8050

Szczegóły
Tytuł 8050
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8050 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8050 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8050 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARKADIUSZ NIEMIRSKI PAN SAMOCHODZIK I... SKARBY WIKING�W TOM I OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA ROZDZIA� PIERWSZY NAG�E WEZWANIE � CO WIEMY O WIKINGACH? � OPERACJA �SKARBY WIKING�W� � POZNAJ� JORGENA JORGENSENA � KONFERENCJA PRASOWA � TAJEMNICZA BRUNETKA � GDZIE PAN TOMASZ? � KILKA S��W O �HAVAMALU� � LEKTURA PRZED ZA�NI�CIEM � WYJAZD � GENEZA S�OWA �WIKING� � DZIWNE ZACHOWANIE SZEFA � LUIZA WYS�ANNICZK� BATURY Przez ostatnie miesi�ce pracowali�my w naszym departamencie bardzo intensywnie. Zbierali�my dane do monitoringu obejmuj�cego wszystkie �redniowieczne figurki i rze�by posiadaj�ce warto�� dla kultury narodowej, a znajduj�ce si� w ko�cio�ach i cerkwiach wschodnich rejon�w kraju. �wi�tynie te mog�y stanowi� potencjalny �up dla z�odziei i handlarzy dzie� sztuki. Oszacowanie ilo�ci takich obiekt�w mia�o pom�c w przygotowaniu nowej ustawy przeciwko przemytnikom i w uszczelnieniu polskich granic. Mia�em nadziej�, �e los oka�e si� �askawy i przydzieli nam spraw� kradzie�y nag�o�nionej przez media wystawy �Z�oty �wiat�. W ubieg�ym roku w�amano si� do Muzeum Narodowego i skradziono po�ow� kolekcji, w sk�ad kt�rej wchodzi�y z�ote monety, bi�uteria i przedmioty u�ytkowe zabytk�w z�otnictwa merowi�skiego, egipskiego, greckiego, cypryjskiego, etruskiego i rzymskiego. Skradziono mi�dzy innymi ira�sk� g�ow� byka z VIII- VII wieku przed nasz� er�, szesnastowieczn� hiszpa�sk� zawieszk� w formie or�a, a tak�e wykonany ze z�oconego srebra zesp� regali�w Augusta III Sasa i Marii J�zefy. Szczeg�lnie te ostatnie eksponaty z 1733 roku mia�y kolosalne znaczenie dla naszej kultury jako jedyne zachowane polskie insygnia koronacyjne. Liczyli�my zatem w duchu, �e wcze�niej czy p�niej odezwie si� jaki� wy�szy urz�dnik pa�stwowy prosz�c nasz departament o pomoc. Niestety - ku naszemu rozczarowaniu - policja zabra�a si� do wyja�nienia sprawy bez nas, wi�c nie robili�my w tej sprawie nic, chocia� z zachowania szefa wnioskowa�em, �e m�czy go to. Naszemu departamentowi potrzebne by�y pieni�dze, a te mogli�my zarobi� na monitoringu. W zwi�zku z drastycznymi ci�ciami bud�etowymi, kt�rych dokonano na pocz�tku roku w Ministerstwie Kultury i Sztuki sytuacja finansowa w Departamencie Ochrony Zabytk�w nie by�a weso�a. Chodzi�y s�uchy, �e dojdzie do zwolnie� grupowych, a nasz, w ko�cu niezbyt liczny referat, r�wnie� mo�e zosta� obj�ty ow� administracyjn� gangren�. Kiedy w po�owie czerwca wezwa� mnie do swojego gabinetu pan Tomasz by�em przekonany, �e us�ysz� od niego niemi�e wie�ci. - Czy masz patent sternika, Pawle? - zapyta� szef z g�upia frant. Ten gabinet postarza� go. Nie lubi� w nim przesiadywa�, przerzuca� segregator�w z miejsca na miejsce i gaworzy� przez telefon z. urz�dnikami. To by�a robota dla naszego by�ego zwierzchnika Jana Marczaka, kt�ry w opinii pana Tomasza by� niezast�pionym dyrektorem, tymczasem Marczak odpoczywa� na emeryturze, a pan Tomasz z b�lem znosi� obowi�zki dyrektora naszego departamentu. Tym razem zauwa�y�em jednak na twarzy pana Tomasza podniecenie. - Przecie� pan wie, szefie, �e tak. Niestety, od dw�ch lal nie p�ywam - zacz��em si� t�umaczy�. - A nawet gdybym bardzo chcia� po�eglowa�, nie znalaz�bym czasu. Jeste�my zawaleni robot�. Najpierw zajmowali�my si� kind�a�em Hasan-beja, Bursztynow� Komnat� i z�otem Ink�w, z kolei Ark� Noego i Rubinow� Tiar�, potem dzia�ali�my na Mazurach, a ju� czekaj� kolejne sprawy, jak cho�by poszukiwania z�otego poci�gu i skarbu genera�a Samsonowa. O ile wiem, sw�j jacht musia� pan sprzeda� rok temu, aby wykupi� kawalerk� na Krakowskim Przedmie�ciu. - To prawda - rzek� kiwaj�c g�ow�. - Szkoda �Krasuli�. Ale wracaj�c do sprawy, patent masz wa�ny? - ostro powt�rzy� pytanie. - Mam. - I stopie� kwalifikacyjny p�etwonurka wydany przez Komisj� Dzia�alno�ci Podwodnej PTTK*? [* Stopnie takie s� wydawane przez Komisj� Dzia�alno�ci Podwodnej Zarz�du G��wnego PTTK w oparciu o za�o�enia programowe �wiatowej Konferencji Dzia�alno�ci Podwodnej (CMAS) z siedzib� w Rzymie]. - Ostatnio nie nurkowa�em, ale jest jeszcze wa�ny. Posiadam r�wnie� licencj� lotniarza i... - Wystarczy! - przerwa� mi i z zadowoleniem klepn�� d�oni� w kolano. - Zapowiada si� zatem wielka �egluga po Ba�tyku! Zamurowa�o mnie. W oczach pana Tomasza dostrzeg�em niezdrowe b�yski, m�odzie�cze podniecenie, a chocia� stara� si� jak tylko m�g� najlepiej zast�powa� by�ego zwierzchnika, wida� by�o, �e ci�gnie wilka do lasu i wcze�niej czy p�niej pan Tomasz opu�ci ten gabinet, aby wyruszy� w teren. - Czy m�g�by pan nieco uchyli� r�bka tajemnicy? - zapyta�em poirytowany i si�gn��em po swoj� fajeczk�. Pan Tomasz wsta�, wypr�y� si� jak struna i podszed� do barku. Wyj�� z niego buteleczk� francuskiego koniaku i jeden kieliszek. - M�odzie�y nie proponuj� - rzek� nape�niaj�c kieliszek bursztynowym trunkiem. - Jestem doros�y, szefie! - zaprotestowa�em. - No tak, ale prowadzisz samoch�d. Pij� za zdrowie twojego szefa, Pawle! - upi� nieco koniaku. - Na zdrowie! - powiedzia�em spokojnie, ale czu�em jak serce mocniej bije. - Jak wiesz, sytuacja finansowa naszego referatu jest katastrofalna. Przytakn��em pykaj�c z fajeczki. - Po wielu staraniach uda�o mi si� jednak zdoby� pieni�dze, a tak�e bogatego sponsora. Pan Tomasz mnie zadziwi�. To nie by� przecie� dyrektor Marczak, kt�ry umiej�tnie dostosowywa� si� do wszelkich zmian na wy�szych szczeblach w�adzy. Potrafi� on wykona� sto telefon�w dziennie do r�nych urz�dnik�w i przyj�� dwudziestego go�cia z tym samym promiennym u�miechem na twarzy. Naprzeciw mnie siedzia� jednak pan Tomasz, s�ynny Pan Samochodzik, historyk sztuki i detektyw, nienawidz�cy wszelkiej urz�dniczej roboty. - Ale zanim przejd� do rzeczy, mam pytanie. Czy wiesz co� o wikingach i ich �odziach spoczywaj�cych na dnie Ba�tyku? Spojrza�em na pana Tomasza, kt�ry w tym pomieszczeniu by� niezawodn� baz� danych. Skoro pyta�, to znaczy�o, �e mnie sprawdza. - Podczas w�dr�wek tych germa�skich potomk�w Norman�w, jakie cz�sto odbywali od IX do XI wieku, nie tylko zajmowali wielokrotnie Islandi�, Irlandi� czy chocia�by Grenlandi�, ale r�wnie� kraje wschodniej cz�ci Ba�tyku. Niekt�re oddzia�y tych skandynawskich zdobywc�w odwiedzi�y Estoni�, Ru�, a tak�e nasz� nadwi�la�sk� ziemi�, zapuszczaj�c si� na swych d�ugich �odziach rzekami w g��b kraju. Wikingowie byli �wiadkami narodzin pa�stwa polskiego, chocia� ich pobyt by� tutaj kr�tkotrwa�y i ma�o o nim wiemy. Nie s�ysza�em o �adnej takiej �odzi znalezionej na terenie naszego kraju... - Co nie znaczy, �e ich nie ma - pan Tomasz nie da� mi doko�czy�. Jak zwykle, kiedy m�wi� o historii zmienia� si� nie do poznania. - Jest rzecz� znan�, �e wikingowie osiedlaj�c si� na obcym terytorium rozpoczynali ekspansj� od rabunku. Mo�e dlatego nigdzie nie potrafili d�u�ej utrzyma� swego panowania. Kto nie szanuje kultury narodu podbitego, ten nie mo�e d�ugo panowa�. Wikingowie mogli podczas kilku rabunkowych eskapad wywie�� wiele cennych przedmiot�w �wiadcz�cych o piastowskim rodowodzie naszych ziem, grabili przecie� piastowskie grody nad Odr� i handlowali ze S�owianami. Ale to tylko spekulacje. W latach sze��dziesi�tych pewien m�ody historyk wysun�� przypuszczenie, �e by� mo�e na dnie Ba�tyku w jednej z zatopionych �odzi wiking�w spoczywaj� przedmioty nale��ce do naszej s�owia�skiej kultury, piastowskie skarby. - Znam dobrze tego historyka - wtr�ci�em. - Doprawdy? - zdziwi� si� pan Tomasz. - To w pa�skim studenckim eseju dowodzi� pan s�uszno�ci tej tezy. - Nie wiedzia�em, �e interesujesz si� moim pi�mienniczym dorobkiem. - A od czego jestem pa�skim podw�adnym? - zauwa�y�em z dum�. - Ale niech�e pan m�wi, co jest grane. - B�dziemy szuka� �odzi wiking�w! Z wra�enia odj�o mi mow�. - Bogaty skandynawski sponsor, producent jacht�w pe�nomorskich, sprz�tu nawigacyjnego i echosond jest zainteresowany wsp�lnym przedsi�wzi�ciem pod nazw� �Skarby wiking�w�. Poniewa� ��d� wiking�w mo�e spoczywa� na naszych wodach terytorialnych, sponsor za po�rednictwem swojego rz�du wym�g� na naszych w�adzach pozwolenie na poszukiwania. Prze�ama� op�r Centralnego Muzeum Morskiego w Gda�sku, kt�re nie lubi intruz�w na w�asnym podw�rku, a ju� w szczeg�lno�ci prywatnych snob�w z zagranicy. Jednak strona norweska przygotowa�a argumenty nie do odrzucenia, a mianowicie: ofiaruje Centralnemu Muzeum Morskiemu najnowocze�niejszy kuter do bada� morskich z wyposa�eniem! Pertraktacje trwa�y prawie rok. W odpowiednim momencie wkroczy�em do akcji i postawi�em warunki! Nic o nas bez nas! Dopi� koniak i m�wi� dalej: - Sponsor zobowi�za� si� dostarczy� na okres operacji nowoczesny jacht pe�nomorski z wyposa�eniem, do ko�ca roku wspomniany kuter badawczy, a tak�e wp�aci� wcale niema�� sumk� na konto naszego referatu. A wszystko to w zamian za mo�liwo�� reklamy swoich produkt�w oraz zgod� strony polskiej na poszukiwania. - Nie rozumiem - wtr�ci�em. - B�dziemy p�ywa� na tej �ajbie z sonarem na pok�adzie w reklamowych czapeczkach! - Nie jeste�my biurem reklamowym - zaprotestowa�em. - To przedsi�wzi�cie poprawi nasz� sytuacj� finansow�, trafimy do gazet, a mo�e i nawet znajdziemy skarby. - Kiedy tak s�ucham pana, to mam wra�enie, �e to nie pan m�wi. Szef wzruszy� ramionami i chcia� co� powiedzie�, kiedy odezwa� si� sygna� interkomu na biurku. Pani Monika poinformowa�a nas o przybyciu go�ci. Do gabinetu dyrektora wtoczy� si� pot�nie zbudowany dryblas, kt�ry zdawa� si� si�ga� g�ow� a� do samego sufitu. Mia� prawie dwa metry wzrostu, oko�o stu dwudziestu kilogram�w wagi, ogorza�� od s�o�ca twarz i niebieskie, �miej�ce oczy. Ubrany by� w rozpi�t� ��t� kurtk� sportow� i ciemne spodnie. Obcis�y be�owy golf pod kurtk� pozwala� dostrzec dobrze umi�niony tors olbrzyma. Z szyi zwisa� zawieszony na rzemyku srebrny amulet w kszta�cie krzy�a. Zza plec�w go�cia niespodziewanie wychyli�a si� czerwona, pucu�owata twarz naszego poprzedniego zwierzchnika. To by� dyrektor Jan Marczak we w�asnej osobie! Nowo przyby�y natychmiast poda� swoj� ogromn� d�o� i u�cisn�� moj�. Zrobi� to jednak niezwykle delikatnie. Prawdopodobnie niejednemu po�ama� w ten spos�b palce, wi�c teraz musia� bardzo uwa�a�. - Przedstawiam wam Jorgena Jorgensena przybywaj�cego prosto z norweskich fiord�w - rzek� dyrektor Marczak. - Kapitan �Havamala�! - Cze��! - rykn�� cudzoziemiec. - Pan Jorgensen jest synem w�a�ciciela firmy sponsoruj�cej ca�� operacj�. To du�a firma, wiec niech was nie zmyli jego �eglarski wygl�d. Norweg przypomina� wikinga, kt�remu �aden sztorm niestraszny. By� to sympatyczny cz�owiek o niezwykle bystrym spojrzeniu. Wiele razy przekona�em si�, �e pod mask� jowialno�ci albo nijako�ci kryje si� przebieg�o�� i m�dro��. We�my takiego dyrektora Marczaka albo pana Tomasza. Kto by powiedzia� patrz�c na jego niepozorn� osob�, �e rozwi�za� kilkana�cie zagadek i wsadzi� za kratki wielu z�odziei? - Pan Jorgensen m�wi bardzo s�abo po polsku. Ale zna angielski - wyja�ni� Marczak. - Ja wybieram nasz ojczysty j�zyk. Po angielsku porozmawiacie sobie przy innej okazji. - Mi�o pozna� was - zacz�� nasz go��. - Jutro Gdynia. Tam czeka� �Havamal�! - Jutro? - zdziwi�em si�. - My�la�em, �e operacja dopiero w powijakach... - No, no. Ruszamy tomorrow! - poinformowa� nas Jorgensen. - Zatrzyma� si� hotel �Orbis�. Zapraszam na drinka wiecz�r. - Przede wszystkim na konferencj� prasow�, panowie! - wrzasn�� dyrektor Marczak, kt�ry poczu� si� w swoim gabinecie niczym ryba w wodzie. - Tomaszu, pocz�stuj nas koniakiem. Sam go kupowa�em, wi�c wiem, �e jest dobry. Pan Tomasz nalewa� do kieliszk�w alkohol, za� dyrektor Marczak przej�� obowi�zki gospodarza. - Sponsor chce wej�� na rynek wschodnioeuropejski ze swoim produktem i dlatego najlepsz� dla niego reklam� b�dzie odnalezienie na polskim Ba�tyku �odzi wiking�w, a mo�e nawet i jakiego� skarbu - m�wi�. - Rz�d norweski te� jest tym zainteresowany, bo ewentualny sukces w poszukiwaniach m�g�by wzbogaci� ich zbiory muzealne. O nas nie wspominam. Jaka� pami�tka po Piastach by�aby niez�ym �upem. Naciskany przez wielu ludzi na ministerialnych sto�kach postanowi�em pom�c w przygotowaniach do operacji. Oczywi�cie pan Jorgensen by� na tyle uprzejmy, �e mnie tak�e zaprosi� do wzi�cia udzia�u w poszukiwaniach, na czym powinien zyska� presti� operacji. Tak si� sk�ada, �e na pocz�tku lipca, a wi�c za dwa tygodnie, na Helu odb�dzie si� zjazd wsp�czesnych wiking�w, mi�o�nik�w kultury wiki�skiej, kt�rzy przyp�yn� na w�asnor�cznie wykonanych �odziach z r�nych zak�tk�w Europy. Co roku zjazd odbywa si� na wyspie Wolin, ale w tym roku odb�dzie si� wyj�tkowo na Helu z powodu jakiego� protestu ekolog�w. Nie znam szczeg��w! Wa�ne jest to, �e w razie odkrycia, kt�rego jak mniemam dokonacie, zjazd tych zapale�c�w okrasi swoj� egzotyk� nasz� operacj�. Je�li nie znajdziecie �odzi, c�, z pewno�ci� sponsor i tak osi�gnie cel handlowy, ale my przecie� na tym nie stracimy. - I pan si� zgodzi�, aby�my wzi�li udzia� w tej aferze? - spyta�em pana Tomasza. Pan Tomasz roz�o�y� r�ce w ge�cie bezradno�ci. - Ta sprawa przekracza moje kompetencje - t�umaczy� si�. - Nasz niezast�piony dyrektor Marczak by� w tej sprawie nawet w Radzie Ministr�w. Poza tym, Pawle, dawno nie p�ywa�e�, �e o urlopie nie wspomn�, a nawet gdyby� mia� jakie� w�tpliwo�ci, to uroczy�cie o�wiadczam, �e jest to polecenie s�u�bowe. Rzucamy wszystko i jutro wyruszamy w rejs! W hotelu �Orbis�, w kt�rym zatrzyma� si� go�� z Norwegii, Marczak zorganizowa� konferencj� prasow�. Zaprosi� dziennikarzy, a tak�e kilku wybitnych naukowc�w i wysoko postawionych urz�dnik�w, w tym dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego, kt�ry z powodu wyjazdu s�u�bowego za granic� nie m�g� wzi�� udzia�u w operacji, ale da� ekipie �Havamala� swoje b�ogos�awie�stwo. Po przybyciu na miejsce stwierdzili�my, �e nie zabrak�o rodzimych biznesmen�w wietrz�cych niez�y interes, jaki operacja �Skarby wiking�w� mog�a im przynie��. Marczak by� w swoim �ywiole. Po kr�tkiej, oficjalnej mowie dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego, prawie zepchn�� go z podium i przez p� godziny czarowa� dziennikarzy obiecuj�c z�ote g�ry. Nie omieszka� nadmieni� o zas�ugach Departamentu Ochrony Zabytk�w, dowodzi� znaczenia tej operacji dla polskiej i skandynawskiej kultury. Nawet pocieszny Norweg w obliczu gwiazdorskiej osobowo�ci dyrektora odgrywa� rol� statysty, za� jego jowialny u�miech z ka�d� minut� zmienia� si� w kwa�ny u�mieszek Mony Lizy. Spojrza�em na zdegustowanego pana Tomasza, kt�ry wola� usun�� si� w cie� zostawiaj�c innym pole do oratorskich popis�w. Stali�my z szefem oparci plecami o �cian� tu� obok drzwi na drugim ko�cu sali konferencyjnej. - W�r�d og�lnego podniecenia, b�ysku flesz�w i u�miech�w ca�kowicie zapomniano o naukowym znaczeniu przedsi�wzi�cia - rzek� ponuro pan Tomasz. - Kiedy tak patrz�, Pawle, na tych ludzi, przychodzi mi na my�l, �e powinienem p�j�� na wcze�niejsz� emerytur�? Nie nadaj� si� do takich szopek. �A kiedy pan si� nadawa�?� - pomy�la�em i postanowi�em nieco pocieszy� szefa: - Doskonale pan wie, �e Marczak w g��bi serca zastanawia si�, czy aby na dnie Ba�tyku faktycznie nie spoczywaj� jakie� skarby Piast�w albo wiking�w - rzek�em. - W tym wypadku skarby wiking�w s� skarbami Piast�w - mrukn�� pan Tomasz. - Ale to jest jak szukanie ig�y w stogu siana. Zreszt� to nie nasza bran�a, a Centralnego Muzeum Morskiego, kt�re b�dzie nadzorowa� ca�� operacj� wysy�aj�c swojego cz�owieka i przejmuj�c dowodzenie operacj� w razie dokonania odkrycia. My ograniczymy si� do roli obserwator�w, ale tak naprawd� rz�dzi Jorgensen. Mo�e penetrowa� nasze morze bez ogranicze�. O ile wiem, nie ma jeszcze �adnej konkretnej wskaz�wki, od czego rozpocz�� poszukiwania. Ba�tyk jest ogromny, a ��d� wiking�w mog�a zaton�� wsz�dzie. Co� mi si� widzi, �e ca�a ta operacja to tylko niez�a kampania reklamowa dla skandynawskiego koncernu produkuj�cego sonary i echosondy. Dwa tygodnie temu rozdzwoni�y si� telefony i wobec mojej sceptycznej postawy wykonano telefon do Marczaka. Ten w ci�gu tygodnia za�atwi�, �e nasz departament r�wnie� we�mie czynny udzia� w operacji. Nudzi si� biedak na emeryturze, wi�c energii ma za nas dw�ch. Poza tym ma znajomo�ci w urz�dach... - Troch� wi�cej wiary w by�ego zwierzchnika! - rzuci�em optymistycznie, ale pan Tomasz nie podziela� mego entuzjazmu. Opu�ci� sal� i uda� si� na papierosa. Konferencja dobieg�a ko�ca. Jorgensen z dyrektorem Centralnego Muzeum Morskiego, Marczakiem i wy�szym urz�dnikiem pa�stwowym oraz attache kulturalnym ambasady norweskiej pozowali do zdj�cia. W smuk�ych kieliszkach podawano szampana, a na sto�ach pojawi�y si� wymy�lne przek�ski. W sali zrobi�o si� gwarno, a dziennikarze, nienasyceni wida� tym co us�yszeli, zacz�li oblega� g��wnych aktor�w widowiska i zadawa� pytania. Wyszed�em poszuka� pana Tomasza, ale nigdzie nie mog�em go znale��. Skierowa�em si� na parking i stwierdzi�em, �e nasz Rosynant znikn��. Nie spos�b go by�o ukra��, wi�c wyja�nienie mog�o by� tylko jedno: pan Tomasz gdzie� pojecha�. By�o to dziwne, gdy� szef rzadko siada� za kierownic� naszego s�u�bowego jeepa, wi�c pow�d, dla kt�rego to zrobi�, musia� by� niezmiernie wa�ny. Wr�ci�em na sal� konferencyjn� i znudzony przypatrywa�em si� wielkiej fecie. Ale uczucie nudy prys�o jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. Obok mnie przesz�a bowiem pi�kna kobieta. Delikatny, zmys�owy u�miech pojawi� si� na jej �licznej twarzy, kiedy zerkn�a na mnie przelotnie. Ubrana w eleganck� granatow� marynark� i kremowe spodnie prezentowa�a si� doprawdy uroczo. Kruczoczarne, proste w�osy opada�y na ramiona i kontrastowa�y z jej blad� cer� oraz wi�niowej barwy szmink� na w�skich usteczkach. Je�li dobrze zauwa�y�em, mia�a niebieskie, inteligentne oczy. Wcisn�a si� w t�um i stan�a tu� obok dyrektora Marczaka i Norwega. Po chwili dyrektor ca�owa� jej smuk�� d�o�, a Norweg nie m�g� nacieszy� oka. �Co za czort?� - pomy�la�em patrz�c na kobiet�. �Sp�niona dziennikarka? Raczej bizneswoman w pi�knym wydaniu�. Wreszcie dostrzeg� mnie dyrektor Marczak wychodz�cy z sali w towarzystwie wysokich urz�dnik�w i pi�knej brunetki. - A gdzie Tomasz? - zapyta� podchodz�c do mnie. - Ju� zd��y� uciec? To jednak dziwak! Spojrza� na brunetk�, a potem na mnie i rzek�: - A to jest pani Luiza, w�a�cicielka salonu mody. Chce uszy� dla waszej ekipy ubrania na rejs. - Zd��y pani? - spyta�em. - Wszak jutro ruszamy. Kobieta nie odpowiedzia�a. U�miechn�a si� jednak tak, �e przesz�y mnie ciarki. Roztacza�a wok� siebie aur� doskona�o�ci, kt�r� dyskretnie wzmacnia� zapach najlepszych, zmys�owych perfum. Wyobrazi�em sobie min� pana Tomasza, gdy us�yszy t� nowin�. - Pan Pawe� jest jednym z cz�onk�w ekipy. To zast�pca pana Tomasza, zwanego Panem Samochodzikiem, kt�ry pod moim okiem rozwi�za� wiele zagadek, droga pani. Niestety w tej chwili pan Tomasz gdzie� si� zawieruszy�... Dyrektor spojrza� na mnie z wyrzutem. - Nic straconego - rzek�a aksamitnym g�osem pani Luiza patrz�c prosto w moje oczy. - Mam nadziej�, �e si� odnajdzie. - To si� rozumie - zagrzmia� basem pan Jorgensen, a na jego ogorza�ej twarzy rozgo�ci� czaruj�cy u�miech. - Ale na pocz�tek ja zaprasza� pani� na drinka - i wyszli do barku zostawiaj�c nas samych. Dyrektor Marczak potar� r�ce z zadowolenia. Zanim opu�ci� hotel w towarzystwie go�ci honorowych zd��y� mnie poinformowa�, �e jutro przyb�d� na przysta� do Gdyni kolejni uczestnicy. Nasz by�y prze�o�ony zapewni�, �e dzi�ki tej operacji czuje si� m�odszy i zrobi wszystko, aby nam pom�c. Obieca� tak�e zjawi� si� na pok�adzie jachtu w odpowiednim momencie. Siedz�c w holu w oczekiwaniu na pana Tomasza obserwowa�em Norwega rozmawiaj�cego z pani� Luiz�. By� zachwycony jej urod�, a kobieta owija�a go wok� palca. Patrzy�em, jak gaworz�c popijaj� koktajl i �al mi si� zrobi�o biednego Norwega. Ju� mia�em wsta�, aby podej�� do nich i zapyta�, o kt�rej rano wyruszamy do Gdyni, gdy czyja� r�ka dotkn�a mojego ramienia. Odwr�ci�em si� i ujrza�em pana Tomasza, kt�ry usiad� obok mnie. - Gdzie pan by�? - spyta�em zaciekawiony. - Chcia�em sobie troch� poje�dzi� - odpar� wymijaj�co i popatrzy� na chichocz�c� przy barku par�. - Widz�, �e Jorgensen znalaz� towarzystwo. - Ta dama zosta�a w�a�nie przed chwil� nasz� krawcow�, szefie! - poinformowa�em go. - Uszyje dla nas kombinezony. Pan Tomasz poblad� i wsta�. Ruszy� w kierunku pary. Na widok Tomasza Luiza rzek�a: - O, widz�, �e znalaz�a si� zguba. - Pani mnie zna? - Podobno zawieruszy� si� niejaki Pan Samochodzik, prze�o�ony pana Paw�a, obecny dyrektor Departamentu Ochrony Zabytk�w - odpowiedzia�a rzeczowo. - Skoro jeste�cie teraz razem, wywnioskowa�am, �e jest pan w�a�nie t� osob�. Norweg postanowi� si� wtr�ci�: - Omawiamy z pani� Luiz� biznes! Pani Luiza szy� dla nas ubrania na rejs, a ja zaprasza� j� na �Havamal� jutro. - A w�a�nie-wtr�ci� pan Tomasz zwracaj�c si� do Jorgensena. - O kt�rej wyruszamy, kapitanie? - �sma rano! - Wspaniale - mrukn�� i mierz�c surowym wzrokiem Luiz� spyta�: - Czy mo�na wiedzie�, jakie ubrania ma pani zamiar uszy�? Mamy dosta� gotowe kurtki, wi�c po co ten trud? Poza tym mam nietypowe wymiary. Jutro wyruszamy, wi�c wszystko wskazuje na to, �e zamierza pani szy� ubrania podczas rejsu? - To m�j problem, prosz� pana - odpowiedzia�a na odczepnego. - Ale nie gada� o interesach tutaj! - zn�w wtr�ci� swoje trzy grosze Norweg. - Jutro gada�. Jak zobaczycie jacht, dobry humor wr�ci�. - Czy aby nie zabraknie na nim miejsca? My�la�em, �e to niedu�y jacht, a pan, kapitanie, zamierza zaprosi� na rejs p� Warszawy, jak widz�. - To wi�kszy jacht ni� pan my�li - rzek� z dum� Norweg. - Jak� ma d�ugo��? - Czterna�cie metr�w, szeroko�� cztery osiemdziesi�t. - Zanurzenie? - Jeden pi��dziesi�t. - �agle genua? - Osiemdziesi�t metr�w kwadratowych, na rolerze czterdzie�ci. Pan Tomasz prze�kn�� z wra�enia �lin�. Widzia�em na jego twarzy przemian�. By� teraz jak dziecko mamione perspektyw� wielkiej przygody. Dawno nie p�ywa�, a s�dz�c po parametrach jachtu rejs zapowiada� si� rewelacyjnie. Ja r�wnie� czu�em wzrastaj�ce podniecenie. - Zbiornik paliwa? - dopytywa� si� dalej. - Sto dwadzie�cia litr�w. - Silnik? - Volvo-Penta MD 19 o mocy 120 KM! W tym echosonda �Echovik� i sonar �Sonvik�, a tak�e kilka innych zabawek. Wszystkie urz�dzenia elektroniczne zaprojektowano i wyprodukowano w firmie mojego ojca! Zaniem�wili�my z wra�enia. - Napij� si� panowie? - Niestety, musimy lecie� - powiedzia� pan Tomasz. - �yczymy owocnych rozm�w. Musimy przecie� przygotowa� si� do rejsu. Do jutra. - O �smej! - doda� Norweg. - O �smej - powt�rzy� szef. I wyszli�my. Podwioz�em pana Tomasza na Krakowskie Przedmie�cie, a sam uda�em si� do swojego mieszkania na Ursynowie. Przed za�ni�ciem si�gn��em jeszcze po jedyn�, jak� znalaz�em w swoich zbiorach, ksi��k� o wikingach i popijaj�c zielon� herbat� przekartkowa�em j�. W IX wieku niemal w ca�ej Europie zaznaczy�a si� aktywno�� ludu zwanego przez �wczesnych kronikarzy Normanami. Ludem tym byli Germanowie p�nocni, zamieszkuj�cy pocz�tkowo Skandynawi�, a po ust�pieniu Anglosas�w tak�e Jutlandi�. W pocz�tkach IX wieku dzielili si� na cztery grupy: Szwed�w, Got�w (dzisiejsza po�udniowa Szwecja), Du�czyk�w i Norweg�w. G�rzysta, silnie zalesiona, o surowym klimacie Skandynawia zmusza�a swych mieszka�c�w do ekspansji poza granice ojczyzny. I tak Szwedzi, zwani w Europie Wschodniej Waregami, wyprawiali si� ku Zatokom Fi�skiej i Ryskiej. Zaczyna�a si� tam droga handlowa ku wa�nym o�rodkom: Konstantynopolowi i Bagdadowi. O jej opanowanie zacz�li Waregowie walczy� od po�owy IX wieku. Natomiast Goci - dalecy pobratymcy innych Got�w, kt�rzy jeszcze w III wieku nie opu�cili Skandynawii i p�niej jako Wizygoci i Ostrogoci wzi�li udzia� w wielkiej w�dr�wce lud�w w IV i V wieku - zwr�cili si� ku po�udniowym brzegom Ba�tyku zamieszka�ym przez plemiona s�owia�skie i pruskie. Du�czycy skierowali si� g��wnie ku Fryzji i Brytanii. Wreszcie Norwegowie pod��yli ku Wyspom Owczym, Szetlandom, Orkadom, Szkocji, Irlandii i Islandii. Zamorskie wyprawy odbywali Normanowie na stosunkowo niewielkich �odziach mog�cych pomie�ci� od 40 do 60 wojownik�w. Jednostki te nie nadawa�y si� do d�u�szych podr�y na pe�nym morzu, Normanowie posuwali si� wi�c najcz�ciej wzd�u� wybrze�y. Ich wyprawy mia�y charakter nie tylko �upieski, ale i handlowy. Z czasem Normanowie byli zmuszeni (wskutek spustoszenia przez siebie wybrze�y) zak�ada� bazy na obcych terenach, by m�c organizowa� wypady w g��b l�du. Ca�a Norwegia odczuwa�a efekty wypraw wiking�w. Podni�s� si� poziom �ycia, ludzie stawali si� silniejsi i wy�si, a gospodarka kwit�a dzi�ki wojennym zdobyczom. Przesta�o brakowa� ziemi pod upraw�; do intensywnie prowadzonych prac oczyszczania grunt�w zatrudniono niewolnik�w; uprawa zbo�a i gospodarka mleczna rozszerzy�y si� na nowe obszary we wschodniej Norwegii; z Brytanii sprowadzono nowe warzywa, takie jak kapusta czy rzepa; dzi�ki zamorskim kontaktom usprawniono tak�e metody uprawy. Na przyk�ad od Celt�w Norwegowie nauczyli si� m��ci� zbo�e cepami. Natomiast wyznawana przez wiking�w odmiana poga�skiej religii z jej przewrotnymi, pozbawionymi skrupu��w b�stwami umacnia�a w nich sk�onno�� do krwawej zemsty i wojen klan�w. Nie znalaz�em �adnej wzmianki o pobycie wiking�w na terenie naszego kraju. Nast�pnego dnia wp� do �smej zabra�em pana Tomasza z Krakowskiego Przedmie�cia i pojechali�my do Hotelu �Orbis�. Jorgensen czeka� ju� na nas w towarzystwie pi�knej Luizy, kt�ra nonszalancko opiera�a si� o drzwiczki swojego audi. Ubrana by�a w zamszow� kurtk� i d�insy. Ustalili�my, �e pojad� z panem Tomaszem, za� Luiza zabierze Jorgensena, na co ten przysta� z nieukrywan� rado�ci�. Podr� min�a nam szybko, cho� pan Tomasz nie by� zbyt rozmowny. - Kto uk�ada� plan operacji i jak� rol� przeznaczono dla nas? - spyta�em szefa, kiedy wyjechali�my z Warszawy. - Przedsi�biorstwo Jorgensena wy�o�y�o du�e pieni�dze i nie zamierza odgrywa� roli biernego partnera - odpowiedzia�. - Nie mamy innego wyj�cia, jak s�ucha� pomys��w i ekstrawagancji sponsora. Wynaj�cie statku badawczego kosztuje sporo pieni�dzy i rzadko kogo sta� na tego typu badania. Centralne Muzeum Morskie w Gda�sku, kt�re zajmuje si� losami wrak�w spoczywaj�cych na dnie Ba�tyku, dysponuje tylko jednym statkiem wyposa�onym w specjalny sprz�t tego typu. Niewiele jednostek przystosowanych do bada� dna morskiego p�ywa po wodach naszego Ba�tyku. Obawiam si�, �e cz�ciej mo�na tam spotka� prywatnych poszukiwaczy z Belgii, Szwecji czy Niemiec ni� ekipy dzia�aj�ce z upowa�nienia urz�d�w, instytucji czy uczelni. Jeste�my zatem asystentami kapitana Jorgensena, osoby prywatnej, poszukiwacza skarb�w. Pe�nimy rol� oficjalnych przyzwoitek. W razie ewentualnego odkrycia Centralne Muzeum Morskie i nasz departament nadadz� znalezisku odpowiedni� rang� rozs�awiaj�c imi� Jorgensena jako poszukiwacza skarb�w i przede wszystkim producenta urz�dze� elektronicznych. - Sprytne. I nic pan nie wie o pozosta�ych cz�onkach rejsu? - Na to nie mia�em ani nie mam wp�ywu. Najlepszy przyk�ad to Luiza. Jeszcze wczoraj przed po�udniem o jej istnieniu nie wiedzia� nawet sam Jorgensen. Zreszt� mo�e on zaprosi� na jacht kogo chce, nie pytaj�c nas o zgod�. Moja rada, to machn�� na wszystko r�k� i traktowa� rejs jak wczasy, kt�rych dawno nie mieli�my. To by�o niepodobne do szefa. On i wczasy na statku! Pan Tomasz, kiedy tylko mia� ku temu czas i mo�liwo�ci, rusza� w Polsk�, aby tropi� handlarzy dzie� sztuki i rozwi�zywa� zagadki naszej historii. W��czy�em komputer i wyszukali�my has�o �Ba�tyk�. Ba�tyk jest akwenem nietypowym, niepodobnym do innych m�rz �wiata. Przede wszystkim jest bardzo p�ytki, �rednia g��boko�� zaledwie 52 m, podczas gdy �rednia g��boko�� Morza Kaspijskiego wynosi 184 m, a Morza Czarnego nawet 1149 m. Dla por�wnania �rednia g��boko�� Wszechoceanu si�ga a� 3795 m. Najwi�ksza g��boko�� Ba�tyku to G��bia Landsort: 459 m.* [Inn� istotn� cech� w�d ba�tyckich jest ich uwarstwienie. Wyr�nia si� dwie zasadnicze warstwy: w�d powierzchniowych i g��binowych. Wody powierzchniowe maj� niskie zasolenie, s� dobrze wymieszane i natlenione, ich temperatura waha si�, w zale�no�ci od sezonu, od 0� do 20�C. Wody g��binowe o zasoleniu 12-22%o posiadaj� prawie stal� temperatur� 4-6�C. W najwi�kszych g��biach ba�tyckich dochodzi nawet do ca�kowitego zu�ycia tlenu i wytworzenia toksycznego dla zwierz�t siarkowodoru. �ycie w Ba�tyku jest ubogie. W jego wodach spotykamy znacznie mniej gatunk�w ro�lin i zwierz�t ni� w s�siednim Morzu P�nocnym. Rozmiary organizm�w ba�tyckich s� znacznie mniejsze - nast�puje ich karlenie. Przyczyn� tego zjawiska jest niskie zasolenie Ba�tyku.], Powierzchnia Ba�tyku z Kattegatem i Cie�ninami Du�skimi wynosi 415 266 km2. Ilo�� wody: 21 721 km3. Ba�tyk jest morzem �r�dl�dowym, ��cz�cym si� z s�siednim Morzem P�nocnym jedynie w�skimi, p�ytkimi cie�ninami, kt�re utrudniaj� dop�yw s�onych w�d oceanicznych. Fakt ten ma decyduj�cy wp�yw na zasolenie Ba�tyku (7,5%o), kt�re jest niewielkie w por�wnaniu z zasoleniem oceanu (36,6%o). Kilka razy zatrzymywali�my si� na stacjach benzynowych, gdzie szef korzysta� z automat�w telefonicznych. Nie pyta�em o nic. Wiedzia�em, �e lepiej go o nic nie pyta�, kiedy znajduje si� w tym swoim cierpkim nastroju. By�em pewny, �e niebawem pan Tomasz sam odkryje karty. Mijaj�c Elbl�g uruchomi�em multimedialn� encyklopedi� historyczn�. - Zobaczmy, jaka jest geneza s�owa �wiking� - rzek�em i zacz��em czyta�. - Pochodzi od s�owa �vik�, co oznacza zatok�, zalew. �Wiking� oznacza zatem tego, kt�ry ukrywa si� w niej. Mo�na je r�wnie� wyprowadzi� ze staroangielskiego �wic� (�aci�skie �vicus�), oznaczaj�cego o�rodek handlowy, miasto, warowny ob�z. Wiedzia� pan o tym, szefie? - To stare hipotezy. Szwedzki uczony Askeberg wywodzi poj�cie �wiking� z czasownika �vikja�, co znaczy wykr�ca�, odchyla� si�. Jego zdaniem, wiking to cz�owiek, kt�ry porzuca� sw�j dom i wyp�ywa� w morze. Kr�tko m�wi�c: pirat morski. Na przysta� w Gdyni przy Skwerze Ko�ciuszki zajechali�my po dwunastej. O tej porze roku nie by�o jeszcze t�oczno, wszak sezon wakacyjny mia� si� rozpocz�� za kilka dni. By�o ciep�o i d�� lekki wiaterek od Zatoki Gda�skiej podra�niaj�c nozdrza s�onawym zapachem gnij�cych glon�w. Schowane za chmurami s�o�ce o�wietla�o w dali horyzont, na kt�rym majaczy�o kilka statk�w i leniwych �agl�wek. Zaparkowali�my obok granatowego audi, kt�re przyjecha�o przed nami. �Havamala� zauwa�yli�my od razu. To nie by� pierwszy lepszy jacht. By� d�u�szy i troch� w�szy ni� zwyk�e �odzie. W zasadzie by� to ma�y stateczek z niepozornie wygl�daj�cym silnikiem, zwini�tym grotem i rolowan� genu�. Typ prostego w obs�udze, ale niezawodnego s�upa bermudzkiego. L�ni�cy siedmiometrowy aluminiowy maszt zdawa� si� si�ga� nisko zawieszonych chmur, a bielutki kad�ub ze zwisaj�c� z dziobu kotwic� odbija� si� w m�tnej wodzie pot�guj�c wra�enie mocy. Po pok�adzie spacerowali Jorgensen i Luiza. Dama pomacha�a do nas na powitanie. Zauwa�y�em tak�e dw�ch ludzi krz�taj�cych si� po kokpicie. Byli to dwaj bardzo do siebie podobni blondyni, prawdopodobnie pomocnicy Jorgensena. Kiedy szli�my w stron� tego fantastycznego jachtu motorowo-�aglowego podbieg� do nas stra�nik przystani. - Czy jest tu jaki� Pan Samochodzik? - spyta� podaj�c s�uchawk� telefonu. - To podobno do pan�w. Jakie� dziecinne �arty? Pan Tomasz zabra� telefon i odszed� na bok. Przez chwil� rozmawia�, a potem wyra�nie usatysfakcjonowany odda� m�czy�nie s�uchawk�. - Panowie! - zawo�a� nas Jorgensen. - Zapraszam! Zanim weszli�my, zrobi�em jeszcze swoj� �Electr�� kilka zdj�� jachtu. - Oto �Havamal�! -wrzasn�� rado�nie Norweg, kiedy stan�li�my na l�ni�cym pok�adzie. - Stosunkiem d�ugo�ci do szeroko�ci - spokojnie zacz�� m�wi� pan Tomasz jednocze�nie rozgl�daj�c si� po pok�adzie - nie przypomina mo�e statku �ony wodza wiking�w �Oseberg�, kt�ry mia� dwadzie�cia dwa metry d�ugo�ci i pi�� szeroko�ci, ale i tak jest nieproporcjonalnie wyd�u�ony! - Brawo, Tomasz! - pochwali� go Jorgensen. - Pan Tomasz jest niezwykle spostrzegawczy - zauwa�y�a Luiza. Szef spojrza� na ni� rozbawiony. - Dzi�kuj� za komplement. Niekt�rzy m�wi�, �e jestem w�cibski. Co� w tym jest, bo wczoraj po opuszczeniu konferencji prasowej zauwa�y�em pi�kn� kobiet� wysiadaj�c� przed hotelem z ciemnego volvo. Rozmawia�a minut� z kierowc� przez uchylon� przyciemnion� szyb�, ale niestety nie mog�em dostrzec jego twarzy. Kobieta przesz�a obok i zaszczyci�a mnie zalotnym spojrzeniem. Poczu�em dreszcz przeszywaj�cy mnie od st�p do g�owy. Wyda�o mi si� to dziwne, �e taki stary ramol jak ja wpad� jej w oko. Leonardo di Caprio to ja nie jestem. �Mia�em to samo uczucie� - pomy�la�em na wspomnienie tego dreszczyku. - Wyda�o mi si� to dziwne - powt�rzy� pan Tomasz wpatruj�c si� w poblad�� Luiz�. - I dlaczego kobieta przyjecha�a na koniec konferencji? Co� mnie tkn�o, jaki� si�dmy zmys� podpowiedzia� mi, �e warto pojecha� za volvo. - Zamieniam si� w s�uch, panie Tomaszu - rzek�a oschle Luiza. - Jecha�em za nim a� na Bemowo. Samoch�d zmierza� do osiedla domk�w jednorodzinnych na ulicy Himalajskiej, ale dalej nie mog�em jecha�, bo to teren strze�ony. Zapami�ta�em jednak numery volvo i wiem ju�, do kogo nale�y ten samoch�d. - Cholera! - zakl�a pi�kna Luiza i odepchn�a brutalnie podtrzymuj�c� j� r�k� Norwega. Bez s�owa zacz�a schodzi� w�skim trapem na przysta�, a jej twarz sta�a si� sina ze z�o�ci. - Gdzie pani i��? - zawo�a� zdumiony cudzoziemiec. Ta machn�a r�k� i szybko pogna�a w stron� audi. - I prosz� pozdrowi� od nas znajomego! - krzykn�� pan Tomasz. - Gdzie ona i��? - zapyta� kapitan zdruzgotany dziwn� reakcj� kobiety, a jego oczy wyra�a�y rozgoryczenie i szczere zdumienie. - O co chodzi? Jaki znajomy? Ona z kim� by�? - Nie zna pan tego cz�owieka tak ja my, panie Jorgensen, ale o�wiadczam, �e to nie byle kto - powiedzia� powoli szef. Wtedy zrozumia�em wszystko, wi�c doda�em ponuro: - A nazywa si� Batura. ROZDZIA� DRUGI EKIPA W KOMPLECIE � ZWIEDZAMY JACHT � CO SI� MIE�CI W KABINIE NAWIGACYJNEJ � �DELFIN� � SPRZECZKA W MESIE � SONAR I ECHOSONDA � CO SI� RUSZA NA DNIE PORTU? � ODP�YWAMY � DZIWNE ZACHOWANIE ANNY � NIESPODZIANKA, CZYLI MARCZAK SHOWMANEM � CHOROBA MORSKA � ZO�KA! Przez chwil� Jorgen Jorgensen patrzy� na Paw�a ze zdumieniem. Jednak z wyrazu twarzy mego m�odszego kolegi wyczyta�, �e nie �artowali�my. Spojrza� przez jego rami� na odje�d�aj�c� z piskiem opon Luiz�, a nast�pnie zerkn�� na mnie. - Jerzy Batura - zacz��em m�wi� zapalaj�c papierosa - to jeden z najgro�niejszych przest�pc�w st�paj�cych po naszej nadwi�la�skiej ziemi, kapitanie Jorgensen. Jest niezwykle sprytny, inteligentny, a odziedziczy� to po �wi�tej pami�ci ojcu Waldemarze. Niestety, przys�owiowe jajko jest m�drzejsze od kury, wi�c Jerzy bije swego protoplast� pod wieloma wzgl�dami, mo�e z wyj�tkiem dobrych manier i wiedzy historycznej. Je�li si� pojawia, znaczy to, �e dzieje si� co� naprawd� godnego uwagi takich detektyw�w jak my. Mo�na powiedzie�, �e czeka�em na taki sygna� od niego, bo ju� zaczyna�em mie� w�tpliwo�ci, czy ca�a ta operacja ma sens. Ale skoro Batura zainteresowa� si� naszym przedsi�wzi�ciem, wiem na pewno, �e na dnie Ba�tyku musi znajdowa� si� jaka� ��d�. - Tylko gdzie jej szuka�? - wtr�ci� si� Pawe�. - W�a�nie dlatego tu jestem! - wykrzykn�� Norweg. - Mamy najnowocze�niejsz� echosond� i sonar, panowie! - Prosz� nie zapomina�, �e Batura to przest�pca, nie prywatny kolekcjoner- d�entelmen - wtr�ci� Pawe�. - To z�odziej i bandyta, a nie �aden Arsen Lupin. Jorgensen kiwn�� g�ow�. Na jego poczciwej twarzy widzia�em smutek po rozczarowaniu z Luiz� i u�miechn��em si� do w�asnych my�li. Wiele razy podczas przyg�d doznawa�em uczucia zawodu za przyczyna pi�knych kobiet. Nasz by�y zwierzchnik, dyrektor Marczak, zwyk� mawia�, �e mam s�abo�� do sp�dniczek i z tego powodu nic dobrego nie mo�e mnie spotka�. Ile by�o w tym racji, nie wiedzia�em, ale nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e przestroga Marczaka znalaz�a swoje uzasadnienie w dzisiejszym epizodzie z Luiz�. Kolejny raz przekona�em si�, �e kiedy pojawi si� na horyzoncie pi�kna dziewczyna - niczego dobrego nie mog� si� spodziewa�. Z zamy�lenia wyrwa� mnie podniesiony g�os Paw�a: - Zdaje si�, �e mamy go�cia! Nasze spojrzenia pow�drowa�y za jego palcem w stron� bramy wjazdowej. Ujrzeli�my taks�wk�, kt�ra wjecha�a na teren przystani i szybko podjecha�a do nas. Po chwili z samochodu wysiad� licz�cy nie wi�cej ni� trzydzie�ci lat m�czyzna ubrany w ciemn� marynark� i spodnie. Nosi� modn� br�dk�, a jego starannie zaczesane do ty�u ciemne w�osy l�ni�y w s�o�cu z nadmiaru �elu. Przy pomocy taks�wkarza wyjmowa� z baga�nika du�ych rozmiar�w walizk� z ciemnobr�zowej sk�ry. Nast�pnie uruchomi� k�ka zainstalowane na jej spodzie i zaczai j� ci�gn�� za sob�. Przypomina� niedzielnego turyst�, kt�ry z rejsem naukowo-badawczym niewiele ma wsp�lnego. - Ten to chyba wybiera si� na wakacje za ocean - zauwa�y�em. - To Mr. Rzepka - wyja�ni� Jorgensen - przedstawiciel Fundacji Wspierania Ochrony Zabytk�w w Gdyni. G��wna siedziba fundacji mie�ci si� w Warszawie, ale niedawno utworzono fili� w�a�nie w Gdyni. - No tak. Zabytki niszczej�, a fundacje rozkwitaj� - k��liwie zauwa�y� Pawe� gania� mnie wzrokiem, jakbym to ja ustala� sk�ad ekipy. - Po co nam facet w garniturze? - Polityka - roz�o�y� r�ce kapitan. - Polityka i biznes. Ale my�la�em, �e o wszystkim zostali�cie poinformowani. - Nie my ustalali�my sk�ad. Nawet nie znamy tego faceta. My, biedni urz�dnicy ministerialni... - Ech, wy Polacy - westchn�� kapitan. - Jak zwykle nie lubicie wsp�pracowa�, a ci�gle rywalizujecie ze sob� jak romantyczni rycerze. - Romantyczni rycerze? - powt�rzy� Pawe�. - Rycerze �yli w �redniowieczu. M�czyzna zbli�y� si� do naszego jachtu, zatrzyma� si�, zdj�� z nosa lecznicze okulary, przetar� je jakby mu zaparowa�y i na�o�y� z powrotem. W tym czasie Jorgensen rozkaza� dw�m blondynom, aby pomogli m�czy�nie wej�� na pok�ad. - Magister Kamil Rzepka - przedstawi� si� oficjalnie kiedy znalaz� si� na pok�adzie. - Pracuj� w Fundacji WOZ. Zapachnia�o dobrymi m�skimi perfumami i natychmiast poczu�em do tego m�czyzny niech��. Pok�ad jachtu to by�a rzecz �wi�ta i przynoszenie w to miejsce wszelkich cywilizacyjnych przyzwyczaje�, nawyk�w i symboli uwa�a�em za zbrodni�. Magister Rzepka jakby zupe�nie si� tym nie przejmowa� i da�bym uci�� sobie g�ow�, �e w tej chwili rozwa�a� w my�lach, czy aby na pok�adzie jest dobry telewizor i czy b�dzie m�g� piel�gnowa� br�dk� elektryczn� golark�. By� to m�czyzna zadbany, typ m�odego, troch� zarozumia�ego urz�dnika, kt�ry najlepiej czuje si� w gabinetach i na przyj�ciach, ale na pok�adzie jachtu jego ministerialny image wiele traci�. Poza tym facet przypomina� jednego z polskich yuppies, do kt�rych mia�em stosunek niezbyt przychylny. Jeszcze nie och�on�li�my, kiedy za portow� bram� wysiad�a z ci�ar�wki dostawczej m�oda osoba z torb� turystyczn� przewieszon� przez rami�. By�a ubrana w d�insowe spodnie i koszul� si�gaj�c� do kolan. Sz�a wolno rozgl�daj�c si� dooko�a. Pomachali�my do niej. Odpowiedzia�a nam podniesieniem r�ki. Jeden z blondyn�w poda� Jorgensenowi lornetk�, kt�r� ten przy�o�y� do oczu. - Urocza! - powiedzia� zadowolony i domy�li�em si�, �e oto zbli�a si� w nasz� stron� przedstawicielka p�ci pi�knej. - Pozna�em j� wcze�niej w Gda�sku. Po chwili ujrzeli�my wysok�, szczup�� kobiet� w wieku oko�o dwudziestu o�miu lat. Proste i l�ni�ce krucze w�osy opada�y jej za uszami na ramiona, a grzywk� mia�a r�wno przyci�t� tu� nad brwiami. Mia�a opalon� twarz i nietrudno by�o zgadn��, �e to efekt wielu godzin sp�dzonych na morzu. Z pewno�ci� by�a �adna, ale z naszych umys��w nie wyparowa�a jeszcze posta� pi�knej i eleganckiej Luizy. Kobieta wesz�a po trapie swobodnie, z lekko�ci� osoby wysportowanej i poda�a nam r�k�. - Ania jestem! - powiedzia�a niskim lekko zachrypni�tym g�osem. - Nie myl� si�, �e jeste�cie ekip� szukaj�c� skarb�w wiking�w? Co za jacht, no, no... Jorgensen stan�� przed dziewczyn� wypr�aj�c pier�. Smutek po Luizie powoli ust�powa� miejsca zainteresowaniu nowo przyby��. - Jestem kapitan �Havamala�! - rykn��. - Jorgen Jorgensen, ale dla pani Jorgen! - Spotkali�my si� podczas pa�skiej wizyty u dyrektora Centralnego Muzeum Morskiego - rzek�a oschle. - Witam na pok�adzie! Pawe� zrobi� wszystkim pami�tkowe zdj�cie, a nast�pnie panna Ania wskaza�a za siebie r�k� w stron� ci�ar�wki stoj�cej przy bramie. - Przyjecha� transport - rzek�a. - Sz�am portow� alejk� i gdy zorientowali si�, �e zmierzam na przysta�, podrzucili mnie. Jorgensen natychmiast wyda� blondynom dyspozycje. - �ywno�� i butle z mieszank� tlenow� - wyja�ni�, a nast�pnie zacz�� prezentacj�. - To jest magister Rzepka, to pan Tomasz, to jego wsp�pracownik Pawe�, a to moi pomocnicy - bli�niacy Johann i Peter. Johann i Peter zeszli po trapie i pobiegli w stron� ci�ar�wki. - Mi�dzynarodowe towarzystwo - rzek�a z ironi� patrz�c na nas. - Magister Rzepka z Fundacji WOZ - przedstawi� si� m�czyzna w garniturze u�miechaj�c si� promiennie. - Dla pani Kamil. - Kamil? -powt�rzy�a zdumiona, a raczej rozbawiona tym imieniem. Nast�pnie spojrza�a na nas oboj�tnie. - A panowie pewnie z Ministerstwa Kultury i Sztuki? - Departament Ochrony Zabytk�w, droga pani - powiedzia�em smutnym g�osem i z �alem musia�em stwierdzi�, �e kultura i sztuka nie maj� w narodzie rzetelnego wizerunku. - Doprawdy? Podobno pracowa� kiedy� u was s�ynny detektyw je�d��cy przedziwnym samochodem... - Na stanie mamy jeepa i we dw�ch rozwi�zali�my ju� kilka zagadek - odpowiedzia�em wymijaj�co nie przyznaj�c si�, �e Pan Samochodzik, o kt�rym wspomnia�a, stoi w�a�nie przed ni�. Nie wspomnia�em r�wnie� o moim niezapomnianym wehikule kryj�cym pod mask� silnik ferrari 410, kt�ry uleg� - niestety - skasowaniu. Nie przyznaj�c si� do tego pozosta�em w oczach tej dziewczyny tylko zwyk�ym ministerialnym urz�dnikiem. Nieco �askawiej oceni�a wysportowanego i przystojnego Paw�a. I jak tu nie zazdro�ci� m�odo�ci? - Jestem pracownikiem Departamentu Bada� Wrak�w Centralnego Muzeum Morskiego w Gda�sku - przedstawi�a si� - i nadzoruje ca�� operacj�. Bez obrazy, panowie, ale w zasadzie to Centralne Muzeum Morskie tutaj rz�dzi i o wszystkim decyduje. W�adza pana Jorgensena dotyczy tylko tego jachtu i wyboru rejonu penetracji Ba�tyku. W�adza ta ko�czy si� w momencie odkrycia wraku! Zapad�a cisza, a nam opad�y szcz�ki! Ta kobieta nie lubi�a owija� spraw w bawe�n� i delikatnie dawa�a do zrozumienia, �e Norweg i wszyscy pozostali s� w pewnym sensie intruzami. - Mam nadziej�, �e mi�o b�dzie si� z wami wsp�pracowa�o - doda�a. - Nie tylko od nas b�dzie to zale�a�o - wtr�ci�em cierpko. Kobieta by�a jedn� z tych niezale�nych, ambitnych przedstawicielek p�ci pi�knej patrz�cych na m�czyzn z du�� doz� wsp�czucia. By�a inteligentna, bystra i, zdaje si�, lubi�a ironiczne uwagi. �Ciekawe, czy r�wnie� z siebie lubi si� czasem ponabija�?� - rozwa�a�em w duchu. - Zanim om�wimy tras� rejsu - zacz�� Norweg - chc� pokaza� pa�stwu jacht! Jorgensenowi zab�ys�y oczy i zacz�� m�wi�: - �Havamal� to jacht o d�ugo�ci 14 m, szeroko�ci 4,8 m, zanurzeniu 1,5 m i dw�ch wysuwanych mieczach. Ma jedn� kabin� dwuosobow�, jedn� czteroosobow� i dwie koje w mesie. Jednostka posiada pe�ne w�z�y sanitarne, to jest WC, natrysk, kuchni� z piekarnikiem, lod�wki, ogrzewanie oraz pe�ne wyposa�enie nawigacyjne. Mamy ponton z silnikiem przyczepowym, wyposa�enie ratunkowe wed�ug konwencji SOLAS, a nawet niewielki pomost k�pielowy na dziobie. Schodkami zeszli�my pod pok�ad, gdzie kapitan zapozna� nas z pomieszczeniami wewn�trz jachtu. W tym czasie ci�ar�wka podjecha�a pod nasze stanowisko i blondyni zacz�li przenosi� na pok�ad ��te butle oraz inne pakunki. Zwiedzanie jachtu zacz�li�my od dziobu. W kabinie dziobowej, oddzielonej od innych pomieszcze� mieszkalnych, znajdowa�y si� dwie koje. W tym pomieszczeniu nad kabin� zainstalowano w�az dziobowy, tak zwany forluk. �rodkowe pomieszczenie kad�uba by�o przeznaczone na mes�. By�o to przestronne miejsce s�u��ce ca�ej za�odze do wsp�lnych posi�k�w i �ycia towarzyskiego. Na �rodku sta� sk�adany st�, a to w celu u�atwienia komunikacji z kabin� dziobow�. Lewoburtowa kanapa w kszta�cie litery �C�, zwana dinetk�, s�u�y�a po roz�o�eniu jako dwuosobowa dodatkowa koja. Nast�pnie przeszli�my do �wietnie zaopatrzonego kambuza, w kt�rym znajdowa�y si� kuchnia z piekarnikiem, zlewozmywak, lod�wka, szafka na naczynia oraz schowki na prowiant. Naprzeciwko znajdowa�a si� kabina nawigacyjna. To by�o oczko w g�owie Jorgensena. Nie dziwi�em si�, gdy� jej wyposa�enie nasun�o mi skojarzenie z nowoczesnym pojazdem kosmicznym jakby �ywcem przeniesionym z filmu science-fiction. Po�ow� powierzchni zajmowa� st� s�u��cy wy��cznie do pracy na mapie i olbrzymi fotel sk�rzany. Nad sto�em znajdowa�a si� p�eczka na g��wny komputer z. du�ym monitorem i nowoczesna konsola na sprz�t nawigacyjny, radiostacj� i pozosta�e urz�dzenia. Reszt� wyposa�enia stanowi�y p�ki na pomoce nawigacyjne oraz ksi��ki. To z tego miejsca mo�na by�o kierowa� jachtem, okre�la� jego kurs, po�o�enie, a tak�e wykonywa� wszystkie pomiary za pomoc� echosondy czy sonaru. Za kabin� nawigacyjn� umieszczono �azienk� z misk� klozetow�, umywalk� z prysznicem oraz p�eczkami na kosmetyki, za� po lewej burcie za kambuzem znajdowa�a si� obszerna kabina rufowa z poczw�rn� koj� oraz z szafkami na ubrania. Z wn�trza jachtu wychodzi�o si� na pok�ad przez w�az g��wny po stopniach stanowi�cych d�wi�koch�onn� obudow� si�owni. Wreszcie naprzeciwko kabiny rufowej, na prawej burcie znajdowa�a si� niewielka bakista s�u��ca jako magazynek. Ustalili�my, �e w dwuosobowej koi w kabinie dziobowej zamieszka panna Ania, za� nasza czw�rka, a wi�c Jorgensen, magister Rzepka, Pawe� i ja, zajmie kabin� rufow�. Dwaj pomocnicy kapitana dostali dinetk� w mesie. - Ja i tak wi�kszo�� czasu sp�dzam w kabinie nawigacyjnej - powiedzia� Jorgensen u�miechaj�c si� zawadiacko. - Zdarza si�, �e zasypiam w moim ulubionym fotelu. B�dziecie mie� wi�cej miejsca w kajucie! Przeszli�my do kabiny nawigacyjnej. - Wszyscy znaj� angielski, wi�c mam nadziej�, �e nie b�dzie problemu ze zrozumieniem - powiedzia� kapitan przechodz�c na ojczysty j�zyk Williama Szekspira, w kt�rym �atwiej mu by�o porusza� si� w �wiecie fachowego nazewnictwa jachtowego. - W sk�ad zintegrowanego systemu mostka - ci�gn�� - wchodzi radar i wielofunkcyjny monitor danych, wska�nik parametr�w nawigacyjnych, a tak�e elektroniczny st� nawigacyjny. System sterowania to kompas magnetyczny, �yrokompas oraz automatyczny system kontroli kursowej. Mamy te� faksymilowy odbiornik pogodowy, dwuosiowy log dopplerowski, echosond� i sonar firmy mojego ojca. Spojrza�em na pann� Ani�, kt�ra pokiwa�a z uznaniem g�ow�. Natomiast magister Rzepka robi� dobr� min� do z�ej gry. By�o wida�, �e niewiele rozumie z tego, co m�wi Jorgensen. Nie dziwi�em mu si� zupe�nie, gdy� r�wnie� dla mnie by�a to czarna magia, chocia� uwa�a�em si� za wytrawnego �eglarza. Jednak moja wiedza �eglarska dotyczy�a g��wnie �agl�wek i nigdy nie p�yn��em pe�nomorskim jachtem motorowo-�aglowym z wyposa�eniem s�u��cym do podwodnych bada�. - A zintegrowany system zarz�dzania danymi - zapyta�a panna Ania - tak zwany TRAC-C? - Oczywi�cie. To najnowocze�niejszy system umo�liwiaj�cy akwizycje, monitoring, kontrol�, dystrybucj� i redystrybucj� informacji - powiedzia� kapitan. - Dzi�ki temu mo�liwe jest �ledzenie i rejestracja danych. Posiada pe�ny monitoring danych i pracuje w systemie Windows NT. Mamy te� kompletn� stacj� meteorologiczn� do pomiaru pr�dko�ci i kierunku wiatru, ci�nienia atmosferycznego, temperatury i wilgotno�ci powietrza. Stacja jest r�wnie� zintegrowana z systemem TRAC-C. Posiadamy wreszcie Global Positioning System (GPS), czyli Globalny System Pozycyjny, a wi�c satelitarny system zapewniaj�cy precyzyjne wyznaczanie pozycji, pr�dko�ci i czasu. �Podobnie jak nasz Rosynant� - pomy�la�em z zadowoleniem, a b�ysk w oku Paw�a �wiadczy�, �e pomy�la� o tym samym. - S�owem - podsumowa� Jorgensen - wszystkie informacje s� wy�wietlane na jednym ekranie komputera klasy PC. Tendencja ta bardzo wyra�nie da�a o sobie zna� na ostatnich najwi�kszych w Europie targach w tej bran�y: paryskim Salon Nautique oraz Marin� Equipment Trade Show w Amsterdamie. Jak pa�stwo widz�, nasz jacht pe�ni w zasadzie rol� nowoczesnego kutra naukowo-badawczego, ale w por�wnaniu z nim ma dwie niezaprzeczalna zalety: jest �adniejszy i mo�na nim �eglowa�. Nikt nie m�g� temu zaprzeczy�. - Johann i Peter ko�cz� roz�adunek ci�ar�wki, wi�c za chwil� poka�� pa�stwu, jak dzia�a �Delfin�. A teraz zapraszam na kaw� i herbat�! Zeszli�my pod pok�ad do mesy. Musia�em przyzna�, �e by�a to najbardziej luk