7866

Szczegóły
Tytuł 7866
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7866 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7866 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7866 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Howard Phillips Lovecraft Pe�zaj�cy Chaos (The Crawling Chaos) T�umaczenie: Robert P. Lipski Wiele napisano o rozkoszach i b�lu wywo�anych przez opium. Ekstaza i zgroza de Quinceya oraz Paradis artificiels Baudelaire'a zosta�y zachowane i przedstawione w dramacie, kt�ry czyni je nie�miertelnymi. �wiat zna doskonale pi�kno, groz� i tajemnice owych mrocznych krain, do kt�rych przenosi si� uniesiony inspiracj� marzyciel. Mimo, �e tak wiele zosta�o powiedziane, nikt jak dot�d nie odwa�y� si� jednak zg��bi� natury wizji ujawnionych w ten spos�b umys�owi ani doszuka� si� kierunku, w jakim pod��aj� niewiarygodne drogi otwieraj�ce si� przed cz�owiekiem, kt�ry za�ywa narkotyki. De Quincey przeniesiony zosta� do Azji, owej t�tni�cej �yciem krainy pos�pnych cieni, staro�ytnych, upiornych i tak imponuj�cych, �e "sam wiek i nazwa tej rasy zabija w cz�owieku wszelk� m�odo��"; dalej wszak�e pod��y� ju� si� nie odwa�y�. Z tych, kt�rzy dotarli dalej, ma�o kto powr�ci�, a i ci oniemieli ze zgrozy lub te� stracili zmys�y. Ja wzi��em opium tylko raz, w roku plagi, kiedy lekarze poszukiwali sposob�w na ukojenie b�lu tych, kt�rych nie potrafili uleczy�. Opium przedawkowano. M�j lekarz by� przera�ony, a ja dotar�em naprawd� daleko. Ostatecznie powr�ci�em i zachowa�em �ycie, lecz moje noce przepe�niaj� osobliwe wspomnienia, a lekarzowi zabroni�em podawa� mi jeszcze kiedykolwiek opium. B�l i pulsowanie w mojej czaszce, kiedy wstrzykni�to mi narkotyk, by�y wr�cz nie do wytrzymania. Nie my�la�em o przysz�o�ci, nie obchodzi�a mnie, chcia�em uciec, niewa�ne jak, czy to przez uzdrowienie, utrat� przytomno�ci, czy �mier�. Troch� majaczy�em, wi�c trudno mi okre�li� dok�adn� chwil� przej�cia, ale wydaje mi si�, i� musia�o ono nast�pi� na kr�tko przed ust�pieniem bolesnego pulsowania. Jak wspomnia�em, z powodu przedawkowania moje reakcje by�y prawdopodobnie dalekie od normalnych. Wra�enie spadania, dziwnie oderwane od poj�cia si�y ci�ko�ci czy kierunku, by�o niewiarygodne; widzia�em ledwo wyra�nie niezliczone t�umy, t�umy niesko�czenie odmiennej natury, ale w wi�kszym lub mniejszym stopniu ze mn� powi�zane. Czasami mia�em wra�enie, �e nie tyle spadam, ile raczej ca�y wszech�wiat albo ery przemykaj� obok mnie. Nagle b�l min�� i pocz��em kojarzy� pulsowanie bardziej z zewn�trznym ni� wewn�trznym �r�d�em. Opadanie usta�o, ust�puj�c miejsca wra�eniu niepewnego, chwilowego spokoju, a gdy wyt�y�em s�uch, wyobrazi�em sobie, �e owo pulsowanie kojarzy si� z przeogromnym, niezmierzonym morzem, kt�rego z�owieszcze, kolosalne fale rozbryzguj� si� o pusty, pos�pny brzeg po gigantycznym sztormie. Otworzy�em oczy. Przez chwil� wok� mnie panowa� chaos, nie potrafi�em uchwyci� wszystkiego wyra�nie, stopniowo jednak u�wiadomi�em sobie, i� by�em sam w dziwnym, acz uroczym pokoju, do kt�rego przez liczne okna wpada�o �wiat�o. Nie potrafi�em go okre�li� wyra�nie, gdy� ci�gle by�em rozkojarzony, ale dostrzeg�em r�nobarwne kobierce i draperie, ozdobnie rze�bione stoliki, krzes�a, otomany i kanapy, a tak�e delikatne wazy i ornamenty o egzotycznym, cho� niezupe�nie obcym wzorze. To wszystko zauwa�y�em, niemniej rzeczy te nie na d�ugo zaprz�tn�y m�j umys�. Wolno, acz nieub�aganie m� �wiadomo�� zacz�� zajmowa� i g�rowa� nad innymi emocjami osza�amiaj�cy strach przed nieznanym, strach tym wi�kszy, �e nie potrafi�em dociec jego przyczyn. Kojarzy� mi si� z nadci�gaj�cym niechybnie zagro�eniem, nie, nie �mierci�, lecz czym� nienazwanym, nie wyja�nionym, a co za tym idzie, bardziej upiornym i odra�aj�cym ni� wszystko inne. Wreszcie zda�em sobie spraw�, �e bezpo�redni� przyczyn� mych l�k�w by�o upiorne dudnienie, pulsowanie, rozbrzmiewaj�ce przyprawiaj�cym o utrat� zmys��w rytmem wewn�trz mego wyczerpanego m�zgu. Zdawa�o si� ono dochodzi� z jakiego� miejsca spoza pomieszczenia, gdzie si� znajdowa�em, a skojarzenia, jakie mi si� w zwi�zku z nim nasuwa�y, mrozi�y krew w �y�ach. Czu�em, �e co� przera�liwego czai�o si� za obwieszonymi jedwabiem �cianami, i wzbrania�em si� przed wyjrzeniem przez jedno z �ukowatych, �ebrowanych okien, kt�rych w pokoju nie brak�o. Dostrzeg�szy przy nich okiennice, pozamyka�em je niezw�ocznie, mru��c przy tym powieki, by nie wyjrze� na zewn�trz. Nast�pnie pos�uguj�c si� krzemieniem i stal�, znalezionymi na jednym z niewielkich stolik�w, pozapala�em �wiece umieszczone w arabeskowych obsadach na �cianach. Zamkni�cie okiennic przynios�o mi ulg� i poczucie bezpiecze�stwa, a sztuczne �wiat�o do pewnego stopnia uspokoi�o me nerwy, cho� nie uda�o mi si� zag�uszy� monotonnego, pulsuj�cego dudnienia. Teraz, gdy by�em nieco spokojniejszy, d�wi�k sta� si� tyle� fascynuj�cy co przera�liwy, i dr�czy�o mnie, sprzeczne z uczuciem niepokoju, pragnienie ujrzenia �r�d�a owego d�wi�ku. Otworzywszy portier� znajduj�c� si� w tej �cianie pokoju, zza kt�rej najg�o�niej by�o s�ycha� uporczywy d�wi�k, ujrza�em niewielki, bogato zdobiony korytarz ko�cz�cy si� rze�bionymi drzwiami i pot�nym wykuszowym oknem. Ku niemu co� mnie nieodparcie ci�gn�o, cho� niesprecyzowane obawy r�wnie mocno mnie przed tym powstrzymywa�y. Kiedy podszed�em bli�ej, ujrza�em w oddali chaotycznie wiruj�c� wod�. Skoro tylko stan��em przy oknie i rozejrza�em si� woko�o, zobaczy�em co�, co zaatakowa�o me zmys�y z niepohamowan�, niszczycielsk� moc�. Ujrza�em co�, czego nie widzia�em nigdy przedtem i czego nie ogl�da nikt spo�r�d �yj�cych, z wyj�tkiem deliryk�w cierpi�cych w malignie lub opiumowym piekle. Budynek sta� na w�skim cyplu lub czym�, co si� nim wydawa�o, pe�ne trzysta st�p ponad rozszala�ymi falami wodnego wiru. Po obu stronach budynku opada�y w d� pionowe, obmyte wod� �ciany czerwonej ziemi, a przede mn� upiorne fale przetacza�y si� bez ko�ca, z przera�liw� moc� zalewaj�c l�d z mroczn�, demoniczn� monotoni� i rozwag�. Mniej wi�cej o mil� dalej wznosi�y si� i opada�y gro�ne ba�wany fal o wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p, a na horyzoncie majaczy�y jak padlino�erne s�py niepokoj�ce czarne chmury o groteskowych konturach. Fale by�y ciemnofioletowe, prawie czarne; chwyta�y mi�kkie czerwone b�ocko brzeg�w i poch�ania�y je niczym nieczyste, chciwe d�onie. Mia�em przeczucie, jakby jaki� z�owieszczy morski umys� wypowiada� wojn� wszystkim l�dom �wiata i by� mo�e wspomaga�o go w tej walce zagniewane niebo. Ockn�wszy si� w ko�cu z odr�twienia wywo�anego tym nienaturalnym widokiem, zrozumia�em, �e naprawd� grozi�o mi niebezpiecze�stwo. Na moich oczach zniesiony zosta� wielostopowej d�ugo�ci fragment brzegu i wiedzia�em, �e ju� niebawem ca�y dom runie w �ar�oczn� czelu�� nienasyconych fal. Niezw�ocznie pospieszy�em w przeciwn� stron� i znalaz�szy drzwi, wyszed�em przez nie natychmiast, zamykaj�c je za sob� dziwacznym kluczem, kt�ry tkwi� w zamku. Ujrza�em teraz wi�cej szczeg��w miejsca, w kt�rym si� znalaz�em, i zwr�ci�em uwag� na dziwaczny rozdzia�, istniej�cy najwyra�niej w g��binach wrogiego oceanu i na firmamencie. Po obu stronach cypla panowa�y zupe�nie odmienne warunki. Po lewej, stoj�c zwr�cony w stron� l�du, mia�em �agodne morze z wielkimi zielonymi falami przetaczaj�cymi si� spokojnie w jasnych promieniach s�o�ca. Co� w jego naturze i wygl�dzie sprawi�o, �e a� zadr�a�em, ale ani w�wczas, ani teraz nie potrafi� stwierdzi�, co to by�o. Po prawej r�wnie� mia�em morze, by�o ono jednak b��kitne, spokojne i falowa�o niemal niezauwa�alnie, podczas gdy niebo ponad nim wygl�da�o na ciemniejsze, a wymyty brzeg by� bia�y. Teraz zwr�ci�em uwag� na l�d i znowu si� zdumia�em, ro�linno�� bowiem nie przypomina�a �adnej, jak� kiedykolwiek widzia�em czy o kt�rej czyta�em. By�a to najwyra�niej ro�linno�� tropikalna lub subtropikalna, wniosek taki nasun�� mi panuj�cy w powietrzu �ar. Czasami wydawa�o mi si�, �e dostrzegam dziwne podobie�stwo z flor� mego rodzinnego kraju, wyobra�aj�c sobie, i� doskonale znane ro�liny i krzewy mog�y przyj�� takie formy pod wp�ywem bardzo du�ych zmian klimatycznych, lecz gigantyczne i wszechobecne palmy wygl�da�y zupe�nie obco. Dom, kt�ry w�a�nie opu�ci�em, by� bardzo ma�y, prawie jak domek pla�owy, tyle �e zbudowany z marmuru, a jego kszta�t, dziwny i zwarty, wygl�da� jak niespotykany zlepek form znanych na wschodzie i zachodzie. W rogach znajdowa�y si� kolumny korynckie, ale czerwone gonty dachu by�y ca�kowicie przej�te z chi�skiej pagody. Od drzwi w g��b l�du wiod�a �cie�ka nienaturalnie bia�ego piasku, szeroko�ci oko�o czterech st�p i otoczona z dw�ch stron strzelistymi palmami i nieznanymi, ukwieconymi krzewami i ro�linno�ci�. Bieg�a w kierunku tej strony cypla, gdzie morze by�o b��kitne, a brzeg pe�en bia�ego piasku. Chcia�em ucieka� t� w�a�nie drog�, jakby z rozszala�ego oceanu w pogo� za mn� wyruszy� jaki� z�owieszczy upi�r. Pocz�tkowo �cie�ka pi�a si� pod g�r�, a� w ko�cu dotar�em do �agodnego grzbietu. Obejrza�em si� za siebie, by dok�adnie przyjrze� si� miejscu, kt�re opu�ci�em; cypel z ma�ym domkiem, czarna woda, zielone morze po jednej i b��kitne z drugiej strony, a nad wszystkim tym - cie� nienazwanej i niewys�owionej kl�twy. Nigdy wi�cej tego nie zobaczy�em i zastanawiam si� cz�sto... Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na to miejsce, zacz��em obserwowa� teren rozci�gaj�cy si� przede mn�. �cie�ka, jak ju� wspomnia�em, bieg�a w g��b l�du, po prawej stronie brzegu. Przede mn� i po lewej ujrza�em teraz wspania�� dolin� o powierzchni tysi�cy akr�w, poro�ni�t� tropikaln� traw� si�gaj�c� powy�ej mojej g�owy. Niemal na skraju mego pola widzenia znajdowa�a si� gigantyczna palma, kt�ra fascynowa�a mnie i przyzywa�a. Do tej pory zdumienie i ucieczka z zagro�onego p�wyspu w znacznym stopniu rozproszy�y m�j strach, kiedy jednak przystan��em i osun��em si� zm�czony na �cie�k�, leniwie grzebi�c d�o�mi w ciep�ym, bia�oz�otym piasku, ogarn�o mnie nowe, wyrazistsze uczucie zagro�enia. Co� przera�aj�cego w�r�d tych ko�ysz�cych si� traw do��czy�o do owego diabolicznie faluj�cego morza i g�o�no, i niemal irracjonalnie zacz��em wykrzykiwa�: � Tygrys? Tygrys? Czy to tygrys? Bestia? Bestia? Czy to Bestia, kt�rej si� obawiam? Powr�ci�em w my�lach do starej, klasycznej opowie�ci o tygrysach, kt�r� kiedy� czyta�em - usi�owa�em przypomnie� sobie autora, lecz bez powodzenia. I nagle, przera�ony, przypomnia�em sobie, �e by�o to opowiadanie Rudyarda Kiplinga; nie przysz�o mi do g�owy, �e uznanie go za staro�ytnego autora by�o, delikatnie m�wi�c, groteskowe. �a�owa�em, �e nie mam przy sobie tomu z tym opowiadaniem, i nieomal zawr�ci�em w stron� skazanego na zag�ad� domku, gdzie, jak s�dzi�em, powinien si� znajdowa�, kiedy przyp�yw zdrowego rozs�dku i cie� palmy sprawi�y, i� oprzytomnia�em. Nie mam poj�cia, czy nie zawr�ci�bym, gdyby nie fascynacja i zew palmy. Owo przyci�ganie by�o teraz tak silne, �e zszed�em ze �cie�ki i zacz��em pi�� si� na czworakach w g�r� zbocza, pokonuj�c strach przed trawami i w�ami, kt�re mog�y �y� po�r�d nich. Postanowi�em walczy� o �ycie i zdrowe zmys�y tak d�ugo, jak tylko b�d� w stanie, i stawi� czo�o zagro�eniom z morza i l�du, cho� czasami obawia�em si�, �e ponios� sromotn� kl�sk�. Wra�enie to nachodzi�o mnie pod wp�ywem przyprawiaj�cego o szale�stwo szelestu traw i wci�� s�yszalnego rytmicznego �oskotu fal. Od czasu do czasu przystawa�em i przyk�ada�em d�onie do uszu, by cho� na chwil� zag�uszy� odra�aj�ce d�wi�ki. Odnosi�em wra�enie, �e min�y ca�e wieki, zanim w ko�cu doczo�ga�em si� do gigantycznej palmy i pad�em zdyszany w jej bezpiecznym cieniu. I wtedy nast�pi�a seria wypadk�w, kt�re doprowadzi�y mnie na skraj ekstazy i grozy - wypadki, kt�rych wspomnienie budzi we mnie trwog� i kt�rych nie o�miel� si� interpretowa�. Kiedy szybko wczo�ga�em si� pod opadaj�ce nisko li�cie palmy, z g�ry, z ga��zi spad�o nagle dziecko o wyj�tkowej urodzie. Cho� obszarpane i zakurzone, mia�o rysy fauna lub p�boga i zdawa�o si� promienie� blaskiem, kt�ry rozprasza� cienie panuj�ce pod koron� drzewa. Dzieci� u�miechn�o si� i wyci�gn�o r�k�, ale zanim zd��y�o wsta� i przem�wi�, w powietrzu rozleg�y si� d�wi�ki niezwyk�ej melodii, d�wi�ki wysokie i niskie, zlewaj�ce si� ze sob� i wsp�graj�ce w eterycznej harmonii. Tymczasem s�o�ce zasz�o za horyzont i w �wietle zmierzchu ujrza�em aureol� mlecznego �wiat�a okalaj�c� g��wk� dziecka. I w�wczas odezwa�o si� do mnie d�wi�cznym jak srebrzyste dzwonki g�osem: � Oto koniec. Zeszli z gwiazd po�r�d zmierzchu. Teraz jest ju� po wszystkim i b�dziemy wie�� odt�d b�ogi �ywot w Teloe za strumieniami arynuria�skimi. Kiedy dziecko przem�wi�o, ujrza�em �agodn� po�wiat� przebijaj�c� mi�dzy li��mi palm i powsta�em, by przywita� par�, b�d�c�, jak wiedzia�em, g��wnymi wykonawcami podziwianej przeze mnie pie�ni. Musia�a to by� boska para, takie bowiem pi�kno nie jest przymiotem �miertelnik�w. Uj�li mnie za r�ce m�wi�c: � P�jd�, dzieci�, us�ysza�e� g�osy, ale� wszystko dobrze si� dzieje. W Teloe za Drog� Mleczn� i strumieniami arynuria�skimi s� miasta z bursztynu i chalcedonu. Na ich wielofasetowych kopu�ach migoc� wizerunki starych i przecudnych gwiazd. Pod mostami z ko�ci s�oniowej ci�gn� si� rzeki p�ynnego z�ota, a po ich falach sun� barki i �odzie rozkoszy zmierzaj�ce ku wielkiemu Cytharionowi Siedmiu S�o�c. W Teloe i Cytharionie kr�luj� m�odo��, pi�kno i rozkosz, s�ycha� tylko �miech, pie�ni i d�wi�ki lutni. Jeno bogowie zamieszkuj� w Teloe, mie�cie z�otych rzek, ale i ty zamieszkasz po�r�d nich. Kiedy tak s�ucha�em, oczarowany, u�wiadomi�em sobie nagle, �e wok� mnie zasz�a jaka� zmiana. Drzewo palmowe, kt�re dot�d ocienia�o me zm�czone cia�o, znalaz�o si� niespodzianie po lewej stronie i poni�ej mnie. Najwyra�niej unosi�em si� w powietrzu, w towarzystwie nie tylko osobliwego dziecka i �wietlistej pary, ale r�wnie� powi�kszaj�cego si� z ka�d� chwil� t�umu na wp� ja�niej�cych, ozdobionych laurami m�odzie�c�w i dziewcz�t z rozwianymi w�osami i u�miechni�tymi twarzami. Powoli wznosili�my si� razem, jak unoszeni wonn� bryz� wiej�c� nie z ziemi, lecz ze z�ocistej mg�awicy, a dziecko wyszepta�o mi do ucha, �e musz� zawsze spogl�da� w g�r� ku �cie�ce �wiat�a, a nie wstecz, w stron� kuli, kt�r� w�a�nie opu�ci�em. M�odzie�cy i dziewcz�ta zaintonowali teraz miodop�ynne choriamby przy akompaniamencie lutni, a mnie ogarn�� nagle spok�j i uczucie szcz�liwo�ci du�o g��bsze, ni� kiedykolwiek m�g�bym sobie wyobrazi�. Wtem pojedynczy d�wi�k jak intruz zmieni� me przeznaczenie i strzaska� opok� duszy. Poprzez porywaj�ce �piewy i d�wi�k intruz�w, niczym drwi�cy, demoniczny asonans przebi�o si� p�yn�ce z otch�ani poni�ej odra�aj�ce, potworne w swojej ohydzie falowanie ocean�w. I kiedy wiadomo�� tych czarnych fal dotar�a do mych uszu, zapomnia�em o s�owach dziecka i odwr�ci�em si�, by ujrze� obraz zag�ady, kt�rej, jak mi si� zdawa�o, unikn��em. Hen, w dole zobaczy�em przekl�t� ziemi�, obracaj�c� si� nieprzerwanie i gniewnie, rozszala�e morze wdzieraj�ce si� w dalekie, odludne brzegi i strumienie piany rozbryzguj�ce si� o rozchwiane wie�e opuszczonych miast. A w wieczornym blasku ksi�yca oczom mym ukaza�y si� obrazy, kt�rych nigdy nie zdo�am opisa�, ale kt�rych nigdy nie zapomn�: pustynie trupiej gliny, d�ungle ruin i ostatecznego upadku, gdzie niegdy� rozci�ga�y si� �yzne r�wniny zamieszkane przez mych ziomk�w, w miejscach za� gdzie niegdy� wznosi�y si� strzeliste wie�yce moich przodk�w, szala�y spi�trzone wody wzburzonego oceanu. Wok� bieguna p�nocnego rozci�ga�y si� paruj�ce, cuchn�ce moczary, buchaj�ce miazmatycznymi wyziewami i sycz�ce pod wp�ywem atak�w narastaj�cych stale fal, podnosz�cych si� nieub�aganie ze wzburzonej g��biny. Nagle pot�ny huk rozdar� noc i w poprzek pustyni pojawi�a si� dymi�ca szczelina. A czarny ocean wci�� pieni� si� i atakowa� zajadle, po�eraj�c brzegi pustyni, podczas gdy rozpadlina w samym jej �rodku poszerza�a si� coraz bardziej. Nie pozosta�o nic z wyj�tkiem pustyni, a szalej�cy ocean po�era� suchy l�d, ogryzaj�c jego brzegi. Pomy�la�em nagle, �e nawet faluj�ce morze zda�o si� obawia� czego�, mo�e tego, i� ciemni bogowie wn�trza ziemi s� pot�niejsi od z�ego b�stwa w�d, ale nawet to go nie powstrzyma�o - pustynia za� wycierpia�a zbyt wiele ze strony tych koszmarnych fal, aby mog�a im teraz pom�c. I tak ocean poch�on�� ostatni skrawek l�du, po czym wp�yn�� w g��b dymi�cej szczeliny, oddaj�c tym samym wszystko, co zdo�a� podbi�. Zn�w pojawi� si� suchy l�d, ukazuj�c mym oczom wizje �mierci i rozk�adu, a w miejscach, gdzie niegdy� kr�lowa�o morze, ujawnione zosta�y mroczne relikty z okresu, kiedy Czas by� jeszcze m�ody, a bogowie nawet si� jeszcze nie narodzili. Przed falami wznosi�y si� pokryte algami dobrze znane wie�yce. Ksi�yc z�o�y� blade lilie �wiat�a na wymar�ym Londynie i Pary�u, podnosz�cych si� ze swego wodnego grobu, aby zosta�y u�wi�cone gwiezdnym py�em. Potem podnios�y si� wie�yce i monolity, kt�re r�wnie� pokrywa�y wodorosty, ale tych nikt ju� nie pami�ta� - przera�liwe wie�e i monolity l�d�w nie znanych cz�owiekowi. Nie by�o ju� s�ycha� szumu fal, a jedynie nieziemski krzyk i syk w�d wlewaj�cych si� w g��b szczeliny. Dym z niej bij�cy zast�pi�a para, kt�ra, g�stniej�c, niemal zakry�a ca�y �wiat. Okry�a mi d�onie i twarz, a kiedy si� rozejrza�em, aby sprawdzi�, jak wp�yn�a na mych towarzyszy, okaza�o si�, i� wszyscy znikn�li. Nagle wszystko si� sko�czy�o, a ja ockn��em si� na ��ku w szpitalu. W ostatniej chwili zdo�a�em jednak dostrzec, us�ysze� i poczu�, kiedy k��by pary z hadesowej czelu�ci zakry�y w ko�cu przed mym wzrokiem ca�� kul� ziemsk�, jak bezmiar eterycznego firmamentu rozbrzmia� rykiem dojmuj�cej agonii, wywo�anej szale�czym echem, od kt�rego zatrz�s�o si� ca�e niebo. Sta�o si� to w jednym, delirycznym rozb�ysku i huku, pojedynczej o�lepiaj�cej, og�uszaj�cej zag�adzie dymu i grzmotu, kt�ra obr�ci�a w perzyn� blady ksi�yc, rozchodz�c si� na zewn�trz w kosmiczn� pr�ni�. A kiedy dym si� rozwia�, a ja oderwa�em od owego widoku wzrok, by spojrze� w stron� Ziemi, ujrza�em na tle zimnych, zabawnych gwiazd jedynie dogorywaj�ce s�o�ce i blade, pogr��one w �a�obie planety, na pr�no poszukuj�ce jednej ze swych si�str.