746
Szczegóły |
Tytuł |
746 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
746 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 746 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
746 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Karol Bunsch
Dzikowy skarb
Powie�� z czas�w Mieszka I
T. 1-2
�mier� Ziemomys�a Duszny mrok dziej�w wczesnego �redniowiecza prze�wieca� zacz�� od dzie� Karola Wielkiego przeb�yskami nadchodz�cej nowej epoki. Idea Pa�stwa Bo�ego szuka�a swego wcielenia w zawieruchach walk ustawicznych, a podstawiona za Otton�w w jej miejsce koncepcja monarchii uniwersalnej gotowa� si� zaczyna�a do walki z Ko�cio�em o w�adz� nad �wczesnym �wiatem. Nad Odr� i �ab�, na rubie�ach wschodnich tego �wiata, nie tkni�tych prawie stop� rzymskiego naje�d�cy - organizatora, z rzadka tylko nawiedzanych przez kupca - dyplomat� lub aposto�a - awanturnika, w wilgotnych mrokach odwiecznych bor�w zaczyna�y si� te� budzi� do �ycia z p�wiadomego bytu plemiona s�owia�skie. Przebudzenie nie by�o �agodne. Najbli�si �ciany zachodniej �u�yczanie, Weleci i Obodryci budzili si� z p�on�cymi nad g�ow� dachami; w �a�cuchach, �ami�c kamienie na budow� ko�cio��w i zamk�w, poznawali moc i wspania�o�� zachodniego Boga, a pod batem, buduj�c drogi i kr�c�c kamienie cudzych �aren - korzy�ci nie znanej im cywilizacji Zachodu. I jak prze�ladowane zwierz�ta nauczyli si� bardziej nienawidzi� symbole, z kt�rymi szed� i narz�dzia, kt�rymi ich niszczy�, ni� wroga, kt�ry ni�s� im zag�ad�. Liczniejsze, lepiej zorganizowane i naturalnymi wa�ami Sudet�w, Rudaw i Czeskiego Lasu bronione plemiona czeskie na pr�no, przyj�wszy chrze�cija�stwo, usi�owa�y wzorem Zachodu zorganizowa� swe pa�stwo, a nawet wci�gn�� s�siednie plemiona lechickie. Wt�oczeni w zaraniu w ko�cieln� organizacj� Zachodu, rozdarci wewn�trznymi sporami, nie zdo�ali si� oprze�. Chrze�cija�ski cesarz sta� si� panem lennym chrze�cija�skiego kr�lestwa i chytrze korzysta� z zamieszek i walk, aby posuwa� swe granice coraz dalej ku wschodowi. Pozosta�ym plemionom - nad Odr�, Wart� i Wis��, budz�ce si� �ycie postawi�o wyb�r: chrze�cija�stwo i niewola lub poga�stwo i �mier�. W brzemiennej losem chwili dokonywa� pracowitego �ywota wnuk Piastowego rodu, Ziemomys�. Stary ksi��� bystrym umys�em rozeznawa� postawione przez histori� jego plemionom pytanie, lecz do rozwi�zania nie czu� ju� si�y w gasn�cym ciele. Przywi�zany do wiary i obyczaju przodk�w, nie potrafi�by pok�oni� si� innemu Bogu ani te� nie czu� potrzeby przyswajania nowo�ci - dla siebie. Lecz cho� niejeden w �yciu napad odpar� zza drewnianych ostroko��w swych grod�w i niejeden na Zachodzie kuty he�m rozbi� odziedziczonym po przodkach m�otem, synom zostawia� danie odpowiedzi na ponure pytanie, nie chc�c ogranicza� ich w wyborze. Dlatego na dw�r jego dost�p mia� przejezdny kupiec rzemie�lnik, a syn�w w domu nie trzyma�, lecz gdy wojn� zaj�ci nie byli, cz�sto w dalekie rozsy�a� ich podr�e, nie tylko do plemion sobie podleg�ych i s�siednich, lecz na Zach�d, do graf�w i rycerzy niemieckich; tych do siebie zaprasza� pozwala�, a cho� mu nie w smak byli, przecie si� hamowa�, aby go�ci nie sp�oszy�. Rzadko te� synowie na dworze siedzieli i nie by�o ich w domu, gdy staremu nadesz�a ostatnia godzina. Gnie�nie�ski gr�d, na g�rze Lecha po�o�ony, szczup�y by� i nieokaza�y, bo i miejsca po temu nie by�o. Od zachodu fale �wi�tego Jeziora obmywa�y podn�a wa��w, ze wschodu spadzisty stok broni� przyst�pu, ale i przestrze� na rozszerzenie gr�dka ogranicza�. Bagniste ��ki, zalewane corocznie wzbieraj�cymi wodami Srawy, chroni�y gr�dek od p�nocy, a tylko od po�udnia, na �agodniejszym stoku, gdzie sta�a �wi�tynia Nyi, rozrasta�o si� coraz obszerniejsze podgrodzie. Tam poczty dru�yny pa�skiej stawa�y, gdy ksi��� na gr�d zje�d�a�, i tam stawali gospod� z ofiarami dla Nyi i po wr�b� do jego kap�an�w ze wszystkich stro� przybywaj�cy pielgrzymi. W pogodne i ciep�e dni jesieni 963 roku zjazd by� liczniejszy ni� zwykle. Ksi��� �ci�gn�� z pocztem znacznym z dalekiej Wi�licy, sk�d dla s�abo�ci z dawna si� nie rusza� i panom z rady swej i szczepowym ksi���tom przyby� kaza�. Zjechali te�, kogo poselstwo w domu zasta�o: Jaksowie, �reniawy, Pobogi, Pa�uki, Wyszkoty i inni, zatrzymywali si� ze swymi w podgrodziu, a gdy tam miejsca zabrak�o w osadach. Przyby� te�, cho� nie proszony przez ksi�cia, kap�an Dad�boga z dalekiej Retry i zamieszka� wraz z orszakiem w przyleg�ych do �wi�tyni budynkach. Powszechnie wiadome by�o, �e wa�ne jakie� odby� mia�y si� narady, ale m�odych pan�w, po kt�rych pos�ano, wida� jeszcze nie by�o, a stary, tylko z konia zsiad�szy, do �o�a poszed� i ju� si� z niego nie rusza�, rzadko kogo widzie� chcia� i co dzie� by� s�abszy. Starzy nud� oczekiwania domys�ami skracali, pr�no dociec usi�uj�c, w jakich to sprawach ksi��� chcia� zasi�gn�� ich zdania; m�odzi �owami czas zabijali, a kap�ani odprawiali wr�by i narady, niemal co dzie� do pana usi�uj�c si� sprosi�. Odpowiada� im kaza�, �e s�aby si� czuje i na syn�w czeka, z kt�rymi wa�ne om�wi� pragnie sprawy, a w�wczas i kap�an�w zawezwie. Niecierpliwili si� bardzo, a zw�aszcza retycki Medobor, a� wieczoru jednego z grodu zna� dano, �e ksi��� widzie� ich pragnie. Wyszli tedy z zabudowa� i drog� wzd�u� brzegu �wi�tego Jeziora na gr�dek wst�powa� zacz�li. S�o�ce co tylko zasz�o i blaski zorzy le�a�y na jeziorze, skacz�c jak p�omienie po falach, gor�cym wiatrem z po�udnia p�dzonych. Niepok�j jaki� by� w powietrzu; od czarnej na tle p�on�cego nieba �ciany przeciwleg�ego boru pomruki sz�y tajemnicze a gro�ne - szepta�y pospiesznie trzciny przybrze�ne i chlupota�y k��tliwe drobne fale. Kap�ani szli spiesznie, w milczeniu, i min�wszy bram� w cz�stokole, weszli do dworca. W sieni ogromnej, mrocznej komornicy na ich widok z czci� powstali, a jeden skoczy� do przyleg�ej izby przyj�cie ich oznajmi� i wr�ci� zaraz m�wi�c, �e ksi��� wej�� pozwala. Wszed�szy do izby, zrazu nic rozezna� nie mogli. Na ogromnym kominie z okapem p�on�� bowiem ogie�, kt�rego blask ciemniejsz� jeszcze czyni� mroczn� g��b obszernej izby. Dopiero po chwili, gdy oczy nawyk�y do mroku, w k�cie pod oknem zauwa�yli bia�� plam� ko�skiej sk�ry, kryj�cej �o�e, i bielsz� jeszcze brod� starego ksi�cia, wpatruj�cego si� w nich p�on�cymi w blaskach ognia oczyma. Podeszli bli�ej z pozdrowieniem i stoj�c czekali na s�owa pana. Po d�u�szej chwili cichy i g��boki, jakby gdzie� z przestrzeni id�cy g�os przerwa� milczenie. - Siadajcie, czcigodni, i m�wcie, z czym przychodzicie. - Wielki kniaziu - zabra� g�os Medobor - od trzydziestu lat, gdym obj�� opiek� nad �wi�tyni� Swaro�yca w Retrze, nie opu�ci�em jej ani na jeden dzie�: A je�elim teraz tu przyby�, to z wyra�nego rozkazu bog�w, kt�rych znaki s� tak dziwne i z�e, �e wam o nich sam donie�� musia�em. Wr�ba nie tylko waszej osoby i waszych plemion dotyczy, lecz wszystkich nas, S�owian, kt�rzy jedn� mow� jednych bog�w chwalimy. Kl�ski zapowiada za porzucenie wiary przodk�w, kt�re wieszczy. Ksi��� milcza� czas jaki�, jakby w my�li wa�y� s�owa kap�ana, wreszcie zacz�� cichym, lecz wyra�nym g�osem: Starzy�my obaj, czcigodny Medoborze, i m�wmy ze sob� jak ludzie, co �wiat, ile pozna� mo�na, poznali. Nie imieniem Swaro�yca do mnie m�wcie, bo sam si� od niego nied�ugo dowiem, z czego ju� rady dla nikogo nie wyci�gn�, i nie o mnie, bom ja ju� swoje prze�y� i do oJc�w odchodz�. I nie chc� wiedzie�, co wr�, lecz co rozum wasz czyni� radzi, aby dobrze by�o. Zamilk� wyczerpany. - Milczanom, �u�yczanom Obodrytom i nam, Weletom, Niemce ziemi� spod n�g i dach znad g�owy wydzieraj�, bo ich Boga zna� nie chcemy. Czesi, co si� mu pok�onili, s�ucha� ich musz�. A u was, kniaziu, s�ysz�, Ju� s� �wi�tynie zachodniej wiary, kap�ani ich u was bywaj�, a Mieszko i �cibor z Niemcami si� zadaj� i rych�o patrze�, jak wiar� i obyczaj przodk�w dla zachodnich nowo�ci porzuc�. Zale�no�� i niewol� przyniesie nowy B�g a zgub� waszemu plemieniu nasi bogowie, gdy wr�c�. Taka jest wr�ba. A radzi� co? Chwast wypleni�, p�ki si� nie zakorzeni�, a i w�asne p�dy obci��, je�li si� wyrodzi�y. - �y�em i umr� w wierze ojc�w i przekonywa� mnie nie potrzeba. Ale my�li nasze, Medoborze, r�nymi chodz� drogami. Wam o chram i o cze�� Swaro�yca chodzi, a nie o co innego, a waszym Weletom o �up, od nas czy od Niemc�w, zajedno im. Doprowadzi� wam Wichman do zguby Redar�w i Stoigniewa nad Rzeknic� Geronowymi r�koma. A ninie Gero, r�koma Wichmana z wasz� pomoc� nas niszczy. C�e wam z�y B�g niemiecki, je�li wam Niemce dobre gdy z wami na nas ci�gn�? A i B�g nie ma by� niemiecki, bo go sami niedawno przyj�li, a przedtem by� �ydowski czy inny, i z po�udnia, znad morza przyszed�. Z�y czy dobry, nie wiem, bo go nie znam i nie poznam, ale Niemcom si�� da�, mo�e i nam j� da. Je�li bogowie sami m�wi�, �e przyjdzie, nie nasza moc go powstrzyma�, a je�li m�ci� si� chc� na nas, to czym s� lepsi? Zemst� grozi� to nie rada, a bogowie nasi w wyznawcach swoich �yj� i umr� wraz z nimi. Je�li od bog�w rady czeka� nie mo�emy, jak �y�, we w�asnym jej trzeba szuka� rozumie a bogowie niech radz� o sobie. Alem ja swojego dokona� i tak, jakby mnie ju� nie by�o. Mieszko rozum ma bystry i �wiat pozna�, a m�odsze oczy lepiej widz�. Jemu ufam, �e nowe drogi znajdzie. - Dali�cie waszemu Mieszkowi moc i prawo, by za was rz�dzi�, to c�e czyni? - rzek� Medobor. - Nie je�dzi� to do Gerona przyja�� z cesarzem przeciw nam zawiera�? Nie k�ania si� to Niemcom, by pok�j uzyskawszy na nas uderzy�? Si�ga po ziemie, kt�re do naszego weleckiego zwi�zku nale��, i nad uj�ciem Odry chcia�by zapanowa�. Z jego poduszczenia i bracia z nim id�, miast swoich dziedzin pilnowa�. �achn�� si� ksi��� gniewem na przewrotno�� kap�ana, lecz si� pohamowa� i odpar�. - Nie wam si� b�d� sprawia�. Bracia - m�wicie? Nie wiecie, �e Leszek zgin�� przez waszych Redar�w? I z kim poszli na nas? Z tym�e Wichmanem, co ju� raz ich omal do zguby nie doprowadzi�. Ja jeszcze pami�tam �mier� waszego Stoigniewa, jeszcze bielej� nad Rzeknic� ko�ci g�upc�w, co ich dla Wichmanowych spor�w ze stryjem wyci�to. A teraz komu uciecha? Z niemieck� pomoc� i niemieckim podst�pem rozbi� si� wam uda�o Mieszkowe wojsko, gotowe pom�c Milczanom i �u�yczanom, gdy zagra�a�a napa�� Gerona. I pobi� ci ich, gdy sami zostali, i mamy ju� wilka pod bokiem, wam dzi�kowa�. A od Odry do Wis�y lechicki nasz szczep Pomorzan mieszka i nie b�dziem czeka� z za�o�onymi r�koma, a� Niemce nad Odr� stan�, boby�my ich nad Wis�� wnet zobaczyli. Wrog�w sobie robicie dooko�a, byle kap�ani przy w�adzy zostali. Na wasz op�r od Niemc�w nam nie liczy�. Rad�cie�e tedy sobie, a nie nam, bo nam nasze drogi wiadome. Na s�owa ksi�cia kap�an gnie�nie�skiego chramu, Wis�aw poderwa� si�, jakby go w bol�ce miejsce ugodzono. Ledwo hamuj�c gniewny
g�os, powiedzia�: - Knia� Mieszko wr�b nie s�ucha i kap�an�w nie szanuje, a rady mimo uszu puszcza. Je�eli by�my jego s�ucha� mieli, nie wiem, czy nie do�yjemy dnia, gdy o�tarze nasze wywr�ci, a nam samym obcemu Bogu k�ania� si� ka�e. Ksi��� d�ugo nic nie odpowiada�, patrz�c migoc�cymi w blaskach p�omieni oczyma na kap�ana, a� przerwa� napi�t� cisz� szeptem prawie, lecz tak przenikliwym, �e kap�anom mr�z przeszed� po ko�ciach. - Mieszko wr�b nie szanuje, a kap�an�w nie s�ucha, bo s�ucha� nie jego rzecz. Rady mimo uszu puszcza, gdy nie prosi o nie. Widz� ja, z czyme�cie do mnie przyszli. Chcia�oby si� wam, bym innego nast�pc� po sobie ustanowi�, bo i mi�dzy kap�anami, i plemiennymi kniaziami ju� o tym szeptano. Id�cie precz, Wis�awie, bo mi waszych us�ug b�dzie potrzeba, gdy do ojc�w b�d� odchodzi�, a mogliby�cie i tego nie do�y�, nie tylko chwili, gdy Mieszko zachodniemu Bogu k�ania� si� ka�e, a wy to �cierpie� b�dziecie musieli. Ksi��� oczy przymkn�� i ju� nie spojrza� ni si� odezwa�, gdy kap�ani, z�o�ywszy pok�ony, z izby wyszli. Po ich wyj�ciu Ziemomys� d�ugo le�a� dysz�c ci�ko; otworzy� oczy, jakby zdziwione, �e jeszcze na ten �wiat patrz�. Na twarzy odbi� si� wysi�ek zbierania rozpierzch�ych my�li, wreszcie z trudem s�abo klasn�� w d�onie. Komornik u drzwi czuwaj�cy zjawi� si� natychmiast, pilnie czekaj�c rozkazu. - Po pan�w z rady skoczcie mi natychmiast i niech nie mieszkaj�c tu przychodz� - ozwa� si� ksi���. Noc ju�, panie, i wam spocz�� by trzeba, a i burza nadci�ga, �e ledwo na nogach usta� od wichru mo�na. Raczcie, panie, do rana narad� od�o�y� - nie�mia�o, z trosk� w g�osie rzek� komornik patrz�c z niepokojem w poblad�e oblicze i wpadni�te oczy ksi�cia. - Nie dla mnie dzie� jutrzejszy. Czy�, co ka��, a pr�dko. - Nie m�wcie, o panie, bogowie zdrowie wam wr�c� - ze wzruszeniem powiedzia� komornik. - Cichaj, synaczku, a je�li mnie mi�ujesz, jak ja ojca twego mi�owa�em, Mieszkowi mi�o�� twoj� przekazuj�. Nie b�dzie mia� jej za du�o. Niezrozumianego kocha� trudno. Przy nim zosta�, cho�by go wszyscy opu�cili. A teraz le� co tchu, bo czasu ju� bardzo niewiele. Nie mieszkaj�c komornik duchem kopn�� si� z izby. Cho� krzepki by�, d�ugo mocowa� si� z wichrem, kt�ry jak fala powodzi na drzwi napiera�. Wypad� wreszcie i pod pr�d wichury zmierza� na podgrodzie. Panowie spali ju� wszyscy, lecz obudzeni pilnie zbiera� si� pocz�li i na gr�d szli ze starym M�ciwojem na czele, kt�rego dw�ch pacho�k�w wie�� musia�o, gdy� na nogi s�abowa�. Gor�cy wicher wzmaga� si� z ka�d� chwil�, przechodz�c w huragan, jezioro hu�ta�o wielk� fal�, a w huk boru miesza�y si� trzaski �amanych konar�w. Dotarli do grodu i hurmem weszli w milczeniu, a komornik zaraz do pana ich prowadzi�. W izbie drew na komin przyrzucono, smolne �uczywo p�on�o pozatykane mi�dzy szpary �cian, roz�wietlaj�c czerwonym blaskiem mroczn� g��b izby, a przy �o�u ��ty p�omyk lampy, z dalekiej Grecji przez kupca �ydowskiego przywiezionej, o�wietla� blad� twarz z zamkni�tymi oczyma i wychud�e r�ce Ziemomys�a, le��ce bezw�adnie na ko�skiej sk�rze, kt�r� by� okryty, tak �e przybyli z niepokojem patrzyli, zali �yw jeszcze. �y� jednak, bo oczy z wysi�kiem otworzy� i powi�d� nimi po zgromadzonych, kt�rzy u �o�a stan�li. Z trudem wydobywaj�c s�owa rzek�: - Ju� nie radzi� si� was, ale po�egna� chcia�em. Dzi�kuj� za s�u�by i mi�o�� wasz�. Mieszkowi pa�stwo ostawiam. Zaufajcie mu, m�ody i nowe czasy lepiej rozumie. Nie obacz� go ju� i jego ode mnie po�egnajcie. Stali patrz�c z �alem, jak �ycie ucieka�o z twarzy ksi�cia i oczy mu gas�y. Jeszcze by zapyta� o co�, co� od serca powiedzie� chcieli, lecz s��w i my�li brakowa�o. Wreszcie M�ciw�j widz�c, �e spieszy� si� trzeba, cichym g�osem zapyta�: - A �ciborowi dzia�u nie ostawicie? - Mieszko wie, czego chce - szepn�� Ziemomys�. Ostatnie s�owa ledwo us�yszeli obecni, cho� stali tu�, tak s�abym szeptem zosta�y wyrzeczone zw�aszcza �e szum wichury na dworze przechodzi� w huk nieustaj�cy, a� dr�e� zacz�� budynek, cho� z pot�nych bali d�bowych zbudowany. Ksi��� oczy przymkn�� i ju� si� nie odezwa� i stali tak nie wiedz�c co pocz�� z sob�. Wtem poryw wichru pot�ny jak wodospad, uderzy� w �ciany, wybijaj�c b�ony z okien, a wichura, wdar�szy si� do izby, zgasi�a szczapy smolne i kaganek przy �o�u ksi�cia, nape�niaj�c izb� dymem. Struchleli rzucili si� �awami okna zastawia�, a pacho�kowie za�egli �wie�e �uczywa. Gdy �wiat�o znowu zap�on�o i zbli�yli si� do �o�a, Ziemomys� ju� nie �y�. Nast�pca Odwieczne bory, przez kt�re wi�d� szlak z Poznania do Gniezna okry�a jesienna noc dotykaln� niemal ciemno�ci�. Cisza by�a w powietrzu zupe�na. Zwierz, p�oszony szelestem w�asnych krok�w po suchym igliwiu, przyczai� si� chroni�c przed nadchodz�cym deszczem, kt�ry wisia� nad lasem od wieczora. Po chwili w g��bi b�ysn�o ma�e �wiat�o, kt�re wzmacniaj�c si�, migotliwymi b�yskami wydobywa�o z mroku pnie drzew i sklepienie ga��zi. W wykrocie po obalonej, prastarej so�nie zap�on�o ognisko. Wykrot g��boki i obszerny z �atwo�ci� mie�ci� sze�ciu podr�nych, kt�rzy krz�tali si� rozpinaj�c p�acht� na nawis�ych korzeniach obalonego drzewa, przygotowuj�c wieczerz�. Jeden tylko siedzia� przed ogniskiem, wpatruj�c si� w nie zamy�lonymi oczyma, daleki widocznie od tego, co dzia�o si� doko�a. W pe�ni si� m�skich, twarz mia� such�, jasn� cer�, tym bielsz� przy czarnych w�osach, kt�re spada�y mu na czo�o. Cienki, orli nos i z lekka ku do�owi sko�ne oczy nadawa�y twarzy wyraz stanowczy, a nawet ostry, mimo zamy�lenia. Jakkolwiek siedzia� niemal bez ruchu, z narzucon� na ramiona futrzan� szub�, mo�na by�o pozna�, �e wzrostu by� wi�cej ni� �redniego, szczup�y, ale muskularny; ca�� postaw� zdradza� dum� i opanowanie. Str�j mia� pa�ski, cho� podr�ny, a bogaty or�, zachodniego pochodzenia, nie m�g� nale�e� do byle kogo. Bo te� by� to Mieszko, najstarszy z syn�w Ziemomys�a i du�skiej ksi�niczki. Obok siedz�cy brat jego, �cibor, w niczym nie by� do niego podobny. R�owa, z lekka od s�o�ca i wichr�w przyciemniona twarz ton�a w bujnym, jasnym zaro�cie; prosty nos i b��kitne oczy, �ywe i weso�e, cho� w�adczo patrz�ce, a lekkie i szybkie ruchy sprzecza�y si� z pot�nym wzrostem i szerokimi nad miar� barami, pogrubionymi jeszcze �ososiowym kaftanem i kolczug�. Or� i he�m, norma�skiego pochodzenia, czyni�y go tak podobnym do Wikinga, �e a� dziwnym mog�o si� wyda�, i� s�owia�skim j�zykiem przem�wi�: - Wieczerza gotowa, a spieszy� nam trzeba. �le z ojcem musi by�, skoro drugiego pos�a�ca pchni�to, by�my nie mieszkaj�c w Gnie�nie si� stawili. Byle jeno na czas zd��y�, woli ojca wys�ucha�. Mieszko drgn�� z lekka, jakby przebudzony ze snu. Si�gn�wszy do boku, doby� z pochew no�a, kt�rym odkroi� kawa� pieczonego ud�ca sarniego i glon chleba. Milcz�c je�� pocz��. Inni te� do jedzenia si� wzi�li. Przez chwil� usta�y rozmowy, s�ycha� by�o jedynie poszum ruszaj�cych si� w nadchodz�cym wietrze ga��zi i uderzenia pojedy�czych kropel nadci�gaj�cego deszczu o rozpi�t� nad g�owami podr�nych p�acht�. Milczenie przerwa� znowu �cibor zwracaj�c si� do Mieszka: - A tw�j czarny suchciel mi�sa nie ruszy, jeno chlebem ka�dun zapycha, i to niesporo. Wina te� pewno nie pije ni miodu, jeno wod�. Nie dziwno, �e wygl�da, jakby z lochu wyszed�, bo i m�wi� chyba zapomnia�. G�by jeszcze nie otworzy�, jakby si� ba�, by z niej w�a nie wypu�ci�. Mieszko u�miechn�� si� z lekka i biegle w niemieckim j�zyku ozwa� si� do siedz�cego obok m�a: - Czemu mi�sa nie jecie? Podr�nemu si� potrzeba, a droga jeszcze przed nami i spoczynek daleko. W tym�e j�zyku, cho� ojczystym widocznie, bo z obcym, �piewnym akcentem, zagadni�ty odpowiedzia�: - Dzi� pi�tek, dzie� M�ki Pa�skiej, i wiara moja mi�sa je�� mi zakazuje. A do tej pracy, do kt�rej powo�a� mnie Pan i wy, kniaziu, nie z mi�sa si� przybywa. �cibor, kt�ry po niemiecku rozumia�, z ciekawo�ci�, cho� bez �yczliwo�ci spojrza� na obcego cz�eka w sile ju� wieku, ze szpakowat� brod� i zmarszczonym przedwcze�nie obliczem, kt�rego najwi�ksz� ozdob� by�y oczy, pogodne i g��bokie, i u�miech m�odzie�czy, dziecinny niemal, kt�ry zjawi� si� na powa�nej zwykle twarzy, gdy po s�owach �cibora: "Co za robota, do kt�rej si� nie trzeba?" - rzek� do Mieszka: - Powiedzcie, panie, bratu swemu, �e ja mow� s�owia�sk� ju� troch� rozumiem i kraj, ile mo�na z opowiada� zna�, znam. Nie na wiele bym si� przyda� nie wiedz�c, czego wam trzeba, i nie rozumiej�c, co do mnie i wko�o mnie m�wi�. Z dawna mnie Ojciec �wi�ty na misj� do waszego kraju przeznaczy�, i przygotowa�em si�, jak mog�em. �cibor pytaj�co spojrza� na Mieszka, ale ten nie rzek� nic i znowu popad� w zamy�lenie. �cibor milcza� czas jaki�, wreszcie wsta� i rzek�: - Ciemno bo ciemno, ale jecha� nam trzeba. Jako� zbiera� si� pocz�li, gdy nagle deszcz usta�, natomiast wiatr, kt�ry coraz by� mocniejszy, uderzy� z tak� si��, �e polecia�y konary i w�r�d trzasku �amanych ga��zi i wycia wichury da� si� s�ysze� huk wal�cych si� le�nych olbrzym�w. O dalszej podr�y my�le� nie by�o mo�na, wi�c pok�adli si� na spoczynek, nogami ku ognisku, kt�re przygasa� zacz�o. Tylko obcy cz�owiek ukl�k� przy �cianie wykrotu i niezrozumiale szepta� pocz�� - kre�l�c na czole i piersiach jakie� znaki. �cibor obok Mieszka si� po�o�y�, lecz nie do snu mu widocznie by�o, gdy� zaraz p�g�osem zagadn��: - Co to za jeden i po co go wieziesz do Gniezna? - Mnich to jest chrze�cija�ski, rzymianin. Jordan mu na imi� - odpar� Mieszko - a wioz� go, bo mi potrzebny.
- Widz� ci ja, �e chrze�cijanin, ale coraz ich wi�cej do nas �ci�ga i w��czy si� kraj przepatruj�c, aby Niemcom drog� wskazywa�. Wiar� niemieck� roznosz�, kt�ra wszystkie narody �wiata rzymskiemu biskupowi poddaje, aby niemiecki cesarz niby to dla
niego nimi rz�dzi�. Mieszko s�ucha� z niech�ci� i odpar�: - Mnich mi potrzebny, bo zna pismo i �wiat. Zna Itali�, Niemcy i Dani�. A chleba nie uznasz, czy dobry, zanim z pieca nie wyjdzie, i ogl�daniem go nie poprawisz. - Ale gdy upieczony, je�� go trzeba, cho� kwa�ny i z zakalcem. - Gdy piec gor�cy i ciasto zaczynione, nie czas si� namy�la�. P�ki Weleci Niemcom op�r stawi�, a cesarz w Italii ma zaj�cie i swoich co chwila poskramia� musi, a jeno ten czy inny graf na nas napiera, kt�rego czy zbi�, czy tanio kupi� mo�na - p�ty nam czas skrzepn��, aby op�r da� Niemcom, gdy ca�� pot�g� na nas si� zwal�. Co ojcowie pocz�li, sko�czy� przez ten czas musimy, by wszystkich S�owian przeciw nim postawi�. A jako� to uczyni�, gdy ka�dy szczepowy panek z drugim za �eb si� wodzi o porwanego cz�eka czy konia, a ka�dy kap�an swego boga pilnuje i ksi�ciem chce rz�dzi� albo mu rz�dzi� przeszkadza, wr�by takie stawi�c, jakie jemu potrzebne. - Czesi chrze�cija�stwo przyj�li, a teraz Niemcom s�u�y� musz�. - Bo ma�o ich i jeszcze si� �r� mi�dzy sob� i ze wszystkimi woko�o. Ani S�awnicy, ani Przemy�lidzi nie umieli wszystkiego uj�� w r�k�, niemieckiej pomocy wzajem na siebie szukaj�c. Nie umieli oni, to my spr�bujemy. Wi�cej nas i mocniejsi jeste�my, a wyboru nie ma. �cibor zamilk� i zaduma� si�. Po chwili zapyta�: - A po ojcu z dziedzictwem jako�e b�dzie? - Lepiej b�dzie bratu kniazia wszystkich S�owian ni� ma�emu ksi���tku, kt�re byle graf przegoni. - Mnie to zajedno, ale Leszek? - Leszek nie �yje. U Wkrzan�w siedzia�, gdy Wichman ich naszed� z du�� si��. Wygubi� wielu i kraj zaj�� nad Odr�. �cibor a� zerwa� si� z pos�ania, patrz�c na Mieszka: - Nic nie m�wisz, przecie to brat nasz! - Na z�e wie�ci czas zawsze. - Ale pom�ci� si� trzeba. - Na nic gniew bez si�y. Brataniec starego Gerona z�o�y� ko�ci. Stary, ranny i z�amany, do Rzymu si� wybra�, ko�cio�y buduje, ale na nasze ziemie patrze� nie ustanie. A nie on, to jego nast�pcy. Zaleg�o milczenie. �cibor d�wign�� si� i drew dorzuci� do ogniska, widocznie ju� spa� nie zamierzaj�c. Usiad� przed ogniem i nad czym� si� zamy�li�. Po chwili rzek�: - To dw�ch nas tylko zosta�o. - A dw�ch; na jak d�ugo, nie wiada, bo te� nie we�miemy si� do k�dzieli. �cibor na my�l, jak by wygl�da� przy k�dzieli, roze�mia� si�, lecz zaraz spowa�nia� i rzek�: - S� jeszcze po stryju Przybyw�j i Odylen. Mieszko odpar� niech�tnie: - Dlatego �yj�, �e stryjeczni. Koniec swego nosa widz�, a nam nie�yczliwi, bo na dziedzinach nie siedz�. Pilnowa� ich tylko trzeba, by szkody nie by�o. Syn�w nie mam, a cho�bym mia� po niewolnicach, nie b�d� ich szanowa� ni plemienni ksi���ta, ni - tym mniej - Niemiec. Z chrze�cija�sk� ksi�niczk� �eni� si� trzeba. - Dadz� to kt�r� za poga�skiego ksi�cia? Mieszko nie odrzek� nic. Jaki� czas milczeli. Wreszcie Mieszko odezwa� si�: - Wiatr nacicha. Prze�pijmy si� troch�, by z pierwszym brzaskiem ruszy� dalej. Okryli si� burkami i po chwili g��boki oddech �cibora oznajmi�, �e �pi. Mieszko, oparty na �okciu, d�ugo wpatrywa� si� bezsennie w gasn�cy �ar ogniska. Na tle szarzej�cego nieba ukaza�y si� zarysy ga��zi. Mieszko wsta�, przeci�gn�� zdr�twia�e cz�onki i zawo�a�: - W drog�! Dwaj bracia Wymijaj�c w brzasku wstaj�cego dnia zwa�y pni i wykroty sze�ciu je�d�c�w dotar�o do piaszczystego szlaku i zrazu, pu�ciwszy konie w cwa�, jecha�o w milczeniu. Po kilkunastu stajaniach Mieszko, jad�cy na przedzie, zwolni�, a �cibor, zr�wnawszy si� z nim, zagadn��: - Gdzie bywa�e�? By�em w Lubicy i Pradze, a ninie wracam od Gerona. �cibor spojrza� zaciekawiony. - C�e tam stary? Do Rzymu si� wybra�, jako rzek�em, za grzechy pokutowa�, za brata�cem p�acze, a co si� da, urwa� by rad. Jak stary wilk, co zdycha� idzie, a po drodze, co mo�e, udusi. - S�ysza�em, �u�yce i Z�epole zaj��. Wnet �aden udzielny ksi��� nie b�dzie mia� takiego pa�stwa. Mieszko si� zaduma�, a po chwili rzek�: - My�la�em ja o tym i stronami podszeptywa�em staremu, ale teraz, gdy osta� si� samotny, nic mu po koronie, i m�wi� szkoda. - Chytry stary. - Chytry jest, bo i z�e na dobre obr�ci� sobie potrafi. Siedzia� u niego Wichman i spiskowa� przeciw cesarzowi. Staremu ciep�o by�o, bo za niego por�czy�, a �al mu wyda� krewniaka. To na mnie go z Redarami pu�ci�. Santok mi zburzyli i kraj Licykawik�w i Wkrzan�w nad Odr� mi zaj��. Niby to Gero o tym nie wiedzia�, ale pow�ci�gn�� obieca�, je�li trybut cesarzowi z kraju po Wart� zap�ac� i patrze� b�d� spokojnie na jego nowe zdobycze. - A ty co na to? - Zap�aci�em i obieca�em. �cibor a� si� na siodle przekr�ci� ze z�o�ci. - No�em bym da� staremu, miast danin� ze swego p�aci�! - To moje, co w r�ce trzymam, a Pomorze mi wa�niejsze ni� pieni�dz. Wiedzia� stary, gdzie i kiedy mnie uderzy�, gdy zamieszek si� u nas spodziewa�, gdyby ojciec zmar�, a ty z wojskiem pod Wolinem stoisz i �acno m�g�by� zosta� odci�ty, gdyby si� Sasi z Jomsborczykami zw�chali. �cibor roze�mia� si�. - Alem ja to pr�dzej zrobi�. Okup od Jomsborczyk�w wzi��em w zbroi i koniach, a Sasom powiedzia�em, �e wraz odst�pi� musz�, bo mnie ojciec wzywa. Krzywi byli, alem nie czeka� i zabrawszy co swoje, tu jestem. - Widz� ci ja, �e� za Wikinga przebrany, a i ko� pod tob� niemiecki. Ci�kie to bydl� na nasze grz�zawiska, ale przynajmniej wida�, �e konia masz pod sob� jak rycerz, nie naszego konika, co zda si�, kota dusisz mi�dzy kolanami. �cibor poklepa� karego ogiera m�wi�c: - Ca�y huf mam tak uzbrojony i konny. �ebym tak z dziesi�� tysi�cy przybra� potrafi�, cesarza bym z tronu �ci�gn��, a sam na nim usiad�. - Nie tylko t� si�� cesarz na tronie siedzi, dlatego nie�acno nam z nim wojowa�. Panem go uznaj� wszyscy chrze�cija�scy ksi���ta, a poga�skie kraje zdobywa� pomog� - niby to nawraca�, a do swojego jarzma wprz�ga�. A my co? Ka�de szczepowe ksi���tko panem sobie chce by�, do czasu, gdy mu strzech� nad g�upi� g�ow� zapal�. A nawet ci, co jak Weleci zwi�za� si� ze sob� potrafi�, nied�ugo tylko op�r mog� da�, bo �upi� jeno my�l� Niemc�w, Du�czyk�w czy nas - zajedno im. Zjedna� nikogo ni kraju rozszerzy� nie potrafi�, a od walki przeciwko wszystkim nie przybywa ich. Dlatego, cho� bitni, nie ostoj� si�. Zaduma� si� znowu. - A w Pradze i Lubicy za czym by�e�?
D�ugo by m�wi�, pospiesza� nam teraz trzeba. Pu�cili znowu konie w skok na wychodz�ce zza bor�w s�o�ce i po kilku stajaniach wypadli na obszern� polan�. B�r jeszcze jeden dzieli� ich od Gniezna i w�a�nie w �cian� jego zanurzy� si� mieli, gdy p�dem wyjecha�o z niej kilku je�d�c�w. Ujrzawszy Mieszka, osadzili konie i zsiad�szy odkryli g�owy, czekaj�c, a� ku nim podjedzie. Mieszko pozna� dworskich starego ksi�cia i zbli�ywszy si� zapyta�: - Z ojcem co s�ycha�? Witamy was, panie, kniaziem naszym. Ojciec wasz odszed� do przodk�w tej nocy. Mieszko przyblad�, lecz odrzek� spokojnie: Witam i ja was, Drogomirze. Skoro po�egna� ojca nad��yli�my, spieszy� si� ju� nam nie trzeba. Wracajcie do Gniezna i zapowiedzcie, �e ko�o po�udnia tam staniemy. Tymczasem do pogrzebu rodzica przygotowania poczyni� i styp� stawi�, jak nale�y. To rzek�szy, z konia zsiad� i skin�wszy na �cibora, by szed� za nim, skr�ci� w las i usiad�szy na pniu, do brata, kt�ry leg� przed nim na mchu, m�wi� pocz��: - Pyta�e� mnie, com czyni� w Pradze i Lubicy. �ony szuka� je�dzi�em. �cibor powt�rzy� pomini�te przedtem pytanie: - Dadz� ci to chrze�cija�sk� ksi�niczk� za �on� do twoich siedmiu? - Odprawi� je przyrzek�em. - A Mi�� te�? - O Mi�� nie pytali, zreszt� nie �ony to dla nich, jeno na�o�nice, skoro nie przed chrze�cija�skim kap�anem po�lubione. - A jako� ich kap�ani za�lubiny odprawi�, skoro� ty niechrze�cijanin? - Chrze�cija�stwo przyj�� obieca�em. �cibor a� usiad� na trawie, a twarz poczerwienia�a mu z gniewu. - M�w mi zaraz, co� namota� i do czego zmierzasz! Nie swoim to tylko rozporz�dzasz. Bacz, by� sam nie zosta� ze swymi zamiarami, wszystkich maj�c przeciw sobie. Mieszko spokojnie i przenikliwie przez d�u�sz� chwil� patrzy� na brata, po czym zapyta�: - I ciebie te�? �cibor ponuro si� zamy�li� i odpar�: - Powiem ci, gdy si� rozm�wimy. - Dlatego z tob� rozm�wi� si� chcia�em, zanim do Gniezna zjedziemy. Tu sobie mo�emy wszystko powiedzie� u�o�y�, tam ja jeden m�wi� b�d�, a s�ucha� wszyscy inni. - Je�eli ich zmusi� potrafisz! - Bylem ciebie mia� za sob�, o reszt� nie stoj�. - A ze mn� jako� b�dzie? Ojca wol� pos�ysze� by trzeba. - Wiem ci z dawna, �e mnie ojciec uczyni� dziedzicem. Nie chcia� rozrywa�, co ojce i dziady z��czyli, boby wnuki na pank�w zesz�y, po jednym gr�dku na ka�dego. Z bra�mi u�o�y� si� mia�em. Leszkowi ju� tyle ziemi potrzeba, co nad nim. A ty o sobie jak my�lisz? - A co mi tam! Ju�ci, �e gr�d jakowy� znaczny mie� musz� na siedzib�, bom nie kmie� ani najemnik, ale knia�. A rz�dzi� nie chc�, bo nie znam si� na tym. Wojn� lubi� i wojska mi jak najwi�cej, a kogo bi�, twoja rzecz. - Wszystko b�dziesz mia�, czego za��dasz, pr�cz w�adzy, bo t� ca�� musz� mie� w r�ku, by swojego dokona�. I nigdy ci bracie, nie zapomn�, �e� mi w tej chwili stan�� przy boku, gdy wielu przeciw mnie stanie, a ju� najmniej odejdzie ode mnie. Czas im najsposobniejszy, gdy si� w�adza zmienia. I zmiana wiary nie przysporzy mi druh�w w�r�d swoich. Za star� wiar� stoj�, a kap�ani, co mog� zrobi� przeciw mnie, to zrobi�. Drugi raz im si� taka sposobno�� nie trafi. Musisz to zaraz wiar� zmienia�? Nie lepiej by poczeka�, a� si� wszystko u�adzi? - Wszystko nie u�adzi si� nigdy. Niech lepiej zaraz runie, co s�abo stoi, abym wiedzia�, co i z kim mam budowa�. Wiary zaraz nie zmieni�, bo wiele przygotowa� trzeba, op�r pozna� i si�� jego policzy�, ale zaraz j� zapowiem. Niech si� sprawa odstoi, to i op�r sam zmaleje. Wielu, co potajemnie chrze�cija�stwo wyznaje - a wiem, �e i tacy s� - jawnie si� do tego przyzna i spraw� przeprowadzi� pomo�e. A rzecz si� i tak nie da utrzyma� w tajemnicy, skoro za Jordanem je - dzie wielu kap�an�w, kt�rzy nowej wiary uczy� tu maj�. Ale najwi�kszy kamie� spad� mi z serca, �e ciebie mi�dzy wrogami nie znajd�, boby mi ju� mo�e za ci�ko by�o. �cibor przygarn�� Mieszka do piersi i zawo�a�: - Mnie nigdy, wiesz przecie! Od dzieci my zawsze razem trzymali. Na sercu mi broda nie ro�nie, znajdziesz je zawsze takie same. - Dzi�kuj� ci, bracie - rzek� oddaj�c u�cisk Mieszko. Wsta� i mieli si� ku koniom, gdy z boru wynurza� si� pocz�y gromady konnych. - To tw�j orszak i moje hufce ju� nadesz�y z Poznania - rzek� �cibor. - Trzeba i nam jecha�. Dosiedli rumak�w, by na czele nadje�d�aj�cych poci�gn�� do Gniezna. Pogrzeb S�o�ce mia�o si� ju� z po�udnia, gdy Mieszko z orszakiem wychyli� si� z las�w i drog� mi�dzy jeziorami, Bielid�em i Winiarskim ku gr�dkowi wykr�ci�. Na polu, zwanym �u�awy, stary w�dz M�ciw�j i dow�dca za�ogi gr�dka, Doliwa, stali, by powita� nowego pana chlebem i sol�. T�umy wojak�w i posp�lstwa zaleg�y ��ki przydro�ne i pokrzykiwa� na powitanie zacz�y, lecz ich Mieszko skinieniem r�ki uciszy�. Jechali tedy w milczeniu, Mieszko ku gr�dkowi z orszakiem, �cibor wraz ze starszyzn� wojskow� ku zabudowaniom na wzg�rku nad Bielid�em skr�ci�, a pospolite woje na dolinie stan�y obozem. Podjechawszy pod wzg�rze Lecha, Mieszko zsiad� z konia i pieszo szed� pod g�r�, w milczeniu, zamy�lony, w�r�d witaj�cych go dworskich starego ksi�cia. Skin�wszy na prze�o�onego nad dworem, Dobora, uda� si� do izb mieszkalnych. Wszed�szy usiad� na zydlu zas�anym nied�wiedzi� sk�r� i do stoj�cego Dobora si� zwr�ci�: - Przygotowania do pogrzebu ojca poczynione? - Jak kazali�cie, panie. Stos ju� ze wszystkim gotowy i na was tylko czekali�my. - Gdzie stos ustawiony? - Nad �wi�tym Jeziorem, naprzeciw gr�dka. Z okna go wida�, panie - odrzek� Dob�r. Mieszko wsta� i podszed�szy ku oknu, spogl�da� czas jaki�. Po chwili, nie odwracaj�c si�, powiedzia�: - Kap�ani wita� mnie nie wyszli! - Wis�aw odjecha� wraz z Medoborem retyckim, pono zaraz po rozmowie ze starym kniaziem. Inni u siebie w zabudowaniach siedz�. Co knia� m�wi�, nie wiada, ale widno nie wiedz�, co robi�. - Zaraz b�d� wiedzie�! S�a� do nich, aby mi �adnego do wieczora w Gnie�nie nie by�o, je�li im oczy mi�e! Niepewno�� i niepok�j odbi�y si� na twarzy Dobora. - A z pogrzebem jako� b�dzie, panie? - Sam ojcu stos za�egn� - odpar� Mieszko. - �wi�tego ognia kto dopilnuje? - Do zachodu niedaleko, nie wyga�nie. - A potem? - Nie b�dzie potrzebny. - Jak ka�ecie, panie - rzek� Dob�r. Sk�oni� si� i wyszed�. Zacz�o si� - szepn�� Mieszko do siebie i leg�szy na �awie zaduma� si� g��boko. * * * Wysokim i spokojnym p�omieniem bucha� ku �wiec�cemu jeszcze zachodni� zorz� niebu stos, na kt�rym stary Ziemomys� do ojc�w odchodzi�. T�um ludu i starszyzna, z Mieszkiem na czele, stali doko�a w milczeniu i w ciszy spokojnego wieczoru s�ycha� by�o jedynie zawodzenie p�aczek i syk p�omienia. Wszystkie �ony ksi�cia wyprzedzi�y pana swego i w ostatni� drog� nie towarzyszy�a mu �adna. Ciemniej�ce niebo roz�arza� si� poczyna�o �un� od �aru ogniska, kt�rego odbicia gra�y na zmarszczonej lekkim powiewem wieczornym czarnej toni �wi�tego Jeziora i r�owi�y - przeciwleg�y gr�dek, gdzie Ziemomys� k�s �ycia sp�dzi� i gdzie go te� dokona�. Gdy ko�o p�nocy p�omienie przygasa� zacz�y, rozmarzony smutek ludu, wpatrzonego w ogie� zabieraj�cy starego pana, do kt�rego z dawna przywyk� i przywi�za� si�, zmienia� si� pocz�� w szarpi�cy niepok�j, jakby ze stosem gas�a stara cz�� w�asnego �ycia, a skradaj�ca si� coraz bli�ej od czarnej �ciany boru i tajemniczej toni jeziora ciemno�� ogarnia�a nie tylko cia�a, ale i dusze. Co� si� sko�czy�o i odchodzi�o bezpowrotnie, a nadchodz�ce zasnute by�o mrokiem. Gdy �ar przygas� na tyle, �e do zgliszcz mo�na by�o przyst�pi�, pacho�kowie zapalili smolne pochodnie, a starszyzna, tlej�ce ognisko miodem i piwem zalawszy, nie dopalone ko�ci ksi�cia do wielkiej urny zebra�a i na czele orszaku nios�cego naczynia z jad�em i napojem skierowa�a si� t�umnie ku le�nej polanie, gdzie mogi�y dziad�w i ojc�w Ziemomys�a le�a�y i gdzie jemu ostatni spoczynek zgotowano. Gdy mogi�a nad szcz�tkami ksi�cia stan�a, j�� Mieszko starszyzn�, a komornicy posp�lstwo na styp� do Gniezna prosi�; na gr�dku dla dostojnik�w, a na dziedzi�cach i na podgrodziu dla ludu sto�y do uczty stawiono. Zaroi�y si� komnaty i dziedzi�ce rycerstwem, dworskimi i grodowymi i zasiadali do sto��w, a pacho�kowie leli ze st�gwi mi�d i piwo, roznosili mi�siwa i ko�acze. Milcz�cy zrazu t�um szumie� zacz�� po chwili, gdy pod wp�ywem napoju i jad�a zaciera� si� smutek i znu�enie nie przespanej nocy. Jedynie w �wietlicy ksi��� ze starszyzn� w ponurym milczeniu s�uchali pie�ni g�d�ka, s�awi�cego czyny zmar�ego pana. Mieszko siedzia� na podwy�szeniu, g�ow� wspar�szy na r�ku, a chwilami zasypia� si� zdawa�, drug� ju� noc� nie span� znu�ony. Od czasu do czasu po kubek tylko si�ga�, kt�ry mu stoj�cy za nim komornik za ka�dym razem nape�nia�. Czas p�yn��, umilk� g�d�ek i z blaskami �uczywa szare �wiat�o �witu miesza� si� pocz�o, gdy ksi��� jakby si� przeckn�� i skin�wszy na stoj�cego za nim komornika, co� mu szepn��. Komornik wyszed�, a po chwili dwaj pacho�kowie z trudem wnie�li ci�k� skrzyni� i przed ksi�ciem j� postawili. Mieszko otworzy� kute wieko i wyjmowa� pocz�� �a�cuchy z�ote, bro� ozdobn�, pasy, kubki oraz inne klejnoty i obecnych rycerzy obdarza�. Gdy dzi�kowa� mu pocz�li, przem�wi�: - Moje to dla was podzi�kowanie za wierne s�u�by memu rodzicowi i s�u�by tej pami�tka, gdy si� sko�czy�a. Sta� przed nim stary Wszeb�r, z ��czyckich ksi���t, i w r�ku wa�y� �a�cuch, a w ustach s�owa. Na starym obliczu, przeoranym przez usta blizn�, gin�c� w g�stwinie szpakowatej brody, gniew si� malowa�, kt�ry wybuchn��: - Sercem s�u�yli�my ojcu waszemu i sercem nam p�aci�, a pami�tki tej s�u�by na sk�rach swych nosimy. Dro�sze nam one ni� niemieckie, cho�by z�ote, �a�cuchy. Rozumiemy to, kniaziu, �e nas w �asce swej odprawiacie tak, jake�cie wczorajszego rana w nie�asce kap�an�w odprawili. Nie �lepi�my i widzimy, �e z nowym kniaziem idzie nowy obyczaj i nowa wiara, a do tego wam pomaga�, cho�by�cie chcieli, nie b�dziemy. Zabierzcie sw�j �a�cuch. Milszy mi b�dzie, gdy go sam �ci�gn� z obcej wyw�oki, kt�rej go dacie. B�yskawica gniewu przelecia�a przez znu�one oblicze ksi�cia i zgas�a. Spokojnie spojrza� na Wszebora i rzek�: - Nie ukarz� was za te s�owa, bo mo�e jeno �mielej m�wicie, co my�li wielu. Si� mi potrzeba i �al ka�dego, kt�ry odejdzie, ale na opornych jeszcze ich starczy. O wiar� i pos�uch wasz zabiega� nie b�d� ani rozumu od was nie po�ycz�. Kto sercem s�u�y� mi gotowy, zosta� mo�e, kto nie - w �asce go odprawi�. Wr�ci, gdy si� przekona. Na mojej to stypie ocenia� b�dziecie moje dokonania. Ale kto by moim zamierzeniom w drodze sta�, na tego miecz a powr�z. To rzek�szy wyszed� z komnaty. Po wyj�ciu ksi�cia zawrza�o mi�dzy starszyzn�, lecz wkr�tce stary M�ciw�j rozruch uspokoi� i zasiad�szy na �awie, zagadn��: - Nie zwady nam trzeba, ale rady. Piastom wiek sw�j przes�u�y�em i patrza�em, jak z pola�skich kniazi�w nad innych wyro�li i si�� zgromadzili, z kt�r� i Niemiec, i Du�czyk, i Ru� si� liczy, cho� nie zawsze rozumia�em, do czego prowadz�. A Mieszko pode mn� pierwsze wyprawy odbywa� i znam go lepiej ni� wy. Ju�ci, s�ucha� nikogo nie b�dzie, bo zawsze wiedzia�, kim jest, ale rad� rozwa�y i m�dr� nie pogardzi. A rozum ma bystry i patrzy daleko, dlatego widzie� mo�e, co dla innych zakryte, i pami�ta, komu co winien i kto jemu. Dlatego zadrze� z nim niezdrowo. Ja i moi zostaniemy. Odej�� zawsze czas, a wraca� wstydno by�oby, gdyby si� okaza�o, �e knia� by� praw. A i wiedzie� zda si�, co si� gotuje, a my co wiemy? Co posp�lstwo gada mi�dzy sob� na domys�. Wygna� - m�wicie - kap�an�w? I ja bym ich wygna�. Wis�aw z Weletami si� w�cha�, rad by takie jak u nich porz�dki wprowadzi�, gdzie kap�ani ca�� w�adz� maj� w r�ku, a ksi���tka s�ucha� musz� jak wszyscy. A zbieg�szy, swoich zostawi�, by mu donosili, co si� dzia� i m�wi� b�dzie. Ma�o to Niemce maj� tu takich, kt�rzy im o wszystkim donosz�, bodaj i to, co teraz m�wimy?! Dlatego nie dziw, �e knia� nierad si� spowiada�, zanim czyn rozg�os uprzedzi? Wszeb�r, kt�ry kilkakrotnie chcia� m�wcy przerwa�, g�osu doczeka� si� nie mog�c, wybuchn�� teraz: - Jedno wiemy na pewno, �e wiar� chrze�cija�sk� chce wprowadza� i po to zwl�k� tych mnich�w, aby j� opowiadali. A jednego nie wiemy, ale nie dowiemy si� tutaj: co �cibor o tym my�li i co mu po ojcu przypadnie. O Leszku wiadomo nam ju�, �e zgin��. W por� to Mieszkowi przysz�o. Ale �ciborowi dzia� si� nale�y, a nam s�u�y�, komu wola, bo z dobrej woli Piast�w postawili�my nad sob� i przeciw woli s�u�y� nie musimy. - �cibor ku Smogorzewu wyjecha� wojsko zostawiaj�c - ozwa� si� kto�. - To u swojej Doszki pewnie ulgnie jak zwykle, gdy tu bawi. Je�li nie wojuje, to kocha - za�mia� si� najm�odszy w gromadzie, Jaksa, zwany Miechem. - Nam by do niego jecha� - rzek� Wszeb�r. - I o tym, co si� gotuje, wi�cej wie, bo m�wi� musia� z Mieszkiem, a i co z nim - wie albo b�dzie chcia� wiedzie�. - Ja tam - do �cibora bez wiedzy kniazia nie pojad� ni swoim jecha� nie dozwol� - rzek� M�ciw�j. - Je�li z Mieszkiem si� u�adzi�, to jecha� nie ma po co, a je�li nie, to go przeciw bratu pod�ega� nie b�d�, skoro przy Mieszku stoj�. Zajedno mi, co si� zdarzy. Moja rada: nie spieszy� z postanowieniem i tu zaczeka�. Knia� wcze�niej czy p�niej rad� zwo�a, jak ojcowie jego zwo�ywali, a je�eli nawet zrobi, co sam zechce, to wiedzie� przynajmniej b�dziemy, co. - A ja, cho�by sam, pojad� do �cibora - wybuchn�� Wszeb�r - a nic tam nie wsk�ram, to i gdzie indziej! - Miarkujcie si�, je�li mo�ecie. Ja nic nie s�ysza�em, ale i wi�cej s�ysze� nie chc�! Z Mieszkiem wojny szukacie. By wam wrychle nie obrzyd�a odpar� M�ciw�j i d�wign�wszy si� z �awy, na syna skin��, by go z izby wyprowadzi�. Inni te�, pogwarzywszy chwil�, szli na gospody spocz�� po nie spanej nocy. Tylko Wszebor ze swymi do koni zaraz ruszy� i nie mieszkaj�c z gr�dka wyjecha�. Siedziba �cibora Gr�dek, zwany Kozim Rogiem, nazw� zawdzi�cza� kszta�towi wchodz�cego w le�ne jezioro p�wyspu, na kt�rym by� po�o�ony. U podstawy od l�du odci�to go g��bokim rowem, tak �e wod� dooko�a by� oblany. Przez r�w prowadzi�o jedyne przej�cie na zwodzony most w bramie kamiennego, na d�bowym rusztowaniu opartego wa�u. Od jeziora ca�e obej�cie cz�stoko�em by�o obwiedzione, miejscami schodz�cym w wod�. Jedynie sam cypel, wysuni�ty w jezioro, otwarty by�, stanowi�c przysta� dla �odzi pod wierzbami, nad g��bi� od wschodniej strony, a �ach� piaszczyst�, �agodnie schodz�c� w wod�, od zachodniej. Nieobszerny ten gr�dek du�o miejsca w szerokim �ciborowym sercu zajmowa�. Sam jezioro to odnalaz� w g��bi bor�w, �cigaj�c jako wyrostek ogromnego ody�ca i ubi� go na �asze, pierwszego w �yciu. W�asnym przemys�em gr�dek wystawi� i obwarowa�, w�asnych nawet bar�w i r�k nie �a�uj�c. Tu �up co znamienitszy z wojen i �ow�w �ci�ga� i tu najmilsz� z niewiast swych, Greczynk� Eudoksj�, Doszk� zwan�, z dwojgiem bli�niaczych dziatek osadzi�, pod opiek� okalecza�ego w obronie jego �ycia starego Do��gi, kt�ry pod nieobecno�� pana gr�dkiem rz�dzi�. Ilekro� te� wojna lub inne sprawy nie trzyma�y �cibora z dala, sam lub z najbli�szymi druhami tu zje�d�a� wypocz�� po gwarze dworskiego czy obozowego �ycia i wojennych trudach, by w spokoju zapad�ego k�ta, �yj�c jak prosty kmie� z rodzin� jeno, najmilsze tu mie� wywczasy. Tak i teraz w Gnie�nie nie popasa�, lecz dru�yn� zostawiwszy, tu �ci�gn��, z dwoma jedynie towarzyszami, by na �owy z kim by�o jecha� i wieczorem przy kominie pogwarzy�. Ci te�, nie pierwszy raz tu b�d�c, swobody na w�asn� r�k� u�ywali, na oczy mu nie wchodz�c wiedzieli, �e gdy zechce, sam ich zawo�a. Ostatnie dni s�onecznej jesieni sp�dzali wa��saj�c si� po lasach za drobn� zwierzyn� lub baraszkuj�c za rybami na jeziorze. Cisza te� panowa�a na gr�dku w s�oneczne popo�udnie, podkre�lona brz�czeniem pszcz� krz�taj�cych si� przed zimowym spoczynkiem, a przerywana dziecinnymi g�osami z �achy piaszczystej, na kt�rej �cibor do s�o�ca si� wygrzewa�. Le��c na brzuchu, z g�ow� wspart� na �okciach, bosy, z rozche�stan� na piersiach koszul�, popija� od czasu do czasu piwo ze srebrnego kubka, stoj�cego przed nim na ziemi wraz z malowanym dzbanem, z kt�rego napoju dolewa�, i wpatrywa� si� sennymi oczyma w blaski graj�ce na jeziorze, marszczonym pr�gami od grzbiet�w ryb, do s�o�ca na p�ycizn� wychodz�cych. Czasem powl�k� oczyma za stadami kaczek na przeciwleg�ym brzegu pod borem, kt�re ze �wistem lotek zrywa�y si� i zapada�y po okr��eniu jeziora, jakby pr�buj�c mocy swych skrzyde� przed odlotem. Zdawa� si� nie zwa�a� na dzieci, kt�re wyprawia�y po nim swe harce, daremnie chc�c zwr�ci� na siebie uwag� i wci�gn�� do zabawy, na co si� jedynie z roztargnieniem u�miecha�. Dopiero gdy zapieraj�c si� nogami z ca�ej si�y, za w�osy ci�gn�� go pocz�y, by g�ow� ku nim odwr�ci�, siad�szy na piasku, zapyta�: - Czego chcecie, skrzaty? W�osy mi powyrywacie i b�d� �ysy jak stary Do��ga. Dzieci parskn�y �miechem na my�l, jak by wygl�da� bez z�otej jak s�o�ce czupryny, a czupurny ch�opak, pi�ciolatek, zawo�a�: - Rzu� mnie do jeziora rybom na po�arcie! - A jak ci� naprawd� szczupak po�knie? Widzia�em tu takiego, co zjad�by ci� na jeden k�s. - A nieprawda. Ryby dzieci nie jedz�, a jeszcze du�ych! A ja wyros�em, kiedy was tu nie by�o. - Ale smok mo�e te� by� w jeziorze. Ch�opak zaczerwieni� si�, cokolwiek zmieszany, ale po chwili rzek� nadrabiaj�c min�: - Smoki w wodzie nie mieszkaj�! - Sk�d wiesz? - zapyta� �cibor. - M�cis�aw mi opowiada� o krakowskim smoku, �e w jamie mieszka�. - Ale ci� rusa�ka mo�e porwa�. - Rusa�ki �pi� we dnie. - A to za� sk�d wiesz? - A wiem, bo ich we dnie nigdy nie wida�, a w nocy ta�cz� nad jeziorem. - Kt� ci to m�wi�? - Widzia�em, jak ta�czy�y, M�cis�aw mi pokazywa�. Wszystkie dziwa w nocy wychodz�: i skrzaty, i boginki, nawet samo Licho. - A Licho widzia�e�? - Licha si� nie da widzie�, tylko si� czuje. Psy wiedz�, jak nadchodzi, mo�e wie i Zbroz�o, ale on nic nie powie. Stary Do��ga ku nam idzie! - zawo�a�a dziewuszka. - Pewnie cosik nam niesie od matuchny. Istotnie stary Do��ga wl�k� si� na sztywnej nodze o kiju. Dzieci skoczy�y naprzeciw po spodziewane �akocie. Widocznie jednak zaw�d je spotka�, bo Swatek za kij uchwyci� usi�uj�c wydrze� go staremu z r�ki, a Bia�ka za kaftan ci�gn�� pocz�a dalej i�� nie pozwalaj�c. �cibor na dzieci zawo�a�, by da�y spok�j staremu, podesz�y wi�c z oci�ganiem, a Swatek prosz�co rzek�: - Po was Do��ga przyszli, bo rycerze jacy� przyjechali, ale oni poczeka� mog�, a� si� z nami bawi� sko�czycie. - Co tam, stary? - zapyta� �cibor zbli�aj�cego si� Do��g�. - Wszeb�r z ��czycy samotrze� przyjecha� i pilno widzie� was ��da. - Jemu pilno, nie mnie - mrukn�� �cibor wstaj�c niech�tnie. Widz�c jednak, �e Swatek si� zachmurzy�, a Bia�ce na p�acz si� zbiera, usiad� i rzek�: - Pacho�ka mi z szatami przy�lijcie, a spieszy� si� nie potrzebuje. Us�yszawszy to dzieci �ciska� go z rado�ci zacz�y, a� dzban z piwem leg� na piasku, wylewaj�c strug� z�otego napoju. - A niech mi tam pacho� piwa �wie�ego przyniesie! - krzykn�� �cibor za oddalaj�cym si� Do��g� i ca�a tr�jka �mia� si� nagle zacz�a, a� srebrne dzwonki dziecinnych g�os�w, zmieszane z basem �cibora, odda�o echo od przeciwleg�ej �ciany boru. Pod zach�d ju� si� mia�o, gdy pacho� z szatami nadszed�szy, pom�g� odzia� si� �ciborowi, kt�ry dzieci pod jego stra�� ostawi�, a sam szed� do dworca go�ci powita�. Przy furtce Dosza niespokojnie na niego czeka�a. Niewiasta by�a w pe�ni rozkwitu, smuk�a, wysoka, ol�niewaj�co bia�ej i g�adkiej cery. W�osy ciemne, ze z�otawym po�yskiem, zwi�zane by�y w ci�ki w�ze� na plecy opadaj�cy. Twarz o regularnych, prostych rysach tchn�a s�odycz�, a wielkie czarne oczy patrzy�y na �cibora z czu�o�ci� i niepokojem, gdy nie�mia�o, ramiona na szyj� mu zarzuciwszy, zapyta�a: - Czy znowu po ciebie przyjechali? Dopiero� wr�ci� przecie, a nigdy nie wiem, czy wr�cisz. - Nie b�j si�, Doszko - podni�s� j� jedn� r�k� do g�ry jak dziecko, przygarn�� ku sobie, ca�uj�c jej bia�e czo�o. - Od Rusi spok�j teraz, z Du�czykami do wiosny mamy rozejm, a cesarz z papie�em si� wadz�. Gero do Rzymu pojecha�, a domowe k�opoty Mieszkowi wraz z dziedzictwem ostawi�em. - Roze�mia� si�. - Za m�j udzia� Kozi R�g mi starczy, skarbiec mam sw�j. Nie od Mieszka to zreszt� pos�a�ce. Pojad�, jak przyjechali. - Tak rzadko ci� mam dla siebie, nawet te dzieci nas dziel�! - Starczy mnie dla wszystkich, du�y jestem - za�mia� si�. - Ca�y �wiat mi zas�oni�e� - szepn�a - i s�o�ca bez ciebie nie wida�. - Id��e tedy na s�o�ce, p�ki jeszcze �wieci, a mnie do go�ci puszczaj, bo si� ju� pewno pospali. I uwolniwszy si� �agodnie z jej u�cisku, wraz z oczekuj�cym go Do��g� do go�cinnej izby si� uda�. �wietlica by�a okaza�a. Rze�bione belki stropu d�wiga�y malowan� powa��. �ciany z g�adkich pni obwieszone by�y doko�a sk�rami dzikich zwierz�t - wilk�w, rysi�w i nied�wiedzi - przez samego �cibora pobitych. Na nich rozwieszono bro� r�norak�: zbroje, tarcze, oszczepy, �uki, srebrem, z�otem i kamieniami zdobione. P�y, pod powa�� doko�a izby obiegaj�ce, pe�ne by�y naczy� poz�ocistych lub nawet szklanych. Ogromny komin sta� w�a�nie w blaskach promieni zachodz�cego s�o�ca, kt�re wpada�y przez okno ze szklanych gom�ek, w o��w oprawnych. �awy pod �cianami i wielki d�bowy st� zas�ane by�y haftowanymi z�otem i purpur� obrusami, a pod�oga barwnymi kobiercami. W ostatnich blaskach dnia komnata gra�a wszystkimi barwami �ci�gaj�c mimo woli uwag� siedz�cych za sto�em m��w, tak �e spostrzegli �cibora dopiero, gdy stan�� przed nimi. Zerwali si� wita�, a �cibor skin�� im g�ow� i siada� prosi�. - Nie w por� wam mo�e go�cie, ale sprawa pilna - zacz�� Wszeb�r. - Go�ci bogowie przywodz� - odpar� �cibor wymijaj�co - a wieczerza zdro�onym pilniejsza. Dzi� i tak nie wyjedziecie. To rzek�szy, na pacho�k�w zaklaska�, by je�� i pi� podali. Jedli i pili jaki� czas w milczeniu. Dopiero gdy pacho�kowie, wod� na srebrnych misach i haftowane r�czniki podawszy, naczynia po wieczerzy wynie�li, Wszeb�r spraw� bez wst�pu zagai�: - Wyjechali�cie, panie, nie m�wi�c z nikim. Nie sta�o waszego ojca, nie sta�o i naszego. Ni ostatniej woli starego pana, ni wprowadzenia nowego nie og�osi� nikt. Ba, nie by�o komu, bo kap�an�w wy�eni�to precz. Bodaj �e wszystko nowe z nowym panem nastanie, od wiary i obyczaju. Nie niewolniki my, lecz z dobrej woli Piast�w za pan�w uznali�my. - A za� ode mnie czego chcecie? - ch�odno przerwa� �cibor. - Wiadomo, �e u nas, S�owian, m�odszemu dziedzina nale�y. - C� si� o mnie zastawiacie, skoro ja o to nie stoj�? - Dziedzina nie ko� ni w�, kt�rego sprzeda� czy darowa� mo�na. Ale nie ma wam niewoli rz�dzi�, a nam niewoli s�ucha�. Skoro rz�d�w nie bierze ten, komu z prawa nale��, innego znale�� potrafimy. - Znale�� pana �atwo, jeno pozby� si� trudno - rzek� �cibor. - A wola wasza jeno mi�dzy jednym a drugim panem le�y, je�li le�y. Nie by�o wam i waszym �le z Piastami. - By�o dobrze i sko�czy�o si�! Nie chcemy nowej wiary ni niemieckiego obyczaju i nie chcemy by� niewolnikami �lepo s�ucha�, nie widz�c, do czego si� zmierza lub gorzej, widz�c, �e do zguby w�asnej, do utraty tego, co najdro�sze! - nami�tnie wybuchn�� Wszeb�r. �cibor zaduma� si�. Zapanowa�o milczenie, jeno s�ycha� by�o gniewne sapanie Wszebora. Ostatnie blaski zorzy wpada�y przez okno do �wietlicy i poma�u obejmowa� j� p�mrok. D�ugo wa�y� �cibor. Duma panuj�cych ksi���t zakazywa�a t�umaczy� si� ni�szemu, braterska mi�o�� podsuwa�a pragnienie oszcz�dzenia trosk Mieszkowi. Przywi�zanie do radosnej, swobodnej przesz�o�ci czyni�o Wszebora wyrozumia�ym, porywczo�� za� nak�ania�a zlekcewa�y� go nie t�umacz�c niczego. Przem�wi� wreszcie: - Swoi wam s� Piastowie, bo�cie ich sami obrali, ale kniaziami s� - nie s�ugami, kt�rych zmieni� mo�na, gdy si� wam nie zdadz�. Mi�a sercu wiara i obyczaj, mi�a sercu wola, ale ich sami utrzyma� nie potraficie, gdy ktokolwiek po nie si�gnie. A ju� si�gaj�. Mo�e do was, w ��czycy, p�niej ni� gdzie indziej, bo was ze �wiata, a od was �wiata nie wida�. Pana, m�wicie, zmieni�? A na jakiego� to? Nazwijcie takiego, co by was chocia� przed Mieszkiem os�oni�