768

Szczegóły
Tytuł 768
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

768 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 768 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

768 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Antoni Czechow Wujaszek Wania Sceny z �ycia ziemian w czterech aktach 1897 Prze�o�y� Jaros�aw Iwaszkiewicz Osoby Aleksander Sieriebriakow - emerytowany profesor Helena - jego �ona, lat 27 Sofia (Sonia) - jego c�rka z pierwszego ma��e�stwa Maria Wojnicka - wdowa po radcy tajnym, matka pierwszej �ony profesora Iwan Wojnicki - (wujaszek Wania), jej syn Micha� Astrow - lekarz Ilja Tielegin - zubo�a�y ziemianin Maryna - stara niania Parobek Rzecz dzieje si� we dworze wiejskim Sieriebriakowa Akt pierwszy Ogr�d, wida� cz�� domu z tarasem; w alei pod star� topol� st� nakryty do herbaty; �awki, krzes�a, na jednej z �awek le�y gitara; niedaleko od sto�u hu�tawka; jest po drugiej stronie; pochmurno. Maryna, oci�a�a, nieruchoma staruszka, siedzi przy samowarze i robi po�czoch�; Astrow przechadza si� w pobli�u. Maryna (nalewa szklank� herbaty) Napij si�, panoczku. Astrow (niech�tnie bierze szklank�) Jako� si� nie chce... Maryna Wola�by� mo�e w�deczki? Astrow Nie. Nie co dzie� pij� w�dk�. Poza tym duszno dzisiaj. (pauza) Nianiu, jak dawno my si� znamy? Maryna (namy�la si�) Jak dawno? Poczekaj, zaraz przypomn�... Przyjecha�e� tutaj, w nasze okolice... kiedy?... jeszcze za �ycia Wiery Pietrowny, matki naszej Soni. Za jej czas�w przez dwie zimy bywa�e� u nas... to znaczy - min�o jedena�cie lat. (Po chwili namys�u) A mo�e i wi�cej? Astrow Bardzo si� zmieni�em od tego czasu? Maryna Bardzo. Wtedy by�e� m�ody, �adny. A teraz postarza�e� si�. I uroda ju� nie ta. Po prawdzie - do kieliszka zagl�dasz. Astrow Tak... W ci�gu dziesi�ciu lat sta�em si� innym cz�owiekiem. A z jakiego powodu? Zapracowa�em si�, nianiu. Od rana do wieczora na nogach, ani chwili spokoju, a w nocy kuli si� cz�owiek pod ko�dr� i strach go ogarnia, �eby nie wezwano do chorego. Przez ca�y czas, jak si� znamy, ani jednego dnia wolnego. Jak tu si� nie zestarze�? A �ycie i bez tego nudne, g�upie, brudne... Wci�ga jak bagno. Otaczaj� ciebie dziwad�a, same dziwad�a; poobcujesz z takimi par� lat i sam - nawet si� nie spostrze�esz - stajesz si� takim samym dziwad�em... Nieunikniony los. (Kr�ci d�ugiego w�sa) Patrz, jakie wielkie w�siska wyros�y... g�upie w�sy. Tak, sta�em si� dziwad�em, nianiu. Zg�upie�, to jeszcze nie zg�upia�em, chwa�a Bogu, g�ow� mam w porz�dku, ale wszystkie uczucia jako� si� st�pi�y. Niczego mi si� nie chce, niczego mi nie trzeba, nikogo nie kocham... No, chyba tylko ciebie. (Ca�uje j� w g�ow�) W dzieci�stwie mia�em tak� sam� niani�. Maryna Mo�e by� co� zjad�? Astrow Nie. W trzecim tygodniu wielkiego postu pojecha�em do wioski Malickoje... epidemia... tyfus plamisty... W chatach ludzie le�� pokotem... br�d, smr�d, dym, ciel�ta na pod�odze razem z chorymi... i prosi�t pe�no... Namitr�y�em si�, przez ca�y dzie� kropli w ustach nie mia�em, wr�ci�em do domu, odsapn�� nie dadz� - przywie�li z kolei �elaznej dr�nika; po�o�y�em go na st�, �eby zrobi� operacj�, a ten ga�gan wzi�� i umar� mi pod chloroformem. I w�a�nie najniepotrzebniej w �wiecie wzbudzi�y si� we mnie uczucia, sumienie si� zaniepokoi�o, jak gdybym go zabi� umy�lnie... Siad�em, przymkn��em powieki, ot tak - i my�l�: ci, co b�d� �yli w sto, w dwie�cie lat po nas i kt�rym my teraz oczyszczamy drog�, czy b�d� nas dobrze wspominali? Nianiu, przecie� nie wspomn�! Maryna Ludzie nie wspomn�, B�g za to b�dzie pami�ta�. Astrow Dzi�kuj�. �adnie to powiedzia�a�. (Wchodzi Wojnicki) Wojnicki (wychodzi z domu, zdrzemn�� si� po �niadaniu i wygl�da nieco zaspany; siada na �awce i poprawia elegancki krawat) Tak... (Pauza) Tak... Astrow Wyspa�e� si�? Wojnicki Tak... Za bardzo. (Ziewa) Od czasu jak profesor z ma��onk� przyjecha�, wszystko si� popl�ta�o... sypiam nie w por�, na obiad i na �niadanie jadam jakie� tam kabule (ostry sos pomidorowy typu keczup), pij� jakie� wina... szkodzi mi to wszystko! Przedtem ani chwili wolnej nie by�o, pracowali�my, i ja, i Sonia - prosz� siada�, a teraz sama Sonia haruje, a ja �pi�, �r�, pij�. Niedobre to wszystko! Maryna (kiwaj�c g�ow�) Nowe porz�dki! Profesor wstaje o dwunastej, a samowar kipi od samego rana, czeka na niego. Kiedy ich nie by�o, obiad by� o dwunastej, jak u wszystkich ludzi, a teraz o sz�stej. Profesor czyta i pisz� w nocy, raptem o wp� do drugiej dzwonek... Jezus Maria, co si� sta�o? Dawaj herbaty! Ludzi dla niego trzeba budzi�, samowar nastawia�... nowe porz�dki! Astrow D�ugo tu jeszcze b�d� siedzieli? Wojnicki (gwi�d�e) Sto lat. Profesor zdecydowa� si� zamieszka� tu na sta�e. Maryna I teraz tak�e. Samowar od dw�ch godzin na stole, a oni na spacer poszli. Wojnicki Id� ju�, id�, uspok�j si�. (S�ycha� gLosy; z g��bi ogrodu wchodz� wracaj�c z przechadzki Sieriebriakow, Helena, Sonia i Tielegin) Sieriebriakow A, �licznie, �licznie... co za pi�kne widoki! Tielegin Wspania�e widoki, ekscelencjo! Sonia Jutro pojedziemy do le�nicz�wki, tatusiu. Dobrze? Wojnicki Szanowni pa�stwo, pora na herbat�. Sieriebriakow Moi drodzy, ka�cie mi z �aski swojej przynie�� herbat� do gabinetu. Jeszcze musz� dzisiaj troch� popracowa�. Sonia Le�nicz�wka na pewno ci si� spodoba... (Helena, Sieriebriakow i Sonia wchodz� do domu; Tielegin siada przy stole obok Maryny) Wojnicki Upa�, duszno, a nasz wielki uczony w p�aszczu, w kaloszach, z parasolem i w r�kawiczkach. Astrow Wida�, �e dba o siebie. Wojnicki A ona pi�kna! Jaka pi�kna! W �yciu nie widzia�em �adniejszej kobiety. Tielegin Maryno najdro�sza, czy jad� polem szerokim, czy przechadzam si� w cienistym ogrodzie, czy patrz� na ten st� zastawiony, ogarnia mnie wci�� niewyt�umaczalna szcz�liwo��. Pogoda jak z�oto, ptaszki �piewaj�, �yjemy sobie tutaj w zgodzie i w spokoju - czeg� nam jeszcze trzeba? (Bierze szklank� herbaty) Najserdeczniej dzi�kuj� pani. Wojnicki (rozmarzony) Co za oczy... wspania�a kobieta! Astrow Opowiedz nam co�, Iwanie. Wojnicki (ospale) Co ci mam opowiada�? Astrow Mo�e s� jakie nowe wiadomo�ci? Wojnicki Nie ma nic nowego. Wszystko stare. Ja jestem taki sam jak by�em, mo�e troch� gorszy, rozleniwi�em si�, nic nie robi� i tylko zrz�dz� jak stary piernik. Moja wiekowa sroka, maman, wci�� jeszcze rozprawia o emancypacji; jednym okiem spogl�da na ksi꿹 obor�, a drugim szuka w swoich uczonych ksi��kach zorzy nowego �ycia. Astrow A profesor? Wojnicki A profesor jak dawniej od rana do p�nej nocy siedzi u siebie w gabinecie i pisze. "Z nat�onym umys�em, namarszczonym czo�em, piszemy wszyscy ody, ody, i mimo ca�� nasz� prac� - ni chwal, ni nagrody!" Papier cierpliwy! Lepiej by swoj� autobiografi� pisa�. C� za temat wspania�y! Rozumiesz, profesor na emeryturze, stary piernik, dorsz uczony... Podagra, reumatyzm, migreny, z zazdro�ci i zawi�ci w�troba mu spuch�a... �yje sobie ten dorsz w maj�tku swej pierwszej �ony, �yje bo musi, utrzymanie w mie�cie za drogie! Bez przerwy skar�y si� na swoje nieszcz�cia, chocia�, prawd� powiedziawszy, jest niezwykle szcz�liwy. (Zdenerwowany) Pomy�l tylko, jakie ma szcz�cie! Syn prostego diaka (w ko�ciele prawos�awnym kleryk �piewaj�cy i recytuj�cy modlitwy), jaki� tam seminarzysta, dochrapa� si� uczonych stopni i katedry uniwersyteckiej, ma tytu� ekscelencji, zosta� zi�ciem senatora itd., itd. Zreszt�, c� to wszystko znaczy? Zauwa� jedno tylko. Cz�owiek przez dwadzie�cia pi�� lat prze�uwa cudze my�li o realizmie, naturalizmie i innych bzdurach; przez dwadzie�cia pi�� lat wyk�ada i pisze o takich rzeczach, jakie m�drzy od dawna ju� wiedz�, a g�upi wiedzie� nieciekawi - to znaczy przez dwadzie�cia pi�� lat przelewa z pustego w pr�ne. A przy tym co za pycha! Jakie pretensje! Poszed� na emerytur� i �aden �ywy duch go nie zna, pozosta� zupe�nie nieznany; to znaczy, �e przez dwadzie�cia pi�� lat zajmowa� cudze miejsce. A popatrz tylko na niego: st�pa jak jakie b�stwo! Astrow Zdaje si�, �e mu po prostu zazdro�cisz. Wojnicki Tak, zazdroszcz�. A jakie ma powodzenie u kobiet! �aden don�uan na ca�ym �wiecie nie cieszy� si� tak fantastycznym powodzeniem. Jego pierwsza �ona, moja siostra, pi�kne, �agodne stworzenie, czysta jak to niebo niebieskie, szlachetna, wielkoduszna, maj�ca wi�cej wielbicieli, ni� on mia� uczni�w - kocha�a go, jak potrafi� kocha� tylko czyste anio�y takich samych jak one czystych i pi�knych ludzi. Moja matka, jego te�ciowa, do dzi� dnia ub�stwia go i do dzi� dnia odczuwa wobec niego �wi�ty l�k. Jego druga �ona, pi�kna, m�dra - widzieli�cie j� przed chwil� - wysz�a za niego, kiedy by� ju� stary, odda�a mu sw� m�odo��, urod�, wolno��, ca�y sw�j czar. Za co? Dlaczego? Astrow Wierna jest profesorowi? Wojnicki Niestety, wierna. Astrow Dlaczego niestety? Wojnicki Dlatego, �e ta wierno�� jest od pocz�tku do ko�ca jednym fa�szem. jest w niej du�o retoryki, ale nie ma logiki. Zdradza� starego m�a, kt�rego si� nie cierpi - to niemoralno��; a stara� si� zag�uszy� w sobie biedn� m�odo�� i wszelkie �ywe uczucia - to nie jest niemoralno��. Tielegin (�zawym g�osem) Wania, ja bardzo nie lubi�, jak ty tak m�wisz. No doprawdy... Kto zdradza �on� albo m�a, to cz�owiek niepewny, taki, co mo�e zdradzi� i ojczyzn�. Wojnicki (zniecierpliwiony) Przesta� ju� wreszcie, Andrucie! Tielegin Poczekaj, Wania. �ona moja nazajutrz po �lubie uciek�a ode mnie ze swoim ukochanym z powodu mojej nieszcz�liwej powierzchowno�ci. A ja po tym wszystkim mojego przyrzeczenia nie z�ama�em. Ja do dzi� dnia j� kocham i jestem jej wierny, pomagam jej, jak mog�, i odda�em sw�j maj�tek na wychowanie dziateczek, kt�re ona z swoim ukochanym sp�odzi�a. Szcz�cie moje uciek�o, ale duma zosta�a. A ona co? Jej m�ode lata min�y, uroda zgodnie z prawem natury wyblak�a, ukochany jej umar�... Co jej pozosta�o? (Wchodz� Sonia i Helena; po chwili wchodzi Maria Wojnicka z ksi��k�; siada przy stole i czyta; podaj� jej herbat�, kt�r� pije, utkwiwszy wzrok w ksi��ce) Sonia (po�piesznie do nia�ki) Tam, nianiusiu, ch�opi przyszli. P�jd�, pogadaj z nimi, a herbat� ju� ja sama... (Nalewa herbat�, niania wychodzi; Helena bierze swoj� szklank� i pije siedz�c na hu�tawce) Astrow (do Heleny) Przyjecha�em do pani m�a. Pisa�a pani, �e jest bardzo chory, i reumatyzm, i jeszcze co� takiego, a przecie� on jest najzdrowszy w �wiecie. Helena Wczoraj wieczorem kaprysi�, skar�y� si� na b�le w nogach. A dzi� jako� przesz�o. Astrow A ja na �eb na szyj� gna�em trzydzie�ci wiorst. No, nic nie szkodzi, to nie pierwszy raz. Za to zostan� ju� u was do jutra i wy�pi� si� przynajmniej quantum satis. Sonia �wietnie! To taka osobliwo��, �e pan u nas nocuje. Na pewno pan nie jad� obiadu? Astrow Rzeczywi�cie, nie jad�em. Sonia No w�a�nie, przy okazji zje pan obiad. My teraz jemy obiad o sz�stej. (Pije) Herbata zupe�nie wystyg�a. Tielegin Temperatura samowaru znacznie si� obni�y�a. Helena To nic nie szkodzi, panie Iwanie, wypijemy zimn�... Tielegin Za pozwoleniem... nie Iwan, tylko Ilja. Ilja Tielegin albo te�, jak mnie niekt�rzy z powodu mego ospowatego oblicza nazywaj� - Andrut! Ja niegdy� trzyma�em do chrztu Soni� i ekscelencja, pani ma��onek, zna mnie bardzo dobrze. Mieszkam teraz tutaj u pa�stwa, w tym maj�tku... Pani zapewne zauwa�y�a, �e spo�ywam co dzie� obiad w pani towarzystwie. Sonia Pan Ilja jest naszym pomocnikiem, nasz� praw� r�k�. (Czule) No, ojczulku kochany, jeszcze herbatki? Maria Wojnicka Ach! Sonia Co ci jest, babuniu? Maria Wojnicka Zapomnia�am powiedzie� Aleksandrowi... pami�� trac� zupe�nie... mia�am dzi� list z Charkowa od pana Paw�a... Przys�a� mi swoj� now� broszur�... Astrow Co� ciekawego? Maria Wojnicka Ciekawe, tylko jakie� takie dziwne. Zwalcza to, czego broni� siedem lat temu. Okropno��! Wojnicki Nie ma nic okropnego. Prosz� pi� herbat�, maman. Maria Wojnicka Ale ja chc� rozmawia�! Wojnicki Od pi��dziesi�ciu lat rozmawiamy i rozmawiamy, i czytamy broszury. Warto by ju� z tym sko�czy�. Maria Wojnicka Nie wiem, dlaczego nie lubisz, kiedy ja co� m�wi�. Przepraszam ci�, Jean, ale w ostatnim roku tak si� zmieni�e�, �e po prostu nie poznaj� ci�... By�e� cz�owiekiem okre�lonych przekona�, by�e� �wietlan� postaci�... Wojnicki O tak! By�em �wietlan� postaci�, kt�ra nikomu nie dawa�a �wiat�a... (Pauza) by�em "�witlan� postaci�"... trudno o �art z�o�liwszy! Mam teraz czterdzie�ci siedem lat. Do zesz�ego roku, tak jak i mama, stara�em si� naumy�lnie otumani� t� wasz� scholastyk�, �eby nie spostrzega� prawdziwego �ycia - i my�la�em, �e tak jest dobrze. A teraz, �eby mama wiedzia�a! W nocy zasn�� nie mog� z �alu, ze z�o�ci, �e tak przegapi�em czas, kiedy mog�em mie� wszystko, wszystko, czego teraz odmawia mi moja staro��! Sonia Wujaszku, to nudne! Maria Wojnicka (do syna) M�wisz, jakby� oskar�a� swoje poprzednie przekonania... Przecie� to nie one s� winne, winien jeste� ty sam. Zapominasz, �e przekonania same w sobie to nic... martwa litera... trzeba by�o co� robi�... Wojnicki Robi�? Nie ka�dy potrafi by� pisz�cym perpetuum mobile, jak tw�j Herr Professor. Maria Wojnicka Co chcesz przez to powiedzie�? Sonia (b�agalnie) Babciu! Wujaszku! B�agam was! Wojnicki Ju� milcz�. Milcz� i przepraszam. (Pauza) Helena �adnie dzisiaj... niegor�co... (Pauza) Wojnicki W tak� pogod� dobrze jest si� powiesi�. (Tielegin stroi gitar�; Maryna chodzi ko�o domu, zwo�uje kury) Maryna Cip, cip, cip... Sonia Nianiu, czego ci ch�opi chcieli? Maryna Znowu to samo, ci�gle o to pastwisko. Cip, cip, cip.. Sonia Kogo tak wo�asz? Maryna Jarz�bata gdzie� poprowadzi�a kurcz�ta... �eby tylko wrona nie porwa�a. (Wychodzi) (Tielegin gra polk�; wszyscy s�uchaj� w milczeniu; wchodzi parobek) Parobek Czy pan doktor jest tutaj? (Do Astrowa) Panie doktorze, przyjechali po pana. Astrow Sk�d? Parobek Z fabryki. Astrow (z rozdra�nieniem) Serdecznie dzi�kuj�. No, trzeba jecha�.. (Rozgl�da si� za czapk�) �eby to wszyscy diabli... Sonia Ach, jak przykro. Niech pan wr�ci z fabryki na obiad. Astrow Nie, to ju� b�dzie za p�no. Gdzie tam... gdzie� tam... (Do parobka) Wiesz co, kochany, zdob�d� mi gdzie� kieliszek w�dki, rzeczywi�cie... (Parobek wychodzi) Gdzie tam... gdzie� tam... (Znalaz�szy czapk�) U Ostrowskiego w jakiej� sztuce wyst�puje cz�owiek, kt�ry ma du�e w�sy i ma�e zdolno�cie... To w�a�nie ja. No to do widzenia, drodzy pa�stwo... (Do Heleny) Je�eli pani kiedy� do mnie zajrzy - razem z pann� Soni� - b�d� szczerze rad. Maj�teczek mam niewielki, najwy�ej trzydzie�ci dziesi�cin, ale je�eli to pani� interesuje, wzorowy sad i szk�ka, jakiej pani nie znajdzie o tysi�c wiorst woko�o. A obok mnie zaczynaj� si� lasy pa�stwowe... Le�niczy tam stary, ci�gle choruje, tak �e po prawdzie to ja zajmuj� si� wszystkim. Helena Mnie ju� m�wiono, �e pan bardzo lubi lasy. Oczywi�cie, to bardzo po�yteczne, ale czy to panu nie przeszkadza w jego prawdziwym powo�aniu? Pan przecie� jest lekarzem. Astrow Bogu tylko wiadomo, jakie jest nasze prawdziwe powo�anie. Helena A to ciekawe? Astrow Tak, bardzo ciekawa praca. Wojnicki (z ironi�) Bardzo. Helena (do Astrowa) Pan przecie jeszcze m�ody... wygl�da pan na... na trzydzie�ci sze��, siedem lat... Chyba to nie jest takie ciekawe, jak pan powiada. Wci�� las i las. Ja my�l�, �e to jest monotonne. Sonia Nie, nie, to jest niezwykle zajmuj�ce. Pan Micha� co roku zasadza nowy kawa� lasu i otrzyma� ju� za to medal br�zowy i dyplom. Tak zabiega, �eby nie niszczono starych drzew. Je�eli pani go pos�ucha, to si� pani z nim zgodzi. Powiada, �e lasy upi�kszaj� ziemi�, �e ucz� cz�owieka rozumie� pi�kno i nape�niaj� go poczuciem majestatu. Lasy �agodz� surowy klimat. W krajach, gdzie klimat jest �agodniejszy, mniej si� traci si� na walk� z przyrod� i cz�owiek staje si� tam mi�kszy i czulszy; ludzie tam s� pi�kni, smukli, pobudliwi i mowa ich jest wytworna, ruchy pe�ne gracji... Kwitn� tam nauki i sztuki, filozofia ich nie jest ponura, stosunek do kobiet pe�en subtelnej szlachetno�ci... Wojnicki (�mieje si�) Brawo, brawo! Mi�e to, ale nieprzekonuj�ce, tak �e (Do Astrowa) pozw�l, przyjacielu, �e nadal b�d� opala� piece drzewem i z drzewa budowa� stodo�y. Astrow Mo�esz przecie pali� w piecach torfem, a stodo�y budowa� murowane. Ostatecznie mo�esz r�ba� lasy, kiedy zmusza ci� do tego potrzeba, ale po co lasy niszczy�? Rosyjskie lasy trzeszcz� pod siekierami, miliardy drzew gin�, pustoszej� kryj�wki zwierz�t i ptak�w, rzeki staj� si� p�ytsze i wysychaj�, znikaj� na zawsze przepi�kne pejza�e, a wszystko tylko dlatego, �e leniwy cz�owiek nie chce pomy�le�, �e mo�na schyli� si� i podnie�� opa� z ziemi. (Do Heleny) Prawda, droga pani? Trzeba by� nierozs�dnym barbarzy�c�, aby spala� w swoich piecach takie pi�kno, niszczy� to, czego nie mo�emy sami wytworzy�. Cz�owiek na to ma rozum i si�y tw�rcze, aby mno�y� to, co mu jest dane, ale dotychczas cz�owiek nie tworzy�, tylko niszczy�. Las�w jest coraz mniej, rzeki wysychaj�, zwierzyna ginie, klimat si� psuje i z ka�dym dniem ziemia staje si� coraz biedniejsza i coraz brzydsza. (Do Wojnickiego) A ty sobie popatrujesz na mnie z ironi� i wszystko, co m�wi�, wydaje ci si� czym� niepowa�nym... mo�e istotnie to jest dziwactwo, ale kiedy mijam ch�opskie lasy, kt�re ocali�em od wyr�bu, albo kiedy s�ysz�, jak szumi m�j m�ody las, kt�ry sadzi�em w�asnymi r�koma, przychodzi mi do g�owy, �e klimat w drobnym stopniu zale�y i ode mnie, i �e je�eli za tysi�c lat cz�owiek b�dzie szcz�liwy, to b�dzie w tym i odrobina mojej zas�ugi. Kiedy sadz� sobie brz�zk� i widz� potem, jak zieleni si� i chwieje na wietrze, dusza moja przepe�nia si� dum� i ja... (Spostrzega parobka, kt�ry przyni�s� na tacy kieliszek w�dki) No, co tam... (Wypija) Musz� ju� jecha�... Wszystko to prawdopodobnie jest jednym wielkim dziwactwem. Moje uszanowanie! (Idzie ku domowi) Sonia (bierze go pod r�k� i idzie razem z nim) Kiedy� pan do nas przyjedzie? Astrow Nie wiem... Sonia Znowu za miesi�c? (Astrow i Sonia wchodz� do domu; Maria Wojnicka i Tielegin siedz� przy stole, Helena i Wojnicki id� w kierunku tarasu) Helena A pan, panie Iwanie, znowu zachowywa� si� niemo�liwie. Po co pan dra�ni� swoj� matk� i m�wi� jej o perpetuum mobile? A dzisiaj przy �niadaniu znowu k��ci� si� pan z Aleksandrem. To takie ma�ostkowe. Wojnicki Ale je�eli ja go nienawidz�? Helena Nienawidzi� Aleksandra nie ma za co, jest taki sam, jak wszyscy. Nie jest gorszy od pana. Wojnicki Gdyby pani mog�a zobaczy� swoj� twarz, swoje ruchy... tak si� pani leni �y�! Ach, jakie� to lenistwo! Helena Ach, lenistwo i nuda! Wszyscy narzekaj� na mojego m�a, wszyscy patrz� na mnie ze wsp�czuciem: biedactwo, ma starego m�a! To wsp�czucie - rozumiem je a� nadto! Tak jak przed chwil� powiedzia� Astrow: wszyscy jak szale�cy wyr�bujecie lasy i wkr�tce nic na ziemi nie zostanie! Tak samo wy jak szale�cy gubicie cz�owieka i wkr�tce dzi�ki wam na ziemi nie b�dzie ani wierno�ci, ani czysto�ci, ani ofiarno�ci. Dlaczego nie mo�ecie spokojnie patrze� na kobiet�, je�eli nie nale�y do was? Dlatego - ten doktor ma racj� - �e w was wszystkich zamieszka� bies zniszczenia... Nie �al wam ani las�w, ani ptak�w, ani kobiet, ani siebie nawzajem... Wojnicki Nie podoba mi si� ta ca�a filozofia.. (Pauza) Helena Ten doktor ma zm�czon�, nerwow� twarz. Ciekawa twarz. Soni, wida� to od razu, podoba si�, jest w nim zakochana rozumiem to dobrze. Ju� by� tutaj trzy razy po moim przyje�dzie, ale ja jestem nie�mia�a, ani razu nie pom�wi�am z nim jak trzeba, nie stara�am si� go o�mieli�. My�la� pewnie, �e jestem z�a. Prawdopodobnie dlatego tak zaprzyja�nili�my si� oboje z panem, Iwanie Pietrowiczu, �e jeste�my tacy sami marudni, nudni ludzie! Marudni! Niech pan na mnie tak nie patrzy, ja tego nie lubi�. Wojnicki Czy mog� inaczej patrze� na pani�, je�eli pani� kocham? Pani jest moim szcz�ciem, �yciem, moj� m�odo�ci�! Ja wiem, �e nie mam szans na pani wzajemno��, �adnych szans, ale ja o nic nie prosz�, niech mi pani pozwoli tylko patrze� na siebie, s�ucha� pani g�osu... Helena Cicho, jeszcze kto pos�yszy! (Idzie do mieszkania) Wojnicki (id�c za ni�) Niech pani mi pozwoli m�wi� o mojej mi�o�ci, niech mnie pani nie przep�dza, ju� to b�dzie dla mnie najwi�kszym szcz�ciem. Helena To takie m�cz�ce... (Oboje wchodz� do domu) (Tielegin uderza w struny i zaczyna gra� polk�; Maria Wasiliewna zapisuje jakie� uwagi na marginesie broszury) Kurtyna Akt drugi Pok�j jadalny w domu Sieriebriakowa; noc; s�ycha�, jak w ogrodzie str� nocny ko�acze ko�atk�; Sieriebriakow siedzi w fotelu przed otwartym oknem i drzemie; Helena obok niego tak�e podrzemuje. Sieriebriakow (budzi si�) Kto tu? Soniu, to ty? Helena To ja. Sieriebriakow To ty, Lenoczka... co za niezno�ny b�l! Helena Pled spad� ci na pod�og�. (Okrywa mu kolana) Mo�e zamkn�� okno, Aleksandrze? Sieriebriakow Nie, nie, dusz� si�... Zdrzemn��em si� tylko co i we �nie wydawa�o mi si�, �e lewa noga mi zdr�twia�a. Zbudzi� mnie m�cz�cy b�l. Nie, nie, to nie podagra, to chyba reumatyzm. Kt�ra godzina? Helena Dwadzie�cia po dwunastej. (Pauza) Sieriebriakow Poszukaj mi jutro rano w bibliotece Batiuszkowa. Musi by� u nas. Helena Co? Sieriebriakow Jutro rano poszukaj Batiuszkowa. Mnie si� zdaje, �e by� w bibliotece. Dlaczego mi tak ci�ko oddycha�? Helena Zm�czony jeste�. Nie �pisz ju� drug� noc. Sieriebriakow Powiadaj�, �e Turgieniew z podagry dosta� dusznicy. Boj� si�, �e ja b�d� mia� to samo. Przekl�ta, ohydna staro��. Niech j� wszyscy diabli! Od kiedy si� postarza�em, nabra�em wstr�tu do samego siebie. I wam te� pewnie wszystkim przykro na mnie patrze�! Helena M�wisz o swojej staro�ci takim tonem, jakby�my to my byli winni, �e si� zestarza�e�. Sieriebriakow Ty pierwsza si� mn� brzydzisz. (Helena wstaje i siada troch� dalej) Oczywi�cie, ty masz racj�. Nie jestem g�upi i rozumiem to dobrze. Jeste� m�oda, zdrowa, pi�kna, chce ci si� �y�, a ja, c� - starzec, prawie trup. Czy� nie rozumiem ciebie? Oczywi�cie, to g�upio, �e ja jeszcze �yj�. Ale poczekajcie troch�, wkr�tce ju� was uwolni� od siebie. Ju� nied�ugo poci�gn�. Helena Och, ja ju� nie mog�... na mi�o�� bosk�, zamilcz. Sieriebriakow Kto� by pomy�la�, �e to ja jestem winien, �e wszyscy ju� "nie mog�", nudz� si�, marnuj� m�odo��, a ja tylko sam upajam si� �yciem i jestem kontent. No tak, oczywi�cie! Helena Milcz ju�... chcesz mnie zam�czy� do ostatka! Sieriebriakow Zam�czam wszystkich, oczywi�cie. Helena (przez �zy) To nie do zniesienia. Powiedz, czego ty chcesz ode mnie? Sieriebriakow Nic nie chc�. Helena Wi�c milcz. Prosz� ci� o to. Sieriebriakow Dziwna rzecz, kiedy m�wi Iwan albo ta stara idiotka Maria Wojnicka - wszystko dobrze, wszyscy ich s�uchaj�, ale niech tylko ja powiem s��wko, od razu wszyscy czuj� si� nieszcz�liwi. Nawet m�j g�os ich dra�ni. Powiedzmy, jestem obrzydliwy, egoista, despota - ale czy� ja, nawet na staro��, nie mam pewnych praw od egoizmu? Czy� nie zapracowa�em sobie na to? Czy� ja nie mam prawa - pytam si� - do spokojnej staro�ci, nie zas�u�y�em na szacunek? Helena Nikt ci twoich praw nie zaprzecza. (Wiatr stuka oknem) Wiatr si� zerwa�. Zamkn� lepiej okno. (Zamyka) Zaraz b�dzie deszcz. Nikt ci twoich praw nie zaprzecza. (Pauza; str� nocny ko�acze i �piewa) Sieriebriakow Pracowa� ca�e �ycie dla nauki, przyzwyczai� si� do swego gabinetu, do s�uchaczy, do szanownych koleg�w - i nagle, ni z tego, ni z owego znale�� si� w tym familijnym grobie, co dzie� patrze� na tych wszystkich durni�w, s�ucha� ich g�upich rozm�w... Ja chc� �y�, potrzebne mi powodzenie, rozg�os, a tutaj - jak na zes�aniu. Co chwila t�skni� do przesz�o�ci, dowiadywa� si� o powodzeniu innych, ba� si� �mierci... Nie mog�! Si� na to nie mam! A do tego jeszcze nawet mi mojej staro�ci nie mog� przebaczy�. Helena Poczekaj, b�d� cierpliwy: za kilka lat i ja si� postarzej�. (Wchodzi Sonia) Sonia Ojcze, sam kaza�e� pos�a� po doktora Astrowa, a kiedy przyjecha�, nie chcesz go przyj��. To niedelikatnie. Na pr�no fatygowa�e� cz�owieka... Sieriebriakow A po co mi tw�j Astrow? Tyle si� zna na medycynie, co ja na astronomii. Sonia Trudno mi do twojej podagry sprowadza� ca�y wydzia� medyczny. Sieriebriakow Z tym narwa�cem nie b�d� gada�. Sonia Jak chcesz. (Siada) Mnie wszystko jedno. Sieriebriakow A kt�ra teraz godzina? Helena Zaraz b�dzie pierwsza. Sieriebriakow Duszno mi... Soniu, daj mi tych kropli ze sto�u... Sonia Zaraz. (Podaje krople) Sieriebriakow (rozdra�niony) Ale� nie te. O nic nie mo�na poprosi�! Sonia Tylko nie kapry�. Mo�e to komu si� podoba, ale mnie mo�esz oszcz�dzi�, b�d� �askaw. Ja tego nie lubi�. Nie mam zreszt� czasu, musz� jutro wsta� o �wicie. Mam sianokosy. (Wchodzi Wojnicki w szlafroku, ze �wiec�) Wojnicki Burza nadchodzi. (B�yskawica) O, jak b�yska! Helene i Sonia, id�cie spa�, ja was zast�pi�. Sieriebriakow (przestraszony) Nie, nie, nie zostawiajcie mnie z nim samego! On mnie na �mier� zagada! Wojnicki Przecie� one musz� wypocz��. Nie �pi� ju� drug� noc. Sieriebriakow Wi�c niech id� spa�. Ale ty te� id� sobie. Dzi�kuj� ci. B�agam. W imi� naszej dawnej przyja�ni, nie protestuj. Potem pogadamy. Wojnicki (z ironicznym u�miechem) Dawnej naszej przyja�ni... dawnej... Sonia Wujaszku, przesta�. Sieriebriakow (do �ony) Nie zostawiaj mnie z nim samego, kochanie. On mnie zagada. Wojnicki Wiesz, to jest wreszcie �mieszne. (Wchodzi Maryna ze �wiec�) Sonia K�ad� si� ju�, nianiu. P�no. Maryna Samowar ze sto�u nie sprz�tni�ty. Nie bardzo spa� mo�na. Sieriebriakow Wszyscy nie �pi�, m�cz� si�, mnie jednemu dobrze. Maryna (podchodzi do Sieriebriakowa, czule) Co, panoczku, boli? A mnie tak�e n�ki graj� tak i graj�. (Poprawia pled) To twoja zastarza�a choroba. Pani Wiera, nieboszczka, So�ki naszej mama, czasami ca�e noce nie sypia�a... rozpacza�a nad tob�. Bardzo pana kocha�a... (Pauza) Starzy to jak dzieci, chc�, �eby ich kto� po�a�owa�, a starego nikt nie �a�uje. (Ca�uje Sieriebriakowa w rami�) Chod�my, panoczku, do ��ka... chod�my, kochanie... Dam ci herbaty lipowej, nogi ci zagrzej�... Panu Bogu si� za ciebie pomodl�... Sieriebriakow (rozczulony) Chod�my, Marynko! Maryna A mnie samej n�ki tak graj�, tak graj�! (Prowadzi go razem z Soni�) Pani Wiera, bywa�o, rozpacza, p�acze... Ty, Soniuszka, by�a� jeszcze ma�a, g�upiutka... Chod�, chod�, panoczku... (Sieriebriakow, Sonia i Maryna wychodz�) Helena Wym�czy� mnie do kresu. Ledwie na nogach si� trzymam. Wojnicki On pani� m�czy, a ja sam siebie. Trzeci� noc ju� nie �pi�. Helena �le si� dzieje w tym domu. Pana matka nienawidzi wszystkiego opr�cz swoich broszur i profesora; profesor irytuje si�, nie dowierza mi, pana si� boi; Sonia z�o�ci si� na ojca, z�o�ci si� na mnie i nie rozmawia ze mn� ju� ze dwa tygodnie; pan nienawidzi mojego m�a i otwarcie gardzi sw� matk�; ja jestem podra�niona i dzisiaj ze dwadzie�cia razy zbiera�o mi si� na p�acz. �le si� dzieje w tym domu. Wojnicki Dajmy pok�j filozofii. Helena Pan, panie Iwanie, jest wykszta�cony i m�dry cz�owiek; zdawa�oby si�, powinien pan poj��, �e �wiat nie ginie przez zab�jc�w, przez po�ary, ale ginie przez nienawi��, przez wrogo��, przez wszystkie drobne k��tnie... Pana rzecz� by�oby nie zrz�dzi�, ale wzywa� do zgody, Wojnicki Pierwej niech mnie pani pogodzi z samym sob�. Droga moja... (Nami�tnie ca�uje j� w r�k�) Helena Prosz� przesta�! (Wyrywa r�k�) Prosz� odej��! Wojnicki Zaraz spadnie deszcz i wszystko w naturze od�wie�y si� i odetchnie swobodnie. Tylko mnie burza nie przyniesie ulgi. Dzie� i noc, jak zmora, dusi my�l, �e �ycie moje stracone bezpowrotnie. Przesz�o�ci nie mam, roztrwoni�em j� po g�upiemu na drobiazgi, a dzie� dzisiejszy straszny w swym bezsensie. Oto ma pani ca�e moje �ycie i ca�� m� mi�o��: gdzie mam je podzia�, co mam z nimi zrobi�? Uczucie moje przepada darmo, jak promie� s�o�ca w g��bokiej jamie, i ja sam gin�. Helena Kiedy pan mi m�wi o mi�o�ci, jako� t�piej� i sama nie wiem, co mam odpowiedzie�. Przepraszam, nic panu nie mog� powiedzie�. (Chce wyj��) Dobranoc. Wojnicki (zast�puje jej drog�) I �eby pani wiedzia�a, jak ja cierpi� na my�l, �e w tym samym domu ginie inne �ycie - �ycie pani. Na co pani czeka? Jaka przekl�ta filozofia przeszkadza pani? Niech pani zrozumie, zrozumie... Helena (patrzy na niego uwa�nie) Panie Iwanie, pan jest pijany. Wojnicki Mo�liwe, mo�liwe... Helena Gdzie jest doktor? Wojnicki Tam... nocuje u mnie... mo�liwe, mo�liwe... Wszystko mo�e si� zdarzy�! Helena Dzisiaj znowu pan pi�? Po co to? Wojnicki B�d� co b�d� jakie� z�udzenie �ycia... niech mi pani nie przeszkadza, Helene! Helena Dawniej nigdy pan nie pi� i nigdy tak du�o nie m�wi�. Niech pan idzie spa�. Nudzi mnie pan. Wojnicki (nami�tnie ca�uje j� w r�k�) Najdro�sza... cudowna moja! Helena (znudzona) Prosz� mi da� spok�j! To wreszcie staje si� wstr�tne! (Wychodzi) Wojnicki (sam) Posz�a... (Pauza) Dziesi�� lat temu widywa�em j� u nieboszczki siostry. Mia�a siedemna�cie lat, a ja trzydzie�ci siedem... Dlaczego wtedy nie zakocha�em si� w niej i nie o�wiadczy�em? Przecie� to by�o zupe�nie mo�liwe. I teraz by�aby moj� �on�... tak... teraz zbudzi�aby nas burza; ona ba�aby si� grzmot�w, a ja trzyma�bym j� w ramionach i szepta�bym jej: "nie b�j si�, ja jestem przy tobie!" Cudowne my�li, jakie kochane, �miej� si� do nich... Ale, m�j Bo�e, wszystko mi si� w g�owie miesza! Dlaczego jestem taki stary? Dlaczego ona nie mo�e mnie zrozumie�? Ta jej retoryka, ta jej rozleniwiona etyka, jej bzdurne, leniwe my�li o ko�cu �wiata - jak ja tego wszystkiego nienawidz�! (Pauza) O, jak ja si� oszuka�em! Ub�stwia�em tego profesora, tego �a�osnego podagryka, pracowa�em jak w� na niego!. Ja i Sonia wyciskali�my z tego maj�tku ostatnie soki!. Jak ku�acy wywozili�my na rynek olej, groch, ser, sami�my nie dojadali po to, aby z groszy i kopiejek uzbiera� tysi�ce i posy�a� jemu. By�em dumny z niego i z jego nauki, �y�em, oddycha�em nim! Wszystko, co napisa� i co obwieszcza�, wydawa�o mi si� genialne... Bo�e, a teraz? Poszed� na emerytur� i gdy si� dzi� zrobi bilans jego �ycia, nie pozostanie z niego nic, ani jednej warto�ciowej kartki; jest zupe�nie nieznany, jest niczym, ba�k� mydlan�! Ach, jak�e si� oszuka�em! Teraz to widz� - po g�upiemu oszuka�em... (Wchodzi Astrow w surducie bez kamizelki i bez krawata, podochocony; za nim Tielegin z gitar�) Astrow Graj! Tielegin Wszyscy pogr��eni we �nie. Astrow Graj! (Tielegin cicho przygrywa. Astrow do Wojnickiego) Sam jeste� tutaj? Damy posz�y? (Cicho pod�piewuje wzi�wszy si� pod boki) "Ust�p chata, na bok piec, bo gospodarz chce tu lec!" Burza mnie zbudzi�a. �adny deszczyk popada�. Kt�ra to mo�e by� godzina? Wojnicki Diabli wiedz�. Astrow Zdawa�o mi si�, �e s�ysz� g�os Heleny. Wojnicki Przed chwil� by�a tutaj. Astrow Wspania�a kobieta. (Ogl�da flaszeczki na stole) Lekarstwa. Jakich tu recept nie ma! I charkowskie i moskiewskie, i tulskie... Po wszystkich miastach obnosi� si� z swoj� podagr�. Czy on jest naprawd� chory, czy udaje? Wojnicki Chory. (Pauza) Astrow Co� taki smutny dzisiaj? Profesora ci �al, czy co? Wojnicki Daj mi spok�j. Astrow A mo�e si� w profesorowej zakocha�e�? Wojnicki Jest dla mnie przyjacielem. Astrow Ju�? Wojnicki Co znaczy "ju�"? Astrow Kobieta mo�e si� sta� przyjacielem m�czyzny tylko w tej kolejno�ci: z pocz�tku dobra znajoma, potem kochanka, a potem dopiero przyjaciel. Wojnicki Typowa filozofia pospolito�ci. Astrow Co? Tak... Masz racj� - pospoliciej�. Widzisz, jestem pijany. Zazwyczaj tak si� upijam tylko raz na miesi�c. A kiedy jestem w takim stanie, robi� si� bezsilny i nachalny do najwy�szego stopnia. Nic wtedy mnie nie przera�a! Bior� si� do najtrudniejszych operacji i wykonuj� je doskonale. Robi� niezwykle szerokie plany na przysz�o��; i ju� wtedy nie wydaj� si� sobie dziwad�em, i wierz�, �e ludzko�� ci�gnie ze mnie korzy�ci... olbrzymie! A zarazem mam wtedy sw�j w�asny system filozoficzny i wy wszyscy, bracie, wydajecie mi si� takim mrowiem... mikroby! (Do Tielegina) Graj, Andrut! Tielegin Najmilszy przyjacielu, dla ciebie - wszystko - ale zrozum wszyscy we �nie pogr��eni. Astrow Graj! (Tielegin cichutko przygrywa) Trzeba znowu wypi�. Chod�cie, tam, zdaje si�, u nas jeszcze zosta�o troch� koniaku. A jak si� rozwidni, pojedziemy do mnie. Dobra? Mam felczera, kt�ry nigdy nie m�wi "dobrze", tylko zawsze "dobra". Straszny ga�gan. A wi�c dobra? (Ujrzawszy wchodz�c� Soni�) Przepraszam, jestem bez krawata. (Astrow szybko wychodzi; Tielegin idzie za nim) Sonia Wujaszku, znowu popi�e� z doktorem. Dobrali si� w korcu maku. Tamten to ju� zawsze taki ale ty, z jakiego powodu? W twoim wieku zupe�nie to nie do twarzy. Wojnicki Wiek tu nie gra �adnej roli. Jak si� nie ma prawdziwego �ycia, �yje si� mira�ami. To zawsze lepsze ni� nic. Sonia Siano nasze ca�e skoszone, co dzie� leje wszystko gnije, a tobie w g�owie "mira�e". Zupe�nie zaniedba�e� gospodarstwo... Ja jedna pracuj�, si� mi ju� nie starczy... (Przestraszona) Wujaszku? Masz �zy w oczach! Wojnicki �zy? Te� co�... bzdury... Popatrzy�a� przed chwil� na mnie jak twoja nieboszczka matka. Kochana moja... (Ca�uje j� chciwie po r�kach i po twarzy) Siostro moja... Moja mila siostro... Gdzie teraz jeste�? Gdyby ona wiedzia�a! Ach, gdyby ona wiedzia�a! Sonia Co? Gdyby co wiedzia�a? Wojnicki Ci�ko... niedobrze... To nic... potem... nic, nic... lepiej p�jd� sobie... (Wychodzi) Sonia (puka do drzwi) Panie Michale! Pan nie �pi? Prosz� na chwil�. Astrow (za drzwiami) Zaraz! (Po chwili wchodzi, ju� w kamizelce i w krawacie) Co pani ka�e? Sonia Niech pan sam pije, je�eli to panu dogadza, ale b�agam pana niech pan nie daje pi� wujaszkowi. To mu szkodzi. Astrow Doskonale. Ju� nie b�dziemy pili wi�cej. (Pauza) Zaraz wyje�d�am do siebie. S�owo si� rzek�o. Zanim konie zaprz�gn�, ju� b�dzie jasno. Sonia Deszcz pada. Niech pan poczeka do rana. Astrow Burza przechodzi, min�a bokiem. Trzeba jecha�. I prosz� mnie wi�cej nie wzywa� do ojca. Ja mu powiadam - podagra, a on m�wi - reumatyzm; ja prosz�, �eby le�a�, a on siedzi. A dzi� to wcale nie chcia� ze mn� gada�. Sonia Rozpieszczony. (Szuka w bufecie) Chce pan co� przek�si�? Astrow Ch�tnie. Sonia Bardzo lubi� co� tak przegry�� w nocy. W kredensie zdaje si�, co� znajdziemy. Powiadaj�, �e on mia� w �yciu wielkie powodzenie u kobiet i damy go tak rozpie�ci�y. O, tu jest ser. (Stoj� oboje przy kredensie i jedz�) Astrow Ja dzisiaj nic nie jad�em, tylko pi�em. Pani ojciec ma ci�ki charakter. (Wyjmuje z kredensu butelk�) Mo�na? (Wypija kieliszek) Tutaj nikogo nie ma i mo�emy m�wi� szczerze. Pani wie, mnie si� zdaje, �e w waszym domu nie wytrzyma�bym jednego miesi�ca, udusi�bym si� w tej atmosferze... Pani ojciec, ca�y pogr��ony w swojej podagrze i swoich ksi��kach, wujaszek Wania, kt�rym wci�� chandra miota, pani babka, wreszcie pani macocha... Sonia Co, macocha? Astrow W cz�owieku wszystko powinno by� pi�kne: i twarz, i ubranie, i dusza, i my�li. Ona jest pi�kna, niew�tpliwie, ale... przecie� ona tylko je, �pi, przechadza si�, czaruje nas wszystkich swoj� pi�kno�ci� - i nie wi�cej. Nie ma �adnych obowi�zk�w, pracuj� za ni� inni... Prawda.? A �ycie pr�niacze nie mo�e by� czystym �yciem. (Pauza) By� mo�e jednak jestem za surowy. �ycie nie przynios�o mi zadowolenia, jak i wujaszkowi Wani, i obaj stajemy si� zrz�dami. Sonia A pan jest niezadowolony z �ycia? Astrow W og�le �ycie kocham, ale nasze �ycie, �ycie parafia�skie, rosyjskie, pospolite - to jest co�, czego nie cierpi� i czym pogardzam ze wszystkich si� duszy. A co si� tyczy mojego w�asnego, osobistego �ycia, to dalib�g nic w nim nie ma dobrego. Widzi pani, je�eli si� ciemn� noca idzie przez las i widzi si� z daleka �wiate�ko, to nie czuje si� ani ciemno�ci, ani zm�czenia, ani k�uj�cych ga��zi, kt�re uderzaj� po twarzy... Pracuj� - pani to wie - jak nikt inny w powiecie, los mnie trzepie bez przerwy, cierpi� chwilami nie do zniesienia, ale nie widz� przed sob� �adnego �wiate�ka. Dla siebie ju� nic nie chc�, ludzi nie lubi�... Od dawna ju� nikogo nie kocham. Sonia Nikogo? Astrow Nikogo. Troch� czu�o�ci mam dla waszej starej niani - to przypomnienie dawnych lat. A ch�opi? Ka�dy jednakowy: ciemni, �yj� w brudzie, a z inteligencj� trudno jako� si� z�y�. M�czy mnie ona. Wszyscy ci nasi kochani znajomi p�ytko my�l�, p�ytko czuj� i nie si�gaj� poza koniec nosa - po prostu s� g�upi! A ci, kt�rzy s� m�drzejsi i troch� wi�kszego kalibru - histeryzuj�, z�arci s� przez analiz�, przez refleksje... St�kaj�, nienawidz� siebie nawzajem, z pasj� si� obmawiaj�, podchodz� do cz�owieka z boku, patrz� na niego z ukosa i decyduj�: "To jest psychopata!" albo "to frazesowicz!" A kiedy nie wiedz�, jak� etykiet� przylepi� mu na czole, to powiadaj�: "O, to bardzo dziwny cz�owiek, bardzo dziwny!" Kocham las - to bardzo dziwne, nie jem mi�sa - to tak�e bardzo dziwne. Bezpo�redniego, prostego, czystego stosunku do przyrody i do innych ludzi ju� nie ma... Nie ma i nie ma... (Chce wypi�) Sonia (wstrzymuje go) Nie, prosz� pana, b�agam, niech pan nie pije wi�cej. Astrow Dlaczego? Sonia Tak panu z tym nie�adnie! Pan jest taki subtelny, pan ma taki �agodny g�os... Powiem wi�cej, pan jest pi�kniejszy od wszystkich, kt�rych znam. Dlaczego pan chce upodobni� si� do zwyczajnych ludzi, kt�rzy pij� i graj� w karty? Niech pan tego nie robi, b�agam pana! Pan zawsze powiada, �e ludzie nie tworz�, tylko niszcz� to, co im jest dane. Dlaczego wiec pan niszczy samego siebie? Nie trzeba, nie trzeba, b�agam pana, zaklinam. Astrow (wyci�ga do niej r�k�) Nie pij� wi�cej. Sonia Niech mi pan da s�owo. Astrow S�owo honoru. Sonia (mocno �ciska jego r�k�) Dzi�kuje! Astrow Basta! Wytrze�wia�em. Widzi pani, jestem ju� zupe�nie trze�wy i takim ju� pozostan� do ko�ca moich dni. (Patrzy na zegarek) A wi�c ci�gniemy dalej. Powiadam: m�j czas ju� min��, na mnie ju� za p�no... Postarza�em si�, zaharowa�em, spospolicia�em, wszystkie moje uczucia si� st�pi�y i zdaje mi si�, �e nie m�g�bym ju� przywi�za� si� do cz�owieka. Nikogo nie kocham i... ju� nie pokocham. Co mnie jeszcze poci�ga - to pi�kno. Nie mog� przej�� ko�o niego oboj�tnie. Zdaje mi si�, �e gdyby Helena chcia�a, m�g�bym w jednej chwili oszale� dla niej... Ale� to przecie nie mi�o��, nie przywi�zanie... (Wstrz�sa si� i zakrywa oczy r�k�) Sonia Co panu jest? Astrow Nic... Przed �wi�tami chory mi umar� pod chloroformem. Sonia Czas ju� zapomnie� o tym. (Pauza) Niech mi pan powie, panie Michale... Gdybym ja mia�a przyjaci�k� albo m�odsz� siostr� i gdyby pan si� dowiedzia�, �e ona... no, na przyk�ad, kocha pana, to co by pan na to powiedzia�? Astrow (wzruszaj�c ramionami) Nie wiem. Zapewne nic. Da�bym jej do zrozumienia, �e nie mog� jej pokocha�... i �e jestem zaj�ty czym innym. No, wszystko to dobrze, ale trzeba ju� jecha�. Do widzenia, droga Soniu, w ten spos�b mo�na przegada� do samego rana. (�ciska jej r�k�) Przejd� przez salon, je�eli pani pozwoli, bo si� boj�, �e mnie pani wujaszek zatrzyma. (Wychodzi) Sonia (sama) Nic mi nie odpowiedzia�... Dusza i serce jego wci�� si� ukrywaj� przede mn�, ale dlaczego czuj� si� taka szcz�liwa? (�mieje si� rado�nie) Powiedzia�am mu: pan jest subtelny, szlachetny, pan ma taki �agodny g�os... Czy to wysz�o niedobrze? G�os jego taki dr��cy, pie�ciwy... czuj� go po prostu w powietrzu... a kiedy mu powiedzia�am o m�odszej siostrze, nie zrozumia� mnie... (�ami�c r�ce) Jakie to okropne, �e jestem nie�adna! Jakie okropne! A ja przecie wiem, �e jestem nie�adna, wiem, wiem... Zesz�ej niedzieli, kiedy�my wychodzili z cerkwi, s�ysza�am jak m�wili o mnie, i jaka� kobieta powiedzia�a: "Ona jest dobra, szlachetna, tylko jaka szkoda, �e taka nie�adna..." Nie�adna... (Wchodzi Helena) Helena (otwiera okna) Burza min�a. Jakie cudowne powietrze! (Pauza) Gdzie doktor? Sonia Pojecha�. (Pauza) Helena Sophie! Sonia Co? Helena Jak d�ugo b�d� trwa�y te d�sy? Przecie� nie zrobi�y�my sobie �adnej krzywdy. Sk�d�e wi�c ta niech��? Dosy� ju� tego... Sonia Ja ju� sama chcia�am... (Obejmuje j�) Do�� tych gniew�w. Helena Tak najlepiej. (Obie wzruszone) Sonia Ojciec po�o�y� si�? Helena Nie, siedzi w salonie... Nie rozmawiamy z sob� ca�ymi tygodniami i B�g wie z jakiego powodu... (Spostrzegaj�c otwarty kredens) A to co? Sonia Pan Micha� jad� tu kolacj�. Helena I wino... No wypijmy bruderszaft. Sonia Doskonale. Helena Z jednego kieliszka. (Nalewa) Tak lepiej. A wi�c - na "ty"? Sonia Na "ty". (Pij� i ca�uj� si�) Ju� dawno chcia�am si� pogodzi�, ale si� wstydzi�am... (P�acze) Helena Czego p�aczesz? Sonia To nic, ja tylko tak... Helena No, przesta�, przesta�... (P�acze) Jaka jestem niedorzeczna, te� rozp�aka�am si�... (Pauza) Ty si� na mnie gniewasz za to, �e ja wysz�am za m�� za twojego ojca niby to z wyrachowania... Je�eli wierzysz przysi�gom - to przysi�gam ci, �e wysz�am za niego z mi�o�ci. Poci�ga� mnie jako uczony i s�awny cz�owiek. Mi�o�� to by�a nieprawdziwa, sztuczna, ale przecie� wtedy wydawa�o mi si�, �e jest prawdziwa. C� ja temu winna? A ty od samego naszego wesela nie przesta�a� mnie pot�pia� twoimi m�drymi, podejrzliwymi oczyma. Sonia Zgoda! Zgoda! Zapomnijmy o tym. Helena Nie trzeba tak patrze� - nie do twarzy ci z tym. Trzeba wszystkim wierzy� - inaczej nie mo�na �y�. (Pauza) Sonia Powiedz mi szczerze, jak przyjaciel... Jeste� szcz�liwa? Helena Nie. Sonia Wiedzia�am. Jeszcze jedno pytanie. Powiedz otwarcie - czy chcia�aby� mie� m�odego m�a? Helena Jakie z ciebie jeszcze dziecko. Oczywi�cie, chcia�abym. (�mieje si�) No, pytaj si� jeszcze, pytaj... Sonia Podoba ci si� doktor? Helena Tak, bardzo. Sonia (�mieje si�) Mam g�upi� min�... Prawda? Poszed� sobie, a ja wci�� s�ysz� jego g�os i jego kroki; popatrz� na ciemne okno i widz� jego twarz. Pozw�l mi si� wygada�... Ale ja nie mog� m�wi� tego g�o�no, wstydz� si�. Chod� do mojego pokoju, tam pom�wimy. Wydaj� ci si� g�upia? Przyznaj si�... powiedz mi co� o nim. Helena Co ci mam powiedzie�? Sonia On taki m�dry, on wszystko mo�e, wszystko potrafi... i leczy, i sadzi lasy... Helena To nie o las chodzi ani o medycyn�... Zrozum, kochanie, on ma talent! Rozumiesz, to jest talent! �mia�o��, otwarta g�owa, szeroki rozmach... Posadzi drzewin�, i ju� mu to wr�y, co b�dzie za tysi�c lat, ju� mu �wita szcz�cie ludzko�ci. Takich ludzi rzadko si� spotyka, takich trzeba kocha�... Pije troch�, bywa gburowaty... C� z tego? W Rosji cz�owiek z talentem nie mo�e by� bez plamki. Sama pomy�l, jakie on ma �ycie, ten doktor? B�oto na drogach nie do przebrni�cia, mrozy, zamiecie, przestrzenie olbrzymie, prostactwo, dzicz, naoko�o n�dza, choroby - w takich warunkach temu, co pracuje i walczy dzie� w dzie�, trudno jest, maj�c oko�o czterdziestki, zachowa� czysto�� i trze�wo��. (Ca�uje j�) �ycz� ci z ca�ego serca, zas�ugujesz na szcz�cie... (Wstaje) A ja jestem nudna, epizod... I w muzyce, i w domu m�a, we wszystkich romansach - wsz�dzie, jednym s�owem, moja rola - to epizod. W�a�ciwie m�wi�c, Soniu, je�eli dobrze si� zastanowi�, to jestem bardzo, bardzo nieszcz�liwa! (Wzruszona chodzi po scenie) Nie dla mnie szcz�cie na tym �wiecie. Nie! Dlaczego si� �miejesz? Sonia (�mieje si� zas�aniaj�c twarz) Jestem taka szcz�liwa... taka szcz�liwa! Helena Tak mi si� chce pogra�... Zagra�abym teraz. Sonia Zagraj. (Obejmuje j�) Mnie si� spa� nie chce... zagraj! Helena Zaraz. Tw�j ojciec nie �pi. Kiedy jest cierpi�cy, muzyka go dra�ni. Id�, zapytaj go. Je�eli pozwoli, to zagram. Id�. Sonia Zaraz. (Wychodzi; w ogrodzie str� ko�acze) Helena Dawno ju� nie gra�am. B�d� gra� i p�aka�, p�aka� jak szalona. (Przez okno) Czy to ty stukasz, Jefimie? G�os str�a Ja! Helena Nie stukaj, pan niezdr�w. G�os str�a Ju� odchodz�. (Gwi�d�e) Na tu, Kruczek. Ga�ganie! Kruczek! (Pauza) Sonia (wraca) Nie mo�na! Kurtyna Akt trzeci Pok�j bawialny w domu Sieriebriakowa; troje drzwi na prawo, na lewo i po�rodku; dzie�. Wojnicki i Sonia siedz�; Helena chodzi po scenie pogr��ona w my�lach. Wojnicki Herr Professor raczy� wyrazi� �yczenie, aby�my si� zebrali dzisiaj w tym salonie o godzinie pierwszej. (Patrzy na zegarek) Za kwadrans pierwsza. Pragnie co� objawi� ca�emu �wiatu. Helena Zapewne jakie� wa�ne sprawy. Wojnicki On nie ma �adnych wa�nych spraw. Pisze bzdury, gl�dzi i zazdro�ci, nic wi�cej. Sonia (z wyrzutem) Wujaszku! Wojnicki No, no, przepraszam. (Wskazuje na Helen�) Pi�kny widok: chodzi i z lenistwa a� si� chwieje. Bardzo to �adne! Bardzo! Helena Ca�y dzie� pan plecie, plecie - jak to panu nie zbrzydnie. (z udr�k�) Umieram z nud�w, nie wiem, co mam robi�. Sonia (wzruszaj�c ramionami) Czy to ma�o roboty? Gdyby� tylko chcia�a. Helena Na przyk�ad? Sonia Zajmij si� gospodarstwem, ucz, lecz. Czy to brak pracy? Zanim tu jeszcze z ojcem przyjecha�a�, my z wujaszkiem Wani� je�dzili�my na targ, sprzedawali�my m�k�. Helena Nie potrafi�. I nieciekawe to. To tylko w powie�ciach ideowych uczy si� i leczy ch�op�w, a ja ni z tego, ni z owego zaczn� leczy� czy uczy�? Sonia A ja w�a�nie nie rozumiem, jak mo�na nie uczy�? Poczekaj, i ty si� przyzwyczaisz. (Obejmuje j�) Nie dr�cz si�, kochana. (�mieje si�) Nudzisz si�, nie mo�esz sobie miejsca znale��, a nuda i pr�niactwo s� zara�liwe. Popatrz, wujaszek Wania nic nie robi, tylko chodzi za tob� jak cie�, i ja porzuci�am moj� prac� i przylecia�am do ciebie na pogaw�dk�. Lenistwo mnie ogarnia, nie mog�! Doktor bywa� dawniej u nas rzadko, raz na miesi�c, nie mo�na go by�o uprosi�, a teraz przyje�d�a codziennie, zaniedba� i swoje lasy, i swoj� medycyn�. Ty pewnie jeste� czarodziejk�. Wojnicki Po co pani si� m�czy? (�ywo) No, najdro�sza, rado�ci moja, niech�e pani p�jdzie po rozum do g�owy. W �y�ach pani p�ynie rusa�czana krew, wi�c pani b�dzie rusa�k�. Niech pani odrzuci skrupu�y, cho� raz w �ycia, niech si� pani zakocha w jakim� wodniku jak najpr�dzej, i po same uszy - chlup z g�owa w g��boki wir, �eby�my - Herr Professor i my wszyscy - tylko r�ce roz�o�yli. Helena (z gniewem) Niech mi pan da wreszcie spok�j! To jest po prostu okrutne! (Chce odej��) Wojnicki (nie puszcza jej) No, no szcz�cie moje, prosz� mi wybaczy�... przepraszam. (Ca�uje j� w r�k�) Zgoda! Helena Tu anio� mo�e straci� cierpliwo��. Niech pan sam przyzna. Wojnicki Na znak zgody i pokoju przynios� pani zaraz bukiet r�; z samego rana dla pani przygotowa�em... Jesienne r�e - jak pi�kne, jak smutne r�e... (Wychodzi) Sonia Jesienne r�e - jak pi�kne, jak smutne r�e... (Obie patrz� w okno) Helena