7896
Szczegóły |
Tytuł |
7896 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7896 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7896 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7896 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Richard A. Bamberg �� � �Wojna rz�d�w
� � Howard B. McCathran, Prezydent Stan�w Zjednoczonych Ameryki P�nocnej oraz lider Nowej Partii Demokratycznej, siedzia� za swoim biurkiem w Gabinecie Owalnym i w milczeniu czyta� porann� pras�. Wiadomo�ci nie by�y pomy�lne, ale nie czu� si� nimi zaskoczony. Mia� pe�ny dost�p do informacji zamieszczanych w Washington Post na wiele godzin przed zamkni�ciem numeru, lecz ho�dowa� przyzwyczajeniom. Czyta� gazet� przy porannej kawie od czasu, gdy czterdzie�ci lat temu pracowa� jako m�odszy asystent w biurze Prokuratora Okr�gowego w Denver. Rozleg�o si� pukanie i drzwi si� otworzy�y. Tylko dw�ch ludzi o�miela�o si� wej�� do Gabinetu Owalnego bez zapowiedzi - Dale Boyett, jego szef ochrony, i Darrell Stewart, szef sztabu Bia�ego Domu. Nawet Pierwsz� Dam� zapowiadano przed wprowadzeniem do sanktuarium McCathrana.
� � Tym razem by� to Stewart. Wchodz�c zamacha� egzemplarzem Post.
� � - S�dz�, �e widzia�e� wyniki g�osowania. Howard obr�ci� si� razem z krzes�em, tak, by m�c popatrze� na pomnik Waszyngtona przez grube, pancerne szk�o.
� � - Tak, Darrell, widzia�em. To niczego nie zmienia.
� � Darrell zatrzyma� si�. Przez chwil� sta� w milczeniu, potem obszed� prezydenckie biurko i zatrzyma� si� obok zwierzchnika.
� � - Pos�uchaj, H.B., zatrudni�e� mnie, bym ci udziela� rad. Je�li nie zamierzasz bra� ich pod uwag�, mo�esz znale�� kogo� innego.
� � - Fakt, i� nie zgadzamy si� w tym konkretnym przypadku, nie oznacza, �e trzeba ci� zast�pi�. Ceni� sobie twoj� rad� jak zawsze, lecz tym razem jej nie pos�ucham. C�a ju� nie dzia�aj�. W przesz�o�ci si� sprawdza�y, ale w dzisiejszej ekonomii �wiatowej zbyt wiele jest wzajemnych powi�za�.
� � - Ale to jest rok wybor�w, Howard. Wiem, �e pracownicy przemys�u odzie�owego nie kontroluj� zbyt du�ej liczby g�os�w, lecz o tobie ju� si� m�wi, �e ulegasz zagranicznym naciskom. Potrzebujesz widowiskowego rozwi�zania tej sprawy, je�li chcesz uciszy� protesty w Partii.
� � Wzmianka Darrella o reputacji zabola�a. S�ysza�, jak przeb�kiwano, �e brak mu zdecydowania poprzednika, �e bardziej interesuje go w�asna pomy�lno�� ni� dobro pa�stwa. Uwa�a�, �e w plotkach nie ma �d�b�a prawdy. Zgoda, nie bardziej chcia� umiera� ni� kokolwiek inny. Nie chcia� gin�� bez potrzeby, ale by� got�w odda� �ycie za kraj. Czy� nie z�o�y� takiej przysi�gi?
� � - Darrell, zorganizuj mi spotkanie z Hessem. Republikanie nie b�d� w stanie przepchn�� deklaracji wojny w parlamencie bez poparcia przewodnicz�cego, wi�c chc� mie� go po swojej stronie.
� � - Jeste� pewien, H.B.? W ko�cu kr��� plotki, �e rozwa�a pr�b� zaj�cia twojego stanowiska.
� � - Tak czy siak, uwa�am, �e poprze mnie.
� � - Z jego publicznego wizerunku wcale to nie wynika.
� � - Zdaj� sobie z tego spraw�, Darrell, ale publiczny wizerunek nie zawsze odzwierciedla przekonania cz�owieka. S�dz�, �e zdo�am przeci�gn�� go na nasz� stron�.
� � - Jak chcesz. �ycz� ci powodzenia.
� � Darrell w milczeniu opu�ci� gabinet. McCathran przez chwil� wpatrywa� si� w zamkni�te drzwi, potem odwr�ci� si� z powrotem ku pomnikowi Waszyngtona. Widok by� du�o lepszy zanim pierwsze stratosferyczne wie�e wyros�y po drugiej stronie rzeki, w Arlington w stanie Virginia. Teraz szczyt pomnika gin�� na tle kilometrowych budowli, jakie wyros�y na obrze�ach stolicy. Jego poprzednicy powinni byli popiera� ruch Zachowajmy Pi�kno Waszyngtonu.
� � Dwukrotne, szybkie stukanie do drzwi zapowiedzia�o szefa ochrony. McCathran zamkn�� plik z poufnym raportem i wy��czy� monitor.
� � - Dzie� dobry, Dale. Jak idzie?
� � - Niezbyt dobrze, panie prezydencie. W�a�nie nadszed� raport z CIA.
� � - O? Nie zauwa�y�em znacznika nowego e-mailu.
� � - To dlatego, �e przegl�dam ich raporty dotycz�ce bezpiecze�stwa, zanim dotr� do pana. CIA produkuje wi�cej bezu�ytecznej informacji ni� jakakolwiek por�wnywalna z ni� biurokratyczna organizacja w Waszyngtonie.
� � - Tak, oczywi�cie, zapomnia�em. No c�, co takiego mieli dla nas?
� � - Niezbyt dobre wie�ci - powt�rzy� Boyett. - Ich �r�d�a donosz� o obecno�ci dw�ch znanych chi�skich zab�jc�w w Metroplexie PhiliWash.
� � - Niech to szlag! - zakl�� McCathran, wal�c otwart� d�oni� w blat biurka. - Co sobie u diab�a my�li Cho Lei? Jeszcze nie by�o �adnych formalnych deklaracji.
� � - Nie wiem, sir. By� mo�e maj� nas zastraszy�.
� � McCathran zawaha� si� na chwil�, przygryzaj�c doln� warg�.
� � - Hmm, mo�esz mie� s�uszno��, Dale. W porz�dku, powiem, co nale�y zrobi�. Spr�bujcie dopa�� tych ludzi, ale wstrzymajcie si� jeszcze z akcj�. Musimy zachowa� pozory. Nie wolno nam z�ama� prawa, ale niech wiedz�, �e mamy ich na oku.
� � - Za�atwione. Mam wys�a� naszych ch�opak�w?
� � - Nie, jeszcze nie. Wci�� pr�buj� rzecz za�agodzi�. Przy odrobinie szcz�cia mo�emy tym razem unikn�� wojny.
� � Je�li Boyett si� z tym nie zgadza�, zachowa� swoj� opini� dla siebie. Skin�� raz g�ow� i odwr�ci� si� energicznie na pi�cie.
� � Kongresman Hess przyby� dopiero p�nym popo�udniem. McCathran poczu� ulg�, �e pojawi� si� ju� tego samego dnia, gdy go wezwano. To m�g� by� dobry znak.
� � - Dzie� dobry, panie prezydencie - powita� go Hess, gdy wychodz�ca sekretarka zamkn�a za sob� drzwi.
� � McCathran wsta� i okr��aj�c biurko wyszed� na spotkanie go�ciowi, kt�ry sta� na perskim dywanie pokrywaj�cym posadzk� z li�ciastego drewna. Wyci�gn�� r�k�.
� � - Bardzo si� ciesz�, �e zdo�a�e� przyjecha� tak szybko po otrzymaniu zaproszenia, James.
� � Hess mocno u�cisn�� mu r�k�.
� � - Kiedy prezydent wzywa, stawiam si�, nawet je�li to Demokrata.
� � Obaj m�czy�ni za�miali si� lekko.
� � McCathran ruszy� w stron� dw�ch foteli stoj�cych w k�cie. Kiedy usiedli, zapyta�:
� � - Jak tam Patti i dzieci?
� � - Wszystko �wietnie. Roger ko�czy w tym roku szko�� prawnicz�.
� � - Niech mnie. Czas naprawd� p�dzi, wydawa�oby si�, �e jeszcze wczoraj by� ma�ym brzd�cem. Pami�tam pierwszy raz, kiedy wyst�powali�my przeciw sobie, ubiegaj�c si� o stanowisko prokuratora okr�gowego. Zero do czterech, nie?
� � - Howard, nie wezwa�e� mnie tutaj, �eby pogada� o dawnych czasach. O co chodzi?
� � McCathran zachowa� swobodny wyraz twarzy, cho� poczu�, jak t�ej� mu mi�nie szcz�k.
� � - Masz racj�, James. Pos�uchaj, chodzi o c�o. Musimy st�umi� ogie� rozdmuchiwany przez pras�. Na mi�o�� Bosk�, nikt nie chce wojny z Chi�czykami.
� � Hess odchyli� si� na oparcie fotela. Po chwili skin�� g�ow�.
� � - Tego si� po tobie spodziewa�em. Bardzo �a�uj�, Howard, ale nie mog� ci� poprze� w tej sprawie. Zbyt wielu ludzi traci prac� z powodu tanich wyrob�w tekstylnych. Potrzebujemy na jaki� czas c�a, �eby postawi� z powrotem na nogi nasz przemys�.
� � - Mia�em nadziej�, �e w tej sprawie oka�esz wi�cej zrozumienia, James. Wiesz, �e w latach dziewi��dziesi�tych mieli�my na tekstylia c�o, kt�re zosta�o w ko�cu zniesione, bo nie dzia�a�o. C�a s� bezu�yteczne.
� � - Dla mnie brzmi to jak propaganda Demokrat�w.
� � - James, krzywdzisz mnie. Wiesz, �e nigdy nie by�em facetem �lepo pod��aj�cym za doktryn� partyjn�.
� � - Tak, jak s�dz�, dlatego w�a�nie nominowano ci� na lidera partii.
� � - Pos�uchaj, zbyt w�sko na to patrzysz. Nie mo�emy ok�ada� si� pi�ciami z powodu c�a za ka�dym razem, gdy jaka� zagraniczna konkurencja zwi�kszy sw�j udzia� na rynku.
� � - Nie, nie za ka�dym razem - zgodzi� si� Hess - ale tym razem mo�emy i b�dziemy.
� � McCathran opad� na oparcie i przyjrza� si� uwa�nie swojemu staremu wrogowi. Hess by� znany z uporu, cho� sam nazywa� to oddaniem sprawie. By� jeszcze jeden chwyt, kt�ry m�g� zadzia�a�.
� � - By� mo�e nie wzi��e� wszystkiego pod uwag�, James. Zapomnia�e�, �e jeste� trzeci w kolejce do prezydentury?
� � - Nie, nie zapomnia�em.
� � - To mo�e pami�tasz te�, �e w ci�gu ostatnich pi�ciu lat Chi�czycy wygrali dwa razy na trzy?
� � - To historia, poza tym jedyna, kt�r� przegrali, toczy�a si� w Peru, a Peru nie zwyci�y�o w wojnie od dziesi�ciu lat. Chi�czycy nie s� lepsi w tej grze ni� ktokolwiek inny.
� � - Grze? - spyta� z niedowierzaniem McCathran. - Czy mog� ci przypomnie�, �e nieca�e sze�� lat temu stracili�my dw�ch prezydent�w z powodu tej tak zwanej gry?
� � - Pami�tam, �e wtedy walczyli�my przeciwko Izraelowi, a powszechnie wiadomo, i� oni maj� jedn� z najlepszych organizacji na �wiecie.
� � - Pomy�l tylko o tym - doa� McCathran. - Twoja poprzedniczka zosta�a prezydentem z powodu tej niewielkiej wpadki. Bardzo szybko zgodzi�a si� na uk�ad z Izraelem.
� � - Wtedy ju� by�o jasne, �e nie jeste�my w stanie powstrzyma� oddzia��w ich zab�jc�w.
� � - Czy chcesz, by si� to powt�rzy�o? Czy uwa�asz, �e Chi�czycy maj� w gar�ci tw�j bilet do Bia�ego Domu?
� � - Ranisz mnie, Howard. Wiesz przecie�, �e nie chcia�bym, by cokolwiek przydarzy�o si� tobie czy wiceprezydentowi Lee.
� � McCathran pochyli� si� w prz�d z �okciami opartymi na kolanach.
� � - Chcia�bym ci wierzy�, James. Ale wiem, �e to tw�j ostani rok w parlamencie. Je�li nie wygrasz od Hammisha jego miejsca w Senacie, wybywasz z Waszyngtonu.
� � - Nie powiedzia�e� mi niczego nowego. Ale wed�ug sonda�y opinii publicznej powoli przeganiam Hammisha i s�dz�, �e ta sprawa z tekstyliami da mi g�osy potrzebne do pokonania go.
� � - Czyli wszystko sprowadza si� do elekcji. Przedk�adasz prywat� nad interes pa�stwa. Wiesz, James, pomimo wyra�nych r�nic pomi�dzy nami zawsze uwa�a�em, �e zaj��e� si� polityk� dla dobra kraju.
� � Hess wsta�. Twarz mia� zar�owion�.
� � - Howard, moje pogl�dy niekoniecznie s� z�e tylko dlatego, �e r�ni� si� od twoich. Ja wierz�, �e ludzie chc� tego c�a i zas�uguj� na nie.
� � - Wybacz, �e nie przyklasn�.
� � Przez chwil� McCathran mia� wra�enie, �e Hess zamierza si� wycofa�, ale jego odwieczny przeciwnik odwr�ci� si� i wyszed� bez s�owa.
� � - No c�, to by by�o tyle. Teraz na pewno b�dzie wojna - powiedzia� McCathran do portretu Lincolna wisz�cego na zachodniej �cianie.
��� Dale i Darrell weszli razem do Gabinetu Owalnego. McCathran nie wezwa� ich, ale wiedzia�, dlaczego tu s�.
� � - Zacz�o si�, Howard - oznajmi� Darrell natychmiast po zamkni�ciu drzwi. - Lada moment przyjdzie oficjalne potwierdzenie.
� � McCathran przyj�� wiadomo�� spokojnie. Od wielu dni wszystko ku temu zmierza�o, a teraz, gdy w ko�cu zadeklarowano wojn�, cz�� strachu znik�a.
� � - Gdzie pope�nili�my b��d? Czy mogli�my w jakim� momencie post�pi� inaczej, �eby do tego nie dopu�ci�? - zapyta�, w gruncie rzeczy nie oczekuj�c odpowiedzi.
� � Dale zaskoczy� go.
� � - Mogli�my nie podpisywa� traktatu rozbrojeniowego w si�dmym. Byli�my wtedy jedynym mocarstwem militarnym. Gdyby�my sprzeciwili si� wynikowi g�osowania w ONZ, inne kraje nie mog�yby nam do�o�y�.
� � - To bardzo uproszczone rozumowanie, Dale - warkn�� Darrell. - W dziewi��dziesi�tym pierwszym i po raz drugi w trzecim �wiat udowodni�, �e wsp�lnym wysi�kiem da si� ka�dego pojedynczego przeciwnika rzuci� na kolana.
� � - Prosz� mi wybaczy�, panie Stewart, ale to jest bzdurna propaganda. To nie ekonomiczna blokada za�atwi�a Irak w dziewi��dziesi�tym pierwszym, tylko si�a militarna.
� � - Tak, ale to by� punkt zwrotny. Kiedy w trzecim zacz�a si� walka z Libi�, odby�a si� prawie bez wystrza�u. Blokada ekonomiczna zniszczy�a ich gospodark� i w ko�cu sami zar�n�li swojego dyktatora, byle tylko zako�czy� og�lno�wiatowe embargo.
� � - Tak, ale zaj�o to prawie dwa lata. Gdyby�my u�yli si� wojskowych, rzecz zako�czy�aby si� po kilku miesi�cach.
� � - Mo�liwe, ale za jak� cen�? W wyniku wojny Irak straci� niemal dwie�cie tysi�cy ludzi... - i w�a�ciwie dlaczego? Dlaczego tak wielu ludzi musi umrze�? Te tysi�ce wcale nie chcia�y walczy� i gin��. Nie, sta�o si� tak dlatego, �e paru facet�w na szczycie po��da�o wi�kszej w�adzy. Gdyby w�wczas dzia�a� Traktat o Wojnie Rz�d�w, ci ludzie �yliby.
� � - No i co z tego? To nie byli nasi obywatele. Co oni nas obchodz�?
� � - Zaczekaj, Dale - przerwa� McCathran. - Nie rozwa�amy tu warto�ci Traktatu o Wojnie Rz�d�w. Uratowa� niezliczone miliony niewinnych istot przez �mierci� w wojnach pomi�dzy w�adzami r�nych kraj�w. Teraz mordowanie ogranicza si� do ekip zab�jc�w i najwy�szych przedstawicieli w�adzy w rz�dach. To o wiele bardziej cywilizowany i rozs�dny spos�b rozstrzygania spor�w mi�dzynarodowych.
� � - O ile, oczywi�cie, nie jest si� osob� o najwy�szej w�adzy - skomentowa� Darrell.
� � McCathran skin�� potakuj�co g�ow� i odwr�ci� si�, by popatrze� na pomnik Waszyngtona.
� � - Oczywi�cie wcale nie chc� umiera� i w gruncie rzeczy nie czuj� wcale wrogo�ci do Cho Lei, ale wojna zosta�a wypowiedziana i musimy poprowadzi� j� najlepiej jak potrafimy. Dale, chc� wzmocnienia ochrony tutaj i u wiceprezydenta. Musimy by� pewni, �e b�dzie si� trzyma� z daleka od Waszyngtonu do zako�czenia sprawy, i nie chc� dawa� im okazji do za�atwienia nas obu za jednym zamachem. Na Boga, nikt z nas nie chce zobaczy� Hessa w Bia�ym Domu.
� � - Rozkazy zosta�y ju� wydane, panie prezydencie - oznajmi� szef ochrony.
� � - Dobrze. - McCathran odwr�ci� si� do obu m�czyzn. - Bierzcie si� za ten chi�ski oddzia� zab�jc�w. We�cie ich �ywcem, je�li si� da, ale nie ryzykujcie w�asnymi lud�mi. Dale, co dla nas ma wydzia� nieczystych zagra� z CIA?
� � - Pracuj� nad now� toksyn�, przyci�t� do materia�u genetycznego danego cz�owieka. Je�li zdo�aliby wyprodukowa� odpowiedni� ilo��, mogliby�my wprowadzi� j� do wody i �ywno�ci maj�c pewno��, �e zadzia�a tylko w docelowym organizmie.
� � - To brzmi obiecuj�co. Czy mamy pr�bki DNA Cho Lei?
� � - Nie, nie mamy. Pracuj� nad tym.
� � - Do diab�a, do czego wi�c mo�e si� nam to przyda�?
� � - No c�, mamy pr�bk� pobran� od ich wicepremiera.
� � - Czyli chcesz powiedzie�, �e je�li zdo�amy zabi� Cho Lei, dysponujemy ju� hakiem na jego nast�pc�.
� � - Tak jest, sir.
� � Darrell odwr�ci� si� do Dale'a z twarz� wyra�aj�c� niezrozumienie.
� � - Kiedy CIA zacz�a kolekcjonowa� pr�bki DNA?
� � - Oko�o sze�ciu lat temu - odpar� Dale. - Wtedy zacz�y si� badania nad genotoksynynami.
� � - Rozumiem. Od ilu g��w pa�stwowych maj� ju� pr�bki?
� � - Nie znam dok�adnej liczby.
� � - Wystarczy zgrubne oszacowanie.
� � - Jakie� siedemdziesi�t procent przyw�dc�w i mo�e dziewi��dziesi�t procent ich nast�pc�w.
� � McCathran opad� na oparcie z poblad�� twarz�.
� � - M�j Bo�e, to chyba nieprawda.
� � - Oczywi�cie, �e prawda. W�a�ciwy czas na zbieranie pr�bek jest do momentu, zanim wr�g si� zorientuje. Kiedy tylko inne pa�stwo zda sobie spraw� z tego, co robimy, natychmiast wzmo�e �rodki ostro�no�ci wobec swoich wa�nych os�b. W�wczas zg�adzi� ich b�dzie r�wnie trudno, jak pobra� pr�bki DNA.
� � - Jak zazwyczaj je zdobywacie? - spyta� Darrell.
� � - To naprawd� proste. Naj�atwiej jest p�j�� za celem do fryzjera i zebra� troch� jego w�os�w.
� � - W�os�w? - zach�ysn�� si� McCathran.
� � - Tak jest, sir. A co si� sta�o?
� � - Pi�� lat temu, w czasie mojej wizyty w Hong Kongu, ostrzyg�em si�. A je�li Chi�czycy pracuj� nad czym� podobnym?
� � Dale skrzywi� si� i zagryz� doln� warg�. Odezwa� si� dopiero po d�u�szej chwili.
� � - No to lepiej my dopadnijmy ich, zanim dobior� si� do pana. Pogadam z naszymi lud�mi.
� � - Tak, prosz� to zrobi� - zgodzi� si� McCathran.
� � Dale wsta�, skin�� raz g�ow� i wyszed�.
� � Darrell odczeka�, a� drzwi zostan� dok�adnie zamkni�te i pochyli� si� do przodu.
� � - Nie podoba mi si� to, H.B. S� mi�dzynarodowe prawa zakazuj�ce rozpowszechniania wi�kszo�ci genetycznie zmodyfikowanych mikroorganizm�w. Nikt nie chce powt�rzenia si� epidemii z dwudziestego pierwszego.
� � McCathran skin�� g�ow�, my�l�c o pi�ciuset milionach ludzi, kt�rzy zmarli owego roku.
� � - Zgadzam si�. �ci�gnij tu szefa Agencji. Chc� dosta� pe�ny raport na temat ich bada�. Nie mo�e by� wi�cej niespodzianek z Langley.
� � - Tak jest, sir.
� � Darrell wsta� z zamiarem opuszczenia Gabinetu Owalnego. Zatrzyma� si� i odwr�ci�.
� � - Tak na wszelki wypadek, H.B., dobrze si� dla ciebie pracowa�o. �ycz� szcz�cia.
� � - Dzi�ki, Darrell.
� � Nast�pne trzy dni by�y dla McCathrana koszmarem. Oddzia� chi�skich zab�jc�w wci�� wymyka� si� po�cigowi i nadal znajdowa� si� gdzie� w metrze. Prezydent spr�bowa� nam�wi� nowodemokratycznych kongresmen�w do odrzucenia c�a, ale w samym �rodku roku wyborczego przypomina�o to usi�owanie powstrzymania �ososia od w�dr�wki w g�r� rzeki.
� � Darrell uzyska� z ministerstwa sprawiedliwo�ci wynik dyskretnego przejrzenia przepis�w prawnych i wydawa�o si�, �e toksyna, nad kt�r� pracuje CIA, znajduje si� w szarej strefie praw ograniczaj�cych grzebanie w genach. Jej sprawa mog�a prze�lizn�� si� bezbole�nie albo da� im pot�nego kopa w ty�ek. Jednak dop�ki nie mieli pr�bki DNA Cho Lei, rzecz by�a czysto teoretyczna.
� � McCathran w�a�nie sko�czy� drug� fili�ank� kawy, kiedy bez zapowiedzi pojawi� si� Dale.
� � - Z�e wie�ci, panie prezydencie.
� � McCathrana ju� pali� �o��dek od kwa�nej kawy.
� � - No, co tam nowego? S�ucham.
� � - Wiceprezydent zmar� w trakcie �niadania.
� � - O jasna cholera. Prosz� powiedzie�, �e by� chory na serce albo co� w tym rodzaju.
� � - Nie, sir, nie mia� �adnych dziedzicznych sk�onno�ci do chor�b, a przynajmniej nic takiego dot�d nie wykryli�my. Wci�� jeszcze analizuj� jego posi�ek, ale wst�pne wyniki wskazuj� na jak�� toksyn� parali�uj�c� system nerwowy.
� � McCathran zakrztusi� si� ostatnim �ykiem kawy.
� � - Czy Chi�czycy nas wyprzedzili?
� � Dale wzruszy� ramionami.
� � - Zgaduj� tylko, ale powiedzia�bym, �e prawdopodobie�stwo jest wi�ksze ni� p� na p�. Automatyczne analizatory nie znalaz�y �adnych znanych toksyn w posi�ku wiceprezydenta.
� � - Ile jeszcze czasu trzeba na przygotowanie naszego �rodka?
� � - To czysta zgadywanka. Kiedy tylko dostaniemy pr�bk� DNA, b�dziemy mogli zaprogramowa� produkcj� toksyny w nanofabrykach, jednak najpierw b�dzie si� musia� materia� namno�y� do ilo�ci, kt�ra zadzia�a. Powiedzia�bym, �e tydzie� od momentu otrzymania materia�u genetycznego.
� � - Cholera, to za d�ugo. Czy w og�le uda�o si� nam rozstawi� naszych ludzi?
� � - Tak jest, sir, s� w pe�nej gotowo�ci, ale nie mo�na powiedzie�, kiedy nadarzy si� im okazja do ataku.
� � - Dobrze, prosz� przys�a� tu Darrella. Musimy spr�bowa� zaj�� ich od ty�u. Tymczasem jeszcze raz prosz� sprawdzi� nasz system bezpiecze�stwa. Chc�, �eby moje posi�ki pochodzi�y z konserw starszych ni� ten konflikt i prosz� odwo�a� wszystkie oficjalne obiady.
� � - Tak jest, sir.
� � - Ta przekl�ta wojna robi si� brudna. Upewnijmy si�, �e nie b�dzie jeszcze gorzej.
� � - Tak jest, panie prezydencie.
� � - Darrell, po��cz mnie telefonicznie z Cho Lei. Wci�� jeszcze jest szansa podpisania nowego traktatu, zanim ta wojna posunie si� dalej. Zaproponujemy im, �e ograniczymy czas obowi�zywania c�a do pi�ciu lat. Potrwa do ko�ca mojej kolejnej kadencji i niech nast�pca martwi si� Chi�czykami.
� � - Tak jest, sir. Sprawdz�, czy jest osi�galny.
� � Otworzy�y si� drzwi i Dale wszed� do Gabinetu Owalnego. Twarz mia� wymizerowan�.
� � - No wi�c co go zabi�o? - spyta� McCathran natychmiast.
� � - Wyniki test�w nie wykaza�y �lad�w trucizn w jego posi�ku, lecz w ciele wykryto obecno�� toksyny kolcobrzucha.
� � - Co? - zdziwi� si� Darrell. - To niemo�liwe, automatyczne analizatory by j� wykry�y.
� � - Zaczekaj, pozw�l Dale'owi wyja�ni� - przerwa� McCathran. - Jestem pewien, �e potrafisz to zrobi�, prawda?
� � Szef ochrony sprawia� wra�enie rozgoryczonego.
� � - Nie ca�kiem. Mamy podejrzenia, ale jeszcze nie zako�czyli�my powt�rnej autopsji.
� � - No to s�ucham! - poleci� McCathran. - Co si� wed�ug was wydarzy�o?
� � - Okazuje si�, �e wiceprezydent tu� przed �niadaniem odebra� telefon. Przeanalizowali�my nasze zapisy rozmowy i wykryli�my pewne anomalie. Na no�n� akustyczn� na�o�ono kilka impuls�w o wysokiej cz�stotliwo�ci. Komputer sygnalizuje, �e to zaszyfrowana informacja, ale nie zdo�ali�my z�ama� kodu.
� � - A co to ma wsp�lnego z toksyn�, kt�ra go zabi�a? - zapyta� Darrell.
� � - Podejrzewamy, �e w jego ciele znajduj� si� nanofabryki, kt�rym za po�rednictwem tego szyfru przekazano polecenie wyprodukowania trucizny.
� � McCathran, oszo�omiony, opad� na oparcie. Darrell odwr�ci� si� ku niemu z poblad�� twarz�.
� � Po jakiej� minucie prezydent zdo�a� zebra� my�li i zapyta� �ami�cym si� g�osem:
� � - Od kogo by� ten telefon?
� � - Od Drugiego Podsekretarza Rolnictwa w chi�skiej ambasadzie.
� � - Psiakrew, cholera. Jak zdo�ali umie�ci� w nim nanofabryki?
� � - Mog� tylko zgadywa� - odpar� Dale.
� � - No to, do cholery, zgaduj.
� � - Cztery lata temu podr�owa� po Chinach, tu� po oznajmieniu zamiaru kandydowania na stanowisko pa�skiego zast�pcy. Mogli wtedy poda� mu nanofabryki.
� � - Co? Mia� je w sobie przez ten ca�y czas?
� � - Tak jest, sir.
� � - Chwileczk� - powiedzia� McCathran, gwa�townie odwracaj�c si� do swojego szefa sztabu. - Darrell, czy to nie �amie prawa? Wtedy nie by� jeszcze cz�onkiem �adnych w�adz. Jak mogli go zaatakowa�?
� � - No c� - zacz�� Darrell powoli - przypuszczam, i� mo�na by argumentowa�, �e skoro nie wyrz�dzili mu najmniejszej krzywdy do momentu deklaracji wojny, dzia�ali zgodnie z duchem prawa.
� � - Psiakrew. - McCathranowi zrobi�o si� nagle niedobrze. - Pi�� lat temu by�em w Chinach. Czy mogli mi wtedy co� wcisn��?
� � - To by�o, zanim zadeklarowa� pan ch�� kandydowania, ale by� pan jedn� z najbardziej prawdopodobnych os�b, nawet wtedy. - Dale skin�� g�ow�. - Tak, powiedzia�bym, �e to bardzo mo�liwe.
� � - Niech to szlag! - Prezydent pochyli� si� nad blatem biurka. - W porz�dku, Dale, czas zapracowa� na pensj�. Co mo�esz z tym zrobi�?
� � - Mo�emy za�o�y� filtry na telefony, �eby sygna� wyzwalaj�cy nie m�g� si� przedosta� na akustycznej no�nej, spr�bowa� wyizolowa� nanofabryki z organizmu wiceprezydenta i okre�li� ich rodzaj. Kiedy to zrobimy, b�dziemy w stanie opracowa� metod� zniszczenia tych zaszczepionych panu.
� � - Ile czasu to zajmie?
� � - W najlepszym razie kilka dni. W najgorszym tydzie�.
� � - No to do roboty i prosz� przeanalizowa� nasze systemy obronne i aby znale�� ka�d� ewentualn� drog�, kt�r� m�g�by przedosta� si� sygna� wyzwalaj�cy. Nie chc�, �eby ten przekl�ty Hess przej�� moje stanowisko. Jasne?
� � - Tak jest, sir. Natychmiast.
� � Drzwi zamkn�y si� z nim i McCathran odwr�ci� si� do Darrella.
� � - Jak s�dz�, b�dziemy musieli wyznaczy� nowego wiceprezydenta.
� � - Masz racj�, H.B., ju� przygotowa�em wst�pn� list� nazwisk.
� � - Co? Ju�?
� � - Tak jest, sir, w takich sprawach najlepiej jest dzia�a� jak najszybciej. Musimy zapewni� ci�g�o�� w�adzy, niezale�nie od wydarze�.
� � McCathran odchyli� si� do ty�u w fotelu i przyjrza� si� swojemu szefowi sztabu.
� � - Powiedz mi tylko, od jak dawna masz t� list�?
� � - Od chwili, gdy wybra�e� wieprezydenta. Oczywi�cie uzupe�ni�em j� bezzw�ocznie.
� � - Niech mnie diabli. Jak s�dz�, masz r�wnie� ludzi na moje miejsce.
� � Darrell mia� zaskoczon� min�.
� � - Co masz na my�li? Ja nie mog� wybra� nowego prezydenta. Ten proces musi odbywa� si� zgodnie z konstytucj�.
� � - Tak, masz racj�. Przepraszam, Darrell, jestem troch� niesw�j. Rozmowa o nanofabrykach w moim ciele by�a denerwuj�ca. Zobaczmy t� twoj� list�.
� � Wzi�� notatnik i szybko przerzuci� kilka najlepszych propozycji na stanowisko wiceprezydenta. Kiedy na ekranie pojawia�y si� i znika�y twarze, McCathran pomy�la� o Hessie, kt�ry wpakowa� go w t� sytuacj�.
� � W ko�cu od�o�y� notatnik na biurko i u�miechn�� si� nad jego blatem do Darrella.
� � - Podj��e� decyzj�?
� � - Tak.
� � Darrell w�a�nie przekazywa� mu informacje o planach pogrzebu, gdy otworzy�y si� drzwi do Gabinetu Owalnego. To by� Hess.
� � Nowo mianowany wiceprezydent zatrzasn�� za sob� drzwi i gwa�townie przeszed� przez pok�j, przy ka�dym kroku g�o�no stukaj�c obcasami� w drewnian� pod�og�. McCathran czeka� spokojnie; cieszy� go gniew, jaki wywo�a�.
� � - Co, u diab�a, ma to znaczy�, McCathran? Nie mo�esz wybra� mnie na wiceprezydenta. Nie przyjm�. Tak si� nie robi. Ja...
� � - Wystarczy, James. S�dz�, �e lepiej b�dzie, je�li pos�uchasz, co ja mam do powiedzenia, zanim si� do ko�ca pogr��ysz.
� � Przez chwil� Hess wpatrywa� si� w przedmioty na biurku prezydenta, jakby zastanawia� si�, czym rzuci�. Nagle wzdrygn�� si� i usiad� w fotelu obok Darrella.
� � - Tak lepiej. No wi�c, w czym problem? Czy nie chcesz by� nowym wiceprezydentem? W ko�cu to zwi�ksza twoje szanse na m�j sto�ek.
� � - S�uchaj, Howard, wiesz r�wnie dobrze jak ja, �e wiceprezydent musi by� cz�onkiem twojej partii. Co ja mog� jako tw�j zast�pca?
� � - Przypuszczalnie nie pami�tasz pocz�tk�w naszej wielkiej republiki. Nie chcia�bym zabrzmie� jak nauczyciel historii, ale wtedy przegrywaj�cy w walce o stanowisko prezydenta zajmowa� w�a�nie to stanowisko. W ko�cu zazwyczaj pomi�dzy zwyci�zc� a pokonanym jest zaledwie kilka procent r�nicy. Po prostu postanowi�em powr�ci� do korzeni. Przywr�ci� stary zwyczaj wsp�pracy z wiceprezydentem pochodz�cym z partii nie maj�cej w�adzy.
� � Twarz Hessa wci�� mieni�a si� r�nymi odcieniami czerwieni.
� � - Nie przyjmuj� tego wyja�nienia, Howard. Sam nie wierzysz w swoje s�owa. Post�pujesz tak tylko dlatego, �ebym publicznie ci odm�wi�. To jedyny pow�d, by og�asza� moj� nominacj� nie daj�c mi wcze�niej mo�liwo�ci jej odrzucenia.
� � - Dlaczego, James, nie bardzo wiem, co masz na my�li?
� � - Wiesz, �e je�li odm�wi�, b�dziesz m�g� u�y� tego przeciwko mnie w nast�pnych wyborach. Prawdopodobnie ju� wypichci�e� slogan na kampani�, oskar�aj�cy mnie o tch�rzliwe odrzucenie stanowiska w trakcie wojny.
� � - James, ranisz moje uczucia. Oczywi�cie gdyby� popar� negocjowany traktat z Chinami, by�bym wdzi�czny.
� � - Nie mog� tego zrobi�, Howard. Moja partia wywioz�aby mnie z miasta na taczkach.
� � - By� mo�e, ale... by�e� trzy lata temu w Chinach, prawda?
� � - Co? - Hess chyba na chwil� straci� w�tek przy tak drastycznej zmianie kierunku rozmowy. - Tak, to by�a podr� maj�ca na celu okre�lenie mo�liwo�ci dalszej wsp�pracy w koloniach marsja�skich.
� � - Smakowa�a ci tamtejsza kuchnia? - zapyta� McCathran jowialnie.
� � - Do czego, u diab�a, zmierzasz? Co to ma wsp�lnego z obecn� sytuacj�?
� � McCathran u�miechn�� si� szeroko i popatrzy� na swojego szefa sztabu.
� � - Darrell, dlaczego nie wyja�nisz okoliczno�ci pechowego zgonu wiceprezydenta?
� � Hess popatrzy� na Darella. Brwi mu si� �ci�gn�y. Usta mia� mocno zaci�ni�te. McCathran obserwowa� pojawiaj�c� si� na twarzy adwersarza ca�� gam� emocji w miar�, jak szef sztabu szybko opisywa� teori� nag�ej �mierci wiceprezydenta. Kiedy sko�czy�, Hess by� blady jak jego koszula, a po policzkach sp�ywa�y mu krople potu.
� � - Tak wi�c sam widzisz, James, �e twoja podr� do Chin czyni ci� najbardziej logicznym kandydatem na stanowisko wiceprezydenta.
� � - Ty, ty draniu. S�dzisz, �e zabij� mnie, zanim dostan� ciebie.
� � - Nonsens, James. Nie chc� twojej �mierci, pomy�la�em po prostu, �e dzi�ki temu lepiej pojmiesz natur� wojny rz�d�w.
� � - Co� trzeba z tym zrobi�. Je�li mog� uruchomi� nanofabryki sygna�em radiowym, to nawet nie mog� pokaza� si� publicznie. Ka�dy mo�e nada� sygna�.
� � - To prawda. W�a�nie dlatego od czasu poznania zagro�enia nie ruszam si� z Bia�ego Domu. Tutaj jeste�my chronieni przed wszystkimi sygna�ami, tak d�ugo jak nie odbieramy telefon�w, nie ogl�damy telewizji, nie pod��czamy si� do sieci komputerowej, nie s�uchamy radia, c�, chyba wiesz, o co mi chodzi.
� � - O m�j Bo�e. O-m�j-Bo�e.
� � - Oczywi�cie, prawdopodobnie jeste� bezpieczny do chwili jutrzejszego zaprzysi�enia. Wiesz, tak jak sobie teraz my�l�, to by�by idealny moment na nadanie sygna�u. Wyobra� sobie wra�enie, jakie zrobi�aby twoja �mier� tu� po wypowiedzeniu s�owa "przysi�gam".
� � - Pos�uchaj, nie mo�esz mnie zmusi� do przyj�cia tego stanowiska. To nie w porz�dku. To morderstwo. To po prostu morderstwo.
� � - Jak ju� m�wi�em, zawsze mo�esz odrzuci� propozycj�. Zapewniam ci�, �e w najmniejszym stopniu nie pogorszy to naszego zdania o tobie. Prawda, Darrell?
� � - Oczywi�cie, �e nie. Lecz nigdy nie mo�na przewidzie�, co sobie pomy�l� wyborcy. Ten sam cz�owiek, kt�ry najsilniej opowiada� si� za wojn�, odmawia nadstawiania w�asnego karku. Tak jest, sir, nigdy nie wiadomo, jaka b�dzie reakcja.
� � Hess zapad� si� w sobie. Z�amali go. McCathran nie by� szczeg�lnie dumny z tego, co zrobi� swojemu wrogowi, ale ta wojna musia�a si� sko�czy�. Najlepiej zanim on sam zostanie z�o�ony w ofierze c�om na wyroby tekstylne.
� � - W porz�dku. Popr� odwo�anie deklaracji wojny. To b�dzie niemal r�wne g�osowanie, ale by� mo�e zdo�am je przepchn��.
� � - Znakomicie, James. Tymczasem zorganizujemy ceremoni� zaprzysi�enia. Witamy na pok�adzie.
� � Hess wsta� na trz�s�ce si� nogi i powoli wyszed�.
� � - To wstyd tak si� z nim obej�� - zauwa�y� Darrell, kiedy drzwi zosta�y zamkni�te.
� � - Tak, zgadzam si�. Jednak czasami cel u�wi�ca �rodki.
� � Drzwi zn�w si� otwar�y i do pokoju wszed� Dale, u�miechaj�c si� po raz pierwszy odk�d McCathran pami�ta�.
� � - Dobre wie�ci, panie prezydencie. Nasz pierwszy oddzia� dopad� Cho Lei.
� � - To rzeczywi�cie �wietna wiadomo��. Uda�o im si� wycofa�?
� � U�miech Dale'a znik�.
� � - Dw�ch zdo�a�o, ale jeden zgin�� w czasie zamachu.
� � - Och, strasznie mi przykro. Potraktujmy jego rodzin� jak zwykle.
� � - Jej.
� � - Aha. Dobrze, ta sama procedura, sprowad�cie jej rodzic�w do Bia�ego Domu i przygotujcie w Arlington pogrzeb nale�ny bohaterom.
� � - Tak jest, sir.
� � - Jak dzia�a filtrowanie? Czy uwa�a pan, �e ju� mog� bezpiecznie u�y� telefonu?
� � - Tak jest, sir, telefon jest absolutnie bezpieczny.
� � - Dobrze, Darrell, za�atw mi telefoniczn� rozmow� z nast�pc� Cho Lei. Chc� da� mu szans� zako�czenia wojny, zanim sytuacja si� pogorszy.
� � - Ale, H.B., ju� zmusi�e� Hessa do zgody na odwo�anie.
� � - Tak, ale wci�� czuj� si� dotkni�ty tymi nanofabrykami. Uwa�am, �e nie grali fair zaszczepiaj�c mi je, zanim zosta�em wybrany. Ta gra musi mie� zasady albo mo�emy r�wnie dobrze wr�ci� do utrzymywania armii. Poza tym jedna z wypowiedzi Hessa nasun�a mi pomys�.
� � - Co takiego?
� � - Kolonie marsja�skie. Chi�czycy poczynili du�e post�py w swoich badaniach w dziedzinie terraformowania. S�dz�, �e najwy�szy czas, by podzielili si� z nami t� wiedz�. Uwa�am, �e mo�emy tu liczy� na poparcie Hessa. Nie mo�emy te� pozwoli�, by Chi�czycy, skoro zabili nam wiceprezydenta, nie poszli za to na jakie� ust�pstwa.
� � - Tak jest, sir, masz racj�. Za�atwi� po��czenie.
� � McCathran odwr�ci� si� do okien i zapatrzy� si� na pomnik. Tak, stary Geroge by�by dumny. Tydzie� zacz�� si� fatalnie, ale on dzi� odni�s� znacz�ce zwyci�stwo. Gdyby tylko zdo�a� jeszcze sprawi�, �eby Peruwia�czycy przestali ci�gle grozi� wojn� z powodu praw do po�ow�w.
Prze�o�y� Jaros�aw Cie�la
��� powr�t