7799
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 7799 |
Rozszerzenie: |
7799 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 7799 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7799 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
7799 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Piotr Bondel Obszar
Znajdowali si� blisko, za blisko i by�o ich wielu. Zawadzi�em nog� o
korze�, leciutki powiew wzburzy� moje w�osy. Unios�em g�ow�, kilka krok�w
przede mn� w pniu drzewa tkwi�a bia�a strza�ka. Nie mia�em chwili do
stracenia i ruszy�em biegiem przed siebie. Ta niewielka strza�ka to
specjalno�� mojej gromady, a w�a�ciwie jej Przewodnika. Tylko on m�g� j�
wys�a�.
Przypomnia�em sobie jak kiedy�, gdy by�em dzieckiem udowadnia� sw� moc.
M�wiono wtedy, �e jest za stary, �e za ma�o ju� si�y mo�e u�yczy�
gromadzie. Wtedy on zgodnie z prawem poprosi� o pr�ba. Powiedzia�: "poka�e
wam co�, czego nigdy nie widzia�y wasze oczy". Na skraju osady w napr�dce
skleconej zagrodzie umie�ci� t�ust� �winie. Kaza� nam czeka� i patrze�.
Sam oddali� si� a� stracili�my go z oczu. Wszyscy wpatrywali si� w zwierze
oczekuj�c w napi�ciu czego� niezwyk�ego. Mija�y chwile, nagle �winia pad�a
i nie poruszy�a si� wi�cej. W jej grzbiecie tkwi�a bia�a strza�ka. By�o to
tak niepoj�te, �e nikt nawet nie drgn��. "Czy kto� z was potrafi tego
dokona�? Przyjd�cie do mnie" - us�yszeli�my g�os Przewodnika. Ca�a gromada
- czterdziestka m�czyzn i kobiet - powoli ruszy�a z miejsca. On sta� przy
kamieniu na rozdro�ach i tam te� oddali�my mu cze�� i odnowili�my
przewodnictwo. Wieczorem odbyta si� uczta, na kt�rej zjedli�my ofiar�
tajemnej mocy. Lecz ja nim nast�pi� wiecz�r zrobi�em co� jeszcze.
Policzy�em kroki od kamienia do zagrody. By�o ich blisko dwa razy po
tysi�c, czyli wi�cej ni� tysi�c krok�w doros�ego m�czyzny. Wiec teraz,
gdy ujrza�em bia�� strza�ka wiedzia�em, �e w najlepszym razie pogo� jest
Tysi�c krok�w za mn�.
Przyspieszy�em, gdy� las nagle sko�czy� si� i bieg�em teraz przez du��
polan�. Nie mia�em czasu na odpoczynek. Napi��em mi�nie i ca�� si�� woli
wprawi�em nogi w jeszcze szybsze tempo, by jak, najpr�dzej skry� si� w
cieniu drzew po drugiej stronie. W moim umy�le znowu rozkwit�y obrazy z
przesz�o�ci.
Od czasu gdy odnowili�my przewodnictwo ros�em w kr�gu tajemnicy tamtej
pr�by. Wiele jeszcze razy liczy�em kroki, szuka�em �lad�w jakiej� sztuczki
czy oszustwa t�umacz�cego te rzecz niepoj�t�. I nic nie znalaz�em.
Musia�em uwierzy� w moc Przewodnika. I od tej chwili przez wiele lat
bacznie go obserwowa�em. Widzia�em potem wielokrotnie bia�e strza�ki i to
jak pomaga�y w polowaniach, i to jak przechyla�y szal� zwyci�stwa w
walkach z innymi gromadami na nasz� stron�. Wiara w moc Przewodnika ju�
nigdy nie upad�a, przeciwnie ros�a z roku na rok. I ja sam j� odczuwa�em.
�y�o si� nam jakby l�ej i lepiej i nawet starcy, kt�rzy dawno powinni
odej�� do Kraju Wiecznie �pi�cych odm�odnieli. Ale atmosfera wok�
Przewodnika, jego czysta, niczym nie zm�cona moc nie dawa�y mi spokoju. Im
stawa�em si� starszy, tym bardziej pragn��em pozna� jej �r�d�o, pozna� i
opanowa� j� - sta�o si� to dla mnie celem w �yciu.
Piek�cy b�l policzka przywr�ci� mnie rzeczywisto�ci, �ciana lasu wita�a
zbiega uderzeniem ostrych ga��zi. Bieg�em ca�y czas na Wsch�d. Wiedzia�em,
�e jest to jedyny kierunek. Tylko tam mog�em, tylko tam musia�em ucieka�.
I bieg�em coraz szybciej, by jak najdalej zostawi� moich prze�ladowc�w i
by m�c cho� para chwil odpocz��. Nie zna�em kresu ucieczki i nie
wiedzia�em gdzie ko�czy si� gro��ce mi z r�k gromady widmo �mierci, a
zaczyna si� ocalenie. Nikt nie wiedzia� gdzie si� TO zaczyna i co TAM
jest, wszyscy wiedzieli tylko, �e jest TO na wschodzie i �e nikt STAMT�D
nigdy nie powr�ci�. Noc mia�a si� ku ko�cowi, a zmys� m�j ci�gle wyczuwa�
blisko�� po�cigu. Wiedzia�em, �e gdy wzejdzie s�o�ce i nadejdzie dzie�
Przewodnik z my�liwymi zatrzyma si� na posi�ek i odpoczynek. Ja gdy tamci
b�d� nabiera� si� musze odskoczy� od nich jak najdalej, by dopiero potem
przez chwile da� odpocz�� cia�u. M�j umys� odpoczywa� w trakcie
przeb�ysk�w przesz�o�ci. Przesz�o�ci, kt�ra wyznaczy�a kierunek mojej
obecnej ucieczki.
Wej�cie do grona doros�ych m�czyzn by�o w naszej gromadzie zawsze
wydarzeniem, dla mnie sta�o si� ono mo�liwe dzi�ki kilkuletnim
podpatrywaniom Przewodnika. W wybranym dniu czternastu kandydat�w uda�o
si� z nim poza obr�b osady. Oddalali�my si� szybko i wieczorem doszli�my
do nieznanej nam polany. Dotychczas nikt z nas nie m�g� zapuszcza� si� tak
daleko, teraz nie wiedzieli�my nawet w kt�rym kierunku s� nasze domy.
Zadanie polega�o na tym, �eby odszuka� jeden z czternastu kamieni ukrytych
przez Przewodnika w okre�lonej przez niego okolicy. Ka�dy z tych kamieni
mia� wyryte imi�, kt�re przypada�o znalazcy. Od tej chwili wyznacza�o ono
dalszy bieg �ycia swemu nosicielowi. Przewodnikowi mo�na by�o przynie��
tylko pierwszy znaleziony kamie� bez wzgl�du na unie tam wyryte. Nie mo�na
by�o szuka� innych kamieni i nikt tego nie robi�, gdy� Przewodnik zawsze
zna� prawd�. A ten kto pr�bowa�by go oszuka� mia� by� wykluczony z gromady
i na zawsze pozosta� bez imienia. Nikt te� nigdy nie wiedzia� z jakimi
imionami kamienie wybra� Przewodnik, i czym si� przy tym kierowa�. By�a to
jeszcze jedna tajemnica. Siedzieli�my wiec na polanie, przed nami siedzia�
Przewodnik trzymaj�c w d�oniach woreczek z kamieniami.
Mia� je ukry� po zachodzie s�o�ca, a my nasze poszukiwania mieli�my
rozpocz�� po jego powrocie. Ciemno ju� by�o, napi�cie w nas ros�o, a
Przewodnik dalej tkwi� przed nami. Wpatrywa�em si� w niego, swoj� my�l i
wole skupi�em na jego twarzy. Ciemno�ci nie pozwoli�y mi dostrzec, czy
przypatruje si� nam czy te� oczy ma zamkni�te. Nagle znikn��, st�umiony
krzyk dobieg� mnie z obu stron. Serce skoczy�o do gard�a, lecz po chwili
zapanowa�em nad sob� i znowu skupi�em wole, tym razem na obrazie
Przewodnika. W pewnej chwili przesta�em widzie� polan�, obraz zmatowia� i
z pustki wy�oni�a si� schylona posta� wyrzucaj�ca kamie� do strumyka. Jak
nagle ujrza�em ten obraz, tak nagle powr�ci�em wzrokiem na polan�, gdzie
siedzia�em w�r�d bezimiennych jeszcze ch�opc�w.
W tym samym momencie wiedzia�em, �e dokona�em rzeczy r�wnie niezwyk�ej
jak bia�a strza�ka i znikniecie Przewodnika. D�ugo jeszcze siedzieli�my
nim powr�ci�, tym razem w normalny spos�b. Na poszukiwanie mieli�my reszt�
nocy i nast�pne dwa dni a� do zachodu S�o�ca. Gdyby w tym czasie kto� nie
znalaz� kamienia m�g� jeszcze raz powt�rzy� pr�b� przy nast�pnej okazji.
Gdyby i te poszukiwania sko�czy�y si� niepowodzeniem, zosta�by jako
bezimienny wykluczony z gromady. Tak stanowi�o nasze prawo. Nikt z nas nie
wyruszy� w nocy na poszukiwania, dopiero rankiem rozbiegli�my si� w r�ne
strony. Maj�c w pami�ci nocny obraz bez trudu odnalaz�em strumie� i
miejsce gdzie upad� kamie�. Szybko schyli�em si� i odwr�ci�em go drug�
stron�. Wyryte by�o tam imi� Morii - co znaczy�o Szukaj�cy Tajemnicy.
Zadr�a�em i omal nie wypu�ci�em kamienia z r�ki. Czy�by Przewodnik
przejrza� mnie i specjalnie skierowa� do tego w�a�nie imienia? W pierwszej
chwili uwierzy�em w to, lecz gdy opad�y emocje doszed�em do wniosku, �e to
niemo�liwe. Niczym si� przecie� przed nim nie zdradzi�em, Przewodnik nie
m�g� wiedzie� tego, czego ja dowiedzia�em si� dopiero tej nocy. Zupe�nie
ju� uspokojony wyk�pa�em si� w strumieniu i gdy S�o�ce chyli�o si� ku
zachodowi wr�ci�em na polan�. Z czternastu ch�opc�w trzech nie znalaz�o
kamieni. Reszta wraz ze mn� otrzyma�a znalezione imiona na wielkiej
uczcie, kt�ra si� odby�a wieczorem w osadzie.
Pierwszy promyk wschodz�cego S�o�ca na nowo obudzi� m�j umys�. Ci�gle
bieg�em, las by� mniej gesty i w oddali ukaza�y si� s�abo poro�ni�te
wzg�rza. Tam dobiegn� i odpoczn� - pomy�la�em. Upad�em na szczycie
pierwszego wzniesienia i natychmiast zapad�em w niespokojny sen.
Na tamtej uczcie dowiedzieli�my si� te� o Obszarze. Powiedziano nam, �e
jest takie miejsce, tam gdzie wschodzi S�o�ce, z kt�rego nie ma powrotu.
Nikt nie wie gdzie le�y granica Obszaru, ale ten kto j� przekroczy nigdy
stamt�d nie wr�ci. Tylko Przewodnik zna� w przybli�eniu miejsce tej
tajemnej granicy. Historia nasza m�wi�a, �e Obszar odkryto przypadkowo i
nie od razu zyska� sobie miano tajemnicy. Wiele pokole� min�o nim
uwierzono, �e w tamtym rejonie znikaj� ludzie. A ci, kt�rzy byli �wiadkami
takich zdarze� roznie�li wie�� po r�nych gromadach i z up�ywem lat coraz
rzadziej zapuszczano si� w tamt� okolice. Tak powsta�a legenda Obszaru. Z
czasem trafi�a ona te� do naszych praw. Ka�dy kto wykroczy� przeciwko
obowi�zuj�cym obyczajom czy prawom i zosta� skazany na �mier� m�g� zmieni�
wyrok podejmuj�c pr�b� przekroczenia tajemniczej granicy. Wi�kszo��
skaza�c�w wola�a jednak pewn� �mier� ni� niewiadom� wolno��. Z tych,
kt�rzy wybrali Obszar �aden nie powr�ci� i nikt nie wiedzia�, czy omin�a
ich kara czy te� nie. To wszystko us�yszeli�my z ust Przewodnika tamtego
pami�tnego wieczoru. Przez nast�pne lata naszej gromadzie powodzi�o si�
coraz lepiej, coraz to nowi ch�opcy znajdywali swoje imiona, a ja coraz
pewniej pos�ugiwa�em si� swoj� moc�. Im bardziej wierzy�em, �e j� mam -
tym �atwiej przychodzi�o mi z niej korzysta�. Stara�em si�, by nikt o tym
nie wiedzia�.
Chyba nawet Przewodnik nie zdawa� sobie sprawy z tego, �e w jego
gromadzie jest kto� obdarzony moc� czynienia rzeczy niezwyk�ych. Nie
wiedzia� o tym a� do chwili, w kt�rej u�y�em swej si�y przeciwko niemu, a
tym samym przeciwko prawu. I nie wiem czemu to zrobi�em, czy �al mi si�
zrobi�o tego Wiecznie
Bezimiennego, kt�ry noc� ukrad� troch� suszonego mi�sa i owoc�w? Mo�e
chcia�em wreszcie wypr�bowa� swoj� moc w obliczu Przewodnika? Mo�e kara
�mierci, na kt�r� skazano z�odzieja wyda�a mi si� zbyt okrutna? Nie wiem.
Wszystko sta�o si� zbyt szybko, nie zd��y�em nawet pomy�le�. Skaza�ca
przywi�zano do pala tak, �e nie m�g� poruszy� nawet g�ow�. Wyrok mia�
wykona� Przewodnik przy u�yciu bia�ej strza�ki. Jej ostrze by�o nas�czone
siln� trucizn�, kt�ra po przedostaniu si� do krwi powodowa�a
natychmiastow� �mier�. Okrucie�stwo kary polega�o na tym, �e �mier� nie
uderza�a niespodziewanie, ale skazaniec widzia� wolno p�yn�c� w swoim
kierunku bia�� strza�k�. By�a ona ca�y czas widoczna, lecz porusza�a si�
dostatecznie szybko, by zrani� do krwi, a tym samym wpu�ci� trucizn�.
Przewodnik stan�� w odleg�o�ci oko�o trzystu krok�w od pala, a ca�a nasza
gromada utworzy�a szpaler d�ugo�ci stu krok�w od skaza�ca. Ja sta�em od
niego o jakie� dziesi�� krok�w i widzia�em oczy pe�ne przera�enia, i usta
krzycz�ce, i pot pokrywaj�cy ca�� twarz.
Wszyscy spogl�dali w stron� Przewodnika. G�uchy j�k skaza�ca oznajmi�,
�e bia�a strza�ka rozpocz�a swoj� w�dr�wk�. G�owy wolno obraca�y si� w
kierunku jej przeznaczenia. M�j wzrok utkwiony by� w punkcie przede mn� i
gdy tylko strza�ka wp�yn�a w to pole znieruchomia�a, jakby lekko drgn�a,
p�k�a w po�owie i spad�a na ziemie. Przeci�g�e "ooo..." dotar�o do moich
uszu i pot�ny g�os "Morii" zadudni� w g�owie. W chwile potem jaki�
kszta�t run�� w moj� stron�. Zd��y�em odskoczy� i ruszy�em pedetu przed
siebie. Nie zatrzymywa�em si�, tylko bieg�em i bieg�em, dopiero p�niej
dotarto do mnie, �e biegn� na Wsch�d w kierunku gdzie by� Obszar. Tylko
tam mog�em uciec przed zemst� i kar� Przewodnika. Z�ama�em jego moc na
oczach ca�ej gromady, wyst�pi�em przeciwko prawu broni�c skaza�ca i
wiedzia�em, �e je�li mnie dopadn� czeka mnie �mier�. Nie b�d� mia� wyboru.
Przewodnik nie pozwoli mi wybra� Obszaru. Musze dobiec do granicy nim mnie
dogoni�, wiem, �e mog� tego dokona�, mam si��, mam moc. Szybciej, szybciej
byle na Wsch�d. Obszar to ucieczka, Obszar to schronienie, Obszar to
wolno��. Teraz mog� chwile si� przespa�, widz� we �nie ca�e swoje �ycie,
Morii, czyli Szukaj�cy Tajemnicy, czuje w pobli�u prze�ladowc�w, podrywam
si�, pr�dzej, musze pr�dzej biec, by im umkn��, Obszar to �ycie, Obszar to
inny �wiat, Obszar to moja tajemnica, musze biec szybciej, by j� pozna�,
nie wiem kiedy przekrocz� granice, spogl�dam w prawo, dwa o�lepiaj�ce
�wiat�a, g�o�ny pisk, dwie przera�one twarze, tece gdzie� w powietrzu i
ju� znam Tajemnice i wiem, �e nie mo�na uciec ze swojego �wiata.
przek�ad :
powr�t