7570

Szczegóły
Tytuł 7570
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7570 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7570 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7570 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Judith McNaught Whitney, Moja Mi�o�� Whitney, My Love Przek�ad Ewa Pankiewicz Data wydania oryginalnego 1999 Data wydania polskiego 2002 Pami�ci Michaela - Mojego przyjaciela, mojego m�a, Mojej mi�o�ci. ANGLIA 1816 Rozdzia� 1 Gdy elegancki pow�z zako�ysa� si� i przechyli� na koleinach wiejskiej drogi, lady Anne Gilbert opar�a policzek na ramieniu m�a i westchn�a ci�ko. - Minie jeszcze godzina, nim dojedziemy, a ju� dr�czy mnie ciekawo��. Wci�� si� zastanawiam, jak te� Whitney teraz wygl�da, gdy przestaje by� ju� dzieckiem... - Po tych s�owach lady Anne zapad�a w milczenie i nieobecnym wzrokiem spogl�da�a przez okno na sielski angielski krajobraz, pr�buj�c wyobrazi� sobie siostrzenic�, kt�rej nie widzia�a prawie jedena�cie lat. - B�dzie �liczna niczym jej matka, po kt�rej z pewno�ci� odziedziczy�a u�miech oraz �agodno�� i s�odkie, ujmuj�ce usposobienie... Lord Edward Gilbert rzuci� ma��once sceptyczne spojrzenie. - Ujmuj�ce usposobienie? - powt�rzy� jak echo z rozbawieniem i niedowierzaniem. - Nie o takich cechach pisze w swoim li�cie jej ojciec. Jako dyplomata zatrudniony w konsulacie brytyjskim w Pary�u lord Gilbert by� mistrzem aluzji, docink�w, napomknie�, wybieg�w, niedom�wie� oraz intryg, ale w �yciu osobistym wola� surow� prawd�. - Pozw�l, �e od�wie�� ci pami�� - doda�, si�gaj�c do kieszeni i wyjmuj�c list od ojca Whitney, po czym w�o�y� na nos okulary i nie zwa�aj�c na grymas �ony, zacz�� czyta�: - �Maniery Whitney s� karygodne, a jej naganne sprawowanie zas�uguje na pot�pienie. To samowolna, rozpuszczona dziewczyna, kt�ra wprawia mnie w zak�opotanie, a nawet desperacj�. W nadziei, �e z wi�kszym ni� moje powodzeniem zdo�acie okie�zna� t� upart� smarkul� b�agam, by�cie zabrali j� ze sob� do Pary�a...�. - Edward zachichota�. - Poka� mi, gdzie tu jest mowa o s�odkim i ujmuj�cym usposobieniu. Anne spojrza�a na m�a z irytacj�. - Martin Stone to zimny, bezduszny cz�owiek, kt�ry nie doceni�by �agodno�ci i dobroci Whitney, nawet gdyby by�y to jej jedyne cechy. Przypomnij sobie tylko, jak krzykn�� i odes�a� Whitney do dziecinnego pokoju tu� po pogrzebie mojej siostry. Edward dostrzeg� buntowniczy ruch podbr�dka �ony i po�o�y� r�k� na jej ramieniu w ge�cie pojednania. - Nie darz� tego cz�owieka wi�ksz� sympati� ni� ty, ale przyznasz, �e nag�a utrata m�odej �ony i zarzuty c�rki, w dodatku w obecno�ci pi��dziesi�ciu os�b, �e zamkn�� mam� w skrzyni, by nie mog�a uciec, mog�y go zirytowa�. - Ale� Whitney mia�a wtedy zaledwie pi�� lat! - zaprotestowa�a gor�co Anne. - Naturalnie, lecz Martin pogr��ony by� w b�lu. Ponadto, o ile sobie przypominam, nie z powodu tego przewinienia zosta�a odes�ana do swego pokoju. To nast�pi�o p�niej, gdy wszyscy zgromadzili si� w salonie, a Whitney tupa�a nog� i grozi�a, �e poskar�y si� na nas Panu Bogu, je�li natychmiast nie uwolnimy mamy. - Z jak�� odwag� i energi� domaga�a si� tego, Edwardzie - zauwa�y�a z u�miechem Anne. - Przez chwil� my�la�am, �e male�kie piegi spadn� jej z noska. Przyznaj, �e by�a cudowna, i ty r�wnie� tak pomy�la�e�. - No c�, tak... - zgodzi� si� z zak�opotaniem. - W rzeczy samej. Gdy pow�z Edwarda Gilberta zbli�a� si� do posiad�o�ci Martina Stone�a, grupka m�odych ludzi zebrana na po�udniowym trawniku niecierpliwie spogl�da�a ku stoj�cej w odleg�o�ci stu metr�w stajni. Drobna blondynka wyg�adzi�a r�ow� marszczon� sp�dnic� i westchn�a tak, by pokaza� bardzo poci�gaj�ce do�eczki na policzkach. - Jak s�dzisz, co zamierza zrobi� Whitney? - zapyta�a urodziwego z�otow�osego m�odzie�ca, kt�ry sta� obok niej. Spogl�daj�c w du�e b��kitne oczy Elizabeth Ashton, Paul Sevarin obdarzy� j� u�miechem, za kt�ry Whitney odda�aby wszystko, byle tylko przeznaczony by� dla niej. - Postaraj si� by� cierpliwa, Elizabeth - odrzek�. - Jestem przekonana, �e nikt z nas nie ma najmniejszego poj�cia, do czego jest zdolna - odezwa�a si� zgry�liwie Margaret Merryton. - Mo�na jednak mie� ca�kowit� pewno��, �e b�dzie to co� niedorzecznego i nagannego. - Margaret, dzisiaj wszyscy jeste�my go��mi Whitney - upomnia� j� Paul. - Nie rozumiem, dlaczego jej bronisz - odrzek�a cierpko panna Merryton. - Whitney wywo�uje okropny skandal, uganiaj�c si� za tob�, i dobrze o tym wiesz! - Margaret! Powiedzia�em, �e do�� ju� tego! - przerwa� jej ostro Paul Sevarin i g��boko wci�gn�wszy powietrze, wbi� poirytowany wzrok w swe b�yszcz�ce buty. Whitney istotnie robi�a z siebie widowisko, uganiaj�c si� za nim i niemal wszyscy w okolicy o tym m�wili. Pocz�tkowo bawi�o go, i� jest obiektem omdlewaj�cych spojrze� i pe�nych uwielbienia u�miech�w pi�tnastolatki, ale potem Whitney zacz�a �ciga� go z determinacj� i taktyczn� precyzj� Napoleona w sp�dnicy. M�g� by� niemal pewien, �e przeje�d�aj�c przez swe ziemie, spotka j� na drodze. Sprawia�o to wra�enie, jakby mia�a pewien punkt obserwacyjny, z kt�rego �ledzi�a ka�dy ruch Paula, i to dziecinne zauroczenie ju� nie wydawa�o mu si� ani tak nieszkodliwe, ani zabawne. Trzy tygodnie temu pojecha�a nawet za nim do miejscowej ober�y. I w�a�nie tam, kiedy rozkoszuj�c si� wyszeptan� ukradkiem przez c�rk� ober�ysty propozycj� p�niejszego spotkania w s�sieku, podni�s� wzrok, ujrza� znane jasnozielone oczy spogl�daj�ce na� zza okna. Paul uderzy� kuflem piwa o st�, wyszed� na podw�rze, chwyci� Whitney za �okie� i bezceremonialnie wsadzi� na konia, zwi�le przypominaj�c, �e ojciec b�dzie jej szuka�, je�li sama nie zjawi si� przed zmierzchem w domu. Wr�ci� potem do gospody i zam�wi� nast�pny kufel, ale kiedy c�rka ober�ysty, nalewaj�c piwo, kusz�co otar�a si� biustem o rami� Paula i ten oczami wyobra�ni ju� widzia� jej bujne nagie cia�o przy swoim, para zielonych oczu zagl�da�a przez inne okno. Paul cisn�� na drewniany st� tak� ilo�� monet, by wystarczy�o ich na ukojenie dotkni�tej w swych uczuciach zaskoczonej dziewczyny i wyszed�... tylko po to, by w drodze do domu zn�w natkn�� si� na pann� Stone. Zaczyna� si� czu� jak wi�zie� pod sta�ym nadzorem, jego opanowanie za� zosta�o doprowadzone do kresu wytrzyma�o�ci. Teraz jednak, pomy�la� z irytacj�, sta� tutaj w kwietniowym s�o�cu i z jakiego� niejasnego powodu pr�bowa� chroni� Whitney przed surowym os�dem towarzystwa, na jaki w pe�ni sobie przecie� zas�u�y�a. - Chyba p�jd� i zobacz�, co j� zatrzyma�o - powiedzia�a Emily Williams, �liczna dziewczyna, kilka lat m�odsza od pozosta�ych, i po�piesznie ruszy�a przez trawnik, a potem pobieg�a wzd�u� bia�ego parkanu s�siaduj�cego ze stajni�. Otworzywszy szeroko podw�jne drzwi, zajrza�a do obszernego wn�trza z rz�dami boks�w po obydwu stronach. - Gdzie jest panna Whitney? - zapyta�a stajennego, kt�ry czy�ci� zgrzeb�em jakiego� gniadego wa�acha. - W �rodku, panienko. Nawet w tym s�abym �wietle Emily zobaczy�a, �e twarz m�czyzny obla�a si� rumie�cem. Skin�� ku drzwiom prowadz�cym do pomieszczenia z pasz�. Emily zapuka�a lekko i wesz�a do �rodka. Zamar�a nagle. Mia�a bowiem przed sob� d�ugie nogi Whitney Allison Stone, okryte br�zowymi bryczesami, kt�re ciasno opina�y jej w�skie biodra, smuk�� tali� podkre�la� d�ugi pas, a nad owymi bryczesami ja�nia�a cienka bia�a koszulka. - Zapewne nie wyjdziesz w takim stroju? - j�kn�a s�abo Emily, kt�rej na ten widok zabrak�o tchu. Whitney z rozbawieniem spojrza�a przez rami� na zgorszon� przyjaci�k�. - Oczywi�cie, �e nie. W�o�� jeszcze m�sk� koszul�. - Ale... dla... dlaczego? - nie przestawa�a si� zdumiewa� Emily. - Bo nie s�dz�, by pojawienie si� w samej koszulce by�o w�a�ciwe, g�uptasku - wyja�ni�a weso�o Whitney, zdejmuj�c z wieszaka czyst� koszul� stajennego i wsuwaj�c r�ce w r�kawy. - W�a... w�a�ciwe? - wymamrota�a Emily. - Wszak to ca�kowicie niew�a�ciwe, aby� nosi�a bryczesy! Sama dobrze o tym wiesz. - To prawda. Ale inaczej nie mog�abym dosi��� konia bez siod�a, z obawy, �e sp�dnice i halki owin� mi si� wok� szyi, prawda? - przekonywa�a j� z werw� Whitney, upinaj�c na karku d�ugie, niesforne w�osy. - Dosi��� konia bez siod�a?! Nie chcesz chyba powiedzie�, �e zamierzasz jecha� na koniu po m�sku! Ojciec ci� wydziedziczy, je�li zrobisz to znowu. - Nie zamierzam je�dzi� okrakiem - odpowiedzia�a Whitney, chichocz�c - chocia� nie rozumiem, dlaczego m�czyznom wolno to robi�, podczas gdy my, kt�re jakoby jeste�my s�absz� p�ci�, musimy zwisa� z ko�skiego boku, dr��c przy tym o �ycie. Emily nie chcia�a zmienia� tematu. - C� wi�c zamierzasz zrobi�? - Doprawdy nie wiedzia�am, �e taka z ciebie ciekawska m�oda dama, panno Williams - przekomarza�a si� Whitney - aby jednak zaspokoi� twoj� ciekawo��, powiem, i� zamierzam przejecha� si�, stoj�c na ko�skim grzbiecie. Widzia�am kiedy� na jarmarku, jak to si� robi i od tego czasu �wiczy�am. Kiedy Paul zobaczy, jak dobrze mi si� to udaje, b�dzie... - B�dzie s�dzi�, �e straci�a� rozum, Whitney Stone! Pomy�li, �e nie masz ani odrobiny poczucia przyzwoito�ci i �e ci�gle pr�bujesz czego� nowego, aby tylko przyci�gn�� jego uwag� - wybuchn�a Emily, ale zauwa�ywszy wyraz uporu na twarzy przyjaci�ki, szybko zmieni�a taktyk�. - Whitney, prosz�... pomy�l o ojcu, o tym, co powie na tw�j widok. Whitney zawaha�a si�, jakby w jednej chwili poczu�a na sobie ci�ar ojcowskiego zimnego spojrzenia. Najpierw g��boko wci�gn�a powietrze, a potem wypu�ci�a je i spogl�daj�c przez okno na grup� zebran� na trawniku, odrzek�a ze znu�eniem: - Ojciec jak zwykle o�wiadczy, �e go rozczarowuj�, �e jestem ha�b� dla niego i dla pami�ci mojej matki, a potem doda, �e jest szcz�liwy, i� nie do�y�a tego czasu i nie widzi, jaka si� sta�am. Nast�pnie po�wi�ci p� godziny na hymn pochwalny na cze�� wspania�ej m�odej damy, jak� jest Elizabeth Ashton, i przekonywanie mnie, �e powinnam zachowywa� si� tak jak ona. - C�, gdyby� naprawd� chcia�a zrobi� wra�enie na Paulu, mog�aby� spr�bowa�... Whitney z rozgoryczeniem zacisn�a d�onie. - Naprawd� pr�buj� by� taka jak Elizabeth. Nosz� te okropne marszczone suknie, kt�re sprawiaj�, �e czuj� si� jak bela pastelowego jedwabiu. �wiczy�am siedzenie cicho ca�ymi godzinami, bez cho�by jednego s�owa. Trzepota�am rz�sami, a� mi spuch�y powieki. Emily przygryz�a warg�, by ukry� u�miech, s�ysz�c �w niepochlebny opis przesadnej afektacji Elizabeth Ashton, a potem westchn�a. - Powiem im, �e zaraz przyjdziesz. Gdy Whitney pojawi�a si� na trawniku, kieruj�c ku zebranym wierzchowca, powita�y j� j�ki oburzenia i szydercze chichoty. - Spadnie - prorokowa�a jedna z dziewcz�t - je�li wcze�niej B�g jej nie skarze za w�o�enie bryczes�w. Ignoruj�c ch�� skwitowania tych s��w natychmiastow� ostr� ripost�, panna Stone najpierw unios�a g�ow� z dumn� pogard�, a potem ukradkiem rzuci�a spojrzenie w stron� Paula, kt�rego urodziwa twarz by�a teraz pe�na dezaprobaty. W�drowa� niech�tnym wzrokiem od jej bosych st�p przez opi�te spodniami nogi a� do twarzy. W g��bi duszy Whithey zadr�a�a, widz�c wyra�n� irytacj� ukochanego, ale nie da�a nic po sobie pozna� i rezolutnie szarpn�a wodze konia. Wierzchowiec ruszy� wy�wiczonym kr�tkim galopem, Whitney za� stopniowo unios�a si� i wyprostowa�a, powoli wyci�gaj�c ramiona dla zachowania r�wnowagi. Stoj�c wypr�ona na ko�skim grzbiecie, okr��a�a trawnik i cho� nie opuszcza�a jej obawa, �e spadnie i zrobi z siebie po�miewisko, zdo�a�a jednak zachowa� postaw� pewnej siebie i pe�nej wdzi�ku wolty�erki. Ko�cz�c czwarte ko�o, zwr�ci�a oczy ku go�ciom stoj�cym po lewej stronie i dostrzegaj�c na ich twarzach wyraz os�upienia i szyderstwa, szuka�a tej jedynej, kt�ra mia�a dla niej znaczenie. Paul sta� nieco na uboczu, z przyklejon� do ramienia Elizabeth Ashton, lecz mijaj�c go, Whitney zauwa�y�a pe�ne podziwu spojrzenie ukochanego. Na ten widok przepe�ni�o j� uczucie triumfu. Kiedy za� zatoczy�a kolejny kr�g, Paul u�miechn�� si� szeroko, wi�c serce w niej uros�o i nagle wszystkie tygodnie �wicze�, b�l mi�ni i liczne siniaki przesta�y mie� jakiekolwiek znaczenie. Pan Stone obserwowa� c�rk� z wychodz�cego na po�udniowy trawnik okna salonu. Lokaj zaanonsowa� mu w�a�nie przybycie lady i lorda Gilbert�w. Nazbyt rozw�cieczony nowym wybrykiem Whitney, by cokolwiek powiedzie�, Martin zacisn�� szcz�ki i powita� szwagierk� oraz jej m�a kr�tkim skinieniem g�owy. - Jak... jak mi�o widzie� ci� znowu, kochany szwagrze, po tak wielu latach - sk�ama�a z wdzi�kiem lady Anne, kiedy za� pan domu zachowa� lodowate milczenie, doda�a: - Gdzie� jest Whitney? Tak bardzo pragniemy j� zobaczy�. Martin w ko�cu odzyska� g�os. - Zobaczy� Whitney? - warkn�� w�ciekle. - Nic prostszego, madame, prosz� tylko wyjrze� przez okno. Zdezorientowana Anne zrobi�a, co powiedzia�. Na trawniku sta�a grupka m�odych ludzi, przygl�daj�c si� smuk�emu ch�opcu, kt�ry balansowa� na galopuj�cym koniu. - Jaki zr�czny m�odzieniec! - zawo�a�a ze �miechem. To proste stwierdzenie najwyra�niej przebi�o si� przez lodowat� w�ciek�o�� Martina, popychaj�c go do gwa�townego dzia�ania. Odwr�ci� si� na pi�cie i pomaszerowa� ku drzwiom. - Je�li pragnie pani przywita� si� z siostrzenic�, prosz� i�� ze mn�. Mog� te� oszcz�dzi� nam wszystkim przykro�ci i przyprowadzi� j� tutaj. Utkwiwszy poirytowany wzrok w plecach szwagra, Anne wsun�a r�k� pod rami� ma��onka i razem wyszli przed dom. Kiedy dotarli do grupki m�odzie�y, lady Gilbert, us�yszawszy szepty i �miechy, odnios�a niejasne wra�enie, �e ich ton jest nieco z�o�liwy, ale szukaj�c wzrokiem siostrzenicy, zbyt by�a zaabsorbowana bacznym przygl�daniem si� twarzom m�odych panien woko�o, by owemu przelotnemu odczuciu po�wi�ci� wi�ksz� uwag�. Pomin�wszy dwie blondynki i jedn� rudow�os� m�od� dam�, uwa�nie przypatrywa�a si� drobnej, niebieskookiej brunetce, a potem bezradnie zwr�ci�a si� do stoj�cego obok m�odzie�ca. - Przepraszam, nazywam si� Anne Gilbert, jestem ciotk� Whitney. Czy zechcia�by mi pan powiedzie�, gdzie znajd� moj� siostrzenic�? Paul Sevarin u�miechn�� si� do przyby�ej na po�y ze wsp�czuciem, na po�y z rozbawieniem. - Pani siostrzenica siedzi w�a�nie na koniu, lady Gilbert - odpowiedzia�. - Na tym... - Lordowi Gilbertowi zdumienie odebra�o mow�. Wzrok Whitney pobieg� ku ojcu, zmierzaj�cemu ku niej d�ugimi, szybkimi krokami. - Prosz�, nie r�b widowiska, papo - szepn�a, gdy znalaz� si� blisko. - Czy to ja robi� z siebie widowisko? - krzykn�� w�ciekle i si�gn�wszy do ko�skiej uzdy, chwyci� galopuj�cego wierzchowca tak mocno, �e wyszarpn�� go spod c�rki. Whitney uderzy�a stopami o ziemi�, straci�a r�wnowag� i niemal upad�a, podpieraj�c si� r�kami. Gdy wsta�a, ojciec szorstko chwyci� j� za rami� i poci�gn�� ku przyby�ym. - To... to co� - odezwa� si�, popychaj�c Whitney ku ciotce i wujowi - jest wasz� siostrzenic�. Whitney us�ysza�a zduszone chichoty oddalaj�cego si� po�piesznie towarzystwa i poczu�a, �e twarz zaczyna pali� j� ze wstydu. - Witam, ciociu. Dzie� dobry, wuju. - �ledz�c wzrokiem oddalaj�c� si� barczyst� posta� Paula, si�gn�a odruchowo do sp�dnicy, a u�wiadomiwszy sobie, �e jej na sobie nie ma, dygn�a komicznie bez owego niezb�dnego damskiego stroju, a na widok niezadowolenia ojca obronnym gestem unios�a podbr�dek. - Mo�esz by� pewna, ciociu, �e w ci�gu tego tygodnia, jaki tu sp�dzicie, do�o�� stara�, by ponownie nie zrobi� z siebie po�miewiska. - W ci�gu tygodnia, jaki tu sp�dzimy...? Ciotce wprost zabrak�o tchu, ale Whitney by�a tak zaj�ta obserwowaniem swego ukochanego, kt�ry pomaga� Elizabeth wsi��� do dwuk�ki, �e nawet nie zauwa�y�a zdumienia w g�osie lady Anne. - Do widzenia, Paul! - zawo�a�a, machaj�c ku niemu zawzi�cie. Sevarin odwr�ci� si� i uni�s� r�k� w ge�cie po�egnania. �miech przyp�yn�� ponownie, gdy powozy potoczy�y si� po podje�dzie, zabieraj�c pasa�er�w na jaki� piknik lub jedn� z owych weso�ych zabaw, na kt�re Whitney nigdy nie zapraszano, gdy� by�a za m�oda. Id�c z powrotem do domu, Anne czu�a, i� k��bi� si� w niej sprzeczne my�li. Wstydzi�a si� za Whitney, by�a w�ciek�a na Martina Stone�a za upokorzenie c�rki przed pozosta�ymi m�odymi lud�mi, a tak�e nieco oszo�omiona widokiem w�asnej siostrzenicy hasaj�cej na ko�skim grzbiecie w m�skich bryczesach, i kompletnie zaskoczona odkryciem, �e Whitney, kt�rej matk� natura obdarzy�a jedynie przeci�tn� urod�, zapowiada�a si� na prawdziw� pi�kno��. Teraz wydawa�a si� jeszcze zbyt szczup�a, ale nawet w za�enowaniu ramiona trzyma�a wyprostowane, a jej ch�d by� pe�en naturalnego wdzi�ku. Anne u�miechn�a si� do siebie samej, widz�c te �agodnie zaokr�glone biodra, kt�re tak korzystnie, cho� niemal niemoralnie prezentowa�y si� dzi�ki w�skim spodniom; smuk�� tali�, z pewno�ci� niewymagaj�c� �adnych sztuczek, by sprawia� wra�enie jeszcze smuklejszej; oczy, kt�re pod firankami d�ugich i czarnych jak smo�a rz�s wydawa�y si� zmienia� barw� ze szmaragdowej w nefrytow�. I te w�osy! G�ste pukle barwy g��bokiego mahoniowego br�zu! Potrzebowa�y jedynie dobrego u�o�enia i wytrwa�ego szczotkowania a� do po�ysku. Ciotk� wprost �wierzbi�y palce, by si� do tego zabra�. W my�lach ju� upina�a loki siostrzenicy tak, by pokaza� jej niezwyk�e oczy i wysokie ko�ci policzkowe. Trzeba ods�oni� t� twarz, zaplataj�c w�osy w koron�, z lekkimi lokami przy uszach, lub sczesa� g�adko z czo�a, by �agodnymi, mi�kkimi falami opada�y na kark, postanowi�a lady Anne. Gdy tylko weszli do domu, Whitney wymamrota�a jakie� przeprosiny i umkn�a do swego pokoju. Tam przygn�biona opad�a na fotel i ponuro rozwa�a�a upokarzaj�c� scen�, jakiej w�a�nie by� �wiadkiem Paul, gdy ojciec tak niegodziwie wyrwa� spod niej konia, a potem krzycza� g�o�no. Bez w�tpienia ciocia i wujek byli podobnie jak papa zaszokowani i oburzeni zachowaniem Whitney, i teraz policzki pali�y j� ze wstydu na sam� my�l o tym, jak musieli na ni� si� gniewa�. - Whitney... - szepn�a Emily, w�lizguj�c si� do pokoju i starannie zamykaj�c za sob� drzwi. - Wesz�am tylnym wej�ciem. Czy tw�j ojciec jest bardzo z�y? - Po prostu w�ciek�y - przyzna�a si� winowajczyni, spogl�daj�c na swoje nogi obci�gni�te spodniami. - Chyba wszystko dzisiaj popsu�am, prawda? Go�cie si� ze mnie �miali, a Paul to widzia� i s�ysza�. Teraz, gdy Elizabeth ma ju� siedemna�cie lat, na pewno jej si� o�wiadczy, zanim zdo�a zrozumie�, �e kocha tylko mnie. - Ciebie? - powt�rzy�a oszo�omiona przyjaci�ka. - Ale� Whitney, Paul unika ci� jak zarazy i dobrze o tym wiesz! Kt� by go zreszt� o to wini� po owych niefortunnych wypadkach, jakie na niego �ci�gn�a� w minionym roku. - Wcale nie by�o ich tak wiele - zaprotestowa�a Whitney, ale a� skurczy�a si� w fotelu. - Nie? A ta sztuczka, kt�r� odegra�a� przed Paulem w wigili� Wszystkich �wi�tych, gdy wybieg�a� przed jego bryczk� i j�cza�a� jak pot�piona, udaj�c zjaw�, by go przerazi�? Whitney obla�a si� rumie�cem. - Nie by� o to bardzo z�y - odpowiedzia�a - a jego bryczka wcale nie zosta�a zniszczona, z�ama� si� tylko dyszel. - I noga Paula - przypomnia�a jej Emily. - Noga zros�a si� idealnie - odpar�a beztrosko Whitney, przeskakuj�c my�l� od minionych niepowodze� w przysz�o��, po czym wsta�a z fotela i zacz�a powoli przechadza� si� tam i z powrotem. - Musi przecie� by� jaki� spos�b... z wyj�tkiem porwania Paula. - Figlarny u�miech zaja�nia� na jej umorusanej twarzy, gdy dziewczyna odwr�ci�a si� tak szybko, �e niemal wcisn�a Emily w fotel. - Jedno jest ca�kiem jasne; Paul jeszcze nie wie, �e mu na mnie zale�y, prawda? - Raczej nie ma zamiaru ruszy� w twoj� stron� - ostro�nie odpowiedzia�a Emily. - A zatem bezpiecznie by�oby uzna�, �e jest ma�o prawdopodobne, by mi si� o�wiadczy� bez jakiej� dodatkowej zach�ty. Czy� nie mam racji? - Nawet gro�b� pistoletu nie zdo�asz sprawi�, aby ci si� o�wiadczy�, i dobrze o tym wiesz. Poza tym nie osi�gn�a� jeszcze odpowiedniego wieku, wi�c nawet gdyby... - A w jakich okoliczno�ciach - przerwa�a jej nieust�pliwie Whitney - d�entelmen zobowi�zany jest o�wiadczy� si� damie? - �adne okoliczno�ci nie przychodz� mi do g�owy. Z wyj�tkiem tej, oczywi�cie, gdy j� skompromituje... Wszak�e... Absolutnie nie! Whitney, cokolwiek teraz planujesz, ja ci w tym nie pomog�! Whitney z westchnieniem opad�a na fotel i wyci�gn�a przed siebie nogi. Zachichota�a drwi�co, gdy zamy�li�a si� nad oczywistym zuchwalstwem tego pomys�u. - Gdybym tylko zdo�a�a za�o�y� je... no, wiesz, obluzowane ko�o... na o� powozu Paula... w taki spos�b, �eby spad�o p�niej, a nast�pnie poprosi�, aby mnie gdzie� zawi�z�. Potem, zanim wr�ciliby�my piechot� b�d� te� nim przyby�aby pomoc, zrobi�aby si� p�na noc i Paul musia�by si� o mnie o�wiadczy� - marzy�a g�o�no, nie bacz�c na zgorszon� min� przyjaci�ki. - Pomy�le� tylko, jaki cudowny obr�t przybra�by stary schemat: m�oda dama uwodzi eleganckiego d�entelmena i rujnuje jego opini�, tak i� to ona zmuszona jest po�lubi� m�odzie�ca, by naprawi� sytuacj�. Jak�� wspania�� powie�� mo�na by napisa� - zako�czy�a poruszona w�asn� pomys�owo�ci�. - Wychodz� - powiedzia�a Emily i ruszy�a ku drzwiom, ale w po�owie drogi zawaha�a si� i ponownie odwr�ci�a do przyjaci�ki. - Twoja ciocia i wuj wszystko widzieli. Co zamierzasz im powiedzie� o tych spodniach i koniu? Whitney spochmurnia�a. - Nie zamierzam niczego im m�wi�. Na nic by si� to nie zda�o, ale dop�ki tu pozostan�, b�d� najpowa�niejsz�, najsubtelniejsz� i najbardziej dystyngowan� m�od� dam�, jak� kiedykolwiek widzia�a� - o�wiadczy�a, a zobaczywszy w oczach Emily zw�tpienie, doda�a: - Zamierzam te� schodzi� wszystkim z oczu i pokazywa� si� wy��cznie w porach posi�k�w. My�l�, �e przez trzy godziny dziennie potrafi� zachowywa� si� jak Elizabeth. Whitney dotrzyma�a obietnicy. Tego wieczoru, przy kolacji, po wys�uchaniu przyprawiaj�cej o dreszcze opowie�ci o �yciu w Bejrucie, wtedy gdy wuj zosta� wys�any na pewien czas do tamtejszego konsulatu brytyjskiego, wykrztusi�a z siebie tylko cztery s�owa. - Jakie� to ciekawe, wuju - powiedzia�a niezwykle pow�ci�gliwie, chocia� pali�a si� wprost, by zasypa� go pytaniami. S�uchaj�c lady Anne, opisuj�cej uroki Pary�a i �ycia towarzyskiego w stolicy Francji, zachowa�a si� podobnie. - Jakie� to zajmuj�ce, ciociu - mrukn�a, a kiedy kolacja dobieg�a ko�ca, podzi�kowa�a grzecznie i znikn�a. Po trzech dniach wysi�k�w, jakie podejmowa�a Whitney, by by� albo powa�n�, albo... nieobecn�, przynios�y taki skutek, �e lady Anne zacz�a si� zastanawia�, czy naprawd� w dniu przyjazdu widzia�a w siostrzenicy ow� iskierk� ognia, czy te� Whitney powzi�a jak�� niech�� do niej i do Edwarda. Czwartego dnia, gdy dziewczyna zjad�a �niadanie i znikn�a, zanim wszyscy domownicy wstali, Anne postanowi�a pozna� prawd�. Przeszuka�a dom, ale nie znalaz�a siostrzenicy w �adnym pomieszczeniu. Nie by�o jej r�wnie� w ogrodzie, a s�u��cy powiedzia�, �e nie wzi�a te� konia ze stajni. Mru��c oczy przed s�o�cem, Anne rozgl�da�a si� doko�a, pr�buj�c wyobrazi� sobie, dok�d mog�a p�j�� pi�tnastoletnia panna na ca�y dzie�. Ze szczytu jednego z pag�rk�w otaczaj�cych posiad�o�� dostrzeg�a plam� jasnej ��ci. - A wi�c tam jeste�! - odetchn�a z ulg� i otwieraj�c parasolk�, ruszy�a prosto przez trawnik. Whitney nie widzia�a zbli�aj�cej si� ciotki, a� by�o ju� za p�no, by uciec. �a�uj�c, �e nie znalaz�a lepszej kryj�wki, pr�bowa�a wymy�li� jaki� bezpieczny temat, na kt�ry potrafi�aby rozmawia�, nie wydaj�c si� ignorantk�. Stroje? Nic nie wiedzia�a o modzie a przejmowa�a si� ni� jeszcze mniej, gdy� by�o jej ca�kiem oboj�tne, co nosi�a. Przede wszystkim za�, c� mog�yby zdzia�a� stroje, by poprawi� wygl�d kogo�, kto ma kocie oczy, w�osy koloru brunatnego b�ota i piegi na nosie? Poza tym jest zbyt wysoka i za chuda, a je�li dobry B�g zamierza� kiedykolwiek obdarzy� j� biustem, to bardzo si� ju� z tym podarkiem sp�nia. Z os�ab�ymi kolanami i piersi� unosz�c� si� przy ka�dym oddechu Anne pokona�a wzniesienie, po czym bezceremonialnie opad�a na pled obok siostrzenicy. - S�dzi�am... �e zrobi� sobie... mi�� przechadzk�... - sk�ama�a, a kiedy w ko�cu odzyska�a oddech, zauwa�y�a oprawn� w sk�r� otwart� ksi��k�, kt�ra le�a�a grzbietem do g�ry. Chwytaj�c si� literatury jako tematu konserwacji, zapyta�a: - Czy to jaka� romantyczna powie��? - Nie, ciociu - odrzek�a powa�nie Whitney, starannie k�ad�c d�o� na tytule ksi��ki, by ukry� go przed oczami lady Gilbert. - M�wiono mi, �e wi�kszo�� m�odych dam uwielbia romantyczne powie�ci - spr�bowa�a ponownie lady Anne. - Tak, ciociu - uprzejmie przyzna�a Whitney. - Przeczyta�am kiedy� jedn�, ale mi si� nie spodoba�a. - Lady Anne nie dawa�a za wygran�, szukaj�c w my�lach jakiego� innego tematu, kt�ry m�g�by zainteresowa� dziewczyn�. - Nie podobaj� mi si� bohaterki ani zbyt doskona�e, ani ci�gle omdlewaj�ce. Whitney by�a tak zdumiona odkryciem, �e nie jest jedyn� kobiet� w Anglii, kt�ra nie czyta ckliwych romanside�, i� natychmiast zapomnia�a o swoim postanowieniu rozmawiania jedynie monosylabami. - A je�li nawet owe heroiny ci�gle nie mdlej� - doda�a z roze�mian� twarz� - to wci�� wyleguj� si� z buteleczkami soli trze�wi�cych pod bokiem, nieustannie cierpi�c na migren� i usychaj�c z t�sknoty za jakimi� s�abowitymi d�entelmenami, kt�rzy albo nie maj� do�� odwagi, by si� o�wiadczy�, albo ju� o�wiadczyli si� innym, bezwarto�ciowym lalkom. Ja nie mog�abym le�e� bezczynnie, wiedz�c, �e m�czyzna, kt�rego kocham, obdarzy� uczuciem jak�� okropn� kobiet�. - Po�piesznie rzuci�a okiem na ciotk�, by zobaczy�, czy jest tym zgorszona, ale lady Anne tylko jej si� przygl�da�a z dziwnym b�yskiem w k�cikach oczu. - Ciociu Anne, czy naprawd� mog�aby� pokocha� m�czyzn�, kt�ry pad�by na kolana ze s�owami: �Och, Clarabello, twoje usta s� jak p�atki czerwonych r�, a twoje oczy to dwie gwiazdy na firmamencie niebios...�? - zapyta�a i zaraz doda�a z pogardliwym parskni�ciem: - Oto, kiedy szybko skoczy�abym po sole trze�wi�ce. - Ja te�! - odpar�a ze �miechem Anne. - C� wi�c zwykle czytasz, je�li nie te okropnie ckliwe romanse? - Wyci�gn�a ksi��k� spod d�oni Whitney i spojrza�a na z�oty t�oczony tytu�. - �Iliada�? - zapyta�a z niedowierzaniem. Lekki wiatr przerzuci� karty ksi��ki i zdumiony wzrok lady Anne powr�ci� znad druku do napi�tej twarzy siostrzenicy. - Ale� to po grecku! Nie chcesz chyba powiedzie�, �e znasz grek�?! Whitney potwierdzi�a, a jej twarz zap�on�a z upokorzenia. Teraz wujostwo pomy�l�, �e jest sawantk�, co stanie si� kolejnym zarzutem. - Znam te� �acin�, w�oski, francuski i podstawy niemieckiego. - Wielki Bo�e - westchn�a Anne. - Jak si� nauczy�a� tylu j�zyk�w? - Mimo tego wszystkiego, co m�wi o mnie ojciec, ciociu Anne, jestem tylko weso�a, a nie g�upia, i zadr�cza�am go na �mier�, dop�ki nie sprowadzi� mi nauczycieli j�zyk�w i historii - wyja�ni�a Whitney, po czym umilk�a, przypominaj�c sobie, jak niegdy� s�dzi�a, �e je�li przy�o�y si� do nauki, je�li b�dzie bardziej przypomina� ch�opca, to mo�e ojciec j� pokocha. - Wydajesz si� zawstydzona tymi osi�gni�ciami, chocia� powinna� by� z nich dumna. Spojrzenie dziewczyny pobieg�o ku domowi, widocznemu w kotlinie. - Jestem pewna, �e wiesz, i� wszyscy uwa�aj� kszta�cenie kobiet za strat� czasu. Zreszt� nie mam �adnych kobiecych umiej�tno�ci ani uzdolnie�. Nie potrafi� zrobi� ani jednego �ciegu, kt�ry nie wygl�da�by tak, jakby wykona� go ociemnia�y, a kiedy �piewam, my�liwskie psy ojca zaczynaj� wy�. Pan Tittsworthy, nasz miejscowy nauczyciel muzyki, powiedzia�, �e moja gra na fortepianie przyprawia go o wysypk�. Nie potrafi� robi� tego, czym powinny zajmowa� si� dziewcz�ta, a co wa�niejsze: nie znosz� tych wszystkich kobiecych zaj��. - Whitney pomy�la�a, �e teraz ciotka podzieli og�ln� niech�� otoczenia; uzna�a jednak, �e tak nawet b�dzie lepiej, gdy� przynajmniej mo�e przesta� si� ba� tego, co nieuchronne. Spojrza�a wi�c na lady Anne zielonymi, wyrazistymi oczami. - Papa z pewno�ci� powiedzia� ci o mnie wszystko. Jestem jego wielkim rozczarowaniem. Chce, �ebym by�a tak dobrze u�o�ona, powa�na, stateczna i spokojna jak Elizabeth Ashton. Pr�buj�, ale wydaje mi si�, �e nie zdo�am tego osi�gn��. W sercu lady Anne pojawi�a si� mi�o�� do tego �licznego, wra�liwego, zak�opotanego dziewcz�cia, kt�re by�o przecie� dzieckiem jej siostry. - Tw�j ojciec pragnie mie� c�rk� jak kame�: delikatn�, jasn�, �licznie wycyzelowan� - powiedzia�a tkliwie, k�ad�c d�o� na policzku Whitney. - Ma natomiast c�rk�, kt�ra jest diamentem pe�nym blasku oraz �ycia, ale nie wie, co z ni� zrobi�. Zamiast doceni� warto�� i wyj�tkowo�� owego klejnotu, zamiast oszlifowa� nieco �w diament i pozwoli� mu l�ni�, nie ustaje w pr�bach uczynienia z niego pospolitej kamei. Whitney my�la�a o sobie raczej jako o bryle w�gla, ale nie chc�c odbiera� z�udze� lady Anne, zachowa�a milczenie. Po odej�ciu ciotki ponownie si�gn�a po ksi��k�, lecz niebawem jej my�li ponownie odbieg�y od zadrukowanych stron ku marzeniom o Paulu. Gdy tego wieczoru pojawi�a si� w jadalni, panowa�a tam dziwnie napi�ta atmosfera i nikt nie zwr�ci� uwagi na obecno�� dziewczyny. - Kiedy zamierzasz powiedzie� c�rce, �e jedzie z nami do Francji, Martinie? - pyta� gniewnie wuj. - A mo�e chcesz zaczeka� do naszego wyjazdu i wtedy po prostu wrzucisz nam to dziecko do powozu? �wiat zawirowa� jak szalony i przez chwil� Whitney my�la�a, �e zemdleje. Przystan�a, pr�buj�c opanowa� dr�enie i prze�kn�� d�awi�c� kul�, kt�ra utkwi�a jej w gardle. - Czy ja gdzie� jad�, ojcze? - zapyta�a, staraj�c si� nada� g�osowi spokojne i oboj�tne brzmienie. Wszyscy odwr�cili si� w jej stron�, a twarz ojca st�a�a w wyrazie zniecierpliwienia i irytacji. - Do Francji - odrzek� kr�tko. - Zamieszkasz tam z cioci� i wujkiem, kt�rzy spr�buj� zrobi� z ciebie dam�. Starannie unikaj�c ich wzroku, �eby nie za�ama� si� przy stole, Whitney osun�a si� na krzes�o. - Czy poinformowa�e� ju� moj� cioci� i wuja o ryzyku, jakie podejmuj�? - zapyta�a, wyt�aj�c wszystkie si�y, aby ojciec nie zobaczy�, jaki cios zada� jej sercu, a nast�pnie spojrza�a ch�odno na zak�opotane twarze wujostwa. - Ojciec chyba nie wspomnia�, �e ryzykujecie nies�aw�, zapraszaj�c mnie do siebie. Jak zapewne wam powie, mam szkaradne usposobienie i okropne maniery, jak r�wnie� brak mi nawet najmniejszego poj�cia o uprzejmej konwersacji. Ciotka patrzy�a na Whitney z wyra�nym �alem, natomiast wyraz twarzy jej ojca by� niewzruszenie kamienny. - Och, papo - m�wi�a dalej dziewczyna - czy naprawd� tak mn� gardzisz? Naprawd� nienawidzisz mnie tak bardzo, �e chcesz, abym znikn�a ci z oczu? - szepta�a, nie wstrzymuj�c nap�ywaj�cych �ez, po czym wsta�a. - Czy... czy zechcecie mi wybaczy�... nie jestem dzi� g�odna. - Jak mog�e�! - wykrzykn�a Anne po wyj�ciu Whitney, wstaj�c z krzes�a i ze z�o�ci� spogl�daj�c na Martina Stone�a. - Jeste� najbardziej bezdusznym i nieczu�ym cz�owiekiem, jakiego znam! Wyrwanie tego dziecka z twoich szpon�w b�dzie dla nas prawdziw� przyjemno�ci�. Fakt, �e wytrzyma�a tutaj tak d�ugo, �wiadczy o sile jej charakteru. Jestem pewna, �e nie zdo�a�abym prze�y� w tym domu tylu lat. - Nazbyt subtelnie interpretujesz jej s�owa, madame - odpar� lodowato Martin. - Zapewniam ci�, �e tym, co sprawia, i� Whitney wydaje si� taka poruszona, nie jest perspektywa rozstania ze mn�. Ja tylko k�ad� zdecydowany kres jej niewczesnym planom dalszego o�mieszania si� przed Paulem Sevarinem. Rozdzia� 2 Wiadomo��, �e c�rka Martina Stone�a wyje�d�a do Francji, rozesz�a si� wok� r�wnie szybko jak p�omie� biegn�cy przez suche zaro�la. W sennej wiejskiej okolicy, kt�rej mieszka�cy byli pow�ci�gliwi i pe�ni rezerwy, Whitney Stone zn�w dostarczy�a wszystkim smakowitego k�ska emocji. Na wybrukowanych kocimi �bami uliczkach miasteczka, w domach bogatych i biednych, kobiety m�ode i leciwe gromadzi�y si�, aby omawia� najnowsz� plotk�. Z wielkim upodobaniem i wszystkimi szczeg�ami roztrz�sa�y kolejne gorsz�ce wyczyny Whitney, zaczynaj�c od przypomnienia, jak pewnej niedzieli, gdy mia�a osiem lat, wypu�ci�a w ko�ciele ropuch�, a ko�cz�c na zdarzeniu z minionego lata, gdy spad�a z drzewa, �ledz�c Paula Sevarina, kt�ry siedzia� pod nim z jak�� m�od� dam�. Dopiero gdy szczeg�owo przypomniano sobie wszystkie owe wyczyny, zacz�to si� zastanawia� nad powodami, dla kt�rych Martin Stone wreszcie zdecydowa� si� wys�a� c�rk� do Francji. Panowa�o do�� powszechne przekonanie, �e prawdopodobnie ta niezno�na dziewczyna doprowadzi�a swego nieszcz�snego, udr�czonego ojca do ostateczno�ci, gdy pojawi�a si� przed go��mi w m�skich spodniach. Poniewa� jednak mia�a tak wiele innych wad, wyst�pi�y te� pewne rozbie�no�ci zda� w kwestii tego, co dok�adnie przywiod�o jej ojca do podj�cia tak zdecydowanych dzia�a�. Je�li jednak by�o co�, z czym zgadzali si� wszyscy, to fakt, i� najwi�ksz� ulg� poczuje Paul Sevarin, gdy Whitney odjedzie tak daleko. Przez nast�pne trzy dni s�siedzi Martina Stone�a wr�cz gromadnie przybywali do jego domu; oficjalnie po to, aby, jak m�wili, z�o�y� uszanowanie lordostwu Gilbertom oraz po�egna� Whitney. Wieczorem, przed wyruszeniem do Francji, lady Anne siedzia�a w salonie, odbywaj�c jedn� z owych towarzyskich pogaw�dek z trzema damami i ich c�rkami. Jej u�miech by� raczej zdawkowy ni� przyjacielski, gdy ze �le skrywan� irytacj� s�ucha�a przyby�ych, kt�re udaj�c �yczliwo��, czu�y wr�cz chorobliw� przyjemno��, opowiadaj�c ze szczeg�ami o licznych m�odzie�czych wybrykach jej siostrzenicy. Pod pretekstem serdecznego zatroskania jasno dawa�y do zrozumienia, �e w powszechnym mniemaniu Whitney w Pary�u narobi sobie wstydu, zburzy spok�j lady Anne i prawdopodobnie zrujnuje dyplomatyczn� karier� lorda Edwarda. Kiedy wreszcie zacne damy zdecydowa�y si� wyj��, Anne wsta�a, by po�egna� si� z nimi uprzejmie, a potem opad�a na fotel z oczami b�yszcz�cymi gniewn� determinacj�. Martin Stone, nieustannie krytykuj�c c�rk� w obecno�ci innych ludzi, uczyni� w�asne dziecko celem og�lnych drwin i lokalnym po�miewiskiem. Teraz Anne pragn�a jedynie wywie�� Whitney jak najdalej od owych ograniczonych s�siad�w i pozwoli� jej rozkwitn�� w Pary�u, gdzie atmosfera towarzyska nie by�a tak przygn�biaj�ca. W drzwiach salonu pojawi� si� lokaj. - Przyszed� pan Sevarin, ja�nie pani - zaanonsowa�. - Wprowad� go, prosz� - poleci�a lady Anne, starannie ukrywaj�c zadowolenie z nieoczekiwanego faktu, �e oto obiekt dziecinnych uczu� Whitney pragnie z ni� si� po�egna�. Owa przyjemno�� zblad�a jednak, gdy� m�ody cz�owiek wszed� do salonu w towarzystwie uderzaj�co �adnej blondyneczki. Anne nie mia�a w�tpliwo�ci, �e skoro wszyscy w okolicy zdawali sobie spraw�, i� Whitney go uwielbia, to Paul r�wnie� o tym wiedzia�. Pomy�la�a wi�c, �e wielk� niedelikatno�ci� z jego strony jest przyprowadzenie innej m�odej kobiety, skoro przyszed� po�egna� si� z dziewczyn�, kt�ra go tak adoruje. Przygl�da�a mu si�, gdy podchodzi� bli�ej, i usi�owa�a dostrzec w nim co�, co mog�aby skrytykowa�, ale niczego takiego nie znalaz�a. Paul Sevarin by� wysokim i urodziwym m�odzie�cem o �agodnym wdzi�ku zamo�nego, dobrze u�o�onego prowincjonalnego d�entelmena. - Dobry wiecz�r, panie Sevarin - powiedzia�a z ch�odn� uprzejmo�ci�. - Moja siostrzenica jest w ogrodzie. W odpowiedzi na to powitanie b��kitne oczy Paula zaja�nia�y u�miechem, jakby m�odzieniec domy�la� si� powodu takiej pow�ci�gliwo�ci. - Wiem - odrzek�. - Mia�em jednak nadziej�, �e zechce pani przyj�� Elizabeth, gdy ja p�jd� si� po�egna� z Whitney. Lady Anne mimowolnie z�agodnia�a. - B�dzie mi bardzo mi�o - powiedzia�a �yczliwie. Whitney wpatrywa�a si� pos�pnie w zacienione krzewy r�. Siedz�c� w salonie ciotk� niew�tpliwie raczono zar�wno kolejnymi opowie�ciami o przesz�o�ci siostrzenicy, jak i najgorszymi przewidywaniami na przysz�o��. Emily pojecha�a z rodzicami do Londynu, a Paul... Paul nawet nie przyszed� si� po�egna�. Nie �eby go specjalnie oczekiwa�a, ale... Prawdopodobnie wraz z przyjaci�mi �wi�tuje jej wyjazd. I w�a�nie w tej chwili z ciemno�ci dobieg� jego g��boki, czaruj�cy g�os. - Witaj, �liczna damo. Whitney spojrza�a za siebie. Sta� tu� za ni�, z ramieniem jak zwykle opartym o pie� drzewa. W ksi�ycowej po�wiacie jego �nie�nobia�y gors i ko�nierzyk wprost l�ni�y na tle niemal niewidocznej czerni surduta. - Opuszczasz nas, jak s�ysz� - powiedzia�. Whitney bez s�owa skin�a g�ow�. Pr�bowa�a utrwali� w pami�ci w�a�ciwy odcie� jasnych w�os�w ukochanego i ka�dy rys jego urodziwej, o�wietlonej ksi�ycem twarzy. - B�dziesz za mn� t�skni�? - zapyta�a. - Oczywi�cie. - Za�mia� si� cicho. - Bez ciebie b�dzie tu bardzo nudno, m�oda damo. - Tak, wyobra�am to sobie - wyszepta�a Whitney, opuszczaj�c g�ow�. - Kt� inny b�dzie spada� z drzewa, �eby popsu� ci piknik, kto z�amie ci nog� albo... - Nikt. - Paul przerwa� ten potok samooskar�e�. Whitney podnios�a ku niemu oczy. - Zaczekasz na mnie? - B�d� tutaj, gdy wr�cisz, je�li to masz na my�li - odpowiedzia� wymijaj�co. - Wiesz przecie�, �e nie o to mi chodzi! - Whitney nalega�a z desperacj�. - Mam na my�li to, czy m�g�by� nie �eni� si� z �adn� inn�, zanim ja... - przerwa�a zak�opotana. Dlaczego, zastanawia�a si� gor�czkowo, zawsze post�powa�a z nim w ten spos�b? Czemu nie potrafi�a by� ch�odna i zalotna jak inne dziewcz�ta? - Whitney - odrzek� stanowczym tonem Paul - wyjedziesz i zapomnisz o mnie, a pewnego dnia zdziwisz si�, dlaczego w og�le prosi�a�, abym na ciebie zaczeka�. - Ju� si� nad tym zastanawiam - przyzna�a si� zgn�biona. Wzdychaj�c z irytacji i wsp�czucia, Paul delikatnie uj�� podbr�dek dziewczyny, zmuszaj�c j�, by na niego spojrza�a. - B�d� czeka� niecierpliwie, by zobaczy�, jak doros�a� - zapewni� j� z pow�ci�gliwym u�miechem. Niczym zahipnotyzowana wpatrywa�a si� w jego urodziw� roze�mian� twarz i po chwili pope�ni�a najwi�kszy b��d. Impulsywnie wspi�a si� na palce, zarzuci�a ukochanemu r�ce na szyj� i wycisn�a po�pieszny poca�unek tu� obok jego ust. Burkn�wszy co� pod nosem, Paul �ci�gn�� z ramion r�ce Whitney i si�� j� odsun��. �zy z�o�ci na sam� siebie pop�yn�y po twarzy dziewczyny. - Przepraszam, Paul... Nie... nie powinnam tego robi�. - W rzeczy samej. Nie powinna� - zgodzi� si�, po czym si�gn�� do kieszeni, szybkim gestem wyj�� ma�e puzderko i po prostu wsun�� jej w d�o�. - Przynios�em ci prezent po�egnalny. Nastr�j Whitney poprawi� si� w jednej chwili. - Prezent? Dla mnie? - upewnia�a si�, dr��cymi palcami unosz�c wieczko i spogl�daj�c w zdumieniu i zachwycie na ma�� kame� zawieszon� na cienkim z�otym �a�cuszku. - Och, Paul... - wyszepta�a z l�ni�cymi oczami. - To najpi�kniejszy, najcudowniejszy podarunek! B�d� go strzec przez ca�e �ycie. - To tylko pami�tka - powiedzia� ostro�nie. - Nic wi�cej. Whitney niemal go nie s�ysza�a, z czci� i tkliwo�ci� g�adz�c kame�. - Sam j� dla mnie wybra�e�? M�ody cz�owiek z zak�opotaniem zmarszczy� brwi. Tego dnia pojecha� do miasteczka, by wybra� jak�� gustown� i kosztown� b�yskotk� dla Elizabeth. W�a�ciciel sklepu ze �miechem napomkn��, �e skoro panna Stone wyje�d�a do Francji, Paul z pewno�ci� ma ochot� uczci� odzyskanie wolno�ci. Rzeczywi�cie by� w radosnym nastroju. W nag�ym odruchu poprosi� wi�c jubilera, aby wybra� co� odpowiedniego dla pi�tnastolatki i a� do chwili, gdy Whitney otworzy�a pude�eczko, Paul nie mia� poj�cia, co si� tam znajdowa�o. Jaki� jednak by� sens, �eby jej o tym m�wi�? Przy odrobinie szcz�cia ciotka i wuj znajd� jakiego� naiwnego Francuza, kt�ry j� po�lubi i oka�e si� do�� uleg�y, by nie narzeka� na wybryki Whitney. Ju� got�w by� odruchowo wyci�gn�� r�ce, chc�c przekona� j�, by wykorzysta�a wszystkie mo�liwo�ci we Francji, lecz zamiast tego przytrzyma� d�onie przy sobie. - Wybra�em j� sam... jako podarunek od przyjaciela dla przyjaci�ki - powiedzia� wreszcie pow�ci�gliwym tonem. - Ale ja nie chc� by� tylko twoj� przyjaci�k� - wybuchn�a Whitney, lecz po chwili, opanowuj�c si�, doda�a z westchnieniem: - Pozycja twojej przyjaci�ki jest wspania�a... tymczasem. - W takim razie - odrzek� z rozbawion� min� - przypuszczam, �e b�dzie rzecz� ca�kowicie stosown�, je�li dwoje przyjaci� wymieni po�egnalny poca�unek. Z u�miechem radosnego zdumienia Whitney unios�a ku niemu usta, lecz wargi m�odzie�ca musn�y tylko jej policzek. Kiedy za� otworzy�a oczy, Paul szed� ju� przez ogr�d, zmierzaj�c z powrotem do domu. - Paulu Sevarin - wyszepta�a z determinacj� - ca�kiem zmieni� si� we Francji, a gdy wr�c�, o�enisz si� ze mn�! Gdy statek pocztowy, na kt�ry wsiedli w Portmouth, ko�ysz�c si� i opadaj�c, p�yn�� przez wzburzony kana� La Manche, Whitney sta�a przy burcie z oczami utkwionymi w nikn�ce wybrze�e Anglii. Morska bryza wdar�a si� pod rondko jej kapelusza, szarpi�c nim tak, �e teraz zawis� na wst��kach, a rozwiane w�osy smaga�y policzki. Whitney wpatrywa�a si� w ojczyst� ziemi�, wyobra�aj�c sobie w�asny wygl�d, gdy ponownie przep�ynie kana�. Naturalnie wiadomo�� o jej powrocie znajdzie si� w gazetach: �Panna Whitney Stone, najnowsza pi�kno�� Pary�a, wraca w tym tygodniu do swej ojczystej Anglii�. Lekki u�miech pojawi� si� na ustach dziewczyny: �Pi�kno�� Pary�a�... Odgarn�a z twarzy niesforne w�osy, upychaj�c je pod dziewcz�cym kapelusikiem i rozmy�lnie odwr�ci�a si� plecami do Anglii. Kana� La Manche wydawa� si� uspokaja�, gdy przesz�a przez pok�ad, by spojrze� ku Francji i swojej przysz�o�ci. Rozdzia� 3 Po�o�ona za kut� w �elazie bram� paryska rezydencja lordostwa Gilbert�w by�a okaza�a, lecz pozbawiona wszelkiej surowo�ci. Ogromne �ukowate okna wpuszcza�y du�o �wiat�a do obszernych wn�trz, a pastelowe barwy przydawa�y atmosfery s�onecznej elegancji wszystkim pokojom, od salon�w po sypialnie na pi�trze. - ...a to twoje kr�lestwo, kochanie - powiedzia�a lady Anne, otwieraj�c przed siostrzenic� drzwi do apartamentu utrzymanego w kolorze jasnego b��kitu. Whitney stan�a w progu jak zahipnotyzowana, a jej wzrok w�drowa� t�sknie po wspania�ej kapie z bia�ej satyny w lawendowe, r�owe i b��kitne kwiaty. Wykwintn� sof� okrywa�a podobna tkanina, a delikatne porcelanowe wazony pe�ne by�y kwiat�w w takich samych barwach lawendy i r�u. - Czu�abym si� znacznie lepiej, ciociu - wyzna�a, odwracaj�c si� ku lady Anne - gdyby� znalaz�a dla mnie jaki� inny pok�j... co� mniej... no, c�... mniej kruchego... U nas w domu ka�dy powiedzia�by ci, �e wystarczy, abym tylko przesz�a obok czego� delikatnego, aby ta rzecz spad�a na pod�og�, t�uk�c si� na kawa�eczki - wyja�ni�a zdumionej ciotce. Lady Anne odwr�ci�a si� do stoj�cego obok lokaja, kt�ry ni�s� ci�ki kufer Whitney. - Wnie� go tutaj - powiedzia�a, zdecydowanym skinieniem g�owy wskazuj�c �w cudowny pok�j. - Nie m�w potem, ciociu, �e nie zosta�a� uprzedzona - westchn�a Whitney, zdejmuj�c czepek i siadaj�c ostro�nie na kwiecistej sofie. Pary�, pomy�la�a, b�dzie niebia�ski. Trzy dni p�niej, punktualnie o wp� do dwunastej - wraz z przybyciem osobistej krawcowej lady Anny i towarzysz�cych jej trzech roze�mianych szwaczek, kt�re nieustannie papla�y o fasonach oraz tkaninach i wci�� na nowo mierzy�y dziewczyn� - zacz�a si� prawdziwa defilada odwiedzaj�cych. P� godziny po wyj�ciu krawcowej Whitney z ksi��k� na g�owie maszerowa�a tam i z powrotem przed pulchn� dam� o krytycznym spojrzeniu, kt�rej ciocia Anne powierzy�a wielkie zadanie nauczenia Whitney czego�, co nazywa�a �towarzysk� og�ad� i manierami�. - Jestem okropnie niezdarna, madame Froussard - t�umaczy�a si� Whitney z rumie�cem zak�opotania, gdy ksi��ka po raz trzeci spad�a na pod�og�. - Ale� nie! - zaprotestowa�a Francuzka, potrz�saj�c kunsztownie u�o�on� srebrzyst� fryzur�. - Panna Stone ma naturaln� gracj� i wyborn� postaw�. Musi jednak si� oduczy� chodzenia w tempie wy�cig�w konnych. Mistrz ta�ca, przyby�y tu� po wyj�ciu madame Froussard, zakr�ci� Whitney dooko�a pokoju w wyimaginowanym walcu. - Nie jest �le... je�li troch� po�wiczy�. Nauczyciel francuskiego, kt�ry pojawi� si� wczesnym popo�udniem, tak�e wyrazi� sw� pochlebn� opini�. - Ta m�oda osoba mo�e uczy� mnie, lady Gilbert. *** Przez kilka miesi�cy madame Froussard przychodzi�a pi�� razy w tygodniu, aby odbywa� z Whitney dwugodzinne lekcje manier i og�ady. Pod jej surow�, bezwzgl�dn� kuratel� dziewczyna pracowa�a pilnie, pragn�c nauczy� si� wszystkiego, co mog�oby jej pom�c w zdobyciu uznania Paula. - Czego dok�adnie si� uczysz od madame Froussard? - zapyta� pewnego wieczoru przy kolacji lord Edward. Na twarzy Whitney pojawi�o si� zak�opotanie. - Madame Froussard uczy mnie, jak chodzi�, a nie galopowa� - wyja�ni�a i czeka�a, na p� spodziewaj�c si�, i� wuj powie, �e to bezsensowna strata czasu, ale u�miechn�� si� z aprobat�, wi�c tak�e odpowiedzia�a mu u�miechem, czuj�c dziwne zadowolenie. - Czy wiesz - za�artowa�a - �e kiedy� uwa�a�am, i� jedyn� rzecz� potrzebn� do w�a�ciwego chodzenia s� dwie zdrowe nogi? Od tego wieczoru zabawne opowiastki Whitney o kolejnych post�pach osi�gni�tych danego dnia sta�y si� radosnym rytua�em przy wsp�lnych kolacjach. - Czy zauwa�y�e�, wujku - zapyta�a weso�o pewnego wieczoru - �e istnieje sztuka odwracania si� w dworskim stroju z trenem? - M�j nigdy nie sprawia mi �adnego k�opotu - odrzek� ze �miechem lord Edward. - Obr�t wykonany niew�a�ciwie - wyja�ni�a mu Whitney z udawan� powag� - mo�e sprawi�, �e owiniemy si� trenem, kt�ry stanie si� wtedy kr�puj�c� obr�cz�. Miesi�c p�niej osun�a si� na krzes�o i machaj�c jedwabnym wachlarzem, rzuci�a wujowi weso�e spojrzenie. - Czy jest ci za ciep�o, moja droga? - spyta� Edward, przeczuwaj�c zabaw�. - Wachlarz w istocie nie s�u�y do tego, by si� nim ch�odzi� - pouczy�a go Whitney, trzepocz�c rz�sami z tak przesadn� kokieteri�, �e Anne parskn�a �miechem. - Wachlarz s�u�y do flirtowania i dostarczania zaj�cia d�oniom, a tak�e do klepni�cia w rami� d�entelmena, kt�ry posun�� si� zbyt daleko. Z twarzy lorda Gilberta nagle znik� u�miech. - Kt�ry� to d�entelmen posuwa si� zbyt daleko? - zapyta� kr�tko. - No c�, �aden. Nie pozna�am jeszcze �adnych d�entelmen�w - odrzek�a Whitney. Anne patrzy�a na nich oboje z u�miechem przepe�nionym rado�ci�, gdy� siostrzenica zaj�a zar�wno w jej sercu, jak i w sercu Edwarda to miejsce, kt�re by�oby miejscem ich w�asnej c�rki. Rok p�niej, pewnego majowego wieczoru, na miesi�c przed oficjalnym debiutem towarzyskim Whitney, lord Edward przyni�s� trzy bilety do opery. K�ad�c je z udan� oboj�tno�ci� przed siostrzenic� �ony, wyrazi� nadziej�, �e - je�li pozwol� jej na to w�asne plany - zechce uda� si� z wujostwem do prywatnej lo�y ambasadora. Przed rokiem Whitney zawirowa�aby z rado�ci w szale�czym ta�cu, ale teraz ju� si� zmieni�a, wi�c odpowiadaj�c, sk�oni�a si� lekko przed wujem. - Z ogromn� przyjemno�ci�, wujku Edwardzie. Siedzia�a potem w milczeniu, gdy Clarissa, kt�ra od dzieci�stwa by�a jej pokoj�wk�, szczotkowa�a jej w�osy, a potem upi�a je do g�ry, uk�adaj�c w loki na czubku g�owy. Nowa bia�a suknia z b��kitnymi aksamitnymi wst��kami oraz wysoko zaznaczon� tali� i falban� na dole uk�ada�a si� mi�kko, a harmonizuj�cy z ni� b��kitny at�asowy p�aszcz dope�ni� ca�o�ci stroju. Whitney przystan�a przed lustrem, obserwuj�c swe odbicie b�yszcz�cymi oczami i na pr�b� dygn�a w g��bokim dworskim uk�onie, pochylaj�c g�ow� pod idealnie odpowiednim k�tem. - Pozwol� pa�stwo, �e przedstawi� pann� Whitney Stone - szepn�a uroczy�cie. - Pi�kno�� Pary�a... Ch�odna mg�a sprawi�a, �e ulice miasta b�yszcza�y w ksi�ycowej po�wiacie. Whitney wtuli�a si� g��biej w fa�dy p�aszcza i rozkoszuj�c si� jego g�adko�ci� na policzku, spogl�da�a przez okno powozu na ludzi pod��aj�cych szerokimi, obmywanymi deszczem bulwarami. Przed teatrem, jakby na przek�r pogodzie, gromadzi�y si� t�umy. Przystojni d�entelmeni w p�aszczach i pelerynach oraz obcis�ych spodniach k�aniali si� damom ja�niej�cym klejnotami. Wysiadaj�c z powozu, Whitney patrzy�a ze zdumieniem na owe niewiarygodnie pi�kne panie, kt�re ze spokojem i pewno�ci� siebie rozmawia�y z towarzysz�cymi im panami. By�y to, co stwierdzi�a natychmiast, najpi�kniejsze kobiety na �wiecie, wi�c w jednej chwili rozsta�a si� z wszelk� nadziej�, �e kiedykolwiek mog�aby zosta� �pi�kno�ci� Pary�a�. Czu�a jednak niewielki �al, gdy� sama obecno�� w�r�d nich by�a wspania�� przygod�. Gdy wszyscy troje weszli do teatru, tylko Anne zauwa�y�a owych m�odych d�entelmen�w, kt�rych znudzony wzrok rozb�yskiwa� na widok Whitney, a potem zamienia� si� w d�ugie spojrzenie. Uroda dziewczyny rozkwita�a i ja�nia�a �ywymi barwami, ledwie sygnalizuj�c to, co mia�o nadej��. By�y w niej zapowied� �ywego usposobienia i ciekawo�� �ycia, a tak�e duma i powaga postawy, kt�ra bra�a si� z wieloletniego nawyku noszenia g�owy wysoko wbrew wszelkim przeciwie�stwom. W lo�y Whitney starannie u�o�y�a wok� siebie fa�dy pi�k