7885

Szczegóły
Tytuł 7885
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7885 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7885 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7885 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Nancy Etchemendy �� � � Obiad w " Chez Etienne" � �Marion Cumberly porz�dkowa�a swoje okrycia zimowe. Nuda, ale musi by� zrobione. Czerwiec, nie czerwiec, para lecia�a jej z ust. Delikatna warstewka lodu uformowa�a si� na wszystkich ka�u�ach, w domu i na zewn�trz, spad� nawet rodzaj �niegu, szarawy i nie bardzo mokry. Ostatnio pogoda nie sz�a v parze z kalendarzem. Westchn�a. Gdyby dzia�a� telefon, zadzwoni�aby do przewodnicz�cego Ameryka�skiego Zwi�zku Meteorolog�w, starego szkolnego kumpla m�a, �eby poskar�y� si� bezpo�rednio. Chcia�aby, �eby pani Halprin, gospodyni, przysz�a znowu do pracy, wtedy mog�aby powiedzie� jej o telefonie, a ona na pewno wiedzia�aby kogo wezwa�, �eby, go zreperowa�. Pani Halprin by�a istn� czarodziejk�, je�eli chodzi�o o radzenie sobie z za�atwianiem wszystkiego. Ale wydawa�o si�, �e pani Halprin znikn�a. � �Marion poklepywa�a w zdenerwowaniu p�aszcze. Wylatywa�y z nich tumany bia�ego py�u. Drzwi szafy by�y wyrwane, wi�c ubrania, jak i wszystko inne pokry� kurz. Zastanawia�a si�, co powinna w�o�y� na spotkanie z Iren� Rutledge. Mia�a dwa futra - z norek i z rosyjskich soboli. Sobole by�y bardzo ciep�e. Si�gn�a po nie; zawaha�a si�, jej drobna r�ka zawis�a nad jedwabistym w�osem. Uzna�a, �e jednak nie b�d� one odpowiednie. "Chez Etienne" by�o miejscem eleganckim, ale skromnym. By�aby w nich zbyt wystrojona i wszyscy gapiliby si� na ni�. Wystarczy�o, �e musia�a zabra� ze sob� Nicka. W takim miejscu jak "Chez Etienne" kobieta w towarzystwie dwulatka i tak b�dzie zwraca�a na siebie uwag�. Nawet nie maj�c na sobie soboli. � �W tej samej chwili zawstydzi�a si�, �e mog�a co� takiego pomy�l . Ostatecznie to nie by�a wina Nicka, �e jego opiekunka si� nie zjawia�a. Marion na sam� my�l o du�ych, b��kitnych oczach i jasnych, prawie bia�ych kr�conych w�osach swojego ma�ego synka u�miechn�a si�. Wszyscy m�wili, �e to najm�drzejsze i najpi�kniejsze dziecko, jakie kiedykolwiek widzieli. Opiekunka, starsza kobieta, wprost go uwielbia�a - przynosi�a mu drobne prezenciki albo cukierki za ka�dym razem, kiedy przychodzi�a. To znaczy trzy razy w tygodniu. W poniedzia�ki, �rody i pi�tki. W �rod� przychodzi�a godzin� wcze�niej ni� w pozosta�e dni, �eby Marion mog�a wyj�� na sw�j cotygodniowy obiad z Iren�. Ale tym razem zbli�a�o si� ju� po�udnie i prawie na pewno by�a �roda, a opiekunka nie zjawi�a si�. Marion i tak by�a ju� sp�niona. W dodatku opu�ci�a obiad "Chez Etienne" w poprzednim tygodniu - nie mog�a sobie przypomnie� dlaczego - i nie do pomy�lenia by�o nie p�j�� kolejny raz. Nie pozostawa�o nic innego jak wzi�� Nicka ze sob�. � �Po raz ostatni spojrza�a po kolei na swoje okrycia i skinieniem g�owy potwierdzi�a wyb�r. Na szcz�cie zawsze jest ten granatowy welwet, dobry na ka�d� okazj�.. Ostro�nie zdj�a p�aszcz z wieszaka i uderzy�a trzy razy wytrzepuj�c kurz, a potem w�o�y�a na jedvabn� bluzk� trzy swetry, kt�re ju� mia�a na sobie. � �- Czas, �eby i��, Nicki - zawo�a�a starannie wybieraj�c drog� do dziecinnego pokoju. � �Musia�a uwa�a�. W suficie by�o par� dziur, tak�e dwie w pod�odze. Dywan za�ciela�y od�amki szk�a. Wszystkie szyby by�y pot�uczone. Spotkawszy przypadkiem dwa dni temu ch�opca, kt�ry pomaga� u nich w domu, poprosi�a go, �eby je wstawi�. Ale on tylko wyszczerzy� z�by i wymamrota� bez tchu co� w rodzaju: � �- Do diab�a z twoimi oknami, ty zdziro! � � Nigdy nie lubi�a ludzi, kt�rzy przeklinali. � �Nick siedzia� w kojcu, dok�adnie tam, gdzie go zostawi�a. W swoich kr�tkich spodenkach i blezerze wygl�da� jak ma�y m�czyzna. � � - Got�w do wyj�cia, m�j cukiereczku? � �Patrzy� na ni�. � �- Nie chcesz p�j�� z mamusi�, Nicki s�oneczko? � �Pozosta� uparcie nieruchomy w rogu swojego kojca. To nie by�o do niego podobne. Zazwyczaj ca�y si� rozp�omienia� i gulgota� ze �miechu na sam� my�l o wyj�ciu. Mo�e nie czu� si� dobrze. Marion westchn�a. Ona te� mia�a troch� k�opot�w �o��dkowych i by�a zm�czona. Nic wielkiego, jednak nawet drobna dolegliwo�� potrafi spowodowa� kaprysy, szczeg�lnie u dziecka. � �Z drugiej strony, to mo�e by� co� znacznie prostszego. Nick t�skni� pewnie za swoim tat�. Gerald, analityk finansista pracuj�cy w �r�dmie�ciu oddalonym o trzydzie�ci mil, wiele podr�owa�. To nale�a�o do jego obowi�zk�w. Od pewnego czasu nie by�o go w domu. Marion nie pami�ta�a, �eby wspomina� o czym� takim, ale przypuszcza�a, �e wyjecha� w delegacj�. � �- Nie przejmuj si� tym, Nicki kochanie. Tatu� nied�ugo wr�ci. Poczu�a jaki� nieprzyjemny zapach, wi�c dyskretnie rozpi�a spodenki ch�opca, sprawdzaj�c pieluszk�. Czysta i sucha, to nie mog�o by� to. Ten nieprzyjemny fetor zwr�ci� ju� jej uwag� kilka razy wcze�niej i nawet chcia�a zadzwoni� po lekarza, �eby przyszed� i obejrza� dziecko. Ale to oczywi�cie nie by�o mo�liwe, dop�ki nie zreperuj� telefon�w. Marion zesz�a niepewnie po schodach nios�c Nicka na biodrze i staraj�c si� nie opiera� zbyt mocno o por�cz, kt�ra grozi�a zawaleniem. Zastanawia�a si�, czy nie postawi� ch�opca na ziemi i pozwoli� mu na samodzieln� w�dr�wk� w d�, ale by� jeszcze za ma�y. A poza tym, w takim nastroju jak teraz, zapewne po prostu usiad�by i skrzy�owa� swoje ma�e ramionka, odmawiaj�c ruszenia si�. � �Dosz�a do wyj�cia i po�o�y�a r�k� na klamce drzwi frontowych, ale w tej chwili u�wiadomi�a sobie pomy�k� i roze�mia�a z w�asnej g�upoty. Drzwi zablokowa� du�y kawa� od�upanej �ciany i sama nie umia�a sobie z tym poradzi�. Na szcz�cie dom by� stary i cudowny, zbudowany na d�ugo przedtem, zanim szko�a Bauhausa zmieni�a architektur� w szereg bezkszta�tnych �cian i sterylnych linii. Taka szkoda - szepn�a. � �Ale dom Marion i Geralda by� inny i posiada� wszystkie cudowne u�atwienia, wynalezione przez przesz�e wieki, w tym wiele drzwi, kt�re mog�y by� u�yte zamiast frontowych. Przesz�a ostro�nie nad le��cym �yrandolem i kilkoma podmarzaj�cymi ka�u�ami, utworzonymi przez wod� kapi�c� z sufitu. Instalacje wodne, tak jak i telefony wydawa�y si� by� mocno zaniedbane. � �Ruszy�a w stron� kuchni my�l�c z zadowoleniem �e przynajmniej je�eli chodzi o wod� do picia, nie musi polega� na popsutych rurach. Ona a Gerald zawsze mieli poka�ny zapas wody mineralnej. � �Id�c w stron� drzwi kuchennych, zatrzyma�a si� przed spi�arni� i przyciskaj�c palec do policzka rozwa�a�a kolejn� komplikacj�, kt�ra si� jej nasun�a. Obie z Iren� tak bardzo lubi�y "Chez Etienne", bo podawano tam �wietne jedzenie, a obs�uga by�a bez zarzutu. Ale poniewa� ostatnio panowa�o takie zamieszanie, nawet zasoby "Chez Etienne'' mog�y ulec wyczerpaniu. � �Marion posadzi�a Nicka na suszarce i zacz�a przetrz�sa� szafy kuchenne. Po jakim� czasie uda�o jej si� znale�� zapa�ki i zapali� �wiec�. Wesz�a z ni� do ciemnej spi�arni. Zawaha�a si� przez moment, po czym wzi�a z p�ki puszk� sosu vichy i s�oik karczoch�w. W�o�y�a je do kieszeni p�aszcza, mrucz�c da siebie; Geraldowi to by si� nie podoba�o. Powiedzia�by, �e jest za mi�kka dla ludzi, kt�rych praca polega na obs�ugiwaniu innych. Wiedzia�a; �e to prawda, ale nic nie mog�a poradzi� na to, �e po tylu latach cudownych �rodowych obiad�w czu�a sympati� do Etienne. � � - No to idziemy, Nicki - powiedzia�a otwieraj�c drzwi kuchenne. � �Znowu pada� szary �nieg, a na zewn�trz by�o chyba jeszcze zimniej ni� wewn�trz. Poryw ostrego wiatru uderzy� j� w twarz. � � - Och, biedny, kochany, Nicki - zawo�a�a przypominaj�c sobie nagle, �e nie mog�a znale�� jego p�aszczyka i nogi ch�opca s� ca�kiem go�e. � �Rozpi�a sw�j w�asny p�aszcz i okry�a go najlepiej , jak mog�a, �a�uj�c gorzko, �e by�a tak pr�na i nie wzi�a jednak rosyjskich soboli zamiast welwetowego p�aszcza. � �Zerkn�a na s�o�ce, kt�re by�o tylko jasnym zielonym punkcikiem na ci�kim, szarym niebie. Ze wszystkich si� stara�a si� st�umi� ca�kiem mimowolne wzdrygni�cie. "Bywaj� chwile - mawia�a jej matka - kiedy dobrze wychowana osoba musi wznie�� si� ponad okoliczno�ci, zachowa� dobry humor i stan�� na wysoko�ci zadania". � �Najzgrabniej jak mog�a wesz�a na porozbijany chodnik i ruszy�a w stron� "Chez Etienne" st�paj�c du�ymi krokami nad zamarzni�tymi ka�u�ami i obchodz�c szerokim �ukiem stosy gruzu. � �Pomacha�a r�k� przechodz�c ko�o domu Sutherland�w. Frontowej �ciany nie by�o, widzia�a wi�c pani� Sutherland siedz�c� na sofie i ko�ysz�c� si� w ty� i w prz�d z wielkim tobo�em w ramionach. Tob� by� szaro - br�zowy, pokryty �achmanami. Marion nie mia�a poj�cia, co to mog�o by�. � �- Halooo, pani Sutherland - zawo�a�a. - Jak si� ma ma�y Alek? � �Pani Sutherland przesta�a ko�ysa� si� i podnios�a wzrok, ale nie odezwa�a si� ani s�owem. Jej twarz by�a nieruchoma, jak wyrze�biona. Nie wygl�da�a za dobrze. � � - Zapyta�am, co porabia ma�y Alek - powt�rzy�a Marion. � �Pani Sutherland znowu zacz�a si� buja�, zupe�nie tak, jakby Marion tam wcale nie by�o. � �Marion zmarszczy�a brwi i ruszy�a dalej, my�l�c �e pani Sutherland, kt�ra wydawa�a si� jej zawsze na poziomie, musi mie� du�e braki w edukacji. Najwyra�niej nikt nie nauczy� jej, jak zachowywa� si� w podobnej sytuacji. � �Id�c min�a kilka os�b, do kt�rych u�miechn�a si� i kt�re, pozdrawia�a skinieniem g�owy, ale nikt nie odpowiedzia� jej u�miechem. Prawd� m�wi�c jeden facet, zakutany w brudny, we�niany p�aszcz, z klapami tak �ci�gni�tymi, jakby jego �ycie zale�a�o od tego, zacz�� szlocha� i uciek� od niej. Zanim dotar�a do "Chez Etienne" poczu�a si� nieco zbita z tropu. � �Drzwi restauracji zrobione z ci�kiego, d�bowego drewna wisia�y na zniszczonych, mosi�nych okuciach. Marion musia�a posadzi� Nicka na rozbitej �awce przystanku autobusowego, a sama kolejno usuwa�a z drogi wal�ce si� gruzy, a potem szarpa�a drzwiami, �eby je otworzy�. � �Podnios�a Nicka i wesz�a do �rodka. Prawie nic nie by�o wida�, poniewa� pomieszczenie mia�o tylko jedno okno. Dla otrzymania przytulnej atmosfery, jak jej kiedy� wyja�ni� Etienne. Marion przypomnia�a sobie, �e ma w kieszeni zapa�ki i zapali�a kilka �wiec, kt�re jak zawsze sta�y na kryszta�owych podstawkach na sto�ach. � �Kiedy p�omienie o�wietli�y ciep�ym blaskiem pomieszczenie, skierowa�a si� w stron� spokojnego stolika, gdzie zazwyczaj siada�y z Iren�. Z sufitu odlecia�o troch� tynku, wi�c krzes�a by�y bardzo zakurzone. Podczas gdy wyciera�a je chusteczk�, zauwa�y�a Iren� siedz�c� w rogu, twarz� do �ciany. � �- Ireno, jak cudownie, �e jeste�! Ba�am si�, �e nie uda ci si� przyj��, kiedy wszystko jest w takim stanie. � �Irena mi�a zdziwiony wyraz twarzy. Kapelusz w stylu Grety Garbo stercza� przekrzywiony na jej g�owie pod dziwnym k�tem, a ramiona �akietu okrywa� py�. � �Marion posadzi�a Nicka na krze�le i przysun�a go do sto�u, po czym ruszy�a do Ireny. � � - Tutaj. Pozw�l, �e ci pomog� si� podnie��. Naprawd�, tak si� ciesz� - powiedzia�a i chwyci�a Iren� pod ramiona. � �Posadzenie jej na krze�le nie by�o naj�atwiejsze, ale ja, ko� da�a sobie rad�. Stan�a, �eby z�apa� oddech i w tym momencie znowu poczu�a ten sam nieprzyjemny zapach. Poci�gn�a nosem zastanawiaj�c si�, czy to nie Nicki. Ale tym razem od�r dochodzi� wyra�nie od, Ireny. Wzruszy�a ramionami. Ostatecznie to nie by�o takie wa�ne, a w ka�dym razie nie nale�a�o o tym wspomina� publicznie. � �Nigdzie nie by�o wida� Etienne, ani �adnego z kelner�w, si�gn�a wi�c do kieszeni po sos vichy i karczochy. � � - Przysz�am przygotowana - powiedzia�a �miej�c si� weso�o. - Czy to nie jest okropne, ten ca�y nieporz�dek wok�? � �Irena nie odpowiedzia�a. Widocznie nie by�a w nastroju do rozmowy. � � - Naprawd� tak si� martwi�am, �e b�dziesz na mnie z�a za ostatni� �rod�. Ale z telefonami sta�o si� co� dziwnego. Nie mog�am zadzwoni�. Liczy�am tylko na twoj� wyrozumia�o��. Nie masz nic przeciwko temu, �e przyprowadzi�am Nicka, prawda? On jest taki grzeczny. Obawiam si�, �e jego opiekunka ju� dzisiaj nie przyjdzie. Nie gniewasz si�, prawda? � �Irena nadal nie odzywa�a si�. Marion poczu�a nagle, �e brak jej tchu i zalewa j� fala gor�ca, jakby za chwil� mia�a si� rozp�aka�. Jakie to dziwne. Nie by�o przecie� �adnego powodu do p�aczu. Spojrza�a na skacz�ce - po �cianach cienie rzucane przez �wiece i zamkn�a oczy, �eby opanowa� ogarniaj�ce j� uczucie paniki. � �- Tak, tak - powiedzia�a. - Nie jest tu zbyt jasno, jak my�lisz? - rzuci�a si� do innych stolik�w zbieraj�c wszystkie �wiece, jakie mog�a znale��. Stawia�a je przed Iren� i zapala�a jedn� po drugiej. Irena nadal milcza�a. � �W tym momencie Marion zobaczy�a t� scen� w lustrze. Na ca�ej p�nocnej �cianie "Chez Etienne" bieg� pas luster, przez co pomieszczenie wydawa�o si� wi�ksze - tak kiedy� powiedzia� im Etienne, zabawiaj�c je rozmow� w czasie, kiedy kelner posypywa� sa�at� pieprzem. Teraz mimo chaosu i destrukcji, lustra pozosta�y prawie nietkni�te. Marion zobaczy�a najpierw odbity w nich r�j p�omieni na �rodku sto�u. Nie pozna�a kobiety stoj�cej obok nich, brudnej j�dzy, kt�ra przygl�da�a si� jasnymi, pytaj�cymi oczami, lekko si� u�miechaj�c. To jaka� �ebraczka, pomy�la�a. Musia�a tu przyj�� z miasta tunelem kolejki. - Dalej obok siedzia�y dwie postacie, kt�re jak Marion powoli dostrzega�a, by�y w zasadzie zw�okami w r�nym stadium rozk�adu. Ma�y ch�opiec i kobieta, kiedy� niew�tpliwie elegancka. � �Marion poczu�a fal� �yczliwo�ci i wsp�czucia dla �ebraczki. � �- Moja droga - rzuci�a si� do przodu. � �- Moja droga - powiedzia�a kobieta w lustrze i ruszy�a do przodu w tym samym momencie. � �Marion zamruga�a oczami i wzdrygn�a si�. Cichy skowyt doby� si� jej z gard�a. Nie chc�c tego, wcale tego nie chc�c Maiion zacz�a przypomina� sobie w najdrobniejszych szczeg�ach dlaczego nie przysz�a w poprzednim tygodniu na obiad "Chez Etienne". � � - Nie - krzykn�a wpatruj�c si� w lustro. - Nie, nie, nie! Marion Cumberly, kt�ra nigdy w �yciu nie zrobi�a czego� podobnego, podnios�a krzes�o i rzuci�a nim w lustro. Szklana skorupa rozprys�a si�, a jej miejsce zaj�a ciemna, b�ogos�awiona �ciana. Marion u�miechn�a si�. � � - Zjemy troch� sosu vichy, Irenko kochanie: - zapyta�a. - Nie jestem pewna, czy Nickowi b�dzie to smakowa�o. Nigdy wcze�niej tego nie pr�bowa�. � �Dumnym gestem wyci�gn�a z kieszeni otwieracz. przek�ad : Dorota Malinowska ��� powr�t