7437

Szczegóły
Tytuł 7437
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7437 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7437 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7437 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jack L. Chalker Powr�t Nathana Brazila Przek�ad: S�awomir Dymczak Tytu� orygina�u: The Return of Nathan Brazil Wydanie I W sk�ad cyklu �WIAT STUDNIA wchodz�: PӣNOC PRZY STUDNI DUSZ WOJNY W �WIECIE STUDNI POWR�T NATHANA BRAZILA ZMIERZCH PRZY STUDNI DUSZ Ksi��k� t� dedykuj� starej paczce, do kt�rej nale�eli: ALAN MOLE, HARRY BRASHEAR, MIKE LEIB, JOHN YOX oraz BERNARD ZERWITZ, kt�rzy � w��czaj�c mnie � okazali si� o niebo lepsi, ni� ktokolwiek m�g�by si� po nich spodziewa�... Spis tre�ci Spis tre�ci Parkatin, pogranicze Hodukai, planeta na pograniczu Siedziba g��wna Policji Konfederacyjnej, Suba Kwangsi, sala posiedze� Rady Konfederacji W systemie Madalin Na frachtowcu Hoahokim Kwangsi Laboratoria Policji Konfederacyjnej, Suba Gramancz, planeta w galaktyce M 51 Na orbicie �wiata Studni Dolgritu Nautilius � Sp�d Olimpus Kwangsi Nautilius Meouit Hotel �Pioneer�, pok�j 404 A W magazynie � po�udnie Na pok�adzie Jerusalem Nautilius � Sp�d Nautilius � Wierzch Olimpus, komnata Matki �wi�tej Nautilius � Sp�d Nautilius � Wierzch Nautilius � Wierzch, p�niej tego samego dnia Serachnus Po�udniowa Strefa Hakazit Po�udniowa Strefa Awbri Po�udniowa Strefa Dillia Durbis, na wybrze�u Flotisz Po�udniowa Strefa Parkatin, pogranicze Gdyby Har Batin by� akurat zakatarzony, du�o �atwiej by�oby mu podbi� ten �wiat. Niestety Drile automatycznie uodpornia�y wykorzystywane przez siebie cia�a. Tak wi�c tym razem podb�j mia� by� raczej �mudny. Slabansport by�a typow� pograniczn� stolic�. Znajdowa� si� tu niewielki, lecz nowoczesny port kosmiczny, wykorzystywany g��wnie przez promy orbitalne, przewo��ce importowane towary z wielkich, regularnie zawijaj�cych frachtowc�w. Rzecz jasna nieopodal mno�y�y si� bary i spelunki, tak samo typowe dla ka�dego portu jak, magazyny, centra roz�adunkowe oraz lokalne przedstawicielstwa kompanii, kt�re doprowadzi�y do otwarcia granicy. Samo miasto, najwi�ksze na Parkatinie, liczy�o ledwie dwadzie�cia tysi�cy mieszka�c�w. Mia�o si� to jednak zmieni�. Jeszcze do niedawna spalona, brunatna pustynia, rozci�gaj�ca si� na tysi�ce kilometr�w wok� Slabansport, teraz rozkwita�a dzi�ki ruroci�gom doprowadzaj�cym jak�e upragnion� wod� z odleg�ych uj��. Parkatin by� gor�cym, suchym �wiatem, posiada� jednak w swej atmosferze par� wodn�, a tak�e miewa� od czasu do czasu burze konwekcyjne. M�g� w ci�gu pokolenia sta� si� domem dla kolejnego miliarda ludzi. Nie oznacza�o to niestety dla ludzko�ci nic dobrego, je�li Drile mia�y w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia. Ca�e ich kolonie by�y tu teraz i spogl�da�y oczyma Hara Batina na brudny, ma�y bar znajduj�cy si� tu� ko�o portu. Pewne ju� swego zwyci�stwa nad ludzkimi istotami, pewne za�o�enia nowej siedziby Drili tu, na Parkatinie. St�d b�d� mog�y opanowywa� dalsze cia�a swych zwierz�cych �ywicieli, tak jak teraz robi�y to Drile zamieszkuj�ce cia�o Hara Batina. Drile by�y niezwykle z�o�onymi organizmami, cho� jednocze�nie stanowi�y najmniejsz� znan� form� �ycia organicznego w ca�ej galaktyce, a mo�e i we wszech�wiecie. Miliardami zasiedla�y m�zg, krew i tkanki innych istot, tworz�c wsp�ln� jedno�� istnienia. Wszystkie inne organizmy uwa�a�y za marne zwierz�ta stworzone jedynie po to, by s�u�y� swym panom. Har Batin wkroczy� do baru i zaj�� miejsce przy drewnianym kontuarze. Nie by�o jeszcze zbyt wielu klient�w. Do pustego portu nast�pnego dnia mia�y przyby� przynajmniej dwa statki i w�a�nie dlatego Har Batin tu przyszed�. Parkatin b�dzie prosty do opanowania. To przez takie terminale kosmiczne jak Slabansport przewijali si� podr�nicy do innych �wiat�w, z kt�rych cz�� pozostawa�a dla Drili wci�� nieznana. A ka�dy z przybysz�w, wys�any do domu wraz z Drilem, oznacza� podb�j nowego systemu. Poniewa� spodziewano si� statk�w, obs�uga baru by�a w pogotowiu. Wsz�dzie kr�cili si� szulerzy, prostytutki oraz arty�ci-naci�gacze, czekaj�c na swe �ofiary�. Mia�y nimi by� nie tylko za�ogi oraz pasa�erowie statk�w, lecz r�wnie� ci, kt�rzy przyb�d�, by wy�adowa� i rozprowadzi� nowe towary. Batin zam�wi� drinka, i zap�aci� banknotem wielkiego zwoju. Napiwek te� by� przesadnie hojny. To wszystko przyci�gn�o wzrok kelner�w, a tuzin g��w zacz�o obmy�liwa� najlepszy spos�b dobrania si� do nadzianego frajera. Wreszcie Roza zrobi�a pierwszy ruch � Roza, kr�lowa miejscowych prostytutek, wci�� cholernie atrakcyjna mimo swych lat i ci�kiego �ycia. By�a te� na tyle bezwzgl�dna, �e inni woleli raczej si� wycofa�, ni� kwestionowa� jej prawo do tej zdobyczy. To by� w ko�cu gruby plik banknot�w. Dla innych te� jeszcze sporo zostanie. Przysun�a si� bez s�owa i usiad�a odpr�ona obok niego. � Postawisz mi drinka? � spyta�a niskim, zmys�owym g�osem. U�miechn�� si� do niej i do siebie, przytakn��, wys�czy� resztk� drinka i zam�wi� dwa nowe. System dzia�ania baru by� najzupe�niej standardowy. Kobiety, m�czy�ni, szulerzy i dziwki � wszyscy pracowali dla w�a�ciciela baru. Drinki pojawi�y si� przed Roz� i Harem, jego przynajmniej par� razy mocniejszy ni� normalny i na dodatek zaprawiony afrodyzjakiem. Jej sk�ada� si� w zasadzie z zabarwionej wody. Pili razem, a on czyni� wszystkie stosowne do sytuacji gesty. Dobry wywiad stanowi� podstaw� ka�dej takiej misji. Niekt�re Drile spo�r�d jego kolonii przechowywa�y wspomnienia od najstarszych podboj�w a� do ostatnich test�w istot ludzkich. Wszystkie te informacje Batin mia� po prostu w ma�ym palcu. Gdy Drile dzieli�y si�, tworz�c now� koloni�, osobniki starsze przekazywa�y wszystkie informacje potomstwu. W jaki� to spos�b � zastanawia� si� przepe�niony zadowoleniem i pewno�ci� siebie � jakiekolwiek marne zwierz�ta mog�yby konkurowa� z takim organizmem? �adne nawet nie pr�bowa�y, a te nie b�d� wyj�tkiem. Tak wi�c czyni� wszystkie stosowne gesty, odprawia� w�a�ciwe rytua�y. Wypowiada� oraz odpowiada� na przyj�te s�owa-klucze i po paru chwilach ruszyli w stron� pokoju na ty�ach baru. Po drodze Drile oczy�ci�y � przez pory sk�ry � ustr�j Hara z wszelkich wypitych wraz z drinkiem narkotyk�w oraz innych domieszek. Nie b�dzie mo�e pachnia� pi�knie, lecz jej to nie przeszkodzi, nawet je�li zwr�ci na to uwag�. Szli mrocznym korytarzem i od czasu do czasu dostrzega� kszta�ty postaci, zar�wno m�skich jak i �e�skich, odpoczywaj�cych, czekaj�cych w ma�ych pokoikach i alkowach. Dziewczyny by�y mo�e m�odsze i zale�ne od Rozy, ale ��czy� je wsp�lny zaw�d. Na razie wszystko sz�o zgodnie z planem. Nim w barze zrobi� si� t�ok, Batin dzi�ki wczesnemu przybyciu i pokazaniu zwitka pieni�dzy zapewni� sobie us�ugi szefowej. Skaptuj szefa, a on ju� zajmie si� podw�adnymi. Przybywaj�cy tu p�niej poza�wiatowcy b�d� korzysta� z us�ug personelu i p�aci� za okazj�, by sta� si� nosicielami nowej koloni Drili. Trudno o lepszy uk�ad. Drile szybko dostosowywa�y si� do organizmu nowego nosiciela, lecz kolejne generacje nie znosi�y zmian istniej�cych warunk�w. W przypadku mieszka�c�w Hara Batina optymalna temperatura wynosi�a trzydzie�ci siedem stopni Celsjusza. Drobne wahania, nawet o stopie� lub dwa, mog�y ich zabi�. Jednak co� takiego jak poca�unki nie powinno zaszkodzi�. Dotarli w ko�cu do pokoju najwyra�niej nale��cego do niej. Mo�na by�o tak s�dzi� po rozmiarach i wyposa�eniu, jak�e odmiennych od klasztornych cel, zajmowanych przez podw�adne. B�yskawicznie zrzuci�a z siebie ubranie i spyta�a bez ceregieli: � Okay, na co masz ochot�? U�miechn�� si�. � Zacznijmy po prostu od poca�unku � zaproponowa�. Przyci�gn�� j� do siebie, schyli� si� nieco i poca�owa�. Rozchyli�a szeroko wargi � ich j�zyki spotka�y si�, a �lina zmiesza�a. Wraz z ni� przep�yn�o oko�o dziesi�ciu tysi�cy Drili. Ca�owa� jeszcze przez chwil�, by zyska� ca�kowit� pewno��, i� wymiana zosta�a dokonana. Nast�pnie robi� to, czego mog�a si� po nim spodziewa�. W tym czasie kolonia sprawdza�a swego nowego nosiciela, odnajdywa�a w�a�ciwe kom�rki, nerwy oraz centra zarz�dzaj�ce. Rozpocz�a proces gwa�townego rozmna�ania, by u�atwi� przej�cie kontroli. Wykorzystuj�c proteiny zawarte w jej ciele, Drile by�y w stanie co p� minuty podwaja� sw� liczb�. Gdyby trwa�o to jednak zbyt d�ugo, mog�oby wywo�a� os�abienie, a mo�e nawet spowodowa� �mier�. O�rodki matematyczne kolonii Batina poczyni�y ju� dok�adne obliczenia co do czasu zako�czenia ca�ej operacji. Tymczasem Har Batin ci�gn�� mi�osne igraszki. Trwa�o to jeszcze kilkana�cie minut, nim wyczu�a w swym ciele nieznane, nienaturalne reakcje. W ci�gu pierwszych dziesi�ciu minut Drile osi�gn�y liczb� niemal czterdziestu jeden tysi�cy. Narodziwszy si� z ca�� wiedz� swych praszczur�w, nie traci�y czasu na chaotyczn� penetracj� jej organizmu. Rozchodz�c si� po ca�ym systemie kr��enia, od razu wiedzia�y, gdzie szuka� najwa�niejszych o�rodk�w � m�zgu i kr�gos�upa. Pu�ci�a go nagle i odsun�a si� powoli z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Wygl�da�a na wyczerpan�, troch� spocon� i jakby postarza��. A wszystko dlatego, �e Drile wykorzystywa�y jej w�asne zapasy, aby si� rozmna�a�. � ...praszam � wysapa�a po�ykaj�c zg�oski. � Nie... nie czuj� si� za dobrze. Jako� tak zabawnie... Odsun�� si� od niej, stoczy� z ��ka i wsta� obserwuj�c j� z satysfakcj�. Cia�em kobiety wstrz�sa�y konwulsje, gdy nerwy i mi�nie przechodzi�y pod obc� kontrol� i by�y testowane. Rzuca�a si� spazmatycznie na ��ku, zrazu jakby w epileptycznym paroksyzmie, a p�niej ju� troch� s�abiej, wolniej, niby marionetka zawieszona na tysi�cach sznurk�w. W ko�cu znieruchomia�a oddychaj�c ci�ko, lecz cicho. Podszed� do swoich rzeczy i wyj�� zwyczajne, bia�e pude�ko grubych, twardych ciastek. Podszed� z nimi do ��ka i poda� jej w milczeniu. Usiad�a niepewnie, wyci�gn�a d�o�, pocz�stowa�a si� jednym ciastkiem i zjad�a je �apczywie. W ci�gu paru chwil znikn�o ca�e. Nie zawsze by� czas, by szybko uzupe�ni� rezerwy energetyczne organizmu, ale najwa�niejsze o�rodki nowej kolonii musia�y mie� wszystko zapewnione. Reszta... no c�, to ju� ryzyko bycia �o�nierzem. Wreszcie sko�czy�a i spojrza�a na niego. � Obj�li�my ca�kowit� kontrol� � oznajmi�a w j�zyku, o kt�rym nie mia�a dot�d zielonego poj�cia, a tym bardziej nigdy nim nie w�ada�a. Brzmia� tak obco, �e wydawa�o si� prawie niemo�liwe, by m�g� doby� si� z ludzkiej krtani. � To dobrze � odpar� w tym samym j�zyku, odwr�ci� si� i ubra�. Po chwili uczyni�a to samo. Obserwowa� j� staraj�c si� wychwyci� jakie� b��dy i r�nice, lecz niczego nie dostrzeg�. Jej ch�d, zachowanie... wszystko by�o jak nale�y. Nawet omy�ki by�y zgodne z nawykami pierwowzoru. Osobowo��, psyche, dusza � nazwij to, jak chcesz � by�a martwa. Lecz wspomnienia zawarte w proteinowych moleku�ach m�zgu nadal istnia�y. Wiedzia�a teraz wszystko to, co wiedzia�a Roza, a nawet wi�cej, gdy� Drile umo�liwi�y dost�p do ca�o�ci m�zgu. Chcia� ju� wyj��, lecz go powstrzyma�a. � Lepiej b�dzie, je�li odczekamy jeszcze z dziesi�� minut � oznajmi�a w swym starym, ludzkim j�zyku. Nawet akcent nie pozostawia� nic do �yczenia. � Podi i reszta mogliby zacz�� co� w�szy�, gdyby�my sko�czyli za szybko. Przytakn��. � Ty wiesz najlepiej � stwierdzi� i usiad� na skraju ��ka. To by� cholernie �mudny spos�b podboju �wiata, ale najskuteczniejszy. Gor�ce s�o�ce obla�o �arem posta� Hara Batina po jego wyj�ciu z baru. Przywyk� ju� do upa��w, przywyk� do wszystkiego, co nie powodowa�o trwa�ych uszkodze� organizmu nosiciela. Ruszy� w stron� portu kosmicznego z zadowoleniem odnotowuj�c wielkie t�umy robotnik�w zbieraj�ce si�, by roz�adowa� pierwszy ze spodziewanych statk�w. Olbrzymi prom towarowy sta� hucz�c na p�ycie l�dowiska w oczekiwaniu na znak, �e statek matka jest ju� na orbicie, gotowy do prze�adunku. Kusi�o go, by wej�� w t�um, zbli�y� si� do ludzi, spr�bowa� rozsia� w powietrzu nieco zarodnik�w. Lecz by�oby to zbyt widoczne, a samo przej�cie kontroli nad nowymi nosicielami mog�oby �ci�gn�� uwag�, nawet zak��ci� roz�adunek. Drile nie chcia�y tego. Wcale, ale to wcale. System dzia�a� ju� od bardzo d�ugiego czasu. Powoli, z rozwag� oraz niesko�czon� cierpliwo�ci� zdobywano �wiat po �wiecie. Nikt do samego ko�ca nie zdawa� sobie z tego sprawy, cz�sto nawet nie podnoszono alarmu. Drile by�y nie�miertelne dzi�ki dziedziczeniu przez kolejne pokolenia wspomnie� przodk�w. Nie by�y jednak nie�miertelne pod wzgl�dem fizycznym ani te� nie gardzi�y �yciem. Gdyby tak by�o, po c� w og�le podbija�yby inne �wiaty i rasy. Ze strategicznego punktu widzenia by�a to najmniej krwawa metoda, jak� uda�o im si� wymy�li� podczas niemal czterdziestu tysi�cy lat ci�g�ego i niepowstrzymanego podboju. A ka�dy podbijany gatunek by� inny, ka�da rasa stanowi�a nowe wyzwanie. Drile uwielbia�y to wyzwanie ponad wszystko. Ka�de zwyci�stwo mia�o by� dowodem ich wy�szo�ci nad innymi formami �ycia. Po chwili Har Batin dostrzeg� grupk� ciekawskich skupion� wok� pary istot, z kt�rych tylko jedna by�a cz�owiekiem. �w wysoki, szczup�y m�czyzna wygl�da�, jakby mia� za sob� naprawd� ci�kie chwile. Nosi� workowate spodnie, nie�le zniszczone buty i wyp�owia�y podkoszulek wisz�cy na chudej, nieow�osionej piersi. Poci�g�a, niemal tr�jk�tna twarz nie widzia�a brzytwy od ponad tygodnia. Mocne, czarne w�osy zawini�te by�y w szorstk� chust� przypominaj�c� turban. Prawdziwy Cygan � spostrzeg� zaskoczony Har Batin. We wst�pnych, zwiadowczych raportach wspominano co prawda, i� taka grupa istnieje, lecz jak dot�d nikt ich nie widzia�. Batin by� pewien, �e r�wnie� nikt z tej grupki gapi�w. Gdy si� zbli�y�, pchany � podobnie jak ludzie czekaj�cy na przybycie frachtowca � ciekawo�ci� i nud�, Cygan wyj�� z kieszeni trzcinowy flet. Zacz�� gra� dziwaczn�, niemal hipnotyczn� melodi�, kt�ra pobudzi�a jego towarzysza do ta�ca. A �w towarzysz wygl�da� naprawd� dziwnie. By� wielko�ci po�owy normalnego cz�owieka, z ca�� pewno�ci� nie wi�cej ni� metr, a gadzie cia�o pokrywa�y l�ni�ce niebiesko- zielone �uski. Tu��w wspiera� si� na dw�ch chudych nogach zako�czonych d�ugimi, okropnie wygl�daj�cymi pazurami. Sta� wyprostowany, nieco jednak chyl�c si� ku przodowi. Posiada� dwoje d�ugich, patykowatych ramion zako�czonych drobnymi, szponiastymi d�o�mi. Twarz by�a r�wnie� jaszczurowata, cho� nie posiada�a tej sztywno�ci co gadzia. Ca�o�� sprawia�a wra�enie wielkiej jaszczurki obdarzonej ludzk� mimik�. Najbardziej zaskakiwa� fakt, �e istota ta odziana by�a identycznie jak Cygan, cho� nie nosi�a � rzecz jasna � but�w. �adne buty by nie pasowa�y na te dziwaczne, ponad miar� rozro�ni�te stopy. Stworzenie by�o zwinne jak ma�pa i pl�sa�o w dzikim ta�cu do natarczywej melodii fletu, przyspieszaj�c, gdy tempo ros�o. Podpiera�o si� przy tym d�ugim ogonem niczym trzeci� nog�. Lecz by� to dopiero pocz�tek. Promienie s�onecznego �wiat�a, odbijaj�c si� od dziesi�tk�w tysi�cy �usek kr�c�cego si� w zawrotnym tempie stworzenia, nadawa�y mu wygl�d sk�panego w klejnotach. W po��czeniu z nieznan� muzyk� efekt by� niepowtarzalny. Widok ten wywo�a� pod�wiadomy strach t�umu, kt�ry post�pi� krok do ty�u, poch�oni�ty jednak ci�gle dziwn� scen�. Jaszczur utworzy� ze swych ust owal � co� niespotykanego na gadzich twarzach � i wtedy doby� si� gdzie� z wn�trza jego cia�a dono�ny �wist. Zaraz potem co� wylecia�o na zewn�trz d�ugim, r�wnomiernym strumieniem i widzowie pootwierali z wra�enia usta. Ogie�! Jaszczur zion�� ogniem i tworzy� z niego najr�niejsze figury! Kr�gi, spirale, dziwaczne i znajome kszta�ty pojawia�y si� i znika�y w u�amkach sekund, a on ci�gle ta�czy�, otoczony aureol� blasku. Cygan nie przestawa� gra�, ale jego stalowoszare oczy nie obserwowa�y towarzysza, lecz t�um. Przygl�da� si� ka�demu cz�owiekowi z osobna, oceniaj�c go i analizuj�c. Nawet Drile, ukryte w ciele i umy�le Hara Batina, zosta�y urzeczone. To wykracza�o poza ich do�wiadczenie i wraz z innymi podziwia�y zr�czno�� oraz kunszt obcego. A� nagle bez uprzedzenia wszystko si� sko�czy�o. Przebrzmia� ko�cowy ton, a ostatnie iskierki zgas�y w gor�cym i suchym powietrzu. W jednej chwili po tym zadziwiaj�cym przedstawieniu pozosta�o jedynie wspomnienie. T�um sta� bez ruchu, jak w transie, ci�gle oszo�omiony spektaklem. Nikt si� nie odezwa� ani nie uczyni� najmniejszego gestu a� do chwili, gdy jeden po drugim zacz�li otrz�sa� si� z tego stanu i g�o�no wyra�a� swe uznanie. Aplauz b�yskawicznie ur�s� do huraganu �miech�w, gwizd�w i oklask�w. Cygan sk�oni� si� lekko, dzi�kuj�c za brawa, a jaszczurowate stworzenie zdawa�o si� chyli� g�ow� przed publiczno�ci�. M�czyzna od�o�y� sw�j flet i odczeka�, a� wiwaty ucich�y. W ko�cu odezwa� si� czystym, niskim tenorem, nieco dziwacznie akcentuj�c s�owa. � Ja i m�j przyjaciel dzi�kujemy wam, obywatele. � Powt�rzcie to przedstawienie! � krzykn�� kto�, a zewsz�d odezwa�y si� potakiwania i pomruki aprobaty. � Tak, powt�rzcie! Powt�rzcie! � skandowa�a reszta, przy��czaj�c si� do og�lnego zgie�ku. Cygan u�miechn�� si�. � Dzi�kuj� wam, przyjaciele. Z najwi�ksz� przyjemno�ci� by�my to uczynili... lecz zg�odnia�em nieco, a stoj�cy tu m�j towarzysz ma pewnie jeszcze wi�kszy apetyt ode mnie. Jakie� skromne dowody uznania by�yby bardzo mile widziane. Marquoz! Na d�wi�k tego imienia ma�y smok parskn��, spojrza� na m�czyzn� i zdawa� si� u�miecha� � u�miechem do�� groteskowym � ukazuj�c komplet najpaskudniejszych z�b�w, jaki ktokolwiek z widz�w dot�d ogl�da�. Nast�pnie podni�s� z ziemi sakw� i ruszy� w stron� t�umu. Ludzie zacz�li si� odruchowo cofa�. Cygan wybuchn�� �miechem. � Przyjaciele, nie obawiajcie si� Marquoza! Nie po�re was. On pragnie jedynie, tak samo jak ja, zebra� nieco pieni�dzy, by kupi� troch� cywilizowanego jedzenia. Wrzu�cie, drodzy obywatele, do tego woreczka po monecie, tylko jednej, a wtedy my b�dziemy mogli si� posili�, wy za� obejrze� nas jeszcze raz. No jak? Co odwa�niejsi spo�r�d t�umu przestali si� cofa�, a gdy jaszczur do nich podszed� i wyci�gn�� worek, wrzucali do �rodka monet� albo dwie. Po chwili ruszy�a ca�a lawina pieni�dzy, w mig wype�niaj�c worek. � Wystarczy! Jeste�cie zbyt hojni! � zawo�a� Cygan. � Marquoz? Jaszczur prychn��, odstraszaj�c najbli�ej stoj�cych, gdy� jednocze�nie z jego nozdrzy wystrzeli�y k��by bia�ego dymu. Potem odwr�ci� si� i zani�s� Cyganowi worek. By� ci�ki, a m�czyzna do�� w�t�y, lecz ca�a sakwa z pieni�dzmi znikn�a w jaki� spos�b gdzie� w zakamarkach ubrania. U�miechn�� si�, sk�oni� ponownie i zn�w wyci�gn�� fujark�. Drugi wyst�p przypomina� pierwszy, cho� taniec � zupe�nie inny, z ca�kowicie odmiennymi krokami i dziwnymi ognistymi figurami � odbywa� si� przy nowej, wcale nie mniej obcej i egzotycznej melodii. Har Batin, podobnie jak inni, obejrza� drugie przedstawienie z nie mniejszym podziwem. Wreszcie, kiedy ucich�y wiwaty, a Cygan oznajmi�, i� Marquoz potrzebuje odpoczynku, t�um zacz�� rzedn��. Cygan pochyli� si�, najwidoczniej by sprawdzi�, jak si� czuje jego podopieczny, i wielka d�o� cz�owieka u�cisn�a r�k� jaszczura. Jego drobne, szponiaste palce wystuka�y leniwy rytm. M�czyzna przytakn��, a nast�pnie wyprostowa� si� i rozejrza� dooko�a. Kilkana�cie os�b podesz�o bli�ej, by z nim porozmawia�, przyjrze� si� Marquozowi albo spyta� o dziwnego jaszczura. Cyganowi uda�o si� ich sp�awi� wyja�nieniem, �e Marquoz ma ju� do�� upa��w i musi za�y� k�pieli. Wym�wki owe mog�y budzi� niejakie zastrze�enia. Jaszczur nie tylko wygl�da� rze�ko, ale i najwyra�niej czu� si� w parkati�skim skwarze bardziej swojsko ni� sami tubylcy. Nikt jednak tego przybyszom nie wytkn��. Dziwny duet ruszy� w stron� skupiska bar�w i restauracyjek, oddalaj�c si� powoli od dok�w, ze wzrokiem utkwionym w Harze Batinie. Zbiorowy umys� Drili pope�ni� par� b��d�w. Jednak zlekcewa�enie �ogona� do nich nie nale�a�o. Batin zda� sobie spraw�, �e tamci go �ledz� � z tym wygl�dem trudno by�oby im to zreszt� ukry�. Zaniepokoi� si� z dw�ch powod�w. Po pierwsze, najwyra�niej zrobi� co�, co zwr�ci�o ich uwag�, a nie mia� najmniejszego poj�cia, co to mog�o by�. Za� po drugie, �ledz�c go tak jawnie dali dow�d, �e niemal na pewno musieli mie� w pobli�u wsp�lnik�w. No c�, niech i tak b�dzie, postanowi� agent Drili. W ka�dym razie lepiej wiedzie�, z czym ma si� do czynienia. Poprowadzi� ich kr�t� tras� przez uliczki i zau�ki, ca�y czas wypatruj�c obstawy. S�dzi�, �e musi gdzie� tam by�, dobrze ukryta, lecz nic takiego nie dostrzeg�. Cygan by� najwyra�niej pracownikiem Policji Konfederacyjnej. Drile od dawna podziwia�y skuteczno�� tej instytucji, a jednocze�nie wci�� ciekawi�y ich sposoby, jakimi si� pos�ugiwa�a. Cygan m�g� wej�� wsz�dzie, mo�e z wyj�tkiem paru miejsc, nawet w najciemniejsze zau�ki i najparszywsze okolice, nie zwracaj�c na siebie zupe�nie uwagi. A gdyby nie by� w stanie zapewni� sobie bezpiecze�stwa, to z pewno�ci� jego niezwyk�y pupilek, obdarzony tysi�cem ostrych z�b�w, uniemo�liwi�by wszelkie pr�by napa�ci. U�wiadomiwszy sobie te fakty, Har Batin stwierdzi�, �e chyba znalaz� odpowied� na swoje w�tpliwo�ci. To takie oczywiste � nikt ich nie ubezpiecza�. Dlaczego? Gdy� wiedzieli, �e nie m�g� ci�gn�� ich za sob� wsz�dzie, lecz jedynie uliczkami przylegaj�cymi do dok�w. A na jednej z tych uliczek zastawiona zosta�a pu�apka. Oni mieli czas. Mieli czas, by poczeka�, a� Hara Batina ogarnie panika i wejdzie albo te� wbiegnie w przygotowan� zasadzk�. M�g� oczywi�cie spr�bowa� ich zgubi�, lecz to r�wna�oby si� przyznaniu do winy. Mogli go te� w takim przypadku zastrzeli�, a on mia� do za�atwienia jeszcze kilka wa�nych spraw. Har Batin nie chcia� w og�le umiera�, a ju� na pewno nie teraz. Wyprzedza� ich o jakie� pi�tna�cie metr�w, lecz oni ci�gle zmniejszali dystans. Nadal jednak by�a to wystarczaj�ca odleg�o�� jak na jego zamiary. Starannie wybra� odpowiedni zau�ek i skr�ci� we� gwa�townie, jakby pr�bowa� si� urwa� swym prze�ladowcom. Cygan i jaszczur przyspieszyli. Jasne by�o, �e ma�y smok jest w stanie z �atwo�ci� wyprzedzi� cz�owieka, lecz jednak trzymali, r�wne tempo. Skr�cili w alejk� w pe�nym biegu i znale�li si� w �lepym zau�ku, otoczonym z trzech stron wysokimi budynkami. Cygan z t� sam� zr�czno�ci�, z jak� schowa� przedtem sakw� z pieni�dzmi, teraz wyci�gn�� pistolet. Rozejrza� si� dooko�a. � Rzu� bro�! � rozkaza� g�os Hara Batina dobiegaj�cy nie do�� �e z g�ry, to jeszcze zza nich. Cygan nie us�ucha� od razu, lecz najpierw powoli si� odwr�ci� szukaj�c �r�d�a g�osu. Dostrzeg�szy m�czyzn�, westchn�� i rzuci� pistolet na ziemi�. Nie mia� poj�cia, w jaki spos�b Batin tego dokona�, lecz m�czyzna niezaprzeczalnie siedzia� na w�skim parapecie, dobre sze�� metr�w nad ziemi�. Musi wspina� si� jak ma�pa, zadecydowa� Cygan. Co prawda �ciany nie by�y ca�kiem g�adkie, lecz on po prostu nie m�g� dosta� si� tam w tak kr�tkim czasie. Dril obserwowa� z niepokojem smoka, kt�ry patrzy� na niego pa�aj�cymi oczyma � czarnymi, kocimi �renicami na ciemnoszkar�atnym tle. � Nie pr�buj tylko szczu� na mnie tego zwierzaka � ostrzeg� Batin. � Trzymaj go przy sobie. M�czyzna skin�� g�ow� i k�cikiem ust wyda� polecenie: � Marquoz! Siad! Smok parskn��, zdawa� si� co� tam pomrukiwa�, lecz w ko�cu usiad� podwijaj�c ogon i jakby si� rozlu�niaj�c. � Dobrze, a teraz: kim jeste�cie i dlaczego mnie �ledzicie? � spyta� Dril. Cygan wyszczerzy� przepraszaj�co z�by i wyci�gn�� do g�ry r�ce. � Bo widzisz, kiedy zbieramy datki, cz�sto zdarza nam si� dostrzec, kto ma najgrubszy portfel. Ten oto Marquoz potrafi by�, no c�, wielce przekonuj�cy, gdy chodzi o sk�onienie takiego jegomo�cia do znacznego zwi�kszenia darowizny. Zbyt d�ugo tkwimy ju� na tej zapomnianej przez Boga planecie. Interes nie idzie dobrze. Zostali�my, jak to powiedzie�, poproszeni o opuszczenie statku akurat tutaj, wcale nie po naszej my�li. Jak dot�d, nie uzbierali�my do�� funduszy, by si� st�d wynie��. A �eby wszystko by�o jasne, miejscowa policja ma na nas oko. Dril zastanowi� si� nad t� odpowiedzi�. Nie by�a pozbawiona sensu � jego portfel rzuca� si� a� nadto w oczy i takie zreszt� by�o jego zadanie. Ale wci�� jeszcze istnia�o par� spraw, kt�re do siebie nie pasowa�y. Jak na kogo�, kto przebywa� na tej planecie na tyle d�ugo, aby zyska� sobie z�� opini� u policji, stanowczo byli zbyt wielk� sensacj�. Batin postanowi� nie ryzykowa�. � W porz�dku... a ten stw�r? Co to jest? � zapyta�. Cygan spojrza� na Marquoza, siedz�cego niewzruszenie na swym podkulonym, d�ugim ogonie. � Spotka�em go na pewnej zapad�ej, pogranicznej planecie. Nie by� tubylcem. Nale�a� do paru moich kumpli, kt�rzy zostali poproszeni � mo�na by rzec � o dotrzymanie przez pewien czas towarzystwa miejscowej policji. Jak na razie siedz� tam pewnie ze trzy lata. Ja, rzecz jasna, natychmiast zgodzi�em si� nim zaopiekowa�, a i on nie mia� nic przeciwko temu. Nie mam poj�cia, sk�d go wytrzasn�li. Nie m�wi�o to wiele Drilowi, lecz przecie� istnia�o mn�stwo bardziej dziwacznych stworze�, nie wy��czaj�c samych Drili. Historia wygl�da�a ca�kiem sensownie, a pistolet Cygana przes�dzi� spraw�. Nie by� to jaki� supernowoczesny model u�ywany przez Policj� Konfederacyjn�. Nie by� ca�y b�yszcz�cy i epatuj�cy zasilaniem kryszta�kami rubinu. Po prostu zwyczajny pistolet, jakich u�ywaj� w��cz�dzy pokroju tego Cygana, czyli ma�y miotacz laserowy. � Teraz schodz� � oznajmi� Batin � lecz jak zd��yli�cie pewnie zauwa�y�, jestem doskonale wysportowany. Nawet podczas skoku b�d� was mia� na muszce, a pistolet jest nastawiony na maksymaln� moc. � Pos�uchaj, ju� mi si� wszystkiego odechcia�o. To by�a pomy�ka i tyle � oznajmi� Cygan przekonuj�co szczerze. Dril skin�� g�ow� i skoczy�. Cygana zdumia�y jego sprawno�� i si�a. Wcale nie przesadza� � pistolet przez ca�y czas by� wycelowany dok�adnie w niego. Cygan nie widzia� dot�d �adnej ludzkiej istoty, zajmuj�cej si� nawet profesjonalnie akrobatyk�, mog�cej dokona� podobnych wyczyn�w. A ten osobnik raczej nie wygl�da� na akrobat�. Dril zbli�y� si� powoli do Cygana, jednym okiem obserwuj�c Marquoza. � Tylko �adnych sztuczek � ostrzeg�. � Co... co masz zamiar zrobi�? � spyta� zaniepokojony Cygan wodz�c oczyma za pistoletem. Har Batin pozwoli� sobie na bardzo ludzki u�miech. U�miech kogo�, kto wie co�, czego ty nie wiesz. � Nie b�j si� � pocieszy� Cygana. � Nie zamierzam ci� zabi�. Je�li tw�j zwierzaczek b�dzie siedzia� spokojnie, a ty nie b�dziesz niczego kombinowa�, wszystko dobrze si� sko�czy. Lecz twoje �ycie zale�y od tego, czy b�dziesz robi� dok�adnie to, co ci powiem. Dok�adnie! Zrozumiano? Cygan pokiwa� g�ow�, lecz strach w jego oczach nie zmala� po tych zapewnieniach ani na jot�. Dril ostro�nie obszed� m�czyzn�. � Zdejmij podkoszulek � rozkaza�. Cygan wygl�da� na zaskoczonego. � Czy to jaka� zabawa erotyczna? � W pewnym sensie � odpar� tamten. � Nie b�j si�... w og�le ci� nie zaboli. Lepiej ni� �eby ci� zbierali po ca�ej okolicy, no nie? Marquoz siedzia� nieruchomo i obserwowa�. Batin wyci�gn�� z kieszeni ma�y no�yk. � Tylko spokojnie. Natn� ci� delikatnie i nic wi�cej. Spostrzeg�, �e m�czyzna wzdrygn�� si�, gdy poczu� nag�e uk�ucie. Potem Dril z przyjemno�ci� obserwowa�, jak w miejscu zranienia tworzy si� kropla krwi. Naci�� r�wnie� sw�j kciuk. Drile natychmiast ruszy�y w stron� powsta�ego otworu przenikaj�c przez naczynia w�osowate d�oni, a nast�pnie zatrzyma�y si� czekaj�c na kontakt. Nie by�o si� po co spieszy�. Pe�en zestaw tysi�ca jednostek pami�ci zosta� zgrupowany i sta� w gotowo�ci. Har Batin, dr��c z niecierpliwo�ci, zacz�� zbli�a� sw�j kciuk ku ranie na plecach Cygana. Tak poch�on�a go ta operacja, i� przesta� w og�le baczy� na smoka siedz�cego zaledwie kilka metr�w z boku. � Nie ruszaj si�! � us�ysza� g�os z lewej strony, g�os niesamowicie g��boki i dono�ny. Jakby olbrzym m�wi� przez w�sk� tub�. � Rzu� bro� i zr�b kilka krok�w do ty�u! Batin by� tak zaskoczony, �e rzeczywi�cie znieruchomia� i spojrza� w kierunku, sk�d dochodzi� g�os. Wielki jaszczur sta� tam obserwuj�c go swymi b�yszcz�cymi, szkar�atnymi oczyma. W r�ce trzyma� pistolet maszynowy Fuka, wykonany z a� nazbyt znanego tworzywa, ze �wiec�cym na czerwono zasilaczem. By�a to bro�, kt�ra niemal potrafi�a odgadywa� nat�enie i rodzaj energii, jakiej chcia� w danej chwili u�y� w�a�ciciel. Pistolet dostosowany do indywidualnych potrzeb. Pistolet u�ywany tylko przez jedn� instytucj�. � Marquoz z Policji Konfederacyjnej � oznajmi� smok zupe�nie niepotrzebnie. � Powiedzia�em, �eby� rzuci� bro� i cofn�� si�. � Ale... ale ty nie masz prawa, nie jeste� cz�owiekiem � zaprotestowa� Diii. Wywiad o niczym podobnym nie wspomina�! � To tak samo jak ty, stary � odpar� smok. � Ufam tylko, �e wkr�tce zaprezentujesz nam swe prawdziwe oblicze. Hodukai, planeta na pograniczu �wi�tynia zape�ni�a si�. To dobry znak � pomy�la�a Matka Prze�o�ona Sukra wygl�daj�c zza kurtyny. Akolici wykonali kawa� wspania�ej roboty nios�c S�owo. Widzia�a, �e wi�kszo�� przyby�ych jest tu pierwszy raz. Niezdecydowani, podenerwowani, niepewni, lecz przepe�nieni ciekawo�ci�. Tego nale�a�o si� spodziewa�. Zgromadzenie �wi�tej Studni ci�gle by�o tu nowe i przyci�ga�o g��wnie m�odych, zawsze najbardziej wra�liwych, cho� nie brakowa�o te� biedak�w, n�dzarzy i w��cz�g�w. �wi�ta Kap�anka tak�e to wszystko dostrze�e. Ucieszy j� widok nowo przyby�ych, jak r�wnie� sprawno��, z jak� Matka Prze�o�ona zdo�a�a ca�o�� przygotowa� jedynie w te kilka miesi�cy. Istotnie, Wielebna Kap�anka by�a zadowolona i podekscytowana, cho� po swym dostojnym zachowaniu niczego nie da�a pozna�. Gra�a ju� swoj� rol� poprzednio, jakkolwiek nigdy nie nios�o to z sob� takiej odpowiedzialno�ci. �wiat�a przygas�y. Przejmuj�ca muzyka oraz delikatne, koj�ce podd�wi�ki tworzy�y nastr�j, a stonowane �wiat�a oblewa�y g��wn� naw� i zebranych. Kap�anka zwr�ci�a oczy na Matk� Prze�o�on�, kt�ra przejrza�a si� po raz ostatni w zwierciadle, wyg�adzaj�c fa�dy swego szafranowego habitu i poprawiaj�c pukle d�ugich, kasztanowych w�os�w. Trzeba przyzna�, �e mia�a jednak doskona�e wyczucie chwili. Sko�czy�a w najodpowiedniejszym momencie i wysz�a w snop �wiat�a padaj�cego z g��wnego reflektora. Dzi� nie ustawiono �adnego podwy�szenia, podium ani o�tarza. Zepsu�oby to tylko efekt pojawienia si� �wi�tej Kap�anki. Matka Prze�o�ona Sukra wygl�da�a straszliwie samotnie, sk�pana jedynie w �wietle reflektora. Szpaler dok�adnie wygolonych Akolit�w, kobiet i m�czyzn odzianych w lu�ne szaty, powsta� i oddal jej pok�on. Kilkana�cioro zebranych posz�o za ich przyk�adem, a ju� po chwili stali niemal wszyscy. Normalna reakcja t�umu. Ci, kt�rzy jeszcze siedzieli, nie byli adresatami jej s��w. Poczekajmy, pomy�la�a. P�niej wszyscy przyjd� z ochot�. � Zosta�cie w pokoju! zaintonowa�a Matka Prze�o�ona, wznosz�c swe ramiona ku niebiosom. � Pok�j wszystkim stworzeniom wszech�wiata bez wzgl�du na kszta�t ich cia�a � odpowiedzieli Akolici oraz cz�� zebranych, � Zostali�my dzi� zaszczyceni obecno�ci� Jej �wi�tobliwo�ci Kap�anki Juy z G��wnego Ko�cio�a � oznajmi�a zupe�nie niepotrzebnie Sukra. Ciekawo�� wygl�du Kap�anki t�umaczy�a tak liczn� obecno�� na mszy, w kt�rej normalnie uczestniczy�o jedynie par� setek wiernych. Do przewidzenia by�o r�wnie�, i� audytorium uk�ada� si� b�dzie wy��cznie z ludzi. Cho� Konfederacja grupowa�a obecnie chyba z siedem ras, jedynie przedstawicieli trzech lub czterech mo�na by�o nagminnie spotka� w du�ych miastach ludzkich �wiat�w. A ju� na pewno �adni nie wchodzili do �wi�ty�, w kt�rych odczuwali ksenofobiczny l�k. Cho� drzwi tej �wi�tyni sta�y otworem dla wszystkich, jej doktryna nie przemawia�a do Obcych. Co innego � rzecz jasna � gdy by�o si� Olimpia�czykiem. Wszyscy s�yszeli o Olimpianach, cho� nikt nie wiedzia� o nich wiele. Rzadko kto nawet widzia� jakiego� na w�asne oczy. Trzymali si� na uboczu i tworzyli struktur� klanow�, W ich �wiecie nie mo�na by�o �y� bez skafandra, cho� Olimpianie byli w stanie mieszka� na ka�dej ludzkiej planecie bez �adnych ogranicze�, Prowadzili w�asne przedsi�biorstwa przewozowe i sami latali statkami. Handel odbywa� si� dzi�ki olimpia�skim sp�kom prowadzonym przez ludzi � kupcy nie musieli fatygowa� si� na Olimpusa. Taki stan rzeczy wywo�ywa� w ludziach ciekawo��, kt�ra wynika�a jeszcze z czego�. Ot� Olimpia�czycy to podobno osza�amiaj�co pi�kne kobiety � nikt nigdy nie widzia� Olimpia�czyka m�czyzny. By�y to urodziwe kobiety z ogonami podobnymi do ko�skich i wszystkie, jak g�osi�a wie��, wygl�da�y identycznie. Ca�a �wi�tynia na tym pogranicznym �wiecie by�a zape�niona lud�mi czekaj�cymi, by ujrze� Olimpiank�. Z tego prostego powodu, i� Zgromadzenie Studni powsta�o na Olimpusie. G��wna �wi�tynia znajdowa�a si� w�a�nie tam. I cho� wierni wywodzili si� spo�r�d ludzi, a tak�e ludzie prowadzili �wi�tynie, jedynie Olimpianki mog�y by� Wielebnymi Kap�ankami. Oczywi�cie przybyli tu tak�e przedstawiciele lokalnej prasy i politykierzy przyci�gni�ci pr�n� ciekawo�ci�. Siedzieli, szurali butami i wyra�nie nudzi�y ich teatralne gesty oraz intonacje Matki Prze�o�onej. Chcieli zobaczy�, jak naprawd� wygl�da Olimpianka. W ko�cu Matka Sukra sko�czy�a i jej g�os nabra� podnios�ego brzmienia. � Dzi�, moje dzieci, zostali�my zaszczyceni obecno�ci� Jej �wi�tobliwo�ci Wielebnej Kap�anki naszego Zgromadzenia, Juy z Olimpusa. Zebrani usiedli. Czekaj�c obserwowali, jak Matka Prze�o�ona wychodzi, a p�niej uwa�nie przygl�dali si� kurtynie po drugiej stronie, by uchwyci� pojawienie si� kap�anki. Jua odczeka�a p� minuty, by jeszcze bardziej zwi�kszy� niecierpliwo�� widz�w, a potem wysz�a zdecydowanie na �rodek. �wiat�a zm�tnia�y, a reflektor zala� blaskiem obszar, na kt�rym sta�a niemal dotykaj�c pierwszych rz�d�w. Strumie� �wiat�a uformowa� jasn� aureol� wok� postaci, nadaj�c jej jeszcze bardziej nadludzki wygl�d. Z satysfakcj� s�ucha�a szept�w � To ona! A wi�c tak wygl�da Olimpianka! � To ostatnie s�owo wypowiadano na wiele r�nych sposob�w. Mia�a na sobie p�aszcz z najdelikatniejszego jedwabiu lub z bardzo podobnego syntetyku, ozdobiony z�otymi li��mi. P�aszcz spowija� ca�� posta�, lecz nawet stoj�cy w najdalszych rz�dach oszo�omieni byli doskona�o�ci� jej urody oraz d�ugimi kasztanowymi w�osami, si�gaj�cymi a� do pasa. � Zosta�cie w pokoju, moje dzieci � zacz�a Jua niskim, niesamowicie mi�kkim i zmys�owym g�osem. � Przyby�am, by pob�ogos�awi� t� �wi�tyni� i jej wiernych oraz by tym, kt�rzy przybyli z ciekawo�ci lub z ch�ci zysku, opowiedzie� o naszej wierze i naszych zwyczajach. Doskonale zdaj�c sobie spraw� z wra�enia, jakie robi�a na ludziach, wyczu�a, �e jej pojawienie wywo�a�o zar�wno zachwyt, jak i zaw�d, i� ods�oni�a tak ma�o. Nie mia�a zamiaru zawie�� podnieconych widz�w, lecz nie nast�pi to przed przekazaniem pos�ania. Dopiero gdy nago�� straci wszelkie podteksty. � Pochodz� z planety, kt�r� zwiemy Olimpusem � zacz�a i ponownie skupi�a ich uwag�. By�a nie tylko atrakcyjna, mia�a r�wnie� co� do powiedzenia. � Nasze Matki Za�o�ycielki odkry�y �wiat, z kt�rego zrezygnowa�a Konfederacja. Nikt nie m�g�by tam prze�y� bez dokonania ogromnie kosztownych modyfikacji lub zbudowania szczelnych budynk�w. Przypomina� bardzo opustosza�e �wiaty Markowian. Jednak my mog�y�my tam prze�y�, budowa�, uprawia� ziemi� i normalnie �y�. Tak te� uczyni�y�my. W �wi�tyni zapad�a kompletna cisza � nawet kaszlni�cie w tym wielkim gmachu by�oby g�o�ne niczym grzmot. Przychodz�c tu ludzie oczekiwali teatralnych gest�w i specjalnego ceremonia�u, jakim uraczy�a ich na pocz�tku Matka Sukra. Nie spodziewali si� podejmowania temat�w, kt�re ciekawi�y wszystkich, i przez to w�a�nie byli tak zainteresowani. S�uchali. � Jeste�my do was podobne, pochodzimy od was, lecz nie jeste�my identyczne. Sta�y�my si� nieczu�e na ostre wahania temperatury, potrafimy oddziela� trucizny z zanieczyszczonych w�d i nieprzyjaznych atmosfer. Nie potrzebujemy specjalnego sprz�tu ani kombinezon�w. S�uchajcie uwa�nie, bo opowiem wam teraz histori� naszej rasy � waszej i mojej � oraz zapoznam z naszymi wierzeniami. Urwa�a. Naprawd� perfekcyjnie. Nikt si� nawet nie poruszy�. � Mieszkacie na pogranicznym �wiecie � przypomnia�a. � Surowym i twardym. Wi�kszo��, mo�e wszyscy, urodzili�cie si� gdzie indziej. Wszyscy zatem wiele podr�owali�cie w kosmosie. S�yszeli�cie o markowia�skich ruinach na opustosza�ych �wiatach, o tajemniczej rasie, kt�ra pozostawi�a martwe komputery g��boko pod powierzchni� planet i skorupy miast pozbawione wszelkich przedmiot�w. Wiecie, �e niegdy� ta rasa zamieszkiwa�a wi�kszo�� galaktyki, a znikn�a d�ugo przedtem, nim narodzi�a si� ludzko��. Paru ludzi przytakn�o. Markowia�ska zagadka by�a znana ka�demu. Setki, mo�e tysi�ce opustosza�ych �wiat�w odkryto, gdy ludzko�� zacz�a sw� ekspansj�. Markowianie byli starzy, niesamowicie starzy, niemo�liwie starzy. Ich narodziny szacuje si� na r�wni z powstaniem wszech�wiata. � Za�o�yli pierwsz� cywilizacj�. Ro�li, parli coraz dalej, a� osi�gn�li bosko��. Komputery dawa�y im wszystko o czym mogli tylko zamarzy�. Lecz to by�o zbyt ma�o. Zacz�a ogarnia� ich nuda, stagnacja, przestali cieszy� si� �yciem. Postanowili wi�c wyrzec si� bosko�ci i rozpocz�� wszystko od pocz�tku jako nowe rasy wszech�wiata. Zbudowali olbrzymi komputer � Studni� Dusz � i umie�cili go w centrum wszech�wiata. Tam w�a�nie stworzyli wszystkie gatunki istot my�l�cych, jakie obecnie znamy. Stworzyli je z samych siebie. Ich stary �wiat stopniowo pustosza�, podczas gdy dzieci, testowane na �wiecie Studni, sta�y si� nowymi panami tworzenia � a po�r�d nich i my. W ko�cu wszyscy znikn�li: zmienili si� w naszych przodk�w; tak wi�c my jeste�my Markowianami a Markowianie � nami. Kilkoro lepiej wykszta�conych przytakn�o s�ysz�c t� konkluzj�. By�a to stara teoria, jedna z tysi�cy stworzonych dla wyja�nienia tajemniczego znikni�cia Markowian. � Lecz je�li jest to prawda � a my nie mamy co do tego w�tpliwo�ci � pozostaje jeszcze jedna zagadka, wieczne, podstawowe pytanie. Markowianie narodzili si� u zarania dziej�w. Byli pierwsz� ras�, przodkami wszystkich nast�pnych. I skoro tak w�a�nie by�o, to kto stworzy� Markowian? Interesuj�ce pytanie dla metafizyk�w. Paru ludzi spo�r�d t�umu uwa�a�o, i� wcale nie jest powiedziane, �e ktokolwiek musia� stworzy� Markowian, je�li w og�le ca�a ta historia o nich nie jest wyssana z palca. Nikt si� jednak nie odezwa�. � Poprzez ca�� histori� ludzko�ci � a tak�e przez dzieje innych ras, z kt�rymi ��cz� nas stosunki � przewin�o si� mn�stwo religii. Wierzono w panteon bog�w, wierzono w Boga jedynego, lecz wszystkich ��czy�a wsp�lna wizja stworzenia. Wszyscy po�rodku stawiali Boga Ojca, pierwszego sprawc� i stworzyciela. On istnieje, moje dzieci! On istnieje, jest ci�gle z nami, obserwuje nasze post�pki, ocenia nas. Nasze Pramatki zna�y Go. To On zabra� je do Studni Dusz, gdzie narodzi�y si� powt�rnie. Dzi�ki zasadom rz�dz�cym Studni�, Pramatki sta�y si� pot�niejsze, ani�eli by�y niegdy�. I powr�ci�y jako �ywy dow�d dla swych dzieci i dzieci ich dzieci, �e B�g istnieje, �e Studnia istnieje. �e mo�emy osi�gn�� rzeczy wspanialsze ni� dane nam przy narodzinach, je�li tylko Go odnajdziemy. Gdy� je�li rozpoznamy prawd� i uznamy absolutno�� Jego wszechw�adzy i pot�gi, je�li Go odszukamy o nic wi�cej nie pytaj�c, raj stanie si� naszym udzia�em. A jest to, moje dzieci, mo�liwe. Jest mo�liwe odnalezienie Go, je�li tylko si� rozejrzymy. W�a�nie to stanowi nasze zadanie, nasze wsp�lne zadanie a� do chwili, gdy Go odnajdziemy. Bo B�g, moje dzieci, jest po�r�d nas! Unios�a g�os, a zawarty w nim �adunek emocji by� tak autentyczny, tak przekonuj�cy, �e podzia�a� nawet na najwi�kszych cynik�w w�r�d widowni. � Z jakiego� powodu przybra� On wasz� posta�. Mo�e tu teraz by� z nami, siedz�c obok kt�rego� z was, czekaj�c, by kto� Go zagadn��, by kto� Go rozpozna�. Znamy Jego imi�. Musimy jedynie zawo�a�. Nasze Pramatki nazywa�y Go Nathan Brazil! Wiadomo�� ta poruszy�a zgromadzonych i prawie ich przekona�a, lecz dla niekt�rych stanowi�a srogi zaw�d. Dla nich w tym momencie ca�a racjonalno�� przemieni�a si�, w obliczu spornego punktu, w kwesti� wiary. � Czy jeste� tu, Panie? Czy ktokolwiek spo�r�d was jest Nathanem Brazilem? � spyta�a gromkim g�osem. Nikt si� nie odezwa� ani nie uczyni� najmniejszego gestu. Z dwojga z�ego wola�a ju� taki obr�t sprawy, ni� �eby � tak jak to si� ju� nieraz zdarza�o � jacy� przypadkowi dowcipnisie dla zabawy og�aszali sw� �bosko��, psuj�c nastr�j nabo�e�stwa. A co gorsza, od czasu do czasu trafiali si� pomyle�cy, kt�rzy naprawd� wierzyli w t� swoj� bosko��. I cho� Wielebna Kap�anka Jua ca�ym sercem pragn�a odnale�� Boga, to w takich chwilach w g��bi duszy cieszy�a si�, �e z t�umu nie pad�a �adna odpowied�. Po chwili przerwy ci�gn�a dalej. � Nasze Pramatki by�y niegdy� takimi samymi lud�mi jak wy. Lecz dzi�ki �asce Nathana Brazila i przez oddzia�ywanie Studni Dusz sta�y si� kim� innym � Olimpiankami. Jeste�my odporne na wasze choroby i nie mamy w�asnych. Bez przeszk�d mo�emy sta� nago na srogim mrozie i we wrz�cym ukropie. Postrzegamy kolory, kt�rych wy nie widzicie, s�yszymy d�wi�ki, kt�re dla was nie istniej�, za� si�� przewy�szamy dziesi�� zwyczajnych kobiet. Mo�emy oddycha� w atmosferze niemal czystego chloru! Nie przeszkadza nam dwutlenek w�gla! Woda r�wnie� nie jest dla nas problemem. Nawet pr�ni kosmicznej przetrwamy wiele godzin � czerpi�c niezb�dne substancje ze zgromadzonych zapas�w � w temperaturze, kt�ra ka�dego innego ju� dawno zamrozi�aby na ko��. Przyjrzyjcie si� Olimpiance, najprawdziwszemu dziecku Studni, i do��czcie do naszej �wi�tej krucjaty. Po tych s�owach opad� z niej p�aszcz obna�aj�c nagie cia�o, a z ust widowni doby�o si� westchnienie zachwytu. Mierzy�a 160 centymetr�w wzrostu i wygl�da�a na jakie� siedemna�cie lat � najpi�kniejsza siedemnastolatka, jak� kiedykolwiek widziano. Cia�o mia�a wr�cz doskona�e, obdarzone wszystkimi wdzi�kami, w jakie m�czy�ni wyposa�aj� kobiety swych marze�. Niemo�liwo�ci� wydawa�o si� pozosta� zimnym i opanowanym w obliczu takiej doskona�o�ci kszta�t�w. Nikt wi�c � tak m�czy�ni, jak i kobiety, cz�onkowie zgromadzenia i zwykli gapiowie � nie by� w stanie oderwa� od niej wzroku. By�a czym� wi�cej ni� Ew� wyrwan� z ogrod�w Edenu. By�a po prostu niemo�liwa. Nawet jej ruchy by�y doskona�e, zmys�owe i jakie� kocie � wydawa� by si� mog�o, i� tylko Ewa potrafi tak st�pa�. Patrz�c prosto przed siebie, obr�ci�a si� najpierw w lewo, a p�niej w prawo � tak by wszyscy mogli si� jej przyjrze�. Jej d�ugie, opadaj�ce kaskadami kasztanowe w�osy zdawa�y si� dotyka� posadzki. � Obejrzyjcie dow�d prawdziwo�ci naszego przes�ania! � oznajmi�a. Naprawd� posiada�a ko�ski ogon. Lecz w jaki� spos�b doskonale wsp�gra� on z ca�� jej postaci� i sprawia� wra�enie, jakby w�a�nie tam by�o jego miejsce. By� d�ugi, g�sty i jedwabi�cie mi�kki, tak jak opadaj�ce w�osy. Zamacha�a ogonem par� razy, jak gdyby pragn�a rozwia� wszelkie w�tpliwo�ci, cho� nikt z audytorium nie w�tpi� w jego istnienie ani na jot�. � Nie ma innego sposobu, aby nas wyja�ni�, nie ma innej drogi, �eby wyt�umaczy� nasze istnienie poza przyj�ciem prawdy do wiadomo�ci � oznajmi�a. � Wi�c chod�cie! Do��czcie do nas! Szukajcie Boga i odnajd�cie Go, a On podaruje wam Raj! Oto dlaczego tu jeste�my. My Olimpianki pochodzimy od ludzkich przodk�w, lecz jest nas niewiele, zbyt niewiele. Nathan Brazil istnieje! Potwierdzaj� to nawet wasi przodkowie i Konfederacja. Wed�ug ich dokument�w jest najd�u�ej �yj�cym cz�owiekiem. Sami mo�ecie si� o tym przekona�. Do��czcie do nas. Do��czcie do naszej krucjaty! Nauczcie si� Go rozpoznawa�, szuka� Go, a wieczna szcz�liwo�� b�dzie wam dana! Cynicy zaczynali odzyskiwa� trze�wo�� patrzenia, cho� nadal nie byli w stanie oderwa� wzroku od jej niebia�skiej urody. � Opuszcz� was teraz � rzek�a. � Zosta�cie w pokoju i przy��czcie si� do naszej �wi�tej Sprawy � nawo�ywa�a. Akolici stan�li w pogotowiu, chc�c rozpocz�� agitacj�. P�niej ci podatni na wp�ywy i chwiejni duchem, poczuwszy zimny wiatr na twarzach i maj�c do�� czasu do namys�u, zrezygnuj�. Chwytaj, co si� da. � Widzicie stoj�cych tu Akolit�w � do��czcie do nas w t� szczeg�ln� noc! Mo�ecie sobie jedynie wyobrazi� czekaj�ce nagrody! Po tych s�owach znikn�a, pozostawiaj�c tylko p�aszcz jako znak miejsca, w kt�rym jeszcze do niedawna sta�a. Nie odesz�a, nie poruszy�a nawet palcem � po prostu rozp�yn�a si� i przestali j� dostrzega�. Pozosta� jedynie jej g�os. � Teraz, moje dzieci! Teraz! Wszyscy macie moje b�ogos�awie�stwo na t� noc! Ludzie zacz�li si� rusza�. Zrazu jedynie kilku, a p�niej ju� coraz wi�cej. Nawr�ceni, �wie�a krew, szukaj�cy drogi do doskona�o�ci, kt�r� przed chwil� ogl�dali na w�asne oczy. Cz�� wysz�a, jak to si� zwykle zdarza, lecz wi�kszo�� zgromadzonych siedzia�a nadal na miejscach z oczyma utkwionymi w punkcie, gdzie jeszcze przed chwil� sta�a doskona�o��. Ci widzieli ci�gle oczyma duszy osza�amiaj�c� sylwetk� i bali si� poruszy�, by jej nie rozwia�. Reflektor zm�tnia� i po chwili zgas� do reszty. Na moment zapanowa�a ciemno��, a gdy pojawi�a si� Matka Sukra, by wskaza� drog� chc�cym si� przy��czy�, zap�on�y subtelne �wiat�a. Po Wielebnej Kap�ance nie by�o ju� ani �ladu. Jua z boku obserwowa�a t�um i przeszed� j� dreszcz, gdy spostrzeg�a, jak wielu Akolit�w stan�o wok�. Czu�a si� jako� tak podnio�le, jakby dokona�a wielkiego dzie�a. Bywa�y chwile, gdy nachodzi�o j� zw�tpienie. Szczeg�lnie kiedy mimo wszystkich wysi�k�w efekty by�y znikome. Lecz dzi� przepe�nia� j� duch, kt�ry udzieli� si� i innym. To dobrze. Ludzie, w wi�kszo�ci cz�onkowie Zgromadzenia, chodzili wok� w oczach maj�c odnowion� wiar� i zapa�. Kompletnie j� ignorowali, co by�o zrozumia�e, skoro nie mogli jej dostrzec. By� to efekt kolejnej w�a�ciwo�ci Olimpianek � zdolno�ci do wtapiania si� praktycznie w ka�de t�o. To dobry spos�b ucieczki i unikania ludzi. R�ni� si� wszak�e tym od ca�kowitej niewidzialno�ci, �e zawodzi� przy zbyt gwa�townych ruchach. Odczeka�a, a� troch� si� rozlu�ni i ruszy�a po schodach w d� do swego apartamentu. Czu�a si� wyczerpana, jak zwykle po nabo�e�stwie. Identyczne spojrzenia �lepego fanatyzmu wyziera�y z oczu m�odej pary stoj�cej przed odzianym w habit Akolit�. Cz�onek Zgromadzenia, do�wiadczony ju� w post�powaniu w takich przypadkach, przyjrza� im si� uwa�nie. Nie maj� jeszcze dwudziestki, zawyrokowa�. � Pragniecie do��czy� do naszej �wi�tej Sprawy? � spyta� powa�nie. � Tego kroku nie nale�y podejmowa� lekkomy�lnie, cho� jest to pierwszy krok ku zbawieniu. � Och, tak � wyszeptali. � Jeste�my gotowi. � Czy macie rodziny, kt�re ponosz� za was odpowiedzialno��? � zapyta�. By�o to pytanie bardzo wa�ne i oszcz�dza�o p�niej masy k�opot�w. � Jeste�my ma��e�stwem � odpar�a m�oda kobieta. � Mamy niewielk� farm� niedaleko Tabaku. � Pragniecie wst�pi� do Zgromadzenia z w�asnej i nieprzymuszonej woli? � kontynuowa� Akolita. Standardowa procedura. Zadanie by�o jednak nadzwyczaj delikatnej natury, gdy� pytania zadawane niew�a�ciwym tonem mog�y �atwo zepsu� ca�y nastr�j. M�oda para spojrza�a po sobie, a potem zwr�ci�a wzrok z powrotem na Akolit�. � Owszem � zapewnili go r�wnocze�nie. Akolita zna� ten typ ludzi. Drobni farmerzy, z ziemi� otrzyman� w prezencie �lubnym, oboje dzieci farmer�w spogl�daj�cy w przysz�o�� ku pewnemu, lecz nudnemu przeznaczeniu. Teraz dostrzegli spos�b szybkiego wyrwania si� na zewn�trz. � Czy b�dziemy... podr�owa�? � spyta� m�ody m�czyzna. Akolita przytakn��. � Ujrzycie mn�stwo nieznanych miejsc i do�wiadczycie wiele nowego. � Czy... czy ujrzymy j� jeszcze kiedy�? � kobieta niemal westchn�a. Akolita ponownie skin�� g�ow�. � Ona i jej siostry s� w�r�d nas jako nauczycielki i przewodniczki. Para zosta�a natychmiast przyj�ta do Zgromadzenia i przekazana dla dokonania bardziej formalnej procedury. Jej g��wnym celem by�o przelanie ich wiary na kawa�ek papieru wraz z odciskami kciuk�w, na wypadek ewentualnej rozprawy s�dowej. Policja Konfederacyjna oraz inne Ko�cio�y cz�sto przysy�a�y inspektor�w, by si� upewni�, i� przestrzegano wszelkich praw. Mogli przysy�a�. Policjanci szybko si� m�czyli i dawali spok�j. Inspektorzy bywali nierzadko najwierniejszymi neofitami, kt�rzy ju� wcze�niej wyrzekli si� jakiej� wiary. Sam kontrakt nie nale�a� do �atwych. Niemal nikt go jeszcze do ko�ca nie przeczyta�, w��czaj�c w to tych, kt�rzy przychodzili tylko dla hecy, a umieli przecie� czyta�. �aden z Akolit�w nie pami�ta�, by ktokolwiek skorzysta� z propozycji, i� kontrakt zostanie mu odczytany. Protoko�owano oczywi�cie, �e wszystko odby�o si� zgodnie z wymogami, a to z uwagi na ewentualno�� przysz�ego procesu. Kontrakty mog�y bowiem zosta�, przynajmniej w wi�kszo�ci, zakwestionowane przez rodzin� lub przyjaci� z zewn�trz. Nawr�ceni z regu�y przepisywali wszystko, co posiadali, na rzecz Ko�cio�a. W �wietle prawa konfederacyjnego, kontrakt m�g� by�