7698

Szczegóły
Tytuł 7698
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7698 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7698 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7698 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

A. Cole i C. Bunch - Zamorskie krolestwa Odleg�e Kr�lestwa Dla Jasona Cole�a i Elizabeth Rice Bunch Mapka: 1.Vacaan �The Far Kingdoms� - Vacaan - Odleg3e Kr�lestwa 2. Irayas - Irayas 3. The Black Mountain - Czarna G�ra 4. Gomalalee - Gomalalee 5. ( not to scale ) - nie wed�ug skali 6. Wahumwa - Wahumwa 7. Fist of the Gods - Pieoa Bog�w 8. pass - prze3ecz 9. The Rift - Dolina 10. Wasteland - Ziemia Ja�owa 11. The Crater - Krater 12. Desert - Pustynia 12. Grasslands - Stepy 13. River�s Headwaters - �r�d�a rzeki 14. Unknown - Tereny nieznane 15. Unknown Seas - Nieznane morza 16. rumored islands, - wyspy, archipelagi, rafy i tym podobne archipelagos, reefs, etc. znane z opowiada�. 17. Abandoned Barracks - Opuszczone Warownie 18. Cannibal Village - Wioska Kanibala 19. Kostroma - Kostroma 20. The Kingdom of Valaroi - Kr�lestwo Valaroi 21. Redond - Redond 22. The Pepper Coast - Wybrze?e Pieprzowe 23. The Narrow Seas - W1skie Morze 24. Likantu - Likant 25. Orissa - Orissa Pierwsza Podr� ROZDZIA� PIERWSZY Kurtyzana Kr�l Ognia. Kr�l Wody. Kr�lowa Muzy. Ja, Almaryk Emilie Antero, zapisuj� moje my�li pi�rem g�sim w drugim dniu �wiecy Miesi�ca �niw, w dziesi�tym roku Czasu Jaszczurki. Przysi�gam na g�owy mych potomk�w, i� wszystko, co tu pisz� jest, prawd�. B�agam was, Moi Panowie i Moja Pani, aby�cie spojrzeli przychylnym okiem na �w dziennik. Ogniu, o�wie� drog� i poprowad� korytarzami mglistej pami�ci. Wodo, wypie�� owoce mych my�li. Muzo, sp�jrz w �askawo�ci swej na me liche umiej�tno�ci i u�ycz s��w wartych opowie�ci, kt�r� snu� b�d�. Opowie�ci o mych podr�ach do Odleg�ych Kr�lestw. I o tym, co tam znalaz�em. CZYTAJ�C PONOWNIE te wersy, s�ysza�em �miech Janosza, �miech podobny do d�wi�cznego odg�osu b�bna, mog�cy ogrza� zimn� noc, lub zamieni� w kamie� s�owa g�upca. S�ysza�em wyra�nie, jakby dzwoni� mi nad uchem, a nie przybywa� jako iluzja sprzed czterdziestu lat. Ten �miech drwi� ze mnie i wcale nie dlatego, �e opisa�em t� histori�. �w cz�ek odnosi� si� przychylnie do historii i wszelkich m�drych ksi�g. Uwa�a� je za bardziej �wi�te ni� �wi�ty gaj cedrowy; s�dzi�, �e m�wi� wi�cej ni� zwierciad�o Proroka. Tak, odnosi�by si� do niej przychylnie, nawet mimo tego, �e moje zapiski odmalowuj� go czasem w niezbyt dobrym �wietle. Czy� jednak nie przysi�ga�em m�wi� tylko prawdy? Janosz by� najbardziej zagorza�ym czcicielem prawdy. Nawet wtedy gdy k�ama�... Szczeg�lnie wtedy, gdy k�ama�. Drwina, jestem tego pewien, wymierzona by�a w tradycyjne, otwieraj�ce zakl�cie, kt�re zawar�em w swoim dzienniku wzywaj�c ogie�, wod� oraz Muz�, aby wspiera�y mnie w moich zmaganiach. - To g�upi zwyczaj - powiedzia�by pewnie. - A co wi�cej, strata energii. To tak, jakby� wyleczy� gniazdo kurzajek na sk�rze, a potem zabrak�oby ci si�y na tak istotne sprawy ,jak demon gnie�d��cy si� w twej czaszce. Ni� z sup�em jest r�wnie dobra na kurzajki jak po trzykro� b�ogos�awiona sk�ra ropuchy, a o wiele mniej kosztowna. Nast�pnie klepn��by mnie w plecy i nape�ni� kielichy winem a� po same brzegi: - Po prostu rozpocznij sw� opowie��, Almaryku. S�owa przyjd� same. A zatem dobrze... Zacz�o si� od pewnej kobiety. Melina by�a najwspanialsz� kurtyzan� w ca�ej Orissie. Nawet po tylu latach na wspomnienie jej boskiego cia�a rozpieraj� mnie chucie. Mia�a du�e, ciemne oczy, w kt�rych ka�dy m�czyzna m�g� zatraci� dusz�, i d�ugie, pachn�ce perfumami kruczoczarne w�osy, sp�ywaj�ce fal� na szcz�ciarza, kt�remu pozwoli�a uton�� w swych cudownych obj�ciach. Mia�a kszta�ty z�otosk�rej bogini o wi�niowych ustach, piersiach zako�czonych wspania�ymi, karmazynowymi sutkami i o jedwabnych udach, b�d�cych zapowiedzi� najbardziej upojnego schronienia, jakie tylko podr�nik m�g�by sobie wyobrazi�. By�em naonczas m�odzianem licz�cym dwadzie�cia wiosen i po��da�em jej �lepo, wr�cz niepohamowanie, czuj�c w �y�ach wzburzon�, gor�c� krew charakterystyczn� dla tego wieku. Nie opowiada�bym teraz owej historii, gdyby Melina zaspokoi�a w�wczas me nieposkromione ��dze. Ona jednak zniewoli�a mnie tylko, parali�uj�c swym urokiem, karmi�c li tylko zawodowymi obietnicami. W dniu, w kt�rym zapl�ta�em si� w jej sie�, za�atwia�em akurat interesy zwi�zane z profesj� mojego ojca. Statek wioz�cy towary z zachodu zawin�� do portu i rozpocz�to ju� roz�adunek. Do moich obowi�zk�w nale�a�o mi�dzy innymi nadzorowanie rachunk�w. Nie oznacza�o to oczywi�cie ingerowania w prac� naszych wspania�ych niewolnik�w- urz�dnik�w. Ojciec stwierdzi�, �e potrzeba tam po prostu �obecno�ci w�adzy�, co oznacza�o, �e mia�em dopilnowa�, aby �ap�wki wr�czane kapitanowi portu, poborcy podatkowemu oraz poborcom dziesi�ciny - dla mag�w utrzymywa�y si� na rozs�dnym poziomie. Dzier�y�em sakiewk� pe�n� z�otych i srebrnych monet i wciska�em je w chciwe d�onie, pami�taj�c o ostrze�eniu, i� gdybym zbytnio przetrz�sn�� �w trzosik, profity z morskiej wyprawy okaza�yby si� nadzwyczaj marne. Rejs by� d�ugi i obfitowa� w niebezpieczne niespodzianki; nasz statek pad� ofiar� sztormu i o ma�y w�os nie zaton�� w pobli�u uj�cia rzeki, kt�ra przecina miasto na po�ow�. W�wczas nie mog�em si� nadziwi�, �e ojciec powierzy� mi to wcale nie�atwe zadanie. On jednak wiedzia�, �e nale�y mnie zach�ci�, dostrzegaj�c we mnie zalety, kt�rych ja sam nie potrafi�em zobaczy�. Kapitan portu odznacza� si� kompletnym brakiem do�wiadczenia i nadzwyczajn� dba�o�ci� pr�bowa� zrekompensowa� owo niedoci�gni�cie. Kiedy tak chodzili�my od skrzyni do pakunk�w, od pakunk�w do beczek, podliczaj�c warto�� towar�w, spostrzeg�em, �e niew�tpliwie zacz�� sobie ju� wyobra�a� �ap�wk� r�wn� rocznej pensji; w m�odzie�czych oczach zago�ci�y szpetne b�yski chytro�ci. Jego apetyt r�s�, a m�j umys� szuka� desperacko rozwi�zania. Rozejrza�em si� po magazynie i oko moje spocz�o na poszarpanej beli materia�u. J�kn��em, rozerwa�em j�, pozwalaj�c kosztownemu suknu sp�yn�� na brudn� pod�og�. Natychmiast zawo�a�em kapitana statku ignoruj�c, zdziwienie maluj�ce si� na obliczu portowego oficera. Niechybnie pomy�la�, �e zwariowa�em. Jego zaskoczenie przerodzi�o si� jednak w os�upienie, gdy pokaza�em przyby�emu �eglarzowi stan materia�u, przeklinaj�c jego mizern� jako��. - Albo jeste� g�upcem, kt�ry da� si� nabra� jakiemu� t�giemu oszustowi - ruga�em go - albo jeste� tym oszustem we w�asnej osobie. - Kl��em, narzekaj�c, �e jako�� materia�u srodze odbiega od normy i nawet kompletny laik na pierwszy rzut oka stwierdzi�by, �e sukno w ci�gu tygodnia zacznie si� rozk�ada� w wilgotnym klimacie Orissy; skoro za� bez problemu znalaz�em ten defekt, co z reszt� towar�w? - Do diab�a, kapitanie, patrz na mnie, gdy do ciebie m�wi�! Stary morski wyga w lot poj�� o co chodzi. Zacz�� j�cze� jak bardzo mu przykro i zaklina� si�, �e nie mia� o niczym zielonego poj�cia. Odes�a�em go strasz�c gniewem ojca, a sam zwr�ci�em si� do stoj�cego obok oficera. Kiedy go przeprosi�em, u�miechn�� si� niewyra�nie, po czym zupe�nie spowa�nia�, gdy na przypiecz�towanie owych przeprosin wcisn��em mu w d�o� jako �ap�wk� tylko jedn� monet�, bior�c pod uwag� wyra�nie zmniejszon� warto�� �adunku. Nie protestowa�, lecz mocno �cisn�� pieni�dz i umkn��, zanim zd��y�em na tyle oprzytomnie�, by stwierdzi�, �e i tak da�em mu pewnie za du�o. Miejski poborca podatkowy winien by� memu ojcu wiele przys�ug, wi�c z rado�ci� przyj�� rzadko spotykane �wiecide�ko z zachodu, kt�rym mia� zrobi� przyjemno�� znacznie m�odszej od siebie �onie. Uwa�aj�c si� za �wie�o wykreowanego mistrza handlu, oczekiwa�em poborc�w dziesi�ciny z Rady Mag�w. Jedyna pr�ba, jakiej si� obawia�em. W owych czasach utrzymywa�y si� silne animozje mi�dzy magami a cz�onkami mojej rodziny. W�a�nie bu�czucznie zadziera�em nosa my�l�c o rych�ym odwecie, kiedy og�oszono przybycie czarnoksi�nika. Szybko przerwa� te cieniutk�, jedwabn� ni� pychy. Prevotant znany by� jako jeden z najgrubszych i najbardziej chciwych mag�w w Orissie. Mia� kiepsk� reputacj� jako czarnoksi�nik, a tak�e jako cz�owiek o przedziwnym talencie do op�niania kupieckich sakiewek a� do ostatniej monety. Ujrzawszy mnie zachichota� z rado�ci, zadowolony, i� mi�dzy nim a fortun� stan�� kto� tak m�ody i g�upi. Chichot odbi� si� echem i przeszed� w przenikliwy pisk dobywaj�cy si� z gard�a faworyta przyczepionego do jego barku. W tamtych czasach niekt�rzy, zwykle starsi magowie trzymali faworyty, kt�re towarzyszy�y im podczas rzucania zakl��. Owe p� zwierz�ta, p� demony mog�y dowolnie zmienia� swe rozmiary, od dwukrotnie wi�kszych od cz�owieka do mniejszych ni� to pokryte �usk� stworzenie okr�cone doko�a szyi Prevotanta. Pisk potworka przybra� na sile, zapewne na skutek podekscytowania. Wi�kszo�� faworyt�w zachowywa�a si� histerycznie i czasami trudno je by�o utrzyma� w ryzach, lecz zauwa�y�em, �e ta kreatura by�a tak przera�ona jak regularnie maltretowany pies. Zamiast uspokoi� go ciep�ym s�owem i pog�aska� po grzbiecie, Prevotant zakl�� i wymierzy� faworytowi mocny cios szpikulcem. Stworzenie zapiszcza�o z b�lu i z�o�ci, lecz po chwili da�o za wygran�. Widzia�em, �e my�li intensywnie, jako �e jego sk�ra zmieni�a barw� z czarnej na pulsuj�co czerwon�. Zacz�o szarpa� krwawi�c� rank� ma�ymi, ostrymi z�bkami. - Mo�e jest g�odny - odezwa�em si�, s�dz�c, �e w ten spos�b zaskarbi� sobie �yczliwo�� Prevotanta. - M�g�bym pos�a� po jaki� smakowity k�sek. Faworyt zaszczebiota� s�ysz�c moje s�owa, lecz czarodziej pokr�ci� przecz�co g�ow�, a� zatrz�s�y mu si� policzki. - Nie przejmuj si� nim. Przejd�my od razu do interes�w. - Nad�� si�, na ile tylko pozwoli� mu szeroki pas, i utkwi� we mnie srogi wzrok. - Doniesiono mi o przemycie ukrytym w twoim �adunku. Straci�em zdrowy rozs�dek jeszcze przed jego atakiem. By�o to stare, portowe zagranie, szczeg�lnie popularne w kr�gach poborc�w dziesi�ciny dla mag�w. M�j ojciec skwitowa�by je �miechem. Wiedzia�em o tym. Ojciec opisywa� mi te rozmaite gierki, dbaj�c o uzupe�nienie mej edukacji. Lecz wiedzie� a robi� - ech, to ju� wielka r�nica. Moja twarz, ta odwieczna zdrajczyni rudow�osych, przybra�a kolor r�wnie ognisty jak moje k�dziory. - Ale�... ale�... To niemo�liwe - wyj�ka�em. - Kazali�my przedsi�wzi�� �rodki ostro�no�ci. Wszelkie �rodki ostro�no�ci! Prevotant skrzywi� si� i wyj�� zza fa�d poplamionych szat jakie� pomi�te kartki papieru. Przez chwil� studiowa� uwa�nie zapisane g�sim pi�rem s�owa skrz�tnie zakrywaj�c je d�oni� przed moim wzrokiem. Pokr�ci� pos�pnie g�ow�, po czym schowa� zapiski. Faworyt ruszy� w kierunku kieszeni i zarobi� kolejne uderzenie - Paskudna bestia - sykn�� mag i ponownie zwr�ci� si� do mnie: - Bardzo powa�ne oskar�enia. Wyj�tkowo powa�ne. - Po��dliwie �ypn�� na towary mojego ojca. - Nie pozostaje mi nic innego, jak... jak... Otworzy�em usta pe�en niepokoju. Niecierpliwie potrz�sn�� g�ow� i utkwi� we mnie ci�kie spojrzenie: - Jak... Wreszcie dozna�em ol�nienia. - Och! Och... Naturalnie! - Z�apa�em si� za pas i potrz�sn��em mocno sakiewk�. Oczy rozszerzy�y mu si� na �w znajomy brz�k, a twarz poja�nia�a wyra�nie, gdy obliczy�, o ile pomno�y sw�j maj�tek. Skrzek faworyta wci�� wskazywa� na gr� g��bokich emocji. Czarodziej nie�wiadomie, chyba z przyzwyczajenia uszczypn�� stworzenie. Je�li za� chodzi o mnie, zrozumia�em sw�j b��d w tej samej chwili, w kt�rej go pope�ni�em. Teraz Prevotant wie dok�adnie, czym dysponuj�, i b�dzie chcia� wyci�gn�� jak najwi�cej. Po jednej stronie leg�o nieszcz�cie, po drugiej za� zago�ci�o upokorzenie, a ja po�r�d nich desperacko pr�bowa�em pom�c sobie swoim sprytem. Rozpocz�li�my targowanie. - No c� - powiedzia� w ko�cu - s� pewne rzeczy, kt�rych powinienem dope�ni�. Niekt�rzy powiedzieliby, �e jest to moim bezwzgl�dnym obowi�zkiem. B�d� jednak potrzebowa� wsparcia. Dziesi�ciu pomocnik�w... a mo�e i wi�cej. Ponownie potrz�sn��em sakiewk�, w�ciek�y, �e nie mam innego wyboru, i brn��em dalej. - Ale ... - zacz��em w��czaj�c si� do gry. - Ale ... - Zreszt� nie ma konieczno�ci, bym post�powa� �ci�le wed�ug zasad - odpowiedzia� po namy�le. - Nauczy�em si� polega� w tych sprawach na mojej �agodnej naturze. - Zmierzy� sakiewk� wzrokiem, lecz ja nie wykona�em najmniejszego gestu. - M�g�bym to ostatecznie zrobi� sam - powiedzia� pragn�c, aby moja d�o� wreszcie uwolni�a trzymane z�oto. - To jednak b�dzie wymaga�o... - Ponownie zerkn�� na �adunek. - Moi prze�o�eni nie pozwoliliby mi pobra� od ciebie dziesi�ciny mniejszej ni�... trzy miedziaki za ka�d� dziesi�t� wagi. Westchn��em. - A zatem musz� natychmiast pod��y� do domu mego ojca z wie�ci� o jego ruinie. - Tr�ci�em sakiewk�. - Dziesi�cina, kt�rej ��dasz, zabierze wszystko co posiadam i nawet jeszcze wi�cej. Prevotant spojrza� z b�lem. Policzki mu obwis�y, lecz dostrzeg�em, �e oczy jego faworyta b�ysn�y zadziornie i stworzenie wysun�o j�zyk wietrz�c fluidy strachu. Trzyma�em nerwy na wodzy nie zdradzaj�c prawdziwych uczu�. Mag z�ama� si� pierwszy. - No dobrze - wykrztusi� przez �ci�ni�te gard�o. - Odprawi� tu proste oczyszczenie, lecz ze wzgl�d�w bezpiecze�stwa musi ono obj�� ca�y magazyn. Dziesi�cina za taki obrz�dek wynosi jeden miedziak za sto miar wagi. Podni�s� r�k�. - Jednak... jestem tu tylko z moim faworytem. Zakl�cie wymaga mn�stwo pracy i przygotowa�... Wyj��em sakiewk� zza pasa. Faworyt zacz�� pohukiwa� niczym sowa, ow�adni�ty chciwo�ci�, podczas gdy jego pan drapie�nym ruchem schowa� woreczek z monetami za pazuch�. - Za�atwi� to bardzo szybko - rzuci� bez namys�u. - B�yskawicznie. Pos�a�em po niewolnika, �eby przyni�s� jego rzeczy z lektyki i chwil� p�niej czarnoksi�nik ustawi� sw�j tr�jn�g, z kt�rego zwiesza�a si� mosi�na misa pe�na gor�cych w�gli. On za� wrzuca� do naczynia r�ne �miecie, kawa�ki ple�ni i jakie� proszki. Obrzydliwa wo� wype�ni�a powietrze, lecz nie pojawi� si� charakterystyczny dym. Faworyt zeskoczy� na pod�og� i podrygiwa� dooko�a, wrzeszcz�c na znak protestu. Jestem pewien, �e umkn��by gdyby nie d�ugi, cienki �a�cuch, kt�ry Prevotant mocno �ciska� w gar�ci. Mag umie�ci� tr�jn�g w w�skim przej�ciu mi�dzy skrzyniami pe�nymi drewnianych zabawek. Twierdzi�, �e miejsce to jest najskuteczniejsze do odpowiedniego ukierunkowania zakl�cia. Ruszy� wolno wzd�u� w�skiego korytarza wlok�c za sob� faworyta; stworzenie opiera�o si� zaciekle, zawodz�c niczym dziecko i d�awi�c si� na �a�cuchu. - Przesta� - wycedzi� Prevotant. - Tylko wszystko pogorszysz. Ukl�k� na jednym kolanie i narysowa� okr�g na pod�odze, a nast�pnie kwadrat obejmuj�cy ko�o. Skr�ci� �a�cuch przyci�gaj�c faworyta do siebie. Ma�e z�bki k�sa�y na o�lep wpijaj�c si� w palce, lecz w ko�cu uda�o mu si� z�apa� potworka za szyj� i wrzuci� w obr�b ko�a. Stworzenie przez kilka chwili wydawa�o si� zamroczone upadkiem. Prevotant skin�� g�ow�. - Teraz dobrze. A je�li dalej b�dziesz przysparza� mi k�opot�w, ka�� ci� obedrze� ze sk�ry i uszy� z ciebie buty. - Mag podni�s� si� sapi�c ci�ko i podszed� do tr�jnogu. Skin��, bym do niego do��czy�, a ja spe�ni�em pro�b�. - Konieczna jest obecno�� w�a�ciciela - wyja�ni�. - W przeciwnym razie zakl�cie oczyszczaj�ce nie b�dzie trwa�e. Ze swoich baga�y wydoby� kolejny worek. - Chc�, �eby zakl�cie by�o dobre i silne - powiedzia�. - Lubi�, kiedy klienci s� zadowoleni. Po magazynie gdzieniegdzie kr�cili si� ludzie - urz�dnicy, tragarze oraz potencjalni klienci, kt�rzy przyszli, aby rozejrze� si� w towarze. - Czy mam ich wyprosi�? - zapyta�em. - Nie ma potrzeby. Ryzyko jest minimalne. - Wrzuci� do misy gar�� czego� co wygl�da�o na br�zowe wi�ry, kt�re w zetkni�ciu z w�glami wyda�y wilgotny syk. Przyjrza�em si� uwa�niej, ale i tym razem nie dostrzeg�em najmniejszego �ladu dymu. Zacz�� szybko i nagle: - O, demony, kt�re zamieszkujecie krain� ciemno�ci. Strze�cie si�! Strze�cie! - Wytrz�sn�� wi�cej br�zowych stru�yn na �ar, a w odpowiedzi rozleg� si� kolejny syk. Zobaczy�em, �e w�gle przestaj� si� �arzy�, jakby co� wysysa�o z nich gor�co. - Ogie� w Ch��d. Ch��d w Ogie�. Wzywam p�omienie, aby was odszuka�y. Strze�cie si� demony! Strze�cie! Opr�ni� worek wsypuj�c zawarto�� do misy. Ujrza�em b�ysk. Kupka w�gli za�ama�a si� na samym �rodku tworz�c szar�, martw� mas�. Stworek w kredowym wi�zieniu wyda� z siebie upiorny skowyt. Okr�g o�y� tysi�cem rozta�czonych p�omieni. Faworyt zaskrzecza� z b�lu szamocz�c si� i podskakuj�c doko�a przeszywany mackami upiornego ognia. Dotyk �ywio�u nie pozostawia� najmniejszego �ladu na sk�rze stworzenia, lecz bezsprzecznie gor�co dawa�o mu si� we znaki. Pe�ne rozpaczy i desperacji wycie wydawa�o si� nadzwyczaj prawdziwe. Nagle faworyt skurczy� si� do rozmiar�w ma�ego kamyka, mimo i� jego wrzaski by�y r�wnie g�o�ne jak przedtem. Odskoczy�em zatrwo�ony, gdy kamyk ur�s� niespodziewanie do rozmiar�w psa i rozrasta� si� wci��, a� przekroczy� obszar otaczaj�cego go okr�gu. Ma�e z�bki zamieni�y si� w pot�ne, po�yskuj�ce k�y, k�api�ce w agonii b�lu. �aden rozmiar nie m�g� mu jednak pom�c w ucieczce; p�omienie podskoczy�y jeszcze wy�ej. - Przepadnij! - krzykn�� Prevotant. Faworyt znieruchomia� jak ra�ony piorunem; milcz�cy, z roztwartym, upiornym pyskiem widocznym poprzez �cian� p�omieni. Zaleg�a cisza. Wkr�tce jednak us�ysza�em cykanie, potem nast�pne, jakby otworzy� si� dach wpuszczaj�c roje owad�w; ca�e ich chmary spada�y martwe z krokwi i �cian: niekt�re skrzydlate, inne pe�zaj�ce. Po chwili poczu�em na ciele g�sty, suchy deszcz. Us�ysza�em odg�osy zamieszania, kt�re przerodzi�y si� w dziki p�d i skrobanie, stopniowo przybieraj�ce na sile. Nagle magazyn zala�y tysi�ce szczur�w i jaszczurek, a pod�oga zmieni�a si� w istne morze futer i �usek. Kobiety i m�czy�ni rozproszeni tu i tam zacz�li krzycze� z przera�enia i obrzydzenia. - Nie ma si� czego obawia� - rozleg� si� spokojny g�os maga. - By� mo�e zakl�cie jest zbyt silne, ale przynajmniej pozb�dziesz si� szkodnik�w. - Zanim zd��y�em otworzy� usta, podni�s� obie r�ce do g�ry i krzykn�� - Koniec! - Ogie� znikn�� momentalnie - r�wnie szybko, jak si� pojawi�. Nagle zobaczy�em, �e w�gle w misie zawieszonej na tr�jnogu �arz� si� ponownie. Mag szarpn�� za �a�cuch wyci�gaj�c faworyta poza granice wyznaczone kred�. Stworzenie powr�ci�o ju� do swych normalnych wymiar�w, lecz nadal kipia�o w�ciek�o�ci� za spos�b, w jaki zosta�o potraktowane. - No, dobra robota - odezwa� si� do mnie Prevotant ci�gn�c bezlito�nie za �a�cuch. - Teraz musz� tylko... - Obydwaj podskoczyli�my widz�c, jak faworyt warkn�� gro�nie i wystrzeli� w g�r� urastaj�c do rozmiar�w cz�owieka. Szarpn�� za �a�cuch a Prevotant wrzasn��, gdy koniec uwi�zi wy�lizn�� mu si� z d�oni tn�c mi�kkie cia�o. - Hej - zawo�a� - co to ma znaczy�? Przesta� natychmiast! - Podrepta� do przodu z uniesion� pi�ci�. Faworyt ponownie warkn�� i zacz�� w�ciekle k�apa� z�bami. Skuli� si�, gdy Prevotant podszed� do niego, lecz nie zmieni� rozmiar�w, a jego sk�ra po�yskiwa�a barwami z�o�ci. Mag z w�ciek�o�ci� kopn�� stwora. Bestia z piskiem przeskoczy�a swego pana, kt�ry obr�ci� si� b�yskawicznie, kln�c i krzycz�c, �eby faworyt natychmiast wr�ci�, lecz ten skuli� uszy i pop�dzi� przez magazyn niczym spuszczony ze smyczy ogar. Niewiasta odziana w kosztowne szaty wrzasn�a z przera�enia i do��czy�a po�piesznie do orszaku swoich niewolnik�w. Jej krzyk przyci�gn�� tylko uwag� bestii, kt�ra skr�ci�a nagle i przemkn�a tu� obok niej, roztr�caj�c t�um ludzi. Krwawa rana naznaczy�a rami� nadobnej niewiasty. W�ciek�o�� Prevotanta ust�pi�a miejsca panice. - Wracaj do tatusia! - b�aga� teraz wysokim sopranem. - Tatu� ma dla ciebie smakowite niespodzianki... Prosz� ci� wr��. - Faworyt nie zwa�aj�c na s�owa swego pana szarpa� zaciekle z�bami opakowania towar�w, rozrywa� pazurami skrzynie. Moi ludzie pr�bowali go zwabi� w k�t, lecz uciekli widz�c, jak szar�uj�ca bestia rozrasta si� coraz bardziej. Znowu rzuci� si� na �adunek. Chaos najwyra�niej wyostrzy� mi zmys�y; nie tylko dostrzeg�em, �e szkody s� minimalne, lecz r�wnie� zrozumia�em, �e w�a�nie otwiera si� przede mn� szansa ucieczki od maga. - Aha! - krzykn�� Prevotant, gdy Faworyt odwr�ci� si� i pop�dzi� ku nam. - Teraz pos�uchasz g�osu rozs�dku! - Stworzenie skurczy�o si� jednak i przemkn�o mi�dzy nami. Wyczu�em nadarzaj�c� si� okazj� i b�yskawicznie popchn��em tr�jn�g. Dymi�ce w�gle rozsypa�y si� po�r�d skrzy� pe�nych drewnianych zabawek. Teraz mag wpad� w histeri� . Skoczy� i brzegiem szat pr�bowa� d�awi� w zarodku ma�e p�omyki. - Pom� mi! - zawo�a�. - W przeciwnym razie stracisz to wszystko. - Oczyma wyobra�ni widzia� ju� ca�y magazyn, a nast�pnie ca�e nabrze�e, trawione bezlitosnym ogniem. Podszed�em spokojnym krokiem, delikatnie odsun��em go na bok i ugasi�em ogie� depcz�c p�omienie. Zostawi�em go zastyg�ego w bezruchu, paplaj�cego"s�owa przeprosin, a sam poszed�em po nadzorc� magazynu. Wzi�li�my sie�, kilka d�ugich kij�w i zawo�ali�my paru krzepkich niewolnik�w. Do�� szybko uda�o nam si� usidli� faworyta, kt�ry okazywa� ju� wyra�ne oznaki zm�czenia i strachu, po czym przyprowadzili�my go do jego pana. Prevotant patrzy� na mnie ciel�cymi oczami. Zlekcewa�y�em to spojrzenie i powiod�em lodowatym wzrokiem po �zgliszczach�. - Prosz�, pozw�l mi to wszystko naprawi� - odezwa� si� nie�mia�o. Wyci�gn��em r�k�. - Mo�esz zacz�� od z�ota mego ojca - zaproponowa�em. Sprawia� wra�enie os�upia�ego. - Tak du�o? - wyszepta�, ale od razu zwr�ci� mi sakiewk�. - I to tylko na pocz�tek - kontynuowa�em - bo kiedy podlicz� dzisiejsze straty ... - Pokr�ci�em g�ow�. - W�tpi�, czy starczy ci �rodk�w na sp�at�. Poradz� memu ojcu, �eby uda� si� po rekompensat� do rady. - Pragn��em jedynie wla� w jego serce strach bog�w. Tak naprawd� to wcale nie mia�em zamiaru wzi�� od niego wi�cej pieni�dzy. By�em przekonany, �e wysoko�� d�ugu, jaki wyczarowaliby ksi�gowi mego ojca, wprowadzi�aby Prevotanta w pokor� na wiele lat. Zamierza�em w�a�nie zacz�� moj� litani� �ale�, �z drugiej strony� i tym podobnych powiedzonek, kiedy nagle podni�s� palec do ust na znak ciszy. Rozejrza� si� woko�o, aby sprawdzi�, czy kto� nas nie obserwuje. - Mo�e mam tu co�, co mo�e potrafi uspokoi� m�odego panicza - odezwa� si� tajemniczo. Zag��bi� d�o� w przepastnych fa�dach swych szat, rzuciwszy mi chytre spojrzenie. - Przekonasz si� sam, �e to co� naprawd� wyj�tkowego. Wr�czy� mi bia�� kart� o mocno czerwonych brzegach. Po�rodku widnia�a piecz�� cechu nierz�dnic: wyzywaj�co obna�ona posta� Butali, bogini mi�o�ci z przesadnie wielkimi piersiami i narz�dami p�ciowymi. Poni�ej z�oty napis g�osi�: �Melina b�dzie dzi� ta�czy� dla swych szczeg�lnych przyjaci� i dobroczy�c�w�. Wiedzia�em, kim by�a; podobnie zreszt� jak ka�dy m�czyzna w Orissie. Melina, jedna z dwunastu najpi�kniejszych kobiet, jakie znajdowa�y si� na samym szczycie handlu przyjemno�ciami. Wszystkie u�ywa�y wytwornych s��w i zg��bia�y subtelno�ci cywilizacji. Wielcy m�czy�ni, bogaci m�czy�ni, a wreszcie przystojni m�czy�ni i bohaterowie zabiegali o ich wzgl�dy zar�wno z uwagi na przyjemno�� jak� czerpali z przebywania w ich towarzystwie, jak i dla rozkoszy cielesnych. Na tym polu ta gor�ca, nami�tna bogini swego zawodu nie mia�a sobie r�wnych. Ka�dy m�czyzna zrobi�by wiele, by zaton�� w nami�tnych obj�ciach Meliny. Szczeg�lnie bardzo m�ody m�czyzna, kt�ry nie mia� do zaoferowania prawie nic ponad sw� m�odo��. Otworzy�em usta. - Sk�d ty to masz? - Niemo�liwe, �eby cz�owiek typu Prevotanta otrzyma� zaproszenie od tak egzaltowanego towarzystwa. Mag skwitowa� zawart� w moim pytaniu odraz� kolejnym chytrym spojrzeniem. - Czy to naprawd� takie wa�ne? Ponownie zerkn��em na kart�. Butala nie by�a ju� sama. Teraz przewodniczy�a zbiorowej orgii. Przygl�daj�c si� zobaczy�em , jak nagie postacie zaczynaj� si� porusza� kopuluj�c na wi�cej sposob�w, ni� by�em w stanie sobie wyobrazi�. - Zamierza�em to sprzeda� - szepn�� mag wprost do mego ucha. - Cena bez w�tpienia by�aby wysoka. Ponownie spojrza�em na jej imi� czuj�c przebiegaj�cy przez cia�o gor�cy pr�d i widz�c, jak litery rosn� wype�niaj�c niemal ca�kowicie pole widzenia. - Melina - wyszepta� g�o�niej Prevotant. - Dla ciebie? Wzi��em kart� pr�buj�c nie da� pozna� po sobie najmniejszego wra�enia. - Och, s�dz�, �e mog�oby mnie to zainteresowa�. - Wsun��em kart� do kieszeni kaftana. - A zatem dobili�my targu? - zapyta� Prevotant. Zawaha�em si�, lecz natychmiast poczu�em jak karta pali mnie na piersiach. Czu�em, �e ta kobieta ju� rzuci�a na mnie czar. Musia�em j� zobaczy�. Skin��em g�ow�. Prevotant potraktowa� skinienie jako urz�dow� piecz��, u�cisn�� mi d�o� i mamrocz�c co� pod nosem wyszed� czym pr�dzej z magazynu z gaworz�cym stworkiem na ramieniu. D�ugo jeszcze nie mog�em zapomnie� tego chytrego spojrzenia i czu�em, �e post�pi�em g�upio przyjmuj�c kart�. Zamiast wzi�� odzyskane z�oto i uda� si� prosto do domu, by uczci� osobiste zwyci�stwo nad magiem, poszed�em do tawerny, gdzie do p�nej nocy pi�em i gra�em z przyjaci�mi. Winiak zmieszany z wigorem m�odo�ci rozwia� pocz�tkowe wahania. Dlaczego mia�bym pozwoli�, aby taka szumowina, jak Prevotant wywiera�a na mnie taki wp�yw? Poza tym, czy� nie by� on magiem? A czy� magowie nie byli zmor� rodziny Antero? Gdybym tam poszed�, m�g�bym da� mu prztyczka w nos w imi� mojej rodziny. Dlaczego mia�bym tego nie zrobi�? Wymkn��em si� mojej kompanii prosto w pogr��one w ciemno�ciach nocy miasto, aby poszuka� lektyki, kt�r� niewolnicy ponie�li w�skimi uliczkami. Kiedy wreszcie zatrzymali si�, ksi�yc sta� na niebie w najwy�szym punkcie. Mocno podniszczony budynek, do kt�rego sprowadzi�o mnie zaproszenie, nie wyr�nia� si� niczym szczeg�lnym. Prawd� m�wi�c ca�a ulica stanowi�a cz�� dzielnicy pe�nej kamieniczek, sklep�w i tawern dla najni�szej z klas wolnych. Jaszczurki i �winie walczy�y tu o zdobycz grzebi�c w stertach �mieci. Wszed�em do kamienicy czuj�c zw�tpienie. Panuj�ce wewn�trz ciemno�ci i smr�d niemal zatyka�y dech w piersiach. Wyj��em z kieszeni ogniste paciorki i wyszepta�em zakl�cie; zal�ni�y s�abo. W w�t�ym �wietle wn�trze wyda�o mi si� jeszcze bardziej odpychaj�ce. Widzia�em ciemne kszta�ty przycupni�te pod zimnymi �cianami, a jakie� mniejsze stworzenia umyka�y mi spod n�g. Brn��em jednak dalej wspinaj�c, si� po skrzypi�cych, rozklekotanych schodach, przechodz�c uwa�nie ponad po�amanymi stopniami i chrapi�cymi cielskami. Opary wina ulatnia�y si� z mej g�owy do�� szybko w tych niezwyk�ych okoliczno�ciach. Dotkn��em miecza wsuni�tego w sk�rzan� pochw�, wtargn��em bowiem w �wiat z�odziei i czarownic. Ponownie zastanowi�em si� nad trafno�ci� decyzji. Wtedy do mych uszu dobieg�y s�abe d�wi�ki muzyki oraz �miech. Na najwy�szym pi�trze ujrza�em olbrzymie odrzwia, przez kt�re dobywa�a si� cudowna wo� kwiat�w rozpraszaj�ca wyziewy kamienicy, kojarz�ce si� z bied� i zbyt wieloma nieudanymi zakl�ciami. Poci�gn��em za �a�cuch i rozdzwoni�y si� dzwonki. Odg�os krok�w i po chwili drzwi otwar�y si� skrzypi�c w zawiasach. Snop �wiat�a zala� korytarz, wi�c podnios�em r�k� zas�aniaj�c oczy. - W czym mog� pom�c, szlachetny panie? - rozleg� si� g��boki g�os. M�j str�j stanowi� nieomyln� oznak� klasy i bogactwa. - Mam... zaproszenie - odpar�em przecieraj�c powieki, aby lepiej widzie�. - Gdzie� tutaj... zaraz... - Nerwowo przeszukiwa�em kaftan w poszukiwaniu karty. Gdy oczy przyzwyczai�y si� do �wiat�a, serce skoczy�o mi do gard�a. Na twarzy mego rozm�wcy ujrza�em ogromnego paj�ka z opas�ym, bulwiastym odw�okiem i strz�piastymi ko�czynami. Jego wielkie, czerwone oczy wpatrywa�y si� we mnie uporczywie. Paj�k przem�wi�: - Witaj, szlachetny panie. Skrz�tnie ukry�em ogarniaj�c� mnie panik�, a w chwil� p�niej dozna�em ulgi. Paj�k okaza� si� dopracowanym w najdrobniejszym szczeg�le tatua�em, totemem, a przede mn� sta� wysoki, ko�cisty m�czyzna o d�ugiej, w�skiej twarzy i bladej sk�rze, kt�ra najwyra�niej rzadko widywa�a �wiat�o dzienne. Mia� na sobie kosztowne, ozdobne, brokatowe szaty przepasane czerwon� szarf�. - P�no ju� - rzek� m�czyzna - ale macie, panie, wyj�tkowe szcz�cie. Melina jeszcze nie zacz�a ta�czy�. - Wskaza� ruchem r�ki. - T�dy, prosz�. Wszed�em do szerokiego, dobrze o�wietlonego holu wy�o�onego grubymi, barwnymi dywanami z zachodnich kraj�w. Muzyka i �miech wydawa�y si� tu jeszcze g�o�niejsze. M�czyzna spojrza� przez rami�. - Nazywam si� Leego, m�ody panie. Je�li m�g�bym ci w czymkolwiek pom�c dzisiejszego wieczoru, szepnij tylko moje imi� kt�remu� z niewolnik�w. Odzyska�em g�os. - To bardzo mi�o z twojej strony, Leego. Niech Butala po wsze czasy obdarza ci� swym u�miechem. Leego skin�� g�ow�, po czym otworzy� na o�cie� du�e, podw�jne drzwi. - Powitajmy naszego nowego go�cia - obwie�ci� g�o�no. Odezwa�y si� g�o�ne, kobiece piski zadowolenia. Otoczy�o mnie kilkana�cie najpi�kniejszych istot, jakie do tej pory widzia�em w swoim �yciu. By�y nagie. Warto wyja�ni�, �e nie nale�a�em do tych ca�kiem niedo�wiadczonych m�odzie�c�w. Podszczypywa�em i poklepywa�em po kr�g�ych po�ladkach wiele m�odych s�u�ek. Nieraz na ojcowskich farmach buszowa�em w sianie z moimi kuzynkami. W ostatnich latach figlowa�em z tyloma dziewkami z tawern i panienkami za p� miedziaka, �e m�j ojciec zacz�� si� powa�nie niepokoi�, i� zd��am do samozag�ady. Nigdy jednak, przenigdy, nie stan��em twarz� w twarz z tak� ilo�ci� godnych po��dania cia�. Ka�da nast�pna wydawa�a mi si� �adniejsza od poprzedniej; jedna by�a wysoka i kr�ciutko ostrzy�ona, a jej d�ugie nogi i r�ce wystarczy�yby, aby ople�� w pasie nawet najt�szego m�czyzn�. Inna mia�a pi�kne, p�owe w�osy i by�a na tyle niska, �e z powodzeniem mog�a przyj�� ka�d� pozycj�, jak� tylko mo�na sobie wyobrazi�. Niekt�re kusi�y obfitymi kszta�tami, inne nadzwyczajn� smuk�o�ci�. Wszystkie chichota�y i przysuwa�y si� do mnie, otulaj�c �ci�le swymi powabami i poci�gaj�c w g��b pomieszczenia. Kto� zapyta� jak mam na imi�. - Almaryk - krzykn��em. - Z rodziny Antero. - Us�ysza�em, jak przekazywano sobie moje imi�, a w chwil� p�niej zda�em sobie spraw�, �e le�� rozci�gni�ty po�r�d zwa��w puchatych, perfumowanych poduszek, trzymaj�c w d�oni kielich wype�niony po brzegi jakim� mocnym trunkiem. Naga kobieta u mego boku kusi�a mnie przysmakami ze srebrnej tacy. W obawie, i� lada moment ta cudowna iluzja pierzchnie, zmuszaj�c mnie do opuszczenia tego raju, rozejrza�em si� doko�a, pr�buj�c zachowa� dystans, jakbym nie traktowa� tego do�wiadczenia powa�nie. Nikt nie zwraca� na mnie najmniejszej uwagi. Dostrzeg�em oko�o dwudziestu starszych m�czyzn: bogatych, na wysokich stanowiskach, �miej�cych si� i poch�oni�tych rozmow�. Podobnie jak ja, polegiwali na grubych, zdobionych brokatem poduszkach, w erotycznej asy�cie obna�onych s�u�ek Meliny. Obszerna komnata o p�kolistym sklepieniu by�a dyskretnie o�wietlona. Zza jedwabistych zas�on, zakrywaj�cych �ukowate wej�cie po jednej stronie, dochodzi�y d�wi�ki delikatnej muzyki. Tu� obok sta� masywny, z�oty pos�g Butali. Jej posta�, szczuplejsza ni� przedstawia�o tradycyjne wyobra�enie, zach�ca�a raczej do czu�o�ci. Pod�og� pokrywa�y puszyste dywany przywiezione z zachodnich kraj�w. Nigdy wcze�niej nie widzia�em podobnych arcydzie� sztuki tkackiej; postacie na nich wi�y si� i splata�y ze sob� w najr�niejszych erotycznych pozach. �ciany zdobi�y malowid�a przedstawiaj�ce dzikie orgie odbywaj�ce si� we wszelkich mo�liwych miejscach, od le�nych polan po go�cinne komnaty bog�w i bogi�. W miedzianym kotle dymi�y kadzide�ka. Zamo�niejsze kurtyzany wykorzystywa�y g�sty, czerwony dym do rozpalania m�skiej wyobra�ni. Dla mnie, owa sztuczka by�aby jedynie strat� czasu. Moja wyobra�nia zd��y�a ju� rozgrza� si� do czerwono�ci. Moja opiekunka wzi�a z tacy kawa�ek brzoskwini oblanej miodem. Pos�usznie otworzy�em usta. Wtedy zobaczy�em Melin�... i znieruchomia�em w tej samej chwili. Opisywa�em ju� jej niezwyk�e pi�kno, wdzi�k, inteligencj� i umiej�tno�ci. S�owa te jednak nale�a�oby uzna� za zbyt ubogie, nie potrafi�ce w�a�ciwie nakre�li� obrazu owej zmys�owej istoty, kt�r� w�wczas ujrza�em po raz pierwszy. Spoczywa�a na wy�o�onym dywanami podwy�szeniu, na niskiej, poz�acanej sofie w przeciwleg�ym kra�cu pomieszczenia. W przeciwie�stwie do swych niewolnic mia�a na sobie kompletny str�j: przezroczyste pantalony koloru ognioodpornych kamieni oraz bluzeczk� w tym samym odcieniu z idealnie skrojonym, r�wnie przezroczystym kubraczkiem. Guziki, wykonane z rzadkich, drogocennych kamieni, �wieci�y ognistym blaskiem. Powab bosych, niewielkich st�p o pomalowanych na czerwono paznokciach podkre�la�y z�ote bransolety otaczaj�ce kostki. Szczup�e d�onie o d�ugich, delikatnych palcach ozdobionych mieni�cymi si� pier�cieniami by�y zako�czone karminowymi paznokciami. Na delikatnych nadgarstkach podzwania�y kosztowne bransolety. D�ugie, kruczoczarne w�osy sp�ywa�y kaskad� a� do talii. Bawi�a si� ich kosmykami s�uchaj�c opas�ego m�czyzny, siedz�cego na pod�odze tu� przy sofie. By� w �rednim wieku i po stroju rozpozna�em w nim bogatego kupca. R�wnie� kilku innych m�czyzn dost�pi�o zaszczytu zaj�cia miejsca w pobli�u Meliny. Nienawidzi�em ka�dego samca oddychaj�cego powietrzem tej komnaty. Widzia�em wyra�nie, jak skrz�tnie udaj� zainteresowanie rozmow�. W ich �miechu r�wnie� wyczuwa�em fa�sz. W rzeczywisto�ci my�li wszystkich kr��y�y wok� Meliny, oplataj�c j� niczym o�lizg�ymi mackami na przemian z chciwymi, pe�nymi po��dania spojrzeniami. Nagie cia�a �adnych niewolnic nie mia�y dla nich najmniejszego znaczenia. Ja czu�em zreszt� to samo. Moje oczy pod�wiadomie pod��a�y ku pe�nym blasku, delikatnym kszta�tom ukrytym pod na wp� przezroczystym materia�em, ku piersiom zwie�czonym powabnymi, r�owymi sutkami i ku rudym kosmykom l�ni�cym mi�dzy jedwabistymi udami. Nago�� jej s�u�ek pot�gowa�a tylko nieposkromion� ��dz�, aby ujrze� wi�cej i wi�cej. Wtem serce podskoczy�o mi do gard�a. Zapomnia�em o nienawi�ci. Melina leniwie podnios�a oczy i nasze spojrzenia spotka�y si�. Czu�em jakby mnie kto� grzmotn�� z ca�ej si�y obuchem w g�ow�. Nigdy w �yciu nie widzia�em takiej g��bi. W jej znudzonych oczach dostrzeg�em po chwili, albo te� nami�tnie pragn��em dostrzec, b�ysk zainteresowania. Pe�ne, p�sowe usta rozchyli�y si� nieznacznie, ukazuj�c l�ni�cy koniuszek r�owego j�zyka. Zlustrowa�a mnie od g�ry do do�u. Nadszed� Leego, �eby nape�ni� jej puchar i dostrzeg�em, �e szepn�a mu co� do ucha wskazuj�c palcem na mnie. My�la�em, �e serce wyrwie mi si� z piersi. Bogowie, c� za przychylny gest fortuny! Po chwili jednak opad�y mnie w�tpliwo�ci. A mo�e nagle w jaki� spos�b zbrzyd�em? Czy te� przypadkiem jaka� wied�ma, chowaj�ca si� na tej ohydnej klatce schodowej, nie uraczy�a mnie swym parszywym zakl�ciem? Lub mo�e nietoperz narobi� mi na w�osy? Instynktownie dotkn��em r�k� g�owy i wtedy zda�em sobie spraw� co j� we mnie zainteresowa�o. Z pewno�ci� moje w�osy. W tamtych dniach, na d�ugo przed jesieni� �ycia, w�osy promieniowa�y mi jasno�ci� niczym pochodnia czarownika. Nale�a�em do tej nielicznej grupki m�czyzn i kobiet w Orissie, kt�rych natura obdarzy�a p�omiennymi k�dziorami. A� do tej chwili by�y one g��wnie powodem do �miechu dla moich przyjaci�, podobnie zreszt� jak blado�� mej cery, kt�ra zdradza�a najmniejszy cie� emocji. Poczu�em g��bokie upokorzenie b�d�c pewnym, �e w�osy moje, po raz kolejny, uczyni�y ze mnie obiekt �art�w. Aby ukry� za�enowanie, odwr�ci�em si� do niewolnicy i przyj��em plasterek brzoskwini. W ustach tak mi zasch�o, �e prze�uwanie przychodzi�o mi z trudem, nie m�wi�c ju� o prze�kni�ciu. Muzyka ucich�a nagle, a wraz z ni� rozbawione g�osy m�czyzn. Us�ysza�em s�odki d�wi�k strun, a gdy si� odwr�ci�em, Melina siedzia�a ju� wyprostowana. Na jej delikatnych kolanach opiera�a si� lutnia. Cudowne palce dotyka�y leciutko strun wyczarowuj�c z drewnianego instrumentu najwspanialsz� z melodii, kt�ra blad�a jednak w por�wnaniu z g�osem Meliny, wype�niaj�cym pomieszczenie upojn� pie�ni�. Ws�ucha�em si� w t�skne s�owa opowie�ci o m�odej kurtyzanie sprzedanej przez biedn� rodzin�. Dziewczyna zakocha�a si� w przystojnym kapitanie, kt�ry musia� i�� na wojn�. Obieca�, �e po powrocie poprosi j� o r�k�. Dosz�o do straszliwej bitwy i �w zacny m�odzieniec poleg�. M�oda kurtyzana pi�knia�a z dnia na dzie�, a wie�� o jej niezwyk�ych talentach rozprzestrzenia�a si� z si�� huraganu. Wielu m�czyzn przychodzi�o do niej z bogatymi prezentami i jeszcze bogatszymi obietnicami. Oddawa�a im si�, jak nakazywa� obowi�zek, i przyjmowa�a podarunki, lecz nie znalaz� si� w�r�d nich ani jeden, kt�rego potrafi�aby pokocha�. Tylko �w przystojny kapitan dotkn�� pewnego tajemnego miejsca; miejsca, kt�rego �aden inny m�czyzna nie b�dzie m�g� ju� zg��bi�. Kiedy delikatne palce szarpn�y struny w ostatnim akordzie, prawie nie s�ysza�em g�o�nego aplauzu doko�a. �zy sp�ywa�y mi po policzkach. Odczuwa�em cierpienie Meliny, jej wieczn� udr�k�, jako �e natychmiast uczyni�em z niej bohaterk� owej opowie�ci. P�on��em potrzeb� ukojenia jej goryczy i zaj�cia miejsca przystojnego kapitana, lecz uczucia moje podziela� ka�dy z m�czyzn znajduj�cych si� w tym pokoju. Melina, jak ju� m�wi�em, posiada�a niezwyk�e umiej�tno�ci. Ka�demu z osobna pos�a�a czaruj�cy u�miech podzi�kowania. Pochyli�a si� lekko w prz�d, jakby chcia�a przem�wi�, i w komnacie zaleg�a cisza. Ona jednak unios�a pe�n� wdzi�ku r�k� i boskim palcem wskaza�a na Butal�. Zza zas�ony obok pos�gu wy�oni�a si� stara kobieta odziana w bogato zdobion�, czerwon� sukni� z przepasan� w talii z�ot� szarf� ze strojnymi fr�dzlami. By�a jedn� z czarodziejek cechu nierz�dnic. - Witam panowie - odezwa�a si� g�osem osobliwie m�odym. - Wszyscy chwalmy Butal�. - Wszyscy chwalmy Butal� - odpowodzieli�my tradycyjnym wezwaniem. - Niechaj nasze l�d�wie, krzy�e, biodra b�d� silne, a �ona naszych kobiet p�odne i g��bokie. Zerkn��em przez rami� i ku swemu wielkiemu zdumieniu zobaczy�em, �e Melina znikn�a. S�owa czarodziejki pozwoli�y mi oprzytomnie�: - Z przyjemno�ci� mog� panom powiedzie�, �e w�a�nie rzuci�am ko�ci i wynika z tego, �e bogowie nam sprzyjaj�: dzisiejszy wiecz�r b�dzie wyj�tkowy. Butal� raduj� zas�ugi i pobo�no�� tego zgromadzenia. Da�a mi znak, �e pozwoli Melinie na �wi�ty taniec, kt�rego �wiadkami by�o do tej pory tak niewielu szcz�liwc�w. - Wszyscy chwalmy Butal� - zaskandowali�my ch�rem. G�osy pozosta�ych m�czyzn by�y r�wnie niskie i dono�ne jak m�j. Czarodziejka klasn�a w d�onie. Pos�g Butali poruszy� si� wdzi�cznie rozpo�cieraj�c szeroko ramiona i odchylaj�c g�ow� do ty�u. Barwny p�yn wytrysn�� z jej marmurowej piersi. Dwie niewolnice zbli�y�y si� ko�ysz�c l�ni�cymi biodrami i podstawi�y du�� z�ot� mis�. Po kilku chwilach czara wype�ni�a si� po brzegi a bli�niacze strumienie urwa�y si� tak nagle, jak trysn�y. Kobiety chodzi�y mi�dzy nami oferuj�c zawarto�� misy. Kiedy przysz�a kolej na mnie, pos�usznie schyli�em g�ow� i poczu�em mocn�, przyjemn�, pi�mow� wo�. Napi�em si�. S�odki p�yn pop�yn�� g�adko wzniecaj�c ogie� w �o��dku. Ciep�o rozprzestrzenia�o si� po ca�ym ciele i wkr�tce poczu�em, jak pobudza moj� krew i wyostrza zmys�y. Na kolejne kla�ni�cie czarodziejki z miedzianego kocio�ka z kadzid�ami unios�a si� g�sta chmura czerwonego dymu. Poczu�em zapach r� i fio�k�w, a moje cia�o zadr�a�o w oczekiwaniu rych�ej przyjemno�ci. Jedwabna zas�ona rozsun�a si�. W ciemnej alkowie ujrzeli�my jedynie instrumenty strunowe oraz fujarki porzucone na pod�odze przez niewidzialnych muzyk�w. Stara niewiasta zn�w klasn�a w d�onie. - O, pi�kna Butalo - zaintonowa�a - u�ycz nam muzyki r�wnie s�odkiej jak twoje �ono. - Zgi�tym palcem wskaza�a na instrumenty i rozkaza�a: - Grajcie! Siedzieli�my w niemym zdumieniu kiedy instrumenty unios�y si� z pod�ogi; fujarki, harfy i cymba�y ko�ysa�y si� wdzi�cznie za� dwa ma�e, poz�acane b�benki ta�czy�y po obu stronach. Niewidzialne palce szarpa�y wprawnie struny. Niewielkie, wy�cie�ane m�oteczki zmusza�y cymba�y do wydawania z siebie urokliwych d�wi�k�w. Fujarki przygrywa�y do wt�ru. B�benki miarowym ra- ta- ta- tam nadawa�y mi�osny rytm. Melina wy�oni�a si� z mroku niczym duch g�r. Po obu jej stronach zap�on�y pochodnie o�ywione przez niewidzialne r�ce. Jej nagie, cudowne cia�o l�ni�o jak czyste z�oto. Widok zaskakuj�cej doskona�o�ci jej g�adkich kszta�t�w trwa� tak kr�tko, �e nie mogli�my by� pewni, czy to nie wp�yw �wi�tego napoju i naszej wyobra�ni. Nagle Melin� od czubk�w palc�w a� po sam� g�ow� pokry� obraz wij�cych si� postaci. Sta�a nieruchomo przez jedno, dwa, trzy uderzenia serca, a my widzieli�my kopuluj�cych m�czyzn i kobiety, r�ne postacie w mi�osnych grach, kobiety trzymaj�ce w obj�ciach inne kobiety, przystojnych ch�opc�w robi�cych ze sob� to samo, a tak�e nies�ychanie pomieszane kombinacje obu p�ci. Melina wykona�a powolny piruet, a jej cia�o o�y�o kolejnymi scenami erotycznymi. Muzyka zmieni�a si� i Melina zacz�a ta�czy�. Najpierw wykonywa�a wolne, ko�ysz�ce ruchy obracaj�c biodrami, splataj�c wdzi�cznie r�ce i poruszaj�c smuk�ymi nogami. Stopniowo wzmog�a te� tempo muzyka oraz postacie nieustannie figluj�ce na jej ciele. Gdy tak, wirowa�a potrz�saj�c piersiami i biodrami, przysz�o mi do g�owy, �e jeszcze moment, a oszalej� z po��dania. Czu�em, jak wok� narasta podniecenie a powietrze g�stnieje od wzbieraj�cych chuci. Kiedy byli�my ju� u kra�ca wytrzyma�o�ci, Melina przerwa�a taniec, przyjmuj�c poz�, kt�ra zachwyci�aby rze�biarza. Znikn�y obrazy i ujrzeli�my j� w ca�ej glorii. Karmi�em swoje oczy jak wyg�odnia�y cz�owiek, widokiem jej ust, piersi oraz g�adkiego, wygolonego sromu pomalowanego henn�. Potem alkowa pociemnia�a. Spogl�dali�my po sobie z zaschni�tymi ustami, oczami bol�cymi w oczodo�ach... z j�drami jak kamienie. - No, i jak, panowie - zabrzmia� cudowny g�os - czy zadowoli�am was? Odwr�cili�my g�owy. Rozparta wygodnie na kanapie, Melina zn�w mia�a na sobie pantalony i kubraczek, jak poprzednio. Jedynie delikatna, l�ni�ca warstewka potu wskazywa�a, �e odta�czy�a przed nami ten niesamowity taniec. - Wszyscy chwalmy Butal�! - zakrzykn�li�my ch�rem, a ja mia�em wra�enie, �e od aplauzu pop�kaj� mi w uszach b�benki. M�czy�ni wstali z miejsc, aby wychwala� jej sztuk�. Brz�k monet i stukanie drogocennych kamieni o posadzk� narasta�y w miar�, jak rzucano do jej st�p niezliczone dary. Leego kr��y� mi�dzy rozpalonymi samcami u�miechaj�c si� i poklepuj�c ich po plecach, zmuszaj�c do jeszcze wi�kszej hojno�ci. Nie mog�em si� powstrzyma�. Zerwa�em si� na r�wne nogi a moje d�onie samoistnie pow�drowa�y w poszukiwaniu jedynego podarunku, jaki mog�em da� - pe�nej sakiewki z�ota nale��cej do mego ojca. Przecisn��em si� przez t�um odpychaj�c �okciami moich rywali, jako �e si�� mia�em dwukrotnie wi�ksz� ni� przeci�tny m�czyzna. Podnios�a wzrok, gdy stan��em przed ni�. Dostrzeg�em b�ysk zadowolenia. Zmys�owe usta u�o�y�y si� w upojny u�miech. Rzuci�em sakiewk� na pozosta�e dary. D�wi�k, jaki wyda�a upadaj�c, �wiadczy� o jej znacznym ci�arze. - Och... to ten m�j przystojny m�odzieniec o ognistych w�osach - odezwa�a si� ciep�ym, przyjaznym g�osem, a zmys�owy zapach jej perfum owia� mnie wprawiaj�c w kompletne odr�twienie. Mog�em jedynie przytakn��. - Almaryk Antero, czy� nie? - Nie by�o pi�kniejszej muzyki ponad d�wi�k mego imienia w jej ustach. Uk�oni�em si�. - Do us�ug, pani - odpar�em. Roze�mia�a si� s�ysz�c sztywne, oficjalne pozdrowienie. Sp�oni�em si�. Melina b�ysn�a bia�ymi, idealnymi z�bami. - Och, prosz�, m�w do mnie Melina. Wszyscy moi przyjaciele tak mnie nazywaj�. To znaczy, bardzo bliscy przyjaciele. - Jej palce dotkn�y mojej r�ki. Zadr�a�em. - A widz� r�wnie dobrze, jak dostrzeg�by to ka�dy wr�bita, m�ody Almaryku, �e pisane nam jest zosta�... bliskim przyjaci�mi. Nie pami�tam ju� dok�adnie, co wyj�ka�em, ale zachichota�a jakbym opowiedzia� najprzedniejszy dowcip. - Powiedz mi - odezwa�a si� - czy to prawdziwe twoje w�osy? Czy te� mo�e jaki� niesamowity kosmetyk, jakiego u�ywaj� teraz m�odzie�cy w Orissie? - S� najzupe�niej prawdziwe, zapewniam ci�, pa... hm... Melino. Na m�j honor. - Mo�e nie powinnam wierzy� ci na s�owo - kokietowa�a mnie. - Mimo wszystko istniej� o wiele ciekawsze sposoby, aby tego dowie��, m�ody Almaryku. - B�ysk w jej oczach powiedzia� mi wyra�nie, �e nie mia�a na my�li moich w�os�w na klatce piersiowej. - Mog�abym si� r�wnie� dowiedzie�, czy to, co do�wiadczone niewiasty m�wi� o rudow�osych i ich �arliwo�ci - to prawda. Je�li wcze�niej by�em niemow�, to teraz wyrwano mi j�zyk. Tak bardzo pragn��em ub�aga� bog�w, aby pozwolili mi tego dowie��. Teraz! Zaraz! Poka�� jej prawdziwy �ar mych uczu�. Nie tak� oszuka�cz� mi�o�� oferowan� przez te... te bestie. Zanim zd��y�em oprzytomnie�, Leego przecisn�� si� przez t�um. Towarzyszy� mu m�czyzna w �rednim wieku, najwyra�niej znamienitego rodu. Rozpozna�em w nim jednego z najbogatszych rywali mego ojca. - Je�li pozwolisz, droga Melino - wtr�ci� Leego - przedstawi� ci bardzo szczeg�lnego cz�owieka, kt�ry szczyci si�, �e jest twoim wielbicielem. M�czyzna post�pi� krok w prz�d posy�aj�c Melinie rozkochane spojrzenie. Zanim us�ysza�em jej odpowied�, zacz��em si� wycofywa�. Wiedzia�em, �e ten m�czyzna zosta� wybrany, aby radowa� si� tej nocy wdzi�kami Meliny. Jego dar sprawi, �e wyjd� na �ebraka, jak i pozostali m�czy�ni w tym pomieszczeniu. Pomy�la�em, �e je�li nie umkn� st�d natychmiast, to go zabij� na miejscu. Powstrzyma� mnie g�os Meliny: - Jedn� chwilk�, Almaryku. Odwr�ci�em si�, obawiaj�c si� podnie�� oczy; wiedzia�em, �e zdradz� moje uczucia. Nie mog�em jednak nic na to poradzi�. Musia�em jeszcze raz na ni� spojrze�. Wtedy po raz pierwszy zauwa�y�em kolor jej oczu. Dor�wnywa�y zieleni� s�ynnym kamieniom z gor�cych las�w p�nocy. - O co chodzi, Melino? - zapyta�em. - Przyjdziesz jeszcze, prawda? Prosz�, obiecaj mi, �e przyjdziesz. Odpowied� moja by�a gor�ca, niekontrolowana: - Z�o�y�bym swoje �ycie w darze dla ciebie, pi�kna Melino - powiedzia�em - byleby tylko m�c ujrze� ci� znowu. Nie odpowiedzia�a. Gdyby uczyni�a chocia� jaki� gest, jestem tego pewien, poder�n��bym sobie gard�o. Poca�owa�a jeden ze swych palc�w i dotkn�a nim mej r�ki. - B�d� czeka�, Almaryku - szepn�a. - M�j pi�kny rudow�osy. Nie pami�tam drogi powrotnej do domu. Czu�em si�, jakby uros�y mi skrzyd�a. OD TAMTEJ NOCY wykorzystywa�em ka�d� nadarzaj�c� si� sposobno��, by ujrze� Melin�. To znaczy, ilekro� wy�udzi�em do�� monet na zakup odpowiedniego prezentu. Leego wyra�nie da� mi do zrozumienia, �e nie by�bym mile widziany z pustymi r�kami. Jego w�a�nie wini�em za ow� chciwo��, jego, nie moj� bosk� Melin�. By�em pewny, �e ona pragn�a mnie samego, a nie czego� tak czysto materialnego jak z�oto. C� on m�g� wiedzie� o wy�szych uczuciach, kt�re rozpala�y nasze serca? By� po�rednikiem, zainteresowanym jedynie zyskami, do kt�rych wedle prawa cechu nierz�dnic mia� absolutne prawo. Ja jednak nie mia�em najmniejszych w�tpliwo�ci, �e jest najbardziej chciwym przedstawicielem swej profesji. Ze wszystkich si�, lecz jak�e nieskutecznie, pr�bowa�em uodporni� si� na dzikie zmiany nastroju Meliny. W jednej chwili wydawa�o mi si�, �e licz� si� tylko ja, a ju� chwil� p�niej walczy�em o prymat z py�em pod jej stopami. Ton��em w powodzi upokorze�, kosztownych prezent�w, kt�rymi wzgardza�a, ch�odnych spojrze� i ostentacyjnego okazywania uczu� innym m�czyznom. Na r�wni z pozosta�ymi sk�ada�em u jej st�p podarunki. Znosi�em jej pogard�. Tolerowa�em �arty z mojej osoby i coraz bardziej wzgardliw� postaw� Leego. Wyda�em wszystkie pieni�dze. Potem sprzedawa�em to, co posiada�em. Ok�amywa�em ojca i �ebra�em u niego niczym ostatni w��cz�ga. Kiedy mi odmawia�, po�ycza�em od przyjaci� i wkr�tce zacz�li unika� mego towarzystwa. Gdy tylko jednak popada�em w desperacj�, Melina stawa�a si� ciep�a, rzuca�a mi d�ugie, uwodzicielskie spojrzenia, g�aska�a mnie i poklepywa�a, na nowo rozniecaj�c ogie� po��dania. Wychwala�a mnie g�o�no przed innymi m�czyznami albo narzeka�a, �e czuje si� znu�ona i obola�a po pracy - wola�em nie docieka�, sk�d bra�y si� u niej te b�le - i b�aga�a mnie o koj�cy masa�. Wielokro� s�u�y�em jej za niewolnika, przydaj�c jej cz�onkom mi�kko�ci i spr�ysto�ci. J�cza�a pod mymi d�o�mi, zdawa�oby si�, ogarni�ta nami�tno�ci�. Odwracaj�c si� delikatnie, pozwala�a mym palcom g�adzi� wra�liwe miejsca swego cia�a. A potem odsy�a�a mnie z obietnicami p�on�cymi w oczach. Powraca�em wi�c zawsze, bogato przyodziany, gotowy, karmi�c si� nadziej�, �e ju� tym razem na pewno padnie w moje obj�cia i poprosi, abym j� zabra� daleko, na podobie�stwo owego m�nego kapitana z pie�ni. Nie doczeka�em si�. Albowiem tak, jak z ka�dym �witaniem Kr�l S�o�ce porusza� sw�j ry