7520

Szczegóły
Tytuł 7520
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

7520 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 7520 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 7520 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

7520 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

HERBERT GEORGE WELLS SEN POWIE�� PRZEK�AD AUTORYZOWANY J. SUJKOWSKIEJ T�OCZONO W ZAK�ADACH GRAFICZNYCH �DRUKARNIA BANKOWA�, WARSZAWA, MONIUSZKI 11. 1929 R. CZʌ� I. JAK POWSTA� HENRYK MORTIMER SMITH? ROZDZIA� PIERWSZY WYCIECZKA. 1. Sarnac pracowa� prawie bez przerwy przez wi�ksz� cz�� roku nad pewnemi bardzo subtelnemi reakcjami, zachodz�cemi w kom�rkach nerwowych systemu sympatycznego. Wst�pne badania otworzy�y przed nim �wie�e i zdumiewaj�ce mo�liwo�ci. Te za� z kolei ukaza�y mu horyzonty jeszcze rozleglejsze i bardziej n�c�ce. Pracowa� mo�e za gorliwie, gdy� pomimo �e nadzieje jego i ciekawo�� nie straci�y wcale na nat�eniu, to przecie� zda� sobie spraw�, �e zaczyna manipulowa� z mniejsz� delikatno�ci� wyczucia, i �e m�zg jego nie funkcjonuje ju� z tak� akuratno�ci� i zwrotno�ci�, jak poprzednio. Najwidoczniej potrzebowa� wypoczynku. Doszed� do ko�ca rozdzia�u swej pracy i chcia� nabra� si� do nowego pocz�tku. S�oneczna Iskra z dawna cieszy�a si� my�l�, �e wyjad� razem. I ona r�wnie� by�a w takiej fazie pracy, �e mog�a sobie pozwoli� na przerw�, to te� oboje wyruszyli razem na w�dr�wk� w�r�d g�r i jezior. Stosunki ich przesz�y w�a�nie w bardzo rozkoszne stadjum. Znajomo�� ich i przyja�� datowa�y si� ju� od do�� dawnych czas�w, tak, �e czuli si� ze sob� zupe�nie swobodnie, ale nie do tego stopnia, �eby straci� intensywne, obop�lne zainteresowanie dla swoich os�b i poczyna�. S�oneczna Iskra kocha�a si� w Sarnacu na zab�j i radowa�a si� t� mi�o�ci�, on za� czu� si� zawsze w jej towarzystwie szcz�liwy i przyjemnie podniecony. S�oneczna Iskra odznacza�a si� g��bsz� uczuciowo�ci� i wnikliwo�ci� w sprawach sercowych, ni� jej kochanek. Rozprawiali o wszystkiem z wyj�tkiem pracy Sarnaca, gdy� pragn�li wypocz�� i nabra� si� do nowej pracy. O swej w�asnej pracy S�oneczna Iskra m�wi�a du�o i cz�sto. Odtwarza�a pi�rem obrazy szcz�cia i niedoli dawno minionych wiek�w, i umys� jej przepe�nia�y rozwa�ania na temat my�li, i uczu�, o�ywiaj�cych niegdy� �pi�cych w grobach przodk�w. Przez kilka dni p�ywali ��dkami po wielkiem jeziorze, �eglowali i wios�owali, czasami zn�w pozostawiali cz�no ko�o jakiej� wysepki, w�r�d s�odko woniej�cego sitowia i k�pali si� i p�ywali. Przenosili si� z jednego pensjonatu do drugiego nad brzegiem wody i narobili wiele interesuj�cych i ekscytuj�cych znajomo�ci. W jednym pensjonacie, bawi� 98�letni starzec, kt�ry na schy�ku �ycia zajmowa� si� wyrobem pos��k�w wielkiej pi�kno�ci i prawdy �yciowej. Zdumienie ogarnia�o, gdy si� patrza�o, jak glina przybiera�a w jego r�kach �ywe kszta�ty. Ponadto umia� przyrz�dza� w pewien bardzo apetyczny spos�b ryby z jeziora � przyprawia� ich wielki p�misek i cz�stowa� wszystkich chwilowych mieszka�c�w willi. Poznali r�wnie� jednego muzyka, kt�ry sk�oni� S�oneczn� Iskr�, by mu opowiada�a o dawno minionych czasach, a potem wygra� na klawjaturze uczucia minionych pokole�. Zagra� jedn� rzecz, kt�ra, jak wyja�ni�, powsta�a przed dwoma tysi�cami lat. Tw�rc� jej by� niejaki Chopin, a nosi�a tytu� etiudy Rewolucyjnej. S�oneczna Iskra nie mog�a wprost uwierzy�, �eby fortepian m�g� wyrazi� tak nami�tne porywy niech�ci i buntu. P�niej wygrywa� dziwaczne, gniewne, bojowe melodje i zgrzytliwe marsze z dawnych czas�w, wreszcie zaimprowizowa� co� w�asnego, hucz�cego nami�tno�ci� i wzburzeniem. S�oneczna Iskra, siedz�c pod z�ot� latarni�, przys�uchiwa�a si� muzyce i przygl�da�a zwinnym palcom artysty, ale Sarnac dozna� wstrz��nienia, o wiele g��bszego, W �yciu rzadko mu si� zdarza�o s�ucha� muzyki, ten za� muzyk zdawa� si� otwiera� wierzeje na rzeczy, g��bokie, ciemne i gwa�towne, kt�re od dawien dawna zamkn�y si� przed duchowym wzrokiem ludzko�ci. Uczony siedzia� z policzkiem, wspartym na d�oni, z �okciem na parapecie ogrodowego muru, spogl�daj�c poprzez stalowo�b��kitne jezioro na ciemniej�ce zwolna niebo. Migota�y gwiazdy, ale niebawem olbrzymi zwa� chmur, w kszta�cie p�ksi�yca niby zaciskaj�ca si� r�ka, zacz�� je zagarnia� w kolosaln� pi�� ciemno�ci. Mo�e jutro b�dzie deszcz. Latarnie wisia�y nieruchomo, tylko od czasu do czasu lekki podmuch wiatru wprawia� je w przelotne ko�ysanie. Niekiedy zn�w wielka bia�a �ma nadlatywa�a z ciemno�ci, trzepota�a si� chwil� mi�dzy latarniami i znika�a. Za moment ukazywa�a si� z powrotem albo te� nadlatywa�a inna towarzyszka, taka sam�, jak i ona. Chwilami te przelotne widziad�a zjawia�y si� po trzy, cztery naraz. Wydawa�o si�, �e tej nocy by�y one jedynemi owadami, kt�re z nastaniem zmierzchu wychyli�y si� z tajemniczych kryj�wek. S�aby plusk w dole skierowa� uwag� Sarnaca na �wiat�o �odzi, kt�ra wynurzy�a si� z granatowych toni zmroku i podp�yn�a tu� pod wa�, zamykaj�cy taras. By�o to okr�g�e, ��te �wiat�o niby rozp�omieniona pomara�cza. S�ycha� by�o, jak wci�gni�to wios�a i jak usta�o kapanie wody, ale ludzie w �odzi nie poruszali si�, dop�ki muzyk nie sko�czy� na dobre gra�. Wtedy weszli po schodkach na taras i poprosili gospodarza o pokoje na nocleg. Obiad zjedli w innem miejscu, w g�rze jeziora. By�o ich czworo. Dwoje rodze�stwa o pi�knym czarnym po�udniowym typie i dwie pi�kne kobiety, jedna b��kitno�, a druga � piwno�oka, najwidoczniej bardzo przywi�zane do brata i siostry. Weszli i zacz�li rozmawia� o muzyce, a nast�pnie o wielkiej wyprawie, jak� obiecali sobie urz�dzi� w ogromne g�ry, rozci�gaj�ce si� nad jeziorami. Brat i siostra nosili imiona: Promiennego i Gwia�dzistej. Zadaniem ich �ycia, jak wyja�nili, by�o wychowywanie zwierz�t, do czego mieli prawie instynktown� sk�onno�� i wrodzon� zdolno��. Dwie m�ode blondynki, Wierzba i �wiec�ca Muszka, by�y elektrotechniczkami. W ci�gu kilku ostatnich dni S�oneczna Iskra spogl�da�a co chwila t�sknym wzrokiem na b�yszcz�ce pola �niegowe, przej�ta pragnieniem udania si� w �nie�ne g�ry, kt�re zawsze mia�y dla niej po prostu magiczny urok. Wmiesza�a si� bardzo skwapliwie do rozmowy o g�rach, i niebawem postanowiono,, �e ona wraz z Sarnacem przy��cz� si� do nowo poznanego towarzystwa i razem wedr� si� na upragnione szczyty. Jednakowo� przed p�j�ciem w g�ry chcieli oboje zwiedzi� jakie� staro�ytne mury, kt�re w�a�nie odkopano w dolinie, granicz�cej z jeziorem od stromy zachodu. Czw�rka nowoprzyby�ych okaza�a �ywe zainteresowanie ruinami i zmieni�a swe plany celem obejrzenia ich w towarzystwie S�onecznej Iskry i Sarnaca. Potem wszyscy sze�cioro mieli si� uda� w g�ry. 2. Wspomniane ruiny liczy�y pewnie wi�cej ni� dwa tysi�ce lat wieku. By�y to szcz�tki staro�ytnego miasteczka, dosy� du�ej stacji kolei �elaznej i tunelu, przechodz�cego prosto przez g�ry. Tunel zawali� si�, ale odkopuj�cy, posuwaj�c si� ze swemi pracami wzd�u� jego linji, znale�li kilka zgruchotanych poci�g�w, kt�re najwidoczniej by�y przepe�nione wojskiem i uciekinierami. Szcz�tki tych nieszcz�liwych, pogryzione przez szczury i robactwo, by�y rozrzucone po wagonach i szynach toru kolejowego. Jasnem by�o, �e tunel zosta� zatarasowany za pomoc� materja��w wybuchowych, a wszyscy ludzie, znajduj�cy si� w poci�gach, �ywcem pogrzebani pod gruzami. P�niej zniszczono miasto, a wszystkich mieszka�c�w wytruto gazami truj�cemi, ale nie wiadomo by�o jeszcze, co to by�y w�a�ciwie za gazy, i badania trwa�y w dalszym ci�gu. Gazy te mia�y jakie� konserwuj�ce w�a�ciwo�ci, gdy� wiele cia� zachowa�o si� nie tyle w postaci szkielet�w, ile mumij, a w wielu domach znaleziono sporo ksi��ek, papier�w i przedmiot�w; z papier m?ch� w zupe�nie dobrym stanie. Zachowa�y si� nawet tanie, bawe�niane towary, jakkolwiek straci�y wszelk� barw�. Po tej wielkiej katastrofie, ta cz�� �wiata musia�a przez czas pewien faktycznie pozosta� niezamieszkan�. Wkr�tce bowiem obsuni�cie si� ziemi zablokowa�o ni�sz� cz�� doliny i zatamowa�o jej wody, kt�re zala�y miasto, pokry�y je rzadkim mu�em i zapiecz�towa�y kompletnie tunel. Obecnie przekopano zapor�, osuszono z powrotem dolin� i wydobyto na �wiat�o dzienne wszystkie te �lady jednej z charakterystycznych kl�sk ostatniego okresu wojen w historji ludzko�ci. Wycieczkowicze, udawszy si� na miejsce, doznali bardzo silnego wstrz��nienia, a� zbyt silnego, �eby to odczu� jako przyjemno��, za� na zm�czonym umy�le Sarnaca zrodzi�o to szczeg�lnie g��bokie wra�enie. Przedmioty, znalezione w mie�cie, umieszczono w d�ugiej muzealnej galerji, zbudowanej ze szk�a i stali. By�o tam wiele cia�, prawie nienaruszonych; stara, chora kobieta, zabalsamowana przez gaz, zosta�a z�o�ona z powrotem na ��ku, z kt�rego j� znios�a woda, a w ko�ysce umieszczono r�wnie� z powrotem pomarszczone, male�kie dziecko. Prze�cierad�a i ko�dry zbiela�y i zbrunatnia�y, ale �atwo si� by�o zorjentowa�, jak niegdy� wygl�da�y. Zdaje si�, �e ludzie zostali zaskoczeni niespodziewanie w czasie przygotowywania po�udniowego posi�ku; w wielu domach ponakrywano do sto��w. I teraz, po 20 wiekach, badacze staro�ytno�ci wydobyli z pod pok�ad�w mu��w, zielsk i ryb starodawne fabryczne obrusy i naczynia sto�owe. Nagromadzi�y si� wielkie stosy tych �a�osnych bezbarwnych resztek po minionem �yciu z owych czas�w. Zwiedzaj�cy nie posun�li si� daleko w g��b tunelu; byli w takim nastroju, �e �wiadomo�� okropno�ci, jakieby tam zobaczyli, wyda�a im si� zbyt wstrz�saj�ca, a nadto Sarnac potkn�� si� o szyn� i skaleczy� r�k� o wystaj�cy od�amek st�uczonej szyby w oknie wagonu. Rana by�a bardzo bolesna i nie goi�a si� tak pr�dko, jak si� tego mo�na by�o spodziewa�, zupe�nie, jakby dosta�a si� do niej jaka� trucizna. Noc przep�dzi� bezsennie. Przez reszt� dnia rozmawiano o strasznych czasach ostatnich wojen �wiata i okropno�ciach �wczesnego �ycia. �wiec�ca Muszka i S�oneczna Iskra pomy�la�y, �e egzystencja musia�a si� wtedy wydawa� niezno�nym ci�arem, prz�dz� nienawi�ci, terroru, brak�w i niewyg�d od ko�yski a� do grobu. Promienny wszak�e wyst�pi� z twierdzeniem, �e ludzie �wcze�ni byli niemniej szcz�liwi lub nieszcz�liwi ni� om sam; �e dla ka�dego cz�owieka w ka�dym wieku istnieje pewien stan normalny, i ewentualne wyniesienie si� nadziej� lub odczuciem ponad poziom codzienno�ci stanowi szcz�cie, a obni�enie tego poziomu � nieszcz�cie. Wszystko jedno, jaki jest w danym razie ten stan normalny. ��W obydw�ch kierunkach dochodzili do ostateczno�ci � m�wi�. � W �yciu ich by�o wi�cej ciemno�ci i b�lu, ale nie wi�cej nieszcz�cia. S�oneczna Iskra sk�ania�a si� do tej samej opinji; za to Wierzbina wyst�pi�a z zarzutami przeciwko psychologicznym wywodom Promiennego, dowodz�c, �e mo�liwy jest stan ci�g�ej depresji � w ch�rem ciele lub w �yciu, p�dzonem pod przymusem i groz�. Mog�y by� istoty, z natury nieszcz�liwe, zar�wno, jak i stale i zasadniczo szcz�liwe. ��Naturalnie � wtr�ci� Sarnac � pod warunkiem istnienia jakiej� mod�y na zewn�trz ich samych. ��Ale dlaczego oni prowadzili takie wojny? � wykrzykn�a �wiec�ca Muszka. � Dlaczego wyrz�dzali sobie nawzajem takie straszne, rzeczy ? Wszak byli lud�mi, takimi, jak i my? ��Ani Jepszymi � rzek� Promienny � ani gorszymi,� z punktu widzenia ich wrodzonych w�a�ciwo�ci. To nawet nie sto pokole� temu. ��Ich czaszki by�y takie du�e, jak nasze, i tak samo dobrze ukszta�towane. ��Ci biedacy w tunelu! � westchn�� Sarnac. ��Ci nieszcz�nicy zaskoczeni w tunelu! Ale ka�dy cz�owiek w owych wiekach musia� si� czu� jak zaskoczony w tunelu. Niebawem dogoni�a ich burza i przerwa�a rozmow�. Szli w g�r� w�skim przesmykiem ku pensjonatowi, po�o�onemu nad jeziorem, i w�a�nie, gdy znajdowali si� ko�o wierzcho�ka przesmyku, wybuch�a burza. B�yskawice by�y wprost straszliwe, i piorun uderzy� w sosn�, znajduj�c� si� w odleg�o�ci nieca�ych stu jard�w. Na ten widok wydali okrzyk rado�ci. Rozp�tanie �ywio��w, huk i trzask nape�ni�y wszystkich weso�em podnieceniem. Deszcz ch�osta� ich nagie, silne cia�a, a wicher d�� chwilami tak silnie, �e zatrzymywali si�, ledwie mog�c usta�, niezdolni zrobi� kroku naprz�d, co nie przeszkadza�o im za�miewa� si� prawie do utraty tchu. Mieli k�opoty ze �cie�k� i w�tpliwo�ci, czy nie zab��dzili. Przez czas pewien z powodu ogni, wybuchaj�cych na ska�ach i drzewach, stracili orjentacj�. Id�c ci�gle z biegiem p�yn�cej strumieniem wody deszczowej, opryskuj�c si� i potykaj�c, dostali si� wreszcie na zalan�., skalist� �cie�k� i stamt�d do miejsca przeznaczenia. Przemokni�ci byli jak po p�ywaniu, zgrzani i rozpaleni, tylko Sarnac, kt�ry przyszed� ze S�oneczn� Iskr� za innymi, by� zm�czony i zzi�bni�ty. Gospodarz pensjonatu zamkn�� okiennice i rozpali� dla nich wielki ogie� z szyszek i ga��zi sosnowych, poczem przygotowa� gor�cy posi�ek. Po chwili zn�w zacz�li rozmawia� o odkopanem mie�cie i o zeschni�tych cia�ach, le��cych cicho w elektrycznem �wietle oszklonych sal muzealnych, tych biednych cia�ach, oboj�tnych na zawsze na blaski s�o�ca i burze �ycia. ��Czy oni si� kiedy �miali tak, jak my? � zapyta�a Wierzbina. � dla samej rado�ci �ycia? Sarnac prawie si� nie odzywa�. Siedz�c ko�o ognia, rzuca� we� sosnowe szyszki i przygl�da� si�, jak stawa�y z trzaskiem w p�omieniach. Wkr�tce wsta�, wyt�umaczy� si� zm�czeniem i poszed� do ��zka. 3. Deszcz la� rz�si�cie przez ca�� noc i prawie do po�udnia dnia nast�pnego, ale potem nast�pi�o nag�e wypogodzenie. Po po�udniu ma�a gromadka wybra�a si� na wycieczk� przez dolin� w g�ry, kt�re postanowili przeby� pieszo. Szli powolnym marszem i w p�tora dnia zrobili zaledwie �atwy kurs jednodniowy. Deszcz nape�ni� �wie�o�ci� g�rn� dolin� i zas�a� ziemi� mn�stwem kwiecia. Nast�pny dzie� by� pogodny i z�ocisty. Wczesnem popo�udniem doszli do p�askowzg�rza, pokrytego ��kami i z�otog�owiem, i tam rozsiedli si�, by spo�y� przyniesione zapasy. Znajdowali si� tylko o dwie godziny drogi od g�rskiego schroniska, dok�d mieli si� uda� na nocleg, i nie by�o si� czego �pieszy�. Sarnac rozleniwi� si� na dobre. Wyzna�, �e jest bardzo �pi�cy. W nocy mia� gor�czk�, a we �nie majaczyli mu si� ludzie, pogrzebani w tunelu i zabici przez gazy truj�ce. Pozostali wyrazili �artobliwie zdumienie, �e kto� mo�e chcie� spa� w�r�d bia�ego dnia, ale S�oneczna Iskra postanowi�a nad nim czuwa�. Wyszuka�a mu miejsce na murawie, a on po�o�y� si� obok niej i usn�� tak nagle i ufnie, jak ma�e dziecko, z policzkiem, przytulonym do jej boku. Siedzia�a nieruchomo niby piastunka, gestami nakazuj�c innym milczenie. ��Potem b�dzie zn�w zdrowy � za�mia� si� Promienny j, w towarzystwie �wiec�cej Muszki czmychn�� w jedn� stron�, podczas gdy Wierzbina i Gwia�dzista uda�y si� w drug�, by wdrapa� si� na pobliski skalisty wyst�p, z kt�rego, jak s�dzi�y, roztacza� si� rozleg�y i mo�e bardzo pi�kny widok na po�o�one w dole jeziora. Przez czas pewien Sarnac le�a� cicho, pogr��ony w g��bokiem u�pieniu, ale potem zacz�� si� porusza� i rzuca�. S�oneczna Iskra pochyli�a si� nad nim troskliwie, prawie �e dotykaj�c jego g�owy swoj� ciep�� twarz�. Zn�w si� uspokoi� na chwil�, ale niebawem j�� si� miota�, przyczem mrucza� co�, z czego nie mog�a rozr�ni� ani s�owa. Odwr�ci� si� od niej, wyrzuci� przed siebie ramiona i zawo�a�: ��Nie mog� tego znie��, nie mog�: Teraz nic ju� tego nie zmieni. Jeste� nieczysta, skalana. Obj�a go �agodnie i u�o�y�a zn�w w wygodnej pozycji, niby piastunka dziecko. ��Kochanie! � szepn�� i przez sen wyci�gn�� r�k� ku jej r�ce. Kiedy tamci powr�cili, przebudzi� si� w�a�nie. Siedzia� na trawie z sennym wyrazem twarzy, a przy nim kl�cza�a S�oneczna Iskra z r�k� na jego ramieniu. ��Przebud� si�! � m�wi�a. Spojrza� na ni� tak, jakby jej nie poznawa�, a potem zwr�ci� zdumione oczy na Promiennego. ��A wi�c istnieje drugie �ycie! � rzek� w ko�cu. ��Sarnac! � krzykn�a S�oneczna Iskra, potrz�saj�c nim z ca�ej si�y. � Czy mnie nie poznajesz? Przesun�� r�k� po twarzy. ��Tak � odpar� powoli. � Nazywasz si� S�oneczna Iskra. Zdaje si�, �e pami�tam. S�oneczna Iskra� Nie, Hetty. Nie, chocia� jeste� bardzo podobna do Hetty. Dziwne! A ja � ja nazywam si� Sarnac. Naturalnie! Jestem Sarnac. Roze�mia� si� i spojrza� na Wierzbin�. ��A my�la�em, �e nazywam si�; Henryk Mortimer Smith � ci�gn�� dalej. � Doprawdy, tak my�la�em. Przed chwil� by�em Henrykiem Mortimerem Smithem�.. Henrykiem Mortimerem Smithem. Rozejrza� si� naoko�o. ��G�ry � rzek�. � S�o�ce, bia�e narcyzy. Naturalnie, weszli�my tutaj, dzisiaj rano. S�oneczna Iskra opryska�a mnie wod�, przy kaskadzie� Doskonale to sobie przypominam� A przecie� le�a�em w ��ku � przestrzelony. Le�a�em w ��ku� Sen? A wi�c mia�em sen, sen ca�ego �ycia, dwa tysi�ce lat temu! ��Co ty wygadujesz? � zapyta�a S�oneczna Iskra. ��Ca�e �ycie: dzieci�stwo, wiek ch�opi�cy, wiek m�ski. I �mier�. Zabi� mnie, biednego szczura. Zabi� mnie!. ��Sen? ��Sen, ale bardzo �ywy sen. Najrzeczywistszy ze sn�w. Je�eli to by� sen� Teraz mog� ci odpowiedzie� na wszystkie pytania, S�oneczna Iskro. Prze�y�em ca�e �ycie w tym starym �wiecie. Wiem� Mam jeszcze uczucie, jakby tamto �ycie by�o rzeczywiste, a to tylko snem. Le�a�em w ��ku. Pi�� minut temu le�a�em w ��ku. By�em umieraj�cy� Doktor powiedzia�: �Kona!�, i s�ysza�em szelest sukien mojej �ony, id�cej przez pok�j� ��Twojej �ony? � krzykn�a S�oneczna Iskra. ��Tak, mojej �ony, Milly! S�oneczna Iskra spojrza�a na Wierzbin� z podniesionemi brwiami i bezradnym wyrazem twarzy. Sarnac zapatrzy� si� w ni� zdziwionemi, rozespanemi oczyma. ��Milly � powt�rzy� bardzo s�abym g�osem. � Sta�a przy oknie. Przez chwil� nikt si� nie odzywa�. Promienny sta� z r�k�, wspart� o rami� �wiec�cej Muszki. ��Opowiedz nam o tem, Sarnac. Czy ci�ko by�o umiera�? ��Zdawa�o mi si�, �e zapadam si� coraz to ni�ej w cisz� i spok�j; i nagle przebudzi�em si� tutaj. ��Opowiedz nam teraz za �wie�ej pami�ci. ��Czy nie postanowili�my doj�� do schroniska przed zapadni�ciem, nocy? � rzek�a Wierzbina, spogl�daj�c na s�o�ce. ��Jest tu malutki pensjonat w odleg�o�ci pi�ciu minut drogi � odpar�a �wiec�ca Muszka. Promienny usiad� przy Sarnacu. ��Opowiedz nam teraz sw�j sen. Je�eli ci uleci z pami�ci albo je�eli oka�e si� nieinteresuj�cy, to ruszymy w dalsz� drog�; ale je�eli nas zajmie, to go wys�uchamy do ko�ca i tutaj przenocujemy. To bardzo mi�e miejsce, a tamte fioletowe zr�by skalne za w�wozem, ze s�abo mglistemi tonami w zag��bieniach, s� tak pi�kne, �e m�g�bym na nie patrze� przez ca�y tydzie� bez zniecierpliwienia. Opowiedz nam sw�j sen, Sarnacu. Potrz�sn�� przyjacielem. ��Obud� si�, Sarnac! Sarnac potar� oczy. ��To taka dziwna historja i wymaga tylu obja�nie�. Zastanawia� si� przez chwil�. ��To b�dzie d�uga historja. ��Naturalnie, je�eli obejmuje ca�e �ycie. ��Pozw�lcie mi naprz�d przynie�� z pensjonatu �mietany i owoc�w dla nas wszystkich � rzek�a �wiec�ca Muszka � a potem Sarnac opowie nam sw�j sen. Pi�� minut, Sarnacu, i b�d� tutaj, z powrotem. ��P�jd� z tob� � zawo�a� Promienny, �piesz�c za ni�. Oto historja, kt�r� opowiedzia� Sarnac: ROZDZIA� DRUGI. POCZ�TEK SNU. 1. ��Sen m�j zacz�� si� � rzek� opowiadaj�cy � tak, jak zaczynaj� si� wszystkie nasze �ycia, od fragmentarycznych, niepowi�zanych z sob� wra�e�. Przypominam sobie, jak le�a�em na sofie, pokrytej ciekawym rodzajem twardej, b�yszcz�cej materji w czerwone i czarne desenie, i wydziera�em si� na ca�e gard�o, ale nie wiem, dlaczego tak krzycza�em. Zauwa�y�em, �e ojciec stoi w drzwiach pokoju i patrzy na mnie. Wygl�da� straszliwie; by� cz�ciowo rozebrany, mia� na sobie spodnie i flanelow� koszul�, a w�osy jego tworzy�y na g�owie jasn�, zwichrzon� zawieruch�. Goli� si� w�a�nie, i ca�� brod� pokrywa�a mu piana z mydlin. Rozgniewa�y go moje wrzaski. Przypuszczam,, �e si� uciszy�em, ale nie jestem tego pewien. Przypominam te� sobie siebie, kl�cz�cego na tej czarno�czerwonej kanapie obok mej matki i wygl�daj�cego oknem � sofa sta�a oparciem do okna � na deszcz, zalewaj�cy jezdnie. Ram� okna czu� by�o s�abo farb�, mi�kk�, z�� farb�, kt�ra pop�ka�a na s�o�cu. By�a burza, deszcz la� jak z cebra, droga by�a �le wybrukowana i rozmi�k�a od ��tej, piaszczystej gliny. Pokrywa�a j� warstwa m�tnej wody, na kt�rej krople deszczu tworzy�y mn�stwo b�yszcz�cych b�belk�w. Wiatr gna� je przed sob� � rozpryskiwa�y si� momentalnie, ale w �lad za niemi nadp�ywa�y coraz to inne i inne. ��Popatrz�no, syneczku � rzek�a matka. � Jedne za drugiemi jak �o�nierze. Przypuszczam, �e by�em jeszcze bardzo m�ody, kiedy si� to zdarzy�o, ale nie do tego stopnia, �eby nie zauwa�y� i nie zapami�ta� �o�nierzy w he�mach i z bagnetami, maszeruj�cych cz�sto drog�. ��Wi�c to musia�o mie� miejsce � zauwa�y� Promienny � na jaki� czas przed Wielk� Wojn� i Spo�ecznem Przesileniem. ��Jaki� czas przedtem � rzek� Sarnac i zaduma� si�. � Na 21 lat przedtem. Dom, w kt�rym si� urodzi�em, znajdowa� si� zaledwie w odleg�o�ci dw�ch mil angielskich od wielkiego brytyjskiego obozu wojskowego w Lowcliff, w Anglji, za� stacja kolei �elaznej w Lowcliff oddalona by�a tylko o kilkaset jard�w. Poza mojem ogniskiem domowem najbardziej interesowali mnie �o�nierze. Ubrani byli bardziej kolorowo ni� inni ludzie. Matka wywozi�a mnie codzie� na �wie�e powietrze w dziecinnym w�zeczku, i ilekro� spotkali�my �o�nierzy, zwraca�a si� do mnie ze s�owami: ��Oh! �liczne �o�nierzyki! Jednem z moich najwcze�niejszych s��w musieli by� ��o�nierze�. Wytyka�em malutki omotany w we�n� paluszek � gdy� w owych czasach straszliwie opatulano dzieci, tak, �e nosi�em nawet r�kawiczki � i wo�a�em: ���o�nierze! Pozw�lcie, �e spr�buj� wam opisa�, w jakim domu mieszka�em i co to byli za ludzie, ci moi rodzice. Tego rodzaju mieszkania, domy i siedziby od dawna znik�y ze �wiata; nie pozosta�o po nich wiele pami�tek i, chocia� prawdopodobnie du�o�cie si� o tych rzeczach uczyli, to przecie� pozwalam sobie w�tpi�, czy jeste�cie w mo�no�ci poj�� w ca�ej pe�ni tamt� rzeczywisto��, kt�ra si� roztoczy�a naoko�o mojej osoby. Miejscowo�� nazywa�a si� Cherry Gardens; le�a�a ona w odleg�o�ci dw�ch mil angielskich od morza i Sandbourne; z jednej strony mieli�my miasto Cliffstone, z kt�rego statki parowe odp�ywa�y do Francji, a z drugiej Lowcliff z jego niesko�czonemi szeregami brzydkich koszarowych budynk�w z czerwonej ceg�y i wielkim placem �wicze�. Za nami w g��b l�du rozci�ga�o si� p�askowzg�rze, poprzerzynane nowemi, prowizorycznemi drogami z lu�nego kamienia � nie wyobra�acie sobie takich dr�g! � warzywnemi ogrodami, nowo�wybudowanemi i buduj�cemi si� domami, a dalej jeszcze linja wzg�rz, nieba rdzo wysokich, ale stromych, zielonych i nagich. By�y to wydmy piaszczyste. Wydmy te tworzy�y wdzi�czn� linj� na horyzoncie, kt�ra zamyka�a m�j �wiat od strony p�nocy tak, jak szafirowa smuga morza ogranicza�a go od po�udnia. W tym moim �wiecie stanowi�y one prawie jedyne czyste i pi�kne rzeczy. Reszta zosta�a ska�ona i bole�nie przeobra�ona pod wp�ywem m�tnych ludzkich dzia�a� i poj��. Kiedy by�em bardzo ma�ym ch�opcem, zastanawia�em si�, co te� tam le�y za temi wydmami, ale przekona�em si� o tem naocznie dopiero wtedy, gdym doszed� do siedmiu�o�miu lat �ycia. ��To by�o przed wynalezieniem aeroplan�w? � zapyta� Promienny. ��Pojawi�y si�, kiedy mia�em lat jedena�cie lub dwana�cie. Zobaczy�em wtedy pierwszy aeroplan, kt�ry przelecia� przez kana�, dziel�cy Anglj� od europejskiego kontynentu. Uwa�ano to za czyn po prostu cudowny. ��To by�a cudowna rzecz � zauwa�y�a S�oneczna Iskra. ��Poszed�em z gromad� innych ch�opc�w, i przepchn�li�my si� przez t�um, kt�ry sta�, gapi�c si� z niedowierzaniem na dziwaczn�, staro�wieck� maszyn�, podobn� do olbrzymiego, p��ciennego polnego konika o rozpostartych skrzyd�ach. Le�a�a ona na polu, gdzie� za Cliffstone, otacza�y j� stra�e, a ludzie cisn�li si� wzd�u� ogrodzenia z ko�k�w i sznura. Trudno mi b�dzie opisa� wam Cherry Gardens i Cliffstone � pomimo �e �wie�o zwiedzili�my ruiny Domodossoli. Domodossola by�a do�� rozleg�em i niedorzecznem miastem, ale tamte dwie miejscowo�ci rozpo�ciera�y si� na daleko wi�kszej przestrzeni i z wi�ksz� jeszcze pust� bezcelowo�ci� spogl�da�y w twarz Boga. Widzicie, ma jakie� trzydzie�ci�czterdzie�ci lat przed mojem urodzeniem nasta� okres, stosunkowo pomy�lny dla ludzkich spraw, poczyna� i wytw�rczo�ci. Naturalnie, w owych czasach nie by�o to rezultatem �adnej przezornej dzia�alno�ci ze strony rz�du i pa�stwa. Po prostu zdarzy�o si� to tak jak niekiedy, id�c za rw�cym, wezbranym w czasie deszczu potokiem, spotyka si� wpo�r�d wir�w jeziorka stoj�cej wody. System walutowo�kredytowy funkcjonowa� przeto prawie zadawalniaj�co. Stosunki handlowe by�y bardzo o�ywione, epidemje zbytnio si� nie szerzy�y, zdarza�y si� pomy�lne sezony, a wielkie wojny wybucha�y do�� rzadko. Skutkiem tego wsp�dzia�ania korzystnych i pomy�lnych czynnik�w by�o znaczne podniesienie si� skali �ycia szerokich mas ludowych, ale po wi�kszej cz�ci olbrzymi wzrost ludno�ci wpr�dce niweczy� te dobroczynne rezultaty. Jak m�wi� nasze dzisiejsze ksi��ki szkolne: �W owych czasach cz�owiek by� swoj� w�asn� szara�cz�.� P�niej mia�em us�ysze� ukradkowe szepty o zakazanym temacie kontroli urodze�, ale w okresie mego dzieci�stwa ca�a ludzko�� z bardzo ma�emi wyj�tkami znajdowa�a si� w stanie kompletnej i starannie ochranianej ignorancji w kwestji elementarnych fakt�w ludzkiego �ycia i szcz�liwo�ci. Atmosfer� mego dzieci�stwa cechowa�a przedewszystkiem nieprzewidziana i niekontrolowana p�odno��. Tania p�odno�� by�a moim horyzontem, moim dramatem, moj� atmosfer�. ��Ale mieli przecie� nauczycieli, ksi�y, doktor�w i kierownik�w, kt�rzy ich mogli pouczy� � rzek�a Wierzbina. ��To nie by�o ich zadaniem � odpar� Sarnac. � Dziwni to byli ludzie ci przewodnicy i przodownicy �ycia. By�o ich niezmierne mn�stwo, ale nie przewodzili nikomu. Dalecy od uczenia m�czyzn i kobiet, jak ogranicza� urodzenia, unika� chor�b lub pracowa� szlachetnie wsp�lnemi si�ami, przeciwstawiali si� raczej tego rodzaju o�wiecaj�cej dzia�alno�ci. Miejscowo�� Cherry Gardens powsta�a w�a�ciwie na pi��dziesi�t lat przed mojem urodzeniem. Z male�kiej wioseczki przeobrazi�a si� w tzw. �miejski okr�g�. W tamtym starym �wiecie, w kt�rym nie znano ani wolno�ci, ani dyrektywy, kraj podzielony by� na kawa�ki r�nego rodzaju i r�nej wielko�ci, znajduj�ce si� w posiadaniu ludzi, kt�rzy robili z t� swoj� w�asno�ci�, co im si� �ywnie podoba�o. W parze z tem sz�y r�ne niedogodno�ci i twarde ograniczenia. W Cherry Gardens ludzie, zwani spekulantami kupowali kawa�ki gruntu, cz�sto zupe�nie nie nadaj�ce si� do tego celu, i budowali domy dla roj�w ludno�ci, kt�re w przeciwnym razie nie mia�yby si� gdzie podzia�. Ta rozbudowa nie sz�a po linii �adnego wytkni�tego z g�ry planu. Jeden spekulant budowa� tutaj, drugi tam, a ka�dy mo�liwie tanio, potem za� sprzedawali lub wynajmowali domy mo�liwie drogo. Niekt�re domy budowali rz�dami, inne zn�w jeden zda�a od drugiego, przyczem przy ka�dym znajdowa� si� malutki prywatny ogr�deczek � nazywali to ogr�dkami, chocia� to by�y albo b�otniste placyki, albo nieu�ytki, poogradzane celem ochrony przed lud�mi. ��Dlaczeg� bronili tam ludziom wchodzi�? ��Lubili zakazy. Sprawia�o im to satysfakcj�. Nie by�y to wszak�e tajne ogr�dki, bo kto chcia�, m�g� zagl�da� przez p�ot do �rodka. Ka�dy dom mia� swoj� w�asn� kuchni�, gdzie gotowano jedzenie � w Cherry Gardens nie by�o �adnych publicznych jad�odajni � i ka�dy posiada� oddzielny zas�b domowych sprz�t�w. W ka�dym prawie domu mieszka� cz�owiek, kt�ry chodzi� specjalnie zarabia� na �ycie � w owych dniach ludzie nie tyle �yli, ile zarabiali na �ycie � i wraca� do ogniska domowego, by si� posili� i wyspa�. Ponadto znajdowa�a si� tam kobieta, jego �ona, kt�ra pe�ni�a wszelkie pos�ugi, gotowa�a, sprz�ta�a itp., jak r�wnie� rodzi�a dzieci, masy niespodziewanych dzieci � gdy� wcale si� w tem nie orjentowa�a. Za bardzo by�a zapracowana, by si� niemi, jak nale�y, opiekowa�, tote� wiele z nich umiera�o. Ca�emi dniami gotowa�a obiady. Gotowa�a� Obiady gotowano! Sarnac urwa� i zmarszczy� czo�o. ��Gotowano! Ah! W ka�dym razie to ju� przesz�o! � zauwa�y�. Promienny roze�mia� si� rado�nie. ��Prawie ka�dy cz�owiek cierpia� na niestrawno��. W gazetach roi�o si� od og�osze� o lekarstwach � rzek� Sarnac � ci�gle jeszcze ponuro zapatrzony w ciemne dni przesz�o�ci. ��Nigdy nie zastanawia�am si� nad t� strojn� �ycia starego �wiata � wtr�ci�a S�oneczna Iskra. ��To by�o zasadnicze � odpar� Sarnac. � By� to �wiat, pod ka�dym wzgl�dem chory. Ka�dego rana (z wyj�tkiem niedzieli), kiedy m�czyzna poszed� do roboty, dzieci wsta�y i posta�y ubrane, a starsze z nich pos�ane do szko�y, kobieta robi�a troch� sprz�tania i przygotowywa�a jedzenie, gotuj�c je prywatnie, na w�asn� r�k�. Ka�dego dnia z wyj�tkiem niedzieli drogami, wiod�cemi do Cherry Gardens, nadci�ga�y z trzaskiem i ha�asem procesje w�zk�w, zaprz�one w ma�e koniki, oraz taczek, pchanych r�cznie i wy�adowanych mi�sem, rybami, warzywami i owocami � wszystko to bez �adnej ochrony przed pogod� lub unoszonemi wiatrem �mieciami. Handlarze darli si� na ca�e gard�o, reklamuj�c swoje towary. Pami�� prowadzi mnie z powrotem na czerwono�czarn� sof� ko�o frontowego okna. Zn�w czuj� si� ma�em dzieckiem. Przypominam sobie jednego naprawd� wspania�ego przekupnia, kt�ry handlowa� rybami. Jaki� mia� g�os! Swym dziecinnym, piskliwym g�osem stara�em si� na�ladowa� grzmi�ce tony krzykacza: �Makreleee� Makreeeleee! Pi�kny Makreelee! Jak malowani! Makreeeleee!! Gospodynie wynurza�y si� z tajemniczych domowych kryj�wek, robi�y zakupy, targowa�y si� i, jak to m�wiono: �ugadywa�y� z s�siadkami. Ale wszystko, co im by�o potrzebne, mo�na by�o dosta� u przekupni�w, i temu w�a�nie brakowi zaradza� m�j ojciec. Mia� on ma�y sklep z �ywno�ci�, kt�rym sprzedawa� owoce i warzywa, takie n�dzne owoce i (warzywa, jakie ludzie wtedy umieli hodowa�; sprzedawa� r�wnie� w�giel i naft� (u�ywan� w lampkach), czekolad�, imbirowe piwo i k rzeczy, niezb�dne w barbarzy�skiem gospodarstwie �wczesnem. Sprzedawa� te� kwiaty, ci�te i w doniczkach, nasiona, dr��ki, szpagat i trucizn� na zielsko do ma�ych ogr�dk�w. Sklepik jego sta� w jednym rz�dzie z mn�stwem innych sklep�w. Rz�d sklep�w t� by�o to samo, co rz�d zwyczajnych dom�w, z t� r�nic�, �e dolne apartamenty zamieniono na sklepy. Ojciec �zarabia� na �ycie� swoje i nasze, kupuj�c towary mo�liwie tanio i sprzedaj�c je mo�liwie drogo. By�o to �n�dzne �ycie�, gdy� w Cherry Gardens mieszka�o jeszcze kilku obrotnych sklepikarzy tego typu, co ojciec, to te�, je�li bra� za du�e zyski, jego klienci szli kupowa� do tamtych sklep�w, i on nie mia� wtedy �adnego zarobku. Ja, m�j brat i siostry � gdy� matka nie by�a w stanie unikn�� wydania na �wiat a� sze�ciorga dzieci, z kt�rych czworo pozosta�o przy �yciu � p�dzili�my dziecinne lata w tym sklepiku i w jego pobli�u. W lecie bawili�my si� g��wnie na dworze albo w pokoju nad sklepem; ale z nastaniem zimna opalanie tego pokoju kosztowa�o tyle zachod�w i pieni�dzy � ca�e Cherry Gardens pos�ugiwa�o si� odkrytemi paleniskami w�glowemi � �e przenosili�my si� do ciemnej kuchni w suterenach, gdzie moja biedna droga matka gotowa�a straw�, tak, jak j� nauczono. ��Byli�cie troglodytami! � rzek�a Wierzbina. ��Faktycznie. Jadali�my zawsze na dole. W lecie byli�my opaleni i rumiani, ale zim� z powodu tej kreciej egzystencji stawali�my si� bladzi, mizerni i chudzi. Mia�em starszego brata, kt�ry w mej dziecinnej pami�ci rysowa� si� monstrualnie, by� bowiem o dwana�cie lat starszy ode mnie. Mia�em nadto dwie siostry, Fanny i Prudencj�. M�j starszy brat, Ernest, chodzi� na roboty, a potem wyjecha� do Londynu, tak, �e ma�o go widywa�em, do czasu, kiedy i ja sam za nim nie pojecha�em. By�ej najm�odszy z rodze�stwa. Kiedy sko�czy�em dziewi�� lat �ycia, m�j ojciec, zebrawszy si� na odwag�, przerobi� dziecinny w�zeczek matki na w�zek do przewo�enia work�w w�gla i tym podobnych towar�w. Moja starsza siostra, Fanny, by�a bardzo �adn� dziewczyn�, o bia�ej twarzyczce, bronzowych w�osach, spadaj�cych na plecy we wdzi�cznych naturalnych skr�tach i lokach, i bardzo ciemnych, granatowych oczach. Prudencja by�a te� bia�a, ale nie w tak ol�niewaj�cy spos�b, i oczy mia�a szare. Przekomarza�a si� ze mn� i wtr�ca�a w moje sprawy; za to Fanny albo nie zwraca�a na mnie uwagi, albo te� okazywa�a mi pe�n� wdzi�ku dobro�, ta �e j� po prostu uwielbia�em. Dziwna rzecz, ale nie przypominam sobie z ca�� wyrazisto�ci�, jak wygl�da�a moja matka, chocia�, ma si� rozumie�, odgrywa�a ona dominuj�c� rol� w mojem dzieci�stwie. Przypuszczam, �e za bardzo si� z ni� z�y�em, wskutek czego ani nie przyku�a specjalnej uwagi, ani te� nie odbi�a si� zbyt �ywo w wyobra�ni. Nauczy�em si� m�wi� od rodziny, g��wnie od matki. �adne z nas nie m�wi�o dobrze; pos�ugiwali�my si� ubog� i z�� gwar�, przekr�cali�my wiele wyraz�w, a d�ugich s��w unikali�my jako czego� niebezpiecznego i pretensjonalnego. Zabawek mia�em bardzo niewiele; przypominam sobie blaszan� lokomotywk�, troch� metalowych �o�nierzy i niedostateczny zapas drewnianych klock�w do budowania dom�w. Nie mia�em osobnego miejsca do zabawy, i je�li roz�o�y�em swoje zabawki na stole w bawialni, musia�em je rych�o sprz�ta�, bo w�a�nie przygotowywano posi�ek. Pami�tam te�, �e mia�em ogromn� ochot� bawi� si� przedmiotami, znajduj�cemi si� w sklepie, szczeg�lniej wi�zkami drzewa opa�owego i mieszkami do rozdmuchiwania ognia o nies�ychanie kusz�cym kszta�cie, ale ojciec by� tym ambitnym marzeniom bardzo przeciwny) i nie lubi�, gdym si� kr�ci� po sklepie. Dopiero, gdy troch� doros�em, bra� mnie do pomocy przy sprzedawaniu. To te� wi�ksza cz�� dni, sp�dzanych pod dachem, up�ywa�a mi w pokoju nad sklepem lub w kuchni w suterenach. Po zamkni�ciu sklep ten staja� si� dla mej ch�opi�cej wyobra�ni ciemn� pieczar�, ziej�c� przejmuj�cym ch�odem. Majaczy�y w nim gro�ne cienie, za kt�remi mog�y si� czai� rzeczy okropne. Przechodz�c tamt�dy wieczorem w drodze do ��ka, doznawa�em uczucia trwogi, pomimo �e z ca�ej si�y trzyma�em si� r�ki matki. Unosi�y si� tam zawsze s�abe nieprzyjemne zapachy, zapach gnij�cych warzyw i owoc�w, zmieniaj�cy si� stosownie do tego gatunku warzywa lub owocu, kt�ry by� najmniej �wie�y, ze sta�ym dodatkiem woni nafty. W niedziel� wszak�e, kiedy go w og�le nie otwierano, sklep by� inny ni� w dni powszednie, nie mrocznie gro�ny, ale bardzo, bardzo cichy. Przeprowadzano mnie przeze�, gdym szed� do ko�cio�a lub do niedzielnej szk�ki. (Tak � zaraz wam opowiem o ko�ciele i o niedzielnej szk�ce). Kiedy zobaczy�em matk�, spoczywaj�c� w nieprzespanym �nie �mierci � ko�czy�em wtedy szesnasty rok �ycia � przypomnia� mi si� momentalnie nasz sklep przy niedzieli� Takie by�o, moja droga S�oneczna Iskro, �rodowisko, w kt�rem si� znalaz�em. Zdawa�em si� w niem przebywa� od samego pocz�tku. By� to najtwardszy, najg��bszy sen, jaki kiedykolwiek przespa�em. Zapomnia�em w nim nawet o tobie. 2. ��A jak przygotowywano do �ycia to przypadkiem sp�odzone dziecko?� zapyta� Promienny. � Czy posy�ano je do ogrodu? ��Nie by�o �adnych dzieci�cych ogrod�w, takich, jakie mamy w naszym �wiecie � odpar� Sarnac. � By�o miejsce zbi�rek dla dzieci, zwane szk�k� elementarn�, dok�d moja siostra, Prudencja, odprowadza�a mnie dwa razy dziennie, kiedym sko�czy� sze�� lat �ycia. I zn�w trudno mi przedstawi� wam tamt� moj� rzeczywisto�� tak, �eby�cie nabrali o niej nale�ytego wyobra�enia. Nasze podr�czniki historji opowiadaj� o pocz�tkach powszechnego nauczania w tych odleg�ych czasach, o gorzkiej zazdro�ci, jak� zapa�ali dla tego nowego typu nauczycieli przedstawiciele duchowie�stwa i klas uprzywilejowanych, ale nie daj� one nale�ytego poj�cia o ile urz�dzonych szko�ach, braku si� fachowych i ofiarnej pracy n�dznie op�acanych i niewykwalifikowanych m�czyzn i kobiet, kt�rzy byli pionierami powszechnego nauczania. W szczeg�lno�ci zapami�ta�em chuderlawego bruneta, stale pokas�uj�cego, kt�ry zajmowa� si� starszymi ch�opcami, i ma��, piegowat� kobietk�, lat mniej wi�cej trzydziestu, kt�ra zmaga�a si� z ni�szemi klasami. Teraz zdaj� sobie spraw�, �e byli to prawdziwi �wi�ci. Jego nazwiska nie pami�tam, ale ma�a kobieta nazywa�a si� panna Merrick. Mieli sobie powierzone ogromnie liczne klasy i nauczali przewa�nie za pomoc� g�osu, gestykulacji, kredy i tablicy. Ich wyekwipowanie by�o n�dzne. Jedynemi rozporz�dzalnemi materja�ami by�a pewna ilo�� brudnych podr�cznik�w, biblij, zbior�w hymn�w i masa szyfrowych tabliczek, na kt�rych pisali�my rysikami, celem zaoszcz�dzenia papieru. Materja��w rysunkowych nie posiadali�my faktycznie �adnych; wi�kszo�� z nas nigdy nie nauczy�a si� rysowa�. Tak! Masy normalnych, doros�ych ludzi w tym starym �wiecie nie potrafi�y narysowa� nawet pude�ka. W owej szkole nie by�o nic godnego uwagi; geometrycznych modeli nie by�o w og�le. Obraz�w nie by�o prawie wcale z wyj�tkiem b�yszcz�cej podobizny kr�lowej Wiktorji i tablicy ze zwierz�tami; opr�cz tego na �cianach widnia�y bardzo ��te mapy �cienne Europy i Azji z przed lat dwudziestu. Podstaw matematyki uczyli�my si� za pomoc� recytowania. Stawali�my rz�dami i wy�piewywali�my cudown� pie��, zwan� tabliczk� mno�enia. Dwa razy jeden � dwa. Dwa razy dwa. � cztery. Dwa razy trzy � sze��. Dwa razy cztery � osiem. �piewali�my unisono, po wi�kszej cz�ci hymny religijne. W szkole znajdowa� si� u�ywany, stary fortepian, na kt�rym akompanjowano naszym wyciom. Nabycie tego instrumentu wywo�a�o w Clifford i Cherry Gardens wielkie poruszenie. Nazwano to zbytkiem i psuciem klas pracuj�cych. ��Psucie klas pracuj�cych! �powt�rzy�a �wiec�ca Muszka. � Przypuszczam, �e to co� oznacza, ale nie wiem w�a�ciwie, co? ��Nie mog� wszystkiego wyt�umaczy� � rzek� Sarnac. � Faktem jest, �e Anglja sk�pi�a w�asnym dzieciom najn�dzniejszej edukacji. To samo, w gruncie rzeczy, mia�o miejsce we wszystkich krajach. W owych czasach inaczej patrzono na rzeczy ni teraz. By� to jeszcze okres wsp�zawodnictwa jaskiniowego. Ameryka, kt�ra by�a krajem, daleko bogatszym od Anglji pod�ug tego, jak rozumiano bogactwo, posiada�a, je�eli to mo�liwe, jeszcze n�dzniejsze i gorsze ludowe szko�y powszechne� Moja droga! Tak by�o naprawd�. Opowiadam wam historj�, bynajmniej nie obja�niam praw wszech�wiata� I naturalnie, pomimo gorliwych wysi�k�w takich dzielnych dusz, jak panna Merrick, my, dzieci, uczyli�my si� ma�o i �le. Wi�kszo�� mych szkolnych wspomnie� oplata prz�dza nudy. Siedzieli�my na drewnianych �awkach, przy d�ugich wytartych pulpitach rz�dami � rz�dami; zn�w widz�, wszystkie ma�e g��wki w �awce przede mn�, dalej stoi panna Merrick ze wskaz�wk� w r�ce, pr�buj�c obudzi� nasze zainteresowanie dla rzek angielskich: �Ty. Wear. Teasumber. ��Czy to by�o to, co oni nazywali przekle�stwami? � zapyta�a Wierzbina. ��Nie. To by�a geografja. A historja by�a taka: Wilhelm Zdobywca � Tysi�c sze��dziesi�t sze��. Wilhelm Rufus � Tysi�c osiemdziesi�t siedem. ��Co to znaczy�o? ��Dla nas, dzieci? W bardzo znacznym stopniu uwa�ali�my to za taki sam �argon, jak i ty. Ach, godziny, niesko�czone szkolne godziny dzieci�stwa, jak�e si� one ci�gn�y! Czy� nie powiedzia�em, �e we �nie prze�y�em �ycie? W szkole pozna�em, co to jest wieczno��. Naturalnie uprawiali�my takie rozrywki, na jakie mogli�my sobie pozw�l Jedna zabawa polega�a na uszczypni�ciu lub szturchni�ciu s�siada ze s�owami: �podaj to dalej�. Grywali�my ukradkiem w kamienne kulki. Zabawne doprawdy, ale nauczy�em si� liczy�, dodawa�, odejmowa� it.d., graj�c w kulki na przek�r dyscyplinie. ��Ale czy� to by�o wszystko, czego mog�a dokaza� panna Merrick i tw�j kaszl�cy �wi�ty? � zapyta� Promienny. ��Och! Oni byli bezsilni. Byli k�kami mechanizmu. Od czasu do czasu zjawiali si� inspektorzy, i odbywa�y si� egzaminy, by sprawdzi�, czy szko�a funkcjonuje, jak nale�y. ��Ale � przerwa�a S�oneczna Iskra � te magiczne s�owa o �Wilhelmie Zdobywcy� i reszta musia�y mie� jakie� znaczenie! Musia�o si� w nic kry� jakie� racjonalne czy p�racjonalne poj�cie, mo�e niedostrzegalne dla oka! ��Mo�e r� potwierdzi� Sarnac � ale ja go nigdy nie odkry�em. ��Nazywali to historj� � podpowiedzia�a �wiec�ca Muszka. ��Tak jest � przyzna� Sarnac. � Tak. S�dz�, �e pr�bowali zainteresowa� dzieci gminu czynami kr�l�w i kr�lowych Anglji, szeregiem imion, tak nudnych, jak tylko prawdopodobnie mo�na sobie wyobrazi�. Je�eli chwilami stawali si� ci monarchowie bardziej interesuj�cy, to tylko skutkiem gwa�t�w. By� jeden rozkoszny Henryk VIII, tak spragniony mi�o�ci, a tak jednocze�nie dra�liwy na punkcie �wi�to�ci ma��e�stwa, �e zawsze mordowa� jedn� �on�, nim poj�� drug�. By� te� jaki� Alfred, kt�ry przypiek� ciasto � nigdym si� nie dowiedzia� dlaczego. Jakim� sposobem wysz�o to nie na r�k� jego wrogom, Du�czykom. ��Tylko takiej historji uczyli? � wykrzykn�a S�oneczna Iskra. ��Angielska kr�lowa, El�bieta, nosi�a kryz�, a Jak�b Pierwszy, kr�l Anglji i Szkocji, ca�owa� m�czyzn, swoich ulubie�c�w. ��Ale historja! Sarnac wybuchn�� �miechem. ��To jest dziwne. Rozumiem to teraz, kiedym si� przebudzi�. W samej rzeczy tego nas jedynie uczono. ��Nic ci nie m�wili o pocz�tkach i celach �ycia, o jego niesko�czonych rado�ciach i mo�liwo�ciach? Sarnac potrz�sn�� g�ow�. ��Nie w szkole � rzek�a S�oneczna Iskra, kt�ra widocznie dobrze przestudjowa�a swoje ksi��ki � czynili to w ko�ciele. Sarnac zapomina o ko�cio�ach. Trzeba wam wiedzie�, �e by� to okres nader intensywnej dzia�alno�ci religijnej. Wsz�dzie znajdowa�y si� miejsca modlitwy. Co si�dmy dzie� bywa� ca�kowicie po�wi�cany przeznaczeniu cz�owieka i rozmy�laniom nad zamierzeniami Boga. Robotnik przestawa� si� mozoli�. Od kra�ca do kra�ca kraju powietrze rozbrzmiewa�o d�wi�kami dzwon�w ko�cielnych i pieniami zgromadzonych kongregacyj. Czy� to nie mia�o swoistego pi�kna i uroku, Sarnacu? ��Niezupe�nie tak by�o. Nasz historyczny pogl�d w tym wzgl�dzie wymaga skorygowania. ��Ale przecie� widuje si� ko�cio�y i kaplice starych fotografjach i na filmach. I przetrwa�y jeszcze w wielkiej liczbie ich katedry. Niekt�re nich s� bardzo pi�kne. ��I wszystkie trzeba by�o podpiera�, podmurowywa� i umocni� �elazem � rzek�a S�oneczna Iskra � dlatego, �e wybudowano je albo niedbale, albo niesumiennie. W ka�dym razie nie powsta�y one czas�w Sarnaca. ��Mortimera Smitha � poprawi� Sarnac. ��Wybudowano je na setki lat przed nim. 3. ��Nie trzeba sadzi� o religji danego okresu na podstawie �wczesnych �wi�ty� i ko�cio��w � rzek� Sarnac. � Niezdrowy organizm mo�e mie�ci� w sobie wiele rzeczy, kt�rych nie jest si� w stanie pozby�, i im jest s�abszy, tem mniej mo�e przeszkodzi� powstawaniu anormalnych i niepo�ytecznych naro�li� Inna rzecz, �e te nowotwory mog� by� czasami same przez si� pi�kne i czaruj�ce. Ale pozw�lcie mi opisa� nasze domowe religijne �ycie i religijne pierwiastki w mojem wychowaniu. W Anglji istnia� rodzaj ko�cio�a pa�stwowego, ale straci� on wiele ze swego oficjalnego prestige�u w stosunku do ca�ego spo�ecze�stwa; w Cherry Gardens reprezentowa�y go dwie budowle � jedna stara, datuj�ca si� z wioskowych czas�w, o kwadratowej wie�ycy i ma�ych jak na ko�ci� rozmiarach; druga � nowa � przestronna, ze spiczast� wie��. Znajdowa�y si� tam ponadto kaplice dw�ch innych gmin chrze�cija�skich, kongrecjonalist�w i pierwszych metodyst�w, jak r�wnie� �wi�ty�ka, nale��ca do wyznawc�w starego ko�cio�a rzymsko�katolickiego. Ka�de wyznanie ro�ci�o sobie pretensje, �e jest jedyn� prawdziw� form� chrze�cijanizmu, i ka�de utrzymywa�o pastora z wyj�tkiem wi�kszego urz�dowego ko�cio�a, przy kt�rym mieszka�o a� dw�ch duchownych, proboszcz i wikary. Mo�e s�dzicie, �e na wz�r naszych historycznych muze�w i �wi�ty� wizyj, kt�re stawiamy przed oczyma naszej m�odzie�y, miejsca owe roztacza�y przed nami w mo�liwie pi�knej i �ywej formie historj� naszej rasy i wielk� przygod� �ycia, w kt�rej wszyscy bierzemy udzia�, przypomina�y nam o Wsp�braciach i gasi�y samolubne my�li� Ale pozw�lcie mi opowiedzie�, jak si� to wszystko dla i przedstawia�o: Nie przypominam sobie pierwszych udzielonych nauk religijnych. Bardzo wcze�nie musia�em si� nauczy� na pami�� rymowanej modlitwy, zaczynaj�cej si� temi s�owy: Dobry, s�odki Jezu, przecie Spojrzyj na mnie, ma�e dzieci�. Jak r�wnie� i drugiej modlitwy o �Grzesznikach�, kt�ra, jak s�dzi�em, traktowa�a o p�j�ciu w pola czy lasy, gdzie nie ma �adnych ucz�szczanych �cie�ek, a zaczyna�a si� zupe�nie niezrozumia�e dla mnie s�owami: �Ojcze nasz, obejmuj�cy niebiosa, niech si� �wi�ci imi� Twoje�. W innej prosi�em o �chleb powszedni� i o przyj�cie kr�lestwa niebieskiego. Tych dw�ch modlitw nauczy�em si� od matki w niewiarogodnie wczesnym wieku i odmawia�em je ka�dego wieczora, a czasami i z rana. Mia�a ona te s�owa w zbyt wielkiej czci, by mi je obja�ni�, i kiedy chcia�em modli� si� o �powszedni chleb z mas�em�, strofowa�a mnie gorzko. Chcia�em si� r�wnie� dowiedzie�, po si� stanie z dobr� kr�low� Wiktorj� po przyj�ciu kr�lestwa niebieskiego, alem si� nigdy nie zdoby� na tyle odwagi, by si� matki zapyta�. Mia�em dziwn� my�l, �e po zst�pieniu Boga mog�o doj�� do ma��e�stwa, tylko �e nikt nie pomy�la� o takiem rozwi�zaniu. Musia�o to mie� miejsce w bardzo wczesnych latach mego �ycia, gdy� kr�lowa Wiktor ja umar�a, kiedy mia�em pi�� lat, w czasie d�ugiej, odleg�ej i teraz prawie zapomnianej wojny burskiej. Te dzieci�ce niepokoje pog��bi�y si�, a potem ust�pi�y miejsca samozachowawczej apatji, kiedy podros�em na tyle, �e mnie wzi�to ze sob� do ko�cio�a i zapisano do szk�ki niedzielnej. Poranek niedzielny by� dla mojej matki najbardziej uci��liw� cz�ci� tygodnia. Poprzedniego wieczora w kuchni w suterenach urz�dzano nam wszystkim zaimprowizowan� k�piel z wyj�tkiem ojca i matki, kt�rzy, jak mi si� zdaje, nigdy nie myli si� ca�kowicie � nie mam co do tego bezwzgl�dnej pewno�ci. � W niedziel� rano wstawali�my nieco p�niej ni� zwykle, k�adli�my �czyst� bielizn� i nasze najlepsze ubrania. (W owych czasach ka�dy cz�owiek nosi� straszliw� ilo�� ubra�. Widzicie, oni wszyscy byli tacy nieodporni i s�abowici, �e szkodzi� im byle ch��d czy te� troch� wilgoci.) �niadanie spo�ywali�my pr�dko i byle jak, �piesz�c si� do wa�niejszych rzeczy. Potem musieli�my siedzie� cicho, nie wchodz�c nikomu w drog�, unikaj�c pogniecenia lub zabrudzenia ubranek i udaj�c zainteresowanie jak�� ksi��k�, kt�rych nasz dom posiada� oko�o tuzina, p�ki nie zawo�ano, �e czas i�� do ko�cio�a. Matka przygotowywa�a niedzielny obiad, t.j. (prawie zawsze) �wiartk� mi�sa na brytfannie, kt�r� moja starsza siostra nios�a do piekarni, przedzielonej jednym domem od naszego sklepu, i tam j� gotowano. My tymczasem szli�my, na nabo�e�stwo. Ojciec wstawa� najp�niej i ukazywa� si� dziwnie przeinaczony, w ko�nierzyku, p�koszulku, mankietach, czarnym surducie i g�adko zaczesanych przedzielonych w�osach. Zazwyczaj zdarza�a si� jaka� nieprzewidziana zw�oka. Albo jedna z si�str mia�a dziur� w po�czosze, albo moje buty nie chcia�y si� dopi��, i nikt nie m�g� znale�� haczyka, albo zapodzia�a si� gdzie� ksi��ka do nabo�e�stwa. To stwarza�o atmosfer� nerwowego podniecenia. By wa�y momenty wielkiego napi�cia, kiedy ko�cielny dzwon przestawa� hucze� i zaczyna� monotonne �wdzwanianie�. ��Och! Znowu si� sp�nimy! � m�wi�a matka. � Znowu si� sp�nimy. ��P�jd� przodem z Prue! �proponowa� ojciec. ��I ja te�! � wo�a�a Fauny. ��Nie, dop�ki nie znajdziesz tego haczyka od bucik�w, panno nieporz�dnicka � wykrzykiwa�a matka. � Wiem dobrze, �e� ty go mia�a. Fanny wzrusza�a ramionami. ��Nie mog� zrozumie�, dlaczego on nie nosi sznurowanych trzewik�w jak inne bachory � wtr�ca� bezradnie ojciec. Matka, szaro�blada ze wzburzenia, z�yma�a, si� i odrzuca�a: ��Sznurowane trzewiki w jego wieku! Nie m�wi� ju� o zrywaniu sznurowade�� ��Co to tam le�y na komodzie? � wyrywa� si� nagle Fanny. ��Ach! Pewnie, wiesz co! ��Pewnie, �e nie jestem �lepa. ��Sza! Zawsze masz gotow� odpowied�! Och, ty z�a dziewczyno! Fanny ponownie wzrusza�a ramionami i zaczyna�a wygl�da� oknem. Mi�dzy ni� i matk� by�y powa�niejsze nieporozumienia ni� taka sprzeczka o zarzucony haczyk. Poprzedniego wieczora �panna nieporz�dnicka� by�a poza domem d�ugo po zapadni�ciu zmierzchu, co z punktu widzenia mej matki, jak wam p�niej wyt�umacz�, by�o straszliw� rzecz�. Matka, dysz�c ci�ko, zapina�a moje buciki w karc�cy spos�b, i wyruszali�my w drog�, ojciec przodem z czepiaj�c� si� jego r�ki Pnie, Fanny troch� z daleka od reszty, wzgardliwa i milcz�ca, i ja z matk� na ko�cu. Zawsze stara�em si� wydrze� sw� malutk� r�czyn� w bia�ej bawe�nianej r�kawiczce z jej mocnych, surowych palc�w. W ko�ciele mieli�my t.zw. �siedzenie�, t.j. d�ug� �awk� z kl�cznikami i ma�ym wyst�pem z przodu do oparcia ksi��ek. Wchodzili�my rz�dem do naszego �siedzenia�, kl�kali�my, wstawali�my i przygotowywali�my si� do funkcji porannego nabo�e�stwa. 4. Dziwne by�o doprawdy to nabo�e�stwo. Czytali�my o tych ko�cio�ach i nabo�e�stwach w podr�cznikach historycznych i sk�onni jeste�my upraszcza� to i idealizowa�. Bierzemy wszystko, jak to m�wiono w starym �wiecie, za dobr� monet�, s�dz�c ca�kiem powierzchownie. My�limy, �e ludzie rozumieli te ciekawe wierzenia, b�d�ce j�drem staro�ytnych religij, i �e wierzyli w nie bez zastrze�e�, �e czcili Boga prostem sercem; �e kryli w sercach tajemny system pociech i z�udze�, kt�re niekt�rzy z nas pr�buj� w sobie wskrzesi� jeszcze i dzisiaj. Lecz �ycie jest zawsze bardziej skomplikowane ni� wszelkie jego odbicie lub opisanie. W owych czasach umys� ludzki bezustannie komplikowa� i zam�ca� poj�cia, dla drugorz�dnych wzgl�d�w zapomina� o rzeczach zasadniczych, powtarzanie i przyzwyczajeniem zast�powa� celow�, �wiadom� czynno�� oraz zapomina� o pocz�tkowych zamierzeniach, zatracaj�c je w�r�d chaosu ide

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!