7698
Szczegóły |
Tytuł |
7698 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7698 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7698 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7698 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
A. Cole i C. Bunch - Zamorskie krolestwa
Odleg�e Kr�lestwa
Dla
Jasona Cole�a
i
Elizabeth Rice Bunch
Mapka:
1.Vacaan �The Far Kingdoms� - Vacaan - Odleg3e Kr�lestwa
2. Irayas - Irayas
3. The Black Mountain - Czarna G�ra
4. Gomalalee - Gomalalee
5. ( not to scale ) - nie wed�ug skali
6. Wahumwa - Wahumwa
7. Fist of the Gods - Pieoa Bog�w
8. pass - prze3ecz
9. The Rift - Dolina
10. Wasteland - Ziemia Ja�owa
11. The Crater - Krater
12. Desert - Pustynia
12. Grasslands - Stepy
13. River�s Headwaters - �r�d�a rzeki
14. Unknown - Tereny nieznane
15. Unknown Seas - Nieznane morza
16. rumored islands, - wyspy, archipelagi, rafy i tym podobne
archipelagos, reefs, etc. znane z opowiada�.
17. Abandoned Barracks - Opuszczone Warownie
18. Cannibal Village - Wioska Kanibala
19. Kostroma - Kostroma
20. The Kingdom of Valaroi - Kr�lestwo Valaroi
21. Redond - Redond
22. The Pepper Coast - Wybrze?e Pieprzowe
23. The Narrow Seas - W1skie Morze
24. Likantu - Likant
25. Orissa - Orissa
Pierwsza
Podr�
ROZDZIA� PIERWSZY
Kurtyzana
Kr�l Ognia.
Kr�l Wody.
Kr�lowa Muzy.
Ja, Almaryk Emilie Antero, zapisuj� moje my�li pi�rem g�sim w drugim dniu �wiecy
Miesi�ca �niw, w dziesi�tym roku Czasu Jaszczurki. Przysi�gam na g�owy mych
potomk�w,
i� wszystko, co tu pisz� jest, prawd�. B�agam was, Moi Panowie i Moja Pani,
aby�cie
spojrzeli przychylnym okiem na �w dziennik. Ogniu, o�wie� drog� i poprowad�
korytarzami
mglistej pami�ci. Wodo, wypie�� owoce mych my�li. Muzo, sp�jrz w �askawo�ci swej
na me
liche umiej�tno�ci i u�ycz s��w wartych opowie�ci, kt�r� snu� b�d�. Opowie�ci o
mych
podr�ach do Odleg�ych Kr�lestw.
I o tym, co tam znalaz�em.
CZYTAJ�C PONOWNIE te wersy, s�ysza�em �miech Janosza, �miech podobny do
d�wi�cznego odg�osu b�bna, mog�cy ogrza� zimn� noc, lub zamieni� w kamie� s�owa
g�upca.
S�ysza�em wyra�nie, jakby dzwoni� mi nad uchem, a nie przybywa� jako iluzja
sprzed
czterdziestu lat. Ten �miech drwi� ze mnie i wcale nie dlatego, �e opisa�em t�
histori�. �w
cz�ek odnosi� si� przychylnie do historii i wszelkich m�drych ksi�g. Uwa�a� je
za bardziej
�wi�te ni� �wi�ty gaj cedrowy; s�dzi�, �e m�wi� wi�cej ni� zwierciad�o Proroka.
Tak,
odnosi�by si� do niej przychylnie, nawet mimo tego, �e moje zapiski odmalowuj�
go czasem
w niezbyt dobrym �wietle. Czy� jednak nie przysi�ga�em m�wi� tylko prawdy?
Janosz by�
najbardziej zagorza�ym czcicielem prawdy. Nawet wtedy gdy k�ama�... Szczeg�lnie
wtedy,
gdy k�ama�.
Drwina, jestem tego pewien, wymierzona by�a w tradycyjne, otwieraj�ce zakl�cie,
kt�re
zawar�em w swoim dzienniku wzywaj�c ogie�, wod� oraz Muz�, aby wspiera�y mnie w
moich
zmaganiach.
- To g�upi zwyczaj - powiedzia�by pewnie. - A co wi�cej, strata energii. To tak,
jakby�
wyleczy� gniazdo kurzajek na sk�rze, a potem zabrak�oby ci si�y na tak istotne
sprawy ,jak
demon gnie�d��cy si� w twej czaszce. Ni� z sup�em jest r�wnie dobra na kurzajki
jak po
trzykro� b�ogos�awiona sk�ra ropuchy, a o wiele mniej kosztowna.
Nast�pnie klepn��by mnie w plecy i nape�ni� kielichy winem a� po same brzegi: -
Po prostu
rozpocznij sw� opowie��, Almaryku. S�owa przyjd� same.
A zatem dobrze... Zacz�o si� od pewnej kobiety.
Melina by�a najwspanialsz� kurtyzan� w ca�ej Orissie. Nawet po tylu latach na
wspomnienie
jej boskiego cia�a rozpieraj� mnie chucie. Mia�a du�e, ciemne oczy, w kt�rych
ka�dy
m�czyzna m�g� zatraci� dusz�, i d�ugie, pachn�ce perfumami kruczoczarne w�osy,
sp�ywaj�ce fal� na szcz�ciarza, kt�remu pozwoli�a uton�� w swych cudownych
obj�ciach.
Mia�a kszta�ty z�otosk�rej bogini o wi�niowych ustach, piersiach zako�czonych
wspania�ymi,
karmazynowymi sutkami i o jedwabnych udach, b�d�cych zapowiedzi� najbardziej
upojnego
schronienia, jakie tylko podr�nik m�g�by sobie wyobrazi�. By�em naonczas
m�odzianem
licz�cym dwadzie�cia wiosen i po��da�em jej �lepo, wr�cz niepohamowanie, czuj�c
w �y�ach
wzburzon�, gor�c� krew charakterystyczn� dla tego wieku. Nie opowiada�bym teraz
owej
historii, gdyby Melina zaspokoi�a w�wczas me nieposkromione ��dze. Ona jednak
zniewoli�a
mnie tylko, parali�uj�c swym urokiem, karmi�c li tylko zawodowymi obietnicami.
W dniu, w kt�rym zapl�ta�em si� w jej sie�, za�atwia�em akurat interesy zwi�zane
z profesj�
mojego ojca. Statek wioz�cy towary z zachodu zawin�� do portu i rozpocz�to ju�
roz�adunek.
Do moich obowi�zk�w nale�a�o mi�dzy innymi nadzorowanie rachunk�w. Nie oznacza�o
to
oczywi�cie ingerowania w prac� naszych wspania�ych niewolnik�w- urz�dnik�w.
Ojciec
stwierdzi�, �e potrzeba tam po prostu �obecno�ci w�adzy�, co oznacza�o, �e
mia�em
dopilnowa�, aby �ap�wki wr�czane kapitanowi portu, poborcy podatkowemu oraz
poborcom
dziesi�ciny - dla mag�w utrzymywa�y si� na rozs�dnym poziomie. Dzier�y�em
sakiewk� pe�n�
z�otych i srebrnych monet i wciska�em je w chciwe d�onie, pami�taj�c o
ostrze�eniu, i�
gdybym zbytnio przetrz�sn�� �w trzosik, profity z morskiej wyprawy okaza�yby si�
nadzwyczaj marne. Rejs by� d�ugi i obfitowa� w niebezpieczne niespodzianki; nasz
statek pad�
ofiar� sztormu i o ma�y w�os nie zaton�� w pobli�u uj�cia rzeki, kt�ra przecina
miasto na
po�ow�. W�wczas nie mog�em si� nadziwi�, �e ojciec powierzy� mi to wcale
nie�atwe
zadanie. On jednak wiedzia�, �e nale�y mnie zach�ci�, dostrzegaj�c we mnie
zalety, kt�rych ja
sam nie potrafi�em zobaczy�.
Kapitan portu odznacza� si� kompletnym brakiem do�wiadczenia i nadzwyczajn�
dba�o�ci�
pr�bowa� zrekompensowa� owo niedoci�gni�cie. Kiedy tak chodzili�my od skrzyni do
pakunk�w, od pakunk�w do beczek, podliczaj�c warto�� towar�w, spostrzeg�em, �e
niew�tpliwie zacz�� sobie ju� wyobra�a� �ap�wk� r�wn� rocznej pensji; w
m�odzie�czych
oczach zago�ci�y szpetne b�yski chytro�ci. Jego apetyt r�s�, a m�j umys� szuka�
desperacko
rozwi�zania. Rozejrza�em si� po magazynie i oko moje spocz�o na poszarpanej
beli
materia�u. J�kn��em, rozerwa�em j�, pozwalaj�c kosztownemu suknu sp�yn�� na
brudn�
pod�og�. Natychmiast zawo�a�em kapitana statku ignoruj�c, zdziwienie maluj�ce
si� na
obliczu portowego oficera. Niechybnie pomy�la�, �e zwariowa�em. Jego zaskoczenie
przerodzi�o si� jednak w os�upienie, gdy pokaza�em przyby�emu �eglarzowi stan
materia�u,
przeklinaj�c jego mizern� jako��.
- Albo jeste� g�upcem, kt�ry da� si� nabra� jakiemu� t�giemu oszustowi - ruga�em
go - albo
jeste� tym oszustem we w�asnej osobie. - Kl��em, narzekaj�c, �e jako�� materia�u
srodze
odbiega od normy i nawet kompletny laik na pierwszy rzut oka stwierdzi�by, �e
sukno w ci�gu
tygodnia zacznie si� rozk�ada� w wilgotnym klimacie Orissy; skoro za� bez
problemu
znalaz�em ten defekt, co z reszt� towar�w? - Do diab�a, kapitanie, patrz na
mnie, gdy do
ciebie m�wi�!
Stary morski wyga w lot poj�� o co chodzi. Zacz�� j�cze� jak bardzo mu przykro i
zaklina�
si�, �e nie mia� o niczym zielonego poj�cia. Odes�a�em go strasz�c gniewem ojca,
a sam
zwr�ci�em si� do stoj�cego obok oficera. Kiedy go przeprosi�em, u�miechn�� si�
niewyra�nie,
po czym zupe�nie spowa�nia�, gdy na przypiecz�towanie owych przeprosin wcisn��em
mu w
d�o� jako �ap�wk� tylko jedn� monet�, bior�c pod uwag� wyra�nie zmniejszon�
warto��
�adunku. Nie protestowa�, lecz mocno �cisn�� pieni�dz i umkn��, zanim zd��y�em
na tyle
oprzytomnie�, by stwierdzi�, �e i tak da�em mu pewnie za du�o.
Miejski poborca podatkowy winien by� memu ojcu wiele przys�ug, wi�c z rado�ci�
przyj��
rzadko spotykane �wiecide�ko z zachodu, kt�rym mia� zrobi� przyjemno�� znacznie
m�odszej
od siebie �onie.
Uwa�aj�c si� za �wie�o wykreowanego mistrza handlu, oczekiwa�em poborc�w
dziesi�ciny z
Rady Mag�w. Jedyna pr�ba, jakiej si� obawia�em. W owych czasach utrzymywa�y si�
silne
animozje mi�dzy magami a cz�onkami mojej rodziny. W�a�nie bu�czucznie
zadziera�em nosa
my�l�c o rych�ym odwecie, kiedy og�oszono przybycie czarnoksi�nika. Szybko
przerwa� te
cieniutk�, jedwabn� ni� pychy. Prevotant znany by� jako jeden z najgrubszych i
najbardziej
chciwych mag�w w Orissie. Mia� kiepsk� reputacj� jako czarnoksi�nik, a tak�e
jako
cz�owiek o przedziwnym talencie do op�niania kupieckich sakiewek a� do
ostatniej monety.
Ujrzawszy mnie zachichota� z rado�ci, zadowolony, i� mi�dzy nim a fortun� stan��
kto� tak
m�ody i g�upi. Chichot odbi� si� echem i przeszed� w przenikliwy pisk dobywaj�cy
si� z gard�a
faworyta przyczepionego do jego barku.
W tamtych czasach niekt�rzy, zwykle starsi magowie trzymali faworyty, kt�re
towarzyszy�y
im podczas rzucania zakl��. Owe p� zwierz�ta, p� demony mog�y dowolnie
zmienia� swe
rozmiary, od dwukrotnie wi�kszych od cz�owieka do mniejszych ni� to pokryte
�usk�
stworzenie okr�cone doko�a szyi Prevotanta. Pisk potworka przybra� na sile,
zapewne na
skutek podekscytowania. Wi�kszo�� faworyt�w zachowywa�a si� histerycznie i
czasami
trudno je by�o utrzyma� w ryzach, lecz zauwa�y�em, �e ta kreatura by�a tak
przera�ona jak
regularnie maltretowany pies. Zamiast uspokoi� go ciep�ym s�owem i pog�aska� po
grzbiecie,
Prevotant zakl�� i wymierzy� faworytowi mocny cios szpikulcem. Stworzenie
zapiszcza�o z
b�lu i z�o�ci, lecz po chwili da�o za wygran�. Widzia�em, �e my�li intensywnie,
jako �e jego
sk�ra zmieni�a barw� z czarnej na pulsuj�co czerwon�. Zacz�o szarpa� krwawi�c�
rank�
ma�ymi, ostrymi z�bkami.
- Mo�e jest g�odny - odezwa�em si�, s�dz�c, �e w ten spos�b zaskarbi� sobie
�yczliwo��
Prevotanta. - M�g�bym pos�a� po jaki� smakowity k�sek.
Faworyt zaszczebiota� s�ysz�c moje s�owa, lecz czarodziej pokr�ci� przecz�co
g�ow�, a�
zatrz�s�y mu si� policzki.
- Nie przejmuj si� nim. Przejd�my od razu do interes�w. - Nad�� si�, na ile
tylko pozwoli� mu
szeroki pas, i utkwi� we mnie srogi wzrok. - Doniesiono mi o przemycie ukrytym w
twoim
�adunku.
Straci�em zdrowy rozs�dek jeszcze przed jego atakiem. By�o to stare, portowe
zagranie,
szczeg�lnie popularne w kr�gach poborc�w dziesi�ciny dla mag�w. M�j ojciec
skwitowa�by
je �miechem. Wiedzia�em o tym. Ojciec opisywa� mi te rozmaite gierki, dbaj�c o
uzupe�nienie
mej edukacji. Lecz wiedzie� a robi� - ech, to ju� wielka r�nica. Moja twarz, ta
odwieczna
zdrajczyni rudow�osych, przybra�a kolor r�wnie ognisty jak moje k�dziory.
- Ale�... ale�... To niemo�liwe - wyj�ka�em. - Kazali�my przedsi�wzi�� �rodki
ostro�no�ci.
Wszelkie �rodki ostro�no�ci!
Prevotant skrzywi� si� i wyj�� zza fa�d poplamionych szat jakie� pomi�te kartki
papieru.
Przez chwil� studiowa� uwa�nie zapisane g�sim pi�rem s�owa skrz�tnie zakrywaj�c
je d�oni�
przed moim wzrokiem. Pokr�ci� pos�pnie g�ow�, po czym schowa� zapiski. Faworyt
ruszy� w
kierunku kieszeni i zarobi� kolejne uderzenie
- Paskudna bestia - sykn�� mag i ponownie zwr�ci� si� do mnie: - Bardzo powa�ne
oskar�enia. Wyj�tkowo powa�ne. - Po��dliwie �ypn�� na towary mojego ojca. - Nie
pozostaje
mi nic innego, jak... jak...
Otworzy�em usta pe�en niepokoju. Niecierpliwie potrz�sn�� g�ow� i utkwi� we mnie
ci�kie
spojrzenie: - Jak...
Wreszcie dozna�em ol�nienia.
- Och! Och... Naturalnie! - Z�apa�em si� za pas i potrz�sn��em mocno sakiewk�.
Oczy
rozszerzy�y mu si� na �w znajomy brz�k, a twarz poja�nia�a wyra�nie, gdy
obliczy�, o ile
pomno�y sw�j maj�tek. Skrzek faworyta wci�� wskazywa� na gr� g��bokich emocji.
Czarodziej nie�wiadomie, chyba z przyzwyczajenia uszczypn�� stworzenie. Je�li
za� chodzi o
mnie, zrozumia�em sw�j b��d w tej samej chwili, w kt�rej go pope�ni�em. Teraz
Prevotant wie
dok�adnie, czym dysponuj�, i b�dzie chcia� wyci�gn�� jak najwi�cej. Po jednej
stronie leg�o
nieszcz�cie, po drugiej za� zago�ci�o upokorzenie, a ja po�r�d nich desperacko
pr�bowa�em
pom�c sobie swoim sprytem. Rozpocz�li�my targowanie.
- No c� - powiedzia� w ko�cu - s� pewne rzeczy, kt�rych powinienem dope�ni�.
Niekt�rzy
powiedzieliby, �e jest to moim bezwzgl�dnym obowi�zkiem. B�d� jednak potrzebowa�
wsparcia. Dziesi�ciu pomocnik�w... a mo�e i wi�cej.
Ponownie potrz�sn��em sakiewk�, w�ciek�y, �e nie mam innego wyboru, i brn��em
dalej.
- Ale ... - zacz��em w��czaj�c si� do gry. - Ale ...
- Zreszt� nie ma konieczno�ci, bym post�powa� �ci�le wed�ug zasad - odpowiedzia�
po
namy�le. - Nauczy�em si� polega� w tych sprawach na mojej �agodnej naturze. -
Zmierzy�
sakiewk� wzrokiem, lecz ja nie wykona�em najmniejszego gestu.
- M�g�bym to ostatecznie zrobi� sam - powiedzia� pragn�c, aby moja d�o� wreszcie
uwolni�a
trzymane z�oto. - To jednak b�dzie wymaga�o... - Ponownie zerkn�� na �adunek. -
Moi
prze�o�eni nie pozwoliliby mi pobra� od ciebie dziesi�ciny mniejszej ni�... trzy
miedziaki za
ka�d� dziesi�t� wagi.
Westchn��em.
- A zatem musz� natychmiast pod��y� do domu mego ojca z wie�ci� o jego ruinie. -
Tr�ci�em
sakiewk�. - Dziesi�cina, kt�rej ��dasz, zabierze wszystko co posiadam i nawet
jeszcze wi�cej.
Prevotant spojrza� z b�lem. Policzki mu obwis�y, lecz dostrzeg�em, �e oczy jego
faworyta
b�ysn�y zadziornie i stworzenie wysun�o j�zyk wietrz�c fluidy strachu.
Trzyma�em nerwy na
wodzy nie zdradzaj�c prawdziwych uczu�. Mag z�ama� si� pierwszy.
- No dobrze - wykrztusi� przez �ci�ni�te gard�o. - Odprawi� tu proste
oczyszczenie, lecz ze
wzgl�d�w bezpiecze�stwa musi ono obj�� ca�y magazyn. Dziesi�cina za taki
obrz�dek wynosi
jeden miedziak za sto miar wagi.
Podni�s� r�k�. - Jednak... jestem tu tylko z moim faworytem. Zakl�cie wymaga
mn�stwo
pracy i przygotowa�...
Wyj��em sakiewk� zza pasa. Faworyt zacz�� pohukiwa� niczym sowa, ow�adni�ty
chciwo�ci�, podczas gdy jego pan drapie�nym ruchem schowa� woreczek z monetami
za
pazuch�.
- Za�atwi� to bardzo szybko - rzuci� bez namys�u. - B�yskawicznie.
Pos�a�em po niewolnika, �eby przyni�s� jego rzeczy z lektyki i chwil� p�niej
czarnoksi�nik
ustawi� sw�j tr�jn�g, z kt�rego zwiesza�a si� mosi�na misa pe�na gor�cych
w�gli. On za�
wrzuca� do naczynia r�ne �miecie, kawa�ki ple�ni i jakie� proszki. Obrzydliwa
wo�
wype�ni�a powietrze, lecz nie pojawi� si� charakterystyczny dym. Faworyt
zeskoczy� na
pod�og� i podrygiwa� dooko�a, wrzeszcz�c na znak protestu. Jestem pewien, �e
umkn��by
gdyby nie d�ugi, cienki �a�cuch, kt�ry Prevotant mocno �ciska� w gar�ci.
Mag umie�ci� tr�jn�g w w�skim przej�ciu mi�dzy skrzyniami pe�nymi drewnianych
zabawek.
Twierdzi�, �e miejsce to jest najskuteczniejsze do odpowiedniego ukierunkowania
zakl�cia.
Ruszy� wolno wzd�u� w�skiego korytarza wlok�c za sob� faworyta; stworzenie
opiera�o si�
zaciekle, zawodz�c niczym dziecko i d�awi�c si� na �a�cuchu. - Przesta� -
wycedzi� Prevotant.
- Tylko wszystko pogorszysz.
Ukl�k� na jednym kolanie i narysowa� okr�g na pod�odze, a nast�pnie kwadrat
obejmuj�cy
ko�o. Skr�ci� �a�cuch przyci�gaj�c faworyta do siebie. Ma�e z�bki k�sa�y na
o�lep wpijaj�c si�
w palce, lecz w ko�cu uda�o mu si� z�apa� potworka za szyj� i wrzuci� w obr�b
ko�a.
Stworzenie przez kilka chwili wydawa�o si� zamroczone upadkiem. Prevotant skin��
g�ow�.
- Teraz dobrze. A je�li dalej b�dziesz przysparza� mi k�opot�w, ka�� ci�
obedrze� ze sk�ry i
uszy� z ciebie buty. - Mag podni�s� si� sapi�c ci�ko i podszed� do tr�jnogu.
Skin��, bym do
niego do��czy�, a ja spe�ni�em pro�b�.
- Konieczna jest obecno�� w�a�ciciela - wyja�ni�. - W przeciwnym razie zakl�cie
oczyszczaj�ce nie b�dzie trwa�e.
Ze swoich baga�y wydoby� kolejny worek. - Chc�, �eby zakl�cie by�o dobre i silne
-
powiedzia�. - Lubi�, kiedy klienci s� zadowoleni.
Po magazynie gdzieniegdzie kr�cili si� ludzie - urz�dnicy, tragarze oraz
potencjalni klienci,
kt�rzy przyszli, aby rozejrze� si� w towarze.
- Czy mam ich wyprosi�? - zapyta�em.
- Nie ma potrzeby. Ryzyko jest minimalne. - Wrzuci� do misy gar�� czego� co
wygl�da�o na
br�zowe wi�ry, kt�re w zetkni�ciu z w�glami wyda�y wilgotny syk. Przyjrza�em si�
uwa�niej,
ale i tym razem nie dostrzeg�em najmniejszego �ladu dymu.
Zacz�� szybko i nagle:
- O, demony, kt�re zamieszkujecie krain� ciemno�ci. Strze�cie si�! Strze�cie! -
Wytrz�sn��
wi�cej br�zowych stru�yn na �ar, a w odpowiedzi rozleg� si� kolejny syk.
Zobaczy�em, �e
w�gle przestaj� si� �arzy�, jakby co� wysysa�o z nich gor�co.
- Ogie� w Ch��d. Ch��d w Ogie�. Wzywam p�omienie, aby was odszuka�y. Strze�cie
si�
demony! Strze�cie!
Opr�ni� worek wsypuj�c zawarto�� do misy. Ujrza�em b�ysk. Kupka w�gli za�ama�a
si� na
samym �rodku tworz�c szar�, martw� mas�. Stworek w kredowym wi�zieniu wyda� z
siebie
upiorny skowyt. Okr�g o�y� tysi�cem rozta�czonych p�omieni. Faworyt zaskrzecza�
z b�lu
szamocz�c si� i podskakuj�c doko�a przeszywany mackami upiornego ognia. Dotyk
�ywio�u
nie pozostawia� najmniejszego �ladu na sk�rze stworzenia, lecz bezsprzecznie
gor�co dawa�o
mu si� we znaki. Pe�ne rozpaczy i desperacji wycie wydawa�o si� nadzwyczaj
prawdziwe.
Nagle faworyt skurczy� si� do rozmiar�w ma�ego kamyka, mimo i� jego wrzaski by�y
r�wnie
g�o�ne jak przedtem. Odskoczy�em zatrwo�ony, gdy kamyk ur�s� niespodziewanie do
rozmiar�w psa i rozrasta� si� wci��, a� przekroczy� obszar otaczaj�cego go
okr�gu. Ma�e
z�bki zamieni�y si� w pot�ne, po�yskuj�ce k�y, k�api�ce w agonii b�lu. �aden
rozmiar nie
m�g� mu jednak pom�c w ucieczce; p�omienie podskoczy�y jeszcze wy�ej. -
Przepadnij! -
krzykn�� Prevotant.
Faworyt znieruchomia� jak ra�ony piorunem; milcz�cy, z roztwartym, upiornym
pyskiem
widocznym poprzez �cian� p�omieni. Zaleg�a cisza. Wkr�tce jednak us�ysza�em
cykanie,
potem nast�pne, jakby otworzy� si� dach wpuszczaj�c roje owad�w; ca�e ich chmary
spada�y
martwe z krokwi i �cian: niekt�re skrzydlate, inne pe�zaj�ce. Po chwili poczu�em
na ciele
g�sty, suchy deszcz. Us�ysza�em odg�osy zamieszania, kt�re przerodzi�y si� w
dziki p�d i
skrobanie, stopniowo przybieraj�ce na sile. Nagle magazyn zala�y tysi�ce
szczur�w i
jaszczurek, a pod�oga zmieni�a si� w istne morze futer i �usek. Kobiety i
m�czy�ni
rozproszeni tu i tam zacz�li krzycze� z przera�enia i obrzydzenia.
- Nie ma si� czego obawia� - rozleg� si� spokojny g�os maga. - By� mo�e zakl�cie
jest zbyt
silne, ale przynajmniej pozb�dziesz si� szkodnik�w. - Zanim zd��y�em otworzy�
usta,
podni�s� obie r�ce do g�ry i krzykn�� - Koniec! - Ogie� znikn�� momentalnie -
r�wnie szybko,
jak si� pojawi�. Nagle zobaczy�em, �e w�gle w misie zawieszonej na tr�jnogu
�arz� si�
ponownie.
Mag szarpn�� za �a�cuch wyci�gaj�c faworyta poza granice wyznaczone kred�.
Stworzenie
powr�ci�o ju� do swych normalnych wymiar�w, lecz nadal kipia�o w�ciek�o�ci� za
spos�b, w
jaki zosta�o potraktowane.
- No, dobra robota - odezwa� si� do mnie Prevotant ci�gn�c bezlito�nie za
�a�cuch. - Teraz
musz� tylko... - Obydwaj podskoczyli�my widz�c, jak faworyt warkn�� gro�nie i
wystrzeli� w
g�r� urastaj�c do rozmiar�w cz�owieka. Szarpn�� za �a�cuch a Prevotant wrzasn��,
gdy koniec
uwi�zi wy�lizn�� mu si� z d�oni tn�c mi�kkie cia�o.
- Hej - zawo�a� - co to ma znaczy�? Przesta� natychmiast! - Podrepta� do przodu
z uniesion�
pi�ci�. Faworyt ponownie warkn�� i zacz�� w�ciekle k�apa� z�bami. Skuli� si�,
gdy Prevotant
podszed� do niego, lecz nie zmieni� rozmiar�w, a jego sk�ra po�yskiwa�a barwami
z�o�ci. Mag
z w�ciek�o�ci� kopn�� stwora. Bestia z piskiem przeskoczy�a swego pana, kt�ry
obr�ci� si�
b�yskawicznie, kln�c i krzycz�c, �eby faworyt natychmiast wr�ci�, lecz ten
skuli� uszy i
pop�dzi� przez magazyn niczym spuszczony ze smyczy ogar. Niewiasta odziana w
kosztowne
szaty wrzasn�a z przera�enia i do��czy�a po�piesznie do orszaku swoich
niewolnik�w. Jej
krzyk przyci�gn�� tylko uwag� bestii, kt�ra skr�ci�a nagle i przemkn�a tu� obok
niej,
roztr�caj�c t�um ludzi. Krwawa rana naznaczy�a rami� nadobnej niewiasty.
W�ciek�o�� Prevotanta ust�pi�a miejsca panice.
- Wracaj do tatusia! - b�aga� teraz wysokim sopranem. - Tatu� ma dla ciebie
smakowite
niespodzianki... Prosz� ci� wr��. - Faworyt nie zwa�aj�c na s�owa swego pana
szarpa�
zaciekle z�bami opakowania towar�w, rozrywa� pazurami skrzynie. Moi ludzie
pr�bowali go
zwabi� w k�t, lecz uciekli widz�c, jak szar�uj�ca bestia rozrasta si� coraz
bardziej. Znowu
rzuci� si� na �adunek. Chaos najwyra�niej wyostrzy� mi zmys�y; nie tylko
dostrzeg�em, �e
szkody s� minimalne, lecz r�wnie� zrozumia�em, �e w�a�nie otwiera si� przede mn�
szansa
ucieczki od maga.
- Aha! - krzykn�� Prevotant, gdy Faworyt odwr�ci� si� i pop�dzi� ku nam. - Teraz
pos�uchasz
g�osu rozs�dku! - Stworzenie skurczy�o si� jednak i przemkn�o mi�dzy nami.
Wyczu�em
nadarzaj�c� si� okazj� i b�yskawicznie popchn��em tr�jn�g. Dymi�ce w�gle
rozsypa�y si�
po�r�d skrzy� pe�nych drewnianych zabawek. Teraz mag wpad� w histeri� . Skoczy�
i
brzegiem szat pr�bowa� d�awi� w zarodku ma�e p�omyki.
- Pom� mi! - zawo�a�. - W przeciwnym razie stracisz to wszystko. - Oczyma
wyobra�ni
widzia� ju� ca�y magazyn, a nast�pnie ca�e nabrze�e, trawione bezlitosnym
ogniem.
Podszed�em spokojnym krokiem, delikatnie odsun��em go na bok i ugasi�em ogie�
depcz�c
p�omienie.
Zostawi�em go zastyg�ego w bezruchu, paplaj�cego"s�owa przeprosin, a sam
poszed�em po
nadzorc� magazynu. Wzi�li�my sie�, kilka d�ugich kij�w i zawo�ali�my paru
krzepkich
niewolnik�w. Do�� szybko uda�o nam si� usidli� faworyta, kt�ry okazywa� ju�
wyra�ne
oznaki zm�czenia i strachu, po czym przyprowadzili�my go do jego pana. Prevotant
patrzy� na
mnie ciel�cymi oczami. Zlekcewa�y�em to spojrzenie i powiod�em lodowatym
wzrokiem po
�zgliszczach�.
- Prosz�, pozw�l mi to wszystko naprawi� - odezwa� si� nie�mia�o.
Wyci�gn��em r�k�.
- Mo�esz zacz�� od z�ota mego ojca - zaproponowa�em.
Sprawia� wra�enie os�upia�ego.
- Tak du�o? - wyszepta�, ale od razu zwr�ci� mi sakiewk�.
- I to tylko na pocz�tek - kontynuowa�em - bo kiedy podlicz� dzisiejsze straty
... - Pokr�ci�em
g�ow�. - W�tpi�, czy starczy ci �rodk�w na sp�at�. Poradz� memu ojcu, �eby uda�
si� po
rekompensat� do rady. - Pragn��em jedynie wla� w jego serce strach bog�w. Tak
naprawd� to
wcale nie mia�em zamiaru wzi�� od niego wi�cej pieni�dzy. By�em przekonany, �e
wysoko��
d�ugu, jaki wyczarowaliby ksi�gowi mego ojca, wprowadzi�aby Prevotanta w pokor�
na wiele
lat. Zamierza�em w�a�nie zacz�� moj� litani� �ale�, �z drugiej strony� i tym
podobnych
powiedzonek, kiedy nagle podni�s� palec do ust na znak ciszy. Rozejrza� si�
woko�o, aby
sprawdzi�, czy kto� nas nie obserwuje.
- Mo�e mam tu co�, co mo�e potrafi uspokoi� m�odego panicza - odezwa� si�
tajemniczo.
Zag��bi� d�o� w przepastnych fa�dach swych szat, rzuciwszy mi chytre spojrzenie.
-
Przekonasz si� sam, �e to co� naprawd� wyj�tkowego.
Wr�czy� mi bia�� kart� o mocno czerwonych brzegach. Po�rodku widnia�a piecz��
cechu
nierz�dnic: wyzywaj�co obna�ona posta� Butali, bogini mi�o�ci z przesadnie
wielkimi
piersiami i narz�dami p�ciowymi. Poni�ej z�oty napis g�osi�: �Melina b�dzie dzi�
ta�czy� dla
swych szczeg�lnych przyjaci� i dobroczy�c�w�.
Wiedzia�em, kim by�a; podobnie zreszt� jak ka�dy m�czyzna w Orissie. Melina,
jedna z
dwunastu najpi�kniejszych kobiet, jakie znajdowa�y si� na samym szczycie handlu
przyjemno�ciami. Wszystkie u�ywa�y wytwornych s��w i zg��bia�y subtelno�ci
cywilizacji.
Wielcy m�czy�ni, bogaci m�czy�ni, a wreszcie przystojni m�czy�ni i
bohaterowie
zabiegali o ich wzgl�dy zar�wno z uwagi na przyjemno�� jak� czerpali z
przebywania w ich
towarzystwie, jak i dla rozkoszy cielesnych. Na tym polu ta gor�ca, nami�tna
bogini swego
zawodu nie mia�a sobie r�wnych. Ka�dy m�czyzna zrobi�by wiele, by zaton�� w
nami�tnych
obj�ciach Meliny. Szczeg�lnie bardzo m�ody m�czyzna, kt�ry nie mia� do
zaoferowania
prawie nic ponad sw� m�odo��.
Otworzy�em usta. - Sk�d ty to masz? - Niemo�liwe, �eby cz�owiek typu Prevotanta
otrzyma�
zaproszenie od tak egzaltowanego towarzystwa.
Mag skwitowa� zawart� w moim pytaniu odraz� kolejnym chytrym spojrzeniem.
- Czy to naprawd� takie wa�ne?
Ponownie zerkn��em na kart�. Butala nie by�a ju� sama. Teraz przewodniczy�a
zbiorowej
orgii. Przygl�daj�c si� zobaczy�em , jak nagie postacie zaczynaj� si� porusza�
kopuluj�c na
wi�cej sposob�w, ni� by�em w stanie sobie wyobrazi�.
- Zamierza�em to sprzeda� - szepn�� mag wprost do mego ucha. - Cena bez
w�tpienia by�aby
wysoka.
Ponownie spojrza�em na jej imi� czuj�c przebiegaj�cy przez cia�o gor�cy pr�d i
widz�c, jak
litery rosn� wype�niaj�c niemal ca�kowicie pole widzenia.
- Melina - wyszepta� g�o�niej Prevotant. - Dla ciebie?
Wzi��em kart� pr�buj�c nie da� pozna� po sobie najmniejszego wra�enia.
- Och, s�dz�, �e mog�oby mnie to zainteresowa�. - Wsun��em kart� do kieszeni
kaftana.
- A zatem dobili�my targu? - zapyta� Prevotant.
Zawaha�em si�, lecz natychmiast poczu�em jak karta pali mnie na piersiach.
Czu�em, �e ta
kobieta ju� rzuci�a na mnie czar. Musia�em j� zobaczy�. Skin��em g�ow�.
Prevotant
potraktowa� skinienie jako urz�dow� piecz��, u�cisn�� mi d�o� i mamrocz�c co�
pod nosem
wyszed� czym pr�dzej z magazynu z gaworz�cym stworkiem na ramieniu. D�ugo
jeszcze nie
mog�em zapomnie� tego chytrego spojrzenia i czu�em, �e post�pi�em g�upio
przyjmuj�c kart�.
Zamiast wzi�� odzyskane z�oto i uda� si� prosto do domu, by uczci� osobiste
zwyci�stwo nad
magiem, poszed�em do tawerny, gdzie do p�nej nocy pi�em i gra�em z
przyjaci�mi. Winiak
zmieszany z wigorem m�odo�ci rozwia� pocz�tkowe wahania. Dlaczego mia�bym
pozwoli�,
aby taka szumowina, jak Prevotant wywiera�a na mnie taki wp�yw? Poza tym, czy�
nie by� on
magiem? A czy� magowie nie byli zmor� rodziny Antero? Gdybym tam poszed�,
m�g�bym
da� mu prztyczka w nos w imi� mojej rodziny. Dlaczego mia�bym tego nie zrobi�?
Wymkn��em si� mojej kompanii prosto w pogr��one w ciemno�ciach nocy miasto, aby
poszuka� lektyki, kt�r� niewolnicy ponie�li w�skimi uliczkami. Kiedy wreszcie
zatrzymali
si�, ksi�yc sta� na niebie w najwy�szym punkcie. Mocno podniszczony budynek, do
kt�rego
sprowadzi�o mnie zaproszenie, nie wyr�nia� si� niczym szczeg�lnym. Prawd�
m�wi�c ca�a
ulica stanowi�a cz�� dzielnicy pe�nej kamieniczek, sklep�w i tawern dla
najni�szej z klas
wolnych. Jaszczurki i �winie walczy�y tu o zdobycz grzebi�c w stertach �mieci.
Wszed�em do
kamienicy czuj�c zw�tpienie. Panuj�ce wewn�trz ciemno�ci i smr�d niemal zatyka�y
dech w
piersiach. Wyj��em z kieszeni ogniste paciorki i wyszepta�em zakl�cie; zal�ni�y
s�abo. W
w�t�ym �wietle wn�trze wyda�o mi si� jeszcze bardziej odpychaj�ce. Widzia�em
ciemne
kszta�ty przycupni�te pod zimnymi �cianami, a jakie� mniejsze stworzenia umyka�y
mi spod
n�g. Brn��em jednak dalej wspinaj�c, si� po skrzypi�cych, rozklekotanych
schodach,
przechodz�c uwa�nie ponad po�amanymi stopniami i chrapi�cymi cielskami.
Opary wina ulatnia�y si� z mej g�owy do�� szybko w tych niezwyk�ych
okoliczno�ciach.
Dotkn��em miecza wsuni�tego w sk�rzan� pochw�, wtargn��em bowiem w �wiat
z�odziei i
czarownic. Ponownie zastanowi�em si� nad trafno�ci� decyzji. Wtedy do mych uszu
dobieg�y
s�abe d�wi�ki muzyki oraz �miech. Na najwy�szym pi�trze ujrza�em olbrzymie
odrzwia, przez
kt�re dobywa�a si� cudowna wo� kwiat�w rozpraszaj�ca wyziewy kamienicy,
kojarz�ce si� z
bied� i zbyt wieloma nieudanymi zakl�ciami. Poci�gn��em za �a�cuch i rozdzwoni�y
si�
dzwonki. Odg�os krok�w i po chwili drzwi otwar�y si� skrzypi�c w zawiasach. Snop
�wiat�a
zala� korytarz, wi�c podnios�em r�k� zas�aniaj�c oczy.
- W czym mog� pom�c, szlachetny panie? - rozleg� si� g��boki g�os. M�j str�j
stanowi�
nieomyln� oznak� klasy i bogactwa.
- Mam... zaproszenie - odpar�em przecieraj�c powieki, aby lepiej widzie�. -
Gdzie� tutaj...
zaraz... - Nerwowo przeszukiwa�em kaftan w poszukiwaniu karty.
Gdy oczy przyzwyczai�y si� do �wiat�a, serce skoczy�o mi do gard�a. Na twarzy
mego
rozm�wcy ujrza�em ogromnego paj�ka z opas�ym, bulwiastym odw�okiem i
strz�piastymi
ko�czynami. Jego wielkie, czerwone oczy wpatrywa�y si� we mnie uporczywie. Paj�k
przem�wi�:
- Witaj, szlachetny panie.
Skrz�tnie ukry�em ogarniaj�c� mnie panik�, a w chwil� p�niej dozna�em ulgi.
Paj�k okaza�
si� dopracowanym w najdrobniejszym szczeg�le tatua�em, totemem, a przede mn�
sta�
wysoki, ko�cisty m�czyzna o d�ugiej, w�skiej twarzy i bladej sk�rze, kt�ra
najwyra�niej
rzadko widywa�a �wiat�o dzienne. Mia� na sobie kosztowne, ozdobne, brokatowe
szaty
przepasane czerwon� szarf�.
- P�no ju� - rzek� m�czyzna - ale macie, panie, wyj�tkowe szcz�cie. Melina
jeszcze nie
zacz�a ta�czy�. - Wskaza� ruchem r�ki. - T�dy, prosz�.
Wszed�em do szerokiego, dobrze o�wietlonego holu wy�o�onego grubymi, barwnymi
dywanami z zachodnich kraj�w. Muzyka i �miech wydawa�y si� tu jeszcze
g�o�niejsze.
M�czyzna spojrza� przez rami�. - Nazywam si� Leego, m�ody panie. Je�li m�g�bym
ci w
czymkolwiek pom�c dzisiejszego wieczoru, szepnij tylko moje imi� kt�remu� z
niewolnik�w.
Odzyska�em g�os. - To bardzo mi�o z twojej strony, Leego. Niech Butala po wsze
czasy
obdarza ci� swym u�miechem.
Leego skin�� g�ow�, po czym otworzy� na o�cie� du�e, podw�jne drzwi.
- Powitajmy naszego nowego go�cia - obwie�ci� g�o�no. Odezwa�y si� g�o�ne,
kobiece piski
zadowolenia. Otoczy�o mnie kilkana�cie najpi�kniejszych istot, jakie do tej pory
widzia�em w
swoim �yciu. By�y nagie. Warto wyja�ni�, �e nie nale�a�em do tych ca�kiem
niedo�wiadczonych m�odzie�c�w. Podszczypywa�em i poklepywa�em po kr�g�ych
po�ladkach
wiele m�odych s�u�ek. Nieraz na ojcowskich farmach buszowa�em w sianie z moimi
kuzynkami. W ostatnich latach figlowa�em z tyloma dziewkami z tawern i
panienkami za p�
miedziaka, �e m�j ojciec zacz�� si� powa�nie niepokoi�, i� zd��am do
samozag�ady. Nigdy
jednak, przenigdy, nie stan��em twarz� w twarz z tak� ilo�ci� godnych po��dania
cia�. Ka�da
nast�pna wydawa�a mi si� �adniejsza od poprzedniej; jedna by�a wysoka i
kr�ciutko
ostrzy�ona, a jej d�ugie nogi i r�ce wystarczy�yby, aby ople�� w pasie nawet
najt�szego
m�czyzn�. Inna mia�a pi�kne, p�owe w�osy i by�a na tyle niska, �e z powodzeniem
mog�a
przyj�� ka�d� pozycj�, jak� tylko mo�na sobie wyobrazi�. Niekt�re kusi�y
obfitymi
kszta�tami, inne nadzwyczajn� smuk�o�ci�. Wszystkie chichota�y i przysuwa�y si�
do mnie,
otulaj�c �ci�le swymi powabami i poci�gaj�c w g��b pomieszczenia.
Kto� zapyta� jak mam na imi�. - Almaryk - krzykn��em. - Z rodziny Antero. -
Us�ysza�em, jak
przekazywano sobie moje imi�, a w chwil� p�niej zda�em sobie spraw�, �e le��
rozci�gni�ty
po�r�d zwa��w puchatych, perfumowanych poduszek, trzymaj�c w d�oni kielich
wype�niony
po brzegi jakim� mocnym trunkiem. Naga kobieta u mego boku kusi�a mnie
przysmakami ze
srebrnej tacy. W obawie, i� lada moment ta cudowna iluzja pierzchnie, zmuszaj�c
mnie do
opuszczenia tego raju, rozejrza�em si� doko�a, pr�buj�c zachowa� dystans, jakbym
nie
traktowa� tego do�wiadczenia powa�nie.
Nikt nie zwraca� na mnie najmniejszej uwagi. Dostrzeg�em oko�o dwudziestu
starszych
m�czyzn: bogatych, na wysokich stanowiskach, �miej�cych si� i poch�oni�tych
rozmow�.
Podobnie jak ja, polegiwali na grubych, zdobionych brokatem poduszkach, w
erotycznej
asy�cie obna�onych s�u�ek Meliny. Obszerna komnata o p�kolistym sklepieniu by�a
dyskretnie o�wietlona. Zza jedwabistych zas�on, zakrywaj�cych �ukowate wej�cie
po jednej
stronie, dochodzi�y d�wi�ki delikatnej muzyki. Tu� obok sta� masywny, z�oty
pos�g Butali.
Jej posta�, szczuplejsza ni� przedstawia�o tradycyjne wyobra�enie, zach�ca�a
raczej do
czu�o�ci. Pod�og� pokrywa�y puszyste dywany przywiezione z zachodnich kraj�w.
Nigdy
wcze�niej nie widzia�em podobnych arcydzie� sztuki tkackiej; postacie na nich
wi�y si� i
splata�y ze sob� w najr�niejszych erotycznych pozach. �ciany zdobi�y malowid�a
przedstawiaj�ce dzikie orgie odbywaj�ce si� we wszelkich mo�liwych miejscach, od
le�nych
polan po go�cinne komnaty bog�w i bogi�. W miedzianym kotle dymi�y kadzide�ka.
Zamo�niejsze kurtyzany wykorzystywa�y g�sty, czerwony dym do rozpalania m�skiej
wyobra�ni. Dla mnie, owa sztuczka by�aby jedynie strat� czasu. Moja wyobra�nia
zd��y�a ju�
rozgrza� si� do czerwono�ci. Moja opiekunka wzi�a z tacy kawa�ek brzoskwini
oblanej
miodem. Pos�usznie otworzy�em usta.
Wtedy zobaczy�em Melin�... i znieruchomia�em w tej samej chwili. Opisywa�em ju�
jej
niezwyk�e pi�kno, wdzi�k, inteligencj� i umiej�tno�ci. S�owa te jednak
nale�a�oby uzna� za
zbyt ubogie, nie potrafi�ce w�a�ciwie nakre�li� obrazu owej zmys�owej istoty,
kt�r� w�wczas
ujrza�em po raz pierwszy. Spoczywa�a na wy�o�onym dywanami podwy�szeniu, na
niskiej,
poz�acanej sofie w przeciwleg�ym kra�cu pomieszczenia. W przeciwie�stwie do
swych
niewolnic mia�a na sobie kompletny str�j: przezroczyste pantalony koloru
ognioodpornych
kamieni oraz bluzeczk� w tym samym odcieniu z idealnie skrojonym, r�wnie
przezroczystym
kubraczkiem. Guziki, wykonane z rzadkich, drogocennych kamieni, �wieci�y
ognistym
blaskiem. Powab bosych, niewielkich st�p o pomalowanych na czerwono paznokciach
podkre�la�y z�ote bransolety otaczaj�ce kostki. Szczup�e d�onie o d�ugich,
delikatnych palcach
ozdobionych mieni�cymi si� pier�cieniami by�y zako�czone karminowymi
paznokciami. Na
delikatnych nadgarstkach podzwania�y kosztowne bransolety. D�ugie, kruczoczarne
w�osy
sp�ywa�y kaskad� a� do talii. Bawi�a si� ich kosmykami s�uchaj�c opas�ego
m�czyzny,
siedz�cego na pod�odze tu� przy sofie. By� w �rednim wieku i po stroju
rozpozna�em w nim
bogatego kupca. R�wnie� kilku innych m�czyzn dost�pi�o zaszczytu zaj�cia
miejsca w
pobli�u Meliny.
Nienawidzi�em ka�dego samca oddychaj�cego powietrzem tej komnaty. Widzia�em
wyra�nie, jak skrz�tnie udaj� zainteresowanie rozmow�. W ich �miechu r�wnie�
wyczuwa�em
fa�sz. W rzeczywisto�ci my�li wszystkich kr��y�y wok� Meliny, oplataj�c j�
niczym
o�lizg�ymi mackami na przemian z chciwymi, pe�nymi po��dania spojrzeniami. Nagie
cia�a
�adnych niewolnic nie mia�y dla nich najmniejszego znaczenia. Ja czu�em zreszt�
to samo.
Moje oczy pod�wiadomie pod��a�y ku pe�nym blasku, delikatnym kszta�tom ukrytym
pod na
wp� przezroczystym materia�em, ku piersiom zwie�czonym powabnymi, r�owymi
sutkami i
ku rudym kosmykom l�ni�cym mi�dzy jedwabistymi udami. Nago�� jej s�u�ek
pot�gowa�a
tylko nieposkromion� ��dz�, aby ujrze� wi�cej i wi�cej.
Wtem serce podskoczy�o mi do gard�a. Zapomnia�em o nienawi�ci. Melina leniwie
podnios�a
oczy i nasze spojrzenia spotka�y si�. Czu�em jakby mnie kto� grzmotn�� z ca�ej
si�y obuchem
w g�ow�. Nigdy w �yciu nie widzia�em takiej g��bi. W jej znudzonych oczach
dostrzeg�em po
chwili, albo te� nami�tnie pragn��em dostrzec, b�ysk zainteresowania. Pe�ne,
p�sowe usta
rozchyli�y si� nieznacznie, ukazuj�c l�ni�cy koniuszek r�owego j�zyka.
Zlustrowa�a mnie od
g�ry do do�u. Nadszed� Leego, �eby nape�ni� jej puchar i dostrzeg�em, �e
szepn�a mu co� do
ucha wskazuj�c palcem na mnie.
My�la�em, �e serce wyrwie mi si� z piersi. Bogowie, c� za przychylny gest
fortuny! Po
chwili jednak opad�y mnie w�tpliwo�ci. A mo�e nagle w jaki� spos�b zbrzyd�em?
Czy te�
przypadkiem jaka� wied�ma, chowaj�ca si� na tej ohydnej klatce schodowej, nie
uraczy�a
mnie swym parszywym zakl�ciem? Lub mo�e nietoperz narobi� mi na w�osy?
Instynktownie
dotkn��em r�k� g�owy i wtedy zda�em sobie spraw� co j� we mnie zainteresowa�o. Z
pewno�ci� moje w�osy. W tamtych dniach, na d�ugo przed jesieni� �ycia, w�osy
promieniowa�y mi jasno�ci� niczym pochodnia czarownika. Nale�a�em do tej
nielicznej
grupki m�czyzn i kobiet w Orissie, kt�rych natura obdarzy�a p�omiennymi
k�dziorami. A�
do tej chwili by�y one g��wnie powodem do �miechu dla moich przyjaci�, podobnie
zreszt�
jak blado�� mej cery, kt�ra zdradza�a najmniejszy cie� emocji. Poczu�em g��bokie
upokorzenie b�d�c pewnym, �e w�osy moje, po raz kolejny, uczyni�y ze mnie obiekt
�art�w.
Aby ukry� za�enowanie, odwr�ci�em si� do niewolnicy i przyj��em plasterek
brzoskwini. W
ustach tak mi zasch�o, �e prze�uwanie przychodzi�o mi z trudem, nie m�wi�c ju� o
prze�kni�ciu. Muzyka ucich�a nagle, a wraz z ni� rozbawione g�osy m�czyzn.
Us�ysza�em
s�odki d�wi�k strun, a gdy si� odwr�ci�em, Melina siedzia�a ju� wyprostowana. Na
jej
delikatnych kolanach opiera�a si� lutnia. Cudowne palce dotyka�y leciutko strun
wyczarowuj�c z drewnianego instrumentu najwspanialsz� z melodii, kt�ra blad�a
jednak w
por�wnaniu z g�osem Meliny, wype�niaj�cym pomieszczenie upojn� pie�ni�.
Ws�ucha�em si� w t�skne s�owa opowie�ci o m�odej kurtyzanie sprzedanej przez
biedn�
rodzin�. Dziewczyna zakocha�a si� w przystojnym kapitanie, kt�ry musia� i�� na
wojn�.
Obieca�, �e po powrocie poprosi j� o r�k�. Dosz�o do straszliwej bitwy i �w
zacny
m�odzieniec poleg�. M�oda kurtyzana pi�knia�a z dnia na dzie�, a wie�� o jej
niezwyk�ych
talentach rozprzestrzenia�a si� z si�� huraganu. Wielu m�czyzn przychodzi�o do
niej z
bogatymi prezentami i jeszcze bogatszymi obietnicami. Oddawa�a im si�, jak
nakazywa�
obowi�zek, i przyjmowa�a podarunki, lecz nie znalaz� si� w�r�d nich ani jeden,
kt�rego
potrafi�aby pokocha�. Tylko �w przystojny kapitan dotkn�� pewnego tajemnego
miejsca;
miejsca, kt�rego �aden inny m�czyzna nie b�dzie m�g� ju� zg��bi�.
Kiedy delikatne palce szarpn�y struny w ostatnim akordzie, prawie nie s�ysza�em
g�o�nego
aplauzu doko�a. �zy sp�ywa�y mi po policzkach. Odczuwa�em cierpienie Meliny, jej
wieczn�
udr�k�, jako �e natychmiast uczyni�em z niej bohaterk� owej opowie�ci. P�on��em
potrzeb�
ukojenia jej goryczy i zaj�cia miejsca przystojnego kapitana, lecz uczucia moje
podziela�
ka�dy z m�czyzn znajduj�cych si� w tym pokoju.
Melina, jak ju� m�wi�em, posiada�a niezwyk�e umiej�tno�ci.
Ka�demu z osobna pos�a�a czaruj�cy u�miech podzi�kowania. Pochyli�a si� lekko w
prz�d,
jakby chcia�a przem�wi�, i w komnacie zaleg�a cisza. Ona jednak unios�a pe�n�
wdzi�ku r�k�
i boskim palcem wskaza�a na Butal�. Zza zas�ony obok pos�gu wy�oni�a si� stara
kobieta
odziana w bogato zdobion�, czerwon� sukni� z przepasan� w talii z�ot� szarf� ze
strojnymi
fr�dzlami. By�a jedn� z czarodziejek cechu nierz�dnic.
- Witam panowie - odezwa�a si� g�osem osobliwie m�odym. - Wszyscy chwalmy
Butal�.
- Wszyscy chwalmy Butal� - odpowodzieli�my tradycyjnym wezwaniem. - Niechaj
nasze
l�d�wie, krzy�e, biodra b�d� silne, a �ona naszych kobiet p�odne i g��bokie.
Zerkn��em przez rami� i ku swemu wielkiemu zdumieniu zobaczy�em, �e Melina
znikn�a.
S�owa czarodziejki pozwoli�y mi oprzytomnie�:
- Z przyjemno�ci� mog� panom powiedzie�, �e w�a�nie rzuci�am ko�ci i wynika z
tego, �e
bogowie nam sprzyjaj�: dzisiejszy wiecz�r b�dzie wyj�tkowy. Butal� raduj�
zas�ugi i
pobo�no�� tego zgromadzenia. Da�a mi znak, �e pozwoli Melinie na �wi�ty taniec,
kt�rego
�wiadkami by�o do tej pory tak niewielu szcz�liwc�w.
- Wszyscy chwalmy Butal� - zaskandowali�my ch�rem. G�osy pozosta�ych m�czyzn
by�y
r�wnie niskie i dono�ne jak m�j. Czarodziejka klasn�a w d�onie. Pos�g Butali
poruszy� si�
wdzi�cznie rozpo�cieraj�c szeroko ramiona i odchylaj�c g�ow� do ty�u. Barwny
p�yn
wytrysn�� z jej marmurowej piersi. Dwie niewolnice zbli�y�y si� ko�ysz�c
l�ni�cymi biodrami
i podstawi�y du�� z�ot� mis�. Po kilku chwilach czara wype�ni�a si� po brzegi a
bli�niacze
strumienie urwa�y si� tak nagle, jak trysn�y. Kobiety chodzi�y mi�dzy nami
oferuj�c
zawarto�� misy. Kiedy przysz�a kolej na mnie, pos�usznie schyli�em g�ow� i
poczu�em mocn�,
przyjemn�, pi�mow� wo�. Napi�em si�. S�odki p�yn pop�yn�� g�adko wzniecaj�c
ogie� w
�o��dku. Ciep�o rozprzestrzenia�o si� po ca�ym ciele i wkr�tce poczu�em, jak
pobudza moj�
krew i wyostrza zmys�y.
Na kolejne kla�ni�cie czarodziejki z miedzianego kocio�ka z kadzid�ami unios�a
si� g�sta
chmura czerwonego dymu. Poczu�em zapach r� i fio�k�w, a moje cia�o zadr�a�o w
oczekiwaniu rych�ej przyjemno�ci. Jedwabna zas�ona rozsun�a si�. W ciemnej
alkowie
ujrzeli�my jedynie instrumenty strunowe oraz fujarki porzucone na pod�odze przez
niewidzialnych muzyk�w.
Stara niewiasta zn�w klasn�a w d�onie.
- O, pi�kna Butalo - zaintonowa�a - u�ycz nam muzyki r�wnie s�odkiej jak twoje
�ono. -
Zgi�tym palcem wskaza�a na instrumenty i rozkaza�a: - Grajcie!
Siedzieli�my w niemym zdumieniu kiedy instrumenty unios�y si� z pod�ogi;
fujarki, harfy i
cymba�y ko�ysa�y si� wdzi�cznie za� dwa ma�e, poz�acane b�benki ta�czy�y po obu
stronach.
Niewidzialne palce szarpa�y wprawnie struny. Niewielkie, wy�cie�ane m�oteczki
zmusza�y
cymba�y do wydawania z siebie urokliwych d�wi�k�w. Fujarki przygrywa�y do wt�ru.
B�benki miarowym ra- ta- ta- tam nadawa�y mi�osny rytm.
Melina wy�oni�a si� z mroku niczym duch g�r. Po obu jej stronach zap�on�y
pochodnie
o�ywione przez niewidzialne r�ce. Jej nagie, cudowne cia�o l�ni�o jak czyste
z�oto. Widok
zaskakuj�cej doskona�o�ci jej g�adkich kszta�t�w trwa� tak kr�tko, �e nie
mogli�my by�
pewni, czy to nie wp�yw �wi�tego napoju i naszej wyobra�ni. Nagle Melin� od
czubk�w
palc�w a� po sam� g�ow� pokry� obraz wij�cych si� postaci. Sta�a nieruchomo
przez jedno,
dwa, trzy uderzenia serca, a my widzieli�my kopuluj�cych m�czyzn i kobiety,
r�ne postacie
w mi�osnych grach, kobiety trzymaj�ce w obj�ciach inne kobiety, przystojnych
ch�opc�w
robi�cych ze sob� to samo, a tak�e nies�ychanie pomieszane kombinacje obu p�ci.
Melina
wykona�a powolny piruet, a jej cia�o o�y�o kolejnymi scenami erotycznymi.
Muzyka zmieni�a si� i Melina zacz�a ta�czy�. Najpierw wykonywa�a wolne,
ko�ysz�ce ruchy
obracaj�c biodrami, splataj�c wdzi�cznie r�ce i poruszaj�c smuk�ymi nogami.
Stopniowo
wzmog�a te� tempo muzyka oraz postacie nieustannie figluj�ce na jej ciele. Gdy
tak, wirowa�a
potrz�saj�c piersiami i biodrami, przysz�o mi do g�owy, �e jeszcze moment, a
oszalej� z
po��dania. Czu�em, jak wok� narasta podniecenie a powietrze g�stnieje od
wzbieraj�cych
chuci. Kiedy byli�my ju� u kra�ca wytrzyma�o�ci, Melina przerwa�a taniec,
przyjmuj�c poz�,
kt�ra zachwyci�aby rze�biarza. Znikn�y obrazy i ujrzeli�my j� w ca�ej glorii.
Karmi�em swoje
oczy jak wyg�odnia�y cz�owiek, widokiem jej ust, piersi oraz g�adkiego,
wygolonego sromu
pomalowanego henn�. Potem alkowa pociemnia�a. Spogl�dali�my po sobie z
zaschni�tymi
ustami, oczami bol�cymi w oczodo�ach... z j�drami jak kamienie.
- No, i jak, panowie - zabrzmia� cudowny g�os - czy zadowoli�am was?
Odwr�cili�my g�owy. Rozparta wygodnie na kanapie, Melina zn�w mia�a na sobie
pantalony
i kubraczek, jak poprzednio. Jedynie delikatna, l�ni�ca warstewka potu
wskazywa�a, �e
odta�czy�a przed nami ten niesamowity taniec.
- Wszyscy chwalmy Butal�! - zakrzykn�li�my ch�rem, a ja mia�em wra�enie, �e od
aplauzu
pop�kaj� mi w uszach b�benki. M�czy�ni wstali z miejsc, aby wychwala� jej
sztuk�. Brz�k
monet i stukanie drogocennych kamieni o posadzk� narasta�y w miar�, jak rzucano
do jej st�p
niezliczone dary. Leego kr��y� mi�dzy rozpalonymi samcami u�miechaj�c si� i
poklepuj�c ich
po plecach, zmuszaj�c do jeszcze wi�kszej hojno�ci. Nie mog�em si� powstrzyma�.
Zerwa�em
si� na r�wne nogi a moje d�onie samoistnie pow�drowa�y w poszukiwaniu jedynego
podarunku, jaki mog�em da� - pe�nej sakiewki z�ota nale��cej do mego ojca.
Przecisn��em si�
przez t�um odpychaj�c �okciami moich rywali, jako �e si�� mia�em dwukrotnie
wi�ksz� ni�
przeci�tny m�czyzna. Podnios�a wzrok, gdy stan��em przed ni�. Dostrzeg�em b�ysk
zadowolenia. Zmys�owe usta u�o�y�y si� w upojny u�miech. Rzuci�em sakiewk� na
pozosta�e
dary. D�wi�k, jaki wyda�a upadaj�c, �wiadczy� o jej znacznym ci�arze.
- Och... to ten m�j przystojny m�odzieniec o ognistych w�osach - odezwa�a si�
ciep�ym,
przyjaznym g�osem, a zmys�owy zapach jej perfum owia� mnie wprawiaj�c w
kompletne
odr�twienie. Mog�em jedynie przytakn��.
- Almaryk Antero, czy� nie? - Nie by�o pi�kniejszej muzyki ponad d�wi�k mego
imienia w
jej ustach.
Uk�oni�em si�.
- Do us�ug, pani - odpar�em.
Roze�mia�a si� s�ysz�c sztywne, oficjalne pozdrowienie. Sp�oni�em si�. Melina
b�ysn�a
bia�ymi, idealnymi z�bami.
- Och, prosz�, m�w do mnie Melina. Wszyscy moi przyjaciele tak mnie nazywaj�. To
znaczy,
bardzo bliscy przyjaciele. - Jej palce dotkn�y mojej r�ki. Zadr�a�em. - A widz�
r�wnie
dobrze, jak dostrzeg�by to ka�dy wr�bita, m�ody Almaryku, �e pisane nam jest
zosta�...
bliskim przyjaci�mi.
Nie pami�tam ju� dok�adnie, co wyj�ka�em, ale zachichota�a jakbym opowiedzia�
najprzedniejszy dowcip.
- Powiedz mi - odezwa�a si� - czy to prawdziwe twoje w�osy? Czy te� mo�e jaki�
niesamowity kosmetyk, jakiego u�ywaj� teraz m�odzie�cy w Orissie?
- S� najzupe�niej prawdziwe, zapewniam ci�, pa... hm... Melino. Na m�j honor.
- Mo�e nie powinnam wierzy� ci na s�owo - kokietowa�a mnie. - Mimo wszystko
istniej� o
wiele ciekawsze sposoby, aby tego dowie��, m�ody Almaryku. - B�ysk w jej oczach
powiedzia� mi wyra�nie, �e nie mia�a na my�li moich w�os�w na klatce piersiowej.
-
Mog�abym si� r�wnie� dowiedzie�, czy to, co do�wiadczone niewiasty m�wi� o
rudow�osych
i ich �arliwo�ci - to prawda.
Je�li wcze�niej by�em niemow�, to teraz wyrwano mi j�zyk. Tak bardzo pragn��em
ub�aga�
bog�w, aby pozwolili mi tego dowie��. Teraz! Zaraz! Poka�� jej prawdziwy �ar
mych uczu�.
Nie tak� oszuka�cz� mi�o�� oferowan� przez te... te bestie. Zanim zd��y�em
oprzytomnie�,
Leego przecisn�� si� przez t�um. Towarzyszy� mu m�czyzna w �rednim wieku,
najwyra�niej
znamienitego rodu. Rozpozna�em w nim jednego z najbogatszych rywali mego ojca.
- Je�li pozwolisz, droga Melino - wtr�ci� Leego - przedstawi� ci bardzo
szczeg�lnego
cz�owieka, kt�ry szczyci si�, �e jest twoim wielbicielem.
M�czyzna post�pi� krok w prz�d posy�aj�c Melinie rozkochane spojrzenie. Zanim
us�ysza�em jej odpowied�, zacz��em si� wycofywa�. Wiedzia�em, �e ten m�czyzna
zosta�
wybrany, aby radowa� si� tej nocy wdzi�kami Meliny. Jego dar sprawi, �e wyjd� na
�ebraka,
jak i pozostali m�czy�ni w tym pomieszczeniu. Pomy�la�em, �e je�li nie umkn�
st�d
natychmiast, to go zabij� na miejscu.
Powstrzyma� mnie g�os Meliny:
- Jedn� chwilk�, Almaryku.
Odwr�ci�em si�, obawiaj�c si� podnie�� oczy; wiedzia�em, �e zdradz� moje
uczucia. Nie
mog�em jednak nic na to poradzi�. Musia�em jeszcze raz na ni� spojrze�. Wtedy po
raz
pierwszy zauwa�y�em kolor jej oczu. Dor�wnywa�y zieleni� s�ynnym kamieniom z
gor�cych
las�w p�nocy.
- O co chodzi, Melino? - zapyta�em.
- Przyjdziesz jeszcze, prawda? Prosz�, obiecaj mi, �e przyjdziesz.
Odpowied� moja by�a gor�ca, niekontrolowana:
- Z�o�y�bym swoje �ycie w darze dla ciebie, pi�kna Melino - powiedzia�em -
byleby tylko
m�c ujrze� ci� znowu.
Nie odpowiedzia�a. Gdyby uczyni�a chocia� jaki� gest, jestem tego pewien,
poder�n��bym
sobie gard�o. Poca�owa�a jeden ze swych palc�w i dotkn�a nim mej r�ki.
- B�d� czeka�, Almaryku - szepn�a. - M�j pi�kny rudow�osy.
Nie pami�tam drogi powrotnej do domu. Czu�em si�, jakby uros�y mi skrzyd�a.
OD TAMTEJ NOCY wykorzystywa�em ka�d� nadarzaj�c� si� sposobno��, by ujrze�
Melin�.
To znaczy, ilekro� wy�udzi�em do�� monet na zakup odpowiedniego prezentu. Leego
wyra�nie da� mi do zrozumienia, �e nie by�bym mile widziany z pustymi r�kami.
Jego w�a�nie
wini�em za ow� chciwo��, jego, nie moj� bosk� Melin�. By�em pewny, �e ona
pragn�a mnie
samego, a nie czego� tak czysto materialnego jak z�oto. C� on m�g� wiedzie� o
wy�szych
uczuciach, kt�re rozpala�y nasze serca? By� po�rednikiem, zainteresowanym
jedynie zyskami,
do kt�rych wedle prawa cechu nierz�dnic mia� absolutne prawo. Ja jednak nie
mia�em
najmniejszych w�tpliwo�ci, �e jest najbardziej chciwym przedstawicielem swej
profesji.
Ze wszystkich si�, lecz jak�e nieskutecznie, pr�bowa�em uodporni� si� na dzikie
zmiany
nastroju Meliny. W jednej chwili wydawa�o mi si�, �e licz� si� tylko ja, a ju�
chwil� p�niej
walczy�em o prymat z py�em pod jej stopami. Ton��em w powodzi upokorze�,
kosztownych
prezent�w, kt�rymi wzgardza�a, ch�odnych spojrze� i ostentacyjnego okazywania
uczu�
innym m�czyznom. Na r�wni z pozosta�ymi sk�ada�em u jej st�p podarunki.
Znosi�em jej
pogard�. Tolerowa�em �arty z mojej osoby i coraz bardziej wzgardliw� postaw�
Leego.
Wyda�em wszystkie pieni�dze. Potem sprzedawa�em to, co posiada�em. Ok�amywa�em
ojca i
�ebra�em u niego niczym ostatni w��cz�ga. Kiedy mi odmawia�, po�ycza�em od
przyjaci� i
wkr�tce zacz�li unika� mego towarzystwa. Gdy tylko jednak popada�em w
desperacj�, Melina
stawa�a si� ciep�a, rzuca�a mi d�ugie, uwodzicielskie spojrzenia, g�aska�a mnie
i poklepywa�a,
na nowo rozniecaj�c ogie� po��dania. Wychwala�a mnie g�o�no przed innymi
m�czyznami
albo narzeka�a, �e czuje si� znu�ona i obola�a po pracy - wola�em nie docieka�,
sk�d bra�y si�
u niej te b�le - i b�aga�a mnie o koj�cy masa�. Wielokro� s�u�y�em jej za
niewolnika,
przydaj�c jej cz�onkom mi�kko�ci i spr�ysto�ci. J�cza�a pod mymi d�o�mi,
zdawa�oby si�,
ogarni�ta nami�tno�ci�. Odwracaj�c si� delikatnie, pozwala�a mym palcom g�adzi�
wra�liwe
miejsca swego cia�a. A potem odsy�a�a mnie z obietnicami p�on�cymi w oczach.
Powraca�em
wi�c zawsze, bogato przyodziany, gotowy, karmi�c si� nadziej�, �e ju� tym razem
na pewno
padnie w moje obj�cia i poprosi, abym j� zabra� daleko, na podobie�stwo owego
m�nego
kapitana z pie�ni. Nie doczeka�em si�. Albowiem tak, jak z ka�dym �witaniem Kr�l
S�o�ce
porusza� sw�j ry