7600
Szczegóły |
Tytuł |
7600 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7600 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7600 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7600 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gene Wolfe
Opowiadania
- Mapa
- Jak przegralem druga wojne swiatowa
- Marionetki
- Pi�ta G�owa Cerbera
- Pierzaste Tygrysy
- Pie�� �owc�w
- Siedem Ameryka�skich Nocy
- S�oneczny labirynt
- Wojna pod choink�
- Wyspa Doktora �mierci i Inne Opowiadania
Gene Wolfe Mapa
Poprzedniej nocy zapomnia� o wszystkich swoich planach i walczy�. Nawet
na wp� o�lepiony w�asn� krwi�, gdy Laetus rozbi� mu dzban na g�owie. I
by� mo�e tak w�a�nie by�o najlepiej.
Jednak gdyby nie zabrali mu no�a, kiedy spa�, pewnie by ich oboje
zabi�.
"Mistrz Gurloes b�dzie si� gniewa�" - tak kiedy� zwykli m�wi�, �eby
wzajemnie zasia� w sobie strach przed z�ymi czynami. Severian r�wnie� by
si� gniewa�, to pewne, a Severian bi� go niejednokrotnie. Wyplu� zakrzep��
krew. Bi� go mocniej, ni� Laetus i Syntyche ostatniej nocy. Severian by�
kapitanem terminator�w w roku poprzedzaj�cym jego w�asny.
Teraz Severian by� Autarch�, Severian by� prawem i mordercy umierali z
r�ki prawa.
Kto� �omota� w luk. Znowu splun�� - tym razem do kub�a na odpadki.
Krzykn�� w stron� bulaja. Wpada�o tamt�dy akurat tyle �wiat�a, �eby m�g�
zobaczy� na koi Syntyche wgniecenie, zostawione przez jej cia�o, u�o�one
twarz� w stron� �ciany, udaj�ce sen. Wyg�adzi� je d�o�mi.
Przez chwile szuka� po omacku swego ubrania i no�a, ale n� znikn��.
Zachichota� i zacz�� si� wierci� na w�skiej koi, wpychaj�c w spodnie obie
nogi na raz.
Znowu walenie. ��d� zako�ysa�a si�, gdy przybysz zacz�� szuka� innego
wej�cia do kabiny. Eata splun�� po raz trzeci i z przyzwyczajenia si�gn��
w g�r�, �eby odsun�� ju� odsuni�ty rygiel.
Przybysz podni�s� pokryw� i ostro�nie zszed� po stromych stopniach.
- Uwa�aj na pok�adniki.
Schyli� g�ow�, odwracaj�c si�. By� dostatecznie wysoki, �eby musie� to
robi�.
- Pan jest kapitan Eata?
- Siadaj na drugiej koi. Ju� nikt jej nie u�ywa. Czego chcesz?
- Ale pan jest Eata?
- O tym porozmawiamy p�niej, mo�e. Jak mi powiesz czego chcesz.
- Przewodnika.
Eata obmacywa� rozci�cie na g�owie i nie odpowiedzia�.
- Powiedziano mi, �e jest pan inteligentnym cz�owiekiem.
- Nie powiedzia� tego przyjaciel.
- Potrzebny mi cz�owiek z �odzi�, �eby mnie zawie�� w d� Gyoll. �eby
mi powiedzie� wszystko, co b�d� chcia� wiedzie� o ruinach. Powiedziano mi,
�e znasz je lepiej ni� ktokolwiek inny.
- Asimi - powiedzia� Eata. - Jedno asimi za ka�dy dzie�. I b�dziesz mi
musia� pom�c prowadzi� ��d� - m�j pomocnik i ja mieli�my ma�� sprzeczk�
ostatniej nocy.
- Powiedzmy sze�� miedziak�w, dobrze? To powinno potrwa� tylko jeden
dzie�, a ja...
Eata nie s�ucha�. Zauwa�y�, �e jego skrzynia ma wywa�ony zamek i teraz
si� �mia�.
- Klucz jest w mojej kieszeni! - Z�apa� m�odszego, wy�szego m�czyzn�
za kolano. - A spodnie le�a�y na pod�odze! - By� tak rozbawiony, �e niemal
d�awi� si� s�owami.
Wody Golle tutaj, w tej p�askiej krainie, przez ni� sam� stworzonej,
p�yn�y powoli i leniwie - jednak wiatr wia� ze wschodu i ��d� Eaty
przechyla�a si� nieco pod naporem szerokiego �agla. Stare s�o�ce, teraz
stoj�ce ju� dobrze ponad najwy�szymi wie�ami, malowa�o czarny obraz �agla
na oleistej wodzie.
- Co pan robi, kapitanie? - spyta� przybysz. - Jak pan zarabia na
�ycie?
- Wo�� wszystko, za co mi p�ac�. Towary do delty i ryb� do miasta,
g��wnie.
- To �adna ��d�. Pan j� zbudowa�?
- Nie - odpowiedzia� Eata. - Kupi�em. Nie tak szybka, jak by si�
chcia�o. G�owa ci�gle go bola�a, opar� si� o rumpel z d�oni� przyci�ni�t�
do skroni.
- Tak, �eglowa�em troch� po tym jeziorze na p�nocy.
- Nie pyta�em - powiedzia� Eata.
- Nie wydaje mi si�, abym wymieni� swoje imi�. Brzmi ono Simulatio.
- I oczywi�cie jest prawdziwe, nie w�tpi�.
Przybysz odwr�ci� si�. Przez chwile majstrowa� przy naci�gu
kliwerszota, �eby Eata nie zobaczy� nag�ego rumie�ca na jego policzkach.
- Kiedy dotrzemy do opuszczonych cz�ci miasta?
- Ko�o nocy, je�li wiatr si� utrzyma.
- Nie wiedzia�em, �e to zabierze tyle czasu.
- Powiniene� wynaj�� mnie dalej, w dole rzeki. - Eata zachichota�. - A
to b�dzie dopiero pocz�tek martwych rejon�w. Pewnie b�dziesz chcia� p�yn��
jeszcze dalej.
Nieznajomy odwr�ci� si�, �eby na niego spojrze�.
- Jest bardzo du�e, prawda?
- Wi�ksze ni� potrafisz sobie wyobrazi�. Ta cze�� - tu, gdzie �yj�
ludzie - jest tylko jego obrze�em.
- Zna pan takie miejsce, w kt�rym schodz� si� trzy szerokie ulice?
- P� tuzina, mo�e wi�cej.
- Po�o�one najdalej na po�udnie, jak s�dz�.
- Moge ci� zabra� tak daleko na po�udnie, jak sam by�em. Nie m�wi�
jednak, �e to jest najdalej jak mo�na.
- Zaczniemy wiec w�a�nie tam.
- Zanim tam dotrzemy b�dzie ju� ciemno - powiedzia� Eata. - Nast�pny
dzie� to b�dzie nast�pne asimi. Nieznajomy skin�� g�ow�.
- Jeszcze nie dop�yn�li�my nawet do ruin. Eata wskaza� r�k�.
- Widzisz te ubrania? Pior� je przy brzegu rzeki. Ludzie tutaj maj�
dosy� jedzenia, wiec sta� ich na dwie, mo�e nawet trzy koszule. Dalej na
po�udnie ju� ich nie zobaczysz - jak kto� ma jedn� koszule, czy w og�le
jedn� zmian� ubrania, to niecz�sto je pierze. Ale zauwa�ysz dymy z
komin�w. A jeszcze dalej nawet dym�w nie zobaczysz. Tam jest martwe miasto
i ludzie nie zapalaj� ognia, bo boj� si� tego, co dym m�g�by na nich
�ci�gn��. M�j dawny nauczyciel nazywa� ich omofagami. To oznacza tych, co
jedz� mi�so na surowo.
Nieznajomy przyjrza� si� brzegom i plami�cym je szmatom. Wiatr
rozwiewa� mu w�osy. Z�achmanione sukienki i koszule, poruszane podmuchami,
macha�y ku �odzi jak t�umy biednych, nie�mia�ych dzieci, boj�cych si�, �e
ich pozdrowienie nie zostanie odwzajemnione. W ko�cu nieznajomy
powiedzia�:
- Nawet je�eli Autarcha nie daje im ochrony, to przecie� mog� zbiera�
si� w grupy i wzajemnie broni�.
- To w�a�nie siebie nawzajem najbardziej si� boj�. �yj� - je�li to
mo�na nazwa� �yciem - z przesiewania ruin dawnego miasta, co roku
drobniejszym sitem. Ka�dy, gdy tylko mo�e, okrada swego s�siada, zabija go
nawet, je�li ten znajdzie co� lepszego. To nie musi by� bardzo cenne.
Wystarczy n� ze srebrnym uchwytem.
Po chwili nieznajomy spojrza� w d�, na srebrn� r�koje�� swego no�a.
- My�l, �e tutaj mo�emy p�j�� troch� ostrzej na wiatr - powiedzia�
Eata. - Dop�ywamy do podw�jnego zakr�tu.
Nieznajomy �ci�gn�� szoty i boin powoli zbli�y� si� do burty �odzi.
Po ich prawej stronie p�yn�� w g�r� rzeki wysokorufy thalamegus,
po�yskuj�c w promieniach s�o�ca jak brosza, ca�y w z�oceniach i lapis
lazuli. Teraz ju� wiatr by� dla niego odpowiedni i gdy patrzyli (Eata z
jednym okiem utkwionym w ich w�asnym �aglu) �aci�skie reje opad�y wzd�u�
kr�tkich, grubych maszt�w, a potem zn�w si� podnios�y, ci�gn�c za sob�
szerokie tr�jk�ty r�owego jedwabiu. D�ugie wios�a skurczy�y si� i
znikn�y.
- Byli w dole rzeki ogl�da� widoki - powiedzia� Eata. W czasie dnia to
do�� bezpieczne, je�eli ma si� na pok�adzie kilku ch�opak�w z mieczami i
wio�larzy, kt�rym mo�na ufa�.
- Co to jest, tam, w g�rze? - nieznajomy wyci�gn�� palec poza mijaj�cy
ich statek, w stron� zwie�czonego iglicami wzg�rza. - Wygl�da to do��
dziwnie akurat tutaj.
- Nazywaj� to Star� Twierdz� - odpowiedzia� Eata. Niezbyt wiele wiem
na jej temat.
- Czy to jest to miejsce, z kt�rego pochodzi Autarcha?
- Niekt�rzy tak m�wi�.
Urth patrzy�a teraz s�o�cu niemal prosto w twarz i wiatr ucich� do
ledwie s�yszalnego szeptu. Br�zowy poplamiony grot�agiel obwis�
bezw�adnie, potem wype�ni� si� i zn�w obwis�.
Nieznajomy usiad� na chwile na burcie, zwieszaj�c obute stopy na
zewn�trz, niemal dotykaj�c nimi g�adkiej powierzchni wody. Potem
gwa�townie przerzuci� je z powrotem na pok�ad, jakby przestraszy� si�, �e
wypadnie.
- M�g�by� sobie niemal wyobrazi�, jak wzbijaj� si� w g�r�, prawda? -
powiedzia�. - Po prostu startuj� ze srebrnym �wistem, zostawiaj�c ten
�wiat za sob�.
- Nie - odpar� Eata - nie m�g�bym.
- To w�a�nie maj� zrobi�, gdy czas dobiegnie ko�ca. Czyta�em gdzie� o
tym.
- Papier jest niebezpieczny - powiedzia� Eata. - Zabi� du�o wi�cej
ludzi ni� stal.
Ich ��d� posuwa�a si� niewiele szybciej ni� leniwy nurt. Ptak przemkn��
nad ich g�owami, cicho i szybko jak lotka ci�ni�ta r�k� olbrzyma. Znikn��
w bia�ej, letniej chmurze, pojawiaj�c si� chwil� potem., skurczony niemal
do niewidzialno�ci - jeszcze jedna iskierka pomi�dzy przy�mionymi �wiat�em
dnia gwiazdami. Br�zowy �agiel przesun�� si� powoli, przes�aniaj�c
nieznajomemu widok na p�nocny wsch�d, ku Starej Twierdzy. Pomimo
rzucanego przeze� cienia, nieznajomy si� poci�. Rozsznurowa� sw�j sk�rzany
kaftan.
Gdy zapad�a noc, zasznurowa� go z powrotem, tak mocno, jak zdo�a�. Ju�
by�o zimno i nie trzeba mu by�o podpowiada�, �e wkr�tce b�dzie jeszcze
zimniej.
- Mo�e powinienem mie� koc - powiedzia�. Eata potrz�sn�� g�ow�.
- Usn��by� tylko. Spaceruj tam i z powrotem i wymachuj r�kami. Dzi�ki
temu b�dzie ci ciep�o, a poza tym nie u�niesz. Wytrzymaj, a� przyjd� ci�
zwolni� i przej�� wart�.
Nieznajomy skin�� g�ow� i spojrza� w g�r�, na pomara�czow� lamp�, kt�r�
Eata podci�gn�� na szczyt masztu.
- B�d� wiedzieli, �e tu jeste�my.
- Gdyby nie wiedzieli, nie zawraca�bym sobie g�owy wystawianiem warty.
Jednak je�eli nie mieliby�my tej lampy, z pewno�ci� najecha�by na nas,
nawet tego nie zauwa�aj�c, kt�ry� z tych wielkich karak�w. Niech ci wiec
nie przyjdzie do g�owy jej gasi� - wierz mi, jeste�my du�o bezpieczniejsi,
gdy lampa jest podniesiona i jasno �wieci. A gdyby sama zgas�a, opu�� j� i
zapal znowu. Je�eli ci si� to nie b�dzie udawa�o, zawo�aj mnie. Jak
zauwa�ysz inny statek, szczeg�lnie du�y, zadmij w konch�. - Eata skin��
r�k� w stron� spiralnej muszli, le��cej obok obudowanego kompasu.
Nieznajomy znowu skin�� g�ow�.
- Ich �odzie oczywi�cie nie b�d� mia�y �wiate�.
- Nie. Nie b�d� mia�y r�wnie� maszt�w. Mo�e si� zdarzy�, �e wyp�yn�
dwie lub trzy. Je�eli zobaczysz w wodzie twarz, kt�ra patrzy w �wiat�o, a
potem znika, to b�dzie to manatee. Nie przejmuj si� nimi. Jednak zawo�aj
mnie natychmiast, je�li zobaczysz cokolwiek, co p�ynie jak cz�owiek.
- Zawo�am - powiedzia� nieznajomy. Patrzy� jak Eata otworzy� luk i
zszed� do male�kiej kabiny.
Na dziobie le�a�y dwa bosaki, ich okute ko�ce gin�y w atramentowym
cieniu pod wyst�pem p�pok�adu, haki stercza�y obok stengi dziobnicy.
Zszed� na d� i wzi�� jeden z nich, potem wdrapa� si� z powrotem na
pok�ad. Bosak mia� trzy �okcie d�ugo�ci i by� zako�czony paskudnie
wygl�daj�cym szpicem i zaostrzonym hakiem, przeznaczonym do przecinania
takielunku. Machn�� nim kilka razy, obchodz�c w ko�o niewielki pok�ad
g�ra, d� lewo, prawo - jego ruchy by�y niezgrabne jak u cz�owieka,
usi�uj�cego sobie przypomnie� nabyt� w m�odo�ci umiej�tno��.
Sierp Luny by� ledwie widoczny na wschodzie, bezg�o�nym zalewem �l�c ku
niemu potoki zieleni, dr��ce i tajemnicze. Na tle tego zgni�ozielonego
�wiat�a rysuj�ce si� na wschodnim brzegu miasto wygl�da�o raczej na �pi�ce
ni� umar�e. Wie�e by�y czarne, lecz za ich pod�wietlonymi w ten spos�b,
�lepymi oknami zdawa� si� jarzy� s�aby blask, jakby po ponurych
korytarzach i opuszczonych pokojach snu�y si� hekatonchiry, o�wietlaj�c
sobie drog� tysi�cami powleczonych noktoluscencj� palc�w.
Spojrza� na zach�d akurat w por�, �eby zauwa�y�, jak w wod�, z ledwie
dos�yszalnym pluskiem, zanurza si� para b�yszcz�cych oczu. Przez czas
odmierzony tuzinem oddech�w gapi� si� w ten punkt, jednak ju� nic wi�cej
nie mo�na by�o tam zobaczy�. Rzuci� si� z powrotem ku sterburcie, ku
wschodniej teraz stronie zakotwiczonej �odzi, wyobra�aj�c sobie, �e jaki�
demoniczny przeciwnik przep�yn�� pod ni� lub dooko�a, �eby go zaskoczy�.
Gyoll spokojnie prze�lizgiwa�a si� obok.
Od strony portu cie� kad�uba �odzi k�ad� si� na szklistej powierzchni
rzeki, mimo �e by�a ona tak blisko, i� z �atwo�ci� m�g�by r�koma dotkn��
wody. Od pogr��onego w ciszy brzegu nie oderwa�a si� �adna szalupa ani
��d�.
W d� rzeki ruiny miasta zdawa�y si� rozci�ga� w niesko�czono��, jakby
Urth by�a p�ask�, wype�niaj�ca przestrze� a� po kra�ce r�wnin�, ca�kowicie
pokryt� kruszej�cymi murami i wal�cymi si� wie�ami. Nocny ptak zatoczy�
ko�o nad �odzi�, zanurkowa� w wod� i ju� nie wzlecia�.
Paleniska i �ojowe lampy zamieszkanego Nessusa nie u�ycza�y niebu swego
blasku. Rzeka wydawa�a si� jedyn� �yj�c� istot� w mie�cie �mierci. Na
kr�tk� chwil� nieznajomym zaw�adn�o prze�wiadczenie, �e zimna Gyoll w
samej swej istocie by�a nieruchoma, �e rozmok�e kawa�ki drewna i odchod�w
same w jaki� spos�b p�yn�y, �e odp�ywa�y w jak�� nie ko�cz�c� si� podr�
ku ostatecznemu rozk�adowi.
W�a�nie mia� si� odwr�ci�, gdy zauwa�y� jakby ludzki kszta�t, dryfuj�cy
ku niemu z niemal niezauwa�aln� pr�dko�ci�. Wpatrywa� si� we� z fascynacj�
i niedowierzaniem, w spos�b w jaki wr�ble podobno patrz� na z�otego w�a,
nazywanego soporor.
Kszta�t zbli�y� si�. W zielonym �wietle ksi�yca jego w�osy wydawa�y
si� bezbarwne, sk�ra berylowa. Zobaczy�, �e rzeczywi�cie by� to cz�owiek i
�e unosi� si� na wodzie twarz� w d�.
Odrzucona w bok r�ka dotkn�a liny kotwicznej jakby p�yn�cy chcia�
wspi�� si� na pok�ad. Lina powstrzyma�a na chwil� ruch sztywnych palc�w i
cia�o wykona�o powolny piruet, jak p�obr�t rzuconego no�a, zobaczony
przez istniej�c� tylko u�amek sekund� istot� lub jak opadanie wraku statku
przez otch�a�, kt�ra oddziela �wiaty: Nieznajomy wgramoli� si� na dzi�b i
pr�bowa� dosi�gn�� cia�o bosakiem. By�o tu� poza jego zasi�giem.
Czeka�, przera�ony i niecierpliwy. W ko�cu by� ju� w stanie przyci�gn��
je bli�ej i pod�o�y� hak pod jedno z ramion. Cia�o da�o si� �atwo
odwr�ci�, du�o �atwiej ni� przewidywa�. Twarz by�a wci�ni�ta pod ciemn�
powierzchnie wody przez, ci�ar uniesionego ramienia, lecz potem, gdy
rami� znowu po�o�y�o si� na wodzie, wyp�yn�a jak sp�awik.
To by�a kobieta, naga i dopiero od niedawna nie�yj�ca. Wytrzeszczone
oczy jeszcze nosi�y �lady czernid�a. Z�by po�yskiwa�y niewyra�nie
spomi�dzy na wp� rozchylonych warg. Pr�bowa� j� oceni� w spos�b, w jaki
ocenia� te kobiety, kt�rych ust�pliwo�� zapewnia� sobie monetami, zwa�y�
oczami jej piersi, pochwali� lub zgani� kr�g�o�� jej bioder. Stwierdzi�,
�e nie jest w stanie tego zrobi�, �e dla takiego wzroku, jakim pr�bowa�
patrze� ona jest nieosi�galna, niedost�pna jak nie narodzony jeszcze p��d,
niedost�pna jak jego matka, gdy kiedy�, jako ch�opiec, zobaczy� j� w
k�pieli.
Dotyk d�oni Eaty na jego ramieniu zmusi� go do gwa�townego obrotu.
- Moja warta.
- To... - zacz��, lecz nic wi�cej ju� nie m�g� powiedzie�. Wskaza�
palcem.
- Pozb�d� si� t�go - powiedzia� Eata. - Prze�pij si� troch� Zajmij te
drug� koje. Nikt jej nie u�ywa.
Odda� Eacie bosak i zszed� na d�, nie bardzo wiedz�c co robi i niemal
mia�d��c sobie palce pokryw� luku.
W talerzu na z�amanej skrzyni ocieka�a �wieca. Zda� sobie spraw�, �e,
Eata nie spa�. Jedna z w�skich koi by�a zmi�toszona. Po�o�y� si� na
drugiej, wi���c potr�jne w�z�y na rzemieniu, mocuj�c sakw� do pasa,
rozlu�niaj�c kaftan, zarzucaj�c obute stopy na cienki, twardy materac i
naci�gaj�c na siebie koc z zaskakuj�co mi�kkiej we�ny: Podmuch jego
oddechu zgasi� ��ty p�omie� �wiecy. Zamkn�� oczy.
W mroku dryfowa�a martwa kobieta. Odepchn�� j� od siebie, zwracaj�c
my�li ku przyjemniejszym rzeczom: pokojowi, w kt�rym sypia� jako dziecko,
soko�owi i psu, kt�re zosta�y gdzie� w przesz�o�ci. Wyros�y przed nim
g�rskie ��ki w posiad�o�ci jego ojca, nakrapiane makami i dzikim indygo, z
paprociami i koniczyn� o purpurowych kwiatkach. Kiedy to po raz ostatni
jecha� posr�d nich? Nie pami�ta�. Lilie kiwa�y potakuj�co nabrzmia�ymi
miodem kielichami.
Podni�s� si�, w�sz�c i niemal wym�d�aj�c si� o belki pok�adu.
S�aba wo� perfum dogorywa�a mi�dzy ostrymi zapachami podpok�adzia.
Upewni� si�, gdy zanurzy� twarz w koc. Tu� przed nadej�ciem snu us�ysza�
ponad sob� s�aby, ochryp�y szloch.
Podczas jego ostatniej warty ruiny opad�y przed gniewn� twarz� s�o�ca
jak postrz�piona makieta.
W nocy widzia� wie�e; teraz zobaczy�, �e te wie�e by�y na wp� zawalone
i poznaczone jak tr�dem m�odymi drzewkami i rozro�ni�t� zielon� winoro�l�.
Tak jak mu powiedziano, nigdzie nie by�o wida� dymu. Za�o�y�by si� o
wszystko co posiada�, �e r�wnie� ludzi tam nie by�o.
Eata wszed� na pok�ad nios�c chleb, suszone mi�so i paruj�c� herba
mate.
- Jeste� mi winien nast�pne asimi - powiedzia�. Nieznajomy rozsup�a�
w�z�y i wyj�� monet�.
- To ostatnie, kt�re dostajesz. Czy mo�e policzysz mi za nast�pny
dzie�, je�eli przed jutrzejszym rankiem nie zd��ysz dowie�� mnie z
powrotem do miejsca, w kt�rym wsiad�em na twoj� ��d�?
Eata potrz�sn�� g�ow�.
- A wi�c ostatnie. To miejsce, gdzie spotykaj� si� trzy ulice - czy ono
jest po wschodniej stronie? Gdzie� tam?
Eata przytakn��: - Widzisz to molo? Stamt�d p� mili prosto w g��b.
Przy molu b�dziemy jeszcze przed porannic�.
Razem obr�cili niewielki kabestan, kt�ry wyci�ga� kotwice. Podczas gdy
Eata naci�ga� fa�y grota, nieznajomy rozwin�� kliwer.
Nadlecia�a morska bryza, ochryple zapowiedziana przez stado czarno -
bia�ych mew, przyby�ych wraz z ni� w g��b l�du w nadziei na jakie�
odpadki. Z�apawszy wiatr ��d� ruszy�a tak ostro, �e nieznajomy zacz�� si�
obawia�, i� staranuj� rozpadaj�ce si� molo. Podni�s� bosak jako ewentualn�
ochron� przed zderzeniem.
W ostatnim, jak si� zdawa�o momencie, Eata obr�ci� ster i ustawi� ��d�
dziobem do wiatru.
- To by�o niez�e - powiedzia� nieznajomy.
- Och, umiem �eglowa�. Umiem r�wnie� walczy�, je�li musz� - Eata
zamilk� na chwil�. - P�jd� z tob�, je�li chcesz.
Nieznajomy potrz�sn�� g�ow�.
- Wcale nie my�la�em, �e si� zgodzisz, ale nie szkodzi�o spr�bowa�.
Zdajesz sobie spraw� z tego, �e tam mo�esz zosta� zabity?
- W�tpi�.
- No c�, ja nie. We� ten bosak - mo�esz go potrzebowa�. Czekam na
ciebie do non�w, jasne? Nie d�u�ej. Gdy tw�j cie� obejmie ci stopy, mnie
ju� tu nie b�dzie. Je�li ci�gle b�dziesz �y�, id� na p�noc, trzymaj�c si�
jak najbli�ej wody. Jak zobaczysz statek czy ��d�, machaj r�kami. Zawo�aj
ich. - Eata zawaha� si� na chwile, jakby zagubiony w my�lach. - Poka� im
monet�. Najwi�ksz�, jak� masz. To czasami pomaga.
- Wr�c�, zanim odp�yniesz - powiedzia� nieznajomy. Ten bosak musia�
ci� kosztowa� blisko asimi. Je�li go nie przynios� z powrotem, b�dziesz
musia� kupi� drugi.
- Nie kosztowa� a� tyle - powiedzia� Eata.
- Kiedy wr�ce, dam ci asimi. Za wypo�yczenie bosaka, powiedzmy.
- A ja, by� mo�e, zostan� troch� d�u�ej; �eby je dosta�, co?
Nieznajomy skin�� g�ow�: - I pewnie zostaniesz. Ale ja wr�c� przed
nonami.
Wyskoczy� na brzeg i patrzy�, jak Eata odp�ywa kawa�ek, potem odwr�ci�
si�, �eby przyjrze� si� miastu przed nim.
Dwadzie�cia krok�w zbli�y�o go do pierwszego zrujnowanego budynku.
Ulice tu by�y w�skie i sta�y si� jeszcze w�sze przez na wp� je d�awi�ce
rumowiska. Z gruz�w i spo�r�d wielkich, pop�kanych p�yt chodnika wyrasta�y
b��kitne chabry i blade powoje. Panowa�a zupe�na cisza, przerywana tylko
odleg�ymi krzykami mew, a powietrze wydawa�o si� tu czystsze ni� na rzece.
Kiedy upewni� sio, �e Eata za nim nie idzie i �e nikt go nie obserwuje,
usiad� na zwalonym kamiennym bloku i wyj�� map�. By�a owini�ta w
nat�uszczony welin i nawet je�li ca�y pakiet troch� si� zmoczy�, do niej
woda nie dotar�a.
Przez wi�kszo�� czasu, przez kt�ry mia� t� map�, nie odwa�y� si� na ni�
spojrze�. Teraz, gdy bez po�piechu przygl�da� si� jej w promieniach
jaskrawego s�o�ca, w jego podniecenie wkrad�a si� gorycz irracjonalnego
poczucia winy.
Te ulice jak sie� paj�cza mog� by� - lub te� nie - tymi samymi ulicami,
kt�re si� teraz przed nim rozci�ga�y. Ta wij�ca si� b��kitna linia mo�e
by� strumieniem albo kana�em, albo sam� Gyoll. Mapa zawiera�a wiele
szczeg��w, jednak by�y to szczeg�y z rodzaju tych, kt�re ani nie
potwierdzaj� konkretnego miejsca; ani mu me przecz�. Wch�on�� z niej na
pami�� tyle, ile m�g�, ca�y czas zastanawiaj�c si�, kt�ra nier�wno�� czy
zakr�t mo�e mie� znaczenie, kt�ra nazwa ulicy czy budowli mog�a przetrwa�
- tutaj, gdzie nie by�o nikogo, kto m�g�by j� pami�ta�, kt�ra z tych
rzeczy kamiennych czy metalowych mog�a ci�gle zachowywa� sw�j dawny
kszta�t, je�li jakakolwiek jeszcze zachowa�a. Przez chwile wydawa�o mu
si�, �e to nie skarb, tylko on sam jest zagubiony.
Zwijaj�c pop�kany papier i okr�caj�c go na nowo snu� (jak tyle razy
dotychczas) przypuszczenia na temat bezcennych rzeczy, tak starannie
ukrytych przez ludzi, dla kt�rych gwiazdy by�y tylko wieloma odleg�ymi
wyspami. Jego wyobra�nia, puszczona z wodzy" pogalopowa�a ku .dziecinnym
wizjom wype�nionych z�otem skrzy�. Rozum powiedzia� mu czym s� te fantazje
i odrzuci� je, ale zamiast nich m�g� zaproponowa� tylko tuzin mglistych
nieprawdopodobie�stw, pog�osek o tajemnej wiedzy i straszliwej broni dawno
minionych czas�w. �ycie i w�adza bez granic.
Wsta� i przyjrza� si� uwa�nie opustosza�ym budynkom, upewniaj�c si�, �e
nie by� widziany. Na szczycie najwy�szej sterty gruzu usiad� lis, jego
czerwone futro p�on�o w promieniach s�o�ca, oczy b�yszcza�y jak paciorki.
Nagle, boj�c si� ka�dych oczu, rzuci� w niego bosakiem. Lis znikn��, a
bosak zastukota� w d� drugiej, niewidocznej strony sterty. Wspi�� si� na
g�r� i zacz�� szuka� w�r�d chwast�w, jednak bosak te� znikn��.
Dotarcie do tej cz�ci miasta, w kt�rej przecina�y si� trzy ulice
zaj�o mu niema�o czasu, a jeszcze wi�cej straci� na znalezienie samego
skrzy�owania. Zaw�drowa� za daleko na po�udnie i zmarnowa� ca�y obr�t na
poszukiwania. Nast�pny sp�dzi� w�r�d bzycz�cych owad�w przekonuj�c si�, �e
to nie jest to samo skrzy�owanie, co na jego mapie, na kt�rej aleje by�y
tej samej szeroko�ci i bieg�y na po�udniowy zach�d, po�udniowy wsch�d i
p�noc. W ko�cu znowu wyj�� map�, por�wnuj�c jej wyblak�e rysunki z
bezludn� rzeczywisto�ci�. Tutaj rzeczywi�cie by�y trzy ulice, ale jedna
by�a szersza ni� pozosta�e i bieg�a prosto na wsch�d. To nie by�o to
miejsce.
Wraca� ju� do �odzi, gdy napad�y na niego omofagi ludzie koloru
popio�u, o dzikich oczach, ubrani w �achmany. W pierwszej chwili wyda�o mu
si�, �e jest ich bardzo du�o. Jednak gdy star� si� z jednym i zabi� go,
zda� sobie spraw�, �e zosta�o tylko czterech.
Czterech to ci�gle by�o a wiele za du�o. Uciek�, przyciskaj�c r�k� do
krwawi�cego boku. Zawsze by� dobrym biegaczem, ale teraz bieg� jak nigdy
przedtem, przeskakuj�c ka�d� przeszkod�, niemal frun�c. Ruiny gna�y i
zatacza�y si� wok� niego. Kamienne pociski furkota�y ko�o jego g�owy.
Zanim go z�apali, niemal dotar� do rzeki. B�oto wy�lizn�o si� spod
jego buta, upad� na jedno kolano i ju� byli wsz�dzie wok� niego. Jeden
musia� wyrwa� jego osadzony w srebrze sztylet spomi�dzy �eber zabitego. Z
os�upia�ym niedowierzaniem w�a�ciciela domu, na kt�rego napada jego w�asny
pies patrzy�, jak teraz sztylet zmierza ku jego gard�u. Wyrzuci� ramiona w
g�r�, zar�wno po to, �eby odparowa� cios, jak i po to, �eby zas�oni� ten
widok.
Jego przedrami� zmieni�o si� w l�d, gdy uderzy�a w nie stal.
Rozpaczliwie potoczy� si� po ziemi i zobaczy�, �e szary kszta�t,
trzymaj�cy jego n� pada pod maczug� drugiego. Napastnik gwa�townie
schyli� si� po sztylet i tych dw�ch zacz�o walczy�.
Kto� wrzasn��. Spojrza� w bok i zobaczy� czwartego, tego, kt�ry mia�
jego bosak, przebitego bosakiem Eaty.
Gospoda, w kt�rej si� zatrzyma�, sta�a niedaleko rzeki. Zapomnia� o
tym, poniewa� zaszed� kawa� drogi na po�udnie w poszukiwaniu �odzi Eaty.
Nazywa�a si� "�ab�dek" - o tym te� zapomnia�.
- Rzu� lin� jednemu z tych wa�koni - krzykn�� Eata. Zacumuje nas za
aesa.
Stwierdzi�, �e lew� r�k� nie mo�e celnie rzuca�, ale jeden z w��cz�g�w
skoczy� i schwyta� lec�cy zw�j.
- Mam troch� baga�u - zawo�a�, gdy m�czyzna mocowa� si� z lin�. - Mo�e
by� go zani�s� do "�ab�dka". Eata wskoczy� na dzi�b.
- Imi� tego optymata brzmi Simulatio - powiedzia� do w��cz�gi. -
Zatrzyma� si� tam przed trzema nocami. Powiedz to karczmarzowi. Powiedz,
�e optymat chce ten sam pok�j, kt�ry mia� przedtem.
- Wcale nie chce odchodzi� - powiedzia� nieznajomy. - Ale nie pop�yn�
znowu na po�udnie, a� si� wylecz�. Rozwi�zywa� sup�y, wi���ce jego
sakiewk�.
- Je�li jeste� m�dry, w og�le tam nie pop�yniesz. W��cz�ga wyrzuci�
torby nieznajomego na nabrze�e i wyskoczy� za nimi.
- Chce ci co� da�. - Nieznajomy wyj�� chrisosa. - Mo�e b�dziesz m�g�
wr�ci� przy nast�pnym ksi�ycu i sprawdzi� czy ju� wydobrza�em na tyle,
�eby p�yn��.
- Nie wezm� twego ��tego ch�opca - powiedzia� Eata. - Jeste� mi
winien asimi za wypo�yczenie bosaka. Wezm� tylko to.
- Ale wr�cisz?
- Za jedno asimi dziennie? Oczywi�cie, �e wr�c�. Ka�dy przewo�nik by
wr�ci�.
Nieznajomy waha� si�, patrz�c na Eate, kt�ry patrzy� na niego.
- My�l�, �e mog� ci ufa� - powiedzia� w ko�cu. - Nie chcia�bym i�� w te
ruiny z kimkolwiek innym.
- Wiem - odpowiedzia� Eata. - I dlatego mam zamiar da� ci pewn� rade.
Odejd� kilka ulic od rzeki i znajdziesz warsztat z�otnika. Jest na nim
znak Osela. To taki z�oty ptak.
- Wiem co to jest.
- Tak, chyba powiniene�. Zwi� swoj� map�... - Za�mia� si�. - Nie
powiniene� robi� takich min. Je�li chcesz mie� do czynienia z lud�mi
takimi jak ja, musisz nauczy� si� panowa� nad twarz�.
- Nie my�la�em, �e o niej wiesz.
- Jest w twoim bucie - powiedzia� mi�kko Eata.
- Szpiegowa�e� mnie!
- Kiedy czasami j� wyjmowa�e�? Nie. Ale kiedy�, jak siedzia�e� na
burcie, wyszarpn��e� nog�, byle dalej od wody. I nie zdejmowa�e� but�w
podczas snu. Tak m�g�by robi� przewo�nik, ale ty? Chyba �e mia�e� w nich
co� wi�cej ni� tylko stopy.
- Rozumiem.
Eata odwr�ci� wzrok, �ledz�c oczyma powolny, niezmienny nurt wielkiej
Gyoll.
- Zna�em cz�owieka; kt�ry mia� jedn� z tych map powiedzia�. - Mo�na
sp�dzi� p� �ycia szukaj�c i nigdy nic nie znajduj�c. Mo�e teraz to jest
na dnie morza. Mo�e ju� dawno kto� to znalaz�. A mo�e tego w og�le tam
nigdy nie by�o. Rozumiesz? A cz�owiek nie mo�e nikomu ufa�, ani
przyjacielowi, ani nawet swej kobiecie.
- A je�li jego przyjaciel i jego kobieta zabrali mu map� - powiedzia�
nieznajomy - jedno mog�o zabi� drugie, �eby mie� j� ca�� dla siebie. Tak,
rozumiem jak to jest. Ale mapa, kt�r� mam, to nie jest ta, je�li tak
w�a�nie my�lisz. Znalaz�em j� miedzy stronami starej ksi��ki.
- A ju� mia�em nadzieje, �e to moja - powiedzia� Eata. - Powiedzia�e�,
�e rozumiesz, ale to nieprawda. Pozwoli�em, �eby mi j� zabrali. Chcia�em,
�eby j� mieli i zostawili mnie wreszcie w spokoju. �ebym nie sko�czy� jak
ludzie, z kt�rymi wczoraj walczyli�my Upi�em si�, pozwoli�em im zobaczy�
klucz, pozwoli�em im zobaczy�, jak zamykam map� w skrzyni.
- Ale przecie� si� obudzi�e� - powiedzia� nieznajomy.
Eata odwr�ci� si� do niego, nagle rozgniewany.
- Ten kretyn Laetus wy�ama� zamek! My�la�em...
- Nie musisz mi o tym m�wi�.
- On i Syntyche byli m�odsi ode mnie. My�la�em tylko, �e oni zmarnuj�
sobie �ycie na poszukiwaniach, tak jak ja zmarnowa�em swoje, i
Maxellingdisa r�wnie�. Nie przypuszcza�em, �e on zabije Syntyche.
- To on j� zabi� - powiedzia� nieznajomy. - Nie ty. Nie zmusza�e� ich
r�wnie� do kradzie�y. Nie jeste� Inkreatem, nie mo�esz bra� na siebie
odpowiedzialno�ci za to, co robi� inni.
- Ale mog� im doradza�. I radz� ci, �eby� spali� swoj� map�. Ale wiem,
�e tego nie zrobisz. Wiec zamiast tego zwi� j�, po�� na niej swoj�
piecz�� i zanie� do z�otnika, o kt�rym ci m�wi�em. To jest uczciwy
staruszek i za miedziaka zamknie j� w swoim sejfie. Wracaj do domu i tam
wyzdrowiej. Je�li jeste� m�dry, nigdy tu nie wr�cisz, �eby si� o ni�
upomnie�.
Nieznajomy potrz�sn�� g�ow�.
- Mam zamiar zosta� tutaj w gospodzie. Mam dosy� pieni�dzy. I ci�gle ci
jestem winien asimi. Wynaj�cie bosaka, jak powiedzieli�my. Oto ono.
Eata wzi�� srebrn� monet� i podrzuci� j� w powietrze. By�a b�yszcz�ca,
niedawno bita, z profilem Seweriana g��boko i ostro wyrytym z jednej
strony. W czerwonawych promieniach s�o�ca wygl�da�a jak �arz�cy si�
w�gielek.
- Sup�asz rzemienie na tej sakiewce - powiedzia�. Potem znowu je
wi��esz, a wszystko ze strachu, �e dostane si� do niej, gdy b�dziesz spa�.
Co� ci powiem. Je�eli po ciebie wr�c�, to zanim sko�czymy dostan� ka�dego
mosi�nego aesa z tej sakwy. Wyjmiesz swoje pieni�dze, wszystkie, i oddasz
mi je moneta po monecie.
Rzuci� asimi wysoko nad wod�. B�yszcza�o jeszcze przez kr�tk� ostatni�
chwil�, potem zgas�o na zawsze w ciemnej Gyoll.
- Ja nie wr�ce - powiedzia� Eata.
- To jest dobra mapa. Patrz. - Nieznajomy wyci�gn�� j� z cholewy buta
i zacz�� rozwija�, niezdarnie, bo nie m�g� u�ywa� obu r�k. Kiedy dostrzeg�
twarz Eaty zatrzyma� si�, wcisn�� map� do kieszeni i wygramoli� si� na
p�pok�ad.
Os�abiony z up�ywu krwi i sztywny od ran, nie m�g� bez pomocy zej�� na
nabrze�e. Jeden z pozosta�ych w��cz�g�w wyci�gn�� r�k� i on j� uj��. Przez
ca�y czas spodziewa� si�, �e poczuje jak bosak wbija mu si� w plecy.
Us�ysza� tylko szyderczy �miech Eaty.
Gdy ju� sta� obiema stopami na nabrze�u, jeszcze raz odwr�ci� si� ku
�odzi. Eata zawo�a�:
- Czy m�g�by� �askawie mnie uwolni�, Optymacie?
Nieznajomy machn�� r�k� i w��cz�ga, kt�ry mu przedtem pomaga�, odwi�za�
lin� cumownicz�.
Eata odepchn�� ��d� od brzegu i poruszy� bomem, �eby z�apa� ten wiatr,
kt�ry jeszcze wia�.
- Wr�cisz po mnie! - krzykn�� nieznajomy. - Poniewa� pozwol� ci i�� ze
mn�! Poniewa� dam ci udzia�! Stary, br�zowy �agiel powoli i jakby z
wahaniem wype�ni� si� wiatrem. Liny takielunku napr�y�y si� i niewielka
��d� zacz�a si� oddala�. Eata nie obejrza� si�, ale jego d�o� dr�a�a,
chwytaj�c rumpel.
przek�ad : Daros�aw J. Toru�
powr�t
Gene Wolfe JAK PRZEGRA�EM DRUG� WOJN� �WIATOW�, I POMOG�EM
POWSTRZYMA� NIEMIECK� INWAZJ�
1 kwietnia 1938
Wielce Szanowny
Panie Redaktorze!
Jako wieloletni prenumerator(od czasu zamieszkania w Wielkiej Brytanii,
�ci�le bior�c) cz�sto z przyjemno�ci� stwierdza�em, �e opr�cz
zamieszczania szczeg�owych opis�w r�nych "Nowych, logicznych i
oryginalnych gier" projektowanych przez Waszych czytelnik�w, udzielacie
r�wnie� na swoich �amach miejsca obrazkom z �ycia miast i wsi, zw�aszcza
je�eli maj� co� wsp�lnego z grami. Dlatego mam nadziej�, �e relacja �
przygody, jaka mnie ostatnio spotka�a i dzi�ki kt�rej zetkn��em si�
osobi�cie nie tylko z panem W.L.S. Churchillem - jak Pa�stwo niew�tpliwie
pami�tacie, dymisjonowanym ze stanowiska pierwszego lorda admiralicji
podczas Wielkiej Wojny za popieranie nieudanej Wyprawy Dardanelskiej i
cho�by z tego wzgl�du osoba interesuj�c� dla wszystkich nas, zajmuj�cych
si� strategicznymi grami planszowymi - lecz tak�e z taka znakomito�ci�,
jak obecny kanclerz Rzeszy Niemieckiej Herr Adolf Hitler.
Wszystko to, jak Pa�stwo si� ju� zapewne domy�lili, zdarzy�o si� w
zwi�zku z wielk� wystaw� w Bath, ale zanim zaczn� swoj� relacj� z tych
niecodziennych wydarze� (kt�re niewiele os�b mog�o obserwowa�, jak sobie
pochlebiam, z tak dogodnej pozycji jak ja), musz� wyja�ni� przynajmniej w
og�lnym zarysie, bo szczeg�y s� wyj�tkowo skomplikowane, zasady gry w
Wojn� �wiatow� opracowanej przez mojego przyjaciela Lansbury'ego i przeze
mnie. Jak wielu innych u�ywamy jako planszy wielkiej mapy �wiata.
Stwierdzili�my, �e wygodnie jest przyklei� j� klejem do tapet na du�ym
arkuszu dykty i pokry� werniksem; tak przygotowana mapa umieszczona na
du�ym stole moim gabinecie s�u�y nam znakomicie. Pa�stwa walcz�ce po
przeciwnych stronach ustala si� drog� losowania, a morskie, l�dowe i
powietrzne jednostki r�nych rodzaj�w wojsk s� reprezentowane przez
kolorowe kartoniki, ale przy okre�laniu charakteru tych jednostek
wprowadzili�my now� zasad� - niespotykan�, o ile wiem, w �adnej innej
grze. Polega ona na tym, �e ka�dy z graczy mo�e w dowolnej chwili
zaproponowa� nowy rodzaj statku, broni palnej lub jakiejkolwiek innej,
je�eli wyka�e jej prawdopodobie�stwo (niekonieczne, prosz� zauwa�y�, jej
przydatno��, je�eli oka�e si� nieprzydatna, jest to tylko jego strata) z
wystarczaj�ca si�a, �eby przekona� przeciwnika, mo�e przezbroi� cz��
swoich jednostek i zyskuje monopol na korzystanie z nowej -broni przez
trzy ruchy, po czym jego przeciwnik mo�e zrobi� to samo.
W ten spos�b gracz w Wojn� �wiatowa naszego projektu musi wykaza� si�
nie tylko umiej�tno�ciami strategicznymi, lecz
tak�e wynalazczo�ci� i sztuk� przekonywania.
Tak si� z�o�y�o, �e sp�dzili�my z Lansbury'm wi�kszo�� ubieg�ej zimy na
przygotowaniu gry i ustalaniu zasad ruchu jednostek. Obaj mamy spore
do�wiadczenie w grach tego rodzaju i wiedz�c o zamieszaniu i niesnaskach
cz�sto powodowanych przez niedok�adne om�wienie w przepisach sytuacji,
kt�re mog�y si� wydawa� nieistotne, ustalali�my nasze regu�y z niezwyk��
skrupulatno�ci�. 17 lutego(spotykamy si� z Lansburym raz w tygodniu)
przeprowadzili�my losowanie. Mnie przypad�y Niemcy, W�ochy, Austria,
Bu�garia i Japonia ; Lansbury'emu Wielka Brytania, Francja, Chiny i
Holandia. Przyznaj�, �e taki podzia� wygl�da nieprawdopodobnie, kto�
pozbawiony wyobra�ni m�g�by zaprotestowa�, �e Japonia i W�ochy w Wielkiej
Wojnie sta�y po stronie Anglii i jest ma�o prawdopodobne, �e zmienia
sojusze w drugim konflikcie. Jednak bli�sze spojrzenie na histori� ujawnia
jeszcze mniej prawdopodobne odwr�cenia sojusz�w (jak wtedy, kiedy
Francja w XVI wieku zwi�za�a si� z Turcj� w tak zwanym w�wczas
Nie�wi�tym Przymierzu) i postanowili�my z Lansburym trzyma� si� wynik�w
losowania. 24 lutego mieli�my wykona� pierwsze ruchy.
Tak si� z�o�y�o, �e 20 lutego, kiedy rozwa�aj�c swoja strategi�
przegl�da�em "Guardiana", przyci�gn�o m�j wzrok og�oszenie o otwarciu
Wystawy i natychmiast pomy�la�em sobie, �e w�r�d przedstawicieli kraj�w
bior�cych w niej udzia� mog� znale�� osoby, kt�rych pomys�y mog� by� dla
mnie cenne. Tak czy owak nie mia�em nic lepszego do roboty i w ten spos�b
(nie podejrzewaj�c, �e stan� si� �wiadkiem wydarze� historycznych)
wsun��em do kieszeni ma�y notes i wyruszy�em na Wystaw�!
S�dz�, �e nie musz� opisywa� rozleg�ych teren�w wystawowych
czytelnikom tego magazynu. Wystarczy powiedzie�, �e - jak wszyscy s�yszeli
- otacza� je owalny tor wy�cigowy d�ugo�ci prawie siedmiu mil, a
dominuj�c� budowla by�a Wie�a Sterowc�w stanowi�ca najbardziej imponuj�c�
cz�� ekspozycji niemieckiej oraz srebrzysty ogrom sterowca "Graf Spee",
kt�ry przywi�z� naczelnego funkcjonariusza Rzeszy do Anglii i teraz
czeka�, jak d�in jakiej� Kultur-lampy, �eby go odwie�� z powrotem. By� to,
nawiasem m�wi�c, dzie�, w kt�rym kanclerz Hitler - dla kt�rego specjalnie
wystawa zosta�a wcze�niej otwarta - mia� inaugurowa� pokaz Ludowego
Samochodu. Transparenty zawieszone na s�upach a nawet nad g��wnym wej�ciem
g�osi�y takie has�a, jak: SAMOCH�D LUDOWY??? TAK, DLA LUDU BRYTYJSKIEGO!!!
albo NIEMIECKA ROBOTA DLA LUDZI, KT�RZY POTRAFI� J� DOCENI� a nawet Z
DUCHA TAK BRYTYJSKIE JAK RODZINA KR�LEWSKA.
Pami�taj�c, �e Niemcy s� najpot�niejszym z kraj�w, kt�re wylosowa�em w
naszej grze, wybra�em si� na ekspozycj� niemieck�.
Zebra� si� tam g�sty t�um; panowa�a �wi�teczna atmosfera, ale by�a w
niej i nuta trze�wej kalkulacji - s�ysza�o si� ludzi pracy omawiaj�cych
techniczne zalety (prawdziwe i wyimaginowane) niemieckich maszyn, ich
wyj�tkow� tanio�� oraz nieoprocentowane po�yczki udzielane przez
Reichshauptkasse. Sprzedawcy roznosili precle, Lebkuchen i bawarskie kremy
w papierowych kubkach zachwalaj�c sw�j towar w krzykliwym cockneyu. Wok�
wielkiej sali wystawowej, gdzie za godzin� kanclerz Rzeszy osobi�cie mia�
da� znak do inwazji Ludowego Samochodu na Wielk� Brytani� demonstruj�c
pojazd przed doborowym gronem znakomito�ci, t�oczy�a si� masa ludzi,
chocia� budynek (jak si� p�niej dowiedzia�em) by� od dawna wype�niony i
nikogo ju� nie wpuszczano.
Niemcy nie byli jednak monopolistami na tym polu. Przez t�um
przeciska�y si� modele samochod�w bez kierowcy, nieznacznie tylko mniejsze
(tak si� przynajmniej wydawa�o) ni� niemieckie Samochody Ludowe. Te -
"zabawki", je�eli wolno mi tak okre�li� co� r�wnie skomplikowanego, a
jednak z natury niepowa�nego, mia�y na antenach flag� Imperium Japo�skiego
ze wschodz�cym s�o�cem i wylicza�y przez g�o�niki w�r�d ceremonialnych
posykiwa� zalety wyrob�w przemys�owych tego narodu, zw�aszcza gramofon�w,
radioodbiornik�w i temu podobnych, stosuj�cych te najnowsze cudo,
tranzystory.
Podobnie jak wszyscy sp�dzi�em kilka minut wspinaj�c si� na palce i
wyci�gaj�c szyj� w nadziei, �e co� zobacz�. Ale nie interesowa� mnie
specjalnie ani Ludowy Samoch�d i kanclerz Rzeszy, ani japo�skie
samochodowe marionetki i wkr�tce zaj��em si� poszukiwaniem kogo�, kto
m�g�by mi by� pomocny w zbli�aj�cym si� starciu z Lansburym. Szcz�cie mi
sprzyja�o, bo zaledwie si� rozejrza�em, dostrzeg�em t�giego m�czyzn� w
mundurze oficera Flugzengmeisterei kupuj�cego od roznosiciela jakie�
niemieckie s�odycze.
Natychmiast podszed�em do niego, sk�oni�em si� i przeprosiwszy, �e
o�mielam si� zwr�ci� do niego nie przedstawiony, wskaza�em wielki
sterowiec nad naszymi g�owami.
- Ah, so! - powiedzia�. - Wi�c podoba si� panu ten grubas tam w g�rze?
Rzeczywi�cie pi�kny statek, nie ma w�tpliwo�ci. - Nada� si� w dobrodusznie
niemiecki spos�b, wrzuci� do ust cukierka i ca�y promieniowa�
zadowoleniem. Mia�em go w�a�nie spyta�, czy zastanawia� si� kiedy� nad
militarnymi aspektami lotnictwa, kiedy zauwa�y�em na jego kurtce
mundurowej odznaczenie. Widz�c kierunek mojego spojrzenia spyta�: - Wie
pan, co to jest?
- Oczywi�cie - odpowiedzia�em. - Sam nie bra�em udzia�u w wojnie, ale
da�bym wszystko, �eby by� lotnikiem. W�a�nie chcia�em pana spyta�, herr...
- Goering.
- Herr Gaering, jakie by�oby zastosowanie lotnictwa, gdyby - rozumiem,
�e to mo�e brzmie� absurdalnie - Wielka Wojna mia�a wybuchn�� teraz?
Po b�ysku w jego oczach zrozumia�em, �e znalaz�em bratni� dusz�.
- To jest dobre pytanie - powiedzia� i przez chwil� sta� patrz�c na
mnie niczym niemiecki nauczyciel, kt�ry z nale�yt� uwaga odnosi si� do
pytania swojego ulubionego ucznia. - I powiem panu jedno: to, co mieli�my
wtedy, to by�o nic. Uzbrojone latawce. Gdyby wojna mia�a zdarzy� si�
teraz... - zamilk� na chwil�.
- To, oczywi�cie, nie do pomy�lenia.
- Ja. Dzisiaj Vaterland, kt�ry nie zdo�a� podbi� Europy bagnetami w
tamtej wojnie, podbija ca�y �wiat za pomac� pieni�dzy i naszych ma�ych
samochod�w. Dzi�ki nim nasz fuhrer pokona� wrog�w partii i teraz ca�y
przemys� polski i austriacki s� nasze. Ludzie tam m�wi� "nasza fabryka,
nasz bank", ale udzia�y s� teraz w Berlinie.
Oczywi�cie wiedzia�em to wszystko jak ka�dy dobrze poinformowany
cz�owiek i chcia�em skierowa� nasz� rozmow� z powrotem na nowe techniki
wojenne, ale okaza�o si� ,to zbyteczne.
- Ale pana - ci�gn�� Goering z nag�ym o�ywieniem - i mnie ma�o to
obchodzi. To s� sprawy dla finansist�w, nicht war? Czy wie pan, co ja (tu
uderzy� si� pi�ci� w pot�n� pier�) bym zrobi�, gdyby wybuch�a wojna?
Budowa�bym Stutzkampfbombers.
- Stutzkampfbombers?
- Ka�dy ni�s�by jedn� bomb�! Jedn�, ale du��. Szybkie samoloty -
pochyli� si� i praw� r�k� wykona� ruch nurkowania w ostatniej chwili
podrywaj�c samolot i wypuszczaj�c bawarsk� kr�wk� tak, by spad�a mi na
but. - Szybkie samoloty. A czo�gi... wie pan, co to s� czo�gi?
Kiwn��em g�ow�.
- Troch�.
- Czo�gi atakowa�yby kolumnami. Stutzkampfbombers przed czo�gami,
oddzia�y szturmowe za czo�gami. Czo�gi te� szybkie, mniej pancerza, za to
szybkie, z du�ym dzia�em.
- Wspania�e... b�yskawiczna wojna.
- Ja, Blitzkrieg; teraz, m�j przyjacielu, musz� ju� i�� i zaj�� si�
naszym fuhrerem, ale jest tutaj kto�, kogo powinien pan pozna�. Podobaj�
si� panu czo�gi - ten cz�owiek jest ich ojcem. By� tu w czasie wojny w
marynarce i kiedy armia nie chcia�a si� tym zaj��, zrobi� je w marynarce,
a dziennikarzom odpowiadali, �e robi� "tanki", czyli zbiorniki. Po
angielsku do dzisiaj u�ywacie tej g�upiej nazwy, i kiedy si� na nie
wchodzi, m�wicie o "pok�adzie", a wszystko przez niego. On jest tam... -
wskaza� wielki pawilon, w kt�rym kanclerz Rzeszy mia� wkr�tce
zademonstrowa� zachwyconej brytyjskiej publiczno�ci Ludowy Samoch�d.
Powiedzia�em mu, �e nie mam szans tam wej��. Sala by�a pe�na, a t�um na
zewn�trz coraz wi�kszy.
- Spokojnie. Z Hermannem pan wejdzie. Niech pan idzie za mn� i robi
min�, jakby pan by� z gazety.
Pos�usznie poszed�em za tym wielkim, jasnow�osym Niemcem, kt�remu
otwiera�a drog� przez t�um zar�wno jego masa i tubalny g�os, jak i
imponuj�cy mundur. Stra�nik przy wej�ciu (w kr�tkich lederhosen)
zasalutowa� mu i nawet nie pr�bowa� mi� zatrzyma�.
W jednej chwili znalaz�em si� w ogromnej hali, dziele tego samego
germa�skiego geniuszu budowlanego, kt�ry ostatnio zadziwi� �wiat
autobahnem. Sklepiony metaliczny sufit l�ni�cy jak lustro odbija� z
po�yskliwymi zniekszta�ceniami ka�dy szczeg� z do�u. Zobaczy�em w nim
ceramiczn� pod�og�: du�e p�yty tworzy�y olbrzymi obraz ma�ego samochodu,
kt�ry rozs�awi� przemys� niemiecki na �wiecie. Za pomoc� sztuki nie mniej
imponuj�cej ni� bogactwo i si�a, kt�re pozwoli�y wznie�� ten ogromny
budynek na terenach wystawowych w ci�gu kilku tygodni, na mozaice za szyb�
wida� by�o twarz kierowcy tego auta - nie wyra�nie, lecz przez mgie�k�,
tak jak przechodzie� m�g�by widzie� twarz kierowcy, kt�ry go za chwil�
przejedzie. By�a to, oczywi�cie, twarz Adolfa Hitlera.
Po jednej stronie hali, na podwy�szeniu, siedzieli "klienci", starannie
dobrani przedstawiciele sfer gospodarczych i politycznych, kt�rzy b�d�
mieli szcz�cie obejrze� samego przyw�dc� narodu niemieckiego
demonstruj�cego osobi�cie Ludowy Samoch�d. Na prawo, na znacznie ni�szym
podwy�szeniu, siedzieli przedstawiciele prasy, �atwi do rozpoznania dzi�ki
swoim aparatom fotograficznym i notatnikom oraz nonszalanckim, czasem z
lekka obszarpanym strojom. To w kierunku tej w�a�nie grupy Herr Goering
�mia�o mnie poprowadzi� i wkr�tce zidentyfikowa�em (mog� chyba zgodnie z
prawd� powiedzie� "w p� drogi") cz�owieka, o kt�rym m�wi� mi na zewn�trz.
Siedzia� w ostatnim rz�dzie i wydawa�o si�, �e jakby wy�ej ni� inni;
brod� opar� na d�oniach, kt�re z kolei obejmowa�y r�czk� laski. Jego
charakterystyczna twarz, okr�g�a i rumiana, mia�a w sobie co� niemowl�cego
i buldogowatego zarazem. Wyczuwa�o si� tutaj niewinno�� i niezm�con�
rado�� �ycia po��czone z odwaga, dla kt�rej kapitulacja nie jest w zwyk�ym
sensie nie do pomy�lenia, ale w praktyce nigdy nie bywa rozwa�ona. Jego
obranie by�o kosztowne, ale znoszone, i mo�na by wzi�� go za lokaja
donaszaj�cego ubranie pana, gdyby nie fakt, �e le�a�o na nim tak idealnie,
i gdyby nie to co�, co m�wi�o, �e ten cz�owiek nie mo�e by� niczyim s�ug�,
mo�e z wyj�tkiem kr�la.
- Herr Churchill - powiedzia� Goering - przyprowadzi�em panu
przyjaciela.
Uni�s� g�ow� znad laski i zmierzy� mnie bystrymi, niebieskimi oczami.
Pa�skiego - spyta� - czy mojego?
- Jest du�y i mo�emy si� nim podzieli� - odpar� Goering swobodnie. -
Teraz jednak zostawiam go panu.
Cz�owiek siedz�cy obok Churchilla przesun�� si� i usiad�em na jego
miejscu.
- Nie jest pan ani dziennikarzem, ani str�czycielem - zahucza�
Churchill. - Nie jest pan dziennikarzem, bo znam ich wszystkich, a
str�czyciele znaj� mnie, albo tak twierdz�. Ale poniewa� nie s�ysza�em,
�eby ten cz�owiek lubi� kogo�, kto nie jest str�czycielem, albo, �eby by�
mi�y dla kogo�, kto nie jest dziennikarzem, to musz� spyta�, jak pan to u
diab�a zrobi�?
Zacz��em opisywa� nasz� gr�, ale po jakich� pi�ciu minutach przerwa� mi
jegomo�� siedz�cy przede mn�, kt�ry nie ogl�daj�c si� szturchn�� mnie
�okciem i powiedzia�: - Idzie.
Do hali wszed� kanclerz i mi�dzy rz�dami Sturmsachbearbeiters (jak
nazywano elitarne si�y sprzedawc�w), sztywno i energicznie zmierza� ku
�rodkowi pomieszczenia: Z balkonu, pi��dziesi�t st�p nad naszymi g�owami
orkiestra zagra�a Deutschland, Deutschland ober alles z tak� werw�, �e
ba�em si� o ca�o�� budowli, podczas gdy ameryka�ski sprawozdawca w pobli�u
wykrzykiwa� do moich rodak�w po drugiej stronie Atlantyku, �e Herr Hitler
jest tutaj, �e w�a�nie teraz, z godn� zazdro�ci niemiecka punktualno�ci�
zbli�a si�