7728
Szczegóły |
Tytuł |
7728 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7728 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7728 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7728 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fredric Brown �� � � Turniej
���Carson otworzy� oczy i u�wiadomi� sobie, �e patrzy w rozci�gaj�c� si� nad nim migotliw�, b��kitn� mg��.
���By�o gor�co, a on le�a� na piasku i jaki� ukryty w tym piasku ostry kamie� wbija� mu si� bole�nie w plecy. Carson przekr�ci� si� na bok; potem d�wign�� si� z trudem i usiad�.
���"Zwariowa�em - pomy�la�. - Zwariowa�em... albo umar�em.., albo sam nie wiem co". Piasek by� b��kitny, jaskrawob��kitny. Na Ziemi ani na �adnej z planet nie by�o przecie� b��kitnego piasku.
���B��kitny piasek.
���B��kitny piasek pod b��kitn� kopu��, kt�ra nie by�a niebem ani pomieszczeniem, lecz zamkni�t� przestrzeni�. Wyczuwa�, �e ta przestrze� jest zamkni�ta i sko�czona, chocia� nie widzia� jej granic.
���Nabra� gar�� piasku i przepu�ci� go przez palce. Ziarnka posypa�y si� na j ego obna�on� nog�. O b n a � o n � ?
���Nag�. By� zupe�nie nagi, cia�o jego od niezno�nego gor�ca ocieka�o potem i powleka�a je cienka warstwa piasku w tych miejscach, gdzie piasku dotkn�o.
���Cia�o mia� bia�e.
���Pomy�la�: "A wi�c ten piasek jest rzeczywi�cie b��kitny. Gdyby si� tylko wydawa� b��kitny wskutek b��kitnego �wiat�a, ja bym te� by� b��kitny. Ale jestem bia�y, wobec tego piasek jest b��kitny. B � � k i t n y p i a s e k. Taki piasek nie istnieje. W og�le nie istnieje takie miejsce jak to, w kt�rym jestem".
���Pot zalewa� mu oczy.
���By�o gor�co, gor�cej ni� w piekle. Tyle �e piek�o - piek�o ludzi staro�ytnych - mia�o by� czerwone, nie b��kitne. Ale je�eli to nie jest piek�o, co to w�a�ciwie jest? W�r�d planet tylko na Merkurym jest tak gor�co, a to nie jest Merkury. Poza tym Merkurego dzieli sze�� miliard�w kilometr�w od...
���Przypomnia� sobie naraz, gdzie by� przedtem. W ma�ym, jednoosobowym statku rozpoznawczym nie opodal orbity Plutona, odbywaj�c rekonesans na w�skim pasie miliona kilometr�w po jednej stronie Armady Ziemskiej, stoj�cej tam w szyku bojowym, aby przeci�� drog� Obcym.
���Nag�y, natarczywy, szarpi�cy nerwy dzwonek alarmowy, kiedy nieprzyjacielski statek zwiadowczy - statek Obcych - znalaz� si� w zasi�gu wykrywaczy statku Carsona...
���Nikt nie wiedzia�, kto s� ci Obcy, jak wygl�daj�, z jakiej galaktyki przybyli. Wiadomo by�o tylko, �e sk�d� od strony Plejad.
���Pierwsze sporadyczne najazdy na ziemskie kolonie i plac�wki graniczne. Starcia mi�dzy patrolami ziemskimi i ma�ymi grupami statk�w kosmicznych Obcych; starcia czasem wygrane, czasem przegrane, nigdy jednak dotychczas nie zako�czone wzi�ciem do niewoli cho�by jednego statku intruz�w. Nigdy te� nie pozosta� przy �yciu �aden z mieszka�c�w podbitej kolonii, aby m�c opisa� Obcych, kt�rzy wysiedli ze statk�w, je�eli z nich w og�le wysiadali.
���Niebezpiecze�stwo z pocz�tku nie wydawa�o si� gro�ne, bo najazdy nie by�y zbyt liczne ani szkody zbyt wielkie. Statki obcych uzbrojone by�y nieco gorzej od najlepszych ziemskich jednostek bojowych, aczkolwiek g�rowa�y nad nimi szybko�ci� i zwrotno�ci�. Ta nieco wi�ksza szybko�� pozwala�a Obcym wybiera� mi�dzy ucieczk� a walk�, chyba �e dosta�y si� w okr��enie.
���Mimo to Ziemia przygotowa�a si� do wielkiej batalii, do ostatecznej rozgrywki, buduj�c najpot�niejsz� armad� wszystkich czas�w. Armada d�ugo czeka�a w pogotowiu. Ale teraz nadszed� czas rozprawy.
���Zwiadowcy, operuj�cy w odleg�o�ci dwudziestu miliard�w km od Ziemi, dali zna�, �e zbli�a si� pot�na flota Obcych. Zwiadowcy ci nigdy ju� nie powr�cili, ale ich komunikaty radiotroniczne dotar�y na Ziemi�. Teraz wi�c Armada Ziemska, w sile dziesi�ciu tysi�cy statk�w z p� milionem wojskowych kosmonaut�w, czeka�a tam, przy orbicie Plutona, aby przeci�� drog� Obcym i stoczy� z nimi walk� na �mier� i �ycie.
���Walka zreszt� mia�a by� wyr�wnana, s�dz�c z doniesie� nades�anych przez zwiadowc�w, kt�rzy nim zgin�li, zd��yli zameldowa� o rozmiarach i sile nadci�gaj�cej floty.
���Przy tak r�wnych si�ach nikt nie m�g� przewidzie� wyniku bitwy i sprawa panowania w Uk�adzie S�onecznym zawis�a na w�osku. Przypadek by� tu szans� ostatni� i jedyn�. Gdyby zwyci�yli Obcy, Ziemia wraz ze wszystkimi koloniami zdana by�aby ca�kowicie na ich �ask� i nie�ask�. Ach, tak. Bob Carson przypomnia� sobie...
���Nie wyja�nia�o to wprawdzie zagadki b��kitnego piasku i migotliwej b��kitnej mg�y. Ale przypomnia� sobie zn�w natarczywy d�wi�k dzwonka i sw�j skok do przyrz�d�w sterowniczych. Nerwowe ruchy swoich r�k, kiedy zapina� pasy. Kropk� na ekranie, kt�ra ros�a gwa�townie...
���Sucho�� w ustach. Potworna �wiadomo��, �e to ju� jest to. Dla niego przynajmniej, mimo �e g��wne si�y obydw�ch flot nie znalaz�y si� jeszcze we wzajemnym zasi�gu.
���Pierwszy smak walki. Za trzy sekundy czy jeszcze pr�dzej zwyci�y albo stanie si� gar�ci� �u�lu i popio�u. Zginie. Trzy sekundy - tyle trwa starcie kosmiczne. Do�� czasu, �eby wolno policzy� do trzech, a potem - zwyci�stwo albo �mier�. Jedno trafienie wystarcza, �eby zniszczy� lekko uzbrojony i s�abo opancerzony ma�y statek rozpoznawczy.
���Podczas gdy spieczone wargi wypowiedzia�y bezwiednie s�owo "Raz", gor�czkowo manipulowa� sterami, aby utrzyma� rosn�c� kropk� na skrzy�owaniu paj�czych nici ekranu. R�ce obraca�y stery, a r�wnocze�nie prawa stopa zawis�a nad peda�em wyrzutni pocisku. Jeden jedyny pocisk st�onego piek�a, kt�ry musi trafi� albo... Na drugi strza� nie b�dzie ju� czasu.
���"Dwa". Liczy�, nie zdaj�c sobie z tego sprawy. Kropka na ekranie nie by�a ju� kropk�. Odleg�a tylko o kilka tysi�cy kilometr�w, sprawia�a teraz w powi�kszeniu takie wra�enie, jak gdyby znajdowa�a si� w odleg�o�ci zaledwie kilkuset metr�w. By� to zgrabny, szybki statek rozpoznawczy, mniej wi�cej tej wielko�ci co statek Carsona.
���Obcy, tak, ponad wszelk� w�tpliwo��. "Trz...
���Stopa dotkn�a peda�u wyrzutni...
���Naraz Obcy skr�ci� raptownie i znikn�� z krzy�uj�cych si� linii. Carson z rozpaczliwym po�piechem naciska� klawisze przyrz�d�w, �eby pogna� za nim.
���Przez dziesi�t� cz�� sekundy Obcego nie by�o wcale na ekranie, potem, kiedy dzi�b statku Carsona obr�ci� si� za nim, Carson ujrza� go zn�w. Obcy lotem nurkuj�cym zmierza� wprost ku l�dowi.
���L�d? By�o to chyba z�udzenie optyczne. Musia�a by� z�udzeniem ta planeta - czy cokolwiek innego - kt�ra wype�ni�a teraz ca�y ekran. Nie mog�o tu by� �adnego l�du. Najbli�sz� planet� by� Neptun, odleg�y o cztery miliardy kilometr�w, a Pluton kry� si� po drugiej stronie dalekiego s�o�ca wielko�ci �ebka od szpilki.
���Carson mia� przecie� przyrz�dy! Nie wskazywa�y �adnego obiektu rozmiar�w planety, nawet rozmiar�w asteroidu. Ogarn�� go nag�y l�k, przerazi� si� zderzenia, zapominaj�c nawet o Obcym. Wystrzeli przednie rakiety hamuj�ce, a gdy nag�a zmiana szybko�ci cisn�a go do przodu napinaj�c pasy, wystrzeli� prawe rakiety, �eby wykona� awaryjny zwrot. Przycisn�� klawisze i nie odejmowa� od nich r�k, wiedz�c, �e musi u�y� wszystkich �rodk�w bezpiecze�stwa, aby unikn�� kraksy i �e przy tak nag�ym zwrocie straci na chwil� przytomno��.
���Poczu�, �e j� traci.
���To by�o wszystko. Teraz siedzia� na rozpalonym b��kitnym piasku, kompletnie nagi, cho� poza tym ca�y i zdr�w. Nigdzie nie by�o �ladu po statku kosmicznym, a zreszt� nie by�o te� �ladu Kosmosu. Nie mia� poj�cia, co to za sklepienie ma nad g�ow�, ale pewien by�, �e to nie jest niebo. D�wign�� si� na nogi.
���Przyci�ganie wydawa�o si� nieco wi�ksze od normalnego. Niewiele wi�ksze.
���Jak okiem si�gn��, g�adka p�aszczyzna pokryta piaskiem. Tu i �wdzie k�py mizernych krzak�w. Krzaki te� niebieskie, ale w r�nych odcieniach, niekt�re ja�niejsze od b��kitu piasku, inne zn�w ciemniejsze.
���Spod najbli�szego krzaka wybieg�o ma�e stworzonko. By�o podobne do jaszczurki, ale mia�o wi�cej ni� cztery �apki. Stworzonko te� by�o b��kitne. Jaskrawob��kitne. Zobaczy�o Carsona i szybko uciek�o z powrotem pod krzak.
���Carson spojrza� zn�w w g�r�, usi�uj�c dociec, co w�a�ciwie ma nad g�ow�. Czy to dach? Nie, ale w ka�dym razie kopu�a. Migota�a ustawicznie, co utrudnia�o patrzenie. Niew�tpliwie jednak mia�a kszta�t p�kolisty i si�ga�a a� do p�aszczyzny, do b��kitnego piasku, otaczaj�c Carsona ze wszystkich stron.
���Znajdowa� si� nie opodal �rodka kopu�y. Dzieli�o go jakie� sto metr�w od najbli�szej �ciany, je�eli to by�a �ciana. Mia� wra�enie, �e wydr��on� b��kitn� p�kul� c z e g o �, maj�c� oko�o dwustu pi��dziesi�ciu metr�w w obwodzie, przykryto g�adk� p�aszczyzn� piasku.
���Wszystko by�o niebieskie, pr�cz jednej plamy. W znacznej odleg�o�ci, pod wkl�s�� b��kitn� �cian� Carson dostrzeg� co� czerwonego, jak gdyby kul�, maj�c� oko�o metra �rednicy. Znajdowa�a si� zbyt daleko, �eby mo�na by�o w tej migotliwej niebiesko�ci dok�adnie jej si� przyjrze�. Ale sam nie wiedz�c czemu poczu�, �e przeszy� go dreszcz.
���Wierzchem d�oni otar� pot z czo�a, a raczej bezskutecznie pr�bowa� go otrze�.
���Czy to upiorny sen? Ten upa�, ten piasek, to nieokre�lone uczucie odrazy, kt�rego doznawa�, ilekro� spojrza� na czerwon� kul�.
���Sen? Nie, cz�owiek nie zasypia i nie ma widziade� sennych podczas walki w Kosmosie.
����mier�? Niepodobna. Gdyby istnia�a nie�miertelno��, nie by�aby czym� tak bezsensownym, z�o�onym , z b��kitnego skwaru, b��kitnego piasku i czerwonej ohydy.
���Naraz us�ysza� g�os.
���Us�ysza� go w g�owie, nie w uszach. Dobiega� znik�d i zewsz�d.
���- W�druj�c przez czasy, przestrzenie i wymiary - rozbrzmiewa� g�os w m�zgu Carsona - ujrza�em w tym czasie i tej przestrzeni dwa ludy, maj�ce stoczy� wojn�, w kt�rej jeden , z nich musi zgin��, a drugi tak os�abnie, �e cofnie si� w rozwoju i nie spe�ni nigdy swego przeznaczenia, lecz ostatecznie w proch si� obr�ci, z kt�rego powsta�. M�wi� tedy, �e tak si� sta� nie mo�e.
���- Kto... kim jeste�? - Carson nie powiedzia� tego na g�os, pytanie zarysowa�o si� tylko w jego my�lach.
���- Nie zrozumiesz tego. Jestem... - Nast�pi�a pauza, jak gdyby g�os szuka� - w m�zgu Carsona - s�owa, kt�rego tam nie by�o, s�owa, kt�rego Carson nie zna�. - Jestem zako�czeniem ewolucji gatunku tak starego, �e czasu nie mo�na okre�li� wyrazami, kt�rych znaczenie zdo�a�by� poj��... Gatunku stopionego w jedno jestestwo, wieczne... Takim jestestwem m�g�by si� sta� tw�j prymitywny gatunek... - zn�w szukanie s�owa - ...po d�ugim czasie. M�g�by si� nim sta� r�wnie� gatunek, kt�ry w my�lach nazywasz Obcymi. Postanawiam wi�c wtr�ci� si� do tej bitwy, bitwy mi�dzy flotami o si�ach tak r�wnych, �e wynikiem jej by�aby zag�ada obu gatunk�w. Jeden musi ocale�. Jeden musi rozwija� si� i ewoluowa�.
���- Jeden? - pomy�la� Carson. - M�j czy?...
���- Jest w mojej mocy zapobiec wojnie, odes�a� przybysz�w do ich galaktyki. Ale wr�ciliby z czasem albo twoi wsp�bracia pr�dzej czy p�niej pod��yliby tam za nimi. Tylko pozostaj�c tutaj, w tym czasie i tej przestrzeni, aby ustawicznie interweniowa�, m�g�bym powstrzyma� te dwa gatunki od wzajemnego unicestwienia, a pozosta� nie mog�.
���Rozstrzygn� wi�c teraz. Zniszcz� jedn� flot� doszcz�tnie, druga za� nie poniesie �adnych strat. Jedna cywilizacja b�dzie w ten spos�b ocalona.
���Z�y sen. To musi by� z�y sen, pomy�la� Carson. Ale wiedzia�, �e tak nie jest.
���Wszystko by�o zbyt ob��dne, zbyt niewiarygodne, aby mog�o nie by� rzeczywisto�ci�.
���Nie �mia� zada� pytania: kt�ra? Ale wyr�czy�y go w tym jego my�li.
���- Ocaleje silniejszy - rzek� g�os. - Tego nie mog� � nie chc� zmieni�. Ingeruj� tylko po to, aby zwyci�stwo by�o ca�kowite, aby nie by�o - zn�w szukanie s�owa - pyrrusowym zwyci�stwem �miertelnie os�abionego gatunku.
���Z kra�c�w niedosz�ej bitwy wybra�em na chybi� trafi� dw�ch osobnik�w, ciebie i jednego z Obcych. Widz� z twej pami�ci, �e w nacjonalistycznym zaraniu waszych dziej�w znane by�y wypadki, kiedy o wyniku zatargu mi�dzy dwoma narodami rozstrzyga� turniej ich reprezentant�w, rycerzy.
���Ty i tw�j przeciwnik staniecie tu do walki nadzy i nieuzbrojeni, w warunkach r�wnie dla was obu nieznanych i r�wnie dla obu przykrych. Nie ma ograniczenia czasu, bo czas tu nie istnieje. Ten, co pozostanie przy �yciu, b�dzie or�downikiem swego gatunku. Jego gatunek ocaleje.
���- Ale... - Protest Carsona by� w�a�ciwie nieartyku�owanym d�wi�kiem, lecz g�os natychmiast odpowiedzia�:
���- Wszystko jest przewidziane. Warunki s� takie, �e sama tylko przypadkowa przewaga si�y fizycznej nie b�dzie mog�a rozstrzygn�� o wyniku zmaga�. Jest tu bariera. Zrozumiesz to. Bystro�� i odwaga b�dzie wa�niejsza od si�y. Zw�aszcza odwaga, kt�ra jest wola �ycia.
���- Ale kiedy my tu b�dziemy walczy�, nasze floty...
���- Nie. Znajdujesz si� w innym wymiarze, w innym czasie. Tam, we wszech�wiecie, kt�ry znasz, czas stoi, dop�ki tu jeste�. Widz�, �e zastanawiasz si�, czy to miejsce istnieje naprawd�. 1 tak, � nie. Podobnie jak ja - w twoim ograniczonym rozumieniu - istniej�, a zarazem nie istniej�. Moje istnienie nale�y do sfery psychicznej, nie fizycznej. Widzia�e� mnie jako planet�, r�wnie dobrze m�g�by� mnie ujrze� jako py�ek albo s�o�ce.
���Dla ciebie jednak to miejsce jest teraz rzeczywiste. Cierpienia, kt�rych tu doznasz, b�d� prawdziwe. A je�eli tu zginiesz, zginiesz naprawd�. Je�eli umrzesz, twoja pora�ka b�dzie oznacza�a �mier� ca�ego twego gatunku. Tyle wiesz i to ci musi wystarczy�.
���G�os umilk�.
���Carson zn�w by� sam, ale i nie sam. Gdy bowiem podni�s� oczy, spostrzeg�, �e odra�aj�cy kulisty potw�r, o kt�rym wiedzia� ju�, �e to Obcy, toczy si� w jego kierunku. Toczy si�.
���Zdawa�o si�, �e nie ma n�g ani r�k, a w ka�dym razie nic takiego nie by�o wida�. Toczy� si� po b��kitnym piasku z p�ynn� szybko�ci� kropli rt�ci. A przed nim, w spos�b dla Carsona niepoj�ty, sz�a parali�uj�ca fala straszliwej nienawi�ci, od kt�rej mdli�o, od kt�rej zbiera�o si� na wymioty.
���Carson rozejrza� si� gor�czkowo. Kamie�, le��cy w piasku o metr od niego, by� czym� najbardziej zbli�onym do jakiej� broni. Nie by� du�y, ale mia� ostre kanty jak od�amek krzemienia. Wygl�da� jak b��kitny krzemie�. Carson podni�s� go i skuli� si� w oczekiwaniu ataku. Przeciwnik zbli�a� si� szybko, Carson nie zdo�a�by przed nim uciec.
���Nie mia� czasu, �eby si� zastanowi�, jak ma odeprze� atak, a zreszt�, czy m�g� obmy�le� spos�b walki ze stworzeniem, kt�rego si�y, cech charakterystycznych i metod walki nie zna�? Przeciwnik, tocz�c si� teraz szybko, bardziej jeszcze ni� przedtem przypomina� idealnie okr�g�� kul�.
���Kulisty by� ju� tylko o dziesi�� metr�w. O pi��. Naraz zatrzyma� si�.
���A raczej co� go zatrzyma�o. Jego bok, znajduj�cy si� naprzeciw Carsona, rozp�aszczy� si� nagle, jak gdyby trafi� na niewidzialn� �cian�. Kulisty odbi� si�, dos�ownie odbi� si� od niewidzialnej przeszkody i odskoczy� w ty�.
���Potem zn�w potoczy� si� naprz�d, ale ju� wolniej, ostro�niej. Zatrzyma� si� zn�w w tym samym miejscu. Spr�bowa� tym razem o kilka metr�w dalej.
���Musia�a tam istnie� swego rodzaju przegroda. Carson co� sobie nagle przypomnia�, Jak to powiedzia� g�os? Sama tylko przypadkowa przewaga si�y fizycznej nie b�dzie mog�a rozstrzygn�� o wyniku zmaga�. Jest tu bariera.
���Pole elektromagnetyczne. Oczywi�cie nie Pole Netza, znane nauce ziemskiej, tamto bowiem iskrzy si� i wydaje trzaski. To pole by�o niewidzialne, ciche.
���By�a to �ciana, biegn�ca przez �rodek wydr��onej p�kuli. Carson m�g� tego nawet nie sprawdza�. Kulisty czyni� to za niego - toczy� si� wzd�u� bariery, szukaj�c jakiego� otworu, kt�rego wci�� nie znajdowa�.
���Carson post�pi� kilka krok�w do przodu, wyci�gaj�c przed sob� lew� r�k�, a� wreszcie dotkn�� bariery. By�a g�adka w dotyku, elastyczna, przypomina�a raczej gum� ni� szk�o. Rozgrzana, ale nie bardziej ni� piasek pod j ego stopami. Przy tym zupe�nie przezroczysta, nawet z bliska.
���Rzuci� kamie�, przy�o�y� do bariery obie r�ce i spr�bowa� j� popchn��. Zdawa�o si�, �e ust�pi�a odrobin�. Ale tylko odrobin�, nawet gdy napiera� ca�ym swoim ci�arem. Sprawia�a wra�enie stali obci�gni�tej gum� - najpierw mi�kka spr�ysto��, potem niewzruszona twardo��.
���Wspi�� si� na palce i si�gn�� jak m�g� najwy�ej - przegroda wci�� by�a.
���Zobaczy�, �e Kulisty dotar� do �ciany i wraca. Carsona zn�w chwyci�y md�o�ci, cofn�� si�, kiedy tamten go mija�. Kulisty nie zatrzyma� si�.
���Ale czy bariera nie ko�czy si� gdzie� na dole? Carson ukl�k� i zacz�� rozkopywa� piasek. Piasek by� mi�kki, lekki, kopanie sz�o �atwo. Na g��boko�ci p� metra bariera wci�� jeszcze istnia�a.
���Kulisty zn�w zawr�ci�. Widocznie z tamtej strony te� nie m�g� znale�� �adnego przej�cia.
���Musi by� jaki� spos�b, pomy�la� Carson. Jaki� spos�b na to, �eby�my mogli si� do siebie zbli�y�. W przeciwnym razie ten pojedynek nie mia�by sensu.
���Kulisty wr�ci� na dawne miejsce i zatrzyma� si� po drugiej stronie bariery, w odleg�o�ci zaledwie dw�ch metr�w. Carson mia� wra�enie, �e przeciwnik go obserwuje, chocia� ani rusz nie m�g� si� u niego dopatrze� jakichkolwiek organ�w zmys��w. Nic, co by wygl�da�o jak oczy, uszy czy przynajmniej usta. Dojrza� wprawdzie teraz szereg rowk�w mo�e dziesi�� czy pi�tna�cie - zobaczy� te�, �e z dw�ch rowk�w wysun�y si� nagle dwie macki i zanurzy�y si� w piasku, jak gdyby badaj�c jego konsystencj�. Macki mia�y oko�o trzech centymetr�w �rednicy i oko�o p� metra d�ugo�ci.
���Macki wysuwa�y si� i cofa�y do rowk�w. Pozostawa�y ukryte w rowkach, kiedy Kulisty si� toczy�, i wygl�da�o na to, �e nie maj� nic wsp�lnego z jego sposobem poruszania si�. O ile mo�na si� by�o zorientowa�, Kulisty porusza� si� przesuwaj�c jako� sw�j �rodek ci�ko�ci, ale jak si� to dzia�o, tego Carson nie potrafi� sobie nawet wyobrazi�.
���Wzdrygn�� si� patrz�c na ten stw�r. By� obcy, wstr�tny, niewymownie ohydny, przera�aj�co r�ny od jakichkolwiek form �ycia na Ziemi czy na innych planetach Uk�adu S�onecznego. Carson wyczuwa� instynktownie, �e psychika potwora musi by� r�wnie odra�aj�ca jak jego cia�o.
���Ale musia� spr�bowa�. Je�eli Kulisty nie mia� �adnych zdolno�ci telepatycznych, pr�ba by�a z g�ry skazana na niepowodzenie, Carson s�dzi� jednak, �e Kulisty ma takie zdolno�ci. Odczu� przecie� kilka minut temu, kiedy Kulisty usi�owa� go zaatakowa�, emanacj� czego� nie daj�cego si� zakwalifikowa� do zjawisk fizycznych - zwart�, niemal dotykaln� fal� nienawi�ci.
���Je�eli Kulisty potrafi� wys�a� tak� fal�, mo�e potrafi te� czyta� w my�lach Carsona, przynajmniej na tyle, �eby zrozumie�, o co Carsonowi chodzi.
���Wolno, znacz�co Carson podni�s� kamie�, kt�ry by� jego jedyn� broni�, a potem odrzuci� go od siebie gestem poniechania walki i podni�s� w g�r� rozwarte d�onie.
���Zacz�� m�wi� na g�os, wiedz�c, �e chocia� dla stoj�cego przed nim przeciwnika s�owa nic nie b�d� znaczy�y, wypowiadanie ich pomo�e jemu samemu dok�adniej skupi� my�li na tym, co chce Kulistemu przekaza�.
���- Czy nie mo�emy zawrze� pokoju? - powiedzia�, a g�os jego zabrzmia� dziwnie w�r�d ca�kowitej ciszy. - Jestestwo, kt�re nas tu sprowadzi�o, powiedzia�o nam, co musi nast�pi�, je�eli nasze gatunki podejm� ze sob� walk� zag�ada jednego i os�abienie, i retrogresja drugiego. Wynik bitwy pomi�dzy nimi; powiedzia�o Jestestwo, zale�y od tego, na co my si� tu zdob�dziemy. Czemu nie mieliby�my zawrze� wieczystego pokoju? Wy wr�cicie do waszej galaktyki, my do naszej.
���Carson postara� si� st�umi� w�asne my�li, �eby odebra� odpowied�.
���Odpowied� nadesz�a i uderzy�a go jak obuchem. Zachwia� si� na nogach i odst�pi� kilka krok�w, wstrz��ni�ty nat�eniem nienawi�ci i ��dzy mordu, kt�r� przepojone by�y przekazywane mu czerwone obrazy. Nie dociera�y do niego w postaci artyku�owanych s��w - jak przedtem my�li Jestestwa - lecz jako nap�ywaj�ce jedna po drugiej fale gwa�townej pasji.
���Przez chwil�, kt�ra wydawa�a si� wieczno�ci�, musia� zmaga� si� z fizycznym dzia�aniem tej nienawi�ci, najwy�szym wysi�kiem woli wyrzuci� z m�zgu okropne obce my�li, kt�rym udzieli� dost�pu t�umi�c my�li w�asne. Zn�w chwyci�y go md�o�ci.
���Odzyskiwa� stopniowo przytomno��, wolno, jak cz�owiek budz�cy si� ze z�ego snu. Oddycha� z trudem i czu� os�abienie, ale m�g� ju� my�le� jasno.
���Sta� obserwuj�c Kulistego. Tamten trwa� bez ruchu podczas pojedynku psychicznego, kt�rego wygrania by� tak bliski. Teraz potoczy� si� o kilka metr�w w bok, do najbli�szego z b��kitnych krzak�w. Trzy macki wysun�y si� b�yskawicznie z rowk�w i zacz�y obmacywa� krzak.
���- Trudno, jak wojna, to wojna - powiedzia� Carson. Zdoby� si� na zgry�liwy u�miech. - Je�yli dobrze zrozumia�em, pok�j ci� nie n�ci. - A �e by� mimo wszystko cz�owiekiem bardzo m�odym i nie m�g� oprze� ai� pokusie udramatyzowania sytuacji, doda� jeszcze: - No to na �mier� i �ycie!
���Ale jego g�os w otaczaj�cej kompletnej ciszy zabrzmia� �miesznie, sam to od razu zrozumia�. U�wiadomi� sobie nagle, �e to rzeczywi�cie walka na �mier� i �ycie. Nie b�dzie to tylko jego w�asna �mier� albo �mier� tego czerwonego stworzenia, kt�re w my�lach nazywa� Kulistym, lecz �mier� ca�ego gatunku, reprezentowanego przez jednego z nich. Zag�ada rodzaju ludzkiego, je�eli on, Carson, nie zdo�a odnie�� zwyci�stwa.
���My�l ta nape�ni�a go wielk� pokor� i wielkim przera�eniem. Nie, co� wi�cej ni� my�l - prze�wiadczenie. W jaki� niewyt�umaczony spos�b, z uczuciem silniejszym nawet od wiary, mia� ju� teraz pewno��, �e Jestestwo, kt�re zaaran�owa�o ten pojedynek, powiedzia�o prawd� o swoich zamiarach i swojej mocy. To nie by� �art.
���Przysz�o�� ludzko�ci zale�y od niego. By�a to potworna �wiadomo��, Carson postara� .si� czym pr�dzej odp�dzi� j� ad siebie, by skupi� wszystkie my�li na tym, co ma przedsi�wzi��.
���Musi by� jaki� spos�b na to, �eby przedosta� si� przez barier� albo zada� przez barier� �miertelny cios.
���Si�ami psychicznymi? Spodziewa� si�, �e nie tylko w tym rzecz, Kulisty bowiem ma bez w�tpienia wi�ksze zdolno�ci telepatyczne od prymitywnych, nierozwini�tych zdolno�ci telepatycznych ludzi. A mo�e te zdolno�ci stanowi� zarazem jego s�abo��?
���On, Carson, zdo�a� wyrzuci� z m�zgu my�li Kulistego, ale czy Kulisty zdo�a upora� si� z jego my�lami? Je�eli Kulisty ma wi�ksz� zdolno�� przekazu, mo�e zarazem jego mechanizm odbiorczy jest bardziej wra�liwy i mniej odporny?
���Carson wbi� spojrzenie w Kulistego i postara� si� ze�rodkowa� na nim wszystkie swoje w�adze umys�owe.
���- Umrzyj - my�la�. - Zaraz umrzesz. Umierasz. Jeste� w agonii...
���Pr�bowa� r�nych wariant�w, si�gn�� nawet do wyobra�e� plastycznych. Pot wyst�pi� mu na czole, czu�, �e dygocze ca�y z wysi�ku. Ale Kulisty nadal bada� krzak ze spokojem tak niezm�conym, jak gdyby Carson recytowa� tabliczk� mno�enia.
���A wi�c ten spos�b jest na nic.
���Wysi�ek psychiczny w po��czeniu z upa�em sprawi�, �e Carsonowi zakr�ci�o si� w g�owie. Usiad� na b��kitnym piasku, �eby odpocz��, i po�wi�ci� ca�� uwag� obserwowaniu Kulistego. By� mo�e obserwuj�c go pilnie, zdo�a oceni� jego si�� i odkry� jego s�abo�ci, s�owem dowiedzie� si� r�nych cennych rzeczy, kt�re przydadz� si�, kiedy wreszcie dojdzie mi�dzy nimi do starcia.
���Kulisty od�amywa� ga��zki. Carson wyt�a� wzrok, staraj�c si� oceni�, ile wysi�ku Kulisty w to wk�ada. Potem, my�la�, znajdzie po swojej stronie podobny krzak, u�amie kilka ga��zek podobnej grubo�ci i b�dzie m�g� por�wna� si�� fizyczn� swoich r�k i ramion z si�� macek tamtego.
���Ga��zki nie poddawa�y si� �atwo, Kulisty musia� si� przy ka�dej dobrze natrudzi�. Ka�da macka, zauwa�y� Carson, rozdwaja�a si� na ko�cu w dwa palce, ka�dy palec zako�czony by� paznokciem czy te� szponem. Szpony nie wydawa�y si� szczeg�lnie d�ugie ani gro�ne. Nie bardziej niebezpieczne ni� paznokcie Carsona, gdyby pozwoli� im troch� odrosn��.
���Og�lnie rzecz bior�c Kulisty pod wzgl�dem fizycznym nie wygl�da� na zbyt gro�nego przeciwnika. Chyba �e ten krzak ma wyj�tkowo twarde p�dy. Carson rozejrza� si�. Aha, owszem, tu� obok, w zasi�gu jego r�ki by� inny krzak dok�adnie tego samego typu.
���Wyci�gn�� r�k� i u�ama� ga��zk�. By�a krucha, �amliwa. Zapewne, Kulisty m�g� rozmy�lnie udawa�, �e si� wysila, ale Carson nie s�dzi�, aby tak by�o.
���Z drugiej strony jednak, gdzie si� kryj� s�abe punkty Kulistego? W jaki spos�b Carson ma go zabi�, je�eli si� nadarzy sposobno��? Zacz�� zn�w obserwowa� Kulistego. Zewn�trzna pow�oka czy te� sk�ra sprawia�a wra�enie grubej i twardej. Nale�a�oby u�y� jakiego� ostrego narz�dzia. Carson zn�w podni�s� od�amek ska�y. Od�amek mia� oko�o trzydziestu centymetr�w d�ugo�ci, by� d�ugi, w�ski, z do�� ostrym jednym ko�cem. Je�eli si� daje �upa� jak krzemie�, mo�na b�dzie z niego zrobi� n�.
���Kulisty nadal penetrowa� zaro�la. Ma�a b��kitna jaszczurka, wielonoga jak ta, kt�r� Carson widzia� po swojej stronie bariery, wybieg�a spod krzaka.
���Jedna z macek Kulistego �mign�a do przodu, chwyci�a jaszczurk� i podnios�a j� do g�ry. Inna macka wysun�a si� b�yskawicznie i zacz�a obrywa� jaszczurce �apki r�wnie systematycznie i oboj�tnie, jak przed chwil� zrywa�a ga��zki krzewu. Stworzonko szamota�o si� rozpaczliwie i wydawa�o przenikliwe piski - pierwsze d�wi�ki, kt�re Carson us�ysza� tutaj poza w�asnym g�osem.
���Carson wzdrygn�� si� i chcia� odwr�ci� oczy, ale zmusi� si� do patrzenia: wszystko, czego dowie si� o przeciwniku, mo�e by� cenne. Nawet ta informacja o jego zb�dnym okrucie�stwie. Zw�aszcza - pomy�la� w nag�ym przyp�ywie w�ciek�o�ci - zw�aszcza ta informacja o jego zb�dnym okrucie�stwie. Rozkosz� b�dzie zabi� tego potwora, kiedy si� nadarzy okazja - i je�eli si� taka okazja nadarzy.
���Z tego cho�by powodu, pokonuj�c odruch wsp�czucia, patrza�, jak Kulisty zn�ca si� nad jaszczurk�.
���Poczu� jednak ulg�, gdy jaszczurka straciwszy po�ow� �apek przesta�a szamota� si�, piszcze� i zwis�a nie�ywa w mackach Kulistego.
���Kulisty nie odrywa� ju� reszty �apek. Pogardliwie odrzuci� od siebie martw� jaszczurk� w kierunku przeciwnika. Nie�ywe cia�ko zakre�li�o �uk w powietrzu i upad�o u st�p Carsona.
���Przesz�o przez barier�! A wi�c bariery ju� nie ma! Carson, �ciskaj�c kamie�, w mgnieniu oka zerwa� si� na nogi i skoczy� naprz�d. Natychmiast zrobi koniec z potworem! Skoro bariery nie ma...
���Ale bariera by�a. Przekona� si� o tym ponad wszelk� w�tpliwo��, gdy wyr�n�� w ni� g�ow� tak mocno, �e pociemnia�o mu w oczach. Odbi� si� od bariery i upad�.
���Kiedy usiad�, potrz�saj�c g�ow�, �eby oprzytomnie�, dostrzeg�, �e jaki� pocisk leci w jego kierunku. Pad� na piasek i przekr�ci� si� na bok. Zd��y� usun�� cia�o z drogi pocisku, ale poczu� ostry, przeszywaj�cy b�l w lewej �ydce.
���Nie zwa�aj�c na b�l potoczy� si� do ty�u i d�wign�� si� z wysi�kiem. Kulisty podni�s� w�a�nie nast�pny kamie� i ko�ysz�c go w dw�ch mackach szykowa� si� do nowego rzutu.
���Kamie� wzlecia� w powietrze, ale Carson bez trudu unikn�� pocisku, usuwaj�c si� na bok. Kulisty najwidoczniej potrafi� rzuca� celnie, ale ani daleko, ani zbyt silnie. Pierwszy kamie� zrani� Carsona tylko dlatego, �e ten siedzia� i za p�no go dostrzeg�.
���Teraz, uchylaj�c si� przed s�abym drugim rzutem, Carson jednocze�nie mocnym zamachem prawego ramienia cisn�� w Kulistego kamieniem, kt�ry wci�� �ciska� w r�ce. Je�eli pociski, pomy�la� z nag�ym przyp�ywem otuchy, mog� przebywa� barier�, no to obaj mo�emy si� zabawi� w ich rzucanie. A mocna prawa r�ka Ziemianina...
���Nie m�g� chybi� metrowej kuli z odleg�o�ci czterech metr�w, tote� nie chybi�. Kamie� �mign�� z szybko�ci� kilkakrotnie wi�ksz� od szybko�ci pocisk�w Kulistego, Trafi� w sam �rodek, niestety jednak nie uderzy� ostrzem, lecz p�askim bokiem.
���Kulisty bez w�tpienia poczu� uderzenie. Si�ga� w�a�nie po nast�pny kamie�, ale zmieni� zamiar i czym pr�dzej si� wycofa�. Zanim Carson zd��y� podnie�� i rzuci� jeszcze jeden kamie�, Kulisty by� ju� o czterdzie�ci metr�w od bariery, tocz�c si� coraz dalej.
���Drugi pocisk Carsona chybi� o kilkana�cie centymetr�w, trzeci rzut by� za kr�tki. Kulisty znajdowa� si� ju� poza zasi�giem pocisk�w - w ka�dym razie poza zasi�giem pocisk�w do�� ci�kich, aby mog�y by� niebezpieczne.
���Carson u�miechn�� .si�. T� rund� wygra�. Tyle tylko, �e... Przesta� si� u�miecha�, kiedy si� nachyli�, �eby obejrze� swoj� nog�. Ostry, nier�wny brzeg kamienia g��boko przeci�� �ydk�, zadaj�c dziesi�ciocentymetrow� ran�, kt�ra obficie krwawi�a. Carson mia� jednak nadziej�, �e �adna arteria nie jest przeci�ta. Je�eli krwawienie ustanie samo przez si�, to dobrze. Je�eli nie, czekaj� go spore k�opoty.
���Ale zanim m�g� zaj�� si� ran�, musia� co� zbada�. Co to jest w�a�ciwie ta bariera?
���Ruszy� zn�w naprz�d, tym razem wyci�gaj�c przed sob� r�ce. Namaca� barier�, potem nie odrywaj�c od niej jednej r�ki, rzuci� gar�� piasku. Piasek przelecia� na drug� stron�. R�ka opiera�a si� o g�adk�, tward� �cian�.
���Materia organiczna przeciw materii nieorganicznej? Nie, bo martwa jaszczurka przelecia�a na t�, stron�, a jaszczurka, �ywa czy martwa, to przecie� materia organiczna. A ro�liny?... Carson u�ama� ga��zk� i dziabn�� ni� barier�. Ga��zka przesz�a na drug� stron� nie napotykaj�c �adnego oporu, gdy jednak palce Carsona, trzymaj�ce ga��zk�, dotar�y do bariery, uderzy�y o ni�, nie mog�c posun�� si� dalej.
���A wi�c on nie mo�e si� przedosta�, Kulisty te� nie mo�e. Ale kamienie, piasek i nie�ywa jaszczurka...
���A �ywa jaszczurka? Rozpocz�� polowanie pod krzakami, a� wreszcie znalaz� jaszczurk� i z�apa� j�. Ostro�nym, delikatnym ruchem rzuci� j� o barier�. Odbi�a si� od niej i uciek�a po b��kitnym piasku.
���Z dotychczasowych do�wiadcze� wyp�ywa� tedy konkretny wniosek. Bariera jest nieprzebyta tylko dla istot �ywych. Martwa lub nieorganiczna materia mo�e j� przeby�.
���Rozstrzygn�wszy to pytanie Carson zn�w obejrza� zranion� nog�. Krwawienie zmniejszy�o si�, oznacza�o to, �e mo�na si� nie troszczy� o opask� zaciskaj�c�. Ale trzeba zdoby� troch� wody, �eby obmy� ran�.
���Woda! Na my�l o wodzie u�wiadomi� sobie, �e ma okropne pragnienie. B�dzie musia� znale�� wad� w wypadku, gdyby ten turniej mia� si� przeci�gn��.
���Utykaj�c lekko, rozpocz�� inspekcj� swojej po�owy areny. Przesuwaj�c jedn� r�k� po barierze ruszy� na prawo, a� doszed� do wkl�s�ej �ciany bocznej. By�a widoczna. Z bliska jej matowo-niebiesko-szara powierzchnia by�a w dotyku identyczna z powierzchni� poprzecznej bariery.
���Zrobi� do�wiadczenie rzucaj�c w ni� gar�� piasku. Piasek dosi�gn�� �ciany i znikn��. P�kolista skorupa by�a wi�c r�wnie� polem elektromagnetycznym. Tyle �e w przeciwie�stwie do bariery poprzecznej - polem nieprzezroczystym.
���Obszed� j� doko�a, a� wr�ci� zn�w do bariery i wzd�u� niej do miejsca, z kt�rego wyruszy�.
���Nigdzie ani �ladu wody.
���Coraz bardziej zaniepokojony, zacz�� posuwa� si� zygzakami z powrotem mi�dzy barier� a �cian�, badaj�c starannie ka�dy centymetr p�aszczyzny.
���Wody nie by�o. B��kitny piasek, b��kitne krzaki i niezno�ne gor�co. Nic wi�cej.
���To chyba imaginacja, �e tak bardzo cierpi wskutek pragnienia... Jak d�ugo tu jest? Oczywi�cie nie wed�ug rachuby czasu w jego wszech�wiecie i wymiarze. Jestestwo powiedzia�o, �e czas b�dzie tam sta� w miejscu, dop�ki on tu pozostanie. Ale procesy chemiczne w jego ciele post�puj� mimo wszystko naprz�d. Wi�c wed�ug odczu� cielesnych, jak d�ugo tu jest? Jakie� trzy czy cztery godziny najwy�ej. Z pewno�ci� nie do�� d�ugo, �eby tak cierpie� z pragnienia.
���Cierpia� jednak bardzo, w zaschni�tym gardle piek�o go niezno�nie. Przyczyn� tego by� upa�. I to jaki upa�! Chyba przesz�o pi��dziesi�t stopni. Straszliwy suchy upa� bez najl�ejszego powiewu.
���Kula� coraz bardziej i by� ostatecznie wyczerpany, gdy zako�czy� wreszcie bezowocne badanie swego terytorium. Spojrza� na trwaj�cego w bezruchu Kulistego, �ycz�c mu, �eby czu� si� tak samo okropnie. Zreszt� to bardzo mo�liwe, �e tamtemu te� wcale nie jest za dobrze. Mo�e Kulisty pochodzi z planety, na kt�rej normaln� temperatur� jest dziewi��dziesi�t pi��, stopni powy�ej zera. Mo�e on zamarza, gdy Carson omdlewa, ze spiekoty...
���Mo�e atmosfera jest dla tamtego zbyt zg�szczona w tym samym stopniu, w jakim dla Carsona jest zbyt rozrzedzona. Carson tak si� zm�czy� badaniem terenu, a� si� zasapa�. Atmosfera tutaj - zda� sobie teraz z tego spraw� - jest niewiele g�stsza od atmosfery na Marsie.
���Brak wody.
���Zakre�la to granice wytrzyma�o�ci, dla Carsona w ka�dym razie. Je�eli nie znajdzie sposobu na to, �eby przekroczy� barier� albo zabi� nieprzyjaciela nie przekraczaj�c jej, umrze z pragnienia. Na t� my�l ogarn�a go rozpaczliwa determinacja. Musi si� �pieszy�.
���Ale si�� woli nakaza� sobie usi��� na chwil�, odpocz�� i zastanowi� si�.
���Co tu mo�na przedsi�wzi��? Nic, a zarazem bardzo du�o. Na przyk�ad te krzaki... Nie wygl�daj� obiecuj�co, ale trzeba zbada� kryj�ce si� w nich mo�liwo�ci. No i ta noga trzeba w jaki� spos�b oczy�ci� ran�, cho�by nawet bez wody. Poza tym trzeba zgromadzi� amunicj� w postaci kamieni. Znale�� kamie�, kt�ry pos�u�y jako n�.
���Noga bola�a go coraz bardziej, uzna� wi�c, �e ni� nale�y si� zaj�� przede wszystkim. Jeden rodzaj krzak�w mia� li�cie - czy te� co� podobnego do li�ci. Urwa� ca�� gar��, obejrza� je dok�adnie i postanowi� zaryzykowa�. U�y� ich do oczyszczenia rany z piasku, brudu i skrzep�ej krwi, a potem ze �wie�ych li�ci zrobi� tampon, kt�ry przy�o�y� do rany, obwi�zuj�c opatrunek witkami tego samego krzewu.
���Witki by�y nadspodziewanie mocne. Chocia� cienkie, mi�kkie i gi�tkie, nie dawa�y si� wcale z�ama�. Musia� odpi�owa� je z krzewu ostrym brzegiem b��kitnego krzemienia. Niekt�re grubsze p�dy mia�y przesz�o p� metra d�ugo�ci, zanotowa� wi�c sobie w pami�ci na wszelki wypadek, �e je�eli te grubsze zwi��e si� ze sob� ko�cami, mo�na z nich zrobi� wcale niez�� lin�. Mo�e uda mu si� wymy�li� jaki� u�ytek dla liny.
���Nast�pnie zabra� si� do robienia no�a. B��kitny krzemie� rzeczywi�cie nietrudno by�o roz�upa�. Z od�amka trzydziestocentymetrowej d�ugo�ci sporz�dzi� niezbyt zgrabne, ale wystarczaj�co gro�ne narz�dzie. Z witek krzewu spl�t� pas, za kt�ry m�g� wsadzi� kamienny n�, aby si� z nim nie rozstawa�, a jednocze�nie mie� wolne r�ce.
���Powr�ci� teraz do badania krzak�w. Znalaz� jeszcze trzy inne odmiany. Jedna by�a bezlistna, sucha, �amliwa, przypomina�a zesch�e �odygi chwast�w stepowych. Druga mia�a ga��zie mi�kkie, kruche, g�bczaste, prawie jak huba. Nadawa�yby si� doskonale na rozpa�k�. Trzecia odmiana by�a najbardziej zbli�ona do drzewa. Mia�a delikatne li�cie, kt�re wi�d�y przy dotkni�ciu, ale p�dy, chocia� kr�tkie, by�y proste i mocne.
���Upa� by� nadal potworny, nie do zniesienia.
���Carson poku�tyka� do , bariery, pomaca�, �eby si�, upewni�, �e bariera wci�� jeszcze jest.
���Sta� przez chwil� obserwuj�c Kulistego. Kulisty trzyma� si� w bezpiecznej odleg�o�ci od bariery, poza zasi�giem skutecznego rzutu kamieniem. Snu� si� tam w g��bi i co� robi�. Carson nie m�g� si� zorientowa�, co on robi.
���Naraz Kulisty zatrzyma� si�, potoczy� si� bli�ej bariery i jak gdyby skupi� uwag� na Carsonie. Carson zn�w musia� pokona� fal� md�o�ci. Cisn�� w Kulistego kamieniem. Kulisty wycofa� si� szybko i powr�ci� do przerwanej roboty.
���Carson potrafi� ju� przynajmniej zmusi� Kulistego, �eby si� trzyma� w przyzwoitej odleg�o�ci.
���"No i du�o z tego mam!" - pomy�la� z gorycz�. Mimo to nast�pn� godzin� czy dwie sp�dzi� na zbieraniu kamieni odpowiedniej wielko�ci i na uk�adaniu ich w r�ne stosy po swojej stronie bariery.
���W gardle pali�o go teraz jak ogniem. Trudno mu by�o my�le� o czymkolwiek innym pr�cz wody.
���Musia� jednak my�le� i o innych rzeczach. O tym, jak przedrze� si� przez t� przekl�t� barier� - albo przedosta� si� nad ni� czy pod ni� - jak dotrze� do tej czerwonej kuli i jak zabi� j�, zanim to piek�o skwaru i pragnienia zabije jego.
���Bariera ci�gnie si� od �ciany do �ciany. Ale jak wysoko i jak g��boko si�ga pod piaskiem?
���Przez chwil� Carsonowi za bardzo m�ci�o si� w g�owie, �eby m�g� si� spokojnie zastanowi� nad tym, jak ma to zbada�. Siedz�c bez ruchu na rozpalonym piasku - cho� wcale nie pami�ta�, �eby siada�. - patrzy� bezmy�lnie na b��kitn� jaszczurk�, kt�ra spod jednego krzaka przebiega�a pad drugi. Po chwili wyjrza�a i zerkn�a na Carsona.
���Carson u�miechn�� si� do niej. Mo�e ca�kiem ju� w pi�tk� goni, bo przypomnia�o mu si� naraz zas�yszane gdzie� opowiadanie o pierwszych kolonistach na pustyni marsja�skiej, zapo�yczone ze starszych jeszcze opowie�ci o w�drowcach na pustyniach ziemskich: "Po ,pewnym czasie samotno�� tak cz�owiekowi doskwiera, �e zaczyna gada� do jaszczurek, a wkr�tce potem s�yszy nawet, �e jaszczurki mu odpowiadaj�..."
���Powinien by oczywi�cie skupi� wszystkie my�li na tym, jak zabi� Kulistego, zamiast tego jednak u�miechn�� si� do jaszczurki i powiedzia�:
���- Halo, jak si� masz!
���Jaszczurka podbieg�a troch� bli�ej.
���- Halo - powiedzia�a.
���Carson w pierwszej chwili os�upia�, a potem rykn�� wielkim �miechem. Przy tym gard�o wcale go od �miechu nie zabola�o - widocznie pragnienie nie by�o jeszcze a� tak gro�ne.
���Czemu nie? Czemu by Jestestwo, kt�re wymy�li�o to koszmarne miejsce, nie mog�o opr�cz innych w�a�ciwo�ci mie� r�wnie� poczucia humoru? Gadaj�ce jaszczurki, kt�re potrafi� odpowiada� mi w moim w�asnym j�zyku... �wietny kawa�.
���Raz jeszcze u�miechn�� si� do jaszczurki i powiedzia�:
���- Chod� no tu.
���Ale jaszczurka zawr�ci�a i uciek�a, przebiegaj�c od krzaka do krzaka, a� wreszcie znik�a mu z oczu.
���Zn�w poczu� pragnienie.
���Ale musi przecie� co� przedsi�wzi��. Nie wygra tego turnieju, je�eli b�dzie tak siedzia�, oblewaj�c si� potem i lituj�c si� nad sob�. Musi co� przedsi�wzi��. Ale co?
���Pokona� barier�. Ale nie mo�e przedosta� si� przez ni� ani nad ni�. A czy na pewno nie mo�na przedosta� si� pod ni�? Na dodatek, je�eli wykopie do�� g��boki d�, mo�e nawet dokopa� si� do wody... Z�apa�by dwie sroki za ogon...
���Carson z najwy�szym ju� wysi�kiem pokula� do bariery i zacz�� kopa�, wygarniaj�c po dwie gar�cie naraz. Praca by�a ci�ka, mozolna, bo piasek osypywa� si�, im g��bszy wi�c by� d�, tym wi�ksz� musia� mie� �rednic�. Ile godzin mu to zaj�o, nie wiedzia�, ale na g��boko�ci metra dotar� do skalnego pod�o�a. Sucha ska�a, ani �ladu wody.
���Pole elektromagnetyczne bariery si�ga�o a� do pod�o�a skalnego. �adnego przej�cia. Ani kropli wody. Wszystko na pr�no.
���Wygramoli� si� z do�u i le�a� oddychaj�c z trudem... Potem podni�s� g�ow�, �eby zobaczy�, co robi Kulisty. Bo przecie� musi co� robi�...
���Owszem, robi�. Budowa� co� z grubszych ga��zi, powi�zanych cienkimi witkami. Jak�� dziwn� konstrukcj�, z grubsza bior�c czworok�tn� i maj�c� oko�o metra wysoko�ci. �eby lepiej si� przyjrze�, Carson wdrapa� si� na g�rk� piasku, kt�ry wykopa� z do�u, stan�� na niej i patrza�.
���Z tylnej cz�ci konstrukcji stercza�y dwie d�ugie d�wignie, jedna zako�czona czym� na kszta�t czaszy. To mi wygl�da na swego rodzaju katapult�, pomy�la� Carson.
���Rzeczywi�cie, Kulisty wzi�� w�a�nie poka�nej wielko�ci kamie� i w�o�y� go do owej niby-czaszy. Za pomoc� jednej z macek podnosi� i opuszcza� przez chwil� drug� d�wigni� w g�r� i w d�, potem obr�ci� nieco machin�, jak gdyby nastawiaj�c j� na cel, a d�wignia z kamieniem podnios�a si� raptownie w g�r� i do przodu.
���Kamie� zatoczy� �uk kilka metr�w nad g�ow� Carsona, tak daleko, �e nie trzeba by�o przed nim si� uchyla�. Carson oceni� jednak dystans przebyty przez kamie� i cicho gwizdn��. On, Carson, nie zdo�a�by rzuci� takiego kamienia dalej ni� na po�ow� tej odleg�o�ci. Co gorsza, nawet wycofuj�c si� w g��b swego terytorium, b�dzie wci�� pozostawa� w zasi�gu machiny, je�eli Kulisty przesunie j� naprz�d, prawie pod barier�.
���Jeszcze jeden kamie� �wisn�� mu nad g�ow�. Tym razem upad� ju� nie tak daleko.
���Machina mo�e by� niebezpieczna, stwierdzi� Carson. Chyba lepiej b�dzie jako� temu zaradzi�.
���Przesuwaj�c si� to w jedn�, to w drug� stron� wzd�u� bariery, �eby utrudni� nastawianie katapulty, zacz�� ciska� w ni� kamieniami. Ale przekona� si� niebawem, �e to na nic. Kamienie musia�y by� lekkie, w przeciwnym razie nie m�g� rzuca� ich tak daleko. Je�eli trafia�y w konstrukcj�, odbija�y si� od niej nie wyrz�dzaj�c najmniejszej szkody. A przy tej odleg�o�ci Kulisty bez trudu usuwa� si� przed tymi, kt�re pada�y blisko niego.
���Poza tym Carson ju� si� zm�czy� i wszystkie mi�nie bola�y go z wyczerpania. Gdyby m�g� chwil� odpocz��, gdyby nie musia� wci�� uskakiwa� przed kamieniami, wyrzucanymi przez katapult� w regularnych odst�pach mniej wi�cej trzydziestu sekund...
���Potykaj�c si� odszed� w g��b areny. Zaraz si� jednak przekona�, . �e to te� na nic. Kamienie dolatywa�y tak�e i tutaj, tyle �e w d�u�szych odst�pach, jak gdyby potrzeba by�o wi�cej czasu na nakr�cenie zagadkowego mechanizmu katapulty.
���Powl�k� si� zn�w pod barier�. Pada� kilka razy i z najwy�szym trudem przesuwa� nogi. Czu�, �e jest u kresu wytrzyma�o�ci. Nie �mia� si� jednak zatrzyma�, dop�ki nie uda mu si� unieruchomi� katapulty. Je�eli za�nie, nigdy si� ju� nie obudzi.
���Jeden z pocisk�w katapulty podsun�� mu zacz�tek pomys�u, Pocisk ten uderzy� w stos kamieni, kt�re Carson zgromadzi� przy barierze jako amunicj� - i wznieci� iskry.
���Iskry. Ogie�. Cz�owiek pierwotny roznieca� ogie� krzesz�c iskry, a je�li u�y� tych suchych, g�bczastych p�d�w w charakterze hubki...
���Na szcz�cie mia� w pobli�u i krzak tej odmiany. Na�ama� ga��zi, po�o�y� je przy stosie zamieni, potem zacz�� cierpliwie uderza� kamieniem o kamie�, a� wreszcie iskra pad�a na g�bczaste p�dy. Zaj�y si� ogniem tak szybko, �e osmali�y Carsonowi brwi i spali�y si� na popi� w ci�gu paru sekund.
���Ale Carson wiedzia� ju� teraz, do czego d��y, po kilku minutach roznieci� ma�e ognisko, p�on�ce pod os�on� g�rki piasku, kt�r� usypa�, gdy przed godzin� czy dwiema kopa� d�. Rozpali� je za pomoc� niby-hubki, a dorzucaj�c p�dy innych krzak�w, pal�ce si� wolniej, utrzymywa� r�wny p�omie�.
���Mocne cienkie witki, przypominaj�ce drut, nie pali�y si� �atwo, dzi�ki temu m�g� sporz�dza� i rzuca� bomby zapalaj�ce. Bomb� tak� stanowi�a po prostu wi�zka suchych patyk�w z ma�ym kamieniem w �rodku, �eby doda� jej wagi, zako�czona p�tl� z witki, �eby mo�na by�o j� rozko�ysa� i rzuci�.
���Carson przygotowa� ca�y tuzin tych bomb, zanim zapali� i rzuci� pierwsz�. Chybi�a celu, ale Kulisty rozpocz�� szybki odwr�t, ci�gn�c za sob� katapult�. Carson mia� jednak nast�pne pociski w pogotowiu i rzuca� je b�yskawicznie, jeden po drugim. Czwarty utkwi� w ramie katapulty i zrobi� swoje. Kulisty rozpaczliwie usi�owa� zagasi� szerz�cy si� ogie�, Posypuj�c go piaskiem, lecz jego szponiaste macki mog�y nabra� co najwy�ej �y�k� piasku naraz, tote� wszystkie te usi�owania spe�z�y na niczym. Katapulta p�on�a.
���Kulisty potoczy� si� na bezpieczn� odleg�o�� od ognia i zn�w skupi� uwag� na Carsonie. Carson zn�w poczu� fal� nienawi�ci i towarzysz�ce jej md�o�ci. Ale tym razem odczu� je s�abiej: albo Kulisty zaczyna� traci� si�y, albo te� Carson wyrobi� ju� w sobie odporno�� na jego -psychiczne ataki.
���Zagra� Kulistemu na nosie, a nast�pnie zmusi� go do ucieczki, ciskaj�c w niego kamieniem. Kulisty wycofa� si� w g��b swojej po�owy areny i zacz�� zn�w �ama� ga��zie. Przypuszczalnie chcia� zrobi� now� katapult�.
���Carson sprawdzi� - po raz setny - �e bariera wci�� dzia�a, gdy wtem spostrzeg�, �e siedzi przy niej na piasku. Ogarn�a go naraz s�abo�� tak wielka, �e nie m�g� usta� na nogach.
���B�l w nodze pulsowa� ustawicznie, pragnienie stawa�o si� coraz dokuczliwsze. Ale wszystko to blad�o wobec skrajnego fizycznego wyczerpania, kt�re ow�adn�o ca�ym jego cia�em.
���No i to gor�co!
���Takie w�a�nie musi by� piek�o, pomy�la�. Piek�o, w kt�re wierzyli staro�ytni. Zmaga� si� ze snem, zarazem jednak rozumia�, �e czuwanie jest bezcelowe, on bowiem nic na razie nie mo�e zrobi�. Nie mo�e nic zrobi�, dop�ki bariera pozostaje nieprzebyta, a Kulisty tkwi poza zasi�giem pocisk�w.
���Ale przecie� musi istnie� jakie� wyj�cie. Usi�owa� przypomnie� sobie wszystko, co czyta� w podr�cznikach archeologii o metodach walki, stosowanych w zamierzch�ych czasach przed odkryciem metali i mas plastycznych. Najpierw by�y pociski kamienne, pomy�la�. No c�, to przecie� ju� ma.
���Jedynym ulepszeniem tego sposobu walki by�aby katapulta, taka, jak� zbudowa� Kulisty. Ale Carson nie zdo�a�by nigdy zbudowa� takiej machiny, maj�c do dyspozycji tylko p�dy tutejszych krzew�w - ani jednego patyka, kt�ry by mia� wi�cej ni� p� metra d�ugo�ci. Owszem, potrafi�by obmy�li� podobny mechanizm, ale nie mia� ju� si� na tak� prac�, kt�ra musia�aby potrwa� kilka dni.
���Kilka dni? A przecie� Kulisty zbudowa� machin�. Czy�by tkwili tu ju� od kilku dni? Naraz przypomnia� sobie, �e
���Kulisty ma du�o macek, mo�e wi�c wykona� tak� prac� znacznie pr�dzej od niego.
���Poza tym katapulta nie rozstrzygnie o wyniku walki. Trzeba wymy�li� co� skuteczniejszego.
����uk i strza�y? Nie. Carson pr�bowa� kiedy� �ucznictwa i wiedzia�, �e nie ma w tym kierunku najmniejszych zdolno�ci. Nie radzi� sobie nawet z nowoczesnym sportowym �ukiem, gwarantuj�cym dok�adno��, a c� dopiero, gdyby mia� niezdarny, powi�zany z kawa�k�w �uk, jaki by sobie tutaj m�g� zmajstrowa�. Nie strzeli�by chyba nawet na tak� odleg�o��, na jak� rzuca� kamieniem, a ju� z pewno�ci� strzeli�by mniej celnie.
���W��cznia? Owszem, w��czni� potrafi�by zrobi�. By�aby wprawdzie bezu�yteczna jako bro� do rzucania na odleg�o��, ale mog�aby si� przyda� w walce wr�cz, je�eli do takiej walki w og�le dojdzie.
���W dodatku b�dzie mia� przynajmniej co� do roboty. Jak si� zajmie prac�, mo�e przestanie mu si� m�ci� w g�owie, bo teraz musia� si� chwilami dobrze skupi�, zanim zdo�a� sobie przypomnie�, dlaczego tu jest, dlaczego musi zabi� Kulistego.
���Na szcz�cie by� wci�� przy jednym ze stos�w kamieni. Zacz�� je przebiera�, a� trafi� wreszcie na kamie� z grubsza bior�c w kszta�cie grotu. Za pomoc� mniejszego kamienia pocz�� go szlifowa�, wycinaj�c po bakach ostre zaz�bienia, �eby grot, je�eli w czym� utkwi, nie da� si� �atwo wyci�gn��.
���Co� niby harpun? To jest my�l! Harpun lepszy jest mo�e od w��czni, przynajmniej w tym ob��dnym turnieju. Je�eli b�dzie mia� taki harpun na linie i zahaczy nim Kulistego, mo�e uda si� przyci�gn�� go do bariery, a wtedy kamienne ostrze no�a przejdzie przez barier�, cho�by nawet r�ce nie przesz�y.
���Drzewce trudniej by�o zrobi� ni� g�owic�. W ko�cu jednak rozszczepiaj�c i ��cz�c ze sob� najgrubsze p�dy czterech krzak�w, a potem okr�caj�c z��cza mocnymi, licz cienkimi witkami, sporz�dzi� drzewce d�ugo�ci oko�o p�tora metra i zamocowa� kamienn� g�owic� w rowku, wy��obionym na ko�cu drzewca.
���Niezgrabne to by�o, ale mocne.
���Teraz lina. Z cienkich, gi�tkich witek spl�t� sze�� metr�w liny. By�a lekka i nie sprawia�a wra�enia mocnej, ale Carson wiedzia�, �e utrzyma ona bez trudu ci�ar jego cia�a. Przywi�za� jeden koniec do drzewca harpunu, drugim za� obwi�za� w przegubie ki�� lewej r�ki. Je�eli teraz rzuci harpunem przez barier� i chybi, b�dzie m�g� w ka�dym razie wci�gn�� go z powrotem.
���Ale kiedy zawi�za� ostatni w�ze� i nie pozosta�o mu ju� nic wi�cej do roboty, wszystko - gor�co, zm�czenie, b�l w nodze i piekielne pragnienie - sta�o si� naraz stokro� gorsze ni� przedtem.
���Pr�bowa� wsta�, �eby zobaczy�, co teraz robi Kulisty, ale poczu�, �e nie mo�e si� podnie��. Przy trzeciej pr�bie d�wign�� si� na kl�czki, ale zaraz zn�w upad�.
���- Musz� si� przespa� - pomy�la�. - Gdyby teraz dosz�o do starcia, by�bym bezbronny. Dobrze, �e on nie wie o tym, bo m�g�by przytoczy� si� tui mnie zabi�. Musz� odzyska� cho� troch� si�.
���Wolno, zaciskaj�c z�by z b�lu, poczo�ga� si� w g��b areny. Dziesi�� metr�w, dwadzie�cia...
���Wstrz�s i uderzenie czego� ci�kiego o piasek tu� przy nim wyrwa�o go z niesamowitego, okropnego snu, przywo�uj�c do jeszcze bardziej niesamowitej i okropnej rzeczywisto�ci. Otworzy� oczy i zn�w ujrza� b��kitn� po�wiat� nad b��kitnym piaskiem.
���Jak d�ugo spa�? Minut�? Ca�y dzie�?
���Nast�pny kamie� upad� jeszcze bli�ej... Carson wspar� si� na r�kach i usiad�. Obejrza� si� i zobaczy� Kulistego w odleg�o�ci dwudziestu metr�w.
���Gdy Carson usiad�, tamten natychmiast potoczy� si� i nie zatrzyma�, a� znalaz� si� w jak najwi�kszej od niego odleg�o�ci.
���Carson zda� sobie teraz spraw�, �e musia� za wcze�nie zasn��, b�d�c jeszcze w zasi�gu rzut�w Kulistego. Tamten widz�c, �e przeciwnik le�y bez ruchu, o�mieli� si� zbli�y� do bariery i rozpocz�� bombardowanie. Ca�e szcz�cie, �e si� nie zorientowa�, jaki Carson jest s�aby, bo by�by zosta� i nadal ciska� kamieniami.
���Jak d�ugo Carson spa�? Chyba nied�ugo, bo czu� si� tak ceno jak przedtem. Nie by� wcale wypocz�ty, ani te� nie odczuwa� wi�kszego pragnienia. Przypuszczalnie spa� zaledwie kilka minut.
���Zacz�� si� zn�w czo�ga�, tym razem zmuszaj�c si� do ruchu, a� wreszcie tylko metr dzieli� go od szaroniebieskiej, wkl�s�ej �ciany areny.
���I wtedy wszystko znik�o mu sprzed oczu...
���Kiedy si� obudzi�, nic si� wok� niego nie zmieni�o, ale tym razem wiedzia�, �e spa� przez d�ugi czas.
���Przede wszystkim poczu� okropn� sucho�� w spieczonych ustach. J�zyk mia� obrzmia�y.
���Co� jest niedobrze, pomy�la�, wracaj�c stopniowo do pe�nej �wiadomo�ci. By� mniej zm�czony, poczucie ca�kowitego wyczerpania min�o. Sen go pokrzepi�.
���Ale ten b�l, przeszywaj�cy b�l. Carson spr�bowa� si� poruszy� i wtedy dopiero zrozumia�, �e siedliskiem b�lu jest noga.
���Uni�s� si� nieco, �eby obejrze� nog�. By�a potwornie spuchni�ta pod kolanem, obrz�k si�ga� a� do po�owy uda. Witki, kt�rych u�y� do przywi�zania tamponu z li�ci, wrzyna�y si� teraz g��boko w obrzmia�e cia�o.
���O tym, �eby wsadzi� n� pod wrzynaj�ce si� wi�zad�a, nie mog�o by� mowy. Na szcz�cie ko�cowy w�ze� znajdowa� si� na ko�ci goleniowej, z przodu, tam gdzie witki nie wpija�y si� tak g��boko. Po kilku pr�bach, przy kt�rych Carsonowi robi�o si� s�abo z b�lu, uda�o mu si� ten w�ze� rozwi�za�.
���Jedno spojrzenie pod tampon z li�ci wystarczy�o, aby stwierdzi� najgorsze. Infekcja i daleko posuni�te zaka�enie krwi.
���Bez lek�w, bez materia��w opatrunkowych, bez wody nic nie mo�e na to poradzi�.
���Nic absolutnie. B�dzie tylko m�g� umrze�, kiedy zaka�enie ogarnie ca�y organizm.
���Zrozumia�, �e sprawa jest beznadziejna, �e przegra�.
���A wraz z nim ca�a ludzko��. Kiedy tu umrze, tam, we wszech