8048

Szczegóły
Tytuł 8048
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8048 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8048 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8048 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

SEBASTIAN MIERNICKI PAN SAMOCHODZIK I... TWIERDZA BOYEN OFICYNA WYDAWNICZA WARMIA WST�P Wia� silny wiatr nios�cy od strony jeziora Mamry charakterystyczny zapach wody i ryb. Dw�ch oficer�w niemieckich sta�o na brzegu z r�koma g��boko wci�ni�tymi w kieszenie p�aszczy. Patrzyli w szar� to�, a rozmawiaj�c nie wychylali twarzy spomi�dzy postawionych ko�nierzy. - Znale�li min� - powiedzia� jeden z nich. - Ciekawe, kto nas widzia�? - zapyta� drugi. Obaj czuli to samo. Bali si�, strach przed przes�uchaniami �ciska� im serca. Wiedzieli, �e ci�ko im b�dzie wyt�umaczy�, dlaczego trzymali bomb�. Co gorsza, kto� m�g� ju� wykopa� dokumenty �Walkirii�. W miejscu, gdzie je ukryli, skrzyni ju� nie by�o. W oknie domu znajduj�cego si� nad brzegiem Mamr na dw�ch m�odych oficer�w patrzyli genera� Eduard Wagner, g��wny kwatermistrz Sztabu Generalnego oraz genera� Erich Fellgiebel, dow�dca ��czno�ci Niemieckich Wojsk L�dowych. - Jak my�lisz, Herward i Kuhn przestraszyli si� i zdradz� nas? - zapyta� Wagner. Zaci�gn�� si� grubym cygarem. Wielki k��b dymu wydobywaj�cy si� z ust Wagnera przypomina� Fellgieblowi nastr�j sauny. To w�a�nie tam, w piwnicy tego domu spotyka�a si� grupa oficer�w chc�cych obali� Hitlera. Tam omawiali wszystkie plany i tam stwierdzili, �e wykorzystaj� projekt operacji �Walkiria�, czyli akcji wojsk niemieckich na wypadek powstania w Niemczech. We wszystkich naradach uczestniczyli Herward i Kuhn. Wiedzieli wszystko i ich zdrada mog�a mie� katastrofalne skutki dla przebiegu zamachu. - Wiesz, jakie metody stosuje gestapo - odpowiedzia� Fellgiebel. - Obaj s� dzielni, ukryli bomby i dokumenty, ale widocznie nie do�� skutecznie. Ten fanatyk wykopa� �adunek. - Trzeba co� z nim zrobi� - powiedzia� Wagner. - Masz pomys�? - zapyta� Fellgicbel. - Mam... - mrukn�� Wagner, a w jego szarych oczach pojawi�y si� dziwne b�yski. M�ody oficer w po�piechu ukrywa� metalow� kopert� kuriersk�. Na szcz�cie cienki pakunek �atwo wszed� pomi�dzy stare pruskie ceg�y. Ju� telefonowa� do swego kuzyna Nikolasa, adiutanta samego Hitlera. Powiedzia� mu o planach oficer�w Wehrmachtu, kt�rzy chc� zabi� Fuhrera. Czterech m�czyzn ju� od kilku godzin by�o w drodze. Min�li Gi�ycko i pod��ali na po�udnie, do Orzysza. Pami�tali ostatnie s�owa dow�dcy. - Powiem kr�tko. Razem skakali�my nad kana�em Alberta, na Kret�, na Leros - m�wi� kapitan Stern. - Teraz musicie mi zaufa�. Macie pe�ne poparcie oficer�w sztabowych. Cho� to sprawa tych z wojsk l�dowych, a nie Luftwaffe, to ten cz�owiek musi znikn�� bez �ladu. W Orzyszu czekano na nich. Z przypoligonowego magazynu wzi�li motocykl i nie uzbrojony w�z pancerny �Puma�. Motocykl mia� numery rejestracyjne �andarmerii, kt�rej patrole cz�sto je�dzi�y po ca�ych Mazurach. �Puma� zosta�a w Orzyszu jeszcze po tym, jak by�a prezentowana Hitlerowi. Przez kilka miesi�cy by�a testowana na polach i w lasach w okolicach Orzysza. Stroje �andarm�w i czo�gist�w mieli schowane w baga�niku samochodu. Przebrali si� w nie w lesie przy jeziorze Stoczek. Zaraz potem szybko ruszyli w stron� Gi�ycka. Po dw�ch godzinach �Pum� ukryli w lesie ko�o Ster�awek Wielkich, a motocykl stan�� we wsi. Oficer siedzia� na tylnym siedzeniu. Nerwowo spogl�da� na zegarek. Ca�y czas ponagla� kierowc�. Zapada� zmrok i droga by�a ledwo widoczna w �wietle przyciemnionych reflektor�w kubelwagena. Nagle min�� ich motocykl z dw�jk� �andarm�w. W koszu siedzia� �o�nierz obs�uguj�cy karabin maszynowy i radiostacj� umieszczon� na tylnym siedzeniu motocykla. Kierowca macha� lizakiem wskazuj�c pobocze. - Ci�gle si� czepiaj� - mrukn�� szofer. �andarm zwin�� r�kawiczki za sk�rzany pas, zdj�� okulary motocyklowe i zsun�� je na szyj�. W mroku lekko b�yska�a blacha �andarma. - Dokumenty prosz� - powiedzia� tonem osoby nie znosz�cej sprzeciwu. Uwa�nie obejrza� wszystkie papiery, por�wna� zdj�cia z twarzami, szczeg�lnie uwa�nie przygl�daj�c si� twarzy oficera na tylnym siedzeniu. Na widok dystynkcji oficerskich zasalutowa�. Zrobi� to jednak jakby od niechcenia. �o�nierze frontowi nie przepadali za lud�mi z kontrwywiadu formacji SS. - Niech pan przestanie �wieci� mi latark� po oczach, sier�ancie - prawie krzykn�� oficer. - Czy wys�a� was jako eskort� m�j kuzyn z Gier�o�y? �andarm wykona� wieloznaczny ruch r�k� i wsiad� na motocykl. Jego kolega zaczai co� m�wi� do mikrofonu. Motocykl ruszy� w stron� K�trzyna, a kubelwagen jecha� tu� za nim. Tak przejechali przez las. Niepostrze�enie za nimi zjawi� si� w�z pancerny �Puma�. �andarmi nagle przy�pieszyli, a �Puma� uderzy�a w ty� auta Belowa. Kierowca nie opanowa� samochodu, �wiat�a zata�czy�y w mroku na drodze i pojazd stoczy� si� z szosy w stron� niewielkiego jeziorka. Si�� rozp�du wjecha� do wody po sam dach. Kierowca �Pumy� postawi� na burcie pojazdu przeno�ny reflektor i za�wieci� w wod�. - Zrobili�my swoje - powiedzia� kierowca. - Poczekaj chwil�, musimy mie� pewno�� - rzek� jego kolega schylaj�c si� po co� le��cego na pod�odze. Obaj nie wiedzieli, �e ich ofiara zostawi�a ostatni� wiadomo�� dla tych, kt�rzy chcieliby dotrze� do dokument�w spiskowc�w. ROZDZIA� PIERWSZY WRESZCIE URLOP � PRZEKLE�STWO TELEFON�W KOM�RKOWYCH � SAMOCH�D I DWA SZKIELETY � TAJEMNICZY SZYFR � KIM BY� F. BELOW? � INTRYGUJ�CY GBUR � CO TO JEST �WALKIRIA� � WIZYTA U KOMANDOS�W � M�J EKWIPUNEK � BITWA POD M�AW� � POLSKA LINIA MAGINOTA � SK�D TYLE WIEM O BUDOWIE BUNKR�W? � PASA�ERKA BATURY � PIES Z POCI�GU Wreszcie dosta�em upragniony urlop. Z Czesiem i Piotrkiem um�wili�my si� w Rynie, sk�d mieli�my wyruszy� na wsp�lne wielkie �eglowanie. Chcieli�my kana�ami przep�yn�� do jeziora Jagodne, a potem na p�noc przez wody Niegocina do Gi�ycka i W�gorzewa. Ch�opak�w zna�em jeszcze z czas�w, gdy razem s�u�yli�my w �czerwonych beretach�. Co jaki� czas udawa�o nam si� wyrwa� na kilka dni na jeziora. Razem prze�yli�my wiele przyg�d. Nie mog�em si� ju� doczeka� spotkania z nimi Zacz��em pakowa� swoje rzeczy do worka �eglarskiego, gdy zadzwoni� telefon kom�rkowy. - Jeszcze jeste� w Warszawie? - pyta� pan Tomasz. Czu�em, �e je�li nie sk�ami�, to mog� si� po�egna� z wypoczynkiem. M�j szef, wzorem innych dyrektor�w, wyczu� wahanie podw�adnego. - Dobrze, �e jeszcze nie wyjecha�e�. Wpadnij do mnie. Obiecuj�, �e chodzi o drobnostk� - przekonywa�. - B�d� za godzin� - odpowiedzia�em zrezygnowany. Zaparkowa�em Rosynanta przed Ministerstwem Kultury i Sztuki. Na korytarzach panowa� typowy dla miesi�cy urlopowych spok�j. Sekretarka pana Tomasza, panna Monika, niecierpliwie spogl�da�a na zegarek nie mog�c doczeka� si� ko�ca pracy i wyj�cia na dw�r, na gor�ce czerwcowe s�o�ce. Bez specjalnego zapowiadania wprowadzi�a mnie do gabinetu szefa. Pan Tomasz tradycyjnie ju� siedzia� w stosie papier�w i gazet. Rozmawia� przez telefon notuj�c co� na skrawku papieru. Bez s�owa pokaza� mi, �ebym usiad� w fotelu. - Masz, Pawe�ku, przeczytaj sobie - poda� mi wycinek z gazety. �Niezwyk�e odkrycie� - taki tytu� nosi� tekst. Autor opisa� akcj� odkrycia i wydobycia z jeziorka w okolicach mazurskiej wsi Martiany niemieckiego samochodu osobowego kubelwagen. Eksploratorzy z Olsztyna jad�c do Gi�ycka zrobili zak�ad. Przegrany mia� zanurzy� si� w pierwszym napotkanym zbiorniku wodnym. Ten, kt�ry przegra�, musia� wej�� do male�kiego jeziorka za wsi� Martiany, le��cego pomi�dzy drog� K�trzyn - Gi�ycko a torami kolejowymi. �mia�ek ubrany w str�j p�etwonurka zanurzy� si� w zielonkaw� to�. Nagle jego stopy trafi�y na co� twardego. Natychmiast ca�a ekipa zorganizowa�a akcj� poszukiwawcz�. To, co odkryli na dnie, ucieszy�o ich i zarazem przestraszy�o. Niemiecki samoch�d mia� straszliwe pogi�te nadwozie, zw�aszcza z ty�u i z prawego boku. W �rodku znajdowa�y si� dwa szkielety, kierowcy i pasa�era. Nurkowie przy pomocy wyci�garki samochodu stoj�cego na brzegu wyprowadzili auto z wody. Po chwili na miejscu znalaz� si� patrol policji. Jeden z policjant�w po przyjrzeniu si� szkieletom stwierdzi�, �e w obu czaszkach s� dziury po kulach. Od tego momentu sprawa sta�a si� obiektem zainteresowania policji. Znu�y�a mnie lektura utrzymanego w tonie sensacji artyku�u. - Mam si� dowiedzie�, co sta�o si� z samochodem? - spyta�em, chc�c �eby pan Tomasz od razu powiedzia�, o co chodzi. - Pewnie odkrywcy remontuj� pojazd albo wywie�li go do Niemiec - doda�em. - Przeczytaj ostatni akapit - rzuci� pan Tomasz, te� znudzony przed�u�aj�c� si� cisz�. �Obok szkieletu pasa�era znaleziono niemiecki pistolet. W czapk� znalezion� z ty�u pojazdu wszyto male�k� blaszk� z napisem: F. Below. Pod tylnym siedzeniem znajdowa�a si� metalowa koperta kurierska z kawa�kiem plastyku i wyrytym na nim: F.B. 1> B.L. C� oznacza ten szyfr? Czy to droga do tajemniczego skarbu? Kiedy i kto dokona� zamachu na tego kuriera?�. Tymi dramatycznymi pytaniami autor ko�czy� sw�j artyku�. Pytaj�co spojrza�em na pana Tomasza. - Co ci m�wi nazwisko Below? - zapyta� pan Tomasz. Zacz��em szpera� w zakamarkach pami�ci. - Nic - odpowiedzia�em szczerze. By�em zaintrygowany tym, �e pan Tomasz w notatce prasowej znalaz� co� interesuj�cego. - F. Below, prawdopodobnie niemiecki oficer, m�g� by� krewnym Nicolasa Belowa, adiutanta Hitlera do spraw lotnictwa - obwie�ci� mi. - Samoch�d jecha� najprostsz� drog� z Gi�ycka do kwatery Hitlera w Gier�o�y - ci�gn�� dalej rozk�adaj�c map� Mazur. - Sp�jrz, Martiany to wie�, gdzie znajdowa�a si� zachodnia rubie� Gi�yckiego Rejonu Umocnionego, czyli linii niemieckich bunkr�w, kt�re mia�y tworzy� w Prusach Wschodnich ogromn� twierdz�. Tu� za nimi, na wsch�d, znajduje si� las. W miejscowo�ci Kwiedzina wje�d�a si� na teren by�ej kwatery od strony pobliskiego lotniska w Wilamowie - pan Tomasz m�wi� wodz�c palcem po mapie. - Sugeruje pan, �e kto� chcia� zabi� kuriera, zanim dojecha�by do Gier�o�y? - pyta�em domy�laj�c si� intencji pana Tomasza. - Dok�adnie tak, pytanie tylko: dlaczego? - pan Tomasz spojrza� na mnie badaj�c wzrokiem, czy ju� jestem zainteresowany spraw�. - Trzeba sprawdzi� w dokumentach niemieckiego ministerstwa obrony, kim by� F. Below - zaproponowa�em. - Mam kilku znajomych w Niemczech, jeszcze z czas�w, gdy wsp�lnie �cigali�my przemytnik�w dzie� sztuki. Ju� ich poprosi�em, �eby si� rozejrzeli - b�yskawicznie powiedzia� pan Tomasz z szerokim u�miechem na twarzy. Widzia�, �e sprawa mnie wci�gn�a. - Jak widzisz, mimo wieku dzia�am szybko, a moi znajomi nie ust�puj� mi pola. Pochyli� si� nad blatem biurka i zacz�� grzeba� w stosie papier�w. Po chwili wyj�� faks napisany po niemiecku. - W archiwach Wehrmachtu znaleziono trzech F. Below�w. Fryderyk by� sier�antem w 21. Dywizji Pancernej; zgin�� w Afryce w 1942 roku. Franz Below to szeregowiec jednej z dywizji broni�cych wybrze�a w Normandii; dosta� si� do ameryka�skiej niewoli w pierwszym dniu inwazji aliant�w 6 czerwca 1944 roku. Drugi Franz zagin�� po pogromie 6 Armii von Paulusa pod Staliningradem - pan Tomasz czyta� z. d�ugiej rolki papieru. - Kim u licha by� F. Below? - pyta�em zdumiony. - Tym w�a�nie zajmiesz si�, Pawe�ku, w wolnej chwili pomi�dzy �eglowaniem i �piewaniem szant - rzuci� mi na po�egnanie pan Tomasz. Gdy odjecha�em ju� spod ministerstwa zadzwoni� telefon. Oczywi�cie by� to pan Tomasz. - Wracaj, chyba ju� wiem, kim by� F. Below - rzuci� i roz��czy� si�. Grzecznie wr�ci�em. Pan Tomasz nerwowo chodzi� po gabinecie. - Ale ze mnie gapa. �e te� nie zajrza�em do tej gazety... - prawie krzycza� machaj�c jednym z niemieckich dziennik�w. Na jednej ze stron k�u� w oczy tytu�: �Frank Below zgin�� za Hitlera?�. Niemiecki dziennikarz opisa� histori� odkrycia samochodu, ale dowiedzia� si� te�, kim by� F. Below. Jego zdaniem, by� to kuzyn Nicolasa, kt�ry pracowa� w s�u�bie bezpiecze�stwa. Kiedy� jego krewniak wspomnia� o tym, �e ma dost�p do dokument�w spiskowc�w i Nicolas zaprosi� go do Gier�o�y. Jak wiemy, Frank tam ju� nie dojecha�. By� mo�e to spotkanie zmieni�oby histori� drugiej wojny �wiatowej. - Tutaj napisano jeszcze, �e z wielkim zapa�em zbiera� dzie�a sztuki - mrukn�� pan Tomasz. - B�d� musia� sprawdzi� w naszym archiwum i naszych wschodnich s�siad�w, czy nie ma tam notatek o tym �zbieraczu�. Pan Tomasz mia� na my�li tych �o�nierzy niemieckich, kt�rzy pe�ni�c nieokre�lone funkcje zwi�zane ze sprawami policyjnymi na zapleczu frontu zajmowali si� pospolitymi kradzie�ami dzie� sztuki. Oni to pod pozorem przes�uchania zabierali z domu prawdziwych kolekcjoner�w, torturowali ich i przejmowali drogocenne zbiory. Rozstali�my si� wiedz�c, �e oto zapowiada si� wielka przygoda przypominaj�ca r�wnanie z wieloma niewiadomymi. Pan Tomasz prosi� jeszcze, �ebym rano przed wyjazdem na Mazury zameldowa� si� u niego. Po moim wyj�ciu szef poprosi� pann� Monik�, �eby go po��czy�a z Ministerstwem Spraw Wewn�trznych i Administracji. Uda�em, �e jeszcze czego� szukam w mojej torbie. Po chwili us�ysza�em zza niedomkni�tych drzwi. - Cze��, Roman. Mam pro�b�, poszukuj� kogo� o do�� niecodziennych predyspozycjach... W tym momencie pan Tomasz podszed� do drzwi swojego gabinetu i zamkn�� je jak trzeba. Zamkn��em drzwi za Paw�em. - Romek, s�uchaj, potrzebuj� specjalisty najwy�szej klasy - powiedzia�em. - Dobra, mam kogo� takiego na oku. B�d� got�w do wyjazdu za p� godziny - odpowiedzia� mi kolega z MSWiA. - Przyjad� po ciebie moim wozem. Rzeczywi�cie po p� godzinie pod Ministerstwo Kultury i Sztuki zajecha�a rz�dowa lancia. - To musi by� bardzo trudna sprawa, skoro zwracasz si� o pomoc do mnie - na wst�pie powiedzia� Roman. - Na razie nic takiego si� nie zapowiada, ale wol� dmucha� na zimne - odpowiedzia�em. - Pami�tasz, kiedy� opowiada�em ci o poszukiwaniach pami�tnika niemieckiego zbrodniarza. Przysz�o mi si� wtedy zmierzy� z zachodnioeuropejskim agentem specjalnym, czym� w rodzaju Jamesa Bonda. - Pami�tam, nawet nie�le go wtedy wykiwa�e� - powiedzia� Roman. - No w�a�nie, teraz sprawa jest nieco podobna i boj� si�, �e podw�adny mo�e znale�� si� w solidnych tarapatach. Mo�e potrzebowa� wsparcia kogo� gotowego do u�ycia si�y. - Zobaczymy, co si� da zrobi�. Tymczasem limuzyna wyjecha�a z Warszawy. Po nieca�ej godzinie auto zajecha�o przed bram�. Po bokach wida� by�o p�oty z drutu kolczastego, pasy zaoranej ziemi i latarnie ustawione co dziesi�� metr�w. Ogrodzonego terenu strzegli �o�nierze Nadwi�la�skch Jednostek Wojskowych. Samoch�d wtoczy� si� na niewielk� polan�. - Dalej p�jdziemy pieszo - powiedzia� Roman. Szli�my przez las. S�ycha� by�o odg�osy strza��w. Nisko nad nami przelecia� helikopter �Sok�. Nagle przed nami ukaza� si� dom jednorodzinny, taki, jakich wiele stoi pod miastami. Typowy szary klocek, tyle �e bez szyb w oknach. W�a�nie do budowli skrada�a si� grupa komandos�w ubranych w mundury w kamufla�u miejskim. Na g�owach mieli kevlarowe he�my, a na piersiach nowoczesne, lekkie kamizelki. W d�oniach trzymali najr�niejsze typy broni. Pierwszy z �o�nierzy wrzuci� do �rodka budynku granat. Zaraz dw�ch ludzi wskoczy�o do �rodka, a za nimi reszta oddzia�u. G�rne pi�tro opanowali ludzie, kt�rzy opu�cili si� z dachu na linach. Jeden z nich przywi�zany na specjalnej uprz�y biega� po �cianie i sprawdza� wszystkie okna. - Ci z g�ry desantowali si� z helikoptera - wyja�ni� Roman. - Jak si� domy�lam, to komandosi GROM-u - stwierdzi�em. - Tak, dwa dni temu wr�cili z teren�w by�ej Jugos�awii. Szczeg��w ich misji nie mog� ci wyjawi�. To by�o zlecenie od naszych ameryka�skich sojusznik�w. Pewnie, jak znam �ycie, za rok w kinach obejrzymy film o ich operacji - parskn�� na koniec Roman. W tym czasie komandos, kt�ry biega� po �cianie zosta� wezwany do �rodka. Wyszed� po minucie z tajemnicz� walizk� w r�ku. - To �adunek wybuchowy terroryst�w - t�umaczy� Roman. - Oczywi�cie b��d sapera zostanie �nagrodzony� jedynie eksplozj� granatu z gazem �zawi�cym. W rzeczywisto�ci mog�oby by� inaczej. Saper dok�adnie ogl�da� walizk�. Sprawdza� zamki, wszystkie nity i szwy. Potem pochyli� si� i odwr�ci� si� tak, �eby cywile nie widzieli jego czynno�ci. Po pi�ciu sekundach pokaza� rozbrojony granat. - Ten jest najlepszy - z dum� powiedzia� o saperze Roman. - Chod�my na strzelnic�. Siedzieli�my z Romanem z kubkami kawy w r�kach, gdy na strzelnic� przyszli komandosi. Saper ni�s� karabin snajperski. - Patrz przez lunet� - powiedzia� Roman. Z uwag� obserwowa�em czynno�ci snajpera. Ten zamaskowa� si� k��bkami trawy i zacz�� skrada� si� w stron� kwadratu o bokach d�ugo�ci prawie p� kilometra. W rogach sta�y stary autobus, wrak samolotu pasa�erskiego, �ciana z mn�stwem okien oraz kilka �cianek. Gdy snajper znalaz� si� w �rodku pola w kolejnych obiektach zacz�y pojawia� si� ruchome tarcze przedstawiaj�ce uzbrojonych terroryst�w lub zwyk�ych ludzi. Komandos mia� u�amki sekund na okre�lenie celu, wycelowanie i trafienie. Jego popis trwa� kilkana�cie minut. - Nadzwyczajne - mrukn��em. - Trafi� wszystkie ozbrojone sylwetki. Zero pude�, �adnych trafie� w zak�adnik�w. - Chod� do nas! - Roman zawo�a� snajpera. Komandos podszed� do nas. Roman dokona� prezentacji. Wyja�ni�em �o�nierzowi szczeg�y planowanej misji. Snajper obieca�, �e da odpowied� jeszcze tego samego dnia wieczorem. - Jest doskona�y - powiedzia�em w drodze do Warszawy. - Tylko czemu taki mrukliwy? Z jednej strony to dobrze, ale nie wiem, czy potrafi zachowa� si� tak, �eby Pawe� nie nabra� podejrze�? - Je�li si� zgodzi, b�dziesz mia� szcz�cie. To m�ody, inteligentny cz�owiek. W dodatku zna si� na interesuj�cej ci� epoce. Widzia�e�, �e to doskona�y strzelec, saper i �wietnie wspina si� po g�rach. Jest przygaszony, bo w czasie ostatniej akcji ci�ko raniono jego koleg�. Amerykanie mieli zabra� naszych ludzi z l�dowiska, lecz znalaz�o si� ono pod ostrza�em wroga. Ten ch�opak ni�s� koleg� przez g�ry pi�tna�cie kilometr�w. Teraz jego przyjaciel walczy o �ycie w szpitalu. Gdy wyszed�em od pana Tomasza natychmiast zadzwoni�em do mojego informatora w �rodowisku handlarzy dzie� sztuki, kt�ry doskonale osoby z otoczenia Jerzego Batury. Uzna�em, �e nale�y sprawdzi�, co porabia m�j g��wny wr�g. Dopiero p�nym wieczorem znajomy oddzwoni� i poinformowa� mnie, �e Batura wyjecha� do Szczecina zapowiadaj�c, �e nie wr�ci przez kilka najbli�szych dni. Nieco uspokojony tymi wie�ciami ko�czy�em pakowanie, gdy odezwa� si� telefon. W s�uchawce us�ysza�em Zosi�, z kt�r� prze�yli�my ju� wiele przyg�d. W tle s�ycha� by�o Jacka, jej brata. - Panie Pawle, dzwonimy, bo wujek Tomasz powiedzia� nam, �e wybiera si� pan na Mazury. Jacek te� tam jedzie, na ob�z �eglarski. Mo�e mogliby�my razem tam pojecha�? Co prawda Jacek od��czy si�, bo ,a to swoje �eglowanie, ale ja mog� by� przydatna, prawda? - do moich uszu wdziera� si� nieprzerwany potok s��w. - Jad� z kolegami po�eglowa�, �eby odpocz�� na urlopie, a jedynie przy okazji mam zaj�� si� pewn� drobnostk� - pr�bowa�em j� zniech�ci�. - Ju� ja znam te drobnostki, a potem pisz� o panu w gazetach - dziewczyna nie dawa�a za wygran�. Postanowi�em j� zniech�ci� do reszty. - Chodzi o niemiecki samoch�d z dwoma szkieletami - m�wi�em dobieraj�c ma�o zach�caj�cy ton. - Nie z nami te sztuczki. Szykuje si� przygoda, musz� wiedzie�, z czego rezygnuj� na rzecz �eglowania - odezwa� si� Jacek. - Koniec, nie zabieram was ze sob� - zamkn��em dyskusje. Po�egnali�my si�, a oni byli nieco obra�eni. Nie chcia�em, �eby nastolatka ca�y wolny czas sp�dza�a tylko na podr�ach i szukaniu przyg�d. Powinna troch� poby� z kole�ankami, p�j�� na dyskotek�, mo�e pozna� jakiego� fajnego ch�opca. Jackowi dobrze zrobi ob�z �eglarski i harcerska dyscyplina. Nazajutrz spakowany zajecha�em pod budynek ministerstwa. W sekretariacie szefa min��em si� z jakim� wielkoludem ubranym w ameryka�ski mundur z demobilu. Na g�owie mia� kapelusz. ze skr�conym rondem na wz�r tych, jakie nosili ameryka�scy �o�nierze w czasie wojny w Wietnamie. Na nosie mia� wielkie przeciws�oneczne okulary. Wychodzi� od szefa ze spuszczon� g�ow� i nie rzuci� nawet �do widzenia�. - Jaki� gbur - mrukn�a sekretarka. Natychmiast zaanonsowa�a mnie u pana Tomasza u�miechaj�c si� do mnie promiennie. Zawsze stara�em si� dobrze uk�ada� sobie kontakty z sekretarkami szef�w. Pan Tomasz nie zareagowa� na m�j widok tradycyjnym zerwaniem si� z fotela. Siedzia� rozparty i odnosi�em wra�enie, �e ma�o brakuje, �eby za�o�y� obute nogi na blat swojego biurka rodem z pracowni gda�skich mistrz�w. Wydawa� si� by� z czego� bardzo zadowolony i cicho nuci� piosenk� duetu Przybora i Wasowski �Weso�e jest �ycie staruszka�. Przez chwil� my�la�em, �e wybiera si� na emerytur�. Patrzy� na mnie i ca�a jego twarz a� si� �mia�a. Nagle nucenie zburzy� sygna� telefonu. Pan Tomasz odebra� go i zacz�� z kim� rozmawia� po niemiecku. Kiwa� g�ow�, uwa�nie notowa�, a jego twarz powa�nia�a z ka�d� chwil�. - Mam wa�n� wiadomo�� z Interpolu w Niemczech - powiedzia� odk�adaj�c s�uchawk�. - Koledzy z niemieckiej policji od dawna �ledz� jednego ze znaczniejszych handlarzy antykami z Hamburga. Nagrali dziwn� rozmow�. Kto� dzwoni� z Polski. Handlarz m�wi� o dokumentach, z�ocie i wymieni� s�owo �Walkiria�. Osoba dzwoni�ca z Polski tylko przytakiwa�a, tak jakby przyjmowa�a rozkazy. Na koniec Niemiec rzuci�, �e wa�na przesy�ka przyb�dzie tak, jak informowa� wcze�niej. Co robi Batura? - nagle zapyta� mnie szef. Zaskoczy� mnie, bo zamy�li�em si� nad s�owem �Walkiria�, kt�re gdzie�, kiedy� s�ysza�em. - Pojecha� na p�nocny zach�d Polski, podobno chce kupi� kilka starych mebli - rzuci�em odruchowo. - Jeste� pewien? - pyta� szef. - Zastanawiam nad t� �Walkiria� - my�la�em na g�os. - P�jd� do biblioteki i poczytaj o spiskach na �ycie Hitlera i zamachu z 20 lipca 1944 roku - podpowiedzia� mi pan Tomasz. - Ma to zwi�zek z naszym Frankiem Belowem i na m�j gust z Batur�. Po obiedzie zg�o� si� do mnie po odbi�r dw�ch cz�ci twojego ekwipunku. Ju� wiedzia�em, z czym kojarzy mi si� zagadkowe s�owo, ale i tak poszed�em do ministerialnej czytelni. By�em ciekaw, o jakim ekwipunku m�wi� pan Tomasz. W bibliotece sp�dzi�em kilka godzin. Uwa�nie wertowa�em pami�tniki niemieckich genera��w i przyw�dc�w Trzeciej Rzeszy. Wiedzia�em prawie wszystko o �Walkirii�, lecz niegdzie nie znalaz�em nawet najmniejszej notatki na temat Franka Belowa. W pobliskiej knajpce zjad�em solidny obiad pomny tego, �e najbli�sze godziny sp�dz� za kierownic� Rosynanta, walcz�c o przetrwanie na polskich drogach. Nie brakuje na nich bowiem ani dziur, ani bezmy�lnych kierowc�w Opr�cz my�li zwi�zanych z podr� ca�y czas rozmy�la�em o ,,Walkirii�. Genialny umys� musia� wpa�� na pomys� wykorzystania hitlerowskiego planu opanowania powstania w Niemczech do odsuni�cia od w�adzy Hitlera. Z drugiej strony zdawa�em sobie spraw�, �e nawet udany zamach niewiele zmieni�by sytuacj� Polski. Nasz kraj po �mierci Hitlera sta�by si� po raz kolejny najwi�kszym polem bitwy w Europie. W sekretariacie gabinetu pana Tomasza sta� ogromny plecak ze stela�em oraz r�wnie wielki worek �eglarski. Panna Monika w�a�nie wnosi�a do gabinetu szefa szklanki z napojami ch�odz�cymi Grzecznie czeka�em na wezwanie szefa. Zza drzwi jego gabinetu s�ysza�em tylko g�os pana Tomasza, kt�ry chyba komu� cos wyk�ada�. W pewnym momencie szef otworzy� drzwi swojego gabinetu i zawo�a� mnie. W �rodku na fotelach siedzieli wygodnie rozparci Zosia i Jacek. Oboje u�miechali si� od ucha do ucha. Zamar�em w p�l kroku wiedz�c, �e w tej chwili zosta�em zmuszony do zabrania ich ze sob� i to oni mieli by� tym ekwipunkiem. - Zrobisz mnie i im wielk� przys�ug� - zacz�� pan Tomasz czytaj�c z wyrazu mojej twarzy wszystkie uczucia. - Hhmm... - to jedyne, na co w tej sytuacji zdoby�em si�. Wiadomo, szefowi nie odmawia si� drobnej przys�ugi. Troch� ucieszy�o mnie to, �e dzieciaki tak bardzo chcia�y by� ze mn�. Postanowi�em jednak postawi� im twarde warunki. - Nie mam chyba wyj�cia i musz� zgodzi� si�, ale zapewniam ci�, Jacku, �e nie pozwol�, �eby� opu�ci� ob�z �eglarski. Ty, Zosiu, wr�cisz do domu natychmiast, gdy wykonam zadanie. Oboje zgodnie kiwn�li g�owami. - Sk�d u ciebie, Jacek, zainteresowanie �eglarstwem? - pyta�em zaintrygowany tym, �e Jacek da� si� wci�gn�� do jakiejkolwiek organizacji. - Chodzi o dziewczyn�, �liczn� dru�ynow�... - Zosia nagle musia�a przerwa� po tym, jak brat zas�oni� jej usta. - Stwierdzi�em, �e to pi�kny sport, poza tym chcia�em posmakowa� przygody, a nic wtedy nie zapowiada�o wyjazdu z panem - t�umaczy� si� Jacek. Chcia� odwr�ci� nasz� uwag� od swoich zaczerwienionych uszu. Pan Tomasz z zadowoleniem kiwa� g�ow� s�uchaj�c ch�opca. Wed�ug niego, starego wilka morskiego, pewnie ka�dy pretekst by� dobry, �eby ch�opak przeszed� ten kurs je��cy si� od pu�apek zastawionych przez instruktor�w. Mia�em nadziej�, �e dziewczyna szybko znudzi si� rozszyfrowywaniem notatki Franka Belowa wyskrobanej na kawa�ku plastyku. Nie chc�c traci� cennego czasu postanowi�em natychmiast wyjecha�, �eby na wiecz�r dojecha� do Gi�ycka. Zaplanowa�em, �e w schronisku w Twierdzy Boyen za�o�� swoj� baz� wypadow�. - No to jedziemy! - rzuci�em do m�odzie�y, kt�ra niemal w podskokach pobieg�a po swoje pakunki. Pan Tomasz w drodze na parking postanowi� jeszcze udzieli� mi kilku porad. - Jak s�dz�, wiesz ju�, co to jest �Walkiria�? Wiesz, �e stawk� w grze mog� by� dokumenty spiskowc�w. Mog� one mie� ogromn� warto�� dla antykwariuszy. My�l�, �e stawk� mo�e by� co� jeszcze. To nie przypadek, �e ten niemiecki handlarz wynaj�� kogo� w Polsce do poszukiwa�. Pami�taj, �eby� nie szar�owa�, dzwo� do mnie o ka�dej porze dnia i nocy. Zawsze mo�esz liczy� na pomoc policji. Pan Tomasz d�ugo sta� na parkingu patrz�c jak odje�d�amy. Widzia�em, �e targa�y nim sprzeczne uczucia. Wygl�da� jak genera�, kt�ry wysy�a do walki swoje najlepsze pu�ki, w kt�rych wyszkolenie i przygotowanie w�o�y� ca�e serce. Jednocze�nie sprawia� wra�enie, jakby si� o mnie ba�. Wydostanie si� z warszawskich kork�w zabra�o nam ponad godzin�. W ko�cu rozp�dzi�em Rosynanta na drodze Warszawa-Gda�sk. Jacek postanowi� wprowadzi� nas w dobry nastr�j puszczaj�c kaset� z szantami. Przyznam, �e dziwnie mi si� robi�o na sercu, gdy ich s�ucha�em jad�c przez mazowieck� r�wnin�. Jednocze�nie piosenki te przypomina�y mi, �e ko�o mojego nosa mo�e przej�� rejs z Czesiem i Piotrkiem. Gdy zbli�ali�my si� do M�awy, postanowi�em opowiedzie� moim pasa�erom o polskiej wersji Linii Maginota. - Czy wiecie, �e zaraz miniemy miejsce, gdzie pierwsze oddzia�y niemieckie wkroczy�y na polsk� ziemi� we wrze�niu 1939 roku? - zapyta�em. Zosia i Jacek chyba postanowili by� grzeczni i okazali zainteresowanie tym, co m�wi ich przewodnik ku przygodzie. - Tak? - zapyta� Jacek przeci�gaj�c si�. - W dniu wybuchu drugiej wojny �wiatowej polskie pozycje pod M�aw� atakowa�y jednostki niemieckiego Korpusu Armijnego, kt�ry koncentrowa� si� w okolicach Nidzicy - przyj��em wygodniejsz� pozycj�. - W sk�ad tego korpusu wchodzi�y dwie dywizje piechoty i dywizja pancerna genera�a Kempfa, do kt�rej w��czono jednostk� SS �Deutschland�. Tu� po �wicie l wrze�nia do pierwszych walk dosz�o w lasach ko�o miejscowo�ci Bia�uty. Polska kompania prowadzi�a dzia�ania op�niaj�ce. Niemcy podci�gali artyleri�. Polscy piechurzy wycofywali si�, a niemieccy grenadierzy nie mogli atakowa� przechodz�c przez nawa�nic� w�asnej artylerii. W ten spos�b polscy piechurzy wci�gali niemieckie jednostki zmotoryzowane wprost pod lufy polskich karabin�w maszynowych zamontowanych w bunkrach znajduj�cych si� na p�noc od M�awy. - A kiedy wybudowano te bunkry? - zapyta� Jacek. - Ju� pod koniec lat dwudziestych polscy sztabowcy zwr�cili uwag� na mo�liwo�� ataku po��czonych si� niemiecko-litewskich oraz na dok�adk� rosyjskich. Za najwa�niejsze punkty do obrony uznano okolice M�awy i Jab�onowa. Powodem wyra�onej przez genera��w takiej, a nie innej opinii by�o ukszta�towanie terenu oraz sie� drogowa, dobra jak na �wczesne czasy - ci�gn��em swoj� opowie��. - Obecne po�o�enie dr�g niewiele r�ni si� od tego sprzed kilkudziesi�ciu lat. Popatrzcie, sk�adaj� si� one z prostych odcink�w i zaledwie kilku zakr�t�w. Krzysztof Ho�owczyc, mistrz Europy w rajdach samochodowych, kiedy� przyzna� si�, �e boi si� kierowc�w z wojew�dztwa ciechanowskiego, kt�rzy je�d�� jak rajdowcy. D�uga prosta, �ci�cie zakr�tu i kolejna prosta to ich dewiza. Wr��my jednak do tej polskiej Linii Maginota. Wszystko wskazywa�o na to, �e Niemcy mog� zaatakowa� si�ami zgrupowanymi wok� Olsztyna w kierunku Warszawy, szybko przemieszczaj�c si� dobrymi drogami na po�udnie. Z drugiej strony Polacy mogli w ten sam spos�b kontratakowa� w kierunku Kr�lewca. W lutym 1939 roku rozpocz�to powa�ne prace planistyczne, zwi�zane z obron� polskiej granicy z Prusami Wschodnimi. Prace przy budowie bunkr�w rozpocz�to 8 lipca owego pami�tnego roku. - A jak budowano takie bunkry? - teraz z kolei pyta�a Zosia. - Budow� schronu rozpoczynano od wykonania wykopu g��boko�ci do osiemdziesi�ciu centymetr�w. Tam wylewano beton grubo�ci dwudziestu centymetr�w jednocze�nie mocuj�c pr�ty zbrojeniowe i buduj�c szalunki. Po dw�ch dniach przygotowywano szalunki wewn�trzne. Strop robiono z trzech warstw: przeciwod�amkowej, przeciwskurczowej dla ca�ego stropu oraz przeciwuderzeniowej. Beton wylewano wewn�trz szalunk�w, cz�sto mieszano go r�cznie i pracowano przy tym na trzy zmiany. Po pi�ciu dniach zdejmowano zewn�trze szalunki, a po tygodniu wewn�trzne. W sumie na budow� pi��dziesi�ciu jeden bunkr�w zu�yto 1100 ton cementu, 8000 ton kruszywa, 500 ton �elaza, 350 ton drutu kolczastego, 600 ton szyn kolejowych i 700 metr�w sze�ciennych drewna. Na g��wnym kierunku przewidywanego natarcia niemieckiego postawiono schrony bojowe, uzbrojone w karabiny maszynowe (od jednego do trzech). Rozmieszczono je w odleg�o�ci 200-300 metr�w od siebie. Ustawiono je w ten spos�b, �eby wzajemnie si� os�ania�y i mog�y prowadzi� ogie� w kierunku przeciwnika. - A czy co� z nich pozosta�o? Gdzie ich by�o najwi�cej? - pytali na przemian Zosia i Jacek. Nieco zdziwiony a� takim ich zainteresowaniem m�wi�em dalej. - W rejonie wsi ��gnowo Polacy postawili sze�� bunkr�w. Najwi�cej schron�w znajduje si� na wsch�d od B�ota Niemyje. Stoj� one na granicy lasu, od strony p�nocnej i ci�gn� si� �ukiem a� do miejscowo�ci Turza Ma�a. Jad�c drog� Gda�sk-Warszawa, w�r�d drzew, tu� przed muzeum bitwy m�awskiej mo�na dostrzec schron numer dwadzie�cia jeden. W czasie bitwy wrze�niowej umocnienia spe�ni�y pok�adane w nich nadzieje. Gdyby nie to, �e Niemcom uda�o si� oskrzydli� obro�c�w wskutek b��d�w polskich dow�dc�w, obro�cy mogli si� jeszcze d�ugo utrzyma�. Do dzi� nie przetrwa�y wszystkie bunkry. Cz�� zniszczy�o Wojsko Polskie w czasie �wicze� przeprowadzanych tu w latach pi��dziesi�tych. Jedyn� pami�tk� bitwy pod M�aw�, kt�r� doceni z pewno�ci� ka�dy wytrwa�y piechur chc�cy dotrze� do betonowych zabytk�w, jest drut kolczasty rozci�gni�ty po polach. Ch�opi zrobili z niego p�oty, trudne do pokonania, bo jest to solidny przedwojenny drut kolczasty. Zbli�ali�my si� do Olsztynka, gdzie mieli�my skr�ci� w stron� Olsztyna. S�o�ce ca�y czas mocno grza�o. Zgodnie postanowili�my zatrzyma� si� przy przydro�nym barku. Gdy wysiedli�my m�odzie� kupi�a sobie po wielkiej butli napoj�w gazowanych, ja za� zam�wi�em mocn� herbat� z cytryn�. Od jakiego� czasu widzia�em, �e Zosia i Jacek wymieniali spojrzenia i dziwnie si� u�miechali. Wreszcie Zosia nie wytrzyma�a i zapyta�a pierwsza. - Panie Pawle, sk�d u pana taka dobra znajomo�� tematyki zwi�zanej z fortyfikacjami? - zrobi�a przy tym min� prokuratora prowadz�cego przes�uchanie. Przeci�gn��em si�, chc�c odwlec moment odpowiedzi na to pytanie. Popatrzy�em w g�r�. Mi�dzy ga��ziami drzewa, pod kt�rym siedzieli�my, baraszkowa�y wr�ble. Ptaki w ka�dej chwili gotowe by�y rzuci� si� w d�, po upuszczon� przez turyst� frytk� lub okruszek bu�ki. Szukaj�c odpowiednich s��w powoli nabija�em fajk�. - Nowa przygoda zaprowadzi nas do masy bunkr�w, betonu, stali zbrojeniowej u�ytej do ochrony najwa�niejszych osobisto�ci Trzeciej Rzeszy - m�wi�em powoli. - Niestety w Polsce niewiele os�b wie co� na temat niemieckich fortyfikacji w dawnych Prusach Wschodnich. Chcia�em dowiedzie� si� czegokolwiek na temat �wczesnej sztuki fortyfikacyjnej. Mia�em nadziej�, �e ta sk�pa odpowied� zaspokoi ciekawo�� m�odych. Udali, �e nie zauwa�yli mojego fortelu i zacz�li opowiada� o ostatnich dniach szko�y. Zbierali�my si� do odjazdu. W�a�nie zanosi�em si� �miechem s�uchaj�c opowie�ci Jacka o jego nauczycielu matematyki, gdy nagle �miech uwi�z� mi w gardle. Po drodze z wielk� szybko�ci� przemkn�o alfa romeo z Jerzym Batur� za kierownic�. Obok niego siedzia�a kobieta z wielkimi okularami przeciws�onecznymi na nosie. Auto przejecha�o szybko, lecz by�em pewien, �e t� kobiet� ju� kiedy� widzia�em. Nic nie powiedzia�em roze�mianym dzieciakom. Humor dopisywa� im ca�y czas. Gdy za Olsztynkiem jechali�my drog� wzd�u� tor�w, nagle oboje zacz�li si� �mia�. - Panie Pawle, niech pan spojrzy na zadowolon� min� tego psa! - prawie krzycza� Jacek. Szybko spojrza�em na poci�g jad�cy do Olsztyna prawie r�wnolegle z nami. Okna na korytarzu ostatniego wagonu by�y otwarte. Sta� tam jaki� m�czyzna. Pali� papierosa. Na r�ce siedzia� mu rudy pies, kt�ry wystawia� pysk na wiatr za oknem. Gdyby by� cz�owiekiem, zapewne u�miecha�by si� bardzo szeroko. Ten zwierzak by� chyba bardzo spocony, bo j�zor trzepota� na wietrze niczym chor�giewka. By� to naprawd� pocieszny widok. Nie chcia�o mi si� jednak �mia� i stara�em si� niepostrze�enie przy�pieszy�, �eby sprawdzi�, czy Batura jedzie przed nami, czy te� kieruje si� na Mazury. Do Olsztyna nie min�li�my jednak ani jednej alfy romeo. ROZDZIA� DRUGI KTO ZNALAZ� AUTO? � CZY MO�NA ZBIERA� STAR� BRO�? � UMOWA Z OLBRZYMEM � OGL�DZINY WRAKU � W�AMANIE DO STODO�Y � NA MIEJSCU ZASADZKI � KOPU�A PANCERNA � WA� ATLANTYCKI NA MAZURACH Nie wiem, kiedy przejechali�my przez Olsztyn. Ca�y czas mia�em przed oczami obraz auta Batury. Ju� prawie wyjechali�my za miasto, gdy tkn�a mnie nagle pewna my�l. - Jacek, zadzwo� do pana Tomasza i zapytaj, jak si� nazywali ci eksploratorzy z Olsztyna, kt�rzy znale�li samoch�d - rzuci�em szybko. Ch�opak w mig wystuka� numer telefonu i ju� przez g�o�nik zestawu g�o�no m�wi�cego odezwa� si� g�os pana Tomasza. - W czym problem, droga m�odzie�y? - zapyta� weso�o. Szybko wy�uszczy�em, o co mi chodzi. Po chwili pan Tomasz znowu odezwa� si�. - Niestety, nie mam dobrych wie�ci. Autor notatki w gazecie nie poda� nazwisk. Jak wiesz, poszukiwacze skarb�w cz�sto chc� pozosta� anonimowi - m�wi�. - Wie pan, �e jest to wynik tego, i� cz�sto policja chc�c podwy�szy� statystyki wykrywalno�ci nielegalnych posiadaczy broni, robi naloty na domy poszukiwaczy, znajduje resztki karabin�w, zardzewia�e pistolety i... - Aresztuj� ich za taki z�om? - przerwa� mi zdziwiony Jacek. - Zanim ci odpowiem, poprosz� pana Tomasza o adres redakcji i nazwisko autora tekstu - powiedzia�em zwracaj�c si� jednocze�nie do szefa, kt�ry po chwili poda� mi potrzebne informacje. - Widzisz, Jacek, zawsze s� dwie strony medalu. Kiedy� pozna�em ch�opaka z Gi�ycka, kt�ry w okolicach W�gorzewa znalaz� resztki niemieckiego karabinu MG- 42. By� to najlepszy karabin maszynowy drugiej wojny �wiatowej, produkowany do dzi� z niewielkimi poprawkami i pod zmienion� nazw� - opowiada�em kieruj�c si� do redakcji. - S�u��c w wojsku w rodzinnym mie�cie m�g� wynie�� z jednostki niezb�dne smary i wszystko to, co potrzebne do oczyszczenia broni. Odnowiony karabin stoi u niego na p�ce. Mo�na go za�adowa� i nawet raz strzeli�, po czym zaraz rozpad�by si� ze staro�ci. Jedyn� osob�, kt�r� mo�na skrzywdzi� tym karabinem jest sam strzelec, kt�remu bro� mo�e eksplodowa� w d�oni. Pomy�lcie jednak, co by si� sta�o, gdyby kto� wyszed� na ulic� z czym� takim. Nie ka�dy zna si� na broni i od pierwszego rzutu oka stwierdzi, �e jest to niegro�ne. Pomy�l, jak zareagowa�by policjant? - Pewnie aresztowa�by tego kogo� - po chwili zadumy odpowiedzia� Jacek. - W�a�nie dlatego pos�owie musz� zaj�� si� tak�e tym problemem. W Krakowie ma powsta� prywatne muzeum AK, kt�rego g��wne zbiory to bro� ukryta przez zbrojne podziemie w r�nych punktach kraju. W�a�cicielem ma by� osoba prywatna, kt�ra musi w zwi�zku z tym uzyska� pozwolenie na bro�. Mo�e dobrym pomys�em by�oby wprowadzenie koncesji dla poszukiwaczy lub wyra�ne okre�lenie, czym dla policji jest bro�, a czym bro� zabytkowa. - Przepraszam mistrz�w broni zabytkowej, ale mam pytanie. Dok�d jedziemy? - odezwa�a si� Zosia. - W�a�ciwie ju� jeste�my na miejscu, czyli w redakcji pisma, kt�re napisa�o o odkryciu - odpowiedzia�em parkuj�c Rosynanta. Musieli�my zej�� do niskiego parteru budynku przy jednej z olszty�skich ulic, w kt�rym znajdowa�a si� redakcja lokalnego dziennika. Poinformowano nas, �e poszukiwany przez nas dziennikarz siedzi w�a�nie pod oknem. Pok�j, do kt�rego weszli�my, by� przedzielony na p� niewysokim murkiem. Okna na podw�rze znajdowa�y si� na wprost drzwi wej�ciowych. Na dworze by�o bardzo jasno i dlatego niewyra�nie widzieli�my posta� m�czyzny siedz�cego w samym rogu przy oknie. Kr�tko rzuci� na nas okiem i po chwili znowu patrzy� w ekran komputera. Ruszyli�my w jego kierunku, bo by� jedynym cz�owiekiem na dole, wi�c z pewno�ci� by� tym, kogo szukali�my. Wygl�da� na oko�o trzydzie�ci lat, mia� kr�tko przyci�te w�osy i okulary na nosie. Musia� by� olbrzymem, gdy� biurko, przy kt�rym siedzia� wydawa�o si� przy nim dziecinnym mebelkiem, a myszka od komputera ca�kowicie gin�a w jego d�oni. Jacek spojrza� na ekran i jego twarz rozja�ni� u�miech. - Commandos beyond enemy lines? - zapyta� dyskretnie wymieniaj�c nazw� gry komputerowej, kt�ra aktualnie by�a na topie w�r�d wszystkich graczy. Na ekranie by�o wida� figurki przedstawiaj�ce niemieckich �o�nierzy wbiegaj�cych pomi�dzy zabudowania. Dziennikarz zaj�ty by� chowaniem swoich komandos�w do budynk�w. Liczy�a si� pr�dko��, z jak� to uczyni. - Dobrze jest schowa� sapera w tamtej kamienicy. Niemcy nigdy nie b�d� mogli ko�o niego przejecha� do miasta - podpowiedzia� Jacek. Olbrzym wcisn�� przycisk pauzy i spojrza� na nas pytaj�co. - To pan jest autorem tekstu o odkryciu resztek niemieckiego samochodu ko�o Martian? - zapyta�em. - Tak - rzuci� kr�tko. - Jestem z Ministerstwa Kultury i Sztuki i szukam ludzi, kt�rzy dokonali tego odkrycia - powiedzia�em. - Jako urz�dnik pa�stwowy ma pan wi�ksze mo�liwo�ci odnajdywania ludzi ni� ja - odpowiedzia� z nutk� goryczy w g�osie. - Nie chc�, bro� Bo�e, zabiera� im samochodu ani czegokolwiek innego. Prosz� pana o pomoc. M�g�bym dosta� adres od policjant�w z K�trzyna, ale nie chcia�bym dzia�a� tylko po linii s�u�bowej, zra�aj�c do siebie poszukiwaczy - stara�em si� grzecznie wyt�umaczy�. - Tu chodzi o co� bardzo powa�nego! - wyrwa�o si� Zosi. Dziennikarz spojrza� na mnie. Wiedzia�em, co zaraz powie. Mog�em tylko westchn��. - Chce pan dowiedzie� si� od odkrywc�w czego� wi�cej, ni� to, co napisa�em, a jednocze�nie, jak m�oda dama raczy�a powiedzie�, chodzi o co� powa�nego. Pan, jak rozumiem, nie jest zwyk�ym inspektorkiem z ministerstwa. W tej sytuacji proponuj� panu wymian�. Pan dostanie adres, a ja temat na czo��wk�. Spojrza�em na dzieciaki. Szuka�em u nich jakiej� pomocy. Mog�em rzeczywi�cie dosta� adres od policjant�w z K�trzyna, ale to zaj�oby du�o czasu. - Szach, mat, pat - kr�tko okre�li� sytuacj� Jacek. - Dobrze, chyba nie mam wyboru - odrzek�em po chwili wahania. - Doskonale, jedziemy! - rzuci� Olbrzym podnosz�c si� z miejsca. Zdziwi�em si�, �e nie zamierza� pyta� w�a�ciciela wraku, czy mo�e przywie�� kogo�, kto chce obejrze� znalezisko. - Jed�cie za mn�! - rzuci� redaktor, wsiadaj�c do starego modelu forda taunusa. Wyjechali�my z Olsztyna drog� na Butryny. Jechali�my przez pi�kne lasy mieszane. Par� kilometr�w za le�nicz�wk� Zazdro�� �urnalista skr�ci� w las. Dalej jechali�my ju� typow� le�n�, piaskow� drog�. Musia�em uwa�a�, �eby jego ford nagle nie znikn�� mi z oczu w wielkim tumanie kurzu. W pewnym momencie nasza ma�a kawalkada wjecha�a na mostek, kt�ry prowadzi� do wyspy le��cej kilka metr�w od brzegu. Tworzy�a k�p� drzew na �rodku zatoki, zamkni�tej od strony jeziora �cian� trzcin. Ca�y ostr�w porasta�y drzewa li�ciaste, brzozy i klony. Od strony mostku wyspa wznosi�a si� pod niedu�ym k�tem, a droga ko�czy�a si� na podw�rku ko�o budynku z czerwonej ceg�y. Sta�y tutaj te� stodo�a, gara� i ma�a ob�rka. Po drugiej stronie domu wida� by�o wody jeziora. Olbrzym wysiad� z forda i zaprowadzi� nas do stodo�y. Szarpn�� jej wielkie wrota. Na �rodku sta� dodge z wielk� bia�� ameryka�sk� gwiazd� wpisan� w okr�g, wymalowan� na masce p�ci�ar�wki. Widocznie w�a�ciciel pojazdu kupi� go z ameryka�skiego demobilu i w Polsce �wi�ci� triumfy je�d��c na zloty starych samochod�w. Przewodnik zaprowadzi� nas w k�t pomieszczenia i zapali� �wiat�o. Niemiecki kubelwagen by� tym, czym ameryka�ski jeep, czyli najpopularniejszym samochodem terenowym. Z przodu mia� mocno spadzist� mask�, na kt�rej cz�sto umieszczano ko�o zapasowe. Ty� przypomina� ogromne pude�ko o kanciastych kszta�tach. W �rodku mog�o wygodnie siedzie� czterech �o�nierzy. - Jak rozumiem, to pan jest odkrywc� tego auta? - zapyta�em. - Tak, razem z koleg� kiedy� szli�my wzd�u� linii Gi�yckiego Rejonu Umocnionego. Pewnego dnia, tu� po �wicie, gdy s�o�ce �wieci�o tak, �e roz�wietla�o to� wody, zauwa�yli�my jaki� dziwny kszta�t. Przyjechali�my ze znajomym p�etwonurkiem i reszt� ju� wiecie. - Nie by�o zak�adu? Pan sk�ama�? - zapyta�a zdziwiona Zosia. - Zgadza si� - odpowiedzia� jej Olbrzym lekko u�miechaj�c si�. - I to tak mo�na? - dopytywa�a si� dziewczyna. Dziennikarz wzruszy� ramionami. Widzia�em, �e uwa�nie �ledzi� przebieg moich ogl�dzin. Interesowa�o go, czego mog� szuka�. Le��cy przed nami wrak nie mia� ogumienia ani p��ciennego dachu. W kilku miejscach b�yszcza�y resztki szyb w okienkach. Pojazd mia� straszliwe zgnieciony ty�, zw�aszcza w g�rnej cz�ci, a prawy bok by� mocno wgi�ty do �rodka. �Pismak� z uwag� przygl�da� si� moim ogl�dzinom. - Czemu pan napisa� o tym tekst? - zapyta�em nieco zdziwiony. - By�em ciekaw, co b�dzie si� dalej dzia�o, co znaczy tajemniczy szyfr? - Co si� sta�o ze szkieletami? - pyta�em dalej. - Najpierw wzi�a je policja, potem prokurator przes�a� je do zak�adu medycyny s�dowej. W ko�cu ko�ci pochowano na jednym z cmentarzy wojennych. Eksperci stwierdzili, �e zw�oki le�a�y w wodzie od bardzo dawna. Obaj mieli dziury od kul w g�owach i pogruchotane ko�ci z prawej strony. Z tego co wiem, �rednica otworu po kulach w ich czaszkach by�a identyczna jak ta - w tym momencie podszed� do przednich prawych drzwi i w dziur� wetkn�� patyczek. - To, co jest dziwne, to jedyna tego typu dziurka w ca�ym wraku, a szuka�em naprawd� uwa�nie. Przykl�kn��em, przyjrza�em si� otworowi, a potem ca�emu wrakowi. Olbrzym mia� racj�. - To znaczy, �e kto� strzela� zar�wno do kierowcy, jak i do pasa�era. U�y� do tego zaledwie trzech pocisk�w. Musia� by� doskona�ym strzelcem lub strzela� z ma�ej odleg�o�ci - m�wi�em ogl�daj�c z kolei wn�trze pojazdu. Dziennikarz sta� oparty o s�up podtrzymuj�cy strop stodo�y i patrzy� na to, co robi�em. - Brrr... pan tak spokojnie m�wi o czyjej� �mierci - Zosia a� zatrz�s�a si� i wysz�a na dw�r, na s�o�ce. Jacek pod��y� za siostr�. By�em zadowolony, �e tak szybko si� znudzili. Mnie ta historia wci�ga�a coraz bardziej. Opowiedzia�em redaktorowi, co wiem o Franku Belowie. W tym czasie on wyj�� papierosa i zapali� go. - W czasie wojny jedynymi osobami, kt�re mog�y mie� bro� w takiej okolicy, jak Martiany, blisko kwatery Hitlera, byli �o�nierze lub alianccy komandosi. Kto� strzela� do samochodu z bardzo bliska z broni o kalibrze 7,92 milimetra. W gr� wchodz� niemieckie ci�kie karabiny maszynowe, karabinek szturmowy lub FG-42, bro� spadochroniarzy. �Pismak� mia� racj� i du�� wiedz� na temat niemieckiej broni. - Nale�y sobie zada� pytanie, dlaczego samoch�d ma tak pognieciony ty� i prawy bok? - my�la� na g�os m�j rozm�wca. - W jakiej pozycji by�o auto, gdy je znale�li�cie? - spyta�em. - Tak, jakby kierowca normalnie zjecha� z drogi na lewy pas ruchu i stoczy� si� do wody - odpowiedzia� po namy�le. Zaprosi� mnie i dzieciaki do swojego domku. Panowa� tam ba�agan, charakterystyczny dla mieszka� starych kawaler�w. Olbrzym posadzi� nas w kuchni, sk�d widzieli�my jezioro. Zacz�� krz�ta� si� po domu i stwierdzi�, �e ma jedynie kie�bas�, chleb, boczek i musztard�. W takiej sytuacji z ochot� przystali�my na propozycj� gospodarza zjedzenia kolacji z grilla. Wyszli�my na dw�r i usiedli�my na prymitywnych drewnianych �awach nad brzegiem jeziora. Gospodarz rozpali� grilla. Po chwili zajadali�my kie�baski przyprawione mieszank� zi�, natarte czosnkiem, i popijali�my mocn� herbat�. Zapada� zmrok i chcieli�my ju� ucieka� do Olsztyna, �eby przenocowa� na jakim� kempingu. Okaza�o si�, �e �urnalista ma pokoje go�cinne, kt�re wynajmuje znajomym, gdy wyje�d�a na poszukiwania lub w g�ry. Zostali�my u niego. Ludzie kochaj�cy przygody, zagadki i sensacje przesz�o�ci mog� rozmawia� tylko o jednym. Opowiada� nam o zagadkach ziemi mazurskiej i o swoich wspinaczkach g�rskich. M�wi� tak�e o pseudoturystach odwiedzaj�cych Mazury, traktuj�cych ten teren, jak zdobyty na wrogu. �ali� si� na rozw�j budownictwa domk�w letniskowych, kt�re jak plaga szara�czy obsiada�y brzegi jezior. Stawa�y si� miejscami, gdzie przyje�d�a�y gwiazdy kina, a za nimi tabuny bogatych snob�w, chc�cych pokaza� si� w dobrym towarzystwie. Korzysta�y na tym gminne samorz�dy wyprzedaj�c ziemi�, zyskuj�c w ten spos�b dochody do chudych kas samorz�dowych. My odwdzi�czyli�my si� opowie�ciami o poszukiwaniach Bursztynowej Komnaty. Obieca�em, �e jak tylko co� znajd�, to natychmiast przedzwoni� do Olbrzyma. On mia� do��czy� do nas tak szybko, jak szybko redaktor naczelny zwolni go na urlop. - Mam nadziej�, �e w tym domu nie straszy - powiedzia�a Zosia do Olbrzyma id�c do oddanego do jej dyspozycji pokoju. - Nic o tym nie wiem - powiedzia� dziennikarz Dom Olbrzyma by� na tyle du�y, �e ka�de z nas mia�o sw�j pok�j. Mia�em spa� w salonie, gdzie dopala� si� ogie� w kominku. Za pozwoleniem gospodarza mog�em jeszcze przed snem skorzysta� z jego sprz�tu i imponuj�cej kolekcji p�yt kompaktowych. R�wnie� Olbrzym siedzia� w swoim gabinecie do p�na. S�dz�c po odg�osach walenia po klawiaturze albo pisa� ksi��k�, albo rozbija� jaki� pu�k niemiecki w kolejnej grze komputerowej. Smacznie spa�em, gdy na ramieniu poczu�em czyj�� zimn� d�o�. �A jednak straszy!� - pomy�la�em. Na szcz�cie to by�a Zosia. - Wujku, kto� jest na podw�rzu - powiedzia�a szeptem. Wyjrza�em przez szpar� w okiennicach na podw�rko. W stodole wida� by�o blask latarki. - Kto� ogl�da znalezisko - stwierdzi�a Zosia. - Obud� Jacka i Olbrzyma - mrukn��em. Szybko wykona�a w ty� zwrot. Po chwili podszed� do mnie Olbrzym, a po nim zaspany Jacek. - Ja i Jacek zajdziemy stodo�� od strony jeziora, a wy od podw�rza - zadecydowa� Olbrzym. Tak te� zrobili�my. W stodole wida� by�o dwie zamaskowane postacie grzebi�ce przy rozbitym aucie. - Dobra, z�odzieje! - krzykn�� Olbrzym. - Wy�azi� z �apkami w g�rze. Jednak nieproszeni go�cie ani my�leli pos�ucha� rozkazu. Zgasili swoje latarki i ruszyli w stron� Zosi i mnie. Szczuplejszy z napastnik�w wyj�� pistolet i wycelowa� w Zosi�. Rzuci�em si� na dziewczyn� i pchn��em j�, �eby zesz�a z linii strza�u. Ten moment wykorzystali z�odzieje i uciekli. - Jasny gwint! - mrukn�� Olbrzym, gdy mu opowiedzia�em co si� sta�o. - Rano obejrzymy �lady tych ptaszk�w - doda�. Skoro �wit ruszyli�my na podw�rko, jednak nie znale�li�my �adnych �lad�w bytno�ci tajemniczych go�ci. Przy �niadaniu rozmawiali�my o naszych planach na najbli�sze dni. Dziennikarz pokaza� na mapie dok�adne miejsce swojego odkrycia. Przy pomocy komputera wydrukowa� kolorow� map� okolic Martian z naniesionymi na ni� miejscami, gdzie sta�y bunkry. Male�kie strza�ki wskazywa�y, w kt�r� stron� mia�y skierowane strzelnice. Dok�adnie pokazane te� by�o miejsce, gdzie spoczywa�y szcz�tki niemieckiego samochodu. Podzi�kowa�em mu, szybko ruszyli�my z Olsztyna w stron� Mr�gowa, a potem K�trzyna. Gdy przeje�d�ali�my przez Sorkwity, zadzwoni� telefon. - Cze��, to ja! - us�yszeli�my tubalny g�os naszego nowego znajomego. - Czy ty, Pawe�, masz koleg� w ministerstwie, kt�ry ma to samo zadanie co ty? Pytanie wyda�o mi si� do�� dziwne. - Ale� sk�d, nic o tym nie wiem! - odpowiedzia�em szybko. - Rozumiesz, by� w redakcji cz�owiek z urodziw� kobiet�, kt�ry podawa� si� za ciebie i przyjecha� alfa romeo o numerach... - tutaj poda� numery samochodu Jerzego Batury. Zamar�em z oburzenia. Widzia�em, �e Zosia i Jacek zdecydowanie otworzyli oczy i s�uchali bardzo uwa�nie. - Nie by�o mnie w redakcji, wi�c niczego si� nie dowiedzia� - relacjonowa� �urnalista. - Nast�pnym