �nie, wcze�nie si� dzisiaj po�o�y�a,
zm�czona tym ca�ym zamieszaniem, bynajmniej nie zmniejszaj�cym si� w miar�
post�powania prac wyko�czeniowych. Rozdra�ni�a j� autorytatywna decyzja Trudnego
o zezwoleniu Konradowi na swobodne buszowanie po strychu. Dla r�wnowagi
wywalczy�a kategoryczny zakaz wchodzenia tam dla Lei i Krystiana, pewna, �e
strych zagra�a dzieciom w jaki� bli�ej nie sprecyzowany spos�b. Rozbieraj�c si�,
Trudny rozmy�la� nad awantur�, jak� rano zrobi� mu ojciec w zwi�zku z Janosem -
kt�ry� ze znajomych ojca widzia� Jana Hermana sto�uj�cego si� w niemieckiej
restauracji przy jednym stoliku ze Standartenfuhrerem w galowym mundurze Waffen-
SS. Nie by� to obraz wzorowego Polaka patrioty daj�cego odp�r teuto�skiej
inwazji. Ojciec nigdy nie rozumia�, na czym polega robienie interes�w. Trudny
nie mia� dla niego zbyt wiele szacunku; by� mo�e inaczej by si� to wszystko
u�o�y�o, gdyby rodzic wcze�nie zmar�. �y� jednak na tyle d�ugo, by doros�y syn
dojrza� w nim tak�e po prostu m�czyzn�. A Pawe� Trudny by� m�czyzn� s�abym, o
s�abej woli i s�abym poczuciu w�asnej godno�ci. Czu�, i� w por�wnaniu do
w�asnego syna wypada wr�cz n�dznie - i budzi�o to w nim najgorsze instynkty. To
dramat ka�dego ojca, kt�rego przerasta syn: trudno zdusi� rozkwitaj�c� w sercu
zawi��. On, kt�rego sp�odzi�em, uczy�em, wychowywa�em - on teraz zaw�aszcza
sobie nale�ne mi szcz�cie. A na dodatek czas: moje dni ostatnie, jego �ycia
pe�nia. To zakwasza krew. Jan Herman ju� od dawna pr�bowa� si� uwolni� od owego
smutnego ci�aru wsp�zamieszkiwania z rodzicami, nie mia� jednak w tym dziele
sprzymierze�c�w, nawet �ona go nie popiera�a: Viola darzy�a te�ci�w spor�
sympati�.
Czasami odnosi� wra�enie, �e to on w�eni� si� w t� rodzin�, �e to ich c�rka.
W domu panowa�a cisza, w sypialni Trudnych p�mrok, szary od ksi�ycowego
poblasku na zalegaj�cym za oknem �niegu; po�o�ywszy si� obok �ony, Jan Herman
zapatrzy� si� na jej rze�bione mi�kkimi cieniami spokojne, g�adkie oblicze.
�adnie wygl�da�a we �nie, lubi� j� tak obserwowa� noc�. Swego czasu uto�samia�
szcz�cie z takimi w�a�nie chwilami: zima i mr�z na zewn�trz, a ja tu, w ciep�ym
��ku, u boku kobiety, kt�rej... nie kocham. Jej twarz... dotkn�� wierzchem
d�oni at�asowego policzka �pi�cej. Co teraz czu�, o czym my�la�? Jakie�