7769
Szczegóły |
Tytuł |
7769 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7769 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7769 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7769 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Paullina Simons
TATIANA I ALEKSANDER
Napisana z rozmachem powie�� o wojnie, mi�o�ci i wielkiej nami�tno�ci. Dalszy ci�g los�w bohater�w powie�ci Je�dziec Miedziany.
Tatiana i Aleksander to epicka, zmys�owa i pe�na emocji opowie�� prowadz�ca czytelnika przez rozdart� wojn� Europ�.
�Historical Novels Review"
Je�li szukacie wielkiej powie�ci w stylu Doktora �ywago, to na pewno znale�li�cie w�a�ciw� ksi��k�.
Kiedy Tatiana ucieka z wyniszczonego wojn� Leningradu, by zacz�� nowe �ycie w Ameryce, ma osiemna�cie lat i jest oczekuj�c� dziecka wdow�. Jednak duchy przesz�o�ci nie daj� jej spokoju. Obsesyjnie dr�czy j� przeczucie, �e jej m��, major Armii Czerwonej Aleksander Bie�ow, �yje i potrzebuje pomocy... Tymczasem w oddalonym o tysi�ce kilometr�w Zwi�zku Radzieckim Aleksander cudem unika egzekucji i zostaje mianowany dow�dc� batalionu karnego. Chocia� rekruci maj� nik�e szans� na prze�ycie, Aleksander postanawia przeprowadzi� swoich ludzi przez zrujnowan� wojn� Europ�. Przedziera si� na Zach�d w rozpaczliwej pr�bie ucieczki przed bezwzgl�dn� stalinowsk� machin� �mierci...
Paullina Simons urodzi�a si� w Leningradzie, gdzie jej dziadek prze�y� wojn�. St�d realia i okrucie�stwo tamtych czas�w nie s� jej obce. Jako dziesi�cioletnia dziewczynka wyemigrowa�a z rodzicami do Stan�w Zjednoczonych, gdzie uko�czy�a studia, za�o�y�a rodzin� i rozpocz�a sw� karier� pisarsk�. Jest autork� powie�ci Tally, Red Leaves, Eleven Hours i dokumentalnej ksi��ki pt. Six Days in Leningrad, opisuj�cej jej �ycie i powr�t do Rosji w 1998 roku. Najwi�ksz� popularno�� przynios�a jej powie�� Je�dziec Miedziany, kt�ra opowiada o pocz�tkach mi�o�ci Tatiany i Aleksandra.
Raz jeszcze dla mojego dziadka i babci, kt�rzy licz� sobie dziewi��dziesi�t pi�� i dziewi��dziesi�t jeden lat, nadal uprawiaj� og�rki, hoduj� kwiaty i �yj� d�ugo i szcz�liwie, i dla naszego dobrego przyjaciela Anatolija Studenkowa, kt�ry pozosta� w Rosji i kt�remu d�ugie szcz�liwe �ycie nie by�o dane.
.
w bladym blasku uk�pany, Wysoko wyci�gaj�c d�o�, ON, Je�dziec goni go Miedziany, I d�wi�cznie w bruk �omoce ko�.
I wsz�dzie, dok�d, ob��kany, Ucieka�, gnany zmor� trw�g, Tam Je�dziec �ciga� go Miedziany I ci�ko dudni� kopyt stuk.
Aleksander Puszkin Przek�ad Julian Tuwim
Prolog
Boston, grudzie� 1930
Aleksander Barrington sta� przed lustrem i dr��cymi palcami pr�bowa� poprawi� zawi�zany na szyi szaro-bia�y krawat skaut�w. Nie m�g� jednak oderwa� wzroku od swojej twarzy, na kt�rej go�ci� wyj�tkowo pos�pny wyraz. K�ciki ust opada�y smutno w d�. Wszystko sz�o nie tak. I to w taki dzie� jak dzisiaj.
Odchodz�c od lustra, rozejrza� si� z westchnieniem po niewielkim pokoju. Drewniana pod�oga, smutne, imituj�ce boazerie tapety, ��ko, stolik nocny.
To jednak nie mia�o �adnego znaczenia. To nie by� jego pok�j. Wynaj�li go tylko, a ca�e umeblowanie nale�a�o do mieszkaj�cej na dole gospodyni. Jego prawdziwy pok�j nie znajdowa� si� tutaj, w Bostonie, lecz w Barrington. Bardzo go lubi� i �aden z pokoi, w kt�rych mieszka� od czasu wyjazdu, nie przypad� mu ju� potem do serca. A w ci�gu minionych dw�ch lat zd��y� pozna� sze�� pokoi. Sta�o si� to, gdy ojciec sprzeda� dom i zabra� Aleksandra z Barrington, pozbawiaj�c go raz na zawsze dzieci�stwa.
A teraz zostawia� za sob� tak�e i ten pok�j. Nie dba� o to.
Nie to by�o najwa�niejsze.
Aleksander raz jeszcze spojrza� w lustro. Ch�opiec, kt�ry odpowiedzia� mu spojrzeniem, by� zdecydowanie zbyt powa�ny jak na jego gust. Zbli�y� si� do lustra, przytuli� twarz do zimnej powierzchni i odetchn�� g��boko.
- Aleksandrze - szepn��. - Co teraz?
IITeddy, jego najlepszy przyjaciel, uwa�a�, �e wyjazd z kraju to najbardziej ekscytuj�ca rzecz na �wiecie.
Aleksander nie m�g� si� z nim bardziej nie zgadza�.
Przez uchylone drzwi s�ysza� k��tni� rodzic�w. Postanowi� ich zignorowa�. W zdenerwowaniu cz�sto podnosili g�os. Nagle drzwi otworzy�y si� szeroko. W progu stan�� ojciec, Harold Barrington.
- Jeste� gotowy, synu? - spyta�. - Samoch�d czeka na dole. Twoi przyjaciele te� chc� si� z tob� po�egna�. Teddy zapyta�, czy nie m�g�bym go zabra� zamiast ciebie - Harold si� u�miechn��. - Powiedzia�em, �e niewykluczone. Co ty na to, Aleksandrze? Chcesz si� zamieni� z Teddym? Zamieszka� z jego zwariowan� matk� i jeszcze bardziej zwariowanym ojcem?
- To by�aby ca�kiem mi�a odmiana, bo moi rodzice s� przecie� tak rozs�dni � odpar� Aleksander, nie spuszczaj�c wzroku z ojca.
Harold Barrington by� szczup�ym m�czyzn� �redniego wzrostu. W jego szerokiej twarzy o kwadratowej szcz�ce wyr�nia� si� mocno zarysowany podbr�dek. W wieku czterdziestu o�miu lat mia� nadal g�ste, cho� lekko siwiej�ce jasnobr�zowe w�osy, a oczy l�ni�y intensywnym b��kitem. Aleksander bardzo lubi�, gdy ojciec by� w dobrym humorze, bo wtedy z jego oczu znika� wyraz powagi.
Odsuwaj�c stoj�cego w progu Harolda, do pokoju wkroczy�a Jane Barrington w swojej najlepszej jedwabnej sukience i bia�ym toczku.
- Harry, zostaw ch�opca w spokoju - powiedzia�a. - Widzisz przecie�, �e poprawia ubranie, bo chce elegancko wygl�da�. Samoch�d poczeka. Teddy i Belinda te� - wyg�adzi�a d�ugie, ciemne w�osy u�o�one starannie pod kapeluszem. W g�osie Jane nadal s�ycha� by�o cie� �piewnego w�oskiego akcentu, kt�rego nie zdo�a�a si� pozby� od czasu, gdy w wieku siedemnastu lat przyjecha�a do Ameryki. - Nigdy nie przepada�am za t� Belind� - powiedzia�a �ciszonym g�osem.
- Wiem, mamo - odpar� Aleksander. - Dlatego wyje�d�amy z kraju, prawda? - Nie odwracaj�c si�, obserwowa� ich w lustrze. Z wygl�du podobny by� do matki, ale mia� nadziej�, �e charakterem przypomina ojca. Nie by� jednak do ko�ca pewny. Matka bawi�a go, ojciec wprawia� w zak�opotanie. Jak zawsze.
- Jestem gotowy, tato - powiedzia�.
Harold podszed� do syna i obj�� go ramieniem.
- My�la�e�, �e zapisuj�c si� do skaut�w, prze�yjesz wielk� przygod�. Ale dopiero teraz przekonasz si�, jak naprawd� wygl�da wielka przygoda.
- Tak - odpar�, my�l�c jednocze�nie: Skauci w zupe�no�ci by wystarczyli. - Tato? - spyta�, patrz�c nie na ojca, lecz na swoje odbicie w lustrze. - Je�li co� tam nie wyjdzie... mo�emy zawsze tu wr�ci�, prawda? B�dziemy mogli wr�ci� do... - Urwa�. Nie chcia�, by ojciec us�ysza�, jak �amie mu si� g�os. Wzi�� g��boki oddech i doko�czy� - do Ameryki?
Kiedy Harold nie odpowiada�, Jane podesz�a do Aleksandra, kt�ry sta� teraz mi�dzy rodzicami. Matka, w butach na niedu�ych obcasach, by�a prawie siedem centymetr�w wy�sza od ojca, kt�ry z kolei by� o p� metra wy�szy od syna. � Powiedz ch�opcu prawd�, Haroldzie. Powinien j� zna�. Powiedz mu. Jest ju� przecie� du�y.
- Nie, Aleksandrze - powiedzia� ojciec. - Nie wr�cimy. Zamieszkamy w Zwi�zku Radzieckim na sta�e. Nie ma dla nas miejsca w Ameryce.
Aleksander chcia� powiedzie�, �e dla niego na pewno jest tu miejsce. On mia� w Ameryce swoje miejsce. Przyja�ni� si� z Teddym i Belind� od czasu, gdy sko�czyli trzy lata. Barrington by�o ma�ym miasteczkiem z domami o bia�ych �cianach i czarnych okiennicach, z trzema ko�cio�ami i kr�tk� g��wn� ulic�, z czterema przecznicami po obu stronach. W lasach otaczaj�cych Barrington Aleksander wi�d� bardzo szcz�liwe �ycie. Wiedzia� jednak, �e ojciec nie to chcia� us�ysze�, wi�c nie odezwa� si� ani s�owem.
- Aleksandrze, razem z twoj� matk� jeste�my absolutnie pewni, �e to najlepsze, co mog�o si� przydarzy� naszej rodzinie. Po raz pierwszy w �yciu mamy wreszcie okazj� zrobi� to, w co g��boko wierzymy. Nie b�dziemy ju� jedynie g�osi� idei komunizmu. �atwo jest nawo�ywa� do zmian, �yj�c w luksusie. Teraz b�dziemy �y� w zgodzie z w�asnymi przekonaniami. Wiesz, �e walczy�em o to przez ca�e swoje doros�e �ycie. Widzia�e� mnie. I matk� r�wnie�.
Aleksander skin�� g�ow�. To prawda, widzia� ich. Ojca i matk� aresztowanych za przekonania. Odwiedziny u ojca w wi�zieniu. Nieprzyjazne spojrzenia mieszka�c�w okolic Barrington. Wy�miewanie w szkole. Nieustanne b�jki w obronie ojca i jego idea��w. Widzia� matk� stoj�c� u boku m�a w czasie pikiet i protest�w. On sam te� sta� u jej boku. We tr�jk� pojechali do Waszyngtonu, by wzi�� udzia� w demonstracji komunist�w przed Bia�ym Domem. Tam te� ich aresztowano. W wieku siedmiu lat Aleksander sp�dzi� noc w izbie zatrzyma� dla m�odocianych przest�pc�w. Pociesza� go tylko fakt, �e jako jedyny ch�opiec z Barrington mia� okazj� zobaczy� Bia�y Dom.
Wtedy by� przekonany, �e poni�s� ju� do�� ofiar. Potem doszed� do wniosku, �e kolejn� ofiar� z jego strony by�o zerwanie zwi�zk�w z rodzin� i wyprowadzenie si� z domu, w kt�rym Barringtonowie mieszkali od o�miu pokole�. My�la�, �e mieszkanie w ma�ych wynajmowanych pokojach w ruchliwym i zakurzonym Bostonie i g�oszenie tam socjalistycznych idei by�o ostatni� z ofiar.
Myli� si� jednak.
Decyzja o przeprowadzce do Zwi�zku Radzieckiego by�a dla Aleksandra niespodziank�, i to niezbyt mi��. Ale jego ojciec wierzy�. By� przekonany, �e w Zwi�zku Radzieckim wreszcie znajd� swoje miejsce; nikt nie b�dzie si� tam z Aleksandra wy�miewa�, a wszyscy powitaj� ich z otwartymi ramionami i nieskrywanym podziwem. Znajd� tam miejsce, gdzie b�d� mogli zbudowa� nowe �ycie i nada� mu odpowiednie znaczenie. W nowej Rosji cz�owiek pracy by� pot�g�, a niebawem mia� sta� si� kr�lem. Niezachwiana wiara ojca by�a dla Aleksandra wystarczaj�c� gwarancj�.
Matka poca�owa�a go pomalowanymi na czerwono wargami, zostawiaj�c �lad na czole. Usi�owa�a to szybko wytrze�, lecz nie do ko�ca si� jej uda�o.
- Kochanie, wiesz na pewno, �e pragnieniem ojca jest, by� nauczy� si�, co jest w �yciu najwa�niejsze, i wyr�s� na dobrego cz�owieka.
- Przecie� tu nie chodzi o mnie, mamo - odpar� z lekkim rozdra�nieniem Aleksander. - Jestem jeszcze dzieckiem...
- Nie - przerwa� mu stanowczo ojciec. Jego r�ka nadal spoczywa�a na ramieniu syna. - Tu chodzi przede wszystkim o ciebie, Aleksandrze. Teraz masz dopiero jedena�cie lat, ale ju� nied�ugo staniesz si� m�czyzn�. A poniewa� masz tylko jedno �ycie, mo�esz je prze�y� tylko w jeden spos�b. Jad� do Zwi�zku Radzieckiego, �eby uczyni� z ciebie m�czyzn�, jakim powiniene� by�. Ty, synu, jeste� jedynym, co pozostanie po mnie na �wiecie.
- Przecie� w Ameryce te� jest mn�stwo m�czyzn - zauwa�y� Aleksander. - Herbert Hoover. Woodrow Wilson. Calvin Coolidge.
- Tak, ale to nie s� dobrzy ludzie. W Ameryce rodz� si� ludzie chciwi i samolubni, dumni i op�tani ch�ci� zemsty. Nie chc�, �eby� wyr�s� na takiego cz�owieka.
- Aleksandrze - powiedzia�a matka, mocno go przytulaj�c. - Chcemy, �eby� w przysz�o�ci mia� w sobie cechy, kt�rych pr�no szuka� u Amerykan�w.
- Racja - odpar� Harold. - W Ameryce mo�na spotka� samych mi�czak�w.
Aleksander cofn�� si� o krok, nie spuszczaj�c wzroku z odbicia swojej powa�nej twarzy. To w�a�nie ogl�da�, zanim do pokoju weszli rodzice. Siebie. Patrzy� na swoj� twarz i zadawa� sobie pytanie: Jakim b�d� cz�owiekiem, gdy ju� dorosn�?
- Nie martw si�, tato - powiedzia� salutuj�c. - B�dziesz ze mnie dumny. Nie b�d� chciwy, samolubny ani dumny. Nie op�ta mnie ch�� zemsty. B�d� twardy i zdecydowany. Chod�my ju�. Jestem gotowy.
- Nie chc�, �eby� by� twardy, Aleksandrze. Chc�, �eby� by� dobrym cz�owiekiem - Harold zawiesi� g�os. - Lepszym ni� ja.
Kiedy wychodzili z pokoju, Aleksander odwr�ci� si� na chwil� i po raz ostatni spojrza� na swoje odbicie w lustrze. Nie chc� zapomnie� tego ch�opca, pomy�la�, bo mo�e kiedy� b�d� musia� do niego wr�ci�.
Sztokholm, maj 1943
Codziennie p�on� na stosie, pomy�la�a osiemnastoletnia Tatiana, budz�c si� pewnego letniego poranka. Nie mog� tak d�u�ej �y�. Wsta�a z ��ka, umy�a si�, wyszczotkowa�a w�osy, spakowa�a do plecaka ksi��ki i ubrania, po czym zostawi�a pok�j tak czysty, jakby w ci�gu minionych dw�ch miesi�cy w og�le w nim nie mieszka�a. Bia�e firanki, poruszane lekkim wiatrem, powiewa�y nieub�aganie.
W niej te� nie by�o lito�ci.
Nad biurkiem wisia�o owalne lustro. Zanim Tatiana upi�a w�osy, spojrza�a na swoje odbicie. Z trudem rozpozna�a swoj� twarz, z kt�rej na dobre znik�a dzieci�ca kr�g�o��. Pozosta�y tylko mocno zarysowane ko�ci policzkowe, wysokie czo�o, lekko kwadratowa szcz�ka i zaci�ni�te wargi. Je�li nadal mia�a do�eczki w policzkach, to nie by�o ich ju� wida�, gdy� jej usta od dawna nie rozci�ga�y si� w u�miechu. Blizna na policzku rozci�tym przez od�amek rozbitej szyby d�ipa zamieni�a si� w cienk�, r�ow� lini�. Piegi te� dawno wyblak�y. Jednak nie to by�o najwa�niejsze. Tatiana przede wszystkim nie mog�a pozna� swoich oczu. Niegdy� l�ni�ce zieleni�, osadzone g��boko w bladej twarzy, wygl�da�y teraz tak, jakby stanowi�y jedynie przejrzyst�, kryszta�ow� granic� oddzielaj�c� dusz� od otaczaj�cego obcego �wiata. Nie potrafi�a ju� podnosi� ich na nikogo. Nie umia�a ju� patrze� na siebie. Wystarczy�o bowiem jedno spojrzenie w ich zielon� to�, by wyjawi�, co dzieje si� za delikatn� fasad�.
Odgarn�a jasne, si�gaj�ce �opatek w�osy. Ju� nie czu�a do nich nienawi�ci.
Jak�e mog�a ich nienawidzi�, skoro Aleksander tak bardzo je kocha�.
Nie b�dzie o tym my�le�. Chcia�a je obci��, ostrzyc si� niczym jagni� prowadzone na rze�. Chcia�a ostrzyc w�osy, wyd�uba� oczy, wybi� z�by i wyrwa� �y�y z gard�a.
Upi�a w�osy w kok na czubku g�owy i zawi�za�a chustk�. Wola�a nie zwraca� na siebie uwagi, cho� w Szwecji - kraju pe�nym blondynek -�atwo by�o zgubi� si� w t�umie.
Nic dziwnego, �e czu�a si� tak zagubiona.
Wiedzia�a, �e czas rusza� przed siebie. Nie mog�a jednak znale�� w sobie si�y, kt�ra by�aby zdolna popchn�� j� do przodu. Nosi�a w sobie dziecko, ale r�wnie dobrze mog�a je urodzi� w Szwecji, jak w Ameryce. To by�oby nawet prostsze. Mog�aby tu zosta�. Nie musia�aby wyrusza� do dalekiego, zupe�nie obcego kraju, szuka� miejsca na frachtowcu p�yn�cym do Wielkiej Brytanii, a potem przemierza� oceanu w samym �rodku szalej�cej wojny. Niemcy codziennie bombardowali wody na p�nocy Europy, ich torpedy niszczy�y alianckie �odzie podwodne i statki, kt�re wybucha�y niczym ogniste kule na zimnych wodach Zatoki Botnickiej, Ba�tyku, Arktyki i Atlantyku. Pozostanie w bezpiecznym Sztokholmie nie wymaga�o od niej niczego wi�cej, ni� do tej pory robi�a.
A co robi�a?
Wsz�dzie widzia�a Aleksandra.
Na ka�dym kroku, wsz�dzie, gdzie tylko przysiada�a cho�by na chwil�, odwraca�a g�ow� na prawo i widzia�a go - wysokiego, w mundurze oficera, z karabinem przerzuconym przez rami�. Patrzy� na ni� i u�miecha� si�. Wyci�ga�a r�k�, by dotkn�� powietrza; muska�a bia�� poduszk�, na kt�rej widzia�a jego twarz. Odwraca�a si� do niego i �ama�a dla niego chleb; siada�a na �awce i patrzy�a, jak przechodzi przez ulic�, by zbli�y� si� do niej wolnym, ale pewnym krokiem. Ka�dego dnia chodzi�a za wysokimi Szwedami, m�czyznami o szerokich ramionach, i zagl�da�a niegrzecznie w twarze nieznajomych, bo wsz�dzie widzia�a twarz Aleksandra. Potem mruga�a oczami, a on znika�. I ona te� znika�a. Spuszcza�a wzrok i sz�a dalej.
Kiedy jednak podnosi�a oczy, on zn�w tam by�, przy jej boku, wysoki, pi�kny. �mia� si� do niej, a gdy przesuwa� palce przez jej w�osy, z ramienia spada� mu rzemie� karabinu.
Raz jeszcze spojrza�a na swoje odbicie w lustrze. Za ni� sta� Aleksander. Odgarn�� jej w�osy z szyi i pochyli� si�, by j� poca�owa�. Nie czu�a jego zapachu ani dotyku warg. Ale widzia�a go, niemal czu�a �askotanie czarnych w�os�w na szyi.
Zamkn�a oczy.
Wysz�a z hotelu i zjad�a �niadanie w kawiarni Spivak. Jak zwykle zam�wi�a dwie porcje bekonu, dwie fili�anki czarnej kawy i trzy sadzone jajka. Udawa�a, �e czyta angielsk� gazet�, kt�r� kupi�a w kiosku przy porcie; udawa�a, bo s�owa wirowa�y jej w g�owie i za nic nie mog�a ich pouk�ada�. Wr�ci do niej po po�udniu, kiedy troch� si� uspokoi. Wysz�a z kawiarni i ruszy�a w stron� przystani. Usiad�a na �awce i obserwowa�a, jak szwedzki robotnik portowy �aduje na barki papier, kt�ry mia� pop�yn�� do Helsinek. Nie spuszcza�a z niego wzroku. Wiedzia�a, �e za kilka minut zrobi przerw� i p�jdzie porozmawia� z kolegami pracuj�cymi pi��dziesi�t metr�w dalej. Zapali papierosa, wypije kaw�, zn�w zapali. Nie b�dzie go przy barce przez trzyna�cie minut. Zostawi j� bez nadzoru, przed trapem prowadz�cym prosto do kabiny.
Trzyna�cie minut p�niej wr�ci i dalej b�dzie prze�adowywa� papier z ci�ar�wki, wo��c go po trapie na r�cznym w�zku. Za sze��dziesi�t dwie minuty pojawi si� kapitan; robotnik zasalutuje i odrzuci cumy. Po chwili kapitan wyruszy przez zamarzni�ty Ba�tyk do Helsinek.
Tatiana obserwowa�a go po raz siedemdziesi�ty pi�ty.
Helsinki le�a�y zaledwie o cztery godziny od Wyborga. Z gazet, kt�re kupowa�a codziennie w kiosku nieopodal kawiarni, dowiedzia�a si�, �e Wyborg � po raz pierwszy od tysi�c dziewi��set osiemnastego roku -zn�w nale�y do Zwi�zku Radzieckiego. Armia Czerwona odebra�a Finom Kareli�. Barka do Helsinek i podr� ci�ar�wk� przez lasy do Wyborga.
- Czasami marz� o tym, �eby� nie by�a tak cholernie uparta � m�wi Aleksander. Uda�o mu si� dosta� trzydniow� przepustk�. S� w Leningradzie � to ostatni wsp�lny pobyt w tym mie�cie, ich ostatni Leningrad, ich ostatnie listopadowe dni, ostatnie wszystko.
- Czy przypadkiem kocio� nie przygania garnkowi?
- Mo�e. Ale wola�bym, �eby nie musia� wcale przygania� - prychn�� zdesperowany. � S� takie kobiety � powiedzia� � wiem, �e na pewno s� takie kobiety, kt�re s�uchaj� swoich m�czyzn. Widzia�em je. Inni m�czy�ni je maj�...
- No to dla ciebie zabrak�o. - �askocze go. Ale on nie wygl�da na rozbawionego. � Ju� dobrze. Powiedz mi, co mam robi� � m�wi, zni�aj�c kusz�co g�os. � Zrobi� wszystko, co ka�esz.
- Wyjed� z Leningradu i natychmiast wracaj do �azariewa � m�wi Aleksander. �Jed� tam, gdzie b�dziesz bezpieczna.
- Nie, spr�buj jeszcze raz � odpowiada, przewracaj�c oczami. -Wiem, �e potrafisz w to gra�.
- Potrafi�. � Aleksander usiad� na starej kanapie rodzic�w. � Ale nie chc�. Nie s�uchasz mnie wcale, gdy m�wi� o bardzo wa�nych rzeczach...
- Bo wcale nie s� bardzo wa�ne. � Tatiana kl�ka przed nim i ujmuje jego d�onie w swoje. - Je�li NKWD przyjdzie po mnie, b�d� wiedzia�a, �e ty si� wymkn��e� i z rado�ci� stan� pod �cian�. � �ciska go mocno za r�ce. - Stan� pod �cian� jako twoja �ona i nie b�d� �a�owa� ani jednej sekundy, sp�dzonej z tob�. Pozw�l mi zosta� tutaj. Pozw�l mi raz jeszcze poczu� tw�j zapach, raz jeszcze ci� poca�owa� � m�wi. � A teraz zagraj w moj� gr�, cho� smutno tak razem le�e� w zimnym Leningradzie. Ale to prawdziwy cud, �e w og�le mo�emy razem le�e�. Powiedz mi, co mam robi�, a ja to zrobi�.
Aleksander ci�gnie j� za r�k�.
- Chod� tutaj. Otwiera szeroko ramiona. - Usi�d� na mnie. Spe�nia jego �yczenie.
- Teraz po�� mi d�onie na twarzy. Raz jeszcze jest pos�uszna.
- Przytul usta do moich oczu i poca�uj mnie. Zn�w spe�nia jego �yczenie.
- Poca�uj mnie w czo�o. Jest pos�uszna. I jeszcze raz. � Taniu...
Ciii...
- Nie widzisz, �e zaczynam si� �ama�?
- Ach tak� m�wi. � Czy�by to znaczy�o, �e jeste� jeszcze ca�y? Siedzia�a i obserwowa�a robotnika portowego, gdy �wieci�o s�o�ce;
siedzia�a i obserwowa�a go, gdy pada� deszcz. Albo gdy w powietrzu unosi�a si� mg�a, co praktycznie mia�o miejsce ka�dego dnia o �smej rano.
Ten ranek by� jednak inny. Bardzo zimny. Nad przystani� unosi� si� zapach �wie�ej wody i ryb. Wysoko na niebie krzycza�y mewy, gdzie� w oddali jaki� m�czyzna co� g�o�no zawo�a�.
Gdzie jest m�j brat? Dlaczego nie mo�e mi pom�c? A moja siostra, matka? Pasza, pom� mi, zagraj ze mn� jeszcze raz w pi�k� no�n�, ukryj si� w lesie, ale tak, �ebym mog�a ci� znale��. Dasza, popatrz, co si� wydarzy�o, do czego dosz�o. Widzisz mnie? Mamo, mamo. Chc� do mamy. Gdzie jest moja rodzina? Dlaczego niczego ode mnie nie chce, dlaczego nie jest mi ci�arem, nie miesza si� do moich spraw? Gdzie jeste�cie, kiedy tak bardzo potrzebuj� waszej pomocy? Dziadku, nie wiem, co robi�. Porad� mi.
Tego ranka robotnik portowy nie poszed� na s�siednie molo, by wypi� kaw� z koleg� i wypali� z nim papierosa. Przeszed� przez ulic� i usiad� na �awce obok Tatiany.
To j� zupe�nie zaskoczy�o. Nie odezwa�a si� jednak ani s�owem, tylko mocniej otuli�a bia�ym piel�gniarskim fartuchem. Poprawi�a chustk� na g�owie, zacisn�a usta i nadal wpatrywa�a si� w port.
- Mam na imi� Sven - powiedzia� po szwedzku. - A ty?
- Tatiana - odpar�a po d�u�szej chwili. - Nie m�wi� po szwedzku.
- Chcesz papierosa? - spyta� po angielsku.
- Nie � odpowiedzia�a r�wnie� po angielsku. Zastanowi�a si� przez chwil�, czy nie powinna mu powiedzie�, �e s�abo m�wi w tym j�zyku. By�a pewna, �e on nie m�wi po rosyjsku.
Zapyta�, czy przynie�� jej kaw� albo cieplejsze okrycie. Nie i nie. Siedzia�a ze wzrokiem utkwionym w przysta�. Sven milcza� przez chwil�.
- Chcesz wsi��� na moj� bark�, prawda? Chod�. Zaprowadz� ci�. -Uj�� j� pod rami�. - Chyba co� tu zostawi�a� - powiedzia�, ci�gn�c j� lekko. - To id� i przynie�. - Tatiana si� nie poruszy�a. - We� ode mnie papierosa, we� kaw� albo wsiadaj na bark�. Ja si� nawet nie odwr�c�. Nie b�dziesz musia�a si� skrada�. Pozwoli�bym ci wsi��� ju� pierwszego dnia. Trzeba by�o tylko poprosi�. Chcesz p�yn�� do Helsinek? Nie ma sprawy. Wiem, �e nie jeste� Fink�. - Urwa� na chwil�. - Ale widz�, �e jeste� w ci��y. Dwa miesi�ce temu by�oby znacznie �atwiej. Niepotrzebnie to utrudni�a�. Ale musisz albo si� cofn��, albo rusza� do przodu. Jak d�ugo chcesz siedzie� tutaj i obserwowa� moje plecy?
Tatiana wpatrywa�a si� w wody Ba�tyku.
- No, jak d�ugo to potrwa? - powt�rzy� pytanie.
- Gdybym wiedzia�a, nie siedzia�abym tutaj.
- To nie sied�. Chod�. Potrz�sn�a g�ow�.
- Zbyt d�ugo jeste� sama - powiedzia�. - Gdzie jest tw�j m��? Gdzie jest ojciec twojego dziecka?
- Zgin�� w Zwi�zku Radzieckim - szepn�a.
- Ach, wi�c jeste� Rosjank�. Teraz ju� rozumiem. Uda�o ci si� jako� uciec? No, skoro ju� tu jeste�, to zosta�. Zosta� w Szwecji. Id� do konsulatu i za�atw sobie status uchod�cy. Setki ludzi docieraj� tutaj przez Dani�. Koniecznie id� do konsulatu.
Tatiana potrz�sn�a g�ow�.
- Nied�ugo urodzisz dziecko. Musisz wr�ci� albo ruszy� przed siebie.
Obj�a r�kami brzuch. Jej oczy si� zaszkli�y. Doker poklepa� j� �agodnie i wsta�.
- No i co teraz? Chcesz wraca� do Zwi�zku Radzieckiego... dlaczego? Milcza�a. Jak mia�a powiedzie�, �e zostawi�a tam dusz�?
- Je�li wr�cisz, co si� z tob� stanie?
- Najprawdopodobniej umr� - szepn�a.
- A je�li ruszysz przed siebie?
- Najprawdopodobniej b�d� �y�a. Klasn�� w d�onie.
- I jeszcze masz w�tpliwo�ci? Musisz wybra� �ycie.
- Tak - odpar�a. - Ale jak mam dalej �y�? Sp�jrz tylko na mnie. My�lisz, �e je�li potrafi�abym dokona� wyboru, nie zrobi�abym tego?
- Siedzisz wi�c tutaj w Sztokholmie jak w czy��cu, patrzysz, jak dzie� po dniu �aduj� papier, patrzysz, jak pal�. I co dalej? Potem b�dziesz siedzie� na tej �awce z dzieckiem? Tego w�a�nie chcesz?
Milcza�a.
Kiedy po raz pierwszy spojrza�a na niego, siedzia�a na �awce i jad�a lody.
- Ruszaj przed siebie.
- Nie mog�.
Pokiwa� energicznie g�ow�.
- Mo�esz. Tylko jeszcze o tym nie wiesz. Teraz ju� rozumiem. Dla ciebie wci�� trwa zima. - U�miechn�� si�. - Ale nie przejmuj si�. Lato jest tu�, tu�. L�d w ko�cu stopnieje.
Tatiana z trudem podnios�a si� z �awki. Odchodz�c, powiedzia�a po rosyjsku:
- To nie jest l�d, m�j morski filozofie. To stos.
,
KSI�GA I
DRUGA AMERYKA
...Podnie� g�ow� jeszcze wy�ej
Sta� w falach dzi�
I zawsze
Bo on by� synem, kt�rego urodzi�a�
I odda�a� wiatrowi i falom
Rudyard Kipling
Rozdzia� pierwszy
Szpital w Morozowie, 13 marca 1943
P�nym wieczorem, w ma�ej rybackiej wiosce, w kt�rej na czas operacji na Newie swoj� siedzib� mia�o dow�dztwo Armii Czerwonej, w wojskowym szpitalu le�a� ranny m�czyzna. Czeka� na �mier�.
Przez d�ugi czas le�a� ze skrzy�owanymi na piersiach r�kami. Nie poruszy� si� do chwili, gdy w szpitalu zgas�y �wiat�a, a na oddziale intensywnej opieki zapad�a cisza.
Nied�ugo po niego przyjd�.
By� m�odym, dwudziestotrzyletnim �o�nierzem, wyniszczonym przez wojn�. Miesi�ce sp�dzone na szpitalnym ��ku pokry�y jego twarz blado�ci�, kt�ra nie by�a wynikiem strachu czy t�sknoty, lecz braku s�o�ca. By� nieogolony, a czarne w�osy mia� ostrzy�one tu� przy sk�rze. Kiedy patrzy� daleko przed siebie, w jego oczach, koloru karmelu, malowa�a si� pustka. Aleksander Bie�ow, cho� teraz pos�pny i zrezygnowany, nie by� okrutnym ani nieczu�ym cz�owiekiem.
Przed kilkoma miesi�cami, podczas bitwy o Leningrad, wybieg� na l�d, by ratowa� swego przyjaciela, Anatolija Marazowa, kt�ry le�a� na zamarzni�tej Newie z kul� w szyi. Razem z nim do rannego Marazowa podbieg� zupe�nie pozbawiony rozs�dku lekarz, Matthew Sayers z Bostonu, pracuj�cy dla Mi�dzynarodowego Czerwonego Krzy�a. Kiedy wpad� do przer�bli, Aleksander musia� go wyci�ga� spod lodu, ryzykuj�c w�asne �ycie, a potem ci�gn�� przez l�d w stron� ci�ar�wki, za kt�r� mogli si� ukry�. Niemcy ostrzeliwali ci�ar�wk� z powietrza, pr�buj�c j� wysadzi�, lecz zamiast niej wysadzili Aleksandra. Le��c na lodzie, przypomnia� sobie niemieckie samoloty w �udz� na pocz�tku wojny, kt�re ostrzeliwa�y pole pe�ne �o�nierzy i kobiet. Teraz ju� wiedzia�, dlaczego zrobi�o to na nim a� tak wielkie wra�enie. W�r�d samolot�w Luftwaffe Aleksander zobaczy� w�asn� �mier�.
Tatiana wyrwa�a go ze szpon�w czterech je�d�c�w, kt�rzy zjawili si� po niego i na palcach r�k ukrytych w czarnych r�kawicach liczyli jego dobre i z�e uczynki. Tatiana, kt�rej powiedzia�: Wyjed� z Leningradu i natychmiast wracaj do �azariewa. Do �azariewa, ma�ej rybackiej wioski ukrytej g��boko w sosnowych lasach u st�p Uralu, nad brzegiem pot�nej rzeki Kamy. Do �azariewa, gdzie przez kr�tki czas mog�a by� bezpieczna. Ale Tatiana by�a bardzo podobna do ameryka�skiego lekarza: nie mia�a za grosz rozs�dku. Nie, zaprotestowa�a. Nigdzie si� nie ruszy. Bez jego wiedzy przyjecha�a na front. I wygra�aj�c pi�ci�, krzykn�a te�: Nie! czterem je�d�com. Jeszcze go nie dostaniecie. Nie pozwol� na to. Zrobi� wszystko, co w mojej mocy, �eby go wyrwa� z waszych r�k.
I zrobi�a. Oddaj�c mu w�asn� krew, odebra�a im Aleksandra. Ws�czy�a w jego �y�y �ycie i uratowa�a go.
Aleksander zawdzi�cza� �ycie Tatianie, lecz doktor Sayers zawdzi�cza� swoje Aleksandrowi. Dlatego te� postanowi� wywie�� ich razem do Helsinek, sk�d mogli bezpiecznie wyruszy� do Stan�w Zjednoczonych. Z pomoc� Tatiany opracowali plan, bardzo dobry plan. Przez dwa miesi�ce Aleksander le�a� w szpitalu i rze�bi�c figurki i ko�yski z kawa�k�w drewna, wyobra�a� sobie, �e je�dzi z ni� po Ameryce. Kiedy zamyka� oczy, widzia� wyra�nie, jak zabli�niaj� si� wszystkie pozostawione przez wojn� rany, a oni siedz� razem w samochodzie i s�uchaj�c radia, �piewaj� na ca�y g�os.
Tak d�ugo �y� na ulotnych skrzyd�ach nadziei. Wiedzia�, jak bardzo by�a ulotna, nawet gdy pogr��a� si� w niej bez reszty. By�a to nadzieja cz�owieka otoczonego przez wroga, kt�ry biegn�c, modli si�, by zd��y� si� ukry� w jakiej� szczelinie, zanim wr�g ponownie za�aduje bro�, zanim rozlegnie si� salwa ci�kiej artylerii. S�yszy za sob� warkot karabin�w, s�yszy krzyki wroga, lecz nie ustaje w biegu, maj�c nadziej�, �e uda mu si� umkn�� przed z�owieszczym gwizdem pocisku. Nurkuje w nadziej� lub umiera w rozpaczy. Nurkuje w rzece Kamie.
Kiedy trzy dni temu otworzy� oczy, sta� przed nim jego �najlepszy" przyjaciel Dmitrij Czernienko. Trzyma� w r�ce jego plecak. On sam by� przekonany, �e zgubi� go na lodzie, gdy zosta� ranny. Dmitrij wyj�� z plecaka nale��c� do Tatiany bia�� sukienk� w czerwone r�e. Trzyma� j� w ge�cie ukrytej gro�by. Za��da�, by Aleksander zostawi� Tatian�, by uciek� do Ameryki bez niej, zabieraj�c ze sob� jego, Dmitrija. ��da�, by Aleksander po�wi�ci� swoje �ycie.
Powinien by� zabi� Dmitrija, prawie mu si� to uda�o. Gdyby nie powstrzyma� go ten idiota sanitariusz, pobi�by Dmitrija na �mier�, lecz i bez tego wiedzia�, �e jego los jest ju� przypiecz�towany. Zastanawia� si�, kiedy to si� sta�o, ale nie chcia� pozna� odpowiedzi na to pytanie.
Kiedy opu�ci� ma�y pok�j w Bostonie w grudniu tysi�c dziewi��set trzydziestego roku.
Teraz, w tysi�c dziewi��set czterdziestym trzecim roku, gdyby zabi� Dmitrija, zosta�by aresztowany i natychmiast wtr�cony do wi�zienia. Tam, pilnowany dzie� i noc, oskar�ony o morderstwo, czeka�by na wyrok s�du wojennego. Nie bacz�c na gro��ce jej niebezpiecze�stwo, Tatiana zosta�aby w Zwi�zku Radzieckim, by by� blisko niego, a doktor Matthew Sayers z Czerwonego Krzy�a wyruszy�by do Helsinek sam.
Ale Dmitrij nie zgin��. Gdy tylko odzyska� przytomno��, pobieg� do genera�a Mechlisa z NKWD i powiedzia� mu wszystko, co wiedzia� o Aleksandrze Bie�owie. A wiedzia� du�o.
Dmitrij nie wspomnia� jednak ani s�owem o Tatianie. Chcia� zniszczy� Aleksandra, to by�o jasne. Tatiana wiedzia�a o tym od samego pocz�tku, bo doskonale zna�a si� na ludziach. Wiedzia�a, �e Dmitrij ma z�e zamiary i powiedzia�a o tym Aleksandrowi. Byli ostro�ni, ukrywali si�, udawali, �e s� tylko znajomymi, dbali o pozory, lecz kiedy Dmitrij znalaz� w plecaku Aleksandra bia�� sukienk� w r�e, wszystko zrozumia�. A potem dowiedzia� si� o ich potajemnym �lubie. Mia� ich oboje w gar�ci i postanowi�, �e zrobi wszystko, by ich zniszczy�. I zrobi�.
Aleksander dostrzeg� jednak przed sob� blady promyk nadziei. Male�ki p�omyk gasn�cej �wiecy. Dmitrij chcia� uciec ze Zwi�zku Radzieckiego. Kiedy wi�c z posiniaczon� twarz� i z�aman� r�k� pobieg� do genera�a Mechlisa, opowiedzia� mu tylko o swoim najlepszym przyjacielu Aleksandrze Bie�owie. Nie wspomnia� ani s�owem o tym, �e Tatiana Mietanowa jest �on� Aleksandra, bo chcia�, by Tatiana Mietanowa wyjecha�a nie z Aleksandrem, lecz z nim.
Aby wydosta� Tatian� ze Zwi�zku Radzieckiego, Aleksander Bie�ow zacisn�� z�by i zamkn�� oczy; odsun�� si� od niej, odepchn�� j�, pozwoli� odej��.
W swoim starym �yciu m�g� zrobi� ju� tylko jedno: zebra� si�y i odda� honory lekarzowi, kt�ry niebawem ocali jego �on�. Potem b�dzie m�g� rozpocz�� swoj� w�asn� bitw� i stawi� czo�o wrogowi. Ale teraz pozosta�o mu tylko czekanie.
Nie chcia�, �eby zabrano go w szpitalnej bieli�nie. Poprosi� wi�c pe�ni�c� nocny dy�ur piel�gniark�, by przynios�a mu galowy mundur oficerski i czapk�. Ogoli� si� za pomoc� no�a i odrobiny wody, ubra� starannie, a potem siedzia� na krze�le ze splecionymi na piersiach ramionami. Kiedy przyjd� po niego, a wiedzia�, �e tak si� stanie, chcia� odej�� tak godnie, jak pozwol� na to s�ugusy NKWD. Nagle us�ysza� chrapanie le��cego na s�siednim ��ku m�czyzny, ukrytego wci�� za namiotem tlenowym.
Jak dzi� wygl�da �ycie Aleksandra? Co wp�ywa na jego �wiadomo��? I co stanie si� z nim za godzin� lub dwie, gdy zakwestionowane zostanie wszystko, czym by� do tej pory? Kiedy szef tajnej policji, genera� Mechlis, podniesie na niego przenikliwe oczka i rzuci: �Powiedzcie nam, kim jeste�cie, majorze", jak zabrzmi odpowied� Aleksandra?
Czy jest m�em Tatiany?
Tak.
- Nie p�acz, kochanie.
- Nie ko�cz jeszcze. Prosz�. Jeszcze nie.
- Taniu, musz� ju� i��. � Obieca� pu�kownikowi Stiepanowowi, �e wr�ci w niedziel� na wieczorny apel, i za nic nie m�g� si� sp�ni�.
� Prosz�. Jeszcze nie.
- Taniu, za�atwi� sobie nast�pn� przepustk�... Po bitwie o Leningrad. Wr�c� tutaj na pewno. Ale teraz...
� Nie, Szura. Prosz�, nie.
- Trzymasz mnie tak mocno. Rozple� nogi.
- Nie. Nie ruszaj si�. Prosz�...
- Ju� prawie sz�sta, male�ka. Musz� i��. Szura, kochany, prosz�... nie odchod�.
- Nie ko�cz, nie odchod�. A co ja mog� zrobi�?
- Zosta� tutaj. We mnie. Na zawsze. Jeszcze nie, prosz�. Jeszcze nie.
- Ciii, Taniu, ciii.
Pi�� minut p�niej otwiera zamek w drzwiach.
- Musz� p�dzi�, nie, nie odprowadzaj mnie do koszar. Nie chc�, �eby� sama wraca�a po nocy. Masz jeszcze ten pistolet, kt�ry ci da�em? Zosta� tutaj. Nie patrz, jak b�d� szed� korytarzem. � Otula j� swoim p�aszczem, mocno przyciska do piersi, ca�uje jej w�osy, usta. � B�d� grzeczna, Taniu � m�wi. � I nie �egnaj si� ze mn�.
Tatiana salutuje.
- Do zobaczenia, kapitanie mojego serca - m�wi, a po policzkach p�yn� jej �zy, tak jak p�yn�y od pi�tku do niedzieli.
Czy jest �o�nierzem Armii Czerwonej?
Tak.
Czy jest m�czyzn�, kt�ry z�o�y� swoje �ycie w r�ce Dmitrija Czernienki, parszywego drania graj�cego rol� najlepszego przyjaciela?
Raz jeszcze tak.
Dawno temu Aleksander by� Amerykaninem, Barringtonem. M�wi� jak Amerykanin. �mia� si� jak Amerykanin. Latem gra� w pi�k� jak Amerykanin, p�ywa� i �ycie, jakie wi�d�, uwa�a� za rzecz najbardziej oczywist� z mo�liwych. Mia� najlepszych przyjaci� i jak Amerykanin s�dzi�, �e b�d� z nim do ko�ca �ycia. Jak Amerykanin kocha� te� swoich rodzic�w.
Dawno temu by�y lasy w Massachusetts, kt�re nazywa� domem. Dawno temu by�a te� niedu�a torba, w kt�rej chowa� wszystkie swoje skarby � muszelki, oszlifowane przez wod� kawa�ki szk�a, kt�re znajdowa� na pla�y w Nantucket, opakowanie z waty cukrowej, kawa�ki ga��zek i sznurka, zdj�cie przyjaciela Teddy'ego.
Dawno temu mia� matk�, kt�rej �miej�c� si� twarz o du�ych oczach, zawsze starannie umalowan�, nadal ogl�da� we wspomnieniach.
A kiedy�, gdy ksi�yc l�ni� b��kitem na czarnym niebie, a gwiazdy migota�y srebrnym blaskiem, na jeden moment w wieczno�ci Aleksander znalaz� co�, czego nie spodziewa� si� nigdy zazna� w swoim radzieckim �yciu.
Kiedy�.
Teraz powoli zmierza� do kresu swych dni. Ale nie zamierza� odej�� po cichu.
Przypi�� do munduru trzy medale za odwag� i Order Czerwonej Gwiazdy za jazd� czo�giem po kruchym lodzie, w�o�y� czapk�, usiad� na krze�le przy ��ku i czeka�.
Wiedzia� doskonale, jak funkcjonariusze NKWD przychodz� po takich ludzi jak on. Nie chc� zwraca� na siebie uwagi, nie robi� zbytniego zamieszania. Przychodz� w �rodku nocy lub zjawiaj� si� na zat�oczonym dworcu kolejowym, kiedy w�a�nie wybierasz si� do kurortu na Krymie. Pojawiaj� si� nagle na targu rybnym; zgarniaj� ci� z pomoc� s�siada, kt�ry prosi, by� koniecznie zajrza� do niego, tylko na minutk�. Pytaj�, czy mog� si� do ciebie przysi��� w sto��wce, gdy jesz pielmieni. Przedzieraj� si� przez zat�oczony sklep i prosz�, by� do��czy� do nich w dziale zam�wie� specjalnych. Siadaj� obok ciebie na �awce w parku. S� zawsze bardzo uprzejmi, spokojni i elegancko ubrani. Samochodu, kt�rym podje�d�aj� do kraw�nika, by zabra� ci� do Wielkiego Domu, i pistolet�w, kt�re nosz� ukryte pod ubraniem, jeszcze nie wida�. Pewna kobieta, kt�r� aresztowano w samym �rodku t�umu, uniemo�liwi�a agentom wykonanie zadania. Zacz�a g�o�no krzycze�, wspi�a si� na latarni�, gdzie dalej wrzeszcza�a wniebog�osy tak, �e nawet oboj�tni zazwyczaj przechodnie zatrzymywali si� i patrzyli. Agenci musieli j� zostawi� w spokoju, lecz ona zamiast znikn�� gdzie� w g��bi kraju, wr�ci�a do domu i posz�a spa�. Przyszli po ni� w nocy.
Na Aleksandra po raz pierwszy czekali pod szko��. Rozmawia� z przyjacielem, kiedy podeszli do niego dwaj m�czy�ni i powiedzieli mu, �e zapomnia� o spotkaniu z nauczycielem historii. Czy m�g�by wr�ci� na chwil� do szko�y? Od razu si� zorientowa�, �e co� jest nie tak, od razu wyczu� k�amstwo. Chwyci� przyjaciela za rami� i potrz�sn�� g�ow�. Ale jego kolega przezornie postanowi� znikn��; wiedzia�, �e nie jest tu do niczego potrzebny. Aleksander zosta� z dwoma m�czyznami sam i zacz�� rozwa�a�, jak najlepiej wybrn�� z tej sytuacji. Kiedy zauwa�y�, �e do kraw�nika wolno podje�d�a czarny samoch�d, wiedzia�, �e wybrn�� b�dzie coraz trudniej. By� tylko ciekaw, czy w bia�y dzie�, przy �wiadkach strzel� mu w ty� g�owy. Doszed� do wniosku, �e nie i rzuci� si� do ucieczki. Pu�cili si� w po�cig, ale mieli przecie� po trzydzie�ci kilka lat, a nie siedemna�cie. Zgubi� ich po paru minutach, skr�ci� w w�sk� uliczk�, ukry� si� na pewien czas, a potem ruszy� w stron� targu przy cerkwi �wi�tego Miko�aja. Kupi� kawa�ek chleba, ale ba� si� wraca� do domu. Pomy�la�, �e tam w�a�nie najpierw zaczn� go szuka�. Ojciec nie b�dzie za nim t�skni�, matka nawet nie zauwa�y jego nieobecno�ci. Sp�dzi� noc na dworze.
Nast�pnego ranka poszed� do szko�y, my�l�c, �e w klasie b�dzie bezpieczny. Dyrektor sam przyni�s� Aleksandrowi zawiadomienie, z kt�rego wynika�o, �e zaraz musi si� stawi� w jego gabinecie.
Kiedy tylko wyszed� z klasy, natychmiast chwycili go pod r�ce i zaci�gn�li do czekaj�cego przy kraw�niku samochodu.
W Wielkim Domu pobito go do nieprzytomno�ci, po czym przeniesiono do wi�zienia Kriesty, gdzie czeka�, co postanowi� z nim zrobi�. Nie mia� �adnych z�udze�. Nie wniesiono jeszcze przeciwko niemu oskar�e�, lecz wiedzia� doskonale, �e dla nich nie ma to �adnego znaczenia. Mo�e zreszt� wcale nie by� niewinny. By� przecie� Amerykaninem i nosi� nazwisko Aleksander Barrington. To by�a jego zbrodnia. Reszta to tylko szczeg�y.
Aleksander wiedzia�, �e kiedy przyjd� po niego tej nocy, nie b�d� chcieli robi� zamieszania na oddziale intensywnej opieki. Zdawa� sobie spraw�, �e ca�a ta komedia, kt�r� postanowili odegra� - zabieraj� go do Wo�chowa, gdzie zostanie awansowany na podpu�kownika - sprawdzi si� doskonale do czasu, gdy zostanie z nimi sam. Chcia� jednak zadba� o to, by nigdy nie dotrze� do Wo�chowa, gdzie przygotowano ju� wszystko do �procesu" i egzekucji. Tutaj, w Morozowie, gdzie dzia�aj� mniej do�wiadczeni, mamrocz�cy co� pod nosem oficerowie, mia� wi�ksze szans�, by pozosta� przy �yciu.
Wiedzia�, �e wed�ug artyku�u 58 radzieckiego Kodeksu karnego z tysi�c dziewi��set dwudziestego �smego roku nie jest nawet wi�niem politycznym. Je�li oskar�� go o zbrodnie przeciwko pa�stwu, stanie si� zwyk�ym kryminalist� i zostanie odpowiednio os�dzony i skazany. Kodeks, w czternastu paragrafach, opisywa� jego wykroczenia w najbardziej ogl�dny spos�b. Nie musia� wcale by� Amerykaninem, nie musia� ucieka� przed radzieckim wymiarem sprawiedliwo�ci, nie musia� nawet by� prowokatorem, obywatelem obcego pa�stwa. Nawet nie musia� by� szpiegiem ani nawo�ywa� do zmiany ustroju. Ani pope�ni� �adnej zbrodni. Zamiar jej pope�nienia by� traktowany r�wnie powa�nie i zas�ugiwa� na tak� sam� kar� jak sama zbrodnia. Zamiar dopuszczenia si� zdrady by� traktowany r�wnie surowo jak sama zdrada. Rz�d radziecki z dum� podkre�la� wy�szo�� tych zapis�w nad konstytucjami pa�stw zachodnich, kt�re niepotrzebnie czeka�y na pope�nienie przest�pstwa, by dopiero potem wymierzy� stosown� kar�.
Ka�dy zamierzony lub pope�niony czyn maj�cy na celu os�abienie pa�stwa radzieckiego lub radzieckiej si�y militarnej by� karany �mierci�. Ale nie tylko czyn. Czasami brak odpowiedniego dzia�ania by� r�wnie� traktowany jako przejaw dzia�alno�ci kontrrewolucyjnej.
A co do Tatiany... Aleksander wiedzia�, �e w ten lub inny spos�b Zwi�zek Radziecki pozbawi j� �ycia. Dawno temu planowa� z Dmitrijem ucieczk� do Ameryki - chcia� j� tu zostawi�, �on� dezertera z Armii Czerwonej. A je�li zgin��by na froncie - zosta�aby wdow�, samotn� i opuszczon�. Dmitrij m�g� te� go wyda� w r�ce NKWD, tajnej policji Stalina, co zreszt� w ko�cu zrobi�. Tatiana sta�aby si� w�wczas rosyjsk� �on� ameryka�skiego �szpiega" i wroga klasowego. Takie mo�liwo�ci mia� przed sob� Aleksander i prze�ladowana przez pech dziewczyna, kt�ra zosta�a jego �on�.
Kiedy Mechlis zapyta mnie, kim jestem, czy zasalutuj� i powiem: �Jestem Aleksandrem Barringtonem" i nie obejrz� si� za siebie?
Czy m�g� to zrobi�? Nie ogl�da� si� za siebie? Nie s�dzi�, by by� do tego zdolny.
Przyjazd do Moskwy, 1930
Jedenastoletni Aleksander czu�, �e robi mu si� niedobrze.
- Co tak �mierdzi, mamo? - spyta�, kiedy we tr�jk� wchodzili do ma�ego, zimnego pokoju. By�o ciemno i ma�o widzia�. Ojciec zapali� �wiat�o, ale niewiele to pomog�o. �ar�wka by�a bardzo s�aba. Aleksander oddycha� przez usta i powt�rzy� swoje pytanie. Matka nie odpowiada�a. Zdj�a elegancki kapelusik i p�aszcz, a kiedy u�wiadomi�a sobie, �e w pokoju jest bardzo zimno, za�o�y�a p�aszcz z powrotem i zapali�a papierosa.
Ojciec chodzi� po pokoju zdecydowanym krokiem, dotykaj�c po kolei starej toaletki, drewnianego sto�u, zakurzonych zas�on w oknie.
- Nie jest tak �le - powiedzia�. - Na pewno b�dzie nam tu wspaniale. Aleksandrze, b�dziesz mia� sw�j w�asny pok�j, a my z matk� zostaniemy tutaj. Chod�, poka�� ci, gdzie zamieszkasz.
Aleksander wzi�� ojca za r�k�.
- Ale ten smr�d, tato...
- Nie przejmuj si�. - Harold si� u�miechn��. - Wiesz, �e mama dok�adnie wszystko wysprz�ta. Poza tym to nic takiego... To tylko... mieszka tutaj wiele os�b. - U�cisn�� d�o� syna. - To zapach komunizmu, synu.
Kiedy wreszcie przewieziono ich do hotelu, gdzie mieli zamieszka�, by�o ju� bardzo p�no. Aleksander s�dzi�, �e hotel znajduje si� w pobli�u centrum miasta, ale nie by� do ko�ca pewny. Przybyli do Moskwy o �wicie po szesnastogodzinnej podr�y poci�giem z Pragi. Tam jechali dwadzie�cia godzin z Pary�a, gdzie sp�dzili dwa dni, czekaj�c na papiery czy poci�g. Aleksander sam ju� nie wiedzia� na co. Ale w Pary�u bardzo mu si� podoba�o. Doro�li stale si� czym� denerwowali, wi�c postanowi� ich ignorowa�. Przez ca�y czas czyta� swoj� ulubion� ksi��k�, Przygody Tomka Sawyera. Kiedy tylko chcia� zapomnie� o towarzystwie doros�ych, otwiera� ksi��k� i od razu czu� si� lepiej. Mama b�dzie oczywi�cie pr�bowa�a mu potem wyt�umaczy�, co zasz�o mi�dzy ni� i ojcem. �a�owa�, �e nie zna sposobu, by przekona� j�, �eby robi�a to, co ka�e tato, i nie odzywa�a si� ani s�owem.
Nie potrzebowa� jej wyja�nie�. Teraz by�o inaczej.
- Zapach komunizmu, tato? A co to jest, do cholery?
- Aleksandrze! - wykrzykn�� ojciec. - Czy matka niczego ci� nie nauczy�a? Co to za j�zyk? Gdzie si� tego nauczy�e�? My z matk� nie u�ywamy takich s��w.
Nie lubi� k��ci� si� z ojcem, ale bardzo chcia� mu przypomnie�, �e w czasie cz�stych sprzeczek oboje z matk� u�ywali w�a�nie takich wyra�e�. A nawet gorszych. Ojciec zawsze jednak wychodzi� z za�o�enia, �e skoro k��tnie nie dotycz� Aleksandra, to ch�opiec nic nie s�yszy. Jakby nie k��cili si� w pokoju obok albo nawet tu� przy nim. W Barrington rzeczywi�cie nigdy nic nie s�ysza�. Sypialnia rodzic�w znajdowa�a si� w drugim ko�cu korytarza na g�rze, dzieli�o go od niej du�o drzwi i pokoj�w. Nie dobiega�y go �adne g�osy. I tak powinno by�.
Tato - spr�bowa� raz jeszcze. - Prosz�, powiedz mi, co to za zapach.
To tylko toalety, synu � odpar� wyra�nie zmieszany ojciec.
- A gdzie s�? - Aleksander rozejrza� si� po pokoju.
- Na korytarzu, na zewn�trz. - Harold si� u�miechn��. - Popatrz na to z ja�niejszej strony, w nocy nie b�dziesz musia� daleko chodzi�.
Aleksander po�o�y� plecak i zdj�� p�aszcz. Nie dba� o zimno. Nie b�dzie przecie� spa� w p�aszczu.
- Tato - powiedzia�, oddychaj�c przez usta i si�� powstrzymuj�c wymioty - przecie� wiesz, �e nigdy nie wstaj� w nocy? �pi� jak zabity.
W pokoju sta�o w�skie ��ko przykryte cienkim kocem. Kiedy ojciec wyszed�, Aleksander otworzy� okno, by zobaczy�, co jest na zewn�trz. Moskiewskie powietrze by�o bardzo zimne. Jak na grudzie� przysta�o, temperatura spad�a mocno poni�ej zera. Spogl�daj�c z wysoko�ci drugiego pi�tra na ulic�, zauwa�y� pi�� os�b le��cych w jednej z bram. Zostawi� otwarte okno. Co z tego, �e jest bardzo zimno. W pokoju przyda si� troch� �wie�ego powietrza.
Wyszed� na korytarz, by skorzysta� z toalety. Nie m�g� si� jednak do tego zmusi� i wymkn�� si� na zewn�trz. Po powrocie do pokoju rozebra� si� i wsun�� do ��ka. Mia� za sob� d�ugi dzie� i zasn�� natychmiast. Wcze�niej jednak pr�bowa� si� przez chwil� zastanawia�, czy kapitalizm te� ma sw�j zapach.
Rozdzia� drugi
Przyjazd na wysp� Ellis, 1943
Tatiana ci�ko podnios�a si� z ��ka i podesz�a do okna. By� ju� ranek, niebawem piel�gniarka przyniesie dziecko do karmienia. Rozsun�a bia�e zas�ony. Odci�gn�a zasuwk� i pr�bowa�a podnie�� okno, ale �wie�a bia�a farba przyklei�a ram� do �ciany. Pchn�a mocniej. Rama drgn�a, Tatiana podnios�a okno i wysun�a g�ow� na zewn�trz. Ciep�y ranek pachnia� s�on� wod�.
S�ona woda. Odetchn�a g��boko i u�miechn�a si�. Lubi�a ten zapach. Nie przypomina� �adnego spo�r�d tych, z jakimi zetkn�a si� wcze�niej.
Za to mewy przecinaj�ce powietrzem z ostrym krzykiem by�y jak najbardziej znajome. Ale nie widok z okna.
W blasku poranka nowojorski port by� l�ni�c� tafl� zielonkawej wody, w oddali Tatiana dostrzeg�a wysokie budynki. Po prawej stronie we mgle wznosi�a si� pot�na statua trzymaj�ca w uniesionej d�oni zapalon� pochodni�.
Tatiana, zauroczona, siedzia�a przy oknie i patrzy�a na budynki po drugiej stronie wielkiej wody. Ale� by�y wysokie! I takie pi�kne. Wzbija�y si� w niebo, ze swoimi iglicami i p�askimi dachami g�osi�y chwa�� �miertelnego cz�owieka dla nie�miertelnych niebios. Obserwowa�a szybuj�ce w powietrzu ptaki, spokojn� powierzchni� wody, pot�g� budynk�w i port otwieraj�cy swe podwoje na Atlantyk. Nagle s�o�ce za�wieci�o jej prosto w oczy i musia�a odwr�ci� wzrok. W porcie zacz�� si� ruch, powierzchnia wody nie przypomina�a ju� szklanej tafli. W zatoce pojawi�y si� promy, holowniki, statki i frachtowce, a nawet kilka jacht�w. Ich gwizdki i syreny tworzy�y tak wielk� kakofoni� d�wi�k�w, �e Tatiana przez chwil� mia�a ch�� zamkn�� okna. Ale nie zamkn�a.
Zawsze chcia�a zobaczy� ocean. Widzia�a ju� Morze Czarne i Ba�tyk, ogl�da�a wiele jezior - o jedno jezioro �adoga za du�o - lecz nigdy nie widzia�a oceanu. A Atlantyk by� oceanem, przez kt�ry przep�yn�� kiedy� ma�y Aleksander, ogl�daj�c sztuczne ognie w �wi�to Czwartego Lipca. To przecie� ju� nied�ugo. Mo�e i jej uda si� zobaczy� fajerwerki. B�dzie musia�a zapyta� o to Brend�, swoj� piel�gniark�. Brenda nie by�a, niestety, nastawiona do niej zbyt �yczliwie. Wszystkie informacje przekazywa�a st�umionym g�osem, gdy� doln� cz�� jej twarzy - a chyba i serce - zakrywa�a maska, chroni�ca j� przed Tatian�.
- Tak - poinformowa�a zimno. - B�d� fajerwerki. Czwarty Lipca jest ju� za dwa dni. Wprawdzie to nie tak wielki pokaz jak przed wojn�, ale na pewno b�dzie na co popatrze�. Nie zawracaj sobie jednak tym g�owy. Jeste� w Ameryce zaledwie od tygodnia i my�lisz tylko o fajerwerkach? Masz dziecko, kt�re musisz obroni� przed zaka�n� chorob� i sama musisz si� wyleczy�. By�a� dzi� na spacerze? Wiesz, �e doktor kaza� ci spacerowa� na �wie�ym powietrzu. Musisz te� zakrywa� usta, �eby nie kaszle� na dziecko, i nie wolno ci go podnosi�, bo zanadto si� zm�czysz. By�a� w ko�cu na tym spacerze? A co ze �niadaniem? - Brenda zawsze m�wi�a bardzo szybko. Tatiana pomy�la�a, �e robi to celowo, by nie mog�a jej zrozumie�.
Ale nawet Brenda nie mog�a zepsu� jej smaku �niadania sk�adaj�cego si� z jajek, szynki, pomidor�w i kawy z mlekiem. Zjad�a je, siedz�c na ��ku. Musia�a przyzna�, �e po�ciel, mi�kki materac, poduszki i gruby we�niany koc, podobnie jak chleb by�y dla niej �r�d�em nieustaj�cej rado�ci.
- Czy mog� teraz zobaczy� synka? Musz� go nakarmi�. - Jej piersi by�y ci�kie od mleka.
Brenda z trzaskiem zamkn�a okno.
- Nie otwieraj wi�cej okna - powiedzia�a. - Dziecko mo�e si� zazi�bi�.
Tatiana roze�mia�a si� rado�nie.
- Zazi�bi si� w takim ciep�ym powietrzu?
- Tak, w takim wilgotnym na pewno.
- Ale dopiero co kaza�a� mi wyj�� na spacer...
- Powietrze na zewn�trz a powietrze w pokoju to zupe�nie inna sprawa - rzuci�a ostro Brenda.
- Ale nie zarazi� si� ode mnie gru�lic�� powiedzia�a Tatiana, kaszl�c g�o�no dla wi�kszego efektu. - Prosz�, przynie� mi moje dziecko.
Kiedy ju� nakarmi�a synka, zn�w otworzy�a okno i z synkiem w ramionach usiad�a na parapecie.
- Sp�jrz, Anthony - szepn�a po rosyjsku. - Widzisz? Widzisz wod�? �adna, prawda? A tam za portem rozci�ga si� wielkie miasto, pe�ne ludzi, ulic i park�w. Kiedy tylko dojd� do siebie, pop�yniemy tam jednym z tych wielkich prom�w i pospacerujemy ulicami Nowego Jorku. Masz ochot�? - G�adz�c buzi� synka, spojrza�a przez zielon� wod� na miasto. -Tw�j tato na pewno by mia� - szepn�a.
Rozdzia� trzeci
Morozowo, 1943
Rankiem Matthew Sayers stan�� przy ��ku Aleksandra.
- Nadal pan tutaj jest... - Zawiesi� g�os. - Mo�e wi�c pana nie zabior�.
Doktor Sayers, jak ka�dy Amerykanin, by� wiecznym optymist�. Aleksander potrz�sn�� g�ow�.
- Czy w�o�y� pan m�j medal Bohatera Zwi�zku Radzieckiego do jej plecaka? - spyta� tylko.
Doktor skin�� g�ow�.
- Dobrze go pan schowa�?
- Jak najlepiej.
Aleksander podzi�kowa� mu skinieniem g�owy. Sayers wyj�� z kieszeni strzykawk�, fiolk� i ma�� buteleczk� z lekarstwem.
- B�dzie pan tego potrzebowa�.
- Bardziej potrzebuj� tytoniu. Ma pan troch�? Sayers wyj�� pude�ko papieros�w.
- Skr�ci�em je dla pana.
- �wietnie. Mam zapalniczk�.
Sayers pokaza� Aleksandrowi ma�� fiolk� z przezroczystym p�ynem.
- Daj� panu dziesi�� gran�w roztworu morfiny. Prosz� tylko nie bra� wszystkiego naraz.
- A po co mia�bym bra�? Nie podajecie mi ju� morfiny od tygodni.
- Mo�e si� panu przyda�, kto wie. Je�li zajdzie taka potrzeba, prosz� wzi�� �wier� grana, najwy�ej p�. Dziesi�� gran�w mo�e zabi� dw�ch doros�ych m�czyzn. Widzia� pan kiedy�, jak si� j� podaje?
- Tak - odpar� Aleksander. Przed oczami stan�a mu Tatiana ze strzykawk� w r�ce.
- Dobrze. Skoro nie mo�e pan pod��czy� kropl�wki, najlepiej wbi� strzykawk� w brzuch. Ma pan tu te� troch� sulfamid�w. �eby infekcja si� nie odnowi�a. I ma�� buteleczk� karbolu. Mo�na oczy�ci� tym ran�, gdy zabraknie innych �rodk�w. No i jeszcze banda�. B�dzie pan musia� codziennie zmienia� opatrunek.
- Dzi�kuj�, doktorze. Zapad�o milczenie.
- Ma pan granaty? Aleksander skin�� g�ow�.
- Jeden w plecaku, drugi w bucie.
- Bro�?
Aleksander poklepa� kabur�.
- Zabior� j� panu.
- B�d� musieli zrobi� to si��. Nie oddam im dobrowolnie. Doktor Sayers u�cisn�� d�o� Aleksandra.
- Pami�ta pan wszystko, co panu m�wi�em? - spyta� Aleksander. -Bez wzgl�du na to, co si� ze mn� stanie, we�mie pan to. - Zdj�� z g�owy czapk� i poda� j� lekarzowi. - I wypisze pan �wiadectwo zgonu. Powie jej pan, �e widzia� mnie martwego na lodzie i zsun�� cia�o do przer�bli. Rozumiemy si�?
Sayers skin�� g�ow�.
- Zrobi� co w mojej mocy - powiedzia� - ale bardzo nie chc�.
- Wiem.
Na twarzach obu m�czyzn malowa� si� pos�pny wyraz.
- Majorze... a co mam zrobi�, je�li rzeczywi�cie znajd� pana martwego na lodzie?
Aleksander te� si� nad tym zastanawia�.
- Wypisze pan �wiadectwo zgonu i pochowa mnie w jeziorze �adoga. Prosz� zrobi� nade mn� znak krzy�a, zanim zsunie mnie pan pod l�d. - Zadr�a� lekko. -i prosz� nie zapomnie� o czapce.
- Ten Czernienko stale kr�ci si� ko�o mojej ci�ar�wki - powiedzia� Sayers.
- Nie pozwoli panu wyjecha� samemu.