762
Szczegóły |
Tytuł |
762 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
762 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 762 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
762 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jadwiga Courths Mahler
I b�d� ci wierna a� do �mierci
Zerwa�a si� ze snu przera�ona. Przecie� wyra�nie s�ysza�a, jak kto� wo�a� j� po imieniu: "Renato, Renato"! Wpatrywa�a si� w �wit poranku, jak gdyby czeka�a, �e zn�w us�yszy swe imi�, lecz na pr�no. Doko�a panowa�a cisza. Skupi�a my�li i z wolna wsta�a z ��ka. Ubieraj�c si�, wci�� nads�uchiwa�a. Czy�by rzeczywi�cie wszystko woko�o niej zamar�o? Zwykle s�ysza�a o tej porze tupot biegaj�cych dzieci i wzajemne ich nawo�ywania si�. Dzi� jednak by�a przera�aj�ca pustka i z�owroga cisza. Od chwili gdy przekroczy�a pr�g swego mieszkania, czu�a si� jak li�� porwany wichrem i unoszony w dal nieznan�. Opanowa�o j� uczucie l�ku. Otworzy�a okno i zacz�a biega� po pokojach, w kt�rych meble sta�y w nie�adzie, dywany le�a�y nie roz�o�one, a w oknach brakowa�o firanek. Czu�a si� obca we w�asnym mieszkaniu i trwo�liwie rozgl�da�a si� po nim. Znu�ona powr�ci�a do sypialni. Obok jej ��ka sta�a ko�yska, zaci�gni�ta daszkiem z fr�dzelkami i pe�na r�nokolorowych poduszeczek. Usiad�a na fotelu, patrz�c przed siebie b��dnymi oczami i rozpami�tuj�c ostatnie lata �ycia. Jak�e surowo obszed� si� z ni� los! Przed czterema laty by�a jedyn� spadkobierczyni� bogatego przemys�owca Jana Werkenta i �wiat u�miecha� si� do niej. Zar�czy�a si� i wysz�a za m�� za �licznego ch�opca, eleganckiego oficera u�an�w. A dzi� by�a kobiet� z�aman�, opuszczon� przez m�a, kt�ry �lubowa� jej wierno�� przed o�tarzem, a potem porzuci�. Straci�a dziecko, kt�re przysz�o na �wiat, gdy by�a u szczytu szcz�cia, a potem zgas�o, gdy umar� jej ojciec i gdy straci�a maj�tek. Ojciec tw�j zbankrutowa� i sko�czy� �ycie samob�jstwem! - z�orzeczy� jej m��, rotmistrz Hans von Trachwitz, gdy go widzia�a ostatnim razem. Potem sprzeda� jej meble, srebra, ekwipa�, wszystko, co si� da�o spieni�y�, by tylko posi��� got�wk�. Zostawi� jej tylko bielizn�, troch� mebli niezb�dnych i resztki bi�uterii. Opowiada�, �e musi wyjecha� do Berlina i szuka� posady, by utrzyma� siebie i sw� matk�. Troch� mu ludzie wsp�czuli, troch� go �a�owali, a potem z wolna przestali o nim m�wi�. Renata nie sprzeciwia�a mu si�. Nieczu�a na wszystko, spakowa�a swoje rzeczy i gotowa�a si� do wyjazdu. Oddali�a s�u�b� i widzia�a, jak handlarze uwijali si� ko�o jej mebli, kt�re zakupili za psi grosz. Gdy ostatniego wieczoru na pr�no wyczekiwa�a m�a z kolacj�, kt�r� sama przyrz�dzi�a, posz�a do jego pokoju, by go zawo�a�. Znalaz�a tylko kartk� na biurku: "Musz� ci� opu�ci� - pisa� - gdy� nie mog� z tob� razem ugruntowa� sobie egzystencji. Zbyt jeste� zba�amucona, a za ma�o praktyczna, a przy tym nic nas nie ��czy. Znajomi i przyjaciele twego ojca z pewno�ci� dopomog� ci, na razie za� mo�esz sprzeda� swoje stroje wieczorowe, futra i bi�uteri�. Skieruj� do ciebie odpowiedniego nabywc�. Wyje�d�am nie do Berlina, lecz do Ameryki i je�li mi si� poszcz�ci, to do mnie przyjedziesz lub b�d� ci pomaga�, a je�eli nie, to zapomnij o mnie". To by�o wczoraj! U�miechn�a si� gorzko, czytaj�c list m�a, a p�niej, gdy przyszed� handlarz, sprzeda�a, co si� da�o i wyczerpana upad�a na ��ko. Przesz�a noc i nic ju� nie sta�o na przeszkodzie, by wyjecha�. Z wolna odzyska�a spok�j i r�wnowag� ducha. Odezwa�a si� w niej krew przodk�w, dzielnych kupc�w i przemys�owc�w. P�jdzie w �wiat z wiar�, �e nie zginie. Lepiej podj�� walk�, ani�eli poddawa� si� zw�tpieniu, cho�by nawet ta walka mia�a by� ci�ka. Ii Doktor Helman sko�czy� przyjmowanie pacjent�w. Wsta� od biurka i zamierza� przej�� do pokoju jadalnego, gdy mu s�u��cy oznajmi�, �e jeszcze jaka� pani prosi o konsultacj�. - Czy nie powiedzia� jej Benedykt, �e godziny przyj�� sko�czy�y si�? - Owszem, powiedzia�em, panie doktorze, ale ta dama jest przyjezdna i prosi, by pan doktor zrobi� dla niej wyj�tek. - No to niech Benedykt pr�dko j� wprowadzi i powie mej �onie, �e sp�ni� si� par� minut na kolacj�. Do gabinetu lekarza wesz�a m�oda kobieta w �a�obie. Ze zdziwieniem patrzy� na jej blad� twarz, z kt�rej wygl�da�y wielkie, ciemne oczy, pe�ne smutku. Pozna� j� natychmiast. - Panno Renato! - rzek�. Przepraszam, pani von Trachwitz... Wszak�e nie myl� si�?... - Tak jest, panie doktorze... pozna� mnie pan! - odrzek�a. Poda� jej fotel i poprosi�, by spocz�a. Wygl�da�a bardzo mizernie, by� wi�c prze�wiadczony, �e przysz�a po porad�. - Co pani dolega? - spyta� troskliwie. Opad�a na fotel i opu�ci�a g�ow�. Potem spojrza�a na jego czerstw�, m�sk� twarz i na jego bystre oczy, kt�re �agodnie spogl�da�y na ni�. - Tak, panie doktorze! Tyle oto pozosta�o z Renaty Werkent. Uj�� jej r�k� i m�wi� ze wsp�czuciem: - Widz�, �e �ycie nie szcz�dzi�o pani zawod�w. Nie mo�na jednak, droga pani Renato, poddawa� si� cierpieniom, ani te� traci� odwagi. U�miechn�a si� bole�nie. - Czy s�ysza� pan doktor o moich nieszcz�ciach? - Wiem, �e umar� przezacny ojciec pani i �e wraz z nim straci�a pani ca�y maj�tek. - To jeszcze nie wszystko, panie doktorze. W tym samym czasie umar�a moja c�reczka Magdusia i... m�� mnie porzuci�. Wyjecha� za ocean, by tam ugruntowa� sobie egzystencj�, ale beze mnie. Doktor Helman cofn�� si� przera�ony. - Czy podobna? Wprost wierzy� mi si� nie chce, pani Renato! - A jednak tak jest - rzek�a. - Odk�d straci�am maj�tek, nie stanowi�am dla niego �adnej przyn�ty. - To po prostu oburzaj�ce! - rzek� lekarz. - Oswoi�am si� jednak z tym wszystkim i ca�kiem inna kwestia sprowadzi�a mnie tutaj. Przysz�am prosi� pana doktora, by mi powiedzia�, co by�o przyczyn� �mierci mego ojca... Pytanie to sp�dza mi sen z powiek... Niech mi pan powie szczer� prawd�. Zdziwienie odmalowa�o si� na twarzy lekarza. - Czy nie otrzyma�a droga pani swego czasu mego listu? Wszak zawiadomi�em pani�, �e ojciec jej umar� na udar sercowy. - Ale czy to prawda? Prosz�, niech mi pan doktor potwierdzi to w�asnymi ustami. - Zapewniam pani� s�owem uczciwego cz�owieka, pani Renato, �e ojciec jej umar� na serce. Odetchn�a z ulg�. Widoczne by�o, �e jej kamie� spad� z piersi. - Czy pani mia�a jakie� w�tpliwo�ci? - spyta�. - M�� m�j uporczywie zapewnia� mnie, �e ojciec m�j pope�ni� samob�jstwo! - Ale� to nikczemno��! Spodziewam si�, �e pani nie dawa�a temu wiary. - Nie wierzy�am mu, ale ba�am si� go. Jako zaufany przyjaciel ojca, wie pan doktor dobrze, �e �lub m�j przyspieszy� ruin� pieni�n� firmy Werkent i S_ka. Tote� my�l, �e ojciec targn�� si� na �ycie, nie dawa�a mi chwili spokoju. Robi�am sobie wyrzuty, �e m�j posag i wyprawa pozbawi�y firm� �rodk�w obrotowych. Prosz�, niech mi pan doktor powie, w jakich okoliczno�ciach ojciec zako�czy� �ycie? Patrzy� na ni� zaniepokojony. - Istotnie, �lub pani by� dla ojca �r�d�em ci�g�ej troski. Zna� on dobrze rotmistrza Trachwitza i wyrzuca� sobie nieraz, �e zgodzi� si� na ten zwi�zek, jakby przeczuwaj�c, �e nie da on pani szcz�cia. Wyposa�y� pani� szczodr� r�k� i nie sk�pi� pieni�dzy, s�dz�c, �e t� drog� uzyska dla pani przywi�zanie jej m�a. Potem wda� si� w spekulacje gie�dowe... a co si� p�niej sta�o, wie pani... Wszystko to m�wi�, by pani� przekona�, �e w tej sprawie orientuj� si� trafnie i �e s�owa moje s� wiernym odbiciem prawdy... - Od szeregu lat - m�wi� dalej lekarz - ojciec pani cierpia� na wad� serca i niejednokrotnie zaleca�em mu spok�j i powstrzymywanie si� od wszelkich silniejszych wzrusze�... - Nie przetrzyma� upadku swego przedsi�biorstwa i to by�o w�a�ciwym powodem jego �mierci! - A wi�c nie ja wbi�am gw�d� do trumny ojca? - spyta�a Renata. - Nie powinna pani zaprz�ta� sobie g�owy podobnymi zarzutami, kt�re nie doprowadz� do �adnego celu. Choroba pani ojca by�a tego rodzaju, �e ka�de silniejsze zdenerwowanie poci�gn�oby za sob� katastrof�. - M�j biedny ojciec! - westchn�a. - Niech spoczywa w spokoju. Nie �yczy�bym mu, by widzia� pani� w tym stanie, w jakim obecnie znajduje si� pani... z�amana, opuszczona i pozbawiona dziecka... Nie... lepiej mo�e, �e go Pan B�g powo�a� do Siebie. - Gdybym go mia�a, by�abym szcz�liwa! - zawo�a�a Renata g�osem pe�nym b�lu. - Nie usi�ujmy zmieni� tego, co nie da si� zmieni�! - rzek� doktor Helman. - Czy wolno mi jednak zapyta�, jak pani zamierza urz�dzi� sobie �ycie? Nie kieruj� si� zwyk�� ciekawo�ci�, lecz raczej trosk� o dobro pani, kt�re nie mo�e by� dla mnie oboj�tne, zw�aszcza, �e znam pani� jeszcze z czas�w, kiedy pani biega�a w kr�tkich sukienkach. - Bardzo panu doktorowi dzi�kuj� i powiem mu zaraz, co zamy�lam robi�... Ot�... chcia�abym pracowa�, by zapomnie� o moich troskach i zarabia� na utrzymanie, nie b�d�c nikomu ci�arem. - Doskonale! - zawo�a� lekarz. - Bardzo mi si� to podoba. Czy zamierza pani pozosta� w Berlinie? - Na razie tak, s�dz� bowiem, �e tutaj naj�atwiej znajd� zaj�cie. Chcia�abym otrzyma� posad� damy do towarzystwa osoby starszej, lub zarz�d domu, lub co� w tym rodzaju. Obawiam si� natomiast roli wychowawczyni drobnych dzieci. - Poniewa� zabiegi pani o wyszukanie sobie zaj�cia potrwa� mog� kilka miesi�cy, prosz� zatem przyj�� do tego czasu go�cin� w moim domu. - Pan doktor rzeczywi�cie bardzo jest dla mnie dobry - odpar�a - prosz� mi jednak wybaczy�, �e mu odm�wi�. Chcia�abym od razu stan�� na w�asnych nogach, a poza tym bardzo by�abym skr�powana, wreszcie i pa�stwu sprawi�abym subiekcj�. Prosz� wi�c nie bra� mi za z�e odmowy. - Naturalnie, pani Renato. Przykro mi tylko, �e w tej chwili nie mog� nic dla pani zrobi�... Tym �ywiej to odczuwam, �e dozna�em od pani ojca a� nadto du�o dowod�w uczynno�ci. - �atwo to pan doktor wyr�wna. Maj�c obszern� praktyk� i stykaj�c si� z lud�mi, znajdzie pan niew�tpliwie okazj� do zarekomendowania mych us�ug. Poza tym pozwoli pan, �e w razie gdyby ��dano ode mnie referencji, powo�am si� na opini� pana doktora. Nie mam �adnych �wiadectw ani rekomendacji, a przecie� bez tego trudno marzy� o zdobyciu posady. - Zgadzam si� jak najch�tniej pani Renato i zawsze got�w jestem pom�c pani. A teraz niech pani powie dobry wiecz�r mojej �onie i zostanie u nas na kolacji. - Pierwszy warunek spe�ni� z mi�� ch�ci�, ale co do drugiego, to zn�w musz� panu doktorowi odm�wi�, gdy� czekaj� na mnie w pensjonacie, w kt�rym si� zatrzyma�am. - Zn�w dosta�em kosza - �artowa� lekarz. - Niech mi pani jednak powie szczerze, czy pani dysponuje �rodkami, kt�re jej umo�liwi� przetrzymanie czasu, zanim znajdzie pani posad�? - Doprawdy, jestem panu bardzo obowi�zana za jego troskliwo��. Sprzeda�am resztki bi�uterii oraz kilka sukien wieczorowych i przypuszczam, �e przynajmniej p� roku wytrzymam i �e przez ten czas co� znajd�. Opowiedzia�am zatem panu doktorowi wszystko i pozwol� sobie teraz przywita� si� z pa�sk� �on�. Zostawiam panu m�j adres na wszelki wypadek i raz jeszcze dzi�kuj� najserdeczniej za okazan� mi �yczliwo��. Pani doktorowa Helmanowa z niecierpliwo�ci� oczekiwa�a m�a i z trudem mog�a upora� si� z dzie�mi, kt�re co chwila pyta�y, kiedy przyjdzie tatu� i kiedy b�dzie kolacja. Tote� z rado�ci� powita�a m�a, patrz�c zdziwiona na Renat�. Pozna�a j�, a gdy si� dowiedzia�a, �e straci�a dziecko, serdecznie j� uca�owa�a. Renata z trudem powstrzyma�a �zy, widz�c jak ma�a c�reczka pani doktorowej tuli�a si� do matki, przera�ona widokiem obcej osoby. Tote� szybko si� po�egna�a z doktorostwem i wybieg�a na ulic�. Podczas kolacji opowiedzia� doktor Helman swej �onie o rozmowie z Renat�. Pani doktorowa by�a mocno wzruszona losem Renaty. - Wyobra�am sobie - m�wi�a - jak musia�a cierpie�, wiedz�c, �e jest na ustach ca�ego miasta i jak teraz musi si� liczy� z ka�dym groszem. A jaka by�a szcz�liwa, wychodz�c za m��, za�lepiona w swym poruczniku, kt�ry, jak si� okazuje, jest po prostu szubrawcem, okrad� j�, a teraz porzuci�. - Lepiej - odpowiedzia� doktor - �e to si� pr�dko wyklarowa�o, ani�eli gdyby mia�o si� przeci�ga� ca�e lata. Renata wydaje mi si� z natury dzieln� kobiet�, kt�ra da sobie w �yciu rad�. Iii Ju� trzy miesi�ce siedzia�a Renata w Berlinie, nie mog�c znale�� �adnego zaj�cia. Pilnie studiowa�a og�oszenia w gazetach, ale jej oferty pozostawa�y bez odpowiedzi, a gdy si� przedstawia�a, doznawa�a odpowiedzi odmownych. A tymczasem jej zasoby pieni�ne topnia�y i z dnia na dzie� upada�a na duchu. Te troch� rob�tek r�cznych, jakie uda�o jej si� otrzyma�, nie mog�y zapewni� jej utrzymania. W�a�cicielka pensjonatu radzi�a Renacie, by przyj�a miejsce piel�gniarki chorych, a cho� zaj�cie to wydawa�o si� jej niemi�e, to jednak z wolna oswaja�a si� z my�l�, �e nie b�dzie mia�a innego wyboru, zw�aszcza �e w danym wypadku b�dzie mog�a liczy� na poparcie dr Helmana. Wybiera�a si� ju� nawet w tej sprawie do doktora, gdy nagle otrzyma�a od niego list: "Droga pani Renato! Mam wra�enie, �e znalaz�em dla pani co� odpowiedniego. Prosz� mnie odwiedzi� jutro w po�udnie i przyj�� zapewnienie mego szacunku i �yczliwo�ci". By�a tak zdenerwowana, �e m�czy�a si� przez ca�� noc, nie mog�c zasn��. Czy�by zn�w mia�a dozna� rozczarowania? Traci�a ju� zaufanie w swe si�y i czu�a, �e je�eli i tym razem si� nie uda, straci ch�� do �ycia. Punktualnie o dwunastej zadzwoni�a do drzwi lekarza. Przyj�� j� rozpromieniony. - Witam pani�, pani Renato, niech pani spocznie. Mam dla pani dobr� wiadomo��. Serce jej bi�o w niepewno�ci i z trudem zdo�a�a wym�wi� kilka s��w podzi�kowania za pami��. - Niech mnie pani pos�ucha! - m�wi� doktor. - W zesz�ym roku operowa�em niejak� pani� Tornau, wdow�, zamo�n� obywatelk� ziemsk�, kt�ra potem przeby�a u mnie w klinice kilka tygodni. Jest to osoba niezwykle sympatyczna i kulturalna. Cho� ca�kowiecie odzyska�a zdrowie, jednak nie czuje si� na si�ach, aby sama jedna mog�a prowadzi� zarz�d du�ego domu. Syn jej, kawaler, zajmuje si� gospodarstwem rolnym. Ot� prosi mnie pani Tornau, bym jej zarekomendowa� zast�pczyni�. Jest tam r�wnie� gospodyni, do kt�rej nale�y dr�b i nabia�, a pani von Tornau poszukuje osoby m�odej, inteligentnej, kt�ra by dotrzymywa�a jej towarzystwa, zast�powa�a j� w og�lnym gospodarstwie kobiecym i uzupe�nia�a jej potrzeby duchowe... Mam wra�enie, pani Renato, �e posada ta jest wymarzona dla pani. - Boj� si� o tym my�le�, by nie sp�oszy� szcz�cia, panie doktorze! - rzek�a Renata, naprawd� uszcz�liwiona. - Tym razem zale�y tylko od pani, by nie wypu�ci� z r�k okazji, jaka si� trafia. Zgadza si� pani z niej skorzysta�? - Czy si� zgadzam? Ale� naturalnie, panie doktorze! - odpowiedzia�a skwapliwie. - Jest tam jednak pewien warunek... - rzek� lekarz. - Jaki mianowicie? - spyta�a zaniepokojona. - Ot� syn pani von Tornau �yczy sobie, aby towarzyszka jego matki by�a osob� nie zwi�zan� �adnymi wzgl�dami rodzinnymi, by ca�kowicie mog�a si� po�wi�ci� jego matce i to nie na czas kr�tki, lecz na przeci�g kilku lat... Dlatego te� uwa�am za wskazane, by pani zaakcentowa�a w swej ofercie, �e pani jest wdow�, bezdzietn� i niczym nie zwi�zan� z rodzin�. - Je�eli warunek ten jest konieczny, to podam si� za wdow� i wymieni� nawet moje panie�skie nazwisko. Jako Renata Werkent czu� si� b�d� swobodniejsz�, a przecie� nikogo to nie obchodzi, �e m�� mnie opu�ci� i wyjecha� na drug� p�kul�. - I ja jestem tego zdania, pani Renato, i rad jestem, �e pani bez d�ugiego namy�lania si� powzi�a to rozs�dne postanowienie. U�miechn�a si� z ironi�. Czy mog�a si� waha�? Czy mia�a inny wyb�r? - Bylebym tylko odpowiada�a wymaganiom! - rzek�a. - NIe �wi�ci garnki lepi�! - odpar� �artobliwie lekarz. - Da pani sobie doskonale rad�, jestem przekonany. - Jak�e jestem panu wdzi�czna, jak mam podzi�kowa� panu doktorowi! - Najlepszym podzi�kowaniem b�dzie dla mnie, je�eli pani czu� si� b�dzie zadowolona i je�eli �ycie pani u�o�y si� pomy�lnie. - Postaram si�, aby �yczenia pa�skie spe�ni�y si� i prosz� niech pan si� nie gniewa, je�li z pocz�tku b�dzie to mo�e sz�o troch� kulawo. - Na pewno p�jdzie g�adko. Niech�e wi�c pani b�dzie dobrej my�li i czeka cierpliwie na moj� odpowied�. Odbierze j� pani prawdopodobnie w ko�cu tego tygodnia. Iv Dw�r w Tornau, zwany w okolicy zamkiem, by� star� budowl� o grubych murach i g��boko osadzonych w nich oknach. Front jego zdobi�y cztery kolumny, a obydwa naro�niki frontowe d�wiga�y na sobie wie�yczki, co mu naprawd� nadawa�o charakter �redniowiecznego zameczku, zw�aszcza z oddali. Nale�a� on od setek lat do rodziny von Tornau i utrzymany by� z ca�� staranno�ci�, stanowi�c prawdziwie pa�sk� siedzib�, tak r�n� od nowoczesnych, cudacznych willi, maj�cych pretensj� do wiejskich dwor�w. Maj�tek ziemski przechodzi� z pokolenia na pokolenie i cho� nie stanowi� magnackich w�o�ci, to jednak by� to poka�ny szmat roli i lasu, doskonale zagospodarowany i nie zad�u�ony. �e za� Tornau'owie byli lud�mi rozumnymi i szli za post�pem czasu, wi�c ziemia ich by�a w kulturze inwentarza w doskona�ym stanie, a g��wny folwark takie mia� budynki, �e czyni� wra�enie jakby ma�ego miasteczka. Dzisiejszy w�a�ciciel, Ralf von Tornau, cz�owiek m�ody, gdy� zaledwie trzydziestopi�cioletni, by� wy��cznym posiadaczem maj�tku. Ojciec jego powr�ci� z wojny francuskiej jako inwalida i zmar� wkr�tce z ran, kt�re nie chcia�y si� goi�, pozostawiaj�c nazwisko i maj�tek jedynemu synowi Ralfowi. Od tej chwili Ralf, kt�ry dotychczas prowadzi� niefrasobliwy �ywot studenta w Bonn, wst�pi� w �lady przodk�w i osiad� na roli, jako pracowity i dzielny agronom, pod troskliw� opiek� kochaj�cej go i powszechnie szanowanej matki. Jak to bywa na wsi, utrzymywali liczne stosunki s�siedzkie, ale bez hucznych i wystawnych przyj��. - I na to przyjdzie czas! - mawia�a pani von Tornau. - Niech tylko Ralf wprowadzi pod nasz dach �on�. By�a to jedyna jej troska. Tyle by�o w s�siedztwie panienek �adnych i zamo�nych, ale jako� nic si� nie klei�o. Ralf von Tornau by� przystojnym, postawnym m�czyzn�. Wysokie czo�o znamionowa�o inteligencj�, a du�e, stalowe oczy patrzy�y rozumnie, cokolwiek marzycielsko na �wiat. Blondyn z �adnym w�sem i zgrabnie skrojonymi ustami by� mi�y i ujmuj�cy w obej�ciu, mo�e za powa�ny na swoje lata, zw�aszcza w oczach matki. Dawniej by� weso�y, niefrasobliwy i p�ochy, nagle jednak zmieni� si� i spowa�nia�. Wiedzia�a, co by�o tego przyczyn�, ale nie porusza�a tego tematu, wiedz�c, �e to do niczego nie doprowadzi. * * * Przed sze�ciu laty zamierza� RAlf von Tornau o�eni� si�. Przedmiotem jego westchnie� by�a urocza blondynka, Melania von Birkenfeld, c�rka podupad�ego arystokraty. Ralf pokocha� j� gor�cym porywem serca, ona za� podziela�a jego uczucia, wcale si� z tym nie kryj�c, gdy nagle da�a si� unie�� zalotno�ci i nieoczekiwanemu kaprysowi. Powodem tego by� milioner, baron von Berkow, s�siad Tornau'a, hodowca koni i pan ca�� g�b�. BAron by� bardzo czu�y na wdzi�ki niewie�cie i Melania zdo�a�a roznieci� w nim p�omie� po��dania i doprowadzi� go do o�tarza. Tytu�, olbrzymi maj�tek i ��dza zakosztowania wszelkich uciech �yciowych by�y silniejsze ni� jej uczucia wzgl�dem Ralfa. Wola�a by� dam� �wiatow� ni� czcigodn� matron�, potrz�saj�c� kluczami w Tornau. Wprawdzie baron by� mocno podtatusia�ym i nieuczonym �yciowo wdowcem i jako m��_kochanek znacznie mniej poci�gaj�cym ni� Ralf, ale i najpi�kniejszy m�czyzna - rozumowa�a Melania - znudzi si�, zw�aszcza w wiejskim zak�tku... W rezultacie da�a pierwsze�stwo baronowi, a Ralf musia� si� zadowoli� do�� m�tn� wym�wk� "ofiary dziecinnego wybryku mi�o�ci", jak uczucie swe ob�udnie okre�li�a. Ralf odczu� bole�nie doznany zaw�d. Gdy jednak us�ysza� z ust ojca Melanii, �e by� on przeciwny niedobranemu ma��e�stwu c�rki, kt�rej w dodatku nie zawaha� si� nazwa� wyrachowan� zalotnic�, usi�owa� zag�uszy� w sobie bunt serca. Odlecia�a go jednak ch�� do ma��e�stwa i odt�d odnosi� si� wrogo do kobiet. Po operacji i po okresie rekonwalescencji, przebytym u doktora Helmana, pani von Tornau powr�ci�a do maj�tku syna. Zdaj�c sobie spraw�, �e nie tak pr�dko doczeka si� synowej i czuj�c si� os�abion� i osamotnion�, prosi�a Ralfa, by jej wyszuka� dam� do towarzystwa, kt�ra by jej zarazem ul�y�a w gospodarstwie domowym. To w�a�nie by�o przyczyn� korespondencji Ralfa z doktorem Helmanem i zarekomendowania Renaty, kt�ra, zdaniem doktora, idealnie nadawa�a si� do tej funkcji. W rezultacie odpowiedzia� RAlf doktorowi, �e pani Renata Werkent mile b�dzie widziana przez jego matk� i przez niego samego. * * * Ralf von Tornau powr�ci� z pola. Zeskoczy� z konia i rzuci� cugle forysiowi *, kt�ry poprowadzi� wspania�ego wierzchowca do stajni i natychmiast starannie go wytar�, rozkulbaczy� i przywi�za� do ��obu. Fory� - pomocnik stangreta. Dziedzic by� przy tym obecny, a potem przeszed� przez obszerny dziedziniec, i skierowa� si� ku dworowi, pogwizduj�c weso�o i uderzaj�c szpicrut� o cholewy d�ugich but�w do konnej jazdy. Wszed� po schodach na g�r� do swego pokoju i zmieni� kamizelk� �osiow� na lekk� szamerowan� pi�am�, po czym zszed� na d� do pokoju jadalnego, gdzie ju� oczekiwa�a go matka. - Jestem mamo! - zawo�a�. - A je�� mi si� chce piekielnie! U�cisn�� matk� i pog�adzi� jej bia�e w�osy. Spogl�da�a na niego z mi�o�ci� swymi dobrymi oczami i u�miecha�a si� �agodnie. - Jak si� masz, m�j ch�opcze! - rzek�a. - Siadaj ko�o mnie i zanim ci podadz� �Niadanie, opowiedz, co s�ycha� nowego. Wszystko dobrze, mamo. Ludzie pracuj� przy �niwach, jak si� patrzy. Je�eli pogoda dopisze, b�dziemy mieli plony, jak rzadko kt�rego roku. Po�lij �niwiarzom kawy, tylko du�o i zimnej. Niech gospodyni dopilnuje tego na czas, tak mi�dzy trzeci� a czwart�, gdy najwi�kszy �ar leci z nieba. - Sama dopilnuj�, Ralfie. A jak si� miewa Peterman? - Ca�kiem nie�le, mamo. Okaza�o si�, �e kosa przeci�a mu but i zrani�a go w nog� tylko powierzchownie. �ona robi mu ok�ady z arniki * i narzeka, �e nie mo�e i�� do �niwa. Ale trudno, skoro ma dziur� w nodze, niech siedzi w cha�upie! - �artowa� Ralf. Arnika - zio�o lecznicze. - Masz najlepszych ludzi w ca�ej okolicy! - rzek�a pani Tornau. - Sam sobie wychowa�e� ich wyrozumia�o�ci� i sprawiedliwym traktowaniem. - Tak mamo, czyni� to z czystego egoizmu, bo najlepiej sam na tym wychodz�. Ale czuj� ju� zapaszek befsztyku! Nie ma nic lepszego nad befsztyk, zw�aszcza je�eli si� jest od czwartej z rana na nogach. Jad� jak wilk, a matka wci�� mu dok�ada�a. Gdy sko�czy�, odezwa�a si�: - A pami�tasz, �e dzi� o czwartej ma przyjecha� pani Werkentowa? Chcia�abym pojecha� po ni� na stacj�. Czy nie m�g�by� pojecha� razem ze mn�? Mia�aby od razu wra�enie, �e jest w rodzinie. - Dobrze, mamo, pojad� razem z tob�. Sam jestem troch� ciekaw, kogo nam zarekomendowa� doktor Helman. Wiesz, Ralfie, obawiam si�, czy taka obca osoba nada si� do naszego cichego �ycia rodzinnego... - Nie obawiaj si�, mamo. Doktor Helman wyra�a si� o niej bardzo pochlebnie, a to solidny cz�owiek i nasz przyjaciel. Pisze on, �e pani Renata Werkent jest wdow� po oficerze, osob� taktown�, wykszta�con� i zr�wnowa�on�. Czego mama chce wi�cej? - To prawda, RAlfie, ale ty znasz moj� s�abo��. Niepokoi mnie, czy ta pani na przyk�ad dobrze si� prezentuje. - Mamusiu droga! - zawo�a� weso�o. - Szkoda, �e nie za��da�a� fotografii pani Werkentowej. - Ba�am si�, �e b�dziesz ze mnie �artowa�. Ralf roze�mia� si� serdecznie. - To nie tylko twoja s�abo��, mamo. Ja te� wol� �adne twarze ni� brzydkie, aczkolwiek te �adne... - doda� powa�niej�c - nie zawsze s� dobre... W ka�dym razie chcia�bym, mamo, aby pani Werkent przypad�a ci do gustu, inaczej �al mi jej b�dzie biednej. Je�eli jest m�oda i zdrowa, nie przypuszczam, aby by�a odra�aj�ca... Zobaczymy j� zreszt� za kilka godzin. Punktualnie o wp� do pi�tej zajad� po mam�, a o pi�tej b�dziemy ju� wiedzieli, jak wygl�da nasza nieznajoma... Pani von Tornau poda�a synowi fili�ank� czarnej kawy, kt�r� wypi� duszkiem i zbiera� si� ku wyj�ciu. - Czy wyjedziesz jeszcze konno w pole? - zapyta�a. - Tak, mamo. Mam si� spotka� pod lasem z panem Diesterkampfem i om�wi� z nim spraw� nowej lokomobili. Ale punktualnie o wp� do pi�tej b�d� przed gankiem. - Doskonale. Zdrzemn� si� troch�, bo godzinka snu po obiedzie wesz�a ju� u mnie w na��g. - To mamie dobrze robi! - rzek� Ralf. - A gdy przyjdzie pani Werkent, b�dzie mama mia�a wszelk� swobod�. - Mam nadziej�, m�j Ralfie. Pozdr�w pana Diesterkampfa i popro� go, by powiedzia� �onie, �e odwiedz� j� jutro po obiedzie. Tak ju� dawno jej nie widzia�am. Odprowadzi� matk� do drzwi i poca�owa� j� w twarz i w r�k�. - Niech mamusia odpocznie godzink� i b�dzie gotowa na wp� do pi�tej. V RAlf usiad� obok matki w kabriolecie i uj�� lejce, sam bowiem powozi�. Milczeli jaki� czas oboje, a pani von Tornau wpatrywa�a si� w opalon� twarz syna. Westchn�a, widz�c, �e jest nachmurzony i jakby niesw�j. - Co ci jest mamo, �e tak wzdychasz? My�l� o tym, czego nie bardzo lubisz s�ucha�, Ralfie. Czas ju� nawy�szy, aby� si� o�eni�, a ty ci�gle zwlekasz. Wkr�tce zostaniesz starym kawalerem i kto wie, czy nasz maj�tek rodzinny nie przejdzie w obce r�ce... Spos�pnia�, widocznie niekontent, �e matka poruszy�a niemi�y dla� temat. - Na to, by si� o�eni�, jestem a� nadto m�ody i czeka� mog� cierpliwie, a� znajd� odpowiedni� dla siebie �on�... - Byle nie trwa�o to zanadto d�ugo... Powiem ci szczerze, m�j Ralfie, �e w�tpi� w og�le, czy znajdzie si� dla ciebie "odpowiednia" �ona. Zanadto wiele mo�e wymagasz... Patrzy� przed siebie w zamy�leniu. Czy nie by� w�wczas prze�wiadczony, �e owa blondynka o kusz�cych oczach by�a dla niego odpowiednia? A przecie� w tak brzydki spos�b oszuka�a go! Czy nie lepiej by zrobi�, gdyby si� by� o�eni� z jedn� z tych ho�ych, rumianych dziewcz�t, kt�re mu wskazywa�a matka? Ale on wola� si� ugania� za wiatrem w polu, ni� wprowadzi� do gniazda rodzinnego stateczn�, mi�� panienk�, kt�ra by by�a r�kojmi� jego spokoju i szcz�cia. Przecie� i matka jego by�a kiedy� tak� panienk�. Gdzie� teraz znajdzie t� "odpowiedni�", kt�ra potrafi umili� mu �ycie, a przede wszystkim pozyska� jego serce? Spojrza� na matk� i odezwa� si� p�g�osem: - Znajdzie si�, znajdzie na pewno, tylko troch� cierpliwo�ci. Mam tylko jedno wymaganie, aby by�a cho� troch� podobna do mamusi. U�miechn�a si� i pog�aska�a go po twarzy. Chc�c nie chc�c, musia�a na razie by� zadowolona z tej jego odpowiedzi. Skr�ci� na szeroki go�ciniec wzd�u� lasu, gdy w oddali ukaza� si� elegancki ekwipa�, zaprz�ony w par� r�czych rumak�w. Siedzia� w nim skulony starszy pan o twarzy wyblak�ej i zniszczonej, a obok niego strojna m�oda kobieta w eleganckiej, letniej toalecie. Na g�owie mia�a kapelusz z szerokim rondem, przybrany strusimi pi�rami, a w r�ku trzyma�a parasolk�, przybran� koronkami. Widz�c zaprz�g Tornau'�w, zawo�a�a na stangreta, by zatrzyma� konie i zacz�a macha� r�k�, by i Ralf przystan��. - Witamy drogich pa�stwa! Wybierali�my si� w�a�nie do nich. Dostrzeg� w jej oczach niem� pro�b� i zatrzyma� konie. Wraz z matk� powita� pani� baronow� von Berkow i jej zniedo��nia�ego m�a. - �a�ujemy niezmiernie, �e nie mo�emy pa�stwa przyj�� - rzek�a pani von Tornau - ale najp�niej za kwadrans musimy by� na stacji. - Oczekuj� pa�stwo go�ci? - zapyta�a Melania von Berkow, nie spuszczaj�c oczu z Ralfa. - Przyje�d�a dzi� do nas dama do towarzystwa mej matki! - odpowiedzia�. - Zapewne m�oda, interesuj�ca os�bka? - dorzuci�a weso�o. - Nie umiem pani powiedzie�, gdy� nie widzia�em jej nigdy. - Jaka szkoda! Ale jutro po po�udniu przyjedziemy do pa�stwa i obejrzymy j�! RAlf sk�oni� si�, a pani von Tornau zapyta�a: - DAwno pa�stwo powr�cili do Berkow? - Wczoraj w po�udnie! - rzek�a Melania. - Baron nieszczeg�lnie si� czuje i zamierza sp�dzi� w Berkow lato i ca�� jesie�, a ja, jako jego wierna ma��onka, b�d� go, naturalnie, piel�gnowa�. Prawda, Herbercie? Baron Berkow b�kn�� pod nosem kilka konwencjonalnych s��w. Wida� by�o, �e wola�by, gdyby go zostawiono w spokoju. Ralf spojrza� na niego oboj�tnie, z lekkim jednak odcieniem pogardy, burzy� si� bowiem jeszcze wci�� na wspomnienie, �e musia� temu cz�owiekowi ust�pi� miejsca dlatego, �e Berkow posiada� miliony. Pani Tornau nie mog�a powstrzyma� si�, by nie powiedzie�: - Pan baron doprawdy wygl�da na zm�czonego. Powinien pan jak najwi�cej siedzie� w domu i za�ywa� spokoju. - Istotnie, droga pani... rad bym nie rusza� si� z domu, ale Melania wci�� zach�ca mnie do podtrzymywania stosunk�w towarzyskich i nie mog� by� dzikusem... - Ale� nic podobnego! - zawo�a�a Melania, wci�� uporczywie patrz�c na Ralfa. - M�j m�� ma zbyt wiele interes�w na g�owie i niepotrzebnie si� m�czy. Czy pa�stwo nie mogliby nam poleci� jakiego� hodowcy koni, kt�remu mogliby�my powierzy� stadnin�? - Na razie nie mam nikogo na my�li - rzek� Ralf - ale przepytam si� przy okazji. Jest to stanowisko bardzo odpowiedzialne i nie tak �atwo jest znal�� dobrego fachowca. - Bardzo panu dzi�kuj� - wtr�ci� baron Berkow, zwracaj�c si� do Ralfa - bo istotnie nie mog� podo�a� nadmiarowi pracy. - Herbercie! - przerwa�a mu Melania. - Nie zatrzymujmy d�u�ej pa�stwa Tornau, gdy� mog� si� sp�ni� na poci�g. Pojedziemy do Diesterkampf�w, a jutro b�dziemy u pa�stwa. Do widzenia, kochanej pani i dostojnemu panu Ralfowi. Do jutra! Skin�a wdzi�cznie r�czk� w eleganckiej paryskiej r�kawiczce i rzuci�a rozkaz stangretowi. Po kilku jeszcze s�owach po�egnania, obydwa pojazdy ruszy�y w przeciwne strony. Pani Tornau spojrza�a z troskliwo�ci� na syna. Zaciska� usta, a bruzdy na jego czole jak gdyby pog��bi�y si�. - Berkow bardzo si� posun��! - rzek�a. - My�l�, �e d�ugo nie poci�gnie. Wzruszy� ramionami. - B�dziemy wtedy mieli w okolicy jedn� �adn� wd�wk� wi�cej. Blondynkom do twarzy w �a�obie. - Nie b�d� taki z�o�liwy, Ralfie! Roze�mia� si�. - Czasami trzeba by� z�o�liwym, mamusiu, nawet bezwiednie. Mnie ta para napawa po prostu obrzydzeniem. Zmie�my temat rozmowy, mamo. Zacz�a m�wi� o rzeczach oboj�tnych, ale nie mog�a si� pozby� niepokoju. Wkr�tce stan�li przed ma�� stacyjk�, le��c� na gruntach ich maj�tku. Urz�dnik kolejowy, spe�niaj�cy w jednej osobie wszystkie obowi�zki stacyjne, wybieg� na przywitanie dziedzic�w i pom�g� wysi��� Ralfowi. - Za dwie minuty nadjedzie poci�g! - zawo�a�, ca�uj�c w r�k� pani� von Tornau. - Doskonale, panie Brinkman! - rzek� Ralf cz�stuj�c go cygarem. - Dzi�kuj� panu dziedzicowi. Wypal� je po podwieczorku. - To niech pan we�mie i drugie na - po kolacji. Brinkman schowa� cygara do czapki s�u�bowej, po czym uzbrojony w chor�giewk�, pod��y� na peron. Za chwil� z wagonu drugiej klasy wyskoczy�a Renata, ogl�daj�c si�, jak gdyby kogo� szuka�a. Ralf von Tornau podszed� ku niej szybko i uchylaj�c kapelusza, zapyta�: - Czy mam przyjemno�� m�wi� z pani� Renat� Werkent? - Tak jest! A ja mam zaszczyt z panem von Tornau? - Poda� jej r�k� i przez chwil� badali si� nawzajem oczami. Ralf u�miechn�� si�, widocznie zadowolony. Ta - pomy�la� - zaspokoi na pewno estetyczny gust mej matki. Wzi�� jej r�czn� walizk� i rzek�: - Pozwoli pani, �e j� przedstawi� mojej matce, kt�ra czeka przed stacj� w kabriolecie. Obeszli budynek stacyjny. Renata mia�a na sobie oliwkowy p�aszczyk podr�ny, lekko odchylony, spod kt�rego wida� by�o jej zgrabn� posta�, ubran� w letni�, czarn� sukienk�. Spod czarnego, s�omkowego kapelusza wyziera� kszta�tny profil jej twarzy, okolonej bujnym splotem w�os�w. Robi�a wra�enie ujmuj�ce; osoby dystyngowanej i przystojnej. Pani von Tornau unios�a si� na siedzeniu i poda�a Renacie r�k�, mile u�miechaj�c si� do niej. M�oda kobieta instynktownie przycisn�a podan� sobie r�k� do ust. Ni� wzajemnej sympatii zawi�za�a si� od pierwszego wejrzenia mi�dzy obu paniami. - Mi�o mi pozna� pani�! - rzek�a pani von Tornau. - Prosz�, niech pani siada obok mnie. Syn m�j usi�dzie przed nami i b�dzie powozi�: Renata zaj�a miejsce w kabriolecie. Ralf spogl�da� od czasu do czasu na przyby��. Dostrzeg� w jej smutnych oczach jakby t�sknot� i bezwiednie ogarn�o go wsp�czucie dla tej przystojnej kobiety, zmuszonej szuka� schronienia pod obcym dachem. - Czy pani �yczy sobie - zapyta� - by dzi� jeszcze odebra� sw�j baga�? Wszystko, co �yje, widzi pani zaj�te jest teraz przy �niwach i m�wi�c szczerze, wola�bym to za�atwi� dopiero jutro. - Ale� prosz� bardzo, niech pan zarz�dzi, jak panu si� lepiej uk�ada. Moja r�czna walizka wystarczy mi na razie najzupe�niej. Z przyjemno�ci� s�ucha� jej d�wi�cznego g�osu i wyda� Brinkmanowi polecenie co do baga�u. Potem skoczy� na kozio� i uj�� lejce. Po kilku minutach pojazd wjecha� na go�ciniec, wiod�cy wprost do dworu w Tornau. Renata z ciekawo�ci� rozgl�da�a si� po uprawnych polach, oz�oconych dojrza�ym zbo�em, kt�rego ci�kie k�osy czeka�y jakby �niwiarza. Niekt�re �any by�y ju� skoszone i wida� by�o snopy poustawiane w mendle, pod kt�re podchodzi�y du�e wozy drabiniaste, zaprz�one w czw�rki koni dworskich. Zdawa�o jej si�, �e powinna wyskoczy� z pojazdu i pomaga� przy �niwach... �wie�y powiew wiatru zarumieni� jej lica i pe�n� piersi� wci�ga�a zapach p�l. Pani von Tornau z przyjemno�ci� spogl�da�a na sw� towarzyszk�. - Czy pani jest bardzo zm�czona po podr�y? - spyta�a, bior�c j� za r�k�. - O nie! - rzek�a Renata z u�miechem. - MIa�am podr� nader przyjemn� i wcale nieuci��liw�. Przecie� odleg�o�� od stolicy nie jest zbyt wielka. - Jak by to nie by�o, przesz�o cztery godziny jazdy kolej�, ale w pani wieku tych rzeczy nie odczuwa si� zbytnio. Powozik toczy� si� teraz przez drog� le�n�. - Jaki cudny las! - zawo�a�a Renata. - Same d�by i buki, a jakie olbrzymie! Ralf odwr�ci� si� i zapyta�: - Lubi pani lasy? - A czy s� na �wiecie ludzie, kt�rzy by ich nie lubili? Czy ten las nale�y do maj�tku Tornau? - Tak. Ci�gnie si� a� do parku, a potem wzd�u� ogrodu warzywnego i sadu. Gdy je miniemy, dostrze�e pani nasz dom mieszkalny. - Prze�liczny las. A jak starannie utrzymany! Kiwn�� g�ow� i odwr�ci� si� do koni. Odpowiedzia�a za niego matka: - Las ten by� zawsze oczkiem w g�owie wszystkich Tornau'�w i przechodzi z pokolenia na pokolenie, zawsze troskliwie piel�gnowany. - Ma�o ju� jest maj�tk�w, kt�re by przechodzi�y z ojca na syna! - rzek�a Renata. - S�yszy si� o nich, jak o jakich� unikatach. - Tak! - odpar�a pani von Tornau. - Cz�owiek przyzwyczaja si� do swej ziemi i wrasta w ni� jak korze�. A ile� to ludzi potraci�o maj�tki rodzinne nie chc�c ich wypu�ci� z r�k w�a�nie wskutek tego sentymentu do ziemi, odziedziczonej po przodkach. Mamy w naszej okolicy kilka takich przyk�ad�w. Po kilku minutach byli przed podjazdem zamkowym. Ralf zeskoczy� z koz�a i pom�g� damom wyj�� z kabrioletu, po czym wszed� z nimi do pa�acu, oddawszy lejce stajennemu, kt�ry podbieg� tymczasem. Pani von Tornau uj�a Renat� za r�k� i przekraczaj�c pr�g, odezwa�a si�: - Pragn�, aby kochana pani zazna�a w naszym domu spokoju i szcz�cia i aby nam dobrze by�o razem! Mocno wzruszona Renata uj�a r�k� pani von Tornau i zn�w poca�owa�a j� kilkakrotnie. - I ja tego pragn� z ca�ego serca i dzi�kuj� pani za jej dobro�! Ralf te� poda� jej r�k�, zapewniaj�c, �e do��cza si� do �ycze� matki. Do pokoju wesz�a czy�ciutka gospodyni, pani Birkner. - Dobrze, �e pani przysz�a! - odezwa�a si� pani von Tornau. - Przedstawi� pani moj� towarzyszk�, pani� Renat� Werkent. Przejmie ona wszystkie te czynno�ci, jakie pani za mnie wykonywa�a. Renata podesz�a i poda�a jej r�k�. - Prosz� pani� o cierpliwo�� i o wyrozumia�o�� - rzek�a - zanim naucz� si� tego wszystkiego. Prosz� r�wnie� nie �a�owa� mi pracy ani poucze�. - Jaka� rozumna osoba - pomy�la�a pani Birkner - a w dodatku dobrze si� prezentuje. Widocznie musi by� z dobrego domu. - Pracy u nas nie brak! - rzek�a. - Nawet w tej chwili sma�� konfitury i galaretki i mo�e mi pani pom�c nape�nia� s�oiki. - Ale� panno Birkner - zawo�a�a pani Tornau - przecie� dopiero co wr�cili�my z kolei. Pani Werkent musi si� troch� ogarn��, a potem rozejrze� si� w swoim pokoju. Prosz� j� tam zaprowadzi�, a potem pomy�le� o jedzeniu. Ja i syn te� b�dziemy na kolacji. - S�ucham pani� dziedziczk� i zaraz zaprowadz� pani� Werkent do jej pokoju. Wzi�a walizk� Renaty i pod��y�a za ni� po schodach na g�r�, wskazuj�c drog�. Renata dosta�a dwa schludne pokoje, z kt�rych okien roztacza� si� �adny widok na las i s�siednie pola. Panna Birkner postawi�a jej walizk� i rozejrza�a si� po obu pokojach czy czego nie brak. - Ma pani wszystko w porz�dku, pani Werkent! - rzek�a. - Podoba si� pani to mieszkanie? - Nadzwyczaj �adne i mi�e! - odpar�a Renata. - Bardzo pani dzi�kuj�! - Nie ma za co. U nas we dworze wszystkim jest nie najgorzej, gdy� starsza pani i pan Ralf s� lud�mi dobrymi i sprawiedliwymi. Jak tylko si� pani ogarnie, prosz� zej�� na d�. Pierwsze drzwi przy schodach prowadz� do pokoju jadalnego. Za kwadrans wydam kolacj�. - Dzi�kuj� pani. Za kwadrans b�d� na dole. Otworzy�a walizk� i wyj�a neseser, pochodz�cy z czas�w jej szcz�cia i dobrobytu. - Jakie pani ma pi�kne rzeczy! - zawo�a�a gospodyni, widz�c okute w srebro przybory toaletowe i przypatruj�c si� nocnej koszulce, kt�r� Renata po�o�y�a na ��ku. - Nawet nasza pani dziedziczka nie ma takich �liczno�ci. Renata pokra�nia�a. - To wszystko s� prezenty mojego ojca, kt�ry mi je dawa� w czasach, gdy by� bogaty. P�niej zubo�a� i umar�. - Ach tak! - rzek�a gospodyni. - Niech pani si� nie gniewa na mnie za moj� paplanin�. By�a mocno skonfundowana (zmieszana) i prosi�a Renat�, by si� do niej zwraca�a z ca�ym zaufaniem. Potem zesz�a na d�, przypominaj�c o kolacji. Renata umy�a twarz i r�ce, poprawi�a w�osy i w�o�y�a bia�� opask� na szyj�, aby cokolwiek st�umi� �a�obny wygl�d swej czarnej sukienki. Postawi�a potem na biureczku fotografi� ojca i swej c�reczki i �zy zakr�ci�y si� w jej oczach. Podesz�a do okna i na widok spokojnej przyrody i zachodz�cego s�o�ca dozna�a ukojenia. Co jej przyniesie nowy okres �ycia? Spok�j i zadowolenie ze spe�nianych obowi�zk�w czy te� nowy zaw�d i rozgoryczenie. Vi Gdy zesz�a na d�, zasta�a ju� w jadalni pani� von Tornau z synem. Na stole pe�no by�o przek�sek i wiejskich ciasteczek, a obok kipia� czajnik z herbat�. Sk�oni�a si� i nie pytaj�c o nic nape�ni�a szklanki i poda�a je, jakby to czyni�a od dawna. Pani Tornau wyra�nie by�a zadowolona. Potem usiad�a na wskazanym jej miejscu i obserwowa�a swoich pracodawc�w. Spostrzeg�a, �e pani Tornau rzuci�a do herbaty jeden tylko kawa�ek cukru i dola�a �mietanki, a Ralf pi� czyst� herbat�, wrzuciwszy do szklanki dwa kawa�ki cukru. Serce jej silnie bi�o. Czy sprosta obowi�zkom, jakie j� czekaj�? Czy znajdzie w tym wiejskim dworze spokojn� przysta�? Ralf patrzy� ukradkiem na jej bia�e, delikatne d�onie, kt�rymi zr�cznie, cho� troch� niespokojnie, manewrowa�a w�r�d przybor�w do herbaty i zastawy. R�ce, kt�re nie zazna�y trudu i troski, wypiel�gnowane, o d�ugich w�skich palcach, zako�czonych l�ni�cymi, pod�u�nymi paznokciami. - Jak�e im ci�ko b�dzie - my�la� - nagi�� si� do innej pracy! Z zamy�lenia wyrwa�a go matka, zwracaj�c si� do Renaty: - Doktor Helman - m�wi�a - wspomina� w swoich listach, �e pani mia�a w ostatnich czasach bolesne przej�cia, �e pani w kr�tkich odst�pach czasu straci�a ojca, a potem dziecko. Pragn�abym, aby Tornau by�o dla pani cich� przystani�, w kt�rej zagoj� si� jej rany. M�oda kobieta z trudem powstrzymywa�a wybuch �ez. - Nie wiem - rzek�a - jak pani dzi�kowa� za tyle dobroci i wsp�czucia. Tak bardzo chcia�abym pozyska� jej serce i zaufanie i nie wiem, czy mi si� to uda. Prosz� by� pob�a�liw�, je�eli czasami, w pocz�tkach mej pracy, dobre ch�ci b�d� musia�y starczy� za uczynek... - Niech pani b�dzie dobrej my�li! - odpar�a pani von Tornau. - Szukamy osoby, do kt�rej mieliby�my ca�kowite zaufanie, a reszta sama si� u�o�y. Doktor Helman poleci� nam pani� bardzo gor�co i z pewno�ci� zna pani� od dawna. Renata u�miechn�a si�. - Doktor Helman by� naszym domowym lekarzem i przyjacielem mego ojca, zna mnie wi�c od najm�odszych moich lat. - Musia� pewnie - doda�a pani Tornau - g��boko odczu� strat� przyjaciela, nie mog�c uratowa� mu �ycia, zw�aszcza, �e jest dzielnym lekarzem. - Nie m�g� zapobiec katastrofie! - rzek�a Renata. - Ojciec m�j umar� nagle. Od chwili utraty maj�tku cierpia� na nieuleczaln� wad� serca. - A wkr�tce potem umar� pani m��, prawda? Renata zblad�a. Musia�a min�� si� z prawd� wobec tych ludzi, kt�rzy byli dla niej tak �yczliwie usposobieni. - Straci�am m�a w par� miesi�cy p�niej! - odpowiedzia�a cicho. - Jak�e pani wsp�czuj�! - rzek�a pani Tornau. - Czy d�ugo chorowa�? Przymkn�a oczy, pogr��ona w niemej rozpaczy zaciska�a d�onie. - Tak mi ci�ko o tych rzeczach m�wi�! - szepn�a dr��dym g�osem. Ralf patrzy� na ni� badawczo. - Jak bardzo musia�a kocha� m�a! - pomy�la�. Pani Tornau uj�a r�ce Renaty. - Prosz� mi wybaczy� niepotrzebn� ciekawo��. Nie poruszajmy wi�cej tych bolesnych rzeczy i m�wmy o czym� innym. - Dzi�kuj� pani z ca�ego serca. Przyjdzie chwila, �e zwierz� si� pani ze wszystkiego! - Dobrze, moje dziecko! - rzek�a pani Tornau dobrotliwie. - Prosz� mi nala� jeszcze jedn� fili�ank� herbaty i samej co� zje�� koniecznie. Ralf te� poda� jej swoj� fili�ank�. Gdy j� nape�nia�a, widzia�, jak jej r�ce lekko dr�a�y. �al mu si� jej zrobi�o i chc�c odwr�ci� bieg my�li, zacz�� m�wi� o gospodarstwie wiejskim, o s�siedztwie i tym podobnych rzeczach. - Zobaczy pani - rzek� - �e i na wsi czas szybko schodzi i �e �ycie wiejskie nie jest tak bardzo monotonne. M�wi� to jakby z w�asnego do�wiadczenia. Widzia�a, �e spos�pnia� i �e zmarszczy� czo�o. Czy�by i on mia� jakie� cierpkie wspomnienia, a mo�e i b�l w sercu? Wkr�tce potem po�egna� panie, aby wyjecha� w pole. Po jego wyj�ciu odezwa�a si� Renata do pani Tornau. - Je�li pani pozwoli, to p�jd� teraz do gospodyni i troch� jej pomog�. - Ale� panna Birkner da dzi� rad� sama. Niech pani si�dzie obok mnie na kanapie i dotrzyma mi towarzystwa. Pogaw�dzimy godzink�, a jutro od samego rana mog� pani� odst�pi� pannie Birkner. Nauczy si� pani od niej wielu sekret�w gospodarstwa kobiecego. Niech tylko pani si� nie przejmuje jej paplanin�, bo lubi opowiada� niestworzone rzeczy. Vii Gdy nazajutrz z rana obydwie panie przechodzi�y przez podw�rzec folwarczny, po obejrzeniu obory i chlewni, nadjecha� od strony ogrodu Ralf na koniu. Wraca� z lasu, gdzie omawia� interesy z kupcami le�nymi. Dostrzeg�szy panie, zeskoczy� z siod�a i trzymaj�c konia za cugle, podszed� ku nim. Renata poklepa�a konia po szyi, co widz�c Ralf cofn�� jej r�k�, troch� przel�kniony, wiedzia� bowiem, �e klacz jest z�o�liwa, byle czego si� boi i gryzie. - Sp�jrz, mamo! - rzek�, zwracaj�c si� do matki. - Jaka Zampa jest spokojna. Nie wierz� w�asnym oczom, �e da�a si� g�aska� obcemu. Widocznie pani Werkent j� zaczarowa�a. - Czuje pewnie - rzek�a Renata - �e lubi� konie i �e mam do koni szcz�liw� r�k�. - Je�dzi pani konno? - Gdy wysz�am za m��, towarzyszy�am cz�sto memu m�owi na spacerach. M�� by� oficerem u�an�w, wi�c okazji by�o co niemiara. Obj�� j� wzrokiem. Posta� jej smuk�a i zgrabna �wiadczy�a a� nadto, �e musia�a prze�licznie wygl�da� na koniu. - Nie gustowa�a pani w tym sporcie? - zapyta�. - M�wi�c szczerze, nie. Cho� bardzo lubi� konie, to jednak jazda konna nigdy mnie zbytnio nie poci�ga�a. Je�dzi�am wi�cej dla przyjemno�ci mego m�a, a po przyj�ciu na �wiat c�reczki, zarzuci�am zupe�nie jazd� konn�. - Mnie r�wnie� - wtr�ci�a pani von Tornau - ko�, jako wierzchowiec, nigdy nie n�ci�. Ale mamy tu w okolicy kilka amazonek, kt�re pod wzgl�dem brawury je�dzieckiej prze�cigaj� nawet m�czyzn. - Na wsi jest to poniek�d konieczne! - doda�a Renata. - A przy tym pa�ska Zampa jest istotnie prze�licznym stworzeniem. Stan�� obok niej i g�aska� klacz po czole. - Ko� pe�nej krwi do osobistego u�ytku jest jedyn� moj� pasj�! - rzek�. - Wszystkie inne konie w Tornau musz� chodzi� w zaprz�gu. Odda� potem lejce stajennemu i skierowa� si� z paniami w stron� dworu. - Sprzeda�e� drzewo Millerowi? - zapyta�a go po drodze matka. - Tak, mamo! Przesz�o trzydzie�ci najpi�kniejszych drzew p�jdzie pod top�r. Ale na to nie ma rady, gdy� stoj� za blisko mokrad�a i korzenie zaczynaj� gni�, trzeba wi�c jak najpr�dzej je �ci��. Prosi�em pana Diesterkampa, by je obejrza� i orzek� on, �e nie mo�na d�u�ej zwleka�, gdy� inaczej nie osi�gn� nawet po�owy dzisiejszej ceny. Troch� w tym miejscu las si� przerzedzi, ale na to nie ma rady. - Bardzo lubi� to miejsce nad wod�! - rzek�a pani von Tornau. - Zaprowadz� tam pani� w upalny dzie�. Panuje tam nader przyjemny ch��d. Jest tam te� �aweczka, na kt�rej mile si� wypoczywa. - Tak, niech si� panie tam wybior� cho�by dzi� po po�udniu, bo dzie� mamy gor�cy. Przy �niadaniu rozmowa toczy�a si� o rzeczach gospodarskich, a Renata przys�uchiwa�a si� z ciekawo�ci�, rzucaj�c od czasu do czasu jakie� pytanie. Viii Po po�udniu siad� Ralf przy biurku, by za�atwi� kilka list�w. Z gabinetu jego roztacza� si� widok na ogr�d, a tu� pod oknami kwit�y rabaty kwiatowe. Dalej wida� by�o trawnik i altan� ogrodow�. Zapach kwiat�w, a g��wnie r�, nape�nia� powietrze sk�pane w s�o�cu letniego popo�udnia. Wtem rozleg� si� skrzyp k� na �wirze, kt�rym wysypany by� podjazd, a w chwil� p�niej stan�� przed pa�acem wspania�y ekwipa� z Berkowa. Ralf skoczy� do okna i spostrzeg� eleganck� pani� Melani� oraz je zblazowanego m�a, kt�ry przy pomocy lokaja z wolna wysiada� z powozu. Zbieg� na d� do pokoju bawialnego, w kt�rym siedzia�a jego matka wraz z Renat�, zaj�te znaczeniem chustek do nosa. - Mamo, masz go�ci! Baronostwo Berkow przyjechali. - Wiem ju�, m�j ch�opcze. Pani baronowa pragnie jak najpr�dzej zaspokoi� swoj� ciekawo��. Podszed� do Renaty. Z�o�y nam wizyt� - rzek� - najpi�kniejsza kobieta na dzisi�� mil woko�o i wiem, �e ciekawa jest bardzo zobaczy� pani�. Spojrza�a na niego zdziwiona. - Pan �artuje! - rzek�a powa�nie. - Bynajmniej, m�wi� ca�kiem serio! Podszed� do wchodz�cej Melanii i poca�owa� j� w koniuszki palc�w. - Jeste�my! - zawo�a�a baronowa, zwracaj�c si� do pani von Tornau. - Przyrzek�am pani wczoraj, �e przyjedziemy i dotrzyma�am s�owa. Jak�e tu mile ch�odno. Na dworze upa� nie do zniesienia. Renata stan�a obok kominka. Jej smuk�a posta� rysowa�a si� ostro na bia�ym tle kafli. Promie� s�o�ca, kt�re przedziera�o si� z boku, o�wieca� jej w�osy. Patrzy�a du�ymi oczami na pi�kn� baronow�, kt�ra w spos�b impertynencki przypatrywa�a si� jej przez lorgnon. Dostrzeg� to Ralf i natychmiast przedstawi� Renat�. - Pani baronowa pozwoli - rzek� - �e jej przedstawi� pani� Renat� Werkent, towarzyszk� mej matki. - Bardzo si� ciesz�... nowa towarzyszka mamy pa�skiej... Czy pani i przed tym zajmowa�a podobn� posad�? - zapyta�a Renat�. Ralf poczerwienia� z gniewu i spojrza� na Renat�, jakby j� chcia� przeprosi� za nietakt swego go�cia. Renata jednak sk�oni�a si� grzecznie i pojmuj�c, �e w jej pozycji nie nale�y by� zbyt wra�liw�, rzek�a: - Nie, pani baronowo, to moja pierwsza posada! Melania, jak gdyby ignoruj�c Renat�, zwr�ci�a si� do pani von Tornau: - �e te� pani mia�a odwag� przyj�� osob� do towarzystwa bez nale�ytej praktyki. Ja z zasady anga�uj� tylko osoby, kt�re posiadaj� chlubne �wiadectwa z przepracowanych lat. - Dobrze pani robi! - odpowiedzia�a pani Tornau, najwidoczniej poirytowana nietaktem baronowej. - Ale nie rozumiem, do czego tu potrzebna odwaga? Pani Werkent by�a nam polecona przez cz�owieka bardzo powa�nego, a jako wdowa po oficerze, jest przecie� osob� z towarzystwa. Czego� mam wi�cej ��da�? Renata chcia�a si� oddali�, Ralf jednak zatrzyma� j�. - Niech pani zostanie z nami! - rzek� uprzejmie, podaj�c jej krzes�o. Podzi�kowa�a mu oczami pe�nymi wdzi�czno�ci i usiad�a, gdy ju� wszyscy zaj�li miejsca. Melania by�a w�ciek�a. - To po prostu �mieszne, �eby robi� takie ceregiele z osob� najemn�! - my�la�a. Postanowi�a pokaza�, jak si� powinno traktowa� ludzi tej klasy. - Niech mi pani, prosz�, poda szklank� wody! - rzek�a, zwracaj�c si� do Renaty. - Z kurzu i gor�ca zasch�o mi w gardle. Renata pokra�nia�a, podnios�a si� jednak, by spe�ni� �yczenie baronowej. Uprzedzi� j� Ralf, zadzwoniwszy na lokaja, kt�remu poleci� poda� wod�. - Ch�tnie bym pani us�u�y�a... - rzek�a p�g�osem. - Do tego rodzaju pos�ug mamy do�� s�u�by w domu! - zauwa�y� Ralf z naciskiem. Renata spu�ci�a oczy, onie�mielona stanowczym g�osem Ralfa. Jakkolwiek czu�a, �e Melania chcia�a j� upokorzy�, to jednak nie znaj�c powodu, uwa�a�a, �e Ralf potraktowa� j� nie do�� uprzejmie. Melania roze�mia�a si�. - Niech mi pani wybaczy - zwr�ci�a si� do Renaty - �e wymaga�am od pani us�ugi, kt�ra nie le�y w zakresie jej obowi�zk�w. Renata wzi�a od lokaja kryszta�owy dzban z wod�, nape�ni�a szklank� i poda�a j� baronowej, u�miechaj�c si� mile. Pi�kna pani von Berkow zaledwie umoczywszy usta, odda�a szklank� z powrotem. Pani Tornau obserwowa�a to wszystko i zda�a sobie spraw�, �e zachowanie si� baronowej przypisa� nale�y nie tylko jej roztargnieniu. - Widz� - rzek�a - �e nasza woda nie smakuje pani. Zaraz ka�� poda� co� bardziej orze�wiaj�cego. Czuj�c na sobie surowy wzrok pani Tornau, Melania zmiesza�a si� troch�. - Dzi�kuj� �askawej pani uprzejmie - odpar�a - ale jeden �yk wody wystarczy mi w zupe�no�ci. Chcia�abym jeszcze pani zakomunikowa�, �e w przysz�ym tygodniu zamierzamy urz�dzi� w Berkow festyn ogrodowy i liczymy na pa�stwa bez zawodu. - Syn m�j, odpowiedzia�a pani von Tornau - niezawodnie skorzysta z uprzejmego zaproszenia, co za� do mnie, to zale�e� to b�dzie od tego, jak si� b�d� czu�a. - Pani baronowa zgodzi si� z tym, �e chcia�bym przyjecha� z matk� i jej towarzyszk� i je�eli mama nie b�dzie w stanie jecha�, nie b�d� m�g� zostawi� jej samej w domu. - Tornau - my�la�a - po prostu zwariowa�, by mi narzuci� obskurne towarzystwo tej pani. Bo przecie� da� jej a� nadto wyra�nie do zrozumienia, �e przyjdzie tylko wtedy, gdy zostanie zaproszona i Werkentowa. Zbyt jej jednak zale�a�o na obecno�ci Ralfa, wobec czego, chc�c nie chc�c, musia�a po�kn�� gorzk� pigu�k�. U�miechn�a si� mile i chc�c okaza�, �e przyjazd Renaty odpowiada jej �yczeniom, rzek�a: - Licz� na pewno, �e pa�stwo przyjedziecie do Berkow wszyscy razem. Projektujemy dla naszych go�ci mn�stwo niespodzianek, prawda Herbercie kochany? "Kochany Herbert" by� my�lami ca�kiem gdzie indziej. - Ale� naturalnie... mn�stwo niespodzianek... Jak sobie �yczysz, droga Melanio! - zapewnia�, nie bardzo wiedz�c, co si� z nim dzieje. Po kwadransie go�cie odjechali. �egnaj�c si� z Melani�, Ralf poca�owa� j� w r�k�. Szepn�a mu do ucha, �ciskaj�c mocno jego d�o�: - Nieprzejednany. Chce mnie ukara�, wzbudzaj�c we mnie zazdro��! Renata dostrzeg�a ten manewr. Zauwa�y�a r�wnie�, �e Tornau zmarszczy� czo�o i z ch�odn� uprzejmo�ci� przepu�ci� Melani� obok siebie. Jakie my�li kry�y si� poza tym czo�em? Pani von Tornau obj�a Renat� ramieniem. - Mam nadziej� - rzek�a - �e pani niezbyt wzi�a do serca wybryki pani baronowej! - Przeciwnie! - odpar�a z