7957

Szczegóły
Tytuł 7957
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7957 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7957 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7957 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

OPOWIE�CI Z NARNII Siostrzeniec Czarodzieja Lew, Czarownica i stara szafa Ko� i jego ch�opiec Ksi��� Kaspian Podr� �W�drowca do �witu� Srebrne krzes�o Ostatnia bitwa C.S. LEWIS KO� I JEGO CH�OPIEC Ilustrowa�a Pauline Baynes Prze�o�y� Andrzej Polkowski Media Rodzina of Pozna� Tytu� orygina�u THE HORSE AND HIS BOY Ok�adk� projektowa� Jacek Pietrzy�ski Copyright � CS Lewis Pte Ltd 1950 Copyright � 1998 for Polish edition by Media Rodzina of Pozna� Copyright � 1998 for Polish translation by Andrzej Polkowski pisemnej zgody wydawcy. ISBN 83-85594-56-6 Przek�ad poprawiony Media Rodzina of Pozna�, ul. Pasieka 24, 61-657 Pozna� tel. 820 34 75, fax 820 34 11 e-mail: [email protected] Sk�ad, �amanie i diapozytywy perfekt s.c, Pozna�, ul. Grodziska 11 Druk i oprawa: Zak�ad Poligraficzny �Abedik� Pozna�, ul. �uga�ska 1, tel. 877 40 68 DLA DAVIDA I DOUGLASA GRESHAMOW Rozdzia� 1 JAK SZASTA WYRUSZY� W PODRӯ B�DZIE TO OPOWIE�� O PRZYGODACH, jakie wydarzy�y si� w Narnii, Kalormenie oraz krajach le��cych pomi�dzy nimi w Z�otym Wieku, gdy Wielkim Kr�lem Narnii by� Piotr, a wraz z nim panowali sprawiedliwie jego brat i dwie siostry. W owych to czasach na dalekim po�udniu Kalormenu, nad ma�� zatok� oceanu �y� sobie pewien ubogi rybak Arszisz, a z nim ch�opiec, kt�ry nazywa� go ojcem. Ch�opiec mia� na imi� Szasta. Przez wi�kszo�� dni w roku Arszisz wyp�ywa� o �wicie w morze, aby na�owi� ryb, a po po�udniu zaprz�ga� osio�ka do w�zka na�adowanego rybami i jecha� na targ do po�o�onej o mil� na po�udnie wioski. Je�li uda�o mu si� sprzeda� ryby z zyskiem, wraca� do domu w do�� dobrym humorze, lecz je�li zysk by� lichy lub troch� ryb zosta�o, wy�adowywa� sw� z�o�� na Sza�cie, z byle powodu sprawiaj�c mu t�gie lanie. O pow�d nie by�o trudno, bo Szasta mia� wiele zaj��: naprawia� i p�uka� sieci, gotowa� obiad i sprz�ta� domek, w kt�rym mieszkali. To wszystko, co le�a�o na po�udnie od ich chatki, nie budzi�o w ch�opcu wi�kszego zainteresowania. Raz czy dwa by� z Arsziszem w wiosce i ju� wiedzia�, �e nie ma tam nic ciekawego. Spotka� tam jedynie brodatych, bardzo podobnych do jego ojca m�czyzn, nosz�cych turbany, d�ugie, brudne szaty i drewniane chodaki z wywini�tymi do g�ry czubkami, kt�rzy rozmawiali ze sob� bardzo powoli o bardzo nudnych sprawach. Ciekawi�o go natomiast wszystko, co le�a�o na p�nocy, poniewa� nikt nie w�drowa� w tamt� stron�, a i jemu nigdy na to nie pozwalano. Kiedy siedzia� samotnie przed domkiem, naprawiaj�c sieci, cz�sto patrzy� z t�sknot� na p�noc. Nic tam zreszt� nie by�o wida� pr�cz poro�ni�tego traw� zbocza p�askiego wzg�rza i nieba, na kt�rego tle fruwa�o niekiedy kilka ptak�w. Czasami, kiedy Arszisz by� w domu, Szasta pyta�: �O m�j ojcze, co jest za tym wzg�rzem?� Je�li rybak by� w z�ym nastroju, dawa� mu w ucho, radz�c, by zaj�� si� swoj� robot�. Je�li mia� lepszy humor, odpowiada�: �O m�j synu, nie pozwalaj, by w twojej g�owie l�g�y si� takie ja�owe my�li. Jeden z poet�w powiedzia� bowiem: �Przyk�adanie si� do swojego zaj�cia jest korzeniem wszelkiego powodzenia, a ci, kt�rzy zadaj� pytania nie maj�ce z tym nic wsp�lnego, kieruj� okr�t g�upoty ku skale wielkiej biedy��. Szasta by� przekonany, �e za tym wzg�rzem musi si� kry� jaka� cudowna tajemnica, kt�rej ojciec nie chce mu zdradzi�. W rzeczywisto�ci rybak sam nie wiedzia�, co tam jest. I wcale go to nie obchodzi�o. By� po prostu bardzo praktycznie my�l�cym cz�owiekiem. Pewnego dnia nadjecha� z po�udnia przybysz zupe�nie niepodobny do ludzi, kt�rych Szasta dotychczas spotyka�. Przyjecha� na wielkim, nakrapianym koniu z d�ug� grzyw�. Uzda i strzemiona wyk�adane by�y srebrem, a je�dziec mia� na sobie �elazn� kolczug� i spiczasty he�m owini�ty jedwabnym turbanem. U jego boku wisia�a krzywa szabla w bogato zdobionej pochwie, na plecach po�yskiwa�a tarcza nabijana �wiekami, w prawej r�ce trzyma� lanc�. Mia� ciemn� twarz, co nie by�o dla Szasty zaskoczeniem, bo wszyscy mieszka�cy Kalormenu s� ciemnosk�rzy. Zdumia�a go natomiast broda m�czyzny, ufarbowana na purpurowo, ufryzowana i namaszczona pachn�cym olejkiem. Arszisz pozna� od razu po z�otym pier�cieniu, �e by� to jeden z Tarkaan�w, kalorme�skich wielmo��w. Pad� przed nim na kolana, zamiataj�c brod� ziemi�. Ch�opcu da� znak, by uczyni� to samo. Przybysz za��da� noclegu, czego oczywi�cie rybak nie �mia� mu odm�wi�. Postawi� na stole wszystko, co mia� najlepszego (i nie s�dz�, by go�� si� nad tym zastanawia�), a Szasta dosta� kawa�ek chleba i musia� si� wynosi� z domu. Tak by�o zawsze, gdy rybak mia� go�ci; ch�opiec spa� w�wczas razem z osio�kiem na sianie, w ma�ej, pokrytej strzech� stajence. By�o jednak o wiele za wcze�nie, aby i�� spa�, i Szasta, kt�ry nie mia� dot�d okazji, by dowiedzie� si�, �e bardzo nie�adnie jest pods�uchiwa�, przy�o�y� ucho do szpary w drewnianej �cianie domku, aby pos�ucha�, o czym rozmawiaj� doro�li. I oto, co us�ysza�: � A teraz, m�j gospodarzu � rozleg� si� g�os Tarkaana � wyjawi� ci swoje �yczenie: mam ochot� kupi� twojego ch�opca. � O m�j panie! � odpowiedzia� rybak (Szasta pozna� po przymilnym, s�u�alczym tonie jego g�osu, �e w tej chwili chciwo�� zmieni�a mu twarz) � jak�� cen� m�g�by zaproponowa� tw�j s�uga, cho� jest tylko biednym rybakiem, by sprzeda� w niewol� swoje jedyne dziecko, krew ze swojej krwi? Czy� jeden z poet�w nie powiedzia�: �Naturalne wi�zy s� silniejsze ni� g��d, a potomstwo bardziej drogocenne ni� rubiny�? � I mia� sk�din�d racj� � odpar� sucho go��. � Ale inny poeta powiedzia� co� w tym rodzaju: �Ten, kto pr�buje oszuka� s�dz�cych, ju� obna�a plecy przed ch�ost��. Jest ca�kowicie oczywiste, �e ch�opiec wcale nie jest twoim synem, bo twoje policzki s� tak ciemne jak moje, a ten jasnow�osy ch�opak jest tak bia�y jak ci przekl�ci, cho� pi�kni barbarzy�cy, kt�rzy mieszkaj� na dalekiej p�nocy. � Ach, s�usznie powiedziano � odezwa� si� rybak � �e przed mieczem mo�na si� zas�oni� tarcz�, lecz na nic si� zda obrona przed spojrzeniem oka m�dro�ci! Wiedz zatem, o m�j pot�ny go�ciu, �e z powodu wielkiego ub�stwa nigdy nie po�lubi�em kobiety i nie mam dzieci. Lecz w tym samym roku, w kt�rym Tisrok (oby �y� wiecznie!) rozpocz�� swe dostojne i dobroczynne panowanie, pewnej nocy, gdy ksi�yc by� w pe�ni, spodoba�o si� bogom sp�dzi� mi sen z powiek. Powsta�em wi�c ze swego pos�ania w tej n�dznej norze i poszed�em na brzeg, by od�wie�y� si� widokiem morza i ksi�yca oraz by odetchn�� ch�odnym powietrzem. I nagle us�ysza�em jakby plusk wiose� dochodz�cy z oddali, a potem, w rzeczy samej, s�aby krzyk. Niebawem fala przyp�ywu wyrzuci�a na brzeg ��dk�, w kt�rej znalaz�em straszliwie wychudzonego m�czyzn�, pusty buk�ak i niemowl�, wci�� jeszcze �ywe. M�czyzna nie dawa� ju� znak�w �ycia, cho� musia� wyzion�� ducha zaledwie kilka chwil wcze�niej, bo cia�o by�o jeszcze ciep�e. �Nie ulega w�tpliwo�ci � pomy�la�em sobie � �e ci nieszcz�nicy uratowali si� z katastrofy, kt�ra spotka�a jaki� wielki statek. Lecz niezbadane i chwalebne wyroki bog�w chcia�y, by �w cz�owiek zag�odzi� si�, ratuj�c dziecko, i wyzion�� ducha, widz�c ju� upragniony l�d.� Tak wi�c, pami�taj�c, �e bogowie zawsze wynagradzaj� tych, kt�rzy wspomagaj� b�d�cych w potrzebie, i nape�niony wzruszeniem (jako �e tw�j s�uga jest cz�owiekiem czu�ego serca)... � Zachowaj dla siebie te wszystkie puste s�owa � przerwa� mu Tarkaan. � Powiedzia�e� do��, bym wiedzia�, �e przygarn��e� to dziecko, a kiedy podros�o, sw� prac� dziesi�ciokrotnie zwraca ci chleb, jaki mu dajesz. A teraz podaj mi sw� cen�, bo zm�czy�o mnie ju� twoje gadulstwo. � Sam raczy�e� zauwa�y�, panie � rzek� Arszisz � �e praca tego ch�opca ma dla mnie nieoszacowan� warto��. Musimy to wzi�� pod uwag�, ustalaj�c cen�. Je�li go sprzedam, z ca�� pewno�ci� b�d� musia� kupi� lub wynaj�� kogo� innego do pomocy. � Dam ci za niego pi�tna�cie krescent�w � powiedzia� Tarkaan. � Pi�tna�cie! � zawo�a� Arszisz g�osem, kt�ry przypomina� co� po�redniego mi�dzy skomleniem a wrzaskiem. � Pi�tna�cie krescent�w za podpor� mego starego wieku i rado�� moich oczu! Jeste� Tarkaanem, ale nawet ty nie powiniene� szydzi� z siwej brody. Siedemdziesi�t � oto moja cena. W tym momencie Szasta wyprostowa� si� i odszed� na palcach od domku. Us�ysza� ju� wszystko, co warto by�o us�ysze�. Nieraz by� �wiadkiem targowania si� ludzi z wioski i wiedzia�, na czym to polega. Nie mia� w�tpliwo�ci, �e Arszisz sprzeda go w ko�cu za sum� o wiele wy�sz� od pi�tnastu krescent�w i o wiele ni�sz� od siedemdziesi�ciu, cho� up�ynie wiele czasu, zanim on i Tarkaan dojd� do porozumienia. Nie powinni�cie sobie wyobra�a�, �e Szasta czu� si� tak jak wy i ja, gdyby�my si� nagle dowiedzieli, �e nasi rodzice w�a�nie targuj� si� z kim� o cen�, by nas sprzeda� w niewol�. Po pierwsze, jego dotychczasowe �ycie by�o niewiele lepsze od �ycia niewolnika, a to, co wiedzia�, pozwala�o mu mie� nadziej�, �e �w mo�ny pan b�dzie go traktowa� lepiej ni� Arszisz. Po drugie, to, co us�ysza� o swoim pochodzeniu, nape�ni�o go z jednej strony podnieceniem, a z drugiej � ulg�. Nieraz martwi�o go, �e � cho� stara� si�, jak m�g� � nie potrafi� pokocha� starego rybaka, a wiedzia�, �e syn powinien kocha� ojca. Teraz okaza�o si�, �e w og�le nie by� z Arsziszem spokrewniony. Ci�ar spad� mu z serca. �Przecie� mog� by� nie wiadomo kim! � pomy�la�. � Mog� by� synem jakiego� Tarkaana albo samego Tisroka, albo nawet synem jakiego� boga!� Tak rozmy�la�, stoj�c na ��ce przed domkiem. Zmierzch szybko zapada� i ju� pojawi�o si� kilka gwiazd, lecz na zachodzie wci�� czerwienia�y smugi wieczornej zorzy. Nieopodal pas� si� spokojnie ko� przybysza, przywi�zany do �elaznego k�ka w �cianie stajni. Szasta podszed� do niego i poklepa� po szyi. Ko� nie zwr�ci� na to uwagi i dalej szczypa� traw�. Potem inna my�l przysz�a Sza�cie do g�owy. � Ciekaw jestem, co to za cz�owiek, ten Tarkaan � powiedzia� na g�os do siebie. � By�oby wspaniale, gdyby si� okaza� mi�y i szlachetny. Niekt�rzy niewolnicy w domach wielkich pan�w prawie nic nie robi�. Nosz� pi�kne stroje i codziennie jedz� mi�so. Mo�e we�mie mnie na jak�� wojn�, a ja uratuj� mu �ycie w bitwie, a potem on mnie wyzwoli i uczyni swoim synem, i da mi pa�ac, i rydwan, i herb. No tak, ale mo�e te� by� strasznym, okrutnym cz�owiekiem. Mo�e pos�a� mnie w �a�cuchach do pracy w polu. Dobrze by�oby wiedzie�, co mnie czeka. Ale kto mi to powie? Za�o�� si�, �e ten ko� wie du�o � gdyby tylko potrafi� m�wi�! Ko� podni�s� �eb. Szasta pog�aska� go po g�adkim jak jedwab nosie i powiedzia�: � Och, jak bym chcia�, �eby� potrafi� m�wi�, m�j stary. I w�wczas przez chwil� my�la�, �e �ni, poniewa� zupe�nie wyra�nie, cho� bardzo cichym g�osem, ko� powiedzia�: � Ale� potrafi�. Szasta wpatrzy� si� w wielkie oczy konia, a jego w�asne zrobi�y si� prawie tak samo wielkie. � Ale w jaki spos�b zdo�a�e� nauczy� si� m�wi�?! � zapyta� ze zdumieniem. � Sza! Nie tak g�o�no � odpowiedzia� Ko�. � Tam, sk�d pochodz�, wszystkie zwierz�ta potrafi� m�wi�. � Co to za kraj? � Narnia � odrzek� Ko�. � Szcz�liwa Narnia. Narnia poro�ni�tych wrzosem wzg�rz i tymiankowych dolin, Narnia wielu rzek, wilgotnych g�rskich polan, omsza�ych jaski� i przepastnych puszcz, rozbrzmiewaj�cych odg�osem m�ot�w i siekier kar��w. Och, s�odkie powietrze Narnii! Lepsza jest jedna godzina �ycia w Narnii ni� tysi�c lat w Kalormenie. I zar�a� bardzo cicho, a zabrzmia�o to jak westchnienie. � Jak si� tu znalaz�e�? � zapyta� Szasta. � Porwano mnie � odrzek� Ko� � albo skradziono, albo uprowadzono, jak wolisz. By�em wtedy ma�ym �rebakiem. Matka ostrzega�a mnie, �ebym si� nie zap�dza� na po�udniowe zbocza, do Archenlandii i dalej, ale nie zwraca�em na to uwagi. I... na grzyw� Lwa!... zap�aci�em za swoj� g�upot�. Od tylu ju� lat jestem niewolnikiem ludzi i musz� ukrywa� swoj� prawdziw� natur�, udaj�c, �e jestem niemy i t�py jak ICH konie. � Dlaczego im nie powiedzia�e�, kim naprawd� jeste�? � Bo nie jestem sko�czonym g�upcem. Gdyby si� tylko dowiedzieli, �e potrafi� m�wi�, pokazywaliby mnie na jarmarkach i strzegli o wiele bardziej ni� teraz. M�g�bym si� po�egna� z my�l� o ucieczce. � Ale dlaczego... � zacz�� Szasta, lecz Ko� mu przerwa�: � Pos�uchaj. Nie powinni�my teraz marnowa� czasu na ja�owe dysputy Chcia�e� si� dowiedzie�, jaki jest m�j pan, Tarkaan Anradin. No c�, musz� ci powiedzie�, �e to bardzo z�y cz�owiek. Ze mn� obchodzi si� jeszcze nie najgorzej, bo ko� bojowy zbyt wiele kosztuje, aby go mo�na by�o �le traktowa�. Ale na twoim miejscu wola�bym pa�� trupem tej nocy, ni� jutro zosta� niewolnikiem w jego domu. � A wi�c uciekn� � rzek� Szasta bardzo blady. � Tak, musisz to zrobi� � zgodzi� si� Ko�. � Dlaczego jednak nie mia�by� uciec ze mn�? � Ty te� chcesz ucieka�? � Tak, je�li ty uciekniesz ze mn�. To szansa dla mnie i dla ciebie. Widzisz, gdybym uciek� sam, bez je�d�ca, ka�dy, kto mnie zobaczy, powie: �O, jaki� zab��kany ko� i z�apie mnie tak szybko, jak tylko zdo�a. Z je�d�cem na grzbiecie mam jak�� szans�. W ten spos�b ty mo�esz pom�c mnie. Z drugiej strony na tych g�upich dwu nogach (c� za absurdalne nogi maj� ludzie!) nie zdo�asz oddali� si� tak szybko, aby ci� nie schwytano. A na moim grzbiecie mo�esz wyprzedzi� najszybszego konia w tym kraju. I tutaj ja mog� pom�c tobie. Mam nadziej�, �e potrafisz je�dzi� konno? � O tak, potrafi� � odpar� Szasta. � W ka�dym razie je�dzi�em na o�le. � Na CZYM? � zapyta� Ko� z najwy�sz� pogard�. (W ka�dym razie o to mu chodzi�o, bo w rzeczywisto�ci by�o to co� w rodzaju r�enia �Na-a-a-a-a-a-y-y-y-m?� M�wi�ce konie zawsze maj� bardziej ko�sk� wymow�, gdy kto� je zdenerwuje.) � Innymi s�owy � ci�gn�� dalej � NIE potrafisz je�dzi� konno. To powa�na wada. B�d� ci� musia� uczy� w trakcie ucieczki. Je�li nie umiesz je�dzi� konno, to czy potrafisz przynajmniej upada�? � Chyba ka�dy potrafi upada� � zdziwi� si� Szasta. � Chodzi mi o to, czy potrafisz upa�� i podnie�� si� bez krzyku i p�aczu, a potem dosi��� konia ponownie i znowu spa��, nie boj�c si� tego spadania? � S-s-s-pr�buj�... � Biedne stworzenie � powiedzia� Ko� �agodniejszym tonem. � Zapomnia�em, �e jeste� dopiero �rebakiem. Zrobimy z ciebie wspania�ego je�d�ca. No c�, nie mo�emy ruszy�, dop�ki ci dwaj nie zasn�, mamy wi�c troch� czasu, aby wszystko dobrze zaplanowa�. M�j Tarkaan udaje si� na p�noc, do wielkiego miasta. Jedzie na dw�r Tisroka do Taszbaanu... � Ej! � przerwa� mu Szasta z przera�eniem. � Powiniene� chyba doda� �oby �y� wiecznie�? � A niby dlaczego? Jestem wolnym Narnijczykiem. Dlaczeg� bym mia� m�wi� j�zykiem niewolnik�w i g�upc�w? Wcale nie chc�, aby �y� wiecznie, i dobrze wiem, �e nie b�dzie �y� wiecznie, czy tego chc�, czy nie. Jak zd��y�em zauwa�y�, ty te� pochodzisz z wolnej p�nocy. Darujmy sobie ten po�udniowy �argon! Ale wr��my do naszych plan�w. Jak powiedzia�em, ten cz�owiek jest w drodze na p�noc, do Taszbaanu. � Czy to oznacza, �e powinni�my ucieka� na po�udnie? � Wcale nie � rzek� Ko�. � Pami�taj, �e dla niego jestem tylko niemym i t�pym koniem, jak inne. A gdybym naprawd� taki by�, to co bym zrobi�? Natychmiast po zerwaniu postronka pobieg�bym do domu, do stajni. Za dwa dni by�bym z powrotem w jego pa�acu na po�udniu Kalormenu. I w�a�nie tam b�dzie mnie szuka�. Nigdy mu nie wpadnie do g�owy, �e mog�em sam uciec na p�noc. Co najwy�ej pomy�li, �e ukrad� mnie kto�, kto widzia� nas w ostatniej wiosce i �ledzi� a� tutaj. � Hurra! � zawo�a� Szasta. � A wi�c jedziemy na p�noc. T�skni�em za tym przez ca�e �ycie. � To oczywiste. Wzywa ci� tam twoja krew. Da�bym g�ow�, �e jeste� czystej krwi Narnijczykiem. Ale nie tak g�o�no. Chyba ju� zasn�li. � Mo�e b�dzie lepiej, je�li podkradn� si� tam i sprawdz�? � zapyta� szeptem ch�opiec. � To dobry pomys�. Ale uwa�aj, �eby ci� nie nakryli. By�o ju� o wiele ciemniej i zupe�nie cicho, je�li nie liczy� miarowego szumu fal przy brzegu, ale tego Szasta nie s�ysza�, bo d�wi�k ten towarzyszy� mu w dzie� i w nocy, odk�d tylko pami�ta�. W domku by�o ciemno. Nads�uchiwa� chwil� pod drzwiami, ale wewn�trz panowa�a cisza. Dopiero kiedy zbli�y� si� do jedynego okienka, us�ysza� znajomy, �wiszcz�cy d�wi�k: chrapanie starego rybaka. Dziwnie by�o pomy�le�, �e je�li wszystko p�jdzie dobrze, nie us�yszy ju� tego d�wi�ku nigdy. Wstrzymuj�c oddech i czuj�c lekkie wyrzuty sumienia (ale to uczucie gin�o w przepe�niaj�cym go szcz�ciu), Szasta oddali� si� na palcach od okienka i podszed� do stajni. Wymaca� r�k� klucz tam, gdzie zawsze by� schowany, otworzy� drzwi i znalaz� siod�o i uprz��. Potem poca�owa� os�a w nos. � Przykro mi, �e nie mo�emy zabra� i CIEBIE � powiedzia�. � Jeste� wreszcie � rzek� Ko�, gdy ch�opiec wr�ci�. � Zaczyna�em si� ju� niepokoi�. � Poszed�em do stajni po twoje rzeczy. Musisz mi teraz powiedzie�, jak si� to wszystko zak�ada. Przez nast�pne kilka minut Szasta mia� pe�ne r�ce roboty. Stara� si� przy tym unika� ha�asu, a Ko� poucza� go szeptem: �Zaci�gnij troch� mocniej popr�g� albo: �B�dziesz musia� porz�dnie skr�ci� te strzemiona�, albo: �Tam, ni�ej, znajdziesz sprz�czk�. Kiedy wszystko by�o ju� na swoim miejscu, powiedzia�: � Musimy zachowa� cugle, tak �eby wszystko wygl�da�o jak powinno, ale nie b�dziesz ich u�ywa�. Przywi�� je do ��ku siod�a, bardzo lu�no, �ebym m�g� robi� z g�ow� co zechc�. I pami�taj: masz ich nie rusza�! � To po co w og�le s�? � zapyta� Szasta. � Normalnie po to, aby mn� kierowa�. Ale poniewa� mam zamiar sam si� tym zaj��, trzymaj r�ce przy sobie. I jeszcze jedno: wola�bym, �eby� nie wpija� si� kurczowo w moj� grzyw�. � Je�eli nie mog� si� trzyma� ani cugli, ani twojej grzywy, to mo�e by� mi wyja�ni�, CZEGO mam si� trzyma�? � Trzymaj si� mnie kolanami � odrzek� Ko�. � To jest sekret dobrej jazdy na koniu. �ci�nij mnie kolanami tak mocno, jak potrafisz, sied� prosto, jakby� kij po�kn��, �okcie przyci�ni�te do bok�w. Aha, przy okazji, czy mo�esz mi powiedzie�, co zrobi�e� z ostrogami? � Za�o�y�em je na pi�ty, ma si� rozumie� � odpowiedzia� Szasta. � Nie b�j si�, wiem, do czego s�u��. � To b�d� tak dobry i zdejmij je. W�� do torby przy siodle. Mo�e uda si� nam je sprzeda� w Taszbaanie. Jeste� got�w? A wi�c mo�esz na mnie w�azi�. � Och! Jeste� strasznie wysoki � wysapa� ch�opiec po pierwszej nieudanej pr�bie. � Jestem po prostu koniem � pad�a odpowied�. � Chocia�, s�dz�c po sposobie, w jaki pr�bujesz mnie dosi���, mo�na by pomy�le�, �e jestem stogiem siana. O tak, teraz lepiej. Sied� prosto i pami�taj, co ci m�wi�em o kolanach. To zabawne pomy�le�, �e nieraz prowadzi�em szar�� konnicy i zwyci�a�em w gonitwach, a teraz nios� w siodle taki worek kartofli. No, ale w drog�! � I zachichota�, bynajmniej nie z�o�liwie. Ko� rozpocz�� nocn� podr� bardzo rozwa�nie. Najpierw pow�drowa� na po�udnie, do ma�ej rzeczki wpadaj�cej do morza, i upewni� si�, czy zostawi� na mokrym piasku wyra�ne �lady podk�w, wskazuj�ce, �e uciek� na po�udnie. Potem wszed� do wody i brodz�c uda� si� w g�r� rzeczki, a� znale�li si� kilkaset metr�w dalej w g��b l�du ni� chatka rybaka. Potem za�, wci�� id�c st�pa, skierowa� si� na p�noc i wkr�tce chatka rybaka, drzewa, stajnia osio�ka i uj�cie rzeczki � wszystko, co Szasta dot�d zna� � znik�y w szarej ciemno�ci letniej nocy. Wspi�li si� po �agodnym stoku na kraw�d� wzniesienia � t� kraw�d�, kt�ra zawsze by�a dla Szasty granic� znanego mu �wiata. W ciemno�ci ch�opiec nie widzia� wyra�nie, co by�o przed nimi, wiedzia� tylko, �e jest to otwarta, trawiasta przestrze�, wydaj�ca si� nie mie� ko�ca: dzika, pusta i wolna. � Hej! � zawo�a� Ko�. � Czy� to nie wymarzona okolica do galopu, co? � Och, nie! � odpowiedzia� szybko Szasta. � Jeszcze nie! Nie wiem, jak... Wybacz mi, Koniu, nie znam twojego imienia... � Brihy-hinny-brinny-huhy-haaah � odpowiedzia� Ko�. � Nigdy si� tego nie naucz� � westchn�� Szasta. � Czy mog� ci� nazywa� Bri? � No c�, je�li to wszystko, na co ci� sta�, to niech b�dzie. A jak mam nazywa� ciebie? � Mam na imi� Szasta. � Hm... dopiero teraz mamy do czynienia z imieniem, kt�re trudno wym�wi�. Ale wr��my do sprawy galopu. To jest naprawd� o wiele �atwiejsze ni� trucht, bo nie musisz si� podnosi� i opada�. �ci�nij mnie mocno kolanami, a wzrok utkwij przed sob�. Nie patrz na ziemi�. Je�li b�dzie ci si� zdawa�o, �e za chwil� spadniesz, po prostu �ci�nij mocniej kolana i bardziej si� wyprostuj. Jeste� got�w? A wi�c w drog�! Narnia i P�noc! Rozdzia� 2 PRZYGODA W DRODZE Zbli�a�o si� ju� po�udnie nast�pnego dnia, gdy Szast� obudzi�o co� ciep�ego i mi�kkiego, co g�aska�o go po twarzy. Otworzy� oczy i tu� nad sob� zobaczy� d�ugi �eb Konia. Przypomnia� sobie niesamowite wydarzenia ostatniej nocy i usiad�. A�e jak tylko to zrobi�, j�kn��. � Och, Bri! � wyst�ka�. � Wszystko mnie boli. Wsz�dzie! Nie mog� si� ruszy�. � Dzie� dobry, m�j ma�y � powiedzia� Bri. � Nie w�tpi�, �e mo�esz by� troch� obola�y. Ale to nie z powodu upadk�w. Nie by�o ich wi�cej ni� tuzin lub co� ko�o tego, za to wsz�dzie by�a cudowna, mi�kka, spr�ysta dar�, na kt�r� tak pysznie si� spada. Tylko jeden wydawa� si� do�� przykry, ale na szcz�cie wpad�e� w krzaki janowca. Nie, to nie upadki, to sama jazda bywa nieco ci�ka dla pocz�tkuj�cego. Co by� powiedzia� o �niadaniu? Ja ju� swoje zjad�em. � Och, niech licho porwie �niadanie! Mam dosy� wszystkiego. M�wi� ci, �e nie mog� si� ruszy�. Ale Ko� zacz�� go tr�ca� nosem, a potem delikatnie popycha� kopytem i w ko�cu ch�opiec musia� wsta�. Rozejrza� si� dooko�a, by zobaczy�, dok�d zaw�drowali. Za nimi r�s� niewielki zagajnik. Przed nimi rozci�ga�a si� zielona, upstrzona bia�ymi kwiatkami r�wnina, lekko opadaj�ca ku kraw�dzi skalnego urwiska. A za urwiskiem, bardzo daleko i bardzo nisko, tak �e szum fal ledwo do nich dociera�, by�o morze. Szasta nigdy nie widzia� morza z takiej wysoko�ci i nigdy nie podejrzewa�, �e jest tak wielkie i tak bajecznie kolorowe. Na lewo i na prawo bieg�o wybrze�e, przyl�dek za przyl�dkiem: miejscami biela�y grzywy ba�wan�w rozbijaj�cych si� o ska�y � tak daleko, �e nie s�ycha� by�o ich �oskotu. W g�rze szybowa�y mewy, a tu� nad ziemi� powietrze drga�o; by� upalny dzie�. Najbardziej jednak uderzy�a Szast� jaka� zmiana w powietrzu � czego� mu brakowa�o. Dopiero po d�u�szym czasie zda� sobie spraw� czego: brakowa�o zapachu ryb, tego zapachu, kt�ry towarzyszy� mu dot�d wsz�dzie: w domku, nad brzegiem morza, gdy naprawia� sieci, w stajni, gdzie sta� w�zek � zawsze i wsz�dzie. Tutaj za� powietrze by�o cudownie czyste i orze�wiaj�ce. Ca�e jego dotychczasowe �ycie wyda�o mu si� tak odleg�e, �e na chwil� zapomnia� o siniakach i zesztywnia�ych mi�niach. � S�uchaj, Bri � powiedzia� � zdaje si�, �e m�wi�e� co� o �niadaniu? � Nie mylisz si� � odpar� Ko�. � Chyba znajdziesz co� dla siebie w torbach przy siodle. S� tam, na drzewie, gdzie je powiesi�e� w nocy... a raczej o �wicie. Zbadali zawarto�� toreb i znale�li sporo po�ytecznych rzeczy: pasztet w cie�cie, tylko troch� zestarza�y, bry�� suszonych fig i kawa� zielonego sera, ma�� utelk� wina i nieco pieni�dzy, oko�o czterdziestu krescent�w, co by�o sum�, jakiej Szasta nigdy dot�d nie widzia�. Szasta usiad� pod drzewem � ostro�nie i wci�� post�kuj�c z b�lu � i zabra� si� do pasztetu, a Bri do �wie�ej trawy, by dotrzyma� mu towarzystwa. � Czy u�ycie tych pieni�dzy nie b�dzie kradzie��? � zapyta� po chwili Szasta. � Hm... � mrukn�� Ko�, podni�s�szy �eb znad trawy � nie zastanawia�em si� nad tym. Wolny ko�, i do tego m�wi�cy ko�, nie powinien kra��, to jasne. Ale my�l�, �e wszystko jest w porz�dku. W�a�ciwie jeste�my je�cami uciekaj�cymi z kraju wroga. Te pieni�dze s� naszym wojennym �upem. A zreszt�, jak sobie bez nich wyobra�asz zdobycie dla siebie jakiego� jedzenia? Przypuszczam, �e tak jak wszyscy ludzie nie jadasz normalnego po�ywienia, to znaczy trawy i owsa? � No nie, nie jadam. � A pr�bowa�e�? � Tak, pr�bowa�em. Niestety, nie mog� tego prze�kn��. Gdyby� by� mn�, te� by� nie m�g�. � Dziwne z was stworzenia � mrukn�� Bri. Kiedy Szasta sko�czy� �niadanie (a by�o to najlepsze �niadanie, jakie jad� w �yciu), Bri powiedzia�: � Chyba si� troch� wytarzam w trawie, zanim mi na�o�ysz siod�o. � I natychmiast przewr�ci� si� na grzbiet i zacz�� tarza� w mi�kkiej darni, wymachuj�c wszystkimi czterema nogami w powietrzu i powtarzaj�c: � O tak! To jest to. To bardzo dobre. Ty te� powiniene� spr�bowa�, Szasto. Nic tak nie od�wie�a. Ale Szasta wybuchn�� �miechem: � Naprawd�, wygl�dasz bardzo �miesznie, le��c na grzbiecie! � Nic podobnego � odpowiedzia� Bri, lecz nagle przewr�ci� si� na bok, podni�s� �eb i popatrzy� uwa�nie na ch�opca, lekko dysz�c. � Czy to naprawd� wygl�da �miesznie? � spyta� zaniepokojony. � Tak, to bardzo �mieszne � odpar� Szasta. � Ale jakie to ma znaczenie? � A czy nie przypuszczasz, �e to mo�e by� co�, czego m�wi�ce konie nigdy nie robi�, i �e jest to po prostu jaka� g�upota, b�aze�ska sztuczka, kt�rej nauczy�em si� od niemych koni? To okropne, gdyby w Narnii si� okaza�o, �e nabra�em jakich� z�ych, nieokrzesanych manier. Co o tym my�lisz, Szasto? Czy s�dzisz, �e prawdziwe wolne konie � m�wi�ce konie � tarzaj� si� w trawie? � A sk�d mam o tym wiedzie�? W ka�dym razie ja bym si� tym nie przejmowa�, gdybym by� tob�. Najpierw musimy si� tam dosta�. Czy znasz drog�? � Znam dobrze drog� do Taszbaanu. Potem jest pustynia. Och, nie martw si�, jako� przez ni� przejdziemy. A potem, pomy�l tylko, zobaczymy p�nocne g�ry. Tylko pomy�l! Narnia i P�noc! Nic nas w�wczas nie zatrzyma. Ale b�d� si� czu� pewniej, gdy ju� miniemy Taszbaan. I dla mnie, i dla ciebie by�oby bezpieczniej trzyma� si� z dala od miast. � A nie mo�emy go omin��? � Musieliby�my w�wczas zapu�ci� si� w g��b l�du, a to oznacza g�sto zaludnione ziemie uprawne i wiele ucz�szczanych dr�g. Nietrudno te� zmyli� kierunek. Nie, b�dziemy si� trzyma� brzegu morza. Tu, na wy�ynie, mo�emy spotka� tylko kr�liki, mewy i najwy�ej kilku pasterzy. No to co, ruszamy? Kiedy Szasta zak�ada� uprz��, a potem wspina� si� na siod�o, nogi okropnie mu dr�a�y, ale Bri okaza� wyrozumia�o�� i przez ca�e popo�udnie szed� st�pa. By� ju� zmierzch, gdy zjechali jak�� strom� drog� w dolin� i znale�li tam wiosk�. Szasta zsiad� z Konia i poszed� kupi� troch� chleba i rzodkwi, a Bri omin�� wiosk� polami. Spotkali si� po drugiej stronie. Tak odt�d robili co drug� noc. By�y to dla ch�opca cudowne dni, a ka�dy wydawa� mu si� lepszy od poprzedniego, bo z ka�dym mi�nie bola�y go coraz mniej i coraz rzadziej spada�. Ale nawet pod koniec nauki jazdy Bri twierdzi�, �e Szasta siedzi w siodle jak worek m�ki. �Nawet gdyby to by�o bezpieczne, wstydzi�bym si� pokaza� z tob� na g��wnej drodze, m�ody cz�owieku.� Ale pomimo tych surowych s��w Bri by� bardzo cierpliwym nauczycielem. Nikt nie mo�e lepiej uczy� jazdy ni� ko�. Szasta nauczy� si� je�dzi� truchtem i cwa�em, nauczy� si� skaka� przez przeszkody i trzyma� w siodle nawet wtedy, gdy Bri zatrzymywa� si� raptownie bez ostrze�enia lub skr�ca� nagle w lewo lub w prawo, co � jak mu Bri powiedzia� � mo�e si� w ka�dej chwili zdarzy� podczas bitwy. Szasta b�aga� go, by opowiedzia� mu o bitwach i wojnach, w kt�rych ni�s� na sobie Tarkaana. I Bri opowiada� o forsownych marszach, o przeprawach przez rw�ce rzeki, o szar�ach i dzikich walkach mi�dzy konnicami, kiedy to konie bojowe walcz� razem z lud�mi, nauczone gry��, kopa� i stawa� d�ba w odpowiednim momencie, tak aby ci�ar konia i je�d�ca, spada� na wroga jednocze�nie z uderzeniem miecza lub bojowego topora. Ale nie chcia� opowiada� o tych bojach tak cz�sto, jak by tego pragn�� Szasta. �Nie ma o czym m�wi�, m�odzie�cze. To by�y wojny Tisroka, a ja walczy�em w nich jako zniewolone, nieme zwierz�. Co innego narnijskie wojny, gdzie b�d� walczy� jako wolny ko� razem z moim ludem. To dopiero b�d� wojny warte opowie�ci! Narnia i P�noc! Braa-ha-ha! Bruu-hu-hu!� Wkr�tce Szasta ju� wiedzia�, �e kiedy Bri m�wi co� takiego, trzeba si� przygotowa� do galopu. W�drowali tak ca�e tygodnie, mijaj�c coraz to nowe zatoki, przyl�dki, rzeki i wioski, a� nadesz�a pewna ksi�ycowa noc, kiedy ruszyli w drog� wieczorem, po dniu sp�dzonym na wypoczynku. Pozostawili ju� za sob� torfiasty p�askowy� i teraz przecinali szerok� r�wnin�, maj�c o jakie� p� mili na lewo las, a na prawo � w podobnej odleg�o�ci � morze, ukryte za piaszczystymi pag�rkami. Posuwali si� niezbyt szybko prawie godzin�, raz truchtem, raz st�pa, gdy nagle Bri stan��. � Co si� sta�o? � zapyta� Szasta. � Cicho! � powiedzia� Bri, kr�c�c woko�o �bem i strzyg�c uszami. � Czy nic nie s�yszysz? Pos�uchaj. � S�ysz�. Tak jakby tam by� inny ko�, pomi�dzy nami a lasem � odpar� Szasta po d�u�szej chwili. � To JEST inny ko� � stwierdzi� Bri. � I wcale mi si� to nie podoba. � Mo�e to jaki� gospodarz wraca p�no do domu. � Szasta st�umi� ziewanie. � Nie opowiadaj g�upstw. To NIE JEST �aden gospodarz. To NIE JEST ko� wiejski. Nie s�yszysz tego? To ko� z klas�. I siedzi na nim prawdziwy je�dziec. Powiem ci, co to jest, Szasto. Tam, pod lasem, jedzie na koniu prawdziwy Tarkaan. Nie na koniu bojowym: jest na to za lekki. To mi wygl�da na klacz pe�nej krwi, ot co. � O, teraz si� zatrzyma�o, cokolwiek to jest � zauwa�y� Szasta. � Masz racj�. Ale dlaczego zatrzyma�o si� wtedy, kiedy i my si� zatrzymali�my? Szasto, m�j ch�opcze, obawiam si�, �e kto� nas �ledzi. � Co zrobimy? � zapyta� Szasta szeptem. � Czy my�lisz, �e nas widzi i s�yszy? � W tym o�wietleniu chyba nie, p�ki stoimy i jeste�my cicho. Ale zobacz, nadci�ga chmura. Poczekamy, a� zakryje ksi�yc. Wtedy ruszymy cichutko w prawo, w stron� wybrze�a. W razie czego mo�emy si� ukry� mi�dzy tymi pag�rkami. Poczekali, a� chmura zakry�a ksi�yc, i ruszyli w stron� morza, najpierw ostro�nym, wolnym krokiem, potem �agodnym truchtem. Ob�ok by� grubszy i wi�kszy, ni� si� z pocz�tku wydawa�o, i wkr�tce zrobi�o si� bardzo ciemno. I w�a�nie wtedy, gdy Szasta pomy�la�: �Musimy ju� by� blisko tych pag�rk�w�, serce podskoczy�o mu do gard�a, poniewa� w ciemno�ci przed nimi rozleg� si� nagle d�ugi, chrapliwy ryk, pe�en melancholii i zarazem strasznej dziko�ci. Bri zawr�ci� w miejscu i zacz�� galopowa� z powrotem w g��b l�du tak szybko, jak potrafi�. � Co to by�o? � wydusi� z siebie Szasta. � Lew! � odpowiedzia� Ko�, nie zwalniaj�c biegu i nie odwracaj�c g�owy. Szalony galop trwa� przez d�u�szy czas. W ko�cu przeci�li jaki� szeroki, lecz p�ytki strumie� i Bri zatrzyma� si� na drugim brzegu. Szasta zauwa�y�, �e Ko� dr�y i ca�y pokryty jest potem. � Mo�e ta bestia zgubi nasz �lad w wodzie � szepn�� Bri, gdy odzyska� oddech. � Mo�emy teraz troch� zwolni�. I ruszy� dalej st�pa, a po chwili powiedzia�: � Wstyd mi, Szasto. Jestem tak przera�ony jak zwyk�y, niemy ko� z Kalormenu. Naprawd�, boj� si�. Wcale si� nie czuj� jak m�wi�cy ko�. Nie boj� si� miecz�w, lanc i strza�... ale te bestie! Chyba przejdziemy w trucht. Po minucie przeszed� jednak znowu do galopu � i trudno si� by�o temu dziwi�. Ryk odezwa� si� ponownie, tym razem z lewej strony, od lasu. � S� dwa! � j�kn�� Bri. Galopowali przez kilka minut w ciszy, a� Szasta powiedzia�: � Pos�uchaj! Ten drugi ko� galopuje teraz razem z nami. Zaledwie o rzut kamieniem od nas. � Tym lep-p-piej! � odpowiedzia� Ko�, dysz�c ci�ko. � Tarkaan na koniu... na pewno ma miecz... mo�e nas obroni. � Ale� Bri! � zawo�a� Szasta. � Mo�emy by� r�wnie dobrze zabici przez lwy, jak z�apani. Przynajmniej DLA MNIE nie ma r�nicy: powiesz� mnie za kradzie� konia. � Mniej ba� si� lw�w ni� Bri, poniewa� nigdy jeszcze �adnego nie spotka�; Bri mia� ju� z nimi do czynienia. Ko� tylko zar�a� w odpowiedzi, ale skr�ci� nieco w prawo. I rzecz dziwna: drugi ko� r�wnie� zmieni� kierunek, wyra�nie oddalaj�c si� w lewo, tak �e w ci�gu kilku sekund przestrze� mi�dzy nimi znacznie si� poszerzy�a. Ale natychmiast rozleg�y si� znowu ryki lw�w, jeden po prawej, drugi po lewej stronie, i wkr�tce oba konie zbli�y�y si� do siebie. Wszystko wskazywa�o na to, �e lwy uczyni�y to samo. Ich ryk przybli�a� si� coraz bardziej; bestie z �atwo�ci� dotrzymywa�y kroku galopuj�cym dziko koniom. Potem ksi�yc wyszed� zza chmury. W jego �wietle zrobi�o si� jasno jak w dzie�. Dwa konie i dwaj je�d�cy mkn�li obok siebie �eb w �eb i kolano w kolano, jakby to by� wy�cig. I zaprawd�, jak powiedzia� p�niej Bri, nie widziano jeszcze w Kalormenie tak wspania�ej gonitwy. Szasta straci� ju� nadziej� i zacz�� si� zastanawia�, czy lwy zabijaj� szybko, czy te� bawi� si� przedtem swoj� zdobycz� jak koty z�apan� mysz�, i czy to bardzo boli. Jednocze�nie (jak to czasami bywa w najbardziej przera�aj�cych momentach) widzia� wszystko wok� siebie bardzo dok�adnie. Zobaczy�, �e drugi je�dziec jest niski i szczup�y, odziany w zbroj� (odbija�o si� w niej �wiat�o ksi�yca) i �wietnie trzyma si� w siodle. Nagle pojawi�o si� przed nimi co� ja�niej�cego i p�askiego. Zanim Szasta zd��y� pomy�le�, co to jest, rozleg� si� g�o�ny plusk... i poczu�, �e ma w ustach pe�no s�onej wody. Ja�niej�ca rzecz okaza�a si� d�ug� morsk� zatok� lub uj�ciem rzeki. Oba konie p�yn�y teraz obok siebie; woda si�ga�a ch�opcu do pasa. Za nimi rozleg� si� rozdra�niony, w�ciek�y ryk. Szasta odwr�ci� si� i zobaczy� wielki, kosmaty, przera�aj�cy kszta�t przyczajony na brzegu � ale tylko jeden. �Drugi musia� odpa�� w tej gonitwie�, pomy�la�. Lew najwyra�niej nie uwa�a�, by �up wart by� zamoczenia futra, w ka�dym razie nawet nie pr�bowa� wej�� do wody. Dwa konie znajdowa�y si� teraz po�rodku zatoki; wida� ju� by�o przeciwleg�y brzeg. Tarkaan nie odezwa� si� jeszcze ani s�owem. �Ale si� odezwie � pomy�la� Szasta. � Jak tylko b�dziemy na tamtym brzegu, zacznie mnie wypytywa�. Co mam mu powiedzie�? Musz� szybko co� wymy�li�.� Wtem us�ysza� tu� obok siebie dwa g�osy. � Och, jestem ju� tak zm�czona � powiedzia� pierwszy. � Trzymaj j�zyk za z�bami, Hwin, i nie b�d� g�upia � rzek� drugi. �Chyba �ni� � pomy�la� Szasta. � Mog� przysi�c, �e ten drugi ko� przem�wi�.� Teraz konie przesta�y p�yn�� i wkr�tce wysz�y na brzeg zatoki z g�o�nym pluskiem wody �ciekaj�cej z ich bok�w i ogon�w oraz z ha�asem o�miu podk�w mia�d��cych wyg�adzone przez fale kamienie. Ku zaskoczeniu ch�opca Tarkaan nie sprawia� wra�enia, by mia� ochot� go wypytywa�. Nawet na Szast� nie spojrza�. Wygl�da�o na to, �e my�li tylko o tym, by ruszy� w dalsz� podr�. Lecz Bri natychmiast zabieg� drog� drugiemu koniowi. � Bruuu-huu-ha! � zar�a�. � Tylko spokojnie! S�YSZA�EM CI�, tak, s�ysza�em. Nie ma co udawa�, pani. S�ysza�em ciebie. Jeste� m�wi�cym koniem, narnijskim koniem, tak jak ja. � I co z tego? � przerwa� mu dziwny je�dziec ostrym g�osem, k�ad�c d�o� na r�koje�ci miecza. Lecz g�os, kt�rym wypowiedziano te s�owa, zdradzi� ch�opcu co� zupe�nie nowego i zaskakuj�cego. � Hej, to tylko dziewczyna! � wykrzykn��. � A co ci do tego, �e jestem TYLKO dziewczyn�? � warkn�� je�dziec. � A ty jeste� tylko ch�opakiem: zwyk�ym, nieokrzesanym ma�ym ch�opcem, prawdopodobnie niewolnikiem, kt�ry ukrad� konia swojemu panu. � Czy to ju� wszystko, co o mnie wiesz? � zapyta� Szasta. � On nie jest z�odziejem, ma�a Tarkiino � wtr�ci� si� Bri. � Je�eli ju� by�a jaka� kradzie�, to mo�na raczej powiedzie�, �e to JA ukrad�em JEGO. A je�li chodzi o to, co nam do tego wszystkiego, to nie s�dzisz chyba, �e spotkawszy w tak dziwnym miejscu dam� pochodz�c� z mojej rasy, pozwol� jej odej��, nie pr�buj�c z ni� porozmawia�. To chyba naturalny odruch, nie uwa�asz? � Ja te� uwa�am, �e to bardzo naturalne � odezwa�a si� klacz. � Wszystko przez to, �e nie potrafisz trzyma� j�zyka za z�bami, Hwin � powiedzia�a dziewczyna. � W �adne k�opoty nas wpakowa�a�. � Nie widz� �adnych k�opot�w � rzek� Szasta. � Mo�esz sobie odjecha�, kiedy tylko zechcesz. Nie b�dziemy ci� zatrzymywa�. � Z pewno�ci� nie b�dziecie � powiedzia�a dziewczyna. � C� to za k��tliwe stworzenia, ci ludzie � zwr�ci� si� Bri do klaczy. � Zupe�nie jak mu�y. Spr�bujmy porozmawia� rozs�dnie. Za�o�� si�, pani, �e twoja historia jest podobna do mojej: porwana za m�odu, ca�e lata niewoli w Kalormenie? � Nie mylisz si�, panie � odpowiedzia�a klacz z melancholijnym r�eniem. � A teraz zapewne uciekasz? � Powiedz mu, �eby si� zaj�� swoimi sprawami, Hwin � wtr�ci�a dziewczyna. � Nie zrobi� tego, Arawis � powiedzia�a klacz, k�ad�c uszy po sobie. � To jest tak samo moja ucieczka jak twoja. I jestem pewna, �e tak szlachetny rumak nie zamierza nas zdradzi�. Owszem, pr�bujemy st�d uciec. Chcemy dotrze� do Narnii. � Robimy dok�adnie to samo � rzek� Bri. � Oczywi�cie odgad�a� to na samym pocz�tku. C� innego mo�e znaczy� ma�y ch�opiec w �achmanach, jad�cy (albo pr�buj�cy jecha�) na bojowym koniu po�r�d nocy, je�li nie jak�� ucieczk�? Ale, je�li wolno mi powiedzie� co� wi�cej, c� innego mo�e oznacza� wysoko urodzona Tarkiina, jad�ca konno w nocy, ubrana w zbroj� swego brata i bardzo dbaj�ca o to, aby ka�dy zajmowa� si� swoimi sprawami i nie zadawa� jej �adnych pyta�? Je�li to nie jest podejrzane, to mo�esz mnie nazywa� kucykiem. � A wi�c dobrze � odezwa�a si� Arawis. � Zgad�e�. Hwin i ja uciekamy st�d. Chcemy si� dosta� do Narnii. I co z tego? � No c�, je�li tak, to co stoi na przeszkodzie, aby�my to robili razem? � zapyta� Bri. � Mam nadziej�, pani Hwin, �e zgodzisz si� na takie towarzystwo, no i ochron�, jak� mog� ci zapewni� podczas tej w�dr�wki? � Dlaczego, do licha, m�wisz wci�� do mojego konia, a nie do mnie? � zdenerwowa�a si� dziewczyna. � Wybacz mi, Tarkiino � rzek� Bri, nieznacznie tul�c uszy � ale to kalorme�ska mowa. Jeste�my wolnymi Narnijczykami, Hwin i ja, i przypuszczam, �e je�li uciekasz do Narnii, to i ty chcesz by� woln� Narnijk�. A je�li tak, to Hwin nie jest ju� TWOIM koniem. Mo�na r�wnie dobrze powiedzie�, �e ty jeste� JEJ cz�owiekiem. Dziewczyna otworzy�a usta, aby co� powiedzie�, lecz zaraz zamkn�a je bez s�owa. Dopiero po chwili przem�wi�a: � Wci�� nie widz� powodu, dla kt�rego mieliby�my ucieka� razem. Czy� nie b�dziemy zwraca� na siebie wi�kszej uwagi? � Wr�cz przeciwnie � rzek� Bri, a klacz doda�a: � Och, zr�bmy tak! B�d� si� czu�a o wiele bezpieczniej. Nie wiemy nawet, czy zmierzamy w dobrym kierunku. Jestem pewna, �e tak pot�ny rumak wie o wiele wi�cej od nas. � Daj spok�j, Bri � odezwa� si� Szasta. � Niech sobie id� swoj� drog�. Czy nie widzisz, �e nie odpowiada im nasze towarzystwo? � Ale� odpowiada � rzek�a Hwin. � Pos�uchaj � zwr�ci�a si� dziewczyna do Konia � nie mam nic przeciwko temu, by ucieka� z tob�, panie koniu bojowy, ale mam w�tpliwo�ci co do tego ch�opca. Sk�d mam wiedzie�, �e nie jest szpiegiem? � Dlaczego nie powiesz od razu, �e nie jestem ciebie wart? � wtr�ci� Szasta. � Uspok�j si�, Szasto � powiedzia� Bri. � Pytanie Tarkiiny jest ca�kiem do rzeczy. Ja r�cz� za tego ch�opca, Tarkiino. By� wobec mnie szczery, a teraz jest moim przyjacielem. I z ca�� pewno�ci� pochodzi z Narnii albo z Archenlandii. � A wi�c dobrze. Jed�my razem. � Ale nie powiedzia�a tego do Szasty i by�o oczywiste, �e liczy si� tylko z Koniem. � Wspaniale! � zawo�a� Bri. � A teraz, skoro ju� od tych okropnych bestii dzieli nas kawa� morza, co by�cie wy, ludzie, powiedzieli na to, �eby nas rozsiod�a�? Wszyscy potrzebujemy odpoczynku i wszyscy chcemy pos�ucha� swoich historii. Dzieci rozsiod�a�y konie, kt�re znalaz�y sobie od razu traw�, a Arawis wyj�a z torby przy siodle ca�kiem smakowite rzeczy. Szasta nad�sa� si� i odm�wi�, udaj�c, �e nie jest g�odny. Pr�bowa� zachowywa� si� w bardzo wyszukany spos�b, ale poniewa� chatka rybaka nie jest zwykle najlepszym miejscem do nauczenia si� wykwintnych manier, rezultat by� op�akany. Wyczu� jednak szybko, �e nie odnosi sukcesu, co spowodowa�o, i� stawa� si� coraz bardziej niezr�czny i nad�sany. Koniom posz�o o wiele lepiej. Wspomina�y znajome miejsca w Narnii (�trawiaste ��ki powy�ej Bobrowej Tamy�) i nawet odkry�y, �e s� dalekimi kuzynami. Je�li chodzi o ludzi, to sytuacja stawa�a si� coraz bardziej i bardziej k�opotliwa, a� w ko�cu Bri powiedzia�: � A teraz, Tarkiino, opowiedz nam co� o sobie. I nie musisz si� spieszy�. Czuj� si� tu znakomicie. Arawis zacz�a opowiada�, siedz�c nieruchomo ze skrzy�owanymi nogami i u�ywaj�c przy tym zupe�nie innego tonu i stylu ni� dotychczas. W Kalormenie bowiem uczy si� opowiadania r�nych historii (niezale�nie od tego, czy s� prawdziwe, czy zmy�lone), tak jak w Anglii uczy si� dziewcz�ta i ch�opc�w pisania wypracowa�. R�nica polega na tym, �e wszyscy lubi� s�ucha� opowie�ci, natomiast nie spotka�em jeszcze nikogo, kto by lubi� czyta� wypracowania. Rozdzia� 3 U BRAM TASZBAANU � Nazywam si� Arawis Tarkiina i jestem jedyn� c�rk� Kidrasza Tarkaana, syna Risztiego Tarkaana, syna Kidrasza Tarkaana, syna Ilsombreha Tisroka, syna Ardiba Tisroka, kt�ry pochodzi� w prostej linii od boga Tasza. M�j ojciec jest panem prowincji Kalawar i nale�y do tych, kt�rzy maj� przywilej stania w obuwiu przed obliczem samego Tisroka (oby �y� wiecznie!). Moja matka (niech pok�j bog�w zawsze z ni� b�dzie!) umar�a, a m�j ojciec po�lubi� drug� �on�. Jeden z moich braci pad� w bitwie z powsta�cami na dalekim zachodzie, drugi jest jeszcze ma�ym dzieckiem. Tak si� z�o�y�o, �e moja macocha znienawidzi�a mnie od samego pocz�tku i s�o�ce traci�o blask w jej oczach, dop�ki �y�am w domu mego ojca. Tak wi�c wymusi�a na moim ojcu, aby mnie obieca� za �on� Ahoszcie Tarkaanowi. Ten Ahoszta jest niskiego pochodzenia, ale w ostatnich latach, dzi�ki pochlebstwom i przewrotnym radom, wkrad� si� w �aski samego Tisroka (oby �y� wiecznie!), tak �e uczyniono go Tarkaanem i panem wielu miast i prawdopodobnie zostanie wybrany wielkim wezyrem, gdy obecny wezyr umrze. Co wi�cej, ma z sze��dziesi�t lat i garb na plecach, a jego twarz przypomina do z�udzenia twarz ma�py. Jednak�e ojciec m�j, ze wzgl�du na wielkie wp�ywy i bogactwo tego Ahoszty, a tak�e nam�wiony przez moj� macoch�, pos�a� do niego, ofiarowuj�c mu moj� r�k�. Propozycja zosta�a �askawie przyj�ta i Ahoszta przys�a� wiadomo��, �e zamierza po�lubi� mnie jeszcze w tym roku, w pe�ni lata. Kiedy mi to oznajmiono, s�o�ce straci�o blask w moich oczach, zamkn�am si� w sypialni i p�aka�am na ��ku przez ca�y dzie�. Ale nast�pnego dnia wsta�am, umy�am twarz i kaza�am osiod�a� moj� klacz, Hwin. Wzi�am ostry sztylet, kt�ry m�j brat mia� ze sob� podczas wojny na zachodzie, i opu�ci�am samotnie dom mego ojca. A kiedy znikn�� mi ju� z oczu i przyby�am na zielon� polan� w pewnym lesie, z dala od ludzkich osiedli, zsiad�am z konia i wyj�am sztylet. Rozchyli�am szaty tam, gdzie naj�atwiej trafi� ostrzem w serce, i pomodli�am si� do wszystkich bog�w, abym spotka�a swego brata, gdy tylko rozstan� si� z �yciem. Potem zamkn�am oczy, zacisn�am z�by i podnios�am sztylet, by go sobie wbi� w serce. Ale zanim to uczyni�am, ta oto klacz przem�wi�a do mnie g�osem jednej z c�r ludzkich i powiedzia�a: �O moja pani, za nic w �wiecie nie niszcz swego m�odego �ycia! Rozwa� w swoim sercu, �e b�d�c �yw�, mo�esz jednak znale�� w ko�cu szcz�cie, natomiast b�d�c martw�, podzielisz smutny los wszystkich zmar�ych�. � Nie powiedzia�am tego nawet w po�owie tak pi�knie � mrukn�a klacz. � Sza, pani, sza! � uciszy� j� Bri, wyra�nie rozkoszuj�c si� opowie�ci�. � Ta m�oda dama opowiada w �wietnym ka�orme�skim stylu i �aden z opowiadaczy na dworze Tisroka nie zrobi�by tego lepiej. M�w dalej, Tarkiino. � Kiedy us�ysza�am ludzk� mow� p�yn�c� z ust mojej klaczy, powiedzia�am sobie, �e oto l�k przed �mierci� pomiesza� mi zmys�y i zaczynaj� mnie nawiedza� sny na jawie. Serce moje przepe�ni� g��boki wstyd, gdy� nikt z mojego rodu nie powinien l�ka� si� �mierci bardziej ni� uk�szenia komara. Wznios�am wi�c sztylet po raz drugi, gdy Hwin zbli�y�a si� do mnie, wsadzi�a �eb mi�dzy mnie a ostrze i zacz�a mi przedstawia� wszystkie powody, dla kt�rych nie powinnam tego czyni�, i upomina�a mnie tak, jak matka upomina c�rk�. Ogarn�o mnie takie zdumienie, �e zupe�nie zapomnia�am o Ahoszcie i o zamiarze odebrania sobie �ycia, i zapyta�am: �O moja Hwin, w jaki spos�b zdo�a�a� nauczy� si� m�wi� tak jak jedna z c�r ludzkich?� A ona powiedzia�a mi to, o czym ju� wszyscy wiecie, �e w Narnii s� zwierz�ta, kt�re potrafi� m�wi�, i o tym, jak zosta�a stamt�d porwana, gdy by�a ma�ym �rebi�tkiem. Opowiada�a mi te� o puszczach i wodach Narnii, o zamkach i wielkich okr�tach, a� przerwa�am jej, m�wi�c: �Na wielkiego Tasza i na Azaroth, na Zardiinah, Pani� Nocy, bardzo pragn� znale�� si� w krainie Narnii!� A Hwin odpowiedzia�a: �O moja pani, gdyby� znalaz�a si� w krainie Narnii, by�aby� szcz�liwa, bo w tej krainie �adna dziewczyna nie mo�e by� zmuszona do po�lubienia kogo� wbrew swej woli�. Rozmawia�y�my jeszcze d�ugo i nadzieja ponownie rozkwit�a w moim sercu, i cieszy�am si� ju�, �e nie odebra�am sobie �ycia. Co wi�cej, uzgodni�y�my mi�dzy sob�, �e razem uciekniemy z Kalormenu, i przygotowa�y�my plan ucieczki. Wr�ci�am do domu mojego ojca, w�o�y�am najlepsz� sukni� i �piewa�am, i ta�czy�am przed moim ojcem, udaj�c, jak bardzo si� ciesz� z tego ma��e�stwa. I powiedzia�am mu: �O m�j ojcze, o rado�ci mych oczu, pozw�l mi wzi�� jedn� z moich s�u�ek i uda� si� na trzy dni do puszczy, abym mog�a tam spe�ni� tajemny obrz�dek ku czci Zardiinah, Pani Nocy i Dziewcz�t, jak to jest w zwyczaju dziewic, gdy musz� po�egna� si� ze s�odk� s�u�b� Pani Zardiinah i gotowa� si� do zam��p�j�cia�. A on odpowiedzia�: �O moja c�rko, o rado�ci mych oczu, niech tak si� stanie�. Kiedy oddali�am si� sprzed jego oblicza, posz�am zaraz do jego sekretarza, najstarszego z niewolnik�w, kt�ry bra� mnie na kolana, gdy by�am dzieckiem, i kocha� mnie bardziej ni� powietrze i �wiat�o. I kaza�am mu przysi�c, �e dochowa tajemnicy, a potem poprosi�am, by napisa� dla mnie pewien list. Kiedy us�ysza�, o co chodzi, p�aka�, b�aga�, bym zmieni�a decyzj�, lecz w ko�cu rzek�: �Us�ysze� znaczy wykona� i zrobi� to, co chcia�am. A ja zapiecz�towa�am list i ukry�am go na piersiach. � Ale co by�o w tym li�cie? � przerwa� jej Szasta. � B�d� cierpliwy, m�odzie�cze � rzek� Bri. � Psujesz ca�� opowie��. Dowiesz si� wszystkiego o tym li�cie w odpowiednim czasie. M�w dalej, Tarkiino. � Wezwa�am s�u�k�, kt�ra mia�a uda� si� ze mn� do lasu i towarzyszy� mi w obrz�dach ku czci Zardiinah, i powiedzia�am jej, �e wyruszymy o �wicie. Potem zacz�am z ni� plotkowa� i �artowa�, i pocz�stowa�am j� winem; do jej czarki dosypa�am jednak pewnego ziela, po kt�rym �pi si� przez noc i dzie�. I gdy tylko ca�y dom pogr��y� si� we �nie, wsta�am i w�o�y�am zbroj� mojego brata, kt�r� zawsze przechowywa�am w swej komnacie jako drog� po nim pami�tk�. Zabra�am te� wszystkie pieni�dze, jakie mia�am, swoje najlepsze klejnoty i troch� jedzenia, sama osiod�a�am klacz i opu�ci�am dom po drugiej stra�y nocnej. Uda�am si� jednak nie w stron� lasu, jak powiedzia�am ojcu, lecz na p�noc, a potem na wsch�d � do Taszbaanu. Wiedzia�am, �e przez trzy dni, a mo�e nieco d�u�ej, ojciec nie b�dzie mnie szuka�, s�dz�c, �e spe�niam starodawny obrz�dek i �egnam si� samotnie ze s�u�b� Pani Nocy. A czwartego dnia przyby�am do miasta Azim-Balda. W Azim-Baldzie krzy�uje si� wiele dr�g i szlak�w. Stamt�d pos�a�cy Tisroka (oby �y� wiecznie!) p�dz� na koniach do wszystkich zak�tk�w cesarstwa, a jest jednym z praw i przywilej�w mo�niejszych Tarkaan�w u�ywa� tej poczty r�wnie� i do swoich potrzeb. Uda�am si� wi�c do zarz�dcy pos�a�c�w w Domu Cesarskiej Poczty w Azim-Baldzie i powiedzia�am: �O zarz�dco, oto jest list mojego wuja Ahoszty Tarkaana do Kidrasza Tarkaana, pana Kalawaru. We� te oto pi�� krescent�w i ka� wys�a� do niego ten list�. A zarz�dca pos�a�c�w odpowiedzia�: �Us�ysze� znaczy wykona�. List ten napisany by� w imieniu Ahoszty Tarkaana, a tre�� jego brzmia�a mniej wi�cej tak: �Ahoszta Tarkaan Kidraszowi Tarkaanowi �le pozdrowienia. W imi� Tasza niezwyci�onego i nieub�aganego. Niech ci b�dzie wiadome, �e kiedy podr�owa�em do twego domu, by zawrze� umow� ma��e�sk� mi�dzy mn� a twoj� c�rk� Arawis Tarkiin�, spodoba�o si� bogom i fortunie, bym spotka� j� w lesie, gdzie ko�czy�a w�a�nie obrz�dki i ofiary ku czci Zardiinah, jak ka�e obyczaj dziewic. A kiedy dowiedzia�em si�, kim jest, przepe�niony zachwytem nad jej pi�kno�ci� i skromno�ci� zap�on��em ku niej uczuciem i wyda�o mi si�, �e s�o�ce straci blask w moich oczach, je�li natychmiast jej nie po�lubi�. Przygotowa�em wi�c odpowiednie ofiary i po�lubi�em twoj� c�rk� tej samej godziny, kt�rej j� spotka�em, a potem powr�ci�em z ni� do mego domu. A teraz prosimy ci�, ale i polecamy, by� przyby� do mnie tak szybko, jak zdo�asz, aby�my mogli oboje cieszy� si� tw� obecno�ci�, a tak�e by� przywi�z� ze sob� wiano mej �ony, kt�re jest mi potrzebne bez zw�oki ze wzgl�du na powag� moich obowi�zk�w i wysoko�� moich wydatk�w. A poniewa� ty i ja jeste�my sobie jako bracia, �ywi� nadziej�, i� nie pogniewasz si� z powodu po�piechu, w jakim odby� si� ten �lub, po�piechu spowodowanego wy��cznie wielk� mi�o�ci�, jak� darz� twoj� c�rk�. Polecam ci� opiece wszystkich bog�w�. Gdy tylko odda�am list, opu�ci�am jak najszybciej Azim-Bald�, upewniwszy si�, �e nikt mnie nie �ledzi. By�am przekonana, �e otrzymawszy ten list, ojciec m�j po�le kogo� do Ahoszty lub sam do niego pojedzie i �e zanim wszystko si� wyda, b�d� ju� daleko za Taszbaanem. Taka jest istota opowie�ci o moich losach a� do tej nocy, w kt�rej napad�y mnie lwy, a nasze drogi zbieg�y si� w nurcie s�onej wody. � A co sta�o si� z dziewczyn�, t�, kt�r� u�pi�a�? � zapyta� Szasta. � Bez w�tpienia otrzyma�a ch�ost� za to, �e zaspa�a � odrzek�a Arawis ch�odno. � By�a narz�dziem i szpiegiem mojej macochy. Bardzo si� z tego ciesz�. � Nie powiem, �eby to by�o zbyt szlachetne � zauwa�y� Szasta. � B�d� pewien, �e ani jednej z rzeczy, o kt�rych opowiada�am, nie zrobi�am po to, aby si� tobie przypodoba� � odci�a si� Arawis. � I jest jeszcze co�, czego nie rozumiem w twojej opowie�ci � rzek� Szasta. � Nie jeste� doros�a, nie s�dz�, �eby� by�a starsza ode mnie, a nawet chyba jeste� m�odsza, s�dz�c po twoim zachowaniu. Jak mog�aby� zosta� po�lubiona w tym wieku? Arawis nie raczy�a odpowiedzie�, lecz odezwa� si� pospiesznie Bri: � Nie popisuj si� ignorancj�, Szasto. W wielkich tarkaa�skich rodach ma��e�stwa zawsze s� zawierane w tym wieku. Szasta zarumieni� si� (chocia� nie s�dz�, by w tym �wietle kto� to zauwa�y�), czuj�c, �e utarto mu nosa. Arawis poprosi�a Briego, aby opowiedzia�