7978
Szczegóły |
Tytuł |
7978 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7978 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7978 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7978 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
Ciemna strona D�ugiego S�o�ca
Tom 1 cyklu Ksi�ga D�ugiego S�o�ca
Prze�o�y�: Micha� Wroczy�ski
Ksi��k� t� dedykuj� Joemu Mayhew z co najmniej tuzina przyczyn
Manteion przy ulicy S�o�ca
Patere Jedwab dozna� objawienia na boisku; od tej chwili wszystko mia�o si�
zmieni�.
Kiedy opowiada� o tym p�niej, najpierw sobie, jak mia� to w zwyczaju podczas
samotnych,
nocnych godzin, a nast�pnie maytere Marmur, kt�ra by�a r�wnie� maytere R�,
twierdzi�, i�
by�o to tak, jakby kto�, kto zawsze sta� tu� za jego plecami, po wielu latach
brzemiennego w
skutki milczenia zacz�� nagle szepta� mu do obu uszu. Pater� Jedwab doskonale
pami�ta�, �e
w chwili gdy us�ysza� g�osy, ods�aniaj�ce mu wszelkie tajemnice, starsi ch�opcy
zdobyli
punkty, a R�g bez trudu przechwyci� pi�k�.
Niekt�re z tych tajemnic mia�y sens, ale pojawi�y si� jednocze�nie, bez sk�adu i
�adu.
On, m�ody patere Jedwab (absurdalna, mechaniczna posta�) spogl�da� na
mechaniczne
widowisko, kt�re stan�o w miejscu.
Ol�niewaj�cy u�miech si�gaj�cego po pi�k� wysokiego Roga zamar�, zdawa�oby si�,
na wieki.
Nie�yj�cy patere P�etwa, mamrocz�cy modlitw�, podrzyna krta� c�tkowanego
kr�lika,
kt�rego sam kupi�.
Martwa kobieta w bocznej alejce ci�gn�cej si� nieopodal ulicy Srebra; wszyscy
mieszka�cy dzielnicy.
�wiat�a pod stopami, niczym rozci�gaj�ce si� nisko w dole na nocnym niebie
miasta.
(Och, jak gor�ca jest krew kr�lika sp�ywaj�ca na zimne d�onie patere P�etwy).
Dumne domy na Palatynie.
Bawi�ca si� z dziewcz�tami maytere Marmur, i maytere Mi�ta pragn�ca wykrzesa� z
siebie tyle odwagi, by w��czy� si� do zabawy. (Stara maytere R�a modli si� w
samotno�ci;
modli si� do Scylli Parz�cej, przebywaj�cej w swym pa�acu pod jeziorem Limna).
Pi�rko ci�ko pada na ziemi� popchni�ty brutalnie przez Roga; nie upad� jednak
na
pokruszony rakplast, kt�ry mia� przetrwa� a� do ko�ca istnienia whorla.
Viron i jezioro, wi�dn�ce na polach zbo�e, usychaj�cy figowiec i puste,
przepastne
niebo. Pater� Jedwab zobaczy� to wszystko, i du�o wi�cej, obrazy mi�e i
przera�aj�ce, krwist�
czerwie� i �yw� ziele�; ���, b��kit, biel, aksamitn� czer� oraz inne
przenikaj�ce si� barwy,
jakich dot�d nie zna�.
Ale to wszystko nie mia�o znaczenia. Liczy�y si� g�osy, tylko dwa g�osy (cho�
czu�, �e
by�oby ich znacznie wi�cej, gdyby m�g� s�ysze� je uszami). Reszt� pustego
widowiska
przedstawiono tak, by Jedwab by� w stanie poj�� jego znaczenie. Roztoczono je
przed oczyma
patere tak, by m�g� zrozumie�, jak jest ono wa�ne - oto l�ni�cy mechanizm
przesta�
prawid�owo funkcjonowa�, a on musi go naprawi�; wszystko naprawi�. Po to w�a�nie
si�
urodzi�. *
Z czasem zapomnia� o reszcie, jakkolwiek wszystkie inne obrazy m�g�by przywo�a�
w
pami�ci ponownie, trudne prawdy przybrane w szat� nowej pewno�ci. Ale nigdy nie
zapomnia� g�os�w, kt�re tak naprawd� by�y jednym g�osem i kt�re (kt�ry) m�wi�y:
zapami�taj t� gorzk� lekcj�. Pr�bowa� odepchn�� od siebie wspomnienia s��w,
kt�re us�ysza�,
gdy pad� na ziemi� Pi�rko, biedny ma�y Pi�rko, gdy z o�tarza skapywa�a krew
kr�lika, gdy
pierwsi osadnicy zajmowali domostwa przygotowane dla nich w znajomym Vironie,
gdy
martwa kobieta zdawa�a si� porusza�, gdy szmaty powiewa�y w podmuchach gor�cego
wiatru, zrodzonego w po�owie drogi do whorla; wiatr zacz�� wia� jeszcze mocniej,
gdy
mechanizm zegara, kt�ry tak naprawd� nigdy nie przesta� chodzi�, zn�w zacz��
dzia�a�.
- Nie zawiod� - odpar� g�osom, czuj�c, �e k�amie, a jednocze�nie czuj�c aprobat�
tych
g�os�w dla samego siebie.
I wtedy...
Wyci�gn�� r�k� i wyj�� z nieruchomej d�oni Roga pi�k�.
Pater� Jedwab wykona� gwa�towny obr�t. Ciemna pi�ka poszybowa�a niczym czarny
ptak i przelecia�a przez pier�cie� po przeciwnej stronie pola. Z g�o�nym
�oskotem, krzesz�c
niebieskie iskry, odbi�a si� od piekielnego kamienia i w powrotnej drodze zn�w
przelecia�a
przez pier�cie�.
R�g pr�bowa� go zatrzyma�, lecz patere Jedwab mocno potr�ci� ch�opca, obali� na
ziemi� i chwyci� wracaj�c� pi�k�. Rozleg� si� trzytonowy pean dzwonka i na
poci�gni�tej
ochr� tarczy zegara pojawi� si� ostateczny rezultat meczu: trzyna�cie do
dwunastu.
Trzyna�cie do dwunastu to nie najgorszy wynik, pomy�la� patere Jedwab, gdy
odbiera� od Pi�rka pi�k� i
chowa� j� do kieszeni spodni. Starszych ch�opc�w nie powinno to za�ama�, ale
maluchy wpadn� w zachwyt. Co
zreszt� by�o ju� po nich wida�. Nie pr�buj�c nawet ucisza� rozkrzyczanych
brzd�c�w, wzi�� na r�ce dw�ch
najmniejszych.
- Wracajcie do klasy - powiedzia� g�o�no. - Wszyscy do klasy. Troch� arytmetyki
dobrze wam zrobi. Pi�rko, rzu� Meszkowi m�j r�cznik.
Nale��cy do starszych maluch�w Pi�rko spe�ni� polecenie; Meszek, kt�rego Jedwab
trzyma� na prawym ramieniu, pr�bowa� z�apa� r�cznik, lecz sztuka ta mu si� nie
uda�a.
- Pater� - odezwa� si� Pi�rko. - Zawsze m�wisz, �e ze wszystkiego nale�y
wyci�ga�
lekcj�.
Jedwab skin�� g�ow�, otar� z potu twarz i przeci�gn�� d�oni� po potarganych
��tych
w�osach. Dotkn�� go b�g! Dotkn�� go Zewn�trzny; a cho� Zewn�trzny nie nale�a� do
Dziewi�ciu, niew�tpliwie by� bogiem. I to, w�a�nie to by�o objawieniem.
- Pater�?
- S�ucham ci�, Pi�rko. O co chcesz zapyta�?
Ale objawienia doznawali jedynie wybra�cy boga, a on przecie� do �wi�tych
wybra�c�w nie nale�a� - nie by� postaci� promieniej�c� jasno�ci�, zwie�czon�
z�ot� mitr� z
Pisma. Jak mia� powiedzie� tym dzieciakom, �e w trakcie gry...
- Pater�, jaka zatem p�ynie lekcja z naszego zwyci�stwa?
- �e zawsze nale�y walczy� do ko�ca - odpar� nieuwa�nie Jedwab.
My�lami wci�� b��dzi� przy naukach Zewn�trznego.
Jeden z zawias�w bramy prowadz�cej na boisko by� p�kni�ty; dw�ch ch�opc�w
musia�o unie�� wrota, by zamkn�� skrzypi�ce wierzeje. Zawias trzeba szybko
naprawi�, bo
niebawem drugi pu�ci. Do wielu wybra�c�w bogowie nigdy nie przem�wili; tak w
ka�dym
razie uczono Jedwabia w scholi. Do nielicznych przem�wili w ostatniej chwili,
ju� na ich �o�u
�mierci; prawda ta do patere dotar�a dopiero teraz.
- Wytrwali�my do ko�ca - przypomnia� mu R�g. - Ale przegrali�my. Jeste� wi�kszy
ode mnie. Jeste� wi�kszy od ka�dego z nas.
Jedwab u�miechn�� si� i skin�� g�ow�.
- Nie m�wi�em, �e jedynym celem jest zwyci�stwo.
R�g otworzy� usta, ale szybko je zamkn�� i g��boko si� zamy�li�. Przy bramie
Jedwab
postawi� na ziemi Gaj�wk� i Meszka. Wytar� z torsu pot i zdj�� z gwo�dzia czarn�
tunik�.
Ulica S�o�ca, zgodnie z nazw�, ci�gn�a si� r�wnolegle do drogi s�o�ca, i jak
zawsze o tej
porze dnia panowa� na niej straszny �ar. Jedwab bardzo niech�tnie w�o�y� przez
g�ow� tunik�,
kt�ra ostro pachnia�a jego potem.
- Przegrali�cie - o�wiadczy� Meszkowi, kiedy ju� w�o�y� grub� koszul�. -
Przegrali�cie
w chwili, gdy R�g odebra� ci pi�k�. Ale wygrali�cie, skoro ca�a dru�yna dotrwa�a
do ko�ca.
Jak� z tego wyci�gasz lekcj�?
Meszek milcza�.
- �e wygrana czy przegrana nie jest ko�cem whorla - powiedzia� Pi�rko.
Jedwab w�o�y� na tunik� czarn�, lu�n� sutann�, w kt�rej czu� si� najlepiej.
- Bardzo dobrze - pochwali� ma�ego Pi�rko.
W chwili gdy pi�ciu ch�opc�w zamkn�o bram� boiska, pad� na nich niewyra�ny cie�
unosz�cego si� nad ulic� S�o�ca lotnika. Dzieciaki popatrzy�y w g�r�. Kilka
najm�odszych
chwyci�o kamienie, mimo �e lotnik znajdowa� si� trzy czy cztery razy wy�ej ni�
najwy�sza
wie�a w Vironie.
Jedwab te� przystan��, zadar� g�ow� i z zazdro�ci�, kt�r� pr�bowa� wszelkimi
si�ami w
sobie st�umi�, popatrzy� na szybuj�c� mu nad g�ow� posta�. Czy w kt�rej� z
zawrotnych wizji
widzia� lotnik�w? Odnosi� wra�enie, �e tak - ale obraz�w przecie� by�o tak
wiele!
Nieproporcjonalnie wielkie i przezroczyste jak mg�a skrzyd�a by�y w o�lepiaj�cym
blasku s�o�ca prawie niewidoczne. Wydawa�o si�, �e lotnik wcale nie ma skrzyde�.
Na tle
pa�aj�cego z�otem �wiat�a majaczy�a tajemnicza, wyprostowana czarna sylwetka z
rozpostartymi ramionami.
Jedwab przypomnia� sobie o obowi�zkach.
- Je�li lotnicy s� lud�mi, to z ca�� pewno�ci� ciskanie w nich kamieniami jest
rzecz�
nagann� - o�wiadczy�. - Je�li lud�mi nie s�, nale�y wzi�� pod uwag�, �e w
hierarchii
duchowego whorla stoj� wy�ej ni� my. - I po chwili, tkni�ty nag�� my�l�,
doko�czy�: - Nawet
je�li nas szpieguj�, w co bardzo w�tpi�.
Czy lotnicy r�wnie� doznaj� objawienia i dlatego potrafi� lata�? Czy bogowie -
na
przyk�ad Hierax lub jego ojciec, w�adaj�cy niebem Pah - ucz� swych ulubie�c�w
sztuki
latania?
Prowadz�ce do palestry wypaczone i zwietrza�e drzwi nie chcia�y si� otworzy�,
R�g
musia� u�y� ca�ej si�y. Jedwab jak zawsze najpierw odes�a� maluch�w do maytere
Marmur.
- Odnie�li�my wspania�e zwyci�stwo - o�wiadczy� sybilli. Potrz�sn�a w udawanym
zdumieniu g�ow�. W jej g�adkiej, owalnej twarzy, wypolerowanej od wielokrotnego
wycierania, odbija�o si� wpadaj�ce przez okno �wiat�o.
- A moje dziewczynki przegra�y. Odnosz� wra�enie, �e du�e dziewcz�ta maytere
Mi�ty z ka�dym mijaj�cym tygodniem staj� si� szybsze i silniejsze. Czy nie
s�dzisz, �e nasza
Molpe Mi�osierna powinna sprawi�, by moje male�stwa te� sta�y si� szybsze? Ale
jej
najwyra�niej na tym nie zale�y.
- Stan� si� szybsze, gdy b�d� ju� du�ymi dziewcz�tami.
- I tak musi by�, patere. Kiedy ja by�am ma�� dziewczynk�, chwyta�am si� ka�dego
sposobu, by nie zajmowa� si� odjemnymi i odjemnikami. Zawsze przedk�ada�am
rozmowy
nad prac�. - Maytere Marmur zamilk�a Gn�c w stalowych, startych od pracy palcach
linijk�
d�ugo�ci jednego �okcia, obserwowa�a twarz Jedwabia. - Ale dzi� daj ju� sobie
spok�j z prac�.
Jeste� zm�czony po meczu. M�g�by� spa�� z dachu.
- Maytere, wszelkie naprawy na dzisiejszy dzie� ju� zako�czy�em - odpar� Jedwab
z
szerokim, serdecznym u�miechem. - Zamierzam z�o�y� w manteionie ofiar�; prywatn�
ofiar�.
Stara sybilla przechyli�a l�ni�c� g�ow� i unios�a brew.
- �a�uj� zatem, �e moja klasa nie b�dzie bra� w tym udzia�u. Czy�by� s�dzi�, �e
twoje
jagni� bardziej zadowoli Dziewi�ciu, kiedy nas nie b�dzie?
Przez chwil� Jedwab mia� ochot� wyzna� jej prawd�, ale tylko g��boko odetchn��,
u�miechn�� si� i zamkn�� za sob� drzwi.
Wi�kszo�� starszych ch�opc�w przebywa�a ju� w sali maytere R�y. Jedwab
popatrzy�
gro�nie na pozosta�ych i uczniowie w jednej chwili czmychn�li. Pozosta� jedynie
R�g.
- Chcia�bym z tob� porozmawia�, patere. Zajm� ci tylko chwil�.
- Je�li tylko chwil�, zgoda - Ch�opiec nic nie m�wi�, wi�c Jedwab dorzuci�: -
No, o co
chodzi? Uwa�asz, �e ci� sfaulowa�em? Je�li tak, to przepraszam. Nie zamierza�em
tego
zrobi�.
- Chodzi o... - R�g zamilk� i wbi� wzrok w nier�wne deski pod�ogi.
- Prosz�, m�w. Albo zapytasz mnie p�niej, gdy wr�c�. Tak chyba b�dzie lepiej.
Ch�opiec popatrzy� na �cian�, pobielone wapnem ceg�y z nie wypalonej gliny.
- Pater�, czy to prawda, �e zamierzaj� wyburzy� nasz� palestr� i tw�j manteion?
�e
masz zosta� przeniesiony gdzie� indziej? Albo w og�le donik�d? M�wi� o tym
wczoraj m�j
ojciec. Czy to prawda?
- Nie.
W oczach Roga pojawi�a si� nowa nadzieja, cho� s�ysz�c tak proste i bezpo�rednie
zaprzeczenie, nie mia� nic do powiedzenia
- Nasza palestra i nasz manteion b�d� tu w przysz�ym roku, jeszcze w przysz�ym,
i
jeszcze w nast�pnym. - Jedwab wyprostowa� si�, nieoczekiwanie �wiadom swej
pot�nej
sylwetki. - Czy to ci� uspokaja? Mam nadziej�, �e �wi�tynia stanie si� wi�ksza i
bardziej
znana Mo�e kt�ry� z bog�w lub kt�ra� z bogi� ponownie przem�wi do nas przez
�wi�te okno,
jak raz ju� to uczyni� Pah w czasach m�odo�ci patere P�etwy. Co dzie� si� o to
modl�. Gdy
osi�gn� ju� wiek patere P�etwy, mieszka�cy tej dzielnicy wci�� b�d� mie�
manteion i
palestr�. Co do tego nie ma najmniejszych w�tpliwo�ci.
- Chcia�em powiedzie�... Jedwab skin�� g�ow�.
- Nie musisz nic m�wi�, wszystko wyczyta�em w twoich oczach. Dzi�kuj�, Rogu.
Dzi�kuj�. Wiem, �e ilekro� b�d� w potrzebie, mog� na ciebie liczy�. Wiem, �e
zrobisz co w
twej mocy, nie ogl�daj�c si� na koszty. Ale, Rogu...
- Tak, patere?
- Wiedzia�em ju� o tym wcze�niej. Wysoki ch�opiec kiwn�� g�ow�.
- Mo�esz liczy� te� na wszystkich szprot�w, patere. Znam kilkudziesi�ciu malc�w,
kt�rym mo�esz ufa�.
R�g sta� wypr�ony jak struna, niczym gwardzista podczas parady. Jedwab nagle
u�wiadomi� sobie, �e obaj stoj� jak na baczno��, a szczere, ciemne oczy Roga
znajduj� si�
prawie na poziomie jego oczu.
Ci ch�opcy dorosn� - ci�gn�� R�g. - B�d� m�czyznami.
Jedwab ponownie skin�� g�ow�, konstatuj�c z niedowierzaniem, �e R�g to ju�
prawie
doros�y m�czyzna, i to lepiej wykszta�cony ni� jego r�wie�nicy.
Poza tym nie chc�, by� s�dzi�, patere, �e jestem na ciebie z�y za... za to, �e
obali�e�
mnie na ziemi�. Potr�ci�e� mnie wprawdzie mocno, ale na tym mi�dzy innymi polega
urok
gry.
Jedwab potrz�sn�� g�ow�.
- To nie tak. Urok gry wzrasta, gdy kto� ma�y powali na ziemie wi�kszego od
siebie.
- By�e� ich najlepszym graczem, patere. Nie by�oby uczciwe, gdyby� nie walczy�
ze
wszystkich si�. - R�g zerkn�� w stron� otwartych drzwi od pokoju maytere R�y. -
Musz� ju�
i��. Dzi�kuj�, patere.
Pewien ust�p w Pi�mie odnosi� si� do gry i lekcji, jakie mo�na z niej wyci�gn��.
Jedwab czu�, �e lekcja ta by�a istotniejsza od wszystkiego, czego mog�a nauczy�
maytere
R�a, ale R�g przekracza� ju� drzwi jej klasy i patere mrukn�� jedynie do jego
plec�w:
- Wprawdzie ludzie tworz� gamy, lecz bogowie graj� w innych tonacjach.
Westchn�� ci�ko. Cytat przyszed� mu do g�owy o sekund� za p�no, a R�g ju� by�
sp�niony. Ch�opiec m�g� wprawdzie powiedzie� maytere R�y, �e zatrzyma� go
patere
Jedwab, ale ona zapewne i tak go ukarze, nie dochodz�c prawdy.
Jedwab odwr�ci� si�. Nie by�o sensu pods�uchiwa�. Gdyby nawet pr�bowa�
interweniowa�, pogorszy�by tylko sytuacj� Roga. Dlaczego Zewn�trzny wybra�
takiego
partacza? Czy to mo�liwe, by bogowie nie wiedzieli, jak s�aby i nieroztropny
jest patere
Jedwab?
A mo�e tylko niekt�rzy z nich?
Zardzewia�a kasa, w kt�rej trzyma� pieni�dze manteionu, �wieci�a pustkami. A
przecie� musia� kupi� zwierz� ofiarne, i to dobre zwierz�. Rodzice kt�rego� z
uczni�w mogli
mu po�yczy� pi�� lub nawet dziesi�� bit�w, a upokorzenie, jakiego dozna,
b�agaj�c ubogich
ludzi o po�yczk�, z pewno�ci� oka�e si� zbawienne. Gdy zamyka� wypaczone drzwi
palestry i
p�niej, gdy rusza� w drog� na rynek, trwa� przy swoim postanowieniu. Kiedy
jednak
wyobrazi� sobie zap�akane ma�e dzieci, kt�re pozbawi kolacji z�o�onej z mleka i
czerstwego
chleba, zmieni� postanowienie. Nie! Kupcy musz� prolongowa� mu kredyt.
Musz�. Czy kiedykolwiek sk�ada� cho�by najmniejsz� ofiar� Zewn�trznemu? Nigdy!
A jednak Zewn�trzny, w imi� patere p�etwy, dawa� mu nieograniczony kredyt Tak na
to
nale�a�o patrze�. I tak chyba by�o najlepiej. Zapewne nigdy nie zdo�a odp�aci�
Zewn�trznemu
za wiedz� i �ask�. Nic zatem dziwnego...
Przy�pieszy� kroku, w g�owie mia� coraz wi�kszy zam�t.
Sprzedawcy nigdy nie prolongowali nawet najmniejszego kredytu. Nie prolongowali
kredytu augurom; a ju� na pewno nie oka�� si� wspania�omy�lni wobec augura,
kt�rego
manteion znajduje si� w najubo�szej dzielnicy miasta. Lecz przecie� nie mo�e
odm�wi�
Zewn�trznemu ofiary, wi�c kupcy musz� udzieli� mu kolejnej po�yczki. Nale�y
post�powa� z
nimi twardo; bardzo twardo. Napomni ich, �e Zewn�trzny ich ceni najmniej. Musz�
przyzna�,
i� w Pi�mie napisano, �e Zewn�trzny (pod postaci� op�tanego cz�owieka) osobi�cie
dotkliwie
ich pobi�. I cho� Dziewi�ciu ma pe�ne prawo szczyci� si�...
Pojawi� si� czarny, prywatny �lizgacz. Z rykiem silnika posuwa� si� ulic�,
roztr�caj�c
kobiety, dzieci i m�czyzn, wymijaj�c rozklekotane wozy i cierpliwe szare os�y.
Jego
wydechy wzbija�y tumany ��tego, dusz�cego py�u, wi�c Jedwab, wzorem innych
przechodni�w, odwr�ci� g�ow� i skrajem sutanny zas�oni� usta i nos.
- Ej, ty tam, augurze!
�lizgacz zatrzyma� si�, ryk motoru przeszed� w p�aczliwy j�k i pojazd opad� na
pobru�d�on� koleinami ulic�. Z przedzia�u pasa�erskiego wy�oni� si� postawny,
muskularny
m�czyzna z fantazyjn� lask� w r�ku.
- Rozumiem, �e zwraca si� pan do mnie! - odkrzykn�� Jedwab. - Czy mam racj�?
Bogacz niecierpliwie skin�� r�k�. Podejd� tu, prosz�.
- W�a�nie to robi� - odrzek� Jedwab, przekraczaj�c �cierwo psa gnij�ce w
rynsztoku,
p�osz�c chmar� niebieskich much. - By�oby grzeczniej, gdyby zwraca� si� pan do
mnie patere,
ale mniejsza o to. Je�li pan woli, prosz� nazywa� mnie augurem. Bardzo
potrzebuj� pa�skiej
pomocy. Jestem w wielkiej potrzebie. B�g postawi� mi pana na drodze.
Bogacz by� r�wnie zaskoczony jak R�g, gdy podczas gry Jedwab powali� go na
ziemi�.
- Potrzebuj� dw�ch... nie, trzech kart - ci�gn�� Jedwab. - Potrzebuj� ich
natychmiast,
dla �wi�tej przyczyny. Dla zamo�nego cz�owieka to �aden wydatek, a w zamian
u�miechn�
si� do pana bogowie. Prosz� o przys�ug�.
Bogacz przetar� czo�o du��, brzoskwiniowego koloru chustk�, kt�ra nape�ni�a
cuchn�c� ulic� upojn� woni�.
- Pater�, czy�by Kapitu�a pozwala�a augurom �ebra�?
- �ebra�? Oczywi�cie, �e nie. Ma pan ca�kowit� racj�. �ebranie jest
kategorycznie
zabronione. Wprawdzie na ka�dym rogu mo�na spotka� �ebraka, ale wie pan, o co
oni prosz�.
Mnie chodzi o co� zupe�nie innego. Nie jestem g�odny, nie mam przymieraj�cych
g�odem
dzieci. Nie prosz� o pieni�dze dla siebie, lecz dla boga, dla Zewn�trznego. To
wielka
nieroztropno�� odm�wi� komu� mod��w do Dziewi�ciu, a ja.. Mniejsza o to.
Zewn�trzny
musi dosta� ode mnie stosown� ofiar� jeszcze przed zaciemnieniem. To absolutna
konieczno��. Je�li umo�liwi mi pan z�o�enie ofiary, mo�e by� pan pewien jego
wzgl�d�w.
- Chcia�em... Jedwab wzni�s� r�k�.
- Nie! Pieni�dze. Co najmniej trzy karty, i to natychmiast. W zamian oferuj�
panu
okazj� zyskania wzgl�d�w boga. Chwilowo pan je straci�, lecz je�li bez dalszej
zw�oki da mi
pan to, o co prosz�, odzyska pan jego �ask�. Dla w�asnego dobra prosz� mi da�
trzy karty! -
Jedwab zbli�y� si� jeszcze bardziej do bogacza i popatrzy� mu w czerstw�,
pokryt�
kropelkami potu twarz. - W przeciwnym razie spotkaj� pana straszne k�opoty.
Straszne!
Nieznajomy si�gn�� do pojemnika z kartami, przypi�tego do paska.
- Szanuj�cy si� obywatel nie powinien nawet zatrzymywa� si� w tej dzielnicy -
burkn��. - Ja tylko...
- Skoro jest pan w�a�cicielem �lizgacza, trzy karty to dla pana nic. A ja w
zamian
obiecuj� mod�y w pa�skiej intencji... Wiele mod��w, dzi�ki kt�rym... - Jedwab
zadr�a�.
Ze �lizgacza wychyli� si� kierowca.
- Zamknij paskudn� g�b�, rze�niku, i pozw�l m�wi� Krwi - warkn�� ochryp�ym
g�osem, po czym zwr�ci� si� do swego pracodawcy: - Czy mamy go zabra�,/e/e?
Krew potrz�sn�� g�ow�, odliczy� trzy karty i u�o�y� je w wachlarzyk. Nieopodal
natychmiast przystan�o z p� tuzina obdartus�w i zacz�o gapi� si� w po�yskliwe
z�oto.
- Pater�, powiedzia�e�, �e potrzebujesz trzech kart. Prosz�, oto one. O co
zamierzasz
prosi� bog�w? O objawienie dla mnie? Wy, augurowie, nieustannie bajdurzycie o
objawieniu.
Ale mnie to nie obchodzi. Pragn� tylko pewnej informacji. Je�li odpowiesz na
wszystkie moje
pytania, dostaniesz karty. Widzisz je? Wtedy b�dziesz m�g� z�o�y� drogocenn�
ofiar� lub
przehula� te pieni�dze. Co ty na to?
- Nawet nie wie pan, co ryzykuje. Je�li... Krew parskn�� lekcewa��co.
- Pater�, wiem, �e od czasu mej m�odo�ci w �adnym �wi�tym oknie tego miasta nie
pojawi� si� b�g, cho� wy, rze�nicy, g�o�no go wzywacie. Ja chc� wiedzie� jedno.
Przy tej
ulicy mie�ci si� manteion, prawda? Tam, u zbiegu ulic S�o�ca i Srebra. Nigdy nie
by�em w tej
dzielnicy, wi�c musia�em pyta�.
Jedwab skin�� g�ow�.
- To m�j manteion. Jestem w nim augurem.
- A wi�c stary piernik umar�?
- Pater� P�etwa? - Jedwab wykona� w powietrzu r�k� znak dodawania. - Tak. Pater�
P�etwa przebywa ju� z bogami prawie od roku. Czy pan go zna�?
Krew pu�ci� to pytanie mimo uszu i tylko skin�� g�ow�.
- Odszed� do Centralnego Procesora? Bardzo dobrze, patere. Nawet nie udaj�, �e
jestem cz�owiekiem religijnym, lecz obieca�em mojej... obieca�em pewnej osobie
uda� si� do
twego manteionu i odprawi� w jej intencji mod�y. Chcia�bym tez z�o�y� ofiar�.
Wiem, �e
mnie zapyta, czy to uczyni�em. Nie obawiaj si�, zwierz� ofiarne sam kupi�, te
karty daj�
tobie. Tak zatem chc� wiedzie�, czy kto� wpu�ci mnie do �rodka.
Jedwab ponownie skin�� g�ow�.
- Maytere Marmur i maytere Mi�ta powitaj� pana z najwi�ksz� rado�ci�. Zastanie
je
pan w palestrze, po drugiej stronie boiska. - Jedwab umilk� i zamy�li� si� na
chwile. - Maytere
Mi�ta wspaniale rozumie dzieci, ale jest bardzo nie�mia�a. Radz� wi�c pyta� o
maytere
Marmur. Znajdzie j� pan w pierwszej sali po prawej stronie. Na godzin� czy dwie
zostawi
klas� pod opiek� kt�rej� ze starszych dziewczynek. Krew z�o�y� karty, jakby je
zamierza�
wr�czy� Jedwabiowi.
- Pater�, nie przepadam za chemicznymi lud�mi. Kto� wspomina� mi, �e jest tam
r�wnie� maytere R�a. Czy m�g�bym uda� si� w�a�nie do niej?
- Naturalnie. - Jedwab mia� nadziej�, �e Krew nie wyczu� w jego g�osie
niepewno�ci i
konsternacji, jakie zawsze ogarnia�y go na my�l o maytere R�y. - Ale jest ju�
bardzo stara i
oszcz�dzamy jej wysi�ku. S�dz� jednak, �e maytere Marmur spe�ni wszelkie pa�skie
oczekiwania.
- W to nie w�tpi�. - Krew ponownie przeliczy� karty. Porusza� przy tym ustami, a
jego
grube, upier�cienione palce z najwy�sz� niech�ci� odrywa�y si� od ka�dego
kolejnego,
cienkiego jak op�atek, l�ni�cego prostok�ta. - Pater�, m�wi�e� przed chwil� o
objawieniu.
M�wi�e�, �e odprawisz za mnie mod�y.
- Tak - odpar� skwapliwie Jedwab. - I zrobi�, co obieca�em. Krew wybuchn��
�miechem.
- Nie zawracaj sobie g�owy. Jestem ciekaw, a nigdy nie mia�em okazji zapyta� o
to
kt�rego� z was, czy objawienie jest r�wnoznaczne z op�taniem?
- Niezupe�nie, prosz� pana. - Jedwab przygryz� doln� warg�. - Jak zapewne si�
pan
orientuje, w scholi ucz� nas prostych, zadowalaj�cych odpowiedzi na wszystkie
pytania. Aby
zda� egzamin, musimy je recytowa� z pami�ci, i teraz kusi mnie, by powt�rzy� je
panu. Lecz
rzeczywisto�� nie jest wcale prosta. W ka�dym razie objawienie nie jest prost�
spraw�.
Niewiele wiem o op�taniu, a niekt�rzy z najwybitniejszych hierologist�w wyra�aj�
pogl�d, �e
op�tanie istnieje potencjalnie, ale nie jako rzeczywisto��.
- Zapewne b�g wk�ada na siebie cz�owieka jak tunik�... C�, skoro potrafi� robi�
to
niekt�rzy ludzie, dlaczego nie mieliby tej sztuki zna� bogowie? - Na widok
wyrazu twarzy
Jedwabia Krew wybuchn�� �miechem. - Nie wierzysz mi, patere?
- Nigdy o takich ludziach nie s�ysza�em. Nie powiem, �e nie istniej�, skoro pan
twierdzi inaczej, ale wydaje mi si� to ma�o prawdopodobne.
- Pater�, jeste� jeszcze bardzo m�ody i nie zapominaj o tym, je�li chcesz
unikn�� wielu
omy�ek. - Krew zerkn�� na szofera. - Grizzly, przep�d� tych �achmyt�w. Niech
trzymaj�
brudne �apska z dala od mego �lizgacza.
- Objawienie... - Jedwab w zamy�leniu podrapa� si� w policzek.
- S�dz�, �e to prosta sprawa. Czy nigdy nie pozna�e� nieoczekiwanie wielu spraw,
o
kt�rych wcze�niej nie mia�e� poj�cia? - Krew umilk� i popatrzy� Jedwabiowi w
oczy. - Spraw,
kt�rych nie umiesz wyja�ni� albo kt�rych nie wolno ci wyja�nia�?
Pojawi� si� patrol gwardzist�w. Na pasach zawieszone mieli wielkie pistolety
olstrowe, lewe d�onie trzymali na r�koje�ciach mieczy. Jeden z gwardzist�w odda�
Krwi
honory.
- To trudny problem - odrzek� Jedwab. - Op�tanie zawsze mo�na traktowa� jak dar,
dobry lub z�y. Tak nas uczono, cho� osobi�cie w to nie wierz�... W objawieniu
jest du�o
wi�cej. Powiedzia�bym, �e tyle, ile mo�e znie�� wybraniec boga.
- I to w�a�nie przytrafi�o si� tobie? - zdziwi� si� Krew. - Wielu z was tak
twierdzi, ale
twoje s�owa brzmi� wiarygodnie. Wierzysz, �e wydarzy�o si� to naprawd�.
Jedwab da� krok do ty�u i wpadaj�c na jednego z gapi�w, o ma�o si� nie
przewr�ci�.
- Wcale nie uwa�am siebie za o�wieconego, prosz� pana. Nie musisz. Wys�ucha�em
ci�, wi�c teraz ty mnie wys�uchaj. Nie daj� ci tych kart ani na �wi�t� ofiar�,
ani na nic innego.
P�ac� jedynie za odpowiedzi udzielone na moje pytania. A teraz zadam ci
ostatnie. Co to jest
to objawienie? Kiedy go doznajesz i dlaczego? Oto karty. - Uni�s� z�ociste
prostok�-
Odpowiedz mi, patere, a karty b�d� twoje. Jedwab chwil� si� zastanawia�, po czym
wyrwa� karty z d�oni Krwi.
- Objawienie znaczy rozumienie wszystkiego tak, jak rozumie b�g. Kim naprawd�
jeste� ty i wszyscy ludzie. Rozumiesz wszystko, o czym pomy�lisz, przez mgnienie
oka
widzisz wszystko niezwykle wyrazi�cie, a jednocze�nie ulotnie, i tak naprawd�
niczego nie
rozumiesz ani nie jeste� pewien.
Gapie zacz�li mi�dzy sob� co� szepta�. Kilku odwr�ci�o si� w stron� Jedwabia.
Kt�ry�
machn�� r�k� w stron� cz�owieka pchaj�cego r�czny w�zek.
- Tylko przez mgnienie oka - powt�rzy� w zamy�leniu Krew.
- Tak, przez mgnienie oka. Ale pozostaje pami��, a wraz z ni� poznanie.
Jedwab, kt�ry wci�� trzyma� w r�ku trzy karty, przestraszy� si�, �e kt�ry� z
obdartus�w mo�e mu je wyrwa�, i szybko schowa� skarb do kieszeni.
- A kiedy to przytrafi�o si� tobie? Przed tygodniem? Przed rokiem?
Jedwab potrz�sn�� g�ow� i popatrzy� w s�o�ce. Zacz�a je ju� zakrywa� cieniutka,
czarna linia klosza.
- Dzisiaj. Przed nieca�� godzin�. Pi�ka... rozgrywa�em z ch�opcami mecz...
Krew machn�� lekcewa��co r�k� i Jedwab porzuci� temat pi�ki.
- Tak czy owak, sta�o si�. Odnios�em wra�enie, �e wszystko znieruchomia�o. Nie
mog� powiedzie�, czy trwa�o to przez sekund�, przez dzie� czy przez rok. Zreszt�
w�tpi�, by
jakiekolwiek okre�lenie czasu by�o w tym przypadku w�a�ciwe. By� mo�e, dlatego
nazywamy
boga Zewn�trznym, gdy� stoi poza czasem, poza wszelkim czasem.
- Cha, cha, cha! - Krew wynagrodzi� Jedwabia niech�tnym �miechem. - Moim
zdaniem to tylko mrzonka. Co� w rodzaju snu na jawie. Ale musz� przyzna�, �e w
twoim
uj�ciu jest to nader interesuj�ce. Z niczym podobnym si� jeszcze nie spotka�em.
- Nie tego dok�adnie ucz� w scholi - przyzna� Jedwab - ale ja w g��bi serca
wierz�, �e
tak w�a�nie jest. - Zawaha� si�. - Wierz�, �e Zewn�trzny to mi pokaza�... czy
raczej stanowi to
jedn�, nie ko�cz�c� si� panoram� istoty rzeczy. W jaki� spos�b Zewn�trzny
przebywa poza
naszym whorlem, a jednocze�nie jest tutaj wraz z nami. Pozostali bogowie,
niezale�nie od
tego, ilu ich jest, �yj� ca�kowicie w naszym whorlu.
Krew wzruszy� ramionami i pow�drowa� wzrokiem w stron� gapi�w.
- C�, tak czy owak, oni tobie wierz�. Ale jak d�ugo �yjemy, nie stanowi to dla
nas
r�nicy, prawda, patere?
- Naprawd� nie wiem. Nie zastanawia�em si� jeszcze nad tym. - Jedwab ponownie
zadar� g�ow�, z�ocista droga s�o�ca na niebie by�a ju� teraz znacznie w�sza. -
Ale zapewne
dla whorla stanowi to wielk� r�nic�. Tak s�dz�.
- Nie rozumiem jak�.
- Musisz poczeka�, synu; podobnie jak ja. - Jedwab ponownie zadr�a�. - Chcia�e�
wiedzie�, dlaczego otrzyma�em to b�ogos�awie�stwo, prawda? To by�o twoje
ostatnie pytanie:
dlaczego co� tak niebywa�ego przytrafi�o si� komu� tak niewiele znacz�cemu jak
ja? Prawda?
- Tak. Je�li oczywi�cie tw�j b�g pozwoli ci rozpowiada� o tym na prawo i lewo. -
Krew u�miechn�� si�, pokazuj�c krzywe, brudne z�by; a Jedwab, nieoczekiwanie i
ca�kiem
mimowolnie, du�o wyrazi�ciej dostrzeg� stoj�cego przed nim cz�owieka; g�odnego,
wystraszonego, prowadz�cego r�ne matactwa m�odzie�ca, jakim Krew by� w
poprzednim
pokoleniu. - I nie pr�buj mi wcisn�� �adnego bla, bla, bla, patere.
- Bla, bla, bla?
Bez urazy. Nie udawaj, �e przekraczasz zakre�lon� przez niego granic�. Jedwab
chrz�kn��.
Rozumiem. Nie czuj� urazy, lecz jednocze�nie nie umiem zadowalaj�co odpowiedzie�
na twoje pytanie. Dlatego w�a�nie wyrwa�em ci z d�oni te trzy karty i dlatego
w�a�nie ich
potrzebuj�. By� mo�e, Zewn�trzny ma tylko dla mnie jakie� zadnie. Wiem, �e ma, i
krzepi�
si� nadziej�. Lub te�, jak s�iem dot�d, zamierza mnie zniszczy� i uwa�a, �e jest
mi to winien,
zanim uderzy. Nie wiem.
Krew zaj�� miejsce w przedziale pasa�erskim �lizgacza, po czym zn�w wytar� wonn�
chustk� twarz i kark.
- Dzi�kuj�, patere. Jeste�my kwita. Czy wybierasz si� na rynek?
- Tak. Za karty, kt�re od ciebie dosta�em, chc� kupi� dobre zwierz� ofiarne.
- Za karty, kt�rymi ci zap�aci�em. Zapewne opuszcz� manteion przed twoim
powrotem. - Krew rozpar� si� w obitym aksamitem fotelu luksusowego pojazdu. -
Podnie�
kopu��, Grizzly.
- Poczekaj! - zawo�a� Jedwab. Zaskoczony Krew zn�w wsta� z fotela.
- Czego jeszcze chcesz? Chyba nie �ywisz do mnie urazy?
- Sk�ama�em ci, synu, a raczej zmyli�em ci�, cho� nie mia�em takich intencji.
On,
Zewn�trzny, powiedzia� mi dlaczego, i pami�ta�em to jeszcze niedawno, kiedy
rozmawia�em
z ch�opcem o imieniu R�g, uczniem naszej palestry. - Jedwab zbli�y� si� do
�lizgacza i
popatrzy� na Krew ponad wp� uniesion� kopu��. - A sta�o si� to z powodu augura,
kt�ry
kierowa� przede mn� naszym manteionem. Z powodu patere P�etwy. To dobry
cz�owiek,
�wi�ty cz�owiek.
- M�wi�e�, �e umar�.
- Umar�. Ale przed �mierci� modli� si�... modli� si� do Zewn�trznego i zosta�
wys�uchany. Jego mod�y zosta�y przyj�te. Wszystko to zosta�o mi wyja�nione, a
teraz ja
jestem winien wyja�nienia tobie, gdy� na tym przecie� polega� nasz uk�ad.
- A wi�c mi wyja�nij. Tylko szybko.
- Modli� si� o pomoc. - Jedwab przeci�gn�� palcami po szopie swych w�os�w koloru
s�omy. - Kiedy my... kiedy ty modlisz si� do niego, do Zewn�trznego, o pomoc, on
ci j� zsy�a.
- Mi�o z jego strony.
- Ale nie zawsze, nie tak cz�sto, jak tego oczekujemy. Pater� P�etwa, dobrotliwy
starzec, modli� si� �arliwie. A ja jestem pomoc�...
- Grizzly, ruszaj.
-...kt�r� Zewn�trzny zes�a� mu, by uratowa� manteion i palestr� - zako�czy�
Jedwab.
Da� krok do ty�u i rozkaszla� si� od wzbitego wydechami �lizgacza tumanu kurzu.
Zwracaj�c
si� cz�ciowo do siebie, a cz�ciowo do kl�cz�cych wok� obszarpa�c�w, doda�: -
Nie
spodziewam si� od niego pomocy. To ja mam nie�� pomoc.
Nie wiedzia�, czy kto� z tej ha�astry zrozumia� jego s�owa. Wci�� kaszl�c,
wykona� w
powietrzu znak dodawania i wyszepta� kr�tkie b�ogos�awie�stwo, zaczynaj�ce si�
od
naj�wi�tszego imienia Paha, ojca bog�w, a ko�cz�ce si� imieniem jego
najstarszego dziecka,
Scylli, patronki �wi�tego miasta Viron.
Id�c w stron� rynku, rozmy�la� o niespodziewanym spotkaniu z bogaczem, z Krwi�,
jak zwraca� si� do niego szofer. Trzy karty stanowi�y hojn� zap�at� za
odpowiedzi na kilka
prostych pyta�; zw�aszcza �e nikt nigdy nie p�aci� augurom za odpowiedzi, chyba
�e petent
pragn�� w ten spos�b wyrazi� sw� wdzi�czno��. Trzy pe�ne karty... tylko czy
wci�� je ma?
Wsun�� d�o� do kieszeni i namaca� g�adk�, elastyczn� pi�k�. Gdy j� wyci�gn��,
wysun�a si� te� b�yszcz�ca karta i upad�a u jego st�p.
Chwyci� j� r�wnie szybko, jak podczas meczu wy�uska� pi�k� Rogowi. Mieszka� w
z�ej dzielnicy, cho� �y�o w niej wielu dobrych i przyzwoitych ludzi. Je�li nie
istnieje prawo,
kradn� nawet ludzie najuczciwszy; skoro odebrano im wszystko, w odwecie sami
staj� si�
rabusiami. Co powiedzia�aby jego matka, gdyby jeszcze �y�a i dowiedzia�a si�,
dok�d
Kapitu�a wys�a�a jej syna? Umar�a, gdy on by� na ostatnim roku scholi, ale do
ko�ca g��boko
wierzy�a, �e Jedwabiowi wyznacz� kt�ry� z bogatych manteion�w na Palatynie i jej
dziecko
zostanie kiedy� przewodnicz�cym Kapitu�y.
.Jeste� taki przystojny - mawia�a, wspinaj�c si� na palce, by wyg�adzi� mu
wiecznie
wzburzone w�osy. - Taki wysoki! Jedwab, m�j syn! M�j ukochany syn!�.
(A on przykl�ka�, by matka mog�a go poca�owa�).
�Jej syn� mia� prawo wyzywania ludzi od laik�w, ludzi nawet trzykrotnie od
siebie
starszych; chyba �e stali wysoko w hierarchii spo�ecznej, jak cho�by pu�kownik,
komisarz czy
radca. Ale dygnitarzy tej rangi w swojej dzielnicy nie spotyka�. W jego
dzielnicy nawet plakat
radcy Loriego, sekretarza Ayuntamiento, jaki� wandal poci�� no�em. Jedwab na
widok
zniszczonego afisza zawsze si� cieszy�, �e nale�y do Kapitu�y i nie uwik�a� si�
w polityk�,
cho� matka wr�y�a mu karier� polityczn�. Wizerunku Jego M�dro�ci
przewodnicz�cego
Kapitu�y z ca�� pewno�ci� nikt nie ci��by no�em.
Prze�o�y� pi�k� do drugiej r�ki i ponownie si�gn�� do kieszeni. Karty wci�� tam
by�y;
jedna, druga, trzecia. Wielu mieszka�c�w dzielnicy harowa�o jak wo�y od
rozja�nienia po
zmierzch. K�adli ceg�y, przenosili skrzynie, zarzynali zwierz�ta, d�wigali
ci�ary lub sprz�tali
u bogaczy, by przez ca�y rok zarobi� trzy takie karty. Jego matka zarabia�a
sze��, co samotnej
kobiecie z dzieckiem wystarcza�o na godziwe �ycie. Otrzymywa�a te� jakie�
fundusze z
Urz�du Skarbu, ale nigdy nie wyjawi�a jakie. Dochody te urwa�y si� wraz z jej
�mierci�.
Teraz by�aby bardzo rozczarowana, widz�c syna w�druj�cego ulicami tej pod�ej
dzielnicy,
r�wnie ubogiego jak jej mieszka�cy. �ycie nie u�o�y�o si� matce szcz�liwie. Jej
wielkie,
ciemne oczy cz�sto wype�nia�y �zy, szczup�ym cia�em wstrz�sa� szloch. (�Och,
Jedwabiu, m�j
synku! M�j nieszcz�liwy synku!�). Najpierw zwraca� si� do Krwi �prosz� pana�,
p�niej,
ca�kiem nie�wiadomie �synu�. Dlaczego? M�wi� �prosz� pana�, bo tylko
najbogatszych ludzi
sta� by�o na w�asny �lizgacz. �A wi�c stary piernik umar�?�. �Nie stanowi to dla
nas r�nicy,
prawda, patere?�. �Mi�o z jego strony�. Dobierane przez Krew s�owa i zdania oraz
wyra�na
pogarda dla bog�w zupe�nie nie harmonizowa�y ze �lizgaczem. A jednak wyra�a� si�
lepiej,
du�o lepiej ni� mieszka�cy tej dzielnicy; ale te� nie mia� nic wsp�lnego z
uprzywilejowanymi, dobrze urodzonymi lud�mi, jacy w opinii Jedwabia zas�ugiwali
na jazd�
prywatnymi �lizgaczami.
Pater� wzruszy� ramionami i wyci�gn�� z kieszeni trzy karty. Istnia�a mo�liwo��,
�e
karty s� podrobione. Mo�e �w dziwaczny, bogaty cz�owiek ze �lizgacza, Krew, w
specjalnej
przegr�dce na karty trzyma� fa�szywki? Z drugiej strony bit-karty wygl�da�y na
prawdziwe -
razem grube na kciuk, mia�y ostre kanty, rozmiar dwa kciuki na trzy, a
skomplikowany wz�r
z wtopionych z�otych nitek by� wprawdzie s�abo widoczny, lecz niezniszczalny.
M�wiono, �e
je�li z�ote wzorki s� na dw�ch kartach identyczne, jedna z nich stanowi
podr�bk�. Jedwab
dok�adnie sprawdzi� otrzymany od Krwi skarb, potrz�sn�� g�ow� i ruszy� w stron�
targowiska.
Nawet je�li karty s� fa�szywe, mo�e zdo�a zmyli� kupca handluj�cego zwierz�tami.
Zostanie
w�wczas z�odziejem, wyznawc� Tartarosa Mrocznego, najstarszego syna Paha,
przera�aj�cego boga nocy i rabusi�w.
Maytere Marmur siedzia�a na ko�cu sali lekcyjnej. Kiedy�, dawno temu, mog�a sta�
d�ugo, kiedy� jej uczniowie pracowali przy klawiaturach, a nie mozolili si� z
tabliczkami...
Teraz, hm, kt�ry to jest rok?... Mo�e...?
Nie zdo�a�a wywo�a� swych funkcji chronologicznych i przez chwil� zastanawia�a
si�,
kiedy przytrafi�o si� to jej ostatni raz.
Maytere Marmur w ka�dej chwili mog�a wywo�a� list� komponent�w swego
organizmu, kt�re nie funkcjonowa�y lub dzia�a�y wadliwie. Ale jaki z tego
po�ytek? Dlaczego
ma rozpatrywa� swe s�abo�ci? Jest istot� bardziej �a�osn�, ni� �yczyli sobie j�
stworzy�
bogowie. Bogowie s� okrutni i g�usi na jej mod�y, zanoszone przez tyle lat,
przez tyle dekad,
dni i ospa�ych, ci�gn�cych si� w niesko�czono�� godzin. Pah, wielki Pah, b�g
mechanizm�w
i wielu innych rzeczy, zapewne by� zbyt zaj�ty, by s�ucha�.
Wyobrazi�a go sobie, jak stoi w manteionie, wysoki niczym talus, o g�adkich
ko�czynach wykutych w bia�ym kamieniu, jeszcze bardziej drobnoziarnistym ni�
rakplast, o
powa�nych, niewidz�cych oczach i szlachetnym zarysie brwi. Zlituj si� nade mn�,
Pahu! -
modli�a si�. Zlituj si� nade mn�, �mierteln� niewiast�, kt�ra wo�a do ciebie,
lecz niebawem
przestanie wo�a� na zawsze.
Od lat jej prawa noga stawa�a si� coraz sztywniejsza i czasami wydawa�o si�, �e
nawet
gdy siedzi nieruchomo...
Ch�opiec do dziewczynki:
- Zasn�a!
...gdy siedzi nieruchomo jak w tej chwili, obserwuj�c dzieci - odejmuj�
dziewi�tna�cie
od dwudziestu dziewi�ciu i otrzymuj� dziesi��, dodaj� siedem do siedemnastu i
wychodzi im
dwadzie�cia trzy - �e nawet gdy siedzi nieruchomo jak w tej chwili, nie widzi
ju� tak dobrze
jak dawniej, cho� wci�� jeszcze rozpoznaje ko�lawe, pisane kred� cyfry na
tabliczkach, na
kt�rych dzieci stawiaj� du�e, nieporadne znaki. Ale przecie� dzieci w ich wieku
zawsze
stawiaj� du�e znaki, cho� oczy maj� lepsze ni� ona.
Odnosi�a wra�enie, �e wci�� jest bliska punktu krytycznego temperatury swego
cia�a.
Zw�aszcza podczas upalnej pogody. Pahu, wielki Pahu, bo�e nieba, s�o�ca i burzy,
ze�lij
�nieg! Ze�lij zimny wiatr!
Ci�g�e lato. Bez �niegu, bez jesiennych deszczy i s�ot, kt�rych pora w�a�ciwie
ju�
min�a. Nadchodzi pora �nieg�w, ale nic na to nie wskazuje. Tylko upa�, kurz i
chmury, kt�re
s� jedynie pust�, ��t� mg��. Co o tym my�li Pah, b�g Pah, m�� p�odnej Echidny i
ojciec
Siedmiu? Dziewczynka:
- Sp�jrz... zasn�a! Inna:
- One chyba nie sypiaj�.
Ko�atanie w wychodz�ce na ulice S�o�ca drzwi palestry.
- Otworze! - To g�os Asfodeli. Miodo�er:
- Nie, ja otworze!
Wonne bia�e kwiaty i ostre bia�e z�by. Maytere Marmur medytowa�a o imionach.
Kwiaty - lub jakie� ro�liny - dla biodziewcz�t; zwierz�ta lub produkty zwierz�ce
dla
bioch�opc�w. Metale lub kamienie dla nas. Dwug�os: - Pozw�l mi! Jej dawne imi�
brzmia�o...
Jej dawne imi� brzmia�o...
Ha�as przewracanego krzes�a. Maytere Marmur, chwytaj�c si� okiennego parapetu,
sztywno d�wign�a si� na nogi. - Natychmiast si� uspok�jcie!
W ka�dej chwili mog�a przywo�a� list� nie dzia�aj�cych cz�ci swego cia�a lub
cz�ci
dzia�aj�cych wadliwie. Nie robi�a tego od blisko stu lat; ale od czasu do czasu,
najcz�ciej gdy
�wi�tynia znajdowa�a si� po ciemnej stronie d�ugiego s�o�ca, lista pojawia�a si�
sama z siebie.
- Asfodelo, ucisz tych dwoje, zanim strac� cierpliwo��!
Maytere Marmur pami�ta�a kr�tkie s�o�ce, dysk pomara�czowego ognia; odnosi�a
wra�enie, �e najwi�ksz� zalet� starego s�o�ca by�o to, �e w jego promieniach nie
pojawia�y
si� nieproszone �adne pliki czy wykazy funkcji programu.
Ponownie dwug�os:
- Sybillo, chcia�bym... Sybillo, chcia�abym...
- Nie p�jdzie �adne z was - odpar�a zdecydowanie maytere Marmur.
Kolejne uderzenie w drzwi. Za g�o�ne jak na uderzenie pi�ci z ko�ci i cia�a.
Musi si�
zatem po�pieszy�, gdy� w przeciwnym razie pojawi si� maytere R�a, by osobi�cie
otworzy�
drzwi. A wtedy b�dzie mia�a okazj� do narzeka�, kt�re potrwaj� a� do nadej�cia
�nieg�w.
Je�li �niegi w og�le nadejd�.
- Sama otworz�. Rzep, do mego powrotu polecam ci piecz� nad klas�. Dopilnuj, by
ka�de dziecko pracowa�o. - Na podkre�lenie wagi swych s��w zawiesi�a g�os, po
czym doda�a
gro�nym tonem: - Powiesz mi p�niej, kto by� niegrzeczny.
Krok w stron� drzwi. W prawej nodze mia�a serwomotor, kt�ry cz�sto zawodzi�,
zw�aszcza gdy przez jaki� czas nie u�ywa�a n�g. Tym razem urz�dzenie dzia�a�o
zno�nie.
Nast�pny krok. I jeszcze nast�pny. Dobrze, dobrze! Chwa�a ci, Pahu Wielki!
Przez chwil� za drzwiami klasy nas�uchiwa�a, czy dzieci, korzystaj�c z jej
nieobecno�ci, nie zaczynaj� dokazywa�, a nast�pnie poku�tyka�a korytarzem w
stron� drzwi
wej�ciowych.
Za progiem sta� m�czyzna wygl�daj�cy na bogacza, prawie tak samo wysoki jak
patere Jedwab, i stuka� w futryn� lask� o misternie rze�bionej g��wce.
- Niech ci dzisiejszego dnia sprzyja ka�dy b�g - powita�a go maytere Marmur. -
Czym
mog� s�u�y�?
- Nazywam si� Krew. Ogl�dam wasz� posesj�. Widzia�em ju� ogr�d, ale same
budynki s� pozamykane na g�ucho. Chc� je obejrze� od �rodka, zaczynaj�c od tego.
- Nie mog� ci� wpu�ci� do naszej �wi�tyni - odpar�a kategorycznym tonem maytere
Marmur. - Nie wolno mi te� nikogo wpuszcza� na plebani�. Ale z najwi�ksz� ch�ci�
oprowadz� ci� po manteionie i palestrze... Je�li przekonasz mnie, �e masz ku
temu wa�ny
pow�d.
Czerwona twarz Krwi sta�a si� jeszcze czerwie�sza.
- Badam stan budynk�w. Z zewn�trz mog�em oceni�, �e wymagaj� solidnego
remontu.
Maytere Marmur skin�a g�ow�.
- To prawda. Staramy si� o nie dba� nale�ycie. Pater� Jedwab przeprowadza
w�a�nie
napraw� dachu manteionu. To sprawa najpilniejsza. Jednak�e...
- �wi�tynia... czy to ten niewielki budyneczek przy ulicy Srebra? -
bezceremonialnie
przerwa� jej Krew.
Maytere Marmur potakn�a.
- A plebania znajduje si� w domu u zbiegu ulic S�o�ca i Srebra? - pyta� nadal
Krew. -
Ten skromny domek z trzema naro�nikami w zachodnim ko�cu ogrodu?
- Zgadza si�. A wi�c to prawda, �e ca�a posesja idzie pod m�otek? Przeb�kiwa�y o
tym
dzieci.
Krew popatrzy� na maytere Marmur z wyra�n� kpin�.
- Czy maytere R�a ju� o tym wie?
- S�dz�, �e jakie� plotki do niej dotar�y, lecz nie rozmawia�am z ni� na ten
temat.
Krew skin�� g�ow�. By� to tak drobny gest, �e zapewne uszed� nawet jego uwadze.
- Nie wspomnia�em o tym waszemu jasnow�osemu rze�nikowi. Sprawia dziwne
wra�enie. Ale powiedz maytere R�y, �e plotki s� prawdziwe. Powiedz jej,
sybillo, �e posesja
ta ju� zosta�a sprzedana. Sprzedana mnie.
Odejdziemy st�d przed nadej�ciem �nieg�w, pomy�la�a maytere Marmur. Odejdziemy
st�d przed zim�, zamieszkamy gdzie� indziej, a ulica S�o�ca stanie si� wy��cznie
wspomnieniem.
B�ogos�awiony �nieg, kt�ry och�odzi jej uda! Wyobrazi�a sobie, jak siedzi b�ogo
rozparta na �awce, a na jej kolanach le�� czapy �wie�o spad�ego �niegu. -
Powiedz te�
maytere R�y, jak si� nazywam - doda� Krew.
Ofiara
Jak ka�dego dnia z wyj�tkiem scyldag, �od po�udnia a� do chwili, gdy s�o�ce nie
mo�e
ju� sta� si� cie�sze� rynek by� zat�oczony. Wystawiano na sprzeda� lub wymian�
wszelkie
p�ody pochodz�ce z p�l, ogrod�w i sad�w Vironu: ziemniaki, marant� i bataty;
cebul�,
szalotki i pory; dynie ��te, pomara�czowe, czerwone i bia�e; spragnione s�o�ca
szparagi;
fasol� czarn� jak noc lub �aciat� jak ogar; rukiew wodn� z wysychaj�cych
strumieni
zasilaj�cych jezioro Limna; sa�at� i wiele innej soczystej zieleniny; i ognisty
pieprz, pszenic�,
proso, ry� i j�czmie�; kukurydz� ��t� jak samo s�o�ce, a tak�e bia��, niebiesk�
i czerwon�.
Wszystko to dos�ownie wysypywa�o si�, przelewa�o i spada�o z koszyk�w, work�w i
glinianych dzban�w. Pater� Jedwab z przera�eniem stwierdzi�, �e tak wysokich cen
nigdy
jeszcze nie widzia�, a w wielu skar�owacia�ych k�osach brakuje ziaren.
Panowa�a susza, a jednak na straganach wida� by�o daktyle i winogrona,
pomara�cze i
cedraty, gruszki, papaje, granaty i ma�e czerwone banany; dzi�giel, hizop,
lukrecj�,
marchewnik, kardamon, any�, bazyli�, mandragor�, og�recznik, majeranek,
dziewann�,
pietruszk�, skalnic� i dziesi�tki innych zi�.
Tu sprzedawcy perfum i pachnide� wymachiwali d�ugimi pi�ropuszami z pampasowej
trawy, nape�niaj�c rozgrzane powietrze aromatami odpowiadaj�cymi wszystkim
imionom
kobiecym. Tam za� owe aromaty miesza�y si� z woni� pieczonego mi�siwa, kipi�cych
w
saganach zup, zapachem zwierz�t i ludzi, smrodem ich odchod�w. Po��wki wo��w i
ca�e
wieprze wisia�y na gro�nie wygl�daj�cych hakach z kutego �elaza. Dalej (patere
Jedwab, w
poszukiwaniu handlarzy �ywymi zwierz�tami i ptactwem, skr�ci� w lewo) wystawiano
na
sprzeda� nieprzebrane bogactwo jeziora: ryby o rozwartych pyskach, srebrzystych
bokach i
wytrzeszczonych oczach, jadalne ma��e, wij�ce si� w�gorze, gro�ne, czarne
langusty z
wielkimi ostrymi kleszczami, oczyma jak rubiny i t�ustymi odw�okami d�u�szymi
ni� rami�
cz�owieka, skromne szare g�si i barwnie upierzone kaczory - br�zowe, zielone,
czarne - oraz
cyraneczki o pi�rach w osobliwej odmianie b��kitu. Na sk�adanych sto�ach i
grubych,
barwnych rogo�ach rozpostartych na zdeptanej, nier�wnej ziemi pi�trzy�y si�
bransolety i
ozdobne szpile, l�ni�ce pier�cienie i po�yskliwe naszyjniki, wdzi�czne miecze i
no�e o
prostych obosiecznych klingach, z trzonkami z rzadkich odmian twardego drewna
obci�gni�tego barwion� sk�r�; m�oty, siekiery, nadziaki i kliny do ciecia ceg�y.
Jedwab szybko przepycha� si� przez malowniczy t�um, co u�atwia� mu wzrost,
ogromna si�a i �wi�ty urz�d, jaki sprawowa�. W pewnym miejscu przystan��, by
popatrze� na
nerwow�, zielon� ma�pk� ci�gn�c� losy za bitkart�. P�niej zatrzyma� si� przy
niespe�na
dziesi�cioletniej dziewczynce, kt�ra, tkaj�c dywan, robi�a dziesi�� tysi�cy
supe�k�w na
centymetr kwadratowy. Zdawa�o si�, �e jej r�ce pracuj� same; na drobnej
twarzyczce dziecka
malowa�a si� ca�kowita pustka.
Ale przez ca�y czas, czy sta� i na co� patrzy�, czy te� przeciska� si� przez
t�um,
spogl�da� g��boko w oczy kupuj�cym i sprzedaj�cym, pr�bowa� zajrze� im w serca i
napomina� siebie (ilekro� zachodzi�a taka konieczno��), �e ka�dy z nich zosta�
hojnie przez
Paha obdarowany. Pan Wielki, daleko przewy�szaj�cy rozumem zwyk�ego cz�owieka,
ceni�
prost� kobiet� z koszykiem na r�ku wy�ej od najpi�kniejszej figurki wyrze�bionej
w ko�ci
s�oniowej; ponury, o dziobatej twarzy ch�opiec (tak pomy�la� o nim Jedwab,
jakkolwiek
m�odzieniec by� tylko rok lub dwa od niego m�odszy), got�w w ka�dej chwili
ukra�� jaki�
mosi�ny kolczyk lub jajko, przedstawia� dla boga wi�ksz� warto�� ni� wszelkie
dobra, jakie
tacy ch�opcy mogli ukra�� przez ca�e swe �ycie. Pan zbudowa� whorl dla ludzi, a
nie
m�czyzn, kobiety i dzieci dla whorla.
- Dzi� schwytany! - zakrzykn�o kilka g�os�w; z �askawo�ci Molpe Melodyjnej lub
przez zwyk�y przypadek, niezliczone okrzyki przekupni�w nagle si�
zsynchronizowa�y.
Jedwab natychmiast ruszy� w tamt� stron� i raptem znalaz� si� w�r�d kupc�w,
kt�rych
szuka�. Sp�tany jele� szarpa� si� i cofa�, w jego wielkich br�zowych oczach
malowa�o si�
przera�enie; ogromny w�� unosi� p�aski, gro�ny �eb i sycza� niczym imbryk na
parze; �ywe
�ososie pluska�y si� w ciemnej wodzie w szklanych kadziach; �winie kwicza�y,
jagni�ta
becza�y, kury gdaka�y, a st�oczone koz�y gapi�y si� na przechodni�w z
ciekawo�ci� i l�kiem.
Kt�re z tych zwierz�t stanowi�oby odpowiedni dar dzi�kczynny dla Zewn�trznego?
Dla
samotnego, mglistego b�stwa, tajemniczego, dobrotliwego i srogiego zarazem,
kt�rego
towarzyszem Jedwab by� przez czas kr�tszy od sekundy i d�u�szy od ca�ych
stuleci. Stoj�c
bez ruchu na skraju roj�cej si� ci�by ludzkiej, patere opar� nog� na jednym z
nie okorowanych
dr�g�w, z kt�rych zrobiono zagrod� dla koz��w, i szuka� rady w zasobach swej
wiedzy, z
takim mozo�em zdobywanej przez osiem lat nauki w scholi. Ale nie znalaz� �adnej
pomocnej
informacji.
Po drugiej strony padoku drepta� w k�ko �liczny osio�ek. Na ka�de kla�ni�cie
w�a�ciciela zmienia� kierunek marszu, a na gwizdni�cie k�ania� si� (przednie
nogi wyci�ga�
przed siebie, a czo�em dotyka� zakurzonej ziemi). Takie wytresowane zwierz�
stanowi�oby
wspania�� ofiar� dla ka�dego boga, pomy�la� Jedwab. Ale cena os�a zapewne
bli�sza by�a nie
trzem, lecz trzydziestu kartom.
Gruby w� przypomina� mu bogacza o imieniu Krew; po nieust�pliwych targach mo�e
uda�oby si� za trzy karty kupi� wo�a. Wielu augur�w wybiera�o du�e zwierz�ta,
kt�re po
z�o�eniu ofiary zasila�y spi�arni� palestry. Jedwab sam cz�sto kupowa� wo�y i
p�niej przez
tydzie� �ywi� mi�sem maytere R��, maytere Mi�t�, siebie, a tak�e wielu wiernych
uczestnicz�cych w mod�ach. Teraz jednak doszed� do wniosku, �e okaleczone,
chowane w
oborze imponuj�ce zwierz� nie zadowoli�oby boga. Poza tym niezbyt cz�sto
pozwala� sobie
na jedzenie takiego mi�sa.
Jagni�ta. Czarne dla Tartarosa Mrocznego, Hieraxa �mierciono�nego czy Phaei
Pos�pnej; najbielsze dla pozosta�ych Dziewi�ciu. Cho� najcz�ciej o tym w�a�nie
wspomina�y
wersety w Pi�mie Chrasmologicznym, to Jedwab, jakkolwiek wielokrotnie sk�ada�
ofiary z
jagni�t, nigdy nie ujrza� w �wi�tym oknie boskiego wizerunku. Jaki� wi�c po�ytek
z
jagni�cia, a nawet ca�ego ich stada, wartego trzy karty, mia�by b�g, kt�remu
zamierza� tego
dnia odda� cze��?
Cz�ekokszta�tna ma�pa z g�ow� psa, wytresowana, by o�wietla� swemu panu drog�
kagankiem lub latarni� (tak g�osi� wypisany niezdarnymi kulfonami plakat) i
chroni� go przed
rzezimieszkami, kosztowa�aby co najmniej tyle samo co osio�. Jedwab westchn�� z
rezygnacj�
i odszed�.
Na tle bezchmurnego nieba pojawi� si� lotnik - zapewne ten sam, kt�rego widzia�
wcze�niej. Jego rozpostarte przejrzyste skrzyd�a teraz, na tle ciemniej�cej
smugi s�o�ca, by�y
w pe�ni widoczne. Stoj�cy obok Jedwabia krzepki, brodaty m�czyzna potrz�sn��
wzniesion�
pi�ci�. Kilka os�b wybuchn�o stekiem przekle�stw.
- Nikt nie chce, by spad� na ziemi�, ale ka�dy ch�tnie by go zjad� - odezwa� si�
filozoficznie jeden z handlarzy zwierz�t.
Jedwab potakuj�co skin�� g�ow�.
- M�j synu, napisane jest, �e bogowie u�miechaj� si� do nas. Dziwne, �e nigdy
nie
rykn� g�o�nym �miechem.
- Czy�by� naprawd� s�dzi�, patere, jak przekonuje Ayuntamiento, �e lotnicy nas
szpieguj�? Albo przynosz� deszcz? Deszcz i burze, tak m�wi� m�j ojciec, a
s�ysza� to od
swego ojca. Zauwa�y�em, �e cz�sto si� to sprawdza. Sam b�g Pah wie, jak dobrze
wykorzystujemy deszczowe dni.
- Doprawdy nie jestem pewien - wyzna� uczciwie Jedwab. - Widzia�em dzi� rano
jednego, ale jak dot�d nie pada. A je�li chodzi o szpiegowanie Vironu, c�
wi�cej mog�
zobaczy� ni� pierwszy lepszy podr�ny?
- Nic. - Kupiec splun�� pod nogi. - Pater�, miejmy nadziej�, �e przynajmniej ten
sprowadzi deszcz. Szukasz stosownego zwierz�cia ofiarnego?
Jedwab musia� wygl�da� na zdziwionego, gdy� handlarz roze�mia� si�, pokazuj�c
szczerb� w uz�bieniu.
- Znam ciebie, patere... Stary manteion przy ulicy S�o�ca. Tylko ty pojawi�e�
si� dzi�
w owczarni. Ale nic tam ciekawego nie znalaz�e�, prawda?
Jedwab pr�bowa�