7437
Szczegóły |
Tytuł |
7437 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7437 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7437 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7437 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Jack L. Chalker
Powr�t Nathana Brazila
Przek�ad: S�awomir Dymczak
Tytu� orygina�u: The Return of Nathan Brazil
Wydanie I
W sk�ad cyklu �WIAT STUDNIA wchodz�:
PӣNOC PRZY STUDNI DUSZ
WOJNY W �WIECIE STUDNI
POWR�T NATHANA BRAZILA
ZMIERZCH PRZY STUDNI DUSZ
Ksi��k� t� dedykuj� starej paczce, do kt�rej nale�eli:
ALAN MOLE,
HARRY BRASHEAR,
MIKE LEIB,
JOHN YOX oraz
BERNARD ZERWITZ,
kt�rzy � w��czaj�c mnie � okazali si� o niebo lepsi,
ni� ktokolwiek m�g�by si� po nich spodziewa�...
Spis tre�ci
Spis tre�ci
Parkatin, pogranicze
Hodukai, planeta na pograniczu
Siedziba g��wna Policji Konfederacyjnej, Suba
Kwangsi, sala posiedze� Rady Konfederacji
W systemie Madalin
Na frachtowcu Hoahokim
Kwangsi
Laboratoria Policji Konfederacyjnej, Suba
Gramancz, planeta w galaktyce M 51
Na orbicie �wiata Studni
Dolgritu
Nautilius � Sp�d
Olimpus
Kwangsi
Nautilius
Meouit
Hotel �Pioneer�, pok�j 404 A
W magazynie � po�udnie
Na pok�adzie Jerusalem
Nautilius � Sp�d
Nautilius � Wierzch
Olimpus, komnata Matki �wi�tej
Nautilius � Sp�d
Nautilius � Wierzch
Nautilius � Wierzch, p�niej tego samego dnia
Serachnus
Po�udniowa Strefa
Hakazit
Po�udniowa Strefa
Awbri
Po�udniowa Strefa
Dillia
Durbis, na wybrze�u Flotisz
Po�udniowa Strefa
Parkatin, pogranicze
Gdyby Har Batin by� akurat zakatarzony, du�o �atwiej by�oby mu podbi� ten �wiat.
Niestety Drile automatycznie uodpornia�y wykorzystywane przez siebie cia�a. Tak
wi�c tym
razem podb�j mia� by� raczej �mudny.
Slabansport by�a typow� pograniczn� stolic�. Znajdowa� si� tu niewielki, lecz
nowoczesny port kosmiczny, wykorzystywany g��wnie przez promy orbitalne,
przewo��ce
importowane towary z wielkich, regularnie zawijaj�cych frachtowc�w. Rzecz jasna
nieopodal
mno�y�y si� bary i spelunki, tak samo typowe dla ka�dego portu jak, magazyny,
centra
roz�adunkowe oraz lokalne przedstawicielstwa kompanii, kt�re doprowadzi�y do
otwarcia
granicy. Samo miasto, najwi�ksze na Parkatinie, liczy�o ledwie dwadzie�cia
tysi�cy
mieszka�c�w. Mia�o si� to jednak zmieni�. Jeszcze do niedawna spalona, brunatna
pustynia,
rozci�gaj�ca si� na tysi�ce kilometr�w wok� Slabansport, teraz rozkwita�a
dzi�ki ruroci�gom
doprowadzaj�cym jak�e upragnion� wod� z odleg�ych uj��. Parkatin by� gor�cym,
suchym
�wiatem, posiada� jednak w swej atmosferze par� wodn�, a tak�e miewa� od czasu
do czasu burze
konwekcyjne. M�g� w ci�gu pokolenia sta� si� domem dla kolejnego miliarda ludzi.
Nie oznacza�o to niestety dla ludzko�ci nic dobrego, je�li Drile mia�y w tej
kwestii
cokolwiek do powiedzenia. Ca�e ich kolonie by�y tu teraz i spogl�da�y oczyma
Hara Batina na
brudny, ma�y bar znajduj�cy si� tu� ko�o portu. Pewne ju� swego zwyci�stwa nad
ludzkimi
istotami, pewne za�o�enia nowej siedziby Drili tu, na Parkatinie. St�d b�d�
mog�y opanowywa�
dalsze cia�a swych zwierz�cych �ywicieli, tak jak teraz robi�y to Drile
zamieszkuj�ce cia�o Hara
Batina.
Drile by�y niezwykle z�o�onymi organizmami, cho� jednocze�nie stanowi�y
najmniejsz�
znan� form� �ycia organicznego w ca�ej galaktyce, a mo�e i we wszech�wiecie.
Miliardami
zasiedla�y m�zg, krew i tkanki innych istot, tworz�c wsp�ln� jedno�� istnienia.
Wszystkie inne
organizmy uwa�a�y za marne zwierz�ta stworzone jedynie po to, by s�u�y� swym
panom.
Har Batin wkroczy� do baru i zaj�� miejsce przy drewnianym kontuarze. Nie by�o
jeszcze
zbyt wielu klient�w. Do pustego portu nast�pnego dnia mia�y przyby� przynajmniej
dwa statki i
w�a�nie dlatego Har Batin tu przyszed�. Parkatin b�dzie prosty do opanowania. To
przez takie
terminale kosmiczne jak Slabansport przewijali si� podr�nicy do innych �wiat�w,
z kt�rych
cz�� pozostawa�a dla Drili wci�� nieznana. A ka�dy z przybysz�w, wys�any do
domu wraz z
Drilem, oznacza� podb�j nowego systemu.
Poniewa� spodziewano si� statk�w, obs�uga baru by�a w pogotowiu. Wsz�dzie
kr�cili si�
szulerzy, prostytutki oraz arty�ci-naci�gacze, czekaj�c na swe �ofiary�. Mia�y
nimi by� nie tylko
za�ogi oraz pasa�erowie statk�w, lecz r�wnie� ci, kt�rzy przyb�d�, by wy�adowa�
i rozprowadzi�
nowe towary.
Batin zam�wi� drinka, i zap�aci� banknotem wielkiego zwoju. Napiwek te� by�
przesadnie
hojny. To wszystko przyci�gn�o wzrok kelner�w, a tuzin g��w zacz�o obmy�liwa�
najlepszy
spos�b dobrania si� do nadzianego frajera.
Wreszcie Roza zrobi�a pierwszy ruch � Roza, kr�lowa miejscowych prostytutek,
wci��
cholernie atrakcyjna mimo swych lat i ci�kiego �ycia. By�a te� na tyle
bezwzgl�dna, �e inni
woleli raczej si� wycofa�, ni� kwestionowa� jej prawo do tej zdobyczy. To by� w
ko�cu gruby
plik banknot�w. Dla innych te� jeszcze sporo zostanie. Przysun�a si� bez s�owa
i usiad�a
odpr�ona obok niego.
� Postawisz mi drinka? � spyta�a niskim, zmys�owym g�osem.
U�miechn�� si� do niej i do siebie, przytakn��, wys�czy� resztk� drinka i
zam�wi� dwa
nowe. System dzia�ania baru by� najzupe�niej standardowy. Kobiety, m�czy�ni,
szulerzy i
dziwki � wszyscy pracowali dla w�a�ciciela baru. Drinki pojawi�y si� przed Roz�
i Harem, jego
przynajmniej par� razy mocniejszy ni� normalny i na dodatek zaprawiony
afrodyzjakiem. Jej
sk�ada� si� w zasadzie z zabarwionej wody.
Pili razem, a on czyni� wszystkie stosowne do sytuacji gesty. Dobry wywiad
stanowi�
podstaw� ka�dej takiej misji. Niekt�re Drile spo�r�d jego kolonii przechowywa�y
wspomnienia
od najstarszych podboj�w a� do ostatnich test�w istot ludzkich. Wszystkie te
informacje Batin
mia� po prostu w ma�ym palcu. Gdy Drile dzieli�y si�, tworz�c now� koloni�,
osobniki starsze
przekazywa�y wszystkie informacje potomstwu. W jaki� to spos�b � zastanawia� si�
przepe�niony zadowoleniem i pewno�ci� siebie � jakiekolwiek marne zwierz�ta
mog�yby
konkurowa� z takim organizmem? �adne nawet nie pr�bowa�y, a te nie b�d�
wyj�tkiem.
Tak wi�c czyni� wszystkie stosowne gesty, odprawia� w�a�ciwe rytua�y. Wypowiada�
oraz
odpowiada� na przyj�te s�owa-klucze i po paru chwilach ruszyli w stron� pokoju
na ty�ach baru.
Po drodze Drile oczy�ci�y � przez pory sk�ry � ustr�j Hara z wszelkich wypitych
wraz z
drinkiem narkotyk�w oraz innych domieszek. Nie b�dzie mo�e pachnia� pi�knie,
lecz jej to nie
przeszkodzi, nawet je�li zwr�ci na to uwag�.
Szli mrocznym korytarzem i od czasu do czasu dostrzega� kszta�ty postaci,
zar�wno
m�skich jak i �e�skich, odpoczywaj�cych, czekaj�cych w ma�ych pokoikach i
alkowach.
Dziewczyny by�y mo�e m�odsze i zale�ne od Rozy, ale ��czy� je wsp�lny zaw�d. Na
razie
wszystko sz�o zgodnie z planem.
Nim w barze zrobi� si� t�ok, Batin dzi�ki wczesnemu przybyciu i pokazaniu zwitka
pieni�dzy zapewni� sobie us�ugi szefowej. Skaptuj szefa, a on ju� zajmie si�
podw�adnymi.
Przybywaj�cy tu p�niej poza�wiatowcy b�d� korzysta� z us�ug personelu i p�aci�
za okazj�, by
sta� si� nosicielami nowej koloni Drili. Trudno o lepszy uk�ad.
Drile szybko dostosowywa�y si� do organizmu nowego nosiciela, lecz kolejne
generacje
nie znosi�y zmian istniej�cych warunk�w. W przypadku mieszka�c�w Hara Batina
optymalna
temperatura wynosi�a trzydzie�ci siedem stopni Celsjusza. Drobne wahania, nawet
o stopie� lub
dwa, mog�y ich zabi�. Jednak co� takiego jak poca�unki nie powinno zaszkodzi�.
Dotarli w ko�cu do pokoju najwyra�niej nale��cego do niej. Mo�na by�o tak s�dzi�
po
rozmiarach i wyposa�eniu, jak�e odmiennych od klasztornych cel, zajmowanych
przez
podw�adne. B�yskawicznie zrzuci�a z siebie ubranie i spyta�a bez ceregieli:
� Okay, na co masz ochot�?
U�miechn�� si�.
� Zacznijmy po prostu od poca�unku � zaproponowa�.
Przyci�gn�� j� do siebie, schyli� si� nieco i poca�owa�. Rozchyli�a szeroko
wargi � ich
j�zyki spotka�y si�, a �lina zmiesza�a.
Wraz z ni� przep�yn�o oko�o dziesi�ciu tysi�cy Drili.
Ca�owa� jeszcze przez chwil�, by zyska� ca�kowit� pewno��, i� wymiana zosta�a
dokonana. Nast�pnie robi� to, czego mog�a si� po nim spodziewa�. W tym czasie
kolonia
sprawdza�a swego nowego nosiciela, odnajdywa�a w�a�ciwe kom�rki, nerwy oraz
centra
zarz�dzaj�ce. Rozpocz�a proces gwa�townego rozmna�ania, by u�atwi� przej�cie
kontroli.
Wykorzystuj�c proteiny zawarte w jej ciele, Drile by�y w stanie co p� minuty
podwaja� sw�
liczb�. Gdyby trwa�o to jednak zbyt d�ugo, mog�oby wywo�a� os�abienie, a mo�e
nawet
spowodowa� �mier�. O�rodki matematyczne kolonii Batina poczyni�y ju� dok�adne
obliczenia co
do czasu zako�czenia ca�ej operacji.
Tymczasem Har Batin ci�gn�� mi�osne igraszki. Trwa�o to jeszcze kilkana�cie
minut, nim
wyczu�a w swym ciele nieznane, nienaturalne reakcje. W ci�gu pierwszych
dziesi�ciu minut
Drile osi�gn�y liczb� niemal czterdziestu jeden tysi�cy.
Narodziwszy si� z ca�� wiedz� swych praszczur�w, nie traci�y czasu na chaotyczn�
penetracj� jej organizmu. Rozchodz�c si� po ca�ym systemie kr��enia, od razu
wiedzia�y, gdzie
szuka� najwa�niejszych o�rodk�w � m�zgu i kr�gos�upa.
Pu�ci�a go nagle i odsun�a si� powoli z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
Wygl�da�a na
wyczerpan�, troch� spocon� i jakby postarza��. A wszystko dlatego, �e Drile
wykorzystywa�y jej
w�asne zapasy, aby si� rozmna�a�.
� ...praszam � wysapa�a po�ykaj�c zg�oski. � Nie... nie czuj� si� za dobrze.
Jako� tak
zabawnie...
Odsun�� si� od niej, stoczy� z ��ka i wsta� obserwuj�c j� z satysfakcj�. Cia�em
kobiety
wstrz�sa�y konwulsje, gdy nerwy i mi�nie przechodzi�y pod obc� kontrol� i by�y
testowane.
Rzuca�a si� spazmatycznie na ��ku, zrazu jakby w epileptycznym paroksyzmie, a
p�niej ju�
troch� s�abiej, wolniej, niby marionetka zawieszona na tysi�cach sznurk�w.
W ko�cu znieruchomia�a oddychaj�c ci�ko, lecz cicho. Podszed� do swoich rzeczy
i
wyj�� zwyczajne, bia�e pude�ko grubych, twardych ciastek. Podszed� z nimi do
��ka i poda� jej w
milczeniu.
Usiad�a niepewnie, wyci�gn�a d�o�, pocz�stowa�a si� jednym ciastkiem i zjad�a
je
�apczywie. W ci�gu paru chwil znikn�o ca�e. Nie zawsze by� czas, by szybko
uzupe�ni� rezerwy
energetyczne organizmu, ale najwa�niejsze o�rodki nowej kolonii musia�y mie�
wszystko
zapewnione. Reszta... no c�, to ju� ryzyko bycia �o�nierzem.
Wreszcie sko�czy�a i spojrza�a na niego.
� Obj�li�my ca�kowit� kontrol� � oznajmi�a w j�zyku, o kt�rym nie mia�a dot�d
zielonego poj�cia, a tym bardziej nigdy nim nie w�ada�a. Brzmia� tak obco, �e
wydawa�o si�
prawie niemo�liwe, by m�g� doby� si� z ludzkiej krtani.
� To dobrze � odpar� w tym samym j�zyku, odwr�ci� si� i ubra�. Po chwili
uczyni�a to
samo. Obserwowa� j� staraj�c si� wychwyci� jakie� b��dy i r�nice, lecz niczego
nie dostrzeg�.
Jej ch�d, zachowanie... wszystko by�o jak nale�y. Nawet omy�ki by�y zgodne z
nawykami
pierwowzoru. Osobowo��, psyche, dusza � nazwij to, jak chcesz � by�a martwa.
Lecz
wspomnienia zawarte w proteinowych moleku�ach m�zgu nadal istnia�y. Wiedzia�a
teraz
wszystko to, co wiedzia�a Roza, a nawet wi�cej, gdy� Drile umo�liwi�y dost�p do
ca�o�ci m�zgu.
Chcia� ju� wyj��, lecz go powstrzyma�a.
� Lepiej b�dzie, je�li odczekamy jeszcze z dziesi�� minut � oznajmi�a w swym
starym,
ludzkim j�zyku. Nawet akcent nie pozostawia� nic do �yczenia. � Podi i reszta
mogliby zacz��
co� w�szy�, gdyby�my sko�czyli za szybko.
Przytakn��.
� Ty wiesz najlepiej � stwierdzi� i usiad� na skraju ��ka. To by� cholernie
�mudny
spos�b podboju �wiata, ale najskuteczniejszy.
Gor�ce s�o�ce obla�o �arem posta� Hara Batina po jego wyj�ciu z baru. Przywyk�
ju� do
upa��w, przywyk� do wszystkiego, co nie powodowa�o trwa�ych uszkodze� organizmu
nosiciela.
Ruszy� w stron� portu kosmicznego z zadowoleniem odnotowuj�c wielkie t�umy
robotnik�w
zbieraj�ce si�, by roz�adowa� pierwszy ze spodziewanych statk�w. Olbrzymi prom
towarowy sta�
hucz�c na p�ycie l�dowiska w oczekiwaniu na znak, �e statek matka jest ju� na
orbicie, gotowy
do prze�adunku.
Kusi�o go, by wej�� w t�um, zbli�y� si� do ludzi, spr�bowa� rozsia� w powietrzu
nieco
zarodnik�w. Lecz by�oby to zbyt widoczne, a samo przej�cie kontroli nad nowymi
nosicielami
mog�oby �ci�gn�� uwag�, nawet zak��ci� roz�adunek. Drile nie chcia�y tego.
Wcale, ale to wcale.
System dzia�a� ju� od bardzo d�ugiego czasu. Powoli, z rozwag� oraz niesko�czon�
cierpliwo�ci� zdobywano �wiat po �wiecie. Nikt do samego ko�ca nie zdawa� sobie
z tego
sprawy, cz�sto nawet nie podnoszono alarmu. Drile by�y nie�miertelne dzi�ki
dziedziczeniu przez
kolejne pokolenia wspomnie� przodk�w. Nie by�y jednak nie�miertelne pod wzgl�dem
fizycznym ani te� nie gardzi�y �yciem. Gdyby tak by�o, po c� w og�le
podbija�yby inne �wiaty i
rasy. Ze strategicznego punktu widzenia by�a to najmniej krwawa metoda, jak�
uda�o im si�
wymy�li� podczas niemal czterdziestu tysi�cy lat ci�g�ego i niepowstrzymanego
podboju. A
ka�dy podbijany gatunek by� inny, ka�da rasa stanowi�a nowe wyzwanie. Drile
uwielbia�y to
wyzwanie ponad wszystko. Ka�de zwyci�stwo mia�o by� dowodem ich wy�szo�ci nad
innymi
formami �ycia.
Po chwili Har Batin dostrzeg� grupk� ciekawskich skupion� wok� pary istot, z
kt�rych
tylko jedna by�a cz�owiekiem.
�w wysoki, szczup�y m�czyzna wygl�da�, jakby mia� za sob� naprawd� ci�kie
chwile.
Nosi� workowate spodnie, nie�le zniszczone buty i wyp�owia�y podkoszulek wisz�cy
na chudej,
nieow�osionej piersi. Poci�g�a, niemal tr�jk�tna twarz nie widzia�a brzytwy od
ponad tygodnia.
Mocne, czarne w�osy zawini�te by�y w szorstk� chust� przypominaj�c� turban.
Prawdziwy Cygan � spostrzeg� zaskoczony Har Batin. We wst�pnych, zwiadowczych
raportach wspominano co prawda, i� taka grupa istnieje, lecz jak dot�d nikt ich
nie widzia�. Batin
by� pewien, �e r�wnie� nikt z tej grupki gapi�w.
Gdy si� zbli�y�, pchany � podobnie jak ludzie czekaj�cy na przybycie frachtowca
�
ciekawo�ci� i nud�, Cygan wyj�� z kieszeni trzcinowy flet. Zacz�� gra�
dziwaczn�, niemal
hipnotyczn� melodi�, kt�ra pobudzi�a jego towarzysza do ta�ca.
A �w towarzysz wygl�da� naprawd� dziwnie. By� wielko�ci po�owy normalnego
cz�owieka, z ca�� pewno�ci� nie wi�cej ni� metr, a gadzie cia�o pokrywa�y
l�ni�ce niebiesko-
zielone �uski. Tu��w wspiera� si� na dw�ch chudych nogach zako�czonych d�ugimi,
okropnie
wygl�daj�cymi pazurami. Sta� wyprostowany, nieco jednak chyl�c si� ku przodowi.
Posiada�
dwoje d�ugich, patykowatych ramion zako�czonych drobnymi, szponiastymi d�o�mi.
Twarz by�a
r�wnie� jaszczurowata, cho� nie posiada�a tej sztywno�ci co gadzia. Ca�o��
sprawia�a wra�enie
wielkiej jaszczurki obdarzonej ludzk� mimik�.
Najbardziej zaskakiwa� fakt, �e istota ta odziana by�a identycznie jak Cygan,
cho� nie
nosi�a � rzecz jasna � but�w. �adne buty by nie pasowa�y na te dziwaczne, ponad
miar�
rozro�ni�te stopy. Stworzenie by�o zwinne jak ma�pa i pl�sa�o w dzikim ta�cu do
natarczywej
melodii fletu, przyspieszaj�c, gdy tempo ros�o. Podpiera�o si� przy tym d�ugim
ogonem niczym
trzeci� nog�.
Lecz by� to dopiero pocz�tek. Promienie s�onecznego �wiat�a, odbijaj�c si� od
dziesi�tk�w tysi�cy �usek kr�c�cego si� w zawrotnym tempie stworzenia, nadawa�y
mu wygl�d
sk�panego w klejnotach. W po��czeniu z nieznan� muzyk� efekt by� niepowtarzalny.
Widok ten
wywo�a� pod�wiadomy strach t�umu, kt�ry post�pi� krok do ty�u, poch�oni�ty
jednak ci�gle
dziwn� scen�.
Jaszczur utworzy� ze swych ust owal � co� niespotykanego na gadzich twarzach � i
wtedy doby� si� gdzie� z wn�trza jego cia�a dono�ny �wist. Zaraz potem co�
wylecia�o na
zewn�trz d�ugim, r�wnomiernym strumieniem i widzowie pootwierali z wra�enia
usta. Ogie�!
Jaszczur zion�� ogniem i tworzy� z niego najr�niejsze figury! Kr�gi, spirale,
dziwaczne i
znajome kszta�ty pojawia�y si� i znika�y w u�amkach sekund, a on ci�gle ta�czy�,
otoczony
aureol� blasku.
Cygan nie przestawa� gra�, ale jego stalowoszare oczy nie obserwowa�y
towarzysza, lecz
t�um. Przygl�da� si� ka�demu cz�owiekowi z osobna, oceniaj�c go i analizuj�c.
Nawet Drile, ukryte w ciele i umy�le Hara Batina, zosta�y urzeczone. To
wykracza�o poza
ich do�wiadczenie i wraz z innymi podziwia�y zr�czno�� oraz kunszt obcego.
A� nagle bez uprzedzenia wszystko si� sko�czy�o. Przebrzmia� ko�cowy ton, a
ostatnie
iskierki zgas�y w gor�cym i suchym powietrzu. W jednej chwili po tym
zadziwiaj�cym
przedstawieniu pozosta�o jedynie wspomnienie.
T�um sta� bez ruchu, jak w transie, ci�gle oszo�omiony spektaklem. Nikt si� nie
odezwa�
ani nie uczyni� najmniejszego gestu a� do chwili, gdy jeden po drugim zacz�li
otrz�sa� si� z tego
stanu i g�o�no wyra�a� swe uznanie. Aplauz b�yskawicznie ur�s� do huraganu
�miech�w,
gwizd�w i oklask�w.
Cygan sk�oni� si� lekko, dzi�kuj�c za brawa, a jaszczurowate stworzenie zdawa�o
si�
chyli� g�ow� przed publiczno�ci�. M�czyzna od�o�y� sw�j flet i odczeka�, a�
wiwaty ucich�y. W
ko�cu odezwa� si� czystym, niskim tenorem, nieco dziwacznie akcentuj�c s�owa.
� Ja i m�j przyjaciel dzi�kujemy wam, obywatele.
� Powt�rzcie to przedstawienie! � krzykn�� kto�, a zewsz�d odezwa�y si�
potakiwania i
pomruki aprobaty. � Tak, powt�rzcie! Powt�rzcie! � skandowa�a reszta,
przy��czaj�c si� do
og�lnego zgie�ku.
Cygan u�miechn�� si�.
� Dzi�kuj� wam, przyjaciele. Z najwi�ksz� przyjemno�ci� by�my to uczynili...
lecz
zg�odnia�em nieco, a stoj�cy tu m�j towarzysz ma pewnie jeszcze wi�kszy apetyt
ode mnie.
Jakie� skromne dowody uznania by�yby bardzo mile widziane. Marquoz!
Na d�wi�k tego imienia ma�y smok parskn��, spojrza� na m�czyzn� i zdawa� si�
u�miecha� � u�miechem do�� groteskowym � ukazuj�c komplet najpaskudniejszych
z�b�w,
jaki ktokolwiek z widz�w dot�d ogl�da�. Nast�pnie podni�s� z ziemi sakw� i
ruszy� w stron�
t�umu. Ludzie zacz�li si� odruchowo cofa�.
Cygan wybuchn�� �miechem.
� Przyjaciele, nie obawiajcie si� Marquoza! Nie po�re was. On pragnie jedynie,
tak
samo jak ja, zebra� nieco pieni�dzy, by kupi� troch� cywilizowanego jedzenia.
Wrzu�cie, drodzy
obywatele, do tego woreczka po monecie, tylko jednej, a wtedy my b�dziemy mogli
si� posili�,
wy za� obejrze� nas jeszcze raz. No jak?
Co odwa�niejsi spo�r�d t�umu przestali si� cofa�, a gdy jaszczur do nich
podszed� i
wyci�gn�� worek, wrzucali do �rodka monet� albo dwie. Po chwili ruszy�a ca�a
lawina pieni�dzy,
w mig wype�niaj�c worek.
� Wystarczy! Jeste�cie zbyt hojni! � zawo�a� Cygan. � Marquoz?
Jaszczur prychn��, odstraszaj�c najbli�ej stoj�cych, gdy� jednocze�nie z jego
nozdrzy
wystrzeli�y k��by bia�ego dymu. Potem odwr�ci� si� i zani�s� Cyganowi worek. By�
ci�ki, a
m�czyzna do�� w�t�y, lecz ca�a sakwa z pieni�dzmi znikn�a w jaki� spos�b
gdzie� w
zakamarkach ubrania. U�miechn�� si�, sk�oni� ponownie i zn�w wyci�gn�� fujark�.
Drugi wyst�p przypomina� pierwszy, cho� taniec � zupe�nie inny, z ca�kowicie
odmiennymi krokami i dziwnymi ognistymi figurami � odbywa� si� przy nowej, wcale
nie
mniej obcej i egzotycznej melodii.
Har Batin, podobnie jak inni, obejrza� drugie przedstawienie z nie mniejszym
podziwem.
Wreszcie, kiedy ucich�y wiwaty, a Cygan oznajmi�, i� Marquoz potrzebuje
odpoczynku, t�um
zacz�� rzedn��.
Cygan pochyli� si�, najwidoczniej by sprawdzi�, jak si� czuje jego podopieczny,
i wielka
d�o� cz�owieka u�cisn�a r�k� jaszczura. Jego drobne, szponiaste palce wystuka�y
leniwy rytm.
M�czyzna przytakn��, a nast�pnie wyprostowa� si� i rozejrza� dooko�a.
Kilkana�cie os�b podesz�o bli�ej, by z nim porozmawia�, przyjrze� si� Marquozowi
albo
spyta� o dziwnego jaszczura. Cyganowi uda�o si� ich sp�awi� wyja�nieniem, �e
Marquoz ma ju�
do�� upa��w i musi za�y� k�pieli. Wym�wki owe mog�y budzi� niejakie
zastrze�enia.
Jaszczur nie tylko wygl�da� rze�ko, ale i najwyra�niej czu� si� w parkati�skim
skwarze
bardziej swojsko ni� sami tubylcy. Nikt jednak tego przybyszom nie wytkn��.
Dziwny duet ruszy� w stron� skupiska bar�w i restauracyjek, oddalaj�c si� powoli
od
dok�w, ze wzrokiem utkwionym w Harze Batinie.
Zbiorowy umys� Drili pope�ni� par� b��d�w. Jednak zlekcewa�enie �ogona� do nich
nie
nale�a�o. Batin zda� sobie spraw�, �e tamci go �ledz� � z tym wygl�dem trudno
by�oby im to
zreszt� ukry�. Zaniepokoi� si� z dw�ch powod�w. Po pierwsze, najwyra�niej zrobi�
co�, co
zwr�ci�o ich uwag�, a nie mia� najmniejszego poj�cia, co to mog�o by�. Za� po
drugie, �ledz�c go
tak jawnie dali dow�d, �e niemal na pewno musieli mie� w pobli�u wsp�lnik�w.
No c�, niech i tak b�dzie, postanowi� agent Drili. W ka�dym razie lepiej
wiedzie�, z
czym ma si� do czynienia. Poprowadzi� ich kr�t� tras� przez uliczki i zau�ki,
ca�y czas wypatruj�c
obstawy. S�dzi�, �e musi gdzie� tam by�, dobrze ukryta, lecz nic takiego nie
dostrzeg�. Cygan by�
najwyra�niej pracownikiem Policji Konfederacyjnej. Drile od dawna podziwia�y
skuteczno�� tej
instytucji, a jednocze�nie wci�� ciekawi�y ich sposoby, jakimi si� pos�ugiwa�a.
Cygan m�g�
wej�� wsz�dzie, mo�e z wyj�tkiem paru miejsc, nawet w najciemniejsze zau�ki i
najparszywsze
okolice, nie zwracaj�c na siebie zupe�nie uwagi. A gdyby nie by� w stanie
zapewni� sobie
bezpiecze�stwa, to z pewno�ci� jego niezwyk�y pupilek, obdarzony tysi�cem
ostrych z�b�w,
uniemo�liwi�by wszelkie pr�by napa�ci.
U�wiadomiwszy sobie te fakty, Har Batin stwierdzi�, �e chyba znalaz� odpowied�
na
swoje w�tpliwo�ci. To takie oczywiste � nikt ich nie ubezpiecza�. Dlaczego? Gdy�
wiedzieli, �e
nie m�g� ci�gn�� ich za sob� wsz�dzie, lecz jedynie uliczkami przylegaj�cymi do
dok�w. A na
jednej z tych uliczek zastawiona zosta�a pu�apka. Oni mieli czas. Mieli czas, by
poczeka�, a�
Hara Batina ogarnie panika i wejdzie albo te� wbiegnie w przygotowan� zasadzk�.
M�g�
oczywi�cie spr�bowa� ich zgubi�, lecz to r�wna�oby si� przyznaniu do winy. Mogli
go te� w
takim przypadku zastrzeli�, a on mia� do za�atwienia jeszcze kilka wa�nych
spraw. Har Batin nie
chcia� w og�le umiera�, a ju� na pewno nie teraz.
Wyprzedza� ich o jakie� pi�tna�cie metr�w, lecz oni ci�gle zmniejszali dystans.
Nadal
jednak by�a to wystarczaj�ca odleg�o�� jak na jego zamiary. Starannie wybra�
odpowiedni zau�ek
i skr�ci� we� gwa�townie, jakby pr�bowa� si� urwa� swym prze�ladowcom.
Cygan i jaszczur przyspieszyli. Jasne by�o, �e ma�y smok jest w stanie z
�atwo�ci�
wyprzedzi� cz�owieka, lecz jednak trzymali, r�wne tempo. Skr�cili w alejk� w
pe�nym biegu i
znale�li si� w �lepym zau�ku, otoczonym z trzech stron wysokimi budynkami.
Cygan z t� sam� zr�czno�ci�, z jak� schowa� przedtem sakw� z pieni�dzmi, teraz
wyci�gn�� pistolet. Rozejrza� si� dooko�a.
� Rzu� bro�! � rozkaza� g�os Hara Batina dobiegaj�cy nie do�� �e z g�ry, to
jeszcze zza
nich.
Cygan nie us�ucha� od razu, lecz najpierw powoli si� odwr�ci� szukaj�c �r�d�a
g�osu.
Dostrzeg�szy m�czyzn�, westchn�� i rzuci� pistolet na ziemi�. Nie mia� poj�cia,
w jaki spos�b
Batin tego dokona�, lecz m�czyzna niezaprzeczalnie siedzia� na w�skim
parapecie, dobre sze��
metr�w nad ziemi�. Musi wspina� si� jak ma�pa, zadecydowa� Cygan. Co prawda
�ciany nie by�y
ca�kiem g�adkie, lecz on po prostu nie m�g� dosta� si� tam w tak kr�tkim czasie.
Dril obserwowa� z niepokojem smoka, kt�ry patrzy� na niego pa�aj�cymi oczyma �
czarnymi, kocimi �renicami na ciemnoszkar�atnym tle.
� Nie pr�buj tylko szczu� na mnie tego zwierzaka � ostrzeg� Batin. � Trzymaj go
przy
sobie.
M�czyzna skin�� g�ow� i k�cikiem ust wyda� polecenie:
� Marquoz! Siad!
Smok parskn��, zdawa� si� co� tam pomrukiwa�, lecz w ko�cu usiad� podwijaj�c
ogon i
jakby si� rozlu�niaj�c.
� Dobrze, a teraz: kim jeste�cie i dlaczego mnie �ledzicie? � spyta� Dril.
Cygan wyszczerzy� przepraszaj�co z�by i wyci�gn�� do g�ry r�ce.
� Bo widzisz, kiedy zbieramy datki, cz�sto zdarza nam si� dostrzec, kto ma
najgrubszy
portfel. Ten oto Marquoz potrafi by�, no c�, wielce przekonuj�cy, gdy chodzi o
sk�onienie
takiego jegomo�cia do znacznego zwi�kszenia darowizny. Zbyt d�ugo tkwimy ju� na
tej
zapomnianej przez Boga planecie. Interes nie idzie dobrze. Zostali�my, jak to
powiedzie�,
poproszeni o opuszczenie statku akurat tutaj, wcale nie po naszej my�li. Jak
dot�d, nie
uzbierali�my do�� funduszy, by si� st�d wynie��. A �eby wszystko by�o jasne,
miejscowa policja
ma na nas oko.
Dril zastanowi� si� nad t� odpowiedzi�. Nie by�a pozbawiona sensu � jego portfel
rzuca�
si� a� nadto w oczy i takie zreszt� by�o jego zadanie. Ale wci�� jeszcze
istnia�o par� spraw, kt�re
do siebie nie pasowa�y. Jak na kogo�, kto przebywa� na tej planecie na tyle
d�ugo, aby zyska�
sobie z�� opini� u policji, stanowczo byli zbyt wielk� sensacj�. Batin
postanowi� nie ryzykowa�.
� W porz�dku... a ten stw�r? Co to jest? � zapyta�.
Cygan spojrza� na Marquoza, siedz�cego niewzruszenie na swym podkulonym, d�ugim
ogonie.
� Spotka�em go na pewnej zapad�ej, pogranicznej planecie. Nie by� tubylcem.
Nale�a� do
paru moich kumpli, kt�rzy zostali poproszeni � mo�na by rzec � o dotrzymanie
przez pewien
czas towarzystwa miejscowej policji. Jak na razie siedz� tam pewnie ze trzy
lata. Ja, rzecz jasna,
natychmiast zgodzi�em si� nim zaopiekowa�, a i on nie mia� nic przeciwko temu.
Nie mam
poj�cia, sk�d go wytrzasn�li.
Nie m�wi�o to wiele Drilowi, lecz przecie� istnia�o mn�stwo bardziej dziwacznych
stworze�, nie wy��czaj�c samych Drili. Historia wygl�da�a ca�kiem sensownie, a
pistolet Cygana
przes�dzi� spraw�. Nie by� to jaki� supernowoczesny model u�ywany przez Policj�
Konfederacyjn�. Nie by� ca�y b�yszcz�cy i epatuj�cy zasilaniem kryszta�kami
rubinu. Po prostu
zwyczajny pistolet, jakich u�ywaj� w��cz�dzy pokroju tego Cygana, czyli ma�y
miotacz
laserowy.
� Teraz schodz� � oznajmi� Batin � lecz jak zd��yli�cie pewnie zauwa�y�, jestem
doskonale wysportowany. Nawet podczas skoku b�d� was mia� na muszce, a pistolet
jest
nastawiony na maksymaln� moc.
� Pos�uchaj, ju� mi si� wszystkiego odechcia�o. To by�a pomy�ka i tyle �
oznajmi�
Cygan przekonuj�co szczerze.
Dril skin�� g�ow� i skoczy�. Cygana zdumia�y jego sprawno�� i si�a. Wcale nie
przesadza�
� pistolet przez ca�y czas by� wycelowany dok�adnie w niego. Cygan nie widzia�
dot�d �adnej
ludzkiej istoty, zajmuj�cej si� nawet profesjonalnie akrobatyk�, mog�cej dokona�
podobnych
wyczyn�w. A ten osobnik raczej nie wygl�da� na akrobat�.
Dril zbli�y� si� powoli do Cygana, jednym okiem obserwuj�c Marquoza.
� Tylko �adnych sztuczek � ostrzeg�.
� Co... co masz zamiar zrobi�? � spyta� zaniepokojony Cygan wodz�c oczyma za
pistoletem.
Har Batin pozwoli� sobie na bardzo ludzki u�miech. U�miech kogo�, kto wie co�,
czego ty
nie wiesz.
� Nie b�j si� � pocieszy� Cygana. � Nie zamierzam ci� zabi�. Je�li tw�j
zwierzaczek
b�dzie siedzia� spokojnie, a ty nie b�dziesz niczego kombinowa�, wszystko dobrze
si� sko�czy.
Lecz twoje �ycie zale�y od tego, czy b�dziesz robi� dok�adnie to, co ci powiem.
Dok�adnie!
Zrozumiano?
Cygan pokiwa� g�ow�, lecz strach w jego oczach nie zmala� po tych zapewnieniach
ani na
jot�.
Dril ostro�nie obszed� m�czyzn�.
� Zdejmij podkoszulek � rozkaza�.
Cygan wygl�da� na zaskoczonego.
� Czy to jaka� zabawa erotyczna?
� W pewnym sensie � odpar� tamten. � Nie b�j si�... w og�le ci� nie zaboli.
Lepiej ni�
�eby ci� zbierali po ca�ej okolicy, no nie?
Marquoz siedzia� nieruchomo i obserwowa�. Batin wyci�gn�� z kieszeni ma�y no�yk.
� Tylko spokojnie. Natn� ci� delikatnie i nic wi�cej.
Spostrzeg�, �e m�czyzna wzdrygn�� si�, gdy poczu� nag�e uk�ucie. Potem Dril z
przyjemno�ci� obserwowa�, jak w miejscu zranienia tworzy si� kropla krwi. Naci��
r�wnie� sw�j
kciuk.
Drile natychmiast ruszy�y w stron� powsta�ego otworu przenikaj�c przez naczynia
w�osowate d�oni, a nast�pnie zatrzyma�y si� czekaj�c na kontakt. Nie by�o si� po
co spieszy�.
Pe�en zestaw tysi�ca jednostek pami�ci zosta� zgrupowany i sta� w gotowo�ci.
Har Batin, dr��c z niecierpliwo�ci, zacz�� zbli�a� sw�j kciuk ku ranie na
plecach Cygana.
Tak poch�on�a go ta operacja, i� przesta� w og�le baczy� na smoka siedz�cego
zaledwie kilka
metr�w z boku.
� Nie ruszaj si�! � us�ysza� g�os z lewej strony, g�os niesamowicie g��boki i
dono�ny.
Jakby olbrzym m�wi� przez w�sk� tub�. � Rzu� bro� i zr�b kilka krok�w do ty�u!
Batin by� tak zaskoczony, �e rzeczywi�cie znieruchomia� i spojrza� w kierunku,
sk�d
dochodzi� g�os.
Wielki jaszczur sta� tam obserwuj�c go swymi b�yszcz�cymi, szkar�atnymi oczyma.
W
r�ce trzyma� pistolet maszynowy Fuka, wykonany z a� nazbyt znanego tworzywa, ze
�wiec�cym
na czerwono zasilaczem. By�a to bro�, kt�ra niemal potrafi�a odgadywa� nat�enie
i rodzaj
energii, jakiej chcia� w danej chwili u�y� w�a�ciciel. Pistolet dostosowany do
indywidualnych
potrzeb. Pistolet u�ywany tylko przez jedn� instytucj�.
� Marquoz z Policji Konfederacyjnej � oznajmi� smok zupe�nie niepotrzebnie. �
Powiedzia�em, �eby� rzuci� bro� i cofn�� si�.
� Ale... ale ty nie masz prawa, nie jeste� cz�owiekiem � zaprotestowa� Diii.
Wywiad o niczym podobnym nie wspomina�!
� To tak samo jak ty, stary � odpar� smok. � Ufam tylko, �e wkr�tce
zaprezentujesz
nam swe prawdziwe oblicze.
Hodukai, planeta na pograniczu
�wi�tynia zape�ni�a si�. To dobry znak � pomy�la�a Matka Prze�o�ona Sukra
wygl�daj�c
zza kurtyny. Akolici wykonali kawa� wspania�ej roboty nios�c S�owo. Widzia�a, �e
wi�kszo��
przyby�ych jest tu pierwszy raz. Niezdecydowani, podenerwowani, niepewni, lecz
przepe�nieni
ciekawo�ci�. Tego nale�a�o si� spodziewa�. Zgromadzenie �wi�tej Studni ci�gle
by�o tu nowe i
przyci�ga�o g��wnie m�odych, zawsze najbardziej wra�liwych, cho� nie brakowa�o
te� biedak�w,
n�dzarzy i w��cz�g�w. �wi�ta Kap�anka tak�e to wszystko dostrze�e. Ucieszy j�
widok nowo
przyby�ych, jak r�wnie� sprawno��, z jak� Matka Prze�o�ona zdo�a�a ca�o��
przygotowa� jedynie
w te kilka miesi�cy.
Istotnie, Wielebna Kap�anka by�a zadowolona i podekscytowana, cho� po swym
dostojnym zachowaniu niczego nie da�a pozna�. Gra�a ju� swoj� rol� poprzednio,
jakkolwiek
nigdy nie nios�o to z sob� takiej odpowiedzialno�ci.
�wiat�a przygas�y. Przejmuj�ca muzyka oraz delikatne, koj�ce podd�wi�ki tworzy�y
nastr�j, a stonowane �wiat�a oblewa�y g��wn� naw� i zebranych. Kap�anka zwr�ci�a
oczy na
Matk� Prze�o�on�, kt�ra przejrza�a si� po raz ostatni w zwierciadle, wyg�adzaj�c
fa�dy swego
szafranowego habitu i poprawiaj�c pukle d�ugich, kasztanowych w�os�w. Trzeba
przyzna�, �e
mia�a jednak doskona�e wyczucie chwili. Sko�czy�a w najodpowiedniejszym momencie
i wysz�a
w snop �wiat�a padaj�cego z g��wnego reflektora. Dzi� nie ustawiono �adnego
podwy�szenia,
podium ani o�tarza. Zepsu�oby to tylko efekt pojawienia si� �wi�tej Kap�anki.
Matka Prze�o�ona Sukra wygl�da�a straszliwie samotnie, sk�pana jedynie w �wietle
reflektora.
Szpaler dok�adnie wygolonych Akolit�w, kobiet i m�czyzn odzianych w lu�ne
szaty,
powsta� i oddal jej pok�on. Kilkana�cioro zebranych posz�o za ich przyk�adem, a
ju� po chwili
stali niemal wszyscy. Normalna reakcja t�umu. Ci, kt�rzy jeszcze siedzieli, nie
byli adresatami jej
s��w. Poczekajmy, pomy�la�a. P�niej wszyscy przyjd� z ochot�.
� Zosta�cie w pokoju! zaintonowa�a Matka Prze�o�ona, wznosz�c swe ramiona ku
niebiosom.
� Pok�j wszystkim stworzeniom wszech�wiata bez wzgl�du na kszta�t ich cia�a �
odpowiedzieli Akolici oraz cz�� zebranych,
� Zostali�my dzi� zaszczyceni obecno�ci� Jej �wi�tobliwo�ci Kap�anki Juy z
G��wnego
Ko�cio�a � oznajmi�a zupe�nie niepotrzebnie Sukra. Ciekawo�� wygl�du Kap�anki
t�umaczy�a
tak liczn� obecno�� na mszy, w kt�rej normalnie uczestniczy�o jedynie par� setek
wiernych. Do
przewidzenia by�o r�wnie�, i� audytorium uk�ada� si� b�dzie wy��cznie z ludzi.
Cho�
Konfederacja grupowa�a obecnie chyba z siedem ras, jedynie przedstawicieli
trzech lub czterech
mo�na by�o nagminnie spotka� w du�ych miastach ludzkich �wiat�w. A ju� na pewno
�adni nie
wchodzili do �wi�ty�, w kt�rych odczuwali ksenofobiczny l�k. Cho� drzwi tej
�wi�tyni sta�y
otworem dla wszystkich, jej doktryna nie przemawia�a do Obcych.
Co innego � rzecz jasna � gdy by�o si� Olimpia�czykiem.
Wszyscy s�yszeli o Olimpianach, cho� nikt nie wiedzia� o nich wiele. Rzadko kto
nawet
widzia� jakiego� na w�asne oczy. Trzymali si� na uboczu i tworzyli struktur�
klanow�, W ich
�wiecie nie mo�na by�o �y� bez skafandra, cho� Olimpianie byli w stanie mieszka�
na ka�dej
ludzkiej planecie bez �adnych ogranicze�, Prowadzili w�asne przedsi�biorstwa
przewozowe i
sami latali statkami. Handel odbywa� si� dzi�ki olimpia�skim sp�kom prowadzonym
przez ludzi
� kupcy nie musieli fatygowa� si� na Olimpusa.
Taki stan rzeczy wywo�ywa� w ludziach ciekawo��, kt�ra wynika�a jeszcze z
czego�.
Ot� Olimpia�czycy to podobno osza�amiaj�co pi�kne kobiety � nikt nigdy nie
widzia�
Olimpia�czyka m�czyzny. By�y to urodziwe kobiety z ogonami podobnymi do
ko�skich i
wszystkie, jak g�osi�a wie��, wygl�da�y identycznie.
Ca�a �wi�tynia na tym pogranicznym �wiecie by�a zape�niona lud�mi czekaj�cymi,
by
ujrze� Olimpiank�. Z tego prostego powodu, i� Zgromadzenie Studni powsta�o na
Olimpusie.
G��wna �wi�tynia znajdowa�a si� w�a�nie tam. I cho� wierni wywodzili si� spo�r�d
ludzi, a tak�e
ludzie prowadzili �wi�tynie, jedynie Olimpianki mog�y by� Wielebnymi Kap�ankami.
Oczywi�cie przybyli tu tak�e przedstawiciele lokalnej prasy i politykierzy
przyci�gni�ci
pr�n� ciekawo�ci�. Siedzieli, szurali butami i wyra�nie nudzi�y ich teatralne
gesty oraz intonacje
Matki Prze�o�onej. Chcieli zobaczy�, jak naprawd� wygl�da Olimpianka.
W ko�cu Matka Sukra sko�czy�a i jej g�os nabra� podnios�ego brzmienia.
� Dzi�, moje dzieci, zostali�my zaszczyceni obecno�ci� Jej �wi�tobliwo�ci
Wielebnej
Kap�anki naszego Zgromadzenia, Juy z Olimpusa.
Zebrani usiedli. Czekaj�c obserwowali, jak Matka Prze�o�ona wychodzi, a p�niej
uwa�nie przygl�dali si� kurtynie po drugiej stronie, by uchwyci� pojawienie si�
kap�anki.
Jua odczeka�a p� minuty, by jeszcze bardziej zwi�kszy� niecierpliwo�� widz�w, a
potem
wysz�a zdecydowanie na �rodek. �wiat�a zm�tnia�y, a reflektor zala� blaskiem
obszar, na kt�rym
sta�a niemal dotykaj�c pierwszych rz�d�w. Strumie� �wiat�a uformowa� jasn�
aureol� wok�
postaci, nadaj�c jej jeszcze bardziej nadludzki wygl�d.
Z satysfakcj� s�ucha�a szept�w � To ona! A wi�c tak wygl�da Olimpianka! � To
ostatnie s�owo wypowiadano na wiele r�nych sposob�w. Mia�a na sobie p�aszcz z
najdelikatniejszego jedwabiu lub z bardzo podobnego syntetyku, ozdobiony z�otymi
li��mi.
P�aszcz spowija� ca�� posta�, lecz nawet stoj�cy w najdalszych rz�dach
oszo�omieni byli
doskona�o�ci� jej urody oraz d�ugimi kasztanowymi w�osami, si�gaj�cymi a� do
pasa.
� Zosta�cie w pokoju, moje dzieci � zacz�a Jua niskim, niesamowicie mi�kkim i
zmys�owym g�osem. � Przyby�am, by pob�ogos�awi� t� �wi�tyni� i jej wiernych oraz
by tym,
kt�rzy przybyli z ciekawo�ci lub z ch�ci zysku, opowiedzie� o naszej wierze i
naszych
zwyczajach.
Doskonale zdaj�c sobie spraw� z wra�enia, jakie robi�a na ludziach, wyczu�a, �e
jej
pojawienie wywo�a�o zar�wno zachwyt, jak i zaw�d, i� ods�oni�a tak ma�o. Nie
mia�a zamiaru
zawie�� podnieconych widz�w, lecz nie nast�pi to przed przekazaniem pos�ania.
Dopiero gdy
nago�� straci wszelkie podteksty.
� Pochodz� z planety, kt�r� zwiemy Olimpusem � zacz�a i ponownie skupi�a ich
uwag�. By�a nie tylko atrakcyjna, mia�a r�wnie� co� do powiedzenia. � Nasze
Matki
Za�o�ycielki odkry�y �wiat, z kt�rego zrezygnowa�a Konfederacja. Nikt nie m�g�by
tam prze�y�
bez dokonania ogromnie kosztownych modyfikacji lub zbudowania szczelnych
budynk�w.
Przypomina� bardzo opustosza�e �wiaty Markowian. Jednak my mog�y�my tam prze�y�,
budowa�, uprawia� ziemi� i normalnie �y�. Tak te� uczyni�y�my.
W �wi�tyni zapad�a kompletna cisza � nawet kaszlni�cie w tym wielkim gmachu
by�oby
g�o�ne niczym grzmot. Przychodz�c tu ludzie oczekiwali teatralnych gest�w i
specjalnego
ceremonia�u, jakim uraczy�a ich na pocz�tku Matka Sukra. Nie spodziewali si�
podejmowania
temat�w, kt�re ciekawi�y wszystkich, i przez to w�a�nie byli tak zainteresowani.
S�uchali.
� Jeste�my do was podobne, pochodzimy od was, lecz nie jeste�my identyczne.
Sta�y�my si� nieczu�e na ostre wahania temperatury, potrafimy oddziela� trucizny
z
zanieczyszczonych w�d i nieprzyjaznych atmosfer. Nie potrzebujemy specjalnego
sprz�tu ani
kombinezon�w. S�uchajcie uwa�nie, bo opowiem wam teraz histori� naszej rasy �
waszej i
mojej � oraz zapoznam z naszymi wierzeniami.
Urwa�a. Naprawd� perfekcyjnie. Nikt si� nawet nie poruszy�.
� Mieszkacie na pogranicznym �wiecie � przypomnia�a. � Surowym i twardym.
Wi�kszo��, mo�e wszyscy, urodzili�cie si� gdzie indziej. Wszyscy zatem wiele
podr�owali�cie
w kosmosie. S�yszeli�cie o markowia�skich ruinach na opustosza�ych �wiatach, o
tajemniczej
rasie, kt�ra pozostawi�a martwe komputery g��boko pod powierzchni� planet i
skorupy miast
pozbawione wszelkich przedmiot�w. Wiecie, �e niegdy� ta rasa zamieszkiwa�a
wi�kszo��
galaktyki, a znikn�a d�ugo przedtem, nim narodzi�a si� ludzko��.
Paru ludzi przytakn�o. Markowia�ska zagadka by�a znana ka�demu. Setki, mo�e
tysi�ce
opustosza�ych �wiat�w odkryto, gdy ludzko�� zacz�a sw� ekspansj�. Markowianie
byli starzy,
niesamowicie starzy, niemo�liwie starzy. Ich narodziny szacuje si� na r�wni z
powstaniem
wszech�wiata.
� Za�o�yli pierwsz� cywilizacj�. Ro�li, parli coraz dalej, a� osi�gn�li bosko��.
Komputery dawa�y im wszystko o czym mogli tylko zamarzy�. Lecz to by�o zbyt
ma�o. Zacz�a
ogarnia� ich nuda, stagnacja, przestali cieszy� si� �yciem. Postanowili wi�c
wyrzec si� bosko�ci i
rozpocz�� wszystko od pocz�tku jako nowe rasy wszech�wiata. Zbudowali olbrzymi
komputer
� Studni� Dusz � i umie�cili go w centrum wszech�wiata. Tam w�a�nie stworzyli
wszystkie
gatunki istot my�l�cych, jakie obecnie znamy. Stworzyli je z samych siebie. Ich
stary �wiat
stopniowo pustosza�, podczas gdy dzieci, testowane na �wiecie Studni, sta�y si�
nowymi panami
tworzenia � a po�r�d nich i my. W ko�cu wszyscy znikn�li: zmienili si� w naszych
przodk�w;
tak wi�c my jeste�my Markowianami a Markowianie � nami.
Kilkoro lepiej wykszta�conych przytakn�o s�ysz�c t� konkluzj�. By�a to stara
teoria,
jedna z tysi�cy stworzonych dla wyja�nienia tajemniczego znikni�cia Markowian.
� Lecz je�li jest to prawda � a my nie mamy co do tego w�tpliwo�ci � pozostaje
jeszcze jedna zagadka, wieczne, podstawowe pytanie. Markowianie narodzili si� u
zarania
dziej�w. Byli pierwsz� ras�, przodkami wszystkich nast�pnych. I skoro tak
w�a�nie by�o, to kto
stworzy� Markowian?
Interesuj�ce pytanie dla metafizyk�w. Paru ludzi spo�r�d t�umu uwa�a�o, i� wcale
nie jest
powiedziane, �e ktokolwiek musia� stworzy� Markowian, je�li w og�le ca�a ta
historia o nich nie
jest wyssana z palca. Nikt si� jednak nie odezwa�.
� Poprzez ca�� histori� ludzko�ci � a tak�e przez dzieje innych ras, z kt�rymi
��cz� nas
stosunki � przewin�o si� mn�stwo religii. Wierzono w panteon bog�w, wierzono w
Boga
jedynego, lecz wszystkich ��czy�a wsp�lna wizja stworzenia. Wszyscy po�rodku
stawiali Boga
Ojca, pierwszego sprawc� i stworzyciela. On istnieje, moje dzieci! On istnieje,
jest ci�gle z nami,
obserwuje nasze post�pki, ocenia nas. Nasze Pramatki zna�y Go. To On zabra� je
do Studni Dusz,
gdzie narodzi�y si� powt�rnie. Dzi�ki zasadom rz�dz�cym Studni�, Pramatki sta�y
si�
pot�niejsze, ani�eli by�y niegdy�. I powr�ci�y jako �ywy dow�d dla swych dzieci
i dzieci ich
dzieci, �e B�g istnieje, �e Studnia istnieje. �e mo�emy osi�gn�� rzeczy
wspanialsze ni� dane nam
przy narodzinach, je�li tylko Go odnajdziemy. Gdy� je�li rozpoznamy prawd� i
uznamy
absolutno�� Jego wszechw�adzy i pot�gi, je�li Go odszukamy o nic wi�cej nie
pytaj�c, raj stanie
si� naszym udzia�em. A jest to, moje dzieci, mo�liwe. Jest mo�liwe odnalezienie
Go, je�li tylko
si� rozejrzymy. W�a�nie to stanowi nasze zadanie, nasze wsp�lne zadanie a� do
chwili, gdy Go
odnajdziemy. Bo B�g, moje dzieci, jest po�r�d nas!
Unios�a g�os, a zawarty w nim �adunek emocji by� tak autentyczny, tak
przekonuj�cy, �e
podzia�a� nawet na najwi�kszych cynik�w w�r�d widowni.
� Z jakiego� powodu przybra� On wasz� posta�. Mo�e tu teraz by� z nami, siedz�c
obok
kt�rego� z was, czekaj�c, by kto� Go zagadn��, by kto� Go rozpozna�. Znamy Jego
imi�. Musimy
jedynie zawo�a�. Nasze Pramatki nazywa�y Go Nathan Brazil!
Wiadomo�� ta poruszy�a zgromadzonych i prawie ich przekona�a, lecz dla
niekt�rych
stanowi�a srogi zaw�d. Dla nich w tym momencie ca�a racjonalno�� przemieni�a
si�, w obliczu
spornego punktu, w kwesti� wiary.
� Czy jeste� tu, Panie? Czy ktokolwiek spo�r�d was jest Nathanem Brazilem? �
spyta�a
gromkim g�osem. Nikt si� nie odezwa� ani nie uczyni� najmniejszego gestu. Z
dwojga z�ego
wola�a ju� taki obr�t sprawy, ni� �eby � tak jak to si� ju� nieraz zdarza�o �
jacy� przypadkowi
dowcipnisie dla zabawy og�aszali sw� �bosko��, psuj�c nastr�j nabo�e�stwa. A co
gorsza, od
czasu do czasu trafiali si� pomyle�cy, kt�rzy naprawd� wierzyli w t� swoj�
bosko��. I cho�
Wielebna Kap�anka Jua ca�ym sercem pragn�a odnale�� Boga, to w takich chwilach
w g��bi
duszy cieszy�a si�, �e z t�umu nie pad�a �adna odpowied�.
Po chwili przerwy ci�gn�a dalej.
� Nasze Pramatki by�y niegdy� takimi samymi lud�mi jak wy. Lecz dzi�ki �asce
Nathana
Brazila i przez oddzia�ywanie Studni Dusz sta�y si� kim� innym � Olimpiankami.
Jeste�my
odporne na wasze choroby i nie mamy w�asnych. Bez przeszk�d mo�emy sta� nago na
srogim
mrozie i we wrz�cym ukropie. Postrzegamy kolory, kt�rych wy nie widzicie,
s�yszymy d�wi�ki,
kt�re dla was nie istniej�, za� si�� przewy�szamy dziesi�� zwyczajnych kobiet.
Mo�emy
oddycha� w atmosferze niemal czystego chloru! Nie przeszkadza nam dwutlenek
w�gla! Woda
r�wnie� nie jest dla nas problemem. Nawet pr�ni kosmicznej przetrwamy wiele
godzin �
czerpi�c niezb�dne substancje ze zgromadzonych zapas�w � w temperaturze, kt�ra
ka�dego
innego ju� dawno zamrozi�aby na ko��. Przyjrzyjcie si� Olimpiance,
najprawdziwszemu dziecku
Studni, i do��czcie do naszej �wi�tej krucjaty.
Po tych s�owach opad� z niej p�aszcz obna�aj�c nagie cia�o, a z ust widowni
doby�o si�
westchnienie zachwytu.
Mierzy�a 160 centymetr�w wzrostu i wygl�da�a na jakie� siedemna�cie lat �
najpi�kniejsza siedemnastolatka, jak� kiedykolwiek widziano. Cia�o mia�a wr�cz
doskona�e,
obdarzone wszystkimi wdzi�kami, w jakie m�czy�ni wyposa�aj� kobiety swych
marze�.
Niemo�liwo�ci� wydawa�o si� pozosta� zimnym i opanowanym w obliczu takiej
doskona�o�ci
kszta�t�w. Nikt wi�c � tak m�czy�ni, jak i kobiety, cz�onkowie zgromadzenia i
zwykli
gapiowie � nie by� w stanie oderwa� od niej wzroku. By�a czym� wi�cej ni� Ew�
wyrwan� z
ogrod�w Edenu. By�a po prostu niemo�liwa.
Nawet jej ruchy by�y doskona�e, zmys�owe i jakie� kocie � wydawa� by si� mog�o,
i�
tylko Ewa potrafi tak st�pa�. Patrz�c prosto przed siebie, obr�ci�a si� najpierw
w lewo, a p�niej
w prawo � tak by wszyscy mogli si� jej przyjrze�. Jej d�ugie, opadaj�ce
kaskadami kasztanowe
w�osy zdawa�y si� dotyka� posadzki.
� Obejrzyjcie dow�d prawdziwo�ci naszego przes�ania! � oznajmi�a.
Naprawd� posiada�a ko�ski ogon. Lecz w jaki� spos�b doskonale wsp�gra� on z
ca�� jej
postaci� i sprawia� wra�enie, jakby w�a�nie tam by�o jego miejsce. By� d�ugi,
g�sty i jedwabi�cie
mi�kki, tak jak opadaj�ce w�osy. Zamacha�a ogonem par� razy, jak gdyby pragn�a
rozwia�
wszelkie w�tpliwo�ci, cho� nikt z audytorium nie w�tpi� w jego istnienie ani na
jot�.
� Nie ma innego sposobu, aby nas wyja�ni�, nie ma innej drogi, �eby wyt�umaczy�
nasze istnienie poza przyj�ciem prawdy do wiadomo�ci � oznajmi�a. � Wi�c
chod�cie!
Do��czcie do nas! Szukajcie Boga i odnajd�cie Go, a On podaruje wam Raj! Oto
dlaczego tu
jeste�my. My Olimpianki pochodzimy od ludzkich przodk�w, lecz jest nas niewiele,
zbyt
niewiele. Nathan Brazil istnieje! Potwierdzaj� to nawet wasi przodkowie i
Konfederacja. Wed�ug
ich dokument�w jest najd�u�ej �yj�cym cz�owiekiem. Sami mo�ecie si� o tym
przekona�.
Do��czcie do nas. Do��czcie do naszej krucjaty! Nauczcie si� Go rozpoznawa�,
szuka� Go, a
wieczna szcz�liwo�� b�dzie wam dana!
Cynicy zaczynali odzyskiwa� trze�wo�� patrzenia, cho� nadal nie byli w stanie
oderwa�
wzroku od jej niebia�skiej urody.
� Opuszcz� was teraz � rzek�a. � Zosta�cie w pokoju i przy��czcie si� do naszej
�wi�tej Sprawy � nawo�ywa�a.
Akolici stan�li w pogotowiu, chc�c rozpocz�� agitacj�. P�niej ci podatni na
wp�ywy i
chwiejni duchem, poczuwszy zimny wiatr na twarzach i maj�c do�� czasu do
namys�u,
zrezygnuj�. Chwytaj, co si� da.
� Widzicie stoj�cych tu Akolit�w � do��czcie do nas w t� szczeg�ln� noc! Mo�ecie
sobie jedynie wyobrazi� czekaj�ce nagrody!
Po tych s�owach znikn�a, pozostawiaj�c tylko p�aszcz jako znak miejsca, w
kt�rym
jeszcze do niedawna sta�a. Nie odesz�a, nie poruszy�a nawet palcem � po prostu
rozp�yn�a si� i
przestali j� dostrzega�. Pozosta� jedynie jej g�os.
� Teraz, moje dzieci! Teraz! Wszyscy macie moje b�ogos�awie�stwo na t� noc!
Ludzie zacz�li si� rusza�. Zrazu jedynie kilku, a p�niej ju� coraz wi�cej.
Nawr�ceni,
�wie�a krew, szukaj�cy drogi do doskona�o�ci, kt�r� przed chwil� ogl�dali na
w�asne oczy. Cz��
wysz�a, jak to si� zwykle zdarza, lecz wi�kszo�� zgromadzonych siedzia�a nadal
na miejscach z
oczyma utkwionymi w punkcie, gdzie jeszcze przed chwil� sta�a doskona�o��. Ci
widzieli ci�gle
oczyma duszy osza�amiaj�c� sylwetk� i bali si� poruszy�, by jej nie rozwia�.
Reflektor zm�tnia� i po chwili zgas� do reszty. Na moment zapanowa�a ciemno��, a
gdy
pojawi�a si� Matka Sukra, by wskaza� drog� chc�cym si� przy��czy�, zap�on�y
subtelne �wiat�a.
Po Wielebnej Kap�ance nie by�o ju� ani �ladu.
Jua z boku obserwowa�a t�um i przeszed� j� dreszcz, gdy spostrzeg�a, jak wielu
Akolit�w
stan�o wok�. Czu�a si� jako� tak podnio�le, jakby dokona�a wielkiego dzie�a.
Bywa�y chwile,
gdy nachodzi�o j� zw�tpienie. Szczeg�lnie kiedy mimo wszystkich wysi�k�w efekty
by�y
znikome. Lecz dzi� przepe�nia� j� duch, kt�ry udzieli� si� i innym. To dobrze.
Ludzie, w wi�kszo�ci cz�onkowie Zgromadzenia, chodzili wok� w oczach maj�c
odnowion� wiar� i zapa�. Kompletnie j� ignorowali, co by�o zrozumia�e, skoro nie
mogli jej
dostrzec. By� to efekt kolejnej w�a�ciwo�ci Olimpianek � zdolno�ci do wtapiania
si� praktycznie
w ka�de t�o. To dobry spos�b ucieczki i unikania ludzi. R�ni� si� wszak�e tym
od ca�kowitej
niewidzialno�ci, �e zawodzi� przy zbyt gwa�townych ruchach. Odczeka�a, a� troch�
si� rozlu�ni i
ruszy�a po schodach w d� do swego apartamentu. Czu�a si� wyczerpana, jak zwykle
po
nabo�e�stwie.
Identyczne spojrzenia �lepego fanatyzmu wyziera�y z oczu m�odej pary stoj�cej
przed
odzianym w habit Akolit�. Cz�onek Zgromadzenia, do�wiadczony ju� w post�powaniu
w takich
przypadkach, przyjrza� im si� uwa�nie. Nie maj� jeszcze dwudziestki,
zawyrokowa�.
� Pragniecie do��czy� do naszej �wi�tej Sprawy? � spyta� powa�nie. � Tego kroku
nie
nale�y podejmowa� lekkomy�lnie, cho� jest to pierwszy krok ku zbawieniu.
� Och, tak � wyszeptali. � Jeste�my gotowi.
� Czy macie rodziny, kt�re ponosz� za was odpowiedzialno��? � zapyta�. By�o to
pytanie bardzo wa�ne i oszcz�dza�o p�niej masy k�opot�w.
� Jeste�my ma��e�stwem � odpar�a m�oda kobieta. � Mamy niewielk� farm�
niedaleko Tabaku.
� Pragniecie wst�pi� do Zgromadzenia z w�asnej i nieprzymuszonej woli? �
kontynuowa� Akolita. Standardowa procedura. Zadanie by�o jednak nadzwyczaj
delikatnej
natury, gdy� pytania zadawane niew�a�ciwym tonem mog�y �atwo zepsu� ca�y
nastr�j.
M�oda para spojrza�a po sobie, a potem zwr�ci�a wzrok z powrotem na Akolit�.
� Owszem � zapewnili go r�wnocze�nie.
Akolita zna� ten typ ludzi. Drobni farmerzy, z ziemi� otrzyman� w prezencie
�lubnym,
oboje dzieci farmer�w spogl�daj�cy w przysz�o�� ku pewnemu, lecz nudnemu
przeznaczeniu.
Teraz dostrzegli spos�b szybkiego wyrwania si� na zewn�trz.
� Czy b�dziemy... podr�owa�? � spyta� m�ody m�czyzna.
Akolita przytakn��.
� Ujrzycie mn�stwo nieznanych miejsc i do�wiadczycie wiele nowego.
� Czy... czy ujrzymy j� jeszcze kiedy�? � kobieta niemal westchn�a.
Akolita ponownie skin�� g�ow�.
� Ona i jej siostry s� w�r�d nas jako nauczycielki i przewodniczki.
Para zosta�a natychmiast przyj�ta do Zgromadzenia i przekazana dla dokonania
bardziej
formalnej procedury. Jej g��wnym celem by�o przelanie ich wiary na kawa�ek
papieru wraz z
odciskami kciuk�w, na wypadek ewentualnej rozprawy s�dowej. Policja
Konfederacyjna oraz
inne Ko�cio�y cz�sto przysy�a�y inspektor�w, by si� upewni�, i� przestrzegano
wszelkich praw.
Mogli przysy�a�. Policjanci szybko si� m�czyli i dawali spok�j. Inspektorzy
bywali nierzadko
najwierniejszymi neofitami, kt�rzy ju� wcze�niej wyrzekli si� jakiej� wiary.
Sam kontrakt nie nale�a� do �atwych. Niemal nikt go jeszcze do ko�ca nie
przeczyta�,
w��czaj�c w to tych, kt�rzy przychodzili tylko dla hecy, a umieli przecie�
czyta�. �aden z
Akolit�w nie pami�ta�, by ktokolwiek skorzysta� z propozycji, i� kontrakt
zostanie mu odczytany.
Protoko�owano oczywi�cie, �e wszystko odby�o si� zgodnie z wymogami, a to z
uwagi na
ewentualno�� przysz�ego procesu.
Kontrakty mog�y bowiem zosta�, przynajmniej w wi�kszo�ci, zakwestionowane przez
rodzin� lub przyjaci� z zewn�trz. Nawr�ceni z regu�y przepisywali wszystko, co
posiadali, na
rzecz Ko�cio�a. W �wietle prawa konfederacyjnego, kontrakt m�g� by�