8055

Szczegóły
Tytuł 8055
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8055 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8055 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8055 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tomasz Olszakowski PAN SAMOCHODZIK I... IKONA Z WARSZAWY OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST�P By�o lato 1926 roku. Rozbi�rka soboru ci�gn�a si� wiele miesi�cy. Przeszkolone brygady oderwa�y od �cian ok�adziny z cennych gatunk�w kamienia, wyrwa�y z wn�trza kolumny i rze�by. Zdemontowano stalow� konstrukcj� podtrzymuj�c� cebulast� kopu��. Teraz na rusztowaniach wewn�trz �wi�tyni uwijali si� robotnicy. Kuli w �cianach otwory na �adunki wybuchowe. Nieliczni mieszkaj�cy jeszcze w Warszawie Rosjanie przychodzili na plac, jakby ciekawi� ich post�p prac. Zaledwie kilkana�cie lat temu s�dzili, �e ziemie te zosta�y przy��czone do Rosji na wieki. Tak niedawno wznie�li tu w samym �rodku podbitego kraju najwspanialsz� prawos�awn� �wi�tyni�, ust�puj�c� chyba tylko soborowi pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela w Moskwie... By j� zbudowa� i przyozdobi�, na�o�yli na zniewolony nar�d bezwzgl�dnie �ci�gany haracz. Miliony rubli wydartych polskim ch�opom przybra�y kszta�t �smego cudu �wiata... Dzi� wczorajsi zdobywcy obserwowali, jak dzie� po dniu ulega zag�adzie ostatni symbol ich umar�ego imperium. Wczoraj panoszyli si� na cudzych ziemiach, dzi� tu�ali si� na obczy�nie, samotni i wydziedziczeni. I niejeden, patrz�c na mury spowite dymem wybuch�w, uroni� gorzk� �z�... ROZDZIA� PIERWSZY GO�� PANA SAMOCHODZIKA � DZIEJE KLASZTORU NA SOL�WKACH � LIST OD DOKTORA RAUBERA � WIECZORNA NARADA � NAJGORSZA DZIELNICA WARSZAWY � SPOTKANIE NASZYCH WROG�W � CZ�OWIEK MICHAI�A Gdy szed�em na studia, s�dzi�em, �e b�d� musia� przeczyta� i zapami�ta� ogromn� liczb� r�norodnych informacji. Kiedy uda�o mi si� zdoby� prac� w departamencie kierowanym przez Pana Samochodzika, okaza�o si�, �e cho� by�em jednym z najlepszych student�w na roku, moja wiedza nie wystarcza. Musia�em jeszcze wiele si� nauczy�. Na razie mia�em dosy�. Od�o�y�em prac� doktorsk� by�ego dyrektora naszego departamentu, Jana Marczaka. Po��k�e kartki ods�ania�y przede mn� dorobek kultur prekolumbijskich, �wiat, kt�ry ju� nie istnia�. Praca by�a szalenie ciekawa i napisana z ogromn� swad�, ale mimo wszystko ju� nie by�em w stanie... Oczy piek�y mnie, jakby kto� sypn�� pod powieki piasku. Mo�e �yk �wie�ego powietrza postawi mnie na nogi? Podszed�em do okna i popatrzy�em w zadumie na pokryt� �niegiem przestrze� placu Marsza�ka Pi�sudskiego. Zrobi�em niewielk� szpar�. Wiatr owia� mi twarz. Zima... Osiem stopni mrozu. Przeci�gn��em si�, a� zaskrzypia�y stawy. Nieoczekiwanie spostrzeg�em Pana Samochodzika. Szed� przez plac w towarzystwie jakiego� cudaka ubranego w d�ugi ko�uch i wysokie buty. Rozmawiali o czym� zawzi�cie, a mo�e nawet si� k��cili? Tajemniczy towarzysz szefa mia� na g�owie papach� z kr�liczego futra. Gdzie� ju� widzia�em takie nakrycie g�owy... Wycofa�em si� od okna i usiad�em przy biurku. Czeka�em. Dziesi�� minut p�niej rozleg�o si� pukanie do drzwi. Pan Samochodzik uchyli� je troch�, zagl�daj�c do �rodka. - Pawle, zapraszam do mojego gabinetu. Nieoczekiwanie praca doktora Marczaka wyda�a mi si� bardzo ciekawa, a jej lektura - najprzyjemniejszym zaj�ciem pod s�o�cem. Powlok�em si� za zwierzchnikiem jak skazaniec na szafot. Us�ysza�em jeszcze, jak wydaje dyspozycje sekretarce. Trzy kawy... Gabinet szefa. Na wieszaku wisia�a jego jesionka i ko�uch go�cia. Michai� Derekowicz Tomatow. - Tfu - mrukn��em. - Zgi�, przepadnij, si�o nieczysta... Mocny u�cisk d�oni. - Ja te� si� ciesz�, �e ci� widz� - odpar� z u�miechem. - Siadajcie - zaprosi� nas szef. Zaj�li�my miejsca. - Szefie - j�kn��em - co on tu robi? Nasz go�� u�miechn�� si� szeroko. Zna�em ten u�miech. Wr�y� k�opoty. Jak zwykle... - Mam dla was zagadk� do rozwi�zania. Zab�bni�em palcami o st�. - Michai� - powiedzia�em powoli i gro�nie - znamy twoje zagadki do rozwi�zania. Ostatnio mieli�my tylko poogl�da� zdj�cia satelitarne, a gdzie wyl�dowali�my? W wiosce ludo�erc�w! - Oj tam - wzruszy� ramionami. - Wypadek przy pracy. - M�wi�e� w�wczas, �e to b�dzie ca�kowicie bezpieczne - zauwa�y�em zgry�liwie. - �e nic nam nie grozi... Spowa�nia�. - Pawle, tym razem nie mog� wam tego obieca�. Nawet wr�cz przeciwnie. S�dz�, �e tym razem mo�e by� naprawd� niebezpiecznie. - A konkretnie? - zapyta�em. - W�a�nie - w��czy� si� pan Tomasz. - Czego tym razem b�dziemy szuka�? Nasz go�� przymkn�� oczy. - W 1712 roku dwaj mnisi, Jowow i Pasijow, �yj�cy w pustelni na Wyspach So�owieckich, mieli widzenie. Objawi�a si� im Matka Bo�a. Przepowiedzia�a, �e kiedy� miejsce, w kt�rym stoj�, pokryje si� grobami i zostanie nazwane Golgot�. Na szczycie wzg�rza nakaza�a im wznie�� cerkiew... Jeden z nich wkr�tce namalowa� ikon� dla upami�tnienia objawienia. W latach osiemdziesi�tych XIX wieku wybitny rosyjski malarz, Winogradow, specjalizuj�cy si� w tworzeniu malowide� i fresk�w religijnych, wykona� kopi� obrazu Matki Boskiej So�owieckiej. Przepowiednia spe�ni�a si�... Klasztor na So�owkach zosta� zniszczony w 1923 roku. Po wymordowaniu mnich�w bolszewicy stworzyli w nim jeden z najstraszliwszych �agr�w... Oczywi�cie zniszczyli ca�e wyposa�enie, w tym s�yn�c� z licznych cud�w ikon�... Wzg�rze pokrywaj� setki masowych grob�w... W 1990 roku w�adze zwr�ci�y klasztor Ko�cio�owi. Wtedy rozpocz�to stopniow� odbudow�. Fundacja, kt�rej patronuj�, wspiera te prace niewielkimi datkami. - Jakie wi�c jest nasze zadanie? - zainteresowa�em si�. - �wi�ta ikona zosta�a zniszczona, ale kopi� wykonan� przez Winogradowa mo�na chyba odnale��... - S�dzisz, �e istnieje? - M�j ojciec szuka� jej przez wiele lat... Zapu�ci� si� nawet do Polski, ryzykuj�c spotkanie z panem - sk�oni� g�ow� przed szefem. Pan Tomasz u�miechn�� si� do swoich wspomnie�. - S�dzi� wi�c, �e mog�a znale�� si� u nas? - zapyta�. - Owszem. Czyta�em jego notatki. Odszuka� list malarza, w kt�rym ten wspomina swojemu przyjacielowi, �e obraz wykona� na zlecenie warszawskiej metropolii prawos�awnej. Tak wi�c ikona najprawdopodobniej dotar�a do waszego miasta. - Niekoniecznie - zauwa�y�em. - Metropolii w Warszawie podlega�a wi�ksza cz�� Kr�lestwa Polskiego. -Ale Winogradow by� malarzem na tyle wybitnym, �e na jego obrazy mog�y sobie pozwoli� tylko najbogatsze �wi�tynie - odparowa� natychmiast. - Jak to sobie wyobra�asz? - mrukn�� Pan Samochodzik. - Mamy odnale�� tak cenny zabytek, a potem pozwoli�, �eby� wywi�z� go za granic�? Michai� pokr�ci� g�ow�. - Nie zamierzam bawi� si� w przemytnika. Rozumiem, �e wasz kraj w znacznym stopniu zosta� ogo�ocony z zabytk�w na skutek wojen i ochrona tego, co ocala�o jest dla waszych w�adz bardzo wa�na. Zamierzam wszystko za�atwi� legalnie. - Nigdy nie pozwol� ci tego wywie�� - powiedzia�em z pow�tpiewaniem. - Zwyk�� ikon� by�oby bardzo trudno, a co dopiero malowan� przez tak wybitnego malarza... - Licz� tu na wasze po�rednictwo - sk�oni� g�ow�. - To zabytek kultury rosyjskiej, bez znaczenia dla zachowania, jak to nazywaj� wasze przepisy - zmru�y� oczy, usi�uj�c sobie przypomnie� - �substancji historyczno-kulturalnej� narodu. - Obawiam si�, �e nawet nasze rekomendacje nie zrobi� wra�enia na komisji decyduj�cej o zezwoleniu na wyw�z - szef roz�o�y� bezradnie r�ce. - Nic za darmo - Michai� u�miechn�� si� lekko. - Szwecja jest wielk� skarbnic� polskich zabytk�w zrabowanych i wywiezionych tam podczas wojen. Dam wam godn� rekompensat�. Czy mo�e lepiej powinienem powiedzie� godziw�? - Chyba tak b�dzie brzmia�o zr�czniej - kiwn�� g�ow� Pan Samochodzik. - A co konkretnie masz na my�li? - zagadn��em. Wyj�� z teczki dziesi�� kolorowych fotografii. Przedstawia�y portret trumienny w�satego szlachcica. Na jednej by� widok og�lny, na pozosta�ych - zbli�enia. - Siedemnasty wiek, s�dz�c po szczeg�ach stroju - mrukn��em. - Mamy tego na setki. Michai� obdarzy� mnie tajemniczym u�miechem. Oczka mu zab�ys�y. - Co� mi tu nie gra - powiedzia� Pan Samochodzik marszcz�c brwi. - Nasz go�� studiuje przecie� histori� sztuki i nie fatygowa�by si� z byle obrazem... - Zgadza si� - potwierdzi� nasz przyjaciel. - Zw�aszcza do tak wybitnych ekspert�w postara�em si� przyj�� z czym� szczeg�lnie ciekawym.... Zamy�li�em si�. - Portrety trumienne powstawa�y na naszych ziemiach od ko�ca XV wieku - zacz��em. - Te najstarsze s� niezwykle rzadkie, mamy w polskich zbiorach jedynie kilka sztuk z pierwszego wieku ich istnienia... XVII i XVIII wiek s� reprezentowane przez setki zachowanych egzemplarzy. Powstawa�y tak�e p�niej, cho� moda zdecydowanie przemin�a. Ostatni, o kt�rym s�ysza�em, wykonano kilka lat temu z okazji pogrzebu Jerzego Waldorffa, zas�u�onego szefa Komitetu Ochrony Pow�zek... - O, nawet nie wiedzia�em - zdziwi� si� pan Tomasz. - To by� pi�kny pogrzeb - powiedzia�em. - Z portretem trumiennym, z�amaniem szabli i tarczy herbowej, bo zmar�y by� ostatnim ze swego rodu... - uj��em do r�ki fotografi�. - Skoro obraz ten pochodzi z czas�w, gdy podobne malowid�a pojawia�y si� cz�sto jak grzyby po deszczu, nale�y przypu�ci�, �e jego warto�� polega na czym� zupe�nie innym... Nie przedstawia �adnej s�awnej postaci historycznej, a zatem... Chyba znam rozwi�zanie tej zagadki. Portrety malowano na kilku rodzajach blachy. Najwi�cej zachowa�o si� na �elaznej lub miedzianej. Malowano tak�e na cynku - te przewa�nie znajduj� si� w op�akanym stanie - oraz na srebrze. Te znane s� tylko z literatury, bowiem do naszych czas�w nie ocala� ani jeden. Wszystkie uleg�y przetopieniu. - Brawo, moja szko�a - pochwali� mnie pan Tomasz. Wida� zaimponowa�em mu swoim zasobem wiedzy. - Nie wszystkie - u�miechn�� si� Michai�, stukaj�c palcem w fotografi�. Szef spojrza� na niego ze zdumieniem. - Chcesz powiedzie�, �e on naprawd� malowany jest na srebrnej blasze? - Przecie� nie fatygowa�bym si� do pan�w z byle czym - go�� udawa� obra�onego. - Kupi�em go z kolekcji przyjaciela. Jaki� jego przodek zrabowa� go podczas potopu. Zapad�o milczenie. - A je�li nie znajdziemy ikony? - zapyta�em. - Nie dostaniecie obrazu - Rosjanin by� nieust�pliwy. - Ale nie stawiajmy sprawy na ostrzu no�a. Wiem, �e j� panowie odnajd�... Chcia�bym jednak ju� teraz z�o�y� w tej sprawie list intencyjny waszemu rz�dowi... Jest jeszcze jeden problem. Obraz mam u siebie w Sztokholmie. Aby go sprowadzi� do Polski, trzeba b�dzie u�y� machiny biurokratyczno- urz�dniczej. Albo przemyci� w poczcie dyplomatycznej. - Idziemy do ministra - Pan Samochodzik poderwa� si� z miejsca. - Za�atwi� ci to zezwolenie, cho�by mieli mnie za to wywali� z pracy. Przecie� to unikatowe dzie�o... Warto wymieni� je na kopi�, nawet je�li malowa� j� sam Winogradow. Wyszli. Siedzia�em popijaj�c kaw�. Co� mi tu nie gra�o. Skoro mieli�my odnale�� ikon�, to dlaczego Michai� wspomina�, �e mo�e by� niebezpiecznie? Co ukrywa� przed nami? Ba� si� czego�... A przecie� nie nale�a� do ludzi strachliwych. Wr�cili. Szef by� lekko zas�piony. - Minister nie mo�e sam podj�� decyzji - powiedzia�. - Za kilka dni zbierze si� komisja, przes�uchaj� Michai�a i zobaczymy, co uda si� przeforsowa�... - Tymczasem - mrukn��em - mo�na rozpocz�� poszukiwania. Ale najpierw - spojrza�em na naszego go�cia - chcemy wiedzie� wszystko. W co si� pakujemy? Zmiesza� si�. - Nie wiem wszystkiego - odpar� - ale s�dz�, �e mam pewien punkt zaczepienia. Ale wiedza pan�w i do�wiadczenie sami absolutnie niezb�dne... - Nie zgrywaj si� - poprosi�em. - Tw�j kocio�ek te� nie�le gotuje... - u�y�em dos�ownego t�umaczenia rosyjskiego idiomu. Chodzi�o mi o to, �e jego my�li te� nie�le kipi� pod czaszk�... U�miechn�� si� za�enowany. - Dobrze - powiedzia� spokojnie szef. - W takim razie proponuj� narad� u mnie, dzi� wieczorem. Uruchomi�em komputer. �ci�gn��em poczt�. By�a w niej mi�dzy innymi wiadomo�� od doktora Raubera. List by� niezwykle lakoniczny. �Siegfried Stadelmann wybiera si� do Polski. Zachowajcie czujno�� - przeczyta�em dwie linijki cyrylicy. To nazwisko co� mi m�wi�o... Wsta�em od komputera i przeszed�em si� po gabinecie. Stadelmann... Nagle przypomnia�em sobie. Otworzy�em stalowe drzwiczki szafy z dokumentacj� zgromadzon� przez mojego zwierzchnika. Kilkadziesi�t pude�ek z fiszkami i kartami dokumentacyjnymi. - Stadelmann - mrucza�em po cichu kartkuj�c tekturowe arkusiki. Znalaz�em. Z dolnej p�ki wyj��em odpowiedni� teczk�. By�a ca�kiem gruba. Przez d�ug� chwil� czyta�em notatki Pana Samochodzika. Gwizdn��em cicho przez z�by. Mieli�my o nim ciekawe materia�y. Szef zdoby� nawet zdj�cie tego ptaszka - niestety sprzed dwudziestu lat. Usiad�em przy komputerze i wys�a�em list do doktora Raubera. Podzi�kowa�em za informacj� i poprosi�em o przes�anie jego materia��w, obiecuj�c zrewan�owa� si� naszymi... Mi�dzynarodowa wsp�praca to podstawa w zwalczaniu z�odziei i przemytnik�w dzie� sztuki. Po chwili namys�u wyci�gn��em jeszcze teczk�, w kt�rej Pan Samochodzik zapobiegliwie zgromadzi� materia�y dotycz�ce Derka Tematowa - ojca Michai�a. Nie by�o ich wiele, ale te� by�y bardzo ciekawe. Jak to dobrze, �e synowie nie zawsze id� w �lady ojc�w... My�l o tym, �e Michai� ze swoim bystrym umys�em m�g�by gra� po niew�a�ciwej stronie, budzi�a moj� groz�... *** Urodziny Pana Samochodzika. Michai� podarowa� mu samowar firmy Bataszew z Tu�y, wykonany pod koniec XIX wieku. Ustawi� go na stole, na mosi�nej tacy i teraz zr�cznie rozpala� w nim d�ugimi, drewnianymi szczapkami. Wo� w�gla drzewnego i herbaty szybko wype�ni�a powietrze. Ja mia�em prezent nieco skromniejszy - ksi��k� �Starodawny sklep�, wydan� w 1938 roku z okazji osiemdziesi�ciolecia istnienia fabryki czekolady Wedla, ilustrowan� drzeworytami o �czekoladowej� tematyce. Nasz jubilat kupi� ciasto i ma�� butelk� pitnego miodu. Za oknem pada� g�sty �nieg, kawalerka sprawia�a wra�enie jeszcze bardziej przytulnej ni� zwykle. A� nie chcia�em burzy� nastroju, ale c� mia�em robi�... Zasiedli�my woko�o samowara. W polerowanym z�ocistym brzu�cu odbija�y si� nasze twarze. Dlaczego ta wspania�a tradycja zanikn�a? Czy tylko dlatego, �e samowary przyw�drowa�y do nas z Rosji? - Zanim zaczniemy narad� - odezwa�em si� - wyja�nijmy sobie kilka rzeczy - popatrzy�em surowo na Michai�a. - Do Polski przyby� Siegfried Stadelmann. Na twarzy naszego przyjaciela nie by�o wida� zaskoczenia. Nadal spokojnie popija� herbat� ze szklanki. Rosyjskim zwyczajem nie wyj�� z niej �y�eczki. - Dzi� rano wyl�dowa� na Ok�ciu - doda�em. - On jest w to zamieszany? - zaniepokoi� si� szef. Spojrza�em wyczekuj�co na go�cia. Michai� po chwili wahania kiwn�� g�ow�. - Tak - powiedzia� ponuro. - Moja rodzina obserwuje do�� cz�sto jego poczynania. Par� razy naprowadzi�o nas to na ciekawe �lady. Ale zawsze by� pierwszy. Dlatego powiedzia�em, �e mo�e by� naprawd� niebezpiecznie. To paskudny typ... - Poprosimy o konkrety - powiedzia� spokojnie pan Tomasz. - Jeszcze m�j ojciec wynaj�� pewnego francuskiego detektywa... Oczywi�cie najlepiej by�oby �ledzi� Stadelmanna non stop, ale to wymaga�oby zbyt du�ych nak�ad�w finansowych... Detektyw ma pewne, nazwijmy to, kontakty i zaczyna dzia�a�, gdy przeciwnik pojawia si� w Pary�u. W zesz�ym tygodniu dosz�o do takiego �pojawienia�, Stadelmann wy�oni� si� ze swojego matecznika na Antylach Holenderskich. - I co si� dalej dzia�o? - zapyta�em �yczliwie. - Ze skrytki na poczcie odebra� korespondencj�. Przejrza� j� u siebie w hotelu. Od koperty oderwa� tyln� cz�� z adresem nadawcy, a reszt� wyrzuci� do kosza na �mieci, sk�d wydoby� j� m�j cz�owiek. - I pewnie dowiedzia� si�, co by�o w kopercie? - Nie. Ja to zrobi�em. Po�rednio. We Francji najlepszym znawc� rosyjskiej sztuki jest profesor Machinow. Twardy, nieprzekupny typ, wsp�pracuj�cy z mi�dzynarodowymi przemytnikami dzie� sztuki. Robi dla nich ekspertyzy. Ostatnio francuska policja dobra�a mu si� ostro do sk�ry. Powiedzmy, �e mia�em w tym dobieraniu si� pewien udzia�... I podzielili si� ze mn� pewnymi danymi zabezpieczonymi na miejscu. - M�wisz strasznie enigmatycznie - skarci� go szef. Nasz go�� westchn�� cicho. Z pewno�ci� nie chcia� odkrywa� przed nami wszystkich swoich kart. - Przechodz� zatem do konkret�w. Stadelmann przes�a� profesorowi kserokopi� pewnej fotografii - po�o�y� przed nami wyj�ty z teczki wydruk. - To prawdopodobnie ikona Matki Boskiej So�owieckiej, a raczej, jak s�dz�, jej kopia autorstwa Winogradowa. Kto� z Warszawy zaproponowa� jej kupno temu cz�owiekowi... Zapad�o milczenie. Szef spojrza� na zegarek. - Pokpili�cie spraw� - zwr�ci� si� do mnie i Michai�a. - Trzeba go by�o obserwowa� od chwili, gdy postawi� stop� na naszej ziemi. - Je�li uda nam si� ustali�, gdzie si� zatrzyma�... - zacz��em. Michai� prychn�� lekko. Wiedzia�em, �e nie zaniedba� tego szczeg�u. Tajemniczy Niemiec, kt�rego z takim nak�adem �rodk�w szpiegowa� w Pary�u, i tu nie m�g� si� ruszy� na krok bez dyskretnej obstawy... - Nie doceniacie mnie - powiedzia�. - Nasz przeciwnik znajduje si� bez przerwy pod obserwacj�. W ka�dej chwili - wyj�� telefon kom�rkowy - mog� si� dowiedzie�, co robi. Pan Samochodzik spojrza� na niego z uznaniem. Faktycznie, nie docenili�my przyjaciela... - W takim razie trzeba b�dzie nakry� go podczas pr�by zakupu dzie�a - zadecydowa� szef. - Obraz skonfiskowa�... Michai� pokr�ci� g�ow�. Pan Tomasz urwa� w p� s�owa. - To nie takie proste - rzek� Rosjanin. - M�j znajomy fachowiec od analizy fotografii przyjrza� si� temu wydrukowi. - I do jakich doszed� wniosk�w? -ja tak�e by�em ciekaw. - To nie jest wsp�czesne zdj�cie. Nie wiem, czy panowie si� orientuj�, ale obecnie odbitki robi si� w kilku formatach: 7x10, 9x13, 15x18 centymetr�w - stosunek d�ugo�ci do szeroko�ci wynosi od l ,2 do l ,44... - To znaczy? - zapyta� szef. - Jedna klatka kliszy ma�oobrazkowej posiada pewn� d�ugo�� i szeroko��. A papierowa odbitka b�dzie zawsze wielokrotno�ci� tych warto�ci... - To znaczy, �e fotografia zrobiona naszym aparatem b�dzie zawsze prostok�tna i te prostok�ty b�d� mia�y zachowane pewne proporcje niezale�nie od rozmiar�w - domy�li�em si�. - W�a�nie - powiedzia� ucieszony. - Oczywi�cie obecnie wprowadzano co�, co si� nazywa �advance foto system�, nowy typ aparat�w i film�w, kt�re umo�liwiaj� robienie zdj�� ju� zupe�nie innych... Ale w tym wypadku nie ma to znaczenia. - Domy�lam si�, �e ta fotografia, jej wymiary, a raczej ich wzajemne proporcje naprowadzi�y twojego przyjaciela na jaki� trop? - Tak. Do zrobienia tego zdj�cia u�yto szklanej kliszy produkowanej we Francji oko�o roku 1890. S�dz�, �e cz�owiek, kt�ry zamierza sprzeda� ikon�, jeszcze jej nie odnalaz�. Wys�a� jedynie kopi� jakiej� starej fotografii, aby pokaza�, o co chodzi. - Jest chyba tylko jeden osobnik na tyle sprytny, aby odszuka� ten obraz - mrukn�� Pan Samochodzik. - Jerzy Batura... Chyba �e pojawi� si� kto� m�ody i zdolny, kogo jeszcze nie znamy... - A panny Kruszewskie? - podsun��em. - Wprawdzie siedz� zapewne we Lwowie, ale prosz� nie zapomina�, �e poznali�my je w Polsce... - Zwr�� uwag�, �e te m�ode damy szukaj� r�nych rzeczy bardziej dla samej przyjemno�ci odnalezienia. Nie, to do nich nie pasuje. Zreszt� nie zadawa�yby si� z tak paskudnym typkiem jak ten Stadelmann. Stawiam dziesi�� do jednego, �e to nie one. Wydaje si�, �e to jednak mo�e by� Batura. - To trzeba b�dzie jak najszybciej sprawdzi� - mrukn��em. - A potem nale�y mu udzieli� kr�tkiego, intensywnego pouczenia o szkodliwo�ci wsp�pracy z cudzoziemcami buszuj�cymi w naszym kraju - zatar�em d�onie. - A to nie zawadzi - mrukn�� szef. - Par� lat odsiadki mo�e go troch� otrze�wi. *** Ka�de miasto ma swoj� najgorsz� dzielnic�. W Warszawie jest ni� Praga P�noc. Ka�da najgorsza dzielnica sk�ada si� oczywi�cie z lepszych i gorszych cz�ci. Praga P�noc ma a� dwa rejony, w kt�re nie nale�y zapuszcza� si� w nocy, a i za dnia bywa tam nieciekawie. Na po�udniu, pomi�dzy ulicami Kijowsk� i Radzymi�sk�, rozci�ga si� prostok�t starej zabudowy. Jego zachodni� granic� stanowi ulica Targowa i os�awiony bazar R�yckiego. Wschodnia ci�gnie si� daleko, dochodz�c a� do bazyliki przy ulicy Otwockiej. �Tr�jk�t bermudzki� le�y odrobin� na p�noc. Wyznaczaj� go ulice Wile�ska, 11 Listopada i Szwedzka. Oba z�e rejony, pomijaj�c kszta�t, s� do siebie bli�niaczo podobne. Stara, przedwojenna zabudowa tworzy zwarte kwarta�y. Tynk odpada od �cian dziewi�tnastowiecznych czynsz�wek. Tu nigdy nie pojawiaj� si� ekipy remontowe. Administracja �ci�ga czynsz z zaledwie co trzeciego lokalu. Energetycy rw� w�osy z g�owy. Liczba nielegalnych pod��cze� do sieci przekracza tu liczb� legalnych. Podobnie jest z gazem i wod�, kt�re tu po prostu znikaj� bez �ladu... Stra� po�arna cz�sto przybywa tu gasi� p�on�ce meliny, pogotowie co i rusz zabiera st�d do szpitali mieszka�c�w, kt�rzy doznali krzywd w s�siedzkich awanturach. Cho� do marginesu spo�ecznego zalicza si� tylko 10% mieszka�c�w, rzuca on g��boki cie� na ca�� okolic�... Gdzieniegdzie widniej� puste miejsca, �lad po budynkach, kt�rych nie odbudowano po wojnie. Mi�o�nicy Warszawy z pewno�ci� pokazaliby nam wiele, niekiedy zdumiewaj�cych, detali architektonicznych. Na jednym z dom�w przy ulicy Stalowej zachowa�y si�, na przyk�ad, resztki szyldu pisanego cyrylic�, pami�taj�cego jeszcze czasy zabor�w... Samotnie jednak lepiej si� tam nie zapuszcza�. A ja nie mia�em innego wyj�cia. Jerzy Batura zostawi� swojego opla na granicy tr�jk�ta, przy skrzy�owaniu ulic D�browszczak�w i 11 Listopada. By�o ciemno, a do tego pada� ci�ki, marzn�cy deszcz. Dwudziesta. Zza okien s�czy�a si� b��kitna po�wiata telewizor�w. Batura szed� pewnie, zag��biaj�c si� w ulic� Stalow�. Nie ba� si� miejscowych �czerwonych twarzy poluj�cych na jeleni�. Ja poprawi�em pistolet gazowy tkwi�cy wygodnie w kieszeni. Te� si� nie ba�em. Ale nie czu�em si� do ko�ca pewnie. Batura nie spieszy� si�. Jego jasna kurtka pojawia�a si� w �wietle rzucanym przez latarnie. M�j szary p�aszcz pozwala� mi dobrze zla� si� z otoczeniem. Na tle szarych, nigdy nie odnawianych �cian, w p�mroku i deszczu, by�em dla niego niewidoczny. Przy ulicy Szwedzkiej niedawno wyremontowano hotel robotniczy, tworz�c w nim wygodne przytulisko dla nieco bogatszych Rosjan, Wietnamczyk�w, Cygan�w i ludzi z prowincji potrzebuj�cych taniego noclegu w stolicy. Co podkusi�o handlarza dzie� sztuki, Siegfrieda Stadelmanna, by urz�dzi� sobie kwater� w�a�nie na skraju tr�jk�ta? Telefon delikatnie zawibrowa� mi w kieszeni. SMS. Niemiec wychyn�� ze swojej kryj�wki. Moja hipoteza, �e Batura odwiedzi go w hotelu, upad�a. A zatem mieli zamiar spotka� si� gdzie� tutaj. Tylko gdzie? W jakiej� bramie, na cuchn�cej klatce schodowej czy mo�e w s�ynnej �mordowni� nosz�cej niegdy� dumn� nazw� �Pod Karpiem�? Ostro�nie przyspieszy�em kroku. Nieoczekiwanie Batura zakr�ci� w bram�. Jak na z�o�� obok by�o bardzo jasno - klitka, b�d�ca zapewne kiedy� pracowni� szewca lub krawca, mie�ci�a ca�odobowy sklep monopolowy. Przyczai�em si� po drugiej stronie ulicy i ukryty w cieniu obserwowa�em. W sklepie by� jaki� klient. Brudny i obdarty, wrak cz�owieka. Budzi� moj� odraz� i jednocze�nie lito��. Alkohol robi z lud�mi straszne rzeczy. Odliczy� na lad� monety, a potem zadowolony uj�� w d�onie dwie butelki taniego wina wr�czone mu przez sprzedawc�. Wyszed� ze sklepu i niestety zakotwiczy� w bramie, do kt�rej kierowa�em swoje kroki. Nieznajomy ukucn�� opieraj�c si� o �cian� i wyci�gn�� przed siebie dwie r�ce z flaszkami. �Co on robi?� - pomy�la�em zdziwiony. Pu�ci� je jednocze�nie. Upad�y z wysoko�ci mo�e trzydziestu centymetr�w na ceglany bruk. Trzask p�kaj�cego szk�a zabrzmia� jak wystrza�. Menel chwyci� je za szyjki i zr�cznie odwr�ci�. Przetar�em zdumione oczy. Butelki ju� nie mia�y denek! Dwa odp�kni�te kr��ki szk�a zosta�y na kamiennej kostce. Ile czasu musia� po�wi�ci�, by doj�� do tak niezwyk�ej wprawy? Bywalec sklepu ch�epta� teraz owocowego �m�zgotrzepa� prosto jakby z wielkich kielich�w. Min��em go; nie podni�s� nawet g�owy. Z bramy wychodzi�o si� na ma�e czarne podw�rze. Okna na dole by�y zabite dykt�. W powietrzu, mimo ch�odu, unosi� si� smr�d gnij�cych kartofli i jeszcze czego� obrzydliwego. Za podw�rzem wida� by�o prze�wit kolejnej bramy. By�a ciemna. Przypomnia�em sobie jak nie tak dawno temu, we Lwowie, wszed�em w tak� sam� i dosta�em po g�owie. Wola�em nie ryzykowa�. Na�o�y�em gogle noktowizyjne i nacisn��em prze��cznik. �wiat przybra� barw� kilkudziesi�ciu odcieni zieleni. Brama by�a pusta. Wszed�em w ni� �mia�o. Wyt�y�em s�uch. Krok�w Jerzego nie by�o ju� s�ycha�. Zgubi�em trop. A mo�e jednak nie? Z podw�rza na dwie strony prowadzi�y wej�cia do klatek schodowych. Ma�� latark� o�wietli�em pod�ogi i u�miechn��em si� do swoich my�li. Mokre odbicie eleganckich p�but�w mojego przeciwnika... Ruszy�em po �wie�ym �ladzie. Krople wody i b�ota stawa�y si� coraz rzadsze, ale dotar�em na ostatni� kondygnacj�. Trop urywa� si� przy drzwiach prowadz�cych na poddasze. Naprzeciw dziura strasz�ca wyrwanymi framugami zaprasza�a na strych. Gdybym zaczai� si� tam w ciemno�ciach, by�bym niewidoczny, a jednocze�nie mia�bym idealny punkt obserwacyjny... Podkrad�em si� do drzwi i przy�o�y�em do nich mikrofon. Us�ysza�em kroki wewn�trz pomieszczenia, syk gotuj�cej si� wody, potem bulgotanie, gdy m�j przeciwnik przelewa� j� do szklanki. By� sam. A zatem trzeba by�o czeka�. Gdzie� z drugiego ko�ca ulicy kroczy� ku nam Niemiec... Dwaj z�odzieje i przemytnicy dzie� sztuki wyznaczyli sobie spotkanie w najgorszej cz�ci starej Pragi. Strych by� wysypany warstw� �u�la. Poza tym le�a�a tu ca�a masa rozmaitych grat�w. Sk�adowanie takich rupieci na strychach by�o surowo zabronione. Tu najwyra�niej nikt si� tym nie przejmowa�. Na wszelki wypadek ulokowa�em si� za star� szaf�. Mikrofon zamaskowany jakim� �mieciem zostawi�em ko�o drzwi, a sam czeka�em ze s�uchawk� w uchu. Teraz, gdy opad�o ze mnie cz�ciowo napi�cie, poczu�em wo� kamienicy. Z do�u bi�o do g�ry ciep�e powietrze. Nios�o zapach st�chlizny i charakterystyczn� wo� dro�d�y. Kto� tam ni�ej p�dzi� bimber. Wo� ple�ni, st�chlizna gotowanej kapusty... To m�g�by by� nawet swojski zapach, przywodz�cy na my�l piwnic� pod domem mojego dziadka na wsi, ale by� znacznie za mocny... Do moich uszu dzi�ki wzmocnieniu odg�os�w przez wshipera dobiega�y echa alkoholowej libacji i jakiej� rodzinnej awantury. Gdzie� za mn� popiskiwa�y szczury. Kto� wchodzi� po schodach. Dziarskie, twarde st�pni�cia, stukot laski. Kroki by�y do�� ci�kie, ale miarowe. Wyobra�nia podsun�a mi obraz wysokiego, dobrze zbudowanego m�czyzny, zapewne by�ego wojskowego, poruszaj�cego si� z pewn� gracj�. Po chwili go zobaczy�em. Siegfried Stadelmann. Nieco m�odszy od pana Tomasza. Skronie przypr�szone lekko siwizn�, g�adko wygolona twarz o kwadratowym zarysie szcz�ki. Nienaturalnie sztywna sylwetka, porusza� si� jakby po�kn�� kij. Przypomina� mi esesmana z filmu... Zapuka� do drzwi. Batura otworzy� mu i rozejrza� si� uwa�nie - mnie oczywi�cie nie zauwa�y�, ale na wszelki wypadek przymkn��em oczy. Mog�o si� w nich odbija� �wiat�o. Obaj kombinatorzy przywitali si� u�ciskiem d�oni. Trwa�em w bezruchu. Weszli do �rodka i zamkn�li za sob� drzwi. Drobne, delikatne kroki na schodach. Kto� szed� do g�ry. Niepewnie, chyba tak�e kieruj�c si� po �ladach. Po chwili spostrzeg�em z do�u lekki poblask latarki punktowej. Niewysoka posta� ubrana na ciemno zatrzyma�a si� pod drzwiami. Agent Michai�a - cz�owiek, kt�ry �ledzi� handlarza. - Psyt - sykn��em cicho. Tajemniczy przybysz bezszelestnie wycelowa� we mnie luf� jakiej� koszmarnej spluwy. Z niejakim zdziwieniem rozpozna�em japo�ski pistolet nambu z lat dwudziestych. B�ysn��em latark�, aby o�wietli� swoj� twarz. Nieznajomy podszed� bli�ej i przycupn�� przy mnie na pod�odze. Poczu�em delikatn� wo� kwiatowych perfum. Juanita, mog�em si� tego spodziewa�... Dziewczyna ci�gle bez s�owa wyj�a spod p�aszcza mikrofon kierunkowy i podobnie jak ja wycelowa�a go w drzwi podejrzanego mieszkania. - Chcia� pan si� ze mn� zobaczy� - m�wi� Niemiec. - Obejrza�em fotografi�. Bardzo interesuj�ca. - Wiem o tym - po g�osie domy�li�em si� jego u�miechu. - To nie jest wsp�czesne zdj�cie - warkn�� Stadelmann. - Pr�buje mnie pan okantowa�. - Bynajmniej - g�os Jerzego sta� si� lodowaty. - Wys�a�em list i fotografi� z zapytaniem, czy zainteresuje pana ta oferta. Nie zwyk�em rozpoczyna� stara� bez zabezpieczenia sobie zbytu. Pan tymczasem, zamiast spokojnie wymieni� korespondencj�, zwala mi si� do Warszawy i ��da natychmiastowego spotkania. Nie jestem jeszcze gotowy. Niemiec milcza� przez d�u�sz� chwil�. - Ile czasu potrzebuje pan, �eby zdoby� dla mnie t� ikon�? - wycedzi�. - Mo�e miesi�c, mo�e p�tora - powiedzia� beztrosko Jerzy. - To zale�y od wielu okoliczno�ci. Dobieg�o nas st�umione przekle�stwo. - A mo�e wystarcz� trzy dni - doda� Batura. - Jestem na tropie. Prosz� uzbroi� si� w cierpliwo��. Na razie chcia�bym otrzyma� pi��set dolar�w na koszty... - Dobra. Niech b�dzie... Trzasn�y drzwi. Niemiec wyszed� z klitki i gniewnie mrucz�c schodzi� po schodkach. Jerzy spokojnie zgasi� �wiat�o i po chwili ruszy� w �lad zanim. - Spotkamy si� niebawem - szepn�a dziewczyna. - Na razie obowi�zki wzywaj�. Posk�ada�a sw�j szpiegowski kram i znikn�a tak cicho, jak si� pojawi�a. Ja nie rusza�em si� z miejsca. Odczeka�em dziesi�� minut. Ostro�nie podkrad�em si� do drzwi poddasza. Stare zamki, kiepskiej jako�ci, ale zapewne m�j wr�g nie trzyma� wewn�trz nic cennego albo wystarczaj�co dobrze pozna� mieszka�c�w tej dzielnicy, by uznali go za swojego. Majstrowa�em przy zamkach tylko chwil�. Wszed�em. �wiat�o latarki rozja�ni�o k�ty. Jeden pokoik, w k�cie archaiczny zlew. St�, dwa kulawe krzes�a. Od�a��ca tapeta... Nad zlewem przykr�cone do �ciany zm�tnia�e lustro. A zatem do dzie�a. Szybko wykr�ci�em cztery zardzewia�e �ruby. Pod tafl� szk�a siedzia�y ma�e, br�zowe robaczki. Z niejakim zdziwieniem rozpozna�em pluskwy. A s�dzi�em, �e ta plaga dawno ju� zosta�a u nas wyt�piona... Do tylnej strony lustra przyklei�em prosty mikrofon membranowy, zwini�t� w spiral� anten�, przeka�nik i ogniwo termoelektryczne, kt�re �adowa�o ma�y akumulatorek wykorzystuj�c jako paliwo ciep�o. Szpiegowskie gad�ety do kupienia w sklepie z artyku�ami dla agent�w ochrony i detektyw�w... Przykr�ci�em lustro na miejsce i wykona�em pr�b� mikrofonu, a potem sprawdzi�em jako�� odbioru. Urz�dzenie dzia�a�o idealnie. Zszed�em na parter. Pijak w bramie sko�czy� ju� opr�nianie obu flaszek. Teraz sm�tnie przelicza� gar�� drobnych. - Panie, daj dwadzie�cia groszy - zaczepi� mnie. - Trzeba by�o nie t�uc butelek, za ka�d� w sklepie daliby dwana�cie groszy - odburkn��em. Wyszed�em w mrok. Przesta�o pada�, ale zrobi�o si� du�o ch�odniej. Powierzchni� ulicy pokrywa�a tak zwana szklanka, nogi, mimo �e buty mia�em podkute, same si� rozje�d�a�y. Ruszy�em w stron� cywilizacji. Na szcz�cie oby�o si� bez przyg�d. Nikt mnie nie zaczepi�, w tak� pogod� �ule siedzieli w melinach, w piwnicach i na strychach. Dzi� nie sezon na Jeleni... Samochodu Jerzego nie by�o w miejscu, w kt�rym go zostawi�. Widocznie ju� odjecha�. Ja te� wr�ci�em do domu. Mia�em sporo szcz�cia, zd��y�em na ostatni sk�ad metra. Godzin� p�niej zapada�em w sen, nakryty szarym wojskowym kocem. ROZDZIA� DRUGI GIE�DA NA KOLE � JUANITA � SZEF KUPUJE LIPOWE KORYTO � FA�SZERZ MALINOWSKI � JAK SI� MALUJE IKONY � ZAK�ADAM PODS�UCH Z g��bokiego snu wyrwa� mnie d�wi�k telefonu. Spojrza�em na zegarek. �sma. Zaspa�em do pracy? Nie, przecie� dzi� sobota. - Halo? - podnios�em s�uchawk�. - To ja - us�ysza�em g�os szefa. - Mo�esz spotka� si� ze mn� za godzin�? - Oczywi�cie - wymamrota�em. - A gdzie konkretnie? - Na gie�dzie na Kole - wyja�ni�. - B�d� przy wej�ciu. Wygrzeba�em si� z ciep�ego ��ka i umy�em pospiesznie z�by. Ubra�em si� i wyjrza�em przez okno. Wczorajszy deszcz sp�uka� do reszty �nieg, ale nocny przymrozek posrebrzy� dachy. Wykona�em kilkana�cie pompek dla pobudzenia kr��enia. Po chwili by�em got�w. Zbieg�em na d� i z�apa�em autobus linii 167. Bazar na Kole to dziwne miejsce. Wyobra�cie sobie spory plac, cz�ciowo zastawiony budami. Na placu i w przyleg�ych uliczkach w ka�dy weekend odbywa si� wielka gie�da staroci. Handlarze z po�owy kraju ci�gn� tu jak muchy do miodu, przywo��c wszelakie mo�liwe barach�o, szumnie nazywane przez nich antykami. Co mo�na naby� na dziesi�tkach stragan�w? Elementy uzbrojenia z obu wojen �wiatowych, lalki pozbawione g��w, platerowane sztu�ce z okresu Ksi�stwa Warszawskiego s�siaduj�ce z gramofonami z pocz�tk�w XX wieku. Przy odrobinie cierpliwo�ci mo�na tu znale�� dos�ownie wszystko. Zdekompletowane porcelanowe serwisy, fabrycznie nowe szk�a do lamp naftowych, jak r�wnie� same lampy wszelkich mo�liwych marek z najrozmaitszych okres�w. Oczywi�cie w powodzi szmelcu od czasu do czasu trafia si� co� ciekawego. Handlarze penetruj�c strychy znajduj� niekiedy stare obrazy, spatynowane przedmioty ods�aniaj� ciekawe sygnatury... Gar�� za�niedzia�ych blaszek okazuje si� by� skarbem �redniowiecznych monet... Mo�na kupi� tu meble w ka�dym w�a�ciwie stanie, od stos�w rozeschni�tych element�w a� po l�ni�ce politur� wypieszczone cacka... Niepozorna butelka wt�oczona do tekturowego pude�ka to marzenie kolekcjoner�w z Polski i Niemiec - flaszka po coca-coli wyprodukowana w Szczecinie w 1924 roku... Za�niedzia�a �uska do mosina pochodzi z kr�tkiej partii wykonanej we Francji tu� przed wybuchem pierwszej wojny �wiatowej. Ma�y mosi�ny krzy�yk le��cy w gablocie, tu� obok angielskiego zegarka kolejarskiego, wykonano dla uczczenia manifestacji patriotycznej w 1863 roku... Okazje jednak zdarzaj� si� rzadko. Handlarze to fachowcy i wiedz�, jak� warto�� przedstawia ich towar. Pan Tomasz sta� przy wej�ciu rozmawiaj�c przyja�nie z Juanit�. Cho� od naszych przyg�d w d�unglach Brazylii up�yn�� okr�g�y rok, nie zmieni�a si� prawie wcale. Jej sk�ra zachowa�a ciep�� barw� kojarz�c� si� z rozleg�ymi przestrzeniami brazylijskiego interioru. Mia�a na sobie kurtk� podbit� futrem renifera, a na g�owie rosyjsk� papach�. - A zatem zn�w si� spotykamy - sk�oni�em przed ni� g�ow�. U�miechn�a si� lekko. - Michai� obserwuje Stadelmanna - wyja�ni�a. - Nie opu�ci go na krok. - A ja mam za�o�ony pods�uch w melinie Batury - pochwali�em si�. Spojrza�a na mnie z uznaniem. - Chod�cie - zach�ci� Pan Samochodzik. Weszli�my na bazar. Uwielbia�em to miejsce, cho� jako pracownik naszej kom�rki cz�ciej bywa�em tu s�u�bowo ni� prywatnie. Skierowali�my si� na lewo, gdzie kilku przybysz�w ze Wschodu oferowa�o przeszmuglowane ikony. S�dzi�em, �e po to w�a�nie tu przyszli�my, ale pan Tomasz prze�lizn�� po nich oboj�tnym wzrokiem. Marzy�em, aby kiedy� uda�o si� ukr�ci� przemyt, ale na razie nie by�o na to najmniejszych szans. Zbyt wielu ludzi codziennie przekracza�o granic�, by mo�na by�o j� upilnowa�. Nie pomaga�y nawet drako�skie kary stosowane przez wymiar sprawiedliwo�ci naszych wschodnich s�siad�w. Na miejsce ka�dego schwytanego i skazanego przemytnika pojawia�o si� trzech nowych. Po prawdzie to, co oferowano na straganach mog�o wzbudzi� przelotne zainteresowanie pocz�tkuj�cego kolekcjonera. Zabytki trafiaj�ce do nas powsta�y przewa�nie pod koniec XIX wieku. Te starsze i cenniejsze szmuglowano od razu na Zach�d. Min�li�my kolejne stoisko, na kt�rym sta�o kilka wypolerowanych na wysoki po�ysk samowar�w. Od razu wida� by�o, �e czy�ci� je kompletny dyletant. Szlifowanie ca�kowicie zatar�o sygnatury i inne detale umo�liwiaj�ce ich identyfikacj�. Teraz by� to ju� tylko mosi�ny z�om pozbawiony jakiejkolwiek warto�ci muzealnej czy kolekcjonerskiej. Pan Tomasz obejrza� je oboj�tnie, po czym, wykorzystuj�c, �e na chwil� si� zatrzyma�em, obj�� prowadzenie. Wykr�cili�my niewielkie k�ko i poszli�my w prawo, gdzie pod p�otem kr�lowali handlarze mebli. Ze starej kanapy pami�taj�cej czasy rozbior�w zwisa�y resztki pokrycia. Zardzewia�e spr�yny celowa�y w niebo. Pan Tomasz zwolni�. Juanita ch�on�ca atmosfer� targowiska nie zauwa�y�a niczego, ale ja zbyt dobrze zna�em pana Tomasza. Czu�em, �e dopiero teraz zacz�� czego� szuka� na powa�nie. Ogl�da� po kolei wystawione graty. Nieoczekiwanie jego oko zatrzyma�o si� na sfatygowanym drewnianym korycie. Musn�� palcami powierzchni� poszarza�ego drewna i u�miechn�� si� lekko. - Ile, dlaczego tak drogo i ile mo�na utargowa�? - zagadn�� handlarza. - Dwie�cie - odpowiedzia� handlarz. Szef z udawanym namys�em ponownie obejrza� obiekt. - Dam dwadzie�cia - powiedzia� stanowczo. Handlarz chyba mia� ochot� splun�� na ziemi�, ale zatrzymawszy wzrok na mojej barczystej sylwetce zrezygnowa�. - To jak za darmo - oburzy� si�. Jego oburzenie by�o udawane. Ramy starych koryt mo�na na co drugiej wsi zgromadzi� bogat� kolekcj� i to praktycznie za darmo! - Dwadzie�cia pi��, to moje ostatnie s�owo - szef by� nieust�pliwy. - I tylko dlatego daj� dwadzie�cia pi��, �e to lipowe drewno. Za inne dwudziestu bym nie da�. - Dasz pan trzydzie�ci i niech b�dzie moja strata - westchn�� sprzedaj�cy. Wida� chcia� si� ju� zbiera� do domu, mr�z zdrowo szczypa� w uszy. - Trzydzie�ci? - Pan Samochodzik poskroba� si� w g�ow�. - Dwadzie�cia dziewi�� i zabieraj je pan - handlarzowi wida� zale�a�o na dobiciu targu. Po chwili, uginaj�c si� pod ci�arem nabytku, szed�em do wyj�cia. - Szefie, po co nam to? - j�kn��em. - Chce pan zmieni� wystr�j wn�trz w ministerstwie? - A wiesz, �e to nieg�upi pomys� - u�miechn�� si� do swoich my�li. Juanita zatrzyma�a si� przy jednym ze stoisk. Jej uwag� przyku� dziwny sznur z plecionych drucik�w. Ogl�da�a go przez chwil� w zadumie, a potem na pr�b� opasa�a si� nim w talii. - Na pasek do sukienki w sam raz - ucieszy�a si�. Sprzedawca s�ysz�c jej s�owa z�apa� si� za g�ow� i niemal si�� wyrwa� jej przedmiot z d�oni. - Ja nie pozwol� - powiedzia� po rosyjsku z patosem - to szarfa od bia�ogwardyjskiego munduru. Nie wszczynali�my z nim sprzeczki, wycofali�my si�. Zapakowali�my koryto do baga�nika s�u�bowego lanosa, kt�rym przyjecha� szef. - I co z tego zrobimy? - zapyta�em. Pan Samochodzik u�miechn�� si� tajemniczo. - Ikon� - powiedzia� bez mrugni�cia okiem. Z wra�enia omal nie przyt�uk�em sobie palc�w klap�. - Wchodzimy do rozgrywki, Pawle - powiedzia� powa�nie. - I potrzebujemy naprawd� silnego atutu. Ruszyli�my. Po kilkunastu minutach zatrzymali�my si� gdzie� na Bemowie przed ponurym blokiem z wielkiej p�yty. - Koryto na rami� i za mn� - zakomenderowa� Pan Samochodzik. Poszed�em pos�usznie. Zauwa�y�em, �e Juanita zmarz�a. No c�, gdy cz�owiek przez cale �ycie mieszka w ciep�ym klimacie, to trudno mu si� przyzwyczai�... Ostatnie, czwarte pi�tro, odrapane drzwi. Pan Samochodzik zastuka�. Z wn�trza dobieg� rumor. Co� si� przewr�ci�o i drzwi stan�y otworem. M�ody cz�owiek z krzaczast� brod� spojrza� na nas i wrzasn�wszy usi�owa� zatrzasn�� nam drzwi przed nosem. Wsun��em stop� za pr�g i uniemo�liwi�em t� pr�b�. Wtarabanili�my si� do mieszkania. Gospodarz poniecha� oporu. Szef przekr�ci� klucz w zamku i schowa� go do kieszeni. -No c�, Malinowski - powiedzia� spokojnie. - Co ostatnio ciekawego namalowa�e�? - Jestem niewinny jak niemowlak - j�kn�� gospodarz. - Kim on jest? - zaciekawi�a si� Juanita. - Student wylany z ASP - wyja�ni�em. - Geniusz, a �ci�lej m�wi�c genialny fa�szerz... Przyskrzynili�my go w zesz�ym roku. Szef jednym ruchem �ci�gn�� mu�lin nakrywaj�cy niewielki obraz stoj�cy na sztalugach. - Hm... - mrukn�� - kt�ry� z pomniejszych malarzy flamandzkich z XVIII wieku... Bardzo udany falsyfikat. Widok portu w Amsterdamie? Z biurka podni�s� kserograficzn� odbitk� starego sztychu i d�u�sz� chwil� por�wnywa� oba obrazki. - To na prywatny u�ytek - zarzeka� si� gospodarz. - Ka�demu wolno malowa�, co tylko zechce... Nie macie �adnych dowod�w, �e malowa�em na sprzeda�. Jestem uczciwym cz�owiekiem. Szef uciszy� go jednym spojrzeniem. - S�uchaj, Malinowski - powiedzia�em - ty nas jeszcze nie pozna�e� od z�ej strony... Mogli�my ci� wtedy zapud�owa� na co najmniej rok bez zawias�w. A nie wiem, czy w wi�zieniu m�g�by� malowa� takie obrazki. Gospodarz milcza� i co� rozwa�a� w my�lach. Jego spojrzenie spocz�o na korycie. Postawi�em je chwil� wcze�niej przy drzwiach, �eby nie kr�powa�o mi ruch�w. - Oczywi�cie, �e nie chc� pozna� pan�w ze z�ej strony - powiedzia�. - Zaraz zrobi� herbaty i porozmawiamy. Po co te nerwy? Pan Tomasz wyci�gn�� tymczasem zza szafy kawa� tektury, na kt�rej by�o wida� wielobarwny szkic. - Witkacy jak �ywy - powiedzia� z uznaniem. - Co mo�esz o tym powiedzie�? - To autentyk - szybko zapewni� gospodarz rzucaj�c nerwowe spojrzenia na boki. - Jasne - parskn��em. - Taki sam jak ten obraz Malczewskiego, kt�ry pr�bowa�e� opchn�� miesi�c temu? - O, to o tym te� wiecie? - zdumia� si�. - To nie ja! - nagle jakby si� obudzi�. Pan Tomasz przyjrza� si� uwa�nie swojemu znalezisku. - Autentyk, powiadasz - mrukn��. - A ja widzia�em ten autentyk w domu aukcyjnym �Arka� zaledwie miesi�c temu. Ma�o znany egzemplarz, nigdy nie by� wystawiany... Nie figuruje w katalogach i albumach. - To ja go kupi�em - wymamrota� Malinowski. Nie zabrzmia�o to przekonuj�co. - W tej chwili powinien znajdowa� si� w prywatnej kolekcji w Gda�sku... - powiedzia�em wyjmuj�c telefon kom�rkowy. - Przedzwonimy zaraz do naszego znajomego i... - No dobra, ja to namalowa�em - j�kn�� fa�szerz - ale na w�asny u�ytek. Nie sta� mnie na orygina�y, to maluj� kopie i... - I jak mi si� znudz�, sprzedaj� naiwnym kolekcjonerom - uzupe�ni�em. - Kasa idzie na alkohol, panienki, grzybki halucynogenne czy czego tam teraz arty�ci u�ywaj�... - Ja tu musz� czynsz p�aci�... - wyksztusi�. - Pogadajmy, Malinowski - szef usiad� na blacie biurka. G�rowa� teraz nad niskim i szczup�ym artyst�. - Jeste� nam potrzebny i tylko dlatego nie zadzwonimy po policj�... - Policja nic na mnie nie ma - j�kn��. - Jestem czysty... - Doprawdy? - zapyta�em z�owr�bnym tonem. - Do rzeczy - hukn�� na malarza szef. - Propozycja nasza jest konkretna. Namalujesz nam co�, a my ci damy na miesi�c spok�j. - Tylko miesi�c? - j�kn��. - Ca�y miesi�c? - popatrzy�em na szefa z nagan�. - A co trzeba by namalowa�? - zainteresowa� si� artysta. - Ikon� - szef po�o�y� przed nim wydruk przywieziony z Pary�a przez Michai�a. - Pomylisz si� o w�os i nie chc� by� w twojej sk�rze. - Dawno nie podrabia�em ikon... - spostrzeg�szy, �e si� wygada�, teatralnym gestem zas�oni� sobie usta. Udali�my, �e nic nie s�yszeli�my. Obejrza� uwa�nie wydruk. - Kopia - powiedzia� po namy�le - kopia pierwowzoru z XVIII wieku. Prawdopodobnie robota Winogradowa. Lata osiemdziesi�te XIX wieku. Unios�em brwi z uznaniem. By� naprawd� niez�y. Ciekawe, za co go wywalili ze studi�w. - A wi�c namalujesz nam to - przykaza� surowo szef. - Tak jest. Na kiedy? - Na wczoraj - powiedzia�em stanowczo. Zamy�li� si�. - B�d� potrzebowa� z�oto w p�atkach, tempery, p�dzle z sobolowego w�osia... Samo zgromadzenie sk�adnik�w zajmie miesi�c... Pan Samochodzik spojrza� na niego badawczo. Po wp�ywem tego spojrzenia artysta zmi�k� jak wosk. - W zasadzie to du�o surowc�w mam w magazynku - mrukn��. - Mo�e nawet wszystkie... Za dwa tygodnie zg�osicie si� po odbi�r... - Jutro wieczorem - powiedzia�em powa�nie. - Niemo�liwe! - wykrzykn��. Zaraz jednak spokornia�. - W poniedzia�ek rano - zaproponowa�. - O �smej rano - szef pokaza� zegarek. - I nikomu ani s�owa albo ruski miesi�c popami�tasz. - Oczywi�cie. Nikomu - kiwa� gorliwie g�ow�. - Dobro klienta zawsze przedk�adam nad swoje w�asne... I jestem bardzo dyskretny. A jakby�cie tak potrzebowali co� jeszcze, to tylko znajd�cie odbiorc�, a fors� si� podzielimy... Nawet Leonarda da Vinci mog� spr�bowa� zrobi�... Opu�cili�my go�cinne progi. - Niech pan powie, co te� pan knuje? - zapyta�a Juanita. Ja te� by�em bardzo ciekaw. - Batura jest na tropie ikony - powiedzia� powa�nie szef - ale nie jest w stanie odnale�� jej szybko. Musimy pokrzy�owa� mu troch� szyki, nadrobi� stracony czas, wyprzedzi� go w wy�cigu i wykiwa�. - A zatem... - Zatem na pocz�tek pozb�dziemy si� najpowa�niejszego potencjalnego kupca... - Oferuj�c mu falsyfikat - domy�li�em si�. - Wi�cej. Oferuj�c mu bardzo dobry falsyfikat, za pr�b� przemytu kt�rego b�dzie go mo�na przymkn�� na jaki� czas... - Ale je�li Stadelmann jest fachowcem, to czy nie pozna od razu, �e to kopia? - zaniepokoi�a si� Juanita. - Nie w tym wypadku - powiedzia� szef z gorzkim u�miechem. - Ten Malinowski to geniusz w ka�dym calu... Chory, dzia�aj�cy po z�ej stronie, ale geniusz... Malinowskiego te� trzeba b�dzie posadzi�. Zanim z�apie wiatr w �agle. Pojechali�my na Stare Miasto. Michai� czeka� na nas w kawalerce Pana Samochodzika - wida� pan Tomasz da� mu klucze. - Stadelmann odlecia� do Frankfurtu - powiedzia� na wst�pie. - Ale ma rezerwacj� na powr�t, jutro wieczorem. Mamy p�tora dnia. - Tym lepiej dla nas - mrukn�� Pan Samochodzik. Wtajemniczyli�my naszego przyjaciela w swoje plany. - Sprytne - powiedzia�. - Ale ten cz�owiek nie jest zawodowym malarzem ikon. Ikonopisem, bo oni nie lubi� okre�lenia �malowa� w odniesieniu do swojej pracy. Ikony si� �pisze�... - No c� - westchn�� szef - dla cz�owieka, kt�ry zajmuje si� tym zawodowo, wykonanie kopii maj�cej pos�u�y� do oszukiwania bli�nich, by�oby sprzeczne z zasadami... Nie chc�, �eby ktokolwiek mia� przeze mnie wyrzuty sumienia. - Ikony... - powiedzia�a Juanita. - W Brazylii zna�am kiedy� kilku Ukrai�c�w, mieli cerkiewk� niedaleko Kurytyby... Czym r�ni� si� ikony od normalnych �wi�tych obraz�w? Zamy�li�em si� na d�u�sz� chwil�. - Widzisz - powiedzia�em - dla nas, katolik�w, �wi�ty obraz to �wi�ty obraz. Dla grekokatolik�w czy wyznawc�w prawos�awia, a tak�e dla Kopt�w, ikona to nie jaki� tam obraz, ale mistyczne okno, przez kt�re wida� rzeczywisto�� raju. W normalnych obrazach jest �wiat�ocie�, cieniowanie, to wszystko, co sprawia, �e namalowane postaci wydaj� si� tr�jwymiarowe. - Aha - kiwn�a g�ow�. - W ikonach - podj�� m�j wyw�d szef - �wiat�o bije z g��bi obrazu prosto na widza. Poza tym ich malowanie by�o obwarowane ca�� mas� kanon�w, nie zawsze dzi� zrozumia�ych. Stroje, uk�ad d�oni, atrybuty �wi�tych - to wszystko mia�o znaczenie symboliczne, jawne lub ukryte. - A jak si� maluje, to znaczy pisze ikony? - zapyta�a. - Najpierw trzeba mie� lipow� desk� - wyja�ni�em. - Po to kupili�my to stare koryto, �eby mie� odpowiednio antycznie wygl�daj�ce drewno... Pan Samochodzik przytakn��. - Po drugiej stronie, na tak zwanym zapiecku, nacina si� rowki, w kt�re wsuwa si� listwy. Zabezpieczaj� one obraz przed p�kaniem, stosuje si� bowiem taki uk�ad s�oj�w, �eby z czasem obraz wysychaj�c stawa� si� lekko wypuk�y w stron� widza. Deski przycina si� do odpowiedniego kszta�tu. Nast�pnie rze�bi si� zag��bienie, w kt�rym znajdzie si� wizerunek �wi�tego. Ca�o�� bieli si� mieszanin� wapna i kleju kazeinowego. Fachowo wykonana zaprawa wytrzymuje nawet tysi�c lat kamieniej�c z czasem... To pokrywa si� farb� rozrabian� na kurzych jajkach i oleju. - Ramk� maluje si�, natomiast zag��bienia pokrywa p�atkami z�ota lub srebra. Cz�sto t�o jest t�oczone we wzory. Na powierzchni, u�ywaj�c farb temperowych, maluje si� wizerunek... Najstarsze ikony znamy z IV wieku naszej ery. Niestety, w czasach ikonoklazmu, gdy cz�� teolog�w bizantyjskich w VI wieku uzna�a, �e sporz�dzanie wizerunk�w �wi�tych jest blu�nierstwem, ogromn� ilo�� �wi�tych obraz�w zniszczono. Drugi ikonoklazm to czasy rz�d�w bolszewickich. Jak si� oblicza, komuni�ci zniszczyli 150 milion�w ikon. Kilka szk� malarskich w og�le znikn�o - wymordowano mnich�w, kt�rzy znali t� sztuk�... - zako�czy�em. - Dzi� to wszystko powoli si� odradza. Zamilkli�my. Pan Tomasz m�g� powiedzie� na ten temat wi�cej. Kiedy�, dawno temu, zanim jeszcze zosta�em jego wsp�pracownikiem, z dyrektorem Marczakiem zwalcza� przemyt szczeg�lnie cennych ikon ze szko�y w Kro�nie. Malowane na styku kultur by�y szczeg�lnie pi�kne dzi�ki temu, �e w przeciwie�stwie do kanonicznych posiada�y �wiat�ocie�... - Sprawa Stadelmanna na dobrej drodze - odezwa� si� Michai�. - Trzeba zaj�� si� dzia�alno�ci� podstawow�. To znaczy odszuka� zaginiony orygina� ikony, zanim zrobi to Batura. Bo obawiam si�, �e jak ju� j� odnajdzie, istnieje du�e ryzyko, �e nie zdo�amy mu jej odebra�. Kiwn�li�my g�owami. - Poprowadzimy to dwutorowo - zaproponowa�em. - Uwa�am, �e Batura prowadzi badania w archiwach, osobi�cie lub poprzez wynaj�te osoby. Na razie roze�lemy zapytania do wszystkich warszawskich archiw�w. Zak�adaj�c oczywi�cie, �e ikona trafi�a do Warszawy... - S�usznie - kiwn�� g�ow� Pan Samochodzik. - Co ponadto? - S�dz�, �e trzeba obserwowa� Batur�. - Mo�emy si� tym zaj�� - zaofiarowa� si� Michai�. - Nas nie zna... Faktycznie. Ich drogi jeszcze ani razu si� nie skrzy�owa�y... - Juanita nie m�wi po polsku - przypomnia�em. - To jej utrudni zadanie. - Poradz� sobie - powiedzia�a spokojnie. - Musimy te� sami spr�bowa� z�apa� trop... - zasugerowa� pan Tomasz. - Najlepiej by�oby ustali�, gdzie ikona si� znalaz�a... - W Warszawie mamy dwie cerkwie - powiedzia�em. - To nam zaw�a kr�g poszukiwa�.