7583
Szczegóły |
Tytuł |
7583 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7583 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7583 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7583 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CLIVE CUSSLER
PAUL KEMPRECOS
PODWODNY ZAB�JCA
(Prze�o�y�: Maciej Pintara)
AMBER
2003
PROLOG I
Na zach�d od Wysp Brytyjskich, rok 1515
Diego Aguirrez obudzi� si� z niespokojnego snu z wra�eniem, �e po twarzy przebieg� mu szczur. Wysokie czo�o mia� mokre od zimnego potu, serce mu wali�o. Ws�uchiwa� si� w chrapanie swojej �pi�cej za�ogi i plusk ma�ych fal, uderzaj�cych o drewniany kad�ub. Wszystko by�o w porz�dku. A mimo to nie m�g� si� pozby� niepokoju i uczucia, �e w mroku czai si� niebezpiecze�stwo.
Wygramoli� si� z hamaka, zarzuci� na opalone ramiona gruby we�niany koc i wspi�� si� na zasnuty mg�� pok�ad. W przy�mionym blasku ksi�yca solidnie zbudowana karawela l�ni�a, jakby utkano j� z paj�czej nici. Aguirrez podszed� do skulonej postaci obok ��tej plamy �wiat�a lampy oliwnej.
- Dobry wiecz�r, kapitanie - odezwa� si� marynarz trzymaj�cy wacht�.
- Dobry wiecz�r - odrzek� Aguirrez. - Wszystko w porz�dku?
- Tak jest. Ale wci�� nie ma wiatru.
Aguirrez zerkn�� w g�r� na widmowe maszty i �agle.
- Nadejdzie. Czuj� to.
- Tak jest - odpar� marynarz i ziewn�� mimo woli.
- Zejd� na d� i prze�pij si� troch�. Zast�pi� ci�.
- Moja wachta sko�czy si� dopiero z nast�pnym odwr�ceniem klepsydry.
Kapitan przestawi� klepsydr�, stoj�c� obok lampy.
- Ju� si� sko�czy�a.
Marynarz podzi�kowa� i powl�k� si� do kwater za�ogi. Kapitan zaj�� jego miejsce na wysokiej prostok�tnej rufie. Spojrza� na po�udnie i wpatrzy� si� w g�st� mg��. Unosi�a si� nad wod� niczym para, morze by�o g�adkie jak lustro. Aguirrez nadal tkwi� na posterunku, gdy wzesz�o s�o�ce. Oliwkowoczarne oczy bola�y go ze zm�czenia i by�y zaczerwienione, koc przesi�k� wilgoci�. Z w�a�ciwym sobie uporem nie zwraca� na to uwagi i spacerowa� tam i z powrotem po mostku jak tygrys w klatce.
By� Baskiem, mieszka�cem skalistych g�r mi�dzy Hiszpani� i Francj�. Lata na morzu wyostrzy�y mu instynkt i nie lekcewa�y� go. Baskowie byli najlepszymi �eglarzami na �wiecie. Ludzie tacy jak Aguirrez regularnie zapuszczali si� na wody, kt�re bardziej boja�liwi marynarze omijali w obawie przed w�ami morskimi i wielkimi wirami. Mia� krzaczaste brwi, du�e odstaj�ce uszy, d�ugi prosty nos i podbr�dek niczym p�ka skalna. Wiele lat p�niej naukowcy zasugeruj�, �e grube rysy twarzy Bask�w mog� �wiadczy� o ich pochodzeniu w linii prostej od cz�owieka z Cro-Magnon.
W szarym �wietle przed�witu pojawi�a si� za�oga. Marynarze ziewali, przeci�gali si� i zabierali powoli do pracy. Kapitan ci�gle jeszcze nie chcia� zej�� z mostka. I okaza�o si�, �e mia� racj�. W pewnym momencie przekrwionymi oczami dostrzeg� jaki� b�ysk za grub� zas�on� mg�y. Trwa�o to tylko moment, ale Aguirrez poczu� dziwn� mieszanin� ulgi i strachu.
Serce zabi�o mu szybciej. Uni�s� mosi�n� lunet�, zawieszon� na szyi. Rozci�gn�� j� na ca�� d�ugo��, zmru�y� jedno oko, a drugie przy�o�y� do okularu. Najpierw widzia� w powi�kszeniu tylko szary wa� mg�y, sk��bionej na styku z morzem. Przetar� oczy r�kawem, zamruga� powiekami i ponownie uni�s� lunet�. Zn�w nic nie zobaczy�. Pomy�la�, �e by�a to tylko gra �wiat�a.
Nagle dostrzeg� jaki� ruch. Z mg�y wy�oni� si� ostry kszta�t. Przypomina� dzi�b drapie�nego ptaka, badaj�cego otoczenie. Potem ukaza� si� ca�y statek. Czarny smuk�y kad�ub wystrzeli� naprz�d, sun�� wolno przez kilka sekund, potem zn�w przyspieszy�. Pojawi�y si� dwa nast�pne statki. �lizga�y si� po g�adkiej powierzchni morza jak gigantyczne owady wodne. Aguirrez zakl�� cicho.
Galery wojenne.
S�o�ce odbija�o si� w mokrych wios�ach, kt�re rytmicznie zanurza�y si� w wodzie. Ka�dy ich ruch szybko przybli�a� smuk�e okr�ty bojowe do �aglowca.
Aguirrez przygl�da� si� im okiem do�wiadczonego budowniczego statk�w. Prawdziwe charty morskie, zdolne rozwija� du�� szybko�� na kr�tkich odcinkach. Bojowe okr�ty, skonstruowane przez Wenecjan i u�ywane przez wiele kraj�w europejskich.
Ka�d� galer� nap�dza�o sto pi��dziesi�t wiose�, w trzech rz�dach po dwadzie�cia pi�� z ka�dej burty. Niski, p�aski kad�ub mia� niespotykany dot�d op�ywowy kszta�t. Z ty�u wygina� si� wdzi�cznie do g�ry ku nadbud�wce mostka kapita�skiego. Wyd�u�ony dzi�b nie s�u�y� ju� za taran, jak w dawnych czasach. Teraz umieszczone by�y na nim dzia�a.
Z pojedynczego masztu blisko rufy zwisa� ma�y tr�jk�tny �agiel �aci�ski, ale szybko�� i manewrowo�� zapewnia�y galerze ludzkie mi�nie. Hiszpa�skie s�dy zapewnia�y sta�y dop�yw galernik�w, skazanych na �mier� przy ci�kich, dziesi�ciometrowych wios�ach. Po corsii, w�skim pomo�cie mi�dzy dziobem i ruf�, chodzili nadzorcy i pop�dzali wio�larzy gro�bami i uderzeniami bicz�w.
Aguirrez wiedzia�, jak wielk� ma przeciwko sobie si�� ognia. Galery by�y niemal dwukrotnie d�u�sze od jego p�katej, dwudziestoczterometrowej karaweli. Zwykle mia�y na pok�adzie pi��dziesi�t jednostrza�owych, g�adkolufowych arkebuz�w, �adowanych od przodu. Na ich dziobowych platformach artyleryjskich montowano mo�dzierze nazywane bombardami. Umieszczano je z prawej strony, co pozosta�o z czas�w, kiedy strategia walki morskiej polega�a g��wnie na taranowaniu przeciwnika.
Galera przypomina�a mocny okr�t grecki, jakim Odyseusz przep�yn�� z wyspy czarodziejki Kirke do kraju cyklop�w, karawela natomiast by�a statkiem przysz�o�ci. Szybka i zwrotna mog�a �eglowa� po wodach ca�ego �wiata. ��czy�a po�udniowy takielunek z wytrzyma�ym p�nocnym kad�ubem o g�adkim poszyciu i sterze na zawiasach. �atwe w obs�udze o�aglowanie �aci�skie, pochodz�ce od arabskich dhow, dawa�o jej przewag� manewrow� nad ka�dym �wczesnym �aglowcem.
Na nieszcz�cie dla Aguirreza te wspania�e �agle zwisa�y teraz bezw�adnie z dw�ch maszt�w. Przy bezwietrznej pogodzie by�y bezu�ytecznymi kawa�kami tkaniny. Karawela tkwi�a nieruchomo na powierzchni morza niczym statek w butelce.
Aguirrez zerkn�� na martwe �agle, przeklinaj�c �ywio�y, kt�re sprzysi�g�y si� przeciwko niemu. By� w�ciek�y na siebie za karygodn� kr�tkowzroczno��. Nale�a�o od razu wyp�yn�� na pe�ne morze. Galery, ze wzgl�du na niskie burty, nie mog�yby go �ciga� daleko od wybrze�a. Nie spodziewa� si� jednak martwej ciszy na morzu. Ani tego, �e galery tak �atwo go znajd�.
Nie czas jednak na obwinianie si� za pope�nione b��dy. Odrzuci� koc na bok niczym matador peleryn� i ruszy� wzd�u� statku, wykrzykuj�c rozkazy. Marynarze o�ywili si� na d�wi�k dono�nego g�osu kapitana, rozbrzmiewaj�cego od rufy do dziobu. Po kilku sekundach pok�ad przypomina� ruchliwe mrowisko.
Aguirrez wskaza� zbli�aj�ce si� okr�ty wojenne.
- Spu�ci� �odzie! - zawo�a�. - Uwijajcie si�, ch�opcy, bo inaczej damy katom zaj�cie na ca�y dzie� i noc.
Za�oga rzuci�a si� do pracy. Wszyscy na pok�adzie �aglowca wiedzieli, �e czekaj� ich tortury i �mier� na stosie, je�li wpadn� w r�ce ludzi na galerach. W ci�gu kilku minut wszystkie trzy szalupy karaweli znalaz�y si� na wodzie. Zaj�li w nich miejsca najsilniejsi wio�larze. Liny przymocowane do statku napi�y si� jak ci�ciwy �uk�w, ale uparta karawela ani drgn�a. Aguirrez krzykn�� do marynarzy, �eby wios�owali mocniej. Apelowa� do ich baskijskiej m�sko�ci i miota� najgorsze przekle�stwa, jakie tylko przysz�y mu do g�owy.
- Ci�gnijcie razem! Wios�ujecie jak banda hiszpa�skich dziwek!
Wios�a spieni�y spokojn� wod�. Statek zadr�a�, zaskrzypia� i w ko�cu ruszy�. Aguirrez krzykn�� jeszcze s�owa zach�ty i pobieg� z powrotem na ruf�. Opar� si� o reling i przy�o�y� lunet� do oka. Zobaczy� wysokiego, szczup�ego m�czyzn�, kt�ry patrzy� na niego przez lunet� z platformy dziobowej galery na czele po�cigu.
- El Brasero - szepn�� Aguirrez z nieukrywan� pogard�.
Ignatius Martinez zobaczy�, �e Aguirrez patrzy na niego i wykrzywi� grube, lubie�ne wargi w triumfalnym u�miechu. Z jego bezlitosnych, g��boko osadzonych ��tych oczu wyziera� fanatyzm. D�ugi, arystokratyczny nos by� zmarszczony, jakby poczu� smr�d padliny.
- Kapitanie Blackthorne - mrukn�� do rudobrodego m�czyzny - niech pan obieca wio�larzom, �e odzyskaj� wolno��, je�li dopadniemy nasz� zdobycz.
Kapitan wzruszy� ramionami i wykona� rozkaz. Wiedzia�, �e to okrutne oszustwo i Martinez nie zamierza dotrzyma� obietnicy.
El Brasero znaczy�o po hiszpa�sku "kotlarz". Martinez zawdzi�cza� to przezwisko gorliwo�ci w paleniu heretyk�w na stosie podczas autodafe, jak nazywano publiczne spektakle wymierzania kary. By� znan� postaci� na quemerdo - placu ka�ni. U�ywa� wszystkich �rodk�w, ��cznie z przekupstwem, by zapewni� sobie zaszczyt podpalenia stosu. Cho� oficjalnie nosi� tytu� oskar�yciela publicznego i doradcy inkwizycji, przekona� swych zwierzchnik�w, by powierzyli mu rol� g��wnego inkwizytora i oskar�yciela Bask�w. Ich �ciganie by�o wyj�tkowo op�acalne. Inkwizycja natychmiast konfiskowa�a maj�tek oskar�onego. Zagarni�te bogactwa ofiar finansowa�y wi�zienia inkwizycji, jej tajn� policj�, armi�, izby tortur i urz�dnik�w oraz sz�y do kieszeni inkwizytor�w.
Baskowie opanowali do perfekcji sztuk� nawigacji i budowy statk�w. Aguirrez wiele razy wyp�ywa� na sekretne �owiska na Morzu Zachodnim. Polowa� na wieloryby i �owi� dorsze. Baskowie byli urodzonymi lud�mi interesu. Wielu - jak Aguirrez - wzbogaci�o si� na rybo��wstwie. Jego stocznia na rzece Nervion budowa�a statki wszystkich typ�w i rozmiar�w. Aguirrez wiedzia� o okrucie�stwach inkwizycji, ale by� zbyt zaj�ty prowadzeniem r�nych interes�w, swoj� pi�kn� �on� i dwojgiem dzieci, by zwraca� na to wi�ksz� uwag�. Kiedy� po powrocie z rejsu przekona� si�, �e Martinez i inkwizycja to wrogie si�y, kt�rych nie wolno lekcewa�y�.
Gdy statki pe�ne ryb zawin�y do portu, by wy�adowa� po��w, przywita� je wzburzony t�um. Ludzie b�agali Aguirreza o pomoc. Inkwizytorzy aresztowali grup� miejscowych kobiet i oskar�yli o uprawianie czar�w. W�r�d uwi�zionych by�a �ona Aguirreza. Rzekome czarownice postawiono przed s�dem i uznano za winne.
Aguirrez uspokoi� t�um i pojecha� prosto do stolicy prowincji. Cho� by� wp�ywowym cz�owiekiem, nie chciano s�ucha� jego pr�b o uwolnienie kobiet. Urz�dnicy odpowiadali, �e nie mog� nic zrobi�; to sprawa Ko�cio�a, nie w�adz cywilnych. Niekt�rzy szeptali, �e w obawie o w�asne �ycie i mienie wol� si� nie nara�a� �wi�temu Oficjum. El Brasero nie zna lito�ci.
Aguirrez wzi�� sprawy w swoje r�ce i zebra� setk� wiernych mu ludzi. Zaatakowali konw�j wioz�cy rzekome czarownice na miejsce strace� i uwolnili je bez jednego strza�u. �ona Aguirreza powiedzia�a mu, �e El Brasero aresztowa� j�, by zagarn�� ich maj�tek.
Jednak Aguirrez podejrzewa�, �e inkwizycja zwr�ci�a na niego uwag� z du�o wa�niejszego powodu. Rok wcze�niej rada starszych powierzy�a mu opiek� nad naj�wi�tszymi relikwiami Kraju Bask�w. W przysz�o�ci mia�y po��czy� wszystkich Bask�w w walce o niepodleg�o�� przeciwko Hiszpanii. Na razie spoczywa�y w kufrze ukrytym w sekretnej izbie w domu Aguirreza. Martinez m�g� us�ysze� o tym. Wsz�dzie roi�o si� od donosicieli. Wiedzia�, �e relikwie mog� rozpali� fanatyzm w podobny spos�b, jak niegdy� �wi�ty Graal doprowadzi� do krwawych wypraw krzy�owych. Wszystko, co jednoczy�o Bask�w, zagra�a�o inkwizycji.
Martinez nie zareagowa� na uwolnienie kobiet, ale wiadomo by�o, �e uderzy, gdy tylko zbierze obci��aj�ce dowody. Aguirrez wykorzysta� ten czas na przygotowania. Pod pretekstem remontu wys�a� najszybsz� karawel� swojej floty do San Sebastian. Wyda� mn�stwo pieni�dzy na zorganizowanie w�asnej armii szpieg�w i zwerbowa� nawet ludzi z otoczenia Martineza. Obieca� wielk� nagrod� temu, kto ostrze�e go przed aresztowaniem. Potem zaj�� si� codziennymi sprawami i czeka�. Trzyma� si� blisko domu, otoczony przez stra�nik�w, do�wiadczonych �o�nierzy.
Min�o kilka spokojnych miesi�cy, a� pewnej nocy przygalopowa� jeden z jego szpieg�w w inkwizycji i za�omota� zdyszany do drzwi domu. Martinez prowadzi grup� �o�nierzy, by go aresztowa�! Aguirrez zap�aci� informatorowi i wprowadzi� w czyn sw�j starannie przygotowany plan. Uca�owa� na po�egnanie �on� i dzieci, obiecuj�c, �e spotkaj� si� w Portugalii. Gdy rodzina uciek�a ch�opskim wozem z wi�kszo�ci� maj�tku, skierowa� po�cig na fa�szywy trop. Wraz z uzbrojonymi towarzyszami dotar� na wybrze�e. Czeka�a ju� tam karawela, kt�ra wkr�tce potem postawi�a �agle i odp�yn�a na p�noc.
Nast�pnego dnia o wschodzie s�o�ca z porannej mg�y wynurzy�a si� flotylla galer wojennych, by przeci�� drog� karaweli. Aguirrez zr�cznym manewrem omin�� przeciwnika i pop�yn�� z wiatrem na p�noc wzd�u� francuskiego wybrze�a. Wzi�� kurs na Dani�, sk�d zamierza� skierowa� si� na zach�d ku Grenlandii i Islandii, a potem w stron� odleg�ego Wielkiego L�du. Jednak w pobli�u Wysp Brytyjskich wiatr ucich� i Aguirrez utkn�� ze swoimi lud�mi w�r�d martwej ciszy.
Teraz, w obliczu trzech zbli�aj�cych si� galer, by� zdecydowany walczy� na �mier� i �ycie. Rozkaza� artylerzystom przygotowa� si� do bitwy. Uzbrajaj�c karawel� uwa�a�, �e si�a ognia mo�e by� r�wnie wa�na jak szybko�� i zwrotno�� statku.
Standardowy arkebuz �adowano przez luf� i umieszczano na stojaku. Do �adowania i strzelania potrzeba by�o dw�ch ludzi. Kanonierzy Aguirreza mieli mniejsze, l�ejsze wersje tej broni, z kt�r� m�g� poradzi� sobie jeden cz�owiek. Byli doskona�ymi strzelcami i nigdy nie chybiali. Aguirrez wyposa�y� karawel� r�wnie� w ci�sz� artyleri�. Wybra� dwie armaty z br�zu na ko�owych lawetach. Jego kanonierzy byli tak wyszkoleni, �e potrafili �adowa� dzia�a, celowa� i strzela� z zegarmistrzowsk� precyzj�.
Wio�larze wyra�nie opadli z si� i statek porusza� si� w tempie muchy pe�zn�cej przez kube� melasy. Galery by�y ju� niemal w zasi�gu ognia armat. Ale te� i Hiszpanie mogli z �atwo�ci� powystrzela� ludzi w �odziach. Aguirrez zdecydowa� jednak, �e jego marynarze zostan� przy wios�ach. Dop�ki karawela p�yn�a, mia� przynajmniej zdolno�� manewrow�. Przynagli� wio�larzy i odwr�ci� si�, by wyda� rozkazy kanonierom, gdy jego wyczulone zmys�y zarejestrowa�y zmian� temperatury, co zwykle zapowiada�o wiatr. Mniejszy z �aci�skich �agli zatrzepota� niczym skrzyd�o zranionego ptaka. Potem zamar� w bezruchu.
Kiedy kapitan bada� wzrokiem morze w poszukiwaniu zmarszczek na powierzchni, zwiastuj�cych podmuch wiatru, us�ysza� znajomy huk bombardu. Mo�dzierz du�ego kalibru by� zamontowany nieruchomo, bez �adnej mo�liwo�ci przestawienia go w pionie lub poziomie. Kula armatnia nieszkodliwie rozprysn�a wod� sto metr�w za ruf� karaweli. Aguirrez roze�mia� si�. Wiedzia�, �e bezpo�rednie trafienie z bombardu jest praktycznie niemo�liwe, nawet gdy cel porusza si� tak wolno, jak teraz karawela.
Trzy galery sz�y dzi�b w dzi�b. Kiedy ob�ok dymu rozp�yn�� si� w powietrzu, dwa boczne okr�ty wyprzedzi�y �rodkowy i znalaz�y si� tu� za karawel�. Manewr mia� zmyli� przeciwnika. Obie galery skr�ci�y w lewo i jedna wysun�a si� do przodu. Wi�kszo�� uzbrojenia mia�y z prawej burty. Przy mijaniu wlok�cej si� karaweli mog�y ostrzela� jej pok�ad i takielunek z broni ma�ego i �redniego kalibru.
Aguirrez spodziewa� si� takiego ataku. Umie�ci� oba dzia�a blisko siebie przy lewej burcie i zakry� ich lufy czarn� tkanin�. Wr�g powinien pomy�le�, �e karawela te� ma nieskuteczny bombard i jest bezbronna od strony burt.
Aguirrez spojrza� przez lunet� na platform� artyleryjsk� galery i zakl��. Rozpozna� swojego dawnego marynarza, kt�ry towarzyszy� mu w wielu rejsach na �owiska. Zna� on tras� na Morze Zachodnie. By�o bardziej ni� pewne, �e inkwizycja zagrozi�a jego rodzinie.
Aguirrez sprawdzi� k�t podniesienia luf obu dzia�. Zerwa� czarn� tkanin� i spojrza� na morze przez otwory strzelnicze. Nie napotkawszy oporu, pierwsza galera zbli�y�a si� do karaweli. Aguirrez da� rozkaz i oba dzia�a zagrzmia�y. Pierwsz� kul� wystrzelono za wcze�nie i tylko od�ama�a d�ugi dzi�b galery, ale druga trafi�a w platform� artyleryjsk�.
Cz�� dziobowa okr�tu rozprys�a si� w�r�d ognia i dymu. Do rozerwanego kad�uba wdar�a si� woda pod ci�nieniem zwi�kszonym przez szybko�� galery. Okr�t zanurzy� si� pod powierzchni� i zaton�� w ci�gu kilku sekund. Aguirrez wsp�czu� galernikom. Byli przykuci kajdanami do wiose� i nie mogli si� ratowa�. Ale przynajmniej mieli szybk� �mier� i unikn�li dalszych cierpie� w niewoli.
Za�oga drugiej galery, nie chc�c podzieli� losu pierwszej, da�a pokaz s�ynnej zwrotno�ci trirem. Okr�t skr�ci� ostro i oddali� si� od karaweli. Potem zatoczy� kr�g, by do��czy� do Martineza, kt�ry przezornie trzyma� si� z ty�u.
Aguirrez przypuszcza�, �e galery rozdziel� si�, okr��� statek poza zasi�giem dzia�, zn�w si� spotkaj� i zaatakuj� bezbronnych wio�larzy. Martinez jakby czyta� w jego my�lach. Okr�ty rozsta�y si� i zacz�y okr��a� karawel� z obu stron niczym ostro�ne hieny.
Aguirrez us�ysza� trzask nad g�ow� - nieoczekiwanie za�opota� grot. Wstrzyma� oddech. Czy to tylko pojedynczy podmuch wiatru, jak poprzednio?
Ale �agle zn�w za�opota�y i wyd�y si�, a� zaskrzypia�y maszty. Pobieg� na dzi�b, przechyli� si� przez reling i krzykn�� do za�ogi na pok�adzie, �eby zabra� wio�larzy z powrotem na statek.
Za p�no.
Galery przerwa�y zataczanie d�ugiej p�tli i wr�ci�y ostrym zwrotem na kurs w kierunku karaweli. Okr�t z prawej strony ustawi� si� burt� do �odzi i strzelcy otworzyli ogie� z arkebuz�w. Pociski podziurawi�y bezbronnych wio�larzy.
Druga galera spr�bowa�a takiego samego manewru. Za�oga karaweli otrz�sn�a si� jednak z zaskoczenia i skoncentrowa�a ogie� na ods�oni�tej platformie artyleryjskiej, gdzie Aguirrez widzia� ostatnio Martineza. El Brasero bez w�tpienia ukry� si� za os�on� z grubych desek, ale niech wie, �e nie p�jdzie mu tak �atwo.
Salwa uderzy�a w platform� jak o�owiana pi��. Gdy jedni strzelali, inni gor�czkowo �adowali arkebuzy. Zab�jcza kanonada trwa�a. Galera nie wytrzyma�a gradu pocisk�w. Z jej kad�uba i wiose� lecia�y drzazgi. Okr�t wycofa� si�.
Za�oga karaweli rzuci�a si� do wci�gania �odzi. Pierwsza szalupa ocieka�a krwi�, po�owa wio�larzy nie �y�a. Aguirrez wyda� rozkazy artylerzystom i pobieg� do ko�a sterowego. Obs�uga dzia� zakrz�tn�a si� wok� armat i przemie�ci�a je do dziobowych otwor�w strzelniczych. Inni marynarze zaj�li si� �aglami, by maksymalnie wykorzysta� orze�wiaj�c� bryz�.
Gdy karawela nabra�a szybko�ci, zostawiaj�c za ruf� spieniony kilwater, kapitan skierowa� statek ku galerze uszkodzonej przez jego strzelc�w. Okr�t pr�bowa� ucieka�, ale straci� wio�larzy i porusza� si� wolno. Aguirrez czeka�, chc�c zbli�y� si� na odleg�o�� pi��dziesi�ciu metr�w. Strzelcy na galerze otworzyli ogie� do karaweli, ale z marnym skutkiem.
Na karaweli hukn�y dzia�a. Kule trafi�y w nadbud�wk� kapita�sk� na rufie i roztrzaska�y j� na drobne kawa�ki. Armaty za�adowano powt�rnie i wycelowano w lini� wodn� galery. W jej kad�ubie pojawi�y si� wielkie dziury. Obci��ony lud�mi i sprz�tem okr�t natychmiast poszed� pod wod�. Na powierzchni pozosta�y tylko p�cherze powietrza, od�amki drewna i garstka nieszcz�snych p�ywak�w.
Aguirrez skierowa� swoj� uwag� na trzeci� galer�.
Widz�c zmian� w uk�adzie si�, Martinez zacz�� ucieka�. Jego okr�t mkn�� na po�udnie niczym sp�oszony zaj�c. Zwinna karawela zostawi�a swoj� ofiar� i ruszy�a w po�cig. Aguirrez mia� w oczach ��dz� krwi, rozkoszowa� si� perspektyw� zabicia El Brasero.
Nic z tego. Orze�wiaj�ca bryza wia�a zbyt s�abo, by karawela mog�a dogoni� galer�, kt�rej wio�larze walczyli o �ycie. Wkr�tce uciekaj�cy okr�t sta� si� ciemnym punktem na oceanie.
Aguirrez �ciga�by Martineza na koniec �wiata, ale zobaczy� �agle na horyzoncie. Podejrzewa�, �e to posi�ki nieprzyjaciela. Inkwizycja mia�a d�ugie r�ce. Pami�ta� o obietnicy danej �onie i dzieciom i o swoich obowi�zkach wobec Bask�w. Niech�tnie zawr�ci� na p�noc i wzi�� kurs na Dani�. Nie mia� z�udze� co do swojego wroga. Martinez m�g� by� tch�rzem, ale by� cierpliwy i uparty.
Aguirrez wiedzia�, �e jeszcze si� spotkaj�. To tylko kwestia czasu.
PROLOG II
Niemcy, rok 1935
Kr�tko po p�nocy na wiejskich terenach mi�dzy Hamburgiem i Morzem P�nocnym zacz�y wy� psy. Przera�one zwierz�ta wpatrywa�y si� w czarne, bezksi�ycowe niebo z wywieszonymi j�zykami, dr��c na ca�ym ciele. Ich czu�e uszy �owi�y d�wi�k, kt�rego nie us�ysza�by cz�owiek: cichy szum silnik�w gigantycznej, srebrzystej torpedy, sun�cej przez g�st� warstw� chmur wysoko w g�rze.
Cztery dwunastocylindrowe silniki Maybacha, po dwa z ka�dej strony, wisia�y w op�ywowych obudowach pod brzuchem 244-metrowego statku powietrznego. W wielkich oknach gondoli blisko dziobu jarzy�o si� �wiat�o. D�ugie, w�skie pomieszczenie przypomina�o sterowni� okr�tu. Mia�o kompas i szprychowe ko�a ster�w kierunku i wysoko�ci.
Obok pilota sta� w szerokim rozkroku kapitan Heinrich Braun. By� wysoki, wyprostowany jak struna, r�ce trzyma� z�o�one za plecami. Mia� na sobie nieskazitelny granatowy mundur i wysok� czapk� z daszkiem. Mimo w��czonego ogrzewania do kabiny przenika�o zimno i kapitan w�o�y� pod kurtk� gruby sweter z golfem. Jego wynios�y profil wygl�da� jak wyrze�biony z granitu. Sztywna postawa, ostrzy�one tu� przy sk�rze w�osy i lekkie uniesienie wystaj�cego podbr�dka pozosta�y mu z czas�w s�u�by w marynarce pruskiej.
Braun sprawdzi� kompas, potem odwr�ci� si� do t�giego m�czyzny w �rednim wieku z sumiastymi, podkr�conymi do g�ry w�sami, kt�re nadawa�y mu wygl�d spasionego morsa.
- A zatem, Herr Lutz, pokonali�my pomy�lnie pierwszy etap naszej historycznej podr�y. Utrzymujemy docelow� szybko�� stu dwudziestu kilometr�w na godzin�. Nawet przy lekkim czo�owym wietrze zu�ycie paliwa zgadza si� dok�adnie z wyliczeniami. Moje gratulacje, Herr Professor.
Herman Lutz przypomina� barmana z monachijskiej piwiarni, ale by� jednym z najzdolniejszych in�ynier�w lotniczych w Europie. Po przej�ciu na emerytur� Braun napisa� ksi��k�, w kt�rej proponowa� regularne loty sterowcami nad biegunem do Ameryki P�nocnej. Na wyk�adzie promuj�cym ksi��k� pozna� Lutza. In�ynier usi�owa� zebra� fundusze na wypraw� polarn� statkiem powietrznym. Obu m�czyzn po��czy�o mocne przekonanie, �e sterowce mog�yby reklamowa� wsp�prac� mi�dzynarodow�.
Niebieskie oczy Lutza b�yszcza�y z podniecenia.
- To ja panu gratuluj�, kapitanie Braun. Razem umocnimy pok�j na �wiecie.
- Chyba mia� pan na my�li umocnienie Niemiec - zadrwi� niski, szczup�y m�czyzna o nazwisku Gerhardt Heinz. Sta� z ty�u w takiej odleg�o�ci, by s�ysze� ka�de s�owo. Ostentacyjnie zapali� papierosa.
- Herr Heinz - odezwa� si� lodowato Braun - zapomnia� pan, �e mamy nad g�owami tysi�ce metr�w sze�ciennych wybuchowego wodoru? Palenie jest dozwolone tylko w wydzielonej cz�ci kwater za�ogi.
Heinz wymamrota� co� w odpowiedzi i zgasi� palcami papierosa. Dla dodania sobie pewno�ci wypi�� pier� jak kogut. Goli� g�ow� na �yso, by� kr�tkowidzem i nosi� binokle. Chcia� by� gro�ny, ale wygl�da� groteskowo.
Lutz pomy�la�, �e w opi�tym, czarnym sk�rzanym p�aszczu Heinz przypomina larw� wy�aniaj�c� si� z kokona, ale przezornie zachowa� to dla siebie. Obecno�� Heinza na pok�adzie by�a cen�, jak� on i Braun musieli zap�aci� za start sterowca. Podobnie jak nazwa statku powietrznego: "Nietzsche", od nazwiska niemieckiego filozofa. Niemcy usi�owa�y wyzwoli� si� z finansowego i psychologicznego jarzma, na�o�onego przez Traktat Wersalski. Kiedy Lutz przedstawi� pomys� podr�y sterowcem do bieguna p�nocnego, znalaz�o si� wielu ludzi ch�tnych do jej sfinansowania, ale projekt utkn�� w miejscu.
Wreszcie postanowiono, �e b�dzie to tajna misja. Je�li powiedzie si�, zostanie ujawniona. Alianci stan� przed faktem dokonanym i przekonaj� si� o wy�szo�ci niemieckiej techniki lotniczej. Fiasko b�dzie zachowane w tajemnicy, �eby unikn�� kompromitacji.
Statek powietrzny zbudowano w ukryciu. Lutz skonstruowa� go na wz�r wielkiego sterowca "Graf Zeppelin". Warunkiem umowy by�o zabranie na wypraw� Heinza, kt�ry reprezentowa� interesy przemys�owc�w.
- Kapitanie, mo�e nas pan o�wieci�, gdzie jeste�my? - zapyta� Lutz.
Braun podszed� do sto�u nawigacyjnego i wskaza� pozycj� na mapie.
- Tutaj. Polecimy kursem "Norge" i "Italii" na Spitsbergen. Stamt�d skierujemy si� na biegun. Spodziewam si�, �e ostatni etap podr�y pokonamy w jakie� pi�tna�cie godzin, zale�nie od pogody.
- Mam nadziej�, �e b�dziemy mieli wi�cej szcz�cia ni� W�osi - odezwa� si� Heinz, bez potrzeby przypominaj�c innym o wcze�niejszych pr�bach dotarcia do bieguna statkami powietrznymi. W 1926 roku norweski badacz polarny Amundsen i w�oski in�ynier Umberto Nobile szcz�liwie osi�gn�li cel i okr��yli biegun w�oskim sterowcem "Norge". Nast�pna ekspedycja Nobilego w bli�niaczym statku powietrznym "Italia" mia�a wyl�dowa� na biegunie, ale sterowiec rozbi� si�. Amundsen zagin�� w drodze na miejsce katastrofy. Nobilego i cz�� jego ludzi uratowano.
- To nie jest kwestia szcz�cia - odpar� Lutz. - Nasz statek powietrzny zosta� skonstruowany z my�l� o tej konkretnej misji. Jest mocniejszy i odporniejszy na kaprysy pogody. Ma dodatkowe systemy ��czno�ci. Blaugas pozwala nim lepiej sterowa�, bo nie musimy wypuszcza� wodoru jako balastu. Mechanizmy mog� pracowa� w niskich temperaturach arktycznych. To najszybszy sterowiec, jaki kiedykolwiek powsta�. W pogotowiu s� samoloty i statki, kt�re w razie konieczno�ci natychmiast przyst�pi� do akcji ratowniczej. Nasze urz�dzenia meteorologiczne nie maj� sobie r�wnych.
- Mam pe�ne zaufanie do pana i tego sterowca - zapewni� Heinz z ob�udnym u�miechem.
- To dobrze. Proponuj�, �eby�my troch� wypocz�li przed postojem na Spitsbergenie. Zatankujemy paliwo i wystartujemy na biegun.
Lot na Spitsbergen przebieg� bez przyg�d. Zawiadomiona przez radio obs�uga naziemna czeka�a z paliwem i zaopatrzeniem. Po kilku godzinach statek powietrzny by� w drodze na p�noc i min�� Ziemi� Franciszka J�zefa.
Na szarym morzu w dole dryfowa�y kawa�ki kry. W ko�cu bry�y lodu po��czy�y si� w wielkie, nieregularne po�acie, poprzecinane tu i tam ciemnymi �y�ami wody. Blisko bieguna l�d tworzy� rozleg��, jednolit� pow�ok�. Cho� niebieskobia�a powierzchnia wygl�da�a z wysoko�ci trzystu metr�w na p�ask�, polarnicy wiedzieli, �e s� na niej trudne do przebycia grzbiety i garby.
- Dobra wiadomo�� - oznajmi� weso�o Braun. - Jeste�my ju� na osiemdziesi�tym pi�tym stopniu szeroko�ci p�nocnej. Nied�ugo dotrzemy do bieguna. Warunki pogodowe s� idealne. �adnego wiatru. Czyste niebo.
Podniecenie ros�o. Nawet ci, kt�rzy nie byli na s�u�bie, st�oczyli si� w sterowni i wygl�dali przez wielkie okna, jakby mieli nadziej� zobaczy� wysoki, pasiasty s�up oznaczaj�cy biegun.
- Panie kapitanie, chyba widz� co� na lodzie - zawo�a� jeden z obserwator�w.
Kapitan spojrza� przez lornetk� we wskazanym kierunku.
- Ciekawe. - Wr�czy� lornetk� Lutzowi.
- To statek - powiedzia� po chwili Lutz.
Braun skin�� g�ow� i poleci� pilotowi zmieni� kurs.
- Co pan robi? - zapyta� Heinz.
Braun poda� mu lornetk�.
- Niech pan zobaczy - odrzek� bez wyja�nienia.
Heinz przy�o�y� lornetk� do oczu.
- Nic nie widz� - powiedzia�.
Brauna wcale to nie zaskoczy�o. Facet by� �lepy jak kret.
- Nie szkodzi. Na lodzie jest statek.
Heinz zamruga� gwa�townie powiekami.
- A co on tu robi? Nie s�ysza�em o �adnej innej ekspedycji na biegun. Rozkazuj� panu wr�ci� na kurs.
- Na jakiej podstawie, Herr Heinz? - zapyta� kapitan i uni�s� wy�ej podbr�dek.
- Mamy zadanie dotrze� do bieguna p�nocnego - odpar� Heinz.
Kapitan Braun spojrza� na Heinza, jakby mia� ochot� wykopa� go z kabiny i popatrze�, jak spada na pokryw� lodow�.
- Herr Heinz, ma pan racj�, przyjacielu, ale uwa�am, �e powinni�my r�wnie� bada� wszystko, co mo�e si� przyda� nam lub nast�pnej ekspedycji - wtr�ci� si� Lutz.
- Poza tym - doda� Braun - jak ka�dy statek p�ywaj�cy po morzu, mamy obowi�zek ratowa� tych, kt�rzy potrzebuj� pomocy.
- Je�li nas zobacz�, zawiadomi� kogo� przez radio, co zagrozi naszej misji - pr�bowa� oponowa� Heinz.
- Musieliby by� �lepi i g�usi, �eby nas nie widzie� i nie s�ysze� - odrzek� Braun. - A je�li zamelduj� komu� o naszej obecno�ci, to co z tego? Nasz statek powietrzny nie jest oznakowany, ma tylko nazw�.
Heinz podda� si�. Powoli zapali� papierosa i prowokacyjnie wydmuchn�� dym, rzucaj�c kapitanowi wyzwanie.
Braun zignorowa� ten buntowniczy gest i da� rozkaz do zej�cia w d�. Pilot przestawi� stery i gigantyczny statek powietrzny rozpocz�� d�ugi, �lizgowy lot ku pokrywie lodowej.
1
Wyspy Owcze, czasy wsp�czesne
Samotny statek zmierzaj�cy ku Wyspom Owczym wygl�da� jak po przegranej bitwie paintballowej. Pi��dziesi�ciodwumetrowy kad�ub "Sea Sentinela" by� ochlapany od dziobu do rufy o�lepiaj�c�, psychodeliczn� mieszanin� farb w kolorach t�czy. Do uzupe�nienia karnawa�owej atmosfery brakowa�o tylko piszcza�ek i parady klaun�w. Ale weso�y wygl�d statku by� myl�cy. Wielu przekona�o si� na w�asnej sk�rze, �e "Sea Sentinel" jest na sw�j spos�b r�wnie gro�ny jak okr�t wojenny.
Statek przyp�yn�� na te wody po 180-milowym rejsie z Wysp Szetlandzkich niedaleko Szkocji. Powita�a go ca�a flotylla kutr�w rybackich i jacht�w, wynaj�tych przez mi�dzynarodowe koncerny prasowe. W pobli�u czuwa� du�ski kr��ownik "Leif Eriksson", pod zachmurzonym niebem kr��y� helikopter.
M�y�o, typowa letnia pogoda na Wyspach Owczych, archipelagu osiemnastu skalistych kawa�k�w l�du na p�nocno-wschodnim Atlantyku, w po�owie drogi mi�dzy Dani� i Islandi�. Czterdzie�ci pi�� tysi�cy mieszka�c�w wysp to w wi�kszo�ci Farerowie. S� potomkami wiking�w, kt�rzy osiedlili si� tam w IX wieku. Cho� archipelag jest cz�ci� Kr�lestwa Danii, miejscowi m�wi� j�zykiem wywodz�cym si� ze staronordyckiego. Na wysokich klifach, wznosz�cych si� nad morzem jak mury obronne, gnie�d�� si� miliony ptak�w
Na pok�adzie dziobowym statku sta� wysoki, dobrze zbudowany m�czyzna po czterdziestce. Otaczali go reporterzy i kamerzy�ci. Marcus Ryan, kapitan "Sea Sentinela", by� ubrany w szyty na miar�, czarny mundur oficerski ze z�otymi galonami na ko�nierzu i r�kawach. Mia� profil gwiazdora filmowego, opalon� twarz i w�osy do karku, kt�re teraz rozwiewa�a bryza. Kwadratow� szcz�k� otacza�a ruda broda. Przypomina� filmowego kapitana statku i bardzo dba� o ten wizerunek.
- Gratuluj�, panie i panowie - powiedzia� modulowanym g�osem, g�ruj�cym ponad warkotem silnik�w i pluskiem wody uderzaj�cej o kad�ub. - Niestety, nie mogli�my zapewni� spokojniejszego morza. Niekt�rzy z was troch� zzielenieli po podr�y z Szetland�w.
- Nie ma sprawy - mrukn�a reporterka CNN. - Tylko niech pan si� postara, �eby materia� by� wart tej ca�ej cholernej dramaminy, kt�r� po�kn�am.
Ryan pos�a� jej hollywoodzki u�miech.
- Mog� zagwarantowa�, �e zobaczy nas pani w akcji. - Teatralnym gestem zatoczy� r�k� szeroki �uk. Obiektywy kamer pos�usznie pod��y�y za jego palcem wycelowanym w okr�t wojenny. Kr��ownik p�yn�� z wystarczaj�c� szybko�ci�, by ich wyprzedzi�. Na maszcie trzepota�a du�ska bandera - czerwona z bia�ym krzy�em. - Kiedy ostatnim razem pr�bowali�my przeszkodzi� Farerom w rzezi wieloryb�w, ten du�ski kr��ownik strzeli� nam przed dzi�b. Pociski z broni r�cznej omal nie trafi�y jednego z cz�onk�w naszej za�ogi. Ale Du�czycy zaprzeczaj�, �e otworzyli do nas ogie�.
- Naprawd� obrzucili�cie ich �mieciami? - zapyta�a reporterka CNN.
- Bronili�my si� tym, co by�o pod r�k� - odrzek� Ryan z udawan� powag�. - Nasz kucharz zrobi� miotacz do wystrzeliwania z pok�adu work�w z odpadkami biodegradalnymi. Jest fanem �redniowiecznej broni i skonstruowa� co� w rodzaju katapulty. Kiedy kr��ownik pr�bowa� przeci�� nam drog�, trafili�my go. Sami byli�my zaskoczeni. Tamci te�. - Odczeka� chwil� i zako�czy�: - Nie ma to, jak waln�� w kogo� obierkami kartofli, skorupkami jajek i fusami z kawy, �eby zwin�� �agle.
Rozleg� si� �miech.
- Nie obawia si� pan - zapyta� reporter BBC - �e takie wyg�upy umacniaj� reputacj� Stra�nik�w Morza jako jednej z bardziej radykalnych grup obro�c�w �rodowiska i praw zwierz�t? Pa�ska organizacja SOS ch�tnie przyznaje si� do zatapiania statk�w wielorybniczych, blokowania dr�g wodnych, malowania sprayem m�odych fok, atakowania ich �owc�w, przecinania sieci...
Ryan uni�s� r�k� w prote�cie.
- Chodzi o pirackie statki wielorybnicze na wodach mi�dzynarodowych. Inne rzeczy mo�emy udokumentowa� jako legalne, zgodne z umowami mi�dzynarodowymi. Z drugiej strony, nasze statki te� s� taranowane. Przeciwko naszym ludziom u�ywa si� gazu, strzela si� do nich i bezprawnie ich aresztuje.
- Co pan odpowie tym, kt�rzy nazywaj� was organizacj� terrorystyczn�? - zapyta� reporter z "The Economist".
- Zadam im pytanie: czy mo�e by� co� bardziej przera�aj�cego ni� zabijanie z zimn� krwi� od tysi�ca pi�ciuset do dw�ch tysi�cy bezbronnych wieloryb�w rocznie? I przypomn� im, �e podczas naszych interwencji nikt nigdy nie zosta� ranny ani zabity. - Ryan zn�w b�ysn�� swoim u�miechem. - Dajcie spok�j, na tym statku s� ludzie, nie potwory. - Wskaza� gestem atrakcyjn�, m�od� kobiet�. Sta�a z dala od reszty i przys�uchiwa�a si� dyskusji. - Powiedzcie szczerze, czy ta pani wygl�da na przera�aj�c�?
Therri Weld mia�a trzydzie�ci pi�� lat. By�a �redniego wzrostu i zgrabnie zbudowana. Sprane d�insy, robocza koszula i workowata kurtka nie mog�y zamaskowa� jej powabnych, kobiecych kszta�t�w. Czapka baseballowa z napisem SOS przykrywa�a kasztanowe, naturalne loki, kt�re wi�y si� jeszcze bardziej od wilgotnego powietrza. Oczy koloru gencjany by�y czujne i inteligentne. Podesz�a z u�miechem.
- Wi�kszo�� z pa�stwa ju� mnie zna - odezwa�a si� cichym, lecz wyra�nym g�osem. - Wiecie wi�c, �e kiedy Marcus nie wykorzystuje mnie w roli marynarza, jestem doradc� prawnym SOS. Jak powiedzia�, u�ywamy akcji bezpo�redniej jako ostatecznego �rodka. Po ostatnim spotkaniu na tych wodach wycofali�my si� i przeszli�my do bojkotu tutejszych ryb.
- Ale wci�� nie potraficie zastopowa� grind�w - zwr�ci� si� do Ryana reporter BBC.
- Nigdy nie m�wili�my, �e �atwo b�dzie wykorzeni� tradycj�, kt�ra ma setki lat - odrzek� Ryan. - Farerowie s� tak samo uparci, jak musieli by� ich norma�scy przodkowie, �eby przetrwa�. Nie poddadz� si� takiej garstce obro�c�w wieloryb�w, jak my. I cho� ich podziwiam, uwa�am grindarap za okrucie�stwo i barbarzy�stwo. Wiem, �e niekt�rzy z was byli ju� na grindzie. Czy kto� chcia�by to skomentowa�?
- Cholernie krwawa impreza - przyzna� reporter BBC. - Ale polowa� na lisy te� nie lubi�.
Rysy Ryana st�a�y.
- Lis ma przynajmniej szans� uciec - odpar�. - Grind to zwyk�a masakra. Kiedy kto� zauwa�y stado wieloryb�w, w��cza syren� i �odzie zaganiaj� stworzenia w kierunku l�du. Miejscowi - kobiety i czasem dzieci - czekaj� na brzegu. Jest mn�stwo alkoholu i wielka feta. Ludzie wbijaj� wielorybom harpuny w nozdrza i wyci�gaj� je na l�d. Tam przecinaj� wielorybom �y�y szyjne, �eby wykrwawi�y si� na �mier�. Woda robi si� czerwona. Czasem odpi�owuj� g�owy stworzeniom, kt�re jeszcze �yj�!
Wtr�ci�a si� blondynka jakiego� dziennika.
- Ale czym r�ni si� grind od zarzynania byd�a na wo�owin�?
- Pyta pani niew�a�ciw� osob� - odrzek� Ryan. - Jestem wegetarianinem. - Odczeka�, a� ucichn� �miechy. - Jednak rozumiem pani�. W mi�sie wieloryb�w jest rt�� i kadm. To szkodzi dzieciom Farer�w.
- Skoro chc� tru� siebie i swoje dzieci - odpowiedzia�a reporterka - to czy pot�pianie ich tradycji nie jest nietolerancj� ze strony SOS?
- Walki gladiator�w i publiczne egzekucje te� by�y kiedy� tradycj�. Cywilizacja zdecydowa�a, �e we wsp�czesnym �wiecie nie ma miejsca dla takich barbarzy�skich spektakli. Zadawanie niepotrzebnego b�lu bezbronnym stworzeniom jest tym samym. Oni uwa�aj� to za tradycj�, my za morderstwo. Dlatego wr�cili�my.
- Nie lepiej kontynuowa� bojkot? - zapyta� przedstawiciel BBC.
Odpowiedzia�a mu Therri.
- To zbyt powolna metoda. Nadal zabija si� setki wieloryb�w. Wi�c zmienili�my taktyk�. Koncerny naftowe chc� postawi� wie�e wiertnicze na tych wodach. Je�li stworzymy wystarczaj�co z�� atmosfer� wok� polowa�, nafciarze mog� si� wycofa�. To sk�oni wyspiarzy, �eby zaprzestali grind�w.
- Mamy tu jeszcze inn� spraw� do za�atwienia - doda� Ryan. - B�dziemy pikietowa� mi�dzynarodow� firm� przetw�rstwa rybnego, �eby zademonstrowa� nasz sprzeciw wobec szkodliwych skutk�w przemys�owej hodowli ryb.
Reporterka Fox News nie wierzy�a w�asnym uszom.
- Czy jest kto�, w kim nie chcecie mie� wroga?
- Prosz� da� mi zna�, kogo przeoczyli�my - roze�mia� si� Ryan.
- Jak daleko zamierzacie si� posun�� w waszym prote�cie? - zainteresowa� si� przedstawiciel BBC.
- Tak daleko, jak b�dzie mo�na. Wed�ug nas te polowania s� prowadzone wbrew prawu mi�dzynarodowemu. Jeste�cie tu jako �wiadkowie. Mo�e by� niebezpiecznie. Je�li kto� woli zrezygnowa�, zapewniam transport. - Ryan rozejrza� si� dooko�a i u�miechn�� si�. - Nikt? Doskonale. A zatem ruszamy do boju. �ledzimy kilka stad wieloryb�w. Na tych wodach jest ich pe�no. Tamten m�ody za�ogant, kt�ry tak energicznie macha r�k�, mo�e mie� co� dla nas.
Podbieg� marynarz pe�ni�cy wacht�.
- Par� stad mija wysp� Streymoy - zameldowa�. - Nasz obserwator na brzegu m�wi, �e wyje syrena i spuszczaj� �odzie na wod�.
Ryan zn�w odwr�ci� si� do reporter�w.
- Pewnie spr�buj� zagna� te stworzenia na l�d w strefie polowa� w Kvivik. Ustawimy si� mi�dzy �odziami i wielorybami. Je�li uda nam si� odp�dzi� stado, zaczniemy blokowa� wyspiarzy.
Reporterka CNN wskaza�a kr��ownik.
- Czy to nie wkurzy tamtych facet�w?
Ryan wyszczerzy� z�by.
- Na to licz�.
Wysoko na mostku "Leifa Erikssona" m�czyzna w cywilnym ubraniu patrzy� na "Sea Sentinela" przez siln� lornetk�.
- M�j Bo�e - mrukn�� Karl Becker do kapitana okr�tu, Erica Petersena - tamten statek wygl�da, jakby pomalowa� go jaki� pomyleniec.
- Ach, wi�c zna pan kapitana Ryana - odrzek� Petersen z lekkim u�miechem.
- Tylko ze s�yszenia. Tyle razy z�ama� prawo i nigdy go o nic nie oskar�ono. Co pan o nim wie, kapitanie?
- Po pierwsze, nie jest pomylony. Wszystkie jego dzia�ania s� dok�adnie przemy�lane. Nawet krzykliwe kolory tamtego statku. Usypiaj� czujno�� przeciwnika, kt�ry nic nie podejrzewa i pope�nia b��d. I ca�kiem dobrze wygl�daj� w telewizji.
- Mo�e mogliby�my go zaaresztowa� za psucie pejza�u morza, kapitanie Petersen - podsun�� Becker.
- Podejrzewam, �e Ryan znalaz�by eksperta, kt�ry okre�li�by jego statek jako p�ywaj�ce dzie�o sztuki.
- Ciesz� si�, �e nie straci� pan poczucia humoru, mimo upokorzenia, jakiego dozna� ten okr�t przy ostatnim spotkaniu ze Stra�nikami Morza.
- Sp�ukanie �mieci z pok�adu zaj�o tylko kilka minut. Ale m�j poprzednik uzna�, �e na obrzucenie nas odpadkami trzeba odpowiedzie� ogniem.
Becker skrzywi� si�.
- O ile mi wiadomo, kapitan Olafsen siedzi teraz za biurkiem. Zrobi� nam fataln� reklam�. "Du�ski okr�t wojenny atakuje bezbronny statek". Napisali, �e za�oga by�a pijana. Ca�kowita kl�ska.
- By�em pierwszym oficerem u Olafsena i bardzo ceni�em jego umiej�tno�� oceny sytuacji. Problem polega� na tym, �e nie dosta� wyra�nych polece� od biurokrat�w z Kopenhagi.
- Takich jak ja? - zapyta� Becker.
Kapitan u�miechn�� si� z przymusem.
- Wykonuj� rozkazy. Moi prze�o�eni powiedzieli, �e przyb�dzie pan jako obserwator Departamentu Marynarki Wojennej.
- Na pa�skim miejscu nie chcia�bym mie� urz�dnika na okr�cie. Ale zapewniam pana, �e nie jestem upowa�niony do rz�dzenia tutaj. Oczywi�cie b�d� musia� zameldowa� o tym, co tu widzia�em i s�ysza�em. I pozwol� sobie przypomnie� panu, �e je�li ta misja �le si� sko�czy, polec� nasze g�owy.
Kapitan nie wiedzia�, co my�le� o Beckerze, kiedy wita� go na pok�adzie "Erikssona". Niski, ciemnow�osy urz�dnik z wielkimi, wilgotnymi oczami i d�ugim nosem przypomina� smutnego kormorana. Natomiast Petersen, jak typowy Du�czyk, by� wysokim blondynem o kwadratowej szcz�ce.
- Niech�tnie zabra�em pana na pok�ad - przyzna� kapitan. - Ale narwa�cy zamieszani w t� histori� mog� doprowadzi� do tego, �e sytuacja wymknie si� spod kontroli. Ciesz� si�, �e mam okazj� skonsultowa� si� z kim� z rz�du.
Becker podzi�kowa� Petersenowi i zapyta�:
- Co pan my�li o tej aferze z grindarapem?
Kapitan wzruszy� ramionami.
- Mam na wyspie wielu przyjaci�. Pr�dzej zgin�, ni� zrezygnuj� ze swoich zwyczaj�w. Twierdz�, �e bez nich utraciliby swoj� to�samo��. Szanuj� ich uczucia. A co pan o tym s�dzi?
- Jestem z Kopenhagi. Ta ca�a sprawa z wielorybami wydaje mi si� zupe�n� strat� czasu, cho� stawk� s� wielkie pieni�dze. Rz�d szanuje tradycje wyspiarzy, ale bojkot szkodzi tutejszemu rybo��wstwu. Nie chcemy, �eby Farerowie zostali bez �rodk�w do �ycia i przeszli pod opiek� pa�stwa. To by za du�o kosztowa�o. Nie m�wi�c o stratach w dochodach naszego kraju, gdyby koncerny naftowe wycofa�y si� z wierce� z powodu polowa� na wieloryby.
- Wszyscy aktorzy dok�adnie znaj� swoje role. Wyspiarze zaplanowali grind, �eby sprowokowa� SOS i przypomnie� parlamentowi o swoich problemach. Ryan te� wymownie daje do zrozumienia, �e nic go nie powstrzyma.
- A pan, kapitanie, zna swoj� rol�?
- Oczywi�cie. Nie znam tylko zako�czenia tego dramatu.
Becker chrz�kn�� w odpowiedzi.
- Uspokoj� pana - powiedzia� kapitan. - Tutejsza policja dosta�a rozkaz, �eby nie interweniowa�. Ja pod �adnym pozorem nie u�yj� broni. Polecono mi chroni� wyspiarzy przed niebezpiecze�stwem i zostawiono woln� r�k� w wyborze �rodk�w. Je�li "Sea Sentinel" podejdzie zbyt blisko i zagrozi �odziom, b�d� mia� prawo "szturchn��" go.
- Przepraszam, panie Becker, ale widz�, �e kurtyna idzie w g�r�.
Z kilku przystani wyp�yn�y �odzie rybackie. Zmierza�y szybko ku wzburzonej strefie morza, ich uniesione dzioby przeskakiwa�y nad falami. Kierowa�y si� do miejsca, gdzie nad powierzchni� wystawa�y czarne grzbiety stada wieloryb�w. Z nozdrzy stworze� tryska�y fontanny wody.
"Sea Sentinel" te� ruszy� w stron� stada. Petersen wyda� rozkaz sternikowi. Kr��ownik wchodzi� do akcji.
Becker zastanawia� si� nad wcze�niejszymi s�owami kapitana.
- Niech pan mi powie, kiedy "szturchni�cie" staje si� taranowaniem?
- Kiedy tego chc�.
- Chyba �atwo przekroczy� t� granic�?
Petersen poleci� sternikowi zwi�kszy� szybko�� i wzi�� kurs prosto na "Sea Sentinela". Potem odwr�ci� si� do Beckera z nieweso�ym u�miechem.
- Zaraz si� przekonamy.
2
Ryan patrzy�, jak kr��ownik zmienia kurs i kieruje si� na statek SOS.
- Wygl�da na to, �e Hamlet w ko�cu podj�� decyzj� - powiedzia� do Chucka Mercera, swojego pierwszego oficera, stoj�cego przy kole sterowym.
"Sea Sentinel" pr�bowa� odp�dzi� wieloryby na pe�ne morze. Stado liczy�o oko�o pi��dziesi�ciu stworze�. Niekt�re samice trzyma�y si� z ty�u z m�odymi i spowalnia�y akcj� ratownicz�. Statek SOS zygzakowa� niczym samotny kowboj, kt�ry chce zagoni� rozproszone byd�o do zagrody. Jednak nerwowe wieloryby niemal uniemo�liwia�y to zadanie.
Ryan wyszed� na prawe skrzyd�o mostka, �eby zobaczy�, jak daleko od stada s� nadp�ywaj�ce �odzie wielorybnicze. Jeszcze nie widzia� tylu wyspiarzy uczestnicz�cych w grindzie. Wydawa�o si�, �e opustosza�y wszystkie porty na Wyspach Owczych. Z kilku kierunk�w mkn�y kutry i �odzie r�nej wielko�ci, od trauler�w do zwyk�ych motor�wek z doczepnymi silnikami. Ciemn� wod� przecina�y smugi ich kilwater�w.
Therri Weld obserwowa�a, jak zbiera si� ta armada.
- Trzeba podziwia� ich up�r - powiedzia�a.
Ryan skin�� g�ow�.
- Teraz wiem, co czu� Custer. Chyba wszyscy Farerowie wyruszyli w morze, �eby broni� swoich cholernych tradycji.
- To nie jest spontaniczny zryw - zaprzeczy�a Therri. - S�dz�c po tym, jaki utrzymuj� porz�dek, maj� plan.
Ledwo sko�czy�a m�wi�, flotylla - jakby na sygna� - zacz�a si� rozdziela� w klasycznym wojskowym manewrze oskrzydlaj�cym. �odzie wzi�y statek Ryana w kleszcze i odci�y powolne wieloryby od pe�nego morza. Ustawi�y si� w tyralier� dziobami do brzegu i stado znalaz�o si� mi�dzy nimi i "Sea Sentinelem". Ko�ce tyraliery zacz�y powoli skr�ca� do wewn�trz. Wieloryby st�oczy�y si� razem i skierowa�y w stron� l�du.
Ryan obawia� si�, �e je�li statek zostanie na miejscu, porani przera�one stworzenia lub rozbije rodziny. Niech�tnie rozkaza� sternikowi usun�� si� z drogi.
Kiedy "Sea Sentinel" odp�yn�� na bok, wielorybnicy wydali g�o�ny okrzyk triumfu. �odzie zacz�y otacza� stado, zamykaj�c je w morderczym u�cisku. Zacie�nia�y p�kole i spycha�y stworzenia do miejsca rzezi, gdzie czeka�y ostre no�e i harpuny oprawc�w.
Ryan rozkaza� Mercerowi skierowa� "Sea Sentinela" na pe�ne morze.
- Zbyt �atwo si� poddajesz - zauwa�y� pierwszy oficer.
- Zaczekaj, to zobaczysz - odpar� Ryan z enigmatycznym u�miechem.
Kr��ownik zr�wna� si� z "Sea Sentinelem" niczym gliniarz eskortuj�cy niesfornego kibica po pi�karskim meczu. Kiedy oddalili si� o p� mili morskiej od strefy polowania, zacz�� zostawa� z ty�u. Ryan przej�� ster, co chwila sprawdzaj�c, gdzie jest jego prze�ladowca. W pewnym momencie podni�s� s�uchawk� telefonu do maszynowni.
- Ca�a naprz�d - rozkaza�.
"Sea Sentinel" by� zdezelowan�, szerok� �ajb� z wysokim dziobem i ruf�. Jego sylwetka przypomina�a staromodn� wann�. Powolny statek badawczy zaprojektowano g��wnie jako stabiln� platform� do opuszczania pod wod� aparatury i sieci. Pierwsz� rzecz�, jak� Ryan zrobi� po kupieniu statku na aukcji, by�o wyposa�enie maszynowni w pot�ne diesle, kt�re zapewnia�y przyzwoit� szybko��.
Ryan skr�ci� ko�o sterowe do oporu w lewo. Kad�ub zadr�a� od napr�enia, statek zawr�ci� w wielkim p�okr�gu piany i pomkn�� z powrotem ku strefie polowania. Zaskoczony kr��ownik pr�bowa� zrobi� to samo, ale nie m�g� wykona� tak ciasnego skr�tu, jak "Sea Sentinel". Straci� cenne sekundy.
Ob�awa by�a mil� od brzegu, gdy "Sea Sentinel" dogoni� stado i tyralier� naganiaczy. Statek SOS zrobi� ostry zwrot i przeci�� kilwatery �odzi wielorybniczych. Ryan pozosta� za sterem. Zamierza� wzi�� odpowiedzialno�� na siebie, gdyby co� si� nie uda�o. Jego plan rozp�dzenia ob�awy wymaga� zr�czno�ci w sterowaniu. Zbyt szybkie i bliskie podej�cie wywr�ci�oby �odzie i ludzie wpadliby do lodowatej wody. Utrzymywa� r�wn� pr�dko��, wykorzystuj�c szeroko�� kad�uba do stworzenia fali, kt�ra uderzy�a w rufy �odzi i unios�a je do g�ry. Niekt�rym uda�o si� pop�yn�� dalej, inne straci�y szybko�� i obr�ci�y si� dooko�a w rozpaczliwej pr�bie unikni�cia wywrotki.
Tyraliera za�ama�a si�. Mi�dzy �odziami powsta�y szerokie luki niczym szczerby mi�dzy z�bami. Ryan zn�w zakr�ci� ko�em sterowym i wprowadzi� "Sea Sentinela" w nast�pny ostry skr�t. Statek ustawi� si� burt� do nadp�ywaj�cych wieloryb�w. Stado uciekaj�ce przed wyspiarzami wyczu�o obecno�� statku, zawr�ci�o i skierowa�o si� w przeciwn� stron�. Wieloryby zacz�y si� wydostawa� przez luki w linii my�liwych.
Za�oga "Sea Sentinela" zacz�a wiwatowa�, ale rado�� nie trwa�a d�ugo. Szybki kr��ownik dogoni� statek SOS i by� sto metr�w od jego burty. Przez radio odezwa� si� g�os m�wi�cy po angielsku.
- Tu kapitan Petersen z okr�tu "Leif Eriksson" do statku "Sea Sentinel".
Ryan chwyci� mikrofon.
- Tu kapitan Ryan. Czym mog� s�u�y�, kapitanie Petersen?
- Prosz� skierowa� sw�j statek na pe�ne morze.
- Dzia�amy zgodnie z prawem mi�dzynarodowym. - Ryan u�miechn�� si� krzywo do TherTi. - Mam obok siebie mojego doradc� prawnego.
- Nie zamierzam dyskutowa� o szczeg�ach prawa z panem ani z pa�skim doradc�, kapitanie Ryan. Zagra�a pan du�skim rybakom. Jestem upowa�niony do u�ycia si�y. Je�li natychmiast nie odp�ynie pan st�d, zatopi� pa�ski statek.
Wie�yczka artyleryjska na pok�adzie dziobowym fregaty obr�ci�a si� i lufy dzia� wycelowa�y w "Sea Sentinela".
- Prowadzi pan niebezpieczn� gr� - odrzek� spokojnie Ryan. - Niecelny strza� mo�e zatopi� kogo� z rybak�w, kt�rych stara si� pan chroni�.
- W�tpi�, �eby�my chybili z tej odleg�o�ci - odpar� Petersen - ale chc� unikn�� rozlewu krwi. Dostarczy� pan kamerzystom telewizyjnym mn�stwo materia�u. Wieloryby uciek�y, polowanie si� nie uda�o. Postawi� pan na swoim i nie jest pan tu d�u�ej mile widziany.
Ryan zachichota�.
- Przyjemnie mie� do czynienia z rozs�dnym cz�owiekiem. Nie to, co z pa�skim poprzednikiem, mi�o�nikiem strzelania. Dobrze, odp�yn� st�d, ale nie opu�cimy tych w�d. Mamy tu jeszcze co� do za�atwienia.
- Mo�e pan robi�, co si� panu podoba, dop�ki nie �amie pan naszego prawa i nie zagra�a naszej ludno�ci.
Ryan odetchn�� z ulg�. Udawa� spokojnego, ale wiedzia�, �e nara�a na niebezpiecze�stwo swoj� za�og� i dziennikarzy. Przekaza� ster pierwszemu oficerowi i wyda� rozkaz powolnego wycofania si�. "Sea Sentinel" odp�yn�� z rejonu polowania i skierowa� si� na morze. Ryan planowa� rzuci� kotwic� kilka mil od brzegu i przygotowa� si� do protestu przeciwko hodowli ryb.
Pami�taj�c o wcze�niejszej sztuczce "Sea Sentinela", Petersen trzyma� si� z kr��ownikiem troch� z ty�u. By� got�w natychmiast wej�� do akcji i zablokowa� statek, gdyby Ryan spr�bowa� si� przebi�.
Therri roz�adowa�a napi�cie w sterowni.
- Kapitan Petersen nawet nie wie, jakie mia� szcz�cie - powiedzia�a z u�miechem. - Jeden strza� i zaci�gn�abym go do s�du, a jego okr�t poszed�by pod zastaw.
- Chyba bardziej ba� si� naszej �mieciowej katapulty - odrzek� Ryan.
Dobry nastr�j zepsu�y przekle�stwa Mercera.
- Co jest, Chuck? - zapyta� Ryan.
- Niech to szlag, Mark. - Pierwszy oficer sta� z r�kami na kole sterowym. - Musia�e� spieprzy� ster, kiedy szala�e� tak t� �ajb�. - Zmarszczy� brwi i cofn�� si�. - Masz, zobacz.
Ryan spr�bowa� obr�ci� ko�o. Przesuwa�o si� o par� centymetr�w w ka�d� stron�, ale wygl�da�o na zablokowane. Nacisn�� troch� mocniej, potem zrezygnowa�.
- To cholerstwo si� zaci�o - powiedzia� z mieszanin� z�o�ci i zdumienia.
Podni�s� s�uchawk� telefonu, rozkaza� maszynowni zastopowa� silniki i z powrotem zaj�� si� ko�em. Zamiast zwolni�, statek w niewyja�niony spos�b nabra� szybko�ci. Ryan zakl�� i zn�w zadzwoni� na d� do maszynowni.
- Co jest, Cal? - warkn��. - Og�uch�e� od tych silnik�w? Kaza�em wytraci� szybko��, nie zwi�kszy�.
G��wny mechanik Ryana, Cal Rumson, by� do�wiadczonym marynarzem.
- Wiem, do cholery, co kaza�e� - odpar�, wyra�nie zdenerwowany. - Zredukowa�em szybko��. Ale silniki oszala�y. Chyba nie dzia�aj� przyrz�dy.
- Wi�c odetnij zasilanie - doradzi� Ryan.
- Pr�buj�, ale diesle dostaj� jeszcze wi�kszych obrot�w.
- Pr�buj dalej, Cal.
Ryan z trzaskiem od�o�y� s�uchawk� na wide�ki. To jaki� ob��d! Statek