7738

Szczegóły
Tytuł 7738
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7738 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7738 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7738 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Arkady Fiedler Orinoko ISKRY � WARSZAWA � 1963 Ilustracje, ok�adk� i rysunek na stron� tytu�ow� projektowa� STANIS�AW ROZWADOWSKI Wyklejk� projektowa� MIECZYS�AW KOWALCZYK 1. Spotkanie na morzu i PR1NTED IN POLAND Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1983 r Nak�ad 50,000 + 250 egz. Ark, wyd. 22,2. Ark. druk. 23,25 + 8 wklejek. Papier druk. mat. kl. V, 65 g, 61 X 86 z f-ki we W�oc�awku. Oddano do sk�adania w lutym 1963 r. Druk uko�azono w listopadzie 1963 r. Wroc�awska Drukarnia Dzie�owa. Zam. nr 677/A OS-2 Cena z� 27.� rze� dwie doby po opuszczeniu bezludnej wyspy � naszej Wyspy Robinsona, jakem j� przezwa� � p�yn�li�my r�wnym kursem na wsch�d, dwa razy co rano widz�c pro�ciute�ko przed sob� czerwon� tarcz� s�o�ca, kiedy wy�ania�o si� spoza oceanu. Ocean s�a� si� pusty, nie by�o wida� nijakiego statku jak okiem si�gn��, co nas otuch� napawa�o. Wiatr i fale sz�y od p�nocnego wschodu i chocia� niewprawne d�onie rozpina�y �agle, a przeciwne pr�dy morskie utrudnia�y nam �eglug�, przecie� szkuner nasz na ��wiu nie jecha� i czyni� niez�e post�py. Przez ca�y dzie� pierwszy i drugi z oka nie tracili�my sta�ego l�du, rozpo�cieraj�cego si� na po�udniu smug� wyboist�; wybrze�e tej cz�ci Ameryki Po�udniowej, a �ci�lej m�wi�c: Wenezueli, | by�o wzg�rzyste. W�dz Manauri i jego Indianie wypatrywali na dalekim l�dzie I znajomej g�ry, pod kt�r�, jak mnie zapewniali, le�a�y ich wio-1 ski. Nosi�a miano G�ry S�p�w. � Ale czy poznacie j� z tak daleka? � wyra�a�em w�tpliwo��. � Si�a mil oddziela nas od l�du i Tam jeden szczyt wydaje si� bli�niakiem drugiego... � Poznamy, Janie, nasz� g�r�, poznamy! � odpowiada� Manauri w j�zyku arawaskim, a moi m�odzi przyjaciele, Arnak i Wagura, kt�rzy cztery lata przebywali w niewoli u Anglik�w, jak zwykle t�umaczyli mi s�owa wodza na j�zyk angielski. � Mo�e statek przybli�y� do l�du? � podsun��em my�l. � Nie trzeba! Bli�ej mog� by� ska�y podwodne i nietrudno o rozbicie... G�r� S�p�w poznamy. Ma uderzaj�ce oblicze, wi-| doczne z daleka... Jak�e �arliwie wypatrywali �, zwiastun-* i lepszych dni. Rozumie] �� tam, w v Arawak�w, ko�czy si� nasza bieda. Tam mol India�scy przyjaciele znajd� i� znowu w�r�d swoich po szcz�liwej ucieczce z okrutnej iewoli hiszpa�skiej na wyspie Margarita; tam r�wnie� sze�cio-3 Murzyn�w, tako� by�ych niewolnik�w, b�d�cych obecnie z na-li, dozna na pewno u przyjaznego szczepu ochrony i go�ciny. l ja? Ja, rozbitek z kaperskiego okr�tu, wyrzucony przez fale a bezludn� wysp�, na kt�rej blisko p�tora roku z dwoma m�o-ymi Arawakami, Arnakiem i Wagur�, wiod�em �ywot Robinso-a, liczy�em na to, �e raz stan�wszy na l�dzie po�udniowoamery-a�skim, �atwo b�d� m�g� dotrze� przy pomocy Indian do anielskich wysp na Morzu Karaibskim. Wiedzia�em, �e Indianie ci nie zawiod� mych nadziei; �e po-log� mi ochoczo i z ca�ego serca; w�r�d straszliwych do�wiad-ze� ostatniego tygodnia zwi�za�a nas wierna, chyba dozgonna rzyja��. By�a to walka na �mier� i �ycie. Na nasz� wysp� na chybkim :kunerze przyp�yn�a za zbieg�ymi niewolnikami zaciek�a po-o�. Zgraja kilkunastu Hiszpan�w, wyposa�ona w rusznice w go�cze ogary na ludzk� nastawione zwierzyn�, my�la�a, �e itwo pokona i wy�apie bezbronnych niewolnik�w. Kosa trafi�a a kamie� wszelako. Nad zbiegami obj��em dow�dztwo i � w bro� ich wyposa�ane �� nie pozwoli�em im zgin��. Kierowa�o mn� nie tylko ser-eczne wsp�czucie dla ich niedoli, ale jednocze�nie i w�asnej roni�em sk�ry. W za�artych potyczkach, jakie si� wywi�za�y, wr�g nat�uk� am sporo ludzi. Jedena�cioro naszych postrada�o �ycie, ale�my ' ko�cu walnie wzi�li g�r�. Wszystkich Hiszpan�w uda�o nam i� wybi� do nogi, szkuner ich zagarn��. A oto na zdobytym statku, pe�ni dobrej my�li po odniesionym wyci�stwie, pruli�my fale Morza Karaibskiego, d���c ku oj-zystym stronom wyswobodzonych Indian. Czy dziwi� si�, �e tak� niecierpliwo�ci� wygl�dali�my nad wybrze�em morskim tory S�p�w, znaku zbawienia? I �e niejeden z nas w ci�gu nych dw�ch dni �eglugi spoziera� ukradkiem wstecz, azali nie �ciga nas nowa pogo� m�cicieli z wyspy Margarity? Ale los by �askawy. Morze sta�o bezludne, da� czysta, wiatry sprzyjaj�ce. Z nastaniem drugiego wieczoru kaza�em ukr�ci� �agle, a�eby w mroku nie wpa�� na jaTde podwodne licho. Ster powierzy�em Manauriemu i Arnakowi na zmian�. Noc up�yn�a spokojnie, bez wypadku. O �wicie trzeciego dnia nag�e na pok�adzie wielki krzyk i przera�enie. � Hiszpanie! � z�owr�bnie niby grom przeszy�o powietrze. � Goni� nas! � Po�cig za nami! ; � Uciekajmy! Kto spa� jeszcze, na r�wne zrywa� si� nogi. Co �ywo skoczy�em do steru. Czuwa� u niego, wacht� sprawuj�c, Arnak. � Tam! Tam oni! � po�piesznie obja�ni�, mnie ch�opak wskazuj�c d�oni� na p�noc. Wszyscy, kt�rzy w�a�nie sen sp�dzili z powiek, patrzyli z wypisanym na twarzach l�kiem. Noc mia�a si� ku ko�cowi. Niebo zblad�o; ju� �wit wyja�nia� morze i wszelakie na nim przedmioty. W mrocznej oddali majaczy�y kontury widma � nie widma. Tak, to by� statek, wielka trzymasztowa brygantyna. W �mie jeszcze panuj�cej wydawa�a si� pot�nym okr�tem, gro�nie wyolbrzymia�ym. Sz�a w tym samym co my kierunku wschodnim, jeno dalej na morzu, odleg�a od nas � je�li p�mrok oczu nie zwodzi� � o jakie trzy czwarte mili, a mo�e i k�sek mniej. � Rozwin�� ca�e �agle! � krzykn��em przej�wszy ster z r�k Arnaka. Arnak przet�umaczy� m�j rozkaz. Natychmiast zakrz�tali si� Manauri, Wagura i Murzyn Miguel i dopadli �agli, poci�gaj�c innych za sob�. � Arnak, ty przy mnie pozosta�! � zawo�a�em., by w razie potrzeby mie� t�umacza pod r�k�. Byli�my �eglarzami od siedmiu bole�ci, tyle tylko, �e ja ongi szereg miesi�cy sp�dzi�em na okr�cie kaperskim. Wszak�e In- [ianie Arawakowie, mieszka�cy wybrze�a, od pokole� z�yci morzem, �atwo poj�li tajemnice szkunera i jego olinowania. �agle, w czasie nocy �ci�gni�te do po�owy, teraz rozwin�li�my 7 ca�ej okaza�o�ci. Statek rozp�dzi� si�. Woda po burtach g�o�-iej zabulgota�a. Kiedym zwr�ci� go bardziej ku l�dowi, a�eby dsun�� si� od brygantyny, wiatr, dm�cy dotychczas z przodu d lewej burty, dostali�my bardziej z boku i to dodatkowej jesz-ze przysporzy�o nam chy�o�ci. � Czy nas odkryli, jak my�lisz? � zapytaj mnie Arnak, ��e-z�c bacznie brygantyn�. � Chyba nie! Jeszcze nie rozednia�o nale�ycie, zreszt� bry-antyna idzie, jak dot�d, starym swym kursem. � Mo�e oni wcale nas nie goni�? � Tak i ja tusz�. M�g� prosty przypadek sprowadzi� ich na jn szlak. � Hiszpan to czy kto� inszy? � Skocz no po perspektyw�! Ludzie, kt�rzy pomogli rozpi�� �agle i zako�czyli t� prac�, :hodzili si� na rufie, doko�a steru. � Podp�ywasz do brzegu? � zapyta� w�dz Manauri z niepo-Djem. � Podp�ywam-, a�eby od brygantyny by� jak najdalej! �� yja�ni�em. � Tu morze niepewne, wiele raf pod wod�... � Nie ma dla nas inszej rady, trzeba pr�bowa� szcz�cia!... ;a�. Manauri, na dziobie statku i do pomocy we� kilku ludzi najlepszymi oczyma. Dajcie mi zna�, je�li co zauwa�ycie! W ra-2 czego krzyknijcie, w kt�r� stron� sterowa�!... Tak te� kilku uczyni�o i zaj�o stanowiska na przodzie, pod- pomaga� przy przestawianiu �agli. Przez lunet� nietrudno by�o rozpozna�, �e to hiszpa�ska bry-ntyna. Gdy rozwidni�o si� nieco bardziej, oni tako� i nas od-yli, a odkrywszy, zaraz ku nam statek sw�j kierowali. Czy wodowa�a nimi li tylko zwyk�a ciekawo��, czy by� to istotnie �cig z Margarity? Mo�e spostrzegli wprz�dy nasze do uciecz-zboczenie, co zwidzia�o im si� podejrzane? Cokolwiek b�d�, le�a�o ich unika� jak d�umy. Zwrot brygantyny w nasz� stron� wywo�a� u nas na pok�adzie, rzecz prosta, pewne poruszenie. Widoczny sta� si� zamiar Hiszpan�w: chcieli z bliska nam si� przypatrzy�, co my za jedni, a to r�wna�oby si� naszej zgubie, gdyby zamys� sw�j wykona� potrafili. Stoj�cy doko�a Indianie i Murzyni wznie�li ku mnie stroskane spojrzenia, jak gdyby szukaj�c pomocy czy rady. � Nie ma obawy! � zawo�a�em gromkim g�osem. � Nie dogoni� nas! � Sk�de� taki pewny, Janie? � zapyta� Manauri. � Brygantyna ma g��bokie zanurzenie. Dlategom zwr�ci� nasz szkuner ku wybrze�u, bo tam mi�dzy mielizny brygantyna goni� za nami si� nie odwa�y. � A je�li si� odwa�y, je�li to nasi prze�ladowcy? � To wyl�dujemy i ukryjemy si� na l�dzie... Ale do tego nie dojdzie. Patrzcie! Szybciej p�yniemy ni� oni. Coraz bardziej zostawiamy brygantyn� w tyle... Szkuner nasz by� d�ugi i w�ski, kszta�tem podobny do �mig�ego szczupaka, brygantyna za� ci�kawa i kr�pa, przypominaj�ca ��wia. I w istocie nie potrzeba by�o wielkiej bystro�ci, a�eby zmiarkowa�, �e odst�p mi�dzy dwoma statkami stale r�s� � nawet wtedy, gdy podp�yn�wszy pod brzeg, wzi�li�my znowu pierwotny, wschodni kurs. Nagle tajemniczy �wist rozleg� si� w powietrzu i o dwa stajania od nas, z prawej burty, armatnia kula wzbi�a fontann� wody, a w chwil� p�niej doszed� nas g�uchy odg�os wystrza�u od strony brygantyny. To Hiszpanie pu�cili za nami w ruch artyleri�. Ludzie na szkunerze zdr�twieli z przera�enia. Murzynka Dolores, kt�rej ostatnie wypadki na wyspie jak gdyby umys� przy�mi�y nieco, krzykn�a na g�os. Potem lamentowa�a, dop�ki Indianka Lasana nie obj�a jej troskliwie i nie uciszy�a jak dziecko. � Arnak! � rzek�em dono�nie i z ca�ym spokojem, i�by wszyscy zauwa�yli moje opanowanie. � Zabierz kilku przyjaci� i wnie�cie na pok�ad ca�� nasz� bro�: muszkiety, gu�dynki, gar-�acze, pistolety. Nabijemy je... Przynie� tak�e szable i rapiery... ,__ przet�umaczy� s�owa moje na j�zyk ara- Arnak 4/\i\ rzecz pozornie tak nik�a, tak nie maj�ca nic Wtedy Z' napjQciem panuj�cym na pok�adzie, �e a� si� zdu-spolncgo ' jturat teraz nasz�a mi� ta �wiadomo��, jak r�wnie la�em, 'z * z samego odkrycia, kt�rem uczyni�. Mianowicie lumia�oin ^ zagadni�ty przez Arnaka, zapyta� go: don z 1� ^ te� przyniesiemy? Czy P ___ ocjrzek� ch�opak. � A ju�ci- - I kUl6J rozumie�... Ma s ^ ma�o rozgarni�ty gamo�, jako� niezbyt rozu-� si� tam jeszcze dopytywa� w sprawie prochu, nie-lia� i cZe& arUdz�c. Zale�a�o mi na ka�dej minucie, wi�c trosz-otrzebnie ^wjony takim guzdraniem si�, sam wyr�czy�em Ar-� zniecie 1 ^ bezpo�rednio do Indianina: iaka woiaj yn^e^c wszystko, co potrzebne do strzelania. A jak Mac s^rZela�, wojowniku, z muszkietu bez prochu i ku�? 0 b^� Chjbie strzelec!... jadny z .jzje do strzelania z muszkiet�w? � zapyta� mnie .� To d�J nctiamn- ^ cZy nje dojdzie, nie zaszkodzi mie� strzelby nabite... " ty1*1' ^e w Po�piechu m�wi�em to wszystko po arawa- Rzecz 0^cj� kalecz�c j�zyk co niemiara, wszelako m�wi�em, >ku, z pe ^ rozumia�em poprzedni� rozmow� mi�dzy Arna-|ak te� n njnem. Wi�c ja, Anglik, �ci�le m�wi�c Anglik wir-kiem a godzenia polskiego �� wi�c ja, po arawasku? Jak�e ,mijski P 4n? rjruga z brygantyny kula armatnia wyr�n�a to. Sk� - acznie bli�ej naszego statku ni� pierwsza, ale nie w morze s^}umi� mego zdumienia: nigdym do tej chwili nie zdolna ; sObie, �e umiem po arawasku. nswinra . sj^ Wzie�a ona znajomo�� india�skiego j�zy- u�wiadam ka? proste! magij) wyt a� nazbyt oste! rzesz�o rocznego wsp�ycia z Arnakiem i Wagur� ^� ,aAne\ wyspie stale pos�ugiwa�em si� mow� angielsk�, na bezludJf1 kt�r� doSf 10 w�adali obydwaj ch�opcy. Ale gdy m�odzi Indianie rozmawiali mi�dzy sob�, u�ywali oczywi�cie wy��cznie swego j�zyka arawaskiego, przy czym nigdy nie kr�powali si� moj� obecno�ci�. Bezwiednie obs�ucha�em si� z d�wi�kiem obcej mowy, i to tak rzetelnie, �em wnet, nie zdaj�c sobie z tego sprawy, rozumia� poszczeg�lne wyrazy, a potem i ca�e zdania. Malom przyk�ada� wagi do tego wszystkiego, wi�c osobliwej umiej�tno�ci nabywa�em niepostrze�enie, bocznym, przygaszo-nym jakoby szlakiem, a� oto, gdy zasz�a potrzeba, wiedza ta nagle wytrysn�a na wierzch, ujawni�a si� w ca�ej pe�ni. W og�lnym napi�ciu nikt tego na szkunerze nie zauwa�y� zreszt� � pr�cz mnie samego. Ludzie przynie�li bro�. Kaza�em nabi� pod moim okiem i u�o�y� na podor�dziu. Tymczasem Hiszpanie z brygantyny walili do nas od czasu do czasu. Na szcz�cie chybiali. Szkuner pod pe�nymi �aglami i przy; krzepkim wietrze porannym wysuwa� si� ra�no naprz�d. Gdy s�o�ce wzesz�o, przewaga naszej chy�o�ci nad brygantyn� jawnie si� ju� pokaza�a, a take�my si� odbili od przeciwnika, �e kule jego nie dosi�ga�y celu. Pada�y do morza daleko za nami i coraz dalej. Niebawem tam na brygantynie snad� uznali daremno�� wysi�k�w, bo zaprzestali strzelania, a potem nawet zmienili kierunek statku i poszli w dal na morze, odp�ywaj�c od wybrze�a. Zostawili nas w pokoju. 2. Swawol�c i dowcipkuj�c Na ten widok kamie� spad� nam z serca i wielka zapanowa�a na szkunerze rado��. Nagle Wagura, m�odociany weso�ek, zerwa� si� i zacz�� dokazywa� a �piewa�, a ta�czy�. Okrutnie ciasno by�o na pok�adzie, ale w uciesze nikomu to nie przeszkadza�o i wkr�tce wszyscy � Indianie z Manaurim na czele, zar�wno jak Murzyni � dawali upust ochocie w�r�d zabawnych podryg�w, weso�ego wy�piewywania i wybuch�w �miechu. Jedynie kobiety nie bra�y udzia�u w zabawie, bo przygotowywa�y �niadanie na trzech ogniskach, i nie bra� udzia�u Arnak, i� 3j�cy obok mnie. Tego przyjaciela najbardziej chyba zamkn�-m w sercu. By� to na wskro� prawy i dzielny Indianin, bystry nys�em, ale pomimo m�odego wieku � mia� mniej wi�cej dwa-ie�cia lat � zawsze ogarni�ty jakim� smutkiem i zadum�. Wci�� jeszcze trwa�em przy sterze. � Czemu z nimi nie bawisz si�? � przygani�em �yczliwie makowi. � Czy nie weso�o ci na duszy? � Weso�o, Janie!... A czemu ty nie ta�czysz? � odpar�. My�l, �e m�g�bym ta�czy� jak inni, wyda�a mu si� bardzo za-swna i lekki u�miech przebieg� po jego twarzy. � Nie ta�cz�, bo trzymam ster! � wyja�ni�em. � Daj mi go, zast�pi� ci� przy nim, je�li masz ochot� ta�-y� � przekomarza� si�. � Czy uwa�asz, szelmo, �em ju� za stary do ta�ca? � Za stary jeszcze nie, bo masz dopiero lat dwadzie�cia sie->m, ale� pewnie za... za... � No, co? � Pewnie za godny? � To bierz ster! Zaraz ci poka��, jak ta�cz� u nas w lasach irginijskich!... Ale do tego nie dosz�o, bo niewiasty w�a�nie zawo�a�y, �e po-:ek gotowy. Zabawa usta�a. Wszyscy nadal byli rozochoceni siadali na pok�adzie, gdzie kto m�g�. Oddalaj�ca si� brygantyna cz�ciowo ju� znik�a za widnokr�-em. Pe�no by�o o niej rozm�w i domys��w, bo w�a�ciwie posta�o zagadk�, po kie licho Hiszpanie nas atakowali. Ten i �w isy�a� za nimi zaci�ni�t� pi�� wraz ze z�orzeczeniem lub szy-srstwem. Indianka Lawana, m�odziutka wdowa po zabitym przez Hisz-in�w Murzynie Mateo, przynios�a mi w tykwie gor�c� papk�, gotowan� z roztartej kukurydzy, i wraz z drewnian� �y�k� po�y�a j� na pok�adzie obok steru. Indianka, smuklejsza i nieco wy�sza ani�eli jej wsp�plemie�-', o zwinnych, powabnych ruchach, wyr�nia�a si� ujmuj�c� �od�. Ludzie na pok�adzie wodzili za ni� rozja�nionym spojeniem i otaczali j� przyjazn� my�l�. Przezwa�em j� w duchu jarown� Palm�. W smag�ej twarzyczce zw�aszcza oczy przy- kuwa�y uwag�. Wielkie, czarne i wilgotne, o niezmiernie d�ugich rz�sach, by�y pomimo zwyk�ej india�skiej pow�ci�gliwo�ci tak wymowne, �e widzia�o si� w ich �renicach wszystko, jak gdyby ca�� dusz�. Przede wszystkim za� by�y to oczy �ywe i rozumne; u m�odej istoty zdradza�y sk�onno�� do silniejszych uczu� i zdolno�� my�lenia szczeg�ln�. Indianka nios�a przywi�zane na plecach swe roczne dziecko. Dotychczas przybita niedawn� �mierci� Matea, teraz � bodaj czy nie po raz pierwszy � i ona podda�a si� nastrojowi panuj�cemu na pok�adzie i przynosz�c posi�ek mile do nas si� u�miechn�a. Nie ukrywa�a swego upodobania, patrz�c otwarcie na przemian to w moj� twarz, to na moje d�onie spoczywaj�ce na sterze. Poniewa� te r�ce jakowy� zagadkowy budzi�y w niej zapa�, zapyta�em obecnych Arnaka i Wagur�, co Lasana ciekawego w nich sobie upatrzy�a. W odpowiedzi podesz�a do mnie blisko i k�ad�c �mia�o swe r�ce na moich rzek�a �piewnie: � Mocne r�ce, dobre r�ce!... Mo�na im zaufa�! �ywo odczu�em ciep�y i przyjazny u�cisk jej ma�ych d�oni. � Uwa�aj! � krzykn��em. � Tak mnie kr�pujesz, �e nie mog� sterowa�! � Czy silny cz�owiek da si� tak �atwo skr�powa�? � zapyta�a niby zatroskana. � Skr�powa� takim s�abym d�oniom jak moje? A mo�e ty jednak s�aby? Ogl�da�a figlarnie swe r�ce wci�� le��ce na moich i potem bardzo powa�nie moj� twarz. � Mo�e ja rzeczywi�cie s�aby przy tobie � przyzna�em. Zajrza�a mi, bestia, tak serdecznie i poufale w oczy, �em si� zmiesza� i. jak gdyby poczu� ciarki przelatuj�ce mi po plecach. � Nie, ty nie s�aby! � stwierdzi�a oceniaj�c mnie od g�ry do do�u. � Po czym to poznajesz, Czarowna Palmo? � Widz� w twoich oczach. Zapali�y si� jak u jaguara... Jak ty mnie nazywasz? � Czarowna Palma. Pogr��y�a si� na chwil� w my�lach. � Je�li ty mnie tak pi�knie nazywasz, to� ty zuchwa�y rny�li- 13 wy! � pochwali�a z nieodgadni�iym wyrazem twarzy, w kt�rej fiiuterno�� zdawa�a si� zmaga� z powag� i nie wiadomo by�o, co w niej bierze g�r�. � Dlaczego ja zuchwa�y? � Bo... nie tch�rzysz przed Indiank�... Za�mia�a si� g�o�no, d�wi�cznie i pu�ci�a mnie. � Do tego potrzebna taka zuchwa�o��? � zapyta�em. � My�l�, �e tak... � Nie. Dobre oko tylko i troszk� zdrowego rozumu... Strzeli� jej do g�owy jaki� nowy, zabawny pomys�, a� zaklaska�a w d�onie z uciechy. � Powiedzcie mu � zwr�ci�a si� do Arnaka i Wagury, t�umacz�cych nasz� weso�� rozmow� � powiedzcie mu, �e gdy wr�cimy do naszych wiosek, czeka go mi�a niespodzianka, bardzo mi�a! � Ciekawym, co to b�dzie. �- Damy mu naj�adniejsz� dziewczyn� za �on�. Niech ona pozna jego mocne, dobre r�ce! Zrobi�em przesadnie uradowan� min� na tak s�odkie' widoki i czekaj�ce mnie delicje, ale potem pokiwa�em g�ow�. � Nie w smak ci? � drwi�co zmartwi�a si� Lasana. � W smak, w smak, je�li to b�dzie, jak powiadasz, naj�adniejsza dziewczyna. Ale � zafrasowa�em si� �� czy tam w waszych wioskach nie b�dzie �adnych palm? Wszyscy doko�a stropili si� nie wiedz�c, co maj� palmy wsp�lnego z dziewczynami; s�owem: gdzie Rzym, gdzie Krym �jak to matka w mym dzieci�stwie cz�sto mawia�a. � Palmy? S� palmy... palmy kokosowe i inne � wyja�nia� Wagura. -� Ach! � zachwyci�em si�. � To b�dzie i Palma! � Jaka palma? � Czarowna... Wszyscy wybuchn�li �miechem, a tak�e i Lasana, kt�ra nie )g�a pohamowa� weso�o�ci. � Szczodra jeste�, Czarowna Palmo � ci�gn��em zwracaj�c si� do m�odej kobiety � bo przyrzekasz naj�adniejsz� dziewczyn� z waszej wioski. Wszak�e przypomina mi si� przys�owie, ja- kie kiedy� powtarza�a moja matka, pochodz�ca z dalekiego kraju za morzem. Czy chcecie je wiedzie�? � Chcemy, Bia�y Jaguarze! � odpar�a Lasana p�ac�c mi pi�knym za nadobne i k�ad�c nacisk na to przezwanie. � Przys�owie m�wi, �e lepszy ma�y ptaszek w r�ku ni� wielki ptak wysoko na dachu � o�wiadczy�em, wymownie patrz�c na Lasan�. Gdy jej przet�umaczono przys�owie i wy�o�ono, do czego si� odnosi, dopiero kobieta w krzyk i w udane oburzenie: � Co, to ty ma�ym ptaszkiem mnie zowiesz? � To tylko takie przys�owie! � broni�em si�. � Ty przecie� � orlica!... Tedy swawol�c i dowcipami sobie przygaduj�c p�yn�li�my bez przerwy i bez przyg�d w kierunku wschodnim. Wroga brygan-tyna hiszpa�ska przepad�a nam z oczu za widnokr�giem. Morze by�o znowu puste i bezpieczne. W miar� jak wzbija�o si� s�o�ce, a wzmaga� si� �ar coraz nie-zno�niejszy, radosne podniecenie godzin porannych przechodzi�o w spok�j zwyk�ego dnia. Ludzie dr�czeni spiekot� szukali cienia, kt�rego ma�o by�o na szkunerze. Tak mija�y godziny po�udnia. S�o�ce k�oni�o si� ku zachodowi, gdy na pok�adzie nast�pi� nowy wybuch radosnego gwaru. Wszyscy biegli na przodek statku i stamt�d bacznie �ledzili dal przed sob�. Z sinych opar�w daleko na wschodnim niebosk�onie wy�ania�y si� na brzegu l�du zarysy g�ry osobliwego kszta�tu. O zboczu stromym od morza, a �agodnym z drugiej strony, g�ra. wygl�da�a jak pot�ny dzi�b papugi lub ptaka drapie�nego, stercz�cy ku niebu. � G�ra S�p�w � s�ysza�em podniesione g�osy. Do mnie, stoj�cego ponownie przy sterze, podszed� w�dz Ma-nauri, a zaraz za nim nap�yn�a ca�a reszta: Arnak, Wagura, Lasana, Indianie, Murzyni. Tyle rado�ci i tyle szcz�cia bi�o z ich wszj?stkich twarzy, �e i mnie udzieli�o si� og�lne wzruszenie. � Zbli�amy si�!... � wyrzek� Manauri jedynie. Ile odbicia ludzkiej doli by�o w tym prostym wyrazie, ile wagi! Ko�czy�a si� ich ponura jak wieczna noc udr�ka wieloletniej niewoli. Nieszcz�ni ci Indianie, gwa�tem porwani ongi� ze swych wiosek, po straszliwych do�wiadczeniach na wyspie Mar- 15 garicie i po zuchwa�ym wydarciu si� z r�k oprawc�w � oto wreszcie ujrzeli przed sob� niezaprzeczony znak wolno�ci: pod G�r� S�p�w le�a�y ich ojczyste wioski. Skin��em Arnakowi, by przej�� ster, a sam skoczy�em do Ma-nauriego. Ow�adni�ci serdecznym uczuciem obj�li�my si� wp� na mod�� bia�ych ludzi. Rado��, bij�ca z jego twarzy, odm�adza�a go o po�ow� lat i i w�dz wygl�da� teraz, jak gdyby mia� ich dwadzie�cia kilka. Wnet si� opanowa�. Wzrok jego nabra� mocy i szed� ku mnie z jak�� tward� uporczywo�ci� i pro�b� zarazem. �� Janie! � odezwa� si� Manauri uroczy�cie. � Znowu przychodz� do ciebie z tymi samymi s�owami, co par� dni temu. Czy pami�tasz je? � Powiedz! � Wiemy, kim ty jeste� i jakim jeste�. Jeste� nam bratem i kochamy ci�! Tobie zawdzi�czamy ocalenie na bezludnej wyspie. Twoja przemy�lno�� i twoje strzelby pokona�y Hiszpan�w �cigaj�cych nas. Twoja przyja�� przywr�ci�a nas �yciu. Ty, wielki wojownik swego kraju, nie mo�esz jeszcze wr�ci� do swoich, bo ci� pono� mo�ni wrogowie tam prze�laduj�. Przeto prosimy ci�, jak tu stoimy: zosta� u nas. Zosta� na zawsze! Wszyscy obecni �ywo poparli jego s�owa w�r�d radosnego zamieszania. � Dzi�kuj� wam serdecznie za ofiarowanie mi go�ciny, lecz niestety, nie mog� jej przyj��! � o�wiadczy�em z wielk� stanowczo�ci�. � Pozostan� u was tylko tak d�ugo, dop�ki nie przygotuj� wyjazdu na wyspy angielskie. Czy mog� liczy� na wasz� pomoc, Manauri? � Jeste� naszym bratem! � odpar� w�dz. � Uczynimy, czegokolwiek za��dasz... 3. Rozmowy w ciemno�ci Gdy�my zoczyli G�r� S�p�w, by�a oddalona od nas si�a mil. Dopiero po wielu godzinach �eglugi podp�yn�li�my w pobli�e jej st�p, ale wtedy ju� i s�o�ce zachodzi�o. Do najbli�szej wioski 16 Arawak�w, le��cej nad lagun� u uj�cia rzeki, z tamtej strony g�ry, pozostawa�o jeszcze jakie dwie pe�ne godziny �eglowania przy korzystnym wietrze i dobrej widoczno�ci, a tu i wiatr z wieczora zanika�, i mroki g�stnia�y. Nie by�o innej rady, jak podp�yn�� pod gor� najbli�ej i niedaleko brzegu zarzuci� na noc kotwic�. Indianie znali tu ka�d� pi�d� dna morskiego, ale woleli doczeka� �witania i za dnia dopiero wprowadzi� szkuner do zatoki. �ciemnia�o ca�kowicie i jeno gwiazdy nam przy�wieca�y, kiedy uporali�my si� z prac� i stan�li na kotwicy. Nikt pr�cz dzieci nie my�la� p�j�� na spoczynek. Jutrzejszy dzie� wszystkich na r�wni podnieca�, Indian, Murzyn�w i mnie. Jeszcze przed nastaniem ciemno�ci Indianie spodziewali si� ujrze� na morzu lub na brzegu jakie znaki �ycia ludzkiego, cho�by �odzie �owi�cych rybak�w, ale daremnie wyt�ali wzrok. � To dziwne! � zwierzy� si� Manauri. � Przypominam sobie dobrze, jak to dawniej bywa�o. Przed wieczorem rybacy wyp�ywali na morze. � Z pewno�ci� byli tam i dzisiaj � wyrazi�em przypuszczenie. � To gdzie si� podziali? � Po prostu spostrzegli oni nas pierwej ni� my ich. Obawiaj�c si� obcych ludzi na szkunerze, schronili swe �odzie w zatoce. � Czy to by� mo�e? � zaduma� si� w�dz. Na pok�adzie ludzie wygodnie le�eli grupkami i p�g�osem rozprawiali mi�dzy sob�, czasem zapadaj�c w milczenie. Wtedy gorliwe ucho �acno wychwytywa�o d�wi�ki z l�du. Do brzegu nie by�o dalej ni� dwa, trzy stajania, przeto dawa�y si� s�ysze� nocne odg�osy z g�szcz�w, a bli�ej szum leniwej fali morskiej, z rzadka bij�cej o piasek. By�y tam zaro�la, o czym przekona�em si� za �wiat�a dziennego jeszcze, bardzo podobne do tych, w�r�d jakich �y�em na bezludnej wyspie: nie zbity, g�sty las, lecz krzewy wysokie, suche i kolczaste, a w�r�d nich ost�py znajomych mi kaktus�w i agaw, poprzewlekane gdzieniegdzie wysokopienn� palm� lub innym drzewem. G�osy nocnego �ycia przyrody stamt�d bij�ce by�y niemal te same, jakie rozbrzmiewa�y w chaszczach mej wyspy, a jednak o ile� g��biej wnika�y do duszy. Niewys�owionym wzburzeniem orinoko 17 azu� nape�nia�y mi serce, rozpala�y wyobra�ni�. Wiedzia�em, �aczego rozpala�y. Sz�y wszak�e od pot�nego, tajemniczego l�du, okrytego gdzie� w g��bi przepastnymi puszczami, gdzie toczy�y � nurty wielkich rzek, gdzie koczowa�y nieznane szczepy dzi-ich tubylc�w, gdzie okrutni Hiszpanie i Portugalczycy zak�adali liasta, a nieub�aganym mieczem narzucali swe prawo i sw� riar�. Sz�y one odg�osy, s�owem, od l�du, gro��cego z�owiesz-zym losem tudzie� zam�tem nieodgadnionych przyg�d i niebez-iecze�stw. W�dz Manauri, Arnak i Wagura siedzieli tu� przy moim bo-u. Ciekawy, co mnie nazajutrz czeka i jakich mia�em spotka� im ludzi, pocz��em wypytywa� si� wodza o arawaskie siedzi-iy. Ze zdumieniem dowiedzia�em si�, �e by�o tam niewiele wsi, po�em pi��. � Pi�� wsi tylko? Wi�cej ich nie ma? � Tu ich nie ma wi�cej. � To pewnikiem bardzo ludne wsie? � S� i ludniejsze, i mniej ludne. W mJjej wsi, zaliczanej do lajwi�kszych, �y�o za moich czas�w blisko trzy razy stu. � Trzystu wojownik�w. � Gdzie tam! Razem: wojownik�w, starc�w, kobiet i dzieci. � To we wszystkich pi�ciu wsiach ilu was mog�o by� razem? � Prawie dziesi�� razy stu. � Z kobietami i dzie�mi? � Z kobietami i dzie�mi. Ledwom wierzy� w�asnym uszom. � Tylko was tylu?! �artujesz chyba, Manauri! � Nie, Janie, nie �artuj�. � I to ca�y szczep Arawak�w? My�la�em, �e was wi�cej! � I nie myli�e� si�. Jest Arawak�w znacznie wi�cej, bo to vielki nar�d, ale �yje nie tu, jeno daleko na po�udniu, w krainie ;wanej Gujana, o przesz�o miesi�c marszu od nas. � Miesi�c marszu to mniej wi�cej pi��set mil st�d? � Mo�e pi��set, mo�e wi�cej. �eby do tamtych Arawak�w lotrze�, trzeba przeby� wielk� rzek� Ibirinoko i dopiero sporo narsz�w jeszcze na po�udnie od tej rzeki wznosz� si� siedziby laszego narodu. � Rzeki Ibirinoko? � To india�ska nazwa rzeki, kt�r� Hiszpanie zw� Orinoko. � Tedy mieszka tutaj jedynie ma�y od�am Arawak�w? � Ma�y od�am, tak jest. Wiadomo�� ta w pierwszej chwili zaniepokoi�a mnie, bom sobie pomy�la�, �e je�li ich tu tak niewielu, to mo�e nie znajd� dostatecznej ilo�ci �mia�ych �eglarzy, kt�rzy przewioz� mnie na wyspy angielskie Morza Karaibskiego. Ale Manauri o�wiadczy�, �e nie mam si� co k�opota�: znajd� do�� �eglarzy, w tym ju� jego g�owa. Niespodziewan� okoliczno�� istnienia tu na p�nocy niewielkiej cz�ci Arawak�w, z dala od ich g��wnych siedlisk, w�dz wnet mi wyt�umaczy�. Jakie pi�� czy sze�� pokole� temu � a wi�c przed przesz�o stu laty � w�r�d poszczeg�lnych rod�w arawaskich na po�udniu powsta� ostry roz�am i wybuch�y bratob�jcze walki. O co wtedy chodzi�o, nie wiadomo. Wsie nad rzek� Esse�uibo, gromadniejsze ni� inne, wzi�y g�r� i srogo gn�bi�y swych przeciwnik�w. Ci, co �yli nad brzegami rzeki Pomerun, najbardziej cierpieli, wi�c kt�rego� roku wielu z nich za�adowa�o dobytek na �odzie i w poszukiwaniu nowej ojczyzny ruszy�o na p�noc wzd�u� morskiego skraju. Szukali d�ugo, bo dost�pu broni�a czasem niego�cinno�� wybrze�a, cz�ciej wrogo�� obcych szczep�w, ale w ko�cu znale�li, czego pragn�li, w pobli�u G�ry S�p�w. Tu si� osiedlili. Z jednej i z drugiej strony mieli za s�siad�w dwa wojownicze szczepy karaibskie, ale do�� odleg�e, wi�c po pierwszych nieudanych zwadach nie zak��ca�y im p�niej spokoju. Dopiero w ostatnich latach spad�y nowe troski: hiszpa�scy piraci i �owcy niewolnik�w dokonywali napad�w i od nich to grozi�o prawdziwe niebezpiecze�stwo. � A ty, Manauri � zagadn��em go � czy jeste� wodzem wszystkich Arawak�w tutaj na p�nocy? � Nie. Ka�da z tych pi�ciu wsi ma swego naczelnika, g�ow� rodu, i ja jestem jednym z nich. � To nie macie nad sob� naczelnego wodza? � Mamy. Nazywa si� Koneso. Ale on nie ma wiele do gadania, tylko w bardzo og�lnych sprawach. � Wi�c kto piastuje u was rzeczywist� w�adz�? 19 I Naczelnik rodu albo wsi, ale i jego w�adza jest ograniczo-aki w�dz musi s�ucha� tego, co uradz� wszyscy doro�li y�ni wsi na og�lnej naradzie. A je�li narada w moim przypadku uchwali, �e nie macie maga�, bom z innej, wrogiej wam rasy? iauri si� �achn��; Przecie�, Janie, jeste� naszym przyjacielem i wybawc�, i rada sk�ada si� z ludzi maj�cych rozum i serce. To by�a-�ba nie do darowania, za�mienie umys�u... Przypu��my, �e w latach, kiedy� ty by� w niewoli, tw�j za-i posmakowa� w�adzy i jak wroga przyjmie ciebie, a tym iej mnie. Czy to jest niemo�liwe? sia�o by� mo�liwe, bo Manauri nagle umilk�. W ciemno�ci idzia�em jego twarzy, alem odgad� jej spochmurnienie. Dr�-i jego zapewne jakie� wahania. Po chwili odezwa� si�: Poruszasz bardzo zawi�e mo�liwo�ci, Nie, ciebie nie spotka i krzywda ani niewdzi�czno��. A je�li � co wprost nieme � szczep chcia�by tobie odm�wi� go�cinno�ci i pomo-dna rzecz pozostaje pewna jak istnienie tego morza i ist-i tej g�ry: to my, to nasze przywi�zanie. My wszyscy, kt�-iy tu na tym statku, jeste�my tobie oddani na �mier� i �y-- przyjmij te s�owa tak, jak je m�wi�: na �mier� i �ycie! a�by przeciw woli reszty szczepu! powiedzia� to z tak g��bokim przekonaniem, �e tylko rdzi� mnie w zaufaniu, jakie mia�em do tych ludzi. Wszak-:zy�y nas najsilniejsze wi�zy, jakie ��cz� cz�owieka z cz�o-im, mianowicie braterstwo zdobyte we wsp�lnej, krwawej o samo �ycie. lak i Wagura, t�umacz�cy s�owa wodza, od siebie przy-yli zapewnieniom wierno�ci, �e mnie nigdy nie opuszcz� Inej biedzie, a Znaj�c m�odych przyjaci� na wskro�, moim wierzy�. Oni poszliby za mn� <l<> samego piek�a. Z ta-iruhami u boku mo�na by�o stawi� czo�o wszystkim niebez-��stwom nieznanego l�du, kt�ry teraz oto nieustannie co� s gada� i wo�a� tajemniczego. Poprzez mroki nocne dola-y stamt�d pomruki, chrz�sty, skrzeki � czasami tak zgry�-i niepokoj�ce, jak gdyby mia�y nas przerazi� i odstraszy�. Wkr�tce miesi�c wy�oni� si� spoza morza i rozja�ni� krajobraz doko�a statku. Zarysy G�ry S�p�w uwypukli�y si� na tle nieba. Wyra�nie wyst�pi�y plamy zaro�li na stoku g�rskim, kt�ry w po�wiacie dziwnie przybli�y� si� do nas. Widok ten wielce o�ywi� Indian i uzmys�owi� im blisko�� ojczystych wsi. Noc zapowiada�a si� widna. Wi�c Manauri, Arnak, Wagura i jeszcze kilku postanowili tej nocy wyl�dowa� na ��dkach, jakie mieli�my przymocowane do szkunera, odwiedzi� najbli�sz� wie� i zawiadomi� o naszym przybyciu, a przed �witem wr�ci� na statek. � Id� z wami! � o�wiadczy�em. Indianie chcieli zaraz wyruszy�, ale Manauri powstrzyma� wypraw� o godzin�, a�eby doczeka� si� ja�niejszego blasku miesi�ca. � Czy zabierzemy jak� bro� pr�cz no�y? � zapyta� mnie Arnak. � Muszkiet�w chyba nie potrzeba � odrzek�em. � Mo�e tylko pistolety. � Wi�c przygotuj� trzy pistolety: dla ciebie, dla mnie i Wa-gury... Poprzednia rozmowa moja z Manaurim wywar�a na wodzu wi�ksze wra�enie, ani�elim przypuszcza�. Wznieci�a w nim obawy, jakie niezawodnie tli�y si� dotychczas na dnie jego duszy. Jakie spotka go przyj�cie po tylu latach nieobecno�ci? Oto by�o zatrwa�aj�ce pytanie. W�dz nie ukrywa� swych w�tpliwo�ci przed Lasan� i kiedy�my czekali na wzbicie si� ksi�yca, on w cichej z m�od� kobiet� rozmowie zwierza� jej si� z ukrytych trosk. Widoczne by�o, jak wysoce ceni� jej zdanie i rozwag�. Obydwoje stali na pok�adzie tu� przy mnie, nieledwie ocieraj�c si� o m�j bok, wi�c lubo t�umili g�osy, mimo woli �apa�em moc ich s��w i co� nieco� je rozumia�em. Nagle us�ysza�em moje imi� wymawiane po arawasku. Wypowiedzia� je Manauri i potem co� Lasanie usilnie przek�ada�, niestety tak cichym szeptem, �e nie dociera� do mnie. Do-p i erom zrozumia� ostatnie jego s�owa, natarczywe i prosz�ce �arn: 21 � Zr�b to dla mnie, Lasano, zr�b koniecznie!... Cisza. Kobieta oblek�a si� w milczenie, jak gdyby wa�y�a / my�lach, czy mo�e �to" zrobi�. Po d�u�szej chwili wyrwa� si� z ust Manauriego zduszony syk niecierpliwienia. � Czemu milczysz? � napiera� w�dz. � Na jaki po�ytek si� amy�lasz, kiedy sprawa jest tak prosta i tak jasna, taka �atwa la ciebie? � Mylisz si�, Manauri! � odpowiedzia�a Lasana. � Zle razisz! Sprawa nie�atwa dla mnie. � Pomnij, kobieto, jak wiele od ciebie zale�y!... Nast�pi�y s�owa, kt�rych nie zrozumia�em, po czym Manauri ako�czy�: � Jego pomoc nam wszystkim potrzebna!... Koneso nigdy nie arzy� mnie �yczliwo�ci�, a Pirokaj by� zawsze pe�en zawi�ci wr�cz moim wrogiem. Obawiam si� ich nikczemno�ci. � Pirokaj, tw�j m�odszy brat? � M�j brat. On pewnie jest teraz g�ow� naszego rodu. Ko-eso to srogi ciemi�yciel, Pirokaj to z�o�liwa �mija... Bez po-locy Jana mo�e by� z nami krucho! Jan ich przyt�umi. On musi ozosta� z nami w szczepie! � To dlaczego otwarcie mu tego nie oznajmi�e�? � Nie chcia�em go wtajemnicza� w nasze sprawy. � Widz�, masz podw�jny j�zyk, Manauri! � Lasana wyrze-�a to spokojnie, ale niech�� drga�a w jej g�osie. � Podw�jny j�zyk? Jak�e mo�esz tak ple��, dziewczyno?! � W oczy jemu przyrzekasz, �e odwieziecie go na wyspy anielskie, a za jego plecami knujesz, �eby u nas pozosta�! � Pozosta�, tak, ale pozosta� dobrowolnie. Dobrowolnie, s�y-:ysz mnie, g�ucha niewiasto? I do togo... twoim obowi�zkiem liewoli� go, usidli�, rozkocha� W sobie Ty jedna to potrafisz! Widzia�em, jak si� u�miecha� do ciebie... � Stroili�my puste �arty. '� Ty� pon�tna, a to nie �art! Dobro naszej grupy wymaga, 3by� uczyni�a tak, jak tego od d�bie ��dam, i �eby on pozo-;a�... � Przeto co mam czyni�? � Op�ta� go, rozumiesz? Op�ta�! Rozleg� si� przyt�umiony �miech Lasany. �: �atwo ci tak, �mia�y wodzu, ��da� i rozkazywa� � szydzi�a niby rozbawiona � ale jak to wykona�? Op�ta�? Je�li przewidujesz niestworzone rzeczy, jakie rzekomo nas czekaj� tam we wsi, to daj mi dobr� rad� na op�tywanie takiego cz�owieka jak on. � Jeste� pon�tna, m�wi�! � Ale ja nie chc� by� przyn�t�! Ty� mu przychylny, wiem o tym... ale... ja nie wabik! � Czy nie chcia�aby� go mie� za m�a? Lasana �achn�a si�, umilk�a. W g�upim znalaz�em si� po�o�eniu s�ysz�c wszystko. Ani im w g�owie nie posta�o przypuszczenie, �e ich rozumiem. Trzpiot jaki� wewn�trzny podszeptywa� mi, by sp�ata� im figla, co si� zowie, i przem�wi� do nich po arawasku. Alem pohamowa� si� i utrzyma� j�zyk za z�bami. Tymczasem Lasana, ogarni�ta oburzeniem, zmywa�a Manau- riemu g�ow�: � Za kogo ty mnie masz? Po co mnie upokarzasz? Czy� zapomnia�, co dzia�o si� tak niedawno temu?... Przed kilku dniami zgin�� Mateo, ojciec mego dziecka, a ja ju� mam ogl�da� si� za innym m�em jak pod�a suka? � Dobro naszej grupy miej na oku! � warkn�� w�dz. � Nie dr�cz mnie tym twoim dobrem naszej grupy... Nie ��daj, bym si� o�miesza�a. Ja w jego oczach nie chc� straci� szacunku! Patrzcie, patrzcie! Dzika, rzek�by�, Indianka, bodaj czy osiemnastoletnia, a ju� takie mora�y umia�a wygarnia� i tyle mia�a poczuci-a w�asnej godno�ci! Dalib�g, ch�tka mnie bra�a okrutna u�ciska� dzielne kobieci�tko. � Powiedz! Czy jest on ci tak wstr�tnym? � waln�� Manauri znienacka. � Nie! � szczerze odrzek�a. � No, widzisz! � W�a�nie nie widz�!... 23 4. Wie� bez ludzi >rzy spokojnym morzu przeprawa na l�d nie nastr�cza�a dno�ci. By�o nas jedenastu, dwie ��dki wszystkich wygodnie aie�ci�y. Kiedy�my jeden za drugim wyskakiwali na przy-e�ny piasek, ka�dy niew�tpliwie odczuwa� niezwyk�� wag� chwili, jak gdyby wkracza� w nowy okres �ycia swego. Po iej�e to �mudnej tu�aczce los zap�dzi� mnie na to wybrze�e teryki Po�udniowej i co mi tu jeszcze gotowa�? Jiezw�ocznie udali�my si� w drog� krocz�c g�siego. Indianie �li bezszelestnie jak koty, ja jedyny st�pa�em ci�ko i g�o�- wobec licznych w tych stronach w��w jadowitych, szczeni� ruchliwych noc�, Manauri radzi� mi przed wypraw� da� na nogi buty. - Czemu ja jeden? � sprzeciwi�em si�. - Bo� si� tu nie rodzi�. Brak ci wrodzonej poj�tno�ci na w�e. - A wy j� macie, t� poj�tno��? - Mamy. �mij� bezwiednie wyczuwamy. /i�c, lubo odwyk�y od but�w, wdzia�em je pos�usznie i teraz czas pochodu grzmoci�em nimi o grunt, �e echo na �wier� i dudni�o. Wszelako nie razi�o nas to bynajmniej, byli�my 2eie� na swojej ziemi, w pobli�u przyjaci�. roga prowadzi�a stale u st�p G�ry S�p�w, najpierw wzd�u� ego wybrze�a, potem skr�ci�a w prawo, w zaro�la. Po prze- i�ciu g�stwiny dotarli�my do zatoki. W�a�ciwie nie by�a to ika, lecz laguna na p� mili rozleg�a, o do�� szerokim do mo- uj�ciu. [anauri wskaza� r�k� na przeciwleg�y brzeg laguny i rzek� cojnie: - Tam wie�. en na skraju wody majaczy�y jakie� kszta�ty niby chaty, ale [no by�o rozezna� obraz z lej odleg�o�ci pomimo �wiat�a ksi�->wego. - Czy we wsi s� psy? � zapyta�em. - A jak�e! � Czy wiele ps�w? � Wiele. � Jako� nie s�ycha� ich! Osobliwe milczenie stropi�o tak�e Manauriego i reszt� Indian. Czy�by wszystkie psy spa�y jak zabite? To niemo�liwe. Zawsze kt�ry� zaszczeka i odg�os powinien by rozbrzmiewa� ponad wod�. Podczas gdy zaniepokojeni Indianie wyra�ali r�ne domys�y, pu�cili�my si� w dalsz� drog� brzegiem jeziora. Teren by� taki sam jak dotychczas: piasek, miejscami pokryty g�szczem, gdzieniegdzie ska�ami. Tu i �wdzie ska�y wchodzi�y do wody tworz�c jakowe� dziwaczne groty nad jeziorem. Po kilku minutach przebyli�my po�ow� drogi do wsi i odr�niali�my ju� poszczeg�lne chaty rozproszone w dolinie rzeczki. Ale wci�� �adnego znaku �ycia. Cisza wyda�a mi si� do tego stopnia nienaturalna, �em zatrzyma� poch�d. � Ps�w wci�� ani �ladu! � rzek�em. � Nie ma ich. � Manauri nie ukrywa� swego zatroskania. � Chaty stoj�, wie� jest! � zauwa�y� Arnak. � Stoj� tam, gdzie by�y. Ale czego� im brak. � Ludzi nie ma! � o�wiadczy�em. � Tu nie wszystko w porz�dku! B�d�my ostro�niejsi. Chy�kiem trzeba si� skrada�. �a�owa�em teraz, �e tak ma�o zabrali�my ze sob� broni palnej i wcale nie mieli�my �uk�w, ale by�o za p�no, by temu zaradzi�. Przede wszystkim nale�a�o wy�wietli� tajemnic� milcz�cej wsi. Wagura zbli�y� si� do mnie i zapyta� szeptem zduszonym z przej�cia: � Czy s�dzisz, Janie, �e sta�o si� jakie nieszcz�cie? � Co� tam niewyra�nego musia�o zaj��, to pewna! Mieszka�c�w nie ma. � Mo�e przyszli Hiszpanie i zabrali wszystkich? � Przekonamy si� o tym, gdy dojdziemy do chat. W�e czy nie w�e, nale�a�o podkrada� si� odt�d jak najciszej, wi�c szybkom zezu� diabelne obuwie i odsapn�� z ulg�. Jak�e przyjemnie ziemia ch�odzi�a bose stopy! Wagura schowa� buty v dziupli drzewa, rosn�cego nad brzegiem jeziora, i tak pozby�am si� tarapat�w. 25 ��� W dalszym pochodzie korzystali�my z os�ony krzak�w i wnet lotarli�my do pierwszej chaty. �ciany jej by�y pokryte trzcin�, itrzecha li��mi palm kokosowych. Jeden rzut oka wystarczy�, ay si� przekona�, �e chata � od d�u�szego czasu nie zamieszkana � chyli�a si� do upadku; �ciany trzcinowe by�y powyrywane, przez wielk� dziur� w dachu �wieci� do wn�trza miesi�c. � Zajrzyj no, co tam w �rodku! � poleci� Manauri Arnakowi. Ukryci w cieniu g�szczu, czekali�my na powr�t ch�opaka. � Czy pami�tasz, kto tu mieszka�? � zapyta�em wodza. � Pami�tam. Nabukuli, m�j przyjaciel. � Gdy na was Hiszpanie napadli, on nie dosta� si� do niewoli? � Nie. W czasie napadu by� tu nieobecny, jak wielu innych, � To znaczy, �e po napadzie m�g� by� powr�ci� i �y� tu dalej? � M�g�. Arnak wr�ci� z chaty i zda� nam spraw�, �e nic podejrzanego tam nie zasta�; niekt�re przedmioty mniej wa�ne, jak na przyk�ad tykwy do wody, le�a�y jeszcze na ziemi, a chata czyni�a wra�enie opuszczonej z w�asnej woli mieszka�c�w. � Czy �lad�w gwa�tu nie dostrzeg�e�? � dopytywa� si� w�dz. � Nie. Cisza panowa�a doko�a; wszystko wskazywa�o na to, �e wie� by�a bezludna. Indian, zrazu os�upia�ych pustk�, jak� zastali�my we wsi, ogarnia�o wielkie przygn�bienie, kt�re, rzecz prosta, i mnie si� udziela�o. Z�owr�bna tajemnica przys�ania�a martwot� india�skiego sio�a. Gdy�my gromad� podchodzili do opuszczonej chaty, ostrzeg�em towarzyszy, by do niej bez potrzeby nie chodzili: nie by�o nijakiej pewno�ci, czy to nie jaka� zaraza wyp�dzi�a mieszka�c�w z ich siedlisk. Post�puj�c dalej, min�li�my zgliszcza innej chaty. Ale jeden z Indian przypomnia� sobie, �e widzia�, jak si� pali�a wtedy przed laty, gdy Hiszpanie napadli na wie� i jego uprowadzili. Wi�c po�ar strawi� chat� dawno temu, podczas gdy mieszka�cy opu�cili wie� znacznie p�niej � jak wynika�o z r�nych ��a- 26 d�w zauwa�onych przy nast�pnych sza�asac� przed rokiem lub dwoma laty. W tym nad wyraz smutnym otoczeniu brn�li�my ostro�nie do ko�ca wsi, wsz�dzie zastaj�c chaty puste i opuszczone dobrowolnie. Chaty i sza�asy nie sta�y g�st� kup�, lecz� rozproszone z dala jedna od drugiej � zajmowa�y przestrze� o�miu, mo�e dziesi�ciu staja�. Wreszcie drog� zagrodzi�a nam rzeka szeroka, lecz p�ytka, wpadaj�ca do laguny. Nad jej brzegiem siedli�my aa ziemi w cieniu drzewa obok siebie, by odby� cich� narad�. � Jedna rzecz pewna � oznajmi�em p�szeptem � nie by�o tu napadu ani rozlewu krwi. Szmerem wszyscy temu przy�wiadczyli. � Nigdzie nie ma �lad�w walki, cho�by z�amanej w��czni li strza�y, nic � potwierdzi� Manauri. � Ale dok�d mogli p�j��? � zastanawia� si� Arnak. � My�l�, �e nieco w g��b l�du, �eby dalej od wybrze�a � wyrazi�em swe zdanie. � Nad morzem widocznie wci�� grozili biali piraci. S�owa te jak gdybym wyj�� z ust i serc towarzyszy. Wszyscy uchwycili�my si� tej mo�liwo�ci, bo na niej mo�na by�o budowa� uzasadnione nadzieje, �e osiedle nie uleg�o �adnej katastrofie ani zab�jczej chorobie. � Zapewne odeszli od morza nie tak daleko � przypuszcza! Manauri � i jutro �atwo ich znajdziemy. � A inne wsie, te cztery pozosta�e, gdzie le��? � zapyta�ei � Nad t� sam� rzek�, tylko w g�rze jej biegu. � Daleko st�d? � Niedaleko. Najbli�sza wie� jest jakie dwa razy dziesi�� strza��w z �uku. � Dwadzie�cia strza��w z �uku � obliczy�em � to bodaj czy p� godziny drogi. Ale� to bardzo blisko! � Blisko. W�dz, widz�c moje o�ywienie, natychmiast domy�li� si� jago przyczyny. � Wiem, co masz na my�li! � rzek�. � Trzeba si� przekona�, | tk tam wygl�da. � Oczywi�cie! Mo�e tam w�a�nie s� wasi! Spojrzeli�my na miesi�c i na gwiazdy. Daleko by�o jeszcze do po�owy nocy. Przed �witem nale�a�o nam wr�ci� na szkuner, ale wskazane by�o, o ile mo�no�ci, upewni� si� przedtem co do stanu reszty arawaskich wsi. Wi�c Manauri wyznaczy� czterech Indian, obytych z okolic�, i pchn�� ich w g�r� rzeki, nakazuj�c im nie oszcz�dza� n�g. Mieli�my ich powrotu oczekiwa� tu, w pobli�u jeziora. Nad brzegiem rzeki ziemia by�a podmok�a, bagnista, pokryta pasem bujnej nader ro�linno�ci. Przenikliwy od�r sple�nia�ych li�ci i butwiej�cych korzeni g�sto wisia� w powietrzu, prawie otumania� zmys�y. Pas ro�linno�ci nadrzecznej by� w�ski, mo�e nie szerszy ni� trzydzie�ci czy czterdzie�ci krok�w, ale z g�szczu onego ile fantastycznych wylatywa�o odg�os�w, jakie zaczepne paszcze zagadkowych potwor�w wydziera�y si� tam w dziwnym rozjuszeniu! K�apa�o to, skrzecza�o, dobywa�o j�k�w, puka�o, nade wszystko za� dokucza�o do szpiku srogim syczeniem. Rzek�by�: spusty piek�a otwarte, sk�d wypad�y r�norakie bestie i teraz harcowa�y w tym skrawku puszczy. Noce w dalekiej puszczy wirginijskiej mia�y tak�e swoje g�osy; w suchych chaszczach bezludnej wyspy, kt�r� niedawno opu�cili�my, r�wnie� d�wi�cza�o nocn� por�, ale niczym to by�o wobec wrzawy, jakiej do�wiadczy�em teraz nad t� rzek�. Indianie, przywykli do podobnych ha�as�w, najmniejszej nie zwracali na nie uwagi. � Te syki rozdzieraj�ce uszy � odezwa�em si� � to pewnie �wierszcze? � Tak. �wierszcze i inne robactwo �� odpowiedzia� Manauri. Jaki� stw�r gro�nie zamiaucza�. � Czy to dziki kot? � wzdrygn��em si� mimo woli. � Nie. �abka w listowiu. Wtem rozleg] :-:ic; stuk, jak gdyby kowal mocno bi� m�otem o kos�, � A to co? Ptak? � Tak�e �aba, jeno w rzece. Nagle g�uchy skrzek i potem plusk wody. Manauri chwil� �owi� uchem, namy�la� si�. � Nie wiem, co to! � przyzna� si�. � Mo�e wielki szczur wodny... 28 � A drapie�nik�w wi�kszych nie ma tu? � Mo�e i s�. W�dz spokojnie rozejrza� si� doko�a, obj�� g�stwin� niewzruszonym wzrokiem i stwierdzi�: � Ale tu pewnie ich nie ma.,. Natomiast tego miejsca cech� znamienn�, pi�tnem szczeg�lnie przykrym by�a zmora komar�w, tysi�cy, milion�w komar�w. Chmary ich otacza�y cz�owieka i k�u�y jak nieboskie stworzenia. Indianie, wida� bardziej do tego przyzwyczajeni, m�nie znosili plag� i cierpliwie bili si� po sk�rze. Ja bliski by�em sza�u. W ko�cu oddali�em si� o dobre sto krok�w od nadrzecznych zaro�li i wlaz�em na piaszczysty pag�rek, a tu jakby r�k� odj��. Zadowolony, siad�em wygodnie na piasku i czeka�em. Chmurzyska j�y k��bi� si� i przewala� po niebie, zas�aniaj�c raz po raz miesi�c. Wtedy ciemno�ci spowija�y nas g�ste. Lubo dobry Manauri uspokaja� mnie, �e pewnie nie ma tu drapie�nik�w, przecie� siedzia� we mnie nazbyt do�wiadczony my�liwy, bym cho� na chwil� zapomnia� o tym, �e ta knieja wszelakiego krwio�erczego paskudztwa ojczyzn�. Zatem wola�em przezornie zbada� proch na panewce pistoletu, zali w porz�dku. I s�uszniem uczyni�. Kiedy podczas ksi�ycowego zamroczenia przenika�em jak zwykle badawczym wzrokiem ciemn� otch�a�, zwidzia� mi si� mi�dzy dwoma pobliskimi krzewami jaki� podejrzany ruch. Przywidzenie, z�uda zmys��w? Ale� nie, w�a�nie �e nie! Serce zabi�o mi gwa�townie, bom nie mia� ju� w�tpliwo�ci: tam wyra�nie sun�� cie�. Doby�em zza pasa pistoletu jak najostro�niej i skierowa�em go ku zwierz�ciu. Wszak�e zaraz powsta�a we mnie w�tpliwo��, czy wolno by�o hukiem wystrza�u alarmowa� okolic�, dop�ki po�o�enie nasze jeszcze nie wyja�nione? Zwierz, jak wnosi�em z jego ruch�w, nie domy�la� si� mej obecno�ci, uwag� ca�� zwr�ciwszy w kierunku rzeki, gdzie spoczywali moi towarzysze. By� do�� wysoki, jak mi si� wydawa�o, chocia� ciemno�ci nie pozwala�y oceni� celnie jego kszta�tu. Przypuszcza�em, �e to raczej jaka� wielka ma�pa ani�eli zwyk�y zwierz rzworono�ny. Strzeli� czy nie strzeli�? Wci�� si� waha�em. Odleg�o�� wyno- si�a dwadzie�cia kilka krok�w raptem. Na wszelki wypadek odwiod�em kurek pistoletu. Na nic; lekki trzask, jaki przy tym si� rozleg�, dotar� do czujnych uszu zwierza. Sp�oszony, szurn�� w zaro�la i ty�em go widzia�. Dosy� ju� mia�em samotno�ci. Schodz�c ku rzece do Indian, my�la�em o tym bogatym, poci�gaj�cym a gro�nym l�dzie, na kt�ry zwabi� mnie los. To nie by�a ju� moja bezludna, sielankowa wyspa, gdzie po zniszczeniu wielkiego w�a i zabiciu ja-guara-przyb��dy �y�em w�r�d nieszkodliwych zwierz�t, wystrzegaj�c si� jedynie nielicznych �mij. Tu � co innego! Tu knieja wrza�a nieprzebran� obfito�ci� dzikiego stworzenia, tu zwierz by� jaki� zuchwa�y i krzykliwy. Towarzyszom powiedzia�em o spostrze�onym na wzg�rku zwierz�ciu i o moim domniemaniu. � Ma�pa? � zadziwi� si� Manauri. � To niemo�liwe. � A c� by? � Jaki� inny zwierz. Mo�e tapir? � Czy tapir wysoki? � Dosy� wysoki i ci�ki. � On wydawa� si� zwinny, nie ci�ki. � Mo�e puma? Czy by� p�owy? � By� raczej ciemny. �� Kimkolwiek ten zwierz, tak wielkich ma�p tu nie ma! Trzymaj� si� na drzewach! Po ziemi rzadko kiedy chodz�... Wkr�tce powr�cili wys�a�cy, a niepomy�lne wie�ci, jakie przynie�li z g�ry rzeki, bardzo nas przybi�y; wszystkie cztery wioski arawaskie okaza�y sit; opuszczone tak samo jak wie� nad lagun�.' Ni �ywej tam duszy, a chaty i sza�asy przewa�nie zapad�e, zniszczone. � To ju� chyba nie warto statku wprowadza� do zatoki! � zauwa�y! kto� zwat,pia�y. � Jeno co? P�yn�� coraz dalej, a� dop�yniemy do rzeki Pomerun. Tam napotkamy naszych pobratymc�w, Arawak�w. � Tego nie radzi;! - sprzeciwi�em su;. � Przypomnijcie sobie wczorajszy statek, jak nas goni�. Gdy wyjdzie na jaw, �e�my wybili pogo� hiszpa�sk�, szkuner za� zabrali � a wyjdzie to 30 na jaw z pewno�ci� niebawem, mo�e ju� roznios�o si� � to b�d� nas szukali wsz�dzie na morzu i �atwo przydybi�. � Wi�c co radzisz? � Chyba kilka tygodni ukrywa� si� na lagunie, a gdy huczek nieco minie, dopiero wyle�� z ukrycia. Wtedy p�yn�� dalej do waszego Pomerunu. � Jan s�usznie m�wi! � popar� mnie Arnak. � Szwenda� si� teraz na pe�nym morzu, to napyta� sobie biedy. Lepiej schowa� si� tutaj. � Tak jest, tak te� i ja my�l�! � przysta� Manauri. � I my�l� jeszcze, �e trzeba obejrze� sobie chaty za dnia, bo mo�e znajdziemy jakie wyja�nienie, dlaczego nasi odeszli. Nie mieszkaj�c zabrali�my si� w drog� powrotn� ku statkowi. Wagura i dw�ch Indian, kt�rzy mieli pozosta� na l�dzie a� do czasu wprowadzenia statku w zatok�, odprowadzili nas przez wie� a� do drzewa, gdzie w dziupli schowali�my poprzednio moje buty. � Czy wdziejesz je? � zapyta� mnie Wagura. � Wdzieje! � odpowiedzia� za mnie Manauri, troskliwy, jako wida�, o me cenne �ycie. � Niech b�dzie! � zgrzytn��em ust�pliwie. Wagura pobieg� do drzewa. Po chwili us�yszeli�my jego st�umiony okrzyk zdumienia. Podeszli�my. � But�w nie ma! � oznajmi� nam ch�opak, ca�kiem zmieszany. Drzewo by�o to samo i dziupla by�a, ale buty znik�y. � Co u licha? � zawo�a� Manauri. � Czary? � Schowa�em buty dobrze! � zapewnia� Wagura. � Kto� je ukrad�! � Kto�, kto nas podpatrywa�! � rzek� Arnak �ciszonym g�osem i bacznie rozejrza� si� doko�a. Nagle jeden z Indian, ow�adni�ty przera�eniem, zacz�� szepta� jak ob��kany, �e wie, czyja to sprawka: to zrobi� straszny Kana-ima, kt�ry opanowa� wsie, i dlatego one puste, bo Kanaima wymordowa� wszystkich i nas got�w zabi�. � Stul g�b�! � przerwa� mu Manauri zduszonym od gniewu g�osem. � Nie bred� jak stara baba! � On nie bredzi! � inny Indianin stan�� w obronie �ajane- go. � Czy nie widzisz, wodzu, co si� sta�o w tych wsiach? Co� strasznego musia�o si� dzia�! Mieszka�c�w nie ma! Kto ich wyt�pi�? Kt