7857
Szczegóły |
Tytuł |
7857 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7857 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7857 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7857 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robinsonowie Kosmosu
Frantisek Behounek
1. Gro�ba z kosmosu
Niedobrze zaczyna� si� ten rok. Niespodziewanie wzros�a aktywno�� S�o�ca, dochodz�c do m a x i m u m, kt�rego � jak co lat jedena�cie � nale�a�o oczekiwa� dopiero za dwa lata. Ca�� �tarcz�" s�oneczn� g�sto pokry�y plamy, � wysy�ane przez nie w kosmos ultrakr�tkie promieniowanie osi�gn�o intensywno�� wy�sz� od wszelkich notowanych w ci�gu pi�ciuset lat.
Z trzech rakiet � wys�anych na Marsa celem sporz�dzenia dok�adnych map � powr�ci�a tylko jedna. Pierwsza rozbi�a si� bezpo�rednio po starcie z Marsa; zdaniem za�ogi marsja�skiego kosmodromu przyczyn� katastrofy by�a burza piaskowa, jaka rozp�ta�a si� tam najzupe�niej nieoczekiwanie. Poniewa� meteorologia na Marsie by�a zaledwie w stadium pocz�tkowym, nikt wi�c nadej�cia tej burzy nie potrafi� przewidzie�. Widocznie zupe�nie drobny py� zatka� dysze i... pot�na, wa��ca trzy tysi�ce ton rakieta run�a z wysoko�ci pi�ciuset kilometr�w. Z cz�onk�w za�ogi nikt nie ocala�. Druga rakieta przepad�a gdzie� w kosmosie. Przelecia�a zaledwie jedn� trzeci� wyznaczonej trasy, gdy nagle jej sygna�y radiowe zamilk�y. Losy tej rakiety przez czas d�u�szy by�y przedmiotem dyskusji fachowc�w. Zgodzono si� ostatecznie na jedno: prawdopodobnie rakieta zderzy�a si� z jak�� planetoid�. Tysi�ce ich przecie� kr��y mi�dzy Marsem a Jowiszem, niekt�re po orbitach mocno wy-
d�u�onej elipsy docieraj� a� w przestrze� mi�dzy Marsem a Ziemi�.
Tego rodzaju wyt�umaczenie mo�na by�o przyj��, ale naukowcy do�� d�ugo nie mogli uzgodni�, dlaczego zawiod�o automatyczne urz�dzenie radarowe, kt�re zawczasu ostrzega rakiet� przed takim spotkaniem. Podejrzewano, �e chyba i tu zawini�o S�o�ce. Widocznie zwi�kszona intensywno�� kr�tkich fal sta�a si� przyczyn� b��dnego dzia�ania urz�dze� radarowych rakiety. Przypomina�o to dawny wypadek z czas�w drugiej wojny �wiatowej, kiedy to pewnego dnia S�o�ce wzesz�o nad horyzontem z olbrzymi� grup� plam. Od tej chwili wszystkie stacje radarowe obrony wybrze�a Wielkiej Brytanii zachowywa�y si� tak dziwacznie, i� obs�uga by�a przekonana, �e to Niemcy wysy�aj� jakie� specjalne fale celem wywo�ania zak��ce� w funkcjonowaniu radaru.
Fakt, �e istotnie w tym w�a�nie czasie, gdy druga i trzecia rakieta wraca�y z Marsa na Ziemi�, powsta�y jakie� zak��cenia w ��czno�ci radiowej, stwierdzi�y nie tylko stacje na Ziemi, Ksi�ycu i Marsie, ale potwierdzi� go tak�e pierwszy radarzysta jedynej rakiety, kt�ra wr�ci�a, stary, wytrawny weteran lot�w kosmicznych, Georges Laennec.*) Niewiele bowiem brakowa�o, by tak�e ta rakieta skutkiem b��d�w radaru zderzy�a si� z wielkim meteorem, kt�ry w�a�nie przeci�� jej orbit�. Mia�o to miejsce tu� przed wej�ciem w najwy�sze warstwy jonosfery ziemskiej.
Tragedia dw�ch rakiet marsja�skich rozegra�a si� pod koniec stycznia. Ale... nieszcz�cia zawsze chodz� stadami: z pocz�tkiem lutego na niebie pojawi�a si� kometa. Pierwsi dostrzegli j� astronomowie znanego od dawna obserwatorium w Pu�-kowie pod Leningradem. Oznaczyli j� w zwyk�y spos�b: data, kolejna litera alfabetu oraz nazwisko astronoma, kt�ry pierwszy ustali�, �e chodzi tu o komet�. By� nim m�ody asystent katedry astronomii, Speranski. Poniewa� by�a to ju� trzecia wykryta w ci�gu roku kometa, obok daty otrzyma�a wi�c liter� c. Z pocz�tku nikt nie po�wi�ca� jej specjalnej uwagi, poniewa� w systemie s�onecznym kr��y bardzo wiele komet,
*) v. �Akcja L".
a wszystkie zazwyczaj zachowuj� si� normalnie: ukazuj� si�, przebiegaj� przez sw�j punkt przys�oneczny � po�o�ony na jej orbicie najbli�ej S�o�ca � i w miar� oddalania si� w kosmos gasn� powoli. Czasem rozpadaj� si� w meteoryty, tworz�c z�oty deszcz na nocnym niebie Ziemi, czasem jaki� wi�kszy ich od�amek dolatuje a� na powierzchni� Ziemi wbijaj�c si� w ni� g��boko, a czasem znowu � jak w roku 1910 przy komecie Halleya � za komet� w atmosferze ziemskiej ci�gnie si� bardzo d�ugi, rozrzedzony warkocz. To ostatnie zjawisko � ongi� budz�ce straszliw� groz� � nie ma absolutnie �adnego znaczenia, podobnie, jak kropla wody wlana do oceanu.
Na razie nic nie wskazywa�o na to, by kometa Speranskiego mia�a wy�ama� si� z normalnych ram przyzwoitego zachowania wszystkich innych komet. Jedyny niezwyk�y wypadek, zwi�zany z jej wykryciem, to fakt, �e m�ody astronom Pierre Duval z Meudon zosta� skre�lony z listy cz�onk�w s�ynnego Societe d'Astronomes � za to, i� dopu�ci� si� powa�nej obrazy przewodnicz�cego, profesora Dusmenila, za� na apel prezydium towarzystwa, by profesora publicznie przeprosi�, odpowiedzia�
odmownie.
Oczywi�cie fatalny pocz�tek roku nie uszed� uwagi KWZS � Komitetu Wykonawczego Zjednoczonego �wiata � kt�ry wezwa� swe sekcje naukowe: geofizyczn�, planetarn�, s�oneczn� i astronautyczn�, na wsp�lne zebranie, celem przedyskutowania niezwyk�ych wypadk�w i przedstawienia odpowiednich
wniosk�w zaradczych.
� Mo�emy i b�dziemy dyskutowali � o�wiadczy� stary geofizyk norweski Vengard, wyznaczony na g��wnego referenta og�lnego zebrania sekcji naukowych � natomiast je�eli o wnioski chodzi, to ju� zupe�nie inna kwestia!
Obecni bez s�owa przyznali mu racj�, na sali panowa�a taka cisza, �e przewodnicz�cy, rosyjski astronom Greczyszkin, nie potrzebowa� wcale si�ga� do dzwonka, by przywr�ci� spok�j.
Vengard w skr�cie przytoczy� raz jeszcze poszczeg�lne fakty. Przem�wienie swe zako�czy� znamiennym o�wiadczeniem:
� Przypuszczam, �e wszyscy zgodni jeste�my co do tego, i� przyczyn� zag�ady RM-11 by�a niezwyk�a aktywno�� S�o�ca. Bardzo by�oby szcz�liwie, gdyby na tym jednym skutku owej
aktywno�ci si� sko�czy�o. Zdaje si� jednak, �e trzeba b�dzie przygotowa� si� na znacznie powa�niejsze wypadki, zapowiadaj�ce jeszcze bardziej bolesne dla ludzko�ci straty. Nie m�wi� o wzro�cie zachorowa� na chorob� popromienn�, konsekwencji biologicznego oddzia�ywania plam s�onecznych � z czasem poradz� sobie z tym nasi lekarze, tak jak sobie poradzili z gru�lic� czy rakiem, o kt�rych studenci medycyny dowiaduj� si� dzisiaj ju� tylko z podr�cznik�w naukowych. Natomiast znacznie gro�niejsze wydaj� mi si� oznaki nowego zagro�enia ze strony wewn�trznego ognia kuli ziemskiej. Wiadomo�ci z dnia wczorajszego m�wi� o wzmo�onej czynno�ci wulkan�w na Kamczatce, Aleutach i Alasce...
Na sali podni�s� si� gwar, przewodnicz�cy nacisn�� dzwonek. W chwili gdy ju� cofa� palec na stoj�cej przed nim mat�wce sygna�owej, zab�ysn�� napis:
"W zwi�zku z przem�wieniem g��wnego referenta astronom Pierre Duval prosi o g�os w sprawie nag�ej".
Przewodnicz�cy zawaha� si� na u�amek sekundy: co� mgli�cie pami�ta�, �e stosunkowo niedawno s�ysza� lub czyta� to nazwisko w powi�zaniu z jak�� nieprzyjemn� spraw�. Ale na mat�wce pojawia�y si� ju� nast�pne zg�oszenia, a samopisz�cy aparat notowa� na powoli odwijaj�cej si� ta�mie dalsze nazwiska zg�aszaj�cych si� m�wc�w � d�u�ej niepodobna by�o zwleka�. Nacisn�� wi�c guzik sygnalizacji �wietlnej i zapowiedzia� przez mikrofon, �e g�os w dyskusji zabierze Pierre Duval; czas wypowiedzi � dwie minuty. W chwili gdy uruchamia� wielki stoper, odmierzaj�cy czas przem�wienia, ju� �a�owa�, �e udzieli� Duvalowi g�osu. To nie szmer zdziwienia na sali wywo�a� w nim takie uczucie � oto nagle przypomnia� sobie najzupe�niej dok�adnie, �e przecie� ten cz�owiek zosta� usuni�ty z Francuskiego Towarzystwa Astronomicznego za obraz� przewodnicz�cego. Lecz by�o za p�no � z megafonu .zabrzmia� stanowczy g�os Duvala.
Ju� pierwsze jego s�owa przyku�y uwag� .zebranych � w�r�d absolutnej ciszy na sali s�uchano w skupieniu i z uwag�.
� Wobec wzmo�onej aktywno�ci s�onecznej jeste�my na razie bezsilni � zacz�� Duval. � Osuszyli�my oceany, z�agodzili�my klimat, zapewnili�my dwudziestu miliardom ludzi, za
mieszkuj�cym dzi� nasz� planet�, przyzwoity poziom �ycia. Zwalczyli�my wszystkie niemal znane choroby, przeci�tny wiek cz�owieka przed�u�yli�my do lat stu pi��dziesi�ciu. W �Akcji L" nasiedlili�my Ksi�yc, podj�li�my badania wst�pne nad zaludnieniem Marsa. Wszystko to by�o w naszej mocy, ale... ze S�o�cem nie umiemy sobie da� rady. Ostateczne ujarzmienie jego pot�gi to kwestia d�ugoletnich bada�, to zadanie dla przysz�ego pokolenia.
� A co b�dzie z oceanem lawy pod naszymi stopami? � odezwa� si� jaki� g�os.
Energiczny gest m�wcy bardziej mo�e ni� dzwonek z prezydialnego sto�u uspokoi� sal�.
� Poradzimy sobie z tym tak, jak zrobili�my to ongi� � ci�gn�� z najg��bszym przekonaniem Duval. � W tych punk-tach, gdzie nad oceanem lawy dno morskie tworzy tylko cienk� pow�ok�, g��binowe okr�ty podwodne przebij� j� znowu, powo-duj�c nieszkodliwy odp�yw lawy na dno oceanu. I wulkany zn�w wygasn� tak, jak wygas�y przed dwustu laty. Tego ro-dzaju skutki wzmo�onej aktywno�ci S�o�ca, jak olbrzymie podmorskie zwa�y lawy, doskonale potrafimy ujarzmi�. Ale w tej chwili bezpo�rednie zagro�enie Ziemi przedstawia kometa Spe-ranskiego!
W odpowiedzi na sali podni�s� si� taki gwar, �e przewodnicz�cy musia� u�y� ca�ego swego autorytetu, by przywr�ci� spok�j.
� Pan�w jest wielu, ja za� jestem sam jeden � podj�� ch�odno Duval. Poniewa� jednak przed paru tygodniami prze�y� podobn� histori� na dorocznym zebraniu Francuskiego Towarzystwa Astronomicznego, teraz ju� nic nie mog�o wytr�ci� go z r�wnowagi. � Lecz ilo�� wcale jeszcze nie m�wi o jako�ci. Nawet je�eli stu ludzi twierdzi �Nie!" to nie znaczy, �e maj� racj� w stosunku do jednego cz�owieka, kt�ry m�wi: �Tak!"
Na sali odezwa�y si� protesty; min�a spora chwila zanim przewodnicz�cemu uda�o si� uzyska� cisz�. Wielka wskaz�wka widocznego z ca�ej sali chronometru nieub�aganie odmierza�a sekundy, teraz jednak nikt ju� si� o czas nie troszczy�. Ale kiedy Duval poprosi� o chwil� uwagi, chcia� bowiem udowodni�
sw� tez� co do komety Speranskiego, na sali rozp�ta�a si� dos�ownie burza.
� Tak! Tak!... Nie, nie!... Pozw�lcie mu m�wi�! Zej�� z trybuny! � s�ycha� by�o sprzeczne okrzyki po�r�d og�lnego ha�asu.
Audytorium uspokoi�o si� nieco, gdy w obronie Duvala wyst�pi� astronom Westmore z obserwatorium na Mount Palomar, kt�ry ws�awi� si� opracowaniem zagadnienia mg�awic spiralnych. Niewiele jednak interwencja jego przynios�aby korzy�ci, gdyby nie fakt, �e bardzo stanowczo popar� go senior ca�ego tego zgromadzenia uczonych, cz�owiek w wieku lat blisko dwustu, ogromnie przez wszystkich szanowany. By� to brazylijski fizyk j�drowy Las Vegas, wynalazca nowego, atomowego materia�u nap�dowego do lot�w kosmicznych.
Gdy si� uciszy�o, Duval rozpocz�� sw�j kr�tki wyk�ad. Nale�a� do m�odej generacji wielce obiecuj�cych astronom�w. Pokr�tce wspomnia� tylko o swej nowej metodzie rozwi�zywania zagadnienia trzech cia�, co ju� mocno zaintrygowa�o wi�kszo�� s�uchaczy. Metoda ta umo�liwia�a obliczenie masy poruszaj�cego si� cia�a na podstawie dzia�ania si� grawitacyjnych dw�ch innych cia�, przy czym musi istnie� dok�adna znajomo�� masy tych dw�ch cia� oraz ich orbit w przestrzeni. Kometa Speranskiego przed dziesi�ciu dniami przesz�a obok Jowisza � tego pot�nego "�owcy komet" � a jednak nie rozpad�a si� i Jowisz nie "�ci�gn��" jej z orbity, mimo i� przesz�a w stosunkowo ma�ej odleg�o�ci. Potem zbli�y�a si� tak�e do najwi�kszego ksi�yca Jowisza � Kallisto. Zgodnie z metod� Duvala rozwi�zywania zagadnienia trzech cia�, z wzajemnego oddzia�ywania si� grawitacyjnych Jowisza, Kallisto i komety Speranskiego uda�o si� obliczy� mas� i pr�dko�� komety. Uzyskano cyfry nieprawdopodobnie wielkie: masa dwukrotnie wi�ksza od masy Ksi�yca, pr�dko�� blisko dwie�cie kilometr�w na sekund�.
Wzmagaj�cy si� gwar zdumienia i nieufno�ci Duval uciszy� kategorycznym gestem.
� Wiem, spotkaj� mnie zarzuty: �e to s� cyfry absurdalne, �e �rednica g�owy jednej z najwi�kszych komet, komety Halleya, wynosi tylko trzydzie�ci kilometr�w, �e w takiej odleg�o�ci od S�o�ca pr�dko�� komet nie si�ga nawet dwudziestu kilometr�w na sekund�, �e og�ln� ilo�� komet uk�adu s�onecz
nego oblicza si� w przybli�eniu na pi��dziesi�t miliard�w, lecz mas� ich w sumie tylko na jedn� dziesi�t� masy Ziemi. Ale to s� komety uk�adu s�onecznego, gdy tymczasem wszystko zdaje si� wskazywa�, i� kometa Speranskiego przybywa z kosmosu, �e jest cia�em obcym, kt�re pod fatalnym wp�ywem si� grawitacyjnych S�o�ca przesz�o w nasz system s�oneczny. Wy�amuje si� ona spod wszelkich przyj�tych u nas norm, tak co do kszta�tu orbity, jak co do pr�dko�ci i masy. Nie to jednak jest najwa�niejsze. Obliczenia, jakich dokona�em na podstawie w�asnych obserwacji i meldunk�w z innych obserwatori�w astronomicznych, �wiadcz� stanowczo, �e zderzenie si� komety z Ziemi� jest nieuniknione...
Teraz po s�owach Duvala na sali zapanowa�a absolutna cisza, s�ycha� by�o wyra�nie delikatne tykanie wielkiego zegara
nad sto�em prezydialnym.
� Nieraz ju� zdarza�o si� w historii naszej planety, �e na swej drodze przez przestworza napotyka�a ona wielkie meteory � m�wi� Duval dalej w�r�d pe�nej napi�cia uwagi. � Najwi�ksze z nich spad�y szcz�liwie na tereny niezamieszka�e:
w Kanadzie, w Arizonie, dwa na Syberii. W roku 1957, w nocy z 28 na 29 stycznia, meteoryt spad� tu� obok statku radzieckiego �Izmai�", p�yn�cego przez Ocean Indyjski, oko�o sto mil od wyspy Sokotra. Przypuszczalnie by� ju� tak kruchy, �e rozbi� si� o przedni maszt statku. Na pok�adzie znaleziono tylko okruch wa��cy nieca�e dwadzie�cia gram�w. Inny zapewne by�by los statku, gdyby go dosi�gn�! taki meteor, jak owe dwa syberyjskie. Meteor, kt�ry 12 lutego 1947 roku spad� w tundrze w g�rach Sichota Alin, na p�noc od W�adywostoku, od�amkami swymi pokry� przestrze� oko�o dw�ch kilometr�w kwadratowych. Najwi�kszy ze znalezionych od�amk�w wa�y� p� tony. Kometa Speranskiego wa�y sto pi��dziesi�t trylion�w ton. I zderzy si� z nami za dwadzie�cia jeden dni. Videant consules!
Duval uni�s� r�k� i powoli zakre�li� ni� w powietrzu poziom� lini�, jakby chcia� podkre�li� swe ostatnie s�owa. Potem sk�oniwszy si� przewodnicz�cemu wolno zszed� z trybuny.
Gdy odszed� od podium p�k�y tamy d�awi�cej ciszy: zg�oszenia dalszych m�wc�w lawin� posypa�y si� do prezydium, a tocz�ca si� p�niej dyskusja burzliwo�ci� przesz�a wszystko,
co pami�tali najstarsi nawet z obecnych na sali naukowc�w. Skoncentrowa�a si� ona przede wszystkim na dw�ch zagadnieniach: na prawid�owo�ci i �cis�o�ci rozwi�zywania dawnego, a wci�� jeszcze nieustalonego zagadnienia trzech cia� metod� Du-vala oraz na dok�adno�ci jego oblicze� ruchu komety. W�tpliwo�ci co do drugiego punktu szybko usun�y dwa radiogramy, jakie w trakcie dyskusji otrzyma� przewodnicz�cy. Jeden z nich nadszed� z obserwatorium w Harvard, drugi z Kapsztadu. W obu tych miejscowo�ciach mie�ci�y si� �wiatowe centrale dla oblicze� orbit komet i meteor�w; oba obserwatoria wyposa�one
by�y w najlepsze aparaty do obserwowania i kontrolowania ruch�w cia� niebieskich.
Meldunki potwierdzi�y absolutn� dok�adno�� oblicze� Du-vala, tak co do pr�dko�ci, jak i co do orbity, po jakiej porusza si� kometa Speranskiego. Dnia 14 lutego � w�a�nie w dzie� odbywaj�cego si� zebrania � o godzinie pi�tej rano �wiatowego czasu, pr�dko�� komety wynosi�a dwie�cie dwadzie�cia pi�� kilometr�w na sekund�. W chwili zetkni�cia si� z Ziemi�, kt�re nast�pi dnia 7 marca o godzinie dwudziestej trzeciej minut trzydzie�ci � podawa�y zgodnie oba obserwatoria � pr�dko�� komety dojdzie do dwustu pi��dziesi�ciu kilometr�w na sekund�. Radiogram z Harvardu z pewn� rezerw� wyra�a� si�. o mo�liwo�ci bezpo�redniego zderzenia komety z Ziemi�, natomiast meldunek z Kapsztadu zajmowa� stanowisko bardziej autorytatywne:
m�wi� z ca�� stanowczo�ci� o zderzeniu centrycznym, a nawet wskazywa� prawdopodobny teren zderzenia � �rodkow� cz�� Atlantydy, nowej cz�ci �wiata, jaka wynurzy�a si� z wody po cz�ciowym osuszeniu oceanu.
Przewodnicz�cy odczytawszy tre�� obu radiogram�w pe�nym zm�czenia ruchem r�ki przetar� czo�o.
� Uwa�am, �e wszelka dalsza dyskusja na temat w�a�ciwo�ci matematycznych metody kolegi Duvala jest ju� zb�dna � rzek� cicho.
Na sali by�o tak cicho, �e gdyby m�wi� nawet bez mikrofonu, s�ycha� by�oby tak�e ka�de s�owo.
� Je�eli wyniki s� prawid�owe, to i sama metoda musi by� prawid�owa. W innych okoliczno�ciach pogratulowa�bym serdecznie koledze Duvalowi tak pi�knego i wielkiej wagi sukcesu
w pracy. Dzi� jednak nie mamy czasu na sprawy tego rodzaju. Pozostaje nam dwadzie�cia jeden dni, w tym czasie musimy przedsi�wzi�� jakie� �rodki obrony. Jeszcze dzi�, w ci�gu najbli�szych godzin, musimy je uzgodni�. W zebraniu tym bior� udzia� najs�ynniejsi fachowcy czterech czy pi�ciu ga��zi wiedzy, kt�re w pierwszym rz�dzie maj� tu co� do powiedzenia. Czekamy na ich propozycje.
� Wysiedli� Atlantyd�! � odezwa� si� jaki� g�os. Wi�kszo�� obecnych wyrazi�a zgod� na ten projekt, ale odezwa�y si� tak�e protesty. O g�os poprosi� starszy, szpakowaty m�czyzna, in�ynier Robert Bertrand. Wielu obecnym na sali znany by� jako �wietny konstruktor wielkich rakiet. Id�c w stron� trybuny utyka� lekko � by�a to pami�tka po przygodzie, jak� prze�y� podczas pierwszego lotu zwiadowczego na tereny podbiegunowe Marsa. Przygoda ta dziwnie przypomina�a tragedi�, kt�ra ongi� rozegra�a si� w okolicach ziemskiego bieguna po�udniowego, Bertranda za� w oczach m�odzie�y ca�ego �wiata pasowa�a na bohatera.
Pocz�tkowo m�wi� powoli, namy�la� si�, nie ko�czy� zda�, p�niej jednak, mimo do�� podesz�ego wieku, temat go porwa�:
przemawia� p�ynnie, dobitnie, z wielkim przekonaniem i m�o-dzie�czym zapa�em. Ju� po kilku zdaniach zainteresowa� s�uchaczy, nawi�za� mocn� wi� z ca�� sal�. Nie zgadza� si� na projekt wysiedlenia teren�w o zasi�gu wielu milion�w hektar�w. Nawet gdyby si� uda�o przeprowadzi� je w oznaczonym terminie dwudziestu jeden dni � co zreszt� jest bardzo w�tpliwe, poniewa� w gr� wchodzi przesiedlenie trzech miliard�w ludzi � to kt� potrafi przewidzie�, jakie skutki dla ca�ej kuli ziemskiej mie� b�dzie zderzenie z mas� o wadze dwukrotnie wi�kszej od Ksi�yca, d���c� ku Ziemi z straszliw� pr�dko�ci� dwustu pi��dziesi�ciu kilometr�w na sekund�? Mo�na oczekiwa�, �e skutkiem wzajemnego oddzia�ywania ci��enia Ziemi, Ksi�yca i komety Speranskiego, kometa ta w najbli�szym s�siedztwie kuli ziemskiej cz�ciowo si� rozpadnie, a jej od�amki pokryj� przestrze� znacznie wi�ksz� ni� powierzchnia Atlantydy. Zagro�one b�d� g�sto zamieszka�e wschodnie tereny Ameryki P�nocnej i po�udniowej Anglii. Trzeba wzi�� pod uwag� straty w ludziach i to straty kolosalne, nie m�wi�c ju� nawet
o stratach materialnych, jakie powstan� w okr�gach wysiedlonych.
� Projekt m�j jest prosty: musimy zapobiec zderzeniu! � m�wi� Bertrand. I zanim jeszcze s�uchacze zdo�ali wyrazi� zdumienie, zacz�� wyja�nia� spos�b realizacji projektu. � Posiadamy przecie� materia�y rozszczepialne olbrzymiej mocy, produkowane na zasadach bomby wodorowej, skonstruowanej zaraz po drugiej wojnie �wiatowej, kiedy to podzielony jeszcze �wiat podejmowa� szale�cze zbrojenia, marnuj�c bezproduktywnie znaczn� cz�� rezultat�w swej pracy. W Zjednoczonym �wiecie materia�y te stosowano z powodzeniem przy gigantycznych robotach ziemnych � zanim jeszcze wynaleziono ultrarezona-tory, oparte na zasadzie odkrycia fizyka czeskiego Klouzala.*) Te ostatnie mog� co prawda zamieni� cia�o sta�e w gaz, ale pracuj� zbyt powoli, na zastosowanie ich do komety brak ju� obecnie czasu. W tej chwili jest w naszej dyspozycji jedyna wielka rakieta typu RM, gotowa do startu � ta, kt�ra powr�ci�a z Marsa. Nale�y do sektora francuskiego. Ja sam by�em cz�onkiem jej za�ogi. W ci�gu tygodnia mo�na skompletowa� jej pe�ne wyposa�enie. W tym czasie kometa Speranskiego przybli�y si� do Ziemi na odleg�o�� trzystu do trzystu pi��dziesi�ciu milion�w kilometr�w � w pami�ci niepodobna obliczy� tego dok�adnie, poniewa� pr�dko�� komety b�dzie wzrasta�a w miar� zbli�ania si� jej do S�o�ca. Najwy�sza pr�dko�� w�asna rakiety wynosi trzydzie�ci kilometr�w na sekund�. Wyruszywszy na spotkanie komety, rakieta spotka si� z ni� za dwana�cie lub trzyna�cie dni w odleg�o�ci mniej wi�cej trzydziestu milion�w kilometr�w od Ziemi. Na wykonanie zadania pozostan� za�odze dwa dni. To a� nadto, by wywierci� otwory � co bardzo szybko wykonaj� ultrarezonatory Klouzala � za�o�y� �adunki atomowe, w��czy� zapalniki z op�nionym zap�onem i odstartowa� z komety, kt�ra tymczasem przeniesie rakiet� na odleg�o�� paru zaledwie milion�w kilometr�w od Ziemi. Je�eli masa komety jest taka, jak twierdzi Duval, co do rezultat�w akcji nie mo�e by� w�tpliwo�ci. Kometa rozpadnie si� na tysi�ce cz�ci przemieniaj�c si� w niegro�ny r�j meteor�w, kt�ry z�ocistym
*) v. �Akcja L".
deszczem ubarwi nasze wiosenne, nocne niebo � ko�czy� poetycznie Bertrand.
Burzliwe oklaski zag�uszy�y ostatnie jego s�owa. Entuzjazm by� og�lny, o wysiedleniu Atlantydy nikt ju� nawet nie wspomnia�. Dok�adne obliczenia nie by�y w tej chwili potrzebne � olbrzymia si�a j�drowych materia��w wybuchowych znana by�a z dawnych prac, prowadzonych wed�ug plan�w in�yniera radzieckiego Dawidowa przy urz�dzaniu wewn�trznego Morza Syberyjskiego. Prace te wykonywano jeszcze przed wynalezieniem
ultrarezonator�w molekularnych.
Natychmiast powo�ano komisj�, kt�ra od razu podj�a prace nad obliczaniem szczeg�owych plan�w. Przydzielono jej liczny sztab matematyk�w, wyposa�onych w rozmaitego rodzaju m�zgi elektronowe, zdolne wszelkie najtrudniejsze nawet r�wnania rozwi�za� w ci�gu kilku minut. Czas na dokonanie oblicze� okre�lono na pi�� godzin, do wieczora wi�c obliczenia mia�y by� zako�czone i przekazane do sekcji, kt�re zn�w mia�y si�
zebra� na wsp�lnym posiedzeniu.
Prace komisji post�powa�y szybko � problem by� sprecyzowany, wszelkie dyskusje ju� zbyteczne. Nale�a�o tylko obliczy� orbity komety i rakiety, ustali� wag� �adunk�w j�drowych oraz plan ich rozmieszczenia na powierzchni komety, przyjmuj�c � co oczywi�cie mog�o nie by� ca�kowicie �cis�e � �e kszta�t jej przypomina kul�. Dyskusj� wywo�a�a tylko sprawa sk�adu za�ogi. Impreza przedstawia�a si� bardzo niebezpiecznie. W takich wypadkach zwykle ze sztabu fachowc�w danego dzia�u wiedzy rekrutowano ochotnik�w. Teraz jednak wi�kszo�� komisji by�a zdania, �e tego rodzaju rozwi�zanie posiada wysoce ujemne strony: powstanie zesp� ludzi, kt�rzy ani mi�dzy sob� bli�ej si� nie znaj�, ani te� nie zna ich dow�dca wyprawy. Zapad�a wi�c decyzja: RM-12 otrzyma dotychczasow� za�og�, z tym zastrze�eniem oczywi�cie, �e cz�onkowie tej za�ogi musz� si� zgodzi� na udzia� w ekspedycji. Pr�cz tego � w nagrod� za wczesne ostrze�enie o niebezpiecze�stwie � b�dzie zaproszony jako go�� tak�e Duval, kt�rego �ona Nora, z pochodzenia Szwedka, pe�ni na RM-12 funkcj� nawigatora.
Bertrand, sta�y cz�onek za�ogi rakiety jego w�asnej konstrukcji, zadowolony by� w gruncie rzeczy z podj�tej jednog�o�nie
uchwa�y komisji. Przebiegaj�c w my�lach list� personelu za�ogi mia� tylko jeden kr�tki moment wahania: w trakcie ostatniej podr�y odnosi� wra�enie, �e naczelny pilot Vernier jest niezupe�nie w porz�dku z nerwami. Ju� otwiera� usta, by na t� kwesti� zwr�ci� uwag� komisji, w ostatniej chwili jednak si� rozmy�li�. �Nie�adnie by�oby podstawia� nog� staremu koledze" � powiedzia� sobie w duchu.
Jak�e gorzko mia� p�niej �a�owa� tego momentu niezdecydowania!
2. RM-12 l�duje
Uchwa�� komisji zaakceptowa� tak�e, z nieznacznymi zmianami, KWZ�; wszelkie formalno�ci trwa�y nieca�e dziesi�� godzin. Przygotowywana w�a�nie na lotnisku w Himalajach do nowego startu na Marsa rakieta RM-12 otrzyma�a przez radio rozkaz, by w mo�liwie najszybszym czasie skompletowa� wyposa�enie, niezb�dne do podr�y na komet� Speranskiego. Komendantem wyprawy zosta� mianowany Bertrand, za�oga za� pozosta�a w tym samym sk�adzie, w jakim odby�a ostatni lot z Marsa, wyj�wszy oczywi�cie astronoma Duvala, kt�ry teraz dopiero zosta� w��czony w jej sk�ad. Razem dwana�cie os�b, dziewi�ciu m�czyzn i trzy kobiety:
opr�cz dow�dcy � pierwszy pilot, drugi pilot, nawigatorka, lekarz, dw�ch radarzyst�w, dw�ch mechanik�w, dwie stewardesy i Duval w charakterze go�cia. Najstarszym z za�ogi by� Bertrand, po nim pierwszy radarzysta Breto�czyk Georges Laennec i pierwszy mechanik Ren� La Brie � wszyscy trzej weterani Akcji L, ludzie, kt�rzy pierwsi l�dowali na Ksi�ycu. Najm�odsza wie-kiem by�a stewardesa Andrea Brenot z Issy les Moulineaux, ale nawet ona mia�a ju� za sob� pi�tna�cie lot�w kosmicznych, z tego pi�� na planet� Mars.
Siedmiodniowego terminu wyposa�enia RM-12 do podr�y nie uda�oby si� dotrzyma�, gdyby nie fakt, �e ju� uprzednio rakieta zosta�a poddana wszelkim pr�bom kontroli materia�u i konstrukcji, co samo zazwyczaj zabiera dziesi�� dni czasu. Za-
�oga mog�a wi�c teraz po�wi�ci� si� ca�kowicie dopilnowaniu wyposa�enia wewn�trznego rakiety. Prac� podzielono w ten spos�b, �e ka�dy z cz�onk�w czteroosobowego kierownictwa sprawowa� nadz�r nad innym dzia�em zaopatrzenia. Bertrand kontrolowa� �adunki j�drowe i wyposa�enie osobiste za�ogi: wod�, zapasy �ywno�ci, odzie�, skafandry, lekarstwa itp., obaj piloci kompletowali atomowe materia�y nap�dowe, cz�ci zapasowe maszyn i konstrukcji oraz wyposa�enie warsztatu mechanicznego, za� nawigatorka Nora Duval � kt�rej sumienno�� Bertrand wysoko ceni� � przej�a odpowiedzialno�� za wszelkie aparaty i urz�dzenia pomocnicze: od radaru po penitynowe baterie p�przewodnikowe i butle ze spr�onym tlenem. Ca�kowita no�no�� rakiety wynosi�a trzy tysi�ce ton, no�no�� u�ytkowa � tysi�c ton; najwi�ksz� cz�� z tego zaj�y atomowe materia�y nap�dowe i j�drowe materia�y wybuchowe, potem kolejno: �ywno��, woda, tlen; zapasy ich obliczone by�y na rok. Najwi�kszego zu�ycia materia��w nap�dowych wymaga� start z Ziemi i osi�gni�cie pr�dko�ci trzydziestu kilometr�w na sekund�, p�niej za� podobn� ilo�� tych materia��w zu�ywa�o hamowanie rakiety i l�dowanie na Ziemi. Uzyskawszy ju� raz pr�dko�� sta��, rakieta zu�ywa�a bardzo niewiele paliwa na utrzymanie kursu i pokonywanie odchyle�, powsta�ych skutkiem przyci�gania najbli�szych cia� niebieskich.
Podobnie jak na materia�y nap�dowe, zwr�cono specjaln� uwag� na �adunki j�drowych materia��w wybuchowych, niezb�dnych do rozsadzenia komety Speranskiego � masy wa��cej 141 trylion�w ton. Owe dok�adne dane co do masy komety astronomowie obliczyli na zasadzie nieznacznego odchylenia ksi�yca Jowisza � Kallisto, wywo�anego przez przyci�ganie komety. Fakt ten stanowi� tak�e olbrzymi� satysfakcj� dla Duva)a:
przeprowadzone inn� metod� obliczenia ca�kowicie potwierdzi�y jego wyniki. Tu� przed startem rakiety spotka�a go jeszcze druga satysfakcja: radiogram przyni�s� mu wiadomo��, �e to samo Societe d'Astronomes, kt�re na jakie� trzy tygodnie przedtem skre�li�o go z listy swych cz�onk�w, teraz � w uznaniu zas�ug nie tylko dla wiedzy, ale i dla szcz�cia ludzko�ci � mianowa�o go do�ywotnim cz�onkiem honorowym.
Tak Duval, jak i ca�a za�oga RM-12 stali si� w Zjednoczo
nym �wiecie ogromnie popularni. Komitet Wykonawczy bowiem doszed� do przekonania, �e ludzko�� �wieku kosmicznego" � tak okre�lano ostatnie dwa stulecia � jest ju� dostatecznie dojrza�a, by nie robi� tajemnicy z faktu, jak odpowiedzialne zadanie czeka za�og� RM-12. Warto te� nadmieni�, �e pop�och by� minimalny, a ilo�� mieszka�c�w Atlantydy, terenu, na kt�rym w wypadku niepowodzenia akcji ratowniczej mia�o nast�pi� zderzenie z komet� Speranskiego, zmniejszy�a si� tylko o nieznaczny u�amek procentu. Pod jednym tylko wzgl�dem ludzie wieku kosmicznego nie r�nili si� zupe�nie od ludzi XX wieku:
oto domagali si� dziennikarskich sensacji. Nieszcz�sna za�oga RM-12 sta�a si� celem tak niepohamowanych atak�w reporter�w prasy, radia i telewizji, �e trzeba by�o lotnisko w Himalajach odci�� g�stym kordonem stra�y i wprowadzi� surowe przestrzeganie przepustek, jakie przed wiekami stosowano w �podzielonym" �wiecie w zak�adach atomowych. W odpowiedzi na to zarz�dzenie do KWZS posypa�a si� lawina skarg, pr�cz tego zwi�zki zawodowe prasy, radia i telewizji przypu�ci�y na Komitet koncentryczny atak, domagaj�c si�, by do uczestniczenia w wyprawie dopuszczono chocia�by po jednym przedstawicielu ka�dego z tych dzia��w informacji. Komitet jednak by� nieugi�ty: wszystkie ��dania bezapelacyjnie odrzuca� argumentuj�c, �e wchodzi tu w gr� podr� nie dla jakiej� rozrywki Zjednoczonego �wiata, ale dla ratowania ca�ej ludzko�ci, poza tym za� ka�dy z cz�onk�w za�ogi � nie wy��czaj�c nawet najm�odszej stewardesy � posiada dostateczne przygotowanie, by o przebiegu ca�ej podr�y nakr�ci� film dokumen-tarny wraz z zapisem d�wi�kowym.
Ostatnie godziny przygotowa� za�oga RM-12 prze�ywa�a ca�kowicie niemal odizolowana od tego ca�ego rozgardiaszu. Nie by�o �adnych po�egna�, a ogarniaj�ce ich wzruszenie ukrywali wszyscy starannie. Ten czy �w, przed wej�ciem w prostok�tny otw�r przy ko�cu rampy, spojrza� jeszcze w g�r� na g��boki b��kit nieba ponad przejrzystymi kopu�ami himalajskiego kosmodromu. Potem wszyscy rozeszli si� na swe stanowiska w RM-12.
Przewodnicz�cy Komitetu Wykonawczego Zjednoczonego
�wiata u�cisn�� r�k� dow�dcy Bertranda, kt�ry jako ostatni wchodzi� do rakiety.
� Gotowi do startu? � spyta� Bertrand przez mikrofon z pomostu.
� Gotowi do startu! � brzmia�a odpowied� z kabiny dow�dcy.
Bertrand pozna� ciep�y, niski sopran Nory Duval. Leciutko zmarszczy� brwi: by� cz�owiekiem starej daty i nie lubi�, gdy w niebezpiecznych imprezach bra�y udzia� kobiety, jakkolwiek nigdy nie negowa�, �e za solidn�, rzeteln� prac� nale�y im si� pe�ne uznanie. Ruszaj�c lekko ramionami nacisn�� kontakt automatycznego zamkni�cia rakiety. Ci�kie drzwi przesun�y si� po szynach, zamek zaskoczy�, nad drzwiami zapali�o si� natychmiast czerwone �wiate�ko � sygna�, �e rakieta jest szczelnie zamkni�ta. Bertrand wszed� do windy elektrycznej, wjecha� na dziesi�te pi�tro, wysiad�, przeszed� �ukiem korytarza i wszed� do kabiny dow�dcy.
Zajmowa�a ona ca�e dziesi�te pi�tro, mia�a kszta�t pier�cienia obiegaj�cego �rodkow� kolist� �cian�, oddzielaj�c� kabin� od korytarza. Szeroka by�a zaledwie na dwa metry, z jednego stanowiska pracy mo�na by�o dostrzec inne tylko przy pomocy ekran�w telewizyjnych, zmontowanych nad mikrofonami. Wszyscy byli na miejscach: ponury, ma�om�wny pierwszy pilot Vernier, u�miechni�ta Nora Duval, opanowany radarzysta Laennec. Bertrand przywitawszy ich podszed� do �rodkowego mikrofonu, zapewniaj�cego po��czenie z lotniskiem.
� Gotowi do startu, prosz� wy��czy� pomost � rzuci�. W trzy minuty p�niej w g�o�niku odezwa� si� g�os pierwszego startera:
� Rampa wolna! Szcz�liwej podr�y!
Bertrand podszed� do stanowiska dowodzenia, nacisn�� sygna� dla pilota. Rakieta natychmiast zacz�a lekko dygota�, rytm drga� przy�piesza� si� i wzmaga�, wreszcie ca�e metalowe cielsko rozbrzmia�o pot�nym organowym chora�em. Z dysz kierunkowych wystrzeli�y d�ugie p�omienie mieszanki tlenowo--alkoholowej, stosowanej w pocz�tkowej fazie lotu, p�ki rakieta nie przekroczy pasma g��bokiej na pi�tna�cie kilometr�w stra-tosfery. Rakieta tak lekko oderwa�a si� od p�yty startowej, �e
dopiero ekran, na kt�rym szybko mala�y kopu�y hal lotniska, u�wiadomi� za�odze fakt, i� unosz� si� ju� w przestrzeni.
Bertrand obserwowa� z uwag� wskaz�wk� grawimetru mierz�cego przy�pieszenie rakiety w kierunku od Ziemi � sta�a niemal nieruchomo na cyfrze 5. Rakieta wznosi�a si� z przy�pieszeniem pi�ciu metr�w na sekund�.
Po up�ywie minuty wysoko�ciomierz wykaza�, �e znajduj� si� osiemna�cie kilometr�w nad poziomem morza, z czego dziewi�� przypada�o na wysoko�� nadmorsk� lotniska,*) dziewi�� za� przebyli sami. W p� minuty p�niej Bertrand przekaza� pilotowi sygna�, by przeszed� na nap�d atomowy. G��boki organowy ton przycich�, przeszed� w delikatne brz�czenie, do kt�rego ucho przyzwyczaja si� �atwo, a potem go ju� nie s�yszy. Dygotanie rakiety ust�pi�o niemal ca�kowicie � dopiero przytkni�cie palca do �ciany pozwala�o je wyczu�.
Bertrand jeszcze przez p�torej godziny nie opuszcza� kabiny dow�dcy, p�ki RM-12 nie osi�gn�a szybko�ci sta�ej trzydziestu kilometr�w na sekund�. By� ogromnie zm�czony � przygotowania do startu poch�ania�y ca�y czas bez reszty, w ci�gu ostatnich dw�ch dni spa� wszystkiego dwie godziny. Musia� odpowiada� na setki pyta� zar�wno cz�onk�w za�ogi i personelu kosmodromu, jak i reporter�w, kt�rych nawet kordon stra�y nie potrafi� ca�kowicie wyeliminowa�. Teraz dopiero u�wiadomi� sobie, �e przez ca�y ten czas ani razu nie zjad� nic przyzwoicie � uczucie g�odu odezwa�o si� z tak� si��, �e a� gwiazdki lata�y mu przed oczyma. Skupiona w najwy�szym stopniu uwaga zaczyna�a s�abn�� � by� zbyt do�wiadczonym cz�owiekiem, by zlekcewa�y� tego rodzaju symptomy ostrzegawcze.
� Musz� co� zje�� i przynajmniej z godzin� odpocz��. Potem zast�pi� pani� przy nawigacji � zwr�ci� si� do Nory kieruj�c si� ku wyj�ciu z kabiny.
Podnios�a na� wzrok znad mapy, zauwa�y�a, �e twarz ma znu�on� i wielkie, ciemne ko�a pod oczami.
*) Po cz�ciowym wysuszeniu ocean�w powierzchnia m�rz �wiatowych obni�y�a si� o dwa kilometry, o tyle samo wzros�a wysoko�� g�r nad poziomem morza. St�d kosmodrom w Himalajach dla rakiet kosmicznych uzyska� wysoko�� 9 km nad poziomem morza.
� Nie musi pan wraca� tak wcze�nie, teraz nawigacja jest bardzo prosta, wci�� jeszcze prowadz� nas radiolokacj� z lotniska � odpowiedzia�a.
Skin�� g�ow� na po�egnanie i wyszed�. W drzwiach jeszcze si� odwr�ci� i dostrzeg� zatroskane spojrzenie Nory. Zawaha� si� sekund�, potem cicho zamkn�� za sob� drzwi.
Jadalnia, w kt�rej cz�onkowie za�ogi w godzinach wolnych od pracy zbierali si� tak�e poza porami posi�k�w, le�a�a tylko o dwa pi�tra ni�ej. Nie warto by�o wsiada� do windy, Bertrand zszed� wi�c kr�conymi schodami, kt�re bieg�y wok� szybu windy od spodu rakiety a� do szczytu. Jadalnia zajmowa�a ca�e �sme pi�tro rakiety, prowadzi�y do niej dwa przeciwleg�e wej�cia. Przed jednym z nich Bertrand zatrzyma� si� na chwil�: z jadalni dobiega�y d�wi�ki gitary i �piew dw�ch mi�ych g�os�w, kobiecego i m�skiego. �piewali bardzo star� pie�� o dezerterze, jedn� z tych pie�ni "s�odkiej Francji". Bertrand stoj�c za drzwiami s�ucha� �a�osnej pro�by �o�nierza, by nie m�wiono jego matce, �e b�dzie rozstrzelany za to, i� w pojedynku o blondyneczk�, kt�r� obaj kochali, zabi� swego kapitana. �Powiedzcie jej, �e jestem w Holandii w niewoli, mo�ecie jej powiedzie�, �e ju� mnie nigdy nie zobaczy".
�Jak ludzie mogli si� zabija� z mi�o�ci dla kobiety?" � pomy�la� Bertrand. Nag�e stan�o mu w pami�ci zatroskane spoj-. r�enie Nory. Z�o�� go porwa�a, chocia� nie umia� sobie u�wiadomi� jej przyczyny. �To wszystko wyczerpanie nerwowe, czas .najwy�szy co� zje�� i po�kn�� dawk� bromu..." � powiedzia� sobie i wszed� do jadalni.
Wszed�szy przystan�� zdumiony. Na szerokiej, mi�kkiej ka-napce, opasuj�cej ca�� wewn�trzn� �cian� jadalni, siedzieli: drugi mechanik Lucien Garat i stewardesa Andrea Brenot, wsp�lnie �piewaj�c piosenk�. Zdziwienie nie do nich si� jednak odnosi�o � wzbudzi� je przede wszystkim gitarzysta, cz�owiek kt�rego widzia� po raz pierwszy w �yciu.
Lucien i Andrea podnie�li si� w uk�onie, grajek od�o�y� instrument, energicznie poderwa� si� z wygodnego miejsca i z�o�y� pe�en szacunku uk�on.
� Gerard Cocher sk�ada swe najni�sze uszanowanie dow�dcy � zaprezentowa� si�. � Jestem sprawozdawc� �Wieku Kos
micznego", oto moja legitymacja dziennikarska. � Zacz�� wertowa� po kieszeniach, a� wreszcie znalaz� ma��, plastikow� p�ytk�, zaopatrzon� fotografi�.
Bertrand opanowa� uczucie niech�ci.
� Sk�d pan si� tu wzi��? Ma pan upowa�nienie Komitetu Wykonawczego do udzia�u w wyprawie? � pyta� spokojnie.
� �eby tak prawd� powiedzie�... � dziennikarz m�wi�c to u�miecha� si�, ale mia� min� winowajcy.
� To� to pasa�er na gap�! � przerwa� mu z g�o�nym �miechem Lucien. � Wzi�� oczywi�qie przyk�ad z bohater�w dawnych powie�ci!
Andrea podnios�a si� i nie czekaj�c na pro�b� Bertranda posz�a przygotowa� mu co� do jedzenia. Bertrand usiad�szy przy ma�ym stoliku, r�k� da� znak intruzowi, by zaj�� swe poprzednie miejsce na kanapce.
� Niech mi pan teraz kr�tko powie: co i jak. Tylko prawd�!
� By�o tak, prosz� pana... � roz�o�y� r�ce i m�wi� z pe�nym szacunkiem. � Wszyscy czytelnicy �Wieku Kosmicznego"... na pewno zna pan doskonale to codzienne pismo ilustrowane... zreszt� le�y tam na stole... ogromnie interesuj� si� pa�sk� wypraw�. Nie wyobra�a pan sobie nawet, ile w ostatnim tygodniu redakcja nasza otrzyma�a radiogram�w, list�w... nie m�wi�c ju� o telefonach! Musieli�my zaanga�owa� trzech rezerwowych redaktor�w, �eby opanowa� sytuacj�, uwierzy pan? Kierownictwo naszego dziennika czyni�o wszelkie mo�liwe starania, by uzyska� w Komitecie Wykonawczym zgod� na udzia� jednego z cz�onk�w redakcji w podr�y RM-12. Wszystko ju� by�o na dobrej drodze, przewodnicz�cy Komitetu Wykonawczego przychyla� si� do naszej pro�by, jednak�e na przeszkodzie ostatecznej decyzji stan�a szybko��, z jak� wykonano wszelkie przygotowania do startu. Zako�czy� je pan o ca�e pi�� godzin wcze�niej, ba na tyle przed planowanym terminem rakieta odstartowa�a, prawda? Komitet Wykonawczy nie zd��y� si� ju� zebra�, by rozstrzygn�� nasz� pro�b�. Zorientowawszy si�, �e wystartujecie beze mnie, po��czy�em si� przez radio z moim redaktorem naczelnym i otrzyma�em polecenie, bym nie ogl�daj�c si� na nic wzi�� udzia� w podr�y. Wi�c, prosz� pana, co by pan zrobi�, otrzymawszy taki rozkaz od prze�o�onego?
Bertrand bacznie obserwowa� m�wi�cego � oliwkowa cera i czarne z granatowym odcieniem w�osy zdradza�y niezawodnie Francuza z okolic po�udniowych. Z akcentu za� wnioskowa�, �e m�odzieniec pochodzi z Arles, rodzinnego miasta s�ynnego poety Mistrala. Jak si� p�niej okaza�o � nie myli� si� wcale. By� r�wnie� dobrym znawc� psychiki ludzkiej: ju� w pierwszej rozmowie potrafi� okre�li� w�a�ciwo�ci charakteru cz�owieka. �Poczciwe jakie� ch�opaczysko � powiedzia� sobie w duchu � tylko troch� narwany". Pytanie jego jednak pozostawi� bez odpowiedzi.
� Jak pan si� tu dosta�? Jak si� panu uda�o przemkn�� przez kordon stra�y? � Pyta�.
� W najprostszy w �wiecie spos�b, prosz� pana -� odpar� m�ody cz�owiek lekko ruszaj�c ramionami.
Bertrand zdumiony zmarszczy� brwi, ale m�ody mechanik wybuchn�� szalonym �miechem.
� Niech pan ka�e mu opowiedzie�, naprawd� warto pos�ucha� � i Lucien widz�c chmurne spojrzenie Bertranda przesta� si� �mia�.
� No wi�c: �a�cuch stra�y pilnowa� sumiennie samej rakiety, ale nie jej aparat�w pomocniczych, znajduj�cych si� poza p�yt� startow� � t�umaczy� brunecik. � Nikomu te� nie przysz�o na my�l zrewidowa� helikopter w czasie transportu z hali pomocniczej do rakiety... Teraz ju� pan rozumie? A pomocniczej hali nikt nie pilnowa�, wi�c to nie �adna sztuka wej�� do helikoptera i ukry� si� w k�cie w�r�d baga�u...
� I tam w�a�nie znale�li�my go, gdy przegl�dali�my wszystkie magazyny ju� po starcie � przerwa� mu znowu Lucien.
� Wi�c jestem... A teraz prosz� o �askaw� zgod� dow�dcy na m�j udzia� w locie � zako�czy� ch�opak z wyra�n� pro�b� w g�osie.
� Musztarda po obiedzie... � mrukn�� chmurny Bertrand zabieraj�c si� do jedzenia, kt�re podsun�a mu Andrea. � No i co ja z panem poczn�? Jaki� tu z pana po�ytek?
� Pi�knie gra na gitarze i zna ca�� mas� piosenek � wstawia�a si� za nim stewardesa.
Teraz z kolei Lucien zmarszczy� brwi.
� �eby to by�o na jakim dawnym statku, to kazaliby panu
obiera� ziemniaki, zmywa� naczynia i nawet szorowa� pok�ad � wtr�ci�.
� Ale� ja z wielk� ch�ci� b�d� pomaga� stewardesom rakiety � z entuzjazmem godzi� si� Gerard.
� Wierz�, to bardzo przyjemna praca: ca�y czas kr�ci� si� ko�o dziewcz�t � mrukn�� Lucien.
Bertrand z trudem pohamowa� u�miech.
� A co by pan powiedzia�, gdybym kaza� pana zamkn�� w kabinie i wypu�ci� dopiero, gdy wyl�dujemy w Himalajach?
� zapyta� reportera.
Gerard z rozpacz� za�ama� r�ce.
� Czy� to nie by�aby zbyt sroga kara za tak niewielkie przewinienie? � spyta� b�agalnie.
� Naradz� si� z reszt� cz�onk�w kierownictwa wyprawy
� zadecydowa� Bertrand.
Kierownictwo sk�ada�o si� z czterech os�b: dow�dcy wyprawy, pierwszego pilota, nawigatora oraz przedstawiciela pozosta�ej za�ogi. Mia�o ono zasadniczo tylko g�os doradczy, w�adz� wykonawcz� posiada� bezapelacyjnie w swym r�ku dow�dca wyprawy, kt�rego uchwa�y zespo�u nie obowi�zywa�y.
Za�og� reprezentowa� Laennec, stary Breto�czyk, kt�ry w dziedzictwie po przodkach przej�� sk�onno�� do zabobon�w.
� Trzynasty cz�onek za�ogi � m�wi� z powag� kiwaj�c g�ow�. � Jaki� m�j pradziadek domaga�by si� stanowczo, by go wyrzuci� za burt�, bo inaczej przyniesie nam nieszcz�cie.
� Ale pan chyba si� tego nie domaga? � zapyta� z u�miechem Bertrand.
� No nie � stary radarzysta kr�ci� g�ow� �- o ile nie b�dzie mnie zam�cza� ��daniami, bym wysy�a� radiodepesze do tej jego gazety. Najch�tniej bym go gdzie� zamkn�� i by�by spok�j!
Tak�e i pierwszy pilot by� za internowaniem nieproszonego go�cia, chocia�by ze wzgl�du na dyscyplin�.
� O jedne usta wi�cej, o jedne p�uca wi�cej � argumentowa� surowo. � Kto wie, co nas czeka, a nasze zapasy �ywno�ci i powietrza maj� swoje granice!
Nora natomiast potraktowa�a z humorem spraw� pasa�era na,
gap�.
� Ale� z pana stary zrz�da, panie Vernier � mitygowa�a
pilota. � Potrafi�by pan by� tak okrutny dla tego mi�ego ch�opaka? Wielkie rzeczy: troch� �ywno�ci i par� litr�w tlenu!... I tak zawsze tyje pan podczas ka�dej podr�y, bo zbyt ma�o pan u�ywa ruchu. B�dzie pan troch� mniej jad�, to przynajmniej zachowa pan wysmuk�� sylwetk�. A je�eli o tlen chodzi... jak b�dzie si� pan mniej z�o�ci� i krzycze�, mniej go pan zu�yje. B�dzie pan w lepszym humorze, a dla naszego go�cia starczy tlenu do oddychania!
Vernier bez s�owa odwr�ci� ponur� twarz.
Bertrand przed chwil� jeszcze podziela� zdanie obu m�czyzn, ze wzgl�du na dyscyplin� wykroczenie nie mo�e pozosta� bezkarne, teraz jednak od razu zadecydowa�:
� Pani Nora ma racj�. To by�aby niewsp�mierna kara. Cocher b�dzie naszym go�ciem.
I na tym sko�czy�a si� narada czw�rki dow�dztwa.
Dziennikarz decyzj� Bertranda przyj�� ze szczer� wdzi�czno�ci�. Zreszt�, zanim jeszcze pierwsza doba podr�y dobieg�a ko�ca, radio poda�o decyzj� Komitetu Wykonawczego, �e Cocher ma by� w��czony w sk�ad za�ogi jako reporter �Wieku Kosmicznego" i �e nale�y mu umo�liwi� przekazywanie informacji do redakcji � o ile oczywi�cie nie b�dzie to kolidowa�o z zadaniami rakiety.
Bertrand po momencie decyzji by� jaki� dziwnie rozdra�niony � zdawa� sobie spraw� z tego, �e tylko pod wp�ywem Nory zmieni� zdanie. Teraz decyzja Komitetu Wykonawczego budzi�a w nim dwojakie uczucia: z jednej strony pozby� si� wszelkiej odpowiedzialno�ci, z drugiej irytowa� go fakt, �e by�a sprzeczna z jego pierwotnym stanowiskiem. I w�a�nie owo rozdra�nienie by�o skutkiem sprzecznych uczu�. Daremnie stara� si� z nim walczy�. "Starzej� si� � powiedzia� sobie � czas ust�pi� miejsca m�odszym". Ale i ta konkluzja nie przynios�a mu spokoju. Nie m�g� si� wyzby� z�ego humoru.
P�yn�y dni, podr� przebiega�a zgodnie z planem. Rakieta z pr�dko�ci� ponad stu tysi�cy kilometr�w na godzin� nieustannie zbli�a�a si� do celu. We wn�trzu swym nios�a trzyna�cioro
ludzi, z kt�rych ka�dy � jako charakter, umys�, zwyczaje, nadzieje i pragnienia � tworzy� w�asny, zamkni�ty �wiat. Cichy i wiecznie zamy�lony dow�dca, ma�om�wny i ci�gle zdenerwowany Vernier, stale pogr��ony w swych obliczeniach astronom Duval, kt�ry cz�sto szorstko i nieuprzejmie odpowiada� na pytania �ony, uwa�aj�c je za niepo��dane przeszkadzanie w pracy, Nora Duval � jaka� dziwna, jak wydawa�o si� Bertrandowi, kt�ry niezbyt ch�tnie szuka� jej towarzystwa, a jednak podczas przypadkowych spotka� �ledzi� j� bacznym spojrzeniem cz�owieka przyzwyczajonego ju� od lat rozszyfrowywa� my�li swoich podkomendnych. Obserwowa� dziwaczne kontrasty w jej zachowaniu: cz�sto sp�dza�a sama d�ugie godziny w swej kabinie pogr��ona w lekturze klasyk�w lub s�ucha�a kwartet�w smyczkowych, czasem zn�w z m�odzie�cz� wprost weso�o�ci� bawi�a si� z najm�odszymi cz�onkami za�ogi i �piewa�a wraz z nimi przy wt�rze gitary Gerarda.
A ci najm�odsi byli najzupe�niej podobni do innych ludzi w tym samym wieku: ka�d� niemal woln� chwil� po�wi�cali na �piewy i ta�ce. Dziewcz�ta bardzo sprawiedliwie dzieli�y sw� �yczliwo�� mi�dzy trzech najm�odszych cz�onk�w za�ogi: drugiego radarzyst� Christiana Fourniera, drugiego mechanika Lu-ciena Garata � kt�ry okaza� si� �wietnym �piewakiem � oraz nowego go�cia wyprawy, Gerarda. M�ody jeszcze stosunkowo drugi pilot, Jean Kerguelen, rodak Laenneca, cz�sto dotrzymywa� im towarzystwa. Natomiast Laennec i r�wny mu wiekiem pierwszy mechanik Reno La Brie � obaj, podobnie jak Bertrand, weterani Akcji L � przygl�dali im si� z powag� i pob�a�aniem. Lekarz Charles Menneval, spokojny cz�owiek w �rednim wieku, nie przeszkadza� nikomu. By� nami�tnym szachist�; zazwyczaj partnerem jego by� Bertrand, je�eli jednak zabrak�o mu przeciwnika, tak�e si� tym nie martwi�: ca�e godziny potrafi� rozwi�zywa� najbardziej karko�omne zadania, kt�re sam sobie uk�ada�.
Reporter �Wieku Kosmicznego", Gerard Cocher, wsi�k� w ca�e towarzystwo tak, jakby z dawien dawna do niego nale�a�. �Takiemu to i jednego dnia dosy�" � m�wi� o nim Lucien, kt�ry przem�g�szy pocz�tkow� zazdro�� o flirciark� Andre� zosta� jego serdecznym przyjacielem. Ku wielkiemu zdumieniu
Laenneca dziennikarz stawia� bardzo skromne wymagania nadajnikowi rakiety. Potem okaza�o si� jeszcze, �e jego ulubione hobby to elektronika i ta jego pasja by�a podstaw� szybkiego zawarcia serdecznej przyja�ni z Lucien.
Pierwsze spostrze�enia Bertranda, co do usposobienia niespodziewanego go�cia rakiety, szybko si� potwierdzi�y. Gerard by� ogromnie roztargniony i ta jego cecha szybko zrodzi�a mu przezwisko � �Narwany", kt�re tak si� przyj�o, �e . wnet wszyscy niemal zapomnieli, jak mu na imi�. Mia� tak�e rozmaite swoje nawyki, �r�d�o zabawy zar�wno dla Luciena, jak i dla wszystkich, kt�rym je relacjonowa�. Jak tylko Gerard rozsiad� si� przy ma�ym, wyznaczonym mu w warsztacie stoliku, chwyta� pierwszy lepszy znajduj�cy si� pod r�k� przedmiot i zamy�lony zaczyna� nim b�bni� po z�bach. Kiedy� okrzyk b�lu zwabi� Luciena do pracowni: Gerard schwyci� w r�k� le��c� obok wtyczk� nie patrz�c, �e jest po��czona z jednym biegunem baterii wysokiego napi�cia, wi�c te� w�asnym cia�em spowodowa� zamkni�cie obwodu.
� Jeszcze nam si� tu kiedy� pokaleczysz, ty Narwany, c� ci� zn�w napad�o? � beszta� go Lucien. � Mo�e chcesz nam zademonstrowa� fotel elektryczny, kt�rego w dawnych czasach u�ywano w Ameryce do egzekucji?...
Gerard patrzy� na� roztargnionym wzrokiem cz�owieka, kt�rego my�li b��dz� ju� zupe�nie gdzie indziej.
� Gdyby�my skonstruowali taki aparat, kt�ry zapali�by na odleg�o�� wszystkie gazy, jakie tkwi� wewn�trz komety i stale si� z niej wydzielaj� � ci�gn�� zamy�lony � kometa rozprys�aby si� pod ich ci�nieniem i obesz�oby si� bez ca�ej roboty!...
Mo�e dla tych w�a�nie, troch� dziecinnych cech charakteru Gerard zosta� szybko ulub�e�cem wi�kszo�ci za�ogi, zw�aszcza kobiet. Bertranda bardzo to dziwi�o. Gdy mu kiedy� udzieli� surowej nagany za ba�agan i nieporz�dek, twierdz�c, �e pracownia przypomina ma�pi� klatk�, i chcia� mu wyznaczy� kar� porz�dkow�, polegaj�c� na wykluczeniu z towarzystwa na dwa wieczory, wstawia�y si� za nim solidarnie nie tylko obie m�ode stewardesy, ale i powa�na Nora.
Pozostawa�o ostatnich dwana�cie godzin lotu. Kometa widoczna pocz�tkowo na ekranie tylko jako niewyra�na, ma�a tar
cza, otoczona rozp�ywaj�c� si� chmurk�, mimo swej olbrzymiej wagi i wielko�ci zachowywa�a si� zupe�nie tak samo, jak wszystkie inne komety. Skoro tylko przeci�a orbit� Marsa i zbli�y�a si� do S�o�ca, wytrysn�� z niej warkocz �wiec�cych gaz�w: nieustannie wzrasta�, robi� si� coraz ja�niejszy, a� wreszcie �ukiem swym przekre�li� ca�e niebo.
. Duval dokona� analizy spektralnej gaz�w � raczej dla przyjemno�ci samej ni� z konieczno�ci, poniewa� utrzymuj�c sta�y kontakt z Ziemi� na falach ultrakr�tkich otrzymywali stamt�d wszelkie szczeg�owe informacje. Tak jak przy wszystkich innych kometach tak�e i tu w gr� wchodzi�y gazy truj�ce: cyjan, dwucyjan i nieprzydatny do oddychania azot, jakkolwiek w g��bi widma pas tlenu by� bardzo wyra�ny.
Trzymaj�c si� �ci�le obliczonego toru RM-12 po godzinie sz�stej �wiatowego czasu zacz�a si� zbli�a� do powierzchni komety Speranskiego.
� Teraz przynajmniej definitywnie rozwi��emy tajemnic� warkocza komet � rzek� z satysfakcj� Duval do Bertranda spotkawszy go na par� godzin przed l�dowaniem w bibliotece. Bertrand spojrza� na niego jakby nie rozumiej�c.
� Aha, ma pan na my�li fakt, �e stale jest odwr�cony od S�o�ca, bez wzgl�du na to, w jakim po�o�eniu znajduje si� kometa � przypomnia� sobie. � Zdaje si�, �e to ju� dawno wyja�niono ci�nieniem promieniowania �wiat�a dzia�aj�cym na mikroskopijne cz�steczki materii, wyrzucane z komety, czy nie tak?
Duval pogardliwie ruszy� ramionami; ruch ten z niewiadomej przyczyny zawsze dra�ni� Bertranda.
� To dawne teorie z XX wieku � odpowiedzia�. � Dzi� ju� wiemy od dawna, �e takie ci�nienie by�oby niewystarczaj�ce. Istniej� przypuszczenia, �e to si�y elektryczne, ale sk�d si� bior� i w og�le dlaczego py� oraz wszystkie te gazy truj�ce wydobywaj� si� z j�dra komety, tego do dzi� nikt jeszcze nie wyja�ni�.
Bertrand nie interesowa� si� tym zbytnio, ca�� jego uwag� przykuwa�o zbli�aj�ce si� l�dowanie. Dla rakiety, zw�aszcza gdy nie ma przygotowanej p�yty do l�dowania, to zawsze niebezpieczny moment, a tutaj b�dzie wyj�tkowo trudny. Z czego sk�ada si� g�owa komety, jaka jest jej powierzchnia? Tego nie
wiedzia� nikt. Dr�czy�y go powa�ne obawy � wnet mia� si� przekona�, �e nie by�y pozbawione podstaw. Gdy wszed� do kabiny dow�dcy � by�o to na nieca�� godzin� przed l�dowaniem, a kometa, cel ich podr�y, wype�nia�a ju� ca�y ekran dziwnym, zielonkawym blaskiem swej os�ony gazowej � Laennec zameldowa� mu, �e radar w kierunku lotu zaczyna zawodzi�. � Jakby mi kto� te fale najpierw zamazywa�, a potem po�yka�... � opisywa� zjawisko w sw�j w�asny, orygi