7817
Szczegóły |
Tytuł |
7817 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7817 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7817 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7817 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J V Jones
Ksi�ga s��w 01 Ucze�
Prze�o�y� Micha� Jakuszewski
Tytu� orygina�u The Baker�s Box
Wersja angielska 1995
Wersja polska 1998
T� ksi��k� po�wi�cam, z wyrazami mi�o�ci,
pami�ci mego ojca
Williama Jonesa
Serdecznie dzi�kuj�
Betsy Mitchell, Wayne D. Changowi
i wszystkim ludziom z Warner Aspect Books
Prolog
- Wykona�em tw�j rozkaz, panie.
W ostatniej sekundzie Lusk zauwa�y� b�ysk d�ugiego no�a i zrozumia�, co to
oznacza.
Baralis otworzy� jego cia�o pot�nym, lecz zr�cznym ci�ciem, od gard�a a� po
pachwin�. Zadr�a�, gdy zw�oki run�y na pod�og� z g�uchym �oskotem. Uni�s� do
twarzy r�k�,
gdy� poczu�, �e pokrywa j� lepka ciecz: krew �uska. Powodowany nieokie�znan�
ch�ci�
dotkn�� palcem warg, by poczu� jej smak, jak�e dobrze mu znany: miedziany, s�ony
i jeszcze
ciep�y.
Odwr�ciwszy si� od martwego ju� cia�a, zauwa�y�, �e jego szaty splami�a krew
zabitego. Nie spryska�a ich bez�adnie, lecz utworzy�a na szarym tle szkar�atny
�uk.
P�ksi�yc. Na obliczu Baralisa pojawi� si� u�miech. To by� korzystny omen.
P�ksi�yc
oznacza� pocz�tek czego� nowego, narodziny, nowe sposobno�ci - to w�a�nie, czym
mia� si�
zajmowa� dzi� w nocy.
W tej chwili jednak musia� jeszcze zadba� o kilka drobiazg�w. Po pierwsze
powinien
si� przebra�. Nie wypada�o udawa� si� na spotkanie z ukochan� w zbryzganych
krwi�
szatach. Musia� te� zrobi� co� ze zw�okami. Lusk by� wiernym s�ug�, lecz
niestety mia�
pewn� drobn� wad�: j�zyk nazbyt sk�onny do niedyskrecji. Nie m�g� pozwoli�, by
cz�owiek z
upodobaniem do trzepania j�zorem po pijanemu zagrozi� jego starannie
przygotowanym
planom.
Wci�gaj�c cia�o na wytarty dywan, poczu� w d�oniach znajomy, przeszywaj�cy b�l.
Przyj�� wcze�niej niewielk� dawk� �rodka przeciwb�lowego, by �atwiej pos�ugiwa�
si�
d�ugim no�em, lecz lekarstwo szybko przesta�o dzia�a�, co ostatnio zdarza�o si�
a� nazbyt
cz�sto, a nie chcia� �yka� go wi�cej w obawie, �e wp�ynie to na jego skuteczno��
dzia�ania.
Raz jeszcze uderzy� d�ugim no�em, zdumiewaj�c si� jego ostro�ci� oraz faktem, �e
cho� nigdy nie by� mistrzem w podobnych spraw ach, gdy trzyma� w d�oni r�koje��
tej broni,
w�ada� ni� z niejak� finezj�. Wykonawszy kilka ci��, owin�� oder�ni�te fragmenty
twarzy
�uska w lnian� szmat�, kt�ra szybko przesi�kn�a krwi�. By�o to bardzo
nieprzyjemne. Nie
przepada� za mokr� robot�, ale by� w stanie si� przem�c. Podszed� do kominka i
cisn��
zawini�tko w ogie�.
W oddali rozleg�o si� bicie zegara. Baralis naliczy� osiem uderze�. Czas si�
umy� i
przebra�. Ka�e temu wyro�ni�temu przyg�upowi Crope�owi zabra� rano reszt� cia�a
�uska.
On z pewno�ci� nic nie wygada.
Po niespe�na godzinie Baralis opu�ci� cicho swe komnaty. Cel jego w�dr�wki
znajdowa� si� na g�rze, lecz droga wiod�a najpierw w d�. Najwa�niejsza by�a
dyskrecja. Nie
m�g� nara�a� si� na to, �e zatrzyma go nadgorliwy stra�nik, czy jaki� durny
szlachcic wda si�
z nim w rozmow�.
Dotar� do drugiej kondygnacji piwnic. �wieca, kt�r� trzyma� w r�ku, nie by�a mu
zazwyczaj potrzebna, ale dzisiejsza noc by�a szczeg�lna. Nie podejmie �adnego
ryzyka, nie
b�dzie kusi� losu.
Zakrad� si� do najdalej po�o�onej cz�ci ni�szego pi�tra piwnic. Wilgo� dawa�a
si� we
znaki stawom jego palc�w. D�o� mu dr�a�a, lecz powodem tego nie by� jedynie b�l.
�wieca
zamigota�a. Na r�ce skapn�� mu gor�cy p�ynny wosk. Palcami targn�� kr�tki, ostry
skurcz.
Baralis wypu�ci� �wiec�, kt�ra zgas�a. Otoczy�a go ciemno��. Wysycza�
przekle�stwo. Nie
mia� krzemienia, kt�rym m�g�by skrzesa� ogie�, a d�o� dygota�a mu gwa�townie.
Tej nocy
nie m�g� ryzykowa� zaczerpni�cia �wiat�a. B�dzie musia� poradzi� sobie po
ciemku.
Dotar� po omacku do przeciwleg�ej �ciany, u�ywaj�c r�k, tak jak owad czu�k�w.
Pomaca� ostro�nie mur, w poszukiwaniu szczeliny w kamieniu. Znalaz�szy, wsun�� w
ni�
delikatnie koniuszki palc�w. Odsun�� si� na bok, gdy �ciana si� cofn�a. Wszed�
w wy�om.
Kiedy ju� znalaz� si� w �rodku, powt�rzy� t� sam� procedur�, dotykaj�c �cian
korytarza.
Fragment muru wr�ci� na miejsce. M�g� wreszcie ruszy� w g�r�.
U�miechn�� si�. Wszystko przebiega�o zgodnie z planem. Brak �wiat�a stanowi�
jedynie drobne utrudnienie. Ostatecznie, c� znaczy�a odrobina ciemno�ci wobec
tego, co
mia�o si� wydarzy�?
Odnajdywa� drog� przez labirynt ze zdumiewaj�c� �atwo�ci�. Nie widzia� otwor�w
ani
klatek schodowych, wyczuwa� jednak ich blisko�� i wiedzia�, kt�re powinien
wybra�.
Uwielbia� to podmok�e podbrzusze zamku. Niekt�rzy s�yszeli o jego istnieniu,
lecz tylko
nieliczni potrafili si� tu dosta�. Jeszcze mniej by�o takich, kt�rzy umieli je
wykorzysta� do
czego� wi�cej ni� zaskoczenia dorodnej garderobianej na nocniku. Dzi�ki tej
sieci korytarzy
Baralis m�g� si� porusza� po zamku niepostrze�enie i trafia� do wielu pokoi,
nale��cych
zar�wno do nisko, jak i wysoko urodzonych. Nie wolno nie docenia� nisko
urodzonych,
pomy�la�. Niekt�re z najcenniejszych informacji zdoby�, pods�uchuj�c plotkuj�c�
od
niechcenia mleczark� czy piwnicznego: kto spiskuje przeciw komu, kto �pi tam,
gdzie nie
powinien, a kto ma stanowczo za du�o z�ota.
Dzi� jednak nie obchodzili go nisko urodzeni. Mia� zdoby� dost�p do pokoju
najwy�ej
postawionej mieszkanki zamku. Do komnaty kr�lowej.
Posuwa� si� powoli w g�r�, masuj�c d�o�, by wygna� z niej zimno. By�
podenerwowany, lecz przecie� tylko g�upiec zachowa�by w takiej sytuacji spok�j.
Dzi� mia�
po raz pierwszy zakra�� si� do tego pomieszczenia. Sp�dzi� wiele godzin na
obserwacji
kr�lowej, jej nawyk�w, jej kobiecych rytm�w, rejestruj�c ka�dy szczeg�, ka�dy
niuans. W
ostatnim okresie jednak jego ch�odn� ciekawo�� wzbogaci�a ekscytuj�ca
niecierpliwo��.
Podszed� do przej�cia i zajrza� do �rodka, by si� upewni�, �e zasn�a. Le�a�a na
�o�u,
ca�kiem ubrana. Oczy mia�a zamkni�te. Poczu� przemykaj�ce przez jego cia�o
dr�enie
podekscytowania. Wypi�a doprawione narkotykiem wino. Lusk wykona� zadanie.
Zachowuj�c
maksymaln� ostro�no��, wszed� do komnaty. Postanowi� zostawi� szpar� w �cianie,
na
wypadek, gdyby by� zmuszony do szybkiej ucieczki. Ruszy� natychmiast ku drzwiom
komnaty i zasun�� rygiel. Dzisiejszej nocy nikt poza nim tutaj nie wejdzie.
Zbli�y� si� do �o�a. Kr�lowa, zazwyczaj wynios�a i dumna, wygl�da�a na zupe�nie
bezbronn�. Rzecz jasna, taka w�a�nie by�a. Potrz�sn�� jej ramieniem, najpierw
lekko, potem
mocniej. Nie odzyska�a przytomno�ci. Spojrza� na dzban wina. By� pusty, podobnie
jak z�oty
puchar kr�lowej. Na jego czole pojawi�a si� zmarszczka niepokoju. Kr�lowa nie
wypi�aby
chyba sama ca�ego dzbana? Z pewno�ci� towarzyszy�a jej kt�ra� z dam dworu. Nie
przej�� si�
tym zbytnio. Pechowa dziewczyna sp�dzi ca�� noc pogr��ona w niezwykle g��bokim
�nie, a
rano b�dzie si� jej kr�ci�o w g�owie. Niemniej by�o to potkni�cie, a on nie
lubi� potkni��.
Zapisa� sobie w pami�ci, �eby rano to sprawdzi�.
Przez kilka minut przygl�da� si� spokojnie kr�lowej. Podczas snu wygl�da�a
�adniej.
Jej czo�o by�o g�adsze, a zarys aroganckich ust �agodniejszy. Wsun�� pod ni�
d�onie,
przetoczy� j� na brzuch i przyst�pi� do rozwi�zywania sukni. Zaj�o to troch�
czasu, gdy�
d�onie mia� zesztywnia�e, a w�z�y by�y skomplikowane, nie m�g� jednak ryzykowa�
przeci�cia sznur�wek. To wzbudzi�oby jej podejrzenia.
Wreszcie uda�o mu si� rozlu�ni� sup�y. Obr�ci� kr�low� na plecy. �ci�gn��
przedni�
cz�� jej stanika, ods�aniaj�c jasny zarys piersi. Cho� w ostatnich latach
niemal ca�kowicie
wyrzek� si� cielesnych przyjemno�ci, nie m�g� nie zareagowa� na ten widok. Poeci
i minstrele
nieustannie opiewali urod� kr�lowej, on jednak pozostawa� wobec niej oboj�tny.
A� do tej
chwili. C� za ironia, pomy�la�. Musia�a straci� przytomno��, by wyda�a mi si�
godna
po��dania. Zachichota� bez weso�o�ci i uni�s� jej sp�dnice.
Rozlu�ni� i �ci�gn�� jej bielizn�, a potem rozsun�� nogi. Uda mia�a mi�kkie i
g�adkie,
by� mo�e troch� zimne, lecz by� to przewidywalny efekt uboczny narkotyku. Ich
ch��d nie
odstr�cza� Baralisa. Zda� sobie z ulg� spraw�, �e jest wystarczaj�co podniecony.
Obawia� si�,
�e nie b�dzie do niczego zdolny. Ostatecznie kr�lowa nie by�a w jego gu�cie.
Je�li mia� jakie�
szczeg�lne upodobania, to wola� m�ode, bardzo m�ode dziewczyny. Jej uda mog�y
by�
mi�kkie, ale nie by�a niedawn� dziewic�, a delikatne, niebieskie �y�ki wyra�nie
�wiadczy�y o
up�ywie lat. By�a jednak pi�kna. Nogi mia�a d�ugie i smuk�e, a zaokr�glone
biodra
poci�ga�yby ka�dego m�czyzn�. W przeciwie�stwie do wi�kszo�ci kobiet w tym
wieku, jej
cia�o nie dozna�o spustosze� wywo�anych porodem. Piersi nadal mia�a stercz�ce, a
brzuch
p�aski jak kamienny o�tarz. �ci�gn�� noga wice i wszed� w kr�low�.
By� pewien, �e jest w p�odnym okresie. Szpiegowa� j� wystarczaj�co cz�sto, by
wiedzie�, w kt�rych dniach miesi�ca krwawi.
S�ysza�, �e w przesz�o�ci istnieli m�czy�ni potrafi�cy okre�li�, w jakim
stadium cyklu
znajduje si� kobieta. Wystarczy�o, by znale�li si� z ni� w tym samym
pomieszczeniu, a
wyczuwali p�yw jej miesi�cznych rytm�w jako dotykaln� si��. Podobnie znakomite
osi�gni�cia pozostawa�y jednak poza jego mo�liwo�ciami i by� zmuszony polega� na
bardziej
prozaicznych metodach.
Informacje, z kt�rych zrobi� u�ytek dzisiejszej nocy, uzyska� od znachorki z
wioski, w
kt�rej si� wychowywa�. Wielu m�odych ch�opc�w gor�co pragn�o dowiedzie� si�, w
kt�rym
momencie najlepiej posi��� dziewczyn� bez ryzyka pocz�cia, lecz tylko on zapyta�
o to, w
kt�rej chwili jest o nie naj�atwiej. Znachorka popatrzy�a na niego z wyrazem
z�owrogiego
przeczucia na starej, zgn�bionej twarzy, odpowiedzia�a mu jednak. Nie mia�a w
zwyczaju
kwestionowa� motyw�w pytaj�cego.
Baralis odczeka� czterna�cie dni od chwili, gdy kr�lowa zacz�a krwawi�, nim
przyst�pi� do akcji. To jednak by� tylko element jego uk�adanki. Snu� plany i
czeka� przez
d�ugie lata. Wszystko, co robi� dot�d i co mia� uczyni� w przysz�o�ci, kr�ci�o
si� wok� tej
nocy. Latami studiowa� zapowiedzi, znaki, gwiazdy i systemy filozoficzne. Chwila
nadesz�a.
Mia� odmieni� bieg dziej�w znanego �wiata i zabezpieczy� w�asne przeznaczenie.
Dzisiejszej
nocy gwiazdy �wieci�y dla niego jasno.
Skupi� si� na wykonywanym zadaniu. Z pocz�tku by� podenerwowany, lecz kr�lowa
nawet si� nie poruszy�a, zabra� si� wi�c do roboty bardziej intensywnie.
Zaskoczy�o go, jak
znajome wyda�o mu si� budz�ce si� po��danie. W miar� jak podniecenie ros�o,
pow�ci�gliwo�� mala�a. Jego pchni�cia stawa�y si� coraz silniejsze. Nie
spodziewa� si�, �e
sprawi mu to przyjemno��, i zdziwi� si�, gdy tak si� sta�o. Wreszcie osi�gn��
orgazm i jego
nasienie sp�yn�o w g��b cia�a kr�lowej.
Gdy si� z niej wycofa�, pop�yn�a stru�ka krwi, kt�ra �ciek�a leniwie po
wewn�trznej
stronie uda. Mo�e by� troch� zbyt brutalny, ale mniejsza o to. Po raz drugi tego
wieczoru
uni�s� do warg zakrwawione palce. Nie zaskoczy�o go, �e krew kr�lowej mia�a inny
smak,
s�odszy i bardziej intensywny. Wytar� szybko stru�k� z jej uda, przysun�� nogi
do siebie i
opu�ci� sp�dnice.
Nim za�o�y� jej stanik, przesun�� d�oni� po �uku lewej piersi, bladej i
nieskazitelnej.
Pod wp�ywem impulsu uszczypn�� j� mocno, �ciskaj�c z okrucie�stwem delikatne
cia�o
mi�dzy palcami. Nast�pnie u�o�y� kr�low� uwa�nie i nawet podsun�� jej pod g�ow�
mi�kk�
poduszko.
Zosta�o mu tylko odej�� i czeka�. P�niej wr�ci, by doko�czy� robot�. Nie
odsun��
rygla. Nie chcia�, by kto� zak��ci� spok�j kr�lowej pod jego nieobecno��.
Bevlin wpatrzy� si� w g��bokie, bezchmurne niebo w poszukiwaniu znaku. �ledzi�
wzrokiem niezliczone gwiazdy. Wiedzia�, �e dzisiejszej nocy na �wiecie dzieje
si� co� z�ego.
Czu� ci�ar uciskaj�cy jego wiekowe ko�ci i s�abo�� w starych trzewiach. Je�li
chodzi o
wyczuwanie niepokoju na �wiecie, jego wn�trzno�ci by�y r�wnie niezawodne, jak
kwiaty na
wiosn�, nawet je�li ich zapach by� mniej s�odki.
Siedzia�, patrz�c w g�r�, przez blisko godzin�. Zaczyna� ju� wini� za jelitowe
dolegliwo�ci kaczk� w t�uszczu, kt�r� spo�y� wcze�niej, gdy wreszcie co� si�
wydarzy�o.
Jedna z gwiazd na dalekiej p�nocy rozjarzy�a si� nagle. Kiszki Bevlina
zaburcza�y
nieprzyjemnie, gdy p�nocne niebo roz�wietli�a jasno��. Dopiero kiedy zacz�a
opada� ku
horyzontowi, zda� sobie spraw�, �e nie by�a to ca�a gwiazda, a jedynie jej
fragment: meteor
p�dz�cy ku ziemi z pr�dko�ci� �wiat�a. Na jego oczach wpad� do atmosfery, lecz
zamiast si�
spali�, rozpad� si� na dwie cz�ci, czemu towarzyszy�a przeszywaj�ca powietrze
fontanna
iskier i p�omieni. Blask przygas� i Bevlin zobaczy� dwa odr�bne fragmenty, tam
gdzie
przedtem by� tylko jeden. Gdy przecina�y niebo, ci�gn�c za sob� �lad gwiezdnego
py�u,
stwierdzi�, �e jeden �wieci blaskiem bia�ym, a drugi czerwonym jak krew.
Po jego policzku sp�yn�a �za. Z pewno�ci� by� ju� za stary na to, co mia�o si�
wydarzy�.
W ci�gu wszystkich lat, kt�re sp�dzi� na obserwacji gwiazd i studiowaniu ksi�g,
nie
odkry� �adnej wzmianki ani proroctwa, kt�re dotyczy�yby tego, co przed chwil�
zobaczy�.
Nawet teraz, gdy dwa meteory gna�y ku dalekiemu horyzontowi i unicestwieniu, nie
m�g�
niemal uwierzy� w to, co si� wydarzy�o. Czu� wewn�trzn� pewno��, �e nie zobaczy
ju� nic
wi�cej.
W pewnym sensie odczu� ulg�. Tak d�ugo czeka� na znak z nieba. Teraz wreszcie
nadszed� i Bevlin poczu�, �e doznawane wcze�niej przez niego napi�cie zel�a�o.
Nie mia�
poj�cia, co oznacza� ten omen i czy powinien w tej sprawie co� zrobi�, a je�li
tak, to
w�a�ciwie co? Wiedzia� jednak, �e jego kiszki nie dawa�y fa�szywych wskaz�wek, a
tak�e, i�
kaczka w t�ustym sosie mu nie zaszkodzi�a. I ca�e szcz�cie, gdy� nic tak nie
pobudza�o
apetytu, jak wiekopomny znak na niebie. Po drodze do kuchni �mia� si� weso�o,
lecz gdy
dotar� na miejsce, w jego �miechu pojawi�a si� lekka nuta histerii.
Kuchnia Bevlina s�u�y�a mu r�wnie� jako gabinet. Pot�ny, d�bowy st� by�
zawalony
ksi�gami, zwojami i manuskryptami. M�drzec odkroi� sobie spory kawa�ek kaczki i
na�o�y�
na ni� obfit� porcj� skrzep�ego t�uszczu, po czym zasiad� w�r�d poduszek na
starej kamiennej
�awie i ul�y� swym kiszkom, pierdz�c g�o�no. Nadszed� czas, by zabra� si� do
roboty.
Gdy Baralis wr�ci� do swej komnaty, dobieg� go przyjemny zapach pieczonego
mi�sa.
Zdziwi� si�, lecz poczu� r�wnie� g��d. Min�a d�u�sza chwila, nim zda� sobie
spraw�, sk�d
dobiega wo�. W�r�d �arz�cych si� w�gielk�w w kominku dojrza� nieregularny kawa�
zw�glonego, posiekanego mi�sa, w kt�rym rozpozna� szcz�tki twarzy �uska.
- Za mocno wypieczone, jak na m�j gust - powiedzia�, ciesz�c si� �artem oraz
brzmieniem w�asnego g�osu. - Na Borca! Ale� jestem g�odny. Crope! - krzykn��
g�o�no,
wystawiaj�c g�ow� za drzwi. - Crope, ty leniwy durniu, dawaj �arcie i wino.
Po kilku sekundach jego s�uga pojawi� si� w korytarzu. By� wysoki i pot�ny,
lecz
mia� nieproporcjonalnie ma�� g�ow�. Wygl�da� gro�nie, a zarazem g�upio.
- Wo�a�e� mnie, panie?
Jego g�os brzmia� zaskakuj�co �agodnie.
- Tak, wo�a�em ci�, ty g�upcze. Kogo niby mog�em wo�a�, samego Borca?
Crope mia� min� lekko zbarania��, lecz nieszczeg�lnie zaniepokojon�. Potrafi�
pozna�,
kiedy jego pan jest w dobrym nastroju.
- Wiem, �e ju� p�no, Crope, ale jestem g�odny. Przynie� mi �arcie! - Baralis
zastanawia� si� przez chwil�. - Czerwone mi�so, krwiste, i troch� dobrego
czerwonego wina,
nie tej kiry. kt�r� poda�e� mi wczoraj. Je�li te �mierdz�ce g��by z kuchni nie
zechc� ci da�
wina z dobrego rocznika, powiedz im, ze b�d� mieli do czynienia ze mn�.
Crope skin�� z przygn�bieniem g�ow� i oddali� si�.
Baralis wiedzia�, �e jego s�uga nie lubi wykonywa� zada� wymagaj�cych rozmowy z
lud�mi. By� nie�mia�y i nieobyty, co - zdaniem Baralisa - by�o u s�u��cego
wielk� zalet�.
Lusk by� zbyt gadatliwy, co mu nie wysz�o na dobre. Spojrza� na pod�og�. Na lewo
od drzwi
le�a�o owini�te w dywan to, co zosta�o z pechowego s�ugi. Crope najwyra�niej nie
zauwa�y�
osobliwego pakunku, a je�li nawet zwr�ci� na niego uwag�, nigdy nie przysz�oby
mu do
g�owy o nim wspomina�. By� jak karny pies - wierny i �lepo pos�uszny. Baralis
u�miechn�!
si� na my�l o tym, co si� stanie, gdy Crope pojawi si� w kuchni tak p�n� noc�.
Z pewno�ci�
nie�le przestraszy tych z�odziei.
Po kr�tkiej chwili s�uga wr�ci� z dzbanem wina i porcj� mi�sa wypieczonego tak
s�abo, �e na talerz s�czy� si� r�owawy sok. Baralis odprawi� Crope�a i nape�ni�
puchar
aromatycznym, mocnym trunkiem. Uni�s� go pod �wiat�o, by podziwia�
ciemnokarmazynow�
barw�, po czym przytkn�� do ust. Wino by�o ciep�e i s�odkie, a jego zapach
przypomina�
krew.
Ostatnie wydarzenia sprawi�y, �e by� g�odny jak wilk. Gdy ucina� gruby plaster
krwistego mi�sa, n� omskn�� si� i skaleczy� go w kciuk. Baralis uni�s�
odruchowo palec i
possa� rank�, kt�ra zasklepi�a si� szybko. Zadr�a� nagle, przypominaj�c sobie
fragment starej
rymowanki, kt�ra wspomina�a co� o smaku krwi. Wyt�y� pami��, lecz
bezskutecznie.
Wzruszy� ramionami. Zje kolacj� i prze�pi si� troch�, nim noc zacznie si�
zbli�a� do ko�ca.
Po wielu godzinach, tu� przed �witem, raz jeszcze zakrad� si� do komnaty
kr�lowej.
Musia� zachowa� szczeg�ln� ostro�no��, jako �e sporo pa�acowych s�ug wsta�o ju�,
by zaj��
si� wypiekiem chleba w kuchniach, dojeniem kr�w w oborach czy rozpalaniem ognia
na
kominkach. Nie czu� si� jednak zbyt zaniepokojony, gdy� jego ostatnie zadanie
nie wymaga�o
wiele czasu.
Przestraszy� si� odrobin�, zobaczywszy, �e kr�lowa le�y w dok�adnie tej samej
pozycji, w jakiej j� zostawi�, bli�sze ogl�dziny wykaza�y jednak, �e oddycha
miarowo. Poczu�
w l�d�wiach wspomnienie wieczornych wydarze�. Mia� ochot� posi��� j� raz
jeszcze, lecz
wyrachowanie odnios�o zwyci�stwo nad po��daniem i Baralis nakaza� sobie zrobi�
to, po co
tu przyszed�.
Czu� l�k na my�l o Sondowaniu. Wykonywa� je dot�d tylko raz i owo wspomnienie
prze�ladowa�o go po dzi� dzie�. By� w�wczas aroganckim m�odzikiem, pewnym swych
umiej�tno�ci, kt�rymi tak bardzo przerasta� r�wie�nik�w. Pok�adano w nim wielkie
nadzieje.
I czy� ich nie spe�ni�? Dr�czy�o go niezaspokojone pragnienie wiedzy i
osi�gni��. Cechowa�
si� te� pych�, ale przecie� by�o to typowe dla wielkich ludzi. Wszystko, o czym
przeczyta�,
natychmiast wypr�bowywa�, by nast�pnie przej�� do wi�kszych dokona�. Mia�
najbystrzejszy
umys� w ca�ej klasie. Wyprzedza� pod tym wzgl�dem swych nauczycieli, kt�rych na
koniec
przer�s�. Par� przed siebie z impetem szar�uj�cego ody�ca, budz�c dum� mistrz�w
i zazdro��
przyjaci�.
Pewnego dnia, gdy mia� trzyna�cie lat, natrafi� w bibliotece na stary butwiej�cy
manuskrypt. Rozwin�� delikatny pergamin dr��cymi z podniecenia d�o�mi.
Pocz�tkowo
poczu� si� lekko rozczarowany. Tekst zawiera� typowe wskaz�wki - czerpanie
�wiat�a i ognia,
leczenie przezi�bienia. Przy jego ko�cu wspominano jednak o rytuale zwanym
Sondowaniem.
Mia� on podobno sprawdza�, czy kobieta jest w ci��y.
Przeczyta� chciwie tekst. Nauczyciele nigdy nie wspominali o Sondowaniu. By�
mo�e
nie potrafili go wykonywa� albo - co by�oby jeszcze lepsze - nigdy o nim nie
s�yszeli. Pragn�c
opanowa� umiej�tno�� nie znan� swym mistrzom, wsun�� manuskrypt do r�kawa i
zabra� do
domu.
Po kilku dniach by� ju� got�w wypr�bowa� �w rytua�, ale w�a�ciwie na kim?
Kobiety
z wioski nigdy nie pozwoli�yby mu si� dotkn��. Zostawa�a tylko jego matka, a by�
pewien, �e
ona nie spodziewa si� dziecka. Nie maj�c jednak innego wyboru, postanowi� u�y�
jej jako
kr�lika do�wiadczalnego.
Nazajutrz, wczesnym rankiem, zakrad� si� do sypialni rodzic�w, upewniwszy si�
najpierw, �e ojciec wyszed� ju� w pole. Wstydzi� si�, �e ma za ojca zwyk�ego
ch�opa,
pociesza� si� jednak my�l�, �e jego matka pochodzi z lepszej rodziny. By�a c�rk�
handlarza
soli. Kocha� j� bardzo i by� dumny z jej dobrego pochodzenia. Szanowano j� w
wiosce, a
starsi zasi�gali jej opinii we wszystkich sprawach, od �niw a� po swaty.
Matka Baralisa obudzi�a si�, gdy jej syn wszed� do izby. Odwr�ci� si�, by si�
wycofa�,
lecz wezwa�a go skinieniem.
- Chod�. Barsi. Czego chcia�e�?
Otar�a senno�� z oczu i u�miechn�a si� z czu�� pob�a�liwo�ci�.
- Wypr�bowa� now� umiej�tno�� - wymamrota� zawstydzony. Jego matka mylnie
wzi�a poczucie winy za skromno��.
- Barsi, kochanie, czy dasz rad� zrobi� t� now� sztuczk�, gdy nie b�d� spa�a?
Jej twarz by�a pe�na mi�o�ci i zaufania. Ch�opaka natychmiast nawiedzi�o
niedobre
przeczucie.
- - Tak, mamo, ale mo�e lepiej wypr�buj� j� na kim� innym.
- - Miedziane garnki! Co za bzdura. Wypr�buj j� na mnie. Nie mam nic przeciwko
temu, pod warunkiem, �e w�osy nie zrobi� mi si� zielone.
U�o�y�a si� wygodnie na poduszkach i poklepa�a �o�e.
- Nic ci nie b�dzie, mamo. To Sondowanie... �eby sprawdzi�, czy jeste� zdrowa.
K�amstwo przysz�o mu z �atwo�ci�. Wielokrotnie ju� ok�amywa� matk�.
- Poka�, co potrafisz! U�miechn�a si� zach�caj�co.
Baralis po�o�y� d�onie na brzuchu matki. Czu� ciep�o jej cia�a przez cienk�
tkanin�
koszuli nocnej. Rozpostar� palce i skoncentrowa� si� na poszukiwaniu. Manuskrypt
przestrzega�, �e ma ono charakter raczej umys�owy ni� fizyczny, ch�opak skupi�
wi�c
wszystkie my�li na wn�trzno�ciach badanej.
Poczu� krew p�yn�c� przez jej �y�y i mocny rytm serca. Wydzielanie sok�w w
�o��dku
i delikatne ruchy jelit. Przesun�� d�onie ni�ej. Popatrzy� jej w oczy i doda�a
mu spojrzeniem
odwagi. Znalaz� punkt, o kt�rym wspomina� manuskrypt: plamk� p�odnej czerwieni.
Z
narastaj�cym podnieceniem zbada� z�o�one z mi�ni schronienie, kt�rym by�a
macica jego
matki.
Co� tam odkry�: delikatny p�czek. Nie mia� pewno�ci, si�gn�� wi�c g��biej. Na
twarzy
kobiety pojawi� si� wyraz niepokoju, nie zwraca� jednak na to uwagi. Jego zapa�
by� coraz
silniejszy. Co� tam by�o, co� nowego i oddzielnego. Ogarn�o go radosne
oszo�omienie.
Pragn�� dotkn�� owego tworu swym umys�em. Posun�� si� jeszcze g��biej. Jego
matka
krzykn�a z b�lu.
- Barsi, przesta�!
Jej pi�kn� twarz wykrzywi� grymas udr�ki.
Wpad� w panik� i spr�bowa� jak najszybciej si� wycofa�, lecz poci�gn�� co� za
sob�.
Poczu� Jak si� poruszy�o, zmieni�o po�o�enie. Dosz�o do rozdarcia cia�a. Cofn��
przera�ony
d�onie. Jego matka krzycza�a histerycznie. Zgi�a si� wp� z b�lu, trzymaj�c si�
za brzuch.
Baralis zauwa�y�, �e na po�cieli pojawi�a si� nagle plama krwi. Te krzyki! Nie
m�g� znie�� jej
rozpaczliwych krzyk�w. Nie wiedzia�, co robi�. Nie m�g� zostawi� jej samej, by
wezwa�
pomoc. Cia�em jego matki targn�y spazmy. Krew wyp�ywa�a z niej szerok� strug�,
pokrywaj�c bia�� po�ciel jaskrawymi plamami.
- Mamo, prosz� ci�, przesta�. Przepraszam. Nie chcia�em ci zrobi� krzywdy.
Prosz�
ci�, przesta�. - Po policzkach sp�ywa�y mu �zy przera�enia. - Mamo, przepraszam.
- Obj�� j�,
nie zwa�aj�c na krew. - Przepraszam - powtarza� przera�onym szeptem.
Tuli� matk�, gdy wykrwawia�a si� na �mier�. Trwa�o to tylko kilka minut, lecz
Baralisowi wydawa�o si�, �e min�a wieczno��, nim si�y i �ycie wyciek�y z jej
kochanego
cia�a.
Otrz�sn�� si� ze wspomnie�. To by�o wiele lat temu. By� wtedy m�ody i
niedo�wiadczony. Teraz sam zosta� mistrzem. Nie pope�ni �adnych b��d�w
wywo�anych
brakiem do�wiadczenia. Rozumia� ju�, �e podj�cie podobnego mentalnego wysi�ku w
wieku
ch�opi�cym by�o czyst� g�upot�. Ledwie wtedy wiedzia�, co to znaczy �by� w
ci��y�, a tylko
podszepty w�asnego dojrzewania m�wi�y mu, w jaki spos�b powstaj� dzieci.
Zdawa� sobie spraw�, �e poddaj�c kr�low� Sondowaniu, podejmuje pewne ryzyko,
musia� to jednak sprawdzi�. Nawet w najkorzystniejszej chwili pocz�cie
bynajmniej nie by�o
pewne. Nie odwa�y� si� nawet pomy�le� o tym, co zrobi, je�li oka�e si�, �e jego
nasienie nie
spotka�o si� z uznaniem. Cz�ci� ja�ni by� �wiadomy, �e mo�e by� jeszcze
zdecydowanie za
wcze�nie, by cokolwiek stwierdzi�, inna cz�� �ywi�a jednak przekonanie, �e
potrafi wyczu�
nawet male�k� zmian�, a to wystarczy.
Nachyli� si� nad cia�em kr�lowej i po�o�y� d�onie na jej brzuchu. Natychmiast
zrozumia�, �e tkanina zdobnej, dworskiej sukni jest zbyt gruba. Raz jeszcze
podni�s� sp�dnice
i ze zdumieniem zauwa�y�, �e zapomnia� za�o�y� jej bielizn�. I ca�e szcz�cie,
pomy�la�. Ona
r�wnie� by�a wyj�tkowo gruba.
M�g� mie� wi�cej do�wiadczenia ni� w wieku trzynastu lat, �a�owa� jednak, �e
jego
d�onie nie s� ju� m�ode. Trudno mu by�o rozpostrze� palce na jej brzuchu.
Przygryz� warg� z,
b�lu, nie m�g� jednak pozwoli�, by odczuwane niedogodno�ci przeszkodzi�y w jego
przedsi�wzi�ciu. Natychmiast odnalaz� w�a�ciwe miejsce. Nie by� ju� nowicjuszem.
Rozpocz�� Sondowanie. Wszystko to wydawa�o mu si� znajome: skupione ciep�o
narz�d�w, pulsuj�ca czerwie� naczy� krwiono�nych, �ar w�troby. Posuwa� si� z
filigranow�
precyzj� w g��b cia�a kr�lowej i jeszcze g��biej, do jej macicy. Odnalaz�
skomplikowan�
pl�tanin� mi�ni i �ci�gien, poczu� zmys�ow� krzywizn� jajnik�w. I nagle
odnalaz� co� ledwie
dostrzegalnego, ledwie istniej�cego, delikatn� zmarszczk� na powierzchni
�cianki, pulsuj�c�
odr�bno��. Mikroskopijne �ycie, oddzielone i odr�nialne od �ycia kr�lowej.
W�a�ciwie
nawet nie �ycie, a tylko jego migotliw� sugesti�... niemniej jednak rzeczywist�.
Uniesiony rado�ci�, nie wycofa� si� gwa�townie, lecz zrobi� to z niesko�czon�
powolno�ci� i cierpliwo�ci�, zr�cznie jak chirurg. W ostatniej chwili poczu�,
jak druga
obecno�� wyrazi�a si� mrocznym naciskiem.
Przerwa� kontakt. W tym ko�cowym momencie by�o co�, co nakazywa�o ostro�no��,
ale jego niepok�j szybko poch�on�a rado�� wynikaj�ca z sukcesu.
Zdj�� d�onie z cia�a kr�lowej i poprawi� jej suknie. J�kn�a lekko, lecz Baralis
nie
poczu� si� zaniepokojony. Nie mia�a si� obudzi� pr�dzej ni� za kilka godzin.
Czas ju�, by
znikn��. Podszed� lekkim krokiem do drzwi i odsun�� rygiel. Zatrzyma� si�
jeszcze na
moment, by podziwia� w�asne dzie�o, po czym wr�ci� do swych komnat, ledwie
rzucaj�c cie�
w s�abym blasku jutrzenki.
1
- Nie. nie masz racji. Bodger. Uwierz mi. to nieprawda, �e najlepsze w seksie s�
m�ode kobitki. Pewnie, �e galanto wygl�daj� na zewn�trz, takie �adne i g�adkie,
ale je�li
chodzi o ostry numerek, nie ma to jak stara szkapa.
Grift poci�gn�� �yk ale i u�miechn�� si� rado�nie do towarzysza.
- No, Grift. nie mog� powiedzie�, �eby� mia� racj�. Na pewno wola�bym posuwa� t�
cycat� Karri ni� star� wdow� Harpit.
- Osobi�cie. Bodger. nie powiedzia�bym �nie� �adnej z nich. Obaj m�czy�ni
rykn�li
g�o�nym �miechem, wal�c dzbankami o blat. zgodnie ze zwyczajem stra�y pa�acowej.
- Hej, ty, ch�opcze, jak tam ci na imi�? Chod� no tutaj, niech ci si� przyjrz�.
Jack podszed� do sto�u. Grift zlustrowa� go wzrokiem od st�p do g��w.
- - Zapomnia�e� j�zyka w g�bie, ch�opcze?
- - Nie, prosz� pana. Nazywam si� Jack.
- - No, to ci dopiero rzadkie imi�! - Obaj m�czy�ni ponownie wybuchn�li
ochryp�ym rechotem. - Jack, przynie� no nam troch� ale. Byle nie tej wodnistej
lury.
Jack opu�ci� izb� jadaln� dla s�u�by i uda� si� na poszukiwanie ale. Podawanie
stra�nikom piwa nie nale�a�o do jego obowi�zk�w, to samo dotyczy�o szorowania
wielkiej,
pokrytej kafelkami pod�ogi kuchennej, a to r�wnie� musia� robi�. Nie u�miecha�a
mu si�
perspektywa spotkania z piwnicznym, gdy� nie raz zdarzy�o mu si� oberwa� od
Willocka w
ucho. Pop�dzi� przed siebie kamiennymi korytarzami. Robi�o si� p�no. Wkr�tce
b�dzie
musia� stawi� si� w kuchni.
Po kilku minutach, ju� wraca� z kwart� pieni�cego si� ale. Z przyjemno�ci�
stwierdzi�,
�e Willocka nie by�o w piwnej piwnicy. Obs�u�y� go jego pomocnik, Pruner, kt�ry
poinformowa� go, mrugaj�c znacz�co, �e Willock poszed� si� wyszumie�. Jack nie
by� do
ko�ca pewien, co to mog�o znaczy�, przypuszcza� jednak, �e by�o to zwi�zane z
procesem
warzenia piwa.
- - To z ca�a. pewno�ci�. by� lord Mayhor - - m�wi� Bodger. gdy Jack wszed� do
izby
jadalnej. - Widzia�em go na w�asne oczy. Gadali z lordem Baralisem jak starzy
kumple,
szybko i zawzi�cie. Szkoda tylko, �e nie widzia�e�, jak nawiewali, kiedy mnie
zobaczyli.
Szybciej ni� baby z gnojowiska.
- - No. no. no - odpar� Grift. unosz�c znacz�co brwi. - Kto by pomy�la�� Wszyscy
wiedz�, �e Maybor i Baralis nie mog� na siebie patrze�. Nigdy nie s�ysza�em,
z�by
powiedzieli do siebie uprzejme s�owo. Jeste� pewien, �e to byli oni�.�
- - Nie jestem �lepy. Grift. To by�o tych dw�ch huncwot�w. Ukryli si� w ogrodzie
za
�ywop�otami i gadali jak para zakonnic na pielgrzymce.
- - A niech mnie fretka wygrzmoci!
- - Je�li tylko woreczek w kroku b�dzie odpowiednich rozmiar�w, Grift -
wyszczebiota� radosnym tonem Bodger.
Grift zauwa�y� obecno�� Jacka.
- Je�li ju� mowa o woreczkach, tu stoi ch�opczyk tak ma�y. �e nie ma co do niego
w�o�y�!
Bodgerowi wyda�o si� to tak zabawne, �e a� spad� z krzes�a ze �miechu.
Grift postanowi� wykorzysta� t� okazj�. Nim Bodger zdo�a� si� podnie��, wsta� z
�awy
i przyci�gn�� Jacka do siebie.
- S�ysza�e�, o czym tu m�wili�my, ch�opcze�? - zapyta�, �ciskaj�c jego rami� i
przeszywaj�c go spojrzeniem za�zawionych oczu.
Jack dobrze si� orientowa� w zamkowych intrygach i wiedzia�, jak brzmi
najbezpieczniejsza odpowied�.
- Prosz� pana, nie s�ysza�em nic opr�cz jakiej� uwagi o woreczku. Palce Grifta
wpi�y
si� bole�nie w cia�o ch�opca. G�os stra�nika brzmia� cicho i gro�nie.
- Dla twego w�asnego dobra, ch�opcze, mam nadziej�, �e m�wisz prawd�. Je�li si�
dowiem, �e mnie ok�ama�e�, to po�a�ujesz. - Grift raz jeszcze �cisn�� i
uszczypn�� rami�
Jacka, po czym go pu�ci�. - Naprawd� bardzo po�a�ujesz. Zje�d�aj ju�.
Zwr�ci� si� ku swemu towarzyszowi i wznowi� rozmow�, jakby przykra scenka w
og�le si� nie wydarzy�a.
- Widzisz, Bodger. starsza kobitka jest jak przejrza�a brzoskwinia. Na zewn�trz
poobijana i pomarszczona, ale w �rodku s�odka i soczysta.
Jack z�apa� po�piesznie pusty dzbanek i pobieg� do kuchni tak szybko, jak tylko
potrafi�.
To nie by� jego szcz�liwy dzie�. Mistrz piekarski Frallit by� w nastroju tak
paskudnym, �e jego normalne zachowanie mog�oby si� wydawa� niemal uprzejme.
Szorowanie wielkich form do pieczenia powinno nale�e� do Tilly, ona jednak
umia�a
post�powa� z Frallitem. Jeden u�miech jej pulchnych, wilgotnych warg wystarcza�,
by
uchroni� j� przed czarn� robot�. Ze wszystkich swych zada� Jack najbardziej
nienawidzi�
szorowania masywnych kamiennych form. Trzeba je by�o czy�ci� �r�c� mieszanin�
sody i
�ugu, kt�ra w�era�a mu si� w d�onie, powoduj�c powstawanie p�cherzy, a czasem
te�
z�uszczanie sk�ry. Musia� potem taszczy� niepor�czne gruchoty, niemal
dor�wnuj�ce mu
ci�arem, na kuchenny dziedziniec, by tam je op�uka�.
Przeniesienie ich by�o etapem chyba najtrudniejszym. By�y kruche i gdyby kt�ry�
upu�ci�, roztrzaska�by si� na setki kawa�k�w. Stanowi�y dum� i rado�� Frallita,
kt�ry
przysi�ga�, �e to dzi�ki nim udaje mu si� mu znakomity chleb i �e matowy, ci�ki
kamie�
zapobiega zbyt szybkiemu pieczeniu. Jack niedawno przekona� si�, jaka kara grozi
za
pot�uczenie jednej z cennych form mistrza piekarskiego.
Przed kilkoma tygodniami Frallit, kt�ry przez ca�y dzie� zdrowo sobie popija�,
zauwa�y�, �e jednej z nich brakuje. Nie zwlekaj�c, zacz�� szuka� Jacka. Znalaz�
go ukrytego
w�r�d garnk�w i rondli po kucharskiej stronie kuchni.
- Ty t�py kretynie - wrzasn��, wyci�gaj�c go z kryj�wki za w�osy. - Wiesz
chocia�, co
zrobi�e�, ch�opcze? Wiesz?
Jack nie mia� w�tpliwo�ci, �e mistrz piekarski nie oczekuje odpowiedzi. Frallit
spr�bowa� trzepn�� go w ucho, lecz ch�opak uchyli� si� zr�cznie i r�ka mistrza
przeszy�a
powietrze. Wspominaj�c p�niej ten incydent, Jack zda� sobie spraw�, �e ten unik
by�
powa�nym b��dem. Frallit zapewne zla�by go porz�dnie i na tym poprzesta�, ale
najbardziej ze
wszystkiego nie lubi� wychodzi� na durnia - i to na oczach szczwanej, lecz
apetycznej Tilly.
Jego w�ciek�o�� by�a przera�aj�ca. Sko�czy�o si� na tym, �e wyrwa� Jackowi ca��
gar��
k�ak�w.
Ch�opak mia� wra�enie, �e Frallit uwzi�� si� na jego w�osy. Wygl�da�o na to. �e
chce.
by wszyscy jego uczniowie stali si� r�wnie �ysi jak on. Pewnego ranka Jack,
obudziwszy si�.
odkry�, �e g�ow� mu wystrzy�ono niczym owc�. Tilly wrzuci�a kasztanowe loki do
ognia i
poinformowa�a go. i� Frallit kaza� go ostrzyc, gdy� podejrzewa�, �e ma wszy.
W�osy Jacka
zem�ci�y si� w jedyny dost�pny dla nich spos�b i odros�y irytuj�co szybko.
W gruncie rzeczy, to w�a�nie ro�niecie by�o teraz jego g��wnym problemem. Nie
by�o
tygodnia, by nie dostrzega� jakich� oznak przera�aj�co gwa�townego wzrostu.
Spodnie sta�y
si� dla niego nieustannym �r�d�em zawstydzenia. Przed czterema miesi�cami
si�ga�y
dyskretnie gdzie� do kostek, teraz za� grozi�o mu ods�oni�cie �ydek. A by�y one
przera�aj�co
bia�e i chude! Jack by� przekonany, �e wszyscy w kuchni zauwa�aj� �a�osny
skrawek nagiego
cia�a.
Jako zaradny ch�opak postanowi�, �e uszyje sobie drug�, korzystniej wygl�daj�c�
par�.
Niestety, krawiectwo by�o rzemios�em wymagaj�cym cierpliwo�ci, nie desperacji, i
nowe
spodnie pozosta�y nieosi�galnym marzeniem. Musia� uciec si� do bardziej
ryzykownego
sposobu poprawienia swojego ubioru i zacz�� nosi� star� par� spodni nie dopi�t�.
Zwisa�y mu
lu�no na biodrach, zabezpieczone kawa�kiem szorstkiego powroza. Wznosi�
niezliczone
rozpaczliwe modlitwy do Borca, b�agaj�c go, by rzeczony powr�z nie p�k� w
obecno�ci kogo�
wa�nego - a szczeg�lnie kobiet.
To niewyt�umaczalne ro�niecie przysparza�o mu ci�gle nowych zmartwie�. Po
pierwsze, r�s� wzwy�, a wszerz ani troch�, i zacz�� �ywi� silne podejrzenie, �e
przypomina
teraz wygl�dem kij od miot�y. Najgorszy jednak by� fakt, �e zacz�� przerasta�
swych
zwierzchnik�w. By� o g�ow� wy�szy od Tilly, a Frallit si�ga� mu do ucha. Mistrz
piekarski
zacz�� uwa�a� wzrost Jacka za osobist� zniewag�. Cz�sto s�yszano, jak mamrocze
pod nosem,
�e z wysokiego ch�opaka nigdy nie b�dzie porz�dny piekarz.
G��wnym obowi�zkiem Jacka jako piekarczyka by�o pilnowanie, by nie wygas� ogie�
pod wielkim piecem. Piec �w by� wielko�ci ma�ego pokoju i w nim w�a�nie co rano
wypiekano pieczywo dla setek mieszkaj�cych w zamku dworzan i s�u��cych.
Frallit pyszni� si� tym, �e codziennie piecze �wie�y chleb. W tym celu musia�
zrywa�
si� o pi�tej rano, by dopilnowa� roboty. Ogie� pod masywnym kamiennym piecem
p�on��
przez ca�� noc. ka�d� noc, gdyby bowiem pozwolono mu zgasn��, potrzeba by by�o
ca�ego
dnia. by uzyska� temperatur� potrzebn� do wypieku. Jack musia� wi�c pilnowa�
pieca w
nocy.
Co godzin� otwiera� kamienne palenisko umieszczone w dnie pot�nej konstrukcji i
dorzuca� opa�u do ognia. Nie mia� nic przeciwko temu. Przyzwyczai� si� ju� do
drzemania z
cogodzinn� przerw�, a zim�. gdy w kuchni panowa� przenikliwy zi�b, przyciska�
przez sen
chude cia�o do ciep�ego kamienia.
Czasami, w zachwycaj�cych chwilach mi�dzy snem a jaw�, wyobra�a� sobie, �e jego
matka jeszcze �yje. W ostatnich miesi�cach choroby jej sk�ra sta�a si� gor�ca
jak piec.
G��boko w piersiach kry�o si� �r�d�o �aru, kt�ry spala� j� skuteczniej ni�
ogie�. Jack pami�ta�
dotyk jej cia�a. Ko�ci mia�a lekkie i kruche jak suchy chleb. Nie by� w stanie
my�le� o tak
przera�aj�cej s�abo�ci. Przez wi�ksz� cz�� dni wype�nionych d�wiganiem work�w
m�ki ze
spichrza i wiader ze studni, czyszczenia pieca z popio��w i pilnowania, by
dro�d�e si� nie
zepsu�y, udawa�o mu si� zapomnie� o b�lu wy wo�anym jej utrat�.
Odkry� w sobie talent pozwalaj�cy mu oblicza�, ile m�ki, dro�d�y i wody nale�y
zu�y�, by uzyska� r�ne rodzaje ciast, jakich potrzebowano ka�dego dnia.
Potrafi� nawet
rachowa� szybciej ni� sam mistrz, mia� jednak tyle rozs�dku, by ukrywa� t�
umiej�tno��.
Frallit zazdro�nie strzeg� swej wiedzy.
Ostatnio spotka� go zaszczyt. Mistrz pozwoli� mu miesi� ciasto.
- Musisz je ugniata� jak pier� dziewicy - zwyk� m�wi�. - Najpierw delikatna,
ledwie
wyczuwalna pieszczota. P�niej coraz mocniej, a� wreszcie ust�pi.
Po pierwszym kuflu ale mistrz piekarski wpada� w niemal liryczny nastr�j. To
drugi
kufel przyprawia� go o z�y humor.
Wyrabianie ciasta by�o dla Jacka krokiem naprz�d, oznaczaj�cym, �e nied�ugo
osi�gnie pozycj� ucznia. Gdy ju� zostanie pe�noprawnym uczniem piekarskim, jego
przysz�o�� w zamku b�dzie zabezpieczona. Do owej chwili by� zdany na �ask� tych,
kt�rzy
byli postawieni wy�ej od niego, a w hierarchii rywalizuj�cych ze sob� zaciekle
pa�acowych
s�ug oznacza�o to wszystkich.
Gdy zmierza� z izby jadalnej dla s�u�by do kuchni, spostrzeg� zaskoczony, �e
zd��y�a
zapa�� ju� noc. Jack przekona� si�, �e czas cz�sto umyka mu jak ni� sp�ywaj�ca z
nowego
wrzeciona. W jednej chwili miesi� ciasto, by uros�o, w nast�pnej za� Frallit
dawa� mu
kuksa�ca za to. �e zostawi� je na tak d�ugo, i� stwardnia�o i zacz�o przyci�ga�
muchy. Tak
wiele spraw wymaca�o przemy�lenia, a do tego jego wyobra�nia lubi�a go
zaskakiwa�.
Wystarczy�o, by popatrzy� na drewniany st�. a zaczyna� sobie wyobra�a�, �e w
cieniu
drzewa, z kt�rego zrobiono �w mebel, chroni� si� ongi� jaki� dawno ju� nie
�yj�cy bohater.
- - Sp�ni�e� si� - powiedzia� Frallit. Sta� przy piecu z za�o�onymi r�kami,
patrz�c na
zbli�aj�cego si� Jacka.
- - Przepraszam, panie Frallicie.
- - Przepraszasz - przedrze�nia� go Frallit. - Przepraszasz. Masz za co
przeprasza�.
Mam ju� do�� tego sp�niania. Temperatura pieca obni�y�a si� niebezpiecznie,
ch�opcze.
Naprawd� niebezpiecznie. - Mistrz piekarski post�pi� krok naprz�d. - A kto
b�dzie mia�
k�opoty, je�li ogie� wyga�nie i przez ca�y dzie� nie b�dzie chleba? Ja. -
Frallit �ci�gn�� z p�ki
mieszad�o i waln�� nim bole�nie Jacka w r�k�. - Ja ci poka�� nara�a� na szwank
moj�
reputacj�!
Znalaz�szy punkt, w kt�ry wygodnie by�o uderza�. Frallit kontynuowa� bicie, a�
powstrzyma�a go nieoczekiwana zadyszka. Krzyki przyci�gn�y spory t�umek.
- - Daj ch�opakowi spok�j, Frallicie - odwa�y�a si� powiedzie� jedna z n�dznych
pomywaczek. Willock, piwniczny, uciszy� j� szybkim policzkiem.
- - Cisza, zuchwa�a dziewko. To nie tw�j interes. Mistrz piekarski ma pe�ne
prawo
post�powa� ze swymi ch�opcami, jak uzna za stosowne. - Zwr�ci� si� w stron�
pozosta�ych
s�ug. - Niech to b�dzie dla was nauczk�.
Piwnicy uk�oni� si� uprzejmie Frallitowi, po czym rozp�dzi� t�um.
Jack dygota�. W r�ce czu� pulsuj�cy b�l. Mieszad�o zostawi�o na sk�rze g��bokie
�lady. W jego oczach l�ni�y �zy b�lu i w�ciek�o�ci. Zacisn�� mocno powieki,
zdecydowany
powstrzyma� p�acz.
- Gdzie�e� si� podziewa� tym razem? - Mistrz piekarski nie czeka� na odpowied�.
- Id�
o zak�ad, �e buja�e� w ob�okach. Wyobra�a�e� sobie, �e jeste� kim� lepszym od
nas. - Frallit
zbli�y� si� do Jacka i z�apa� go za szyj�. Jego oddech pachnia� silnie piwem.
- Co� ci powiem, ch�opcze. Twoja matka by�a kurw�, a ty nie jeste� nikim wi�cej
jak
skurwysynem. Mo�esz spyta�, kogo zechcesz. Wszyscy w zamku powiedz� ci to samo.
Co
wi�cej, powiedz� ci, �e by�a cudzoziemsk� kurw�.
Krew uderzy�a Jackowi do g�owy. Wstrzymywany oddech pali� mu p�uca. W g�owie
mia� tylko jedn� my�l - b�l by� niczym, ryzyko o�mieszenia si� nie liczy�o -
musia� si�
dowiedzie�.
- Sk�d pochodzi�a? - krzykn��.
Zada� pytanie, kt�re by�o dla niego najwa�niejsze w �yciu. Dotyczy�o w r�wnym
stopniu jego. jak jego matki, gdy� pochodzi� stamt�d, sk�d i ona. Nie mia� ojca
i pogodzi� si�
z tym faktem, ale matka powinna by�a da� mu co�, czego od niej nie otrzyma�.
To�samo��.
Wszyscy w zamku wiedzieli, kim s� i sk�d pochodz�. Dostrzega� ich milcz�c�
pewno��
siebie. Nie dla nich by�o �ycie pe�ne pozbawionych odpowiedzi pyta�. Nie. Znali
swe
miejsce, sw� rodzinn� histori�, swych dziadk�w i babki. A uzbrojeni w t� wiedz�,
znali
siebie.
Jack zazdro�ci� im tego. On r�wnie� pragn�� uczestniczy� w rozmowach na temat
rodzin, m�c od niechcenia rzuci�: - Och, krewni matki pochodzili z Calfernu. To
na zach�d
od rzeki Ley.
Pozbawiono go jednak tej przyjemno�ci. Nie wiedzia� nic o matce. Nie zna�
miejsca
jej urodzenia, rodziny ani nawet prawdziwego imienia. Wszystko to by�o dla niego
tajemnic�.
Gdy ludzie wyzywali go czasem od b�kart�w, nienawidzi� jej z tego powodu.
Frallit z�agodzi� u�cisk.
- Sk�d mam to wiedzie�? - warkn��. - Nigdy nie korzysta�em z jej us�ug. -
�cisn��
Jacka po raz ostatni i wypu�ci� go wreszcie.
- Dorzu� troch� drew do pieca, nim zmieni� zdanie i udusz� ci� na amen.
Odwr�ci� si�, pozostawiaj�c ch�opca jego pracy.
Bevlin spodziewa� si� go�cia. Nie wiedzia�, kto to b�dzie, wyczu� jednak, �e si�
zbli�a.
Pora nat�u�ci� kolejn� kaczk�, pomy�la� z roztargnieniem. Zmieni� jednak zdanie.
Ostatecznie
nie wszyscy przepadali za jego ulubionym przysmakiem. Bezpieczniej b�dzie upiec
ten
wo�owy udziec. Co prawda, mia� ju� kilka tygodni, ale to nic nie szkodzi�o.
Wo�owina z
robakami nigdy jeszcze nikogo nie zabi�a. Powiadano nawet, �e jest bardziej
krucha i soczysta
od �wie�ej.
Przyni�s� mi�so z piwnicy, natar� je sol� i korzeniami, owin�� w wielkie li�cie
szczawiu i wetkn�� mi�dzy roz�arzone w�gielki w wielkim kominku. Piecze� wo�owa
wymaga�a znacznie wi�cej stara� ni� kaczka w t�uszczu. Mia� nadziej�, �e go��
doceni jego
starania.
Kiedy si� wreszcie zjawi�, na dworze zapad�a ju� ciemno��. W kuchni Bevlina by�o
jednak ciep�o i jasno. Wype�nia�y j� te� smakowite aromaty.
- Prosz�, przyjacielu - wychrypia� Bevlin w odpowiedzi na stukanie do drzwi. -
Otwarte.
M�drzec poczu� si� zaskoczony, ujrzawszy, �e m�czyzna, kt�ry wszed� do �rodka,
jest bardzo m�ody. By� te� wysoki i przystojny. Jego z�ote loki l�ni�y w blasku
ognia, cho�
pokrywa� je kurz d�ugiej w�dr�wki. Szaty by�y jednak w znacznie gorszym stanie.
Mia�y nie
rzucaj�cy si� w oczy. szary kolor. Nawet sk�ry, kt�re by�y ongi� czarne lub
br�zowe,
�wiadczy�y dobitnie o wszechobecno�ci py�u. Jedyny jaskrawy punkt stanowi�a
owi�zana
wok� szyi apaszka. Bevlinowi przemkn�o przez g�ow�, �e w jej wyblak�ej,
szkar�atnej
wspania�o�ci jest co� wzruszaj�cego.
Przybysz sprawi� na m�drcu wra�enie wyczerpanego jazd�, nie by�o w tym jednak
nic
dziwnego. Bevlin mieszka� w bardzo odludnej okolicy. Od najbli�szej wioski jego
dom
dzieli�y dwa dni konnej jazdy, a osada ta sk�ada�a si� tylko z trzech
gospodarstw i gnojowiska.
- Witaj, nieznajomy. �ycz�, ci szcz�liwej nocy. Chod�, podziel� si� z tob�
jad�em i
dachem nad g�ow�.
Bevlin u�miechn�� si�. M�odzie�ca zdziwi�o, �e si� go spodziewano, lecz dobrze
ukry�
swe zaskoczenie.
- Dzi�kuj�, wielmo�ny panie. Czy to jest dom m�drca Bevlina? Jego g�os mia�
przyjemne niskie brzmienie, z wyczuwalnym �ladem wiejskiego akcentu.
- - Ja jestem Bevlin. Nie mnie decydowa�, czy jestem m�drcem.
- - Jestem Tawl, rycerz z Valdis.
Pok�oni� si� z gracj�. Bevlin wiedzia� wszystko na temat uk�on�w. Bywa� na
najwi�kszych dworach Znanych Krain i k�ania� si� najpot�niejszym w�adcom. W
uk�onie
m�odzie�ca wyczuwa�o si� niedawno opanowany artyzm.
- Rycerz z Valdis! Mog�em si� tego domy�li�. Ale dlaczego przys�ano do mnie
tylko
nowicjusza? Liczy�em na kogo� starszego.
Bevlin zdawa� sobie spraw�, �e obra�a m�odzie�ca. Uczyni� to jednak bez
z�o�liwo�ci.
Chcia� sprawdzi� jego cierpliwo�� i wychowanie. Odpowied� go nie rozczarowa�a.
- - A ja spodziewa�em si� ujrze� kogo� m�odszego, panie - odpar� z u�miechem
rycerz. - Ale nie zamierzam ci� gani� za tw�j podesz�y wiek.
- - Celna odpowied�, m�ody cz�owieku. Musisz mi m�wi� �Bevlin�. Ca�a ta bzdura z
�panami� tylko mnie denerwuje. Powiedz mi. czy wolisz solon�, pieczon� wo�owin�
czy
smaczn� kaczk� w t�uszczu?
- - Chyba wola�bym wo�owin�, pa... hmm, Bevlinie.
- - Znakomicie - odpar� m�drzec, kieruj�c si� do kuchni. - W takim razie sam
zjem
kaczk�!
- - Prosz�, wypij troch� lakusa. To uspokoi sza� w twoim brzuchu.
Bevlin nape�ni� puchar srebrzystym p�ynem i poda� go swemu towarzyszowi. Zjedli
posi�ek w milczeniu. Rycerz opiera� si� wszelkim pr�bom nawi�zania
niezobowi�zuj�cej
pogaw�dki. Bevlin by� sk�onny wybaczy� m�odzie�cowi jego ma�om�wno��, gdy� jej
powodem m�g� by� b�l brzucha. Tawl skosztowa� napoju. Twarz mia� poblad�� i
naznaczon�
wyrazem cierpienia. Z pocz�tku pi� ostro�nie, lecz p�yn najwyra�niej przypad� mu
do gustu,
gdy� opr�ni� puchar do ko�ca. Podobnie jak wielu innych, w niezliczonych
wiekach, uni�s�
kielich, prosz�c o wi�cej.
- - C� to za nap�j, na stworzenie? Smakuje jak... nie przypomina niczego, co
pi�em
w �yciu.
- - Mog� ci� zapewni�, �e w pewnych cz�ciach �wiata jest powszechnie znany.
Wytwarza si� go, �ciskaj�c delikatnie tre�� koziego �o��dka. - Twarz go�cia nic
nie wyra�a�a,
Bevlin wda� si� wi�c w szczeg�y. - Z pewno�ci� s�ysza�e� o koczownikach, kt�rzy
w�druj�
po wielkich r�wninach? - Tawl skin�� g�ow�. - No wi�c, podstawowym �r�d�em
utrzymania
dla tamtejszych plemion s� kozy, kt�re dostarczaj� koczownikom mleka i
szorstkiej we�ny, a
po zabiciu mi�sa i tego nadzwyczajnego p�ynu. R�wninna koza to niezwyk�e
stworzenie.
Bardzo u�yteczne. Czy� nie mam racji?
M�odzieniec skin�� niepewnie g�ow�, Bevlin jednak widzia�, �e jego go�� czuje
si� ju�
znacznie lepiej.
- Najciekawsze w lakusie jest to. �e gdy poda� go na zimno. leczy dolegliwo�ci
brzucha i... jak by to powiedzie�... hmm. cz�ci intymnych. Kiedy jednak go
ogrza�, zmienia
w�a�ciwo�ci i zwalcza boi staw�w oraz g�owy. S�ysza�em nawet, ze je�li go
zag�ci� i zrobi�
z niego ma�� na rany. przyspiesza ich gojenie i zapobiega infekcji.
Bevlin czu� lekkie wyrzuty sumienia Zdawa� sobie spraw�, �e chorob� go�cia
wywo�a�a nie�wie�a wo�owina, postanowi� wi�c. �e nim m�odzieniec odjedzie,
wynagrodzi
mu poniesione szkody, oddaj�c mu sw�j ostatni buk�ak lakusa.
- Czy ten nap�j jest czym� wi�cej ni� suma jego sk�adnik�w? Rycerz by� bystry.
Bevlin zmieni� opini� na jego temat.
- - Mo�na by powiedzie�, ze jest w nim pewien dodatkowy element, kt�ry nie ma
nic
wsp�lnego z koz�.
- - Czary.
Bevlin u�miechn�� si�.
- Jeste� nadzwyczaj bezpo�redni. W dzisiejszych czasach ludzie nazbyt cz�sto
obawiaj� si� nazwa� g�o�no to. co niewidzialne. Bez wzgl�du na nazw�, nic nie
zmieni taktu
ich zanikania.
- Ale s� jeszcze ludzie...
- Tak. s� jeszcze ludzie, kt�rzy je praktykuj�. - M�drzec wsta� z miejsca. -
Wi�kszo��
jednak s�dzi, �e lepiej by by�o. gdyby tego nie czynili.
- A jakie jest twoje zdanie? - zapyta� rycerz.
- S�dz�, �e tak jak wiele innych rzeczy - gwiazdy na niebie czy burze w
przestworzach
- nic s� w�a�ciwie rozumiane, a ludzie z regu�y boj� si� tego, czego nie
potrafi� poj��.
Bevlin uwa�a�, �e powiedzia� ju� wystarczaj�co wiele. Nie mia� ochoty zaspokaja�
m�odzie�czej ciekawo�ci rycerza. Je�li Tawl chcia� si� czego� na ten temat
dowiedzie�, m�g�
si� uczy� na w�asnym do�wiadczeniu. M�drzec by� ju� za stary, by bawi� si� w
nauczyciela.
Wr�ci� do poprzedniego lematu.
- Mo�e powiniene� si�. troch� przespa� - zaproponowa�. - Jeste� os�abiony.
Musisz
wypocz��. Porozmawiamy rano.
Rycerz zrozumia�, ze gospodarz chce ju� uda� si� na spoczynek. Gdy wstawa� z
miejsca. Bevlin dostrzeg� znak na jego przedramieniu. By�o to pi�tno - dwa
kr�gi, jeden
wewn�trz drugiego Wewn�trzny kr�g wypalono niedawno. Sk�ra wok� niego wci��
by�a
uniesiona i pomarszczona. Przez �rodek obu k� bieg�a zadana no�em rana, z
kt�rej nie zdj�to
jeszcze szw�w. Bevlin pomy�la�, �e w walce trudno jest otrzyma� cios w to
miejsce.
Bez wzgl�du na blizny, rycerz by� m�ody, jak na posiadacza drugiego kr�gu.
Bevlin
wzi�� go za nowicjusza. By� mo�e powinien by� powiedzie� mu wi�cej o �r�d�ach
mocy
lakusa. Tawl ch�tnie by tego wys�ucha�. Drugi kr�g oznacza�, �e nie tylko
zr�cznie w�ada�
mieczem, lecz r�wnie� zdoby� wykszta�cenie. Niemniej jednak m�drzec mia� mu
zaoferowa�
szans� zdobycia chwa�y, dlaczeg� wi�c mia�by dzieli� si� z nim r�wnie� wiedz�?
Gdy tylko Melli wesz�a do komnat swego ojca, lorda Maybora, pogna�a prosto do
jego
sypialni, w kt�rej mo�na by�o znale�� �w najcenniejszy z przedmiot�w:
zwierciad�o. By�o
ono jedynym, do kt�rego mia�a dost�p, lustra uwa�ano bowiem za zbyt cenne, by
dawa� je
dzieciom. Odsun�a ci�kie, czerwone zas�ony, pozwalaj�c, by do bogato
urz�dzonej sypialni
wpad�o �wiat�o.
Osobi�cie uwa�a�a, �e owo pomieszczenie - ca�e w z�ocie i czerwieni - jest
nazbyt
krzykliwe. Postanowi�a, �e gdy pewnego dnia b�dzie mia�a w�asn� komnat�, wyka�e
si�
lepszym smakiem w doborze umeblowania. Dobrze wiedzia�a, �e dywan, po kt�rym
kroczy,
jest bezcenny, a zwierciad�o, z kt�rego chcia�a skorzysta�, uwa�a si� za
najpi�kniejsze w
kr�lestwie, lepsze od tego, kt�re mia�a kr�lowa. Niemniej jednak owe przejawy
niezmiernego
bogactwa jej ojca nie robi�y na niej wi�kszego wra�enia.
Ruszy�a prosto w stron� zwierciad�a. Rozczarowa�o j� to, co w nim ujrza�a. Jej
klatka
piersiowa wci�� by�a p�aska jak deska. Wci�gn�a g��boko powietrze i wypchn�a
w�t�� pier�
do przodu, usi�uj�c sobie wyobrazi�, jak to b�dzie, gdy wyro�nie jej kobiecy
biust. By�a
pewna, �e stanie si� to ju� nied�ugo, lecz za ka�dym razem, gdy zakrada�a si� do
komnat ojca,
jej odbicie prezentowa�o si� tak samo.
Po cz�ci pragn�a zosta� ju� kobiet�. Och, gdyby� mog�a wreszcie u�ywa�
doros�ego
imienia Melliandra - zamiast kr�tkiej i niezbyt imponuj�cej formy Melli. Nie
cierpia�a tego
imienia. Starsi bracia dokuczali jej bezlito�nie, wo�aj�c: �Melli, Melli, sk�d
ci� wzi�li!�
S�ysza�a t� rymowank� ju� tysi�c razy. Gdyby tylko zacz�a wreszcie krwawic.
Wtedy
pozwoliliby jej u�ywa� w�a�ciwego imienia... oraz sukni galowej.