7709
Szczegóły |
Tytuł |
7709 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7709 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7709 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7709 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
GENTRY LEE
�wietlani Pos�a�cy
5 tom Ramy
(Prze�o�y�; Andrzej Syrzycki)
PODZI�KOWANIA
Chcia�bym podzi�kowa� wszystkim ludziom, kt�rzy podczas pisania tej powie�ci
wspierali
mnie i zach�cali, a w szczeg�lno�ci mojej �onie Stacey i mojej redaktorce
Jennifer Hershey, kt�re
cierpliwie wys�uchiwa�y mnie setki razy. Chcia�bym r�wnie� podzi�kowa� moim
siedmiu synom:
Cooperowi, Austinowi, Robertowi, Patrickowi, Michaelowi, Travisowi i Hunterowi -
za
wype�nienie mojego �ycia mi�o�ci�, rado�ci� i pe�ni� szcz�cia, dzi�ki czemu
by�o mi �atwiej
skupi� si� i po�wi�ci� �wiatu, jaki stworzy�a moja wyobra�nia.
Du�� rol� w nadaniu ostatecznego kszta�tu tej powie�ci odegra�a Jennifer
Hershey. Jej
niezwyk�a wnikliwo�� niew�tpliwie przyczyni�a si� do poprawy jako�ci tej
ksi��ki. R�wnie� jej
niezachwiana wiara w sukces �wietlanych pos�a�c�w pomog�a mi pokona� niejedn�
trudn�
przeszkod�.
Dzi�kuj� r�wnie� Janis Dworkis, entuzjastycznie nastawionej kole�ance, kt�rej
uwagi na
temat plan�w tej ksi��ki ceni�em sobie bardzo wysoko, a tak�e Arlene Jacobs, z
kt�r� omawia�em
niekt�re zagadnienia medyczne zwi�zane z przyj�ciem na �wiat Marii.
Na ko�cu chcia�bym podzi�kowa� swojemu nauczycielowi i przyjacielowi Arthurowi
C.
Clarke'owi, kt�rego hojno�� umo�liwi�a mi rozpocz�cie kariery pisarskiej na do��
p�nym etapie
mojego �ycia.
Wst�p
Kiedy sko�czy�em czyta� �wietlanych pos�a�c�w, poczu�em si� jak instruktor
lotnictwa,
kt�ry w�a�nie wys�a� swojego ucznia na samodzielny lot w bezchmurne niebo i z
otwartymi ustami
patrzy�, jak ten wykonuje zapieraj�ce dech akrobacje. Gratuluj� Ci, Gentry:
Naprawd� trudno mi
uwierzy�, �e prawie dziesi�� lat temu zacz�li�my si� zajmowa� t� kosmiczn�
przygod�.
Czy naprawd� min�o dopiero osiem lat od czasu, kiedy m�j nie�yj�cy ju� agent,
Scott
Meredith, nalega�, bym spotka� si� z Gentrym Lee? Maj�c wiele innych projekt�w
na swojej li�cie,
nie pali�em si� do spotkania z jeszcze jednym potencjalnym wsp�pracownikiem.
W�wczas jednak
Scott zacz�� wylicza� korzy�ci: Gentry pracowa� w Jet Propulsion Laboratory i
by� g��wnym
in�ynierem projektu Galileo. Przedtem za� by� kierownikiem wydzia�u analiz
naukowych i
planowania eksperyment�w z marsja�skimi �adownikami typu Viking. Poniewa� tak
bardzo
zale�a�o mu na u�wiadomieniu ludziom, co dzieje si� w kosmosie, do sp�ki z
Carlem Saganem
utworzy� telewizyjne przedsi�biorstwo produkcyjne; tak narodzi� si� Cosmos.
Takiego cz�owieka mia�em pozna� osobi�cie. Gentry znalaz� si� na pok�adzie
samolotu
lec�cego do Sri Lanki, a reszta jest histori�. Owocami naszej wsp�pracy by�y
trzy kolejne po
Spotkaniu z Ram� ksi��ki: Rama II, Ogr�d Ramy oraz Tajemnica Ramy.
W trakcie pisania ostatniego tomu, Tajemnicy Ramy, wydanego w 1994 roku, Gentry
stworzy� tyle tak fascynuj�cych postaci i sytuacji, �e sta�o si� jasne, i� mamy
w r�kach ca�y nowy,
domagaj�cy si� opisania wszech�wiat. Ja jednak nie mia�em ani czasu, ani energii
na to, by pom�c
Gentry'emu. Tak wiec by�em wielce szcz�liwy, mog�c mu powiedzie�: "Jest tw�j".
W rezultacie
powsta�a niniejsza powie��, kt�r�, mog� zapewni�, w 99,999 procentach napisa�
Gentry (uda�o mi
si� wy�apa� par� b��d�w).
�wietlani pos�a�cy sprawi� rado�� nawet tym, kt�rzy nie zapoznali si� z
czteroksi�giem
Ramy, chocia� przeczytanie wcze�niej napisanych tom�w z pewno�ci� pozwoli lepiej
zrozumie�
tre�� tej ksi��ki. Jest mo�liwe, �e najwi�kszym sukcesem Gentry'ego by�o
dokonanie czego�, co
Somerset Maugham okre�li� kiedy� mianem najtrudniejszej sztuki w literaturze:
stworzenie postaci,
kt�ra jest niemal nieskazitelnie dobra. Sprawi�, �e taki zagorza�y agnostyk jak
ja sta� si� troch�
bardziej tolerancyjny wobec tak nieposzlakowanej �wi�to�ci.
Mam nadziej�, �e i wy, podobnie jak ja, b�dziecie czekali z tak� sam�
niecierpliwo�ci� na
to, co zdarzy si� w nast�pnym tomie, zatytu�owanym: Double Fuli Moon Night.
Arthur C. Clarke
Colombo, Sri Lanka
20 pa�dziernika 1994 roku
Ksi�ga I
WIELKI CHAOS
1.
Ledwo s�yszalny kurant zegarka momentalnie obudzi� Beatrice. W p�mroku
poprzedzaj�cym nadej�cie �witu wy�lizgn�a si� ze �piwora le��cego na drewnianej
pryczy w
najdalszym k�cie du�ego namiotu. G��boko odetchn�a i poczu�a lekki dreszcz, gdy
ujrza�a, jak w
zetkni�ciu z ch�odnym powietrzem jej oddech zamienia si� w ob�oczek pary.
Potar�a d�onie i
przycisn�a je do mi�kkiej bawe�nianej tkaniny d�ugiej koszuli, kt�ra w nocy
pe�ni�a funkcj�
pi�amy.
Spod pryczy wyj�a niebieski habit zakonny i taki� kornet z cienkim bia�ym
pasem. W
�rodku z�o�onego habitu znalaz�a szczotk� do w�os�w i zapink�. Przeci�gn�wszy
kilka razy
szczotk� po d�ugich jasnych w�osach, skr�ci�a je w ciasny kok i upi�a starannie
na czubku g�owy.
Doko�czy�a ubiera� si� w ci�gu niespe�na minuty i na palcach przesz�a obok prycz
�pi�cych
kole�anek.
Kiedy znalaz�a si� na dworze, natychmiast ruszy�a do odleg�ej o czterdzie�ci
metr�w
kaplicy, wzniesionej na przeciwleg�ym kra�cu niewielkiej wyspy. Na drugim brzegu
zobaczy�a
Hyde Park i dziesi�tki du�ych namiot�w tworz�cych prawdziwe miasteczko, kt�rym
opiekowa�a
si� ona razem z innymi michalitami - kobietami i m�czyznami z zakonu �wi�tego
Micha�a.
Male�ka sztuczna wysepka na stawie Serpentine by�a ich prywatnym rajem.
Beatrice ukl�k�a, by pomodli� si� przed krzy�em i stoj�c� obok nieco mniejsz�
drewnian�
figur� przedstawiaj�c� m�odego m�czyzn� poch�anianego przez wielki p�omie�.
- Dobry BO�E - powiedzia�a, tak jak ka�dego ranka. - Pom� mi tak�e dzisiaj
wykonywa�
Twoj� prac� i dzieli� si� z innymi lud�mi Twoj� bezgraniczn� i nieustaj�c�
mi�o�ci�. W imi�
�wi�tego Micha�a, kt�ry pozwoli� nam zrozumie� Twoje plany.
Prze�egna�a si�, wsta�a i przesz�a par� metr�w; znalaz�a si� po prawej stronie
kaplicy. Tam,
na mocno wydeptanej trawie, usiad�a w pozycji lotosu. W oddali widzia�a �wiat�a
odbijaj�ce si� od
dach�w dom�w miasta, kt�re nazywano Londynem. Jej oddech sta� si� g��boki i
miarowy.
Zamkn�a oczy, zaczynaj�c medytacj�. Po chwili nawiedzi�a j� ulotna wizja zasp
�niegu
pi�trz�cych si� wysoko przed drzwiami jej rodzinnego domu w Minnesocie.
O czwartej czterdzie�ci odezwa� si� kolejny kurant ma�ego zegarka siostry
Beatrice,
przypominaj�c jej, �e czas ko�czy� medytacje. Zakonnica wsta�a, przeci�gn�a
si�, a potem
nacisn�a jeden z przycisk�w na kraw�dzi swojego skomputeryzowanego czasomierza.
Na tarczy
zegarka pojawi� si� rozk�ad zaj�� przewidziany dla niej na ten dzie�, 22 lutego
2141 roku.
Rocznica k�pieli George'a Birthingtone'a - pomy�la�a z u�miechem, przypomniawszy
sobie
zabawny incydent z czas�w, kiedy by�a uczennic� jednej z m�odszych klas szko�y
�redniej.
Przyjrza�a si� zaj�ciom, jakie zaplanowano dla niej na najbli�sze siedemna�cie
godzin. O �smej
trzydzie�ci mia�a si� spotka� w Kensington Gardens z przedstawicielami w�adz
miejskich Londynu.
O czternastej powinna wzi�� udzia� w zebraniu w Esher po�wi�conym zdobyciu
funduszy na
dzia�alno��, a wieczorem przed kolacj� musia�a wyg�osi� przem�wienie na
centralnym korcie
tenisowym w Wimbledonie.
Zwr�ci�a uwag� na �wiate�ko migaj�ce w dolnym prawym rogu tarczy zegarka.
Wskazywa�o, �e tej nocy otrzyma�a wiadomo�� zaliczan� do kategorii oznaczonej
priorytetem B.
Dobrze chocia�, �e nie priorytetem A - powiedzia�a do siebie, przypominaj�c
sobie sytuacj� sprzed
dw�ch tygodni. Obudzono j� w�wczas o p�nocy i proszono, by zaj�a si� spraw�
jednej z
mieszkaj�cych w miasteczku kobiet, kt�ra usi�owa�a zabi� swojego m�a.
Beatrice w��czy�a wy�wietlacz na tarczy zegarka. Wiadomo��, kt�rej nadano
priorytet B,
by�a bardzo zwi�z�a: "Fizyczne starcie mi�dzy dwoma m�odymi m�czyznami:
Pakista�czykiem i
Irlandczykiem. Sektor Dell, dwudziesta druga dwadzie�cia pi�� poprzedniego
wieczoru. Obaj
ranni, w tym jeden dosy� ci�ko. Termin rozprawy wyznaczono na godzin�
jedenast�.
Przewodniczy siostra Beatrice".
Mam nadziej�, �e to nie by� jeszcze jeden incydent o pod�o�u rasowym -
westchn�wszy,
pomy�la�a Beatrice. Przesz�a przez most pontonowy, jaki ��czy� Serpentine z
reszt� parku.
Zastanawia�a si�, dlaczego cierpienie nie powi�ksza�o granic ludzkiej tolerancji
w taki spos�b, w
jaki jej zdaniem powinno. Przypomnia�a sobie jedno z kaza� �wi�tego Micha�a; to
o strachu i
tolerancji. "Strach wyzwala najgorsze instynkty ludzi - m�wi� �wi�ty. - Nie
powinni�my zatem
zapomina�, �e jeste�my tylko niewiele lepsi od ma�p, a nie troch� gorsi od
anio��w".
Ka�dego poranka, po sko�czonych medytacjach, siostra Beatrice mia�a zwyczaj
okr��a�
szybkim krokiem otoczon� p�otem cz�� Hyde Parku, w kt�rej obr�bie mieszka�o w
tej chwili
siedem tysi�cy bezdomnych ludzi. Miasteczko namiot�w powsta�o w centrum Londynu
przed
niespe�na dwoma laty i pocz�tkowo zajmowa�o tylko niewielki fragment parku.
Wyra�enie zgody,
by t� spo�eczno�ci� opiekowa� si� zakon, by�o ze strony w�adz miasta wyrazem
najwy�szej
desperacji. P�n� zim� 2139 roku Londyn, podobnie jak wiele innych wielkich
miast ca�ego �wiata,
zosta� niemal ca�kowicie sparali�owany przez konsekwencje og�lno�wiatowej
recesji gospodarczej
powszechnie zwanej Wielkim Chaosem. Tysi�ce bezdomnych i bezrobotnych ludzi
w��czy�y si� po
ulicach, stwarzaj�c zagro�enie dla porz�dku w mie�cie, szerz�c choroby zaka�ne i
niwecz�c to
wszystko, co jeszcze pozosta�o z gospodarczego l�du. Koszty zaopatrzenia tych
wszystkich ludzi w
�ywno��, odzie� i dach nad g�ow� przekracza�y mo�liwo�ci finansowe w�adz miasta,
kt�rego
wp�ywy z tytu�u podatk�w zosta�y powa�nie zmniejszone przez kryzys gospodarczy.
W tym czasie zakon �wi�tego Micha�a z Sieny, lu�no zwi�zana z Ko�cio�em w Rzymie
samodzielna sekta katolik�w, kt�rej wyznawcy g�osili doktryny m�odego proroka
zmar�ego
m�cze�sk� �mierci� w ko�cu marca 2138 roku, zwr�ci� si� do w�adz Londynu z
propozycj� zaj�cia
si� spo�eczno�ci� bezdomnych. Zamierzano to zrobi� tak, aby w�adzom miejskim nie
przysporzy�
�adnych koszt�w. Zakonnicy prosili tylko o zapewnienie w�a�ciwego miejsca i
ochrony przed
biurokratyczn� inercj� lokalnego rz�du. Przedstawiciele w�adz miejskich w
pierwszej chwili
roze�miali si�, us�yszawszy o tym planie. P�niej jednak, pod naciskiem ze
strony wybitnych
ekonomist�w, w�adze miasta, chocia� z oporami, zezwoli�y michalitom na
utworzenie niewielkiego
miasteczka namiot�w w samym �rodku Hyde Parku. W ten spos�b zmala�a liczba
w��cz�g�w.
To, co pocz�tkowo w�adze postrzega�y jako niebezpieczny, cho� odwa�ny
eksperyment,
okaza�o si� sukcesem przekraczaj�cym naj�mielsze oczekiwania. Cz�onkowie sekty
sk�adaj�c �luby
zakonne, przysi�gali po�wieci� �ycie s�u�bie bli�nim. Gdy nadszed� w�a�ciwy
moment, wykazali
si� zar�wno niespo�yt� energi�, jak i niepospolitym, nadludzkim wr�cz
po�wi�ceniem. Po
pocz�tkowych trudno�ciach spo�eczno�� nieszcz�nik�w zosta�a zorganizowana w
spos�b, kt�ry
zadowoli� wszystkich. Wielu bezdomnych otrzyma�o dach nad g�ow�, odzienie i
�ywno��. Co
wi�cej, michalici, kt�rzy nie pobierali wynagrodzenia za prac�, sw� postaw�
obudzili nadziej� w
dotkni�tych przez los podopiecznych, co z kolei pomog�o rozproszy� szerz�c� si�
desperacj�.
W ci�gu paru miesi�cy michalici stworzyli na terenie parku agencj� zajmuj�c� si�
wyszukiwaniem pracy dla mieszka�c�w miasteczka. Mimo �e wi�kszo�� oferowanych z
pocz�tku
zaj�� mia�a charakter manualny i dorywczy, wielu ludziom �yj�cym w Hyde Parku
przywr�ci�o to
wiar� we w�asne si�y. W kr�tkim czasie agencja zdwoi�a wysi�ki, chc�c zach�ci�
pobliskich
przedsi�biorc�w do sk�adania propozycji sta�ego zatrudnienia tym mieszka�com,
kt�rzy w
dotychczasowej, dorywczej pracy wykazali si� najlepszymi wynikami.
Siostra Beatrice by�a w�a�nie jedn� z kilku gotowych do po�wi�ce� michalitek,
kt�re dwa
lata wcze�niej odwa�y�y si� z�o�y� w�adzom Londynu t� niezwyk�� propozycj�.
Kiedy w ko�cu
uzyska�a zgod�, po�wi�ci�a si� bez reszty organizacji i zarz�dzaniu. To w�a�nie
Beatrice
zaproponowa�a utworzenie Sektora Dzieci�cego i wielu innych nowo�ci, kt�re
walnie przyczyni�y
si� do sukcesu ca�ego przedsi�wzi�cia. Kiedy potrzebowa�a pieni�dzy na rozw�j
czy utrzymanie
miasteczka, nie szcz�dzi�a stara�, by je zebra�. Jej akcj� popiera�o wiele
kobiet mieszkaj�cych w
Londynie.
Teraz za�, w ch�odnym p�mroku lutowego poranka, kiedy jak co dzie� przemierza�a
tras�
wok� miasteczka namiot�w, dwudziestoczteroletnia, b��kitnooka Beatrice dobrze
zna�a
niebezpiecze�stwa wci�� gro��ce jej przedsi�wzi�ciu. Zatrzyma�a si� na pag�rku
na Buck Hill
Walk, rozdzielaj�cym Sektor Dzieci�cy na dwie cz�ci, i spojrza�a na dziesi�tki
du�ych namiot�w,
ustawionych na rozleg�ej trawiastej przestrzeni granicz�cej z wod�. Na li�cie
oczekuj�cych dzieci
mamy ponad tysi�c nazwisk - przypomnia�a sobie - a brakuje ju� miejsca.
Wi�kszo�� z nich tu�a si�
po ulicach, �pi w zau�kach na kartonach i dr�y z zimna. Popatrzy�a na Kensington
Gardens. Bez
trudno�ci wyobrazi�a sobie zmiany, jakich trzeba by�oby dokona�, �eby zmieni� t�
cz�� miasta w
now� Wiosk� Dzieci. Potrzeba nam tylko wi�cej miejsca - pomy�la�a.
Gdy w pobli�u Marble Arch dotar�a do p�nocno-wschodniej cz�ci Hyde Parku,
zesz�a
drugimi schodami i znalaz�a si� w o�wietlonych podziemiach. Zanim przekazano t�
cz�� parku
michalitom, znajdowa� si� tu parking. Teraz miejsce to zamieniono w szpital.
- Dzie� dobry, siostro Beatrice - odezwa� si� jeden z lekarzy, kiedy wesz�a do
izby przyj��.
Popatrzy� na zegarek. - Jak zawsze punktualnie - doda�, lekko si� u�miechaj�c.
- Co s�ycha�, bracie Bryanie? - zapyta�a Beatrice.
- Nie najgorzej. Po tamtej awanturze noc up�yn�a nam spokojnie. Wr�czy� jej dwa
arkusze
wydruk�w komputerowych.
- Stan tego ch�opaka z Pakistanu nie uleg� �adnym zmianom - powiedzia�. - Ostrze
no�a
dotar�o do�� g��boko i rozci�o mu jelita. Przetransportowali�my go do szpitala
miejskiego zaraz po
tym, jak uda�o si� nam zatrzyma� krwotok.
- A ten drugi? - zapyta�a Beatrice.
- Nic powa�nego - odpar� brat Bryan. - Zwyk�e w takich wypadkach otarcia
nask�rka i
kontuzje. - Roze�mia� si� s�ysz�c sw�j medyczny �argon. - Skaleczenia i siniaki.
Zatrzymali�my go
na noc na obserwacj�.
Siostra Beatrice przeczyta�a szybko oba wydruki, a potem zn�w spojrza�a na
lekarza.
- �adnych nowych przypadk�w gru�licy? - zainteresowa�a si�.
- Nie - odrzek� brat Bryan. - To ju� dziewi�ty dzie� z rz�du... Ca�y czas
trzymamy kciuki.
Wygl�da na to, �e w ko�cu akcja prze�wietle�, kt�re zarz�dzi�a�, zaczyna
przynosi� oczekiwane
rezultaty.
Za cen� usuni�cia z miasteczka ponad stu pi��dziesi�ciu mieszka�c�w - pomy�la�a
ponuro
Beatrice. - Wi�kszo�� z nich nawet nie mia�a wyra�nych objaw�w.
- Epidemia w samym mie�cie nie ust�puje - powiedzia�a. - Przed dwoma dniami
odbyli�my
kolejn� rozmow� z rad� lekarzy Londynu. Normalne leki nie zwalcz� tej odmiany
wirusa. Sytuacj�
pogarszaj� jeszcze wilgo� i zimno. Trzeba b�dzie w dalszym ci�gu poddawa�
kwarantannie
wszystkich nowych mieszka�c�w, do czasu a� potwierdz� si� wyniki ich dok�adnych
bada�.
Beatrice po�egna�a si� z lekarzem i posz�a d�ugim korytarzem do oddzia�u
dzieci�cego.
Otworzy�a cicho drzwi. W wielkiej sali panowa�a ciemno��. Po obu stronach
wiod�cego �rodkiem
sali przej�cia sta�y dziesi�tki dziecinnych ��ek.
U�miechn�a si�, kiedy us�ysza�a w ciemno�ciach g�os dziewczynki wymawiaj�cej
szeptem
jej imi�.
- Dzisiaj zn�w obudzi�a� si� za wcze�nie, Elise - powiedzia�a ujmuj�c
dziewi�ciolatk� za
r�k�. Dziewczynka tak�e si� u�miechn�a.
- Czeka�am na ciebie, siostro Beatrice - odpar�a. - Chc�, �eby� mi co�
powiedzia�a.
- Co takiego?
- Jeste� pewna, �e po ust�pieniu ospy wietrznej moja twarz b�dzie taka sama jak
poprzednio?
- Oczywi�cie, Elise - odpowiedzia�a zakonnica. - Ja te�, kiedy mia�am pi�� lat,
by�am
ci�ko chora na osp� wietrzn�. Ca�� twarz mia�am w krostach... Popatrz teraz.
Skierowa�a �wiat�o kieszonkowej latarki na swoj� twarz.
- W porz�dku. Chyba mog� ci wierzy� - odezwa�a si� dziewczynka, a potem unios�a
si� na
��ku i j� u�ciska�a. - Jeszcze jedna sprawa - powiedzia�a po chwili, kiedy
zakonnica odwraca�a si�,
�eby odej��. - Czy b�dziesz dzi� wieczorem �piewa�a na nieszporach?
- Tak - odpar�a Beatrice po kr�tkiej chwili zastanowienia.
- Do licha - stwierdzi�a Elise, kr�c�c g�ow� - zn�w nie b�d� mog�a ci� us�ysze�.
Zamierzaj�
wypu�ci� mnie st�d dopiero jutro.
Po wyj�ciu ze szpitala siostra Beatrice ruszy�a na po�udniowy wsch�d wzd�u�
ogrodzenia
obok Broad Walk. Po drugiej stronie p�otu, w cz�ci parku najbli�szej Mayfair,
kilkoro ludzi
gimnastykowa�o si� na �cie�ce zwanej Lover's Walk. Przebywali na terenie jednej
z tych cz�ci
Hyde Parku, kt�ra by�a wci�� dost�pna dla mieszka�c�w Londynu.
Gdy znalaz�a si� na Serpentine Road, popatrzy�a na zegarek i przyspieszy�a
kroku. Po
chwili wkroczy�a w ob�ok mg�y wisz�cej nad ziemi�. Beatrice lubi�a patrze�, w
jaki spos�b
tajemnicza cicha biel porannej mg�y przemienia�a Hyde Park w obce miejsce, w
kt�rym drzewa i
pos�gi pojawia�y si� i znika�y jak duchy, kiedy przechodzi�a obok nich.
Nieco po prawej stronie, tu� przy dolnych ga��ziach du�ego drzewa, zamajaczy�
dziwny
geometryczny kszta�t. Wygl�da� jak �wiec�cy pier�cie� i z tej odleg�o�ci
przypomina� gigantyczny
obwarzanek. Znajduj�cy si� po�rodku tw�r mia� rozmiary doros�ego cz�owieka.
Zaciekawiona Beatrice zwolni�a, nie spuszcza�a wzroku z dziwacznego obiektu.
Kiedy
podesz�a troch� bli�ej i gdy jedn� z parkowych latar� przys�oni�o du�e drzewo,
oba koncentrycznie
umieszczone grube pier�cienie jarz�cego si� obwarzanka mog�a widzie� jak na
d�oni. W �rodku
ujrza�a tysi�ce nadzwyczaj drobnych, bia�ych, podobnych do kropelek wody
cz�stek, z kt�rych
ka�da wydawa�a si� emitowa� w�asne �wiat�o, powoli ta�cz�c w przestrzeni
ograniczonej przez oba
pier�cienie.
Co to mo�e by�? - pomy�la�a zaintrygowana. Niezwykle jasno �wiec�cy torus zacz��
powoli
p�yn�� w powietrzu w jej stron�. Beatrice zboczy�a ze �cie�ki i przesz�a dwa
kroki, kieruj�c si� ku
drobinkom ta�cz�cym i �wiec�cym w porannej mgle. Ujrza�a, �e jarz�cy si�
pier�cie� nagle zawis�
nieruchomo o kilka metr�w przed ni�. Beatrice, zahipnotyzowana na chwil� przez
cz�steczki
ta�cz�ce w �rodku obwarzanka, zebra�a ca�� odwag� i chcia�a podej�� bli�ej.
Niemal w tej samej
chwili zobaczy�a o�lepiaj�co jasny b�ysk, na u�amek sekundy musia�a zamkn��
oczy.
Kiedy je zn�w otworzy�a, otaczaj�ca j� ze wszystkich stron mg�a wygl�da�a tak
jak zawsze.
Beatrice nigdy nie widzia�a niczego podobnego do obwarzanka pe�nego �wiec�cych i
ta�cz�cych
kulek. W jej umy�le na zawsze pozosta� jednak obraz, jaki widzia�a na chwil�
przed zamkni�ciem
oczu. Wydawa�o si� jej, �e tysi�ce pojedynczych cz�stek zawartych w dziwacznym
torusie
eksplodowa�o nagle jasnym �wiat�em.
Siostra Beatrice rozejrza�a si� uwa�nie po parku. Nie dostrzeg�a niczego, co
wyda�oby si�
jej niezwyk�e. Po kilku sekundach ruszy�a szybko w stron� mostu pontonowego
wiod�cego do
kwater zajmowanych przez michalit�w. Znacznie wcze�niej jednak, nim dotar�a do
du�ej �a�ni
stoj�cej niedaleko namiotu, w kt�rym spa�a, zacz�a rozmy�la�, czy przypadkiem
�wiec�cego
obwarzanka nie wyczarowa�a jej nadzwyczaj bujna wyobra�nia.
2.
- Ka�dego wieczoru na chwil� przed za�ni�ciem m�wi� sobie, �e nastawi� alarm
zegarka i
wybior� si� z tob� na poranny spacer - powiedzia�a stoj�ca pod s�siednim
prysznicem Vivien. -
Wiem, �e to by�oby korzystne dla mojego zdrowia. Ale zawsze dzieje si� jedno i
to samo. Chowam
si� g��biej do ciep�ego �piwora i rozmy�lam, jak zimno i ciemno jest o czwartej
czterdzie�ci rano...
- Nie martw si� tym - odezwa�a si� Beatrice, staraj�c si�, aby Vivien us�ysza�a
j� mimo
szumu wody. - Od czasu kiedy zacz�y�my pracowa� razem, m�wi�am ci wiele razy,
�e nie musisz
by� na nogach przed sz�st� rano. A i to, znaj�c twoj� natur�, jest dla ciebie
niema�ym
po�wi�ceniem.
- A niech to diabli, pewnie �e jest - odpar�a Vivien, wychodz�c spod prysznica i
si�gaj�c po
dwa r�czniki z le��cego obok stosu. Zacz�a energicznie wyciera� kr�tkie w�osy.
Obie kobiety by�y
chwilowo same. - Wiesz - odezwa�a si� po kilku sekundach - w moim dotychczasowym
�yciu
zdarza�o si� cz�sto tak, �e nawet nie k�ad�am si� do ��ka przed sz�st� rano...
a przynajmniej nie po
to, �eby zasn��.
- Nie przypominaj mi o tym - rzek�a siostra Beatrice, kiwni�ciem g�owy dzi�kuj�c
Vivien
za wyci�gni�ty w jej stron� drugi r�cznik. U�miechn�a si� ciep�o do swojej
asystentki. - Czasami
nie potrafi� zrozumie�, dlaczego przy��czy�a� si� do naszego zakonu.
Siostra Vivien si� roze�mia�a.
- Dla mnie nadal jest to ca�kowicie niepoj�te. Ka�dego poranka, kiedy wk�adam
niebieski
habit i ten �mieszny ma�y kornet, zadaj� sobie pytanie, czy to naprawd� ja? Czy
mo�e jaka� inna
osoba, w �aden spos�b nie zwi�zana z Victori� Edgeworth, wychowan� w Woodrich
Manor w
hrabstwie Essex?
Vivien podesz�a do jedynego lustra w �a�ni, umieszczonego tu� obok kabin z
prysznicami.
Beatrice wci�� jeszcze wyciera�a w�osy, kiedy jej odbicie pojawi�o si� obok
Vivien w lustrze.
Blada sk�ra cia�a Beatrice kontrastowa�a ostro z ciemno-miedzian� sk�r� jej
asystentki.
- Hej, wygl�dasz doskonale - odezwa�a si� �artobliwie Vivien. - Gdyby kiedy�
znudzi�y ci
si� te wszystkie religijne bzdury, poradzi�aby� sobie w �yciu bez problemu.
Siostra Beatrice lekko si� zaczerwieni�a i odesz�a od lustra. Mia�a w�a�nie
opowiedzie�
asystentce o �wiec�cym pier�cieniu, kiedy drzwi do �a�ni si� otworzy�y i do
�rodka wesz�y dwie
inne michalitki. Postanowi�a zaczeka� na inn� okazj�.
Tymczasem Vivien wyj�a czyst� sztuk� d�ugiej bielizny z kosza z napisem ROZMIAR
�REDNI oraz czysty niebieski habit ze stoj�cego tu� obok drugiego kosza.
- Mam nadziej�, B, �e ci� nie urazi�am - odezwa�a si�, kiedy do��czy�a do
Beatrice. -
Czasem nie mog� �cierpie�, �e musz� zachowywa� si� przez ca�y czas jak �wi�ta.
- Nikt nie m�wi, �e musisz by� doskona�a - odrzek�a Beatrice, wk�adaj�c przez
g�ow�
czysty habit. Odwr�ci�a si� i spojrza�a powa�nie na Vivien. - Musisz jednak
pami�ta�, kim jeste� i
czym jeste�... i dawa� dobry przyk�ad innym.
- Oho - odpar�a siostra Vivien, pr�buj�c humorem st�pi� ostrze wym�wki Beatrice.
-
Domy�lam si�, �e bycie mniszk� zakonu �wi�tego Micha�a oznacza, �e ju� nigdy nie
b�d� mog�a
podziwia� naturalnego pi�kna tego, co B�g stworzy�.
Wbrew samej sobie Beatrice u�miechn�a si� i pokr�ci�a g�ow�.
- Czasami, moja droga, jeste� naprawd� niepoprawna.
- A zatem mi wybaczasz? - zapyta�a j� Vivien. Nie czekaj�c na odpowied�,
podskoczy�a z
powrotem do lustra, by poprawi� kornet. - Ciekawa jestem, w jaki spos�b
w�o�y�aby ten kapelusz
moja jamajska matka - powiedzia�a. - Ostatnio, kiedy j� widzia�am, w Bo�e
Narodzenie,
stwierdzi�a, �e habit si� jej podoba, ale �e w tym kornecie zupe�nie mi nie do
twarzy...
Obie kobiety przesz�y razem przez most pontonowy i znalaz�y si� w g��wnej cz�ci
parku.
Pod��y�y w stron� budynku kierownictwa miasteczka namiot�w. Miejsce to, zanim
przekazano
park michalitom, by�o posterunkiem policji.
- Ostatniej nocy dosz�o w Dell do awantury - zacz�a Beatrice, staraj�c si�
ca�kowicie
skupi� na czekaj�cych j� tego dnia obowi�zkach. - Zosta�am wybrana
przewodnicz�c� rozprawy
wyznaczonej na dzisiaj na jedenast� rano. Chcia�abym odwiedzi� teraz
laboratorium obr�bki
obraz�w z kamer, a ty mog�aby� wpa�� do brata Timothy'ego i upewni� si�, czy
w�a�ciwie
przygotowa� moje wyst�pienie w sprawie rozbudowy miasteczka na terenie
Kensington Gardens...
Za kwadrans spotkamy si� na �niadaniu.
Siostra Beatrice podesz�a do szarego budynku znajduj�cego si� nieco w bok od
�cie�ki. Z
kieszonki w spodniej cz�ci komputerowego zegarka wyci�gn�a kart�
identyfikacyjn� i wsun�a j�
do czytnika umieszczonego tu� nad klamk�. Kiedy drzwi si� otworzy�y, skierowa�a
si� do du�ego
pokoju pe�nego komputer�w, monitor�w i innych elektronicznych urz�dze�. Powita�a
j� siostra
Melissa, kt�ra zaprowadzi�a Beatrice do niewielkiej kabiny projekcyjnej.
- Niekt�re fragmenty incydentu zosta�y zarejestrowane przez kamer� czterysta
si�dm� i
czterysta �sm� - oznajmi�a Melissa. - Cz�� z nich przygotowa�am w kolejno�ci
chronologicznej...
Brat Thomas, z sekcji bezpiecze�stwa, przestudiowa� je starannie i teraz b�dzie
nam s�u�y� swoim
komentarzem.
Starszawy m�czyzna m�wi�cy ze szkockim akcentem usiad� w kabinie projekcyjnej
obok
Beatrice.
- Pierwsze uj�cia - powiedzia� pokazuj�c na ekran monitora - zosta�y dokonane o
dwudziestej drugiej pi��. O tej porze pan Bhutto siedzia� na �awce w parku obok
wodospadu i
zaj�ty by� rozmow� z pann� Macmillan. Na ekranie wida� oboje. Bhutto ma
dwadzie�cia trzy lata i
mieszka w namiocie rodzinnym B-19 usytuowanym na po�udnie od Reservoir. W ci�gu
ostatnich
sze�ciu miesi�cy by� wzorowym mieszka�cem zg�aszaj�cym si� na ochotnika do
ka�dej pracy,
kt�r� wykonywa� nienagannie. Macmillan, dwadzie�cia jeden lat, zajmuje prycz� w
namiocie F-6
przeznaczonym dla panien i stoj�cym na p�noc od Bandstand. Przyby�a do nas
niedawno. Chocia�
obrazom nie towarzyszy�y d�wi�ki, siostra Beatrice mog�a z ruch�w cia�a i gest�w
m�odych ludzi
wywnioskowa�, �e ich rozmowa mia�a charakter przyjacielski. Na pocz�tku �adne z
nich nie
dotyka�o drugiego, chocia� kilka gest�w i ruch�w g�ow� panny Macmillan
�wiadczy�o, �e pr�buje
kokietowa� pana Bhutto.
- Przez pierwszych dziesi�� minut w ich zachowaniu nie by�o �adnej zmiany -
oznajmi� brat
Thomas. - P�niej zacz�li si� ca�owa�.
Zarejestrowany obraz p�niejszych scen by� nieostry i zbyt ciemny. Mimo to,
kiedy siostra
Beatrice przywyk�a do gorszej jako�ci obrazu, bez trudu mog�a zobaczy�, co si�
dzia�o. Kiedy pan
Bhutto nachyli� si� i przelotnie musn�� wargami usta panny Macmillan, m�oda
kobieta unios�a r�k�,
po�o�y�a d�o� z ty�u g�owy m�czyzny i przyci�gn�a go do siebie. Ta�ma z
nagraniem si�
sko�czy�a, gdy oboje oddawali si� nami�tnym poca�unkom.
- Jeden z element�w przetwarzaj�cych sygna� uleg� uszkodzeniu - wyja�ni�a
siostra Melissa.
- Zanim jednak rozpocznie si� nast�pny fragment, jego funkcj� automatycznie
przejmie sprawny
element rezerwowy.
Rzeczywi�cie, obrazy, kt�re teraz pojawi�y si� na ekranie, by�y o wiele
wyra�niejsze. Ten
fragment, kt�ry zacz�� si� trzy minuty po sko�czeniu poprzedniego, ukazywa� par�
m�odych ludzi
stoj�cych obok �awki i nadal si� ca�uj�cych, a potem udaj�cych si� w ustronne
miejsce nie opodal
wodospadu. Kiedy si� zako�czy�, na ekranie monitora pozosta�a nieruchoma
ostatnia klatka.
- To b�d� nasze ostatnie dobre zdj�cia pana Bhutto i panny Macmillan - odezwa�
si� brat
Thomas. - W chwili gdy kamera ponownie obejmie swoim zasi�giem miejsce akcji,
oboje b�d�
ledwo widoczni, skryci za tamt� grup� drzew... Czy jest mo�e co�, co siostra
chcia�aby obejrze� po
raz drugi?
- Nie, na razie nie - odpar�a Beatrice. - Poprosz� o ci�g dalszy.
- Kolejne obrazy zosta�y sfilmowane przez drug� kamer�. Zobaczymy pana Malone'a
z
kolegami, jak id� tamt� alej� nieco na p�noc od Dell. B�dzie to si� dzia�o
sze�� minut p�niej...
Przy okazji, poszukuj�c numeru identyfikacyjnego pana Malone'a, siostra Melissa
przeszuka�a bazy
danych kamer wideo i znalaz�a dwa inne zarejestrowane obrazy, oba z poprzedniego
tygodnia, na
kt�rych pan Malone pr�buje w kawiarni nawi�za� rozmow� z pann� Macmillan. Ze
wzgl�du na
brak czasu nie pokazujemy tamtych obraz�w razem z fragmentami zarejestrowanymi
wczoraj
wieczorem.
Na monitorze ukaza� si� obraz krzepkiego m�odego Irlandczyka, ubranego w
marynark� tak
czerwon� jak jego policzki. �cie�k� miedzy drzewami zbli�a� si� do zbiornika
wodnego pod
wodospadem. Malone i jego dwaj koledzy wybuchali raz po raz g�o�nym �miechem.
- �wiat�o w tej cz�ci parku nie jest dobre - odezwa� si� brat Thomas. -
Musieli�my wi�c
znacznie rozja�ni� te fragmenty... Prosz� zwr�ci� uwag� na ten ciemny przedmiot
wystaj�cy z
kieszeni spodni pana Malone'a. To r�koje�� no�a, kt�ry p�niej zostanie u�yty
jako bro� podczas
walki mi�dzy nim a panem Bhutto.
Ekran monitora na chwil� �ciemnia�.
- Allan Malone ma dwadzie�cia jeden lat i pochodzi z Londonderry - ci�gn�� brat
Thomas. -
Ju� raz, kiedy mia� kilkana�cie lat, zosta� aresztowany za udzia� w napadzie.
On, jego matka i dwie
m�odsze siostry mieszkaj� w jednym z namiot�w dla niedawno przyby�ych rodzin
przy Rotten
Row, tu� na pomoc od boiska pi�karskiego.
Beatrice us�ysza�a obok siebie kaszlni�cie. Odwr�ci�a si� i spojrza�a na brata
Thomasa.
Zobaczywszy jego zaczerwienione oczy, domy�li�a si�, �e przez ca�� noc
przygotowywa� dla niej t�
relacj�.
- Prosz� teraz zwr�ci� uwag�, co si� stanie, gdy Malone ujrzy pana Bhutto i
pann�
Macmillan - powiedzia�.
Kiedy trzej m�odzi m�czy�ni pokonali zakr�t �cie�ki, ich uwag� przyci�gn�a
scena
rozgrywaj�ca si� na lewo od nich. Zawadiacki u�mieszek na twarzy Malone'a szybko
znikn��.
W chwil� p�niej rysy jego twarzy st�a�y, a oczy zamieni�y si� w dwie szparki.
Potem
ekran po raz kolejny �ciemnia�.
- Niestety, nie dysponujemy ci�g�ym obrazem - odezwa� si� brat Thomas. -
Nast�pne
fragmenty zosta�y sfilmowane w minut� i dwadzie�cia sekund p�niej. Ze wzgl�du
na to, �e dzieje
si� na nich tak wiele, siostra Melissa przygotowa�a ca�y ostatni fragment w
zwolnionym tempie.
W lewej cz�ci ekranu monitora Bhutto i Malone ok�adali si� zawzi�cie pi�ciami.
Obok
nich sta�o dw�ch koleg�w Irlandczyka, zach�caj�c go okrzykami do walki. W prawej
cz�ci panna
Macmillan, z rozwichrzonymi w�osami oraz przekrzywion� sp�dnic� i bluzk�, w
po�piechu
zapina�a guziki p�aszcza. Kiedy troch� bardziej uporz�dkowa�a ubranie, niemal
biegiem opu�ci�a
miejsce akcji.
Walka trwa�a tymczasem przez nast�pne trzydzie�ci sekund. Obaj m�czy�ni
zadawali
ciosy na o�lep, tylko z rzadka trafiaj�c si� wzajemnie. �aden z nich nie
uzyskiwa� wyra�nej
przewagi. W pewnej chwili jednak, kiedy Bhutto ulokowa� silny cios na lewej
skroni Malone'a,
m�ody Irlandczyk wyci�gn�� z kieszeni n� i zamachn�� si� nim, rozcinaj�c brzuch
Pakista�czyka.
Kamera zarejestrowa�a tryskaj�cy z rany strumie� krwi. Pan Bhutto schwyci� si�
za brzuch i
zalany krwi�, zwali� si� na ziemi�. Allan Malone i jego dwaj towarzysze po
chwili wahania
odwr�cili si� i uciekli.
Kiedy obraz wideo znikn�� z ekranu, siostra Beatrice przez kilka sekund
siedzia�a bez ruchu
w kabinie projekcyjnej.
- Czy jest co�, czego jeszcze potrzebujesz? - zapyta�a j� siostra Melissa.
- Nie, nie s�dz� - odpar�a Beatrice, si�gaj�c po wideo-sze�cian, kt�ry tamta
wyci�gn�a w
jej stron�. - Bardzo ci dzi�kuj�.
Z ci�kim sercem wsta�a i wysz�a. Rozwa�aj�c w my�lach wszystko, co musi jeszcze
zrobi�
przed rozpraw�, zacz�a si� zastanawia�, czy ludzie kiedykolwiek b�d� umieli �y�
ze sob� w
zgodzie. Ani przez chwil� nie pomy�la�a o dziwnym zjawisku, kt�re widzia�a tego
ranka podczas
spaceru po parku.
Chocia� nie by�o jeszcze sz�stej trzydzie�ci, w sto��wce zd��y�a ustawi� si�
kolejka. Z
powodu zimna na dworze mieszka�cy st�oczyli si� w �rodku, stali w d�ugiej i
kr�tej kolejce
podobnej do tych, jakie kiedy� widywa�o si� w weso�ych miasteczkach. Odziani w
niebieskie
habity michalici czekali w osobnej, znacznie kr�tszej kolejce, ale grupy
oczekuj�cych ��czy�y si�
tu� przy wej�ciu do du�ego pomieszczenia, w kt�rym wydawano posi�ki.
Gdy obydwie zakonnice znalaz�y si� blisko lady, Vivien poda�a Beatrice tac�. Tu�
za ni�
sta�a ros�a Murzynka. Ona i jej dwaj kilkunastoletni synowie �artowali, kiedy
wybierali sobie soki.
- Widzisz - odezwa�a si� po kilku sekundach kobieta do starszego syna, a w jej
g�osie by�o
s�ycha� �piewny akcent z Indii Zachodnich. - Mo�esz by� Murzynem i nale�e� do
zakonu
michalit�w. Popatrz tylko na t� pani�.
Siostra Vivien odwr�ci�a si�, s�ysz�c t� uwag�, a jej twarz rozja�ni�a si� w
u�miechu.
Starszy ch�opiec spojrza� na ni�, wyra�nie zdumiony.
- Jeste� nawet ca�kiem �adna - powiedzia�. - Dlaczego postanowi�a� zosta�
mniszk�?
Kobieta lekko szturchn�a swojego syna. Oczy Vivien rozb�ys�y, kiedy w
charakterystyczny
dla siebie spos�b przekrzywi�a g�ow�.
- M�ody cz�owieku - powiedzia�a, robi�c zamaszysty gest. - Wielki to dla mnie
honor, m�c
s�u�y� Bogu i wszystkim ludziom.
Ch�opiec zaczai sprawia� wra�enie zak�opotanego.
- Hmm, hmm - chrz�kn�a Murzynka, wyra�nie chc�c skierowa� rozmow� na inny
temat. -
Popatrz tylko, ile tu r�nych rodzaj�w chleba!
Na tacach na stoj�cym przed nimi prostok�tnym stole le�a�o osiem odmian chleba,
z
kt�rych ka�dy by� starannie oznaczony i opisany. Chleb by� w miasteczku namiot�w
g��wnym
sk�adnikiem wszystkich posi�k�w. Wypiekano go z pszenicy uzyskiwanej przez
in�ynier�w
biolog�w z hrabstwa Kent, w cieplarniach, tak�e zarz�dzanych przez michalit�w.
Ka�dy rodzaj
pszenicy wyhodowano specjalnie z my�l� o dostarczeniu ludziom w�a�ciwych ilo�ci
potrzebnych
im witamin i protein.
Po drugiej stronie sto�u sta�o dwoje m�odych michalit�w, m�czyzna i kobieta,
kroili
bochenki chleba i pomagali obs�ugiwa� ludzi. Murzynka i jej dwaj synowie
zawahali si� na widok
takiej obfito�ci pieczywa.
- Zapewne jeste�cie tutaj nowi? - odezwa�a si� do niej Vivien, kiedy kobieta i
jej dzieci
na�o�yli sobie po kilka kromek na talerze.
- Tak - odpar�a Murzynka. - Mieszkali�my dotychczas w nieczynnym domu towarowym,
nad rzek�, kiedy kto� powiedzia� nam o tym og�oszeniu... �e mo�emy zamieszka�
tutaj... Byli�my
na li�cie oczekuj�cych prawie przez dwa miesi�ce i nawet chcieli�my zrezygnowa�.
Jaka szkoda, �e
nie by�o mo�na przyj�� tych wszystkich chorych ludzi, ale c�, dzi�ki temu w
ko�cu u�miechn�o
si� do nas szcz�cie.
Siostra Beatrice wychyli�a si� z kolejki i spojrza�a na kobiet�.
- Ile czasu zaj�a wam rejestracja? - zapyta�a.
- Niemal ca�e trzy dni - odrzek�a Murzynka. - Ch�opcy narzekali i zrz�dzili, �e
musz� si�
t�oczy� w jednym z tamtych dw�ch namiot�w nad rzek�, ale przez ca�y czas m�wi�am
im, �e warto
poczeka�... I a� krzykn�am z rado�ci, kiedy ci doktorzy o�wiadczyli nam, �e nie
ma �adnych
przeszk�d.
Na ko�cu sali, w kt�rej wydawano posi�ki, soki, chleb i tylko kilka gatunk�w
owoc�w i
warzyw, znajdowa�y si� wyroby zbo�owe i kasze. Na d�ugich sto�ach, przy kt�rych
wszyscy jedli,
ustawiono dzbanki z kaw� lub herbat�. Beatrice si�gn�a po talerz gotowanego
ry�u, do kt�rego
doda�a p�niej mieszanin� kilku egzotycznych przypraw. Vivien zdecydowa�a si� w
ko�cu na
owsiank�.
- To, na co mia�abym ochot� dzisiaj rano - odezwa�a si� po cichu do Beatrice -
to kilka
gotowanych jajek i p�to dobrej kie�basy.
- Mi�so nie jest pokarmem koniecznym dla twojego zdrowia - zgani�a j� siostra
Beatrice. -
A co wi�cej, nie stanowi optymalnego wykorzystania zasob�w �ywno�ciowych �wiata.
Czy wiesz,
�e ilo�ci� zbo�a potrzebn� do utuczenia jednej �wini, kt�r� zdo�a si� wy�ywi�
sto os�b, mo�na by
nakarmi� tysi�c dwustu ludzi?
- Ale kie�basa jest taka smaczna... - zacz�a Vivien i urwa�a, kiedy napotka�a
surowe
spojrzenie kole�anki.
Beatrice usiad�a i zacz�a wielkimi k�sami poch�ania� �niadanie. W tym czasie
Vivien
nala�a sobie fili�ank� kawy i spojrza�a na swoj� towarzyszk�.
- Co si� sta�o, B? - zapyta�a. - Wydajesz si� taka spi�ta i zatroskana...
- Wyst�pienie musi zosta� przygotowane jeszcze przed spotkaniem - odrzek�a
gderliwie
Beatrice. - Mamy na to nie wi�cej ni� godzin�. P�niej jest to przekl�te
posiedzenie o jedenastej, a
wi�c zn�w twoje osobiste szkolenie zostanie zak��cone. Brat Hugo wyznaczy� mnie
przewodnicz�c� tylko dlatego, �e sam nie znosi podejmowa� niepopularnych
decyzji... Po po�udniu
musz� jeszcze podlizywa� si� tym wszystkim bogatym damom w Esher... Nigdy nie ma
do�� czasu,
by ze wszystkim zd��y�...
Dotyk r�ki Vivien powstrzyma� ten potok s��w.
- Hej - odezwa�a si� Vivien. - G�owa do g�ry. Czy nie ty w�a�nie m�wi�a� mi
kiedy�, �e nie
mo�na pe�ni� s�u�by bo�ej, p�ki nie jest si� woln� od wszelkich stres�w?
Beatrice na chwil� przesta�a je�� i spojrza�a na kole�ank�.
- Przypuszczam, �e wymagam nazbyt wiele - powiedzia�a. - Tego ranka, kiedy
ko�czy�am
obch�d, mia�am halucynacj�. Przez chwil� wydawa�o mi si�...
Siostra Beatrice przerwa�a, g��boko odetchn�a i powoli policzy�a do dziesi�ciu.
- Dzi�kuj� ci, Vivien - rzek�a i �cisn�a jej d�o�.
3.
P� godziny po �niadaniu siostra Vivien umie�ci�a swoj� kart� identyfikacyjn� w
czytniku, a
po chwili wyj�a j� i do��czy�a do Beatrice siedz�cej w ma�ym kiosku obok bramy
wej�ciowej przy
Exhibition Road. Brat Martin wr�czy� im ich karty i ma�y cylinder z nagranym
tekstem i obrazem
wyst�pienia Beatrice.
Obie kobiety, z szyjami owini�tymi teraz niebieskimi szalami, zacz�y
przekracza� stref�
bezpiecze�stwa na mo�cie Serpentine. Kiedy sz�y, Beatrice wsun�a cylinder do
kieszeni habitu.
- S�dzi�am, �e wys�a�a� poprawione wyst�pienie przez tele-wideo - odezwa�a si�
Vivien.
- Owszem - stwierdzi�a Beatrice. - To jest kopia zapasowa... na wypadek gdyby
sta�o si� co�
nieprzewidzianego.
Przesz�y obok kolejki zzi�bni�tych i przemoczonych ludzi, czekaj�cych, �eby
z�o�y�
podanie o przyj�cie do miasteczka namiot�w. Wzd�u� kolejki chodzi�o tam i z
powrotem kilku
michalit�w, rozmawiali z lud�mi i podtrzymywali ich na duchu. Siostra Beatrice
zatrzyma�a si� na
chwil�, by zamieni� par� s��w z jednym z zakonnik�w.
Kilka minut p�niej Beatrice i Vivien przesz�y przez Kensington Road i znalaz�y
si� na
Knightsbridge. Zzi�bni�ty, mniej wi�cej dziesi�cioletni ch�opiec podszed� do
nich i wyci�gn�� obie
r�ce w �ebrz�cym ge�cie. Beatrice nachyli�a si� tak, by jej g�owa znalaz�a si�
na poziomie jego
twarzy.
- Jak si� nazywasz? - zapyta�a �agodnie.
- Wills - odpowiedzia� po kilku chwilach ch�opiec.
- To �liczne nazwisko - stwierdzi�a siostra Beatrice. - A teraz Wills, gdyby�
zechcia�
odprowadzi� nas do tamtej kawiarenki na rogu Prince Consort Road, postara�yby�my
si�, �eby
dano ci jakie� �niadanie. Wiesz, nie mo�emy ofiarowa� ci �adnych pieni�dzy... bo
ich nie mamy.
Ma�y ch�opiec rozejrza� si� nerwowo w prawo i w lewo.
- Chocia� troch� drobniak�w, psze pani, je�li �aska - odpowiedzia�.
Beatrice pokr�ci�a stanowczo g�ow�, pog�adzi�a ch�opca po w�osach i posz�a
dalej.
- Do w�ciek�o�ci doprowadza mnie spos�b, w jaki niekt�rzy ludzie wykorzystuj�
swoje
dzieci - zwr�ci�a si� do Vivien. - Za�o�� si�, �e ojciec czy matka albo jacy�
inni krewni tego malca
czaj� si� w pobliskiej altanie... Nie pozwol� ch�opcu zatrzyma� nic z tego, co
wy�ebrze... Jeszcze
jeden pow�d, dla kt�rego nasza Wioska Dzieci jest taka wa�na.
Zakonnice skr�ci�y w lewo, min�y Muzeum Wiktorii i Alberta i zacz�y i�� obok
rz�du
dom�w. Niemal wsz�dzie by�o wida� w nich napisy: "Do wynaj�cia" i "Rewelacyjnie
niskie ceny".
Ludzi jednak widywa�o si� niewiele.
Po Brompton Road jecha�o kilka samochod�w. Rozwidni�o si�, ale ci�kie ciemne
chmury
nadawa�y porankowi szary odcie�. Po�owa punkt�w us�ugowych i sklep�w by�a
zamkni�ta;
widocznie ich w�a�ciciele padli ofiar� bezlitosnej recesji. W wej�ciach do
niekt�rych nieczynnych
sklep�w bezdomni ludzie zbudowali z dykty i tekturowych pude� skomplikowane
konstrukcje,
kt�re s�u�y�y im za mieszkania. Oparte o szyby pustych witryn w�zki na zakupy i
du�e worki na
odpady zawiera�y ca�y ich dobytek.
- Mamy w Hyde Paku siedem tysi�cy ludzi - odezwa�a si� Beatrice do Vivien. -
Kolejne
dziesi�� tysi�cy mieszka w schroniskach w r�nych punktach Londynu. "Times"
ocenia, �e liczba
wszystkich bezdomnych w ca�ym mie�cie przekracza sto dwadzie�cia tysi�cy. Co
wi�cej, liczba ta
z ka�d� chwil� ro�nie...
- Dok�d idziemy? - zapyta�a nagle Vivien, kiedy Beatrice skr�ci�a w Beauchamp
Place.
- Do nowego budynku administracji na Walton Street - odpar�a zakonnica. - Moje
wyst�pienie przeniesiono tam ze wzgl�du na udzia� w nim przedstawicieli prasy...
Beatrice przerwa�a. Vivien nie by�o u jej boku.
Przystan�a o kilka krok�w z ty�u.
- To nie mo�e by� przypadek - powiedzia�a, kr�c�c g�ow�. Prze�egna�a si� i
spojrza�a na
ciemne chmury na niebie. - Czy robisz to, dobry Bo�e, �eby pom�c mi podj��
decyzj�? - zapyta�a. -
Czy mo�e to tylko sprawka chytrej siostry Beatrice, �e zawiod�a mnie na miejsce
moich pod�ych
czyn�w?
Marszcz�c brwi, Beatrice spojrza�a na kole�ank�.
- Niewiele ponad rok min�� od chwili, kiedy w�a�nie tutaj spotka�y�my si� po raz
pierwszy -
przypomnia�a jej Vivien. - O nieca�e pi��dziesi�t metr�w od tego miejsca...
Jeden z moich
amant�w odprowadza� mnie do agencji, w kt�rej mnie wynaj��. Ty i brat Madison
kl�czeli�cie
wtedy na tym chodniku, okrywaj�c kocami jakiego� nieszcz�nika, kt�ry straci�
przytomno�� i
m�g� umrze� na tym mrozie.
- To zdarzy�o si� w�a�nie tutaj? - zdziwi�a si� Beatrice, spogl�daj�c w tamt�
stron�. - Nie
pami�tam dok�adnie miejsca.
- Przeszli�my na drug� stron�, �eby co� omin�� - ci�gn�a Vivien, a w jej g�osie
s�ycha�
by�o wi�ksze o�ywienie. - Otuli�am si� szczelnie futrem z norek. M�j amant,
jeden z tych
bezdusznych Arab�w z harmoni� forsy, lecz poza tym nieczu�y jak kamie�,
roze�mia� si� na ca�e
gard�o, kiedy tamten biedak wy�lizgn�� ci si� z r�k i upad� na chodnik...
Patrzy�am, jak schyli�a� si�
i usi�owa�a� go znowu podnie��. Na chwil� nasze spojrzenia si� spotka�y... Nigdy
tego nie
zapomn�. Pami�tam, �e czu�am si� w�wczas jak osoba absolutnie bezwarto�ciowa.
Beatrice przesz�a te kilka krok�w i stan�a u boku kole�anki.
- Kiedy wr�ci�am do swojego luksusowego mieszkania w Mayfair, p�aka�am -
powiedzia�a
zamy�lona Vivien. - Nie wiem dlaczego, ale nie mog�am przesta�. - Pokr�ci�a
g�ow�. - Up�yn�y
jednak prawie cztery miesi�ce, nim podesz�am do ciebie po tamtej mowie, kt�r�
wyg�osi�a� w
Marlboro School.
- Ciesz� si�, �e to zrobi�a� - odezwa�a si� Beatrice po kr�tkiej chwili ciszy.
Obie mniszki obj�y si� i u�ciska�y na �rodku chodnika, nie zwracaj�c uwagi na
przechodni�w.
- Chod�my - powiedzia�a w ko�cu Beatrice. - Czeka nas to wyst�pienie.
- By�a� niesamowita - stwierdzi�a Vivien, kiedy wraz z Beatrice znalaz�a si� na
Beauchamp
Place w drodze powrotnej do Hyde Parku. - Nie mog� wprost uwierzy�, jak dobrze
poradzi�a� sobie
ze wszystkimi, w��cznie z przedstawicielami gazet. Nigdy nie przestaniesz mnie
zdumiewa�.
- Dzi�kuj�, Vivien - odpar�a siostra Beatrice. - Przemy�la�am to wszystko bardzo
dobrze.
Martwi mnie jednak to, �e pod koniec spotkania by�am szorstka dla pani Shields.
To by�o
niepotrzebne.
- Ale ona na to zas�u�y�a - sprzeciwi�a si� Vivien, niemal biegn�c, by dotrzyma�
kroku
zakonnicy. - Ta kobieta jest nad�t� idiotk�. Gdyby mog�a, powrzuca�aby
wszystkich bezdomnych
do Tamizy i najch�tniej jak najszybciej o nich zapomnia�a.
- Obawiam si�, �e tak samo post�pi�aby wi�kszo�� obecnych - odrzek�a Beatrice. -
A w
dodatku i nas wrzuciliby do rzeki razem z nimi. Byli�my tolerowani tylko
dlatego, �e wiedzieli, i�
mamy rozs�dne i tanie rozwi�zanie problemu, z kt�rym sami nie mog� si� upora�.
- Czy zdziwi�o ci�, �e postanowili od�o�y� ostateczn� decyzj� do wieczora? -
zapyta�a j�
siostra Vivien.
- W�a�ciwie nie - odpar�a Beatrice. - Pan Clark wprawdzie obieca�, �e wyrazi
zgod� dzisiaj
rano, ale z pyta� zadawanych przez pani� Shields i jej zgraj� wynika�o
niedwuznacznie, �e nasz
pomys� rozszerzenia miasteczka nie cieszy si� popularno�ci�. Zw�aszcza �e nie
wyra�amy skruchy
z powodu przyj�cia do niego tak wielu obcokrajowc�w... Rada musi wi�c odby�
dzisiaj po
po�udniu jeszcze jedno, zamkni�te posiedzenie, �eby sprawi� na nas wra�enie.
Obie kobiety min�y podw�rko, na kt�rym bawi�a si� grupa dzieci odzianych w
jednakowe
szkolne mundurki.
- Te chocia� mog� by� szcz�liwe - powiedzia�a z naciskiem w g�osie Beatrice. -
Chocia�
w�tpi�, czy zdaj� sobie z tego spraw�. Nie mog� si� doczeka� chwili, kiedy i dla
naszych dzieci
zdob�dziemy odpowiedni sprz�t do zabaw.
- Wi�c uwa�asz, �e przyjm� twoj� propozycj�?
- Oczywi�cie - potwierdzi�a siostra Beatrice. - Wiele z tego, co m�wiono podczas
spotkania,
to nic wi�cej tylko polityczna poza. Tak dzieje si� zawsze, gdy w zebraniu bior�
udzia�
przedstawiciele prasy. Ka�dy cz�onek rady chce w�wczas wypowiedzie� swoje uwagi
na temat
tego czy innego aspektu zagadnienia... Na wypadek gdyby ca�e przedsi�wzi�cie
zako�czy�o si�
katastrof�. �adne z nich nie chcia�oby udost�pni� Kensington Gardens og�owi
ludzi, ale wiedz�,
�e w tej sytuacji w�a�ciwie nie maj� innego wyboru. Za bardzo ich przyt�acza
liczba bezdomnych
os�b.
Znalaz�y si� na Brompton Road. Beatrice skr�ci�a w lewo, ca�y czas sz�a bardzo
szybko.
- Czy mo�emy zatrzyma� si� na chwil� i czego� napi�? - zapyta�a j� Vivien.
Beatrice
spojrza�a na zegarek.
- Niestety, nie - odpar�a. - Mamy tylko tyle czasu, �eby zd��y� przygotowa� si�
do tej
rozprawy, a wyznaczono j� na jedenast�.
Siostra Vivien podbieg�a, chc�c szybciej znale�� si� u jej boku.
- B - powiedzia�a, z trudem �api�c oddech. - Jak s�dzisz, dlaczego sprawozdawcy
zadawali
nam na ko�cu tyle osobistych pyta�?
Beatrice wzruszy�a ramionami.
- Zawsze tak robi� - odrzek�a. - Zw�aszcza ci z telewizji. Uwa�aj�, �e
osobowo�ci s�
ciekawsze od problem�w czy pomys��w... Nie odpowiadaj�c na takie pytania,
pr�buj� zwraca� ich
uwag� na nasz zakon i na wszystko, co staramy si� osi�gn��. Nie zawsze jednak to
mi si� udaje.
- Jestem pewna, �e wiem, dlaczego si� tak tob� interesuj� - stwierdzi�a Vivien.
- Jeste� dla
nich kim� niezwyk�ym. Niewiele kobiet w twoim wieku umia�oby tak przedstawi�
sw�j pomys�.
- Posz�o mi nie najgorzej, prawda? - u�miechn�a si� Beatrice. - Kiedy zacz�am
przem�wienie, poczu�am, jak wst�puje we mnie jaka� si�a.
Przez chwil� w milczeniu sz�y obok siebie.
- Czasami si� zastanawiam, jak wygl�da�oby moje �ycie, gdybym nie wst�pi�a do
zakonu -
odezwa�a si� w ko�cu Beatrice. - Czy by�abym nadal piosenkark�? A mo�e
postanowi�abym zosta�
kim� innym? Mo�e odnios�abym sukces jako instruktorka, dziennikarka, a mo�e
nawet polityk...
Stwierdzi�am, �e sprawia mi du�� rado�� przemawianie do grup ludzi...
Beatrice nagle si� zatrzyma�a. Siostra Vivien nie spostrzeg�a wyrazu
zaniepokojenia na jej
twarzy.
- Uwa�am, �e mog�aby� osi�gn��, co zechcesz, Beatrice - powiedzia�a. - Jeste�
taka
utalentowana... Przerwa�a, gdy poczu�a na ramieniu d�o� kole�anki.
- Doceniam twoje komplementy, naprawd� doceniam - odezwa�a si� siostra Beatrice.
Ruszy�a powoli w dalsz� drog�. - S� one jednak nie na miejscu, tak samo jak
duma, w kt�r� si�
przed chwil� wbi�am. Nieomal przekona�am sam� siebie, �e to tylko dzi�ki mnie
uda si� nam
utworzy� drug� cz�� miasteczka na terenie Kensington Gardens. Ten rodzaj
aroganckiej dumy jest
grzechem, a ja potrzebuj� ciebie, Vivien, by� pomog�a mi strzec si� przed czym�
takim. Kiedy
stwierdzisz, �e staj� si� zbyt dumna z siebie, musisz przypomnie� mi, �e moje
zwyci�stwa s�
zwyci�stwami Boga i �e nie b�d� mog�a osi�gn�� niczego, je�eli zostan�
pozbawiona Jego
wsparcia. W przeciwnym razie moja przydatno�� dla Jego s�u�by mo�e bardzo szybko
zmale�.
Siostra Vivien nie wiedzia�a, co odpowiedzie�.
- Spr�buj�, Beatrice - odrzek�a w ko�cu - lecz przypuszczam, �e mo�e to by�
bardzo trudne.
Nadal s�dz�, �e jeste� kim� wyj�tkowym.
4.
Kiedy Beatrice i Vivien powr�ci�y do budynku zarz�du w Hyde Parku, czeka� tam
ju� na
nich brat Darren, urz�dnik wyznaczony do pomocy w rozprawie o jedenastej i
odpowiedzialny za
dopilnowanie wszystkich spraw porz�dkowych. By� bardzo poruszony.
- My�la�em, �e ju� nigdy nie wr�cicie - powiedzia� kieruj�c obie kobiety do
ma�ego
gabinetu. - Mamy powa�ny problem.
- Dlaczego? - zapyta�a go Beatrice. - Czy dzieje si� co� z�ego?
- Awantura z wczorajszego wieczoru zaczyna zatacza� coraz szersze kr�gi -
wyja�ni�
podniecony brat Darren. - Zanosi si� na to, �e zainteresowanie rozpraw� b�dzie
bardzo du�e. W
ca�ej naszej spo�eczno�ci Irlandczyk�w a� si� gotuje. Pan Malone i jego dwaj
koledzy o�wiadczyli,
�e pan Bhutto usi�owa� zgwa�ci� pann� Macmillan i �e oni j� przed tym tylko
uchronili.
- A co m�wi na ten temat sama panna Macmillan? - zapyta�a go Vivien.
- Udzieli�a niejasnej odpowiedzi na temat tego, co ona i pan Bhutto robili,
zanim dosz�o do
wymiany pierwszych cios�w - odpar� Darren. - Nie sugerowa�a jednak, �e jej
partner napastowa� j�
seksualnie. Za to w o�wiadczeniu pana Bhutto a� si� roi od szczeg��w.
Pakista�czyk o�wiadczy�,
�e ich "intymne poca�unki" zosta�y brutalnie przerwane przez pana Malone'a,
kt�ry bez �adnego
powodu z�apa� go od ty�u i zacz�� bi� po g�owie. Bhutto twierdzi, �e nie mia�
wyboru i podj��
walk�, by si� broni�. Ich zeznania nie mog� by� bardziej sprzeczne. Niestety,
m�oda dama znalaz�a
si� mi�dzy m�otem a kowad�em. Dlatego w�a�nie brat Hugo... Darren przerwa� i
wbi� spojrzenie w
pod�og�.
- O co chodzi, bracie Darren? - odezwa�a si� zniecierpliwiona Beatrice. -
Zacz��e� co�
m�wi� o bracie Hugonie...
- Przykro mi, siostro Beatrice - oznajmi� m�ody zakonnik. - Wiem, �e wyznaczono
ci� na
przewodnicz�c�. Kiedy jednak od rana zacz�o si� dzia� tyle rzeczy naraz i kiedy
nie
odpowiedzia�a� na moje zapytanie, przyznaj�, �e wpad�em w panik�. Musia�em
porozmawia� z
kim�, co mam robi�.
- I co odpowiedzia� ci brat Hugo? - zapyta�a Beatrice.
- Powiedzia�, �e to ty jeste� prze