8029
Szczegóły |
Tytuł |
8029 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
8029 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 8029 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
8029 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Connie Willis
Ksi�ga S�du Ostatecznego
Przek�ad: Arkadiusz Nakoniecznik
Doomsday Book
Data wydania oryginalnego - 1992
Data wydania polskiego - 1996
Laurze i Cordelii;
Ka�da z Was jest moj� Kivrin.
Podzi�kowania
Serdecznie dzi�kuj� Panu kierownikowi Jamiemu LaRue oraz ca�emu Personelowi
Biblioteki Publicznej w Greeley za nieocenion� pomoc.
Pragn� tak�e wyrazi� ogromn� wdzi�czno�� Sheil i Kelly�emu, Frazierowi i Cee, a
zw�aszcza Marcie - moim najdro�szym przyjacio�om.
Po to, by rzeczy, o kt�rych winni�my pami�ta�, nie zagin�y w otch�aniach czasu
i nie
ulecia�y z pami�ci tych, co przyjd� po nas, ja, kt�ry widzia�em tyle nieszcz��
w �wiecie
op�tanym przez Z�ego, i kt�ry sam ma�o nie umar�em, czekaj�c na przyj�cie
�mierci, opisa�em
wszystko, czego by�em �wiadkiem.
Po to, by dzie�o nie umar�o wraz z tw�rc�, a trud nie zosta� zapomniany z chwil�
jego
poniechania, zostawiam do�� pergaminu dla tego, kto chcia�by kontynuowa� moj�
prac�,
rzecz jasna, je�li ktokolwiek z ludzi przetrwa t� okropn� zaraz� i zechce wzi��
pi�ro do r�ki,
by doko�czy� to, co ja rozpocz��em.
Brat John Clyn 1349
CZʌ� 1
Rzecz� najpotrzebniejsz� dzwonnikowi nie jest wcale si�a, lecz wyczucie czasu
(...) Te
dwie my�li powinny stale go�ci� w twej pami�ci: dzwony i czas... dzwony i
czas...
Ronald Blythe
Akenfield
1.
Kiedy tylko Dunworthy otworzy� drzwi laboratorium, okulary natychmiast zasz�y mu
par�. Zdj�� je pospiesznie i mru��c oczy spojrza� na Mary.
- Sp�ni�em si�? - zapyta�.
- Zamknij drzwi - odpar�a. - S�ysz� tylko te okropne kol�dy.
Dunworthy pos�usznie zamkn�� drzwi, lecz mimo to z dziedzi�ca nadal dobiega�y
d�wi�ki �P�jd�my wszyscy do stajenki�.
- Sp�ni�em si�? - zapyta� powt�rnie.
Mary pokr�ci�a g�ow�.
- Omin�a ci� tylko przemowa Gilchrista. - Odchyli�a si� do ty�u wraz z
krzes�em,
dzi�ki czemu Dunworthy m�g� przecisn�� si� ko�o niej i stan�� w g��bi
niewielkiego
pomieszczenia obserwacyjnego. Na drugim krze�le le�a�y jej p�aszcz i gruby
we�niany beret
oraz torba ze �wi�tecznymi prezentami. Siwe w�osy Mary by�y w nie�adzie, jakby
zaraz po
zdj�ciu beretu zmierzwi�a je niecierpliwym ruchem r�ki. - Bardzo d�uga przemowa
o
dziewiczej podr�y w czasie zorganizowanej przez sekcj� �redniowiecza oraz o
tym, �e
college Brasenose wreszcie zajmie nale�ne mu miejsce, l�ni�c niczym szlachetny
klejnot w
koronie Nauki. Czy ci�gle pada?
- Tak - odpar�, wycieraj�c szalikiem okulary w drucianej oprawce, po czym
starannie
umie�ci� je na nosie i zbli�y� si� do szklanej �ciany odgradzaj�cej ich od
laboratorium.
Po�rodku pomieszczenia le�a� cz�ciowo rozbity w�z otoczony porozrzucanymi
kuframi i
drewnianymi skrzyniami. W g�rze, podobne do p�prze�roczystych spadochron�w,
wisia�y
ochronne ekrany.
Przy jednym z kufr�w sta� Latimer, opiekun naukowy Kivrin. Sprawia� wra�enie
jeszcze starszego i mniej pewnego siebie ni� zazwyczaj. Montoya, ubrana w d�insy
oraz
wojskow� kurtk�, zaj�a miejsce obok konsolety; co chwila zerka�a niecierpliwie
na zegarek.
Przy g��wnym pulpicie siedzia� Badri, kt�ry wystukiwa� co� na klawiaturze,
spogl�daj�c ze
zmarszczonymi brwiami na ekrany monitor�w.
- Gdzie Kivrin? - zapyta� Dunworthy.
- Jeszcze jej nie widzia�am - poinformowa�a go Mary. - My�l�, �e spokojnie
mo�esz
usi���. Przeskok jest wyznaczony na samo po�udnie, ale szczerze m�wi�c w�tpi�,
czy zd���
ze wszystkim, szczeg�lnie je�li Gilchristowi przyjdzie do g�owy wyg�osi� jeszcze
jedno
przem�wienie. - Przewiesi�a p�aszcz przez oparcie krzes�a i zestawi�a na pod�og�
torb� z
pakunkami. - Wola�abym, �eby nie grzebali si� przez ca�y dzie�, bo o trzeciej
przyje�d�a m�j
wnuk Colin. To znaczy, jest wnukiem mojej siostry, ale do mnie te� m�wi
�babciu�. Mam go
odebra� na stacji metra. - Si�gn�a do torby. - Moja siostrzenica Deirdre
wyjecha�a na �wi�ta
do Kentu i poprosi�a, �ebym si� nim zaj�a. Mam nadziej�, �e przez ten czas
przestanie cho�
na chwil� pada� - ci�gn�a, zawzi�cie grzebi�c w torbie. - Colin ma dwana�cie
lat i jest
bardzo bystrym ch�opcem, cho� jego s�ownictwo pozostawia nieco do �yczenia.
Obecnie
wszystko jest dla niego albo �wdechowe� albo �apokaliptyczne�. W dodatku Deirdre
pozwala
mu je�� stanowczo za du�o s�odyczy. - Wreszcie wydoby�a z torby w�skie pude�ko w
czerwonozielone pasy. - Mam to dla niego na Gwiazdk�. Chcia�am kupi� co�
jeszcze, ale
zacz�o la� jak z cebra, a poza tym nie jestem w stanie zbyt d�ugo wytrzyma�
tych okropnych
kol�d, kt�re nadaj� bez przerwy przez g�o�niki na High Street. - Otworzy�a
pude�ko. - Nie
mam poj�cia w co teraz ubieraj� si� dwunastoletni ch�opcy, ale przypuszczam, �e
szaliki s�
ponadczasowe. Co o tym my�lisz, James?... James?
Dunworthy drgn�� raptownie i odwr�ci� si� od szyby.
- Prosz�?
- Powiedzia�am, �e moim zdaniem szalik to znakomity prezent gwiazdkowy dla
ch�opca, nie s�dzisz?
Spojrza� na g�adki buroszary szalik, kt�ry Mary wyj�a z pude�ka i pokazywa�a mu
z
nie skrywan� dum�. Kiedy by� ch�opcem w wieku Colina - od tego czasu min�o ju�
prawie
p� wieku - wynajdywa� najprzer�niejsze preteksty, �eby tylko nie za�o�y�
czego� takiego na
szyj�.
- Tak, oczywi�cie - mrukn��, po czym odwr�ci� si� z powrotem w kierunku
laboratorium.
- O co chodzi, James? Czy co� si� sta�o?
Latimer podni�s� z pod�ogi ma�� szkatu�k� z metalowymi okuciami, po czym
rozejrza�
si� niepewnie doko�a, jakby zapomnia�, co zamierza� z ni� zrobi�. Montoya
ponownie
zerkn�a ze zniecierpliwieniem na zegarek.
- Gdzie jest Gilchrist? - zapyta� Dunworthy.
- Poszed� tam - odpar�a Mary, wskazuj�c drzwi w przeciwleg�ej �cianie
pomieszczenia. - Najpierw przemawia� na temat miejsca sekcji �redniowiecza w
historii,
troch� pogada� z Kivrin, przygl�da� si�, jak technik przeprowadza testy, po czym
zabra� ze
sob� Kivrin i znikn�� za tymi drzwiami. Przypuszczam, �e stara si� przygotowa�
j� do
przeskoku.
- Przygotowa� do przeskoku... - mrukn�� Dunworthy.
- James, usi�d� tu wreszcie i powiedz, o co chodzi - za��da�a stanowczo,
chowaj�c do
torby pude�ko z szalikiem. - Przede wszystkim: gdzie si� podziewa�e�? My�la�am,
�e zjawisz
si� tu przede mn�. B�d� co b�d�, Kivrin jest twoj� ulubion� studentk�.
- Pr�bowa�em si� skontaktowa� z dziekanem Wydzia�u Historycznego - odpar�
Dunworthy, spogl�daj�c przez szyb� na monitory i wska�niki zainstalowane na
g��wnym
pulpicie kontrolnym.
- Z Basingamem? Wydawa�o mi si�, �e wyjecha� na ferie?
- Owszem, a Gilchrist tak wszystko urz�dzi�, �e na czas nieobecno�ci dziekana
zosta�
jego zast�pc� i na w�asn� r�k� podj�� decyzj� o rozpocz�ciu bada� nad
�redniowieczem
metod� podr�y w czasie. Nie konsultuj�c si� z nikim, zmieni� klasyfikacj�
prawie
wszystkich epok. Wiesz jak� kategori� nada� XIV wiekowi? Sz�st�. Sz�st�,
wyobra�asz
sobie?! Basingame nigdy by na to nie pozwoli�, ale wyjecha� nie wiadomo dok�d. -
Spojrza� z
nadziej� na kobiet�. - A mo�e ty wiesz, gdzie on si� podziewa?
- Niestety nie. Wydaje mi si�, �e gdzie� w Szkocji.
- Gdzie� w Szkocji! - powt�rzy� z gorycz�. - A tymczasem Gilchrist wysy�a Kivrin
do
stulecia, kt�re ma kategori� dziesi�t�, w kt�rym panowa�y skrofu�y, d�uma, i w
kt�rym
spalono na stosie Joann� d�Arc! - Spojrza� na Badriego m�wi�cego co� cicho do
mikrofonu. -
Powiedzia�a�, �e Badri przeprowadza� testy. Jakie? Sprawdzi� koordynaty?
Przeprowadzi�
symulacj�?
- Nie wiem. - Machn�a r�k� w kierunku ekran�w, na kt�rych migota�y zmieniaj�ce
si� w szybkim tempie kolumny liczb, tabele i wykresy. - Jestem tylko lekarzem.
Wydawa�o
mi si�, �e to s� testy, ale nie pytaj mnie jakie, bo zupe�nie si� na tym nie
znani. On jest z
Balliol, prawda?
Dunworthy skin�� g�ow�.
- Najlepszy technik, jakiego mamy. - Przez chwil� w milczeniu obserwowa�
Badriego,
kt�ry wystukiwa� co� na klawiaturze nie spuszczaj�c wzroku z monitor�w. -
Wszyscy
technicy z New College wyjechali na ferie. Gilchrist zamierza� wzi��
praktykanta, kt�ry
jeszcze nigdy nie obs�ugiwa� przeskoku z udzia�em cz�owieka. Wyobra�asz sobie?
Praktykanta! Z trudem nam�wi�em go, �eby �ci�gn�� Badriego. Je�li ju� si� upar�,
�eby to
zrobi�, niech przynajmniej zajm� si� tym prawdziwi fachowcy.
Badri zmarszczy� brwi, wyj�� z kieszeni �wiat�omierz, wsta� z fotela i ruszy� w
kierunku wozu.
- Badri! - zawo�a� Dunworthy.
Technik nie zareagowa�. Kontroluj�c wskazania �wiat�omierza, chodzi� mi�dzy
porozrzucanymi skrzyniami i kuframi, by wreszcie schyli� si� i przesun�� jedn� z
nich nieco
w lewo.
- Nie s�yszy ci� - powiedzia�a Mary.
- Badri! Musz� z panem porozmawia�!
Mary podnios�a si� z krzes�a.
- On ci� nie s�yszy, James - powt�rzy�a. - Ta szyba jest d�wi�koszczelna.
Badri powiedzia� co� do Latimera, kt�ry wci�� trzyma� w r�kach szkatu�k� z
metalowymi okuciami, po czym zabra� mu j� i postawi� z powrotem w miejscu, w
kt�rym na
pod�odze znajdowa� si� narysowany kred� znak. Latimer sprawia� wra�enie zupe�nie
zdezorientowanego.
Dunworthy rozejrza� si� w poszukiwaniu mikrofonu, lecz nigdzie nie m�g� go
dostrzec.
- W jaki spos�b mog�a� wys�ucha� przemowy Gilchrista?
- Nacisn�� jaki� guzik - odpar�a, wskazuj�c tablic� z licznymi przyciskami na
jednej ze
�cian laboratorium.
Badri wr�ci� za konsolet� i znowu zacz�� m�wi� do mikrofonu. Ekrany ochronne
opu�ci�y si� na chwil�, po czym, na polecenie technika, pow�drowa�y z powrotem w
g�r�.
- Poprosi�em go, �eby sprawdzi� wszystko od A do Z: funkcjonowanie sieci,
obliczenia tego praktykanta, koordynaty, dos�ownie wszystko... Obieca� mi, �e
je�li znajdzie
jak�kolwiek niedok�adno��, nie dopu�ci do przeskoku, bez wzgl�du na to, co powie
Gilchrist.
- Chyba nie przypuszczasz, �e Gilchrist �wiadomie nara�a�by Kivrin na
niebezpiecze�stwo? - zaprotestowa�a Mary. - Zapewni� mnie, �e przedsi�wzi��
wszelkie
mo�liwe �rodki ostro�no�ci...
- Dobre sobie! - parskn�� Dunworthy. - Wszelkie mo�liwe �rodki ostro�no�ci!
Nawet
nie sprawdzi� parametr�w i nie pofatygowa� si�, �eby przeprowadzi� cho�by
najprostsz�
symulacj�! Zanim wys�ali�my cz�owieka w XX wiek, przez dwa lata
eksperymentowali�my
ze zdalnie sterowanymi sondami. On nie wys�a� ani jednej. Badri powiedzia� mu,
�e przeskok
powinien zosta� odwo�any, a on tylko przesun�� go o dwa dni! Ten cz�owiek jest
po prostu
niekompetentny.
- Ale w swoim przem�wieniu wyja�ni�, dlaczego przeskoku nale�y dokona� w�a�nie
dzisiaj. Powiedzia�, �e w XIV wieku ludzie nie przywi�zywali wi�kszej wagi do
dat, z
wyj�tkiem okresu siewu i �niw, a tak�e �wi�t ko�cielnych. Wed�ug niego najwi�cej
r�nych
�wi�t przypada�o w okresie Bo�ego Narodzenia, wi�c sekcja �redniowiecza
postanowi�a
wys�a� Kivrin akurat teraz, bo w Adwencie dziewczynie b�dzie �atwo ustali�
po�o�enie
czasowe i tak wszystko zorganizowa�, �eby dwudziestego �smego grudnia wr�ci� na
miejsce
przeskoku.
- Decyzja, �eby wys�a� j� teraz, mimo �e operacja nie jest w�a�ciwie
przygotowana,
nie ma nic wsp�lnego z Adwentem ani Bo�ym Narodzeniem - odpar� Dunworthy. Przez
ca�y
czas obserwowa� Badriego, kt�ry znowu zmarszczy� brwi i stuka� jednym palcem w
klawiatur�. - M�g� wyznaczy� now� dat� na nast�pny tydzie� i odebra� j� na
przyk�ad w
Trzech Kr�li. M�g� przez p� roku wysy�a� bezza�ogowe sondy, a potem wpu�ci� j�
w p�tl�,
co by�oby najbezpieczniejsze. Prawda przedstawia si� w ten spos�b, �e wysy�aj�
w�a�nie
teraz, poniewa� nie ma Basingame�a, kt�ry m�g�by go powstrzyma�.
- Wiesz co? - mrukn�a Mary. - Ja te� odnios�am wra�enie, �e bardzo mu si�
spieszy.
A� podskoczy�, kiedy mu powiedzia�am, ile czasu Kivrin powinna sp�dzi� w
klinice.
Musia�am kilka razy powtarza�, �e szczepionki nie dzia�aj� od razu i �e trzeba
upewni� si�,
czy organizm nabra� ju� wystarczaj�cej odporno�ci.
- Powr�t dwudziestego �smego grudnia... - powiedzia� z gorycz� Dunworthy. -
Wiesz,
co to za �wi�to? Dzie� M�odziank�w obchodzony na pami�tk� rzezi niewini�tek
dokonanej
przez Heroda. Bior�c pod uwag� spos�b, w jaki jest przeprowadzana ta operacja,
trudno
uzna� to za dobry omen.
- Czemu wi�c nie interweniujesz i nie zabronisz Kivrin uczestniczy� w
eksperymencie? Przecie� jeste� jej opiekunem naukowym.
- Niestety nie - odpar�. - Kivrin studiuje w college�u Brasenose, a jej
opiekunem jest
Latimer. - Wskaza� ruchem g�owy siwow�osego m�czyzn�, kt�ry znowu podni�s�
szkatu�k� z
pod�ogi i przygl�da� si� jej z roztargnieniem. - U nas, w Balliol, zjawi�a si�
nieoficjalnie.
Poprosi�a mnie o pomoc w przygotowaniach, a ja od razu powiedzia�em jej, �e
powinna si�
wycofa�.
Kivrin przysz�a do niego, kiedy by�a jeszcze na pierwszym roku.
- Chc� na w�asne oczy zobaczy� �redniowiecze - o�wiadczy�a.
Mia�a niespe�na metr pi��dziesi�t wzrostu i jasne w�osy splecione w warkocze.
Wygl�da�a tak m�odo, �e zawaha�by si�, czy pozwoli� jej samodzielnie przej��
przez jezdni�.
- Zapomnij o tym - odpar�. To by� jego pierwszy b��d. Powinien odes�a� j� z
powrotem do sekcji �redniowiecza, �eby porozmawia�a o tym ze swoim opiekunem
naukowym. - �redniowiecze jest zamkni�te. Dosta�o dziesi�t� kategori�.
Od razu mia� okazj� przekona� si�, jak bardzo jest uparta.
- Kategoria dotyczy ca�ej epoki, a pan Gilchrist twierdzi, �e nadano j� zbyt
pochopnie.
Gdyby przeprowadzi� analiz� rok po roku, okaza�oby si�, �e niekt�re okresy s�
ca�kiem
bezpieczne. Przy nadawaniu kategorii kierowano si� mi�dzy innymi danymi
dotycz�cymi
�miertelno�ci, kt�ra rzeczywi�cie by�a do�� wysoka, ale przede wszystkim z
powodu
niedo�ywienia i braku opieki medycznej. Historyk zaszczepiony przeciwko
grasuj�cym wtedy
chorobom nie musia�by si� niczego obawia�. Pan Gilchrist zamierza zwr�ci� si� do
Rady
Wydzia�u z pro�b� o dokonanie ponownej oceny i otwarcie przynajmniej cz�ci XIV
wieku.
- Jako� nie mog� sobie wyobrazi� Rady Wydzia�u Historycznego otwieraj�cej wiek,
w
kt�rym nie tylko grasowa�a Czarna �mier�, ale tak�e trwa�a w najlepsze Wojna
Stuletnia -
odpar� Dunworthy.
- Mimo wszystko mog� to zrobi�, a kiedy tak si� stanie, natychmiast zg�osz� si�
na
ochotnika.
- Nic z tego nie b�dzie - stwierdzi� stanowczo. - Cho�by dlatego, �e na pewno
nie
wy�l� kobiety. W czternastym wieku nie spotyka�o si� samotnie podr�uj�cych
kobiet. Tylko
te z najni�szych klas spo�ecznych wyrusza�y czasem w drog� bez opieki, ale
stawa�y si�
�atwym �upem ka�dego zwierz�cia lub rzezimieszka. Te wywodz�ce si� ze szlachty,
a nawet
nale��ce do powstaj�cej wtedy klasy �redniej, przebywa�y zawsze w towarzystwie
ojc�w,
m��w albo s�u��cych, lub wszystkich naraz. Poza tym, nawet je�li na chwil�
zapomnimy, �e
jeste� kobiet�, to przecie� nie sko�czy�a� jeszcze studi�w. W �redniowieczu
czyha zbyt wiele
niebezpiecze�stw, �eby posy�a� tam kogo� bez �adnego do�wiadczenia.
- Wcale nie jest tam niebezpieczniej ni� w dwudziestym wieku - zaprotestowa�a
dziewczyna. - Prosz� tylko pomy�le� o gazie musztardowym, karambolach i nalotach
dywanowych. Przynajmniej nikt nie zrzuci mi na g�ow� bomby atomowej. A sk�d
wzi��
do�wiadczonych specjalist�w od �redniowiecza? Nikt tam przecie� nie by�, a
pa�scy
fachowcy od XX wieku nie maj� poj�cia o tamtym okresie. Nikt nie ma poj�cia. Nie
zachowa�y si� prawie �adne dokumenty, z wyj�tkiem rejestr�w parafialnych i ksi�g
podatkowych, wi�c nie bardzo wiemy, jak �yli ludzie w tamtych czasach. W�a�nie
dlatego
chc� zobaczy� to na w�asne oczy. Pomo�e mi pan?
- Obawiam si�, �e b�dziesz musia�a porozmawia� z kim� z sekcji �redniowiecza -
powiedzia� wreszcie, ale by�o ju� za p�no.
- Ju� z nimi rozmawia�am. Oni te� nic nie wiedz� - to znaczy nic praktycznego.
Pan
Latimer uczy mnie staroangielskiego koncentruj�c si� na fleksji przymiotnikowej
i
hipotetycznych zmianach miejsc artykulacji g�osek, ale jeszcze nie mia�am okazji
powiedzie�
nawet jednego s�owa. Musz� zna� ich j�zyk i obyczaje - ci�gn�a, opar�szy si�
obiema r�kami
na biurku Dunworthy�ego. - Czy pan wie, �e oni nie mieli talerzy? U�ywali
p�askich
bochenk�w chleba zwanych manchets, kt�re zjadali po posi�ku. Potrzebuj� kogo�,
kto opowie
mi o takich szczeg�ach, �ebym nie pope�nia�a b��d�w.
- Jestem specjalist� od dwudziestego wieku, nie od �redniowiecza! -
zaprotestowa�. -
Ostatni raz czyta�em co� na ten temat chyba ze czterdzie�ci lat temu!
- Ale pan wie, co powinnam wiedzie�. Wystarczy, �e zasygnalizuje mi pan problem,
a
ja ju� sama znajd� wszystko na ten temat.
- Dlaczego nie zwr�cisz si� do Gilchrista? - zapyta�, cho� w g��bi duszy uwa�a�,
�e
tamten jest zarozumia�ym g�upcem.
- Pan Gilchrist po�wi�ca ca�� energi� walce o przeklasyfikowanie epoki i nie ma
czasu
na nic wi�cej.
Co mu przyjdzie z przeklasyfikowania epoki, je�li nie b�dzie mia� nikogo, kogo
m�g�by tam pos�a�? - pomy�la� Dunworthy, g�o�no za� zapyta�:
- A ta Amerykanka, Montoya? Zdaje si�, �e prowadzi prace wykopaliskowe w pobli�u
Witney. Powinna sporo wiedzie� na ten temat.
- Ona te� nie ma czasu, bo bez przerwy szuka ludzi do pomocy. Sam pan widzi: s�
zupe�nie bezu�yteczni. Tylko pan mo�e mi pom�c.
Powinien wtedy powiedzie�: �Jednak to oni s� wyk�adowcami w college�u Brasenose,
nie ja�, ale da� si� ponie�� z�o�liwej satysfakcji spowodowanej faktem, �e oto
znalaz�o
potwierdzenie jego g��boko skrywane przekonanie, i� Latimera ju� tylko niewielki
krok dzieli
od ca�kowitej demencji, a Montoya wi�cej czasu po�wi�ca swoim frustracjom ni�
autentycznej pracy naukowej oraz �e Gilchrist nie jest w stanie samodzielnie
wykszta�ci�
dobrego historyka. Uzna�, i� oto nadarza si� znakomita okazja, aby utrze� nosa
sekcji
�redniowiecza i pokaza� im, jak powinno si� to robi�.
- Wyposa�ymy ci� w elektronicznego t�umacza, ale opr�cz staroangielskiego musisz
pozna� tak�e ko�cieln� �acin�, norma�ski i staroniemiecki.
Kivrin natychmiast wyj�a z kieszeni kartk� i o��wek, i zacz�a pilnie notowa�.
- B�d� ci potrzebne praktyczne umiej�tno�ci takie jak dojenie krowy, zbieranie
jaj,
uprawianie ogr�dka - wylicza�, zginaj�c palce najpierw prawej, potem lewej r�ki.
- Musisz
zapu�ci� d�u�sze w�osy, nauczy� si� je�dzi� konno, szy�, cerowa�, tka� i prz���,
nie na
ko�owrotku, ale za pomoc� wrzeciona. W tamtych czasach nie by�o jeszcze
ko�owrotka. -
Nagle oprzytomnia�, u�wiadomiwszy sobie, �e da� si� wci�gn�� w pu�apk�. -
Zdajesz sobie
spraw�, co to oznacza? - zapyta�.
Kivrin siedzia�a z pochylon� g�ow�, zapisuj�c ka�de jego s�owo. Jej jasne
warkocze
ko�ysa�y si� w rytmie porusze� g�owy.
- Czy zdajesz sobie spraw�, �e musisz nauczy� si� opatrywa� rany i wrzody,
musisz
wiedzie�, jak przygotowa� do pogrzebu cia�o dziecka, jak w�asnor�cznie wykopa�
gr�b?
Niezale�nie od tego, co wymy�li Gilchrist, �miertelno�� nadal b�dzie warta
pe�nej dziesi�tki.
W XIV wieku przeci�tna d�ugo�� �ycia wynosi�a trzydzie�ci osiem lat. Cz�ciej
ni� z �ywymi
lud�mi b�dziesz mia�a do czynienia z trupami. Widzia�a� ju� kiedy� nieboszczyka?
O��wek znieruchomia� nad papierem, a Kivrin podnios�a g�ow� i z powag� spojrza�a
mu prosto w oczy.
- Gdzie mog� zacz�� si� oswaja�? - zapyta�a. - W kostnicy? Czy lepiej zwr�ci�
si� do
doktor Ahrens z kliniki?
- Powiedzia�em jej, �e nie mo�e tego zrobi� - wyszepta� Dunworthy, wpatruj�c si�
przed siebie niewidz�cym spojrzeniem. - Ale ona nie chcia�a mnie s�ucha�...
- Mnie tak�e - zawt�rowa�a mu Mary.
Dunworthy usiad� obok niej na krze�le. Deszcz i gonitwa za Basingamem sprawi�y,
�e
odezwa� si� jego artretyzm. Dopiero teraz zorientowa� si�, i� wci�� ma na sobie
palto;
�ci�gn�� je z trudem, po czym zdj�� szalik, kt�ry mia� zawi�zany wok� szyi.
- Chcia�am skauteryzowa� jej �luz�wk� w nosie. T�umaczy�am, �e nie jest
przyzwyczajona do zapach�w, a raczej do smrodu, jaki przypuszczalnie tam panuje.
Odchody, psuj�ca si� �ywno��, nie myte cia�a... T�umaczy�am jej, �e je�li da po
sobie pozna�
obrzydzenie, mo�e napyta� sobie biedy, a nawet je�eli zapanuje nad odruchami
warunkowymi, to mog� chwyci� j� md�o�ci, a wtedy trudno racjonalnie my�le� i
sprawnie
funkcjonowa�.
- Ale ona nie chcia�a ci� s�ucha� - powt�rzy� jak echo Dunworthy.
- W�a�nie.
- Ja z kolei stara�em si� jej wyja�ni�, �e w �redniowieczu czyha na ni� mn�stwo
niebezpiecze�stw oraz �e Gilchrist nie przedsi�wzi�� wystarczaj�cych �rodk�w
ostro�no�ci.
Powiedzia�a mi, �e przesadzam.
- Kto wie, mo�e ma racj�? - mrukn�a Mary. - B�d� co b�d�, przeskokiem kieruje
nie
Gilchrist tylko Badri. W razie najmniejszych w�tpliwo�ci z pewno�ci� przerwie
operacj�.
- To prawda.
Badri wci�� stuka� jednym palcem w klawiatur�, wpatruj�c si� z uwag� w monitory.
By� nie tylko najlepszym technikiem w college�u Balliol, ale tak�e na ca�ym
Uniwersytecie.
Mia� na koncie mn�stwo nienagannie przeprowadzonych przeskok�w.
- Poza tym Kivrin jest znakomicie przygotowana - ci�gn�a Mary. - Nauczy�e� j�
wszystkiego, czego mog�e�, ja przez ca�y miniony miesi�c zajmowa�am si� jej
stanem
fizycznym. Zosta�a zaszczepiona przeciwko cholerze, tyfusowi oraz wszystkim
chorobom
znanym w 1320 roku - nawiasem m�wi�c nie zalicza si� do niej Czarna �mier�,
kt�ra tak
bardzo ci� niepokoi, poniewa� do Anglii zaraza dotar�a dopiero w 1348 roku, a
wi�c
dwadzie�cia osiem lat p�niej - usun�am jej wyrostek robaczkowy i wzmocni�am
uk�ad
odporno�ciowy. Zaaplikowa�am mn�stwo �rodk�w przeciwwirusowych i nauczy�am
podstaw
medycyny �redniowiecznej. Z w�asnej, nieprzymuszonej woli przyswoi�a sobie
podstawy
zio�olecznictwa...
- Wiem, wiem - przerwa� jej Dunworthy. M�g�by jeszcze d�ugo ci�gn�� wyliczank�.
Rok temu Kivrin po�wi�ci�a niemal ca�e ferie �wi�teczne na nauk� �aci�skiej
liturgii, tkania i
wyszywania, on za� podsuwa� jej materia�y dotycz�ce ka�dej dziedziny wiedzy,
kt�ra (jego
zdaniem) mog�a okaza� si� przydatna w XIV wieku, ale przecie� to wszystko by�o
za ma�o,
by uchroni� j� przed stratowaniem przez konia lub zgwa�ceniem przez pijanego
rycerza
wracaj�cego do domu z kolejnej wyprawy krzy�owej. W 1320 roku wci�� jeszcze
palono
ludzi na stosach. Na to nic nie poradzi �adna szczepionka. Co b�dzie, je�eli
kto� zobaczy j� w
trakcie przeskoku i uzna za czarownic�?
Ponownie spojrza� przez szyb�. Latimer wreszcie odstawi� szkatu�k� na miejsce,
Montoya znowu zerkn�a na zegarek, technik ze zmarszczonymi brwiami stuka� w
klawiatur�.
- Powinienem odm�wi� jej pomocy - powiedzia�. - Zgodzi�em si� tylko po to, �eby
udowodni� Gilchristowi jego brak kompetencji.
- Bzdura. Zgodzi�e� si� ze wzgl�du na ni�. Jest taka sama jak ty: bystra,
zaradna i
zdecydowana.
- Ale ja nigdy nie by�em tak uparty!
- Oczywi�cie, �e by�e�. Doskonale pami�tam jak kiedy� niewiele brakowa�o, �eby�
przeni�s� si� do Londynu akurat w trakcie najci�szych bombardowa�. Innym razem,
do
sp�ki z pewnym bibliotekarzem...
Drzwi otworzy�y si� raptownie i do laboratorium weszli Kivrin oraz Gilchrist. Po
to,
by przej�� nad porozrzucanymi pakunkami, dziewczyna musia�a nieco unie�� d�ug�
sukni�.
Mia�a na sobie ten sam p�aszcz podszywany kr�liczym futrem i jasnoniebiesk�,
suto
marszczon� sukni� z r�cznie tkanego materia�u, kt�re pokaza�a mu wczoraj. Suknia
przypomina�a koc, kt�ry kto� zarzuci� jej na ramiona, r�kawy za� by�y tak
d�ugie, �e
zas�ania�y d�onie. D�ugie jasne w�osy, zwi�zane z ty�u wst��k�, si�ga�y do
po�owy plec�w.
Wci�� nie wygl�da�a na wystarczaj�co doros��, �eby samodzielnie przej�� na drug�
stron�
ulicy.
Dunworthy poderwa� si� z krzes�a i stan�� przy szybie, got�w zapuka�, kiedy
tylko
dziewczyna spojrzy w jego kierunku, ona jednak zatrzyma�a si� w�r�d
porozrzucanych
baga�y, pochyli�a g�ow�, przez chwil� wpatrywa�a si� uwa�nie w pod�og�, po czym
zrobi�a
p� kroku naprz�d i znieruchomia�a w wyznaczonym miejscu.
Gilchrist podszed� do Badriego, zamieni� z nim kilka s��w, wzi�� do r�k le��c�
na
konsolecie tabliczk� i zacz�� co� na niej zaznacza� szybkimi ruchami pi�ra
�wietlnego.
Kivrin zwr�ci�a si� do Gilchrista, wskazuj�c na le��c� na pod�odze szkatu�k� z
metalowymi okuciami. Montoya ze zniecierpliwieniem wzruszy�a ramionami, podesz�a
do
dziewczyny i pokr�ci�a g�ow�. Kivrin przem�wi�a ponownie, tym razem bardziej
zdecydowanie; Montoya ukl�k�a, podnios�a szkatu�k� i po�o�y�a j� nieco bli�ej
wozu.
Gilchrist odhaczy� kolejn� pozycj� na li�cie. Powiedzia� kilka s��w do Latimera,
kt�ry
poda� mu p�askie metalowe pude�ko. Gilchrist spojrza� na dziewczyn� i skin��
g�ow�, ona za�
z�o�y�a r�ce, pochyli�a g�ow�, a nast�pnie zacz�a co� szepta�.
- Powtarza jak�� modlitw�? - zapyta� Dunworthy. - Bardzo s�usznie, bo co� mi si�
wydaje, �e przy tym przeskoku mo�e liczy� wy��cznie na bosk� pomoc.
- Sprawdzaj� implant - wyja�ni�a Mary.
- Jaki implant?
- Specjalny uk�ad scalony, kt�ry b�dzie rejestrowa� jej spostrze�enia. W tamtych
czasach wi�kszo�� ludzi nie potrafi�a czyta� ani pisa�, wi�c wszczepi�am jej do
jednego
przegubu mikrofon i miniaturow� bateri�, a do drugiego kostk� pami�ci.
Rejestrator zaczyna
dzia�a�, kiedy Kivrin z�o�y r�ce jak do modlitwy. Specjalnie tak to zrobili�my,
�eby
wygl�da�o, �e si� modli. Pojemno�� pami�ci wynosi 2,5 gigabajta, a� nadto jak na
niespe�na
trzy tygodnie.
- Powinna� wszczepi� jej te� nadajnik, �eby mog�a wezwa� pomoc.
Gilchrist majstrowa� przy metalowym pude�ku. Pokr�ci� z niezadowoleniem g�ow�, a
wtedy Kivrin troch� wy�ej podnios�a z��czone r�ce. Jeden z r�kaw�w osun�� si�
nieco,
ods�aniaj�c wyra�ne skaleczenie na przegubie.
- Co� jest nie w porz�dku - powiedzia� Dunworthy do Mary. - Ona krwawi.
Z rany na przegubie istotnie ciek�a w�ska czerwona stru�ka.
Kivrin znowu m�wi�a do z�o�onych r�k. Umilk�a dopiero wtedy, kiedy
usatysfakcjonowany Gilchrist skin�� g�ow�. Chwil� p�niej spojrza�a w bok,
dostrzeg�a
Dunworthy�ego i pos�a�a mu radosny u�miech. Krwawi�a tak�e z rany na skroni, i
to tak
bardzo, �e jasne w�osy przylepi�y si� do sk�ry. Gilchrist odruchowo zerkn�� w to
samo
miejsce co dziewczyna, zmarszczy� brwi, a nast�pnie szybkim krokiem ruszy� w
kierunku
szklanego przepierzenia.
Dunworthy z w�ciek�o�ci� za�omota� pi�ci� w szyb�.
- Jeszcze nawet nie wyruszy�a, a ju� jest ranna!
Gilchrist podszed� do tablicy z prze��cznikami, wcisn�� jeden z guzik�w, po czym
wr�ci� przed szklan� �cian� i zatrzyma� si� przed Dunworthym.
- Witam, panie Dunworthy. - Lekko skin�� g�ow�. - I pani�, doktor Ahrens. Nawet
nie
wiecie jak si� ciesz�, �e przyszli�cie odprowadzi� Kivrin.
Dwa ostatnie s�owa wypowiedzia� z wyra�nym naciskiem, tak �e zabrzmia�y prawie
jak gro�ba.
- Co jej si� sta�o? - zapyta� Dunworthy.
Gilchrist sprawia� wra�enie zaskoczonego.
- A co mia�oby si� sta�?
Kivrin zmierza�a w stron� szklanego przepierzenia, podtrzymuj�c sukni�
zakrwawion�
r�k�. Teraz, kiedy by�a bli�ej, Dunworthy dostrzeg� tak�e fioletowy siniak pod
lewym okiem.
- Chc� z ni� porozmawia� - o�wiadczy� stanowczo.
- Obawiam si�, �e nie ma na to czasu - odpar� Gilchrist. - Musimy �ci�le trzyma�
si�
harmonogramu.
- Musz� z ni� porozmawia�! Natychmiast!
Gilchrist tak mocno zacisn�� usta, �e po obu stronach jego nosa pojawi�y si�
bia�e
pionowe kreski.
- Pozwol� sobie przypomnie� panu, panie Dunworthy - wycedzi� lodowatym tonem -
�e to przedsi�wzi�cie zorganizowa� college Brasenose, a nie Balliol. Naturalnie
jestem panu
zobowi�zany za to, �e zechcia� pan wypo�yczy� nam waszego technika oraz doceniam
pa�skie wieloletnie do�wiadczenie, niemniej jednak pragn� pana zapewni�, �e
ca�kowicie
panuj� nad sytuacj�.
- Wobec tego, czemu ta dziewczyna jest ranna, cho� jeszcze nie dokona�a
przeskoku?
- Jak to mi�o, �e pan przyszed�, panie Dunworthy! - zawo�a�a Kivrin, podchodz�c
do
szyby. - Ba�am si�, �e nie zd��� powiedzie� panu do widzenia. Ach, jakie to
wszystko
ekscytuj�ce!
Ekscytuj�ce.
- Kivrin, ty krwawisz. Co si� sta�o?
- Nic. - Dziewczyna delikatnie dotkn�a skroni i spojrza�a na palce. - To cz��
przebrania. - Dopiero teraz zauwa�y�a Mary stoj�c� w g��bi pomieszczenia
obserwacyjnego. -
Doktor Ahrens! Ciesz� si�, �e pani� widz�.
Mary zrobi�a krok naprz�d, wci�� trzymaj�c w r�ku torb� z prezentami.
- Chcia�am zobaczy� miejsce po szczepionce - powiedzia�a.
- Mia�a� jakie� inne objawy poza opuchlizn�? Sw�dzenie albo co� w tym rodzaju?
- Prosz� si� nie obawia�, wszystko jest w porz�dku.
Kivrin podci�gn�a r�kaw, po czym prawie natychmiast pozwoli�a mu opa��, tak �e
Mary nie zd��y�a dobrze przyjrze� si� wewn�trznej stronie przedramienia. Zd��y�a
natomiast
dostrzec kolejny siniak, rozleg�y i prawie czarny.
- Mo�e kto� zechcia�by mi wyja�ni�, dlaczego ona krwawi? - zapyta� Dunworthy, z
trudem zachowuj�c spok�j.
- Ju� panu m�wi�am, �e to cz�� przebrania. Nazywam si� Isabel de Beauvrier i w
trakcie podr�y zosta�am napadni�ta przez zb�jc�w. - Kivrin wskaza�a za siebie,
na
zniszczony w�z i porozrzucane baga�e. - Zabrali wszystko, co przedstawia�o jak��
warto��,
mnie za� zostawili na pewn� �mier�. Przecie� to pa�ski pomys�, panie Dunworthy -
doda�a z
wyrzutem.
- Z ca�� pewno�ci� nigdy nie proponowa�em, �eby� wyrusza�a ca�a zakrwawiona i
posiniaczona!
- Zrezygnowali�my z makija�u, poniewa� ch�opcy od rachunku prawdopodobie�stwa
nie mogli nas zapewni�, �e nie trafi si� kto�, kto b�dzie pr�bowa� opatrzy� jej
rany - wyja�ni�
Gilchrist.
- W zwi�zku z tym postanowi� pan po prostu zdzieli� j� w g�ow�?
- Panie Dunworthy, po raz kolejny przypominam panu, �e...
-...to przedsi�wzi�cie college�u Brasenose, a nie Balliol? Ma pan cholern�
racj�. My w
sekcji dwudziestego wieku staramy si� przede wszystkim uchroni� naszych ludzi
przed
wszelkimi obra�eniami i nie maltretujemy ich przed dokonaniem przeskoku. Chc�
porozmawia� z Badrim. Musz� wiedzie�, czy sprawdzi� obliczenia tego praktykanta.
Gilchrist ponownie zacisn�� usta.
- Nie przecz�, �e pan Badri Chaudhuri jest pa�skim technikiem, ale to m�j
przeskok.
Zapewniam pana, �e wzi�li�my pod uwag� wszystkie daj�ce si� przewidzie�
ewentualno�ci
i...
- To tylko zadrapanie - przerwa�a mu Kivrin. - Wcale nie boli. Naprawd� nic mi
nie
jest. Prosz� si� nie martwi�, panie Dunworthy. To ja wpad�am na pomys� z tymi
siniakami i
ca�� reszt�. Przypomnia�am sobie to wszystko, co opowiada� mi pan o kobietach
�yj�cych w
�redniowieczu, �e by�y takie s�abe i delikatne, i postanowi�am wygl�da� na
jeszcze s�absz�,
ni� jestem naprawd�.
To niemo�liwe, pomy�la� Dunworthy. Nie mo�na wygl�da� na jeszcze s�absz� i
bardziej bezbronn�.
- Udaj�c nieprzytomn� b�d� mog�a pods�ucha�, co m�wi� ludzie, kt�rzy s� przy
mnie,
a oni nie b�d� zadawa� mi �adnych pyta�, bo b�dzie oczywiste, �e...
- Pora zaj�� pozycj� - przerwa� jej Gilchrist i post�pi� krok w kierunku tablicy
z
przyciskami.
- Ju� id� - odpar�a Kivrin, nie ruszaj�c si� jednak z miejsca.
- Wkr�tce musimy otworzy� sie�.
- Wiem - powiedzia�a spokojnie. - Tylko po�egnam si� z panem Dunworthym i doktor
Ahrens.
Gilchrist skin�� g�ow�, odwr�ci� si� bez s�owa i wkroczy� mi�dzy porozrzucane
kufry.
Latimer, kt�ry zapyta� go o co� z drugiego ko�ca pomieszczenia, us�ysza� w
odpowiedzi
jedynie g�uche warkni�cie.
- Co oznacza �zaj�� pozycj�? - zapyta� Dunworthy. - Czy on zamierza ci�
znokautowa�, poniewa� z raportu dostarczonego przez sekcj� prawdopodobie�stwa
wynika,
�e mo�e trafi� si� kto�, kto nie uwierzy, �e jeste� nieprzytomna?
- �Zaj�� pozycj� oznacza tylko tyle, �e musz� po�o�y� si� na pod�odze i zamkn��
oczy - odpar�a z u�miechem dziewczyna. - Naprawd� niepotrzebnie si� pan martwi.
- Powinna� zaczeka� do jutra, �eby Badri mia� czas powt�rzy� wszystkie
obliczenia.
- A ja chcia�abym jednak obejrze� to miejsce po szczepionce - wtr�ci�a Mary.
- Prosz�, nie martwcie si� o mnie! Sk�ra mnie nie sw�dzi, skaleczenie nie boli,
a Badri
od rana nie robi nic innego, tylko sprawdza obliczenia. Wiem, �e chodzi wam o
moje
bezpiecze�stwo, ale naprawd� nie powinni�cie si� tak niepokoi�. Przeskok nast�pi
na drodze
z Oxfordu do Bath, zaledwie dwie mile od Skendgate. Je�li nikt si� nie zjawi,
sama p�jd� do
wsi i powiem mieszka�com, �e zosta�am napadni�ta przez rabusi�w. Oczywi�cie
najpierw
dok�adnie oznacz� i zapami�tam miejsce, �ebym mog�a potem do niego wr�ci�. -
Kivrin
dotkn�a szyby r�k�. - Chc� wam obojgu bardzo podzi�kowa� za to, co dla mnie
zrobili�cie.
Zawsze marzy�am o tym, �eby na w�asne oczy zobaczy� jak ludzie �yli w
�redniowieczu, i
teraz moje marzenia staj� si� rzeczywisto�ci�.
- Przypuszczalnie zaraz po przeskoku b�dziesz odczuwa�a znu�enie i b�l g�owy -
ostrzeg�a j� Mary. - Nie przejmuj si�, bo to typowe skutki uboczne podr�y w
czasie.
Gilchrist ponownie stan�� blisko przepierzenia.
- Ju� pora - powiedzia� kr�tko.
- Musz� i��. - Dziewczyna zebra�a w d�oniach ci�ki materia� sukni. - Jeszcze
raz wam
dzi�kuj�. Gdyby nie wy, na pewno by mi si� nie uda�o.
- Do zobaczenia - powiedzia�a Mary.
- Uwa�aj na siebie - dorzuci� Dunworthy.
- Mo�e pan by� spokojny - odpar�a, lecz Dunworthy ju� tego nie us�ysza�,
poniewa�
Gilchrist wy��czy� g�o�niki w pomieszczeniu obserwacyjnym. Dziewczyna
u�miechn�a si�,
pomacha�a r�k�, po czym ruszy�a z powrotem w kierunku rozbitego wozu.
Mary usiad�a i zacz�a grzeba� w torbie w poszukiwaniu chusteczki. Tymczasem w
laboratorium Gilchrist odczytywa� nast�pne pozycje z tabliczki, Kivrin kiwa�a
g�ow�, on za�
po raz kolejny odhacza� je za pomoc� pi�ra �wietlnego.
- A co b�dzie, je�li dostanie zaka�enia krwi od tej rany na skroni? - zapyta�
Dunworthy, nie odwracaj�c si� od szyby.
- Nie dostanie - zapewni�a go Mary. - Wzmocni�am jej uk�ad odporno�ciowy.
G�o�no wydmucha�a nos.
Kivrin najwyra�niej sprzecza�a si� o co� z Gilchristem, poniewa� nad ustami
m�czyzny znowu pojawi�y si� bia�e kreski. Wreszcie dziewczyna stanowczo
potrz�sn�a
g�ow�, on za� szybkim, nerwowym poruszeniem pi�ra zrobi� jeszcze jeden znaczek
na
tabliczce.
Zar�wno on jak i pozostali ludzie z sekcji �redniowiecza mogli by�
niekompetentni,
lecz z pewno�ci� nie da�oby si� tego powiedzie� o Kivrin. Zna�a staroangielski,
ko�cieln�
�acin� i anglosakso�ski. Wyku�a na pami�� ca�� liturgi�, nauczy�a si� haftowa� i
doi� krow�.
To ona wymy�li�a sobie to�samo�� oraz histori� uzasadniaj�c�, sk�d wzi�a si�
zupe�nie sama
na drodze ��cz�cej Bath z Oxfordem. Mia�a translator, wzmocniony uk�ad
immunologiczny i
pozby�a si� wyrostka robaczkowego.
- Da sobie rad� �piewaj�co - powiedzia� Dunworthy bardziej do siebie ni� do Mary
-
co tylko utwierdzi Gilchrista w przekonaniu, �e jego metody s� w�a�ciwe i
skuteczne.
Gilchrist podszed� do konsolety i wr�czy� tabliczk� Badriemu. Kivrin ponownie
z�o�y�a r�ce, pochyli�a g�ow� tak nisko, �e prawie dotkn�a ich ustami, po czym
zacz�a co�
szepta�.
Mary stan�a tu� za Dunworthym, wci�� �ciskaj�c w d�oni chusteczk�.
- Kiedy mia�am dziewi�tna�cie lat... M�j Bo�e, kto by pomy�la�, �e to by�o
czterdzie�ci lat temu! Nie zdawa�am sobie sprawy, �e min�o tyle czasu... W
ka�dym razie,
podr�owa�am z siostr� po Egipcie. Dzia�o si� to w trakcie Wielkiej Epidemii.
Wsz�dzie
doko�a wprowadzano kwarantann�, a Izraelczycy strzelali do ka�dego Amerykanina,
jaki
pojawi� si� w zasi�gu wzroku, lecz my nie zwraca�y�my na to najmniejszej uwagi.
Chyba
nawet nie przysz�o nam do g�owy, �e grozi nam jakie� niebezpiecze�stwo, �e
mo�emy si�
zarazi� albo zosta� wzi�te za Amerykanki. Chcia�y�my zobaczy� piramidy i nie
interesowa�o
nas nic wi�cej.
Kivrin przerwa�a modlitw�, Badri natomiast wsta� od pulpitu, podszed� do
dziewczyny
i rozmawia� z ni� co najmniej przez minut�. G��boka zmarszczka ani na chwil� nie
znikn�a z
jego czo�a. Kivrin ukl�k�a, a nast�pnie po�o�y�a si� na plecach z jednym
ramieniem
przerzuconym bezw�adnie w taki spos�b, �eby cz�ciowo zas�ania�o jej oczy.
Technik
poprawi� u�o�enie sukni, zmierzy� nat�enie �wiat�a, wr�ci� do konsolety i
powiedzia� par�
s��w do mikrofonu. Kivrin le�a�a bez ruchu. W blasku lamp krew zasychaj�ca
powoli na jej
skroni wydawa�a si� niemal czarna.
- M�j Bo�e, wygl�da tak m�odo... - szepn�a Mary.
Badri ponownie rzuci� kilka s��w do mikrofonu, przez chwil� wpatrywa� si� w
ekrany
monitor�w, po czym wr�ci� do Kivrin. Poprawi� jej prawy r�kaw, znowu zmierzy�
nat�enie
�wiat�a, delikatnie przesun�� rami� zas�aniaj�ce oczy, powt�rzy� pomiar.
- I co, zobaczy�y�cie piramidy? - zapyta� Dunworthy.
- Prosz�?
- Wtedy, w Egipcie. Kiedy pojecha�y�cie na Bliski Wsch�d nie zwa�aj�c na
niebezpiecze�stwo. Uda�o wam si� obejrze� piramidy?
- Nie. Akurat tego dnia, kiedy mia�y�my wyruszy� na pustyni�, w Kairze og�oszono
kwarantann�. - Mary spojrza�a na Kivrin le��c� nieruchomo na pod�odze
laboratorium. - Ale
zobaczy�y�my Dolin� Kr�l�w.
Badri ponownie przesun�� rami� dziewczyny, przez kilka sekund sta� nad ni�,
przygl�daj�c si� jej ze zmarszczonymi brwiami, po czym wr�ci� do konsolety.
Natychmiast
do��czyli do niego Gilchrist i Latimer. Montoya cofn�a si� o krok, by zrobi� im
miejsce przy
pulpicie. Badri rzuci� kr�tkie polecenie do mikrofonu i spod sufitu opu�ci�a si�
p�prze�roczysta zas�ona, spowijaj�c Kivrin niczym bia�y ca�un.
- By�y�my bardzo zadowolone z wyprawy. Wr�ci�y�my do domu bez jednego
zadrapania.
Dolna kraw�d� zas�ony zetkn�a si� z pod�og� i znieruchomia�a.
- Uwa�aj na siebie - wyszepta� Dunworthy.
Mary uj�a go za r�k�.
Latimer i Gilchrist nie odrywali wzroku od ekran�w, przez kt�re w osza�amiaj�cym
tempie mkn�y kolumny liczb. Montoya po raz kolejny zerkn�a na zegarek, Badri
za�
pochyli� si� do przodu i dotkn�� przycisku otwieraj�cego sie�. Powietrze za
zas�on�
zamigota�o, jakby nagle zacz�� pada� tam �nieg.
- Nie r�b tego, Kivrin - powiedzia� Dunworthy.
ZAPIS Z KSI�GI S�DU OSTATECZNEGO*
(000008-000242)
[* Domesday Book. Kataster gruntowy, wynik ambitnej i udanej pr�by spisu grunt�w
kr�lestwa Anglii, zapocz�tkowanej przez Wilhelma I na wielkim synodzie
bo�onarodzeniowym w 1085, Domesday Book sk�ada si� z dw�ch grubych tom�w:
pierwszy,
staranniej opracowany, obejmuje wi�kszo�� ziem angielskich; drugi, bardziej
szczeg�owy i
mniej zwi�z�y dotyczy wschodnich hrabstw: Essex, Suffolk i Norfolk. Zawieraj�
one
mn�stwo informacji na temat ziem kr�lewskich, ziem wielkich lennik�w (duchownych
i
�wieckich), zasob�w i mo�liwo�ci podatkowych ca�ego kraju, w�a�cicieli ziemskich
i
ch�opstwa oraz zasob�w naturalnych kraju, takich jak lasy, m�yny, stawy rybne, a
tak�e wiele
innych danych. W�r�d �r�de� Europy �redniowiecznej zajmuje wyj�tkowe miejsce ze
wzgl�du na sw� wielostronno��; jest te� rezultatem szczeg�lnych okoliczno�ci,
zwi�zanych z
podbojem Anglii przez Norman�w. U�ywano go jako autorytatywnego �r�d�a,
po�wiadczaj�cego posiadanie ziemi. W XII w. zacz�to nazywa� go Domesday Book
(Ksi�g�
S�du Ostatecznego), poniewa� nie mo�na by�o odwo�ywa� si� od zawartych w nim
informacji. Prawne i finansowe znaczenie Domesday Book zapewni�o temu �r�d�u
przetrwanie jako presti�owemu dokumentowi skarbowemu i finansowemu. Czyniono z
niego
wyci�gi, a wi�kszo�� wielkich w�a�cicieli ziemskich mia�a dost�p do informacji
dotycz�cych
stanu prawnego ich ziem w okresie powstania Domesday Book. Powo�ywano si� na
zawarte
tu informacje jeszcze w p�nym �redniowieczu, zw�aszcza w zwi�zku ze statusem
dawnych
posiad�o�ci i prawami miejskimi, (cyt. za: �redniowiecze. Encyklopedia
popularna,
Warszawa: �Czytelnik�, 1996 s. 80-81).]
Pierwszy zapis. 22 grudnia 2054, Oxford. B�d� to moje obserwacje dotycz�ce �ycia
w
Oxfordshire w Anglii mi�dzy 13 a 28 grudnia 1320 (wed�ug starej rachuby czasu).
(przerwa)
Panie Dunworthy, nazwa�am ten m�wiony dziennik Ksi�g� S�du Ostatecznego,
poniewa� w za�o�eniu ma stanowi� dokumentalny opis �ycia w �redniowieczu, czym w
gruncie rzeczy by�a ksi�ga katastralna spisana na polecenie Wilhelma Zdobywcy,
cho� jemu
chodzi�o zapewne tylko o to, aby upewni� si�, �e �ci�gn�� od podw�adnych
wszystkie podatki
i nale�no�ci.
Nazwa�am tak m�j dziennik r�wnie� ze wzgl�du na pana, poniewa� zdaje si� pan by�
pewien, �e przydarzy mi si� co� okropnego. W�a�nie w tej chwili patrz� na pana:
stoi pan za
szyb� w pomieszczeniu obserwacyjnym i rozmawia o czym� z biedn� doktor Ahrens -
przypuszczalnie opisuje jej pan niebezpiecze�stwa, jakie czyhaj� na mnie w XIV
wieku.
Niepotrzebnie si� pan trudzi; zd��y�a ju� ostrzec mnie przed ubocznymi skutkami
podr�y w
czasie oraz opowiedzie� ze szczeg�ami o wszystkich straszliwych chorobach,
jakie wtedy
grasowa�y, cho� przecie� jestem uodporniona na ka�d� z nich. Wspomnia�a tak�e o
gwa�cicielach, kt�rych podobno by�o wtedy na p�czki. Zapewnia�am j�, �e nic mi
nie b�dzie,
ale ona w og�le mnie nie s�ucha�a, tak samo jak pan.
Nic mi nie b�dzie, panie Dunworthy.
Chyba nie ma mi pan za z�e, �e troch� sobie z pana �artuj�, bo skoro s�yszy pan
moje
s�owa, to znaczy, �e wr�ci�am ca�a i zdrowa, i �e naprawd� nic mi si� nie sta�o.
Zdaj� sobie
spraw�, i� chodzi panu wy��cznie o moje dobro i wiem, �e gdyby nie pa�ska pomoc,
na
pewno nie da�abym sobie rady.
Dedykuj� panu moj� Ksi�g� S�du Ostatecznego. Gdyby nie pan, nie sta�abym tutaj w
sukni i p�aszczu, szepcz�c do implantowanego rejestratora i czekaj�c, a� Badri i
pan Gilchrist
uporaj� si� wreszcie z tymi nie ko�cz�cymi si� obliczeniami. Czemu oni tak si�
guzdrz�?
Chcia�abym wyruszy� jak najpr�dzej.
(przerwa)
Ju� jestem.
2.
- C�... - powiedzia�a Mary z g��bokim westchnieniem. - Ch�tnie bym si� czego�
napi�a.
- Przed chwil� sprawia�a� wra�enie, �e spieszysz si� na stacj�, �eby odebra�
wnuka -
odpar� Dunworthy, w dalszym ci�gu wpatruj�c si� w miejsce, gdzie jeszcze kilka
sekund temu
le�a�a Kivrin. W powietrzu wirowa�o kilka p�atk�w �niegu, a na pod�odze
laboratorium
utworzy�a si� cienka warstwa lodu.
Trzech m�czyzn wpatrywa�o si� z uwag� w ekrany, mimo �e na wszystkich wida�
by�o tylko poziom� lini� �wiadcz�c� o tym, �e przeskok odby� si� bez �adnych
niespodzianek.
- Colin przyje�d�a dopiero o trzeciej - wyja�ni�a Mary. - Szczerze m�wi�c, ty
te�
wygl�dasz jak kto�, komu przyda�by si� �yk czego� mocniejszego. �Pod krzy�em i
jagni�ciem� jest prawie dok�adnie po drugiej stronie ulicy.
- Zaczekam, dop�ki jej nie zlokalizuj� - powiedzia� Dunworthy, obserwuj�c
technika.
Ekrany nadal by�y puste. Badri spogl�da� na nie ze zmarszczonymi brwiami.
Montoya
rzuci�a okiem na zegarek i powiedzia�a co� do Gilchrista, kt�ry bez s�owa skin��
g�ow�;
kobieta z�apa�a torb� spod konsolety, machn�a r�k� Latimerowi, po czym szybkim
krokiem
wysz�a z laboratorium.
- W przeciwie�stwie do naszej ameryka�skiej kole�anki, kt�ra najwyra�niej nie
mo�e
wytrzyma� nawet paru godzin z dala od swoich wykopalisk, chc� mie� pewno��, �e
Kivrin
dotar�a na miejsce ca�o i bez przyg�d - o�wiadczy� Dunworthy.
Mary zak�ada�a ju� palto.
- Przecie� nie proponuj� ci, �eby� wraca� do Balliol. We� jednak pod uwag�, �e
ustalenie dok�adnych parametr�w zajmie co najmniej godzin�, je�eli nie dwie, a
fakt, �e
b�dziesz tu stercza� z nosem przylepionym do szyby, nikomu nie pomo�e. Sam
wiesz: woda
nie zagotuje si� szybciej od samego patrzenia, i tak dalej. Pub jest po drugiej
stronie ulicy. To
niewielka knajpka, bardzo przytulna, jedna z tych, w kt�rych nie ma idiotycznych
�wi�tecznych dekoracji i gdzie nie odtwarzaj� bez przerwy koncert�w na dzwonki.
- Poda�a
mu p�aszcz. - Napijemy si�, zjemy co� ciep�ego, a potem wr�cisz tu i b�dziesz
m�g�
zapuszcza� korzenie dop�ty, dop�ki wreszcie uda im si� j� zlokalizowa�.
- Wol� zaczeka� tutaj - odpar� Dunworthy. - Do licha, czemu to Basingame nie ma
wszczepionego nadajnika? Rozumiem, �e nawet dziekan Wydzia�u Historycznego musi
od
czasu do czasu wyjecha� na ferie, ale m�g�by przynajmniej zostawi� numer, pod
kt�rym
da�oby si� go z�apa�!
Niespodziewanie Gilchrist wyprostowa� si�, poklepa� Badriego po ramieniu i
wylewnie u�cisn�� r�k� Latimerowi, kt�ry oderwa� wzrok od wci�� pustych ekran�w
i
zamruga� ze zdziwieniem, jakby nie wiedzia�, gdzie jest. Zaraz potem szeroko
u�miechni�ty
Gilchrist ruszy� w kierunku szklanego przepierzenia.
- W porz�dku, idziemy - zmieni� nagle zdanie Dunworthy, wyrwa� Mary p�aszcz z
r�ki
i otworzy� drzwi. Natychmiast uderzy�y w nich podnios�e d�wi�ki �Gdy pasterze
trz�d swych
strzegli�. Mary wymkn�a si� na zewn�trz, jakby ucieka�a przed zmasowanym
atakiem
nieprzyjaciela, Dunworthy za� zamkn�� drzwi i pod��y� za ni� przez dziedziniec w
kierunku
bramy college�u Brasenose.
Nadal by�o bardzo zimno, ale przynajmniej przesta�o pada�. S�dz�c jednak po
wygl�dzie nieba deszcz m�g� zacz�� si�pi� lada chwila; wi�kszo�� przechodni�w
t�ocz�cych
si� na chodniku przed bram� uzna�a zapewne, i� tak w�a�nie si� stanie, poniewa�
nikomu nie
chcia�o si� nawet z�o�y� parasola. Jaka� kobieta z wielk� parasolk� w fioletowe
i czerwone
kwiaty, d�wigaj�ca w obu r�kach torby ze �wi�tecznymi zakupami, wpad�a z impetem
na
Dunworthy�ego.
- M�g�by pan troch� uwa�a�! - parskn�a z oburzeniem, po czym ruszy�a szybkim
krokiem w swoj� stron�, nawet nie czekaj�c na odpowied�.
- To si� nazywa prawdziwy �wi�teczny nastr�j - zauwa�y�a Mary, usi�uj�c zapi��
palto jedn� r�k�, poniewa� w drugiej trzyma�a torb� z prezentami. - Pub jest
tam, zaraz za
aptek� - doda�a, wskazuj�c g�ow� drug� stron� ulicy. - Wszystko przez te
przekl�te kuranty.
Ka�dego mog� doprowadzi� do sza�u.
Pod��y�a przed siebie chodnikiem, lawiruj�c mi�dzy niezliczonymi parasolami.
Dunworthy zastanawia� si� przez chwil�, czy powinien za�o�y� p�aszcz, ale
doszed� do
wniosku, �e nie warto. Ruszy� za Mary unikaj�c zderzenia ze �piesz�cymi dok�d�
zaaferowanymi lud�mi. Pr�bowa� zgadn�� tytu� mordowanej w�a�nie kol�dy. Melodia
przypomina�a skrzy�owanie wojskowej pobudki z marszem pogrzebowym, lecz jego
zdaniem
mia�o to by�: �Przybie�eli do Betlejem�.
Mary zatrzyma�a si� na kraw�dzi chodnika naprzeciwko apteki i ponownie zacz�a
grzeba� w torbie.
- Co to za kocia muzyka? - zapyta�a, wyjmuj�c sk�adan� parasolk�. - �Dzisiaj w
Betlejem�?
- �Przybie�eli do Betlejem� - odpar� Dunworthy i wyszed� na jezdni�.
- James! - krzykn�a przera�liwie Mary, chwytaj�c go za r�kaw.
Przednie ko�o roweru min�o go o kilka centymetr�w, prawy peda� zahaczy� lekko o
nog�. Rowerzysta skr�ci� gwa�townie, odwr�ci� si� na siode�ku i wrzasn�� z
w�ciek�o�ci�:
- Co jest, do cholery? Nie potrafisz chodzi� po ulicy?!
Speszony Dunworthy cofn�� si� o krok i niewiele brakowa�o, by przewr�ci�
sze�cioletni� dziewczynk� tul�c� do piersi pluszowego �wi�tego Miko�aja. Matka
dziecka
spiorunowa�a go wzrokiem.
- Ostro�nie, James - upomnia�a go Mary.
Deszcz zacz�� pada� w chwili, gdy znajdowali si� na �rodku jezdni. Mary wbieg�a
pod
markiz� apteki i zacz�a walczy� z parasolk�, kt�ra za �adne skarby nie chcia�a
si� otworzy�.
Po drugiej stronie szyby wystawowej, w�r�d �wi�tecznych dekoracji z kolorowej
bibu�y i
celofanu, wisia� plakat z wezwaniem: �Wspom� fundusz na restauracj� dzwon�w z
parafii
Marston�.
Kuranty przesta�y zn�ca� si� nad �Przybie�eli do Betlejem� albo �Dzisiaj w
Betlejem�, wzi�y natomiast w obroty kol�d� �M�drcy �wiata, monarchowie�.
Dunworthy
rozpozna� j� wy��cznie po tonacji.
Mary wci�� nie mog�a poradzi� sobie z parasolk�. W ko�cu zrezygnowa�a, wepchn�a
j� z powrotem do torby i szybko ruszy�a przed siebie zat�oczonym chodnikiem.
Dunworthy
pod��a� tu� za ni�, unikaj�c o w�os kolizji. Min�� aptek�, obwieszony migaj�cymi
lampkami
kiosk z pras� i wreszcie skr�ci� w otwarte drzwi, kt�re dla niego przytrzyma�a.
Okulary natychmiast zasz�y mu par�. Zdj�� je, by wytrze� skrajem p�aszcza, Mary
natomiast zamkn�a drzwi i popchn�a go delikatnie w obj�cia cudownej ciszy
wype�nionej
ciep�ymi odcieniami br�zu.
- O rety! - j�kn�a. - Naprawd� by�am pewna, �e przynajmniej tutaj dadz� sobie
spok�j
z tymi przekl�tymi dekoracjami!
Dunworthy za�o�y� okulary i rozejrza� si� doko�a. Na p�kach za barem wi�y si�
plastikowe w�e, przez kt�re przebiega�y r�nokolorowe b�yski, natomiast w k�cie
baru na
obrotowej podstawce sta�a sztuczna, przera�liwie zielona choinka.
Byli sami, je�li nie liczy� stoj�cego za barem postawnego m�czyzny o czerwonej,
mi�sistej twarzy. Mary przecisn�a si� mi�dzy dwoma stolikami i zaj�a miejsce w
k�cie
niewielkiego pomieszczenia.
- Przynajmniej nie s�ycha� tu tych przekl�tych kurant�w! - stwierdzi�a z ulg�,
stawiaj�c torb� na drewnianej �awie. - Zajm� si� napojami, a ty siadaj tu i
nigdzie si� nie
ruszaj. Niewiele brakowa�o, �eby ten rowerzysta rozjecha� ci� na �mier�. -
Wy�owi�a z torby
kilka wymi�tych banknot�w, po czym skierowa�a si� do baru. - Dwa kufle piwa -
powiedzia�a
do barmana, a nast�pnie spojrza�a na Dunworthy�ego. - Zjesz co�? Maj� kanapki i
koreczki z
serem.
- Widzia�a� Gilchrista, jak sta� przy konsolecie i u�miecha� si�, jakby przed
chwil�
kto� narobi� mu do kieszeni? Nawet nie upewni� si�, czy wszystko posz�o jak
nale�y. Kivrin
mo�e le�e� tam p�ywa albo nast�pi� po�lizg wi�kszy ni� przewidywali...
- Dwa kufle piwa i du�� whisky - skorygowa�a zam�wienie.
Dunworthy dopiero teraz usiad� przy stoliku udekorowanym miniaturow� szopk� z
plastikowymi owieczkami i p�nag� laleczk� w ���bku.
- Powinien wys�a� j� z miejsca, gdzie teraz s� wykopaliska - ci�gn�� nie
przejawiaj�c
najmniejszego zainteresowania tym, czy kto� go s�yszy. - Obliczenia dla
przeskoku z
udzia�em cz�owieka musz� by� znacznie bardziej precyzyjne ni� przy
eksperymentach ze
zdalnie sterowanymi sondami, cho� i tak trzeba si� cieszy�, �e nie wpad� na
pomys� z p�tl�
czasow�. Zatrudni� praktykanta do wyliczenia koordynat�w! Ba�em s