784

Szczegóły
Tytuł 784
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

784 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 784 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

784 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tadeusz Do��ga-Mostowicz Wysokie progi Bia�ystok: Krajowa Agencja Wydawnicza, 1988 Na dysku pisa� Franciszek Kwiatkowski ROZDZIA� I Ksawery Runicki przygryz� wargi i umilk�. Roz�o�one �askawym i bezradnym gestem r�ce prezesa Niesio�owskiego i jego twarz, niemal kwadratowa w obwis�ych fa�dach policzk�w, wyra�a�y zawzi�t� kamienn� stanowczo�� zaledwie maskowan� konwencjonalnym ubolewaniem. Runicki wsta�. Jak�e ch�tnie rzuci�by mu teraz wprost w oczy, �e niczego innego nie spodziewa� si� w og�le ani po Towarzystwie Kredytowym Ziemskim, kt�re zamiast s�u�y� interesom ziemia�stwa, tylko je gn�bi, ani po jego prezesie, nad�tym synekurzy�cie, kt�ry nie mo�e wsp�y� z ziemianami, bo jest wnukiem zwyk�ego karczmarza. By�by to policzek mocny i celnie wymierzony. Nie przyda�by si� jednak na nic. I tak Wysokie Progi za p�tora miesi�ca p�jd� na licytacj�. Jedynym ratunkiem by�oby wp�acenie Towarzystwu zaleg�ej raty z odsetkami w kwocie trzydziestu dw�ch tysi�cy. Na pokrycie tej sumy Runicki mia� w kieszeni zaledwie osiem, a o zdobyciu sk�dkolwiek bodaj jeszcze kilku tysi�cy nie by�o co marzy�. - Bardzo �a�uj� - m�wi� Niesio�owski, �ciskaj�c na po�egnanie r�k� Runickiego - ale i tak zrobili�my maksimum ust�pstwa. Chcia� jeszcze doda� jak�� zdawkow� rad� czy pociech�, lecz Runicki sk�oni� si� i wyszed�. W ogromnym hallu by�o kilkadziesi�t os�b, oczekuj�cych na podobne wyroki, lub maj�cych nadziej� co� wytargowa�. Zapewne spotka�by tu znajomych, nara�aj�c si� na wypytywania i wyrazy wsp�czucia. Przecie� ka�dy m�g� zajrze� do zwisaj�cych na �a�cuszkach ksi��ek powiatowych, gdzie wypisywano z jak�� idiotyczn� dok�adno�ci� terminy wszystkich licytacji, jakby Towarzystwu zale�a�o na kompromitowaniu w�asnych cz�onk�w. �e za� zagl�da� ka�dy przez g�upi� ciekawo�� i ch�� nacieszenia si� k�opotami innych, to by�o pewne. Sam Runicki za ka�dej swej bytno�ci w "Tekazecie" robi� to zawsze. Nie chc�c wita� si� z nikim, wysoko podni�s� g�ow� i przeszed� szybko do wyj�cia z min� niemal weso��. Zbieg� po szerokich marmurowych schodach i portierowi, kt�ry poda� mu palto, demonstracyjnie rzuci� srebrn� dwuz�ot�wk�. Pomimo pierwszych dni kwietnia na dworze pada� �nieg, zmieszany z deszczem. Asfalt ulicy Kredytowej pokryty by� g�st� ma�liw� kasz�. Zza nagich ga��zi drzew stercza�a kopu�a ewangelickiego ko�cio�a. Jak na z�o�� nie by�o ani jednej taks�wki, a nie cierpia� przychodzenia do Bristolu piechot� i chocia� by�o st�d do hotelu kilka tylko minut drogi, zawr�ci� w przeciwn� stron� i wsiad� do samochodu na rogu Jasnej. W hotelu s�u�ba, jak zawsze, powita�a go entuzjastycznie. Portier raportowa�, �e neseser przywieziono z dworca przed godzin�; �e numer na pierwszym pi�trze jest przygotowany, w ci�gu ostatnich kilku dni dopytywa� si� o pana dziedzica pan hrabia Komorowski, �e przed tygodniem telefonowa� antykwariusz z Wierzbowej z zawiadomieniem, �e wyszuka� renesansowy ekran do kominka, �e... - Dobrze, dobrze... - przerwa� Runicki. - Prosz� mnie teraz po��czy� z Wysokimi Progami. B�d� u fryzjera. - S�ucham pana dziedzica. Skin�� g�ow� i poszed� do fryzjera. Pan Ryszard, kt�ry zawsze osobi�cie obs�ugiwa� Runickiego, goli� w�a�nie kogo� minorum gentium, z kim widocznie w zak�adzie nie liczono si� zbytnio, gdy� pan Ryszard kaza� si� zast�pi� kt�remu� z pomocnik�w, a sam ju� by� na us�ugi "szanpana dziedzica". Wiedzia� spryciarz, �e pachnie to grubym napiwkiem. Po niemal dwutygodniowej niebytno�ci w Warszawie w�osy Runickiego wymaga�y wielu zabieg�w. W domu, w Wysokich Progach, goli� si� sam, w Gr�jcu za� fryzjerom nie dowierza�. Mycie g�owy, strzy�enie, golenie, podci�cie w�sik�w, by na ca�ej d�ugo�ci g�rnej wargi wyci�gn�y si� r�wniute�k� lini�, lecz ani o jeden milimetr nie wysun�y si� poza k�ciki ust, co psu�oby ca�y styl u�miechu. Poza tym nikt nie umia� podczerni� w�s�w i brwi z tak� dyskrecj�, jak Ryszard, ani tak zr�cznie ostrzyc, by podkre�li� t� niewielk� ilo�� siwizny na skroniach. Zreszt� nie tylko dlatego lubi� go Runicki. Pan Ryszard w ka�dym zwrocie, w ka�dym ruchu czy uk�onie mia� ten doskona�y ton czci, podziwu i famulusowskiej poufa�o�ci, kt�rych przede wszystkim nale�a�o wymaga� od s�u�by. A �e bynajmniej nie dla wszystkich by� taki, zas�ugiwa�o to na tym wi�ksze napiwki. W�osy zosta�y uczesane z niezmiennym, chocia� na wsi z trudem daj�cym si� utrzyma� na poziomie doskona�o�ci rozdzia�kiem, si�gaj�cym niemal do karku, wypomadowanym najlepsz� brylantyn� i przyprasowanym rurkami. Podczas masa�u twarzy panna Nelly szybko i sprawnie robi�a manicure. W�a�nie operacja by�a sko�czona, gdy wpad� boy: - Wysokie Progi, panie dziedzicu. Czy pan dziedzic rozka�e prze��czy� do kabiny? - Nie, nie trzeba, pom�wi� z recepcji. Nie spiesz�c si� zbytnio, by nie pos�dzono go o obaw� zap�acenia za kilka zmarnowanych minut po��czenia telefonicznego, uregulowa� nale�no��, zostawi� reszt� na kontuarze kasy dla pana Ryszarda i, �egnany "uszanowaniami" ca�ego personelu, poszed� do portierni. Zawsze z domem st�d rozmawia�. Po pierwsze, przy s�u�bie m�wi� po francusku (chocia� s�u�ba hotelowa wybornie zna�a ten j�zyk), ale swego akcentu nie mia� si� co wstydzi�. M�wi� jak rodowity Pary�anin. Po wt�re umia� w ten spos�b pokierowa� rozmow�, by nikt obecny z jego odpowiedzi nie m�g� si� zorientowa� w temacie. Tym razem wyj�tkowo trudno by�o wyt�umaczy� matce tak spreparowanymi zdaniami, �e nie ma �adnej nadziei, �e Towarzystwo na dalsze ust�pstwa nie p�jdzie i �e licytacja jest nieunikniona. Jak na z�o�� matka by�a tego dnia wyj�tkowo niepoj�tna. Gdy wreszcie zrozumia�a, krzykn�a na ca�e gard�o: - To znaczy, �e p�jdziemy z torbami! I krzykn�a tak g�o�no, �e Runicki musia� zakaszla� si�, by portier tego horrendum nie us�ysza�. Potem zacz�a biadoli� i rozczula� si� nad synem. - Jak ty, biedaku, musisz si� tym denerwowa�! No, nie przejmuj si�, prosz�. Zabaw si�, rozerwij si�, moje ty �ycie. Pr�bowa� jeszcze wy�o�y� matce, by pojecha�a do wuja Tomasza i postara�a si� wycisn�� ze� potrzebne pieni�dze, lecz pani Runicka co kilka zda� powtarza�a: - A po c� ja mam do tego gbura je�dzi�?... - Zatelefonuj� jeszcze raz wieczorem - w�ciek�y, chocia� wci�� u�miechni�ty, zako�czy� Ksawery. Po�o�y� s�uchawk� i spojrzawszy na zegarek, wyda� dyspozycj� portierowi. Kaza� przynie�� do swego numeru te rzeczy, kt�re stale trzyma� w Warszawie, to jest miejskie futro, frak, smoking, �akiet, wizytowe ubranie, odpowiedni� bielizn�, obuwie, s�owem wszystkie cz�ci garderoby, potrzebne w mie�cie podczas ci�g�ych przyjazd�w i nieraz kilkudniowych pobyt�w. Apartamencik na pierwszym pi�trze sk�ada� si� z salonu, alkowy i �azienki. Runicki przede wszystkim rozebra� si� i wzi�� k�piel. W Wysokich Progach ju� od dw�ch dni wodoci�g by� zepsuty i do k�pieli trzeba by�o grza� wod� w pralni. W�a�ciwie m�wi�c, niepotrzebnie kaza� przygotowa� swoje rzeczy. Po wiadomo�ci otrzymanej w Towarzystwie Kredytowym straci� ochot� do wszystkiego. Zamierza� z�o�y� kilka wizyt w Warszawie i zaprosi� kogo� ze znajomych na obiad do Bristolu, ale teraz wola� by� sam. Wyci�gn�� si� w szlafroku na kanapie i zacz�� rozmy�la�. Sytuacja by�a bez wyj�cia. Na dw�ch tysi�cach morg�w Wysokich Prog�w wisia�o wi�cej d�ug�w ni� sam maj�tek przy dzisiejszych skandalicznie niskich cenach ziemi by� wart. Dotychczas, a �ci�lej m�wi�c, do ubieg�ej jesieni, spycha�o si� najpilniejsze rzeczy drobnymi po�yczkami, jakie jeszcze sk�dkolwiek, od znajomych, krewnych, od �yd�w z Gr�jca, da�y si� wyci�gn��. Wszyscy oni w razie licytacji oczywi�cie grosza nie dostan�. Po Towarzystwie i nale�no�ciach podatkowych, na hipotece figuruje prawie milion Banku Gospodarstwa Krajowego. Wszyscy drobni wierzyciele, a tych b�dzie pewno na drugi milion, odejd� z kwitkiem. Nie tylko w�asna ruina, ale i kompromitacja. Wprawdzie wylatuj� z maj�tk�w nie jedni Runiccy, ale zerwanie niekt�rych os�b jest wprost niezno�nie upokarzaj�ce. Zw�aszcza tych znajomych, od kt�rych on sam, Ksawery Runicki, bra� got�wk� i r�czy� s�owem za zwrot. - W�a�ciwie nale�a�oby sobie paln�� w �eb - pomy�la�, a po chwili powiedzia� g�o�no: - paln�� w �eb. Zirytowa�a go ta my�l. Przecie� to nie sztuka uciec od �ycia. Sztuk�... sztuk� jest... Sztuk�, tak, nielada sztuk� by�oby znalezienie w przeci�gu czterdziestu kilku dni panny z takim posagiem, by mo�na by�o - sp�aci� po�ow� d�ug�w. Chodzi przecie� o got�wk�. Kto dzi� ma tak� got�wk�!? Zacz�� w pami�ci wylicza� znane i zas�yszane nazwiska. Nie mo�e przecie� o�eni� si� tak, jak wuj Tomasz, z �yd�wk�. Chocia� i �ydzi teraz nie maj� pieni�dzy. Je�eli by jednak znalaz�a si� taka?... Kazio Laszkowski bywa w takich domach, zna ich wszystkich. Przecie� musz� jeszcze by� bogaci ludzie. Zerwa� si� i zacz�� chodzi� po pokoju. Oczywi�cie mo�e kiedy� o�eni� si� dobrze, ale na ratowanie Wysokich Prog�w b�dzie ju� w�wczas za p�no. - Sprzedadz�. Na pewno rozparceluj�... Zreszt� i o parti� b�dzie trudniej. Pan Ksawery Runicki z Wysokich Prog�w, to zawsze wi�cej ni� po prostu Ksawery Runicki... Zupe�nie inne kwalifikacje. Rzuci� okiem na paczk� pieni�dzy, kt�r� po�o�y� na stole. Osiem tysi�cy kilkaset z�otych. Resztki. W domu zosta�o zaledwie dwie�cie. Osiem tysi�cy to nic. Wp�acenie ich do Towarzystwa by�oby zwyk�ym g�upstwem. Zastanowi� si�: �adnym i prawdziwie pa�skim gestem by�oby urz�dzenie ogromnego pija�stwa, na ca�y Bristol, na ca�� Warszaw�. Sprosi� wszystkich znajomych, pokaza� im, jak si� robi przyj�cia, potem co do grosza uregulowa� rachunek i zastrzeli� si� przy stole. To by�aby klasa! Jaki� grecki patrycjusz przecie� przy uczcie przeci�� sobie �y�y. Runicki wzruszy� ramionami: - Tylko nie grajmy przed sob� komedii. Przeliczy� pieni�dze i zabra� si� do ubierania. Dochodzi�a czwarta. Przede wszystkim nale�a�o zje�� obiad. O ma��e�stwie zreszt� niepodobna by�o my�le� teraz, chocia�by przez wzgl�d na Mir�: Wda� si� w ten romans najniepotrzebniej w �wiecie. W�a�ciwie m�wi�c, nigdy nie podoba�a mu si� zbytnio, a po dw�ch latach sta�a si� wr�cz ci�arem, kul� u nogi. Gdyby by�a bogata, gdyby wreszcie diabli wzi�li tego jej stryja, wszystko by u�o�y�o si� prosto i jasno. Niestety nie zanosi�o si� na to wcale. Przeciwnie. Stryj Miry zamy�la� sam o ma��e�stwie, a dla bratanicy nie zrobi nic, zw�aszcza po tym jej niedorzecznym rozwodzie z Paw�em. Runicki przy ka�dej sposobno�ci podkre�la� w okolicy i wobec wszystkich znajomych, �e Mira rozwiod�a si� bynajmniej nie dla niego. Po prostu niezgodno�� charakter�w. Dla zaakcentowania tej sytuacji wyra�a� si� nawet o Pawle, kt�rego w gruncie nie cierpia�, z najwy�szym uznaniem. Ile razy spotkali si�, umy�lnie i demonstracyjnie prowadzi� z nim d�ugie rozmowy. Pomimo to nie nale�a�o si� �udzi�. W powiecie nikt w to nie wierzy�, i nie wierzy� przede wszystkim Pawe�. Nie dalej, jak przed tygodniem Mira powiedzia�a g�o�no na imieninach u Ma�kiewicz�w: - Nie po to rozwiod�am si�, by znowu wyj�� za m��. Nie ma na �wiecie takiego m�czyzny, kt�remu mog�abym zaufa�, a zreszt� najbardziej mi odpowiada samotno��. Formalnie zatem wszystko by�o w porz�dku. Widywali si� po dawnemu z t� r�nic�, �e teraz nie trzeba by�o kry� si� przed Paw�em. Formalnie nikt nic nie m�g� zarzuci�. Jednak, �eni�c si� z kim� innym, Runicki narazi�by si� na ca�kiem niedwuznaczny os�d swego post�powania, i to os�d powszechny. Przeklina� teraz w duchu ten sw�j najg�upszy krok w �yciu, kiedy przez ch�� zaimponowania s�siadom zacz�� zabiega� o wzgl�dy Miry. Okrzyczano j� jako naj�adniejsz�. Poza tym by�a jedyn� kobiet� wykszta�con� naprawd�, jedyn� w okolicy, posiadaj�c� tytu� doktora filozofii. Ambicje Ksawerego podnieca� i fakt, �e Pawe� by� naprawd� pi�knym m�czyzn�. A �e Wysokie Progi s�siadowa�y o miedz� z Borych�wk�, zabiegi o wzgl�dy m�odej m�atki posz�y, psiakrew, �atwiej, ni� tego by pragn��. Pozory by�y nadal po jego stronie, ale czu�, rozumia�, wiedzia�, �e pozory tu nie wystarczy�yby. Przez chwil� zacz�� oblicza� warto�� Borych�wki. Nie by�a zad�u�ona zbyt wysoko. W ci�gu trzyletniego gospodarowania na maj�tku posa�nym Pawe�, naprawd� dzielny rolnik, zdo�a� zrobi� niejedno. W najlepszym wszak�e wypadku wyci�gn�oby si� przy sprzeda�y Borych�wki �mieszn� kwot� stu pi��dziesi�ciu do dwustu tysi�cy. - Absurd - wzruszy� ramionami z najwy�sz� irytacj�. Zreszt� ona sama musi to zrozumie�. Najlepiej by�oby pogada� z ni� otwarcie. Powiedzie� co� o ratowaniu ojcowizny, o obowi�zku spadkobiercy nazwiska, o tym, �e Wysokie Progi ju� od trzystu lat s� w rodzinie Runickich. Musi zrozumie�!... Przecie� nie przestan� si� kocha�, przecie� o�eni si� tylko dla pieni�dzy... Jest do�� inteligentna, by w�a�ciwie to oceni�. Kwestia prostej logiki! A jednak - by� pewien, �e Mira nie potrafi pogodzi� si� nawet z oczywist� s�uszno�ci�. - Wi�c niech si� nie godzi! - wybuchn��. C� mu mo�e zrobi�? Nic, absolutnie nic!... Ale nie o to mu chodzi�o. �adnych formalnych zobowi�za� wobec Miry nie mia�. Nigdy nie przyrzeka� jej ma��e�stwa, od rozwodu stara� si� j� odwie��. Jest w zupe�nym porz�dku... Do niczego przyczepi� si� nie mo�e, nie ma prawa i zreszt� na pewno si� nie przyczepi. Je�eli te� ba� si� podobnej rozmowy, to dlatego, �e wiedzia�, jak na� w�wczas spojrzy. Owo "jak" ju� w samej wyobra�ni by�o dotkliwsze od policzka. - Niech to wszyscy diabli! - zakl��. - Nie mog� my�le� o tych wszystkich rzeczach, nie mog�!... Z w�ciek�o�ci� zacz�� si� ubiera� i dopiero przy g��bszym zastanowieniu si� nad wyborem odpowiedniego krawata poczu� jak�� ulg�. Pomimo to postanowi� samotnie zje�� obiad i wypi� przy nim du�o alkoholu. Na dole w restauracji umy�lnie usiad� w k�cie, chocia� dostrzeg� przy dw�ch stolikach znajomych: P�aszowskich z Pomiechowa i Taraszkiewicza zajmuj�cego w Warszawie jakie� intratne stanowisko w liniach okr�towych, czy w czym� takim. Uk�oni� si� z daleka i usiad� sam. Dyrektor sali i dwaj kelnerzy podbiegli natychmiast. Od innych stolik�w wszystkie oczy zwr�ci�y si� ku Runickiemu. Wiedzia�, �e ci i owi informuj� si� u s�u�by o nim. Ka�dy kelner z szacunkiem wyja�nia� tonem podkre�laj�cym pozycj� nowego go�cia: - To pan Runicki z Wysokich Prog�w. Ksawery, ile razy dobiega�a jego uszu nazwa rodzinnego maj�tku, cieszy� si� ju� samym brzmieniem tej nazwy. Pocieszki liczy�y a� cztery tysi�ce morg�w, Micha��wka jeszcze wi�cej, ale nie zamieni�by si� na nie przez wzgl�d na ten wielkopa�ski akcent, jaki tkwi� w Wysokich Progach. I teraz wystawiono na licytacj�! By�a w tym oburzaj�ca niewsp�mierno�� i Runickiego dr�czy�a my�l, �e wszyscy spogl�daj�cy ku niemu, a ju� na pewno P�aszowscy i Taraszkiewicz, wiedz� o tym. Dlatego zamiast koniaku kaza� poda� czyst� w�dk�, kt�r� zreszt� wola� zawsze, a tak�e siedzia� z min� kamienn�: by nie zach�ci� nikogo z nich do rozmowy. Jednak po pewnym czasie Taraszkiewicz, kt�ry jad� obiad z kilkoma panami i paniami, wsta� i skierowa� si� ku Runickiemu. Lubili si� wzajemnie, kolegowali kiedy� w gimnazjum. Ojciec Taraszkiewicza mia� kiedy� du�e dobra pod Kozienicami. Od szeregu lat spotykali si� wy��cznie na terenie Warszawy i nieraz bawili si� razem, oczywi�cie, na koszt Runickiego. Sytuacja finansowa Tolka Taraszkiewicza by�a niez�a, pozwala�a mu utrzyma� si� na powierzchni �ycia towarzyskiego i �ycia w og�le, jednak�e umia� za ka�dym razem akurat o tyle zwleka� z si�gni�ciem do kieszeni, by Ksawery zd��y� naprz�d si�gn�� do swojej. Si�ga� za� z prawdziw� przyjemno�ci�. Bynajmniej nie przez rozrzutno��, tylko po prostu dlatego, �e kosztem tych kilkuset z�otych zapewnia� sobie �w ma�y, ale wyra�ny dystansik mi�dzy nimi, mi�dzy tymi wszystkimi, za kt�rych p�aci� a sob�. On wyznacza� knajp�, na niego czekano, do niego zwraca�a si� s�u�ba o dyspozycje i z rachunkami. Chocia�by towarzystwo mia�o by� najwi�ksze, stolik zawsze rezerwowano na jego nazwisko. Nawet je�eli siada� przy cudzym - od razu stawa� si� gospodarzem. Nie pieni�dze odgrywa�y w tym wy��czn� rol�, lecz i spos�b bycia, ale na taki w�a�nie spos�b bycia pozwala mo�no�� wydawania pieni�dzy. Zaraz po pierwszych "jaksi�maszach" okaza�o si�, �e Taraszkiewicz wie ju� o licytacji. - Zreszt�, komu dzi� to nie grozi - machn�� r�k� - u ciebie, stary, jeszcze chyba najlepiej. Familia czcigodna ruszy kabz� i ju�. Prawda? - Jako� si� to zrobi - skrzywi� si� Runicki. - Zapewne. M�wiono mi, �e� by� dzi� w Tekazecie. Na d�ugo przyjecha�e�? - Jeszcze nie wiem. Psuj� mi humor te idiotyczne sprawy. - A jak�e tam stary?... Wci�� siedzi w rewolucji francuskiej?... Szcz�liwy cz�owiek... Maman zdrowa? - Dzi�kuj� ci. - Nie jeste� rzeczywi�cie w najlepszym humorze. Napijmy si�. Pozwolisz?... Jestem wprawdzie po obiedzie, ale... kieliszek czystej nigdy nie zawadzi. Kelner uprzedzi� go i nape�ni� kieliszki. - Sam przyjecha�e�? - znacz�co zapyta� Taraszkiewicz. - Przecie� zawsze sam przyje�d�am - z przymusem u�miechn�� si� Runicki. - No tak. Twoje zdrowie... C� porabia pani Mira? - Nie wiem. Dawno jej nie widzia�em - sk�ama� Runicki. - Zreszt�, tak mi ju� obrzyd�y stosunki na wsi... - Hm... Wi�c posied� w Warszawie... - I Warszawa znudzi�a mi si� ostatecznie. Ten klimat, ten obrzydliwy klimat! Taraszkiewicz strzeli� palcami: - Wiesz! Mam dla ciebie pomys�! - No? - Nie musisz teraz wraca� do Wysokich Prog�w? - No... niekoniecznie... - Machnij si� zatem na nasz� wycieczk� morsk�. B�dziesz mia� wszystko: inny klimat, zmian� wra�e�, miesi�c beztroskiego �ycia. Jak Boga kocham. Szczerze ci� namawiam. Sam pojecha�bym z przyjemno�ci�, gdybym m�g�. Prawie trzy tygodnie na morzu, tydzie� w Pary�u, poza tym Londyn, Sewilla, Pary�anki, Hiszpanki... Jak Boga kocham warto! Runicki zainteresowa� si� i Taraszkiewicz obszernie musia� poinformowa� go o szczeg�ach. Wycieczka pojutrze odje�d�a z Gdyni wielkim okr�tem "Sarmatia". Morzem do Londynu, trzy dni pobytu, zwiedzanie albo w grupach, w og�lnym koszcie, albo na w�asn� r�k�. P�niej do Marsylii, stamt�d kolej� na tydzie� do Pary�a, przejazdy i hotele op�acone, wycieczki, zwiedzanie, utrzymanie - wszystko. Ale ma si� rozumie� mo�na zupe�nie odseparowa� si� od ca�ej bandy rodak�w. W powrotnej drodze Hiszpania, Sewilla, Kordoba, ewentualnie Grenada, walki byk�w. I znowu wypoczynek na morzu a� do Gdyni. - W tym wszystkim trzy przewagi nad indywidualn� podr�. Po pierwsze znacznie taniej, po drugie, �adnych k�opot�w, ani tu na miejscu z paszportem i wizami, ani w drodze, bo wszystko jest �wietnie zorganizowane, a poza tym przymus oderwania si� od wszelkich trosk i boskie morze. Miesi�c b�ogiego farniente... Runicki zapali� si� do tego pomys�u. Perspektywa oderwania si� od rozpaczliwej rzeczywisto�ci, od beznadziejnych i bezp�odnych biada� nad sytuacj� materialn�, od dr�cz�cego stosunku z Mir� Czersk� - poci�ga�a go silnie. Ostatecznie matka z rz�dc� dadz� sobie rad� w bie��cych sprawach, co za� dotyczy kwestii utrzymania si� przy Wysokich Progachna to nikt nie poradzi. Poza tym Runicki nigdy nie podr�owa� okr�tem i to zach�ca�o go bodaj jeszcze bardziej, ni� mo�no�� poznania Hiszpanii i Anglii. Rozmowa sko�czy�a si� tym, �e Taraszkiewicz po�egna� si� ze swoim towarzystwem i obaj z Runickim pojechali do biura linii okr�towej. Tutaj, po obejrzeniu fotografii okr�tu i kabin, po wy�owieniu z listy pasa�er�w kilkunastu bardzo dobrych nazwisk i po o�wiadczeniu Taraszkiewicza, �e mo�e staremu przyjacielowi s�u�y� znaczn� zni�k� ceny - rzecz zosta�a za�atwiona. Runicki ani si� opatrzy�, gdy znalaz� si� przy kasie i zap�aci� za bilet. Zawarto�� portfela powa�nie zeszczupla�a, za to kiesze� wype�ni�a si� prospektami, mapami, rozk�adami jazdy itp. Wszystkie formalno�ci tego jeszcze dnia mia� za�atwi� Taraszkiewicz. Dopiero znalaz�szy si� na ulicy Runicki zastanowi� si� nad tym, �e w�a�ciwie pope�ni� g�upstwo. I to znowu przez t� swoj� manier� przeprowadzania spraw od r�ki, bez g��bszego namys�u, bez rozwa�enia wszystkich stron projektu. Wyjazd na ca�y miesi�c, ba, na miesi�c i kilka dni w takim okresie by� co najmniej �wiadectwem lekkomy�lno�ci. Zapewne niekt�rzy mog� to oceni� jako gest dobrej klasy. Ale wi�kszo�� zrobi z tego nowy zarzut. Powiedz� jeszcze, �e pojecha� pu�ci� resztki... A c� u licha ma zrobi� z tymi resztkami?! Z�y na siebie poszed� na poczt�. Wola� st�d m�wi� z Wysokimi Progami. W hotelu zawsze zachodzi�a obawa, �e panienka z centrali mo�e rozmow� us�ysze�, a teraz nale�a�o z matk� i z rz�dc� Pieczyng� pogada� wyczerpuj�co i otwarcie. Pani Runicka zap�akana i piorunuj�ca na wierzycieli przyj�a szczeg�ow� relacj� syna z pe�ni� wiary, �e przecie� wuj Tomasz, do kt�rego zaraz jutro p�jdzie, nie pozwoli im zgin��. Natomiast ucieszy�a si� z zamiaru Ksawerego. - Jed� synku, oczywi�cie, jed�!... Doskonale ci to zrobi - odpowiada�a na jego t�umaczenia. Obieca�a te� najbli�szym poci�giem wys�a� walizk� z letni� garderob� i z wszelkimi niezb�dnymi do d�u�szej podr�y rzeczami. Pan Pieczynga natomiast przerazi� si� i zacz�� odwodzi� Ksawerego od zamiaru. Argument�w mu nie brakowa�o - zatargi z nieop�aconymi lud�mi, szereg termin�w na licytacj� byd�a, uprz�y, koni, a nawet mebli. - Ja tu chyba si� powiesz�, prosz� pana! - C� ja panu pomog�? - broni� si� Ksawery. - Nie b�dziemy mieli co, czym, ani kim sia�! - rycza� w telefonie Pieczynga. - O, Bo�e! Wi�c niech pan nie sieje, niech pan nic nie robi. A co do licytacji ruchomo�ci, to najlepiej przep�dzi� krowy do Borych�wki. Meble i maszyny mo�e pan te� gdzie� po s�siadach polokowa�. No, panie Stefanie, ju� jako� pan to zrobi. Ja doprawdy do tego wszystkiego nie mam ju� nerw�w, ni zdrowia. No, do widzenia. A niech pan przypomni mojej matce, by zapakowano ze trzy pary tenisowych spodni. Napisz� z podr�y. Tylko dajcie mi wytchn��. Od�o�y� s�uchawk�, rzeczywi�cie wyczerpany t� rozmow� do reszty. Pieczynga mia� prawdziwy talent w psuciu humoru Runickiemu. Gdyby nie to, �e rzeczywi�cie by� doskona�ym rolnikiem i �e w rodzinie Runickich pracowa� ju� od lat przesz�o trzydziestu, a na Wysokich Progach od dziesi�ciu, Ksawery rozsta�by si� z nim od dawna. W�a�ciwie m�wi�c w ca�ym domu jedyn� osob�, z kt�r� nale�a�oby si� naprawd� liczy�, by� w�a�nie ten rz�dca, czy raczej administrator. Ojciec, istotny winowajca fatalnej sytuacji ca�ej rodziny, nie liczy� si� wcale. Zreszt� nie chcia� mie� �adnego wp�ywu ani na dom, ani na syna. Zagrzebany w starych szparga�ach, ob�o�ony stertami ksi��ek, interesowa� si� tylko t� swoj� anegdotyczn� w okolicy rewolucj� francusk�. Matka, najlepsza w �wiecie kobieta, kt�r� trzeba by�o zna� tak, jak zna� j� Ksawery, by wybaczy� jej wszystkie ekstrawagancje i ten spos�b bycia, nie umia�a jednak rzeczowo i systematycznie zajmowa� si� sprawami maj�tku, ani prowadzeniem gospodarstwa kobiecego, chocia� przy nim si� upiera�a. W tych warunkach najwi�ksze wysi�ki Pieczyngi rozpe�za�y si� wniwecz. Wszyscy w domu czuli w nim jakby nieuprawnionego a wiecznie niezadowolonego kontrolera. Zdawa� si� m�ci� na Runickich za to, �e sam nic nie posiada�. Wszystko, cokolwiek mia�o s�u�y� wygodzie, co stanowi�o o lepszym poziomie egzystencji, o zaspokojeniu zami�owa� Runickich, lub o reprezentacji Wysokich Prog�w - uwa�a� za zbytki, za luksus, za rozrzutno��. O ka�dy grosz trzeba by�o z nim walczy�, pilnowa�, by zainkasowanymi za sprzeda� zbo�a pieni�dzmi nie pokrywa� jakich� zobowi�za�, kt�re mog�y czeka�, by nie odwo�ywa� wydanych zam�wie� i nie targowa� si� tam, gdzie nie wypada�o. Taki stan rzeczy zasta� Ksawery ju� przed sze�ciu laty, kiedy zrezygnowawszy z przeci�gaj�cych si� i w gruncie zb�dnych studi�w w Wy�szej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Poznaniu, za namow� stryja Marka osiad� na wsi i przej�� z r�k matki zarz�d Wysokich Prog�w. W pocz�tkowym zapale przyznawa� nawet racj� panu Pieczyndze i wsp�pracowali zgodnie. By� to okres gwa�townej poprawy w koniunkturze rolniczej. Ceny zbo�a zwy�kowa�y, kredyty by�y niemal nieograniczone. Kto �yw naprasza� si� i lokowa� kapita� w maj�tkach ziemskich. I tu mi�dzy rz�dc� a Ksawerym zacz�a si� r�nica pogl�d�w. Podczas studi�w pozna�skich Ksawery zapozna� si� z bliska z wielkopolskim ziemia�stwem i z tamtejszymi sposobami prowadzenia gospodarki. By�y to sposoby nowoczesne polegaj�ce na wielkich wk�adach i wielkim zysku. Melioracje, sztuczne nawozy, najwy�sze gatunki zb�, kosztowna uprawa, maszyny, traktory, naukowa hodowla byd�a, nierogacizny, drobiu, ryb. Skuteczno�� tej metody widzia� na w�asne przecie� oczy. W�a�ciciele obszar�w o po�ow�, ba, trzykrotnie mniejszych od Wysokich Prog�w mieszkali w pa�acach, utrzymanych na bardzo wysokim poziomie, otoczonych wspania�ymi parkami. W maj�tkach posiadano wodoci�gi, kanalizacj�, elektryczno��, centralne ogrzewanie, trzymano samochody. Dlatego po rozejrzeniu si� w rodzinnych Wysokich Progach Ksawery orzek�, �e wszystko nale�y zmieni�. Zacz�� od gruntownego wyremontowania pa�acu z nadbudowaniem drugiego pi�tra, od elektryfikacji, wodoci�g�w, centralnego ogrzewania, przebudowy stajni cugowej, ob�r i chlew�w. Jednocze�nie sprowadzi� najnowsze maszyny rolnicze, przeplanowa� ogr�d i parki wed�ug projekt�w sprowadzonego z Anglii specjalisty, wyszlamowa� i wybetonowa� oba stawy dawne i wykopa� trzy nowe, gdzie rozpocz�� racjonaln� hodowl� ryb i rak�w. Olbrzymie te inwestycje poch�ania�y r�wnie olbrzymie kwoty. Pieni�dzy jednak nie brakowa�o. Ceny wci�� sz�y w g�r�, warto�� ziemi ros�a. Pan Pieczynga, rolnik starej daty, walczy� z ka�d� innowacj�. Ostrzega� przed przesadnymi, jego zdaniem, inwestycjami, kraka�, �e zbyt intensywna gospodarka w razie zmiany koniunktury musi przynie�� nieproporcjonalnie ci�kie deficyty. Najlepszym dowodem, �e nie mia� racji, by�y trzy nast�pne lata. Dochodowo�� Wysokich Prog�w wprawdzie jeszcze nie mog�a wzrosn�� nadmiernie, ale sama ich warto�� w�a�nie dzi�ki poczynionym wk�adom podnios�a si� bardzo. Widomym wyrazem tego by�a wzrastaj�ca �atwo�� w uzyskaniu po�yczek na dalsze numery hipoteki, lub po prostu na weksle. Pan Pieczynga musia� siedzie� cicho. Nie przyznawa�, przez up�r, �e woli gospodarowa� w Wysokich Progach w nowych warunkach, lecz wdro�y� si� w nie i wszystko sz�o o tyle sprawnie, �e sam Ksawery m�g� wi�cej czasu po�wi�ci� �yciu osobistemu i towarzyskiemu. W owym czasie gra� sporo i szcz�liwie na wy�cigach, a to zach�ci�o go do zafundowania sobie w�asnej stajni wy�cigowej. Wprawdzie zbytnio na koniach si� nie zna�, lecz jako� sz�o, stajnia za� dawa�a w stolicy swego typu pozycj� w�a�cicielowi. Zreszt� i w okolicy wielki rozmach gospodarki Ksawerego zapewni� mu stanowisko powa�ne. Zosta� wiceprezesem powiatowego zwi�zku ziemian, s�siedzi nieraz zasi�gali jego opinii w r�nych sprawach. Wprawdzie po cichu i za plecami pokpiwano te� podobno z wielkopa�skich innowacji w Wysokich Progach, ale na to nie zwraca� uwagi. W ka�dym razie stopa �yciowa domu podniesiona zosta�a znacznie. Zamiast starej Klemensowej w kuchni zainstalowa� si� kucharz, doskona�y kucharz, dawniejszy zast�pca szefa kuchni w Bristolu, dwaj lokaje, stangreci, szoferzy, wszyscy w liberiach. W duchu Ksawery przyznawa� racj� panu Pieczyndze, �e mo�e istotnie zbyt wiele sz�o na wyjazdy do Warszawy, na urz�dzanie polowa� i przyj�� w Wysokich Progach. Ale wymaga�y tego stosunki, trudno za� by�o odmawia� sobie najzwyklejszych przyjemno�ci, kt�re po prostu by�y potrzeb�. I gdyby nie kryzys... Gdyby nie kryzys... Tego nikt nie umia� przecie� przewidzie�. Taki stryj Marek, czy inni jemu podobni, kt�rzy jeszcze mocno trzymaj� si� ziemi, a teraz chwal� si� swoj� ostro�no�ci� i oszcz�dno�ci�, nie dlatego prowadzili i do �mierci prowadzi� b�d� gospodark� ekstensywn�, �e umiej� przewidywa�, tylko z powodu braku inicjatywy, braku aspiracji, z powodu lenistwa, no, i prymitywnych potrzeb. �atwo im teraz krytykowa�. Ale, jakby wygl�dali, gdyby nie popsu�a si� koniunktura?. - Teraz b�d� psy wiesza� na mnie - gryz� si� Ksawery. - Niech ich wszyscy diabli! Poniewa� po prostu ba� si� jakiejkolwiek rozmowy na temat licytacji Wysokich Prog�w i g�upich pyta� na temat, co zamierza zrobi�, od kilku tygodni unika� ju� s�siad�w i znajomych, naturalnie o tyle tylko, o ile to by�o mo�liwe. I obecnie ta niech�� do spotkania kogokolwiek by�a powodem zrezygnowania z odwiedzania znajomych. Umy�lnie na kolacj� wst�pi� do niedu�ej restauracji, tu� przy bocznej ulicy, w przekonaniu, �e nie zastanie tu nikogo. Tote� cofn��by si� od drzwi, gdyby ju� nie by�o za p�no: w sali, w samym �rodku, ucztowa�o towarzystwo, co� z siedem os�b, sami znajomi. Wej�cie Runickiego powitali g�o�nymi wiwatami. - Wery! Patrzcie, Wery! - Witaj, z�otko! - krzycza� pan Trelicki. - C� za dobre bogi przynios�y ci� do nas? - Przyjecha�e�? - Niech pan tu siada! - S�u�ba! Nakrycie! - Gdzie� si� podziewa�, kuzynku? - zatacza� si� pan Runicki, jaki� podobno daleki krewny Ksawerego. Zreszt� wszyscy byli mocno pod gazem. Okaza�o si�, �e by�y to imieniny Franka Lupowskiego, kt�ry w dodatku mia� obla� sw�j awans, gdy� zosta� adiutantem dow�dcy brygady. Na szcz�cie humory ju� by�y w tym stadium, kiedy zami�owanie plotkarskie i w�cibianie nosa w cudze sprawy nikogo nie dr�czy. Po d�u�szym pobycie w restauracji uchwalono przenie�� si� "do innego �yda". Ca�e towarzystwo ulokowa�o si� w dw�ch samochodach i pojecha�o do Wilanowa, stamt�d do nocnego dancingu, potem do drugiego. Gdy Ksawery nad ranem znalaz� si� w hotelu i przeliczy� pozosta�� got�wk�, okaza�o si�, �e wyda� co� ponad tysi�c z�otych. Pr�bowa� robi� sobie z tej racji wyrzuty, lecz senno�� przemog�a. Spa� do czwartej po po�udniu i obudzi� si� z niezno�nym b�lem g�owy. - Czy nadesz�y moje rzeczy? - zapyta� s�u��cego, kt�ry przyni�s� mu tac� z wod� sodow� i cytrynami. - Tak jest, prosz� pana dziedzica. - Wi�c przynie�cie tu i b�dziecie pakowa� reszt�. O kt�rej jest poci�g do Gdyni? - O dziesi�tej pi�tna�cie. - No, dobrze. Dwa proszki od b�lu g�owy i co� dziesi�� cytryn wraz z morzem czarnej kawy zrobi�y swoje. Zdo�a� skupi� tyle uwagi, by wydawa� z ��ka dyspozycje pakuj�cemu walizy s�u��cemu. Nie wychodz�c z numeru zjad� kolacj�, wys�a� na dworzec ch�opca hotelowego celem zdobycia wolnego miejsca w sleepingu (o czym zapomnia� pomy�le� wcze�niej), uregulowa� nale�no�� i przed samym odjazdem poci�gu by� na dworcu. Na szcz�cie w ostatniej chwili znalaz� si� wolny przedzia� sypialny. Runicki natychmiast po�o�y� si� i spa� znowu, jak zabity, a� do rana. Rozdzia� II By� to do�� du�y dwukominowy okr�t pasa�erski, utrzymuj�cy sta�� komunikacj� mi�dzy Gdyni� a Nowym Jorkiem i Halifaxem po drugiej stronie Atlantyku. Jak wszystkie statki, kt�re ujrza�y �wiat�o dzienne w stoczniach holenderskich, du�skich czy angielskich, wraz z pocz�tkiem bie��cego stulecia, nie m�g� si� poszczyci� ani zbyt wysmuk�� lini�, ani szczeg�lniejszymi wygodami. Wygl�da� jednak korpulentnie i bezpiecznie, a odnawiany i przerabiany niemal co roku wywiera� wra�enie schludno�ci, a nawet miejscami m�odzie�czej �wie�o�ci. - Okr�ty s� jak kobiety - m�wi� drugi oficer, porucznik Hurny - po trzydziestce, nieprawda�, wymagaj� makija�u, ale ciesz� si� jeszcze powodzeniem tam, gdzie nieprawda�, nie maj� m�odszej konkurencji. Za to nie robi� niespodzianek i wiadomo ju� czego trzyma� si� w post�powaniu z nimi. Jak na sw�j dojrza�y wiek S. S."Sarmatia" porusza�a si� do�� �wawo, robi�c przeci�tnie trzyna�cie w�z��w, co w t�umaczeniu na j�zyk l�dowc�w r�wna si� dwudziestu kilometrom na godzin�. O ile szybko�� ta mog�a nie zadawala� pasa�er�w spiesz�cych w wa�nych sprawach do Ameryki, lub z powrotem, o tyle wycieczkowej publiczno�ci wystarcza�a zupe�nie. Ci�ka i wysilona praca maszyn na dole okr�tu, im by�o wy�ej w jego pok�adach i w hierarchii cen bilet�w, tym mniej dawa�a si� odczu�. Ha�as cich� ju� ca�kowicie na spacerowym, do kabin za� pierwszej klasy nie dociera�o nawet dr�enie najni�szych, zanurzonych na dobre sze�� metr�w w wodzie cz�ci kad�ubu. Tona� "Sarmatii" wynosi� pi�tna�cie tysi�cy przy pe�nym obci��eniu, kt�rego nie pami�ta�a ju� jednak od dobrych lat dwudziestu, to jest od czasu, gdy pod sw� pierwotn� nazw� "Dagmary" kursowa�a mi�dzy Ba�tykiem a portami Dalekiego Wschodu z �adunkiem drobnicy w jedn�, a z ry�em i herbat� w drug� stron�. Wtedy i wn�trze jej nie by�o jeszcze zabudowane w obecny spos�b, nie by�o tam ma�ych, bia�o lakierowanych kabin, wy�o�onych czerwonymi chodnikami, lecz tylko ogromne magazyny, gdzie pi�trzy�y si� worki i skrzynie, skrzynie i worki. Kajuty istnia�y tylko na g��wnym pok�adzie, no i dla rzadko trafiaj�cych si� bogatych podr�nych na pok�adzie mostowym. "Dagmara" by�a bowiem statkiem towarowym. Odk�d zmieni�a imi� i zacz�a p�ywa� pod polsk� bander�, przewozi�a przewa�nie emigrant�w do Ameryki i reemigrant�w do kraju. W okresie jednak najmniejszego ruchu wychod�czego s�u�y�a jako okr�t wycieczkowy i wypoczynkowy, a w zwi�zku z tym przyozdabia�a si� nowymi lakierami, nowym urz�dzeniem kabin i dywanami w salonach, a przede wszystkim od�wi�tnym nastrojem trzepocz�cych girland, chor�giewek i sznurami wielobarwnych �ar�wek, rozbawionym t�umem pasa�er�w, ha�asem �miech�w i d�wi�kiem dw�ch orkiestr: jednej marynarskiej, drugiej cywilnej. Surowo�� i rygor, panuj�ce na "Sarmatii" podczas normalnych rejs�w, ust�powa�y miejsca serdecznej temperaturze go�cinno�ci. Zwierzchnicy za�ogi byli niejako gospodarzami. Kapitan, oficerowie, in�ynier, lekarz okr�towy, intendent uwa�ali za sw�j obowi�zek, za obowi�zek czasami naprawd� mi�y, zajmowa� si� go��mi, bawi� panie, gra� w bridge'a z panami, lub pokazywa� nieznane im osobliwo�ci, jak radiostacj�, przyrz�dy nawigacyjne, maszyny. Wszystkiego tego dowiedzia� si� Ksawery Runicki ju� w dwie godziny po zainstalowaniu si� na "Sarmatii" od bardzo uprzejmego porucznika Hurnego, gdy stoj�c na mostkowym pok�adzie, obserwowali nikn�cy i zacieraj�cy si� na horyzoncie kontur P�wyspu Helskiego. Szcz�liwie zaczyna�a si� podr�. Barometr sta� wysoko, od p�nocnego zachodu wia� wiatr tak lekki, �e nie by� w stanie nawet zmarszczy� g�adkiej, niczym wypolerowana tafla metalu, powierzchni morza. Niebo ogromne i b��kitne, zamyka�o widnokr�g przezroczystym kloszem, bez najmniejszej skazy. S�o�ce od podwietrznej przygrzewa�o mocno w krystalicznie czystym powietrzu, chocia� termometr w cieniu wykazywa� zaledwie sze�� stopni ciep�a. Runicki w futrze i w sportowej czapce, z lornet� morsk� przewieszon� przez rami�, sta� obok porucznika Hurnego i s�ucha� obja�nie� o kolorach r�nych m�rz i ocean�w. Obok raz po raz przesuwali si� pojedy�czo lub grupkami wsp�pasa�erowie. Zd��yli ju� rozlokowa� si� po kabinach i teraz �azili po ca�ym okr�cie, by przyjrze� si� wszystkiemu od burty po burt�, od dzioba, gdzie ostry prz�d okr�tu wrzyna� si� w nieruchom� g�ad� wody, a� po ruf�, gdzie piana spod �rub kot�owa�a si� w jednostajnym szumie, uk�adaj�c si� a� do opuszczonego widnokr�gu, w prost� jak strza�a, szerok� ta�m� wzburzonej, stratowanej przez cielsko okr�tu, drogi. Takie same ogl�dziny przeprowadzi� ju� i Ksawery. Pomimo nowo�ci jak� dla� by�a morska podr�, czu� si� nieco rozczarowany. Do�� szybko zorientowa� si� w tym labiryncie, jakim wyda� mu si� okr�t na pocz�tku, w zdawa�oby si� niezliczonych przej�ciach, schodkach, korytarzach i wej�ciach. Wszystko razem wygl�da�o to jak hotel, z�udzenie to utrwali�o si� jeszcze mocniej, gdy zajrza� do baru, gdzie z braku lepszego zaj�cia wypi� par� kieliszk�w porto. Wr�ciwszy nieco zzi�bni�ty do kabiny, zabra� si� do rozpakowania rzeczy. W przepisach, kt�re zd��y� ju� przestudiowa�, wskazywano, i� kufry i wi�ksze walizy nale�y odda� do przechowania. Wobec tego rozlokowa� w szafie ubrania, obuwie, bielizn� i r�ne drobiazgi. Wezwany dzwonkiem steward zaj�� si� walizami i o�wiadczy�, �e lunch b�dzie za p� godziny. Wobec tego Ksawery przyst�pi� do studiowania listy pasa�er�w. Niedu�a welinowa ksi��eczka zawiera�a spis wszystkich podr�nych wed�ug alfabetu. Przy ka�dym nazwisku by� podany zaw�d oraz numer zajmowanej kabiny. Przede wszystkim z zadowoleniem odnalaz� siebie: Ksawery Runicki, ziemianin, kabina nr 5. �atwo si� zorientowa�, �e im mniejszym numerem by�y oznaczone kabiny, tym kosztowa�y dro�ej. By�o tylko dwadzie�cia kabin jednoosobowych pierwszej klasy, co� czterdzie�ci dwuosobowych w drugiej i wiele tanich na ni�szych pok�adach. Przejrza� zatem nazwiska z pierwszej i drugiej klasy w nadziei, a raczej w obawie, �e w tej masie podr�nych mo�e znale�� si� przecie� i kto� znajomy. Na szcz�cie nie znalaz� nikogo. Natomiast podkre�li� sobie kilka nazwisk znanych: hr. Jerzy Dokszycki, ziemianin, prof. Wac�aw Gniewosz hr. Maria Znaniecka, ziemianka, dr Juliusz Wurm, przemys�o wiec i rzecz ca�kiem niespodziewana - owa ruda aktorka, kt�r� pami�ta� ze "Z�otej Maski". - Kabina sz�sta - zauwa�y� - to musi by� obok. Rozleg� si� gong. Runicki wzi�� papierosy, poprawi� przed lustrem w�osy i krawat; przypudrowa� koniec nosa, kt�ry wyda� mu si� nieco zaczerwieniony i zszed� na d�. Sala jadalna, wsp�lna niestety dla pierwszej i drugiej klasy, mie�ci�a si� na pok�adzie g��wnym. Gdyby nie niski sufit i niezbyt g�ste podtrzymuj�ce ten sufit kolumienki, przypomina�aby zwyk�� sal� restauracyjn� w przyzwoitym hotelu. Ca�a by�a zastawiona niedu�ymi okr�g�ymi sto�ami, nakrytymi ka�dy na sze�� os�b. W rogu gra�a na podium orkiestra w marynarskich mundurach. Uprzejmy kierownik sali wskaza� Ksaweremu jego miejsce, obja�niaj�c, �e stara si� zawsze tak dobra� towarzystwo, by ka�dy st� w swoim k�ku czu� si� najlepiej. Oczywi�cie, p�niej mo�na dobra� si� inaczej, innymi grupami. - Mo�e pan jednak ju� teraz ma jakie� �yczenia... - O, bynajmniej. Prosz� mi tylko powiedzie�, kto siedzi przy tym stole? - Ale� s�u��. Szanowny pan, to raz, - zajrza� do notesu - hrabia Dokszycki, to dwa, genera� Przyby�, to trzy, hrabina Znaniecka, to cztery, ma��onka genera�a, to pi�� i lekarz okr�towy dr Pasznicki, to sze��. - Wybornie - skin�� g�ow� Ksawery. - Mo�e za ma�o pa� - us�u�nie u�miechn�� si� kierownik sali - ale... Jest tu jedna pi�kna os�bka, znana artystka warszawska, pani Nieczaj�wna... M�g�bym zamieni� kogo� na ni�... Tylko nie wiem. - O nie, nie - �ywo przerwa� Ksawery - dzi�kuj� panu! - Ja te� tak s�dzi�em w�a�nie. Ksawery waha� si� chwil�, czy usi��� pierwszy, gdy nadszed� podprowadzony przez kierownika starszy pan. By� to Dokszycki. Przedstawili si� sobie i zaj�li miejsca obok. Dokszycki, niski, szpakowaty blondyn o czerwonej twarzy i w wy�upiastych binoklach na d�ugim orlim nosie robi� wra�enie cz�owieka wiecznie niezadowolonego. Ksawery zna� go ze s�yszenia, jako nami�tnego gracza i cz�owieka skorego do awantur. Wiedzia� te�, �e Dokszycki posiada na Wo�yniu niedu�y, lecz dochodowy maj�tek, �e o�eniony jest z pann� Brejsk� z Kutnowskiego i �e jego pierwsz� �on� by�a jaka� W�oszka, czy Hiszpanka, kt�ra pope�ni�a samob�jstwo. Ze swej strony Dokszycki s�ysza� wiele o Ksawerym, o Wysokich Progach i o ca�ym Gr�jeckiem, za� matk� Ksawerego, z domu hrabiank� Holimowsk�, spotyka� jako dorastaj�c� panienk� u swoich kuzyn�w Dowmunt�w na Kowie�szczy�nie, jeszcze za dawnych czas�w. Rozmowa tedy zawi�za�a si� �atwo doko�a koligacji i znajomo�ci. Nadszed� dr Pasznicki, m�ody jeszcze, sympatyczny brunet i genera�ostwo Przybysiowie. On lat oko�o sze��dziesi�ciu, puco�owaty i obsypany brodawkami, rozsianymi ze zdumiewaj�c� g�sto�ci� na ziemistej twarzy, ona, ogromna kobieta, wa��ca na oko ze sto kilo, rozro�ni�ta w biodrach i biu�cie pomimo na pewno przekroczonej czterdziestki. Oboje zachowywali si� z wielk� godno�ci� i zacz�li od narzekania na niewygody w kabinie, na zbyt w�skie ��ka, na ciasnot� i na zbyt intensywne ogrzewanie. Genera� wspomina�, �e kiedy�, za dobrych czas�w, kiedy by� jeszcze oberlejtnantem w siedemdziesi�tym sz�stym regimencie cesarsko-kr�lewskiej armii, je�dzi� po Dunaju statkiem znacznie lepszym. Doktor wszcz�� z genera�em polemik�, a Ksawery z niepokojem spogl�da� na wolne dotychczas miejsce. Je�eli i ta Znaniecka oka�e si� star� bab�, przebywanie przy stole nie b�dzie nale�a�o do przyjemno�ci. Tymczasem zape�nia�y si� inne sto�y. Ksawery, zerkaj�c raz po raz, zauwa�y� kilka niebrzydkich kobiet i comme il faut ubranych m�czyzn. Przewa�nie jednak publiczno�� by�a raczej szara, nie umiej�ca si� ani ubra�, ani trzyma� swobodnie. To ostatnie t�umaczy�o si� zreszt� swego rodzaju za�enowaniem, wynik�ym ze znalezienia si� w�r�d t�umu ludzi nieznanych, z kt�rymi trzeba b�dzie sp�dzi� z g�r� miesi�c czasu, jakby w jednym domu. Ju� prawie wszystkie miejsca by�y zaj�te. Sto�y obficie zastawione zimnymi przek�skami zaabsorbowa�y uwag� podr�nych. Genera�, pochrz�kuj�c, zabra� si� energicznie do w�gorza, nieufnie zerkaj�c ku homarom i langustom, a� wreszcie nie wytrzyma�: - Dobre s� te raczki? - zwr�ci� si� do Dokszyckiego. - Homary - poprawi�a genera�owa. - Krewetki?... - niez�e - od niechcenia wyja�ni� Dokszycki i przysun�� genara�owi p�misek. - To zimne? - zawaha� si� genera�. - Mnie szkodz� te zimne, panie dobrodziejaszku, delikatesy. Zaraz, panie dobrodziejaszku, dostaj� tego, no, wzd�cia. Runicki, obserwuj�c s�siednie sto�y, zauwa�y�, �e i tam p�miski z krewetkami i langustami nie ciesz� si� zaufaniem pasa�er�w. - Ho�ota - pomy�la�. Sam, chocia� wola�by inne rzeczy, jad� tylko to. Nie bardzo mu smakowa�y, ale nale�a�o si� popisa�. Zbli�y� si� starszy steward z kart� win. Dokszycki kaza� sobie poda� jak�� stark�, Ksawery koniak, doktor kieliszek czystej, genera�, zapytawszy o cen� re�skiego, zrezygnowa�. Szybko sprz�tni�to nakrycia po przek�skach i nagle przez dwoje drzwi sali, jak na komend�, szybkim krokiem weszli stewardzi, nios�c d�ugie, w�skie p�miski z sandaczem. W ci�gu dw�ch minut ca�a sala by�a obs�u�ona. Pani Znaniecka zjawi�a si� dopiero przy drugim daniu. W kostiumie z grubego tweedu z jasnymi, g�adko rozczesanymi na �rodku g�owy w�osami, pomimo niew�tpliwej trzydziestki, wygl�da�a bardzo �wie�o i apetycznie. Nie by�a �adna, lecz mia�a w sobie moc rasy. Przypomina�a angielsk� sportslady z tych, jakie si� widuje w zagranicznych ilustracjach, w sprawozdaniach z �ycia high lifu. - Wspania�a - ucieszy� si� Runicki, dyskretnie podnosz�c r�k� do nosa, by stwierdzi�, �e po u�cisku d�oni pozosta� zapach dyskretnych sportowych perfum. O ile to by�o przyzwoite prawie nie odrywa� od niej oczu. Siedzieli naprzeciw siebie. W�osy mia�a jasnoblond, a oczy niebieskie. Jad�a szybko i du�o, ale robi�a to z wdzi�kiem. Wraz z jej przyj�ciem przy stole od razu o�ywi�a si� atmosfera. Rozmowa sta�a si� og�lna. Przy pomocy szeregu precyzyjnych pyta� Runicki do ko�ca lunchu zdo�a� dowiedzie� si�, �e pani Znaniecka mieszka w grodzie�szczy�nie, �e jest od sze�ciu lat m�atk�, ma c�reczk�, �e wybra�a si� "Sarmati�", gdy� w obecnych ci�kich czasach na indywidualn� podr� nie mo�e sobie pozwoli�, a koniecznie chce pozna� Hiszpani�, �e jej m�� jeszcze jako kawaler by� sekretarzem poselstwa w Madrycie, �e poza tym lekarze zalecili jej morsk� podr�, kt�rej troch� si� obawia, gdy� nie wie, czy podlega chorobie morskiej, czy nie. - I ja, panie dobrodziejaszku, te� tego si� boj� - zawo�a� genera� - ale podobno wsz�dzie panuje pogoda. Zreszt� mamy tu przecie� pana doktora. Rozmowa zesz�a na �rodki przeciw morskiej chorobie i centraln� osob� sta� si� lekarz okr�towy. Ksawery nie bez niezadowolenia stwierdzi�, �e pani Znaniecka zbyt cz�sto si� zwraca i patrzy na doktora Pasznickiego z innym wyrazem oczu, ni� spogl�daj�c na Dokszyckiego lub na genera�a. - A pan - zwr�ci�a si� do Runickiego - ulega pan morskiej chorobie? - Bro� Bo�e - �ywo zaprzeczy� Ksawery - podr�owa�em ju� okr�tami sporo. Nawet du�e sztormy nie wywo�uj� u mnie �adnych niedyspozycji. M�wi� tak w nadziei, �e komunikaty meteorologiczne, zapowiadaj�c pogod�, nie zawiod�. W gruncie rzeczy ogarnia�a go porz�dna trema na my�l o Chybotaniu si� okr�tu, kt�ry sun�� teraz po Ba�tyku, niczym po najr�wniejszej szosie. Korzystaj�c z tego, �e zd��y� ju� jako tako zapozna� si� z "Sarmati�", zaraz po �niadaniu zaofiarowa� si�, jako guide, pani Znanieckiej, kt�ra wprost z l�du wesz�a do kabiny i niczego jeszcze nie widzia�a. - M�� przywi�z� mnie autem - t�umaczy�a, gdy wyszli na pok�ad - i przez ca�� noc nie spa�am. Ale� tu zimno! - Trzeba koniecznie wzi�� futro - powiedzia� Ksawery. - Mam kabin� drug�, kt�r�dy to si� przechodzi? - zapyta�a. - Jeste�my s�siadami - wyja�ni� - m�j numer jest pi�ty. Pani pozwoli t�dy. Odprowadzi� j� na g�r�. Sam pr�dko narzuci� futro i stan�� w oczekiwaniu przy schodach. Wtedy w�a�nie zobaczy� ow� Nieczaj�wn�. Widzia� j� dawniej kilka razy w "Z�otej Masce" i rok temu w Bristolu, kiedy dla zaimponowania temu idiocie Berhalmowi, pos�a� jej kwiaty, spi�te szpilk� od krawata. Teraz wyda�a mu si� zdumiewaj�co m�oda. W jej kr�tkim, uwa�nym spojrzeniu dostrzeg� jaki� wyraz, kt�rego nie umia� nazwa�, wyraz, kt�rego nie zna�, a kt�ry nagle go zaniepokoi�. Nieoczekiwanie dla samego siebie przechyli� g�ow� i uk�oni� si�. Odpowiedzia�a mu nieznacznym skinieniem i przesz�a obok. Ju� w nast�pnej chwili zastanowi� si� nad bezsensowno�ci� swego uk�onu. G�upi odruch. Je�eli chodzi�o o zachowanie dobrych form, ostatecznie nie pope�ni�em nietaktu. B�d� co b�d� s� wsp�pasa�erami w d�ugiej podr�y, ale co sobie taka aktorka mo�e pomy�le�!... Nie by� zadowolony z siebie. Nie lubi� takich drobnych uchybie�. Tego rodzaju uk�on nie zobowi�zywa� go do niczego, lecz tej Nieczaj�wnie m�g� nasun�� przypuszczenie, �e uwa�a si� za uprawnionego do uk�onu z powodu kwiat�w. W�a�ciwie pos�a� je wtedy jedynie dla "zadania szyku". Byli ca�� paczk� na premierze. Kasia R�ewska zachwyca�a si� urod� Nieczaj�wny i dopatruj�c si� wsz�dzie czego� erotycznego, i tu stwierdzi�a, �e aktorka przy piosence "Mniej abstrakcji, wi�cej akcji" specjalnie ustawi�a si� przed Ksawerym i �piewa�a do niego. Kasia zacz�a go nawet podejrzewa� o bli�sze stosunki z Nieczaj�wn�, czemu w�wczas w doskonale wystudiowanym oburzeniu, oburzeniu zbyt gor�cym, zaprzeczy�. Pos�anie kwiat�w mia�o by� niejako odszkodowaniem za krzywdz�ce podejrzenie, a szpilka zosta�a wpi�ta na intencj� podra�nienia Pusia Berhalma. Pu� oczywi�cie zaraz nazajutrz rozgada� to wszystko w Ministerstwie Spraw Zagranicznych! W rezultacie przez d�u�szy czas utrzymywa�a si� w�r�d znajomych opinia, �e Ksawerego ��cz� z Nieczaj�wn� bli�sze stosunki, to za� nie przynosi�o mu ujmy. Romans z m�od�, �adn� i znan�, a w zwi�zku z tym oczywi�cie kosztown� aktork� by� swego rodzaju dobr� not�, dla kt�rej warto by�o znie�� kilka przykrych scen od Miry. Jednak tu, na okr�cie, sytuacja przedstawia�a si� zupe�nie inaczej. Tu wypada�o �ci�le trzyma� si� w�asnej sfery; co wi�cej umy�li� jak najbli�sze zaprzyja�nienie si� z hrabin� Znanieck� nie wy��cznie ze wzgl�d�w towarzyskich. Podoba�a mu si� naprawd� i spodziewa� si�, �e wywar� na niej r�wnie dodatnie wra�enie. Nie wyobra�a� te� sobie, by m�oda m�atka, wybieraj�c si� w tego rodzaju podr�, robi�a to bez nadziei natrafienia na romantyczn� przygod�. By� te� pewien, �e, je�li kto�, to w�a�nie on by�by najodpowiedniejszym w takiej przygodzie partnerem. Dlatego a� do wieczora niemal nie rozstawa� si� z pani� Znanieck�. Oprowadza� j� po okr�cie, za�atwia� wynaj�cie le�ak�w i ustawienie ich w najodpowiedniejszym, a przy tym odosobnionym miejscu na mostowym pok�adzie, przynosi� pledy z jej kabiny, przy czym stwierdzi�, �e ma bardzo �adne przybory podr�ne, jad� z ni� razem podwieczorek, a na obiad zeszli jednocze�nie. Po kr�tkim posiedzeniu w barze przy coctailach, kiedy pani Znaniecka udawa�a si� na spoczynek, m�g� ju� na dobranoc powiedzie� jej "pani Marychno". Na okr�cie, ludzie, zmuszeni do nieustannego przebywania w jednym i tym samym towarzystwie, znajomi� si� i zbli�aj� bardzo szybko. Dopiero oko�o p�nocy, kiedy opustosza�y pok�ady, zawr�ci� do swojej kabiny. Ma�a klitka, na dwa metry szeroka i na trzy d�uga, z w�skim ��kiem metalowym, przymocowanym do �ciany, z szaf�, zamykan� umywalk� i z w�sk� kanapk�, pokryt� czerwonym pluszem, przypomina�aby przedzia� sleepingu, gdyby nie okr�g�e, niedu�e okno okr�towe, gdyby nie pas ratunkowy, wystaj�cy z kraty pod sufitem i gdyby nie bariera przy ��ku, broni�ca przed spadni�ciem w razie silnego chybotania okr�tu. Teraz jednak by�o cicho i spokojnie, ciep�o, przytulnie i bezpiecznie. Dzie� na okr�cie zaczyna� si� wcze�nie. Ju� wp� do si�dmej na korytarzach rozlega� si� gong. �niadanie podawano tylko do dziewi�tej. Owoce, w�dliny, jaja, d�emy i sery, kaw� lub herbat� z doskona�ym �wie�utkim pieczywem. O jedenastej roznoszono bulion w fili�ankach, o pierwszej podawano lunch, o pi�tej podwieczorek, a o si�dmej obiad. W hallu co kilka godzin wyznaczano na mapie po�o�enie okr�tu, wywieszano r�ne zawiadomienia i informacje. Tu te