7908

Szczegóły
Tytuł 7908
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7908 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7908 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7908 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Philip K. Dick My zdobywcy (T�umaczy�a: Magdalena Gawlik) Tytu� orygina�u: THE DAYS OF PERKY PAT Copyright � 1987 by The Estate of Philip K. Dick Introduction � 1987 by James Tiptree, Jr. Projekt ok�adki: Zombie Sputnik Corporation Ilustracja na ok�adce: Piotr �ukaszewski Redaktor prowadz�cy seri�: Dorota Malinowska Redakcja: Jacek Ring Redakcja techniczna: Anna Troszczy�ska �amanie komputerowe: Gra�yna Janecka Korekta: Jadwiga Gayczak ISBN 83�7255�242�8 Fantastyka Wydawca: PR�SZY�SKI i S�KA S.A. 02�651 Warszawa, ul. Gara�owa 7 Druk i oprawa: Wojskowa Drukarnia w �odzi 90�520 ��d�, ul. Gda�ska 130 Dawniej wierzy�em, �e wszech�wiat ma z gruntu wrogie nastawienie. I �e nie pasuj� do niego, jestem inny... dostosowany do odmiennej rzeczywisto�ci i przez pomy�k� zosta�em umieszczony tutaj. Moje �cie�ki prowadzi�y w przeciwn� stron� do jego �cie�ek. I �e wy�oni� mnie spo�r�d ludzi ze wzgl�du na moj� inno��. Zupe�nie si� ze sob� nie zgadzali�my. Ba�em si�, �e wszech�wiat odkryje, jak bardzo si� od siebie r�nimy. Podejrzewa�em, �e w ko�cu odkryje prawd� o mnie i �e jego reakcja b�dzie zupe�nie naturalna � zrobi ze mn� porz�dek. Nie uwa�a�em, �e jest nikczemny, lecz jedynie spostrzegawczy. A je�li jest w tobie co� dziwnego, nie ma nic gorszego od spostrzegawczego wszech�wiata. W tym roku u�wiadomi�em sobie jednak, �e to nieprawda. Wszech�wiat wcale nie jest spostrzegawczy, ale przyjazny... i wcale nie uwa�am, aby�my si� od siebie r�nili. Philip K. Dick w wywiadzie udzielonym w 1974 roku (z �Only Apparently Real�) WST�P SK�D WIECIE, ZE CZYTACIE PHILIPA K. DICKA? My�l�, �e przede wszystkim chodzi o niezwyk�o��. Dick by� i jest niezwyk�y. To chyba w�a�nie z tego powodu nieustannie kartkowa�em katalogi wydawnicze s.f. szukaj�c jakiejkolwiek wzmianki na jego temat i niecierpliwie czeka�em na ukazanie si� kolejnych powie�ci. M�wi si�, �X po prostu nie my�li jak inni ludzie�. W przypadku Dicka jest to stwierdzenie zgodne z rzeczywisto�ci�. Nie spos�b przewidzie� zako�cze� jego opowiada�. A jednak jego bohaterowie zostali pozornie ukszta�towani na podobie�stwo zwyk�ych ludzi � poza wyst�puj�c� niekiedy szalon�, rozkrzyczan� postaci� p�ci �e�skiej, b�d�c� jedn� ze specjalno�ci Dicka i traktowan� z niezmienn� doz� czu�o�ci. To zwykli osobnicy wpl�tani w dziwaczne sytuacje, ludzie zarz�dzaj�cy si�ami policyjnymi z pomoc� bredzenia prekognitywnych szale�c�w, albo staj�cy twarz� twarz z replikuj�c� si� fabryk�, kt�ra przej�a panowanie nad Ziemi�. Istotnie, jednym z czynnik�w owej niezwyk�o�ci jest precyzja, z jak� w przeciwie�stwie do innych pisarzy Dick konstruuje dla swoich postaci realny �wiat. W ilu innych opowiadaniach SF dowiadujecie si�, w jaki spos�b bohater zarabia na �ycie, nim wpadnie on w paj�czyn� akcji? Ach, mo�e jest cz�onkiem za�ogi kosmicznej, albo naukowcem w takiej czy innej dziedzinie. Albo m�odym Werterem. U Dicka zaj�cie bohatera poznajemy na pierwszej stronie. Ta zasada nie dotyczy wszystkich opowiada� zawartych w tym tomie (sprawdzi�em), lecz troska o podobne szczeg�y jest wsz�dzie, zw�aszcza w powie�ciach. Powiedzmy, �e bohater zajmuje si� handlem antykami; wraz z pojawieniem si� nowego egzemplarza zastanawia si�, czy da si� go sprzeda�. Gdy umarli m�wi�, udzielaj� zawodowych rad. Dick nigdy nie zak�ada, �e wiemy, w jaki spos�b jego bohaterowie zarabiaj� na chleb. To cz�� pewnej �wytrwa�o�ci� cechuj�cej jego styl. Innym elementem owej wytrwa�o�ci jest fragmentaryczno�� dialog�w. Trudno oceni�, czy dialogi Dicka s� doszcz�tnie nieprawdziwe, czy te� prawdziwsze ni� inne. Jego bohaterowie nie tyle oddzia�uj� wzajemnie na siebie w sensie werbalnym, ile prowadz� monolog celem podtrzymania akcji b�d� te� zwi�kszenia orientacji czytelnika. Sytuacje za� s� typowe Dickowskie. Jego �fabu�y� nie maj� sobie r�wnych w s.f. Je�li Dick pisze opowiadanie o, powiedzmy, podr�y w czasie, u�o�y je w taki spos�b, �e stanie si� zupe�nie sui generis. Nietrudno przewidzie�, �e element centralny wcale nie zostanie umieszczony w centrum uwagi, lecz dotrze do nas okr�n� drog�, poprzez, na przyk�ad, wybory polityczne. Poza tym jakiekolwiek podobie�stwo pomi�dzy Dickiem a pisarzem pos�usznym regu�om gatunku jest czysto przypadkowe. Odnosz� niekiedy wra�enie, �e wie wprawdzie, co dzieje si�, gdy w��czamy lamp� do kontaktu, lecz poza tym istniej� nik�e dowody g��bszej wiedzy zar�wno z dziedziny techniki, jak i nauki. Jego nauka polega wy��cznie na znajomo�ci technologii duszy, przy powierzchownej orientacji w dziedzinie psychologii. Dotychczas kosztem jego zalet skupi�em si� na dziwactwach. Co sprawia, �e czytacie Dicka? C�, przede wszystkim niezwyk�o��, jak ju� powiedzia�em, lecz niezmiennie wi��e si� z tym atmosfera d��enia, desperackich pr�b podejmowanych przez bohater�w, by osi�gn�� pewien cel lub chocia�by zrozumie� to, co si� wok� nich dzieje. Znaczny procent bohater�w Dicka to ludzie um�czeni; w ukazywaniu rozpaczy Dick jest prawdziwym ekspertem. Mistrzostwo osi�gn�� r�wnie� w przedstawieniu spustoszenia. Kiedy nas raczy spustoszeniem, powiedzmy, po bombie, jest to spustoszenie jedyne w swoim rodzaju. W niniejszym tomie mamy jeden tego przyk�ad. Lecz w�r�d spustoszenia znajdujemy inne charakterystyczne elementy, ma�e zwierz�tka. Owe ma�e zwierz�tka to cz�sto mutanty albo niedu�e roboty, w kt�re wst�pi�o �ycie. Ich istnienie pozostaje niewyja�nione, cz�sto pojawi� si� jedynie na chwil� w wypowiedzi epizodycznej postaci. I co one robi�? R�wnie� d���. Zmarzni�ty strzy�yk otula si� kawa�kiem ga�gana, zmutowany kr�lik chce zbudowa� dom, rozgl�da si� i planuje. Poczucie nieustannej krz�taniny w krajobrazie, kt�rego ka�dy element �yje, mimo przeciwno�ci, w�asnym �yciem, pr�buje �y�, jest typowo Dickowskie. W�r�d ostrych kraw�dzi, i zmaga� niesie wsp�czucie, kt�rego istnienia dopatrujemy si� w Dicku, lecz kt�re nigdy otwarcie si� nie ujawnia. To przes�anie mi�o�ci, zawsze pospiesznie t�umione, przeb�yskuje z opowie�ci Dicka i nie pozwala �atwo o nich zapomnie�. James Tiptree, Jr. grudzie� 1986 AUTOFAB W�r�d czekaj�cych ros�o napi�cie. Palili papierosy i spacerowali tam i z powrotem, kopi�c mimochodem rosn�ce na poboczu k�py chwast�w. Na brunatne pola, rz�dy schludnych, plastikowych domostw oraz odleg�e pasmo g�r na zachodzie sp�ywa� upalny blask s�o�ca. � Ju� nied�ugo � doszed� do wniosku Earl Perine, zacieraj�c d�onie. � Czas przybycia r�ni si� w zale�no�ci od ci�aru, po�owa sekundy za ka�dy dodatkowy funt wagi. � Wszystko starannie obmy�li�e�? � zapyta� gorzko Morrison. � Jeste� r�wnie paskudny jak ona. Udawajmy, �e po prostu przypadkiem si� sp�nia. Trzeci m�czyzna nie zabra� g�osu. O'Neill przyby� z innej osady; nie zna� Perine'a ani Morrisona na tyle dobrze, aby si� z nimi sprzecza�. Zamiast tego przykucn�� i uporz�dkowa� papiery przypi�te do aluminiowej tabliczki. W promieniach s�o�ca opalone, w�ochate ramiona O'Neilla po�yskiwa�y od potu. �ylasty, o spl�tanych siwych w�osach i w rogowych okularach wsuni�tych na nos wydawa� si� starszy od pozosta�ych dw�ch. Mia� na sobie lu�ne spodnie, sportow� koszul� oraz buty na gumowej podeszwie. Pewnie biegn�ce po papierze pi�ro s�a�o spomi�dzy jego palc�w metaliczne refleksy. � Co tam piszesz? � wymamrota� Perine. � Szkicuj� opis procedury, kt�r� mamy zamiar zastosowa� � odpar� �agodnie O'Neill. � Lepiej usystematyzowa� to teraz, ni� podejmowa� pr�by na chybi� trafi�. Chcemy wiedzie�, czego pr�bowali�my i co si� nie powiod�o. Inaczej zaczniemy kr�ci� si� w k�ko. Nasz problem polega na braku komunikacji; przynajmniej ja tak to widz�. � Komunikacji � przyzna� gard�owym g�osem Morrison. � Tak, za nic nie mo�emy nawi�za� z tym cholerstwem kontaktu. Przybywa, zrzuca swoje ci�ary i odje�d�a � nie istnieje pomi�dzy nami �adna ��czno��. � Przecie� to maszyna � zaoponowa� w podnieceniu Perine. � Jest martwa... �lepa i g�ucha. � Lecz kontaktuje si� ze �wiatem zewn�trznym � zaznaczy� O'Neill. � Musi istnie� spos�b, aby do niej dotrze�. Rozr�nia pewne okre�lone sygna�y semantyczne; trzeba jedynie je odnale��. Czy te� odkry� na nowo. W gr� wchodzi� mo�e tuzin spo�r�d miliarda mo�liwo�ci. Rozmow� trzech m�czyzn przerwa� g�uchy �oskot. Czujnie unie�li g�owy. Nadszed� czas. � Oto i ona � powiedzia� Perine. � Dobra, m�drale, zobaczymy, czy zdo�acie wprowadzi� w t� rutyn� cho� jedn� zmian�. Pot�na ci�ar�wka trzeszcza�a pod ci�arem za�adowanego na niej towaru. Pod wieloma wzgl�dami przypomina�a konwencjonalne pojazdy transportowe kierowane przez ludzi, z jednym wyj�tkiem � nie by�o w niej szoferki. Powierzchnia pozioma stanowi�a platform� �adunkow�, a cz��, gdzie normalnie powinny znajdowa� si� reflektory oraz ch�odnica, mia�a posta� g�bczastej masy receptor�w, aparatu sensorycznego tej ruchomej, u�ytecznej maszyny. �wiadoma obecno�ci trzech m�czyzn ci�ar�wka zwolni�a, zmieni�a bieg, po czym zahamowa�a. Chwil� trwa�o przesuwanie d�wigni; nast�pnie sekcja powierzchni �adunkowej zadygota�a i zrzuci�a na drog� kaskad� ci�kich karton�w. W �lad za nimi sfrun�a kartka ze szczeg�owym spisem towaru. � Wiecie, co robi� � rzuci� pospiesznie O'Neill. � Szybciej, zanim odjedzie. M�czy�ni z wpraw� dopadli karton�w i zerwali z nich os�ony. B�ysn�a zawarto�� paczek: mikroskop, radio przeno�ne, stosy plastikowych naczy�, akcesoria medyczne, �yletki, odzie�, �ywno��. Znaczn� cz�� towaru stanowi�a jak zwykle ta ostatnia. Trzej m�czy�ni przyst�pili do systematycznego niszczenia przedmiot�w. W ci�gu kilku minut wok� nich wyros�a g�ra �mieci. � Zrobione � rzuci� zdyszany O'Neill, ust�puj�c krok w ty�. Si�gn�� po swoje notatki. � Teraz zobaczmy, co ona na to. Odje�d�aj�ca ci�ar�wka zatrzyma�a si� raptownie i cofn�a w ich kierunku. Jej receptory zarejestrowa�y fakt zniszczenia pozostawionego przed chwil� �adunku. Wykonawszy zgrzytliwy p�obr�t, skierowa�a si� przodem do m�czyzn. Jej antena pow�drowa�a w g�r�; nawi�za�a ��czno�� z fabryk�. Czeka�a na przes�anie instrukcji. Z ci�ar�wki posypa�a si� sterta identycznego towaru. � To na nic �j�kn�� Perine na widok bli�niaczego spisu, kt�ry pow�drowa� w �lad za kartonami. � Tyle rzeczy zniszczyli�my na darmo. � I co teraz? � zapyta� O'Neilla Morrison. � Jak� nast�pn� strategi� kryjesz w zanadrzu? � Pom�cie mi. � O'Neill chwyci� jeden z karton�w i powl�k� go z powrotem w stron� ci�ar�wki. Wrzuciwszy go na platform�, skierowa� si� po nast�pny. Pozostali dwaj m�czy�ni z oci�ganiem uczynili to samo. Z�o�yli towar tam, sk�d przyby�. Gdy ci�ar�wka ruszy�a, ostatnie pud�o wyl�dowa�o na swoim miejscu. Ci�ar�wka zawaha�a si�. Jej receptory odnotowa�y powr�t towaru. Ze �rodka mechanizmu dobieg�o g�uche, monotonne buczenie. � Doszcz�tnie j� to og�upi � zawyrokowa� spocony O'Neill. � Przeprowadzi�a swoj� operacj� i nie osi�gn�a celu. Ci�ar�wka przeprowadzi�a nieudan� pr�b� odjazdu. Nast�pnie zawr�ci�a i za jednym zamachem ponownie zrzuci�a towar na drog�. � Bra� je! � wrzasn�� O'Neill. Wszyscy trzej chwycili kartony i gor�czkowo w�adowali je na platform�. Lecz z chwil� gdy kolejny raz znalaz�y si� na ci�ar�wce, ta niezw�ocznie strz�sn�a je na ziemi�. � To bez sensu � stwierdzi� bez tchu Morrison. � Jakby�my czerpali wod� sitem. � Przegrali�my � st�kn�� z rezygnacj� Perine �jak zawsze. My, ludzie, przegrywamy za ka�dym razem. Ci�ar�wka beznami�tnie zmierzy�a ich receptorami. Wykonywa�a swoj� prac�. Planetarna sie� automatycznych wytw�rni g�adko wype�nia�a obowi�zki narzucone na ni� pi�� lat wcze�niej, we wczesnym okresie Totalnego Konfliktu. � Odje�d�a � zauwa�y� pos�pnie Morrison. Ci�ar�wka schowa�a anten�; wrzuci�a ni�szy bieg i zwolni�a hamulec. � Ostatnia pr�ba � oznajmi� O'Neill. Rozdar� jeden z karton�w. Wyci�gn�� z niego dziesi�ciogalonowy zbiornik z mlekiem i odkr�ci� pokryw�. � My�licie, �e to g�upie. � To kompletna bzdura � odrzek� Perine. Ze stosu �mieci niech�tnie wygrzeba� kubek i zanurzy� go w mleku. � Dziecinada! Ci�ar�wka przystan�a, obserwuj�c ich bacznie. � R�bcie, co m�wi� � rozkaza� ostro O'Neill. � Tak jak �wiczyli�my. Wszyscy trzej wychylili duszkiem zawarto�� kubk�w, rozmy�lnie pozwalaj�c, by mleko pociek�o im po brodach; pragn�li rozwia� wszelkie w�tpliwo�ci co do wykonywanej przez nich czynno�ci. Tak jak planowano, O'Neil zareagowa� pierwszy. Krzywi�c si� z obrzydzeniem, odrzuci� kubek na bok i szybko wyplu� mleko na drog�. � Na mi�o�� bosk�! � zach�ysn�� si�. Pozostali dwaj uczynili to samo; tupi�c i przeklinaj�c g�o�no, kopni�ciem przewr�cili zbiornik, kieruj�c na ci�ar�wk� oskar�ycielskie spojrzenia. � Ohyda! � rykn�� Morrison. Zaciekawiona ci�ar�wka podjecha�a bli�ej. Elektroniczne synapsy klikn�y i zaszumia�y, ustosunkowuj�c si� do sytuacji; antena wystrzeli�a w g�r�. � Chyba trafili�my w sedno � powiedzia� O'Neil, trz�s�c si� na ca�ym ciele. Pod uwa�nym spojrzeniem ci�ar�wki wci�gn�� kolejny zbiornik z mlekiem, odkr�ci� pokryw� i spr�bowa� jego zawarto��. � To samo! � krzykn�� do ci�ar�wki. � R�wnie obrzydliwe! Z ci�ar�wki wylecia� metalowy cylinder. Upad� u st�p Morrisona; m�czyzna podni�s� go i pospiesznie otworzy�. OKRE�L NATUR� USTERKI Lista zawiera�a wiele mo�liwych usterek; przy ka�dej z nich widnia� r�wny kwadracik. Do ca�o�ci zosta� do��czony o��wek, kt�rym trzeba by�o zaznaczy� wad� produktu. � Co mam zaznaczy�? � zapyta� Morrison. � Ska�one? Zainfekowane bakteriami? Kwa�ne? Zje�cza�e? Wadliwie oznaczone? Po�amane? Zmia�d�one? Wygi�te? Brudne? Po chwili namys�u O'Neill zaproponowa�: � Nie zaznaczaj �adnego. Fabryka z pewno�ci� gotowa jest przeprowadzi� natychmiastowy test i korekt�. Dokonawszy analizy, zignoruje nas. � Jego twarz rozja�ni�a si� pod wp�ywem nag�ego ol�nienia. � Napisz pod spodem. Tam jest wolne miejsce przeznaczone na inne dane. � Co mam napisa�? � Napisz � odpar� O'Neill � �produkt jest denny�. � Co takiego? � zapyta� zdumiony Perine. � Pisz! To taki semantyczny przekr�t � fabryka go nie zrozumie. Mo�e uda si� nam zak��ci� jej rytm. Pi�rem O'Neilla Morrison starannie wykaligrafowa�, �e mleko by�o denne. Potrz�saj�c g�ow�, zamkn�� cylinder i wrzuci� go na ci�ar�wk�. Pojazd zgarn�� zbiorniki z mlekiem i zatrzasn�� blokad� ochronn�. Nast�pnie z piskiem opon ruszy� z miejsca. Ze szczeliny w ci�ar�wce wypad� cylinder z odpowiedzi�; samoch�d odjecha� pospiesznie, pozostawiaj�c go na zakurzonej ziemi. O'Neill rozpiecz�towa� cylinder i podni�s� do g�ry kartk� papieru, aby inni te� mogli przeczyta�. REPREZENTANT FABRYKI ZOSTANIE WYS�ANY. PRZYGOTUJCIE PE�NE DANE W ZWI�ZKU Z WAD� PRODUKTU. Trzej m�czy�ni przez chwil� trwali w milczeniu. Naraz Perine zani�s� si� chichotem. � Uda�o si�. Nawi�zali�my kontakt. Bariera prze�amana. � Jeszcze jak � potwierdzi� O'Neill. � Nigdy nie s�yszeli o dennym produkcie. U podn�a g�r spoczywa�o g��boko wtopione w ska�� metaliczne cielsko fabryki Kansas City. Jego powierzchnia by�a prze�arta korozj�, upstrzona ospowat� wysypk� powsta�ych w wyniku ska�enia plam i nosi�a �lady pi�cioletniej wojny, kt�ra i j� dotkn�a. Wi�ksza cz�� fabryki le�a�a pod ziemi�, dostrzec mo�na by�o jedynie wjazd. Widoczna jako punkcik ci�ar�wka mkn�a w kierunku po�aci czarnego metalu. W g�adkiej powierzchni pojawi�a si� szczelina; ci�ar�wka wjecha�a do �rodka i znik�a. Wej�cie ponownie si� zatrzasn�o. � Przed nami wielkie zadanie � oznajmi� O'Neill. � Teraz musimy nak�oni� j� do zaprzestania dalszej dzia�alno�ci... do przerwania pracy. II Judith O'Neill poda�a gor�c� kaw� zgromadzonym w salonie ludziom. Podczas gdy jej m�� m�wi�, wszyscy bacznie ws�uchiwali si� w jego s�owa. Ze �wiec� by�o szuka� wi�kszej ni� O'Neill skarbnicy wiedzy na temat systemu autofab. We w�asnym regionie, w regionie Chicago, wywo�ane przez niego spi�cie w os�onie pozwoli�o mu na dotarcie do systemu danych zgromadzonych w tylnym p�acie m�zgowym lokalnej fabryki. Oczywi�cie fabryka niezw�ocznie utworzy�a doskonalszy typ os�ony. O'Neill zdo�a� jednak wykaza�, �e i ona posiada�a s�abe punkty. � Instytut Cybernetyki Stosowanej � wyja�ni� O'Neill � sprawowa� nad sieci� pe�n� kontrol�. Obarczcie win� wojn�. Obarczcie win� zgie�k wzd�u� linii ��czno�ci, to przez niego nie mamy potrzebnej wiedzy. Tak czy inaczej, Instytut nie zdo�a� przekaza� swoich informacji, co udaremni�o nam kontakt z fabrykami � nie jeste�my w stanie powiadomi� ich, �e wojna dobieg�a ko�ca i jeste�my gotowi przej�� kontrol� nad operacjami przemys�owymi. � Tymczasem � wtr�ci� kwa�no Morrison � cholerna sie� ro�nie w sil� � wci�� poch�ania coraz wi�cej z�� naturalnych. � Mam wra�enie � powiedzia�a Judith � �e gdybym mocniej tupn�a nog�, wpad�abym do tunelu fabrycznego. Pewnie wsz�dzie pod nami ci�gn� si� kopalnie. � Czy nie obowi�zuj� ich �adne ograniczenia? � zapyta� nerwowo 1'erine. � Czy zosta�y zaprogramowane na ci�g�y rozrost? � Ka�da fabryka jest ograniczona do swojego terytorium operacyjnego � odrzek� O'Neill � ale sama sie� jest bezgraniczna. Mo�e bez ko�ca korzysta� z naszych zasob�w. To w�a�nie jej Instytut przypisa� fundamentalne znaczenie; rola nas, ludzi, jest po�lednia. � Czy cokolwiek zostanie dla nas? � dopytywa� Morrison. � Je�eli zdo�amy zapobiec dzia�alno�ci sieci. P� tuzina podstawowych minera��w ju� zosta�o zu�yte. Wysy�ane z ka�dej fabryki ekipy poszukiwawcze s� niestrudzone, ich uwagi nie ujdzie nic, czego nie mo�na by zawlec pod ziemi� i wykorzysta�. � Co by si� sta�o, gdyby dosz�o do przeci�cia tuneli z dw�ch fabryk? O'Neill wzruszy� ramionami. � Wykluczone. Ka�da fabryka posiada w�asny skrawek planety, prywatn� porcj� tortu przeznaczon� w�asny u�ytek. � Ale przecie� co� takiego mo�e si� zdarzy�. � C�, je�li tylko co� zostanie, nie spoczn�, dop�ki tego nie dostan�. � O'Neill rozwa�y� t� mo�liwo�� z rosn�cym zainteresowaniem. � Trzeba to przemy�le�. S�dz�, �e jak zasoby zostan� drastycznie uszczuplone... Urwa�. Do pokoju wesz�a jaka� posta�; stan�wszy przy drzwiach, zmierzy�a zgromadzonych uwa�nym spojrzeniem. W p�mroku jej sylwetka do z�udzenia przypomina�a sylwetk� cz�owieka. O'Neill my�la� przez chwil�, �e to sp�niony przybysz z osady. Nast�pnie, kiedy nowo przyby�y ruszy� naprz�d, u�wiadomi� sobie, �e podobie�stwo by�o myl�ce: mia� przed sob� dwuno�n� istot� z wie�cz�cymi g�rn� cz�� cia�a receptorami danych oraz narz�dami pomocniczymi biegn�cymi ku zako�czonemu chwytnikami do�owi. Podobie�stwo do cz�owieka dowodzi�o skuteczno�ci porz�dku natury; �adne sentymenty nie wchodzi�y w rachub�. Nast�pi�a oczekiwana wizyta reprezentanta fabryki. Ten bez ogr�dek przeszed� do rzeczy. � Oto maszyna zbieraj�ca dane, zdolna do komunikowania si� za pomoc� s��w. Posiada zar�wno urz�dzenie nadawcze, jak i odbiorcze oraz potrafi ��czy� fakty w zakresie prowadzonego przez ni� wywiadu. G�os by� przyjemny i pewny siebie. Najwyra�niej pochodzi� z ta�my nagranej przed wojn� przez kt�rego� z pracownik�w Instytutu. P�yn�c z ust pseudocz�owieczej postaci, brzmia� groteskowo; oczami wyobra�ni O'Neill ujrza� nie�yj�cego ju� m�odzie�ca, kt�rego utrwalony na ta�mie g�os dobiega� w�a�nie z mechanicznych ust wyprostowanej, stalowo-drucianej konstrukcji. � S�owo ostrze�enia � ci�gn�� uprzejmy g�os. � Bezowocne jest traktowanie tego receptora na r�wni z cz�owiekiem i wci�ganie go w dyskusje, do kt�rych prowadzenia nie zosta� wyposa�ony. Pomimo swojej przydatno�ci nie jest on zdolny do my�lenia poj�ciowego; robi u�ytek jedynie z materia�u, kt�ry mu zainstalowano. Optymistyczny g�os ucich� i w jego miejsce pojawi� si� nast�pny. Przypomina� pierwszy, by� jednak p�aski i pozbawiony intonacji. Maszyna adaptowa�a fonetyczne brzmienie mowy nieboszczyka na w�asny u�ytek. � Analiza odrzuconego produktu � oznajmi�a � wskazuje na brak cia� obcych lub te� zauwa�alnych proces�w psucia. Produkt spe�nia standardy testowe obowi�zuj�ce w ca�ej sieci. Reklamacja opiera si� na czynnikach wykraczaj�cych poza sfer� badawcz�; w gr� wchodz� normy nieznane sieci. � Zgadza si� � przyzna� O'Neill. Po czym podj��, z namys�em dobieraj�c s�owa: � Stwierdzili�my, �e mleko nie spe�nia wymaganej normy. Nie chcemy mie� z nim nic wsp�lnego. Nalegamy na staranniejsz� produkcj�. Maszyna udzieli�a niezw�ocznej odpowiedzi. � Semantyczna zawarto�� terminu �denny� jest sieci nieznana. Nie figuruje w naszym spisie s�ownictwa. Czy mo�ecie zaprezentowa� faktyczn� analiz� mleka pod wzgl�dem obecno�ci lub braku specyficznych element�w? � Nie � odpar� czujnie O'Neill; gra, kt�r� prowadzi�, by�a skomplikowana i niebezpieczna. � �Denny� to poj�cie og�lne. Nie da rady zredukowa� go do sk�adnik�w chemicznych. � Co oznacza s�owo �denny�? � zapyta�a maszyna. � Czy mo�ecie zdefiniowa� je przy u�yciu zmiennych symboli semantycznych? O'Neill zawaha� si�. Nale�a�o skierowa� bieg my�li reprezentanta na og�lniejszy tor, czyli problem zawieszenia dzia�alno�ci sieci. Gdyby tylko m�g� do niego w kt�rym� momencie nawi�za�, zainicjowa� dyskusj� teoretyczn�... � �Denny� � powiedzia� � oznacza stan produktu wytwarzanego w�wczas, gdy nie ma ku temu wystarczaj�cej potrzeby. Oznacza odrzucenie towaru z tego powodu, �e nikt ju� go nie chce. Reprezentant pospieszy� z odpowiedzi�. � Nasza analiza wykaza�a znaczne zapotrzebowanie na pasteryzowane mleko w tej okolicy. Inne �r�d�o nie istnieje; sie� kontroluje ca�y proces syntetycznego wytwarzania mleka. � Po chwili doda�: � Oryginalne instrukcje opisuj� mleko jako podstawowy sk�adnik ludzkiej diety. O'Neill poczu� si� zbity z tropu; maszyna ponownie sprowadza�a rozmow� na w�ski zakres tematyczny. � Zdecydowali�my � rzuci� desperacko � �e me chcemy wi�cej mleka. Wolimy obej�� si� bez niego do czasu, kiedy zdo�amy ustali� miejsce przebywania kr�w. � To dzia�anie wbrew instrukcjom sieci � zaoponowa� reprezentant. � Nie ma �adnych kr�w. Mleko produkowane jest syntetycznie. � Wobec tego sami b�dziemy je sobie syntetycznie produkowa�. Morrison straci� cierpliwo��. � Dlaczego nie mo�emy przej�� kontroli nad urz�dzeniami? Bo�e, przecie� nie jeste�my dzie�mi! Umiemy sami kierowa� swoim �yciem! Reprezentant fabryki skierowa� si� ku drzwiom. � Dop�ki nie znajdziecie innych �r�de� zaopatrzenia w mleko, dop�ty sie� b�dzie je wam dostarcza�. W okolicy pozostanie aparat analityczny, kt�rego zadaniem b�dzie przeprowadzanie regularnych test�w. � Niby jak mamy odnale�� inne �r�d�a? � krzycza� bezsilnie Perine. � To wy macie wszystkie urz�dzenia! Wy poci�gacie za sznurki! � Id�c w �lad za maszyn�, hukn��: � M�wicie, �e nie jeste�my gotowi do przej�cia w�adzy... uwa�acie, �e nie potrafimy. Sk�d mo�ecie to wiedzie�? Nie dajecie nam szansy! Nigdy nie mieli�my szansy! O'Neilla ogarn�o przera�enie. Maszyna zmierza�a ku wyj�ciu; jej jednotorowo my�l�cy umys� odni�s� zwyci�stwo. � S�uchaj � rzuci� ochryp�ym g�osem, zast�puj�c jej drog�. � Chcemy, aby�cie zawiesili dzia�alno��, rozumiesz? Chcemy przej�� wasz sprz�t i sami go obs�ugiwa�. Wojna sko�czona. Do diab�a, ju� nie jeste�cie nam potrzebni! Reprezentant fabryki na chwil� przystan�� w drzwiach. � Zawieszenie dzia�alno�ci nie nast�pi, dop�ki produkowane przez sie� wyroby nie stan� si� duplikatami produkt�w wytwarzanych na zewn�trz. Z prowadzonych systematycznie bada� wynika, �e w chwili obecnej na zewn�trz nie s� wytwarzane �adne produkty. St�d o zawieszeniu dzia�alno�ci nie mo�e by� mowy. Morrison bez ostrze�enia rzuci� trzyman� w d�oni ci�k� fajk�. Uderzywszy w rami� maszyny, fajka zapl�ta�a si� w mistern� sie� aparat�w sensorycznych tworz�cych klatk� piersiow�. Run�� pogruchotany pojemnik z receptorami; na pod�og� posypa�y si� odpryski szk�a, kable i drobne cz�ci. � Przecie� to paradoks! � wrzasn�� Morrison. � Gra s��w, zabawa, do kt�rej pr�buj� si�� nas w��czy�. Szachrajstwo Cybernetyk�w. � Podni�s� fajk� i ponownie cisn�� ni� w nieprotestuj�c� maszyn�. � Podci�li nam skrzyd�a. Jeste�my zupe�nie bezradni. Zgromadzeni w pokoju podnie�li wrzaw�. � To jedyny spos�b � rzuci� Perine, mijaj�c O'Neilla. � B�dziemy musieli ich zniszczy� � sie� albo my. � Chwyciwszy lamp�, rzuci� j� w �twarz� reprezentanta fabryki. Rozpad�y si� obie; Perine run�� naprz�d, po omacku wyci�gaj�c r�ce w kierunku maszyny. Kipi�cy bezsilnym gniewem ludzie otaczali wyprostowany cylinder zwartym kr�giem. Maszyna znikn�a w�r�d masy napieraj�cych gwa�townie cia�. Dr��c na ca�ym ciele, O'Neill si� odwr�ci�. �ona chwyci�a go za r�k� i odprowadzi�a w k�t pokoju. � Dumie � podsumowa� przygn�biony. �Nie mog� go zniszczy�; nauczy si� jedynie tworzy� bardziej skuteczne os�ony. Komplikuj� ca�� spraw�. Do pokoju wpad�a ekipa naprawcza. Jednostki mechaniczne zwinnie od��czy�y si� od bie�nikowej �matki� i pop�dzi�y w kierunku sk��bionej masy cia�. Wsun�y si� mi�dzy ludzi i znik�y pomi�dzy nimi. Chwil� potem nieruchomy kad�ub reprezentanta fabryki zosta� przetransportowany na �matk� i umieszczony na platformie. Zebrano i zapakowano rozsypane szcz�tki. Odnaleziono plastikowy wspornik oraz d�wigni�. Nast�pnie jednostki powr�ci�y do pozycji wyj�ciowej i ekipa opu�ci�a pomieszczenie. Przez otwarte drzwi wkroczy� kolejny reprezentant fabryki, bli�niacza kopia poprzedniego. W korytarzu sta�y jeszcze dwie wyprostowane sylwetki. Osad� przeczesywa�y na chybi� trafi� korpusy reprezentant�w. Niczym oddzia�y mr�wek, zbieracze danych przemierzali miasto do chwili, gdy jeden z nich przez przypadek natkn�� si� na O'Neilla. � Zniszczenie ruchomej jednostki gromadzenia danych szkodzi interesom ludzi � oznajmi� reprezentant fabryki zgromadzonym w pokoju ludziom. � Z�o�a surowca s� na wyczerpaniu; podstawowe surowce powinny zosta� wykorzystane podczas produkcji d�br konsumpcyjnych. O'Neill stan�� na wprost maszyny. � Tak? � zapyta� cicho O'Neill. � To ciekawe. Zastanawiam si�, czego brakuje wam najbardziej i o co tak naprawd� gotowi byliby�cie walczy�. Nad g�ow� O'Neilla rozbrzmiewa�o piskliwe wycie helikoptera; nie zwracaj�c na nie uwagi, wyjrza� przez szyb� kabiny na rozpo�cieraj�c� si� poni�ej ziemi�. Wsz�dzie widzia� �u�el i ruiny. Chwasty stercza�y spo�r�d kamieni, kruche �ody�ki, pomi�dzy kt�rymi buszowa�y owady. Gdzieniegdzie przyci�ga�y wzrok kolonie szczur�w: niezdarne konstrukcje z ko�ci i gruzu. Promieniowanie wp�yn�o na mutacj� szczur�w, podobnie jak na wi�kszo�� owad�w i zwierz�t. W pewnym oddaleniu O'Neill dostrzeg� stado ptak�w goni�cych wiewi�rk�. Wiewi�rka da�a nura w pieczo�owicie wydr��on� szczelin� w pod�o�u i zniech�cone ptaki zaprzesta�y po�cigu. � Uwa�asz, �e kiedykolwiek zdo�amy przywr�ci� tu porz�dek? � zapyta� Morrison. � Niedobrze mi si� robi od samego widoku. � Z biegiem czasu � odrzek� O'Neill, � Zak�adaj�c, rzecz jasna, �e odzyskamy kontrol� produkcyjn�. I �e pozostanie co�, co umo�liwi nam dzia�anie. W najlepszym razie post�p b�dzie stopniowy. Rozszerzymy osady cal po calu. Po prawej stronie znajdowa�a si� kolonia ludzi, obdartych �achmaniarzy na skraju wycie�czenia, zamieszkuj�cych rumy niegdysiejszego miasta. Oczyszczono kilka akr�w ja�owej ziemi; w�t�e warzywa marnia�y w promieniach s�o�ca, kurcz�ta kr��y�y niespokojnie po okolicy, a oblepiony muchami ko� le�a�, dysz�c, w cieniu lepianki. � Mieszka�cy ruin � skwitowa� ponuro O'Neill. � Zbyt oddaleni od sieci; nie podlegaj� �adnej z fabryk. � Sami sobie winni � odpar� ze z�o�ci� Morrison. � Mogli do��czy� do kt�rej� z osad. � Tu by�o ich miasto. Podejmuj� takie same pr�by jak my � chc� przywr�ci� �ad na w�asn� r�k�. Chc� tego jednak dokona� od zaraz, bez �adnych narz�dzi, go�ymi r�kami, zbijaj�c do kupy szcz�tki rumowiska. Ich dzia�ania p�jd� na marne. Potrzebujemy maszyn. Nie mo�na naprawi� ruin; trzeba rozpocz�� produkcj� przemys�ow�. Na wprost nich ci�gn�o si� pasmo poszarpanych wzg�rz stanowi�cych niegdy� fragment prze��czy. Tu� za nimi zia�a gigantyczna czelu�� leja po bombie, na p� wype�nione wod� i mu�em siedlisko zarazk�w. A za nim widnia� plac iskrz�cy si� gor�czkow� krz�tanin�. � Tam � powiedzia� z przej�ciem O'Neill. Pospiesznie zni�y� lot helikoptera. � Jeste� w stanie stwierdzi�, z jakiej pochodz� fabryki? � Dla mnie wszyscy wygl�daj� identycznie � mrukn�� Morrison, wyt�aj�c wzrok. � B�dziemy musieli zaczeka�, a� za�aduj� materia�, i polecie� za nimi. � Je�li za�aduj� materia� � sprostowa� O'Neill. Ekipa badawcza autofabu zignorowa�a bzycz�cy jej nad g�ow� helikopter i skupi�a si� na pracy. Przed g��wn� ci�ar�wk� mkn�y dwa traktory; wspi�y si� po rumowisku, wysuwaj�c sondy na podobie�stwo macek, zjecha�y po przeciwleg�ej skarpie i znik�y pod warstw� py�u pokrywaj�cego �u�el. Dwie jednostki poszukiwawcze dr��y�y ziemi�, a� wreszcie w zasi�gu wzroku pozosta�y jedynie ich anteny. Powr�ci�y na powierzchni� i ruszy�y naprz�d w�r�d szcz�ku i trzeszczenia bie�nik�w. � Co one wyprawiaj�? � zapyta� Morrison. � B�g raczy wiedzie�. � O'Neill z namys�em przerzuci� papiery. Trzeba b�dzie przeanalizowa� wszystkie nasze wcze�niejsze zam�wienia. Sun�ca pod nimi ekipa badawcza autofabu znikn�a w tyle. Helikopter min�� p�acht� pogr��onego w bezruchu piasku i �u�lu. Ich oczom ukaza�o si� pasmo zaro�li i, daleko po prawej stronie, grupa ma�ych ruchliwych punkt�w. Po ja�owej powierzchni mkn�a procesja automatycznych pojazd�w kopalnianych, sznur szybko jad�cych ciasno jedna za drug� ci�ar�wek. O'Neill zawr�ci� helikopter w ich kierunku i kilka minut p�niej znalaz� si� nad kopalni�. Tony kanciastego sprz�tu kopalnianego przyst�powa�y do dzia�ania. Opuszczono szyb; puste ci�ar�wki czeka�y w cierpliwych rz�dach na swoj� kolej. Nieprzerwany strumie� wype�nionych pojazd�w toczy� si� w kierunku horyzontu, sypi�c od�amkami rudy. W okolicy panowa�a atmosfera krz�taniny oraz ha�asowa�y urz�dzenia, o�rodek przemys�owy w samym sercu pustkowia. � Nadci�ga ekipa badawcza � zauwa�y� Morrison, spogl�daj�c do ty�u. � My�lisz, �e dojdzie do awantury? � U�miechn�� si� krzywo. � Nie, nie ma co si� �udzi�. � Przypuszczalnie szukaj� r�nych substancji � odrzek� O'Neill. Poza rym, nauczono ich nie zwraca� na siebie uwagi. Pierwsza z nadje�d�aj�cych g�sienic dotar�a do linii ci�ar�wek. Wykona�a lekki skr�t i kontynuowa�a poszukiwania; kolejka pojazd�w przesuwa�a si� niewzruszenie, jak gdyby nigdy nic. Zawiedziony Morrison odwr�ci� si� od okna i zakl��. � To bez sensu. Zupe�nie jakby dla siebie nie istnia�y. Stopniowo ekipa badawcza oddali�a si� od linii ci�ar�wek i wspi�a na widniej�c� po drugiej stronie kopalni prze��cz. Manewry odby�y si� bez widocznego po�piechu; odjecha�a, nie ulegaj�c powszechnie panuj�cemu syndromowi czerpania z��. � Mo�e pochodz� z tej samej fabryki � powiedzia� z nadziej� Morrison. O'Neill wskaza� na anteny wie�cz�ce sprz�t kopalniany. � S� skierowane w inn� stron�, tak wi�c reprezentuj� dwie fabryki. To b�dzie trudne; musimy trafi� w sedno, inaczej nie spowodujemy �adnej reakcji. � Uruchomi� radio i po��czy� si� z osad�. � Jakie� rezultaty w zwi�zku z poprzednimi zam�wieniami? Operator po��czy� go z biurami zarz�du. � Zaczynaj� nadchodzi� � poinformowa� go Perine. � Jak tylko uzyskamy dostateczn� ilo�� pr�bek, spr�bujemy ustali�, jakich surowc�w brakuje w poszczeg�lnych fabrykach. Nie mo�emy opiera� si� na produktach ca�o�ciowych, to do�� ryzykowne. W gr� wchodzi istnienie wi�kszej ilo�ci podstawowych element�w wsp�lnych dla rozmaitych ca�o�ci. � Co si� stanie, kiedy zidentyfikujemy brakuj�cy element? � zapyta� O'Neilla Morrison. � Co si� stanie, gdy dwie s�siaduj�ce fabryki stan� w obliczu braku tego samego surowca? � W�wczas � odpar� ponuro O'Neill � zaczniemy sami gromadzi� materia�, cho�by�my musieli przetopi� wszystkie przedmioty w osadzie. III W nocy pe�nej trzepotu licznych ciem szumia� lekki, przejmuj�cy wiatr. Rozlega� si� metaliczny szelest g�stego poszycia. To tu, to tam pe�za�y nocne gryzonie o wyostrzonych zmys�ach, czujne, bystre i wyg�odnia�e. Znajdowali si� w sercu dziczy. Od najbli�szej osady ludzkiej dzieli�y ich mile; ca�y region zosta� wypalony do cna wielokrotnymi wybuchami termoj�drowymi. W ciemno�ciach rozbrzmiewa�o pluskanie biegn�cej w�r�d �u�lu i chwast�w stru�ki wpadaj�cej w to, co kiedy� stanowi�o skomplikowany labirynt przewod�w kanalizacyjnych. Poro�ni�te pn�czem sp�kane rury celowa�y w niebo, strasz�c rozleg�ymi dziurami. Unoszone wiatrem chmury czarnego py�u kot�owa�y si� nad chwastami. W pewnej chwili ogromny zmutowany strzy�yk poruszy� si� sennie, otuli� peleryn� z nieforemnie z��czonych ga�gan�w i ponownie zapad� w sen. Przez jaki� czas w okolicy panowa� ca�kowity bezruch. Na niebie migota�y dalekie gwiazdy. Earl Perine zadr�a�, podni�s� wzrok, po czym przysun�� si� bli�ej do pulsuj�cego �r�d�a ciep�a umieszczonego na ziemi pomi�dzy trzema m�czyznami. � I co? � zaryzykowa� Morrison, szcz�kaj�c z�bami. O'Neill nie odpowiedzia�. Dopali� papierosa, zgasi� go na stercie �wiru i wyci�gn�wszy zapalniczk�, zapali� drugiego. Wolfram � przyn�ta le�a� na wprost nich w odleg�o�ci stu jard�w. W ci�gu ostatnich kilku dni wyczerpa�y si� zapasy wolframu w fabrykach w Detroit i w Pittsburghu. Ponadto co najmniej w jednym sektorze ich aparatura by�a taka sama. Sterta stanowi�a stop tn�cych narz�dzi precyzyjnych, cz�ci wymontowanych z prze��cznik�w elektrycznych, sprz�tu chirurgicznego wysokiej jako�ci, kawa�k�w magnes�w, urz�dze� mierniczych � wolfram z ka�dego mo�liwego �r�d�a, gor�czkowo zebrany ze wszystkich osad. Nad stert� wolframu k�ad�a si� warstwa mrocznych opar�w. Niekiedy zwabiona odbitym w jego powierzchni blaskiem gwiazd �ma sfruwa�a w d�, zamiera�a nad pl�tanin� metalu, bezradnie t�uk�c o ni� wyd�u�onymi skrzyd�ami, po czym znika�a w g�stwinie pn�czy oplataj�cych kikuty rur kanalizacyjnych. � Niezbyt przyjemna okolica � zauwa�y� kwa�no Perine. � Nie oszukuj si� � odpar� O'Neill. � To naj�adniejsze miejsce na Ziemi. Tutaj znajduje si� gr�b sieci autofabu. Kiedy� zjawi� si� spragnieni tego widoku ludzie. Ustawi� tu tablic� pami�tkow� wysok� na mil�. � Usi�ujesz podtrzyma� si� na duchu � odwarkn�� Morrison. � Chyba nie wierzysz, �e pozabijaj� si� o stert� narz�dzi chirurgicznych i drucik�w od �ar�wek. Pewnie maj� gdzie� tam u siebie maszyn�, kt�ra wysysa wolfram ze ska�. � Mo�e � odpowiedzia� O'Neill, uderzaj�c r�k� komara. Owad zrobi� sprytny unik i polecia� uprzykrza� �ycie Perinowi. Perine zamachn�� si� w�ciekle i z rezygnacj� wtuli� g��biej w wilgotne zaro�la. Znajdowa�o si� w nich to, co chcieli ujrze�. O'Neill u�wiadomi� sobie ze wstrz�sem, �e spogl�da� na ni� od kilku minut, nie b�d�c w stanie jej rozpozna�. G�sienica wiertnicza le�a�a nieruchomo na ziemi. Spoczywa�a na szczycie niewielkiego kopca �u�lu, z tyln� cz�ci� nieco uniesion� w g�r� i wysuni�tymi na ca�� d�ugo�� receptorami. R�wnie dobrze mog�a stanowi� porzucony kad�ub; nie dawa�a najmniejszego znaku �ycia. Doskonale harmonizowa�a z pos�pnym, strawionym przez ogie� krajobrazem. S�abo widoczny zbiornik z�o�ony z metalowych p�yt, d�wigni oraz p�askich bie�nik�w trwa� nieruchomo i czeka�. I patrzy�. Spogl�da� na kopiec wolframu. Przyn�ta zn�ci�a pierwszego ochotnika. � Ryba bierze � rzuci� ochryple Perine. � W�dka drgn�a. Sp�awik poszed� pod wod�. � Co ty u licha wygadujesz? � mrukn�� Morrison. W tym momencie jego spojrzenie pad�o na g�sienic� wiertnicz�. � Jezu � szepn��. Na wp� uni�s� si� z ziemi, wyginaj�c w �uk masywne cia�o. � No i mamy ju� jedn�. Teraz potrzebujemy tylko przedstawiciela innej fabryki. Jak my�licie, sk�d ona jest? O'Neill wy�uska� wzrokiem z ciemno�ci anten� komunikacyjn� i zbada� jej kierunek. � Pittsburgh, zatem m�dlcie si� o Detroit... m�dlcie si� ile wlezie. G�sienica z zadowoleniem potoczy�a si� do przodu. Wykazuj�c niebywa�� ostro�no��, zbli�y�a si� do kopca i rozpocz�a szereg skomplikowanych manewr�w, sun�c raz w jedn�, raz w drug� stron�. Zauroczeni m�czy�ni nie spuszczali z niej oka, a� wreszcie ich uwag� przyci�gn�y pierwsze macki sondownicze innych g�sienic. � ��czno�� � rzuci� cicho O'Neill. � Jak pszczo�y. WSZYSTKIE DOSTAWY ZAWIESZONE DO ODWO�ANIA O'Neill ze �wistem wypu�ci� oddech i wr�czy� wiadomo�� Perinowi. � Koniec z dostaw� towaru � powiedzia� ironicznie. Jego twarz przeci�� nerwowy grymas. � Sie� wst�puje na wojenn� �cie�k�. � A wi�c uda�o nam si�? � zapyta� z wahaniem Morrison. � Tak jest � odpar� O'Neill. Teraz, kiedy sprowokowali konflikt, poczu� rosn�cy przyp�yw strachu. � Ani Pittsburgh, ani Detroit nie ust�pi� a� do ko�ca. Za p�no na zmian� zdania �ju� zwo�uj� sojusznik�w. IV Zimny, poranny blask s�o�ca k�ad� si� na r�wnin� pokryt� czarnym metalicznym py�em. Py� tli� si� m�tnym, chorobliwym odcieniem czerwieni; wci�� by� ciep�y. � Patrzcie pod nogi � ostrzeg� O'Neill. Trzymaj�c �on� za r�k�, odprowadzi� j� od skorodowanej, pochylonej ci�ar�wki na szczyt wzniesienia usypanego z betonowych blok�w, stanowi�cych fragment rozrzuconych szcz�tk�w bunkra. Earl Perine szed� w �lad za nimi, ostro�nie stawiaj�c ka�dy krok. Za nimi rozci�ga�a si� zrujnowana osada, chaotyczna szachownica dom�w, budynk�w oraz ulic. Od chwili gdy sie� autofabu zawiesi�a dzia�alno��, osiedla ludzi straszliwie podupad�y. Pozosta�o�ci sprz�t�w by�y w op�akanym stanie i prawie nie nadawa�y si� do u�ytku. Od przyjazdu ostatniej ci�ar�wki wy�adowanej �ywno�ci�, narz�dziami, odzie�� i urz�dzeniami naprawczymi up�yn�� ponad rok. Od strony p�askiej po�aci betonu i stali le��cej u st�p g�r ju� dawno nie nadjecha� �aden przybysz. Ich �yczenie zosta�o spe�nione � byli odci�ci, znale�li si� poza zasi�giem sieci. Pozostawieni samym sobie. Na nier�wnych polach otaczaj�cych osad� ros�a pszenica i wystrz�pione �odygi spieczonych s�o�cem warzyw. Rozdawano w�asnej roboty narz�dzia, z wielkim mozo�em sklecone przez mieszka�c�w poszczeg�lnych osad. ��czno�� pomi�dzy osadami zawdzi�czali wozom zaprz�onym w konie oraz powolnemu stukaniu klucza telegrafu. Zdo�ali jednak zachowa� sp�jno�� organizacji. Towary i us�ugi wymieniano na sta�ych zasadach. Wytwarzano i rozwo�ono podstawowe produkty. Odzie�, kt�r� mieli na sobie O'Neill, jego �ona oraz Earl Perine, by�a szorstka i niebielona, ale solidna. Poza tym uda�o im si� przerobi� ci�ar�wki z nap�du benzynowego na drzewny. � Jeste�my na miejscu � oznajmi� O'Neill. � St�d mamy lepszy widok. � Czy naprawd� warto? � zapyta�a wyczerpana Judith. Pochyliwszy si�, si�gn�a do buta, pr�buj�c wyd�uba� kamyk, kt�ry utkn�� w mi�kkiej sk�rzanej podeszwie. � D�uga droga jak na ogl�danie czego�, co widzimy co dzie� od trzynastu miesi�cy. � To prawda � przyzna� O'Neill, dotykaj�c przelotnie ramienia �ony. � Ale kto wie, mo�e to ostatni raz. W�a�nie to pragn�liby�my zobaczy�. Na szarym niebie ponad ich g�owami mkn�� zwinny, czarny punkt. Rozwibrowany p�dzi� przed siebie, przestrzegaj�c �ci�le wytyczonego kursu. Miarowo sun�� w kierunku g�r oraz zatopionej u ich st�p nadwer�onej atakami bombowymi bazy. � San Francisco � wyja�ni� O'Neill. � Jeden z pocisk�w typu Hawk, o dalekim zasi�gu, przeby� ca�� drog� a� z Zachodniego Wybrze�a. � My�lisz, �e to ostatni? � zapyta� Perine. � Jedyny, jaki widzieli�my w tym miesi�cu. � O'Neill usiad� i przyst�pi� do przesypywania suchych kawa�k�w tytoniu na skrawek br�zowego papieru. � A przecie� widywali�my ich ca�e setki. � Mo�e maj� co� lepszego � podsun�a Judith. Znalaz�a g�adki kamie� i opad�a na niego ze zm�czeniem. � Czy to mo�liwe? Jej m�� u�miechn�� si� ironicznie. � Nie. Nie maj� nic lepszego. Ca�a tr�jka zastyg�a w milczeniu pe�nym napi�cia. Odleg�o�� pomi�dzy nimi a wiruj�cym punktem zmala�a. Na p�askiej powierzchni z betonu i stali nic nie dawa�o znaku �ycia; fabryka Kansas City by�a nieruchoma i oboj�tna. Przetoczy�o si� kilka ob�ok�w rozgrzanego py�u, jeden kraniec powierzchni by� cz�ciowo przysypany gruzem. Fabryka sta�a si� obiektem wielu bezpo�rednich uderze�. R�wnin� znaczy�y g��bokie bruzdy ods�oni�tych podziemnych korytarzy zatkanych kamieniami oraz spragnionymi wilgoci stwardnia�ymi pn�czami winoro�li. � Te cholerne pn�cza � wymamrota� Perine, skubi�c zadrapanie na nieogolonym podbr�dku. � Przejmuj� kontrol� nad ca�ym �wiatem. Wok� fabryki wala�y si� wraki ruchomych jednostek rdzewiej�ce w porannej rosie. Wozy, ci�ar�wki, g�sienice, reprezentanci fabryczni, transportowce do przewozu broni, dzia�a, wagony towarowe, pociski podziemne, nieokre�lone fragmenty maszynerii z��czone i stopione w form� bezkszta�tnych stos�w. Niekt�re z nich uleg�y zniszczeniu podczas powrotu do fabryki; inne w trakcie wy�aniania si� na powierzchni�, wype�nione po brzegi, ci�kie od sprz�tu. Sama fabryka � czy te� raczej to, co z niej zosta�o �jakby jeszcze g��biej zapad�a si� pod ziemi�. Jej g�rna cz�� by�a ledwo widoczna, prawie gin�a w dryfuj�cym pyle. Od czterech dni w okolicy nic si� nie rusza�o. � Jest martwa � powiedzia� Perine. � Sami widzicie, �e jest martwa. O'Neill zby� go milczeniem. Przykucn�wszy na ziemi, usadowi� si� wygodnie i czeka�. By� �wi�cie przekonany, �e w zrujnowanej fabryce pozosta�a jaka� cz�� sprawnego sprz�tu. Czas poka�e. Popatrzy� na zegarek; by�a �sma trzydzie�ci. Dawniej fabryka przyst�powa�aby o tej porze do swoich zwyk�ych zaj��. Kawalkady ci�ar�wek i innych jednostek ruchomych wyje�d�a�yby na powierzchni� i rozwozi�y towar do osiedli ludzkich. Po prawej stronie co� si� poruszy�o. Pospiesznie spojrza� w tym kierunku. Sfatygowany pojazd do przewozu rudy niezdarnie zmierza� w kierunku fabryki. Ostatnia jednostka ruchoma usi�uj�ca do ko�ca wype�ni� swoje zadanie. Pojazd by� prawie pusty; w jego przyczepie znajdowa�o si� kilka �a�osnych kawa�k�w metalu. Padlino�erca... metal pochodzi� z napotkanego po drodze zniszczonego sprz�tu. Chwiejnie, jak �lepy, metaliczny owad, pojazd zbli�a� si� do fabryki. Jego jazda nie przebiega�a bez zak��ce�. Co chwil� raptownie przystawa�, trz�s� si�, szarpa� i mimowolnie zbacza� z traktu. � Kontrola zawodzi � stwierdzi�a Judith ze strachem w g�osie. � Fabryka ma problemy z doprowadzeniem go do celu. Tak, widzia� to ju�. W pobli�u Nowego Jorku fabryka utraci�a nadajnik wysokiej cz�stotliwo�ci. Jej jednostki ruchome b��dnie kr��y�y doko�a i zatacza�y bezmy�lne kr�gi, rozbijaj�c si� o drzewa i ska�y, i spada�y w g��b w�woz�w, gdzie, le�a�y przewr�cone do g�ry ko�ami, by stopniowo znieruchomie�. Pojazd do przewozu rudy dotar� do skraju r�wniny i zatrzyma� si� na chwil�. Widoczny nad nim czarny punkt wci�� ko�owa� po niebie. Pojazd nie porusza� si� przez jaki� czas. � Fabryka pr�buje podj�� decyzj� � powiedzia� Perine. � Potrzebuje surowca, ale boi si� tego hawka. Fabryka debatowa�a i wszystko wok� zamar�o w bezruchu. W�wczas pojazd podj�� mozoln� w�dr�wk�. Wydosta� si� z chaszczy winoro�li i ruszy� przez poznaczon� lejami r�wnin�. Powoli, z daleko posuni�t� ostro�no�ci� zmierza� w kierunku stalowo�betonowej p�yty le��cej u st�p g�r. Hawk zamar�. � Na ziemi�! � krzykn�� O'Neill. �Naje�yli go nowymi bombami. �ona i Perine przykucn�li obok niego i ca�a tr�jka z obaw� spogl�da�a na metalowego owada powoli przecinaj�cego r�wnin�. Wisz�cy na niebie pocisk posuwa� si� po linii prostej, by wreszcie zawisn�� dok�adnie nad samochodem. Nagle, bez ostrze�enia, zanurkowa� w kierunku ziemi. Judith krzykn�a, przyciskaj�c r�ce do twarzy: � Nie mog� na to patrze�! To straszne! Jak dzikie zwierz�ta! � Jemu nie chodzi o pojazd � wycedzi� O'Neill. Podczas gdy pocisk opada�, pojazd podj�� desperack� pr�b� ucieczki. Z ha�asem p�dzi� w kierunku fabryki, usi�uj�c umkn�� w ostatniej chwili. Zapominaj�c o wisz�cym nad pojazdem zagro�eniu, fabryka rozsun�a p�yt� wej�cia i poprowadzi�a swoj� jednostk� do �rodka. Dok�adnie o to chodzi�o hawkowi. Nim p�yta zd��y�a zasun�� si� z powrotem, hawk skoczy� naprz�d, sun�c nad sam� ziemi�. Kiedy pojazd znika� w czelu�ciach fabryki, hawk pod��y� tu� za nim i ze �wistem przetoczy� si� ponad rozklekotanym wrakiem. Nagle �wiadoma niebezpiecze�stwa fabryka zatrzasn�a barier�. Pojazd szarpn�� si� groteskowo; utkwi� w na wp� zamkni�tym wej�ciu. Lecz to, czy zdo�a si� uwolni�, nie mia�o �adnego znaczenia. Rozleg� si� g�uchy grzmot. Ziemia drgn�a, zahucza�a, po czym z powrotem osiad�a. Podziemna fala przetoczy�a si� pod stopami trojga obserwator�w. Z fabryki unios�a si� pojedyncza smuga czarnego dymu. Betonowa p�yta trzasn�a niczym sucha ga���; na okolic� posypa� si� deszcz od�amk�w. Dym zawis� na chwil� nad r�wnin�, po czym rozp�yn�� si�, rozwiany porannym wiatrem. Fabryka zmieni�a si� w stopion�, wypatroszon� ruin�. Zosta�a spenetrowana i zniszczona. O'Neill sztywno podni�s� si� z ziemi. � Ju� po wszystkim. To koniec. Mamy to, czego chcieli�my � zniszczyli�my sie� autofabu. � Popatrzy� na Perine'a. � Czy o to nam chodzi�o? Spojrzeli w kierunku le��cej za nimi osady. Niewiele pozosta�o z r�wnych rz�d�w dom�w i ulic. Bez pomocy sieci standard �ycia w osadzie gwa�townie si� obni�y�. Po niegdysiejszym �adzie nie zosta�o ani �ladu; osiedle by�o zaniedbane i niechlujne. � Oczywi�cie � odpar� z wahaniem Perine. � Jak tylko dostaniemy si� w g��b fabryk i rozpoczniemy organizacj� w�asnych linii produkcyjnych... � Czy tam w og�le co� zosta�o? � zapyta�a Judith. � Musia�o. Bo�e, przecie� poziomy si�ga�y mile w g��b ziemi! � Niekt�re z opracowanych pod koniec bomb by�y bardzo du�e � zauwa�y�a Judith. � Lepsze ni� wszystko, czym sami dysponowali�my w czasie naszej wojny. � Pami�tacie ob�z, kt�ry widzieli�my? Mieszka�c�w ruin? � Nie by�o mnie wtedy z wami � odrzek� Perine. � Przypominali dzikie zwierz�ta. �ywili si� korzonkami i larwami. Ostrzyli kamienie i garbowali sk�ry. Barbarzy�cy. � Jest martwa � powiedzia� Perine. � Sami widzicie, �e jest martwa. O�Neill zby� go milczeniem. Przykucn�wszy na ziemi, usadowi� si� wygodnie i czeka�. By� �wi�cie przekonany, �e w zrujnowanej fabryce pozosta�a jaka� cz�� sprawnego sprz�tu. Czas poka�e. Popatrzy� na zegarek; by�a �sma trzydzie�ci. Dawniej fabryka przyst�powa�aby o tej porze do swoich zwyk�ych zaj��. Kawalkady ci�ar�wek i innych jednostek ruchomych wyje�d�a�yby na powierzchni� i rozwozi�y towar do osiedli ludzkich. Po prawej stronie co� si� poruszy�o. Pospiesznie spojrza� w tym kierunku. Sfatygowany pojazd do przewozu rudy niezdarnie zmierza� w kierunku fabryki. Ostatnia jednostka ruchoma usi�uj�ca do ko�ca wype�ni� swoje zadanie. Pojazd by� prawie pusty; w jego przyczepie znajdowa�o si� kilka �a�osnych kawa�k�w metalu. Padlino�erca... metal pochodzi� z napotkanego po drodze zniszczonego sprz�tu. Chwiejnie, jak �lepy, metaliczny owad, pojazd zbli�a� si� do fabryki. Jego jazda nie przebiega�a bez zak��ce�. Co chwil� raptownie przystawa�, trz�s� si�, szarpa� i mimowolnie zbacza� z traktu. � Kontrola zawodzi � stwierdzi�a Judith ze strachem w g�osie. � Fabryka ma problemy z doprowadzeniem go do celu. Tak, widzia� to ju�. W pobli�u Nowego Jorku fabryka utraci�a nadajnik wysokiej cz�stotliwo�ci. Jej jednostki ruchome b��dnie kr��y�y doko�a i zatacza�y bezmy�lne kr�gi, rozbijaj�c si� o drzewa i ska�y, i spada�y w g��b w�woz�w, gdzie le�a�y przewr�cone do g�ry ko�ami, by stopniowo znieruchomie�. Pojazd do przewozu rudy dotar� do skraju r�wniny i zatrzyma� si� na chwil�. Widoczny nad nim czarny punkt wci�� ko�owa� po niebie. Pojazd nie porusza� si� przez jaki� czas. � Fabryka pr�buje podj�� decyzj� � powiedzia� Perine. � Potrzebuje surowca, ale boi si� tego hawka. Fabryka debatowa�a i wszystko wok� zamar�o w bezruchu. W�wczas pojazd podj�� mozoln� w�dr�wk�. Wydosta� si� z chaszczy winoro�li i ruszy� przez poznaczon� lejami r�wnin�. Powoli, z daleko posuni�t� ostro�no�ci� zmierza� w kierunku stalowo-betonowej p�yty le��cej u st�p g�r. Hawk zamar�. � Na ziemi�! � krzykn�� O'Neill. �Naje�yli go nowymi bombami. �ona i Perine przykucn�li obok niego