759
Szczegóły |
Tytuł |
759 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
759 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 759 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
759 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kim Stanley Robinson
UCIECZKA Z KATMANDU
T�umaczy� Piotr Sitarski
Jak zobaczymy, istniej� r�wnie� przekonuj�ce dowody histo-
ryczne na istnienie ogromnych sieci tuneli podziemnych zar�wno
w Ameryce P�nocnej, jak i �rodkowej oraz Po�udniowej; nie
zamierzam jednak omawia� tutaj tych fakt�w, gdy� uniemo�li-
wi�oby to wyci�gni�cie pewnych wniosk�w, do kt�rych doszed-
�em w moich rozwa�aniach; do sprawy tej powr�c� w nast�pnych
rozdzia�ach.
Alec Maclellan, Zagubiony �wiat Agharty
Podzi�kowania
Wyprawa do Everestu jest swego rodzaju pielgrzymk�,
chcia�bym wi�c podzi�kowa� niekt�rym z naszych wsp�piel-
grzym�w, kt�rzy wnie�li mn�stwo do atmosfery tej ksi��ki. S�
to: Lahure Tenzing, Bahadim Bahadur i Dol Bahadur, Tenzing
Sherpa i Pemba Sherpa, Larry i Chet oraz Karny i Roger, Bob
i Karla, Tron i Thor-Erik, Kim i Lisa, Ernest i Christine, Mishka
i Melka, Barb i Sarah, Trevor i Tom, John, Tom, Ivan, Thomas,
Kitty i Joe, Ray, Anna i Kya, Len, Gilbert i ekipa francuska,
Pasang Kami, Bob i Lorraine, Brent i Sue oraz wszyscy ludzie
z hotelu Gwiazda.
Podczas pisania tej ksi��ki wspomagali mnie moi przyjaciele:
Patrick Delahunt, Gardner Dozois, Pat Murphy, Beth Meacham,
Lisa Noweli, Paul Park i �an Watson. Dzi�kuj� im.
Jeszcze specjalne podzi�kowanie dla cz�owieka, kt�ry po-
m�g� mi na 524 sposoby, i dla Kabira Saxeny, kt�ry pewnej nocy
w pensjonacie B��kitny Ksi�yc w Junbesi opowiedzia� nam
o Szambhali.
Ta ksi��ka jest dla was.
Cz�� I
Ucieczka z Katmandu
I
Przewa�nie nie zwracam wi�kszej uwagi na cudze listy. Je�li
ju� o to chodzi, to prawd� m�wi�c, nawet moje w�asne niezbyt mnie
obchodz�. Wi�kszo�� z nich to makulatura albo rachunki, a nawet
te normalne, jak nowiny od mojej bratowej, przychodz� odbite
na ksero dla ca�ej rodzinki. W najlepszym razie trafi si� czasem
od kumpla alpinisty jaki� list, kt�ry brzmi jak artyku� do �Maga-
zynu Alpinistycznego dla Analfabet�w". M�czy� si�, czytaj�c
co� podobnego, i to jeszcze od obcej osoby? Chyba �artujecie.
By�o jednak co� intryguj�cego w nie odebranej poczcie z ho-
telu Gwiazda w Katmandu. Po kilka razy ka�dego dnia ucieka�em
od zgie�ku i kurzu Zaczarowanego Miasta Alicji, przemierza�em
wybrukowane s�o�cem podw�rze Gwiazdy, wchodzi�em do holu,
bra�em sw�j klucz od jednego z za�panych hinduskich portier�w,
zreszt� mi�ych facet�w, i po ko�lawych schodach wspina�em si�
do swojego pokoju. A na szczycie tych schod�w wisia�a przybita
do �ciany drewniana skrzynka na listy, ca�kowicie zapchana
poczt�. Upchni�to tam pewnie ze dwie setki list�w i poczt�wek.
Grube pakiety, b��kitne przesy�ki lotnicze, obszarpane widok�w-
ki z Tajlandii czy Peru, zwyczajne koperty pokryte zawi�ymi
adresami i purpurowymi stemplami � wszystko to by�o wci�ni�-
te mi�dzy poprzeczki skrzynki, wszystko by�o szare od kurzu.
Z drukowanej tkaniny nad skrzynk�, smutnym, s�oniowatym
wzrokiem spogl�da� w d� Ganesia, niczym symbol wszystkich
nadawc�w tych list�w, kt�re nie mia�y nigdy dotrze� do celu. To
by�a naprawd� najd�u�ej nie odebrana poczta.
Dotar�o to do mnie dopiero po chwili. Obudzi�a si� moja
ciekawo��. Dziesi�� razy w ci�gu dnia mija�em ten smutny wi-
dok, kt�ry w dodatku nie zmienia� si� nigdy: �adnych list�w nie
zabierano, �adne nie przybywa�y. Jakie mn�stwo zmarnowanego
wysi�ku! Dawno temu ci ludzie wyruszyli do Nepalu, szmat
drogi, bez wzgl�du na to, sk�d pochodzili. Tam w domu jaki�
krewny, przyjaciel albo ukochana po�wi�cali sw�j czas, �eby
usi��� i napisa� list, co dla mnie jest tak� mniej wi�cej rozrywk�,
jakby spu�ci� komu� ceg�� na nog�. Naprawd�, czysty heroizm.
�Drogi George'u Fredericksie! Gdzie jeste�, jak Ci si� wiedzie?
Twoja bratowa urodzi�a dziecko, a ja wracam do szko�y. Kiedy
b�dziesz w domu?" Podpisano: Stale Pami�taj�cy, Oddany Przy-
jaciel. Ale George ruszy� w Himalaje albo przeni�s� si� do innego
hotelu i nie wpad� ani razu do Gwiazdy, a mo�e by� ju� w drodze
do Tajlandii, Peru czy jeszcze gdzie indziej i p�yn�cy z serca trud,
�eby si� z nim porozumie�, poszed� na marne.
Pewnego dnia wr�ci�em do hotelu troch� wstawiony i zauwa-
�y�em ten list do George'a Fredericksa. Po prostu rzuci�em okiem,
wiecie, z ciekawo�ci. Ja te� mam na imi� George � George
Fergusson. A list do George'a by� najgrubszy ze wszystkich
kopert normalnego formatu, ca�y zakurzony i prze�amany na p�.
�George Fredericks � Hotel Gwiazda � Dzielnica Thamel �
Katmandu � NEPAL". By�y na nim trzy nepalskie znaczki �
z kr�lem, z Cho Oyo i jeszcze raz z kr�lem � a stempel by�
nieczytelny, jak zawsze.
Powoli, z oci�ganiem, wcisn��em list z powrotem do skrzyn-
ki. Spr�bowa�em zaspokoi� swoj� ciekawo��, czytaj�c poczt�w-
k� z Koh Samui: �Cze��! Pami�tasz mnie? Musia�em wyjecha�
w grudniu, jak sko�czy�y mi si� pieni�dze. Wr�c� w przysz�ym
roku. Pozdrowienia dla Franza i Badim Badura � Michel".
Nie, nie. Od�o�y�em kartk� i powlok�em si� na g�r�. Wszy-
stkie poczt�wki s� do siebie podobne. �Pami�tasz mnie?" No
w�a�nie. Za to ten list do George'a... Gruby na jaki� centymetr!
Chyba z pi�tna�cie albo dwadzie�cia deko � na pewno jaka�
epopeja. I najwyra�niej napisany w Nepalu, przez co oczywi�cie
by� dla mnie jeszcze ciekawszy. Widzicie, wi�kszo�� ostatnich
lat sp�dzi�em w Nepalu, wspinaj�c si�, prowadz�c wyprawy
trekkingowe i wa��saj�c si�, a w tym czasie reszta �wiata zacz�a
nabiera� do�� nierzeczywistego wygl�du. Teraz czuj� taki sam
podziw dla dziennikarzy z �The International Herald Tribune",
jaki kiedy� czu�em dla tych z �The National En�uirer". Jezu! �
my�la�em sobie, przegl�daj�c �Tribbie" przed ksi�garni� w Tha-
melu i czytaj�c o dziwacznych wojnach, nieprawdopodobnych
konferencjach, ekscentrycznych porwaniach. Jak im si� udaje
wymy�li� takie historie?
Za to epopeja z Nepalu... to by�a rzeczywisto��. W dodatku
zaadresowana do jakiego� �George'a F." Mo�e co� przekr�cili
w nazwisku, co? Zreszt� po tym, jak list by� z�o�ony i jak poszar-
pana by�a koperta, na pierwszy rzut oka mo�na by�o pozna�, �e
tkwi tam ju� ca�e lata. �wiat straci okropnie du�o, je�eli kto� tego
listu nie uratuje i nie przeczyta go. Wszystkie te porywy uczu�,
ca�e napi�cie kom�rek m�zgu, mi�ni palc�w, wszystko na mar-
ne. To by�by cholerny skandal.
No wi�c wzi��em go.
II
M�j pok�j, jeden z najprzyjemniejszych w ca�ym Thamelu,
znajdowa� si� na trzecim pi�trze Gwiazdy. Okno wychodzi�o na
wsch�d, na wysokie, obsiad�e przez nietoperze drzewa pa�acu
kr�lewskiego, g�ruj�ce nad mrowiem thamelskich sklep�w. Ga-
limatias budynk�w upstrzony by� przez liczne, wielkie, wiecznie
zielone ro�liny; z mojej wysoko�ci wygl�da�o to wr�cz jak las
drzew. Dalej wida� by�o zielone wzg�rza, kt�re otacza�y dolin�
Katmandu, a rankiem, zanim jeszcze uformowa�y si� chmury,
mog�em nawet dojrze� bia�e szpice Himalaj�w na pomocy.
Sam pok�j by� skromny: ��ko i krzes�o o�wietlone jedn�
jedyn� nag� �ar�wk�, zwisaj�c� z sufitu. Ale czego tak naprawd�
poza tym potrzeba? To prawda, �e ��ko by�o zapadni�te, ale
kiedy roz�o�y�em na nim karimat� z mojego ekwipunku alpini-
stycznego, �eby je wyr�wna�, stawa�o si� zno�ne. I mia�em
w�asn� �azienk�. To prawda, �e toaleta bez sedesu okrutnie prze-
cieka�a, ale poniewa� prysznic la� si� wprost na pod�og� i r�wnie�
przecieka�, nie mia�o to znaczenia. Trzeba te� przyzna�, �e pry-
sznic sk�ada� si� z dw�ch cz�ci: kurka na wysoko�ci bioder
i w�a z ko�c�wk� zawieszon� pod sufitem, a ta ko�c�wka by�a
popsuta, wi�c �eby wzi�� prysznic, musia�em siada� na pod�odze
pod kurkiem. Ale to by�o w porz�dku �jak zreszt� wszystko �
bo prysznic by� gor�cy. Terma do wody znajdowa�a si� wprost
nad �azienk�, we wn�ce, wi�c sp�ywaj�ca stamt�d woda by�a tak
gor�ca, �e kiedy bra�em prysznic, musia�em jeszcze odkr�ca�
dodatkowo zimn� wod�. Ju� samo to sprawia�o, �e by�a to jedna
z najwspanialszych �azienek w Thamelu.
Tak czy owak, ten pok�j z �azienk� by� moim pa�acem od
jakiego� miesi�ca, kiedy to czeka�em na przybycie nast�pnej
grupy trekkingowc�w z Zabierzemy Ci� Wy�ej Sp. z o. o. Gdy
wi�c wszed�em do �rodka z r�bni�tym listem w r�ku, musia�em
utorowa� sobie drog� przez ubrania, sprz�t alpinistyczny, �piw�r,
jedzenie, ksi��ki, mapy, sterty �Tribune", potem trzeba by�o
zrzuci� ca�y stos tego wszystkiego z krzes�a i zrobi� miejsce przy
parapecie. Wtedy dopiero usiad�em i spr�bowa�em otworzy�
zgi�t�, star� kopert�, nie rozrywaj�c jej przy tym.
Nie da�o rady. To nie by�a koperta nepalska i na skrzyde�ku
mia�a troch� prawdziwego kleju. Zrobi�em, co mog�em, ale CIA
nie by�oby ze mnie dumne.
Wreszcie si� uda�o. Osiem kartek papieru w linie, z�o�onych
jak wi�kszo�� list�w na p�, a potem zgi�tych jeszcze raz przez
poprzeczki skrzynki. Zapisane po obu stronach. Pismo by�o mi-
kroskopijne i neurotycznie regularne, tak wyra�ne jak w ksi��ce.
Na pierwszej stronie widnia�a data: 2 lipca 1985. To tyle, je�li
chodzi o moje zgadywanie wieku listu, ale przysi�g�bym, �e
koperta wygl�da�a na cztery albo pi�� lat. Taki jest kurz w Kat-
mandu. Na samym pocz�tku jedno zdanie podkre�lone by�o grub�
kresk�: �Me wolno Ci m�wi� o tym NIKOMU!!!" Jej! Wyjrza�em
nawet przez okno. List z tajemnicami! Znakomicie! Przechyli�em
si� na krze�le do ty�u, rozprostowa�em kartki i zacz��em czyta�.
li
2 lipca 1985
Drogi Freds!
Wiem, �e to cud dosta� ode mnie cho�by kartk�, a co dopiero
taki list jak ten. Przydarzy�a mi si� jednak rzecz zdumiewaj�ca,
a ty jeste� jedynym przyjacielem, kt�remu mog� zaufa�, �e za-
chowa to dla siebie. Nie wolno Ci m�wi� o tym NIKOMU!!!
Zgoda? Wiem, �e tego nie zrobisz; odk�d mieszkali�my w jed-
nym pokoju w akademiku, jeste� jedynym, z kim mog� rozma-
wia� w zaufaniu o wszystkim. 1 ciesz� si�, �e mam takiego
przyjaciela, bo jest tak, �e naprawd� musz� o tym komu� powie-
dzie�, albo zwariuj�.
Pami�tasz mo�e, �e napisa�em prac� magistersk� z zoologii
na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis nied�ugo po tym, jak
Ty odszed�e�, a potem jeszcze sp�dzi�em tam nad doktoratem
wi�cej lat, ni� mia�bym ochot� pami�ta�, a� wreszcie poczu�em
obrzydzenie i rzuci�em to. Nie zamierza�em mie� z tym kiedykol-
wiek do czynienia, ale zesz�ej jesieni dosta�em list od kole�anki,
z kt�r� dzieli�em gabinet, niejakiej Sarah Homsby. Planowa�a
wzi�� udzia� w ekspedycji zoologiczno-botanicznej w Himalaje,
w pewnym obozie wzorowanym na ekspedycji Cronina, gdzie
grono specjalist�w z r�nych dziedzin instaluje si� na skraju
pi�tra drzew, w najdzikszej g�uszy. Chcieli, �ebym ze wzgl�du
na znajomo�� Nepalu zabra� si� z nimi, co mia�o znaczy�, �e chc�
mnie na serdara, a m�j stopie� naukowy nie ma nic do rzeczy.
Dla mnie bomba. Przyj��em t� robot� i zacz��em przedziera� si�
przez biurokratyczne zaro�la Katmandu. Ty zrobi�by� to lepiej,
ale i ja jako� sobie poradzi�em. Urz�d Imigracyjny, Ministerstwo
Turystyki, Lasy i Parki, Kr�lewskie Linie Lotnicze Nepalu, czyli
RNAC, wszystkie te okropne formalno�ci wymy�lone przez ko-
go�, kto najwyra�niej naczyta� si� za du�o Kafki. W ko�cu jednak
si� z tym upora�em i wczesn� wiosn� wystartowa�em z czw�rk�
specjalist�w od zachowania zwierz�t, tr�jk� botanik�w oraz ton�
zapas�w. Polecieli�my na p�noc. Na l�dowisku do��czy�o do nas
dwudziestu dw�ch miejscowych tragarzy z prawdziwym serda-
rem i zacz�li�my trekking.
11
Nie b�d� Ci pisa� dok�adnie, gdzie doszli�my. Nie chodzi
o Ciebie; po prostu zbyt niebezpiecznie by�oby zapisywa� to na
papierze. Dotarli�my jednak w pobli�e wierzcho�ka jednego
z dzia��w wodnych, niedaleko grani Himalaj�w i granicy z Ty-
betem. Wiesz dobrze, jak ko�cz� si� takie doliny: dop�ywy biegn�
coraz wy�ej, a z samego kra�ca wychodzi ostatnia grupa stromych,
podobnych do kanion�w dolin, kt�re rozga��ziaj� si� w g�r�,
si�gaj�c a� do najwy�szych szczyt�w. Nasz� baz� za�o�yli�my
w miejscu, gdzie zbiega�y si� trzy takie �lepe doliny, wi�c cz�on-
kowie zespo�u mogli posuwa� si� w g�r� lub w d� strumienia,
w zale�no�ci od ich projektu badawczego. Do obozu bieg� szlak,
by� te� mostek nad poblisk� rzek�, ale trzy g�rne doliny by�y
naprawd� dzikie, tak �e trudno by�o przedosta� si� przez las, �eby
do nich dotrze�. Ale to by�o w�a�nie to, czego im by�o potrzeba
� nietkni�ta dzicz. No, prawie.
Kiedy ob�z by� ju� rozbity, tragarze odeszli i zosta�a nas
�semka. Moja dawna kole�anka Sarah Hornsby zajmuje si� orni-
tologi�; jest w tym �wietna i sporo czasu pracowali�my razem.
Sarah zabra�a ze sob� swojego ch�opaka, mammologa (nie, nie
to, o czym my�lisz, Freds), Phila Adrakiana. Od samego pocz�tku
niezbyt go lubi�em. By� przyw�dc� wyprawy i w ka�dym calu
Panem Specjalist� od Zachowania Zwierz�t � ale mo�esz by�
pewien, �e zdrowo si� nam�czy�, szukaj�c tam jakichkolwiek
ssak�w. Dalej Valerie Budge, entomolog � nietrudno znale��
dla niej przedmiot bada�, co? (Owszem, ona te� mnie wkurza�a.
Nast�pna specjalistka.) Armaat Ray by� herpetologiem, ale sko�-
czy�, pomagaj�c sporo Philowi przy nocnych czuwaniach w kry-
j�wkach. Botanicy to Kitty, Domini�ue oraz John, kt�rzy
wi�kszo�� czasu sp�dzali we w�asnym gronie, w du�ym namiocie
wype�nionym pr�bkami ro�lin.
No wi�c � �ycie w obozie z ekspedycj� zoologiczn�. Nie
s�dz�, �eby� tego kiedy� do�wiadczy�. W por�wnaniu z wypraw�
himalaistyczn� to du�o mniej podniecaj�ce, m�wi� Ci. Tutaj
pierwszy tydzie� czy dwa zesz�y mi na przechodzeniu przez
mostek i wytyczaniu najlepszych szlak�w przez las do trzech
12
wysokich dolin, potem przewa�nie pomaga�em Sarah w jej bada-
niach. Ale ca�y czas bawi�em si�, obserwuj�c ekip�; by�em, �e tak
powiem, specjalist� od zachowania zwierz�t dla specjalist�w od
zachowania zwierz�t.
Ja ju� raz tego spr�bowa�em i uzna�em, �e szkoda zachodu,
wi�c ciekawi mnie, dlaczego inni si� tym zajmuj�. Biega� za
zwierz�tami, potem wyja�nia� ka�dy szczeg�, kt�ry zobaczysz,
a p�niej k��ci� si� zawzi�cie z ka�dym na temat tych wyja�nie�
� co to za kariera? Po jakiego diab�a ludzie to robi�?
Rozmawia�em o tym z Sarah pewnego dnia, kiedy poszli�my
w g�r�, do �rodkowej doliny, szukaj�c gniazd pszcz�. Powie-
dzia�em jej, �e stworzy�em system klasyfikacyjny.
� Taksonomia! � wybuchn�a �miechem. � Nie uciek-
niesz od swojego wykszta�cenia. � I poprosi�a mnie, �ebym jej
0 tym opowiedzia�.
Po pierwsze, zacz��em, s� ludzie, kt�rzy szczerze i gor�co
fascynuj� si� zwierz�tami. Powiedzia�em jej, �e tak w�a�nie jest
z ni�; kiedy zobaczy�a lec�cego ptaka, jej twarz przybiera�a taki
wygl�d... to by�o tak, jakby patrzy�a na cud.
Sarah nie by�a pewna, czy to pochwala. Wiesz, naukowiec
musi by� bezstronny. Przyzna�a jednak, �e taki typ na pewno
istnieje.
Dalej, ci�gn��em, s� tropiciele. Tacy ludzie uwielbiaj� czo�-
ga� si� po krzakach i �ledzi� inne stworzenia, jak bawi�ce si�
dzieciaki. T�umaczy�em, dlaczego my�l�, �e to taki silny pop�d.
Wydaje mi si�, �e prowadzi to do �ycia bardzo podobnego do
tego, jakie przez ca�y milion lat wiedli nasi prymitywni przodko-
wie. Mieszkanie w obozowiskach, tropienie zwierz�t po lasach;
powr�t do takiego trybu �ycia mo�e dawa� ogromn� satysfakcj�.
Sarah zgodzi�a si� z tym i zauwa�y�a, �e dzisiaj, kiedy ma si� ju�
dosy� obozowiska, mo�na si� stamt�d wyrwa�, wej�� do wanny
z gor�c� wod� i popijaj�c koniak, s�ucha� Beethovena, jak to uj�a.
� Racja! � przytakn��em. � W obozie istnieje nawet ca�-
kiem niez�e �ycie nocne, macie tam waszego Dostojewskiego
1 dyskusje na temat Edwarda Wilsona... to najlepszy z obu �wia-
13
t�w. Taa, my�l�, �e do pewnego stopnia wi�kszo�� z was to
tropiciele.
� A ty zawsze m�wisz �wy" � wytkn�a mi Sarah. �
Dlaczego siebie wy��czasz, Nathan? Dlaczego zrezygnowa�e�?
I tu si� zacz�a powa�na rozmowa. Przez kilka lat byli�my na
jednym w�zku, ale potem to si� sko�czy�o, bo ja odszed�em.
My�la�em g��boko, jak si� wyt�umaczy�.
� Mo�e to przez trzeci typ, teoretyk�w. Musimy przecie�
pami�ta�, �e zachowanie zwierz�t jest Wielce Powa�an� Dzie-
dzin� Akademick�! Musi mie� w�asne uzasadnienie intelektual-
ne, nie mo�na po prostu wej�� na posiedzenie senatu uniwersytetu
i powiedzie�: �Szanowni koledzy, robimy to, bo podoba si� nam
spos�b latania ptak�w i przyjemnie jest czo�ga� si� po krzakach!"
� To prawda. � Sarah wybuchn�a �miechem.
Wspomnia�em o ekologii i r�wnowadze naturalnej, biologii
populacyjnej i ochronie gin�cych gatunk�w, teorii ewolucji i o tym,
w jaki spos�b �ycie osi�gn�o obecny poziom, o socjobiologii
i zwierz�cych przyczynach, warunkuj�cych zachowania spo�ecz-
ne. Ona jednak sprzeciwi�a si�, stwierdzaj�c, �e wszystko to s�
rzeczywiste problemy.
� Socjobiologia? � spyta�em. Skrzywi�a si�. Przyzna�em wi�c,
�e istniej� wprawdzie pewne punkty widzenia usprawiedliwiaj�-
ce badania zwierz�t, ale twierdzi�em, �e dla niekt�rych ludzi sta�y
si� one najwa�niejsz� cz�ci� ich dziedziny. Jak to uj��em, �dla
wi�kszo�ci ludzi na naszym wydziale teorie sta�y si� wa�niejsze
ni� zwierz�ta. To, co obserwuj� w terenie, to po prostu wi�cej
danych do ich teorii! Interesuje ich tylko to, co jest na papierze
albo na konferencji, wielu z nich zajmuje si� badaniami tereno-
wymi wy��cznie dlatego, �e trzeba udowodni�, �e si� to potrafi".
� Och, Nathan � odpar�a. � To, co m�wisz, brzmi cyni-
cznie, tyle �e cynicy s� po prostu rozczarowanymi idealistami.
Pami�tam ci� przecie� �jeste� urodzonym idealist�!
Wiem, Freds, �e si� z ni� zgodzisz. Nathan Howe, idealista.
Mo�e i jestem idealist�. Tak te� jej powiedzia�em: �Mo�e i jestem
idealist�. Ale, Jezu, od tej atmosfery na wydziale by�o mi niedo-
14
brze. Teoretycy wbijaj�cy sobie nawzajem no�e w plecy z powo-
du jakich� teoryjek, gadaj�cy tak naukowo, jak tylko potrafi�,
chocia� sprawa w og�le nie jest naukowa! Nie mo�na zweryfiko-
wa� tych teorii, wymy�laj�c do�wiadczenie i badaj�c jego powta-
rzalno��, nie mo�na wyizolowa� parametr�w ani ich zmieni�, ani
u�y� pr�bki kontrolnej � to tylko obserwacja i niesprawdzalne
hipotezy, w k�ko to samo! A oni mimo wszystko zachowuj� si�
jak solidni uczeni, z modelami matematycznymi i tym wszy-
stkim, jak chemicy albo kto� taki. To po prostu scjentyzm".
Sarah pokr�ci�a tylko g�ow�.
� Za wielkim jeste� idealist�, Nathan. Chcesz, �eby wszy-
stko by�o doskona�e. A przecie� to nie jest takie proste. Je�li
chcesz bada� zwierz�ta, musisz i�� na kompromisy. A co do
twojego systemu klasyfikacyjnego, to powiniene� napisa� o tym
do �Przegl�du Socjobiologicznego"! Ale pami�taj, �e to tylko
teoria. Jak o tym zapomnisz, sam wpadniesz w pu�apk�.
Trafi�a w sedno, a poza tym zauwa�yli�my par� pszcz�
i musieli�my si� pospieszy�, �eby za nimi nad��y�, kiedy lecia�y
w g�r� rzeki. Rozmowa wi�c si� sko�czy�a. Ale podczas nast�-
pnych wieczor�w w namiocie, gdy Valerie Budge wyja�nia�a
nam, �e spo�ecze�stwo ludzkie zachowuje si� z grubsza tak samo
jak mr�wki, albo kiedy ch�opak Sarah, Adrakian, sfrustrowany
brakiem obserwacji, wpada� w d�ugie, analityczne ci�gi, jakby
by� najostrzejszym teoretykiem od czas�w Roberta Triversa,
Sarah posy�a�a mi spojrzenie i u�miech, a ja wiedzia�em, �e mam
racj�. Tak naprawd�, to chocia� Adrakian m�wi� okropnie d�cie,
nie s�dz�, �eby by� a� tak dobry. Wszystkie jego publikacje nie
przygi�yby tragarza do ziemi, rozumiesz. Nie mia�em poj�cia,
co Sarah w nim widzi.
Po paru dniach Sarah i ja wr�cili�my do �rodkowej doliny,
jeszcze raz poluj�c na gniazda pszcz�. Poranek by� bezchmurny,
typowa le�na wspinaczka w Himalajach: najpierw przez mostek,
potem mi�dzy g�azami w korycie strumienia i w g�r�, od jednego
rozlewiska do drugiego, potem jeszcze wy�ej, przez wilgotne
drzewa i zaro�la, po sfa�dowanych ��kach mchu. Dalej na szczyt
15
�ciany dolnej kotliny i na dno g�rnej, gdzie w lesie wielkich
rododendron�w by�o znacznie s�oneczniej i ja�niej. Kwiaty rodo-
dendron�w migota�y jeszcze na ka�dej ga��zi; intensywno�� ich
r�owej barwy, d�ugie promienie �wiat�a przebijaj�ce si� przez
li�cie i o�wietlaj�ce szorstk�, czarn� kor�, pomara�czowe grzyby,
jasnozielone paprocie � wszystko to by�o jak w�drowanie we
�nie. A tysi�c metr�w nad nami wisia�a �nie�na podkowa szczy-
t�w. Himalaje � sam wiesz.
Byli�my wi�c w dobrych nastrojach, w�druj�c wzd�u� stru-
mienia w g�r� tej wysokiej doliny. Powy�ej niewielkiego zakr�tu
i spi�trzenia potok rozszerza� si� w d�ugie, w�skie rozlewisko; od
po�udnia wznosi�o si� nad nim urwisko z pr��kowanego, ��ta-
wego granitu, pokryte poziomymi p�kni�ciami. Wy�azi�y z nich
gniazda pszcz�. Miejscami urwisko zdawa�o si� pulsowa� na
czarno, unosi�y si� przed nim chmary pszcz�, a przez cichy szum
strumienia s�ysza�em niskie buczenie owad�w, zaj�tych swoj�
prac�. Podnieceni usiedli�my na g�azie, w pe�nym s�o�cu, wyj�-
li�my lornetki i zacz�li�my przygl�da� si� ptasiemu �yciu. Goraki
na �niegu w g�rze doliny, or�os�p szybuj�cy ponad szczytami,
jakie� zi�by popiskuj�ce jak zwykle dooko�a � i wtedy go
zobaczy�em, ��ty b�ysk, tylko odrobin� wi�kszy od kolibra.
Ma�y ptaszek hu�taj�cy si� na ga��zce zwisaj�cej przed urwi-
skiem z pszczelimi gniazdami. Sfrun�� na d�, do kawa�ka wosku,
kt�ry spad� na ziemi�; dziobn�� par� razy i po�kn�� grudk�.
Miodow�d himalajski. Tr�ci�em Sarah �okciem i pokaza�em jej,
ale ona dostrzeg�a go ju� wcze�niej. D�ugo siedzieli�my bez
ruchu, obserwuj�c.
Edward Cronin, kierownik poprzedniej takiej ekspedycji
w Himalaje, jako pierwszy przeprowadzi� rozleg�e badania nad
miodowodem himalajskim i wiedzia�em, �e Sarah chcia�a spraw-
dzi� jego obserwacje i kontynuowa� t� prac�. Miodowody to
niezwyk�e ptaki, gdy� �ywi� si� woskiem z plastr�w miodu;
pomagaj� im w tym jakie� bakterie w uk�adzie �o��dkowo-jelito-
wym. Taki wyczyn trawienny uda� si� niewielu stworzeniom na
ziemi. Dla miodowoda jest to oczywi�cie zr�czne posuni�cie, bo
16
oznacza ono, �e ptak ma niezwykle bogate �r�d�o pokarmu,
kt�rym nikt inny nie jest zainteresowany. To w�a�nie sprawia, �e
warto go bada�, cho� jak na razie nikt jeszcze nie doszed� do
sedna problemu. I to chcia�a zmieni� Sarah.
Kiedy szybki, ��ty miodow�d odlecia� i znikn�� z oczu, Sarah
wreszcie si� poruszy�a � wzi�a g��boki oddech, przeci�gn�a
si� i obj�a mnie. Poca�owa�a mnie nawet w policzek.
� Dzi�ki, �e mnie tu przyprowadzi�e�, Nathan.
Poczu�em si� nieswojo. Ten jej ch�opak, wiesz � a Sarah by�a
osob� bez por�wnania sympatyczniejsz� od niego... Poza tym
przypomnia�em sobie, jak wtedy, kiedy dzielili�my gabinet, przy-
sz�a kiedy� wieczorem za�amana, bo jej �wczesny ch�opak zosta-
wi� j� dla jakiej� innej, i co z tym zrobi� � no, nie chc� o tym
m�wi�. W ka�dym razie, byli�my wtedy dobrymi przyjaci�mi.
I teraz czu�em, �e wiele z tego zosta�o. Wi�c dla mnie to nie by�o
tylko cmokni�cie w policzek, sam rozumiesz. Tak czy owak,
jestem pewien, �e poradzi�em sobie z tym niezr�cznie i oficjalnie,
czyli tak jak zazwyczaj.
Oboje ucieszyli�my si� z naszego odkrycia i wracali�my
potem do tego urwiska codziennie przez tydzie�. By�o to napra-
wd� przyjemne. P�niej Sarah chcia�a doko�czy� jakie� badania
na gorakach, kt�re zacz�a wcze�niej, wi�c par� razy poszed�em
do Miodowego Urwiska sam.
I w�a�nie w taki samotny dzie� to si� wydarzy�o. Miodow�d
si� nie pokazywa�, wi�c poszed�em w g�r� strumienia, �eby si�
przekona�, czy zdo�am znale�� jego �r�d�a. Poni�ej, w dolinie,
k��bi�y si� chmury i mia�o si� na deszcz, ale tam, gdzie si�
znajdowa�em, ci�gle �wieci�o s�o�ce. Dotar�em do pocz�tku stru-
mienia �zasilanej zdrojem sadzawki u st�p osypiska�i sta�em,
przygl�daj�c si�, jak sp�ywa w �wiat. Jedna z tych cichych chwil
w Himalajach, kiedy �wiat wygl�da jak przeogromna �wi�tynia.
Wtedy moj� uwag� przyku� jaki� ruch po drugiej stronie
rozlewiska, w cieniu dw�ch s�katych d�b�w. Zamar�em, ale
by�em na samym �rodku otwartej przestrzeni, ka�dy m�g� mnie
zobaczy�. Z najg��bszego cienia pod jednym z d�b�w przygl�da-
17
m
�a mi si� para oczu. By�y mniej wi�cej na wysoko�ci mojej twarzy.
Pomy�la�em, �e mo�e to by� nied�wied�, i w my�lach ocenia�em
�atwo�� wspi�cia si� na drzewa, kt�re by�y za moimi plecami,
kiedy oczy zn�w si� poruszy�y � mrugn�y. Wtedy spostrze-
g�em, �e wok� t�cz�wek wida� by�o bia�ka. Jaki� wie�niak
wyruszy� na polowanie? Raczej nie. Serce zacz�o we mnie �omota�
i nie mog�em si� powstrzyma� przed prze�kni�ciem �liny. Tam,
w tych cieniach by�a chyba jaka� twarz? Twarz brodata?
Oczywi�cie przysz�o mi do g�owy, z kim by� mo�e wymie-
niam spojrzenia. Yeti, cz�owiek z g�r, nieuchwytna istota z krainy
�nieg�w. Odra�aj�cy Cz�owiek �niegu, na mi�o�� bosk�! Moje
serce nigdy jeszcze nie wali�o szybciej. Co robi�? Bia�ka jego
oczu... pawiany maj�bia�e powieki, kt�rych u�ywaj�do gro�enia
przeciwnikom, wi�c je�li patrzysz wprost na nie, widzisz bia��
barw� oczu i s�dzisz, �e ci gro��. Maj�c s�ab� nadziej�, �e to
stworzenie pos�uguje si� podobnym kodem zachowania, pochy-
li�em g�ow� i spojrza�em na niego pod pewnym k�tem. Przysi�-
gam, wygl�da�o, jakby on te� kiwn�� do mnie g�ow�.
Potem jeszcze jedno mrugni�cie, ale tym razem oczy si� ju�
nie pokaza�y. Brodata twarz i sylwetka poni�ej znikn�y. Wci�g-
n��em powietrze i nas�uchiwa�em z ca�ej si�y, ale nie us�ysza�em
nic z wyj�tkiem chichotu strumienia.
Po minucie czy dw�ch przeszed�em potok i obejrza�em ziemi�
pod d�bem. By�a omsza�a, a w niekt�rych miejscach mech zosta�
wydeptany przez co� przynajmniej mojej wagi, ale oczywi�cie nie
by�o �adnych wyra�nych �lad�w. I nigdzie woko�o nic poza tym.
Oszo�omiony pow�drowa�em w d� do obozu. Dooko�a nie
widzia�em prawie nic, za to podskakiwa�em przy najmniejszym
odg�osie. Mo�esz sobie wyobrazi�, jak si� czu�em � taka obser-
wacja!
Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy pr�bowa�em po cichu
zje�� sw�j gulasz i nie da� po sobie pozna�, �e cokolwiek si�
wydarzy�o, og�lna rozmowa zesz�a na temat yeti. Prawie upu�ci-
�em widelec. Znowu zacz�� Adrakian, sfrustrowany przez fakt, �e
uda�o mu si� zobaczy� tylko jakie� wiewi�rki i jedn� czy dwie
18
ma�py z daleka. By�oby oczywi�cie lepiej, gdyby cz�ciej nocowa�
w kryj�wkach. Tak czy owak, chcia� z czym� wyskoczy�, znale��
si� w centrum zainteresowania, by� na scenie jako specjalista.
� Wiecie, �e w�a�nie te wysokie doliny s� stref�, gdzie
zamieszkuje yeti? � spyta� ze spokojem.
To wtedy o ma�o nie wypad� mi widelec.
� Oczywi�cie, to niemal pewne, �e one istniej� � ci�gn��
Adrakian z komicznym u�miechem.
� Och, Philip � rzuci�a Sarah. Cz�sto mu to wtedy m�wi�a,
a ja si� tym ani troch� nie martwi�em.
� To prawda. � I przeszed� do wyk�adu, kt�ry oczywi�cie
wszyscy znali�my: �lady na �niegu sfotografowane przez Erica
Shiptona, poparcie George'a Schallera dla tej koncepcji, odciski,
kt�re znalaz�a grupa Cronina, wiele innych obserwacji... � Tu
s� tysi�ce kilometr�w kwadratowych nie zbadanej dziczy, o czym
sami wiemy z autopsji.
Mnie, rzecz jasna, nie trzeba by�o przekonywa�, pozostali za�
z najwi�ksz� ochot� zgodzili si� z t� teori�.
� To by by�o co�, gdyby�my takiego znale�li! � stwierdzi�a
Valerie. � Zrobili jakie� dobre zdj�cia...
� ...albo znale�li cia�o � doko�czy� John. Botanicy my�l�
w kategoriach obiekt�w nieruchomych.
� Albo gdyby�my schwytali go �ywcem. � Phil wolno
skin�� g�ow�.
� Byliby�my s�awni � uzna�a Valerie.
Teoretycy. Mo�e nawet zlatynizowano by ich nazwiska i zro-
biono z nich cz�� nazwy nowego gatunku. Gorilla montani
adriakianias-budgeon.
Nie mog�em ju� d�u�ej wytrzyma�, musia�em si� odezwa�.
� Gdyby�my znale�li wyra�ne dowody na istnienie yeti,
naszym obowi�zkiem by�oby pozby� si� ich i zapomnie� o wszy-
stkim � powiedzia�em, mo�e odrobin� zbyt g�o�no.
Wszyscy wlepili we mnie wzrok.
� A dlaczeg� to? � spyta�a Valerie.
� Dla dobra yeti, to oczywiste � odpar�em. � Jako specja-
19
li�ci od zachowa� zwierz�t, powinni�cie z za�o�enia troszczy� si�
o dobro zwierz�t, kt�re badacie, prawda? I ekosfery, kt�r� zamie-
szkuj�? A przecie� gdyby istnienie yeti zosta�o potwierdzone, to
by�aby to tragedia i dla jednego, i dla drugiego. Zwali�oby si� tu
mn�stwo wypraw, turyst�w, k�usownik�w: yeti w zoo, w klat-
kach z ma�pami, pod no�em laboratoryjnym, wypchane w muze-
ach � zaczyna�em si� denerwowa�. � Bo przecie� jak� yeti ma
w�a�ciwie dla nas warto��? � Gapili si� na mnie: warto��? �
Ich warto�� tkwi w tym, �e s� nieznane, �e s� poza nauk�. S�
cz�ci� dziko�ci, kt�rej nie mo�emy dotyka�.
� Rozumiem, o co chodzi Nathanowi. � Cisz�, kt�ra nast�-
pi�a po moich s�owach, przerwa�a Sarah, patrz�c na mnie tak, �e
straci�em w�tek my�li. Jej zgoda znaczy�a tysi�ckrotnie wi�cej,
ni� bym si� spodziewa�...
Inni potrz�sali g�owami.
� Mi�e sentymenty � powiedzia�a Valerie. � Ale napra-
wd�, badania nie zrobi�yby im prawie �adnej szkody. A pomy�l,
ile mog�yby wnie�� do naszej wiedzy o ewolucji naczelnych!
� Znalezienie go by�oby wk�adem w rozw�j nauki � doda�
Phil, spogl�daj�c na Sarah. I naprawd� w to wierzy�, musz� mu
to przyzna�.
� Nie zaszkodzi�oby to te� naszym szansom na ciep�� posa-
d� � zauwa�y� chytrze Armaat.
� Owszem � przyzna� Phil. � Ale sedno sprawy tkwi
w tym, �e trzeba si� trzyma� prawdy. Gdyby�my znale�li yeti,
byliby�my zobowi�zani to og�osi� dlatego w�a�nie, �e to si� sta�o
� i nie ma znaczenia, co w zwi�zku z tym czujemy. W przeciw-
nym wypadku zabrn��by� w zatajanie informacji, zmienianie
informacji i inne takie rzeczy.
� Istniej� warto�ci wa�niejsze ni� rzetelno�� naukowa �
pokr�ci�em g�ow�.
I sp�r trwa� dalej, argumenty na og� si� powtarza�y.
� Jeste� idealist� � w kt�rym� momencie powiedzia� do
mnie Phil. � Nie mo�na uprawia� zoologii, nie niepokoj�c do
jakiego� stopnia badanych okaz�w.
20
� Mo�e dlatego zrezygnowa�em z tego � odpar�em. I mu-
sia�em powstrzyma� si� przed rozwijaniem tego tematu. Jak
mia�em mu powiedzie�, nie popadaj�c przy tym w chamstwo, �e
niesamowita presja zawodowa w tej dziedzinie zepsu�a go do tego
stopnia, �e dla zdobycia rozg�osu zrobi�by wszystko? Wes-
tchn��em tylko. � No wi�c co z badanym okazem?
� U�pi�oby si� go, zbada�o i z powrotem dostarczy�o do jego
�rodowiska � Valerie odrzek�a z oburzeniem. � Mo�e zacho-
wa�oby si� jeden w niewoli, gdzie �y�by bez por�wnania wygod-
niej ni� na dziko.
Zupe�ne zepsucie. Nawet botanicy wygl�dali teraz na skr�po-
wanych.
� My�l�, �e nie musimy si� martwi� � zn�w w��czy� si�
Armaat ze swoim chytrym u�mieszkiem. � Ten stw�r prowadzi
prawdopodobnie nocny tryb �ycia.
Rozumiesz, chodzi�o o to, �e Phil nie by� entuzjast� nocnego
czuwania w kryj�wkach.
� Dlatego w�a�nie zaczynam nocne obserwacje w g�rze
doliny � odpali� Phil, zm�czony docinkami Armaata. � Nathan,
b�d� ci� potrzebowa�, �eby� poszed� ze mn� i pom�g� ustawi�
kryj�wk�.
� I pokaza� drog� � doko�czy�em. Inni dalej si� spierali,
Sarah przyj�a moje stanowisko, a przynajmniej z nim sympaty-
zowa�a. Ja si� wycofa�em, zaniepokojony postaci�, kt�r� tego
dnia dojrza�em w cieniu drzew. Kiedy wychodzi�em, Phil przy-
gl�da� mi si� podejrzliwie.
Zatem Adrakian postawi� na swoim i ustawili�my ma�� kry-
j�wk� w g�rnej dolinie, na zach�d od tej, gdzie dokona�em swojej
obserwacji. Kilka nocy sp�dzili�my na jakim� d�bie, mn�stwo
razy widzieli�my jelenia aksisa, a o �wicie troch� ma�p. Phil
powinien by� zadowolony, ale zamiast tego spos�pnia�. Z tego,
co mrucza� pod nosem, dotar�o do mnie, �e przez ca�y czas mia�
nadziej� znale�� yeti, �e przyjecha� tu z ��dz� tego wielkiego
odkrycia.
I pewnej nocy to si� zdarzy�o. Ksi�yc dochodzi� do pe�ni,
21
a rzadkie chmury przepuszcza�y wi�kszo�� jego �wiat�a. Jakie�
dwie godziny przed �witem zdrzemn��em si�, kiedy nagle Adra-
kian d�gn�� mnie �okciem. Bez s��w wskaza� na daleki brzeg
niewielkiego rozlewiska na potoku.
Przesuwaj�ce si� cienie. Promie� ksi�yca na wodzie, a dalej,
wyra�na na jego tle, wyprostowana posta�. Przez moment widzia-
�em dok�adnie jej g�ow� z d�ug�, dziwacznie ukszta�towan�,
pokryt� sier�ci� czaszk�. Wygl�da�a prawie jak ludzka.
Mia�em ochot� krzykn��, �eby go ostrzec, ale zamiast tego
przenios�em ci�ar swojego cia�a na ambonie. Platforma skrzy-
pn�a delikatnie, a sylwetka znikn�a w mgnieniu oka.
� Ty idioto � wyszepta� Phil. W �wietle ksi�yca wygl�da�
jak morderca. � Id� za nim!
Zeskoczy� z drzewa i ze swojej puchowej kurtki wyci�gn��
co�, co uzna�em za pistolet og�uszaj�cy.
� Nic tam nie znajdziesz po nocy � szepn��em, ale jego ju�
nie by�o. Zszed�em na d� i ruszy�em za nim, nie bardzo wiedz�c,
w jakim celu to robi�.
C�, sam wiesz, jaki jest las noc�. Nie ma mowy o zobaczeniu
zwierz�t ani o poruszaniu si� z �atwo�ci�. Musz� przyzna� Adra-
kianowi, �e by� szybki i cichy. Zgubi�em go natychmiast, a potem
s�ysza�em ju� tylko od czasu do czasu jaki� daleki trzask ga��zi.
Min�a ponad godzina, a ja tylko �azi�em mi�dzy drzewami.
Ksi�yc zaszed� i na niebie zaczyna� si� ju� znaczy� �wit, kiedy
wr�ci�em do strumienia.
Okr��y�em wielki g�az, kt�ry le�a� na brzegu, i niemal zde-
rzy�em si� z yeti, kt�ry nadchodzi� z przeciwka, jak by�my byli
na t�ocznym chodniku i obaj skr�cili w t� sam� stron�, �eby si�
omin��. By� troch� ni�szy ode mnie; jego cia�o i g�ow� pokrywa�o
ciemne futro, ale nie wchodzi�o na twarz, plam� r�owawej
sk�ry, kt�ra w przy�mionym �wietle mia�a ca�kiem ludzki wy-
gl�d. Nos mia� na po�y ludzki, na po�y taki, jak inne naczelne:
szeroki, ale wystaj�cy z twarzy jak przed�u�enie grzebienia poty-
licznego, kt�ry bieg� przez jego czaszk� od czo�a do potylicy.
Usta by�y szerokie, a poro�ni�ta sier�ci� �uchwa � wr�cz bardzo
22
szeroka. Nic jednak nie wykracza�o poza mo�liwe parametry ludz-
kie. G�ste brwi bieg�y wysoko nad oczami, co nadawa�o mu wyraz
nieustannego zdumienia, jak u kota, kt�rego kiedy� mia�em.
Pewien jestem, �e w tej chwili naprawd� by� zdumiony. Obaj
stali�my nieruchomo jak drzewa, ko�ysani lekko wiatrem naszego
spotkania, poza tym jednak bez ruchu. Wstrzyma�em nawet od-
dech. Co robi�? Zauwa�y�em, �e ni�s� ostrugany patyk, a w futrze
na szyi mia� jakie� przedmioty na sznurku. Jego twarz, narz�dzia,
ozdoby; ta cz�� mnie, kt�ra nie podda�a si� szokowi, my�la�a:
(w g��bi duszy ci�gle j estem zoologiem, j ak przypuszczam) to nie
s� tylko naczelne, to s� hominidy.
Jakby na potwierdzenie tej my�li przem�wi� do mnie. Mruk-
n�� kr�tko, kwikn�� i kilka razy g�o�no wci�gn�� powietrze.
Potem uni�s� warg� (ukaza� si� solidny kie�) i bardzo cicho
gwizdn��. W jego oczach wida� by�o pytanie, zadane tak �agod-
nie, delikatnie i inteligentnie, �e ledwie mog�em uwierzy�, �e nie
potrafi� go zrozumie� ani na nie odpowiedzie�.
Bardzo wolno unios�em r�k� i spr�bowa�em powiedzie�:
�Cze��". Wiem, �e to g�upie, ale co si� m�wi przy spotkaniu
z yeti? Zreszt�, odpowiedzi� by�o tylko zduszone: �Hun".
Z zaciekawieniem kiwa� g�ow� na boki i powtarza� to: �Hun,
hun, hun".
Nagle wyrzuci� g�ow� naprz�d i utkwi� wzrok ponad moim
ramieniem, w g�rze strumienia. Otwar� szeroko usta i sta� tak,
nas�uchuj�c, potem spojrza� na mnie, pr�buj�c mnie oceni�.
(Przysi�gam, �e mog�em to wszystko rozr�ni�!)
W oddali rozleg� si� trzask ga��zi. Yeti chwyci� mnie za rami�
i ju� byli�my na brzegu strumienia, w lesie. Szast-prast przez
drzewa i zaraz le�eli�my na brzuchach za wielk�, zwalon� k�od�,
jeden obok drugiego, w lepkim, wilgotnym mchu. Bola�o mnie
rami�.
Poni�ej, w korycie strumienia pojawi� si� Phil Adrakian w po-
rz�dnie st�amszonym ubraniu. Przeciska� si� pewnie przez jakie�
krzaki i rozdar� w kilku miejscach swoj� puchow� kurtk�, wi�c
kiedy szed�, puszyste, bia�e pierze fruwa�o wok� niego. Wpad�
23
te� gdzie� w b�oto. Yeti mru�y� oczy, przygl�daj�c mu si�,
najwyra�niej zaintrygowany wylatuj�cym pierzem.
� Nathan! � wrzeszcza� Phil. � Naaaathaaan! � Wygl�-
da�o na to, �e ci�gle jest pe�en energii. � Widzia�em go! Nathan,
gdzie jeste�, do cholery! � Krzycza� tak, id�c w d� strumienia,
a yeti i ja le�eli�my i patrzyli�my, jak nas mija.
Chyba nigdy nie spotka�o mnie bardziej satysfakcjonuj�ce
prze�ycie.
Kiedy Phil znikn�� za zakr�tem strumienia, yeti usiad� i opar�
si� o k�od� jak zm�czony turysta. S�o�ce wstawa�o, a on ci�gle
pokwikiwa�, gwizda� i oddycha� powoli, nie spuszczaj�c ze mnie
wzroku. O czym my�la�? W tej chwili nie mia�em poj�cia. Za-
cz��em si� nawet ba�, nie wiedzia�em przecie�, co mo�e si�
jeszcze wydarzy�.
Jego r�ce, d�u�sze i chudsze od ludzkich, szarpa�y moje
ubranie. Poci�gn�� za sw�j w�asny naszyjnik i �ci�gn�� go przez
g�ow�. Na pleciony, konopny sznurek nawleczone by�o co�, co
wygl�da�o jak pe�ne muszle. By�y to skamieliny muszli przy-
pominaj�cych pokrywy ma��y�dow�d, �e Himalaje pokrywa�o
kiedy� morze. Co yeti z nimi robili? Nie mia�em poj�cia. Najwi-
doczniej jednak by�y cenne, stanowi�y cz�� kultury.
Przez d�ug� chwil� przygl�da� si� po prostu temu swojemu
naszyjnikowi. Potem bardzo ostro�nie prze�o�y� mi go przez
g�ow� i zawiesi� na szyi. Sk�ra poczerwienia�a mi nagle, �zy
przys�oni�y wszystko, w gardle mnie piek�o � czu�em si� tak,
jakby B�g wyszed� znienacka zza drzewa i pob�ogos�awi� mnie,
bez �adnego powodu, rozumiesz? Nie zas�u�y�em na to.
Bez dalszych ceregieli yeti zerwa� si� i odszed� na krzywych
nogach, nie ogl�daj�c si�. By�em sam w �wietle poranka, nie
zosta�o mi nic opr�cz naszyjnika, kt�ry wisia� na mojej piersi.
I bol�cego ramienia. A wi�c to si� naprawd� zdarzy�o, to nie by�
sen. Spotka�o mnie b�ogos�awie�stwo.
Pozbiera�em my�li i ruszy�em w d� strumienia, z powrotem
do obozu. Zanim tam dotar�em, naszyjnik by� ju� schowany
24
g��boko w jednej z watowanych kieszeni mojej puchowej kurtki,
a ja mia�em gotow� historyjk�.
Phil ju� tam by� i papla� do ca�ej grupy.
� Nareszcie jeste�! � krzykn��. � Gdzie� ty by� do chole-
ry? Zaczyna�em ju� my�le�, �e ci� dostali!
� Szuka�em ci� � odpar�em. Udawanie z�o�ci okaza�o si�
bardzo �atwe. � Jacy �oni"?
� Yeti, idioto! Ty te� go widzia�e�, nie zaprzeczaj. A ja
pobieg�em za nim i widzia�em go jeszcze raz, w g�rze potoku.
� Niczego nie widzia�em.�Wzruszy�em ramionami i spoj-
rza�em na niego podejrzliwie.
� Bo by�e� w z�ym miejscu! Trzeba by�o by� ze mn�. Po
cichu przeniesiemy ob�z na kilka dni tam, w g�r� � zwr�ci� si�
do pozosta�ych. � To nies�ychana okazja.
Valerie kiwa�a g�ow�, tak samo Armaat, nawet Sarah wygl�-
da�a na przekonan�. Botanikom podoba�o si� og�lne podniecenie.
Sprzeciwi�em si�, m�wi�c, �e przemieszczanie tak wielu os�b
w g�r� doliny by�oby skomplikowane i szkodliwe dla wszelkich
stworze�, jakie mog�y tam �y�. Zasugerowa�em te�, �e to, co
widzia� Phil, to by� nied�wied�, ale Adrakianowi nie spodoba� si�
ten pomys�.
� To, co widzia�em, mia�o wielki grzebie� potyliczny i cho-
dzi�o wyprostowane. To by� yeti.
Tak wi�c pomimo moich protest�w, zaplanowano przeniesie-
nie obozu do g�rnej doliny i rozpocz�cie intensywnych poszukiwa�
yeti. Nie wiedzia�em, co robi�. Gdybym si� bardziej sprzeciwia�,
wygl�da�bym podejrzanie, tak jakbym widzia� to samo co Phil.
Nigdy nie mia�em wielkiego sprytu do wymy�lania podst�p�w,
�eby przeszkodzi� innym w ich zamiarach, zreszt� przede wszy-
stkim dlatego rzuci�em uniwersytet.
By�em naprawd� w kropce, kiedy pogoda zes�a�a wczesn�,
monsunow� ulew�. Nasun�� mi si� pewien pomys�. Zlewisko
naszej doliny by�o du�e i strome, wi�c jeden dzie� porz�dnego
deszczu, jaki w�a�nie si� trafi�, szybko podni�s�by poziom wody
25
w naszej rzece. �eby wyruszy� do trzech g�rnych dolin, musie-
liby�my najpierw przej�� przez mostek, a �eby dosta� si� z powro-
tem do l�dowiska, musieliby�my przekroczy� jeszcze dwa inne.
Mia�em wi�c szans�. W �rodku nocy wymkn��em si� i zszed-
�em do mostku. Zrobiony by� zwyczajnie, po wiejsku: sterta
kamieni na ka�dym brzegu podpiera�a trzy przepo�owione k�ody,
przewieszone nad potokiem. Woda ju� teraz podmywa�a dolne
kamienie, a po podwa�eniu d�ug� ga��zi�, sterta po naszej stronie
zawali�a si�. Dziwnie si� czu�em, niszcz�c most, jedno z najcen-
niejszych dzie� ludzkich w Himalajach, ale robi�em to z zapa�em.
K�ody osun�y si� pr�dko i polecia�y na wszystkie strony, a jedna
odp�yn�a z biegiem strumienia.
Tak�e dwie pozosta�e zaraz posz�y jej �ladem. Kiedy ju� to
zrobi�em, w�lizgn��em si� z powrotem do obozu i wr�ci�em do
��ka. To by�o wszystko. Nast�pnego dnia pokr�ci�em z �alem
g�ow� na widok odkrycia, zauwa�y�em te�, �e w dole rzeki
przyb�r b�dzie wi�kszy. Doda�em, �e chyba mamy zbyt ma�o
�ywno�ci, �eby przetrwa� monsun, bo oczywi�cie mieli�my jej
za ma�o. Kolejna godzina porz�dnego deszczu wystarczy�a, �eby
przekona� Armaata, Valerie i botanik�w, �e sezon dobieg� ko�ca.
J�cz�ce protesty Phila zda�y si� na nic, z�o�yli�my ob�z i nast�-
pnego ranka wyruszyli�my z powrotem w jasnej mgie�ce, kt�ra
do po�udnia zmieni�a si� we wspania��, wilgotn� i s�oneczn�
pogod�. Do tego czasu uszli�my jednak kawa� drogi i byli�my
zupe�nie zdecydowani.
Masz wi�c wszystko, Freds. Czytasz to jeszcze? Ok�ama�em
ekspedycj� z�o�on� z dawnych wsp�pracownik�w, kt�rzy mnie
wynaj�li, ukry�em przed nimi informacje, a na koniec ich prze-
p�oszy�em. Ale sam widzisz, �e musia�em to zrobi�. Tam mieszka
istota inteligentna i �yczliwa. Cywilizacja zniszczy�aby j�. A ten
yeti, kt�ry si� ze mn� ukrywa� � on jakim� cudem wiedzia�, �e
jestem po ich stronie. Odda�bym �ycie, �eby nie zawie�� tego
zaufania, naprawd�. Czego� takiego nie mo�na zdradzi�.
W drodze powrotnej Phil nadal upiera� si�, �e widzia� yeti,
a ja ci�gle z tego kpi�em, a� Sarah zacz�a mi si� dziwnie przy-
26
gl�da�. Z przykro�ci� musz� te� napisa�, �e ona i Phil znowu si�
pogodzili, kiedy zbli�yli�my si� do J. i jednocze�nie do ko�ca
naszej podr�y. Mo�e go �a�owa�a, mo�e jakim� sposobem wi-
dzia�a, �e dzia�a�em w z�ej wierze. Nie wyklucza�bym tego, zna�a
mnie ca�kiem nie�le. Bez wzgl�du jednak na pow�d, by�o to
przygn�biaj�ce. I nic nie mo�na by�o na to poradzi�. Musia�em
k�ama� i ukrywa� to, co wiedzia�em, nie bacz�c na to, jak psu�a
si� przez to nasza przyja��, i jak bardzo to bola�o. Kiedy wi�c
przybyli�my do J., po�egna�em si� z nimi wszystkimi. By�em
raczej pewien, �e panuj�ce endemicznie w biologii k�opoty z fun-
duszami przez d�ugi czas utrzymaj� ich daleko st�d, ta sprawa
by�a wi�c za�atwiona. Co do Sarah � no, cholera... z pewnym
wyrzutem powiedzia�em jej do widzenia. I pow�drowa�em pieszo
do Katmandu, zamiast lecie� samolotem, �eby si� od niej uwolni�
i pozwoli� rzeczom troch� si� ule�e�.
Noce podczas tej powrotnej w�dr�wki by�y tak d�ugie, �e
w ko�cu zdecydowa�em si� napisa� ten list, �eby zaj�� czym�
umys�. Mia�em nadziej�, �e spisanie tego pomo�e, ale prawda jest
taka, �e nigdy nie czu�em si� bardziej samotny. Pociesza�o mnie,
kiedy wyobra�a�em sobie, jak �wirujesz nad moj� opowie�ci� �
prawie Ci� widz�, jak skaczesz po pokoju i na ca�e gard�o krzy-
czysz: ��ARTUJESZ CHYBA!", jak to kiedy� robi�e�. Mam
nadziej�, �e dopowiem Ci wszystkie szczeg�y na jesieni, kiedy
zobaczymy si� osobi�cie w Katmandu. Trzymaj si�,
Tw�j przyjaciel, Nathan
III
No, zamurowa�o mnie. Kiedy sko�czy�em czyta� ten list,
mog�em powiedzie� tylko �Jej!" Wr�ci�em do pocz�tku i za-
cz��em czyta� wszystko jeszcze raz, ale szybko przeskoczy�em
do przodu, do lepszych kawa�k�w. Spotkanie ze s�ynnym Odra-
�aj�cym Cz�owiekiem �niegu! To jest wydarzenie! Oczywi�cie
temu go�ciowi, Nathanowi, uda�o si� wydosta� z niego tylko
�hun". Okoliczno�ci by�y jednak niezwyk�e i przypuszczam, �e
postara� si� najlepiej, jak m�g�.
27
Sam zawsze chcia�em spotka� yeti. Przez niezliczone poranki
w Himalajach wstawa�em przed �witem i szed�em, �eby si� wyla�
i zobaczy�, jaki b�dzie dzie�, i prawie za ka�dym razem, zw�asz-
cza w g�rskich lasach, rozgl�da�em si� i zastanawia�em, czy b�ysk
w moim sklejonym od snu oku nie oznacza czego� odra�aj�cego,
ruszaj�cego si�.
O ile wiem, nigdy tak nie by�o. Stwierdzi�em, �e jestem troch�
zazdrosny o tego Nathana i jego niesamowite szcz�cie. Dlaczego
ten yeti, cz�onek najbardziej nieuchwytnej rasy w Azji �rodko-
wej, by� przy nim taki swobodny? Zastanawia�em si� nad t�
zagadk� przez kilka nast�pnych dni, zajmuj�c si� w�asnymi spra-
wami. Chcia�em jednak jakim� cudem m�c zrobi� w tej sprawie
wi�cej. Sprawdzi�em rejestr go�ci Gwiazdy, szukaj�c zar�wno
Nathana, jak i George'a Fredericksa, i znalaz�em drobny, staran-
ny podpis Nathana w po�owie czerwca, ale ani �ladu George'a,
czyli Fredsa, jak nazywa� go Nathan. Z listu wynika�o, �e tej
jesieni obaj b�d� gdzie� w pobli�u, ale gdzie?
Potem musia�em wys�a� pewne tybeta�skie dywany do Sta-
n�w, moja firma chcia�a, �ebym przepchn�� w Ministerstwie
Turystyki trzy �wideowyprawy", a w tym samym czasie Urz�d
Imigracyjny uzna�, �e jestem ju� w tym kraju dostatecznie d�ugo.
Za�atwianie tych trzech spraw w mie�cie, w kt�rym nadanie listu
mo�e zaj�� ca�y dzie�, poch�on�o mnie zupe�nie. O tamtym
prawie zapomnia�em.
Kiedy jednak pewnego smutnego, s�onecznego popo�udnia
wr�ci�em do Gwiazdy i zobaczy�em, �e kto� pastwi� si� nad
skrzynk� na listy, zdj�� j� i porozrzuca� biedne zw�oki przesy�ek
po ca�ym p�pi�trze, poczu�em nagle, �e chyba wiem, na czym
polega problem. By�em zaskoczony, mo�e nawet troch� zawsty-
dzony, ale ca�kiem zadowolony. Zd�awi�em lekkie wyrzuty su-
mienia i przeszed�em obok dw�ch portier�w, kt�rzy protestowali
w wartkim nepalskim.
� Mo�e mog� panu pom�c w szukaniu? � spyta�em rozko-
jarzon� posta�, kt�ra wywo�a�a to spustoszenie.
28
Zagadni�ty wyprostowa� si� i spojrza� mi prosto w oczy.
Harcerz do szpiku ko�ci.
� Szukam mojego przyjaciela, kt�ry zazwyczaj tu si� za-
trzymuje. � Jeszcze nie panikowa�, ale by� tego bliski. � Portie-
rzy m�wi�, �e nie by�o go tu od roku, aleja przys�a�em mu latem
list i tego listu nie ma.
Spotka�em go! Bez zmru�enia oka odpar�em:
� Mo�e wpad� tu i zabra� go, nie wpisuj�c si� do ksi��ki.
Skrzywi� si�, jakbym d�gn�� go no�em. Wygl�da� mniej wi�-
cej tak, jak mog�em si� tego spodziewa� po jego epopei: wysoki,
wyprostowany, ciemnow�osy. Mia� brod�, g�st� i delikatn� jak
futro, starannie przystrzy�on� na szyi i policzkach � w�a�ciwie
by�a to niemal doskona�a broda. Taka broda i kurtka ze sk�rza-
nymi �atami na �okciach zapewni�yby mu posad� na ka�dym
ameryka�skim uniwersytecie.
Teraz jednak by� solidnie zestresowany, chocia� pr�bowa�
tego nie okazywa�.
� No to nie wiem, jak go znale��...
� Jest pan pewien, �e on jest w Katmandu?
� Mia� tu by�. Za dwa tygodnie bierze udzia� w du�ej
wyprawie. Ale on zawsze mieszka tutaj!
� Czasem nie ma tu miejsc. Mo�e musia� i�� gdzie indziej.
� Taa, to prawda. � Nagle pozby� si� rozkojarzenia na tyle,
�eby zauwa�y�, �e ze mn� rozmawia. Jego przejrzyste, szarozie-
lone oczy zw�zi�y si�, kiedy mi si� przygl�da�.
� George Fergusson � powiedzia�em i wyci�gn��em r�k�.
Spr�bowa� mi j� zmia�d�y�, ale przeciwstawi�em si� temu
w ostatniej chwili.
� Ja jestem Nathan Howe. To zabawne, �e pan si� tak nazy-
wa �powiedzia� bez u�miechu. � Szukam George'a Fredericksa.
� Naprawd�? Co za zbieg okoliczno�ci! � odpar�em, pod-
nosz�c pozginan� poczt� Gwiazdy. � C�, mo�e b�d� m�g� panu
pom�c. Szuka�em ju� przedtem przyjaci� w Katmandu � nie
jest to �atwe, ale da si� zrobi�.
29
� Taa? � Jakbym rzuci� mu ko�o ratunkowe. O co mu
chodzi�o?
� No pewnie. Je�eli wyrusza na wspinaczk�, to musia� i��
do Urz�du Imigracyjnego, �eby wykupi� pozwolenie. A na po-
zwoleniu trzeba napisa� adres zamieszkania. Sp�dzi�em w Urz�-
dzie mn�stwo czasu i mam tam paru znajomych. Je�li wsuniemy
im kilkaset rupii bakszyszu, sprawdz� to dla nas.
� Fantastycznie! � By� teraz personifikacj� Nadziei, roz-
piera�a go wr�cz.�Mo�emy i�� tam teraz?�Widzia�em, jak przy-
szpila go �omot serca, przyjaciel zdeterminowanych. Nathan by�
idealist�, a jego idee prze�wieca�y przez niego jak siatka lampy ga-
zowej b�yszcz�ca przez szk�o. Tylko �lepa kobieta nie potrafi�aby
zgadn��, co do niej czuje. Ciekawe, co czu�a do niego ta Sarah.
� Ju� po drugiej, dzisiaj zamkni�te � potrz�sn��em g�ow�.
Umie�cili�my skrzynk� z powrotem na �cianie, a portierzy wr�-
cili do recepcji przy wej�ciu. � Ale mo�emy spr�bowa� paru
rzeczy, je�li ma pan ochot�.
Nathan skin�� g�ow�, upychaj�c listy i przygl�daj�c mi si�.
� Kiedy chc� si� tu zameldowa� i nie ma miejsc, id� po
prostu gdzie� obok. Mogliby�my tam zajrze�.
� W porz�dku � powiedzia� Nathan podekscytowany. �
Chod�my.
Wyszli�my wi�c z Gwiazdy i skr�cili�my w prawo, �eby
sprawdzi� zajazd Pod Ba�antem � albo Pod Barankiem � szyld
nie jest w tej kwestii jednoznaczny.
George Fredericks rzeczywi�cie tam mieszka�, ale zd��y� si�
wymeldowa� dzi� rano.
� O Bo�e, nie � Nathan podni�s� lament, jakby facet umar�.
Moment paniki zbli�a� si� wielkimi krokami.
� Tak � oznajmi� rozpromieniony portier, dumny, �e uda�o
mu si� znale�� nazwisko w grubej ksi�dze. � On i�� na trekking.
� Ale mia� wyruszy� dopiero za dwa tygodnie! � zaprote-
stowa� Nathan.
� Pewnie najpierw wybra� si� sam � powiedzia�em � albo
z przyjaci�mi.
30
Tego by�o ju� za wiele dla Nathana. Panika i desperacja;
musia� usi���. Zastanowi�em si� nad tym.
� Je�eli chcia� lecie� samolotem, to s�ysza�em, �e wszystkie
loty RNAC w g�ry zosta�y dzi� odwo�ane. Mo�e wi�c wr�ci�
i poszed� na kolacj�. On dobrze zna Katmandu?
� Jak ka�dy � Nathan skin�� ponuro.
� Spr�bujmy wi�c w gospodzie Stary Wiede�.
IV
Thamel hucza� jak zwykle w b��kicie wczesnego wieczoru.
Fronty sklep�w wychodz�cych na ulic� b�yszcza�y �wiat�ami,
t�oczyli si� przechodnie. Wielkie land rovery i ma�e taks�wki
Toyoty przeciska�y si� przez t�um, nadu�ywaj�c przy tym klakso-
n�w, krowy na ulicach prze�uwa�y pokarm i gapi�y si� na to
wszystko z wyrazem lekkiego zdziwienia, jakby kilka sekund
temu magiczne zakl�cie przenios�o je tu wprost z pastwiska.
Nathan i ja szli�my jeden za drugim obok sklep�w, umykaj�c
przed rowerami i przeskakuj�c liczne ka�u�e. Mijali�my sklepy
z dywanami i z ekwipunkiem alpinistycznym, restauracje, ksi�-
garnie, agencje trekkingowe, hotele i stragany z pami�tkami,
a przeciskaj�c si� przez t�um, odrzucali�my setki propozycji od
m�odych ludzi z ulicy. � Pieni�dze wymieni�? � Nie; � Zapali
skr�ta? � Nie; � Kupi �adny dywan? � Nie; � Dobry hasz! �
Nie; � Pieni�dze wymieni�? � Nie. Dawno