7648

Szczegóły
Tytuł 7648
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7648 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7648 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7648 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jeffery Deaver Kolekcjoner Ko�ci Prze�o�y�: Konrad Kraje�ski Wydanie oryginalne: 1997 Wydanie polskie:2002 Mojej rodzinie: Dee, Danny�emu, Julie, Ethel i Nelsonowi... Jab�ka nie upadaj� daleko od jab�oni. I Dianie Jestem zobowi�zany Peterowi A. Micheelsowi, autorowi �Detektyw�w�, i E.W. Countowi, autorowi �Rozm�w policjant�w�, kt�rych ksi��ki nie tylko by�y pomocne przy pisaniu tej powie�ci, ale stanowi�y r�wnie� doskona�� lektur�. Dzi�kuj� Pam Dorman, kt�rej talent redakcyjny widoczny jest na ka�dej stronie. Dzi�kuj� te� mojej agentce Deborah Schneider... co ja bym zrobi� bez Ciebie? Wyra�am wdzi�czno�� Ninie Salter z Calman-Levy za uwagi na temat projektu tej powie�ci oraz Karolyn Hutchinson z REP w Alexandrii, w stanie Wirginia, za nieocenione informacje dotycz�ce sprz�tu u�ywanego przez ludzi sparali�owanych. Dzi�kuj� r�wnie� Teddy Rosenbaum za jej wysi�ek edytorski. Studenci prawa mog� by� zaskoczeni struktur� organizacyjn� nowojorskiej policji i FBI, przedstawion� w powie�ci � jest ona wymys�em autora. A, jeszcze jedno... ka�dy, kto chcia�by przeczyta� �Zbrodnie w starym Nowym Jorku�, mo�e mie� problemy ze znalezieniem egzemplarza. Oficjalna wersja m�wi, �e istnienie tej ksi��ki jest fikcj� literack�, chocia� s�ysza�em o zamieszaniu wywo�anym kradzie�� � przez nieznanego lub nieznanych sprawc�w � ostatniego istniej�cego egzemplarza z Biblioteki Publicznej Nowego Jorku. J.W.D. CZE�� I Kr�l dnia Tera�niejszo�� w Nowym Jorku jest tak wszechobecna, �e przesz�o�� nie istnieje. John Jay Chapman Pi�tek, 22.30 � sobota, 15.30 Rozdzia� pierwszy My�la�a wy��cznie o spaniu. Samolot wyl�dowa� dwie godziny temu, jednak d�ugo czekali na baga� i zam�wiona limuzyna odjecha�a. Musieli wzi�� taks�wk�. Sta�a w kolejce z innymi pasa�erami, d�wigaj�c laptop. John prowadzi� monolog o kursach akcji, nowych sposobach zawierania transakcji, lecz ona my�la�a tylko o jednym: Jest pi�tek wiecz�r, wp� do jedenastej. Chc� si� umy� i po�o�y� spa�... Patrzy�a na sznur taks�wek. Ich jednakowy kszta�t i kolor kojarzy� si� z owadami. Ciarki przesz�y jej po plecach, gdy przypomnia�a sobie, jak w dzieci�stwie wraz z bratem znajdowa�a w g�rach martwego borsuka lub lisa na mrowisku czerwonych mr�wek. D�ugo wtedy patrzy�a na k��bi�c� si� mas� owad�w. Pow��cz�c nogami, T.J. Colfax podesz�a do taks�wki, kt�ra podjecha�a na post�j. Taks�wkarz otworzy� baga�nik, ale nie wysiad� z samochodu. Sami musieli w�o�y� baga�, co wyprowadzi�o Johna z r�wnowagi. By� przyzwyczajony, �e ludzie mu us�uguj�. Tammie Jean nie zwr�ci�a na to uwagi. Wrzuci�a swoj� walizk� do baga�nika, zamkn�a go i wsiad�a do taks�wki. John tak�e wsiad� i zatrzasn�� drzwi. Wytar� nalan� twarz i �ysin�, jakby to w�o�enie torby podr�nej do baga�nika strasznie go wyczerpa�o. � Najpierw pojedziemy na Siedemdziesi�t� Drug� � mrukn��. � A potem na Upper West Side � doda�a T.J. Pleksiglasowa szyba oddzielaj�ca przednie siedzenia od tylnych by�a porysowana i T.J. nie mog�a dok�adnie przyjrze� si� taks�wkarzowi. Po chwili taks�wka p�dzi�a ju� w kierunku Manhattanu. � Sp�jrz, dlatego by�y takie t�umy na lotnisku � powiedzia� John. Wskazywa� na billboard witaj�cy delegat�w na rozpoczynaj�c� si� w poniedzia�ek konferencj� pokojow� ONZ. W mie�cie b�dzie oko�o dziesi�ciu tysi�cy go�ci. T.J. zerkn�a na billboard � na czarnych, bia�ych, ��tych, kt�rzy u�miechali si� i machali r�kami. Jednak kolory i proporcje by�y dobrane niew�a�ciwie. Wszyscy na billboardzie mieli ziemiste twarze. � Handlarze �ywym towarem � burkn�a T.J. Jezdnia odbija�a niepokoj�ce, ��te �wiat�o lamp ulicznych. Min�li star� baz� marynarki wojennej i przysta� na Brooklynie. John w ko�cu zamilk�, wyj�� palmtop i zacz�� wstukiwa� jakie� liczby. T.J. patrzy�a na chodniki i na ponure twarze ludzi siedz�cych na kamiennych br�zowych stopniach. Wydawa�o si�, �e wszyscy w ten upalny wiecz�r zapadli w �pi�czk�. W taks�wce te� by�o gor�co. Poszuka�a przycisku do otwierania okien. Nie zdziwi�a si�, �e nie dzia�a�. Tak samo ten po stronie Johna. Brakowa�o klamek u drzwi. Dotkn�a miejsc, gdzie powinny si� znajdowa�, ale chyba zosta�y odpi�owane. � Co si� sta�o? � zapyta� John. � Drzwi... Jak je otworzymy? John spogl�da� to na jedne, to na drugie drzwi, gdy mijali tunel Midtown. � Hej! � Zastuka� w szyb�. � Zapomnia� pan skr�ci�. Dok�d jedziemy? � Mo�e pojedziemy przez Queens � zasugerowa�a T.J. Droga przez most by�a wprawdzie d�u�sza, ale unika�o si� op�aty za przejazd tunelem. Unios�a si� na siedzeniu i zastuka�a obr�czk� w pleksiglasow� szyb�. � Jedzie pan przez most? Nie odezwa� si�. � Hej! Po chwili min�li zjazd do Queens. � Cholera! � krzykn�� John. � Dok�d pan nas wiezie? Do Harlemu? Za�o�� si�, �e wiezie nas do Harlemu. T.J. wyjrza�a przez okno. Obok nich jecha� samoch�d. Zacz�a wali� w szyb�. � Pomocy! � krzykn�a. � Prosz�... Kierowca tamtego auta spojrza� na ni�, odwr�ci� wzrok i po chwili zn�w si� przygl�da�, marszcz�c brwi. Zwolni� i zacz�� jecha� za nimi, jednak taks�wka zmieni�a pas i gwa�townie skr�ci�a w alej� prowadz�c� do Queens. Znale�li si� w opustosza�ej dzielnicy magazyn�w i hurtowni. P�dzili ponad sto kilometr�w na godzin�. � Co pan robi? T.J. zacz�a wali� w pleksiglasow� szyb�. � Prosz� zwolni�. Gdzie my... � O Bo�e, nie � wyszepta� John. � Sp�jrz. Taks�wkarz mia� na twarzy mask�. � Czego pan chce?! � wrzasn�a T.J. � Pieni�dzy? Nie ma problemu. Wci�� si� nie odzywa�. T.J. gwa�townie otworzy�a torb� i wyj�a laptop. Wzi�a zamach i uderzy�a komputerem w szyb�. Rozleg� si� g�o�ny �oskot, kt�ry m�g�by przestraszy� nawet g�uchego, ale szyba pozosta�a ca�a. Taks�wka skr�ci�a w bok � omal nie uderzy�a w czerwon� �cian� budynku, kt�ry mijali. � Pieni�dze?! Ile? Mog� du�o da�! � wo�a� John be�kotliwym g�osem. �zy sp�ywa�y mu po t�ustych policzkach. T.J. zn�w waln�a laptopem w szyb�. Odpad� ekran komputera, ale szybie nic si� nie sta�o. Spr�bowa�a ponownie. Tym razem laptop rozlecia� si� i wypad� jej z r�ki. � Cholera... Gwa�townie rzuci�o nimi do przodu, gdy taks�wka nagle zatrzyma�a si� w ciemnej �lepej uliczce. Kierowca wysiad� z taks�wki. W r�ku trzyma� ma�y rewolwer. � Nie, prosz� � b�aga�a. Podszed� do ty�u taks�wki i zacz�� si� wpatrywa� przez zamazan� szyb�. Sta� tak d�u�szy czas, podczas gdy T.J. i John siedzieli skuleni przy drzwiach. Taks�wkarz os�ania� oczy przed �wiat�em latarni i przygl�da� si� im uwa�nie. Nagle rozleg� si� g�o�ny huk. T.J. zadr�a�a, natomiast John krzykn��. Na niebie za kierowc� pojawi�y si� czerwone i niebieskie ogniste smugi. Kolejne wystrza�y i �wisty. Taks�wkarz odwr�ci� si� i zacz�� patrze� na ogromnego, pomara�czowego paj�ka rozprzestrzeniaj�cego si� nad miastem. Fajerwerki � T.J. przypomnia�a sobie, �e czyta�a o pokazie w �Timesie�. Pokaz ogni sztucznych zosta� zorganizowany przez burmistrza i sekretarza generalnego ONZ na powitanie delegat�w uczestnicz�cych w konferencji. Kierowca przesta� podziwia� widowisko, z g�o�nym trzaskiem poci�gn�� za klamk� i powoli otworzy� drzwi. Telefon by� anonimowy. Jak zwykle. Nie by�o wi�c mo�liwo�ci sprawdzenia, o kt�rych miejscach my�la� informator. Centrala przekaza�a: �Powiedzia� Trzydziesta Si�dma w pobli�u Jedenastej. To wszystko�. Miejsce to nie nale�a�o do szczeg�lnie niebezpiecznych. Mimo �e by�a dopiero dziewi�ta, upa� mocno dawa� si� ju� we znaki. Amelia Sachs przedziera�a si� przez wysok� traw� � przeszukiwa�a teren. Nic. Schyli�a si� do mikrofonu przypi�tego do granatowej kurtki. � Funkcjonariusz 5885. Centrala, nic nie mog� znale��. Macie jakie� dalsze informacje? Monotonny, szorstki g�os odpar�: � 5885. Nie mam wi�cej informacji o miejscu. Ale... informator powiedzia�, �e ma nadziej�, i� ofiara nie �yje. Uchroni�oby to j� przed czym� znacznie gorszym. To wszystko. � Zrozumia�am. Ma nadziej�, i� ofiara nie �yje? Sachs przesz�a nad zardzewia�ym �a�cuchem i przeszuka�a kolejny pusty plac. Nic. Chcia�a opu�ci� to miejsce: zadzwoni� pod 10-90, oznajmi�, �e informacja by�a nieprawdziwa i wr�ci� do Deuce, do swojego rejonu patrolowego. Bola�y j� kolana, by�o jej bardzo gor�co. Parszywy sierpniowy upa�. Chcia�a znale�� si� z puszk� mro�onej herbaty w basenie. O 11.30, za dwie godziny, opr�ni swoj� szafk� i pojedzie na szkolenie. Teraz jednak nie mog�a zlekcewa�y� anonimowej informacji. Przesz�a rozgrzanym chodnikiem i mi�dzy dwoma opuszczonymi domami i dotar�a do kolejnego zaro�ni�tego chwastami placu. W�o�y�a r�k� pod policyjn� czapk� i poprawi�a d�ugie rude w�osy. Podrapa�a si� po g�owie. Pot zalewa� jej czo�o i oczy. Moje ostatnie dwie godziny na ulicy. Wytrzymam, pomy�la�a. Gdy wesz�a g��biej w zaro�la, po raz pierwszy co� j� tkn�o. Kto� mnie �ledzi. Gor�cy wiatr poruszy� uschni�te krzewy. Samochody osobowe i ci�ar�wki z ha�asem wje�d�a�y do tunelu Lincolna i wyje�d�a�y. Pomy�la�a � tak jak cz�sto to robi� policjanci podczas patrolu w podobnych sytuacjach � �e kto� za ni� idzie, jest blisko, bardzo blisko, i ma n�. A ona nic o tym nie wie. Unosi n�... Szybko si� odwr�ci�a. Nikogo, tylko li�cie, zardzewia�e maszyny i �mieci. Wchodz�c na stert� kamieni, wykrzywi�a twarz z b�lu. Trzydziestojednoletnia � ju� trzydziestojednoletnia, powiedzia�aby jej matka � Amelia Sachs cierpia�a na artretyzm. Chorob� odziedziczy�a po dziadku, podobnie jak smuk�� budow� po matce, a urod� i zaw�d po ojcu. Tylko nie wiadomo sk�d wzi�y si� rude w�osy. Kolejny atak b�lu, gdy wychodzi�a z uschni�tych krzak�w. O ma�o nie wpad�a do stromego, dziesi�ciometrowego wykopu. Zatrzyma�a si� krok przed nim. Wykopem bieg�y tory kolejowe. Zmru�y�a oczy i spojrza�a w d�. Co to jest? Rozkopana ziemia, wystaj�ca niewielka ga���. To wygl�da jak... M�j Bo�e... Na ten widok wstrz�sn�y ni� dreszcze. Zrobi�o jej si� s�abo, poczu�a, �e piecze j� sk�ra. Przez chwil� chcia�a odej�� i udawa�, �e niczego nie znalaz�a. Ma nadziej�, i� ofiara nie �yje. Uchroni�oby to j� przed czym� znacznie gorszym. Podesz�a do metalowej drabinki, kt�ra schodzi�a w d�. Chcia�a chwyci� za por�cz, ale w ostatnim momencie cofn�a r�k�. Cholera, przecie� przest�pca m�g� t�dy ucieka�. Zatar�aby �lady. Okay, trzeba w inny spos�b dosta� si� do wykopu. Poczu�a b�l w stawach, gdy wci�gn�a g��boko powietrze, i zacz�a schodzi�, wykorzystuj�c szczeliny w skale. Ostro�nie wsuwa�a w szpary starannie wypastowane buty, kt�re w�o�y�a w pierwszym dniu swojego nowego przydzia�u. Gdy znalaz�a si� metr nad torami, zeskoczy�a na ziemi� i podbieg�a do grobu. Jezu... Z ziemi wystawa�a nie ga���, ale r�ka. Cia�o zosta�o pochowane w pozycji pionowej. Ca�e by�o przysypane ziemi�, z wyj�tkiem stercz�cego na zewn�trz przedramienia. Spojrza�a na palec z brylantowym pier�cionkiem. Z palca �ci�gni�to sk�r� i mi�nie � pier�cionek znajdowa� si� na obna�onej, zakrwawionej ko�ci. Sachs ukl�k�a i zacz�a kopa� r�kami. Zauwa�y�a, �e nieuszkodzone palce by�y napr�one. Oznacza�o to, �e ofiara w czasie zakopywania jeszcze �y�a. By� mo�e wci�� �yje. Sachs z furi� kopa�a nieubit� ziemi�, kalecz�c przy tym r�k� o rozbit� butelk�. Jej ciemna krew zmiesza�a si� z ziemi�. Ukaza�y si� w�osy i czo�o ofiary. Z powodu braku tlenu sk�ra posinia�a. Kopa�a dalej, a� ujrza�a oczy i usta wykrzywione w �miertelnym grymasie. W ostatnich sekundach �ycia ofiara usi�owa�a unie�� g�ow� i zaczerpn�� powietrza. Mimo �e denat mia� na palcu pier�cie�, nie by�a to kobieta, ale oty�y m�czyzna oko�o pi��dziesi�tki. Umar�, gdy przysypano go ziemi�. Zacz�a si� cofa�, przypatruj�c si� twarzy m�czyzny. Niemal potkn�a si� o tory. Jej g�ow� zaprz�ta�a uporczywa my�l: nie mo�na umrze� w ten spos�b. Po chwili dosz�a do siebie. Zr�b co�, odkry�a� miejsce zbrodni, jeste� tu pierwszym policjantem. Wiesz, co robi�. APORT A � aresztowa� przest�pc�. P � poszuka� �lad�w, �wiadk�w i podejrzanych. O � oznakowa� miejsce przest�pstwa. R... Co oznacza R? � Funkcjonariusz 5885 do centrali � odezwa�a si� do mikrofonu. � Podaj� informacje. Jestem na torze kolejowym w pobli�u Trzydziestej �smej i Jedenastej. Zab�jstwo. Potrzebni detektywi, ekipa do zbadania miejsca i lekarz. � Roger, 5885. Przest�pca zosta� aresztowany? � Brak przest�pcy. � Zrozumia�em. Czekaj. Sachs spojrza�a na pozbawiony mi�ni palec z pier�cionkiem, oczy, wykrzywion� twarz. Cholerny, koszmarny u�miech. Na obozach Amelia Sachs p�ywa�a w�r�d w�y; przechwala�a si�, �e nie odczuwa �adnego l�ku przed skokiem na bungie z wysoko�ci 30 metr�w. Jednak my�l o uwi�zieniu... o znalezieniu si� w pu�apce � bez mo�liwo�ci poruszania si� � napawa�a j� przera�eniem. Dlatego bardzo szybko chodzi�a i prowadzi�a samoch�d niemal z pr�dko�ci� �wiat�a. Gdy si� poruszasz, nie dopadn� ci�... Us�ysza�a jaki� odg�os i unios�a wzrok. Dudnienie narasta�o. Kawa�ki papieru unios�y si� w powietrze. Wzbity, wiruj�cy py� skojarzy� si� jej z duchami. Rozleg� si� niski sygna�. Maj�ca 175 centymetr�w policjantka Sachs nie wystraszy�a si� trzydziestotonowej lokomotywy. Czerwono-bia�o-niebieska kupa �elastwa zbli�a�a si� z pr�dko�ci� pi�tnastu kilometr�w na godzin�. � Prosz� si� zatrzyma�! � krzykn�a Sachs. Maszynista jednak zlekcewa�y� jej polecenie. Sachs wbieg�a wi�c na tory, stan�a w rozkroku i unios�a r�k�. Lokomotywa musia�a si� zatrzyma�. Maszynista wychyli� si� z okna. � Nie mo�e pan t�dy przejecha� � powiedzia�a. Zapyta�, co to znaczy. Pomy�la�a, �e tamten jest chyba za m�ody, by prowadzi� tak du�� lokomotyw�. � Znajdujemy si� na miejscu zbrodni. Prosz� wy��czy� silnik. � Prosz� pani, nie widz� �adnej zbrodni. Ale Sachs go nie s�ucha�a. Patrzy�a na zerwany �a�cuch na wiadukcie w pobli�u ulicy Jedenastej. T�dy przest�pca m�g� niepostrze�enie przynie�� cia�o. Zaparkowa� na Jedenastej i szed� w�sk� alejk� w kierunku wykopu. Na Trzydziestej Si�dmej z okien mog�o go widzie� mn�stwo ludzi. � Ten poci�g... musi tu pozosta�. � Nie mog� tu sta� i czeka�. � Prosz� wy��czy� silnik. � Nie wy��cza si� silnik�w w takiej lokomotywie jak ta. Pracuj� bez przerwy. � Prosz� skontaktowa� si� z zawiadowc� lub kimkolwiek innym. Nie mog� t�dy przeje�d�a� poci�gi. � Tego si� nie da zrobi�. � Spisa�am numery pana pojazdu. � Pojazdu? � Powinien pan natychmiast zadzwoni�, by zatrzymali poci�gi. � Co zamierza pani zrobi�? Wypisa� mandat? Ale Amelia Sachs ju� zacz�a si� wspina� po kamiennej �cianie. Bola�y j� chore stawy. Ci�ko oddycha�a, wci�gaj�c do p�uc py� z wapienia i gliny. Czu�a zapach potu. Przebieg�a alej�, kt�r� dostrzeg�a z wykopu, i zacz�a obserwowa� ulic� Jedenast� oraz Javits Center. W holu k��bili si� ludzie: widzowie i dziennikarze. Ogromny transparent g�osi�: �Witamy Delegat�w ONZ�. Jednak wcze�nie rano, gdy ulice by�y puste, przest�pca m�g� �atwo znale�� tutaj miejsce do parkowania i niezauwa�ony przenie�� zw�oki. Podesz�a do ulicy Jedenastej i zacz�a przygl�da� si� sze�ciopasmowej jezdni zat�oczonej pojazdami. Zr�b to. Wkroczy�a na jezdni� i zatrzyma�a strumie� samochod�w. Niekt�rzy kierowcy postanowili jednak kontynuowa� jazd�. Musia�a w ko�cu zabarykadowa� ulic�, u�ywaj�c do tego koszy na �mieci. Teraz mia�a pewno��, �e lojalni obywatele b�d� respektowa� polecenia policji. W ko�cu przypomnia�a sobie, co oznacza R. R � redukowa� dost�p do miejsca przest�pstwa. Zamglona ulica wype�ni�a si� w�ciek�ym odg�osem klakson�w i okrzykami kierowc�w. Po chwili do tej kakofonii do��czy�y syreny pojazd�w s�u�b ratowniczych. Czterdzie�ci minut p�niej w miejscu, gdzie Sachs znalaz�a zw�oki, zaroi�o si� od funkcjonariuszy w mundurach i detektyw�w. Makabryczna zbrodnia przyci�ga�a uwag�. Sachs dowiedzia�a si� od jakiego� policjanta, �e zamordowany m�czyzna by� wsp�w�a�cicielem stacji telewizyjnych i gazet. W nocy wyl�dowa� na lotnisku Johna Kennedy�ego. Wraz z towarzysz�c� mu osob� wsiad� do taks�wki i pojecha� w stron� miasta. Nie dotarli do dom�w. � CNN filmuje � szepn�� umundurowany policjant. Nie by�a zatem zaskoczona, �e widzi tu Vince�a Perettiego, szefa wydzia�u bada� i zasob�w informacji. Zlustrowa� dok�adnie miejsce, przeszed� przez nasyp i otrzepa� kosztuj�cy co najmniej tysi�c dolar�w garnitur. By�a jednak zdziwiona, �e przywo�a� j� ruchem r�ki. Na jego twarzy zago�ci� lekki u�miech. Zapewne podzi�kuje mi, �e nie zatar�am �lad�w na drabinie, pomy�la�a. By� mo�e w ostatnim dniu s�u�by patrolowej dostan� pochwa��. Odejd� w blasku chwa�y. Przyjrza� si� jej uwa�nie. � Nie jest pani pocz�tkuj�c� policjantk�, prawda? � odezwa� si�. � Chocia� mam pewne w�tpliwo�ci. � S�ucham? � Przypuszczam, �e nie jest pani pocz�tkuj�c� policjantk�. Nie by�a, cho� pe�ni�a s�u�b� dopiero od trzech lat. Inni policjanci w jej wieku mieli za sob� 9-10 lat s�u�by. Sachs zastanawia�a si� kilka lat, nim posz�a do akademii policyjnej. � Nie rozumiem pana. Spojrza� na ni� zirytowany, u�miech znikn�� z jego twarzy. � By�a pani pierwszym policjantem na miejscu przest�pstwa? � Tak, sir. � Dlaczego zamkn�a pani ulic� Jedenast�? Co pani my�la�a? Spojrza�a na szerok� ulic� wci�� przegrodzon� pojemnikami na �mieci. Przyzwyczai�a si� ju� do odg�osu klakson�w, ale teraz brzmia�y wyj�tkowo natarczywie. Utworzy� si� korek d�ugo�ci kilku kilometr�w. � Zadaniem policjanta, kt�ry odkryje przest�pstwo, jest aresztowa� przest�pc�, poszuka� �wiadk�w, oznakowa� miejsce... � Znam regulamin. Zamkn�a pani ulic�, �eby zabezpieczy� miejsce przest�pstwa? � Tak, sir. Nie s�dzi�am, �e przest�pca zaparkowa� na poprzecznej ulicy. M�g�by by� zauwa�ony z okien. Jedenasta najbardziej odpowiada�a... � Pomyli�a si� pani. Nie ma �wie�ych �lad�w but�w od strony Jedenastej, s� natomiast przy drabinie prowadz�cej do Trzydziestej Si�dmej. � Zamkn�am te� Trzydziest� Si�dm�. � W�a�nie, i to powinno by� wszystko. Dlaczego zatrzyma�a pani poci�g? � C�, my�la�am, �e przeje�d�aj�cy poci�g mo�e zatrze� �lady lub co� w tym rodzaju. � Co� w tym rodzaju? � Nie wyrazi�am si� precyzyjnie. S�dzi�am... � A co z portem lotniczym Newark? Dlaczego jego te� pani nie zamkn�a? Wspaniale. Znalaz� si� nauczyciel. Na jej ustach pojawi� si� cyniczny u�miech, jednak m�wi�a spokojnie: � S�dzi�am, �e... � A obwodnica nowojorska? Tamt�dy r�wnie� m�g� uciec przest�pca. Autostrada do Jersey, ekspres�wka przez Long Island, 1-70, drogi wylotowe do St. Louis. Te� trzeba by�o je zamkn��. Przyjrza�a mu si� uwa�nie. Byli tego samego wzrostu, ale Peretti mia� wy�sze obcasy. � Mia�em telefony od szefa policji, w�adz miasta, z biura sekretarza generalnego ONZ, od organizator�w... � Skierowa� wzrok w stron� Javits Center. � Rozpieprzyli�my im plan konferencji. Przemowy senator�w, ruch na West Side. Tory kolejowe biegn� pi�� metr�w od miejsca poch�wku ofiary. Ulica, kt�r� pani zamkn�a, znajduje si� sze��dziesi�t metr�w w bok i dziesi�� metr�w wy�ej. Nawet huragan nie zatrzyma�by ruchu akurat w tym miejscu. � My�la�am... Peretti si� u�miechn��. Sachs by�a pi�kn� kobiet� � zanim wst�pi�a na akademi� policyjn�, pracowa�a jako modelka � i Peretti postanowi� jej wybaczy�. � Policjantko... Sachs � spojrza� na plakietk� przypi�t� na jej piersi �ci�ni�tej kamizelk� kuloodporn� � przeprowadz� kr�tki wyk�ad. Miejsce zbrodni jest poj�ciem wzgl�dnym. Mo�e by�oby dobrze, gdyby po ka�dym morderstwie odizolowa� miasto i przes�ucha� trzy miliony mieszka�c�w, ale to niemo�liwe. Nie m�wi� tego ironicznie, ale ku nauce. � Dzisiaj jest m�j ostatni dzie� pracy w policji patrolowej � rzek�a szorstko. Skin�� g�ow�, u�miechaj�c si� szeroko. � �eby za du�o nie napisa�... Musz� to jednak umie�ci� w raporcie: To by�a pani decyzja, by zatrzyma� poci�g i zamkn�� ulice. � Tak jest. Nie pomyli� si� pan � odpar�a szybko. Wyj�� drogie pi�ro i zapisa� to w swoim notatniku. Nie, prosz�... � Teraz prosz� usun�� z ulicy kosze na �mieci i kierowa� ruchem ulicznym, dop�ki nie roz�aduj� si� korki. Czy mnie pani s�yszy? Bez s�owa podzi�kowania czy przeprosin posz�a na ulic� Jedenast� i zacz�a powoli usuwa� kosze na �mieci. Nie by�o kierowcy, kt�ry przeje�d�aj�c obok niej, nie rzuci�by jakiego� przekle�stwa albo chocia� nie spojrza�by na ni� z nienawi�ci� w oczach. Jeszcze godzina. Wytrzymam. Rozdzia� drugi Trzepocz�c skrzyd�ami, sok� w�drowny usiad� na parapecie. S�o�ce mocno �wieci�o, gor�ce powietrze na zewn�trz drga�o. � Jeste� jednak! � wyszepta� m�czyzna. Po chwili odwr�ci� g�ow�, gdy us�ysza� odg�os dzwonka u drzwi na parterze. � Kto tam?! � krzykn�� w stron� drzwi. � Kto to?! Nie us�yszawszy odpowiedzi, Lincoln Rhyme zn�w zacz�� obserwowa� okno. Sok� szybko kr�ci� g�ow� we wszystkie strony, mimo to nie straci� nic ze swojej elegancji. Rhyme zauwa�y�, �e szpony ptaka s� zakrwawione. W dziobie trzyma� kawa�ek ��tego mi�sa. Wyci�gn�� swoj� kr�tk� szyj� ruchem przypominaj�cym ruchy w�a i upu�ci� mi�so w otwarty dzi�b niebieskawo opierzonego piskl�cia. To chyba jedyna �ywa istota w Nowym Jorku, kt�ra nie zabija. I mo�e jeszcze B�g, pomy�la� Rhyme. Us�ysza�, �e kto� wchodzi powoli na g�r�. � To on? � zapyta� Thoma. � Nie � odpar� m�ody m�czyzna. � Wi�c kto? Thom spojrza� na okno. � O, znowu s�. Widzisz na parapecie �lady krwi? Samica soko�a ukaza�a si� teraz oczom Rhyme�a. Jej niebieskoszare pi�ra opalizowa�y w s�o�cu. Obserwowa�a niebo. � Zawsze s� razem. Czy nie rozstaj� si� a� do �mierci, jak g�si? � zastanawia� si� g�o�no Thom. Rhyme spojrza� na Thoma, kt�ry przypatrywa� si� gniazdu przez brudn� szyb�. � Kto to? � powt�rzy� Rhyme. M�ody m�czyzna, kt�ry wykr�ca� si� od odpowiedzi, bardzo go zirytowa�. � Go��. � Go��? Ciekawe. � Rhyme parskn��. Usi�owa� sobie przypomnie�, kiedy po raz ostatni byli u niego go�cie. Chyba trzy miesi�ce temu. Kto to mo�e by�? Dziennikarz albo daleki kuzyn. Mo�e Peter Taylor � jeden ze specjalist�w lecz�cych jego rdze� kr�gowy. Blaine by�a tu kilka razy, ale jej nie mo�na nazwa� go�ciem. � Ch�odno tutaj � narzeka� Thom. Szybko podszed� do okna. � Nie otwieraj � za��da� Rhyme. � Powiedz mi, do cholery, kto przyszed�. � Ch�odno tutaj. � Przestraszysz soko�y. Lepiej wy��cz klimatyzacj�. Ja te� mog�... � Byli�my tu wcze�niej � powiedzia� Thom, otwieraj�c ogromne okno. � Soko�y si� sprowadzi�y, wszystko ju� o tobie wiedz�... Ptaki popatrzy�y w stron� otwieranego okna. W ich spojrzeniu by�o co� wyzywaj�cego. Zawsze tak robi�y. Jednak pozosta�y na parapecie � nie odlecia�y na rosn�ce po drugiej stronie ulicy rachityczne drzewa, na kt�rych cz�sto przesiadywa�y. � Kto przyszed�? � zn�w zapyta� Rhyme. � Lon Sellitto. � Lon? Czego on chce? Thom rozejrza� si� po pokoju. � Straszny tu ba�agan. Rhyme nie lubi� zamieszania zwi�zanego ze sprz�taniem. Nie lubi� krz�taniny, a zw�aszcza ha�asu robionego przez odkurzacz. Nieporz�dek mu nie przeszkadza�. Pok�j, kt�ry nazywa� swoim gabinetem, mie�ci� si� na pierwszym pi�trze neogotyckiego budynku znajduj�cego si� na West Side. Okna wychodzi�y na Central Park. Pok�j by� du�y � sze�� na sze�� � ale ka�dy centymetr kwadratowy pod�ogi zosta� zagospodarowany. Czasami zamyka� oczy i stara� si� wyczu� zapach. Tysi�ca ksi��ek i czasopism, sterty fotokopii wysoko�ci wie�y w Pizie, monitor�w, kurzu na �ar�wkach, tablic korkowych. Do tego winyl, guma, sk�ra obi�. Trzy gatunki whisky. I odchody soko��w. � Nie chc� go widzie�. Powiedz mu, �e jestem zaj�ty. � I m�ody policjant Ernie Banks. By� bejsbolist�, pami�tasz? Powiniene� pozwoli� mi posprz�ta�. Nie widzisz ba�aganu, dop�ki nie przyjd� do ciebie z interesem. � Do mnie z interesem? To brzmi dziwnie. Powiedz im, �eby si� wynie�li do wszystkich diab��w. Jak mo�na �adniej nazwa� ba�agan? Nie�ad... Thom m�wi� jak do �ciany, ale Rhyme przypuszcza�, �e on tak samo odbiera jego s�owa. Rhyme mia� czarne, g�ste w�osy dwudziestolatka, chocia� by� dwa razy starszy. By�y poskr�cane i przet�uszczone � wymaga�y no�yczek i szamponu. Jego twarz okala� trzydniowy czarny zarost. Z uszu stercza�y mu k�pki w�os�w. Paznokci nie obcina� od d�u�szego czasu. Od tygodnia nosi� brzydk� pi�am� w kolorowe wzorki. I mia� w�skie ciemnobr�zowe oczy, kt�re wed�ug Blaine by�y nami�tne. M�wi�a mu te�, �e jest przystojny. � Chc� z tob� rozmawia�. T�umacz�, �e to bardzo wa�ne � kontynuowa� Thom. � Dla nich. � Nie widzia�e� si� z Lonem ju� prawie rok. � Dlaczego uwa�asz, �e chc� si� z nim teraz widzie�? Nie wystraszy�e� soko��w? B�d� w�ciek�y, gdy to zrobisz. � To wa�ne, Lincoln. � Bardzo wa�ne. Pami�tam, co m�wi�e�. Gdzie jest ten doktor? Powinien zadzwoni�. Ja drzema�em, a ty wyszed�e�. � Wsta�e� przecie� o sz�stej. � Nie. � Zawaha� si�. � Tak. Obudzi�em si� o sz�stej, ale potem zn�w zasn��em. Sprawdzi�e�, czy nie ma informacji? � Tak. Nie dzwoni� � odpar� Thom. � Powiedzia�, �e b�dzie rano. � Jest ju� po jedenastej. Pozostaje nam wi�c chyba liczy� tylko na cud. Nie s�dzisz? � Rozmawia�e� przez telefon? � ostrym g�osem zapyta� Rhyme. � Mo�e dzwoni�, gdy ty rozmawia�e� przez telefon. � Dzwoni�em tylko do... � Nie przesadzasz? � rzuci� Rhyme. � Teraz jeste� z�y. Nie m�wi�em, �e nie mo�esz korzysta� z telefonu. Mo�esz to robi� o ka�dej porze. Uwa�am tylko, �e m�g� zadzwoni�, gdy rozmawia�e� przez telefon. � A ja uwa�am, �e dzisiaj postanowi�e� by� upierdliwy. � Wolno ci tak uwa�a�. A wracaj�c do sprawy, oni s�dz�, �e powinno si� czeka� na ich telefony. I mo�e inne rozmowy przeprowadza� po dwie naraz! Czego chce m�j stary przyjaciel Lon? I jego kolega, bejsbolista? � Zapytaj ich. � Ciebie pytam. � Chc� si� z tob� zobaczy�. Tylko tyle wiem. � Co� bar-dzo wa�-ne-go. � Lincoln... � Thom westchn��. Przyg�adzi� jasne w�osy. Mia� na sobie br�zowe spodnie i bia�� koszul�. Na szyi mia� starannie zawi�zany krawat w niebieskie kwiatki. Gdy rok temu Rhyme zatrudnia� Thoma, powiedzia�, �e mo�e chodzi� w d�insach i T-shirtach. Jednak Thom zawsze ubrany by� nienagannie. Rhyme dok�adnie nie wiedzia�, dlaczego jeszcze go nie wyrzuci�. �aden z poprzednik�w Thoma nie wytrzyma� d�u�ej ni� sze�� tygodni. A liczba tych, kt�rzy odeszli sami, r�wna�a si� liczbie wyrzuconych z pracy. � No dobrze, co im powiedzia�e�? � �eby poczekali kilka minut. A ja zobacz�, czy wsta�e� i jeste� ubrany. Tyle. � Podj��e� decyzj�, nie pytaj�c mnie?! Dzi�kuj� bardzo. Thom odwr�ci� si�, podszed� do schod�w i zawo�a�: � Prosz� wej��, panowie. � Co� ci jeszcze powiedzieli, prawda? Ukry�e� to przede mn� � ci�gn�� Rhyme. Thom nie odpowiedzia�. Po chwili Rhyme m�g� zobaczy� dw�ch m�czyzn. Gdy wchodzili, Rhyme zwr�ci� si� do Thoma: � Zas�o� okno. Ju� i tak przestraszy�e� soko�y. Oznacza�o to, �e jaskrawe �wiat�o zacz�o denerwowa� Rhyme�a. Nie mog�a m�wi�. Ta�ma zaklejaj�ca usta czyni�a j� bardziej bezbronn� ni� kajdanki za�o�one na r�ce lub mocny u�cisk, kt�ry wci�� czu�a na ramieniu. Taks�wkarz, wci�� w masce na twarzy, zaprowadzi� j� brudnym, pe�nym rur kanalizacyjnych korytarzem do piwnicy oficyny. Nie wiedzia�a, gdzie si� znajduj�. Gdybym mog�a z nim porozmawia�... T.J. Colfax pracowa�a na gie�dzie. By�a negocjatork�. Pieni�dze? Chcesz pieni�dzy? Dostaniesz du�o pieni�dzy. Pe�ne worki. My�la�a tak dziesi�tki razy, jednocze�nie patrz�c mu w oczy, jakby chcia�a przekaza� mu to telepatycznie. Prooosz�, b�aga�a cicho. Zacz�a rozwa�a� przekazanie mu pieni�dzy ze swojego funduszu emerytalnego. Och, prosz�... Przypomnia�a sobie ostatni� noc. Gdy m�czyzna przesta� ogl�da� fajerwerki, wywl�k� ich z samochodu i za�o�y� im kajdanki. Kaza� wej�� do baga�nika i ponownie zacz�li jecha�. Najpierw kocie �by, potem droga asfaltowa z dziurami, g�adki asfalt i zn�w dziury. Potem przeje�d�ali przez most � pozna�a po dudnieniu. Kolejne zakr�ty, kolejne ulice z dziurami w jezdni. W ko�cu zatrzymali si�, kierowca wysiad� i otworzy� bram� lub jakie� drzwi. Zn�w ruszyli. Wjecha� do gara�u, pomy�la�a wtedy. Ucich�y wszystkie odg�osy miasta, s�ycha� by�o jedynie warkot silnika, kt�ry odbija� si� echem od �cian gara�u. Otworzy� si� baga�nik i m�czyzna wyci�gn�� j� na zewn�trz. Gwa�townym szarpni�ciem zdj�� jej z palca pier�cionek z brylantem i w�o�y� go do kieszeni. Nast�pnie poprowadzi� j� wzd�u� �cian, z kt�rych patrzy�y na ni� puste oczy namalowanych na odpadaj�cym tynku postaci: rze�nika, diab�a, tr�jki przera�onych dzieci. Zaci�gn�� j� do zat�ch�ej piwnicy i rzuci� na pod�og�. Nast�pnie poszed� po schodach na g�r�. Zosta�a sama w ciemnej piwnicy, otoczona przyprawiaj�cym o md�o�ci zapachem gnij�cego mi�sa i �mieci. Le�a�a na pod�odze wiele godzin. Troch� spa�a, ale g��wnie p�aka�a. W nocy obudzi�a si� nagle, gdy us�ysza�a g�o�ny huk. Po chwili zn�w zasn�a niespokojnym snem. P� godziny temu przyszed� ponownie. Zaci�gn�� j� do baga�nika samochodu. Jechali oko�o dwudziestu minut. Znale�li si� tutaj. Weszli do ciemnej sutereny. �rodkiem pomieszczenia bieg�a czarna gruba rura, do kt�rej przypi�� j� kajdankami. Posadzi� j� na pod�odze, nogi zwi�za� link�. Zaj�o mu to kilka minut. Na r�kach ca�y czas mia� sk�rzane r�kawiczki. Wyprostowa� si� i patrzy� na ni� d�u�szy czas. Pochyli� si�, rozerwa� jej bluzk�. Stan�� za ni�. Zatka�o j�, gdy poczu�a jego d�onie na ramieniu. Obmacywa� �opatki. P�aka�a, b�agaj�c o lito��, mimo �e mia�a zaklejone usta. Wiedzia�a, co nast�pi. Sun�� r�kami po jej ramionach, nie dotkn�� jednak piersi. Szuka� �eber. Gdy zacz�� je naciska�, zadr�a�a, chc�c pozby� si� ucisku. Zacz�� wtedy mocniej obmacywa� ko�ci. Po chwili wsta�. Us�ysza�a oddalaj�ce si� kroki. Ucich�y. S�ysza�a tylko odg�osy w��czonych klimatyzator�w i sun�cych wind. J�kn�a, kiedy us�ysza�a za sob� d�wi�k � powtarzaj�cy si� ha�as. Szszsz. Szszsz. Zna�a ten odg�os, lecz nie mog�a teraz skojarzy�. Usi�owa�a si� odwr�ci�, ale nie dawa�a rady. Co to jest? S�ucha�a rytmicznych odg�os�w i przypomnia�a sobie dom matki. Szszsz. Szszsz. Sobotni ranek w ma�ym parterowym domku w Bedford w stanie Tennessee. To by� jedyny dzie�, w kt�rym matka nie pracowa�a i zajmowa�a si� sprz�taniem w domu. T.J. musia�a wtedy wcze�nie rano wstawa� i jej pomaga�. Szszsz. Na to wspomnienie zn�w zap�aka�a. S�ucha�a ha�asu i zastanawia�a si�, dlaczego m�czyzna tak starannie odkurza pod�og�. Widzia� zaskoczenie i za�enowanie na ich twarzach. Rzadko mo�na zobaczy� takie uczucia na twarzach nowojorskich policjant�w z wydzia�u zab�jstw. Lon Sellitto i m�ody Banks (Jeny, nie Ernie) usiedli na rattanowych fotelach, kt�re wskaza� im Rhyme. By�y zakurzone i bardzo niewygodne. Rhyme bardzo si� zmieni� od czasu, gdy Sellitto widzia� go po raz ostatni i teraz detektyw nie m�g� ukry� zaskoczenia. Banks nie zna� Rhyme�a wcze�niej, ale i jego odczucia by�y podobne. Nieposprz�tany pok�j, m�czyzna o wygl�dzie w��cz�gi patrz�cy na nich podejrzliwie. I zapach. Nieprzyjemny zapach otacza� Lincolna Rhyme�a. Rhyme ogromnie �a�owa�, �e wpu�ci� ich na g�r�. � Lon, dlaczego najpierw nie zadzwoni�e�? � Powiedzia�by�, �eby�my nie przychodzili. Prawda. Thom czeka� przy schodach, ale Rhyme szybko zaznaczy�: �Thom, nie b�dziesz nam potrzebny�. Wiedzia�, �e Thom zawsze pyta go�ci, czy chc� co� do jedzenia lub picia. Cholerna siostra mi�osierdzia. Na chwil� zapad�a cisza. Pot�ny Sellitto � policjant z dwudziestoletnim sta�em � zagapi� si� na pude�ko le��ce przy ��ku. Odwr�ci� wzrok, gdy zauwa�y�, �e w pude�ku znajduj� si� pampersy dla doros�ych. � Czyta�em pana ksi��k� � odezwa� si� Jerry Banks. M�ody policjant nie nauczy� si� jeszcze goli�, wiele razy si� zaci��. Stercz�cy kosmyk w�os�w dodawa� mu uroku. M�j Bo�e, ale jest m�ody. Im starszy jest �wiat, tym m�odsi wydaj� si� jego mieszka�cy, pomy�la� Rhyme. � Kt�r�? � Podr�cznik dotycz�cy bada� miejsc przest�pstw. Ten z obrazkami, wydany kilka lat temu. � Tam te� jest tekst. Przede wszystkim tekst. Czyta�e� go? � Oczywi�cie � szybko odpowiedzia� Banks. Ogromna sterta egzemplarzy ksi��ki �Badanie miejsc przest�pstw� sta�a pod �cian� pokoju. � Nie wiedzia�em, �e pan i Lon byli�cie przyjaci�mi � doda� Banks. � Lon nie opowiada�? Nie pokazywa� zdj�� w rocznikach? Nie zakasywa� r�kaw�w i nie demonstrowa� ran, kt�re odni�s� we wsp�lnych akcjach z Lincolnem Rhyme�em? Sellitto si� nie u�miechn��. C�, mog� by� jeszcze bardziej z�o�liwy, je�li chce, pomy�la� Rhyme. Starszy detektyw szuka� czego� w akt�wce. Co on tam ma? � D�ugo byli�cie partnerami? � spyta� Banks, podtrzymuj�c rozmow�. � Pytanie do ciebie � Rhyme zwr�ci� si� do Sellitta i spojrza� na zegar. � Nie byli�my partnerami � odpar� Sellitto. � Ja zajmowa�em si� zab�jstwami, a on by� szefem IRD. � Och � wydoby� z siebie zaskoczony Banks. Kierowanie wydzia�em bada� i zasob�w informacji jest najbardziej presti�ow� funkcj� w departamencie. � Tak � potwierdzi� Rhyme. I wyjrza� przez okno, jakby lekarz mia� przylecie� na sokole. � Byli z nas dwaj muszkieterowie. � Siedem lat wsp�pracowali�my ze sob� � powiedzia� Sellitto spokojnym g�osem, kt�ry zdenerwowa� Rhyme�a. � Wspania�e lata � rzuci� Rhyme. Sellitto nie zauwa�y� ironii albo, co bardziej prawdopodobne, nie chcia� zauwa�y�. � Lincoln, mamy problem. Potrzebujemy pomocy. Bach! Sterta papier�w wyl�dowa�a na stoliku przy ��ku. � Pomocy? � Wybuchn�� �miechem. Zmarszczy� w�ski nos. Blaine podejrzewa�a, �e Rhyme podda� si� operacji plastycznej. Uwa�a�a, �e jego nos i usta s� zbyt doskona�e. (Powiniene� mie� blizn� na twarzy, �artowa�a i podczas jednej z ich k��tni omal mu jej nie zrobi�a). Dlaczego w�a�nie teraz przypomnia�em sobie o tej zmys�owej os�bce? � zastanawia� si�. O�ywi� si�, my�l�c o swojej by�ej �onie, i uzna�, �e musi do niej wys�a� list. Tekst znajdowa� si� ju� na ekranie komputera. Wystarczy�o zapisa� go na dysku. Zapad�a cisza, gdy wprowadza� polecenia jednym palcem. � Lincoln? � odezwa� si� Sellitto. � Tak jest, sir. Pomoc. Ode mnie. S�ysza�em. Banks u�miecha� si� nienaturalnie, kr�c�c si� w niewygodnym fotelu. � Mam um�wion� wizyt� � powiedzia� nagle Rhyme. � Wizyt�? � Lekarz. � Naprawd�? � zapyta� Banks, by przerwa� cisz�, kt�ra zn�w zapad�a. Sellitto, nie wiedz�c, do czego doprowadzi ta rozmowa, zapyta�: � Jak si� czujesz? Banks i Sellitto, kiedy przyszli, nie zapytali o jego zdrowie. By�o to pytanie, kt�rego ludzie unikali, gdy zobaczyli Lincolna Rhyme�a. Mog�o sprawi� przykro��. � Dzi�kuj�, �wietnie � odpowiedzia� po prostu. � A ty? Jak Betty? � Rozwiedli�my si� � szybko odpar� Sellitto. � Naprawd�? � Dosta�a dom, a ja po�ow� dziecka... Niski, pot�nie zbudowany policjant powiedzia� to z wymuszonym u�miechem. Rhyme przypuszcza�, �e historia by�a bardzo bolesna i Lon nie chcia� o tym rozmawia�. Nie zaskoczy�o go, �e ich ma��e�stwo si� rozpad�o. Sellitto by� pracoholikiem. Szybko awansowa�. Pracowa� po osiemdziesi�t godzin tygodniowo. Rhyme, gdy z nim wsp�pracowa�, przez kilka pierwszych miesi�cy nie wiedzia� nawet, �e Lon jest �onaty. � Gdzie teraz mieszkasz? � zapyta� Rhyme, s�dz�c, �e ich zagada i zapomn�, po co przyszli. � Na Brooklynie. Czasami chodz� do pracy pieszo. Pami�tasz moj� diet�? Moja dieta to brak diety. Najwa�niejszy jest wysi�ek fizyczny. Nie przyty�. Wygl�da� tak samo jak trzy lata temu lub pi�tna�cie. � Zatem � odezwa� si� Banks � pan m�wi� o lekarzu. Jaka� nowa... � Nowa metoda leczenia? � Rhyme doko�czy� kr�puj�ce pytanie. � W�a�nie. � Mam nadziej�, �e b�dzie skuteczna. � Dzi�kuj� bardzo. By�a 11.36. Brak punktualno�ci jest niewybaczaln� wad� u lekarzy. Rhyme zauwa�y�, �e Banks przygl�da si� jego nogom. Przy�apa� go na tym po raz drugi � nic dziwnego, �e m�ody policjant si� zaczerwieni�. � Zatem obawiam si�, �e nie mam czasu, aby wam pom�c. � Ale lekarz jeszcze nie przyszed� � rzek� Lon Sellitto tym samym szorstkim tonem, kt�rym komentowa� opisy zbrodni w gazetach. W drzwiach pojawi� si� Thom z kaw�. Ba�wan. Rhyme si� skrzywi�. � Lincoln zapomnia� zaproponowa� panom co� do picia. � Thom traktuje mnie jak dziecko. � Je�li kto� zapomina o obowi�zkach gospodarza � odci�� si� Thom. � W porz�dku � burkn�� Rhyme. � Prosz� pocz�stowa� si� kaw�. Dostaniecie te� mleka. � Za wcze�nie. Bar jeszcze zamkni�ty � powiedzia� Thom. Twarz Rhyme�a si� rozpogodzi�a. Banks zn�w zacz�� przygl�da� si� Rhyme�owi. By� mo�e spodziewa� si�, �e zobaczy sam� sk�r� i ko�ci. Jednak atrofia mi�ni zatrzyma�a si� wkr�tce po wypadku. Pierwszy terapeuta zam�cza� Rhyme�a �wiczeniami. Tak samo Thom � kt�ry czasami bywa� niezno�ny � bardzo mu pom�g�. Codziennie z nim �wiczy�. Thom skrupulatnie prowadzi� pomiary goniometryczne. Dok�adnie sprawdza� stan spastyczny po abdukcji i addukcji. �wiczenia te zapobiega�y zamkowi mi�ni i u�atwia�y przep�yw krwi. Rhyme mia� sprawne tylko mi�nie szyi, twarzy, ramion i jednego palca lewej r�ki. Stan taki trwa� od trzech i p� roku. Mimo to Lincoln wygl�da� nie�le. M�ody detektyw patrzy� na skomplikowane urz�dzenia, do kt�rych pod��czony by� palec Rhyme�a: dwa regulatory, komputer, pulpit kontrolny na �cianie. �B�dziesz �y� jak w wi�zieniu, otoczony pl�tanin� kabli� � powiedzia� mu terapeuta po wypadku. Gdyby przynajmniej takie �ycie mia�o sens. � Dzisiaj rano na West Side dokonano morderstwa � rzek� Sellitto. � Mieli�my raporty, �e kilkoro bezdomnych zagin�o w ostatnich miesi�cach � wtr�ci� Banks. � Pocz�tkowo my�leli�my, �e ofiara by�a jednym z nich, ale nie. Zamordowany m�czyzna jest jednym z porwanych ostatniej nocy... � Porwanych? � Rhyme spojrza� na blad�, piegowat� twarz m�odego policjanta. � On nie ogl�da wiadomo�ci. Nic nie wie o tym porwaniu � wtr�ci� Thom. � Nie ogl�dasz wiadomo�ci? � Sellitto si� roze�mia�. � Czyta�e� przecie� cztery gazety dziennie i nagrywa�e� wiadomo�ci lokalne, by ogl�da� je w domu. Blaine skar�y�a si�, �e wola�e� to ni� ��ko... � Teraz czytam tylko literatur� � rzek� Rhyme. � Na ni� zawsze znajduje czas � doda� Thom. Rhyme nie zwr�ci� na niego uwagi. � M�czyzna i kobieta wr�cili z podr�y w interesach z Zachodniego Wybrze�a. Na lotnisku Kennedy�ego wsiedli do taks�wki. Nie dotarli do dom�w � m�wi� Sellitto. � Wydarzy�o si� to p� godziny przed p�noc�, jak wynika z zezna� �wiadka. Taks�wka jecha�a przez Queens. Porwani, biali, siedzieli na tylnych siedzeniach. Prawdopodobnie usi�owali wybi� szyb� w samochodzie. Czym� w ni� uderzali. Nie znamy numer�w taks�wki. � Ten �wiadek nie widzia� kierowcy? � Nie. � Co z kobiet�? � Nie znale�li�my jej. Jedenasta czterdzie�ci jeden. Rhyme by� w�ciek�y na doktora Williama Bergera. � Paskudna sprawa � mrukn��. Sellitto wyra�nie odetchn��. � Dalej, dalej � powiedzia� Rhyme. � Mia� na palcu jej pier�cionek � zacz�� m�wi� Banks. � Kto co mia�? � M�czyzna mia� na palcu pier�cionek porwanej kobiety. Dzisiaj rano znaleziono jego zw�oki. � Jeste�cie pewni, �e to ten pier�cionek? � S� na nim jej inicja�y. � Zatem mamy do czynienia z niezidentyfikowanym przest�pc�, kt�ry chcia� w ten spos�b przekaza�, �e ma w swoich r�kach kobiet� i ona wci�� �yje... � Czy pan wie, dlaczego pier�cionek wszed� na palec m�czyzny? � zapyta� Banks, obserwuj�c reakcj� Rhyme�a. � Nie. I rezygnuj� z pr�by odpowiedzi. � Morderca usun�� z palca sk�r� i mi�nie, zosta�a sama ko��. Rhyme u�miechn�� si� lekko. � Jest inteligentny. � W czym przejawia si� jego inteligencja? � By� pewien, �e nikt nie �ci�gnie tego pier�cionka. Pier�cionek by� zakrwawiony? � Tak. � Trudno go by�o zauwa�y� na palcu. Poza tym obawa przed AIDS i innymi chorobami. Nawet gdyby kto� go spostrzeg�, nie odwa�y�by si� zdj�� go z palca. Lon, jak si� nazywa ta kobieta? Sellitto spojrza� na swego m�odszego partnera, kt�ry otworzy� notatnik. � Tammie Jean Colfax. M�wiono na ni� T.J. Dwadzie�cia osiem lat. Pracuje dla Morgan Stanley. Rhyme zauwa�y�, �e Banks ma na palcu sygnet. Pier�cie� szko�y. M�ody policjant ma og�ad�, jest rozgarni�ty. Zapewne ko�czy� dobr� uczelni�. Brak mu manier wojskowego. Rhyme nie zdziwi�by si�, gdyby Banks sko�czy� Yale. Detektyw z dyplomem zajmuj�cy si� morderstwami? Co w tym dziwnego? �wiat schodzi przecie� na psy. R�ka, w kt�rej Banks trzyma� fili�ank� kawy, dr�a�a. Kilkoma nieznacznymi ruchami palca lewej r�ki, po��czonego z pulpitem kontrolnym, Rhyme wy��czy� klimatyzacj�. Regulacj� ogrzewania i klimatyzacji z regu�y zajmowa� si� Thom. Rhyme korzysta� z urz�dzenia przy pracy z komputerem, przy w��czaniu i wy��czaniu �wiate� oraz gdy u�ywa� mechanizmu do przewracania stron. Ale teraz w pokoju zrobi�o si� zbyt ch�odno. Ciek�o mu z nosa. Dla ludzi ze sparali�owanymi r�kami jest to tortura nie do zniesienia. � ��da okupu? � Nie. � Ty kierujesz �ledztwem? � Rhyme zapyta� Sellitta. � Nie. Jim Polling. Chcemy, �eby� przejrza� raport dotycz�cy morderstwa... Roze�mia� si�. � Ja? Nie czyta�em takich raport�w od trzech lat. Co ja b�d� m�g� wam powiedzie�? � Du�o, Linc. � Kto jest teraz szefem wydzia�u? � Vince Peretti. � Syn kongresmana � przypomnia� sobie Rhyme. � Niech on przejrzy raport. Chwila wahania. � My chcemy, �eby� ty to zrobi�. � Kogo masz na my�li, m�wi�c �my�? � Moj� skromn� osob� i szefa. � A jak kapitan Peretti zareaguje, gdy dowie si� o tym braku zaufania? � zapyta� Rhyme, u�miechaj�c si� pod nosem. Sellitto wsta� i zacz�� chodzi� po pokoju. Patrzy� na sterty czasopism po�wi�conych kryminalistyce. � Sam widzisz � powiedzia� Rhyme. � Prenumeraty sko�czy�y si� wieki temu. Wszystkie czasopisma s� zakurzone. � Wszystko tutaj jest zakurzone, Linc. Dlaczego nie podniesiesz swojej leniwej dupy i nie posprz�tasz w tym chlewie? Banks patrzy� przera�onym wzrokiem. Rhyme zdusi� �miech, kt�ry wyrwa� mu si� mimowolnie. Jego przyjaciel pope�ni� gaf�, ale nie by� na niego z�y. Przez chwil� �a�owa�, �e nie mo�e ju� wsp�pracowa� z Sellittem. St�umi� jednak to uczucie. � Nie mog� wam pom�c. Przepraszam � mrukn��. � W poniedzia�ek rozpoczyna si� konferencja pokojowa. My... � Jaka konferencja? � ONZ. Ambasadorzy, g�owy pa�stw. Tysi�ce dygnitarzy w mie�cie. Nie s�ysza�e� o tych jajach w Londynie? � Czyich jajach? � wyra�nie z�o�liwie rzuci� Rhyme. � Kto� pod�o�y� bomb� w hotelu, w kt�rym odbywa�a si� konferencja UNESCO. Burmistrz nie chce, aby to si� powt�rzy�o w Nowym Jorku. � Poza tym jest jeszcze jeden ma�y problem � zauwa�y� z u�mieszkiem Rhyme. � Tammie Jean nie wr�ci�a do domu... � Jerry, opowiedz kilka szczeg��w. Zaostrz mu apetyt. Banks oderwa� wzrok od n�g Rhyme�a i zacz�� patrze� na ��ko. To jest bardziej interesuj�ce, przyzna� w my�lach Rhyme. Zw�aszcza pulpit kontrolny. Wygl�da� jak cz�� wyposa�enia statku kosmicznego. Kosztowa� zapewne tyle samo. � Dziesi�� godzin po porwaniu znale�li�my tego m�czyzn�, Johna Ulbrechta. Zosta� postrzelony i pochowany �ywcem przy torach kolejowych w pobli�u Trzydziestej Si�dmej i Jedenastej. Ju� nie �y�. Pociski: kalibru.32. Oznacza�o to, �e nie mo�na wyci�gn�� wniosk�w na temat przest�pcy na podstawie bada� balistycznych. Banks jest bystry, pomy�la� Rhyme. Jedyn� jego wad� jest m�odo��. By� mo�e wyro�nie z tego. Lincoln Rhyme by� przekonany, �e on sam nigdy nie by� m�ody. � Czy lufa by�a gwintowana? � Tak, lewoskr�tnie. Sze�� rowk�w. � Mia� wi�c kolta � orzek� Rhyme i spojrza� na schematyczny rysunek przedstawiaj�cy miejsce, w kt�rym znaleziono ofiar�. � Pan u�ywa liczby pojedynczej. A tak naprawd� trzeba m�wi� w liczbie mnogiej � odpar� Banks. � By�o dw�ch przest�pc�w. Znale�li�my dwa rodzaje �lad�w but�w mi�dzy grobem a metalow� drabin�. � M�ody detektyw wskaza� na rysunek. � Zostawili jakie� �lady na drabinie? � Nie. Wytarto j� fachowo. �lady but�w prowadz� do grobu i z powrotem do drabiny. We dw�ch musieli zaci�gn�� ofiar�. Facet wa�y� ponad dziewi��dziesi�t kilogram�w. Jeden by sobie nie poradzi�... � M�w dalej. � Wrzucili go do do�u, postrzelili i przysypali ziemi�. Po drabinie wspi�li si� na ulic�. Znikn�li. � Strzelali do niego, gdy by� w grobie? � dopytywa� si� Rhyme. � Tak. Nie znale�li�my �lad�w krwi mi�dzy drabin� a grobem. Rhyme�a interesowa�a ta sprawa. � Czego ode mnie chcecie? Sellitto w u�miechu pokaza� nier�wne ��te z�by. � To jest bardzo tajemnicza sprawa, Linc. Na podstawie �lad�w i zezna� �wiadka nie mo�na u�o�y� prawdopodobnego scenariusza zbrodni. � Zatem? � Wszystkie �lady znalezione na miejscu przest�pstwa uk�ada�y si� przecie� w sp�jn� ca�o��. � To niesamowita sprawa. Przeczytaj raport. Prosz�. W�o�� go tutaj. Jak to dzia�a? � Sellitto spojrza� na Thoma. Ten umie�ci� raport w urz�dzeniu odwracaj�cym strony. � Nie mam czasu, Lon � protestowa� Rhyme. � �wietny wynalazek � zauwa�y� Banks, patrz�c na urz�dzenie. Rhyme nie odpowiedzia�. Spojrza� na pierwsz� stron� i przeczyta� j� uwa�nie. Przesun�� o milimetr palec. Gumowa pa�eczka odwr�ci�a stron�. Rzeczywi�cie, bardzo dziwna sprawa, pomy�la�, czytaj�c. � Kto kieruje analiz� �lad�w? � Peretti osobi�cie. Gdy us�ysza�, �e znaleziona ofiara jest jednym z pasa�er�w taks�wki, natychmiast tam pojecha�. Rhyme czyta� dalej. Przez minut� przyci�gn�y jego uwag� toporne zdania raportu. Gdy us�ysza� dzwonek, zabi�o mu mocniej serce. Spojrza� ch�odno na Thoma. Sko�czy�y si� �arty. Thom skin�� g�ow� i zbieg� po schodach. Wszystkie my�li o taks�wkarzach, �ladach zbrodni, o porwanych bankierach ulecia�y z g�owy Lincolna Rhyme�a. � Doktor Berger � oznajmi� Thom przez domofon. W ko�cu. Nareszcie. � C�, przepraszam, Lon. Jestem zmuszony was prosi�, �eby�cie poszli. Mi�o by�o z wami si� spotka�. � U�miechn�� si�. � Bardzo interesuj�ca sprawa. Po chwili wahania Sellitto wsta�. � Lincoln, przeczytasz raport? Powiesz nam, co o tym s�dzisz? � Pewnie � odpar� Rhyme i po�o�y� g�ow� na poduszce. Ludzie sparali�owani jak Rhyme, kt�rzy maj� sprawne mi�nie szyi i g�owy, mog� uruchamia� wiele urz�dze�, poruszaj�c g�ow� w trzech kierunkach. Nie chcia� jednak zrezygnowa� z jednej z nielicznych przyjemno�ci, kt�ra mu pozosta�a: z mo�liwo�ci wygodnego u�o�enia g�owy na poduszce kupionej za dwie�cie dolar�w. Nie da� przyczepi� sobie do g�owy �adnych kabelk�w. Wizyta policjant�w wyczerpa�a go fizycznie. Nie by�o jeszcze po�udnia, a chcia�o mu si� spa�. Przez mi�nie szyi przechodzi�y dreszcze. Gdy Sellitto i Banks byli w drzwiach, zawo�a�: � Lon, poczekaj! Detektyw si� odwr�ci�. � Powinni�cie wiedzie� o jednej rzeczy. Znale�li�cie tylko jedno miejsce przest�pstwa. Musicie znale�� drugie � jego dom. Tam najpierw zawi�z� porwanych. B�dzie to bardzo trudne... � Sk�d wiesz o drugim miejscu? � Poniewa� nie strzela� do m�czyzny w grobie. Strzela� do niego w pierwszym miejscu. Tam zapewne przetrzymuje kobiet�. Musi to by� jaki� opuszczony teren albo podziemia, piwnice. Albo to i to. Poniewa�... � Rhyme uprzedzi� pytanie m�odego detektywa � ...strzelanie do ofiary przy torach by�o ryzykowne. Kto� m�g� us�ysze�. � Mo�e u�y� t�umika. � Nie znaleziono �lad�w bawe�ny lub kauczuku na pociskach � burkn�� Rhyme. � Ale nie znaleziono te� �lad�w krwi � oponowa� Banks. � Przypuszczam, �e strzeli� m�czy�nie w twarz � o�wiadczy� Rhyme. � Tak � potwierdzi� Banks, u�miechaj�c si� g�upio. � Sk�d pan wie? � Je�eli nie uszkodzi si� m�zgu, strza� z trzydziestkidw�jki rzadko jest �miertelny. Postrzelony m�czyzna by� bezwolny i przest�pca m�g� go zaprowadzi�, gdzie chcia�. M�wi� w liczbie pojedynczej, poniewa� by� tylko jeden przest�pca. Chwila milczenia. � Ale... s� dwa rodzaje odcisk�w but�w � wyszepta� Banks, przera�ony, jakby rozbraja� min�. Rhyme westchn��. � �lady but�w s� takiej samej wielko�ci. Zosta�y zostawione przez tego samego m�czyzn�, kt�ry dwukrotnie przemierza� drog� mi�dzy drabin� a grobem. Chcia� nas wywie�� w pole. �lady prowadz�ce na p�noc s� takiej samej g��boko�ci jak te biegn�ce na po�udnie. Nie ni�s� w jedn� stron� dziewi��dziesi�ciokilogramowego ci�aru. Czy zamordowany mia� na nogach buty? Banks przerzuci� swoje notatki. � Nie. Tylko skarpetki. � Okay. Zatem przest�pca w�o�y� buty ofiary i zrobi� ma�y spacer od grobu do drabiny i z powrotem. � Je�eli nie schodzi� po drabinie, to kt�r�dy dotar� z ofiar� do grobu? � Przest�pca prowadzi� m�czyzn� po torach, prawdopodobnie z p�nocy. � Tam nie ma drabin. � Ale s� tunele r�wnoleg�e do tor�w. Wloty do nich znajduj� si� w piwnicach starych dom�w przy Jedenastej. Zosta�y wykopane przez gangstera � Owneya Maddena � w czasach prohibicji. Transportowa� nimi whisky, kt�r� �adowa� na poci�gi jad�ce do Albany i Bridgeport. � To dlaczego przest�pca nie zakopa� ofiary w pobli�u tunelu? Dlaczego ryzykowa� i prowadzi� go tak daleko? M�g� zosta� zauwa�ony. � Nie wiesz, dlaczego to zrobi�? � Rhyme by� zniecierpliwiony. Banks chcia� co� powiedzie�, ale tylko potrz�sn�� g�ow�.