8055
Szczegóły |
Tytuł |
8055 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8055 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tomasz Olszakowski
PAN SAMOCHODZIK I... IKONA Z WARSZAWY
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WST�P
By�o lato 1926 roku. Rozbi�rka soboru ci�gn�a si� wiele miesi�cy. Przeszkolone
brygady oderwa�y od �cian ok�adziny z cennych gatunk�w kamienia, wyrwa�y z
wn�trza
kolumny i rze�by. Zdemontowano stalow� konstrukcj� podtrzymuj�c� cebulast�
kopu��.
Teraz na rusztowaniach wewn�trz �wi�tyni uwijali si� robotnicy. Kuli w �cianach
otwory na
�adunki wybuchowe.
Nieliczni mieszkaj�cy jeszcze w Warszawie Rosjanie przychodzili na plac, jakby
ciekawi� ich post�p prac. Zaledwie kilkana�cie lat temu s�dzili, �e ziemie te
zosta�y
przy��czone do Rosji na wieki. Tak niedawno wznie�li tu w samym �rodku podbitego
kraju
najwspanialsz� prawos�awn� �wi�tyni�, ust�puj�c� chyba tylko soborowi pod
wezwaniem
Chrystusa Zbawiciela w Moskwie... By j� zbudowa� i przyozdobi�, na�o�yli na
zniewolony
nar�d bezwzgl�dnie �ci�gany haracz. Miliony rubli wydartych polskim ch�opom
przybra�y
kszta�t �smego cudu �wiata...
Dzi� wczorajsi zdobywcy obserwowali, jak dzie� po dniu ulega zag�adzie ostatni
symbol ich umar�ego imperium. Wczoraj panoszyli si� na cudzych ziemiach, dzi�
tu�ali si� na
obczy�nie, samotni i wydziedziczeni. I niejeden, patrz�c na mury spowite dymem
wybuch�w,
uroni� gorzk� �z�...
ROZDZIA� PIERWSZY
GO�� PANA SAMOCHODZIKA � DZIEJE KLASZTORU NA SOL�WKACH � LIST
OD DOKTORA RAUBERA � WIECZORNA NARADA � NAJGORSZA DZIELNICA
WARSZAWY � SPOTKANIE NASZYCH WROG�W � CZ�OWIEK MICHAI�A
Gdy szed�em na studia, s�dzi�em, �e b�d� musia� przeczyta� i zapami�ta� ogromn�
liczb� r�norodnych informacji. Kiedy uda�o mi si� zdoby� prac� w departamencie
kierowanym przez Pana Samochodzika, okaza�o si�, �e cho� by�em jednym z
najlepszych
student�w na roku, moja wiedza nie wystarcza. Musia�em jeszcze wiele si�
nauczy�.
Na razie mia�em dosy�. Od�o�y�em prac� doktorsk� by�ego dyrektora naszego
departamentu, Jana Marczaka. Po��k�e kartki ods�ania�y przede mn� dorobek
kultur
prekolumbijskich, �wiat, kt�ry ju� nie istnia�. Praca by�a szalenie ciekawa i
napisana z
ogromn� swad�, ale mimo wszystko ju� nie by�em w stanie... Oczy piek�y mnie,
jakby kto�
sypn�� pod powieki piasku. Mo�e �yk �wie�ego powietrza postawi mnie na nogi?
Podszed�em do okna i popatrzy�em w zadumie na pokryt� �niegiem przestrze� placu
Marsza�ka Pi�sudskiego. Zrobi�em niewielk� szpar�. Wiatr owia� mi twarz. Zima...
Osiem
stopni mrozu. Przeci�gn��em si�, a� zaskrzypia�y stawy. Nieoczekiwanie
spostrzeg�em Pana
Samochodzika. Szed� przez plac w towarzystwie jakiego� cudaka ubranego w d�ugi
ko�uch i
wysokie buty. Rozmawiali o czym� zawzi�cie, a mo�e nawet si� k��cili? Tajemniczy
towarzysz szefa mia� na g�owie papach� z kr�liczego futra. Gdzie� ju� widzia�em
takie
nakrycie g�owy...
Wycofa�em si� od okna i usiad�em przy biurku. Czeka�em. Dziesi�� minut p�niej
rozleg�o si� pukanie do drzwi. Pan Samochodzik uchyli� je troch�, zagl�daj�c do
�rodka.
- Pawle, zapraszam do mojego gabinetu.
Nieoczekiwanie praca doktora Marczaka wyda�a mi si� bardzo ciekawa, a jej
lektura -
najprzyjemniejszym zaj�ciem pod s�o�cem. Powlok�em si� za zwierzchnikiem jak
skazaniec
na szafot. Us�ysza�em jeszcze, jak wydaje dyspozycje sekretarce. Trzy kawy...
Gabinet szefa. Na wieszaku wisia�a jego jesionka i ko�uch go�cia. Michai�
Derekowicz Tomatow.
- Tfu - mrukn��em. - Zgi�, przepadnij, si�o nieczysta...
Mocny u�cisk d�oni.
- Ja te� si� ciesz�, �e ci� widz� - odpar� z u�miechem.
- Siadajcie - zaprosi� nas szef.
Zaj�li�my miejsca.
- Szefie - j�kn��em - co on tu robi?
Nasz go�� u�miechn�� si� szeroko. Zna�em ten u�miech. Wr�y� k�opoty. Jak
zwykle...
- Mam dla was zagadk� do rozwi�zania.
Zab�bni�em palcami o st�.
- Michai� - powiedzia�em powoli i gro�nie - znamy twoje zagadki do rozwi�zania.
Ostatnio mieli�my tylko poogl�da� zdj�cia satelitarne, a gdzie wyl�dowali�my? W
wiosce
ludo�erc�w!
- Oj tam - wzruszy� ramionami. - Wypadek przy pracy.
- M�wi�e� w�wczas, �e to b�dzie ca�kowicie bezpieczne - zauwa�y�em zgry�liwie. -
�e nic nam nie grozi...
Spowa�nia�.
- Pawle, tym razem nie mog� wam tego obieca�. Nawet wr�cz przeciwnie. S�dz�, �e
tym razem mo�e by� naprawd� niebezpiecznie.
- A konkretnie? - zapyta�em.
- W�a�nie - w��czy� si� pan Tomasz. - Czego tym razem b�dziemy szuka�?
Nasz go�� przymkn�� oczy.
- W 1712 roku dwaj mnisi, Jowow i Pasijow, �yj�cy w pustelni na Wyspach
So�owieckich, mieli widzenie. Objawi�a si� im Matka Bo�a. Przepowiedzia�a, �e
kiedy�
miejsce, w kt�rym stoj�, pokryje si� grobami i zostanie nazwane Golgot�. Na
szczycie
wzg�rza nakaza�a im wznie�� cerkiew... Jeden z nich wkr�tce namalowa� ikon� dla
upami�tnienia objawienia. W latach osiemdziesi�tych XIX wieku wybitny rosyjski
malarz,
Winogradow, specjalizuj�cy si� w tworzeniu malowide� i fresk�w religijnych,
wykona� kopi�
obrazu Matki Boskiej So�owieckiej. Przepowiednia spe�ni�a si�... Klasztor na
So�owkach
zosta� zniszczony w 1923 roku. Po wymordowaniu mnich�w bolszewicy stworzyli w
nim
jeden z najstraszliwszych �agr�w... Oczywi�cie zniszczyli ca�e wyposa�enie, w
tym s�yn�c� z
licznych cud�w ikon�... Wzg�rze pokrywaj� setki masowych grob�w... W 1990 roku
w�adze
zwr�ci�y klasztor Ko�cio�owi. Wtedy rozpocz�to stopniow� odbudow�. Fundacja,
kt�rej
patronuj�, wspiera te prace niewielkimi datkami.
- Jakie wi�c jest nasze zadanie? - zainteresowa�em si�.
- �wi�ta ikona zosta�a zniszczona, ale kopi� wykonan� przez Winogradowa mo�na
chyba odnale��...
- S�dzisz, �e istnieje?
- M�j ojciec szuka� jej przez wiele lat... Zapu�ci� si� nawet do Polski,
ryzykuj�c
spotkanie z panem - sk�oni� g�ow� przed szefem.
Pan Tomasz u�miechn�� si� do swoich wspomnie�.
- S�dzi� wi�c, �e mog�a znale�� si� u nas? - zapyta�.
- Owszem. Czyta�em jego notatki. Odszuka� list malarza, w kt�rym ten wspomina
swojemu przyjacielowi, �e obraz wykona� na zlecenie warszawskiej metropolii
prawos�awnej.
Tak wi�c ikona najprawdopodobniej dotar�a do waszego miasta.
- Niekoniecznie - zauwa�y�em. - Metropolii w Warszawie podlega�a wi�ksza cz��
Kr�lestwa Polskiego.
-Ale Winogradow by� malarzem na tyle wybitnym, �e na jego obrazy mog�y sobie
pozwoli� tylko najbogatsze �wi�tynie - odparowa� natychmiast.
- Jak to sobie wyobra�asz? - mrukn�� Pan Samochodzik. - Mamy odnale�� tak cenny
zabytek, a potem pozwoli�, �eby� wywi�z� go za granic�?
Michai� pokr�ci� g�ow�.
- Nie zamierzam bawi� si� w przemytnika. Rozumiem, �e wasz kraj w znacznym
stopniu zosta� ogo�ocony z zabytk�w na skutek wojen i ochrona tego, co ocala�o
jest dla
waszych w�adz bardzo wa�na. Zamierzam wszystko za�atwi� legalnie.
- Nigdy nie pozwol� ci tego wywie�� - powiedzia�em z pow�tpiewaniem. - Zwyk��
ikon� by�oby bardzo trudno, a co dopiero malowan� przez tak wybitnego malarza...
- Licz� tu na wasze po�rednictwo - sk�oni� g�ow�. - To zabytek kultury
rosyjskiej, bez
znaczenia dla zachowania, jak to nazywaj� wasze przepisy - zmru�y� oczy,
usi�uj�c sobie
przypomnie� - �substancji historyczno-kulturalnej� narodu.
- Obawiam si�, �e nawet nasze rekomendacje nie zrobi� wra�enia na komisji
decyduj�cej o zezwoleniu na wyw�z - szef roz�o�y� bezradnie r�ce.
- Nic za darmo - Michai� u�miechn�� si� lekko. - Szwecja jest wielk� skarbnic�
polskich zabytk�w zrabowanych i wywiezionych tam podczas wojen. Dam wam godn�
rekompensat�. Czy mo�e lepiej powinienem powiedzie� godziw�?
- Chyba tak b�dzie brzmia�o zr�czniej - kiwn�� g�ow� Pan Samochodzik.
- A co konkretnie masz na my�li? - zagadn��em.
Wyj�� z teczki dziesi�� kolorowych fotografii. Przedstawia�y portret trumienny
w�satego szlachcica. Na jednej by� widok og�lny, na pozosta�ych - zbli�enia.
- Siedemnasty wiek, s�dz�c po szczeg�ach stroju - mrukn��em.
- Mamy tego na setki.
Michai� obdarzy� mnie tajemniczym u�miechem. Oczka mu zab�ys�y.
- Co� mi tu nie gra - powiedzia� Pan Samochodzik marszcz�c brwi. - Nasz go��
studiuje przecie� histori� sztuki i nie fatygowa�by si� z byle obrazem...
- Zgadza si� - potwierdzi� nasz przyjaciel. - Zw�aszcza do tak wybitnych
ekspert�w
postara�em si� przyj�� z czym� szczeg�lnie ciekawym....
Zamy�li�em si�.
- Portrety trumienne powstawa�y na naszych ziemiach od ko�ca XV wieku -
zacz��em.
- Te najstarsze s� niezwykle rzadkie, mamy w polskich zbiorach jedynie kilka
sztuk z
pierwszego wieku ich istnienia... XVII i XVIII wiek s� reprezentowane przez
setki
zachowanych egzemplarzy. Powstawa�y tak�e p�niej, cho� moda zdecydowanie
przemin�a.
Ostatni, o kt�rym s�ysza�em, wykonano kilka lat temu z okazji pogrzebu Jerzego
Waldorffa,
zas�u�onego szefa Komitetu Ochrony Pow�zek...
- O, nawet nie wiedzia�em - zdziwi� si� pan Tomasz.
- To by� pi�kny pogrzeb - powiedzia�em. - Z portretem trumiennym, z�amaniem
szabli
i tarczy herbowej, bo zmar�y by� ostatnim ze swego rodu... - uj��em do r�ki
fotografi�. - Skoro
obraz ten pochodzi z czas�w, gdy podobne malowid�a pojawia�y si� cz�sto jak
grzyby po
deszczu, nale�y przypu�ci�, �e jego warto�� polega na czym� zupe�nie innym...
Nie
przedstawia �adnej s�awnej postaci historycznej, a zatem... Chyba znam
rozwi�zanie tej
zagadki. Portrety malowano na kilku rodzajach blachy. Najwi�cej zachowa�o si� na
�elaznej
lub miedzianej. Malowano tak�e na cynku - te przewa�nie znajduj� si� w op�akanym
stanie -
oraz na srebrze. Te znane s� tylko z literatury, bowiem do naszych czas�w nie
ocala� ani
jeden. Wszystkie uleg�y przetopieniu.
- Brawo, moja szko�a - pochwali� mnie pan Tomasz.
Wida� zaimponowa�em mu swoim zasobem wiedzy.
- Nie wszystkie - u�miechn�� si� Michai�, stukaj�c palcem w fotografi�.
Szef spojrza� na niego ze zdumieniem.
- Chcesz powiedzie�, �e on naprawd� malowany jest na srebrnej blasze?
- Przecie� nie fatygowa�bym si� do pan�w z byle czym - go�� udawa� obra�onego. -
Kupi�em go z kolekcji przyjaciela. Jaki� jego przodek zrabowa� go podczas
potopu.
Zapad�o milczenie.
- A je�li nie znajdziemy ikony? - zapyta�em.
- Nie dostaniecie obrazu - Rosjanin by� nieust�pliwy. - Ale nie stawiajmy sprawy
na
ostrzu no�a. Wiem, �e j� panowie odnajd�... Chcia�bym jednak ju� teraz z�o�y� w
tej sprawie
list intencyjny waszemu rz�dowi... Jest jeszcze jeden problem. Obraz mam u
siebie w
Sztokholmie. Aby go sprowadzi� do Polski, trzeba b�dzie u�y� machiny
biurokratyczno-
urz�dniczej. Albo przemyci� w poczcie dyplomatycznej.
- Idziemy do ministra - Pan Samochodzik poderwa� si� z miejsca. - Za�atwi� ci to
zezwolenie, cho�by mieli mnie za to wywali� z pracy. Przecie� to unikatowe
dzie�o... Warto
wymieni� je na kopi�, nawet je�li malowa� j� sam Winogradow.
Wyszli. Siedzia�em popijaj�c kaw�. Co� mi tu nie gra�o. Skoro mieli�my odnale��
ikon�, to dlaczego Michai� wspomina�, �e mo�e by� niebezpiecznie? Co ukrywa�
przed nami?
Ba� si� czego�... A przecie� nie nale�a� do ludzi strachliwych.
Wr�cili. Szef by� lekko zas�piony.
- Minister nie mo�e sam podj�� decyzji - powiedzia�. - Za kilka dni zbierze si�
komisja, przes�uchaj� Michai�a i zobaczymy, co uda si� przeforsowa�...
- Tymczasem - mrukn��em - mo�na rozpocz�� poszukiwania. Ale najpierw -
spojrza�em na naszego go�cia - chcemy wiedzie� wszystko. W co si� pakujemy?
Zmiesza� si�.
- Nie wiem wszystkiego - odpar� - ale s�dz�, �e mam pewien punkt zaczepienia.
Ale
wiedza pan�w i do�wiadczenie sami absolutnie niezb�dne...
- Nie zgrywaj si� - poprosi�em. - Tw�j kocio�ek te� nie�le gotuje... - u�y�em
dos�ownego t�umaczenia rosyjskiego idiomu.
Chodzi�o mi o to, �e jego my�li te� nie�le kipi� pod czaszk�...
U�miechn�� si� za�enowany.
- Dobrze - powiedzia� spokojnie szef. - W takim razie proponuj� narad� u mnie,
dzi�
wieczorem.
Uruchomi�em komputer. �ci�gn��em poczt�. By�a w niej mi�dzy innymi wiadomo��
od doktora Raubera. List by� niezwykle lakoniczny. �Siegfried Stadelmann wybiera
si� do
Polski. Zachowajcie czujno�� - przeczyta�em dwie linijki cyrylicy.
To nazwisko co� mi m�wi�o... Wsta�em od komputera i przeszed�em si� po
gabinecie.
Stadelmann... Nagle przypomnia�em sobie. Otworzy�em stalowe drzwiczki szafy z
dokumentacj� zgromadzon� przez mojego zwierzchnika. Kilkadziesi�t pude�ek z
fiszkami i
kartami dokumentacyjnymi.
- Stadelmann - mrucza�em po cichu kartkuj�c tekturowe arkusiki.
Znalaz�em. Z dolnej p�ki wyj��em odpowiedni� teczk�. By�a ca�kiem gruba. Przez
d�ug� chwil� czyta�em notatki Pana Samochodzika. Gwizdn��em cicho przez z�by.
Mieli�my
o nim ciekawe materia�y. Szef zdoby� nawet zdj�cie tego ptaszka - niestety
sprzed dwudziestu
lat.
Usiad�em przy komputerze i wys�a�em list do doktora Raubera. Podzi�kowa�em za
informacj� i poprosi�em o przes�anie jego materia��w, obiecuj�c zrewan�owa� si�
naszymi...
Mi�dzynarodowa wsp�praca to podstawa w zwalczaniu z�odziei i przemytnik�w dzie�
sztuki.
Po chwili namys�u wyci�gn��em jeszcze teczk�, w kt�rej Pan Samochodzik
zapobiegliwie zgromadzi� materia�y dotycz�ce Derka Tematowa - ojca Michai�a. Nie
by�o ich
wiele, ale te� by�y bardzo ciekawe. Jak to dobrze, �e synowie nie zawsze id� w
�lady ojc�w...
My�l o tym, �e Michai� ze swoim bystrym umys�em m�g�by gra� po niew�a�ciwej
stronie,
budzi�a moj� groz�...
***
Urodziny Pana Samochodzika. Michai� podarowa� mu samowar firmy Bataszew z
Tu�y, wykonany pod koniec XIX wieku. Ustawi� go na stole, na mosi�nej tacy i
teraz
zr�cznie rozpala� w nim d�ugimi, drewnianymi szczapkami. Wo� w�gla drzewnego i
herbaty
szybko wype�ni�a powietrze. Ja mia�em prezent nieco skromniejszy - ksi��k�
�Starodawny
sklep�, wydan� w 1938 roku z okazji osiemdziesi�ciolecia istnienia fabryki
czekolady Wedla,
ilustrowan� drzeworytami o �czekoladowej� tematyce. Nasz jubilat kupi� ciasto i
ma��
butelk� pitnego miodu. Za oknem pada� g�sty �nieg, kawalerka sprawia�a wra�enie
jeszcze
bardziej przytulnej ni� zwykle. A� nie chcia�em burzy� nastroju, ale c� mia�em
robi�...
Zasiedli�my woko�o samowara. W polerowanym z�ocistym brzu�cu odbija�y si� nasze
twarze. Dlaczego ta wspania�a tradycja zanikn�a? Czy tylko dlatego, �e samowary
przyw�drowa�y do nas z Rosji?
- Zanim zaczniemy narad� - odezwa�em si� - wyja�nijmy sobie kilka rzeczy -
popatrzy�em surowo na Michai�a. - Do Polski przyby� Siegfried Stadelmann.
Na twarzy naszego przyjaciela nie by�o wida� zaskoczenia. Nadal spokojnie
popija�
herbat� ze szklanki. Rosyjskim zwyczajem nie wyj�� z niej �y�eczki.
- Dzi� rano wyl�dowa� na Ok�ciu - doda�em.
- On jest w to zamieszany? - zaniepokoi� si� szef.
Spojrza�em wyczekuj�co na go�cia.
Michai� po chwili wahania kiwn�� g�ow�.
- Tak - powiedzia� ponuro. - Moja rodzina obserwuje do�� cz�sto jego poczynania.
Par� razy naprowadzi�o nas to na ciekawe �lady. Ale zawsze by� pierwszy. Dlatego
powiedzia�em, �e mo�e by� naprawd� niebezpiecznie. To paskudny typ...
- Poprosimy o konkrety - powiedzia� spokojnie pan Tomasz.
- Jeszcze m�j ojciec wynaj�� pewnego francuskiego detektywa... Oczywi�cie
najlepiej
by�oby �ledzi� Stadelmanna non stop, ale to wymaga�oby zbyt du�ych nak�ad�w
finansowych... Detektyw ma pewne, nazwijmy to, kontakty i zaczyna dzia�a�, gdy
przeciwnik
pojawia si� w Pary�u. W zesz�ym tygodniu dosz�o do takiego �pojawienia�,
Stadelmann
wy�oni� si� ze swojego matecznika na Antylach Holenderskich.
- I co si� dalej dzia�o? - zapyta�em �yczliwie.
- Ze skrytki na poczcie odebra� korespondencj�. Przejrza� j� u siebie w hotelu.
Od
koperty oderwa� tyln� cz�� z adresem nadawcy, a reszt� wyrzuci� do kosza na
�mieci, sk�d
wydoby� j� m�j cz�owiek.
- I pewnie dowiedzia� si�, co by�o w kopercie?
- Nie. Ja to zrobi�em. Po�rednio. We Francji najlepszym znawc� rosyjskiej sztuki
jest
profesor Machinow. Twardy, nieprzekupny typ, wsp�pracuj�cy z mi�dzynarodowymi
przemytnikami dzie� sztuki. Robi dla nich ekspertyzy. Ostatnio francuska policja
dobra�a mu
si� ostro do sk�ry. Powiedzmy, �e mia�em w tym dobieraniu si� pewien udzia�... I
podzielili
si� ze mn� pewnymi danymi zabezpieczonymi na miejscu.
- M�wisz strasznie enigmatycznie - skarci� go szef.
Nasz go�� westchn�� cicho. Z pewno�ci� nie chcia� odkrywa� przed nami wszystkich
swoich kart.
- Przechodz� zatem do konkret�w. Stadelmann przes�a� profesorowi kserokopi�
pewnej fotografii - po�o�y� przed nami wyj�ty z teczki wydruk. - To
prawdopodobnie ikona
Matki Boskiej So�owieckiej, a raczej, jak s�dz�, jej kopia autorstwa
Winogradowa. Kto� z
Warszawy zaproponowa� jej kupno temu cz�owiekowi...
Zapad�o milczenie.
Szef spojrza� na zegarek.
- Pokpili�cie spraw� - zwr�ci� si� do mnie i Michai�a. - Trzeba go by�o
obserwowa� od
chwili, gdy postawi� stop� na naszej ziemi.
- Je�li uda nam si� ustali�, gdzie si� zatrzyma�... - zacz��em.
Michai� prychn�� lekko. Wiedzia�em, �e nie zaniedba� tego szczeg�u. Tajemniczy
Niemiec, kt�rego z takim nak�adem �rodk�w szpiegowa� w Pary�u, i tu nie m�g� si�
ruszy� na
krok bez dyskretnej obstawy...
- Nie doceniacie mnie - powiedzia�. - Nasz przeciwnik znajduje si� bez przerwy
pod
obserwacj�. W ka�dej chwili - wyj�� telefon kom�rkowy - mog� si� dowiedzie�, co
robi.
Pan Samochodzik spojrza� na niego z uznaniem. Faktycznie, nie docenili�my
przyjaciela...
- W takim razie trzeba b�dzie nakry� go podczas pr�by zakupu dzie�a -
zadecydowa�
szef. - Obraz skonfiskowa�...
Michai� pokr�ci� g�ow�. Pan Tomasz urwa� w p� s�owa.
- To nie takie proste - rzek� Rosjanin. - M�j znajomy fachowiec od analizy
fotografii
przyjrza� si� temu wydrukowi.
- I do jakich doszed� wniosk�w? -ja tak�e by�em ciekaw.
- To nie jest wsp�czesne zdj�cie. Nie wiem, czy panowie si� orientuj�, ale
obecnie
odbitki robi si� w kilku formatach: 7x10, 9x13, 15x18 centymetr�w - stosunek
d�ugo�ci do
szeroko�ci wynosi od l ,2 do l ,44...
- To znaczy? - zapyta� szef.
- Jedna klatka kliszy ma�oobrazkowej posiada pewn� d�ugo�� i szeroko��. A
papierowa odbitka b�dzie zawsze wielokrotno�ci� tych warto�ci...
- To znaczy, �e fotografia zrobiona naszym aparatem b�dzie zawsze prostok�tna i
te
prostok�ty b�d� mia�y zachowane pewne proporcje niezale�nie od rozmiar�w -
domy�li�em
si�.
- W�a�nie - powiedzia� ucieszony. - Oczywi�cie obecnie wprowadzano co�, co si�
nazywa �advance foto system�, nowy typ aparat�w i film�w, kt�re umo�liwiaj�
robienie
zdj�� ju� zupe�nie innych... Ale w tym wypadku nie ma to znaczenia.
- Domy�lam si�, �e ta fotografia, jej wymiary, a raczej ich wzajemne proporcje
naprowadzi�y twojego przyjaciela na jaki� trop?
- Tak. Do zrobienia tego zdj�cia u�yto szklanej kliszy produkowanej we Francji
oko�o
roku 1890. S�dz�, �e cz�owiek, kt�ry zamierza sprzeda� ikon�, jeszcze jej nie
odnalaz�.
Wys�a� jedynie kopi� jakiej� starej fotografii, aby pokaza�, o co chodzi.
- Jest chyba tylko jeden osobnik na tyle sprytny, aby odszuka� ten obraz -
mrukn��
Pan Samochodzik. - Jerzy Batura... Chyba �e pojawi� si� kto� m�ody i zdolny,
kogo jeszcze
nie znamy...
- A panny Kruszewskie? - podsun��em. - Wprawdzie siedz� zapewne we Lwowie, ale
prosz� nie zapomina�, �e poznali�my je w Polsce...
- Zwr�� uwag�, �e te m�ode damy szukaj� r�nych rzeczy bardziej dla samej
przyjemno�ci odnalezienia. Nie, to do nich nie pasuje. Zreszt� nie zadawa�yby
si� z tak
paskudnym typkiem jak ten Stadelmann. Stawiam dziesi�� do jednego, �e to nie
one. Wydaje
si�, �e to jednak mo�e by� Batura.
- To trzeba b�dzie jak najszybciej sprawdzi� - mrukn��em. - A potem nale�y mu
udzieli� kr�tkiego, intensywnego pouczenia o szkodliwo�ci wsp�pracy z
cudzoziemcami
buszuj�cymi w naszym kraju - zatar�em d�onie.
- A to nie zawadzi - mrukn�� szef. - Par� lat odsiadki mo�e go troch� otrze�wi.
***
Ka�de miasto ma swoj� najgorsz� dzielnic�. W Warszawie jest ni� Praga P�noc.
Ka�da najgorsza dzielnica sk�ada si� oczywi�cie z lepszych i gorszych cz�ci.
Praga P�noc
ma a� dwa rejony, w kt�re nie nale�y zapuszcza� si� w nocy, a i za dnia bywa tam
nieciekawie. Na po�udniu, pomi�dzy ulicami Kijowsk� i Radzymi�sk�, rozci�ga si�
prostok�t
starej zabudowy. Jego zachodni� granic� stanowi ulica Targowa i os�awiony bazar
R�yckiego. Wschodnia ci�gnie si� daleko, dochodz�c a� do bazyliki przy ulicy
Otwockiej.
�Tr�jk�t bermudzki� le�y odrobin� na p�noc. Wyznaczaj� go ulice Wile�ska, 11
Listopada i
Szwedzka. Oba z�e rejony, pomijaj�c kszta�t, s� do siebie bli�niaczo podobne.
Stara, przedwojenna zabudowa tworzy zwarte kwarta�y. Tynk odpada od �cian
dziewi�tnastowiecznych czynsz�wek. Tu nigdy nie pojawiaj� si� ekipy remontowe.
Administracja �ci�ga czynsz z zaledwie co trzeciego lokalu. Energetycy rw� w�osy
z g�owy.
Liczba nielegalnych pod��cze� do sieci przekracza tu liczb� legalnych. Podobnie
jest z gazem
i wod�, kt�re tu po prostu znikaj� bez �ladu... Stra� po�arna cz�sto przybywa tu
gasi� p�on�ce
meliny, pogotowie co i rusz zabiera st�d do szpitali mieszka�c�w, kt�rzy doznali
krzywd w
s�siedzkich awanturach. Cho� do marginesu spo�ecznego zalicza si� tylko 10%
mieszka�c�w,
rzuca on g��boki cie� na ca�� okolic�...
Gdzieniegdzie widniej� puste miejsca, �lad po budynkach, kt�rych nie odbudowano
po wojnie. Mi�o�nicy Warszawy z pewno�ci� pokazaliby nam wiele, niekiedy
zdumiewaj�cych, detali architektonicznych. Na jednym z dom�w przy ulicy Stalowej
zachowa�y si�, na przyk�ad, resztki szyldu pisanego cyrylic�, pami�taj�cego
jeszcze czasy
zabor�w... Samotnie jednak lepiej si� tam nie zapuszcza�.
A ja nie mia�em innego wyj�cia. Jerzy Batura zostawi� swojego opla na granicy
tr�jk�ta, przy skrzy�owaniu ulic D�browszczak�w i 11 Listopada. By�o ciemno, a
do tego
pada� ci�ki, marzn�cy deszcz. Dwudziesta. Zza okien s�czy�a si� b��kitna
po�wiata
telewizor�w. Batura szed� pewnie, zag��biaj�c si� w ulic� Stalow�. Nie ba� si�
miejscowych
�czerwonych twarzy poluj�cych na jeleni�. Ja poprawi�em pistolet gazowy tkwi�cy
wygodnie
w kieszeni. Te� si� nie ba�em. Ale nie czu�em si� do ko�ca pewnie. Batura nie
spieszy� si�.
Jego jasna kurtka pojawia�a si� w �wietle rzucanym przez latarnie. M�j szary
p�aszcz
pozwala� mi dobrze zla� si� z otoczeniem. Na tle szarych, nigdy nie odnawianych
�cian, w
p�mroku i deszczu, by�em dla niego niewidoczny.
Przy ulicy Szwedzkiej niedawno wyremontowano hotel robotniczy, tworz�c w nim
wygodne przytulisko dla nieco bogatszych Rosjan, Wietnamczyk�w, Cygan�w i ludzi
z
prowincji potrzebuj�cych taniego noclegu w stolicy. Co podkusi�o handlarza dzie�
sztuki,
Siegfrieda Stadelmanna, by urz�dzi� sobie kwater� w�a�nie na skraju tr�jk�ta?
Telefon
delikatnie zawibrowa� mi w kieszeni. SMS. Niemiec wychyn�� ze swojej kryj�wki.
Moja
hipoteza, �e Batura odwiedzi go w hotelu, upad�a. A zatem mieli zamiar spotka�
si� gdzie�
tutaj. Tylko gdzie? W jakiej� bramie, na cuchn�cej klatce schodowej czy mo�e w
s�ynnej
�mordowni� nosz�cej niegdy� dumn� nazw� �Pod Karpiem�?
Ostro�nie przyspieszy�em kroku. Nieoczekiwanie Batura zakr�ci� w bram�. Jak na
z�o�� obok by�o bardzo jasno - klitka, b�d�ca zapewne kiedy� pracowni� szewca
lub krawca,
mie�ci�a ca�odobowy sklep monopolowy. Przyczai�em si� po drugiej stronie ulicy i
ukryty w
cieniu obserwowa�em. W sklepie by� jaki� klient. Brudny i obdarty, wrak
cz�owieka. Budzi�
moj� odraz� i jednocze�nie lito��. Alkohol robi z lud�mi straszne rzeczy.
Odliczy� na lad�
monety, a potem zadowolony uj�� w d�onie dwie butelki taniego wina wr�czone mu
przez
sprzedawc�. Wyszed� ze sklepu i niestety zakotwiczy� w bramie, do kt�rej
kierowa�em swoje
kroki. Nieznajomy ukucn�� opieraj�c si� o �cian� i wyci�gn�� przed siebie dwie
r�ce z
flaszkami.
�Co on robi?� - pomy�la�em zdziwiony.
Pu�ci� je jednocze�nie. Upad�y z wysoko�ci mo�e trzydziestu centymetr�w na
ceglany
bruk. Trzask p�kaj�cego szk�a zabrzmia� jak wystrza�. Menel chwyci� je za szyjki
i zr�cznie
odwr�ci�. Przetar�em zdumione oczy. Butelki ju� nie mia�y denek! Dwa odp�kni�te
kr��ki
szk�a zosta�y na kamiennej kostce. Ile czasu musia� po�wi�ci�, by doj�� do tak
niezwyk�ej
wprawy?
Bywalec sklepu ch�epta� teraz owocowego �m�zgotrzepa� prosto jakby z wielkich
kielich�w. Min��em go; nie podni�s� nawet g�owy. Z bramy wychodzi�o si� na ma�e
czarne
podw�rze. Okna na dole by�y zabite dykt�. W powietrzu, mimo ch�odu, unosi� si�
smr�d
gnij�cych kartofli i jeszcze czego� obrzydliwego.
Za podw�rzem wida� by�o prze�wit kolejnej bramy. By�a ciemna. Przypomnia�em
sobie jak nie tak dawno temu, we Lwowie, wszed�em w tak� sam� i dosta�em po
g�owie.
Wola�em nie ryzykowa�. Na�o�y�em gogle noktowizyjne i nacisn��em prze��cznik.
�wiat
przybra� barw� kilkudziesi�ciu odcieni zieleni. Brama by�a pusta. Wszed�em w ni�
�mia�o.
Wyt�y�em s�uch. Krok�w Jerzego nie by�o ju� s�ycha�. Zgubi�em trop. A mo�e
jednak nie?
Z podw�rza na dwie strony prowadzi�y wej�cia do klatek schodowych. Ma�� latark�
o�wietli�em pod�ogi i u�miechn��em si� do swoich my�li.
Mokre odbicie eleganckich p�but�w mojego przeciwnika... Ruszy�em po �wie�ym
�ladzie. Krople wody i b�ota stawa�y si� coraz rzadsze, ale dotar�em na ostatni�
kondygnacj�.
Trop urywa� si� przy drzwiach prowadz�cych na poddasze. Naprzeciw dziura
strasz�ca
wyrwanymi framugami zaprasza�a na strych. Gdybym zaczai� si� tam w ciemno�ciach,
by�bym niewidoczny, a jednocze�nie mia�bym idealny punkt obserwacyjny...
Podkrad�em si�
do drzwi i przy�o�y�em do nich mikrofon. Us�ysza�em kroki wewn�trz
pomieszczenia, syk
gotuj�cej si� wody, potem bulgotanie, gdy m�j przeciwnik przelewa� j� do
szklanki. By� sam.
A zatem trzeba by�o czeka�. Gdzie� z drugiego ko�ca ulicy kroczy� ku nam
Niemiec... Dwaj
z�odzieje i przemytnicy dzie� sztuki wyznaczyli sobie spotkanie w najgorszej
cz�ci starej
Pragi.
Strych by� wysypany warstw� �u�la. Poza tym le�a�a tu ca�a masa rozmaitych
grat�w.
Sk�adowanie takich rupieci na strychach by�o surowo zabronione. Tu najwyra�niej
nikt si�
tym nie przejmowa�. Na wszelki wypadek ulokowa�em si� za star� szaf�. Mikrofon
zamaskowany jakim� �mieciem zostawi�em ko�o drzwi, a sam czeka�em ze s�uchawk� w
uchu. Teraz, gdy opad�o ze mnie cz�ciowo napi�cie, poczu�em wo� kamienicy. Z
do�u bi�o
do g�ry ciep�e powietrze. Nios�o zapach st�chlizny i charakterystyczn� wo�
dro�d�y. Kto�
tam ni�ej p�dzi� bimber. Wo� ple�ni, st�chlizna gotowanej kapusty... To m�g�by
by� nawet
swojski zapach, przywodz�cy na my�l piwnic� pod domem mojego dziadka na wsi, ale
by�
znacznie za mocny... Do moich uszu dzi�ki wzmocnieniu odg�os�w przez wshipera
dobiega�y
echa alkoholowej libacji i jakiej� rodzinnej awantury. Gdzie� za mn� popiskiwa�y
szczury.
Kto� wchodzi� po schodach. Dziarskie, twarde st�pni�cia, stukot laski. Kroki
by�y
do�� ci�kie, ale miarowe. Wyobra�nia podsun�a mi obraz wysokiego, dobrze
zbudowanego
m�czyzny, zapewne by�ego wojskowego, poruszaj�cego si� z pewn� gracj�. Po
chwili go
zobaczy�em. Siegfried Stadelmann. Nieco m�odszy od pana Tomasza. Skronie
przypr�szone
lekko siwizn�, g�adko wygolona twarz o kwadratowym zarysie szcz�ki.
Nienaturalnie
sztywna sylwetka, porusza� si� jakby po�kn�� kij. Przypomina� mi esesmana z
filmu... Zapuka�
do drzwi. Batura otworzy� mu i rozejrza� si� uwa�nie - mnie oczywi�cie nie
zauwa�y�, ale na
wszelki wypadek przymkn��em oczy. Mog�o si� w nich odbija� �wiat�o. Obaj
kombinatorzy
przywitali si� u�ciskiem d�oni.
Trwa�em w bezruchu. Weszli do �rodka i zamkn�li za sob� drzwi. Drobne, delikatne
kroki na schodach. Kto� szed� do g�ry. Niepewnie, chyba tak�e kieruj�c si� po
�ladach. Po
chwili spostrzeg�em z do�u lekki poblask latarki punktowej. Niewysoka posta�
ubrana na
ciemno zatrzyma�a si� pod drzwiami. Agent Michai�a - cz�owiek, kt�ry �ledzi�
handlarza.
- Psyt - sykn��em cicho.
Tajemniczy przybysz bezszelestnie wycelowa� we mnie luf� jakiej� koszmarnej
spluwy. Z niejakim zdziwieniem rozpozna�em japo�ski pistolet nambu z lat
dwudziestych.
B�ysn��em latark�, aby o�wietli� swoj� twarz. Nieznajomy podszed� bli�ej i
przycupn�� przy
mnie na pod�odze. Poczu�em delikatn� wo� kwiatowych perfum. Juanita, mog�em si�
tego
spodziewa�...
Dziewczyna ci�gle bez s�owa wyj�a spod p�aszcza mikrofon kierunkowy i podobnie
jak ja wycelowa�a go w drzwi podejrzanego mieszkania.
- Chcia� pan si� ze mn� zobaczy� - m�wi� Niemiec. - Obejrza�em fotografi�.
Bardzo
interesuj�ca.
- Wiem o tym - po g�osie domy�li�em si� jego u�miechu.
- To nie jest wsp�czesne zdj�cie - warkn�� Stadelmann. - Pr�buje mnie pan
okantowa�.
- Bynajmniej - g�os Jerzego sta� si� lodowaty. - Wys�a�em list i fotografi� z
zapytaniem, czy zainteresuje pana ta oferta. Nie zwyk�em rozpoczyna� stara� bez
zabezpieczenia sobie zbytu. Pan tymczasem, zamiast spokojnie wymieni�
korespondencj�,
zwala mi si� do Warszawy i ��da natychmiastowego spotkania. Nie jestem jeszcze
gotowy.
Niemiec milcza� przez d�u�sz� chwil�.
- Ile czasu potrzebuje pan, �eby zdoby� dla mnie t� ikon�? - wycedzi�.
- Mo�e miesi�c, mo�e p�tora - powiedzia� beztrosko Jerzy. - To zale�y od wielu
okoliczno�ci.
Dobieg�o nas st�umione przekle�stwo.
- A mo�e wystarcz� trzy dni - doda� Batura. - Jestem na tropie. Prosz� uzbroi�
si� w
cierpliwo��. Na razie chcia�bym otrzyma� pi��set dolar�w na koszty...
- Dobra. Niech b�dzie...
Trzasn�y drzwi. Niemiec wyszed� z klitki i gniewnie mrucz�c schodzi� po
schodkach.
Jerzy spokojnie zgasi� �wiat�o i po chwili ruszy� w �lad zanim.
- Spotkamy si� niebawem - szepn�a dziewczyna. - Na razie obowi�zki wzywaj�.
Posk�ada�a sw�j szpiegowski kram i znikn�a tak cicho, jak si� pojawi�a. Ja nie
rusza�em si� z miejsca. Odczeka�em dziesi�� minut. Ostro�nie podkrad�em si� do
drzwi
poddasza. Stare zamki, kiepskiej jako�ci, ale zapewne m�j wr�g nie trzyma�
wewn�trz nic
cennego albo wystarczaj�co dobrze pozna� mieszka�c�w tej dzielnicy, by uznali go
za
swojego. Majstrowa�em przy zamkach tylko chwil�. Wszed�em. �wiat�o latarki
rozja�ni�o
k�ty. Jeden pokoik, w k�cie archaiczny zlew. St�, dwa kulawe krzes�a. Od�a��ca
tapeta...
Nad zlewem przykr�cone do �ciany zm�tnia�e lustro. A zatem do dzie�a.
Szybko wykr�ci�em cztery zardzewia�e �ruby. Pod tafl� szk�a siedzia�y ma�e,
br�zowe
robaczki. Z niejakim zdziwieniem rozpozna�em pluskwy. A s�dzi�em, �e ta plaga
dawno ju�
zosta�a u nas wyt�piona... Do tylnej strony lustra przyklei�em prosty mikrofon
membranowy,
zwini�t� w spiral� anten�, przeka�nik i ogniwo termoelektryczne, kt�re �adowa�o
ma�y
akumulatorek wykorzystuj�c jako paliwo ciep�o. Szpiegowskie gad�ety do kupienia
w sklepie
z artyku�ami dla agent�w ochrony i detektyw�w... Przykr�ci�em lustro na miejsce
i
wykona�em pr�b� mikrofonu, a potem sprawdzi�em jako�� odbioru. Urz�dzenie
dzia�a�o
idealnie.
Zszed�em na parter. Pijak w bramie sko�czy� ju� opr�nianie obu flaszek. Teraz
sm�tnie przelicza� gar�� drobnych.
- Panie, daj dwadzie�cia groszy - zaczepi� mnie.
- Trzeba by�o nie t�uc butelek, za ka�d� w sklepie daliby dwana�cie groszy -
odburkn��em.
Wyszed�em w mrok. Przesta�o pada�, ale zrobi�o si� du�o ch�odniej. Powierzchni�
ulicy pokrywa�a tak zwana szklanka, nogi, mimo �e buty mia�em podkute, same si�
rozje�d�a�y. Ruszy�em w stron� cywilizacji. Na szcz�cie oby�o si� bez przyg�d.
Nikt mnie
nie zaczepi�, w tak� pogod� �ule siedzieli w melinach, w piwnicach i na
strychach. Dzi� nie
sezon na Jeleni... Samochodu Jerzego nie by�o w miejscu, w kt�rym go zostawi�.
Widocznie
ju� odjecha�. Ja te� wr�ci�em do domu. Mia�em sporo szcz�cia, zd��y�em na
ostatni sk�ad
metra. Godzin� p�niej zapada�em w sen, nakryty szarym wojskowym kocem.
ROZDZIA� DRUGI
GIE�DA NA KOLE � JUANITA � SZEF KUPUJE LIPOWE KORYTO � FA�SZERZ
MALINOWSKI � JAK SI� MALUJE IKONY � ZAK�ADAM PODS�UCH
Z g��bokiego snu wyrwa� mnie d�wi�k telefonu. Spojrza�em na zegarek. �sma.
Zaspa�em do pracy? Nie, przecie� dzi� sobota.
- Halo? - podnios�em s�uchawk�.
- To ja - us�ysza�em g�os szefa. - Mo�esz spotka� si� ze mn� za godzin�?
- Oczywi�cie - wymamrota�em. - A gdzie konkretnie?
- Na gie�dzie na Kole - wyja�ni�. - B�d� przy wej�ciu.
Wygrzeba�em si� z ciep�ego ��ka i umy�em pospiesznie z�by. Ubra�em si� i
wyjrza�em przez okno. Wczorajszy deszcz sp�uka� do reszty �nieg, ale nocny
przymrozek
posrebrzy� dachy. Wykona�em kilkana�cie pompek dla pobudzenia kr��enia. Po
chwili by�em
got�w. Zbieg�em na d� i z�apa�em autobus linii 167.
Bazar na Kole to dziwne miejsce. Wyobra�cie sobie spory plac, cz�ciowo
zastawiony
budami. Na placu i w przyleg�ych uliczkach w ka�dy weekend odbywa si� wielka
gie�da
staroci. Handlarze z po�owy kraju ci�gn� tu jak muchy do miodu, przywo��c
wszelakie
mo�liwe barach�o, szumnie nazywane przez nich antykami. Co mo�na naby� na
dziesi�tkach
stragan�w? Elementy uzbrojenia z obu wojen �wiatowych, lalki pozbawione g��w,
platerowane sztu�ce z okresu Ksi�stwa Warszawskiego s�siaduj�ce z gramofonami z
pocz�tk�w XX wieku. Przy odrobinie cierpliwo�ci mo�na tu znale�� dos�ownie
wszystko.
Zdekompletowane porcelanowe serwisy, fabrycznie nowe szk�a do lamp naftowych,
jak
r�wnie� same lampy wszelkich mo�liwych marek z najrozmaitszych okres�w.
Oczywi�cie w powodzi szmelcu od czasu do czasu trafia si� co� ciekawego.
Handlarze
penetruj�c strychy znajduj� niekiedy stare obrazy, spatynowane przedmioty
ods�aniaj�
ciekawe sygnatury... Gar�� za�niedzia�ych blaszek okazuje si� by� skarbem
�redniowiecznych
monet... Mo�na kupi� tu meble w ka�dym w�a�ciwie stanie, od stos�w
rozeschni�tych
element�w a� po l�ni�ce politur� wypieszczone cacka... Niepozorna butelka
wt�oczona do
tekturowego pude�ka to marzenie kolekcjoner�w z Polski i Niemiec - flaszka po
coca-coli
wyprodukowana w Szczecinie w 1924 roku... Za�niedzia�a �uska do mosina pochodzi
z
kr�tkiej partii wykonanej we Francji tu� przed wybuchem pierwszej wojny
�wiatowej. Ma�y
mosi�ny krzy�yk le��cy w gablocie, tu� obok angielskiego zegarka kolejarskiego,
wykonano
dla uczczenia manifestacji patriotycznej w 1863 roku... Okazje jednak zdarzaj�
si� rzadko.
Handlarze to fachowcy i wiedz�, jak� warto�� przedstawia ich towar.
Pan Tomasz sta� przy wej�ciu rozmawiaj�c przyja�nie z Juanit�. Cho� od naszych
przyg�d w d�unglach Brazylii up�yn�� okr�g�y rok, nie zmieni�a si� prawie wcale.
Jej sk�ra
zachowa�a ciep�� barw� kojarz�c� si� z rozleg�ymi przestrzeniami brazylijskiego
interioru.
Mia�a na sobie kurtk� podbit� futrem renifera, a na g�owie rosyjsk� papach�.
- A zatem zn�w si� spotykamy - sk�oni�em przed ni� g�ow�.
U�miechn�a si� lekko.
- Michai� obserwuje Stadelmanna - wyja�ni�a. - Nie opu�ci go na krok.
- A ja mam za�o�ony pods�uch w melinie Batury - pochwali�em si�.
Spojrza�a na mnie z uznaniem.
- Chod�cie - zach�ci� Pan Samochodzik.
Weszli�my na bazar. Uwielbia�em to miejsce, cho� jako pracownik naszej kom�rki
cz�ciej bywa�em tu s�u�bowo ni� prywatnie.
Skierowali�my si� na lewo, gdzie kilku przybysz�w ze Wschodu oferowa�o
przeszmuglowane ikony. S�dzi�em, �e po to w�a�nie tu przyszli�my, ale pan Tomasz
prze�lizn�� po nich oboj�tnym wzrokiem. Marzy�em, aby kiedy� uda�o si� ukr�ci�
przemyt,
ale na razie nie by�o na to najmniejszych szans. Zbyt wielu ludzi codziennie
przekracza�o
granic�, by mo�na by�o j� upilnowa�. Nie pomaga�y nawet drako�skie kary
stosowane przez
wymiar sprawiedliwo�ci naszych wschodnich s�siad�w. Na miejsce ka�dego
schwytanego i
skazanego przemytnika pojawia�o si� trzech nowych.
Po prawdzie to, co oferowano na straganach mog�o wzbudzi� przelotne
zainteresowanie pocz�tkuj�cego kolekcjonera. Zabytki trafiaj�ce do nas powsta�y
przewa�nie
pod koniec XIX wieku. Te starsze i cenniejsze szmuglowano od razu na Zach�d.
Min�li�my kolejne stoisko, na kt�rym sta�o kilka wypolerowanych na wysoki po�ysk
samowar�w. Od razu wida� by�o, �e czy�ci� je kompletny dyletant. Szlifowanie
ca�kowicie
zatar�o sygnatury i inne detale umo�liwiaj�ce ich identyfikacj�. Teraz by� to
ju� tylko
mosi�ny z�om pozbawiony jakiejkolwiek warto�ci muzealnej czy kolekcjonerskiej.
Pan Tomasz obejrza� je oboj�tnie, po czym, wykorzystuj�c, �e na chwil� si�
zatrzyma�em, obj�� prowadzenie. Wykr�cili�my niewielkie k�ko i poszli�my w
prawo, gdzie
pod p�otem kr�lowali handlarze mebli. Ze starej kanapy pami�taj�cej czasy
rozbior�w
zwisa�y resztki pokrycia. Zardzewia�e spr�yny celowa�y w niebo. Pan Tomasz
zwolni�.
Juanita ch�on�ca atmosfer� targowiska nie zauwa�y�a niczego, ale ja zbyt dobrze
zna�em pana Tomasza. Czu�em, �e dopiero teraz zacz�� czego� szuka� na powa�nie.
Ogl�da�
po kolei wystawione graty. Nieoczekiwanie jego oko zatrzyma�o si� na
sfatygowanym
drewnianym korycie. Musn�� palcami powierzchni� poszarza�ego drewna i u�miechn��
si�
lekko.
- Ile, dlaczego tak drogo i ile mo�na utargowa�? - zagadn�� handlarza.
- Dwie�cie - odpowiedzia� handlarz.
Szef z udawanym namys�em ponownie obejrza� obiekt.
- Dam dwadzie�cia - powiedzia� stanowczo.
Handlarz chyba mia� ochot� splun�� na ziemi�, ale zatrzymawszy wzrok na mojej
barczystej sylwetce zrezygnowa�.
- To jak za darmo - oburzy� si�.
Jego oburzenie by�o udawane. Ramy starych koryt mo�na na co drugiej wsi
zgromadzi� bogat� kolekcj� i to praktycznie za darmo!
- Dwadzie�cia pi��, to moje ostatnie s�owo - szef by� nieust�pliwy. - I tylko
dlatego
daj� dwadzie�cia pi��, �e to lipowe drewno. Za inne dwudziestu bym nie da�.
- Dasz pan trzydzie�ci i niech b�dzie moja strata - westchn�� sprzedaj�cy.
Wida� chcia� si� ju� zbiera� do domu, mr�z zdrowo szczypa� w uszy.
- Trzydzie�ci? - Pan Samochodzik poskroba� si� w g�ow�.
- Dwadzie�cia dziewi�� i zabieraj je pan - handlarzowi wida� zale�a�o na dobiciu
targu.
Po chwili, uginaj�c si� pod ci�arem nabytku, szed�em do wyj�cia.
- Szefie, po co nam to? - j�kn��em. - Chce pan zmieni� wystr�j wn�trz w
ministerstwie?
- A wiesz, �e to nieg�upi pomys� - u�miechn�� si� do swoich my�li.
Juanita zatrzyma�a si� przy jednym ze stoisk. Jej uwag� przyku� dziwny sznur z
plecionych drucik�w. Ogl�da�a go przez chwil� w zadumie, a potem na pr�b�
opasa�a si� nim
w talii.
- Na pasek do sukienki w sam raz - ucieszy�a si�.
Sprzedawca s�ysz�c jej s�owa z�apa� si� za g�ow� i niemal si�� wyrwa� jej
przedmiot z
d�oni.
- Ja nie pozwol� - powiedzia� po rosyjsku z patosem - to szarfa od
bia�ogwardyjskiego
munduru.
Nie wszczynali�my z nim sprzeczki, wycofali�my si�. Zapakowali�my koryto do
baga�nika s�u�bowego lanosa, kt�rym przyjecha� szef.
- I co z tego zrobimy? - zapyta�em.
Pan Samochodzik u�miechn�� si� tajemniczo.
- Ikon� - powiedzia� bez mrugni�cia okiem.
Z wra�enia omal nie przyt�uk�em sobie palc�w klap�.
- Wchodzimy do rozgrywki, Pawle - powiedzia� powa�nie. - I potrzebujemy naprawd�
silnego atutu.
Ruszyli�my. Po kilkunastu minutach zatrzymali�my si� gdzie� na Bemowie przed
ponurym blokiem z wielkiej p�yty.
- Koryto na rami� i za mn� - zakomenderowa� Pan Samochodzik.
Poszed�em pos�usznie. Zauwa�y�em, �e Juanita zmarz�a. No c�, gdy cz�owiek przez
cale �ycie mieszka w ciep�ym klimacie, to trudno mu si� przyzwyczai�...
Ostatnie, czwarte pi�tro, odrapane drzwi. Pan Samochodzik zastuka�. Z wn�trza
dobieg� rumor. Co� si� przewr�ci�o i drzwi stan�y otworem.
M�ody cz�owiek z krzaczast� brod� spojrza� na nas i wrzasn�wszy usi�owa�
zatrzasn��
nam drzwi przed nosem. Wsun��em stop� za pr�g i uniemo�liwi�em t� pr�b�.
Wtarabanili�my
si� do mieszkania. Gospodarz poniecha� oporu. Szef przekr�ci� klucz w zamku i
schowa� go
do kieszeni.
-No c�, Malinowski - powiedzia� spokojnie. - Co ostatnio ciekawego namalowa�e�?
- Jestem niewinny jak niemowlak - j�kn�� gospodarz.
- Kim on jest? - zaciekawi�a si� Juanita.
- Student wylany z ASP - wyja�ni�em. - Geniusz, a �ci�lej m�wi�c genialny
fa�szerz...
Przyskrzynili�my go w zesz�ym roku.
Szef jednym ruchem �ci�gn�� mu�lin nakrywaj�cy niewielki obraz stoj�cy na
sztalugach.
- Hm... - mrukn�� - kt�ry� z pomniejszych malarzy flamandzkich z XVIII wieku...
Bardzo udany falsyfikat. Widok portu w Amsterdamie?
Z biurka podni�s� kserograficzn� odbitk� starego sztychu i d�u�sz� chwil�
por�wnywa� oba obrazki.
- To na prywatny u�ytek - zarzeka� si� gospodarz. - Ka�demu wolno malowa�, co
tylko zechce... Nie macie �adnych dowod�w, �e malowa�em na sprzeda�. Jestem
uczciwym
cz�owiekiem.
Szef uciszy� go jednym spojrzeniem.
- S�uchaj, Malinowski - powiedzia�em - ty nas jeszcze nie pozna�e� od z�ej
strony...
Mogli�my ci� wtedy zapud�owa� na co najmniej rok bez zawias�w. A nie wiem, czy w
wi�zieniu m�g�by� malowa� takie obrazki.
Gospodarz milcza� i co� rozwa�a� w my�lach. Jego spojrzenie spocz�o na korycie.
Postawi�em je chwil� wcze�niej przy drzwiach, �eby nie kr�powa�o mi ruch�w.
- Oczywi�cie, �e nie chc� pozna� pan�w ze z�ej strony - powiedzia�. - Zaraz
zrobi�
herbaty i porozmawiamy. Po co te nerwy?
Pan Tomasz wyci�gn�� tymczasem zza szafy kawa� tektury, na kt�rej by�o wida�
wielobarwny szkic.
- Witkacy jak �ywy - powiedzia� z uznaniem. - Co mo�esz o tym powiedzie�?
- To autentyk - szybko zapewni� gospodarz rzucaj�c nerwowe spojrzenia na boki.
- Jasne - parskn��em. - Taki sam jak ten obraz Malczewskiego, kt�ry pr�bowa�e�
opchn�� miesi�c temu?
- O, to o tym te� wiecie? - zdumia� si�. - To nie ja! - nagle jakby si� obudzi�.
Pan Tomasz przyjrza� si� uwa�nie swojemu znalezisku.
- Autentyk, powiadasz - mrukn��. - A ja widzia�em ten autentyk w domu aukcyjnym
�Arka� zaledwie miesi�c temu. Ma�o znany egzemplarz, nigdy nie by� wystawiany...
Nie
figuruje w katalogach i albumach.
- To ja go kupi�em - wymamrota� Malinowski.
Nie zabrzmia�o to przekonuj�co.
- W tej chwili powinien znajdowa� si� w prywatnej kolekcji w Gda�sku... -
powiedzia�em wyjmuj�c telefon kom�rkowy. - Przedzwonimy zaraz do naszego
znajomego
i...
- No dobra, ja to namalowa�em - j�kn�� fa�szerz - ale na w�asny u�ytek. Nie sta�
mnie
na orygina�y, to maluj� kopie i...
- I jak mi si� znudz�, sprzedaj� naiwnym kolekcjonerom - uzupe�ni�em. - Kasa
idzie
na alkohol, panienki, grzybki halucynogenne czy czego tam teraz arty�ci
u�ywaj�...
- Ja tu musz� czynsz p�aci�... - wyksztusi�.
- Pogadajmy, Malinowski - szef usiad� na blacie biurka.
G�rowa� teraz nad niskim i szczup�ym artyst�. - Jeste� nam potrzebny i tylko
dlatego
nie zadzwonimy po policj�...
- Policja nic na mnie nie ma - j�kn��. - Jestem czysty...
- Doprawdy? - zapyta�em z�owr�bnym tonem.
- Do rzeczy - hukn�� na malarza szef. - Propozycja nasza jest konkretna.
Namalujesz
nam co�, a my ci damy na miesi�c spok�j.
- Tylko miesi�c? - j�kn��.
- Ca�y miesi�c? - popatrzy�em na szefa z nagan�.
- A co trzeba by namalowa�? - zainteresowa� si� artysta.
- Ikon� - szef po�o�y� przed nim wydruk przywieziony z Pary�a przez Michai�a. -
Pomylisz si� o w�os i nie chc� by� w twojej sk�rze.
- Dawno nie podrabia�em ikon... - spostrzeg�szy, �e si� wygada�, teatralnym
gestem
zas�oni� sobie usta.
Udali�my, �e nic nie s�yszeli�my. Obejrza� uwa�nie wydruk.
- Kopia - powiedzia� po namy�le - kopia pierwowzoru z XVIII wieku.
Prawdopodobnie robota Winogradowa. Lata osiemdziesi�te XIX wieku.
Unios�em brwi z uznaniem. By� naprawd� niez�y. Ciekawe, za co go wywalili ze
studi�w.
- A wi�c namalujesz nam to - przykaza� surowo szef.
- Tak jest. Na kiedy?
- Na wczoraj - powiedzia�em stanowczo.
Zamy�li� si�.
- B�d� potrzebowa� z�oto w p�atkach, tempery, p�dzle z sobolowego w�osia... Samo
zgromadzenie sk�adnik�w zajmie miesi�c...
Pan Samochodzik spojrza� na niego badawczo. Po wp�ywem tego spojrzenia artysta
zmi�k� jak wosk.
- W zasadzie to du�o surowc�w mam w magazynku - mrukn��. - Mo�e nawet
wszystkie... Za dwa tygodnie zg�osicie si� po odbi�r...
- Jutro wieczorem - powiedzia�em powa�nie.
- Niemo�liwe! - wykrzykn��.
Zaraz jednak spokornia�.
- W poniedzia�ek rano - zaproponowa�.
- O �smej rano - szef pokaza� zegarek. - I nikomu ani s�owa albo ruski miesi�c
popami�tasz.
- Oczywi�cie. Nikomu - kiwa� gorliwie g�ow�. - Dobro klienta zawsze przedk�adam
nad swoje w�asne... I jestem bardzo dyskretny. A jakby�cie tak potrzebowali co�
jeszcze, to
tylko znajd�cie odbiorc�, a fors� si� podzielimy... Nawet Leonarda da Vinci mog�
spr�bowa�
zrobi�...
Opu�cili�my go�cinne progi.
- Niech pan powie, co te� pan knuje? - zapyta�a Juanita.
Ja te� by�em bardzo ciekaw.
- Batura jest na tropie ikony - powiedzia� powa�nie szef - ale nie jest w stanie
odnale�� jej szybko. Musimy pokrzy�owa� mu troch� szyki, nadrobi� stracony czas,
wyprzedzi� go w wy�cigu i wykiwa�.
- A zatem...
- Zatem na pocz�tek pozb�dziemy si� najpowa�niejszego potencjalnego kupca...
- Oferuj�c mu falsyfikat - domy�li�em si�.
- Wi�cej. Oferuj�c mu bardzo dobry falsyfikat, za pr�b� przemytu kt�rego b�dzie
go
mo�na przymkn�� na jaki� czas...
- Ale je�li Stadelmann jest fachowcem, to czy nie pozna od razu, �e to kopia? -
zaniepokoi�a si� Juanita.
- Nie w tym wypadku - powiedzia� szef z gorzkim u�miechem. - Ten Malinowski to
geniusz w ka�dym calu... Chory, dzia�aj�cy po z�ej stronie, ale geniusz...
Malinowskiego te�
trzeba b�dzie posadzi�. Zanim z�apie wiatr w �agle.
Pojechali�my na Stare Miasto. Michai� czeka� na nas w kawalerce Pana
Samochodzika
- wida� pan Tomasz da� mu klucze.
- Stadelmann odlecia� do Frankfurtu - powiedzia� na wst�pie. - Ale ma rezerwacj�
na
powr�t, jutro wieczorem. Mamy p�tora dnia.
- Tym lepiej dla nas - mrukn�� Pan Samochodzik.
Wtajemniczyli�my naszego przyjaciela w swoje plany.
- Sprytne - powiedzia�. - Ale ten cz�owiek nie jest zawodowym malarzem ikon.
Ikonopisem, bo oni nie lubi� okre�lenia �malowa� w odniesieniu do swojej pracy.
Ikony si�
�pisze�...
- No c� - westchn�� szef - dla cz�owieka, kt�ry zajmuje si� tym zawodowo,
wykonanie kopii maj�cej pos�u�y� do oszukiwania bli�nich, by�oby sprzeczne z
zasadami...
Nie chc�, �eby ktokolwiek mia� przeze mnie wyrzuty sumienia.
- Ikony... - powiedzia�a Juanita. - W Brazylii zna�am kiedy� kilku Ukrai�c�w,
mieli
cerkiewk� niedaleko Kurytyby... Czym r�ni� si� ikony od normalnych �wi�tych
obraz�w?
Zamy�li�em si� na d�u�sz� chwil�.
- Widzisz - powiedzia�em - dla nas, katolik�w, �wi�ty obraz to �wi�ty obraz. Dla
grekokatolik�w czy wyznawc�w prawos�awia, a tak�e dla Kopt�w, ikona to nie jaki�
tam
obraz, ale mistyczne okno, przez kt�re wida� rzeczywisto�� raju. W normalnych
obrazach jest
�wiat�ocie�, cieniowanie, to wszystko, co sprawia, �e namalowane postaci wydaj�
si�
tr�jwymiarowe.
- Aha - kiwn�a g�ow�.
- W ikonach - podj�� m�j wyw�d szef - �wiat�o bije z g��bi obrazu prosto na
widza.
Poza tym ich malowanie by�o obwarowane ca�� mas� kanon�w, nie zawsze dzi�
zrozumia�ych. Stroje, uk�ad d�oni, atrybuty �wi�tych - to wszystko mia�o
znaczenie
symboliczne, jawne lub ukryte.
- A jak si� maluje, to znaczy pisze ikony? - zapyta�a.
- Najpierw trzeba mie� lipow� desk� - wyja�ni�em. - Po to kupili�my to stare
koryto,
�eby mie� odpowiednio antycznie wygl�daj�ce drewno...
Pan Samochodzik przytakn��.
- Po drugiej stronie, na tak zwanym zapiecku, nacina si� rowki, w kt�re wsuwa
si�
listwy. Zabezpieczaj� one obraz przed p�kaniem, stosuje si� bowiem taki uk�ad
s�oj�w, �eby z
czasem obraz wysychaj�c stawa� si� lekko wypuk�y w stron� widza. Deski przycina
si� do
odpowiedniego kszta�tu. Nast�pnie rze�bi si� zag��bienie, w kt�rym znajdzie si�
wizerunek
�wi�tego. Ca�o�� bieli si� mieszanin� wapna i kleju kazeinowego. Fachowo
wykonana
zaprawa wytrzymuje nawet tysi�c lat kamieniej�c z czasem... To pokrywa si� farb�
rozrabian�
na kurzych jajkach i oleju.
- Ramk� maluje si�, natomiast zag��bienia pokrywa p�atkami z�ota lub srebra.
Cz�sto
t�o jest t�oczone we wzory. Na powierzchni, u�ywaj�c farb temperowych, maluje
si�
wizerunek... Najstarsze ikony znamy z IV wieku naszej ery. Niestety, w czasach
ikonoklazmu, gdy cz�� teolog�w bizantyjskich w VI wieku uzna�a, �e sporz�dzanie
wizerunk�w �wi�tych jest blu�nierstwem, ogromn� ilo�� �wi�tych obraz�w
zniszczono. Drugi
ikonoklazm to czasy rz�d�w bolszewickich. Jak si� oblicza, komuni�ci zniszczyli
150
milion�w ikon. Kilka szk� malarskich w og�le znikn�o - wymordowano mnich�w,
kt�rzy
znali t� sztuk�... - zako�czy�em. - Dzi� to wszystko powoli si� odradza.
Zamilkli�my. Pan Tomasz m�g� powiedzie� na ten temat wi�cej. Kiedy�, dawno temu,
zanim jeszcze zosta�em jego wsp�pracownikiem, z dyrektorem Marczakiem zwalcza�
przemyt szczeg�lnie cennych ikon ze szko�y w Kro�nie. Malowane na styku kultur
by�y
szczeg�lnie pi�kne dzi�ki temu, �e w przeciwie�stwie do kanonicznych posiada�y
�wiat�ocie�...
- Sprawa Stadelmanna na dobrej drodze - odezwa� si� Michai�. - Trzeba zaj�� si�
dzia�alno�ci� podstawow�. To znaczy odszuka� zaginiony orygina� ikony, zanim
zrobi to
Batura. Bo obawiam si�, �e jak ju� j� odnajdzie, istnieje du�e ryzyko, �e nie
zdo�amy mu jej
odebra�.
Kiwn�li�my g�owami.
- Poprowadzimy to dwutorowo - zaproponowa�em. - Uwa�am, �e Batura prowadzi
badania w archiwach, osobi�cie lub poprzez wynaj�te osoby. Na razie roze�lemy
zapytania do
wszystkich warszawskich archiw�w. Zak�adaj�c oczywi�cie, �e ikona trafi�a do
Warszawy...
- S�usznie - kiwn�� g�ow� Pan Samochodzik. - Co ponadto?
- S�dz�, �e trzeba obserwowa� Batur�.
- Mo�emy si� tym zaj�� - zaofiarowa� si� Michai�. - Nas nie zna...
Faktycznie. Ich drogi jeszcze ani razu si� nie skrzy�owa�y...
- Juanita nie m�wi po polsku - przypomnia�em. - To jej utrudni zadanie.
- Poradz� sobie - powiedzia�a spokojnie.
- Musimy te� sami spr�bowa� z�apa� trop... - zasugerowa� pan Tomasz. - Najlepiej
by�oby ustali�, gdzie ikona si� znalaz�a...
- W Warszawie mamy dwie cerkwie - powiedzia�em. - To nam zaw�a kr�g
poszukiwa�.