7501
Szczegóły |
Tytuł |
7501 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7501 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7501 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7501 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARIA RODZIEWICZ�WNA
NIEDOBITOWSKI Z
GRANICZNEGO BASTIONU
1926
NIEDOBITOWSKI Z GRANICZNEGO BASTIONU
By�a bezgwiezdna, chmurna, wietrzna i d�d�ysta noc marcowa, gdy Sewer Niedobitowski i
Jan Olesza wybrn�li z grz�skiej le�nej grobli na polan�, na kt�rej przed wielk� wojn� sta�o
rodzinne Niedobitowskiego Horodyszcze. Od dalekiej stacji kolei szli pieszo, bo fury nie dostali,
ale to by� drobiazg dla ludzi, co przez siedem lat zdeptali Rosj�, Sybir, Mongoli�, Chiny i wiele
innych dzikich zak�tk�w. Jako dobytek z tej siedmioletniej w�dr�wki mieli plecaki, ameryka�sk�
przyodziew� i dobre rewolwery w zanadrzu. Ale za to Niedobitowski zostawi� pod Odess� oko
lewe, a Olesza w tajdze odmro�one palce lewej nogi. Zreszt� by�y to chwaty trzydziestoletnie,
suche, twarde i czarne jak stara d�bina.
� Sewer! Widzisz ty co? � spyta� Olesza, ocieraj�c mokrym r�kawem mokr� twarz i
odsapuj�c.
� Nie! Musia� si� ca�y dw�r spali�. Ale ze starych dziuplastych wierzb musia�o co� zosta�, to
si� przed flag� schowamy do rana.
� A potem co?
� Odbudujem Horodyszcze! Nie?
� Ju�ci odbudujem. Mojej Medwid�y nie odbuduj�, bo za granic� zosta�a.
� G�upstwo! Podzielimy si� Horodyszczem!
� Jak sobie chcesz. Byle ju� nie w�drowa�.
� S�yszysz � g�si ci�gn�! Wiosna.
� I ju� u siebie! � odetchn�� z g��bi piersi.
Ruszyli dalej i Niedobitowski odnajdywa�:
� By� krzy� przy zawrocie. Dalib�g stoi! Potem droga z topoli � droga jest � topoli nie ma
� potem ju� op�otki i lamus przy bramie. Rozumie si�, p�ot�w nie ma, ale krzaki s� � no i
lamusa nie ma, A ot, z domu co� sterczy � murowany by� � osta�. Aha i psy s�! No to i jakie�
ludzie �yj�. Nie b�dziem w wierzbach nocowa�! Dobra nasza, Jasiek!
� Da B�g i ojciec �yje i pan Saturnin Ka�aur my�li owies sia�. Nu, sobaki � my swoje pany!
Nie obrywa� ameryka�skiej garderoby, cho� wam cudzo cuchnie!
Ale psy ost�pi�y ich z jazgotliwym ujadaniem, wi�c Niedobitowski j�� wo�a� znajome nazwy.
� Ha�as, Lutnia, Kaktus, Chryja!
I oto jeden z ps�w ucich�, obw�cha� go, skoczy� na piersi skoml�c, reszta ucich�a.
� Dalib�g to Kaktus, kolega na klapaki. Pozna�, psia dusza, po siedmiu latach. Pozna�. �
G�os Niedobitowskiego si� za�ama�; obj�� psa za szyj�, odchrz�kn��.
� No, prowad�, sobako. Ale �pi� twardo.
Podeszli pod sam dom. Sta�, ale wygl�d zmieni�. Ganek �rodk�wy i drzwi wchodowe
zamurowane by�y ceg�ami, wi�kszo�� okien podobnie�. Na ko�cu par� okien mia�o okiennice z
grubych bali, a w nich ot won�.
� Strzelnice! � rzek� Olesza, uderzaj�c w nie pi�ci�. W domu panowa�o g�uche milczenie i
ciemno��. Obeszli tedy do drzwi szczytowych, gdzie by� niegdy� kryty ganek na ogr�d. Ganku
nie by�o �ladu, a drzwi zrobione by�y z grubych bali i mia�y �lady spalenizny.
� T tu strzelnica. Horodyszcze, jak si� patrzy � rzek� Olesza.
Niedobitowski pocz�� puka�, stuka�, wreszcie kijem t�uc z ca�ej mocy. Kaktus te� do drzwi
skroba�. Wewn�trz rozleg� si� szmer, szepty, i powolny g�os ozwa� si� po poleszucku:
� Ne czepy dwerej � budu strelaty! (nie rusz drzwi, b�d� strzela�).
� Otwiera� � to ja, Sewer Niedobitowski!
� Poszli won, brodiahy. Ja was nauczu pana predstawlaty!
� Pal, Korni�o! � zaszepta� g�os kobiecy.
� Naj imo�� po�de � mo�e tak p�jdut. Szkoda naboja! (niech imo�� czeka). Sobaki ne
breszut�.
� Nie bresza, bo m�drzejsze od was. Otwierajcie, tch�rze. Powiedzcie panu, �e Sewer wraca
z koleg� Janem Olesza.
A to durnie!
� Aha, ot i wasza prawda, bandyty! U nas pana nie ma, a panicz Sewer wr�ci� nie mo�e.
� Jak to nie mo�e, kiedy stoj� przed drzwiami i jako� mi si� zdaje, �e to pani Honorata
Ka�aurowa tej fortecy broni. Kaktus mnie pozna� � a ludzie zapomnieli.
� Czekaj, Korni�o. Wyjrz�, ilu ich.
� Po�wiec�! � za�mia� si� Olesza, krzesz�c p�omyk zapalniczki.
W szparze ukaza�o si� oko, i wnet wybuch g�osu:
� Jezus Maria! Panicz. Korni�o, odsuwaj belk�!
� A szczo! Kazau ne strelaty na marne! � odpar� flegmatyczny g�os � i wnet ci�ki trud z
odsuwaniem belki obronnej.
Gdy si� drzwi rozwar�y, w sieni �wieci�a ju� lampka i jaka� posta� kobieca wielka i ko�cista
porwa�a w obj�cia Sewera.
� Paniczu! Paniczu! Paniczu! � �ka�a.
� Ojciec? � spyta�.
� �wie�, Panie, jego duszy! Umar� zesz�ego roku, przed samym naj�ciem bolszewickim.
� A brat?
� Z tyfusu umar�, zaraz jak Niemcy przyszli. Saturnina bolszewicy zabili, jak dworu nie
dawa� pali�! Zabili � i dw�r spalili!
� To kt� tu osta�?
� Ano, ja i Korni�o, i ma�a moja, Sabina, i dwie baby, i g�uchy Juchim. Siedzim i bronim.
Ma�o kt�rej nocy nie napadaj�, granica tu� � za Styb�em, ot! Ach, paniczu!
Obj�a go znowu za ramiona, patrza�a przez �zy, kt�re dziwnie wygl�da�y na jej ostrej,
surowej twarzy.
W�drowcy poczuli zm�czenie, kres swej wytrzyma�o�ci.
� Dajcie spocz��! � szepn�� Sewer.
Ka�aurowa oprzytomnia�a, otwar�a drzwi na prawo, zacz�a komenderowa�.
� Sabina! �wie�. Korni�o � siana na pos�anie. Paniczom zaraz podam je�� i pi�. U nas
wszystko jest. Co by panicze chcieli?
� Herbaty! � rzek� Olesza, siadaj�c na �awie w izbie wielkiej, ciep�ej, przerobionej na
kuchni�.
� Herbaty! � powt�rzy�a Ka�aurowa ze zgroz�. � Sk�d�e u nas ma by� herbata.
� Przecie pani powiedzia�a, �e wszystko jest.
� Wszystko, co w Horodyszczu ro�nie. Jest chleb, kartofle, kasza, okrasa, mleko, mi�d �
wszystko.
� To i byd�o jest? Zosta�y jakie budynki? � spyta� Sewer, zdejmuj�c plecak i przemok�y
p�aszcz.
� Budynk�w nic nie zosta�o, a krowy s� dwie. Chowamy je w domu � w salonie. Stary pan
si� tak rozporz�dzi�. A wie panicz, i koby�k� po Karabeli uchowali�my!
Sewer patrza� na ni�, a wtem poczu�, �e kto� rozpl�tuje delikatnie sznurki jego �o�nierskich
trzewik�w i odwr�ci� si� zdumiony. Na ziemi przy nim kl�cza�a dziewczynka, Sabina Ka�aur�w,
kt�r� pami�ta� pi�cioletni�, gdy odchodzi�.
� Rozzuj� panicza! � rzek�a, podnosz�c ku niemu szare oczy i twarz smag�� i brzydk�
podlotka.
� Daj�e spok�j! � broni� si�.
� Niech rozzuje, niech wymyje. Zazna�y te�, zazna�y, te biedne w�drowne nogi! � zawo�a�a
Ka�aurowa. � Ale teraz ju� b�dzie dobrze. Jest mleko gor�ce i �wie�y chleb, i kie�basa, bo�my
wieprzka zak�uli pod Wielkanoc. Niech�e panicze zrzuc� mokre szmaty i cudz� odzie�. Jest
swoja, jest. Uchowa�o si�! � doda�a z nawyknienia szeptem i z u�miechem triumfu.
Tedy Sewer si� podda� pos�udze, a Olesza rozebra� si� i przeci�gn�� w swej podartej koszuli.
� Ju� nas wszy �re� nie b�d� � za�mia� si�, kr�c�c papierosa.
Potem ju� ma�o co pami�tali z tego pierwszego wieczora. Obudzili si� za� po dw�ch dobach,
wypocz�ci, g�odni i a� zdumieni, �e nic ich nie gna, nie dr�czy.
Wtedy Sewer obejrza� swoje dziedziczne gniazdo. Dw�r pozosta�, krzepko przed wieki z
kamienia i ceg�y postawiony, star� karpi�wk� kryty, zniekszta�cony zamurowaniem prawie
wszystkich okien i drzwi.
Jak do blokhauzu ameryka�skiego trapera przez sie� by�o jedyne wej�cie dla ludzi i dobytku,
gdy� w najbardziej pustej stronie trzymano dwie ukochane krowy��ywicielki, klacz i kilka
owiec, i chowano zbo�e, chroni�c przed po�arem. Z folwarku zosta�y opalone, murowane s�upy
stodo�y i stajni i drewniane ob�r. Zosta�o te� par� starych wierzb, owocowy sad bez p�otu i
olbrzymia topola z bocianim gniazdem. Folwark sta� na wzg�rzu, odleg�y od wsi i go�ci�c�w; na
zachodzie mia� las, na wschodzie bagniste Stybe�ko i granic� bolszewick�. Ostatni bastion Polski.
Gdy si� rozejrzeli, zatrzymali si� na wzg�rzu, gdzie przed wojn� sta� wiatrak. Olesza rzek�:
� Od czego zaczynasz?
� Od siana, owsa. Bocian ju� wr�ci�.
� I my jak �urawie. Ja zaczn� od �a�ni, no�yczek i brzytwy � i jad�bym pi�� razy na dzie�.
� Ja te�. Tylko mnie roznosi ochota do pracy, tej prawdziwej, naszej, przy ziemi, z ziemi�,
dla ziemi.
Podczas ich snu Ka�aurowa urz�dzi�a im dawn� sypialni� ojca. Znalaz�y si� jakie� stare graty,
dwa ��ka i st�. Mieli czyst� bielizn�, ubranie, nawet gdy przyszli na obiad, ujrzeli ze
zdumieniem dawn� porcelan� przy drewnianych �y�kach. Nalewaj�c im barszcz, szepn�a do
Sewera:
� I srebro jest, paniczu, i mied�, i kryszta�y, i br�zy.
Wszystko si� uchowa�o, chocia� kto wpad�, to rewidowa�, kopa�, ry�, najmniejszej szpary nie
min��. Nic nie znale�li, take�my ze starym panem ukryli.
� Ze wszystkich stworze� najbardziej jest wytrzyma�ym cz�owiek, ale z ludzi
najwytrzymalsz� jest baba! � rzek� Olesza.
� Wiadomo: chrzanu nie przetrzesz, baby nie prze � przesz � potwierdzi�a z przekonaniem
Ka�aurowa.
Sewer powita� garstk� domownik�w i chcia� im dzi�kowa�, ale i g�uchy Juchim, i dwie baby
kuchenne, i nawet Korni�o nie uwa�ali wcale swego post�powania za co� osobliwego, i nawet
byli jego s�owami jakby zgorszeni.
� Nar�d oduraczy� sia! � odpar� Korni�o � (Nar�d zg�upia�). Rzucli wszystko swe dobro i
poszli. Kozaki popalili wsie, spalili i stra� w lesie. Wi�c ja si� do dworu przebra�, bo pan tak
kaza�. Germa�ca nie by�o co si� ba�. Srogie, ale po � rz�dne ludzie byli. Pytkami siekli, jak by�o
za co, ale porz�dek by�. Potem to dopiero nasta�y ho�odra�ce! �eby pa�ac by� drewniany, toby my
nie dali rady � ani ja, ani nawet imo��, cho� sok�baba! Kamienia nie ugry�li. A co teraz
panicz my�li robi�? Bo to ju� Zwiastowanie jutro; to by po g�rkach mo�na owsa rzuci� i grochu.
Krowy nauczylim ora�, a m�oda Karabelka ju� w bronie chodzi.
� To mi j� okulbacz.
Gdy wsiad� na klacz, ukaza�a si� Ka�aurowa.
� Ma panicz bro�?
� Mam.
� A dok�d panicz jedzie? Do lasu?
� Nie. Do starostwa.
� O Jezu, Mario! Niechby o nas zapomnieli. Jak panicz si� poka�e, to jakie� urz�dniki zaraz
po co� zjad�!
� A mo�e w�a�nie z czym� wr�c� i co� dostan�.
� Paniczu, paniczu! To� panicz nie ch�op, �eby co� dosta� od rz�du. Niechby panicz si� lepiej
nie pokazywa�.
� Nie bajcie, pani Honorato! Trzeba si� zameldowa�, pozwolenie na bro� dosta�, o nasiona i
narz�dzia si� postara�. No, bywajcie zdrowi. Wr�c� pojutrze.
Ale nie wr�ci� pojutrze, ale za pi�� dni, i nic nie m�wi�, zabieraj�c si� do obiadu.
Olesza, kt�ry go zna�, zauwa�y� zaci�ty b�ysk oka i zaci�cie szcz�k � i o nic nie pyta�.
Ka�aurowa z c�rk� obrabia�y zagony na warzywa, wi�c dom by� pusty.
Wyszli potem w pole, daleko, pod las i Sewer spyta�:
� By�e� na tokach?
� Co nocy. Zabi�em g�uszca i trzy cietrzewie.
� Musisz si� tak�e meldowa� w starostwie i przygotuj si�, �e ci� zamkn� do paki.
� W tylu ju� siedzia�em. Zobacz�, jak wygl�da polska! � odpar� niczym ju� nie wzruszony
Olesza. � A d�ugo� ty siedzia�?
� Ca�y dzie�. Dowodzili, �e czego� nie staje w naszych papierach. A co do broni, to mi m�j
rewolwer skonfiskowali, a na inn� trzeba przedstawi� akt kupna. Ta, co jest w domu, musia�aby
by� z�o�ona ju� dawno do urz�du, a �e si� tego nie zrobi�o, grozi rewizja, konfiskata i kara.
Zapewne policja lada dzie� rewizj� zrobi.
� Ogromnie to dopomaga w obronie od bandyt�w � rzek� spokojnie Olesza. � Jednak�e
Ka�aurowa mia�a racj� i odt�d s�ucham jej jak wyroczni. A dlaczego� ci� wypu�cili z paki?
Przecie brakuj�cego papieru nie stworzy�e�? Chyba marki.
Sewer tylko ramionami ruszy� i obaj splun�li jak na komend�.
� Ziarno siewne, narz�dzia, �ywno��, ameryka�ska nawet odzie� � jest � ale tylko dla
wracaj�cych z Rosji ch�op�w. Rejestracja strat wojennych ju� sko�czona. Termin min��.
� To najmniejsze, bo nikomu nie zwr�c�. Oszcz�dzi�o si� pisaniny. Widzia�e� kogo
znajomego?
� Ani �ywej duszy. Urz�dy zapchane i jest tych referat�w bez liku, ale wszyscy obcy � z
ko�ca �wiata. Od �yd�w dowiedzia�em si� o s�siadach. Obr�bskich wyr�n�li bolszewicy,
Horainy siedz� w ziemiance, Sielu�ycki sam tutaj � rodzin� trzyma w Warszawie, Horeszk�w
Prochod zabrano na osadnictwo wojskowe, Ordowie s� i silnie stoj�, Warzy�scy, Turscy,
Jazwig�owie uciekli, zostawiwszy ekonom�w � doje�d�aj� latem.
� Bardzo ciekawy nastr�j. O, cara patrze�. Jak serdeczny tw�j u�cisk powitalny! �
ironizowa� po swojemu Olesza. � Musz� i ja osobi�cie obejrze�. Stoj� lepiej ni� ty, bo nic nie
mam. Ciekawym, co mi zechc� i potrafi� zabra�. Bo nawet �adnych z�udze� nie uchowa�em.
Ruszam zaraz.
� Dobrze. Bierz klacz i jed�!
� Nie ma g�upich. W�druj� piechot�. Bo jak mnie zamkn� do paki, koby�a b�dzie g�odowa�,
a tu do brony potrzebna. Ja si� po swojemu urz�dz�.
Jako� przebra� si� w garderob� ameryka�sk�, wzi�� kij i poszed� Nie by�o go tydzie� i ju�
Niedobttowskt chcia� ruszy� na poszukiwanie, gdy wr�ci�. Znalaz� w Horodyszczu policj�, kt�ra
d�ugo i bezskutecznie poszukiwa�a broni. Asystowa�a temu pani Honorata, uprzejmie otwieraj�c
wszystkie drzwi, szafy i schowki.
Gdy str�e bezpiecze�stwa odeszli, zbadawszy podejrzliwie i dokuczliwie dokumenty Oleszy,
spyta�:
� Sewer w kozie?
� Nie. Sieje owies z Korni��. No, to trzydziesta si�dma rewizja od pocz�tku wojny! �
doda�a triumfuj�c. � Najporz�dniej robili Szwaby!
Olesza zasta� koleg� opasanego p�acht� siewn�. Sia� z�ote ziarno z odkryt� g�ow� i
rozpromienieniem w oczach, zapatrzonych w rol�.
Korni�o w��czy�, daj�c rady Karabeli, troch� obra�onej na t� robot� �chamsk��.
� Panna, hula�aby za zaj�cami, alboby si� czwani�a w miasteczku. Ucz si� na chleb
pracowa�!
� No, jeste� nareszcie! Siedzia�e� w kozie!
� Co za�. Dosta�em pozwolenie na bro� i chcieli mi da� maj�tek.
� Bajesz! � Jestem inwalida wojenny i kandydat na osadnika. Poszed�em do swej w�adzy i
opieki, do komisji osadnictwa i do komisarza rolnego. Ty jeste� wstr�tny bur�uj i obszarnik � ja
pan! Teraz moje przywileje, panowanie i w�adza! � Niedobitowski popatrza� na niego i splun��.
� Psie krwie, chamstwo, ho�odra�ce, dzicz! Chcecie panowa�! A ja wam poka��, �e si� wam
nie dam i z Horodyszcza mnie nie ruszycie!
I za�miali si� obaj.
Doko�czy� Sewer poletko i odpasawszy p�acht�, leg� obok przyjaciela, kt�ry siedz�c na
sk�onie rowu �mi� papierosa, patrz�c na skowronki.
� Ty tak, a jak tak! Ty masz co broni�, to si� bro� i nie daj. Ja nie mam nic, mog� si�
zabawi�. To� jak na komedii! A wiesz, co mi proponowali? Osad� z maj�tkiem Horeszk�w.
� Twoich krewnych!
� Sk�d maj� wiedzie�. To� te urz�dniki z ca�ego �wiata. Jest Moskal, jest �yd, jest kilku spod
Karpat. Co im m�wi: Olesza czy Horeszka. Nie s�yszeli nawet w �yciu o naszych stronach. Ale i
znajomego spotka�em! Pami�tasz Pistora?
� Tego kapitana z Tu�y, specjalist� od cukru?
� Tego. Dosta� si� do Denikina i teraz tutaj jest na czele kooperatywy!
� No, a co� rzek� na t� osad� u Horeszk�w?
� Spyta�em, po czemu dziesi�cina. Powiedzieli, �e �o�nierzom i inwalidom pa�stwo daje
ziemi� darmo. Wtedy zacz��em d�uba� w nosie i po d�ugim namy�le poprosi�em o niewielk�
kamieniczk� w Warszawie, a gdy rzekli, �e jeszcze nie ma na to uchwa�y sejmowej,
powiedzia�em, �e poczekam, bo pewnie kto� taki wniosek przed�o�y sejmowi.
� Tymczasem zajmij si� tu obron� od wszelkich napa�ci, bo ja ruszam w �wiat, po inwentarz,
narz�dzia i nasiona. Czym ja tej Ka�aurowej odp�ac� za to wszystko, co ona tu uchowa�a!
� O�e� si� z ni�.
� Boj� si�, bo pra�a nieboszczyka Saturnina siedem razy na tydzie�.
Pojecha� tedy Niedobitowski w daleki �wiat i wr�ci� a� po dw�ch tygodniach z ca�� karawan�.
Przyprowadzi� trzy pary koni z wozami na�adowanymi p�ugami, bronami i ziarnem. Ju� w lesie
spotka� Juchima z krowami, kt�ry go przywita�, wo�aj�c:
� Paniczu, byli bolszewicy. Ca�� noc strzelali.
� No i co?
� Panicz z Medwid�y powiedzia�, �e my kamieniami odp�dzili. My przysi�gali!
Ruszy� ramionami i dalej pojecha�. Juchim by� to p�idiota � jak wszystkie pastuchy. Ale w
Horodyszczu, gdy min�� zgie�k i troska z rozmieszczeniem tylu dostatk�w i zasiad� do wieczerzy,
spyta�:
� Mieli�cie napad bolszewicki?
� Dlaczego jeden? Dwa! � odpowiedzia� Olesza. � Jednej nocy przyszli w kilku na
rekonesans. Udawa�em p�acz kobiety i pisk dziecka. Obeszli t� fortec� i poszli. Na trzeci dzie�
przyszli w kilkunastu. Wtedy dali�my im bobu. Wyobra� sobie, �e pani Honorata ma nawet
grzeczny zapas r�cznych granat�w.
� Wcale nie wiedzia�am, co to takiego, ale �e to Niemcy nie bardzo pod koniec pilnowali, to
sobie przechowa�am. My�l�: mo�e si� zda.
� I zda�o si�. Jakem z dziesi�tek cisn�� z g�ry, a z do�u Korni�o pra� z karabinu, poszli.
Najgorsze by�o potem. Trzy trupy przezornie zaraz w nocy wrzucili�my do Stybe�ka, z
kamieniem u szyi i nie dawali�my znaku �ycia. Ale ch�opi donie�li policji, �e �pany� w nocy
strzelali. Szcz�ciem, �e Korni�o przew�cha� donos i mnie uprzedzi�. Gdy si� policja zjawi�a, ju
� �e�my byli zgrani. Zacz�o si� dochodzenie, �ledztwo, protok�. Wszystkie kobiety zezna�y,
�e siedzia�y w piwnicy i modli�y si�. Juchim, �e spa� przy krowach, a rano powiedziano mu, �e
bolszewik�w pobito kamieniami. To samo twierdzi�em ja i Korni�o � nawet pokazali�my na
strychu spory zapas tej broni, kt�ra jest nie obj�ta �adnym zakazem. A strzelali bolszewicy.
Pisanina i grad krzy�owych pyta� trwa� dobrych kilka godzin. Wreszcie spyta�em komendanta,
czy w�a�ciwie pope�nili�my co� karygodnego, nie dawszy si� porzn�� ani spali�, na co mi
odpowiedzia�, �e w�o�cianie narzekaj�, �e we dworze jest bro�, kiedy im broni posiada� nie
wolno, a �e konstytucja zr�wna�a wszystkich obywateli � jedne s� prawa dla wszystkich i
przywileje przesta�y istnie�. Naturalnie odby�a si� rewizja.
� Trzydziesta �sma! � doda�a Ka�aurowa.
� Ale teraz niech panicz rozpowie, co my�li robi� z t� ca�� mas� koni i gdzie to schowamy,
bo w domu si� nie zmie�ci.
� Jutro dostan� parobk�w i zaczniemy od�ogi karczowa�. Konie sp�dz� lato pod niebem, a do
zimy odbuduj� stajni� i stodo��.
� B�d� mieli bolszewicy co pali�.
� Jak spal�, to znowu odbuduj�, ale nie b�dzie powiedziane, �e Niedobitowski zaniedba� swe
Horodyszcze.
Stan�y p�ugi na poros�ych zagajami �anach, stan�� osobi�cie Sewer z siekier� i motyk� i
pracowa� z wielkim dusznym weselem i zaciek�o�ci�. Ch�opi patrz�c na to spluwali, niech�tnie
warcz�c: � Czart Lacha nie we�mie! � ale najmowali si� do pomocy, bo p�aci� sumiennie i
�ywi� t� g�odn�, powracaj�c� z Rosji t�uszcz�. Olesza pilnowa� lasu i szykowa� materia� na
budynki.
Jesieni� na karczunkach zazielenia�a obfita ru�, a we dworze biela�y �ciany dw�ch
d�wigni�tych budynk�w.
Administracja rz�dowa, o ile stanowczo odm�wi�a pomocy przy budowie obszarnika, o tyle
skwapliwie okaza�a sw� troskliwo�� co do �ci�gania podatk�w. Grad nakaz�w p�atniczych t�uk�
Horodyszcze. Sewer, jakby oszala�y w swej pracy, czyta� te r�nokolorowe papierki z jak�� t�p�
rezygnacj�. By�y jakie� kary i op�aty za czas okupacji, by�y podatki dochodowe i gruntowe za rok
bolszewickiej inwazji, by�y jakie� fantastyczne op�aty od przedmiot�w zbytku � ca�a masa
napa�ci, od kt�rych trzeba si� by�o broni�, t�umaczy�, wyja�nia�, protestowa�.
�e za� Niedobitowski nie mia� na to czasu i �rodk�w, sekwestrator zje�d�a� co par� tygodni ku
rado�ci i triumfowi ch�opstwa, �e �pana� licytuj�.
Co prawda nie by�o co spisywa� i sprzedawa�, i Olesza z ca�� powag� ofiarowywa�
ameryka�sk� garderob�, cnot� pani Honoraty, swoj� zdrow� nog� i oko Sewera.
Jednak�e zabrano jedn� z dw�ch kr�w i par� koni, bo wedle prawa na gospodarstwo
wystarcza�a para koni i krowa.
Gdy zima nasta�a, nie by�o odpoczynku. Co noc jeden z koleg�w, przyjaci� wartowa� przy
budynkach i stogach siana, drugi czyni� wycieczki do lasu, broni�c od bezustannej kradzie�y
ch�opskiej. By�o to pogotowie ci�g�e, m�cz�ce, dokuczliwe, ale zamiast wyczerpania, budzi�o
zaciek�o��.
� Nie ust�pi� i nie dam si�, pomimo wszystko i wszystkich � warcza� czasami Sewer.
Z wiosn� rozpocz�� si� dalszy karczunek. Nowiny da�y stokrotny plon, ale ledwie zwieziono
zbo�e do stodo�y � zosta�o zaj�te za podatki.
� �eby� cho� za bie��ce, ale za zaleg�e! � biada�a Ka�aurowa.
� I �eby� zabrali zaraz, ale na dobitk� trzeba wartowa�, bo m�ocarnia gotowa � ziewa�
Olesza. � Nie wiem, kto chleb z tego zbo�a je�� b�dzie, ale mu chyba na zdrowie nie p�jdzie.
� �ydzi kupi� i do Bolszewii przeszwarcuj� � mrukn�� Sewer zaj�ty tylko nowymi siewy.
Wielka by�a rado��, gdy pierwszy raz zawarcza�a m�ockarnia i pierwsze krwaw� prac� i potem
zdobyte ziarno Sewer osobi�cie sia� zacz��. By� pi�kny, wrze�niowy dzie�, tak cichy, �e szelest
ziarn padaj�cych gra� jak srebrne dzwoneczki. I gra�a dusza tego kresowego Polaka i pada�y z
niej my�li dobre i mocne.
Ano � nie darmo � a tym bardziej za wskrzeszon� ojczyzn� trzeba p�aci�. Niech bior�! Ale
ziemia wytrzyma i ja z ni�. �ycie ca�e w trudzie, i owszem, ale swoje Horodyszcze tak postawi�,
tak uprawi�, tak odbuduj�, �e kto z tamtej strony spojrzy, to powie: to tak Polska b�yszczy, to
takie polskie �any z�ota. � I sia�, sia�, coraz silniejszy i twardszy.
Na zim� zosta�o troch� zbo�a i kartofli, ca�y doch�d zabra�y podatki, a gdy zgodnie z tym
z�o�ono sprawozdanie kasowe do Izby Skarbowej dla podatku dochodowego � otrzymano
papier, �e rachunki nie s� prawdziwe i �e z obszaru ziemi Horodyszcze wedle najni�szej normy
powinno by� dochodu tyle to � ergo � nale�y podatku dochodowego tyle to.
� Pytanie � po co w takim razie ka�� sk�ada� rachunki, je�li maj� normy! � rzek� Sewer.
� �eby czternastu urz�dnik�w w Izbie Skarbowej mia�o papierki do pisania i pobory do
brania � odpar� Olesza.
� Ilo�� podatk�w zaczyna bra� wy�cig z rewizjami. Zak�adam si� z pani� Honorat�, �e
podatki wezm� rekord.
� Trzeba b�dzie chyba ja��wk� cieln� sprzeda� � mrukn�� Sewer.
� Po moim trupie! � wrzasn�a Ka�aurowa. � Mam zegarek po Saturninie, niech pan bierze
i sprzeda; ja��wki nie dam!
Sprzedano tedy konia i n�dza wlok�a si� dalej. Po lodzie zmarzni�tego Stybe�ka zjawili si� w
lutym bolszewicy. W czarn� noc to by�o. Dom si� obroni�, ale podpalili stodo��. Olesza, kt�ry tej
nocy by� na warcie, postrzeli� jednego, co chcia� i stajni� podpali�, dop�dzi� rannego i
obezw�adni�. Poznano ch�opa ze wsi. Mia� przy sobie karabin i rewolwer.
� Ten zacny �polski obywatel�, kt�ry nie posiada� broni, wi�c donosi, �e dw�r takow� ma �
szydzi� Olesza, gdy na drugi dzie� zjawi�a si� policja i zasiad�a do pisania protoko�u. I pocz�� jak
nakr�cona katarynka recytowa�:
� Olesza, Jan, rzymski katolik, kawaler do wzi�cia, urodzony w Medwidle, z ojca Jana i
matki Zofii, dnia 15 czerwca 1890, na nowiu, w pi�tek, ospa szczepiona; znaki szczeg�lne �
brak palc�w u lewej nogi; zaj�cie: oczekuje na drug� wojn�.
� Troch� wolniej, panie, troch� wolniej! � rzek� policjant, posiadaj�c sztuk� pisania w
bardzo ma�ym stopniu.
� Nie mog�, panie komendancie! Mam tak� wpraw� w zeznaniach do protoko��w, �e by�em
ujrza� w�adz�, wpadam w trans. To chorobliwe.
Po d�ugiej pisaninie, zabrano ch�opa do szpitala, a karabin Oleszy do policji.
Po paru tygodniach ch�op wr�ci�, ale o zwrocie karabinu nie by�o mowy. Nale�a�o z�o�y�
podanie, jecha� do odleg�ego starostwa. Olesza machn�� r�k�.
� Spud�owa�em � rzek�. � Mierzy�em w nog� � trzeba by�o wy�ej � i wrzuci� w
przer�bel. Teraz ch�op drwi w �ywe oczy! Na drugi raz si� poprawi�.
� Trzeba odbudowa� stodo��! � zdecydowa� spokojnie Niedobitowski. � Szcz�cie, �e
wszystko by�o om��cone.
� Nie ma co narzeka�; mamy polskie szcz�cie. Bo czy nie szcz�cie, �e byd�o posz�o na
podatki, wi�c nie szkoda paszy, co si� spali�a w stodole. A czy nie szcz�cie, �e tym razem nie
by�o rewizji. Dobra nasza, Sewer!
Latem pierwszy raz mieli go�ci. Zjecha�a Horeszkowa, ciotka O�eszy, kt�ra po d�ugich
staraniach odwojowa�a cz�� swego Prochodu i zjecha�a na pustk� i ruin�, z jedynym dobrem,
kt�re jej zosta�o w postaci pi�ciu c�rek. Odda�a siebie i swa bied� w opiek� koleg�w.
� Nie ma co si� waha�! � rzek� Niedobitowski. � Pasuj� ci�, Jasiek, na Wojskiego. Musisz
te baby wzi�� w opiek�.
� Pod warunkiem, �e cho� z jedn� si� o�enisz.
� Jak mi oko odro�nie!
Uby� tedy Olesza, cho� wpada� cz�sto, opowiadaj�c po swojemu nies�ychane wydarzenia i
drocz�c si� z Ka�aurowa, kt�ra w jego zast�pstwie pilnowa�a lasu, zdawszy domowe
gospodarstwo i kuchni� na podrastaj�c� Sabin�.
Niedobitowski, je�li mo�liwe, jeszcze wi�cej sczernia�, schud� � ale stodo�� do jesieni
postawi�, i ju� wi�ksz� cz�� p�l wydar� i obsia�. Wtedy zjawi� si� oficer od wojskowego
osadnictwa. Chcia� cz�ci Horodyszcza dla �o�nierskich osad, specjalnie dla �l�zak�w, kt�rzy
wnie�liby tam �ywio� przemy�lny, stworzyliby polskie sklepy, sp�dzielnie i rzemios�a. M�wi� z
zapa�em, jaki� arkadyjski obraz roztaczaj�c przed s�uchaj�cymi, bo i Olesza by� w�a�nie u kolegi.
Czy on kpi, czy istotnie tak g�upi! � my�la� Niedobitowski, a Olesza wys�uchawszy, odpar�:
� Ja jestem siostrze�cem pani Horeszkowej z Prochodu. Z tego maj�tku zabrano wi�ksz�
cz�� na osadnictwo. Osad na planie jest dwadzie�cia pi��, a de facto osadnik�w trzynastu.
Zreszt� pan porucznik t� spraw� dobrze zna.
� Ano tak, istotnie! W Prochodzie dob�r ludzi by� niefortunny! � odpar� m�tnie oficer. �
Co prawda ci ludzie walcz� z olbrzymimi trudno�ciami, a przede wszystkim z brakiem got�wki.
Kredyty pa�stwo wydziela sk�po. Ale w ka�dym razie to �ywio� gruntuj�cy polsko�� na kresach
� to nasze przedmurze i stra� graniczna.
� Tak, ci�ko im. Ziemi� zabra� za darmo mo�na by�o. Obszarnicy to maj� � ale, niestety,
nie mo�na by�o zabra� pani Horeszkowej inwentarzy, narz�dzi i kontrybucji dla osadnik�w, bo
tego nie ma, i sama mieszka w izbie przerobionej ze spichrza. A jednak�e to, co jej pozosta�o, ju�
jest obsiane, kiedy wi�ksza cz�� osad le�y od�ogiem. Ma wprawdzie pi�� c�rek, a kawaler�w
nie brak w�r�d osadnik�w, tylko wol� krasawice wiejskie. Trzech o�eni�o si� z dziewuchami z
s�siedztwa i wsi�kaj� w Ru� prawos�awn�. Ci najpraktyczniej si� urz�dzili, bo w razie ruchawki
ich mo�e lud nie wyr�nie, co z pewno�ci� uczyni z innymi.
� A pan porucznik, dlaczego chce mi zabiera� ziemi� pod osadnictwo maj�c tyle osad
le��cych od�ogiem, a reszt� w stanie tworzenia, bez budynk�w i inwentarzy. Ja ze swej ziemi
p�ac� pa�stwu podatki, a chyba � gdy mi j� zabior� za darmo � nie ka�� potem od tych
grunt�w bym ja podatki p�aci�? A mo�e?
� Pan wyra�a si� nieodpowiednio wzgl�dem urz�dnika polskiego. M�g�bym pana poci�gn��
do odpowiedzialno�ci. Reform� roln� uchwali� Sejm Ustawodawczy Rzeczypospolitej.
� Od odpowiedzialno�ci si� nie cofam. Mo�e pan post�pi� wedle ustaw. Pan tworzy tu nowy
porz�dek � ja pilnuj� dawnego. Niedobitowscy w Horodyszczu trwaj� od paru wiek�w i b�d�
trwa� dop�ki B�g zechce. �egnam pana!
Gdy porucznik siad� na st�jkowy w�z, Olesza go uprzejmie przeprowadza� i rzek�:
� To, panie, bur�uj, �ubr! Warto go nauczy�, a raczej oduczy�, �e szlachetczyzna skasowana
uchwa�� sejmow�. Teraz Polska nie potrzebuje pan�w! Obroni kresy lud, urz�dnik polski i
osadnik, byle mu da� inwentarze, narz�dzia i pokrzepi� ducha zapomogami! Ja dopiero czuj� si�
dobrze, odk�d maj�tek zosta� za granic�, a tutaj jestem kandydat do dostania ziemi. �eby si�
tylko to ch�opstwo tutejsze tak nie mno�y�o, a to gotowe po�kn�� wszystko!
� Starczy tych latyfundi�w dla wszystkich! A pan Niedobitowski, �eby dobrowolnie co� ze
swych obszar�w zaofiarowa�, uchroni�by si� od przymusowego przej�cia cz�ci maj�tku na
pa�stwo. � Olesza wsiad� na swego podjezdka i cz�apa� przy wozie.
� Mnie kto� m�wi�, �e osadnictwo na razie wstrzymane, a� si� uporz�dkuje dotychczas
wzi�ty kontyngent, ale to widocznie bajki! � b�kn��.
� O tak, to bajki! � potwierdzi� skwapliwie porucznik.
� Niech�e pan zabiera co najwi�cej! � za�mia� si� Olesza i skr�ci� na boczn� miedz�, ale
jeszcze rzuci�:
� Ale co do tych podatk�w od ziemi zabranej pod osadnictwo, to Niedobitowski mia� racj�.
Pani Horeszkowa dwa lata z niej nie korzysta, ale p�aci.
� Procedura powolna, ale to z czasem si� uporz�dkuje! � pocieszy� �askawie oficer.
� Powt�rz� to pani Horeszkowej, na pociech�, za zlicytowane onegdaj zbo�e! � za�mia� si�
Olesza i znikn�� w chaszczach.
A w Horodyszczu Sewer patrza� za odje�d�aj�cym oficerem i jakby nie s�ysza� g�osu
Ka�aurowej:
� Co ten chcia� zabra�, paniczu? Wreszcie tr�ci�a go w �okie�.
� Co panicz taki zatroskany? Ockn�� si� i opowiedzia�.
Nie wybuchn�a z�o�ci� i �ajaniem, jako mia�a zwyczaj. Milcza�a d�ug� chwil�.
� Za co oni nas tak nienawidz�, paniczu! Dlaczego chc� nas st�d wydusi�, wym�czy�,
wygna�! Dr�czy� Moskal wr�g, dr�czy� Niemiec pijawka, dr�czy� bolszewik szatan � ale
dlaczego dr�czy ka�dy z tych nowych Polak�w. Co my Polsce zawinili! My� si� o ni� modlili,
my jej jak zbawienia wygl�dali!
Za�ama� si� jej g�os i raz pierwszy mo�e w �yciu po bruzdach surowej twarzy stoczy�a si� �za.
A Sewer jakby si� obudzi� ze zmory, otrz�sn�� z napadu rozpaczy.
� Gdzie p�achta siewna? Trzeba w pole i��. Wo�ajcie na Korni�a, niech z bronami rusza �
rzek� twardo.
A potem si� spr�y� i doda�, k�ad�c jej przyja�nie r�k� na ramieniu.
� Polska to ja, to wy! A tamto � szum po wielkiej burzy, fala, co s�abe, pod�e i g�upie
zniesie � ale nas nie. �ywi st�d si� nie damy wykorzeni� ani ust�pimy przed szumowinami.
W szarej mgle jesiennego dnia tego, Niedobitowski, jak co roku o tej porze, zasiewa� swoj�
ziemi�. Le�a�a przed nim ukochana, siwa, uboga, poleska, a on szed� bruzd� zagonu i ciska�
miarowo srebrzyste �yto. Od boru miodowo wonia�y wrzosy; po p�nych kwiatach �wierzopu
bursztynowego gwarzy�y pszczo�y, w chmurach �egna�y swe letnie wyraje sznury �urawi. Gdy
siewca zawr�ci� ku wschodowi, widzia� my�l� szata�skie oczy bolszewika, czyhaj�cego na t�
jego prac�, gdy zawr�ci� ku zachodowi, widzia� dymy chatnie wsi zawistnej, rozagitowanej,
gotowej do grabie�y cudzego dobra. Nad nim wisia�o pos�pne niebo, gro��c s�ot�, �niegiem,
gradem i d�ug�, bezs�oneczn� zim� w pustce i samotno�ci. By� taki drobny, ma�y, taki sam na tej
swej wschodniej stra�nicy Rzeczypospolitej. A on sia�, sia�, w swej zawzi�to�ci kamienny, w
swym postanowieniu trwania �elazny. Wszystkie moce przodk�w, co przetrwali Katarzyn�
Caryc�, Wieszatiela Murawjowa i tylu innych, skupi�y si� w tym n�dzarzu, kt�ry skazany przez
nowe prawa i czasy na wygnanie i konfiskat�, ziarno w ziemi� rzuca� wierz�c, �e wytrwa.
TYDZIE� U NIEDOBITOWSKICH
Doktor Kulesza zacz�� ty�. Kupi� tedy wy��a, dubelt�wk�, naboje na kaczki i postanowi�
sp�dzi� tydzie� na Polesiu u swych starych znajomych Niedobitowskich. Przed wojna bywa� u
nich co roku albo wiosna na toki, albo jesieni� na m�ode cietrzewie, i wywdzi�cza� si� go�cin� w
Warszawie, gdy Niedobitowski zje�d�a� z �on� na par� tygodni zimowych wywczas�w.
Potem wojna przerwa�a stosunki. Doktor t�uk� si� po r�nych frontach. Niemcy zarekwirowali
mu mieszkanie, a gdy si� ich pozby� i stosunki wr�ci�y do jakiejkolwiek r�wnowagi, kilka lat
min�o i by�by zupe�nie zapomnia� Niedobitowskich, gdyby nie owo z�owieszcze tycie.
Przypomnia� sobie wielkie zielone p�aszczyzny Polesia, sosnowe lasy, wrzosowiska, zalewy,
b�ota i wys�a� list z pro�b� o go�cin�; otrzyma� odpowied� uprzejm�, zastrzegaj�c� tylko, �e
wyg�d przedwojennych nie mo�e si� spodziewa� � i oto jecha� odm�odzony nadziej� swobody,
ruchu i my�liwskich sukces�w. Stan�� mu w pami�ci stary, saski dw�r z gankiem o p�katych
kolumnach, pi�kne cieniste szpalery, sad odwieczny, trzcin� kryty folwark, stawy, s�owiki, stada
byd�a i serdeczna go�cinno�� pracowitych gospodarzy. Dzieci musia�y prawie dorosn�� �
dw�ch ch�opc�w i dziewczynka, s�siedztwo by�o do�� liczne, kuchnia prosta, gospodarska,
smaczna. Pok�j go�cinny s�oneczny, humory weso�e i zgoda rodzinna bez chmur i burz.
U�miechn�� si� na wspomnienie Niedobitowskiej. By�a przystojna, zdrowa, z ustami jak maliny,
z�bami jak m�ody psiak. Entuzjastka, patriotka, wiecznie zaj�ta tajnym nauczaniem, opiek� nad
ko�cio�ami, skarbnica narodowych pie�ni, opiekunka wszystkich cierpi�cych za wiar� i ojczyzn�.
Doktor Kulesza lubi� si� z ni� droczy�, �eby wywo�a� skry, a czasem �zy z oczu, a m��
flegmatyczny, trze�wy Poleszuk, mawia�, �e najwi�kszym dowodem niedo��stwa rosyjskiej
administracji by�o to, �e jego �ona chodzi�a wolna po �wiecie, zamiast siedzie� pod kluczem w
�ostrogu�. Jaka musi by� szcz�liwa i triumfuj�ca teraz, w wolnej, wskrzeszonej ojczy�nie �
u�miechn�� si� na t� my�l Kulesza.
Droga by�a do�� daleka � ca�e dwana�cie godzin i zaraz za Bugiem uderzy�a doktora r�nica
krajobrazu, pustka i ruina.
Stacje kolejowe by�y to budy, sklecone przez okupant�w, w�r�d gruz�w dawnych budynk�w,
pola poros�e brzozowym lub olchowym zagajnikiem, wsie, kt�re pozosta�y bez okien w
cha�upach, z dziurami w strzechach � a miejscami w pustkach kwitn�ce sady � znaczy�y
miejsca dawnych siedzib. Na stacjach ma�o by�o ludzi � troch� czerni �ydowskiej i ch�op�w w
bolszewickich �achmanach � po wygonach gdzieniegdzie kilka sztuk byd�a, na drogach z rzadka
w�z ze szkap� wychud��. Wojenne rany zabli�nione ju� w Kongres�wce, tu widnia�y jeszcze
otwarte, krwawe i nie opatrzone.
Wsp�towarzysze podr�y, bardzo zreszt� nieliczni, byli, jak wywnioskowa� z rozmowy,
urz�dnikami, nauczycielami i wojskowymi osadnikami. M�wili o klasach s�u�bowych, o
dro�y�nianych dodatkach, o posadach i koloniach. Narzekali i kl�li los, kt�ry ich w t� dzicz
zagna�.
Na zadowolenie z wycieczki zaczyna�y nadci�ga� chmury i z uczuciem ulgi wyszed� doktor na
stacyjce, pustej i odrapanej jak inne. Bia�y Orze� ja�nia� nad nazw�, a na platformie przechadza�
si� policjant z karabinem, kt�ry go natychmiast � zaczepi� o legitymacj�. Zdziwi� si� doktor
Kulesza.
� Przecie jeste�my w granicach Rzeczypospolitej.
� Prosz� o przedstawienie legitymacji! � powt�rzy� ostro policjant.
Tu spojrza� na baga� i doda�:
� Co to? Strzelba! Prosz� o przedstawienie biletu i karty �owieckiej. Dok�d si� pan udaje?
� Do pa�stwa Niedobitowskich w Zalesiu.
Wydoby� doktor swe dokumenty, kt�re policjant d�ugo wertowa�, wreszcie orzek�:
� Prosz� za mn�, na posterunek.
� Dlaczego? Przecie mam papiery w porz�dku i czekaj� tu na mnie konie z Zalesia. Pan
Niedobitowski jest chyba panu znany?
� Nie znam wszystkich tutejszych bur�uj�w. Komendant to za�atwi.
� Zawo�am tedy furmana z Zalesia, �eby baga� zabra�.
� Baga� ma by� tak�e na posterunku. Niech go pan ze sob� zabiera.
Doktor straci� cierpliwo��.
� I ja, i baga� pojedziemy na posterunek. Mo�e pan eskortowa�.
Wyszed� za bud� stacyjn� i obejrza� si�, szukaj�c bryczki i furmana. Ale sta� tam tylko w�z
kilimkiem przykryty i ch�op �mi�cy fajk�.
� Czy nie ma koni z Zalesia?
� A ot � ja � odpar� ch�op, zabieraj�c koniowi siano sprzed pyska i pakuj�c je do wozu.
� Zabierzcie moje rzeczy i jed�cie na posterunek policji. Daleko to?
� A o�dzie! � wskaza� ch�op jeden z domk�w za stacj�.
Zajecha� tedy doktor Kulesza, eskortowany przez policjanta i znalaz� si� w izbie niechlujnej
przed obliczem komendanta.
Zacz�o si� znowu przegl�danie dokument�w, tak podejrzliwe i szczeg�owe, jakby ka�dy
m�g� by� falsyfikatem, potem rewizja strzelby, sprawdzanie firmy i numer�w, potem
przetrz�sanie kuferka. Rzucili si� jak na �up na lornetk� polow�, ��daj�c kwitu, gdzie i kiedy by�a
kupiona. Doktor ruszy� ramionami.
� Mam j� od dwudziestu lat, a gdym kupowa� nikt nie bra� ani dawa� kwitu.
� To podpada pod kategori� �up�w wojennych i mamy rozporz�dzenie przedmioty takie
konfiskowa�. Mo�e pan wnie�� podanie, przedstawi� kwit i wtedy zostanie panu zwr�cona.
� Prosz� tedy przede wszystkim o kwit, �e mi j� pan zabra� przemoc� swej w�adzy.
� Pan u�ywa wyra�e� karanych dyscyplinarnie. B�d� zmuszony zestawi� protok�.
� Prosz� bardzo. B�d� mia� dow�d czynu samowoli i potrafi� z tego zrobi� u�ytek.
Komendant zacz�� szuka� papieru, ale nieskoro mu to sz�o. Wreszcie rzek�:
� Pan jedzie do Zalesia. Zg�osz� si� tam pojutrze, aby to za�atwi�. Mo�e pan tymczasem
lornetk� zatrzyma�. Sprzeda� jej nie ma pan prawa.
� Nie mam te� zamiaru. Czy ju� koniec?
� Mo�e pan jecha�.
Ch�op z Zalesia w�o�y� rzeczy na w�z i zaci�� szkap�. Gdy odjechali kawa�, obejrza� si� na
stacj� i szyderczo si� u�miechn��.
� Ot i nie uda�o si�. My�leli, �e pan da na par� butelek w�dki, a trafili na z�bat� sztuk�.
Doktor wybuchn��.
� Co �miesz gada�! Prawa s� teraz takie ostre. Ma�o to by�o wojennych drab�w, co kradli
rz�dowe rzeczy!
� Jak kradli, to i maj� do tej pory. �ydzi mi cha�up� rozebrali i postawili w miasteczku, a jak
chcia�em odebra�, to mnie policja zbi�a. Pan to wida� z innego kraju, przyjecha�.
� To�cie tak�e do Rosji uciekli.
� Jak i wszyscy.
� A teraz s�u�ycie w Zalesiu?
� Nie, pan mnie naj��, �ebym pana z kolei przywi�z�.
� Konie bardzo zaj�te?
� Nie, koni to tak, jak nie ma. Sprzeda� pan po Wielkiejnocy. Zosta�o tylko dwie paty, a te by
na stacj� nie zasz�y.
Zamy�li� si� doktor Kulesza, obejrza� wko�o.
Jechali to piaszczyst� wydm�, to grobelkami, obje�d�ali bagna, grz�skie wypasy. Ma�o co
by�o uprawnych p�l, du�o chaszcz�w, �ozy, ca�e �any nie koszonych traw zesz�orocznych �
pustka, ruina.
W jednym miejscu ch�op biczem wskaza� na �an, poznaczony kopczykami.
� A to folwark od Zalesia, co na kazn� zabrali.
� Dla �o�nierzy?
� Nie wiem, czy to �o�nierze. Byli jacy� panowie � pochodzili, popatrzyli i pojechali. Dwa
lata tak stoi. Gmina chcia�a na trzeciak sia�, ale nie pozwolono.
� Macie w�jt�w teraz i rad� gminn�. Sami si� rz�dzicie.
� Za carskich czas�w to samo by�o, tylko teraz dwory do gminy nale��. Ja w radzie te�
jestem.
� To dobrze si� czujecie pod polskim rz�dem?
� A, kto dolary ma, temu dobrze, a kto kradnie, to temu te� dobrze. Nie ma nijakiej r�nicy,
tylko w�dka podro�a�a i zarobk�w nie ma.
� A dzieci do szk� posy�acie? Polak nauczyciel?
� Nauczyciel uczy po polsku, ale on tutejszy, syn psa � �omszczyka. Dzieci chodz� zim� �
teraz ju� nie, bo pas� byd�o. Ot, i Zalesi� widno.
Wjechali w olszowe zagaj�; na horyzoncie czernia�a g�stwa starych drzew dworu. Nowy krzy�
przydro�ny sta� u zawrotu, ch�op konie pop�dzi�.
I oto znalaz� si� doktor Kulesza przed dworem, a raczej na dawnym podw�rzu, bo domu ju�
nie by�o. Sta�y tylko jako pami�tka p�kate s�upy ganku, a za nimi, na pogorzelisku, g�szcz
m�odych brz�zek, chwast�w i chmielu. W�zek zajecha� i stan�� przed oficynk�, wro�ni�t� w
ziemi�, z po�atan� strzech� i ganeczkiem na dw�ch s�upkach.
Na progu ukaza� si� Niedobitowski w surducie z szarego samodzia�u i butach zab�oconych.
U�miechn�� si� do go�cia i op�dzaj�c par� ujadaj�cych ps�w, pom�g� mieszczuchowi
wygramoli� si� z wozu.
� Jezu Maria, co si� u was porobi�o. Dom spalony! � zawo�a� doktor ze wsp�czuciem.
� Spalili Moskale, ust�puj�c, jeszcze w 15 roku; folwarku te� nie ma.
� Ale�cie �ywi zostali. Rodzice, �ona, dzieci!
� Rodzice pomarli przy ko�cu niemieckiej okupacji. �ona i dzieci wytrzyma�y. Chod��e,
chod�, a wybacz lokal, ale czym chata bogata � tym rada.
Przez sie� z powybijan� ceglan� pod�og�, zaprowadzi� go�cia do malutkiej izdebki, gdzie by�o
tylko ��ko na drewnianych krzy�akach, stolik u okna, sto�ek i prymitywna umywalka w k�cie.
Okienko tu� przy ziemi wygl�da�o na sad w kwietnej bieli.
� Spocznij, za godzin� obiad.
� �adne to u was porz�dki! � Zacz�� doktor opowiada� awantur� z policj�. Ale
Niedobitowski nie okaza� ani oburzenia, ani zdziwienia.
� A tak. Rewiduj� i konfiskuj�. My ju� kolej� je�dzi� nie mo�emy, bo dot�d nie mo�emy
otrzyma� �przynale�no�ci pa�stwowej� koniecznej do paszportu, a naszemu Kazikowi, jak
wraca� ze s�u�by ochotniczej, odebrali �andarmi w wagonie mundur i lornetk�, cho� mia� w�asne
i kwity w porz�dku. Ale to g�upstwo jeszcze. Dobrze, �e mu zostawili koszul� i spodnie!
� Ale to skandaliczne nadu�ycia. Trzeba protestowa�, skar�y�, pisa� do wy�szych w�adz.
Niedobitowski popatrza� na go�cia z u�miechem pob�a�liwego szyderstwa.
� A czy ty znasz wszystkie uchwa�y sejmowe?
� No, nie! Kt� by z ludzi pracy m�g� to spami�ta�.
� Ja te� nie! Ale kto tylko si� skar�y�, ten si� dowiedzia�, �e pod tak� dat� i numerem jest
uchwa�a, wedle kt�rej w�adza post�pi�a s�usznie, a �e uchwa�y co dzie� s� wydawane, wi�c
pomy�l, ile tego przybywa i ro�nie. Szkoda twej fatygi. Zaraz ci wyja�ni�. Pierwszy policjant, to
syn diaka z Krasnej � nie umie ani s�owa po polsku, wi�c musia� twoje dokumenty przedstawi�
komendantowi, a ten jest tak straszny pijak, �e nie bywa nigdy zupe�nie przytomny. Jak si�
prze�pi, to zapomni i nie b�dzie ci� dalej niepokoi�. To jeszcze g�upstwo.
Doktor umy� si� i przebra�, nie przestaj�c indagowa� gospodarza.
� Jak�e polowanie? Masz zawsze tyle cietrzewi i kaczek?
� Cietrzewie by�y; wygin�y po po�arze lasu.
� Co? Las si� spali�!
� Pali� si� dwukrotnie. Raz przy Niemcach, potem przy bolszewikach. M�j m�odszy, Wacek,
dowodzi, �e ju� znowu troch� cietrzewi si� odhodowa�o, ale my nie polujemy, bo nam strzelb�
policja skonfiskowa�a, a karty �owieckie takie drogie! Wacek, kt�ry lasu pilnuje, b�dzie ci s�u�y�
za przewodnika.
� To ch�opcy w domu? � zdziwi� si� doktor.
� Tymczasem w domu. Kazik do nowego roku by� na uniwersytecie. Wacek w gimnazjum,
ale nie starczy�o przy tera�niejszych ci�arach, wi�c ucz� si� w domu; b�d� zdawa� � jeden
matur�, drugi swoje semestry � ucz� si� i pomagaj�. Co robi�! Zreszt� i to g�upstwo!
� C� u licha u ciebie nie b�dzie g�upstwem?
� Powiem ci na ko�cu, na odjezdnym! Zreszt� i sam to odczujesz! Chod�my!
Wyprowadzi� go�cia na drug� stron� sieni, do izby troch� wi�kszej, gdzie sta� po�rodku st� z
sosnowych tarcic i wko�o sto�ki do siedzenia. Zna� by�o r�k� kobiec�, po kwiatach w garnku na
stole, po festonach z barwnych li�ci i wid�ak�w, kt�re stroi�y nagie �ciany. Na stole, pokrytym
wytart� cerat�, le�a� bochen chleba czarnego, dzban z mlekiem i nakrycia z rozmaitych
fajansowych talerzy. Pod oknem drugi st� zarzucony by� ksi��kami; s�u�y� widocznie do nauki
ch�opcom. Za �cian� mie�ci�a si� kuchnia i wielki chlebowy piec zajmowa� ca�y k�t izby.
� Ciasno macie i niewygodnie � rzek� doktor.
� Nam si� wydaje rozkosznie i dostatnio. Poprzednio mieszkali�my wszyscy w jednej izbie
przyrobionej do stodo�y, kt�ra cudem ocala�a przy po�arze folwarku.
� Czemu� tu nie mieszkali�cie?
� Gdy nam dom zapalili kozacy nad g�ow�, musieli�my si� skry� do lasu. Chcieli nas gna� do
Rosji, ale Niemcy nas ocalili � tak pr�dko przyszli. Ale przez ten czas t� oficyn� zaj�li jacy�
uchod�cy z Kongres�wki i nie by�o sposobu ich si� pozby�. Zrazu ich Niemcy nie puszczali, a
potem przysz�a ochrona lokator�w i zaledwie rok temu si� wynie�li otrzyma � wszy posady
rz�dowe. Na po�egnanie dali donos do �Denatu�, �e mam niemieckie maszyny. Zabrano mi
kierat od m�ockarni, wialni� do zbo�a, bron� ��kow� i siewnik.
� Jak to zabrano? Twoje narz�dzia!
� Ano � jak twoj� lornetk�! Nie mia�em dokument�w kupna, wi�c by�a to zdobycz wojenna,
dobro nale�ne pa�stwu. Jest to uchwa�a sejmowa, a donosiciele dostaj� procent.
� Czy i to g�upstwo?
� Tak � i to g�upstwo.
� Ale jakim cudem ocala�o to biurko? � spyta� doktor, wskazuj�c na stary kantorek
czeczotkowy, stoj�cy w k�cie.
� Przypadkowo sta� w tej oficynie i zosta� � odpar� Niedobitowski przesuwaj�c
pieszczotliwie d�oni� po tym pradziadowskim sprz�cie. � Nawet ch�opcy poreperowali zamki i
oczy�cili po rabunku lokator�w. Jedyny zamczysty mebel, ale nie ma czego zamyka� �
u�miechn�� si�.
W tej chwili drzwi w g��bi si� otworzy�y i wesz�a kobieta z dziewczynk�.
Doktor spojrza� i chwil� sta� jak og�uszony niespodziewanym ciosem. Czy to mog�a by�
Niedobitowska, czy mo�e jej matka? Ta kobieta z twarz� pooran� zmarszczkami, z w�osami
zupe�nie siwymi, z wyrazem zgaszonych oczu, z ustami bladymi, na kt�rych wymuszony
u�miech by� raczej spazmem.
W wielkim roboczym fartuchu, z r�kawami zawini�tymi poza �okcie � nios�a garnek
paruj�cy, a za ni� dziewczynka � salaterk� kartofli.
� Pani Zofio! � zawo�a� wreszcie, wyci�gaj�c do niej obie r�ce.
Postawi�a garnek na stole i poda�a mu d�o� tward�, namulan�, ciemn�.
� Nie pozna� mnie pan na razie. � Pr�bowa�a dalej si� u�miecha�. � Nic dziwnego. Ja sama
siebie nie poznaj�. Prosz�, siadajcie panowie, ch�opcy zaraz przyjd�. Maniusiu, nie pami�tasz
pana doktora Kuleszy? Wyros�a? Prawda?
Dziewczynka, r�wnie jak matka w fartuchu i z zapracowanymi r�kami, dygn�a i co rych�o
cofn�a si� do kuchni.
� Prze�yli�cie tutaj straszne lata. Cofanie Rosjan, okupacj� Niemc�w � ci�g�y rabunek i
napr�enie nerw�w. Wycierpieli�cie nad miar�.
Niedobitowska rozla�a zup� do talerzy, gospodarz ukroi� chleba. Zasiedli.
� Cofanie Rosjan trwa�o tydzie� i, pomimo spalenia dworu, przymusowej ucieczki, powrotu
do zgliszcz, by�y to wielkie i raczej radosne dni. Wiekowy wr�g ust�pi�; czuli�my, �e si�
spe�niaj� nasze nadzieje, �e si� iszcz� proroctwa, �e przychodzi kres niewoli. Nie liczy�o si�
zap�aty za taki skarb, nie czu�o ruiny, g�odu, n�dzy, poniewierki. Byli�my szcz�liwi. Niemcy nie
mieli ju� co nam zabiera�, ani co grabi�. Byli�my silni sw� bied�. Owszem, dali nam pomoc,
pomogli obsia�, zostawili par� sztuk inwentarza. Przez trzy lata okupacji �yli�my jako tako,
pracowali, raczej d�wigali�my si� � no i ci�gle czuli�my, �e to chwilowe, �e Polska idzie!
Wszystko wydawa�o si� lekkie wobec tego.
Drzwi kuchni otworzy�y si� znowu; weszli ch�opcy. Jeden osiemnastoletni, drugi o par� lat
m�odszy. Obaj w kurtach z szarego samodzia�u i mocno sfatygowanych butach.
Uk�onili si� w milczeniu, zaj�li swe miejsca i zacz�li je�� pr�dko i chciwie.
� Sko�czyli�cie? � spyta� ojciec.
� Nie sko�czy�em, ale konie usta�y. Nie wiem, czy zabronujemy do wieczora! � odpar�
starszy t�pym, apatycznym tonem.
� Na jutro gmina ��da koni dla dostaw)1 drzewa do starostwa! � rzuci� m�odszy, z dzikim
b�yskiem buntu w oczach.
� Przecie ju� trzy razy posy�ali�my! � st�kn�� Niedobitowski.
� Gmina ju� da�a 1500 podw�d, ale zawsze ma�o. ��daj� teraz dwustu.
� �eby cho� posia� dali! Starszy ruszy� ramionami.
� Nasze konie trzy dni strac� z tym drzewem�
� Ma�o macie koni? � spyta� doktor.
� Sze�� ju� tylko zosta�o. Trzeba by�o sprzeda� cztery najlepsze na podatki.
� Ale przez to gospodarstwo cierpi. M�odszy za�mia� si� z gorycz� staro�ci.
� Nasze gospodarstwo ju� zaraz przestanie cierpie�, bo go wcale nie b�dzie.
Niedobitowski spojrza� znacz�co na syna, a ten schyli� g�ow� i umilk�.
Dziewczynka sprz�tn�a i zmieni�a talerze, i poda�a na st� mis� klusek z serem.
� Panna Maniusia wyros�a na piln� gospodyni�! � rzek� uprzejmie doktor.
� Pracujemy wszyscy! � odpar�a powa�nie.
� Wacku � zwr�ci� si� Niedobitowski do m�odszego � zaprowad� pana doktora na kaczki.
� S�u�� wieczorem na ci�g.
� Na cietrzewie ju� za p�no?
� Ma�e toki. Mn�stwo cietrzewi przepad�o w po�arach las�w.
� To si� las kilkakrotnie pali�?
� Pierwsi palili Moskale i uchod�cy, potem Niemcy, gdy palili ��ki, wreszcie bolszewicy w
dwudziestym roku. Nie las to, a czarne szkielety, tak zniszczony, �e nawet pomimo najlepszych
ch�ci i stara�, rz�d polski nic nie znalaz� dla ch�op�w na odbudow�. Cztery razy sprowadza�
r�ne komisje i polskie misje Metodyst�w � i nic wzi�� nie mogli.
� Ale zagajniki pu�ci�y si� bujnie i ju� tak strasznie nie wygl�da! � rzuci� Niedobitowski.
� A susz mo�na wyprzeda�! � pociesza� doktor.
� Kupc�w na drwa nie ma, a ch�opi wol� kra�� ni� kupowa� � wtr�ci� apatycznie starszy.
Obiad by� sko�czony, gdy psy podnios�y larum i przed ganeczek zajecha�a furka, a na niej
jaki� jegomo�� w czapce z orze�kiem i sk�rzan� teczk� pod pach�.
� Urz�dnik! � szepn�a Niedobitowska bledn�c. Gospodarz wyszed� naprzeciw, ch�opcy
znikn�li w kuchni, pani domu spiesznie sprz�ta�a.
Urz�dnik wszed� � elegancki, m�ody cz�owiek, ubrany jak spod ig�y.
� Ja tu do pana o drobn� sumk� zaleg�ych podatk�w! � rzek�, rozk�adaj�c papiery.
� Co znowu! � zaprzeczy� Niedobitowski � mam kwity w porz�dku, mog� przedstawi�. O
co chodzi?
� O stokrotn� podwy�k� gruntowego; sto pi��dziesi�t milion�w � bagatela.
� Powiedziano mi, �e mamy ulg� do wrze�nia.
� Tylko gospodarstwa do 45 ha, a nie wi�ksze obszary!
� Ach, tak � jak zwykle. Ale zap�aci� nie mog�, nie mam got�wki.
� B�d� zmuszony zaj��. Termin min��. Niedobitowski potar� czo�o.
� Ano, trudno. Tylko nie rozumiem, co pan tu u nas zabra� i sprzeda� mo�e. Mamy pi��
kr�w, sze�� koni�
� Ach, na tak ma�� sum� wystarcz� te sprz�ty.
� To tylko forma. Jestem pewien, �e pan got�wk� do tygodnia, tj. do licytacji, zdob�dzie.
Niedobitowski milcza�. Urz�dnik roz�o�y� papiery, wprawnym okiem obejrza� pok�j i zacz��
pisa�.
� Chod�my! � rzek�a Niedobitowska do doktora. Przeszli ko�o ruin domu, zag��bili si� w
sad kwitn�cy i usiedli na g�azie w starej grabowej altanie. Woko�o by�a orgia �ycia i odrodzenia:
w �nie�nej masie kwiecia, w �piewie radosnym ptak�w, w b��kicie nieba, w powietrzu
przesi�kam woni� p�k�w.
� Cudna wiosna! � b�kn�� doktor maj�c gard�o �ci�ni�te i jaki� ucisk w piersiach.
Ale Niedobitowska patrza�a przed siebie oczami, w kt�rych malowa�a si� jakby zgroza.
� Za co i dlaczego my�my skazani na zgub�? � zawo�a�a wreszcie.
� Jak to? Kto? Pa�stwo?
� My tu wszyscy � Polacy � tu od wiek�w osiadli. Ca�� moskiewsk� niewol�
przetrwali�my. Dwa powstania, rewolucj� w 1905, wielk� wojn�, bolszewik�w � wszystko!
�eby si� tego doczeka�!
� Czasy s� trudne, ale nie trzeba traci� nadziei. Prze�ywamy kryzys materialny bardzo ci�ki,
ale�
Niedobitowska zwr�ci�a swe zgaszone oczy na doktora.
� Nie o tym mowa, nie to nas gn�bi. Przywykli�my do n�dzy i niedostatku. Dzieci nie� ma za
co uczy�; �yjemy w tej jamie, nie mamy na gazet�, na ksi��k�, na lekarstwo, nie mamy s�u�by
osobistej, �adnej rozrywki, wytchnienia, �wi�ta. Ale to wszystko g�upstwo. Mo�e nawet lepiej
zapracowa� si� fizycznie do stanu roboczego bydl�cia, �eby nie my�le� o tej nienawi�ci, kt�ra
nas otacza.
� Ch�op�w?
� Nie. Polskiej administracji! � szepn�a.
� Co pani m�wi! To by� nie mo�e! Obejrza�a si� na kroki.
� Pojecha� ju�? � spyta�a m�a. Skin�� g�ow�.
� Ciekawam, kto zjawi si� jutro!
� Znajdzie si�! � odpar� filozoficznie Niedobitowski.
� P�jd� do kuchni i zwolni� Maniusi�! � rzek�a Niedobitowska powstaj�c.
Przyjaciele zostali. Pocz�stowa� doktor cygarem gospodarza i ze wsp�c