8048
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 8048 |
Rozszerzenie: |
8048 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 8048 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 8048 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
8048 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
SEBASTIAN MIERNICKI
PAN SAMOCHODZIK I... TWIERDZA BOYEN
OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA
WST�P
Wia� silny wiatr nios�cy od strony jeziora Mamry charakterystyczny zapach wody i
ryb. Dw�ch oficer�w niemieckich sta�o na brzegu z r�koma g��boko wci�ni�tymi w
kieszenie
p�aszczy. Patrzyli w szar� to�, a rozmawiaj�c nie wychylali twarzy spomi�dzy
postawionych
ko�nierzy.
- Znale�li min� - powiedzia� jeden z nich.
- Ciekawe, kto nas widzia�? - zapyta� drugi.
Obaj czuli to samo. Bali si�, strach przed przes�uchaniami �ciska� im serca.
Wiedzieli,
�e ci�ko im b�dzie wyt�umaczy�, dlaczego trzymali bomb�. Co gorsza, kto� m�g�
ju�
wykopa� dokumenty �Walkirii�. W miejscu, gdzie je ukryli, skrzyni ju� nie by�o.
W oknie domu znajduj�cego si� nad brzegiem Mamr na dw�ch m�odych oficer�w
patrzyli genera� Eduard Wagner, g��wny kwatermistrz Sztabu Generalnego oraz
genera� Erich
Fellgiebel, dow�dca ��czno�ci Niemieckich Wojsk L�dowych.
- Jak my�lisz, Herward i Kuhn przestraszyli si� i zdradz� nas? - zapyta� Wagner.
Zaci�gn�� si� grubym cygarem. Wielki k��b dymu wydobywaj�cy si� z ust Wagnera
przypomina� Fellgieblowi nastr�j sauny. To w�a�nie tam, w piwnicy tego domu
spotyka�a si�
grupa oficer�w chc�cych obali� Hitlera. Tam omawiali wszystkie plany i tam
stwierdzili, �e
wykorzystaj� projekt operacji �Walkiria�, czyli akcji wojsk niemieckich na
wypadek
powstania w Niemczech. We wszystkich naradach uczestniczyli Herward i Kuhn.
Wiedzieli
wszystko i ich zdrada mog�a mie� katastrofalne skutki dla przebiegu zamachu.
- Wiesz, jakie metody stosuje gestapo - odpowiedzia� Fellgiebel. - Obaj s�
dzielni,
ukryli bomby i dokumenty, ale widocznie nie do�� skutecznie. Ten fanatyk wykopa�
�adunek.
- Trzeba co� z nim zrobi� - powiedzia� Wagner.
- Masz pomys�? - zapyta� Fellgicbel.
- Mam... - mrukn�� Wagner, a w jego szarych oczach pojawi�y si� dziwne b�yski.
M�ody oficer w po�piechu ukrywa� metalow� kopert� kuriersk�. Na szcz�cie cienki
pakunek �atwo wszed� pomi�dzy stare pruskie ceg�y. Ju� telefonowa� do swego
kuzyna
Nikolasa, adiutanta samego Hitlera. Powiedzia� mu o planach oficer�w Wehrmachtu,
kt�rzy
chc� zabi� Fuhrera.
Czterech m�czyzn ju� od kilku godzin by�o w drodze. Min�li Gi�ycko i pod��ali
na
po�udnie, do Orzysza. Pami�tali ostatnie s�owa dow�dcy.
- Powiem kr�tko. Razem skakali�my nad kana�em Alberta, na Kret�, na Leros -
m�wi�
kapitan Stern. - Teraz musicie mi zaufa�. Macie pe�ne poparcie oficer�w
sztabowych. Cho� to
sprawa tych z wojsk l�dowych, a nie Luftwaffe, to ten cz�owiek musi znikn�� bez
�ladu.
W Orzyszu czekano na nich. Z przypoligonowego magazynu wzi�li motocykl i nie
uzbrojony w�z pancerny �Puma�. Motocykl mia� numery rejestracyjne �andarmerii,
kt�rej
patrole cz�sto je�dzi�y po ca�ych Mazurach. �Puma� zosta�a w Orzyszu jeszcze po
tym, jak
by�a prezentowana Hitlerowi. Przez kilka miesi�cy by�a testowana na polach i w
lasach w
okolicach Orzysza. Stroje �andarm�w i czo�gist�w mieli schowane w baga�niku
samochodu.
Przebrali si� w nie w lesie przy jeziorze Stoczek. Zaraz potem szybko ruszyli w
stron�
Gi�ycka.
Po dw�ch godzinach �Pum� ukryli w lesie ko�o Ster�awek Wielkich, a motocykl
stan�� we wsi.
Oficer siedzia� na tylnym siedzeniu. Nerwowo spogl�da� na zegarek. Ca�y czas
ponagla� kierowc�. Zapada� zmrok i droga by�a ledwo widoczna w �wietle
przyciemnionych
reflektor�w kubelwagena. Nagle min�� ich motocykl z dw�jk� �andarm�w. W koszu
siedzia�
�o�nierz obs�uguj�cy karabin maszynowy i radiostacj� umieszczon� na tylnym
siedzeniu
motocykla. Kierowca macha� lizakiem wskazuj�c pobocze.
- Ci�gle si� czepiaj� - mrukn�� szofer.
�andarm zwin�� r�kawiczki za sk�rzany pas, zdj�� okulary motocyklowe i zsun�� je
na
szyj�. W mroku lekko b�yska�a blacha �andarma.
- Dokumenty prosz� - powiedzia� tonem osoby nie znosz�cej sprzeciwu.
Uwa�nie obejrza� wszystkie papiery, por�wna� zdj�cia z twarzami, szczeg�lnie
uwa�nie przygl�daj�c si� twarzy oficera na tylnym siedzeniu. Na widok dystynkcji
oficerskich zasalutowa�. Zrobi� to jednak jakby od niechcenia. �o�nierze
frontowi nie
przepadali za lud�mi z kontrwywiadu formacji SS.
- Niech pan przestanie �wieci� mi latark� po oczach, sier�ancie - prawie
krzykn��
oficer. - Czy wys�a� was jako eskort� m�j kuzyn z Gier�o�y?
�andarm wykona� wieloznaczny ruch r�k� i wsiad� na motocykl. Jego kolega zaczai
co� m�wi� do mikrofonu. Motocykl ruszy� w stron� K�trzyna, a kubelwagen jecha�
tu� za
nim. Tak przejechali przez las. Niepostrze�enie za nimi zjawi� si� w�z pancerny
�Puma�.
�andarmi nagle przy�pieszyli, a �Puma� uderzy�a w ty� auta Belowa. Kierowca nie
opanowa� samochodu, �wiat�a zata�czy�y w mroku na drodze i pojazd stoczy� si� z
szosy w
stron� niewielkiego jeziorka. Si�� rozp�du wjecha� do wody po sam dach.
Kierowca �Pumy� postawi� na burcie pojazdu przeno�ny reflektor i za�wieci� w
wod�.
- Zrobili�my swoje - powiedzia� kierowca.
- Poczekaj chwil�, musimy mie� pewno�� - rzek� jego kolega schylaj�c si� po co�
le��cego na pod�odze.
Obaj nie wiedzieli, �e ich ofiara zostawi�a ostatni� wiadomo�� dla tych, kt�rzy
chcieliby dotrze� do dokument�w spiskowc�w.
ROZDZIA� PIERWSZY
WRESZCIE URLOP � PRZEKLE�STWO TELEFON�W
KOM�RKOWYCH � SAMOCH�D I DWA SZKIELETY �
TAJEMNICZY SZYFR � KIM BY� F. BELOW? � INTRYGUJ�CY
GBUR � CO TO JEST �WALKIRIA� � WIZYTA U KOMANDOS�W �
M�J EKWIPUNEK � BITWA POD M�AW� � POLSKA LINIA
MAGINOTA � SK�D TYLE WIEM O BUDOWIE BUNKR�W? �
PASA�ERKA BATURY � PIES Z POCI�GU
Wreszcie dosta�em upragniony urlop. Z Czesiem i Piotrkiem um�wili�my si� w
Rynie,
sk�d mieli�my wyruszy� na wsp�lne wielkie �eglowanie. Chcieli�my kana�ami
przep�yn�� do
jeziora Jagodne, a potem na p�noc przez wody Niegocina do Gi�ycka i W�gorzewa.
Ch�opak�w zna�em jeszcze z czas�w, gdy razem s�u�yli�my w �czerwonych beretach�.
Co
jaki� czas udawa�o nam si� wyrwa� na kilka dni na jeziora. Razem prze�yli�my
wiele
przyg�d. Nie mog�em si� ju� doczeka� spotkania z nimi Zacz��em pakowa� swoje
rzeczy do
worka �eglarskiego, gdy zadzwoni� telefon kom�rkowy.
- Jeszcze jeste� w Warszawie? - pyta� pan Tomasz.
Czu�em, �e je�li nie sk�ami�, to mog� si� po�egna� z wypoczynkiem. M�j szef,
wzorem innych dyrektor�w, wyczu� wahanie podw�adnego.
- Dobrze, �e jeszcze nie wyjecha�e�. Wpadnij do mnie. Obiecuj�, �e chodzi o
drobnostk� - przekonywa�.
- B�d� za godzin� - odpowiedzia�em zrezygnowany.
Zaparkowa�em Rosynanta przed Ministerstwem Kultury i Sztuki. Na korytarzach
panowa� typowy dla miesi�cy urlopowych spok�j. Sekretarka pana Tomasza, panna
Monika,
niecierpliwie spogl�da�a na zegarek nie mog�c doczeka� si� ko�ca pracy i wyj�cia
na dw�r,
na gor�ce czerwcowe s�o�ce. Bez specjalnego zapowiadania wprowadzi�a mnie do
gabinetu
szefa. Pan Tomasz tradycyjnie ju� siedzia� w stosie papier�w i gazet. Rozmawia�
przez
telefon notuj�c co� na skrawku papieru. Bez s�owa pokaza� mi, �ebym usiad� w
fotelu.
- Masz, Pawe�ku, przeczytaj sobie - poda� mi wycinek z gazety.
�Niezwyk�e odkrycie� - taki tytu� nosi� tekst. Autor opisa� akcj� odkrycia i
wydobycia
z jeziorka w okolicach mazurskiej wsi Martiany niemieckiego samochodu osobowego
kubelwagen. Eksploratorzy z Olsztyna jad�c do Gi�ycka zrobili zak�ad. Przegrany
mia�
zanurzy� si� w pierwszym napotkanym zbiorniku wodnym. Ten, kt�ry przegra�,
musia� wej��
do male�kiego jeziorka za wsi� Martiany, le��cego pomi�dzy drog� K�trzyn -
Gi�ycko a
torami kolejowymi. �mia�ek ubrany w str�j p�etwonurka zanurzy� si� w zielonkaw�
to�.
Nagle jego stopy trafi�y na co� twardego. Natychmiast ca�a ekipa zorganizowa�a
akcj�
poszukiwawcz�. To, co odkryli na dnie, ucieszy�o ich i zarazem przestraszy�o.
Niemiecki
samoch�d mia� straszliwe pogi�te nadwozie, zw�aszcza z ty�u i z prawego boku. W
�rodku
znajdowa�y si� dwa szkielety, kierowcy i pasa�era. Nurkowie przy pomocy
wyci�garki
samochodu stoj�cego na brzegu wyprowadzili auto z wody. Po chwili na miejscu
znalaz� si�
patrol policji. Jeden z policjant�w po przyjrzeniu si� szkieletom stwierdzi�, �e
w obu
czaszkach s� dziury po kulach. Od tego momentu sprawa sta�a si� obiektem
zainteresowania
policji.
Znu�y�a mnie lektura utrzymanego w tonie sensacji artyku�u.
- Mam si� dowiedzie�, co sta�o si� z samochodem? - spyta�em, chc�c �eby pan
Tomasz od razu powiedzia�, o co chodzi. - Pewnie odkrywcy remontuj� pojazd albo
wywie�li
go do Niemiec - doda�em.
- Przeczytaj ostatni akapit - rzuci� pan Tomasz, te� znudzony przed�u�aj�c� si�
cisz�.
�Obok szkieletu pasa�era znaleziono niemiecki pistolet. W czapk� znalezion� z
ty�u
pojazdu wszyto male�k� blaszk� z napisem: F. Below. Pod tylnym siedzeniem
znajdowa�a si�
metalowa koperta kurierska z kawa�kiem plastyku i wyrytym na nim: F.B. 1> B.L.
C�
oznacza ten szyfr? Czy to droga do tajemniczego skarbu? Kiedy i kto dokona�
zamachu na
tego kuriera?�. Tymi dramatycznymi pytaniami autor ko�czy� sw�j artyku�.
Pytaj�co
spojrza�em na pana Tomasza.
- Co ci m�wi nazwisko Below? - zapyta� pan Tomasz.
Zacz��em szpera� w zakamarkach pami�ci.
- Nic - odpowiedzia�em szczerze. By�em zaintrygowany tym, �e pan Tomasz w
notatce prasowej znalaz� co� interesuj�cego.
- F. Below, prawdopodobnie niemiecki oficer, m�g� by� krewnym Nicolasa Belowa,
adiutanta Hitlera do spraw lotnictwa - obwie�ci� mi. - Samoch�d jecha�
najprostsz� drog� z
Gi�ycka do kwatery Hitlera w Gier�o�y - ci�gn�� dalej rozk�adaj�c map� Mazur.
- Sp�jrz, Martiany to wie�, gdzie znajdowa�a si� zachodnia rubie� Gi�yckiego
Rejonu
Umocnionego, czyli linii niemieckich bunkr�w, kt�re mia�y tworzy� w Prusach
Wschodnich
ogromn� twierdz�. Tu� za nimi, na wsch�d, znajduje si� las. W miejscowo�ci
Kwiedzina
wje�d�a si� na teren by�ej kwatery od strony pobliskiego lotniska w Wilamowie -
pan Tomasz
m�wi� wodz�c palcem po mapie.
- Sugeruje pan, �e kto� chcia� zabi� kuriera, zanim dojecha�by do Gier�o�y? -
pyta�em
domy�laj�c si� intencji pana Tomasza.
- Dok�adnie tak, pytanie tylko: dlaczego? - pan Tomasz spojrza� na mnie badaj�c
wzrokiem, czy ju� jestem zainteresowany spraw�.
- Trzeba sprawdzi� w dokumentach niemieckiego ministerstwa obrony, kim by� F.
Below - zaproponowa�em.
- Mam kilku znajomych w Niemczech, jeszcze z czas�w, gdy wsp�lnie �cigali�my
przemytnik�w dzie� sztuki. Ju� ich poprosi�em, �eby si� rozejrzeli -
b�yskawicznie powiedzia�
pan Tomasz z szerokim u�miechem na twarzy. Widzia�, �e sprawa mnie wci�gn�a. -
Jak
widzisz, mimo wieku dzia�am szybko, a moi znajomi nie ust�puj� mi pola.
Pochyli� si� nad blatem biurka i zacz�� grzeba� w stosie papier�w. Po chwili
wyj��
faks napisany po niemiecku.
- W archiwach Wehrmachtu znaleziono trzech F. Below�w. Fryderyk by� sier�antem
w 21. Dywizji Pancernej; zgin�� w Afryce w 1942 roku. Franz Below to szeregowiec
jednej z
dywizji broni�cych wybrze�a w Normandii; dosta� si� do ameryka�skiej niewoli w
pierwszym
dniu inwazji aliant�w 6 czerwca 1944 roku. Drugi Franz zagin�� po pogromie 6
Armii von
Paulusa pod Staliningradem - pan Tomasz czyta� z. d�ugiej rolki papieru.
- Kim u licha by� F. Below? - pyta�em zdumiony.
- Tym w�a�nie zajmiesz si�, Pawe�ku, w wolnej chwili pomi�dzy �eglowaniem i
�piewaniem szant - rzuci� mi na po�egnanie pan Tomasz.
Gdy odjecha�em ju� spod ministerstwa zadzwoni� telefon. Oczywi�cie by� to pan
Tomasz.
- Wracaj, chyba ju� wiem, kim by� F. Below - rzuci� i roz��czy� si�.
Grzecznie wr�ci�em. Pan Tomasz nerwowo chodzi� po gabinecie.
- Ale ze mnie gapa. �e te� nie zajrza�em do tej gazety... - prawie krzycza�
machaj�c
jednym z niemieckich dziennik�w.
Na jednej ze stron k�u� w oczy tytu�: �Frank Below zgin�� za Hitlera?�.
Niemiecki
dziennikarz opisa� histori� odkrycia samochodu, ale dowiedzia� si� te�, kim by�
F. Below.
Jego zdaniem, by� to kuzyn Nicolasa, kt�ry pracowa� w s�u�bie bezpiecze�stwa.
Kiedy� jego
krewniak wspomnia� o tym, �e ma dost�p do dokument�w spiskowc�w i Nicolas
zaprosi� go
do Gier�o�y. Jak wiemy, Frank tam ju� nie dojecha�. By� mo�e to spotkanie
zmieni�oby
histori� drugiej wojny �wiatowej.
- Tutaj napisano jeszcze, �e z wielkim zapa�em zbiera� dzie�a sztuki - mrukn��
pan
Tomasz. - B�d� musia� sprawdzi� w naszym archiwum i naszych wschodnich s�siad�w,
czy
nie ma tam notatek o tym �zbieraczu�.
Pan Tomasz mia� na my�li tych �o�nierzy niemieckich, kt�rzy pe�ni�c nieokre�lone
funkcje zwi�zane ze sprawami policyjnymi na zapleczu frontu zajmowali si�
pospolitymi
kradzie�ami dzie� sztuki. Oni to pod pozorem przes�uchania zabierali z domu
prawdziwych
kolekcjoner�w, torturowali ich i przejmowali drogocenne zbiory. Rozstali�my si�
wiedz�c, �e
oto zapowiada si� wielka przygoda przypominaj�ca r�wnanie z wieloma
niewiadomymi. Pan
Tomasz prosi� jeszcze, �ebym rano przed wyjazdem na Mazury zameldowa� si� u
niego.
Po moim wyj�ciu szef poprosi� pann� Monik�, �eby go po��czy�a z Ministerstwem
Spraw Wewn�trznych i Administracji. Uda�em, �e jeszcze czego� szukam w mojej
torbie. Po
chwili us�ysza�em zza niedomkni�tych drzwi.
- Cze��, Roman. Mam pro�b�, poszukuj� kogo� o do�� niecodziennych
predyspozycjach...
W tym momencie pan Tomasz podszed� do drzwi swojego gabinetu i zamkn�� je jak
trzeba.
Zamkn��em drzwi za Paw�em.
- Romek, s�uchaj, potrzebuj� specjalisty najwy�szej klasy - powiedzia�em.
- Dobra, mam kogo� takiego na oku. B�d� got�w do wyjazdu za p� godziny -
odpowiedzia� mi kolega z MSWiA. - Przyjad� po ciebie moim wozem.
Rzeczywi�cie po p� godzinie pod Ministerstwo Kultury i Sztuki zajecha�a rz�dowa
lancia.
- To musi by� bardzo trudna sprawa, skoro zwracasz si� o pomoc do mnie - na
wst�pie
powiedzia� Roman.
- Na razie nic takiego si� nie zapowiada, ale wol� dmucha� na zimne -
odpowiedzia�em. - Pami�tasz, kiedy� opowiada�em ci o poszukiwaniach pami�tnika
niemieckiego zbrodniarza. Przysz�o mi si� wtedy zmierzy� z zachodnioeuropejskim
agentem
specjalnym, czym� w rodzaju Jamesa Bonda.
- Pami�tam, nawet nie�le go wtedy wykiwa�e� - powiedzia� Roman.
- No w�a�nie, teraz sprawa jest nieco podobna i boj� si�, �e podw�adny mo�e
znale��
si� w solidnych tarapatach. Mo�e potrzebowa� wsparcia kogo� gotowego do u�ycia
si�y.
- Zobaczymy, co si� da zrobi�.
Tymczasem limuzyna wyjecha�a z Warszawy. Po nieca�ej godzinie auto zajecha�o
przed bram�. Po bokach wida� by�o p�oty z drutu kolczastego, pasy zaoranej ziemi
i latarnie
ustawione co dziesi�� metr�w. Ogrodzonego terenu strzegli �o�nierze
Nadwi�la�skch
Jednostek Wojskowych.
Samoch�d wtoczy� si� na niewielk� polan�.
- Dalej p�jdziemy pieszo - powiedzia� Roman.
Szli�my przez las. S�ycha� by�o odg�osy strza��w. Nisko nad nami przelecia�
helikopter �Sok�. Nagle przed nami ukaza� si� dom jednorodzinny, taki, jakich
wiele stoi
pod miastami. Typowy szary klocek, tyle �e bez szyb w oknach.
W�a�nie do budowli skrada�a si� grupa komandos�w ubranych w mundury w
kamufla�u miejskim. Na g�owach mieli kevlarowe he�my, a na piersiach nowoczesne,
lekkie
kamizelki. W d�oniach trzymali najr�niejsze typy broni. Pierwszy z �o�nierzy
wrzuci� do
�rodka budynku granat. Zaraz dw�ch ludzi wskoczy�o do �rodka, a za nimi reszta
oddzia�u.
G�rne pi�tro opanowali ludzie, kt�rzy opu�cili si� z dachu na linach. Jeden z
nich
przywi�zany na specjalnej uprz�y biega� po �cianie i sprawdza� wszystkie okna.
- Ci z g�ry desantowali si� z helikoptera - wyja�ni� Roman.
- Jak si� domy�lam, to komandosi GROM-u - stwierdzi�em.
- Tak, dwa dni temu wr�cili z teren�w by�ej Jugos�awii. Szczeg��w ich misji nie
mog� ci wyjawi�. To by�o zlecenie od naszych ameryka�skich sojusznik�w. Pewnie,
jak
znam �ycie, za rok w kinach obejrzymy film o ich operacji - parskn�� na koniec
Roman.
W tym czasie komandos, kt�ry biega� po �cianie zosta� wezwany do �rodka. Wyszed�
po minucie z tajemnicz� walizk� w r�ku.
- To �adunek wybuchowy terroryst�w - t�umaczy� Roman. - Oczywi�cie b��d sapera
zostanie �nagrodzony� jedynie eksplozj� granatu z gazem �zawi�cym. W
rzeczywisto�ci
mog�oby by� inaczej.
Saper dok�adnie ogl�da� walizk�. Sprawdza� zamki, wszystkie nity i szwy. Potem
pochyli� si� i odwr�ci� si� tak, �eby cywile nie widzieli jego czynno�ci. Po
pi�ciu sekundach
pokaza� rozbrojony granat.
- Ten jest najlepszy - z dum� powiedzia� o saperze Roman. - Chod�my na
strzelnic�.
Siedzieli�my z Romanem z kubkami kawy w r�kach, gdy na strzelnic� przyszli
komandosi. Saper ni�s� karabin snajperski.
- Patrz przez lunet� - powiedzia� Roman.
Z uwag� obserwowa�em czynno�ci snajpera. Ten zamaskowa� si� k��bkami trawy i
zacz�� skrada� si� w stron� kwadratu o bokach d�ugo�ci prawie p� kilometra. W
rogach sta�y
stary autobus, wrak samolotu pasa�erskiego, �ciana z mn�stwem okien oraz kilka
�cianek.
Gdy snajper znalaz� si� w �rodku pola w kolejnych obiektach zacz�y pojawia� si�
ruchome
tarcze przedstawiaj�ce uzbrojonych terroryst�w lub zwyk�ych ludzi. Komandos mia�
u�amki
sekund na okre�lenie celu, wycelowanie i trafienie. Jego popis trwa� kilkana�cie
minut.
- Nadzwyczajne - mrukn��em. - Trafi� wszystkie ozbrojone sylwetki. Zero pude�,
�adnych trafie� w zak�adnik�w.
- Chod� do nas! - Roman zawo�a� snajpera.
Komandos podszed� do nas. Roman dokona� prezentacji. Wyja�ni�em �o�nierzowi
szczeg�y planowanej misji. Snajper obieca�, �e da odpowied� jeszcze tego samego
dnia
wieczorem.
- Jest doskona�y - powiedzia�em w drodze do Warszawy. - Tylko czemu taki
mrukliwy? Z jednej strony to dobrze, ale nie wiem, czy potrafi zachowa� si� tak,
�eby Pawe�
nie nabra� podejrze�?
- Je�li si� zgodzi, b�dziesz mia� szcz�cie. To m�ody, inteligentny cz�owiek. W
dodatku zna si� na interesuj�cej ci� epoce. Widzia�e�, �e to doskona�y strzelec,
saper i
�wietnie wspina si� po g�rach. Jest przygaszony, bo w czasie ostatniej akcji
ci�ko raniono
jego koleg�. Amerykanie mieli zabra� naszych ludzi z l�dowiska, lecz znalaz�o
si� ono pod
ostrza�em wroga. Ten ch�opak ni�s� koleg� przez g�ry pi�tna�cie kilometr�w.
Teraz jego
przyjaciel walczy o �ycie w szpitalu.
Gdy wyszed�em od pana Tomasza natychmiast zadzwoni�em do mojego informatora
w �rodowisku handlarzy dzie� sztuki, kt�ry doskonale osoby z otoczenia Jerzego
Batury.
Uzna�em, �e nale�y sprawdzi�, co porabia m�j g��wny wr�g. Dopiero p�nym
wieczorem
znajomy oddzwoni� i poinformowa� mnie, �e Batura wyjecha� do Szczecina
zapowiadaj�c, �e
nie wr�ci przez kilka najbli�szych dni.
Nieco uspokojony tymi wie�ciami ko�czy�em pakowanie, gdy odezwa� si� telefon. W
s�uchawce us�ysza�em Zosi�, z kt�r� prze�yli�my ju� wiele przyg�d. W tle s�ycha�
by�o
Jacka, jej brata.
- Panie Pawle, dzwonimy, bo wujek Tomasz powiedzia� nam, �e wybiera si� pan na
Mazury. Jacek te� tam jedzie, na ob�z �eglarski. Mo�e mogliby�my razem tam
pojecha�? Co
prawda Jacek od��czy si�, bo ,a to swoje �eglowanie, ale ja mog� by� przydatna,
prawda? - do
moich uszu wdziera� si� nieprzerwany potok s��w.
- Jad� z kolegami po�eglowa�, �eby odpocz�� na urlopie, a jedynie przy okazji
mam
zaj�� si� pewn� drobnostk� - pr�bowa�em j� zniech�ci�.
- Ju� ja znam te drobnostki, a potem pisz� o panu w gazetach - dziewczyna nie
dawa�a
za wygran�.
Postanowi�em j� zniech�ci� do reszty.
- Chodzi o niemiecki samoch�d z dwoma szkieletami - m�wi�em dobieraj�c ma�o
zach�caj�cy ton.
- Nie z nami te sztuczki. Szykuje si� przygoda, musz� wiedzie�, z czego
rezygnuj� na
rzecz �eglowania - odezwa� si� Jacek.
- Koniec, nie zabieram was ze sob� - zamkn��em dyskusje.
Po�egnali�my si�, a oni byli nieco obra�eni. Nie chcia�em, �eby nastolatka ca�y
wolny
czas sp�dza�a tylko na podr�ach i szukaniu przyg�d. Powinna troch� poby� z
kole�ankami,
p�j�� na dyskotek�, mo�e pozna� jakiego� fajnego ch�opca. Jackowi dobrze zrobi
ob�z
�eglarski i harcerska dyscyplina.
Nazajutrz spakowany zajecha�em pod budynek ministerstwa. W sekretariacie szefa
min��em si� z jakim� wielkoludem ubranym w ameryka�ski mundur z demobilu. Na
g�owie
mia� kapelusz. ze skr�conym rondem na wz�r tych, jakie nosili ameryka�scy
�o�nierze w
czasie wojny w Wietnamie. Na nosie mia� wielkie przeciws�oneczne okulary.
Wychodzi� od
szefa ze spuszczon� g�ow� i nie rzuci� nawet �do widzenia�.
- Jaki� gbur - mrukn�a sekretarka.
Natychmiast zaanonsowa�a mnie u pana Tomasza u�miechaj�c si� do mnie
promiennie. Zawsze stara�em si� dobrze uk�ada� sobie kontakty z sekretarkami
szef�w.
Pan Tomasz nie zareagowa� na m�j widok tradycyjnym zerwaniem si� z fotela.
Siedzia� rozparty i odnosi�em wra�enie, �e ma�o brakuje, �eby za�o�y� obute nogi
na blat
swojego biurka rodem z pracowni gda�skich mistrz�w. Wydawa� si� by� z czego�
bardzo
zadowolony i cicho nuci� piosenk� duetu Przybora i Wasowski �Weso�e jest �ycie
staruszka�.
Przez chwil� my�la�em, �e wybiera si� na emerytur�. Patrzy� na mnie i ca�a jego
twarz a� si�
�mia�a. Nagle nucenie zburzy� sygna� telefonu. Pan Tomasz odebra� go i zacz�� z
kim�
rozmawia� po niemiecku. Kiwa� g�ow�, uwa�nie notowa�, a jego twarz powa�nia�a z
ka�d�
chwil�.
- Mam wa�n� wiadomo�� z Interpolu w Niemczech - powiedzia� odk�adaj�c
s�uchawk�. - Koledzy z niemieckiej policji od dawna �ledz� jednego ze
znaczniejszych
handlarzy antykami z Hamburga. Nagrali dziwn� rozmow�. Kto� dzwoni� z Polski.
Handlarz
m�wi� o dokumentach, z�ocie i wymieni� s�owo �Walkiria�. Osoba dzwoni�ca z
Polski tylko
przytakiwa�a, tak jakby przyjmowa�a rozkazy. Na koniec Niemiec rzuci�, �e wa�na
przesy�ka
przyb�dzie tak, jak informowa� wcze�niej. Co robi Batura? - nagle zapyta� mnie
szef.
Zaskoczy� mnie, bo zamy�li�em si� nad s�owem �Walkiria�, kt�re gdzie�, kiedy�
s�ysza�em.
- Pojecha� na p�nocny zach�d Polski, podobno chce kupi� kilka starych mebli -
rzuci�em odruchowo.
- Jeste� pewien? - pyta� szef.
- Zastanawiam nad t� �Walkiria� - my�la�em na g�os.
- P�jd� do biblioteki i poczytaj o spiskach na �ycie Hitlera i zamachu z 20
lipca 1944
roku - podpowiedzia� mi pan Tomasz. - Ma to zwi�zek z naszym Frankiem Belowem i
na m�j
gust z Batur�. Po obiedzie zg�o� si� do mnie po odbi�r dw�ch cz�ci twojego
ekwipunku.
Ju� wiedzia�em, z czym kojarzy mi si� zagadkowe s�owo, ale i tak poszed�em do
ministerialnej czytelni. By�em ciekaw, o jakim ekwipunku m�wi� pan Tomasz.
W bibliotece sp�dzi�em kilka godzin. Uwa�nie wertowa�em pami�tniki niemieckich
genera��w i przyw�dc�w Trzeciej Rzeszy. Wiedzia�em prawie wszystko o �Walkirii�,
lecz
niegdzie nie znalaz�em nawet najmniejszej notatki na temat Franka Belowa. W
pobliskiej
knajpce zjad�em solidny obiad pomny tego, �e najbli�sze godziny sp�dz� za
kierownic�
Rosynanta, walcz�c o przetrwanie na polskich drogach.
Nie brakuje na nich bowiem ani dziur, ani bezmy�lnych kierowc�w
Opr�cz my�li zwi�zanych z podr� ca�y czas rozmy�la�em o ,,Walkirii�. Genialny
umys� musia� wpa�� na pomys� wykorzystania hitlerowskiego planu opanowania
powstania w
Niemczech do odsuni�cia od w�adzy Hitlera. Z drugiej strony zdawa�em sobie
spraw�, �e
nawet udany zamach niewiele zmieni�by sytuacj� Polski. Nasz kraj po �mierci
Hitlera sta�by
si� po raz kolejny najwi�kszym polem bitwy w Europie.
W sekretariacie gabinetu pana Tomasza sta� ogromny plecak ze stela�em oraz
r�wnie
wielki worek �eglarski. Panna Monika w�a�nie wnosi�a do gabinetu szefa szklanki
z napojami
ch�odz�cymi
Grzecznie czeka�em na wezwanie szefa. Zza drzwi jego gabinetu s�ysza�em tylko
g�os
pana Tomasza, kt�ry chyba komu� cos wyk�ada�. W pewnym momencie szef otworzy�
drzwi
swojego gabinetu i zawo�a� mnie. W �rodku na fotelach siedzieli wygodnie
rozparci Zosia i
Jacek. Oboje u�miechali si� od ucha do ucha. Zamar�em w p�l kroku wiedz�c, �e w
tej chwili
zosta�em zmuszony do zabrania ich ze sob� i to oni mieli by� tym ekwipunkiem.
- Zrobisz mnie i im wielk� przys�ug� - zacz�� pan Tomasz czytaj�c z wyrazu mojej
twarzy wszystkie uczucia.
- Hhmm... - to jedyne, na co w tej sytuacji zdoby�em si�. Wiadomo, szefowi nie
odmawia si� drobnej przys�ugi. Troch� ucieszy�o mnie to, �e dzieciaki tak bardzo
chcia�y by�
ze mn�. Postanowi�em jednak postawi� im twarde warunki.
- Nie mam chyba wyj�cia i musz� zgodzi� si�, ale zapewniam ci�, Jacku, �e nie
pozwol�, �eby� opu�ci� ob�z �eglarski. Ty, Zosiu, wr�cisz do domu natychmiast,
gdy
wykonam zadanie.
Oboje zgodnie kiwn�li g�owami.
- Sk�d u ciebie, Jacek, zainteresowanie �eglarstwem? - pyta�em zaintrygowany
tym,
�e Jacek da� si� wci�gn�� do jakiejkolwiek organizacji.
- Chodzi o dziewczyn�, �liczn� dru�ynow�... - Zosia nagle musia�a przerwa� po
tym,
jak brat zas�oni� jej usta.
- Stwierdzi�em, �e to pi�kny sport, poza tym chcia�em posmakowa� przygody, a nic
wtedy nie zapowiada�o wyjazdu z panem - t�umaczy� si� Jacek. Chcia� odwr�ci�
nasz� uwag�
od swoich zaczerwienionych uszu.
Pan Tomasz z zadowoleniem kiwa� g�ow� s�uchaj�c ch�opca. Wed�ug niego, starego
wilka morskiego, pewnie ka�dy pretekst by� dobry, �eby ch�opak przeszed� ten
kurs je��cy si�
od pu�apek zastawionych przez instruktor�w. Mia�em nadziej�, �e dziewczyna
szybko znudzi
si� rozszyfrowywaniem notatki Franka Belowa wyskrobanej na kawa�ku plastyku. Nie
chc�c
traci� cennego czasu postanowi�em natychmiast wyjecha�, �eby na wiecz�r dojecha�
do
Gi�ycka. Zaplanowa�em, �e w schronisku w Twierdzy Boyen za�o�� swoj� baz�
wypadow�.
- No to jedziemy! - rzuci�em do m�odzie�y, kt�ra niemal w podskokach pobieg�a po
swoje pakunki.
Pan Tomasz w drodze na parking postanowi� jeszcze udzieli� mi kilku porad.
- Jak s�dz�, wiesz ju�, co to jest �Walkiria�? Wiesz, �e stawk� w grze mog� by�
dokumenty spiskowc�w. Mog� one mie� ogromn� warto�� dla antykwariuszy. My�l�, �e
stawk� mo�e by� co� jeszcze. To nie przypadek, �e ten niemiecki handlarz wynaj��
kogo� w
Polsce do poszukiwa�. Pami�taj, �eby� nie szar�owa�, dzwo� do mnie o ka�dej
porze dnia i
nocy. Zawsze mo�esz liczy� na pomoc policji.
Pan Tomasz d�ugo sta� na parkingu patrz�c jak odje�d�amy. Widzia�em, �e targa�y
nim sprzeczne uczucia. Wygl�da� jak genera�, kt�ry wysy�a do walki swoje
najlepsze pu�ki, w
kt�rych wyszkolenie i przygotowanie w�o�y� ca�e serce. Jednocze�nie sprawia�
wra�enie,
jakby si� o mnie ba�.
Wydostanie si� z warszawskich kork�w zabra�o nam ponad godzin�. W ko�cu
rozp�dzi�em Rosynanta na drodze Warszawa-Gda�sk. Jacek postanowi� wprowadzi� nas
w
dobry nastr�j puszczaj�c kaset� z szantami. Przyznam, �e dziwnie mi si� robi�o
na sercu, gdy
ich s�ucha�em jad�c przez mazowieck� r�wnin�. Jednocze�nie piosenki te
przypomina�y mi,
�e ko�o mojego nosa mo�e przej�� rejs z Czesiem i Piotrkiem. Gdy zbli�ali�my si�
do M�awy,
postanowi�em opowiedzie� moim pasa�erom o polskiej wersji Linii Maginota.
- Czy wiecie, �e zaraz miniemy miejsce, gdzie pierwsze oddzia�y niemieckie
wkroczy�y na polsk� ziemi� we wrze�niu 1939 roku? - zapyta�em.
Zosia i Jacek chyba postanowili by� grzeczni i okazali zainteresowanie tym, co
m�wi
ich przewodnik ku przygodzie.
- Tak? - zapyta� Jacek przeci�gaj�c si�.
- W dniu wybuchu drugiej wojny �wiatowej polskie pozycje pod M�aw� atakowa�y
jednostki niemieckiego Korpusu Armijnego, kt�ry koncentrowa� si� w okolicach
Nidzicy -
przyj��em wygodniejsz� pozycj�. - W sk�ad tego korpusu wchodzi�y dwie dywizje
piechoty i
dywizja pancerna genera�a Kempfa, do kt�rej w��czono jednostk� SS �Deutschland�.
Tu� po
�wicie l wrze�nia do pierwszych walk dosz�o w lasach ko�o miejscowo�ci Bia�uty.
Polska
kompania prowadzi�a dzia�ania op�niaj�ce. Niemcy podci�gali artyleri�. Polscy
piechurzy
wycofywali si�, a niemieccy grenadierzy nie mogli atakowa� przechodz�c przez
nawa�nic�
w�asnej artylerii. W ten spos�b polscy piechurzy wci�gali niemieckie jednostki
zmotoryzowane wprost pod lufy polskich karabin�w maszynowych zamontowanych w
bunkrach znajduj�cych si� na p�noc od M�awy.
- A kiedy wybudowano te bunkry? - zapyta� Jacek.
- Ju� pod koniec lat dwudziestych polscy sztabowcy zwr�cili uwag� na mo�liwo��
ataku po��czonych si� niemiecko-litewskich oraz na dok�adk� rosyjskich. Za
najwa�niejsze
punkty do obrony uznano okolice M�awy i Jab�onowa. Powodem wyra�onej przez
genera��w
takiej, a nie innej opinii by�o ukszta�towanie terenu oraz sie� drogowa, dobra
jak na �wczesne
czasy - ci�gn��em swoj� opowie��. - Obecne po�o�enie dr�g niewiele r�ni si� od
tego sprzed
kilkudziesi�ciu lat. Popatrzcie, sk�adaj� si� one z prostych odcink�w i zaledwie
kilku
zakr�t�w. Krzysztof Ho�owczyc, mistrz Europy w rajdach samochodowych, kiedy�
przyzna�
si�, �e boi si� kierowc�w z wojew�dztwa ciechanowskiego, kt�rzy je�d�� jak
rajdowcy.
D�uga prosta, �ci�cie zakr�tu i kolejna prosta to ich dewiza. Wr��my jednak do
tej polskiej
Linii Maginota. Wszystko wskazywa�o na to, �e Niemcy mog� zaatakowa� si�ami
zgrupowanymi wok� Olsztyna w kierunku Warszawy, szybko przemieszczaj�c si�
dobrymi
drogami na po�udnie. Z drugiej strony Polacy mogli w ten sam spos�b
kontratakowa� w
kierunku Kr�lewca. W lutym 1939 roku rozpocz�to powa�ne prace planistyczne,
zwi�zane z
obron� polskiej granicy z Prusami Wschodnimi. Prace przy budowie bunkr�w
rozpocz�to 8
lipca owego pami�tnego roku.
- A jak budowano takie bunkry? - teraz z kolei pyta�a Zosia.
- Budow� schronu rozpoczynano od wykonania wykopu g��boko�ci do
osiemdziesi�ciu centymetr�w. Tam wylewano beton grubo�ci dwudziestu centymetr�w
jednocze�nie mocuj�c pr�ty zbrojeniowe i buduj�c szalunki. Po dw�ch dniach
przygotowywano szalunki wewn�trzne. Strop robiono z trzech warstw:
przeciwod�amkowej,
przeciwskurczowej dla ca�ego stropu oraz przeciwuderzeniowej. Beton wylewano
wewn�trz
szalunk�w, cz�sto mieszano go r�cznie i pracowano przy tym na trzy zmiany. Po
pi�ciu
dniach zdejmowano zewn�trze szalunki, a po tygodniu wewn�trzne. W sumie na
budow�
pi��dziesi�ciu jeden bunkr�w zu�yto 1100 ton cementu, 8000 ton kruszywa, 500 ton
�elaza,
350 ton drutu kolczastego, 600 ton szyn kolejowych i 700 metr�w sze�ciennych
drewna. Na
g��wnym kierunku przewidywanego natarcia niemieckiego postawiono schrony bojowe,
uzbrojone w karabiny maszynowe (od jednego do trzech). Rozmieszczono je w
odleg�o�ci
200-300 metr�w od siebie. Ustawiono je w ten spos�b, �eby wzajemnie si�
os�ania�y i mog�y
prowadzi� ogie� w kierunku przeciwnika.
- A czy co� z nich pozosta�o? Gdzie ich by�o najwi�cej? - pytali na przemian
Zosia i
Jacek. Nieco zdziwiony a� takim ich zainteresowaniem m�wi�em dalej.
- W rejonie wsi ��gnowo Polacy postawili sze�� bunkr�w. Najwi�cej schron�w
znajduje si� na wsch�d od B�ota Niemyje. Stoj� one na granicy lasu, od strony
p�nocnej i
ci�gn� si� �ukiem a� do miejscowo�ci Turza Ma�a. Jad�c drog� Gda�sk-Warszawa,
w�r�d
drzew, tu� przed muzeum bitwy m�awskiej mo�na dostrzec schron numer dwadzie�cia
jeden.
W czasie bitwy wrze�niowej umocnienia spe�ni�y pok�adane w nich nadzieje. Gdyby
nie to, �e
Niemcom uda�o si� oskrzydli� obro�c�w wskutek b��d�w polskich dow�dc�w, obro�cy
mogli si� jeszcze d�ugo utrzyma�. Do dzi� nie przetrwa�y wszystkie bunkry. Cz��
zniszczy�o
Wojsko Polskie w czasie �wicze� przeprowadzanych tu w latach pi��dziesi�tych.
Jedyn�
pami�tk� bitwy pod M�aw�, kt�r� doceni z pewno�ci� ka�dy wytrwa�y piechur chc�cy
dotrze�
do betonowych zabytk�w, jest drut kolczasty rozci�gni�ty po polach. Ch�opi
zrobili z niego
p�oty, trudne do pokonania, bo jest to solidny przedwojenny drut kolczasty.
Zbli�ali�my si� do Olsztynka, gdzie mieli�my skr�ci� w stron� Olsztyna. S�o�ce
ca�y
czas mocno grza�o. Zgodnie postanowili�my zatrzyma� si� przy przydro�nym barku.
Gdy wysiedli�my m�odzie� kupi�a sobie po wielkiej butli napoj�w gazowanych, ja
za�
zam�wi�em mocn� herbat� z cytryn�. Od jakiego� czasu widzia�em, �e Zosia i Jacek
wymieniali spojrzenia i dziwnie si� u�miechali. Wreszcie Zosia nie wytrzyma�a i
zapyta�a
pierwsza.
- Panie Pawle, sk�d u pana taka dobra znajomo�� tematyki zwi�zanej z
fortyfikacjami?
- zrobi�a przy tym min� prokuratora prowadz�cego przes�uchanie.
Przeci�gn��em si�, chc�c odwlec moment odpowiedzi na to pytanie. Popatrzy�em w
g�r�. Mi�dzy ga��ziami drzewa, pod kt�rym siedzieli�my, baraszkowa�y wr�ble.
Ptaki w
ka�dej chwili gotowe by�y rzuci� si� w d�, po upuszczon� przez turyst� frytk�
lub okruszek
bu�ki. Szukaj�c odpowiednich s��w powoli nabija�em fajk�.
- Nowa przygoda zaprowadzi nas do masy bunkr�w, betonu, stali zbrojeniowej
u�ytej
do ochrony najwa�niejszych osobisto�ci Trzeciej Rzeszy - m�wi�em powoli. -
Niestety w
Polsce niewiele os�b wie co� na temat niemieckich fortyfikacji w dawnych Prusach
Wschodnich. Chcia�em dowiedzie� si� czegokolwiek na temat �wczesnej sztuki
fortyfikacyjnej.
Mia�em nadziej�, �e ta sk�pa odpowied� zaspokoi ciekawo�� m�odych. Udali, �e nie
zauwa�yli mojego fortelu i zacz�li opowiada� o ostatnich dniach szko�y.
Zbierali�my si� do
odjazdu. W�a�nie zanosi�em si� �miechem s�uchaj�c opowie�ci Jacka o jego
nauczycielu
matematyki, gdy nagle �miech uwi�z� mi w gardle. Po drodze z wielk� szybko�ci�
przemkn�o alfa romeo z Jerzym Batur� za kierownic�. Obok niego siedzia�a
kobieta z
wielkimi okularami przeciws�onecznymi na nosie. Auto przejecha�o szybko, lecz
by�em
pewien, �e t� kobiet� ju� kiedy� widzia�em. Nic nie powiedzia�em roze�mianym
dzieciakom.
Humor dopisywa� im ca�y czas. Gdy za Olsztynkiem jechali�my drog� wzd�u� tor�w,
nagle
oboje zacz�li si� �mia�.
- Panie Pawle, niech pan spojrzy na zadowolon� min� tego psa! - prawie krzycza�
Jacek.
Szybko spojrza�em na poci�g jad�cy do Olsztyna prawie r�wnolegle z nami. Okna na
korytarzu ostatniego wagonu by�y otwarte. Sta� tam jaki� m�czyzna. Pali�
papierosa. Na r�ce
siedzia� mu rudy pies, kt�ry wystawia� pysk na wiatr za oknem. Gdyby by�
cz�owiekiem,
zapewne u�miecha�by si� bardzo szeroko. Ten zwierzak by� chyba bardzo spocony,
bo j�zor
trzepota� na wietrze niczym chor�giewka. By� to naprawd� pocieszny widok. Nie
chcia�o mi
si� jednak �mia� i stara�em si� niepostrze�enie przy�pieszy�, �eby sprawdzi�,
czy Batura
jedzie przed nami, czy te� kieruje si� na Mazury. Do Olsztyna nie min�li�my
jednak ani
jednej alfy romeo.
ROZDZIA� DRUGI
KTO ZNALAZ� AUTO? � CZY MO�NA ZBIERA� STAR� BRO�? �
UMOWA Z OLBRZYMEM � OGL�DZINY WRAKU � W�AMANIE DO
STODO�Y � NA MIEJSCU ZASADZKI � KOPU�A PANCERNA � WA�
ATLANTYCKI NA MAZURACH
Nie wiem, kiedy przejechali�my przez Olsztyn. Ca�y czas mia�em przed oczami
obraz
auta Batury. Ju� prawie wyjechali�my za miasto, gdy tkn�a mnie nagle pewna
my�l.
- Jacek, zadzwo� do pana Tomasza i zapytaj, jak si� nazywali ci eksploratorzy z
Olsztyna, kt�rzy znale�li samoch�d - rzuci�em szybko.
Ch�opak w mig wystuka� numer telefonu i ju� przez g�o�nik zestawu g�o�no
m�wi�cego odezwa� si� g�os pana Tomasza.
- W czym problem, droga m�odzie�y? - zapyta� weso�o.
Szybko wy�uszczy�em, o co mi chodzi. Po chwili pan Tomasz znowu odezwa� si�.
- Niestety, nie mam dobrych wie�ci. Autor notatki w gazecie nie poda� nazwisk.
Jak
wiesz, poszukiwacze skarb�w cz�sto chc� pozosta� anonimowi - m�wi�.
- Wie pan, �e jest to wynik tego, i� cz�sto policja chc�c podwy�szy� statystyki
wykrywalno�ci nielegalnych posiadaczy broni, robi naloty na domy poszukiwaczy,
znajduje
resztki karabin�w, zardzewia�e pistolety i...
- Aresztuj� ich za taki z�om? - przerwa� mi zdziwiony Jacek.
- Zanim ci odpowiem, poprosz� pana Tomasza o adres redakcji i nazwisko autora
tekstu - powiedzia�em zwracaj�c si� jednocze�nie do szefa, kt�ry po chwili poda�
mi
potrzebne informacje.
- Widzisz, Jacek, zawsze s� dwie strony medalu. Kiedy� pozna�em ch�opaka z
Gi�ycka, kt�ry w okolicach W�gorzewa znalaz� resztki niemieckiego karabinu MG-
42. By� to
najlepszy karabin maszynowy drugiej wojny �wiatowej, produkowany do dzi� z
niewielkimi
poprawkami i pod zmienion� nazw� - opowiada�em kieruj�c si� do redakcji. -
S�u��c w
wojsku w rodzinnym mie�cie m�g� wynie�� z jednostki niezb�dne smary i wszystko
to, co
potrzebne do oczyszczenia broni. Odnowiony karabin stoi u niego na p�ce. Mo�na
go
za�adowa� i nawet raz strzeli�, po czym zaraz rozpad�by si� ze staro�ci. Jedyn�
osob�, kt�r�
mo�na skrzywdzi� tym karabinem jest sam strzelec, kt�remu bro� mo�e eksplodowa�
w
d�oni. Pomy�lcie jednak, co by si� sta�o, gdyby kto� wyszed� na ulic� z czym�
takim. Nie
ka�dy zna si� na broni i od pierwszego rzutu oka stwierdzi, �e jest to
niegro�ne. Pomy�l, jak
zareagowa�by policjant?
- Pewnie aresztowa�by tego kogo� - po chwili zadumy odpowiedzia� Jacek.
- W�a�nie dlatego pos�owie musz� zaj�� si� tak�e tym problemem. W Krakowie ma
powsta� prywatne muzeum AK, kt�rego g��wne zbiory to bro� ukryta przez zbrojne
podziemie w r�nych punktach kraju. W�a�cicielem ma by� osoba prywatna, kt�ra
musi w
zwi�zku z tym uzyska� pozwolenie na bro�. Mo�e dobrym pomys�em by�oby
wprowadzenie
koncesji dla poszukiwaczy lub wyra�ne okre�lenie, czym dla policji jest bro�, a
czym bro�
zabytkowa.
- Przepraszam mistrz�w broni zabytkowej, ale mam pytanie. Dok�d jedziemy? -
odezwa�a si� Zosia.
- W�a�ciwie ju� jeste�my na miejscu, czyli w redakcji pisma, kt�re napisa�o o
odkryciu
- odpowiedzia�em parkuj�c Rosynanta.
Musieli�my zej�� do niskiego parteru budynku przy jednej z olszty�skich ulic, w
kt�rym znajdowa�a si� redakcja lokalnego dziennika. Poinformowano nas, �e
poszukiwany
przez nas dziennikarz siedzi w�a�nie pod oknem. Pok�j, do kt�rego weszli�my, by�
przedzielony na p� niewysokim murkiem. Okna na podw�rze znajdowa�y si� na
wprost
drzwi wej�ciowych. Na dworze by�o bardzo jasno i dlatego niewyra�nie widzieli�my
posta�
m�czyzny siedz�cego w samym rogu przy oknie. Kr�tko rzuci� na nas okiem i po
chwili
znowu patrzy� w ekran komputera. Ruszyli�my w jego kierunku, bo by� jedynym
cz�owiekiem
na dole, wi�c z pewno�ci� by� tym, kogo szukali�my. Wygl�da� na oko�o
trzydzie�ci lat, mia�
kr�tko przyci�te w�osy i okulary na nosie. Musia� by� olbrzymem, gdy� biurko,
przy kt�rym
siedzia� wydawa�o si� przy nim dziecinnym mebelkiem, a myszka od komputera
ca�kowicie
gin�a w jego d�oni. Jacek spojrza� na ekran i jego twarz rozja�ni� u�miech.
- Commandos beyond enemy lines? - zapyta� dyskretnie wymieniaj�c nazw� gry
komputerowej, kt�ra aktualnie by�a na topie w�r�d wszystkich graczy.
Na ekranie by�o wida� figurki przedstawiaj�ce niemieckich �o�nierzy wbiegaj�cych
pomi�dzy zabudowania. Dziennikarz zaj�ty by� chowaniem swoich komandos�w do
budynk�w. Liczy�a si� pr�dko��, z jak� to uczyni.
- Dobrze jest schowa� sapera w tamtej kamienicy. Niemcy nigdy nie b�d� mogli
ko�o
niego przejecha� do miasta - podpowiedzia� Jacek.
Olbrzym wcisn�� przycisk pauzy i spojrza� na nas pytaj�co.
- To pan jest autorem tekstu o odkryciu resztek niemieckiego samochodu ko�o
Martian? - zapyta�em.
- Tak - rzuci� kr�tko.
- Jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki i szukam ludzi, kt�rzy dokonali tego
odkrycia
- powiedzia�em.
- Jako urz�dnik pa�stwowy ma pan wi�ksze mo�liwo�ci odnajdywania ludzi ni� ja -
odpowiedzia� z nutk� goryczy w g�osie.
- Nie chc�, bro� Bo�e, zabiera� im samochodu ani czegokolwiek innego. Prosz�
pana
o pomoc. M�g�bym dosta� adres od policjant�w z K�trzyna, ale nie chcia�bym
dzia�a� tylko
po linii s�u�bowej, zra�aj�c do siebie poszukiwaczy - stara�em si� grzecznie
wyt�umaczy�.
- Tu chodzi o co� bardzo powa�nego! - wyrwa�o si� Zosi.
Dziennikarz spojrza� na mnie. Wiedzia�em, co zaraz powie. Mog�em tylko
westchn��.
- Chce pan dowiedzie� si� od odkrywc�w czego� wi�cej, ni� to, co napisa�em, a
jednocze�nie, jak m�oda dama raczy�a powiedzie�, chodzi o co� powa�nego. Pan,
jak
rozumiem, nie jest zwyk�ym inspektorkiem z ministerstwa. W tej sytuacji
proponuj� panu
wymian�. Pan dostanie adres, a ja temat na czo��wk�.
Spojrza�em na dzieciaki. Szuka�em u nich jakiej� pomocy. Mog�em rzeczywi�cie
dosta� adres od policjant�w z K�trzyna, ale to zaj�oby du�o czasu.
- Szach, mat, pat - kr�tko okre�li� sytuacj� Jacek.
- Dobrze, chyba nie mam wyboru - odrzek�em po chwili wahania.
- Doskonale, jedziemy! - rzuci� Olbrzym podnosz�c si� z miejsca.
Zdziwi�em si�, �e nie zamierza� pyta� w�a�ciciela wraku, czy mo�e przywie��
kogo�,
kto chce obejrze� znalezisko.
- Jed�cie za mn�! - rzuci� redaktor, wsiadaj�c do starego modelu forda taunusa.
Wyjechali�my z Olsztyna drog� na Butryny. Jechali�my przez pi�kne lasy mieszane.
Par� kilometr�w za le�nicz�wk� Zazdro�� �urnalista skr�ci� w las. Dalej
jechali�my ju�
typow� le�n�, piaskow� drog�. Musia�em uwa�a�, �eby jego ford nagle nie znikn��
mi z oczu
w wielkim tumanie kurzu. W pewnym momencie nasza ma�a kawalkada wjecha�a na
mostek,
kt�ry prowadzi� do wyspy le��cej kilka metr�w od brzegu. Tworzy�a k�p� drzew na
�rodku
zatoki, zamkni�tej od strony jeziora �cian� trzcin. Ca�y ostr�w porasta�y drzewa
li�ciaste,
brzozy i klony.
Od strony mostku wyspa wznosi�a si� pod niedu�ym k�tem, a droga ko�czy�a si� na
podw�rku ko�o budynku z czerwonej ceg�y. Sta�y tutaj te� stodo�a, gara� i ma�a
ob�rka. Po
drugiej stronie domu wida� by�o wody jeziora.
Olbrzym wysiad� z forda i zaprowadzi� nas do stodo�y. Szarpn�� jej wielkie
wrota. Na
�rodku sta� dodge z wielk� bia�� ameryka�sk� gwiazd� wpisan� w okr�g, wymalowan�
na
masce p�ci�ar�wki. Widocznie w�a�ciciel pojazdu kupi� go z ameryka�skiego
demobilu i w
Polsce �wi�ci� triumfy je�d��c na zloty starych samochod�w. Przewodnik
zaprowadzi� nas w
k�t pomieszczenia i zapali� �wiat�o.
Niemiecki kubelwagen by� tym, czym ameryka�ski jeep, czyli najpopularniejszym
samochodem terenowym. Z przodu mia� mocno spadzist� mask�, na kt�rej cz�sto
umieszczano ko�o zapasowe. Ty� przypomina� ogromne pude�ko o kanciastych
kszta�tach. W
�rodku mog�o wygodnie siedzie� czterech �o�nierzy.
- Jak rozumiem, to pan jest odkrywc� tego auta? - zapyta�em.
- Tak, razem z koleg� kiedy� szli�my wzd�u� linii Gi�yckiego Rejonu Umocnionego.
Pewnego dnia, tu� po �wicie, gdy s�o�ce �wieci�o tak, �e roz�wietla�o to� wody,
zauwa�yli�my jaki� dziwny kszta�t. Przyjechali�my ze znajomym p�etwonurkiem i
reszt� ju�
wiecie.
- Nie by�o zak�adu? Pan sk�ama�? - zapyta�a zdziwiona Zosia.
- Zgadza si� - odpowiedzia� jej Olbrzym lekko u�miechaj�c si�.
- I to tak mo�na? - dopytywa�a si� dziewczyna.
Dziennikarz wzruszy� ramionami. Widzia�em, �e uwa�nie �ledzi� przebieg moich
ogl�dzin. Interesowa�o go, czego mog� szuka�. Le��cy przed nami wrak nie mia�
ogumienia
ani p��ciennego dachu. W kilku miejscach b�yszcza�y resztki szyb w okienkach.
Pojazd mia�
straszliwe zgnieciony ty�, zw�aszcza w g�rnej cz�ci, a prawy bok by� mocno
wgi�ty do
�rodka. �Pismak� z uwag� przygl�da� si� moim ogl�dzinom.
- Czemu pan napisa� o tym tekst? - zapyta�em nieco zdziwiony.
- By�em ciekaw, co b�dzie si� dalej dzia�o, co znaczy tajemniczy szyfr?
- Co si� sta�o ze szkieletami? - pyta�em dalej.
- Najpierw wzi�a je policja, potem prokurator przes�a� je do zak�adu medycyny
s�dowej. W ko�cu ko�ci pochowano na jednym z cmentarzy wojennych. Eksperci
stwierdzili,
�e zw�oki le�a�y w wodzie od bardzo dawna. Obaj mieli dziury od kul w g�owach i
pogruchotane ko�ci z prawej strony. Z tego co wiem, �rednica otworu po kulach w
ich
czaszkach by�a identyczna jak ta - w tym momencie podszed� do przednich prawych
drzwi i w
dziur� wetkn�� patyczek. - To, co jest dziwne, to jedyna tego typu dziurka w
ca�ym wraku, a
szuka�em naprawd� uwa�nie.
Przykl�kn��em, przyjrza�em si� otworowi, a potem ca�emu wrakowi. Olbrzym mia�
racj�.
- To znaczy, �e kto� strzela� zar�wno do kierowcy, jak i do pasa�era. U�y� do
tego
zaledwie trzech pocisk�w. Musia� by� doskona�ym strzelcem lub strzela� z ma�ej
odleg�o�ci -
m�wi�em ogl�daj�c z kolei wn�trze pojazdu.
Dziennikarz sta� oparty o s�up podtrzymuj�cy strop stodo�y i patrzy� na to, co
robi�em.
- Brrr... pan tak spokojnie m�wi o czyjej� �mierci - Zosia a� zatrz�s�a si� i
wysz�a na
dw�r, na s�o�ce.
Jacek pod��y� za siostr�. By�em zadowolony, �e tak szybko si� znudzili. Mnie ta
historia wci�ga�a coraz bardziej. Opowiedzia�em redaktorowi, co wiem o Franku
Belowie. W
tym czasie on wyj�� papierosa i zapali� go.
- W czasie wojny jedynymi osobami, kt�re mog�y mie� bro� w takiej okolicy, jak
Martiany, blisko kwatery Hitlera, byli �o�nierze lub alianccy komandosi. Kto�
strzela� do
samochodu z bardzo bliska z broni o kalibrze 7,92 milimetra. W gr� wchodz�
niemieckie
ci�kie karabiny maszynowe, karabinek szturmowy lub FG-42, bro� spadochroniarzy.
�Pismak� mia� racj� i du�� wiedz� na temat niemieckiej broni.
- Nale�y sobie zada� pytanie, dlaczego samoch�d ma tak pognieciony ty� i prawy
bok?
- my�la� na g�os m�j rozm�wca.
- W jakiej pozycji by�o auto, gdy je znale�li�cie? - spyta�em.
- Tak, jakby kierowca normalnie zjecha� z drogi na lewy pas ruchu i stoczy� si�
do
wody - odpowiedzia� po namy�le.
Zaprosi� mnie i dzieciaki do swojego domku. Panowa� tam ba�agan,
charakterystyczny
dla mieszka� starych kawaler�w. Olbrzym posadzi� nas w kuchni, sk�d widzieli�my
jezioro.
Zacz�� krz�ta� si� po domu i stwierdzi�, �e ma jedynie kie�bas�, chleb, boczek i
musztard�. W
takiej sytuacji z ochot� przystali�my na propozycj� gospodarza zjedzenia kolacji
z grilla.
Wyszli�my na dw�r i usiedli�my na prymitywnych drewnianych �awach nad brzegiem
jeziora.
Gospodarz rozpali� grilla. Po chwili zajadali�my kie�baski przyprawione
mieszank� zi�,
natarte czosnkiem, i popijali�my mocn� herbat�.
Zapada� zmrok i chcieli�my ju� ucieka� do Olsztyna, �eby przenocowa� na jakim�
kempingu. Okaza�o si�, �e �urnalista ma pokoje go�cinne, kt�re wynajmuje
znajomym, gdy
wyje�d�a na poszukiwania lub w g�ry. Zostali�my u niego.
Ludzie kochaj�cy przygody, zagadki i sensacje przesz�o�ci mog� rozmawia� tylko o
jednym. Opowiada� nam o zagadkach ziemi mazurskiej i o swoich wspinaczkach
g�rskich.
M�wi� tak�e o pseudoturystach odwiedzaj�cych Mazury, traktuj�cych ten teren, jak
zdobyty
na wrogu. �ali� si� na rozw�j budownictwa domk�w letniskowych, kt�re jak plaga
szara�czy
obsiada�y brzegi jezior. Stawa�y si� miejscami, gdzie przyje�d�a�y gwiazdy kina,
a za nimi
tabuny bogatych snob�w, chc�cych pokaza� si� w dobrym towarzystwie. Korzysta�y
na tym
gminne samorz�dy wyprzedaj�c ziemi�, zyskuj�c w ten spos�b dochody do chudych
kas
samorz�dowych.
My odwdzi�czyli�my si� opowie�ciami o poszukiwaniach Bursztynowej Komnaty.
Obieca�em, �e jak tylko co� znajd�, to natychmiast przedzwoni� do Olbrzyma. On
mia�
do��czy� do nas tak szybko, jak szybko redaktor naczelny zwolni go na urlop.
- Mam nadziej�, �e w tym domu nie straszy - powiedzia�a Zosia do Olbrzyma id�c
do
oddanego do jej dyspozycji pokoju.
- Nic o tym nie wiem - powiedzia� dziennikarz
Dom Olbrzyma by� na tyle du�y, �e ka�de z nas mia�o sw�j pok�j. Mia�em spa� w
salonie, gdzie dopala� si� ogie� w kominku. Za pozwoleniem gospodarza mog�em
jeszcze
przed snem skorzysta� z jego sprz�tu i imponuj�cej kolekcji p�yt kompaktowych.
R�wnie�
Olbrzym siedzia� w swoim gabinecie do p�na. S�dz�c po odg�osach walenia po
klawiaturze
albo pisa� ksi��k�, albo rozbija� jaki� pu�k niemiecki w kolejnej grze
komputerowej.
Smacznie spa�em, gdy na ramieniu poczu�em czyj�� zimn� d�o�. �A jednak straszy!�
-
pomy�la�em. Na szcz�cie to by�a Zosia.
- Wujku, kto� jest na podw�rzu - powiedzia�a szeptem.
Wyjrza�em przez szpar� w okiennicach na podw�rko. W stodole wida� by�o blask
latarki.
- Kto� ogl�da znalezisko - stwierdzi�a Zosia.
- Obud� Jacka i Olbrzyma - mrukn��em.
Szybko wykona�a w ty� zwrot. Po chwili podszed� do mnie Olbrzym, a po nim
zaspany Jacek.
- Ja i Jacek zajdziemy stodo�� od strony jeziora, a wy od podw�rza - zadecydowa�
Olbrzym.
Tak te� zrobili�my. W stodole wida� by�o dwie zamaskowane postacie grzebi�ce
przy
rozbitym aucie.
- Dobra, z�odzieje! - krzykn�� Olbrzym. - Wy�azi� z �apkami w g�rze.
Jednak nieproszeni go�cie ani my�leli pos�ucha� rozkazu. Zgasili swoje latarki i
ruszyli w stron� Zosi i mnie. Szczuplejszy z napastnik�w wyj�� pistolet i
wycelowa� w Zosi�.
Rzuci�em si� na dziewczyn� i pchn��em j�, �eby zesz�a z linii strza�u. Ten
moment
wykorzystali z�odzieje i uciekli.
- Jasny gwint! - mrukn�� Olbrzym, gdy mu opowiedzia�em co si� sta�o. - Rano
obejrzymy �lady tych ptaszk�w - doda�.
Skoro �wit ruszyli�my na podw�rko, jednak nie znale�li�my �adnych �lad�w
bytno�ci
tajemniczych go�ci. Przy �niadaniu rozmawiali�my o naszych planach na najbli�sze
dni.
Dziennikarz pokaza� na mapie dok�adne miejsce swojego odkrycia. Przy pomocy
komputera
wydrukowa� kolorow� map� okolic Martian z naniesionymi na ni� miejscami, gdzie
sta�y
bunkry. Male�kie strza�ki wskazywa�y, w kt�r� stron� mia�y skierowane
strzelnice. Dok�adnie
pokazane te� by�o miejsce, gdzie spoczywa�y szcz�tki niemieckiego samochodu.
Podzi�kowa�em mu, szybko ruszyli�my z Olsztyna w stron� Mr�gowa, a potem
K�trzyna.
Gdy przeje�d�ali�my przez Sorkwity, zadzwoni� telefon.
- Cze��, to ja! - us�yszeli�my tubalny g�os naszego nowego znajomego. - Czy ty,
Pawe�, masz koleg� w ministerstwie, kt�ry ma to samo zadanie co ty?
Pytanie wyda�o mi si� do�� dziwne.
- Ale� sk�d, nic o tym nie wiem! - odpowiedzia�em szybko.
- Rozumiesz, by� w redakcji cz�owiek z urodziw� kobiet�, kt�ry podawa� si� za
ciebie
i przyjecha� alfa romeo o numerach... - tutaj poda� numery samochodu Jerzego
Batury.
Zamar�em z oburzenia. Widzia�em, �e Zosia i Jacek zdecydowanie otworzyli oczy i
s�uchali bardzo uwa�nie.
- Nie by�o mnie w redakcji, wi�c niczego si� nie dowiedzia� - relacjonowa�
�urnalista.
- Nast�pnym