7932

Szczegóły
Tytuł 7932
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7932 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7932 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7932 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ray Aldridge �� � �Druciarz Cia� i najsamotniejszy cz�owiek na �wiecie � �Miasto Nereus powoli sun�o na wsch�d po planetarnym morzu Cholder. � �Diam Gavagol siedzia� u szczytu falochronu. Daleko pod jego swobodnie zwisaj�cymi stopami burzy�o si� morze, wybuchaj�c �wiec�c� pian�. G��biny pe�ne by�y p�ywaj�cych istot, a ka�dej towarzyszy�a struga zimnego ognia. � �Zn�w pomy�la� o w�li�ni�ciu si� w nocne wody. � �Gavagol opu�ci� g�ow� mi�dzy d�onie i potar� oczy. � �P�niej przep�yn�o obok w ciasnym szyku stadko morskich ludzi. Patrzy� na tych potomk�w Miasta, jak baraszkuj� i wyskakuj� w powietrze. Unios�a si� ku niemu smuga wilgotnego �miechu. � � - Dowcip! - krzykn�� w d� swym chrapliwym g�osem. - Opowiedzcie mi ten dowcip. � �Nie zwracali na niego uwagi i wkr�tce ich l�ni�cy �lad zgin�� za krzywizn� ogromnej bocznej powierzchni Miasta. � �Westchn�� i wci�gn�� ko�owrotkiem linki, kt�re zastawi� maj�c nadziej� schwyta� kt�rego� z syren�w. B�yszcz�ce galaretowate bransoletki nie by�y chyba dobr� przyn�t�. K�opot w tym, �e nie mia� poj�cia, co lubi lud oceanu. � �Jutro w nocy zn�w spr�buje z czym� innym; moie tym razem szcz�cie mu dopisze. � �Nie chcia� skrzywdzi� syren�w. Przygotowa� przestronny basen dla swego go�cia. Ale po prostu musia� mie� kogo� do rozmowy. Odizolowanie Miasta doprowadza�o go do szale�stwa. � �Gdyby tylko chcieli z nim porozmawia�, a nie �miali si� i odp�ywali. Nauczyliby si� go lubi�. Wiedzia� to, po prostu wiedzia�. � �Ranek przyni�s� mu par� godzin odpoczynku, cho� mia� ten nieprzyjemny sen. Czasami unosi� si� w sterylnym oceanie dryfuj�c pod nieruchomym s�o�cem, zbyt s�aby, �eby p�yn��. Albo tkwi� przymarzni�ty do wielkiego pustego p�ata lodu, pod zimnym, bezgwiezdnym, nocnym niebem. Albo widzia� siebie, jak wolno przemierza nie ko�cz�c� si� r�wnin� suchego �wiru, zbyt zm�czony, aby zrobi� kolejny krok, ale niezdolny stan��. � �Kiedy si� obudzi�, sumienie zap�dzi�o go do biurka w Wie�y. Z okien biegn�cych na obwodzie Pomieszczenia Sytuacyjnego Gavagol widzia� ca�y ogrom Miasta. Wielkie fale biegn�ce w poprzek jego kursu, wzbudzone jakim� odleg�ym r�wnikowym cyklonem, rozbija�y si� pian� o po�udniowo - wschodni falochron. Miasto reagowa�o w�asnym falowaniem, ledwo zauwa�alnym ruchem, umo�liwionym przez po��czenia ocieraj�cych si� o siebie olbrzymich blok�w. � �Wie�a chwia�a si� leciutko. Wiedzia�, �e na dole w Mie�cie; puste hale wype�nione s� st�umionym skrzypieniem wiekowych i po��cze�. � �Wola� odg�osy pracuj�cego Miasta od ciszy spokojnej pogody. Wtedy Miasto wydawa�o si� prawie �ywe. � �Jego palce zata�czy�y po �wiate�kach b�yskaj�cych na g��wnej konsoli jak robaczki �wi�toja�skie. Niezliczone czujniki we wszystkich cz�ciach Miasta dostarcza�y danych, kt�re p�yn�y do Wie�y przed jego zm�czone oczy. � �Widzia� wszystko. � �Spad�a liczebno�� armii usuwaczy skorupiak�w, kt�ra przemierza po��czone segmenty kad�uba Miasta. Miasto otworzy�o ju� autofab w celu budowy usuwaczy. � �Zapasy pewnych metali spad�y poni�ej minimum. Miasto otworzy�o ju� zawory wpuszczaj�ce wod� morsk� do urz�dze� ekstrakcyjnych. � �Na p�noc od obszaru temperatur umiarkowanych zaw�drowa� cyklon. Miasto ju� zmieni�o kurs. � �Miasto by�o samoreguluj�cym si� mechanizmem, kt�ry tak naprawd� nigdy nie wymaga� jego interwencji i to stanowi�o cz�� problemu. Mo�e jaka� bardziej celowa praca ul�y�aby nieco jego samotno�ci. � �Wstrz�sn�� nim odczyt z Maremmy. Spanglewine, ma�y pensjonat w tej starej dzielnicy, sygnalizowa� obecno�� lokatora. Z kurk�w ciek�o wino, autokucharz wydawa� �ywno��. � �Kto to m�g� by�? W ci�gu dw�ch d�ugich cholderskich lat, kt�re sp�dzi� na pok�adzie Miasta, nikt tu nie przyby�. � �Czy go�� jest przest�pc�? Handlarzem niewolnik�w? ��� Spo�r�d licznych dzielnic Miasta Gavagol najmniej lubi� Maremm�. Szed� szybko w�skimi przej�ciami �ciskaj�c w kieszeni og�uszacz. Niepokoj�ce malowid�a �cienne, nadal barwne po tysi�cu lat, straszy�y z ka�dej �ciany. Dziwaczne fasady przechodzi�y w ogr�dki i niegdy� intymne dziedzi�ce w niesfornej gmatwaninie obra�aj�cej zmys� porz�dku Gavagola. � �Zajazd sta� nad jednym z licznych basen�w jachtowych Miasta. Gavagol zatrzyma� si�, patrz�c w zdumieniu. Przy kei sta�a gwiazdo��d�, zacumowana do pacho�k�w ozdobionych g�owami gryf�w. Na falach laguny ko�ysa� si� jej czarny kad�ub poznaczony szramami zdobytymi w ci�gu wiek�w. Jej konstrukcja by�a obca; ten wielop�aszczyznowy walec nie by� wizj� cz�owieka. � �Zebra� si� na odwag� i stanowczo wszed� przez irysowy luk do baru Spanglewine. � �R�ka poci�a mu si� na og�uszaczu, ale nadal ukrywa� go w kieszeni. Przez chwil� nic nie rusza�o si� w przyjemnym p�mroku pomieszczenia. Po chwili Gavagol us�ysza� jakie� szuranie dochodz�ce zza kontuaru z kamienia per�owego. � � - Kto tam? - spyta� wyt�aj�c wzrok. � �Jedyn� odpowiedzi� by�a dalsza szamotanina, a potem brz�k rozbijanego szk�a. � �Gavagol post�pi� bli�ej. - No, no - rzek�. - Co tam robisz? To w�asno�� Zarz�du. Nie masz pozwolenia. � �Zza kontuaru unios�a si� powoli niemo�liwie wysoka posta� i Gavagol mimowolnie cofn�� si� o krok. � � - Pozwolenia? - wysoka posta� mia�a g��boki, zimny g�os. Pozwolenia? Ja tu przychodz� od czas�w, zanim jeszcze ocean zagarn�� Nerian�w. A kim�e ty jeste�? - Posta� zachwia�a si�, cho� g�os nie zdradza� nadu�ycia alkoholu. � �Gavagol prze�kn�� �lin�. - Jestem tu Stra�nikiem ustanowionym przez Zarz�d. � �Tajemniczy go�� wyda� d�wi�k bardzo przypominaj�cy starczy chichot. Nast�pnie obszed� koniec kontuaru i wyszed� na �wiat�o ostro�nie stawiaj�c kroki. � �Gavagol nigdy nie widzia� cz�owieka, kt�rego wiek r�wnie trudno by�oby okre�li�. Po m�czy�nie zna� by�o pewne znamiona czasu; mia� g�adko ogolon� twarz pooran� milionem delikatnych zmarszczek, grzyw� spl�tanych siwych w�os�w pod antycznym kapeluszem z p�omienistego aksamitu, oczy g��boko zapadni�te pod grubymi brwiami. Jednak emanowa�a z niego niespo�yta �ywotno��. Ubranie mia� w przestarza�ym stylu, ale o wykwintnym kroju. D�onie smuk�e i umi�nione. Usta pe�ne, czerwone, a �miej�c si� pokazywa� mocne, bia�e z�by. � � - Gap si�! Wiem, �e jestem zjaw�! � �Oczy Gavagola by�y szeroko otwarte. - Nie mia�em zamiaru pana obrazi�. � � - Gadanie! W padasz tu, przerywasz moj� sentymentaln� podr� w�r�d zakurzonych butelek minionego wieku, ��dasz list�w uwierzytelniaj�cych i gapisz si�, jakbym by� jakim� rzadkim zwierz�ciem w zoo. Ale to niewa�ne. Napijmy si�! � �Go�� uni�s� do �wiat�a kwadratow� butelk�. Potrz�sn�� ni� rado�nie. - Chod� - rzek� odwracaj�c si� do lo�y w rogu, gdzie wpada� przez okno promie� bladego s�o�ca. � �Ruchy m�czyzny by�y tak pewne, tak celowe, �e Gavagol podda� si� im jak zagarni�ty pr�dem ciemnej wody. Usiad� ostro�nie w lo�y, ci�gle trzymaj�c w r�ku og�uszacz. G��boko osadzone, b�yszcz�ce oczy spogl�da�y na niego badawczo i Gavagol spostrzeg�, �e maj� absolutnie zdumiewaj�cy kolor - karmazynowy. � � - Mo�esz przesta� kurczowo �ciska� t� bro� - powiedzia� go�� mi�ym g�osem, wymachuj�c dwiema brudnymi szklaneczkami. Nape�ni� je do po�owy m�tnym seledynowym alkoholem i popchn�� jedn� z nich do Gavagola. - Po pierwsze, nie istnieje �aden pow�d, abym mia� ci� skrzywdzi�. Po drugie, mam Os�on�. Twoje zdrowie, Stra�niku! - przechyli� szklaneczk� wypraktykowanym szerokim gestem. � �Gavagol wypi� ostro�niej: - Wypi�bym za twoje - powiedzia� gdybym wiedzia�, kim jeste�. � �Starzec spu�ci� ci�k� pi�� na st�, a� podskoczy�a butelka. Co? - zarycza� pot�nym g�osem. - Udajesz, �e mnie nie znasz? Mnie, Druciarza Cia�, znanego w ka�dym �wiecie pangalaktyki? � �Gavagolowi opad�a szcz�ka. Czy�by to legenda patrzy�a na niego ponad sto�em? Zawsze odrzuca� histori� Druciarza Cia� jako bajdurzenie podr�nik�w. C�, mo�e ta niezwyk�a posta� tkwi w szponach barwnej iluzji. � �Gavagol przyj�� pojednawczy ton. - Och, oczywi�cie, �e s�ysza�em o panu, kto nie s�ysza�? A tak nawiasem m�wi�c, ja nazywam si� Diam Gavagol. E... ee... przepraszam, jak mam si� do pana zwraca�? � �- Wystarczy "sir". Albo mo�esz m�wi� mi Druciarz. Ale nigdy nie nazywaj mnie Cielskiem - Druciarz Cia� przechyli� si� przez st�, zion�c oparami alkoholu. - Jestem czym� wi�cej! - zn�w zachichota�, co by�o zaskakuj�ce u tak imponuj�cej postaci. � �- No... to za pa�skie zdrowie, sir. � �Znowu wypili. M�tny alkohol by� mocny, na dodatek z domieszk� jakiego� szybko dzia�aj�cego halucynogenu i Gavagol poczu�, �e �wiat mu si� przechyla. Oczy Druciarza Cia� rozszerzy�y si� w ogromne fioletowe dziury w zwi�d�ym krajobrazie jego twarzy i Gavagol po�piesznie odwr�ci� wzrok. � � - Ale - rzek� Gavagol - w dalszym ci�gu nie wyja�ni� pan, co robi tu, w Mie�cie Nereus. Zarz�d jest troch� przewra�liwiony na punkcie swych zasad. � �- Do diab�a z Zarz�dem i jego zasadami! Jestem tu, bo w taki w�a�nie spos�b si� zjawiam. Cholder zawsze by� wa�nym przystankiem na mojej trasie i nie nale�� do tych, kt�rzy porzucaj� dochodow� tradycj� tylko dlatego, �e nie ma ju� ani jednego klienta. Poza tym, po kilku dniach hulanki w moich zwyk�ych melinach, wyrusz� na Ocean Niepodzielny i podgoni� troch� roboty. H�? � �- Syrenowie korzystaj� z pa�skich us�ug? Jak p�ac�? � �- P�ac�? P�ac� t� sam� monet�, co wszyscy moi klienci. Rozrywk�! - Druciarz Cia� rykn�� �miechem; brzmia� jak tryumfuj�cy drapie�nik. Nast�pnie utkwi� swe niepokoj�ce oczy w Gavagolu. - Ale czy ty, m�odzie�cze, nie potrzebujesz moich us�ug? Nie masz troch� za blisko osadzonych oczu? M�g�bym je rozsun��. Twoim uszom przyda�oby si� strzy�enie, co? � �Gavagolowi zrobi�o si� nieswojo. - Pa�ska oferta jest niezwykle uprzejma, ale moja powierzchowno�� mi odpowiada. � �Druciarz Cia� u�miechn�� si� grzecznie. - Jak sobie �yczysz. Nikomu nie narzucam us�ug. Tak czy owak, niewiele jest przyjemno�ci w skracaniu nosa. Cho� pami�tam, jak kiedy� na Pachysand... - Lecz g�os Druciarza Cia� �cich� i starzec ponownie nape�ni� szklaneczki. � �Gavagol zaoponowa�. - Jeszcze troch�, a znajd� si� pod sto�em. Druciarz Cia� zrobi� szelmowsk� min�. - Albo zaczniesz mi wierzy�, co? � � - Och, nie. To znaczy, ja panu wierz�. � � - Do diab�a z tob�! - krzykn�� Druciarz Cia�, a jego oczy przybra�y nagle dziki wyraz. W k�cikach ust b�yszcza�a mu �lina. Uwa�asz mnie za starego szajbusa, na tyle bogatego, �eby mie� gwiazdo��d� i na tyle sprytnego, �eby wymkn�� si� dozorcom. No, nie zaprzeczaj, bo odbior� ci mow� i osadz� na dnie Oceanu Niepodzielnego jako nocnego w�gorza! � �Kolana Gavagola zastuka�y o siebie pod sto�em. Nie potrafi� wymy�li� �adnej odpowiedzi, wi�c milcza�, zesztywnia�y od alkoholu i ze strachu. Teraz rzeczywi�cie wierzy� starcowi. Naprawd� siedzia� twarz� w twarz z legend�. � �W�ciek�o�� Druciarza Cia� min�a mu r�wnie szybko, jak nim ow�adn�a. U�miechn�� si�. � �- Niewa�ne, m�odzie�cze. Stanowisz jedyne dost�pne w Mie�cie towarzystwo do picia. B�d� uwa�a� na swoje zachowanie. Druciarz Cia� uni�s� szklaneczk� w przyjaznym ge�cie. � �Gavagol zda� sobie nagle spraw�, �e po raz pierwszy w ci�gu tych wszystkich lat, jakie sp�dzi� na Cholder, nie jest samotny. Przestraszony, owszem ale nie samotny. � �Wypi�; zacz�� m�wi�. Druciarz Cia� s�ucha�, kiwa� g�ow�, wyra�a� zainteresowanie, nalewa�, gdy poziom w szkle Gayagola opada� zbyt blisko blatu sto�u. � �Opowiada� o swej pracy, podkre�laj�c z pocz�tku wielk� odpowiedzialno��, jak� ponosi� przed Miastem i Zarz�dem. Ale w miar�, jak stawa� si� bardziej pijany, zacz�� zmierza� w stron� prawdy: �e jest niepotrzebnym, ale tradycyjnym dodatkiem, i �e sp�dza czas na obserwowaniu, jak Miasto daje sobie rad� bez niego. � �Druciarz Cia� wymrucza� s�owa wsp�czucia i zn�w nala�. Gavagol wypi� jeszcze troch� i zacz�� m�wi� o swej bezsenno�ci. Stopniowo doszed� do samotno�ci. � �- Nie ma tu nikogo poza mn�. Nikogo. W Mie�cie nie ma �adnych urz�dze� obdarzonych wol�, wi�c nie mam nawet robota, z kt�rym m�g�bym rozmawia�. � �Gavagol wytar� sentymentaln� �z�. - To g�upie, ale kiedy� spr�bowa�em mie� przyjaciela. Wszystkie aparaty czyszcz�ce wygl�daj� tu jednakowo: kwadratowe p�yty ze stopami. A jak mo�na zrobi� przyjaciela z czego�, czego nie mo�na odr�ni� od wszystkich mu podobnych? To by� rzeczywi�cie g�upi pomys�, ale my�la�em, �e mi pomo�e. � �Poci�gn�� jeszcze jeden d�ugi �yk i poczu�, �e kr�ci mu si� w g�owie. - Wymalowa�em mu imi� na pancerzu - nazwa�em go Ralf. Chyba naprawd� pomaga�o, m�wi�em do niego i robi�em troch� ba�aganu, �eby mia� co sprz�ta�, a on wygl�da� na zadowolonego. To �mieszne, wiem. � �Ale par� dni p�niej przeszed� do innej cz�ci Miasta albo automaty konserwuj�ce zmy�y farb�. Tak czy owak, nie. mog�em go odnale��. - Po twarzy Gavagola stoczy�a si� powoli jeszcze jedna �za. � �Druciarz Cia� wygl�da� na lekko zdegustowanego. - �a�osna historia, przyjacielu Stra�niku. � � - Wie pan, zazdroszcz� syreniemu ludowi - ci�gn�� Gavagol bez zwi�zku. - Zawsze kiedy ich widz�, p�ywaj� razem �miej�c si�, bawi�c, kochaj�c... wszyscy razem w morzu. Pi�kny widok, chyba si� pan zgodzi? - M�wi� niewyra�nie, a powieki niemo�liwie mu ci��y�y. - W morzu... Czasami odda�bym wszystko, �eby si� do nich przy��czy�. - G�owa opad�a mu; ockn�� si� gwa�townie i podni�s� oczy na Druciarza Cia�. � �Ten pochyla� si� ku niemu, przeszywaj�c go swymi p�on�cymi karmazynowymi oczyma. - Tak... wi�c s�dzisz, �e m�g�by� by� w�r�d nich szcz�liwy? � �Gavagol skin�� g�ow�, usi�uj�c skoncentrowa� si� mimo rozpraszaj�cego uwag� brz�czenia spowodowanego celado�skim alkoholem. - Tak, mo�liwe. W�r�d syren�w... nie widzi si�... wyrzutk�w. � �Twarz Druciarza Cia� stanowi�a migotliw� plam�, ale Gavagolowi wydawa�o si�, �e dostrzega b�ysk ostrych bia�ych z�b�w. Mo�e starzec u�miechn�� si�. G�owa zn�w mu opad�a i tym razem uderzy�a w st�. ��� G�owa bole�nie mu pulsowa�a. Powieki mia� zaklejone i d�ugie minuty up�yn�y, zanim uda�o mu si� otworzy� oczy. - Co... - g�os mu zamar�, bp nie potrafi� sobie nic przypomnie�. Dlaczego le�y pod tym zakurzonym sto�em? Spr�bowa� si� podnie�� i wszystko eksplodowa�o b�lem. - Och... - j�kn�� �ciskaj�c g�ow�, jakby chcia� uchroni� j� przed rozpadni�ciem si� na kawa�ki. � �Po chwili zacz�� sobie poma�u przypomina�. Alkohol celado�ski. Obca gwiazdo��d�. Druciarz Cia�. � �Mimo b�lu usta Gavagola wygi�y si� w u�miechu. S�ucha� go Druciarz Cia�. � �Potem zmarszczy� brwi. Czy Druciarz Cia� m�wi� co� o dacie odlotu? Gavagola ogarn�o poczucie pilnej potrzeby granicz�ce z panik�. Och nie, nie mo�na pozwoli� Druciarzowi Cia� tak szybko odjecha�. Nie mo�na, nie mo�na. � �Gavagol wsta� chwiejnie i zataczaj�c si� wyszed� ze Spanglewine w jasny dzie�. �wiat�o bi�o go po oczach, wi�c j�kn��, ale zobaczy�, �e ��d� Druciarza Cia� nadal jest przycumowana do kei. � �Wype�ni�o go poczucie ulgi. Druciarz Cia� jeszcze tu jest. Gavagol odwr�ci� si�, pocieraj�c skronie. W�skimi przej�ciami Maremmy wr�ci� do Wie�y, pogr��ony w my�lach. ��� Oznajmialnik dzwoni� natarczywie. Gavagol siedzia� nieruchomo, zastanawiaj�c si�, czy post�pi� w�a�ciwie. Lecz po chwili wyprostowa� si� i przybra� tak surow� min�, jak tylko potrafi�. Ma prawo do towarzystwa, a je�li go nie otrzyma, to umrze. Przynajmniej tak uwa�a�. � �Fioletowa z gniewu twarz Druciarza Cia� wykwit�a na ekranie interwidu. Gavagol cofn�� si�. Oczy Druciarza by�y szalone, prawie dymi�ce od nat�enia emocji. - Co zrobi�e�? - zarycza� Druciarz Cia� obna�aj�c z�by. - Wpu�� mnie, albo skr�c� ci ten w�t�y karczek. � �Druciarz Cia� by� ca�kowicie przeobra�ony i Gavagol poj��, �e jego wcze�niejsze wybuchy by�y jedynie �agodn� irytacj�. Gavagol odzyska� g�os. � � - Nic pan nie rozumie. Prosz� mnie wys�ucha�. Nie chcia�em pana skrzywdzi�. Chcia�em tylko, �eby pan troch� jeszcze tu zosta�. Tylko par� dni, a wtedy podnios� znad basenu os�on� przeciwcyklonow� i b�dzie pan m�g� odjecha�. � �Twarz Druciarza Cia� falowa�a z emocji jak twarz w jakim� koszmarze. Przem�wi� suchym szeptem, o wiele straszniejszym od ryku. � �- Ach, tak? Zrobisz mi t� uprzejmo��, prawda? " Gavagol spodziewa� si� gniewu, ale nie tak gro�nego. - Co dla pana znaczy kilka dni? A dla mnie to bardzo wiele. Niech pan pos�ucha, je�li obieca pan wys�ucha� mnie do ko�ca, wpuszcz� pana na g�r�. Na pewno mo�emy to om�wi�. � �- Och tak, tak, wpu�� mnie. Wys�ucham ci�, daj� s�owo. Druciarz Cia� zdradza� straszliw� niecierpliwo��. � �Gavagol zamruga� oczyma. Dotkn�� przycisku otwieraj�cego Wie��. Poni�ej hermetyczne drzwi otworzy�y si� z j�kiem i w tej samej chwili Gavagol poczu� nag�� pewno��, �e zrobi� co� strasznie g�upiego. � �Niemal zanim zd��y� odwr�ci� si� od ekranu, us�ysza� za sob� Druciarza Cia� i w przeb�ysku koszmarnej wizji wyobrazi� sobie, �e ten jak jakie� szybkie, dzikie zwierz� wspina si� szybem windy. Gavagol zadr�a�. � �Druciarz Cia� lekko post�pi� krok ku niemu z d�o�mi zakrzywionymi w szpony, z�bami b�yszcz�cymi w pe�nym oczekiwania u�miechu i z p�on�cymi oczyma. � �- Niech pan zaczeka - wysapa� przera�ony Gavagol. - Powiedzia� pan, �e mnie wys�ucha. � �- I wys�ucham, wys�ucham. B�dziesz umiera� jaki� czas, a ja nie chcia�bym, �eby� odszed�, zanim uniesiesz os�on�. � �Zanim Druciarz Cia� dosi�gn�� go, Gavagol podni�s� r�k� i powiedzia� g�osem cienkim z przera�enia: - Stop, przycisk trupa. Niech pan pos�ucha... � �Druciarz Cia� odsun�� si�, sycz�c z zawodu. � �Gavagol zacz�� be�kota�. - Nie chc� zrobi� niczego wrogiego, ale je�li zdejm� z tego palec, pa�ski statek... os�ona przeciwcyklonowa odwr�ci si� i zgniecie go na p�ask. Rozumie pan? � � - Rozumiem. - Zimny g�os zn�w si� zmieni�; by�o w nim ogromne zm�czenie. Druciarz Cia� nagle si� uspokoi�. Usiad� za biurkiem naprzeciw Gavagola. - Nie zwracaj uwagi na moje wybuchy, Stra�niku. Jestem impulsywny. � �Gavagol by� wstrz��ni�ty. Jaka� przelotna irytacja - tak, tego, si� spodziewa�. Ale nie tej morderczej w�ciek�o�ci. Ca�e szcz�cie, �e podj�� �rodki ostro�no�ci. � �- No wi�c, Stra�niku. Czego w�a�ciwie ode mnie chcesz? To wcale nie by�o konieczne - upora�bym si� z tymi twoimi �wi�skimi oczkami bez przymusu. Chyba ci to proponowa�em? � ��wi�skie oczka? Gavagol. uni�s� podbr�dek. - Ju� wcze�niej m�wi�em, �e nie mam zastrze�e� do mojej twarzy - powiedzia� lodowato. - Mia�em tylko nadziej�, �e mo�e sp�dzi tu pan kilka dni. Nie chcia�em pana rozgniewa�. Ale jestem samotny, bardzo, bardzo samotny. Musia�em co� zrobi�. � �Druciarz Cia� nie wykazywa� ani troch� wsp�czucia. - Pope�ni�e� b��d, Strainiku. Je�li b�dziesz pr�bowa� zmusi� mnie do pozostania tu, dostan� amoku. Moje emocje bior� nade mn� g�r� to jedna z ujemnych stron tego, �e do�y�o si� p�nego wieku. Wi�c rozwi�� sw�j problem w jaki� inny spos�b. � �- Ale pa�ski statek... � �- Ten statek jest mi drogi, to m�j dom od wielu stuleci - ale i tak wpad�bym w zbyt wielki gniew. - Druciarz Cia� roze�mia� si�. W ko�cu m�g�bym czym� zast�pi� t� gwiazdo��d�. A czym ty m�g�by� zast�pi� swoje �ycie? � �Gavagol obserwowa� Druciarza Cia�. Starzec siedzia� do�� spokojnie, ale karmazynowe oczy by�y lodowate. Druciarz Cia� zn�w si� odezwa�. - S�uchaj, mam pomys�. Druciarz Cia� m�wi� przekonuj�co. Gavagol nie m�g� si� oprze� temu pomys�owi, ale pami�ta� wyraz twarzy Druciarza Cia�, kiedy ten wpad� do Wie�y. � �Zdecydowa� si�. - Dobrze - rzek�. - Z wdzi�czno�ci� przyjmuj� Pa�sk� ofert�. Ale �eby nie by�o �adnych sztuczek, prosz� pami�ta�, �e przycisk trupa jest na sta�e po��czony z moim no�nikiem m�zgowym. Niech mi pan zmieni umys�, a... no c�, trzask! � �Nozdrza Druciarza Cia� rozd�y si�, a twarde usta zacisn�y w prost� lini�. - Nie martw si�. Nie podobasz mi si� na tyle, �ebym ci ustawi� m�zg. ��� Przebudzenie by�o dziwne, w ciemno�ci i smrodzie. Gavagol wyrzuci� w bok r�ce, tylko �eby przekona� si�, �e jest uwi�ziony w przestrzeni niewiele wi�kszej od trumny. Kostki u r�k zadudni�y o metal. Zapach by� tak silny, �e a� nierozpoznawalny, zastarza�y i organiczny, jak spi�arka nie czyszczona przez tysi�c lat. Gavagolowi krzyk uwi�z� w gardle. � �Jego r�ce by�y jakie� inne. W ciemno�ci chwyci� si� za d�onie. Palce mia� za d�ugie i wydawa�o mu si�, �e s� obwieszone workami lu�nych b�on, a sk�ra... g�adka, wilgotna, ca�kowicie obca. � �Otworzy� usta do kolejnej pr�by krzyku, ale wtedy otworzy� si� luk zbiornika regeneracyjnego. Ci�nienie wyr�wna�o si� z trzaskiem i �wiat�o zala�o mu oczy. Silne r�ce uj�y go za ramiona i wyci�gn�y na kozetk� na k�kach. � �Podni�s� wzrok na Druciarza Cia�. P�on�ce karmazynowe oczy by�y pe�ne dumy. � �- Pole� troch� spokojnie - odezwa� si� Druciarz Cia� u�miechaj�c si� tym swoim drapie�nym u�miechem. � �Przy pierwszej pr�bie g�os Gavagola nie chcia� go s�ucha�. Prze�kn�� wstr�tny smak i zn�w spr�bowa�. - Czuj� si� fatalnie wychrypia�. � �Twarz Druciarza Cia� �ci�gn�a si�. - Zrobi�em dok�adnie to, o co prosi�e�: da�em ci morze. I, przypominam ci, bezp�atnie. Gavagol podpar� si� na �okciach i spojrza� po sobie, zafascynowany. � �Jego �liska sk�ra l�ni�a oksydowan� czerni�. B�ony uk�adaj�ce mu si� fa�dami na ramionach mia�y swe odpowiedniki na jego nogach. Stopy by�y o dwadzie�cia centymetr�w d�u�sze, a smuk�e palce ko�czy�y si� ostrymi, zakrzywionymi pazurami. Kiedy zobaczy�, �e jest zbyt g�adki w kroku, j�kn�� s�abo i si�gn�� na pr�b� r�k�. � � Druciarz Cia�, kt�remu na ten widok wr�ci� dobry humor, parskn�� �miechem. � � - Nie ma zmartwienia. Genitalia wewn�trzne. Przecie� wa�ne narz�dy nie mog� ci dynda� w wodzie, gdzie mo�e je chapn�� jaka� fauna, co? Szybko si� przyzwyczaisz - Druciarz Cia� pu�ci� oko i wszystkie jego zmarszczki zbieg�y si� razem. � �Gavagol rozejrza� si�. Kabin� wype�nia�a gmatwanina dziwacznego sprz�tu. Wsz�dzie wisia�y tablice dotykowe i ekrany czytnik�w jarz�ce si� cyframi i s�owami w dziesi�tkach nieznanych alfabet�w. Tu syntezator DNA gatunku Genchee pokrywa� gr�d� b�yszcz�c� pl�tanin� plazmowod�w. Tam falanga staro�ytnych mikrochirurg�w unosi�a l�ni�cy g�szcz manipulator�w - samych zaczep�w, ostrz i laser�w. Do innych kom�r porodowych ustawionych wzd�u� grodzi by�y przyspawane prowizoryczne stalowe pokr�t�a, tak �eby ludzkie r�ce mog�y obs�ugiwa� obce zapadki luk�w. � �Gavagol zosta� ponownie zrodzony w obcym �onie, przesyconym przez wieki obcymi sokami. Wzdrygn�� si�. � �- Co znowu? - wydawa�o si�, �e Druciarz Cia� jest zn�w zirytowany. - Jak nie chcia�e� mojej pomocy, nie trzeba by�o o ni� prosi�. - Jego oczy rozb�ys�y niebezpiecznie. - Nie jeste� zadowolony? - G��boki zimny g�os obni�y� si� o p� oktawy, do zgrzytliwego dudnienia. � �Druciarz Cia� zamajaczy� gro�nie nad Gavagolem. Jego karmazynowe oczy zw�zi�y si� pod drgaj�cymi powiekami: Gavagol opad� na w�zek z wal�cym sercem. Chwila ta rozci�gn�a si� w niesko�czono��. � �Druciarz Cia� gwa�townie si� odwr�ci�. � �Gavagol odezwa� si� do jego plec�w: - Jestem po prostu zaskoczony. Ale zapomnia�em panu wspomnie�... Nie umiem p�ywa�. Druciarz Cia� z powrotem odwr�ci� si� do niego, ci�gle naje�ony. - Co? A teraz masz czelno�� kwestionowa� jako�� mojej roboty? Naturalnie wykszta�ci�em ci specjalne spr�enie synaptyczne; b�dziesz p�ywa� jak w�gorz. Uwa�asz mnie za debiutanta? A kto pos�a� ludzi Miasta do Oceanu Niepodzielnego? � �Druciarz Cia� chwyci� r�czk� w�zka i wyprowadzi� go z pomieszczenia porodowego. Gavagol zacisn�� d�onie na por�czach w�zka p�dz�cego staro�ytnymi korytarzami, ale przeszkadza�a mu obca d�ugo�� jego palc�w. � �- Dok�d teraz? - spyta� Gavagol p�aczliwym tonem. � �- Mam ju� do�� twoich j�k�w! - rzek� Druciarz Cia�. W�zek zatrzyma� si� gwa�townie u progu �luzy powietrznej, ale Gavagol kontynuowa� podr� w locie, wymachuj�c bezradnie r�kami i nogami. � �Spad� w lagun� z ogromnym pluskiem. � �Przez chwil� szamota� si� w chmurze p�cherzyk�w. Nast�pnie nowe spr�enie przej�o kontrol� i Gavagol wystrzeli� bez wysi�ku przed siebie, szybki jak ryba. Rozkoszowa� si� sw� si��, now� zr�czno�ci�, ch�odnym dotykiem wody na nagiej sk�rze. Przemierzy� b�yskawicznie lagun� nabieraj�c tyle szybko�ci, �eby zupe�nie wyskoczy� z wody. Stwierdzi�, �e nozdrza zamykaj� mu si� pod wod� jak u foki i �e pojemno�� jego p�uc zwi�kszy�a si� tak, �e mo�e swobodnie zanurza� si� na pi�tna�cie minut. � �Jednak s�o�ce, kt�re �wieci�o przez grub�, przezroczyst� os�on� przeciwcyklonow�, zacz�o pali� jego wra�liw� now� sk�r� i Gavagol w�lizn�� si� pod cienisty nawis kei. � �Unosz�c si� na wodzie, obserwowa� ��d� Druciarza Cia�. Luk by� szczelnie zamkni�ty; za rz�dem ma�ych iluminator�w, biegn�cych wzd�u� kad�uba tu� nad dolnym wybrzuszeniem zawieraj�cym silniki pionowego startu, nie by�o wida� �adnego ruchu. Gdy nadszed� zmierzch, Gavagol wyp�yn�� powoli przez �luz� dla obs�ugi. W do�ku �ciska� go strach przemieszany z radosnym oczekiwaniem. � �Kana� wi� si� mi�dzy blokami poszycia Miasta, a potem wychodzi� w morze wzd�u� zakrzywionego falochronu. Ruch Miasta powodowa� zawirowania przy ko�cu falochronu i Gavagol przez chwil� miota� si� bezradnie. � �Unosi� si� pod powierzchni� i patrzy� w d�, w czarn� g��bi�. Wystawi� g�ow� nad powierzchni� i zobaczy� przesuwaj�cy si� obok ogromny kad�ub Miasta. � �Ogarn�a go panika; Miasto zostawi go samego. Pop�yn�� silnymi ruchami w kierunku Miasta i strach min��, wypu�ci� fontann� srebrzystych b�belk�w �miechu. W swym nowym ciele z �atwo�ci� m�g� prze�cign�� Miasto. � �Uspokojony swymi nowymi umiej�tno�ciami, rozcina� wod� zostawiaj�c za sob� fosforyzuj�cy �lad . ��� Ch�odny blask rzadko ukazywa� si� i ponad falami i Gavagol pomy�la� o drapie�nikach przemierzaj�cych Ocean Niepodzielny: ogromna z�biasta ka�amarnica o d�ugich, naje�onych haczykami mackach; szybka, jadowita �asica morska; �awice �ar�ocznych rze�nic. � �Pop�yn�� ku Miastu, aby schroni� si� za jego falochronami, ale z�apali go. � �Ogarni�ty chmur� b��kitnego mor�kiego �wiat�a, straci� orientacj�. Czu�, jak si� o niego obijaj�, czu� na swym ciele ciekawskie r�ce, a potem uszczypni�cie w rami�, gdy jedno z m�odych spr�bowa�o sprawdzi� jego smak. � �Kr���ce wok� niego stadko syren�w wybuchn�o �miechem. - Ba�em si�, �e to �awica rze�nic - powiedzia� Gavagol pr�buj�c si� u�miechn��. � � - Oho, a my bali�my si�, �e to ofiara trz�sionki - odezwa� si� spory samiec poznaczony bliznami po d�ugich sezonach w�r�d raf l�gowych. Zn�w �miech. G�os by� wy soki i wyra�ny; s�owa Standardu mia�y mlaskaj�cy, sycz�cy akcent. � �- Trz�sionki? � � - Tak, zarazy atakuj�cej meduzy podczas wielkich sztorm�w. - Ogromny samiec podp�yn�� bli�ej, u�miechn�� si�, ale k�apa� szcz�kami wydaj�c odg�os jakby meta U uderza� o metal. Oczy p�on�y mu ja�niej ni� �wiat�o morskie. � � - Ale to nie pora sztorm�w, prawda? A i po bli�szym przyjrzeniu si� widz�, �e nie jeste� meduz�. - Samiec mrugn�� do swego stada. - Przepraszam. Kim jeste�? � �Niecierpliwa m�oda samica w girlandzie jedwamuszli powiedzia�a: - Chod�, Srebrne Grzbiety b�d� za �awic� Powita� o wschodzie ksi�yca. Je�li si� sp�ni my, zaczn� polowanie bez nas. � �Stadko opu�ci�o Gavagola i odp�yn�o na p�noc. Ruszy� za nimi. � �Samiec obr�ci� si� w wodzie wzburzonej przej�ciem stada i rzuci� si� na Gavagola. Ten si� przestraszy�, ale zderzenie z ci�kim cia�em by�o delikatne. � �Samiec rzek�: - Ty nie; cz�owieku! Ty zosta� z Miastem, ssij jego wymi�; tam twoje miejsce. My wywodzimy swoj� lini� od Pierwszych Odmie�c�w; nasz r�d przemierza Ocean Niepodzielny od tysi�ca lat. Wracaj do swojego Miasta, zanim wyczuj� ci� rze�nice; �mierdzisz zbiornikiem. � �Tego by�o za wiele. Odda� swe cia�o, aby przysta� do nich, a oni tak po prostu go odrzucili. Poczu� narastaj�c� w�ciek�o��. Rzuci� si� na samca ze szcz�kami rozwartymi w bezmy�lnej napa�ci. � �Oczy samca otworzy�y si� szerzej, a on sam odskoczy� w bok, ale nie do�� szybko i Gavagol zatopi� z�by w jego ramieniu. Samcowi wyrwa� si� wysoki, piskliwy wrzask b�lu i zaskoczenia. � �Jaka� spokojna, odleg�a cz�� Gavagola by�a r�wnie zdumiona, kiedy wbija� z�by w gor�cy, t�usty smak krwi i t�uszczu, kiedy rozrywa� mi�nie samca pazurami. Czy to pragnienie rozdzierania cia�a jest jeszcze jednym schematem zachowania wbudowanym przez Druciarza Cia�? � �Samiec ockn�� si� z pocz�tkowego zaskoczenia i rzuci� si� na Gavagola, ryj�c linie ognistego b�lu wzd�u� jego boku. Wirowali, darli swe cia�a i mocowali si� w pianie jasnej fosforescencji. Gavagol s�ysza� przyt�umione odg�osy stada, kr���cego wok� nich w ciemno�ci, okrzyki zdenerwowania, a potem strachu. � �Samiec sycza�, zdezorientowany i z�y. - Dlaczego, stary cz�owieku? To niebezpieczne wody... � �Nie m�g� odpowiedzie�, ale my�l o ca�ych kilometrach ciemnej wody poni�ej och�odzi�a jego gniew. Oderwa� si� od samca chwytaj�c powietrze pot�nymi haustami. � �A potem us�ysza� ostrzegawcze okrzyki i spojrza� w d�; zobaczy�, jak z czerni poni�ej wznosi si�; Meduza ka�amarnica, zwabiona zamieszaniem i zapachem krwi. Dziesi�tki g�odnych, jarz�cych si� macek k��bi�y si� wok�; jej cia�a. Gavagol by� sparali�owany przera�eniem i to go uratowa�o. Samiec usi�owa� ucieka� i Meduza wystrzeli�a ku niemu, przyci�gni�ta ruchem. � �Gavagol po raz ostatni zobaczy� samca, jak s�abo wyrywa� si� ze spowijaj�cych go macek, gdy Meduza z powrotem opada�a w g��biny. � �Stado ju� odp�yn�o, ocean by� pusty. � �Szlochaj�c, uciek� w �lepym przera�eniu z powrotem do Miasta. ��� Jego jedyn� nadziej� by�o ub�aga� Druciarza Cia�, �eby odwr�ci� sw� prac�. � �Starzec by� taki niedotykalski, tak �atwo si� obra�a�. Ale jakie mia� inne wyj�cie? � �Druciarz Cia� wr�ci� do swej �odzi p�nym rankiem, zataczaj�c si� lekko. Gavagol wyskoczy� na kej� tu� pod stopy starca. Druciarz Cia� odskoczy� nieco w ty�, zdumiony. - Ach - rzek�. - Widz�, �e rozkoszujesz si� wod�. � �- Nie - odpar� Gavagol, niezdarnie gramol�c si� na nogi o przero�ni�tych stopach. - Musz� z panem porozmawia�. Druciarz Cia� machn�� r�k� w kierunku trapu. - No to wejd� na pok�ad. Jestem pobudzony alkoholem, a wi�c usposobiony tolerancyjnie. Do pewnego stopnia. - Przeszed� obok Gavagola powiewaj�c kosztownymi tkaninami. � �Ko�ysz�c si� niezdarnie na niezgrabnych stopach, Gavagol wszed� za starcem do �odzi. ��� Salonik gwiazdo�odzi przypomina� muzeum niezwyk�ych, staro�ytnych przedmiot�w. Osobliwo�ci z tysi�ca �wiat�w walczy�y o miejsce z dziwacznymi trofeami. By�y tam bajeczne zwierz�ta, obcy i chyba nawet ludzie. Eksponaty wystawa�y z powierzchni jak gdyby zastyg�e w momencie przechodzenia przez �ciany, spadania z sufitu lub podnoszenia si� z pod�ogi. Na ka�dej martwej twarzy malowa�o si� zaskoczenie, jakby to by�o ostatnie miejsce we wszech�wiecie, w kt�rym spodziewa�yby si� znale��. � �Gavagol usiad� niepewnie na krze�le pokrytym zawile wytatuowan� ludzk� sk�r�. � � - No, w czym problem? - Druciarz Cia� zapyta� uprzejmie. Nala� sobie kieliszek m�tnego p�ynu, ale Gavagolowi nic nie zaproponowa�. � �Gavagol przyst�pi� do sprawy delikatnie. - C�, rozumie pan, �e nie narzekam na pa�sk� prac�. To wspania�a robota; jestem przekonany, �e najlepsza. � �Druciarz Cia� skin�� g�ow� aprobuj�co. � �Zach�cony tym Gavagol ci�gn��: - Ale obawiam si�, �e moja... pro�ba nie by�a dobrze przemy�lana. To znaczy, �ycie syrena wydawa�o si� cudowne z daleka, ze szczytu falochronu. Ale... zwiesi� g�ow�. � �Druciarz Cia� obserwowa� go w milczeniu przez d�ug� chwil�. - Ale co, Stra�niku? � �- No... syrenowie nie chcieli mie� ze mn� nic do czynienia. By�em g�upi: pr�bowa�em zmusi� ich, �eby wzi�li mnie z sob�. - Ci�gn�� powoli. - I sta�a si� straszna rzecz. � �Druciarz Cia� zmarszczy� brwi i Gavagol pomy�la�, �e dostrzega na tej twardej, starej twarzy �lad zrozumienia. - A wi�c, Stra�niku, czego chcesz? � �Gavagol zaczerpn�� g��boko powietrza. - Chc� mego dawnego cia�a. � �- I to wszystko? Nie wymusisz na mnie spe�nienia �adnej innej "pro�by"? Uwolnisz m�j statek? � �Gavagol skin�� skwapliwie g�ow�. Druciarz Cia� wsta� gwa�townie. - Zastanowi� si� nad tym. Gavagol zerwa� si� na nogi, z obna�onymi, z�bami i czuj�c narastaj�cy w g�owie ucisk. - Niech pan pami�ta, �e mog� zgnie�� pa�ski statek jak robaka... mog�... ja... � �Druciarz Cia� obserwowa� go czujnie; jego dziwne karmazynowe oczy by�y tak niezg��bione jak Ocean Niepodzielny. � �W umy�le Gavagola powsta� obraz: przera�ona twarz samca, gdy Meduza wci�ga�a go w ciemno��. Poczu�, �e gniew w nim opada tak szybko, jak si� zrodzi�. � �- Przepraszam - rzek� pokornie. - Dzi�kuj� za rozwa�enie sprawy. - Nast�pnie wyszed�, ko�ysz�c si� w spos�b jak najdostojniejszy. ��� Gavagol obserwowa� z Wie�y, jak dziwny statek Druciarza Cia� p�dzi niby strza�a, zostawiaj�c na morzu srebrny kilwater. Opar� si� o framug� okna, przyciskaj�c d�onie do szyby. Swoje ludzkie d�onie. </P przek�ad : Agnieszka Sylwanowicz ��� powr�t