7454

Szczegóły
Tytuł 7454
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7454 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7454 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7454 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Edmund Niziurski Awantura w Niek�aju Wydawnictwo ��l�sk� Katowice 1975 Wydanie IV Spis tre�ci: Rozdzia� I Rozdzia� II Rozdzia� III Rozdzia� IV Rozdzia� V Rozdzia� VI Rozdzia� VII Rozdzia� VIII Rozdzia� IX Rozdzia� X Rozdzia� XI Rozdzia� XII Rozdzia� XIII Rozdzia� XIV Rozdzia� XV Rozdzia� XVI Rozdzia� XVII Rozdzia� XVIII Rozdzia� XIX Rozdzia� XX Rozdzia� XXI Rozdzia� XXII Rozdzia� XXIII Rozdzia� XXIV Rozdzia� XXV Rozdzia� I Wrogie hufce wci�� jeszcze kot�owa�y si� na przeciwleg�ych stronach b�onia. Doktor Gwidon Otr�bus w harcmistrzowskiej bluzie i kr�tkich spodenkach biega� z gwizdkiem w ustach od jednej armii do drugiej i zap�dza� niesfornych rycerzy do szyku. � Wszyscy na pozycje wyj�ciowe! Dlaczego kr�l Jagie��o zbieg� z pag�rka? Czy nie wiesz, o�le jeden, �e kr�l Jagie��o przez ca�� bitw� sta� na pag�rku? � Jak to sta�? � zapyta� z rozczarowaniem Micha�, czarnow�osy, muskularny ch�opiec. � Sta� i nic nie robi�? Doktor Otr�bus chrz�kn�� zak�opotany. � Kr�l Jagie��o kierowa� ruchami wojsk. � O rany, to ja ju� wol� by� Witoldem! � Witoldem jest Zenon. Zenon � zwr�ci� si� Otr�bus do wysokiego szczup�ego blondasa � czy chcesz si� zamieni� z Micha�em? � Akurat! Jeszcze czego! � odpar� opryskliwie Zenon i przy sposobno�ci wlepi� kuksa�ca Micha�owi. � Cicho, nie k���cie si� � uspokaja� ich Otr�bus. � Sp�jrzcie, kto patrzy na was z ha�dy. Ch�opcy podnie�li g�owy. Na ha�dzie fabrycznej nad b�oniami sta�a pani Bo�ena, kierowniczka szko�y w Osiedlu, w towarzystwie naczelnego in�yniera Zak�ad�w Niek�ajskich, pana Ankwicza. * * * � No i jak si� panu podobaj� teraz nasi ch�opcy, in�ynierze? � zapyta�a pani Bo�ena Ankwicza. � Doktor Otr�bus to stary harcerz. Zdaje si�, �e ujarzmi� ich ca�kowicie. � S�dzi pani? � In�ynier u�miechn�� si� pow�ci�gliwie, zerkn�� ukradkiem na zegarek i westchn��. Nie mia� jako� dziwnie zaufania do wychowawczych namiastek, kt�re lekarz fabryczny stosowa� podczas wakacji wobec niek�ajskiej m�odzie�y. Najlepiej by�oby wys�a� t� ca�� band� na kolonie albo na ob�z harcerski, im dalej od Niek�aja, tym lepiej. No, ale w tym roku ob�z by� organizowany w trudnych warunkach w Bieszczadach i pojechali na niego tylko ch�opcy i dziewcz�ta od czternastu lat, i to jeszcze wybrani. Tak postanowi�a ostro�na i zbyt mo�e boja�liwa Rada Opieku�cza Dru�yny. A kolonie? Na kolonie wyjad� dopiero w sierpniu na ostatni turnus. Taki jest �przydzia�� dla Zak�ad�w Metalowych w Niek�aju. St�d te dora�ne inicjatywy wychowawcze niezmordowanego doktora Otr�busa. In�ynier spojrza� w d� na b�onia rozci�gaj�ce si� u st�p ha�dy, na szczycie kt�rej sta� z pani� Bo�en�. * * * Otr�bus ju� by� przy Krzy�akach. � Natychmiast w��cie p�aszcze. Co to znaczy, spacerujecie z p�aszczami pod pach�! � Czy Krzy�acy walczyli w lipcu w p�aszczach? � j�kn�� Reksza, k�dzierzawy, rudawy dryblas przebrany za okrutnego komtura, Kuno von Lichtensteina. � Tak. I do tego w ci�kich zbrojach. � To ja dzi�kuj� � Reksza zawi�za� sobie pod brod� rogi prze�cierad�a. � Niech oni te� za�o�� p�aszcze � pokaza� na ch�opc�w po prawej stronie. � To niemo�liwe � t�umaczy� Otr�bus. � Tylko Krzy�acy mieli p�aszcze. � To niech oni b�d� Krzy�akami. No nie, Andrzej? � zwr�ci� si� do ch�opca w okularach, przebranego za Wielkiego Mistrza, Ulryka von Jungingen. � Tak, prosz� pana � popar� go Wielki Mistrz. � Dlaczego oni maj� stale zwyci�a�. Niech chocia� raz b�d� Krzy�akami i zobacz� jak to przyjemnie. � Ju� za p�no na zamian�. Jutro generalna pr�ba. Losowali�cie zreszt�, kto kim ma by�. In�ynier Ankwicz kr�ci� si� niecierpliwie na ha�dzie i coraz bardziej otwarcie zerka� na zegarek. Widz�c to, pani Bo�ena postanowi�a przy�pieszy� wypadki dziejowe. Zbieg�a z ha�dy na b�onie i podesz�a do spoconego aktywisty. � Niech si� pan po�pieszy, na lito�� bosk�, panie Gwidonie, z t� pr�b�, bo in�ynier nie ma czasu. A wy nie utrudniajcie doktorowi pracy � zbeszta�a ch�opc�w � przecie� to tylko inscenizacja, wi�c po co te sprzeczki. � Tak, inscenizacja � poskar�y� si� Kuno von Lichtenstein � ale oni naprawd� bij�. Niech pani im powie, �eby nie bili. � Dobrze, powiem. Wreszcie wsp�lnym wysi�kiem uda�o si� pani Bo�enie i Otr�busowi uciszy� ch�opc�w. � Gotowe? � zapyta�. � Gotowe � odpowiedzieli gromko. � No, to zaczynamy. Uwaga. Z braku tr�b bojowych (tr�bki-sygna��wki zabrali ze sob� na ob�z starsi ch�opcy) Otr�bus da� sygna� gwizdkiem i hufce ruszy�y do natarcia. Doktor otar� spocone czo�o, poda� rami� pani Bo�enie i ruszyli na ha�d�. Tutaj z g�ry obserwowali z dum� ��cieraj�ce si� zast�py�. � A co b�dzie, doktorze, jak Krzy�acy nalej� Polakom? � za�artowa� in�ynier. � To wykluczone � rzek� stanowczo doktor. � Ch�opcy znaj� histori�. Lecz w tej samej chwili zmarszczy� brwi. Niestety, na polu bitwy dzia�y si� fakty ra��co sprzeczne z histori�. Oto bowiem Wielki Mistrz Ulryk, roz�o�ywszy na �opatki Zawisz� Czarnego, przedar� si� a� do kr�la W�adys�awa i zacz�� z nim toczy� wspania�y pojedynek, o kt�rym g�ucho zar�wno u D�ugosza, jak i u innych kronikarzy. Na szcz�cie Wielki Ksi��� Witold nie straci� rezonu i � zagrzawszy Litwin�w okrzykiem: �Hura na Kolonist�w!� � wpad� z nimi na Ulryka. Ten jednak, zamiast przyk�adnie polec, w rozwianym, bia�ym p�aszczu da� niegodnego drapaka z placu boju. Pani Bo�ena i doktor Otr�bus zbledli. � Co si� tu wyrabia, doktorze? � In�ynier, cho� nie bardzo mocny w ojczystych dziejach, odczu� jednak, �e maj� tu miejsce rzeczy podejrzane historycznie. � To... posuni�cie taktyczne � chrz�kn�� doktor Otr�bus. � Niech pan b�dzie spokojny, Wielki Mistrz na pewno wr�ci, �eby polec. Mam ca�kowite zaufanie do Andrzeja Kszyka � doda�, zwracaj�c si� do pani Bo�eny. � Oczywi�cie nad ca�o�ci� trzeba b�dzie jeszcze popracowa� � doda� skromnie � ale my�l�, �e ju� teraz mo�e pan wstawi� do programu obchodu uroczysto�ci grunwaldzkich nasz� bitw�. Nieprawda�? � S�dzicie pa�stwo, �e nie b�dzie wsypy � chrz�kn�� in�ynier. � Ch�opcy s� jacy� podnieceni. Zw�aszcza u Krzy�ak�w obserwuj� pewn� nerwowo��. � Nic dziwnego, taki upa� � rzek� Otr�bus. � Zreszt� ostatnio w Niek�aju wszyscy s� jako� podenerwowani. Czy pan zauwa�y�, jak dziwny jest ostatnio nastr�j w osiedlu? � To chyba promieniuje z zak�ad�w, jak wszystko w tym miasteczku � powiedzia�a pani Bo�ena. � C� tam u was tak niespokojnie, in�ynierze? Macie jakie� k�opoty? � zapyta� Otr�bus. In�ynier zmarszczy� brwi i rzek� wymijaj�co: � U nas zawsze m�yn. � Niech pan nie b�dzie takim dyplomat�. Zarz�dzono przecie� rewizj� przy bramie i wzmocniono stra� przemys�ow�. Zn�w jaka� kradzie�. � Drobiazg... Ale zwracamy teraz uwag� nawet na drobiazgi. Tym bardziej, �e od roku by� ju� spok�j. Z�o trzeba niszczy� w zarodku. Ale przepraszam... czas na mnie. � Jeszcze jedno, in�ynierze � zatrzyma� go doktor Otr�bus pokazuj�c mu he�m. � Chcia�bym, �eby pan sam os�dzi�, jaki to szmelc, z odpad�w, z wybrakowanych durszlak�w i garnk�w... Niech pan sam przymierzy. � W zapale chcia� nak�ada� in�ynierowi he�m na g�ow�. � Nawet nie spi�owali brzeg�w, wsz�dzie zadziory, to m�ka walczy� w takich he�mach. A he�my to by�o przecie� minimum naszych ��da�. Istotnie, marzeniem doktora by�o zaku� m�odzie� w blachy, takie, jakie widzia� na obrazie Matejki, ale fundusz�w starczy�o zaledwie na he�my, drewniane miecze i kopie, kt�re zreszt� te� �ami� si�, bo nie ci�to ich wzd�u� s�oj�w. � Uwzgl�dniam reklamacj� � u�miechn�� si� in�ynier. � Niech pan zwr�ci he�my, wypolerujemy je na po�ysk. �egnam pa�stwa. � Jeszcze chcia�bym w sprawie boisk... � Nie teraz, niech pan �askawie zajrzy do mnie po po�udniu, dobrze? Obgadamy wszystko. Je�li jeszcze i ta rzecz panu si� uda � u�miechn�� si� � b�dzie pan naprawd� geniuszem. � S�dzi pan, �e si� uda? � Och, je�li podejdzie pan z r�wnym zapa�em jak do bitwy pod Grunwaldem... � Ale co? Zauwa�y� pan! � u�miechn�� si� doktor Otr�bus. � Odk�d ch�opcy wy�ywaj� si� w naszych zabawach ruchowych, odesz�a ich ochota do awantur... � O... naturalnie. �egnam pa�stwa... Aha, by�bym zapomnia�. To znalaz�em wczoraj w Ogrodzie. � In�ynier wyci�gn�� z kieszeni czarn� chustk�. � Czy to nie kt�rego� z pa�skich ch�opc�w? Doktor Otr�bus roz�o�y� chustk� i oniemia� z wra�enia. Na chustce bia�ymi ni�mi by�a wyszyta trupia czaszka, piszczele i napis: Precz z kolonizmem! � Czy to nowe god�o dru�yny? Gratuluj� pomys�u � sk�oni� si� z troch� szyderczym u�miechem in�ynier i oddali� spr�ystym krokiem. Nie by�a to pierwsza niespodzianka, jaka spotka�a w tych dniach Otr�busa. Nie dalej jak w niedziel� wybra� si� z pani� Bo�en� na spacer do Ogrodu Szwajsa, by zapozna� j� z projektem zagospodarowania tego terenu, a nadto, by za�y� przyjemno�ci spaceru �w�r�d drzew, zieleni i ruin�, gdy� mimo nowoczesno�ci, uczucia romantyczne nie by�y mu obce. I oto, gdy oboje z pani� Bo�en� oddawali si� tym uczuciom, nagle zza krzew�w wynurzy�o si� oblicze Pirata w czarnej chustce zawi�zanej z ty�u na g�owie. Na ten widok doktor czym pr�dzej zrejterowa� w drug� stron� Ogrodu. Lecz tam znowu wpad� w jaki� starannie zamaskowany mchem, li��mi i ga��ziami wilczy d�. Pani Bo�ena nie od razu spostrzeg�a, co si� sta�o. Tym wi�ksze by�o jej przera�enie, gdy zauwa�y�a gdzie� w dole g�ow� doktora Otr�busa, poruszaj�c� si� w�r�d mch�w i ga��zi. � Niech pani uwa�a � powiedzia� � obawiam si�, �e teren jest tu nieco nier�wny. � Tu jest jaka� kartka. Pani Bo�ena podnios�a episto�� zaopatrzon� w rysunek trupiej czaszki, z piszczelami, i przypiecz�towan� kleksem przypominaj�cym sylwetk� Afryki. Pod spodem widnia�o has�o: Precz z kolonizmem i imperializmem oraz kr�tki tekst: Znalaz�e� si� w r�kach Pirat�w. Oka� si� dzielny i nie krzycz. Czekaj na sw�j los. � No c�, czy b�dzie pan czeka� na sw�j los? � u�miechn�a si�. Doktor Otr�bus nie mia� na to wcale ochoty, zakl�� pod nosem i wykorzystuj�c swe umiej�tno�ci taternickie, po paru nieudanych pr�bach wyszed� na powierzchni�. � Nies�ychane � powiedzia� � to na pewno jacy� ch�opcy ze Zg�rska. � Z pewno�ci� � odrzek�a pani Bo�ena. Doktor Otr�bus mia� jednak od tej chwili powa�ne w�tpliwo�ci i w czasie przegl�du wojsk polskich, litewskich i krzy�ackich uwa�nie przypatrywa� si�, czy spod wspania�ego he�mu rycerskiego nie wyjrzy krwawa twarz Pirata. To wprawia�o go w nerwowo�� i zak��ca�o mu pedagogiczny spok�j. Tak, jak najpr�dzej nale�a�oby zrobi� porz�dek z Ogrodem. Tu zawsze najwi�cej niespodzianek i k�opot�w. By� to w�a�ciwie olbrzymi, zdzicza�y park, opuszczaj�cy si� tarasowo w d� i przechodz�cy niepostrze�enie w naturalny las. Stanowi� on spu�cizn� po przedwojennych w�a�cicielach zak�ad�w niek�ajskich � Szwajsach, starej i znanej rodzinie niemieckich fabrykant�w. Ich pa�ac, wypalony w czasie wojny, dot�d straszy ruinami w g�rnej cz�ci Ogrodu i czeka na odbudow�. Po wojnie zastanawiano si� d�ugo, co zrobi� z tym fantem. Najpierw mia� tu by� o�rodek wczasowy, potem �Park Kultury i Wypoczynku�. W str��wce zwanej �meczetem� umieszczono nawet str�a, niejakiego pana Abdulewicza, zwanego pospolicie �Mu����, czy to z powodu arabskiego nazwiska, czy te� d�ugiego fartucha, kt�ry nosi�, a mo�e � wielkiego szalika, kt�rym cz�sto wi�za� sobie bol�ce z�by. Przyj�to wi�c Mu��� i naprawiono wysoki na trzy metry mur, kt�ry otacza� Ogr�d, lecz na tym si� sko�czy�o. Wynik�y trudno�ci finansowe, fabryka przechodzi�a na inn� produkcj�, nie wykonywa�a plan�w i zabrak�o pieni�dzy na zagospodarowanie Ogrodu. Prace przesuwano z roku na rok. I tak zesz�o. A potem by�y wa�niejsze sprawy na g�owie. Kto by si� tam zajmowa� Ogrodem. Ko�o starej odlewni budowano now� fabryk�. W tym czasie w ruinach pa�acu urz�dzono sk�ad materia��w budowlanych i Ogr�d zn�w by� strze�ony, nawet mur uzbrojono wtedy dodatkowo nowym drutem kolczastym. A teraz, od roku, zn�w przeb�kuj� o tym Parku Kultury. W ka�dym razie wchodzi� nie wolno i Mu��a ka�dego �apie. Tak wi�c w gruncie rzeczy nic si� tu nie zmieni�o... Nic, to za du�o powiedziane. Zmieni�o si�. Bo oto Ogr�d zosta� nielegalnie opanowany przez dwa plemiona: ch�opc�w i dziewczynek, Zwi�zek Pirat�w oraz Zwi�zek Zielonych Jaszczurek. Ostatnio za� na widowni� wkroczy�a jeszcze trzecia si�a. Kiedy zacz�to stawia� nowe bloki i powsta�a kolonia robotnicza, razem z nowymi mieszka�cami pojawili si� nowi ch�opcy. Nazwano ich pogardliwie �Kolonistami�, a oni zacz�li si� rewan�owa� dawnym mieszka�com Osiedla niemniej pogardliw� nazw� �Tubylc�w�. Sytuacja sta�a si� napi�ta i konflikt mi�dzy obu si�ami by� nieunikniony. Koloni�ci pocz�tkowo wygl�dali na zupe�nie niegro�nych. Nie do��, �e nieliczni, to jeszcze sobie obcy, zbieranina z r�nych cz�ci Polski i z okolicznych wsi. Lecz sytuacja zmieni�a si� kra�cowo, kiedy na widnokr�gu Niek�aja zab�ys�a nowa posta�, niejaki Andrzej Kszyk. By� to, jak go opisywali z satysfakcj� Tubylcy, okularnik postawy raczej mizernej, o d�ugich r�kach i nogach, paj�kowaty, o ptasiej g�owie, cofni�tym podbr�dku i obliczu wymoczka, lecz, jak si� p�niej okaza�o, osobisto�� wybitna, o du�ym potencjale intelektualnym. W ptasiej czaszce Kszyka l�g�y si� pomys�y, kt�re zdumiewa�y spokojny lud tubylczy. �e by� to typ podejrzany, od pocz�tku nikt nie mia� z�udze�, zw�aszcza gdy stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo��, �e osobnik �w myje z�by i nogi dwa razy dziennie, co by�o raczej dziwnym zjawiskiem w Niek�aju. Od razu te� z tego powodu pad�y na niego podejrzenia, �e jest agentem doktora Gwidona Otr�busa, osobisto�ci gro�nej i zach�annej, kt�ra wtr�ci�a si� brutalnie w dzikie �ycie Pirat�w. Podejrzenia te ugruntowa�y si�, gdy sta�o si� publiczn� tajemnic�, �e Otr�bus jest sublokatorem u Kszyk�w. Zrazu pr�bowano lekcewa�y� Kszyka i przej�� nad nim do porz�dku dziennego, ale nie da�o si�. Typ zorganizowa� spo�r�d Kolonist�w paczk� i przemieni� to trwo�liwe plemi� w bardzo niebezpieczny zwi�zek. Codziennie teraz mo�na by�o widzie� Kolonist�w w bia�ych cyklist�wkach, koszulkach gimnastycznych i spodenkach harcerskich, uganiaj�cych si� po Osiedlu, po ha�dach, wydmach i b�oniach. Puszczali modele samolot�w, wystrzeliwali rakiety, uprawiali jakie� dzikie gimnastyki i wygibasy, kt�re nazywali ��wiczeniami astronautycznymi�. Znikn�� spok�j w Niek�aju. Odt�d o ka�dej porze dnia mo�na by�o us�ysze� ich bojowe zawo�anie: �Pszenica, pszczo�a, kszta�t, Kszyk!� Ju� to samo �wiadczy�o o niebezpiecznym charakterze ca�ego ruchu. Kto widzia� bowiem, �eby z wyj�tk�w ortograficznych uku� sobie bojowe has�o. Wreszcie zacz�li w swej bezczelno�ci przenika� do Ogrodu. Kiedy jak kiedy, ale w obecnej chwili Piraci nie mogli w �aden spos�b tolerowa� obecno�ci Kolonist�w w Ogrodzie. Chodzi�o przecie� o skrzynie Szwajsa. Sprawa jest najzupe�niej powa�na i wi��e si� z tajemnymi nadziejami Pirat�w. Od wojny kr��� w Niek�aju pog�oski, �e ostatni w�a�ciciel fabryki ukry� gdzie� na terenie Ogrodu skrzynie z kosztowno�ciami, kt�rych nie zd��y� wywie��. Co jaki� czas kto� grzebie w zwi�zku z tym w Ogrodzie. I to nie tylko maniacy, ale szanowani ludzie, nie m�wi�c o przygodnych amatorach wra�e�, autostopowiczach i innych... I chocia� do tej pory nikomu nie uda�o si� wpa�� na najmniejszy trop z�ota, to przecie�, zdaniem ch�opc�w, cho� troch� prawdy musi by� w tych pog�oskach. Dlatego z tak� nadziej� powitali pojawienie si� w Niek�aju nowej osobisto�ci � Henryka Rei, czyli, jak go tu nazywaj�, �Bosmana�. Ojciec Bosmana by� znanym w Niek�aju stolarzem. M�ody Reja jeszcze przed wojn� wst�pi� do marynarki, p�ywa� na r�nych statkach, tak�e pod obc� bander�. A teraz si� zjawi� znowu, stary i schorowany, i zamieszka� u swojej siostry, wdowy Biega�skiej, w odludnym domu na samym skraju osiedla. Czy mo�na by�o tak� osobisto�� zostawi� w spokoju? Piraci rych�o weszli z nim w komityw�, a nawet przenie�li siedzib� swoj� do posiad�o�ci Bosmana. W starej stolarni przechowywali bro�, a na maszt anteny wci�gali pirack� bander�. Miejsce by�o wprost wymarzone na melin�, poniewa� codziennie rano pani Biega�ska wychodzi�a do pracy i wraca�a dopiero p�no po po�udniu. By�a sprz�taczk� w szpitalu. Biedna wdowa nie mia�a nawet poj�cia, �e jej bogobojny dom sta� si� przytu�kiem Pirat�w. Skazany przez lekarzy na le�enie i ostr� diet� Bosman ch�tnie przyjmowa� u siebie ch�opc�w z Niek�aja, zw�aszcza �e nie przychodzili nigdy z pustymi r�kami. Zakazane przysmaki mu znosili i r�ne mocniejsze napoje. Gwoli prawdzie nale�y zaznaczy�, �e sprz�tali tak�e obej�cie i dokarmiali potajemnie �ywy inwentarz wdowy, a to krow� Krasul�, owce, �winie, dr�b oraz kota Barnab�, poniewa� byli lud�mi honoru i chcieli czym� odp�aci� za nieprawne u�ytkowanie obiektu. No i rzecz jasna nie zasypiali gruszek w popiele. Wielk� otuch� nape�nia� ich fakt, �e Bosman podczas okupacji przebywa� w Niek�aju i nawet jaki� czas pracowa� w Ogrodzie Szwajsa. Powinien chyba zatem wiedzie� co� o skrzyniach. Gdyby tylko zechcia� m�wi�! Ale Bosman niech�tnie wspomina� o swojej pracy w Ogrodzie. Mo�e dlatego, �e by� to raczej przykry epizod w jego marynarskiej karierze. A mo�e... strzeg� jakiej� tajemnicy? Mieli jednak nadziej�, �e lada dzie� wydusz� odpowiednie zeznania od Bosmana i b�d� mogli przyst�pi� do poszukiwa�. Dlatego obecno�� Kszyka w Ogrodzie dzia�a�a im na nerwy i dlatego niedawno sprawili tam Kolonistom solidne lanie, kt�re przesz�o do historii Niek�aja pod nazw�: �Zwyci�stwo pod Star� Altan��. A �e nie spos�b by�o pilnowa� ustawicznie Ogrodu, Zenon wpad� na zdradziecki plan. Na �cie�ce, gdzie wykryto tropy Kolonist�w, wykopano pospiesznie i z wielkim nak�adem energii g��boki d�, zamaskowano go cienkimi ga��ziami, na kt�re po�o�ono jeszcze mech, ziemi� i zesch�e li�cie, a na dnie umieszczono dla postrachu par� niegro�nych padalc�w. I czekano na rezultat. Ju� kilka godzin p�niej schwytano tam Kolonist�, niejakiego Reksz�, i sprawiono mu ma�e trzepanie sk�ry, czyli manto. Pomog�o. Od tego czasu Koloni�ci omijali Ogr�d. Rozdzia� II Bitwa by�a zako�czona. Z po�cigu za Krzy�akami wr�cili ostatni ch�opcy. �ci�gali z ulg� he�my, rzucali na ziemi�. Siadali, zm�czeni, na trawie. � Co si� pok�adacie?! � krzykn�� Zenon. � Walimy od razu do Bosmana. Bosman wczoraj poczu� si� znacznie gorzej. Pewnie dzi� wylatuje. � Nie zalewaj, umiera ju� od tygodnia � rzek� Micha�. � Ale wczoraj by� zn�w u niego doktor Otr�bus, a wdowa polecia�a od razu do apteki. � To on naprawd� chory? � zdziwi� si� Susu�. � A co, my�la�e�, �e nas buja? On tylko robi dobr� min� i nie przyznaje si�, ale naprawd� to on jest bardzo chory i ju� nied�ugo umrze. Ma ameb� tropikaln� w w�trobie, wiesz? Ch�opcy ucichli. � My�lisz, �e on na pewno zna tajemnic�? � zapyta� po chwili D�ugi Tomek. � Na pewno. Ty wierzysz, �e on tu przyjecha� na emerytur�? On tu, bracie, przyjecha� po skrzynie Szwajsa. Tylko go choroba zmog�a i nie zd��y� ich wykopa�. � A je�li we�mie tajemnic� z sob� do grobu? � No, w�a�nie. Nie mo�na do tego dopu�ci�. Od dzisiaj stale kto� musi dy�urowa� przy nim. A poza tym... poza tym trzeba jeszcze dzisiaj zmusi� go koniecznie do zezna�. � Zmuszamy ju� od tygodnia i nic nie wychodzi � rzek� zniech�cony Micha�. � Widocznie za s�abo. � Powiedz od razu, ile to b�dzie kosztowa�o. W kasie nie mamy ani grosza... � Ja w�dki ju� nie przynios�, ojciec mnie nakry� � rzek� Marian. � Wszyscy my�l�, �e to my pijemy � doda� ponuro Tomek. � A w og�le on jest chory i nie powinien pi� � zauwa�yli Odjemkowie. � Nikt nie powinien pi� � mrukn�� Micha�. � Mo�e by wystarczy�a zwyk�a woda sodowa? � zapyta� Susu�. � Nie, on ma wstr�t do wody. Marynarze maj� wstr�t do wody � wyja�ni� Zenon � przynajmniej musi by� piwo. I koniecznie trzeba baleronu. Bosman najbardziej lubi baleron � spojrza� wymownie na Susu�a. � Czego si� na mnie patrzysz? � mrukn�� t�u�cioch. � Ja ju� nic nie przynios�. Mama po ostatniej historii zamkn�a Mruczka w drwalce i nie mam na kogo zwala� winy. Zreszt�, dlaczego zawsze ja, kolej na Tadzika... � Racja � popar� Micha�. � On jeszcze ani razu nic nie przyni�s�. Zawsze si� wykr�ca. Niedu�y ch�opak o bystrych oczach wsadzi� r�ce w kieszenie. � Mog� przynie��, wielkie co! My�la�em, �e karmienie Bosmana sprawia wam przyjemno��, ale jak tak, to mog� przynie��. Wyj�� z kieszeni monet�. � Za pi�� z�otych wystarczy? � Wariat! � oburzy� si� Tomek. � Musi by� przynajmniej na dwadzie�cia deko, inaczej rozdra�nisz go tylko. � Pewnie, co mo�na kupi� za pi�� z�otych! � potwierdzi� Susu�. � Musisz wybuli� trzy pi�taki, bracie. Ka�dy tyle wybuli�. � Nic dzisiaj nie kupisz. Przecie� poniedzia�ek... � wtr�ci� ziewaj�c Marian � dzie� bezmi�sny... Proponuj� da� dzisiaj Bosmanowi makaron ze szpinakiem. Ale nikt si� nie roze�mia�. Marian zawsze si� wyg�upia�. A to by�y przecie� powa�ne sprawy. � W konsumie mo�na by dosta�... � zauwa�y� D�ugi Tomek. � Ale konsum jest w fabryce. Nie wpuszcz�... � powiedzia� Marian. � Przejd� jako�. Zawsze przechodz�... � Nie przejdziesz. Od soboty zaostrzenia w portierni. � Dlaczego? Marian zmiesza� si� i spojrza� jako� dziwnie swoimi rybimi oczami na Micha�a, a potem szepn�� co� do ucha Tomkowi i Tomek zn�w popatrzy� na Micha�a. Micha� poczerwienia�. Idioci! Przecie� od razu wida�, �e m�wi� o nim, i to co� nieprzyjemnego. Marian ma zawsze jakie� plotki w zanadrzu. Ju� wszyscy zaczynaj� patrze� na Micha�a z ciekawo�ci�... Ale Micha� nie da z siebie robi� ofiary. Zaraz im si� tego odechce. Podszed� do Mariana i powiedzia�: � Powt�rz to g�o�no. � Co?... � cofn�� si� Marian. � To, co powiedzia�e� o mnie do Tomka. � O tobie? Zdawa�o ci si�. � Co on ci m�wi�? � Micha� podszed� do Tomka. � Nic... nic. � Mo�esz mu powiedzie�, Tomek � odezwa� si� Zenon � przecie� to nie �adna tajemnica. Wszyscy o tym m�wi�. � Co m�wi�? � �e... no, tw�j ojciec zosta� aresztowany. � Aresztowany? � wytrzeszczy� oczy Micha�. � To k�amstwo! � wykrzykn��, ale nagle umilk�, bo przypomnia� sobie, �e od pi�tku ojciec i mama byli jacy� dziwni... smutni i podenerwowani... i �e nie widzia� ojca od wczoraj, bo ojciec nie wr�ci� na noc do domu. A przecie� wczoraj by�a niedziela, wi�c nie m�g� zosta� w fabryce na nocnej zmianie. � Nie, to niemo�liwe � powt�rzy� nieswoim g�osem. � Za co mia�by by� aresztowany? � patrzy� po twarzach ch�opc�w z niepokojem. Ch�opcy milczeli ze spuszczonymi oczyma. � Jaka� historia ze stopami w podr�cznym magazynie wzorcowni � mrukn��, nie patrz�c na Micha�a, Zenon. � Podobno co� zgin�o � doda� Tadzik � ale nie przejmuj si�. Mo�e si� wszystko wyja�ni. � To niemo�liwe, �eby m�j ojciec... on nie m�g�... no przecie� nie m�g� tego zrobi�. Musicie w to uwierzy�... Czy wierzycie? Ale tylko bracia Odjemkowie odpowiedzieli od razu, �e wierz�, a reszta milcza�a nieprzyjemnie. � Jeste�cie podli! Wszyscy jeste�cie podli! Nienawidz� was!... � krzykn�� Micha�. Cisn�� na ziemi� sw�j miecz i he�m z koron�. Zerwa� czerwony p�aszcz kr�lewski Jagie��y. A potem rzuci� si� biegiem w stron� osiedla. * * * Najpierw sta� pod drzwiami i pods�uchiwa�. Mo�e us�yszy g�os ojca. Ale w mieszkaniu by�o cicho... S�ysza� tylko g�uche bicie w�asnego serca. �A wi�c to prawda� � zacisn�� z�by, �eby si� nie rozp�aka�. Postanowi� sobie przecie� na swoje czternaste urodziny, w tym roku, �e ju� nigdy, nigdy w �yciu nikt nie zobaczy w jego oczach �ez. Pchn�� mocno drzwi i wbieg� do mieszkania. Nagle pos�ysza� znajomy kaszel. Zajrza� do pokoju. Ojciec siedzia� jak zwykle o tej porze nad jakimi� rysunkami technicznymi. Na widok Micha�a uni�s� brwi do g�ry. � Co si� sta�o? Jak ty wygl�dasz? Zupe�nie mokra koszula. Dlaczego tak p�dzi�e�? � Tatusiu! � Micha� podbieg� do niego uradowany. � Wi�c ty jeste�? � przywar� do marynarki ojca. Ojciec spojrza� na niego zdumiony. Micha� nigdy nie manifestowa� w ten spos�b swoich uczu�. � A dlaczego nie mia�bym by�? � Bo ch�opcy m�wili... � Micha� ugryz� si� w j�zyk. � Co m�wili? � Ojciec nie przesta� rysowa�, ale Micha� zauwa�y�, �e r�ka mu drgn�a. � M�wili... m�wili... �e ciebie zabra�a milicja. � Dlaczego mia�aby mnie zabra�? � Bo... bo co� zgin�o w magazynie, gdzie trzymasz swoje wzorce. Czy... czy to prawda? � Tak, zgin�a sztabka stopu �o�yskowego � odpar� spokojnie ojciec. � Czy to by� bardzo potrzebny stop? � zapyta� nie�mia�o Micha�. � Mo�e jaka� tajemnica fabryczna? � Nie. To by� powszechnie znany, zwyczajny stop. Jego produkcja nie jest �adn� tajemnic�. � Ale mo�e by� drogi? � Nie, wcale nie. Kilkadziesi�t z�otych straty. To wszystko. � Wi�c po co kto� wzi��? � Ach, ludzie �akomi� si� na byle co. Mo�e ten kto� my�la�, �e to jest stop lutowniczy. Stopy dzisiaj trudno dosta� na rynku. � Wi�c... wi�c dlaczego tyle szumu? Ojciec przesta� kre�li� i spojrza� na Micha�a uwa�nie. � Widzisz, postanowili�my wyt�pi� w naszej fabryce nawet najmniejsze kradzie�e... I ka�de takie zagini�cie, zw�aszcza w magazynie... � Ale nie wyrzuc� ci� z pracy � przerwa� niespokojnie Micha� � tak jak pana Mniszka w zesz�ym roku? � Oczywi�cie, �e nie � uspokoi� go ojciec. � Mniszek... wiesz przecie�, co by�o z Mniszkiem. � Wiem � szepn�� Micha� � on... on si� upija� i... i zrobi� ba�agan w laboratorium, prawda ? Ojciec u�miechn�� si�. � Tak. � A ty... ty nie masz si� czego ba�. � Tak. Tylko, �e to nieprzyjemna sprawa � powiedzia� ojciec. � Widzisz, chodzi o sam fakt, �e kto� m�g� wej�� do magazynu i ukra��. Poniewa� tylko ja, jako kierownik wzorcowni, mia�em klucze, wi�c... � Wi�c my�l�, �e to twoja wina. � W�a�nie. � Ale to nie twoja wina, prawda? � Nie � odpar� cicho ojciec � to nie moja wina. Zawsze zamyka�em magazyn, klucze mia�em przy sobie, nikogo nie wpuszcza�em. A jednak ta sztabka zgin�a. � Mo�e kto� si� w�ama�? � Nie, tam nie ma �adnych �lad�w w�amania. To w�a�nie nie daje mi spokoju. Micha� milcza� przez chwil� zamy�lony. Tak bardzo chcia� pom�c ojcu. Nagle powiedzia�: � Czy m�g�by� mi pokaza� ten magazyn, tato? Ojciec za�mia� si�. � Nie b�d� �mieszny. M�wi� ci, �e tam nie ma �adnych �lad�w. Wiem, �e chcia�by� mi pom�c, ale prosz� ci�, nie my�l o tym wi�cej. A teraz zostaw mnie samego. Mam piln� robot�. Pochyli� si� nad rysunkami. Micha� wycofa� si� do swojego pokoju. A jednak to jest bardzo przykra historia z t� sztabk�. W jaki spos�b mog�a zgin��? Nigdy dot�d nic nie zgin�o z magazynu ojca. Ojciec m�wi�, �e nie ma �adnych �lad�w... A jednak kto� tam musia� wej��. Nie ma �lad�w w�amania, wi�c dlatego podejrzewaj� ojca. To musi by� dla niego okropne. I ch�opcy te� podejrzewaj�. Nie, tej sprawy nie mo�na tak zostawi�. Ale co robi�? Jakie wyj�cie? R�ne pomys�y przychodzi�y mu do g�owy, wreszcie postanowi� zadzwoni� do Anki Ankwicz�wny. Jej ojciec jest naczelnym in�ynierem zak�ad�w. Mo�e Anka co� poradzi. Po d�ugim wahaniu nakr�ci� numer. Jeszcze nigdy w swym �yciu nie telefonowa� do �adnej dziewczynki. Tak si� z�o�y�o... I zreszt�... zreszt� nie mia� zwyczaju. A Anki prawie nie zna� � chocia� mieszka�a w s�siednim domu, to chodzi�a do innej klasy. Pierwsze i jedyne s�owa zamienili przy niedawnych uk�adach mi�dzy Zwi�zkiem Pirat�w a Zwi�zkiem Zielonych Jaszczurek, kt�rego Anka by�a wodzem. Co gorsza � Bo�e, dopiero teraz sobie o tym przypomnia�! � pok��cili si� wtedy. By�by rzuci� s�uchawk�, ale ju� us�ysza� w niej g�os dziewczynki: � Tu Anka. Kto m�wi? � Micha�. � Jaki Micha�? � nie zrozumia�a od razu. Nie wiedzia�, jak wyt�umaczy�. � No... no... Pirat. � Aha, Pirat. Cze��! � powiedzia�a Anka weso�o. � Co si� sta�o? � zdumia�a si�. By� to pierwszy w jej �yciu telefon od Pirata. � Musz� si� z tob� natychmiast zobaczy� � wykrztusi�, sam przera�ony w�asn� odwag�. � W sprawie Zwi�zku? � Nie w... prywatnej. � Co to znaczy prywatnej? Micha� si� zrobi� czerwony jak burak. � To znaczy... to znaczy... � chcia� jako� m�drze powiedzie�, ale powiedzia� tylko: � Mam zmartwienie. Zn�w okropna cisza. Anka milczy. Mo�e pomy�la�a, �e si� z niej nabija, i rzuci�a s�uchawk�. Ale po chwili us�ysza� przyjemny g�osik: � Dobrze, przyjd�. Zjawi� si� za dwie minuty. Stan�� u progu zak�opotany i zawstydzony. � No, wejd�... nie b�j si�, nikogo w domu nie ma. Mo�esz m�wi� swobodnie. Spojrza� na ni� i pomy�la�, �e ma �adn�, pe�n� buzi� ze �miesznymi do�kami i m�dre, jasne oczy, ale to go jeszcze bardziej onie�mieli�o. Nie wiadomo dlaczego, czo�o mu si� spoci�o. � Strasznie si� zm�czy�e�. Dam ci wody. Si�d�. � Nala�a mu wody sodowej z syfonu i siad�a naprzeciw niego z r�kami na kolanach. � A teraz m�w. S�ucha�a go z szeroko otwartymi oczyma. I od razu ra�niej jako� mu si� zrobi�o, �e kto� go s�ucha z takim szczerym przej�ciem. � Wiesz, to okropna historia � szepn�a, kiedy sko�czy�. � Straszna � powiedzia� � bo jak si� nie znajdzie sprawcy... No, to b�dzie na ojca. � Nie b�j si�, b�dziemy dzia�a� � powiedzia�a bez wahania Anka. � Najpierw trzeba zbada� ten magazyn. Na pewno co� przeoczyli. � W�a�nie dlatego przyszed�em. Gdyby� mog�a si� wystara� o pozwolenie u ojca, mogliby�my obejrze�... � Pozwolenia to ja nie dostan�. Wiesz, m�j tatu� jest... jest pod tym wzgl�dem zbyt... zbyt lakoniczny. � Zastanowi�a si� na moment. � Ale... czekaj no... jest przecie� wyj�cie. Doktor Otr�bus obieca� zabra� nas kiedy� do fabryki i pokaza� zak�ady. � Tak, ale to by�o powiedziane w�a�nie tak �kiedy��, bez daty. � No, to mo�e nas przecie� zabra� jutro. � Je�li go do tego sk�onisz. � On teraz codziennie przychodzi do ojca. � Leczy go? � Nie, obgaduj� razem uroczysto�ci lipcowe i grunwaldzkie, wiesz... M�j tatu� jest przewodnicz�cym Komitetu Obchodu. Jak si� poszcz�ci, to dzisiaj spr�buj� � rzek�a zamy�lona. * * * Wszystko posz�o �atwiej, ni� Anka my�la�a. Kiedy po po�udniu wpad� do ojca zaaferowany jak zwykle doktor Otr�bus, Anka od razu przyst�pi�a do dzia�ania. � Czy poda� kaw�, tato? � zapyta�a niewinnym g�osikiem. � Je�li mo�na ci� prosi� � zdumia� si� przyjemnie ojciec. W par� minut p�niej wr�ci�a z fili�ankami pachn�cego smakowicie napoju. � Widz�, �e dzielna c�ra godnie zast�puje mam� � u�miechn�� si� doktor Otr�bus. � Ale sk�d, nie ma jej po ca�ych dniach. Tak jej si� teraz tu podoba, �e, niech pan sobie wyobrazi, nie chcia�a wyjecha� na wakacje z matk� i wola�a zosta� w Niek�aju. To pana zas�uga, doktorze, rozrusza� pan nasz� m�odzie�. � Hm... � mrukn�� doktor Otr�bus, gdy� nie bardzo jako� zauwa�y�, by Anka interesowa�a si� specjalnie jego �grami ruchowymi�, �zapraw� astronautyczn�� wzgl�dnie modelarstwem. � Och, pan doktor jest cudowny! � szybko zapewni�a Anka. � Teraz w og�le nie mo�na si� nudzi�! A jutro zapowiada si� jeszcze wspanialej. B�dziemy przecie� zwiedza� z panem doktorem zak�ady. � Jutro? � zdziwi� si� Otr�bus. � My�la�em, �e po niedzieli. � Oczywi�cie, �e jutro � powiedzia�a Anka. � Wszyscy strasznie s� ciekawi, ju� si� nie mog� doczeka�. � Czy pan s�ysza� co� o tym, in�ynierze? � Otr�bus wyci�gn�� notes. � Ja tu nie mam nic zapisane, a pan? � O, ja mam tyle spraw na g�owie, �e naprawd� nie pami�tam. Ale dla mnie to wszystko jedno. Mo�emy urz�dzi� zwiedzanie jutro. Otr�bus niezdecydowany przeciera� okulary. To prawda, �e odk�d pozna� pani� Bo�en�, bywa dziwnie roztargniony. Mo�e naprawd� pomyli� si� w dacie. � A wi�c jutro � powiedzia�. � Czy wszyscy ju� o tym wiedz�? � Przypomn� im! � wykrzykn�a uradowana Anka. Rozdzia� III Nazajutrz stado rozgadanej m�odzie�y bieg�o przez hale fabryczne pod konwojem doktora Otr�busa i in�yniera Ankwicza. Przechodzono kolejne dzia�y produkcji: ku�ni�, wyt�aczalni�, krajalni�, odlewni�, spawalni� i obr�bk� mechaniczn�. Anka i Micha� trzymali si� blisko siebie, nie brali udzia�u w og�lnej gadaninie i dyskusjach nad maszynami. Pogr��eni byli ca�kowicie w swoich my�lach. Micha�a raz po raz nawiedza�y w�tpliwo�ci. � S�uchaj � szepn�� wreszcie do Anki � czy na pewno nas wpuszcz� do tej wzorcowni? � Na pewno � odpar�a Anka. � W�tpi�... Tam jest przecie� m�j stary. Ja go znam. On strasznie nie lubi, jak mu si� przeszkadza. Jeszcze po tym, co si� sta�o... � Nie b�j si�. Musi wpu�ci�. Powiedzia�am wyra�nie mojemu tatusiowi, �e koniecznie chcemy zwiedzi� wzorcowni�, i tatu� mi obieca�... � No tak, na sale produkcyjne mo�e nas wpuszcz�, ale do magazynu? � Te� puszcz�. Mamy przecie� zwiedza� ca�� fabryk�, tak nam przyrzekli. Trzeba tylko przypilnowa� i poprosi�, jak b�dziemy we wzorcowni, �eby nam pozwolili zajrze� tak�e do magazynu, bo chcemy obejrze� gotowe prototypy. � Zajrze� � westchn�� Micha� � ot� to w�a�nie! Czy pomy�la�a� o tym, �e, aby m�c zbada� dok�adnie, kt�r�dy dostali si� z�odzieje, musimy mie� czas i swobod� ruch�w? Zajrze� nie wystarczy. Ech, ja ju� wiem, jak to b�dzie wygl�da�. Przegoni� nas szybko przez magazyn i do widzenia. � Niech nas tylko wpuszcz� � powiedzia�a Anka � to ja ju� mam spos�b, �eby zbada� dok�adnie magazyn. � Co to za spos�b? � zapyta� z niedowierzaniem Micha�. W odpowiedzi Anka odwin�a r�kaw bluzki i pokaza�a na r�ce bransoletk� z jakich� niekszta�tnych paciork�w. Du�ych i czerwonych. Micha� wytrzeszczy� oczy. Nic nie rozumia�. � To z kukurydzy � wyja�ni�a Anka. � Bierze si� ziarna niedojrza�ej kukurydzy, nawleka na nitk�, potem maluje i suszy. �adne, prawda? � To m�wi�c, zacz�a jakim� w�owym ruchem wygina� r�k� jak hinduska tancerka, a� podjecha�a z bransoletk� pod sam nos Micha�a. � Podoba ci si�? � zapyta�a i rozbawiona jego min� parskn�a �miechem. Micha� spojrza� na ni� jak na wariatk�. To prawda, �e w tym roku nawiedzi�a Niek�aj moda na jadaln� bi�uteri�. Dziewcz�ta zupe�nie poszala�y na tym punkcie, robi�y sobie korale i bransoletki z r�nych ziaren, jag�d, owoc�w, pestek, a nawet z makaronu. No, ale przecie� to nie by�a pora ani miejsce, �eby przechwala� si� przed nim tego rodzaju produkcj�. I po raz pierwszy pomy�la�, czy warto wsp�pracowa� z babami i czy dobrze zrobi�, �e wtajemniczy� Ank� we wszystko. Przygryz� wargi i rzek� cierpko: � Ja si� pytam o spos�b, a ty mi wyje�d�asz z bransoletk�. � Bo to w�a�nie jest spos�b � spowa�nia�a Anka. � Nic nie rozumiem. � Nie szkodzi. P�niej zrozumiesz. A teraz cicho, bo patrz� na nas. Kiedy wreszcie dotarli do wzorcowni, Micha� zn�w spojrza� niespokojnie na Ank� i chcia� o co� zapyta�, ale ona wzruszy�a tylko ramionami i po�o�y�a palec na ustach. Na razie wszystko uk�ada�o si� pomy�lnie. Do wzorcowni wpuszczono ich bez trudno�ci, a Micha� z ulg� stwierdzi�, �e ojca nigdzie nie ma. In�ynier Ankwicz udzieli� kilku wst�pnych obja�nie�. � To jest w�a�nie wzorcownia � powiedzia�. � Oczko w g�owie naszych zak�ad�w. � Mo�e nie tylko oczko, co m�zg � zauwa�y� z u�miechem doktor Otr�bus. � S�uszna uwaga � zgodzi� si� in�ynier. � W ka�dym razie ma�o fabryk mo�e si� poszczyci� takim obiektem. Jak widzicie, jest to co� po�redniego mi�dzy laboratorium naukowym a samodzieln� ma�� fabryczk�, umieszczon� w du�ej fabryce. Jest to wyl�garnia nowinek technicznych. Ka�dy nowy detal, ka�da cz�� silnika tutaj si� rodzi i tutaj zdaje swoje pierwsze egzaminy �yciowe. Dopiero, kiedy przetrzyma wszystkie pr�by, dopuszcza si� j� do masowej produkcji. Ale zacznijmy od pocz�tku. Tu na prawo jest nasza �kuchnia alchemiczna�... Micha� spojrza� zniecierpliwiony na in�yniera Ankwicza. In�ynier zabiera� si� do ca�ego wyk�adu, prowadz�c ma�ych go�ci do pierwszej kabiny. Micha� zawaha� si�. Mo�e machn�� r�k� na Ank� i spr�bowa� samemu?... By� ju� tutaj nieraz i wiedzia�, jak si� idzie do magazynu. Je�li b�dzie mia� szcz�cie i wypatrzy chwil�, gdy kto� otworzy drzwi... mo�e uda mu si� w�lizgn�� do �rodka... Ale ju� Anka, jakby domy�laj�c si� jego zamiar�w, uchwyci�a go mocno za r�k� i niemal si�� wepchn�a do kabiny razem z innymi dzie�mi. � Dlaczego si� gapisz, pos�uchaj, co m�wi m�j tatu�, to ciekawe � u�miechn�a si� nieco szyderczo. Micha� spojrza� na ni� w�ciek�y. Ale nie by�o rady, musia� cierpliwie wys�ucha� obja�nie� in�yniera. � Tutaj pitrasimy najwi�ksze specja�y dla przemys�u. Szlachetne stopy � m�wi� in�ynier. M�odzie� rozgl�da�a si� ciekawie. Kabina, w kt�rej si� znajdowali, przypomina�a raczej pracowni� uczonego chemika ni� fabryk� metalurgiczn�. Pe�no tu by�o skomplikowanych aparat�w i narz�dzi, jakie� wagi aptekarskie, palniki, kolby, tygle... A pod �cian� d�ugi szereg szafek podobnych do lod�wek. Zapytali o nie. � To nie lod�wki � u�miechn�� si� in�ynier Ankwicz � ale wr�cz przeciwnie: elektryczne piece do wytwarzania ogromnych temperatur. W nich w�a�nie sma�ymy nasze stopy, tworzywo najcenniejszych cz�ci silnika. Zamiast patelni u�ywamy specjalnych tygli, do nich pakujemy w odpowiednich proporcjach potrzebne sk�adniki. Chodzi o znalezienie recepty na najlepszy stop. Od tego zale�y g��wnie powodzenie nowego modelu silnika. Bardzo trudna praca, �mudna i wymagaj�ca dok�adno�ci, no i talentu o wiele wi�kszego ni� kucharski. Najmniejsza bowiem dawka jakiego� sk�adnika zmienia cz�sto w spos�b zasadniczy w�a�ciwo�ci stopu. To tak na przyk�ad, jak gdyby szczypta wi�cej soli zamienia�a befsztyk w pulpety albo tort w kaszk� mann�. Ale przejd�my dalej. In�ynier do sp�ki z doktorem Otr�busem przepchn�� go�ci do ma�ej odlewni, ku�ni, a potem dzia�u obr�bki mechanicznej. Tutaj na precyzyjnych tokarniach, frezarkach i szlifierkach wykonywano cz�ci prototyp�w z dok�adno�ci� do setnych, a nawet tysi�cznych cz�ci milimetra. � A teraz na koniec zwiedzimy �sal� egzaminacyjn�� prototyp�w � powiedzia� in�ynier. Micha� drgn��. Je�li �na koniec�, to znaczy, �e nic ju� nie b�d� potem zwiedza� i z magazynu nici... Co robi�? Ale nie mia� nawet czasu zastanowi� si� nad tym, bo ci�ba dzieci wepchn�a go do nowego pomieszczenia. � Oto w�a�nie ta sala � m�wi� in�ynier. � Tutaj nasze prototypy poddajemy szczeg�owemu badaniu... � Jak lekarz zawodnik�w przed startem � dopowiedzia� doktor Otr�bus. � Nie tylko. Tak�e jak okrutny kat ofiary � rzek� in�ynier Ankwicz. � Je�li kt�ry� prototyp nie zda egzaminu, wraca do pracowni, tam biedzimy si� nad nim z powrotem i staramy si� go poprawi�. Je�li za� jest taki uparty, �e nie daje si� poprawi�, bo i takie wypadki si� zdarzaj�, wtedy, trudno, musi w�drowa� na z�om. Nie ma innej rady. Ch�opcy i dziewcz�ta wytrzeszczyli oczy. No, teraz naprawd� by�o na co popatrze�. Tutaj im si� podoba�o najlepiej. W�a�ciwie t� �sal� egzaminacyjn�� nale�a�o chyba nazwa� �sal� tortur�. To, co wyrabiano tutaj z nieszcz�snymi detalami, trudno by�o nawet przy najlepszych ch�ciach nazwa� egzaminem, to by�y wyrafinowane m�ki. Zn�cano si� tutaj nad silnikiem i jego poszczeg�lnymi cz�ciami na wszelkie mo�liwe sposoby, jakie tylko potrafi wymy�li� przewrotny umys� okrutnego cz�owieka: gnieciono, ci�gni�to, trzepano, bito, �amano, rozrywano, nacierano, przypiekano, pra�ono, nurzano w kwasach i truciznach. Oto w�a�nie podobny do szklanki, metalowy t�ok w�o�ono pod �ap� specjalnej prasy. �apa zaczyna gnie��. T�ok si� nie daje. �apa gniecie i naciska coraz bardziej i bardziej. Poma�u �cianki t�oka zaczynaj� si� wygina�, zrazu niepostrze�enie, potem coraz wyra�niej, ch�opcy i dziewczynki zaciskaj� a� z�by i pi�ci z wra�enia, jakby to ich gniot�o, wreszcie stalowa �szklaneczka� sp�aszcza si� jak zgnieciony kapelusz. Nie do wiary. A obserwuj�cy technik zapisuje wytrzyma�o�� t�oka w specjalnej rubryce protoko�u. � Szkoda, prosz� pana, taki �adny t�ok pan zepsu� � powiedzia� Odjemek Mniejszy i wszystkim zrobi�o si� �al takiego zgrabnego, b�yszcz�cego t�oka. � Trudno. Ten t�ok si� po�wi�ci� za inne � za�artowa� in�ynier. � Za to pozosta�ych b�dziemy mogli d�ugo i bezpiecznie u�ywa�. Ale ju� uwag� wszystkich przyku�o nowe narz�dzie tortur. Stalowe szcz�ki z�apa�y za ko�ce korbow�d i ci�gn� go w przeciwne strony jak dwa psy walcz�ce o t� sam� ko��. Pocz�tkowo wydaje si�, �e nie dadz� mu rady. Twarda �ko�� korbowodu ani drgnie. Ale r�ka technika przekr�ca coraz bardziej guzik aparatu... Wci�� jeszcze nic si� nie dzieje... Nagle... tu� przy g�owicy korbowodu wyskakuje p�kni�cie. Jeszcze chwila i z g�uchym trzaskiem korbow�d rozlatuje si� na dwie cz�ci. Koniec do�wiadczenia. Technik zn�w zapisuje. Tam zn�w, pod �cian�, umieszczono ca�y silnik na drgaj�cej podstawie i trz�s� nim, jakby chcieli z niego wytrz��� ostatniego ducha. Nieszcz�sny silnik podryguje bez przerwy. To nawet wygl�da z pocz�tku �miesznie. Ale po chwili nikomu ju� nie chce si� �mia�. Silnik przypomina �yw� istot� daremnie usi�uj�c� zerwa� si� z miejsca albo chorego wstrz�sanego przed�miertnymi drgawkami... I tak ca�ymi godzinami, dniami, tygodniami, a� do zepsucia. Gor�co si� wszystkim zrobi�o od tych m�k. � A gdzie w�druj� wypr�bowane ju�, gotowe prototypy? � zapyta� Odjemek Mniejszy. � Do magazynu. � A stamt�d? � Do produkcji � wzruszy� ramionami Marian. � O nie, jeszcze nie tak pr�dko � pokr�ci� g�ow� in�ynier � najpierw z ca�� dokumentacj�, obliczeniami i innymi papierkami w�druj� do ministerstwa, a tam dopiero decyduj�, czy prototyp warto wprowadzi� do szerokiej produkcji. Dopiero, je�li rozpocz�cie nowej produkcji zostaje zatwierdzone, wtedy wracaj� do nas ze specjaln� cenzurk�, no i wtedy bierzemy si� do dzie�a. � Tatusiu, musisz nam koniecznie pokaza� te prototypy. Przecie� je�li si� tyle zwiedza�o, to si� w ko�cu chce widzie�, jak to wygl�da gotowe. To, co tu robicie. � Tak, tak, panie in�ynierze... koniecznie musimy zobaczy� � poparli j� wszyscy. Micha�owi zabi�o serce. No, teraz si� rozstrzygnie. � Tam nie ma nic ciekawego � rzek� in�ynier. Wida� by�o, �e nie ma ochoty wprowadza� ich do magazynu. � Dlaczego, prosz� pana? � zapyta� Tadzik. � Przecie� tyle si� robi tych prototyp�w. � Wcale nie tak du�o � odpar� in�ynier � przewa�nie robimy to samo w k�ko, ulepszamy. Tego go�ym okiem nawet nie wida�. Poza tym wzorcownia w tej postaci, jak j� tu widzicie, pracuje dopiero drugi rok, cz�� naszych prototyp�w znajduje si� w Warszawie, cz�� na halach produkcyjnych zak�ad�w. A te najnowsze... najwa�niejsze s�... s� po prostu dobrze schowane... no... i nie nadaj� si� do ogl�dania. Ch�opcy spojrzeli na siebie znacz�co. Aha, wi�c o to chodzi. � No, trudno � powiedzia�a Anka � ale przecie� mo�esz nam pokaza� to, co wolno ogl�da�. � Chcemy zobaczy� po prostu, co robi nasza fabryka. To przecie� chyba wolno... � mrukn�li Odjemkowie. � Zajrzyjmy tylko na chwil� � prosili jeden przez drugiego. To, �e kry�a si� tam jaka� tajemnica i �e in�ynier tak niech�tnie m�wi� o tym magazynie, wszystkich jeszcze bardziej podnieci�o. Zreszt� wiedzieli, �e to w�a�nie z tego magazynu zgin�a sztabka stopu i to dzia�a�o na ich wyobra�ni�. Widz�c, �e jedyny skutek jego t�umacze� � to wzrost zainteresowania, i to niezdrowego zainteresowania, oraz nowy pow�d do plotek, in�ynier westchn�� i rzek�: � Dobrze. Przekonacie si�, �e m�wi�em prawd�. Wpuszcz� was, je�li tylko pan kierownik pozwoli. W tym momencie Micha�owi zrobi�o si� troszeczk� zimno, bo zauwa�y�, �e ostatnie s�owa wypowiedzia� in�ynier do ojca, kt�ry ju� si� zjawi� sk�d� zadyszany i niezbyt przyjaznym wzrokiem patrzy� na dzieci�cy najazd na jego wzorcowni�. � Je�li pan sobie �yczy, in�ynierze � zamrucza� pod nosem � ale tam naprawd� nie ma nic ciekawego do ogl�dania. � Bardzo prosimy � u�miechn�a si� Anka. Ojciec Micha�a spojrza� na ni�, chrz�kn�� i poma�u wyci�gn�� klucze... � Ale wchod�cie kolejno � powiedzia� � bo to ma�a klitka, wszyscy si� naraz nie zmieszcz�... najlepiej parami, po dwoje, tylko szybko. Micha� odetchn�� nieco. Wi�c jednak wpuszcz� ich do �rodka. Podniecony chcia� rzuci� si� pierwszy, ale Anka zn�w go przytrzyma�a. � Co robisz? Popsujesz wszystko. Wejdziemy ostatni. � Dlaczego? � Zobaczysz. Tymczasem pary zwiedzaj�cych, jedna po drugiej, wchodzi�y do magazynu... i szybko wychodzi�y rozczarowane. Istotnie, in�ynierowie mieli racj�. W�a�ciwie nie by�o tu nic specjalnego do ogl�dania. Ma�a, brzydka izdebka o pod�odze z solidnych, ale zwyczajnych desek, pe�nej szpar i pomalowanej jak�� ciemn� farb�, a mo�e po prostu zapokostowanej tylko. Pod �cian� sta�o par� szaf oszklonych i jakie� rega�y z p�kami, w k�cie jedna du�a �elazna szafa. Na p�kach szaf i rega��w le�a�o kilka eksponat�w, jakie� k�ka z�bate, tuleje, sztabki, na jednej zakurzonej p�ce prostok�tny �lad po czym�... pewnie po tej ukradzionej sztabce stopu � to wszystko. W pierwszym lepszym sklepie Motozbytu wi�cej mo�na zobaczy� i w wi�kszym wyborze. Wydawa�o im si� to jakie� dziwne. Jak to, tyle sal i kabin, tyle maszyn i urz�dze�, tyle pracy, a wynik � jaki� niepozorny trybik, jaka� szara sztabka. Chyba, �e co ciekawsze prototypy schowano w tej pancernej szafie... No, ale co z tego, kiedy nie chc� pokaza�. Jako ostatni weszli Micha� i Anka. Micha� od razu, zamiast patrze� na eksponaty w szafach, zacz�� ogl�da� �ciany, okna i drzwi. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawa�o si� nienaruszone. Mury by�y grube ma metr chyba, w oknie mocne kraty, drzwi obite grub� blach�. Przyda�oby si� wprawdzie bli�ej zbada�, ale jak... Ojciec i in�ynier Ankwicz patrz� niecierpliwie. Mo�e pr�bowa� ich czym� zagada�, �eby Anka mog�a swobodnie poszpera�... Ale ju� za p�no. Micha� us�ysza� g�os ojca: � No, co� si� tak zagapi�, uciekaj ju�, bo zamykam! A wi�c przepad�o wszystko... Micha� od razu wiedzia�, �e tak b�dzie. Zniech�cony chcia� ju� zawr�ci�, gdy wtem us�ysza� g�o�ny rz�sisty grzechot, jakby b�bnienie grochu po pod�odze, a potem okrzyk Anki. � Ojej, moja bransoletka! Spojrza� i oczy mu si� rozszerzy�y. To kukurydza Anki rozsypa�a si� po ca�ej izbie i potoczy�a w najdalsze k�ty. In�ynier Ankwicz pokr�ci� g�ow�. � Ach, ty niezdaro, zawsze musi ci si� co� przydarzy�. I to w najnieodpowiedniejszym miejscu i momencie. Zostaw to, nie warto szuka�. Ju� wychodzimy. � Tak, nie warto � poci�gn�a Anka nosem i jednocze�nie mrugn�a znacz�co do Micha�a. � To by� �artystyczny przedmiot�, ty si� na tym nie znasz, tatusiu. Pom� mi, Micha�. Micha� od razu zrozumia�. Ale� ta Anka ma pomys�y! Doprawdy to genialny spos�b! Oboje rzucili si� na pod�og�, czo�gaj�c si� na czworakach, niby to zbierali, a w rzeczywisto�ci dok�adnie ogl�dali wszystkie k�ty w magazynie, zagl�dali pod szafy, sprawdzali uwa�nie, czy nie ma tam jakich� dziur, przez kt�re m�g�by si� przedosta� z�odziej, ale zar�wno pod�oga, jak i mury by�y ca�e i nienaruszone. In�ynier Ankwicz straci� cierpliwo��. � Nie mamy czasu. Zostaw to, Anka, m�wi�! � Ju� zaraz, tatusiu � zasapa�a Anka, szperaj�c za p�kami. Widz�c, �e nie zanosi si� na szybkie zako�czenie poszukiwa�, in�ynier zwr�ci� si� do ojca Micha�a: � Trudno, nie b�dziemy na nich czekali, skoro si� tak grzebi�. Niech pan b�dzie tak dobry i wska�e im p�niej wyj�cie, panie kolego. � Nie ma zmartwienia, trafimy sami � uspokoi�a go Anka. I Ankwicz, jeszcze raz pokr�ciwszy g�ow� nad jej niezdarno�ci�, oddali� si� z ca�� grup�. My�leli, �e ju� s� ca�kiem swobodni, ale w drzwiach wci�� sta� ojciec Micha�a i przygl�da� si� im pochmurnie. � D�ugo jeszcze? � niecierpliwie brz�ka� kluczami. � Jeszcze minutka � wykrztusi� rozpaczliwie Micha�. Na szcz�cie w tym momencie do ojca podszed� jaki� pracownik z plikiem papier�w. Ojciec odwr�ci� si� i zacz�� uwa�nie przegl�da� papiery. To wystarczy�o. Anka i Micha� zerwali si� na nogi. Micha� sprawdzi� krat� w oknie, a Anka obejrza�a �ciany na tej wysoko�ci i dobrze przypatrzy�a si� sufitowi na dodatek. Niestety, nie by�o wida� najmniejszych �lad�w w�amania, a kraty trzyma�y si� nadspodziewanie dobrze. � No i co teraz � szepn�� do Anki przygn�biony Micha� � zda�o si� jak psu na bud� to ca�e poszukiwanie. Generalna klapa, czyli klops. � Mo�e nie jest tak �le � zmarszczy�a brwi Anka, patrz�c w pod�og�. � Jak to nie jest �le? � Zdaje si�, �e zaczynam widzie� jedno rozwi�zanie � rzek�a poma�u. Micha� chcia� zapyta�, c� to za rozwi�zanie, ale w tej samej chwili us�ysza� g�os ojca: � No co, wychodzicie wreszcie czy nie? Zamiast odpowiedzie� Anka zada�a mu dziwne pytanie: � Prosz� pana, czy panu tu w magazynie nie marzn� czasem nogi? � Nie, dlaczego? � zamruga� oczyma zdumiony ojciec Micha�a. � I nie ci�gnie od piwnic? � Tu nie ma piwnicy. � A od wentylacji? Ja widzia�am, �e czasem pod pod�og� zostawiaj� pust� przestrze� i robi� dziury w murze, �eby tam dochodzi�o powietrze. � Nie, to stary budynek � mrukn�� ojciec Micha�a � tutaj nie ma takiej wentylacji. Ale dlaczego pytasz... co ci si� sta�o? � Nic, nic... � Popatrz, tu jeszcze le�y ten tw�j paciorek i tam widz�... � To ju� niewa�ne, prosz� pana � rzek�a roztargniona Anka. � Chod�, Micha�, idziemy. � Niewa�ne? � zmarszczy� brwi ojciec Micha�a. � No, to czemu zawracali�cie g�ow�! Tyle by�o zmartwienia o t� bransoletk�. Ech, co za dzieci... Ale oni byli ju� za drzwiami. * * * Kiedy wybiegli na dziedziniec fabryczny, doktor Otr�bus w otoczeniu m�odzie�y �egna� si� ju� z in�ynierem Ankwiczem po drugiej stronie placu przy bramie. Dop�dzili ich ju� w ostatniej chwili. Na widok Micha�a wracaj�cego razem z Ank� Koloni�ci u�miechn�li si� szyderczo, a niekt�re dziewczynki zacz�y szepta� co� do siebie. � Gdzie�e�cie byli? � zapyta�a Celina. � Zakocha