7414

Szczegóły
Tytuł 7414
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7414 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7414 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7414 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Dave Duncan Zakl�ta wn�ka Cz�owiek ze s�owem tom 01 Prze�o�y� Micha� Jakuszewski Tytu� orygina�u Magic Casement Wersja angielska 1990 Wersja polska 1995 Znowu dla Janet sine qua non Jak ja teraz g�os s�ysz� tw�j na nocnym szlaku, Tak ongi� kr�l i prostak s�ucha� twego pienia: Serce Ruty by� mo�e ten sam trel przenika�, Kiedy smutna w �zach sta�a w�r�d obcego zbo�a I t�skni�c za ojczyzn� patrza�a w jej stron�, Ten sam by� mo�e trel odmyka� Zakl�te wn�ki, okna w gro�nych wirach morza, W�r�d piany, tam - gdzie kraje ba�ni zatracone. KEATS - Oda do s�owika Prze�o�y� Jerzy Pietrkiewicz Rozdzia� I M�ODO�� ODCHODZI 1 Ju� od czas�w znacznie poprzedzaj�cych nadej�cie Bog�w i �miertelnik�w, wielka ska�a Krasnegaru wznosi�a si� po�r�d sztorm�w i lod�w Oceanu Zimowego, nieugi�ta, wieczna. Podczas d�ugich arktycznych nocy l�ni�a s�abo w widmowym blasku zorzy polarnej i w promieniach zimnego, smutnego ksi�yca, a �awice kry skrzypia�y w bezowocnym gniewie wok� jej podstawy. W �wietle letniego s�o�ca jej ��ty, kanciasty kszta�t rysowa� si� na tle l�ni�cej bieli i b��kitu morza niczym olbrzymi plasterek sera po�o�ony na porcelanie przedniej jako�ci. Pory roku przychodzi�y i odchodzi�y, nios�c z sob� zmienn� pogod�, lecz ska�a trwa�a niezmiennie, nie po�wi�caj�c im wi�cej uwagi ni� przelotnym pokoleniom ludzi. Z dw�ch stron opada�a stromo ku falom, usiana w�skimi p�kami, na kt�rych przysiada�y jedynie krzykliwe morskie ptaki, jej trzecia �ciana obni�a�a si� jednak znacznie mniej gwa�townie. Na tej d�ugiej, dzikiej skarpie przycupn�o ma�e miasto, uczepione jej niczym grupka jask�czych gniazd. Ponad skromnym skupiskiem dom�w, na samym szczycie ska�y, wznosi�y si� ku niebu czarne, przypominaj�ce kolce wie�e zamku. Zwyk�y �miertelnik nie zdo�a�by wznie�� owego kamiennego gmachu w kraju tak odleg�ym i w otoczeniu tak dzikim. Zamek zbudowa� przed wieloma stuleciami pot�ny czarodziej Inisso, aby s�u�y� jako pa�ac dla niego oraz dynastii, kt�r� za�o�y�. Nadal w�adali nim jego potomkowie, w nieprzerwanej m�skiej linii... lecz obecny monarcha, dobry kr�l Holindarn, wielbiony przez sw�j lud, mia� tylko jedno dziecko - c�rk� Inosolan. Lato przybywa�o do Krasnegaru p�no. Podczas gdy mieszka�cy kraj�w o �agodniejszym klimacie liczyli ju� swe jagni�ta i kurczaki, znad Oceanu Zimowego wci�� nadci�ga�y okrutne sztormy. Gdy owi szcz�liwi po�udniowcy zbierali ju� siano i jagody, uliczki i zau�ki p�nocy zalega�y jeszcze zaspy. Nawet gdy noc znika�a ju� niemal z bladego arktycznego nieba, wzg�rza na brzegu pozostawa�y brunatne i pos�pne. Ka�dego roku wygl�da�o to tak samo. Ka�dego roku obcy m�g�by utraci� nadziej� i doj�� do wniosku, �e lato w og�le nie nadejdzie. Tubylcy wiedzieli lepiej i czekali na zmian� z cierpliw� rezygnacj�. Za ka�dym razem ich wiara zostawa�a nagrodzona. Znienacka zjawia� si� radosny wietrzyk, kt�ry przegania� z portu lodowe kry; wzg�rza przez jedn� noc zrzuca�y z siebie �nie�ne szuby, zaspy w zau�kach za� kurczy�y si� szybko i zamienia�y w szare kopce skryte w ocienionych zakamarkach. Kilka dni deszczu i �wiat znowu stawa� si� czysty i zielony. Pi�kna pogoda w mgnieniu oka zast�powa�a paskudn� aur�. Jak mawiali miejscowi, wiosn� w Krasnegarze trzeba by�o zobaczy�, �eby w ni� uwierzy�. Teraz w�a�nie nadesz�a. S�oneczne �wiat�o wla�o si� do �rodka przez okna zamku. �odzie rybackie wyp�yn�y na morze. By� odp�yw, wolne od lodu pla�e zaprasza�y do jazdy. Inos zesz�a na �niadanie wcze�nie, poch�oni�ta planowaniem tego, jak sp�dzi dzie�. Wielka komnata by�a niemal ca�kowicie opustosza�a. Jeszcze przed nadej�ciem pi�knej pogody s�udzy kr�lewscy pop�dzili inwentarz grobl� na kontynent. Pozostali z pewno�ci� przebywali teraz na zewn�trz. Byli zaj�ci przy wozach i w porcie; przygotowywali si� do gor�czkowego okresu letnich prac. Nauczyciela Inos, pana Poraganu, szcz�liwie dla niej dr�czy� zwyk�y, wiosenny reumatyzm, zatem on nie powinien zg�asza� �adnych obiekcji. Mog�a pod��y� ku stajniom, gdy tylko co� napr�dce przek�si. Za g��wnym sto�em siedzia�a w samotnym przepychu ciotka Kade. Przez chwil� Inos zastanawia�a si�, czy nie by�oby m�drze wycofa� si� i zje�� co� w kuchni, ciotka ju� j� jednak zauwa�y�a. Inos zbli�y�a si� wi�c do niej, zachowuj�c nale�yt� postaw�, w nadziei, �e kr�lewska gracja zr�wnowa�y mizerno�� szat. - - Dzie� dobry, ciociu - powiedzia�a rado�nie. - Pi�kny poranek, prawda? - - Dzie� dobry, moja droga. - - Wsta�a� wcze�niej ni�... uuuch! - Inos nie zamierza�a wyda� tego ostatniego d�wi�ku, lecz jej mocno napi�te bryczesy ledwie pozwoli�y jej usi���. U�miechn�a si� niepewnie. R�kawy ze�lizn�y si� cicho z jej nadgarstk�w. Ciotka Kade wyd�a wargi. Po ciotkach zawsze mo�na si� by�o spodziewa� dezaprobaty dla kr�lewien zasiadaj�cych do posi�k�w w starych brudnych kostiumach do konnej jazdy. - Wygl�da na to, �e wyros�a� ju� z tego stroju, moja droga. Sama Kade, rzecz jasna, by�a ubrana jak na wesele lub przynajmniej oficjaln� uroczysto��. Ani jeden srebrzysty w�os nie by� na niew�a�ciwym miejscu. Nawet podczas �niadania na jej szyi i palcach po�yskiwa�a bi�uteria. By uczci� przybycie lata, wdzia�a sw�j jasnoniebieski str�j z lnu z drobnymi fa�dkami. Inos st�umi�a nieuprzejm� ch�� powiedzenia, �e Kade wyros�a ju� z jasnoniebieskiego lnu. Kade by�a niska, Kade by�a pulchna i robi�a si� coraz pulchniejsza. Garderoba, kt�r� przywioz�a ze sob� dwa lata temu, przestawa�a ju� by� odpowiednia, wszystkie miejscowe krawcowe by�y za� zap�nione o co najmniej dwa pokolenia, je�li chodzi�o o stroje dla dam z wy�szych sfer. - Och, na teraz wystarczy - odpar�a beztrosko Inos. - Jad� tylko na pla��. Nie mam zamiaru kierowa� parad�. Ciotka Kade dotkn�a warg �nie�nobia�� serwetk�. - - To mi�o, moja droga. Kto pojedzie z tob�? - - Mam nadziej�, �e Kel. Albo Ido... albo Fan... - Rap; rzecz jasna, dawno ju� odjecha� na kontynent. Podobnie jak wielu, wielu innych. - Kel b�dzie pomaga� mnie - Kade zmarszczy�a brwi. - Ido? Chyba nie ta pokoj�wka? Inos by�a za�amana. Nic nie pomo�e napomkniecie o tym, �e Ido znakomicie je�dzi i �e obie by�y ostatnio sze�� czy osiem razy na dworze przy znacznie gorszej pogodzie ni� obecna. - Kto� si� znajdzie. U�miechn�a si� na znak podzi�kowania do starego Noka, gdy ten przyni�s� jej talerz owsianki. - Tak, ale kto? Niebieskie, porcelanowe oczy ciotki Kade przybra�y udr�czony wyraz, jaki zawsze w nich go�ci� podczas podobnych konfrontacji z samowoln� bratanic�. - - Wszyscy s� teraz bardzo zaj�ci. Musz� wiedzie�, kto jedzie z tob�, moja droga. - - Je�d�� bardzo dobrze, ciociu. - - Jestem tego pewna, ale z pewno�ci� nie mo�esz uda� si� na przeja�d�k� bez nale�ytego towarzystwa. To nie by�oby dystyngowane. Ani bezpieczne. Czy wi�c znajdziesz kogo�, kto b�dzie wolny i powiadomisz mnie, zanim odjedziesz? Pow�ci�gaj�c sw�j temperament, Inos skwapliwie zaj�a si� owsiank�. Kade u�miechn�a si� z ulg�. - - Obiecujesz, Inos? Wpad�a! - - Oczywi�cie, ciociu. Ta nadmierna opieku�czo�� by�a upokarzaj�ca! Inos mia�a wi�cej lat ni� Sil�, c�rka kucharza, kt�ra wysz�a ju� za m�� i prawie by�a matk�. - Urz�dzam dzi� rano ma�e spotkanie w moim salonie. Nic oficjalnego, po prostu kilka dam z miasta... herbata i ciastka. By�yby�my rade, gdyby� do nas do��czy�a. W taki dzie� jak dzi�? Herbata, ciastka i t�uste �ony mieszczan? Inos wola�aby ju� raczej czy�ci� stajnie. Katastrofa! Nie by�o nikogo. Wygl�da�o na to, �e nawet najm�odszemu i najbardziej niekompetentnemu z ch�opc�w stajennych wyznaczono wa�ne zadania, kt�rych nie mo�na by�o od�o�y� na p�niej. Gor�czkowa aktywno�� ogarn�a wszystkich, kt�rzy pozostawali jeszcze w zamku. I tak zreszt� by�o ich niewielu. Ch�opcy wyruszyli pomi�dzy wzg�rza lub wyp�yn�li na morze, dziewcz�ta za� pracowa�y na polach lub przy oporz�dzaniu ryb. Nie by�o nikogo. Nikogo z jej sfery! W tym tkwi� problem. Wszyscy koledzy Inos to dzieci s�ug jej ojca, gdy� w Krasnegarze nie by�o �adnej arystokracji poza kr�lem ani nawet pomniejszej szlachty, chyba �eby uzna� za tak� kupc�w i mieszczan. Jej ojciec tak robi�. Ciotka Kade r�wnie�, cho� z niech�ci�. Czy to jednak s�udzy czy szlachta, ch�opc�w w jej wieku odci�ga�a od niej praca, dziewcz�ta za� ma��e�stwo. Nie by�o nikogo, kto mia�by wolny czas, by s�u�y� jako eskorta dla kr�lewny. Perspektywa porywaj�cego galopu po piaskach zacz�a rozwiewa� si� niczym ulotny mira�. Stajnie sprawia�y wra�enie opuszczonych zar�wno przez ludzi, jak i zwierz�ta. Wchodz�c do �rodka, Inos min�a Ido nios�c� na g�owie tob� z praniem. - Szukasz Rapa? - zapyta�a dziewczyna. Nie, Inos nie szuka�a Rapa. Dawno ju� przeni�s� si� on na kontynent razem z innymi i nie mia� wr�ci� przed nadej�ciem zimy. Dlaczego wszyscy uwa�ali, �e to Rapa chcia�a spotka�? Zaduma�a si� przez chwil�, oporz�dzaj�c Pioruna, cho� rumak tego nie potrzebowa�. Przyda�oby mu si� raczej wi�cej ruchu. Odziedziczy�a wierzchowca po matce i gdyby ta �y�a jeszcze, to obie... c�, nie by�o sensu o tym my�le�. Opuszczaj�c stajni� Inos min�a starego stajennego Hononina o pomarszczonej, zniszczonej twarzy. - Dzie� dobry, panienko. Szuka panienka Rapa? Inos prychn�a na znak zaprzeczenia i przesz�a obok niego z zadartym nosem, cho� prychanie nie nale�a�o do kr�lewskich zachowa�. Zapewne to ten spos�b odej�cia mieli na my�li autorzy romans�w, gdy pisali o ��achni�ciu si�. To r�wnie� nie by�oby zbyt kr�lewskie. Inos nie b�dzie mog�a poje�dzi� i ciotka Kade dowie si�, �e jej bratanica wci�� przebywa w pa�acu. Czy wytropi j� wtedy i ska�e na tortur� herbaty i ciastek? Inos z pewn� ulg� dosz�a jednak do wniosku, �e ciotka Kade zapewne �yczy�a sobie jej obecno�ci na przyj�ciu w nie wi�kszym stopniu ni� ona sama. Uwa�a�a zapewne, �e ma obowi�zek podnie�� na wy�szy stopie� poziom edukacji Inos w kwestiach towarzyskich. W tej w�a�nie chwili unieszcz�liwiona kr�lewna znalaz�a si� na wewn�trznym dziedzi�cu zamku i dostrzeg�a jad�cy ku bramie w�z. Obieca�a Kade, �e nie b�dzie je�dzi� konno bez towarzystwa. Nikt jej jednak nie powiedzia�, �e nie mo�e i�� sama do portu... albo chocia� do miasta... a przynajmniej nie m�wiono jej tego ostatnio. Problem stanowi�a stra�. Symboliczny wartownik najpewniej nic nie powie, lecz stary, w�cibski sier�ant Thosolin lubi� przesiadywa� w wartowni przez ca�y dzie�, by przypatrywa� si� wchodz�cym i wychodz�cym. M�g� uzna�, �e ma prawo zadawa� pytania kr�lewnie Inosolan. Nawet gdyby go nie mia�, zapewne i tak by go to nie powstrzyma�o. Pogna�a po bruku w stron� wozu, po czym przemaszerowa�a od niechcenia przez bram�, ukryta za nim. W�z przetoczy� si� tamt�dy ze stukotem i brz�kiem. Pomi�dzy wysokim tylnym ko�em a �liskimi, czarnymi kamieniami pozosta�o miejsce akurat wystarczaj�ce dla jednej szczup�ej kr�lewny. Ha�as ni�s� si� w tej w�skiej przestrzeni zdumiewaj�cym echem. W�z os�ania� Inos przed spojrzeniami z wartowni. Kr�lewna przesz�a obok stra�nika nie zaszczycaj�c go nawet spojrzeniem. W chwil� p�niej by�a ju� na zewn�trznym podw�rzu zamku. Czu�a si� jak zbieg�a z klatki fretka. Je�li kr�l m�g� bez ryzyka spacerowa� samotnie po mie�cie, to jego c�rce r�wnie� wypada�o to robi�, prawda? Inos nie zada�a tego pytania na g�os, wi�c nie otrzyma�a na nie odpowiedzi. Nic jej nie grozi�o. Jej ojciec by� lubianym monarch�, a Krasnegar to praworz�dne miasto. S�ysza�a opowie�ci o wielkich metropoliach, w kt�rych to, co w�a�nie robi�a mog�oby by� g�upot�, mia�a jednak pewno��, �e w Krasnegarze nie stanie si� jej nic z�ego. Ciotka Kade mog�a wyrazi� obiekcje, gdy� wychodzenie bez towarzystwa nie by�o dystyngowne, Inos jednak nie widzia�a powodu, dla kt�rego w niezale�nym kr�lestwie jej ojca koniecznie musia�y obowi�zywa� zwyczaje Imperium. Jedyna droga dost�pna dla woz�w prowadzi�a zygzakiem w d� wzg�rza, Inos jednak wola�a w�skie schody i zau�ki. Niekt�re z nich by�y od g�ry otwarte, inne pokrywa� dach. Niekt�re by�y jasne i s�oneczne, inne mroczne, a jeszcze inne cz�ciowo o�wietlone dzi�ki �wiat�u s�cz�cemu si� przez okna. Wszystkie - strome i kr�te, a tego pi�knego dnia tak�e zat�oczone. Inos rozpoznawano cz�sto. Spotyka�a si� z u�miechami i salutami. Na jej widok marszczono brwi. Na wszystko to odpowiada�a nieznacznym, �mia�ym, kr�lewskim skinieniem g�owy, tak jak czyni� to ojciec. By�a ju� prawie doros�a. Musieli si� liczy� z tym, �e w przysz�o�ci b�d� j� ogl�da� cz�sto. Niemniej jednak, gdy gna�a w d� przez znajduj�ce si� na stromym urwisku miasteczko, nie widzia�a nikogo ciekawego, a jedynie tragarzy o pot�nych barkach i matrony o szerokich biodrach, chwiej�ce si� na nogach starowinki oraz dzieciaki o lepi�cych si� ustach. Latem w Krasnegarze pozostawa�y wy��cznie same nudne typy. Od czasu do czasu dostrzega�a na dole pokryte dach�wk� dachy oraz znajduj�cy si� jeszcze ni�ej port. Przyby�y ju� dwa statki, pierwsze tego lata. Tam w�a�nie kierowa�a si� Inos. Najwcze�niejsi przybysze zawsze wywo�ywali w Krasnegarze niepok�j, gdy� niekiedy przynosili ze sob� chorob�, kt�ra czyni�a w mie�cie prawdziwe spustoszenie. Nie up�yn�y jeszcze dwa lata od chwili, gdy jedna z takich epidemii zabra�a kr�low�. Port jednak by� miejscem, w kt�rym dzia�y si� ciekawe rzeczy. Miejscowi rybacy i wielorybnicy pracowali tam z przyby�ymi na handel go��mi - kr�pymi i dwornymi kapitanami statk�w z Imperium oraz z�owieszczo wygl�daj�cymi jotnarami z Nordlandu o w�osach barwy s�omy. Ci wysocy m�czy�ni o lodowato niebieskich oczach potrafili sprawi�, �e po ramionach Inos przebiega� dreszcz. Mog�a nawet spotka� kilku z�owrogich goblin�w z lasu, ka�dego na czele grupy �on objuczonych pakunkami futer. Nagle Inos zatrzyma�a si� jak wryta w po�owie szerokich, o�wietlonych s�o�cem schod�w. Teraz sta�y na nich dwie kobiety pogr��one w konwersacji. Jedn� z nich by�a matka Unonini, pa�acowa kapelanka. Mia�y chyba w�a�nie zamiar zako�czy� pogaw�dk�. Gdyby matka Unonini spojrza�a w g�r� i zobaczy�a Inos bez towarzystwa, z pewno�ci� zada�aby jej kilka niewygodnych pyta�. Obok kr�lewny otworzy�y si� drzwi, z kt�rych wychyn�a kobieta z paczk� pod pach�. Inos u�miechn�a si� do niej, pchn�a drzwi i wesz�a do �rodka. Zamkn�a je mocno za sob� z brz�kiem srebrnego dzwoneczka. �ciany ma�ej izby pokrywa�y p�ki ze zwojami tkaniny. Pot�n� niewiast� stoj�c� w �rodku okaza�a si� pani Meolorne. Podnios�a wzrok, zawaha�a si�, a potem dygn�a. Inos, kt�rej to raczej pochlebi�o, odwzajemni�a �w gest. Przysz�a po zakupy. To jak najbardziej dystyngowane zaj�cie, kt�remu nikt, nawet ciotka Kade, nie m�g�by mie� nic do zarzucenia. - Wasza Wysoko�� jest jedyn� dam� w Krasnegarze, kt�ra mog�aby to za�o�y�. - Tak? Chcia�am powiedzie�, czemu pani tak s�dzi? Pani Meolorne rozpromieni�a si� i wyd�a r�owe policzki. - Ze wzgl�du na ziele�, Wasza Wysoko��. Ten kolor znakomicie pasuje do pani oczu. One s� wyj�tkowe, nadzwyczajne! Mo�na powiedzie�, �e stanowi� klucz do pani urody. My�l�, �e to jedyne prawdziwie zielone oczy w ca�ym kr�lestwie. Urody? Inos spojrza�a w lustro. Jej posta� otula� cudowny, fa�dzisty, zielono- z�oty jedwab. No pewnie, �e mia�a zielone oczy. Gdy si� jednak nad tym zastanowi�a - kt� jeszcze mia� takie? - Impowie*[Przyp. t�um. Poszczeg�lne rasy w powie�ci nosz� nazwy mitycznych istot. Imp znaczy po angielsku �chochlik� lub �diablik�, ze wzgl�du jednak na skojarzenie z Imperium i imperatorem konieczne by�o zachowanie oryginalnej formy (przyp. t�um.).] - tacy jak ja - maj� ciemnobr�zowe oczy - ci�gn�a Meolorne - a jotnarowie niebieskie. U wszystkich poza pani� s� albo takie, albo takie. Rap mia� szare, nie mo�na jednak by�o oczekiwa� od Meolorne, by zna�a ma�o wa�nego pacho�ka z pa�acu. Wszyscy pozostali byli albo jotnarami, albo impami. Impowie mieli ciemne w�osy i byli niscy, jotnarowie za� byli wysocy i jasnow�osi. Latem jotnarowie robili si� czerwoni i ob�azi�a z nich sk�ra. Impowie zim� cz�sto chorowali. - Nie jestem ani jednym, ani drugim, prawda? Prosz� pani, chyba nigdy dot�d nie przysz�o mi to do g�owy! Ojciec Inos mia� br�zowe w�osy... i br�zowe oczy. Ja�niejsze ni� u wi�kszo�ci Krasnegarczyk�w, uzna�a. - Jest pani dyplomatycznym kompromisem, Wasza Wysoko��, je�li mo�na tak powiedzie�. Pani ojciec kr�l w�ada tu, w Krasnegarze, zar�wno impami, jak i jotnarami. Post�powa�by niew�a�ciwie, gdyby kt�rych� wyr�nia�. Inos mia�a ju� zamiar zapyta�, czy to znaczy, �e jest miesza�cem, uzna�a jednak, �e lepiej tego nie robi�. Rzecz jasna kr�lowie Krasnegaru nie mogli zachowa� czystej krwi. Przez pokolenia odpierali zakusy zaborczych s�siad�w, bior�c sobie �ony to z jednego, to z drugiego ludu. W impijsko-jotu�skim ma��e�stwie cechy obu ras nie miesza�y si� na og� ze sob�, a dzieci przypomina�y jedno b�d� drugie z rodzic�w, lecz tak wielka liczba krzy��wek w kr�lewskiej dynastii da�a wreszcie w osobie Inos prawdziw� mieszank�. B�dzie musia�a zapami�ta�, �eby zapyta� o to ojca. �e te� nigdy dot�d tego nie zauwa�y�a! Nie by�a wysoka ani niska. Jej w�osy nie mia�y koloru s�omy, jak u jotnar�w, lecz g��bok�, ciemnoz�ot� barw�. Latem nie z�azi�a z niej sk�ra. W gruncie rzeczy opala�a si� na pi�kny, br�zowy kolor. Z pewno�ci� te� nie marnia�a w ci�gu d�ugich nocy w spos�b typowy dla imp�w. By�a prawdziw� Krasnegark�, i to jedyn�. - Br�z pasuje do pani cery, z�oto do w�os�w, a ziele� do oczu - szepn�a pani Meolorne. - Bogowie przeznaczyli t� tkanin� specjalnie dla pani. Inos ponownie spojrza�a na cudown� materi�, kt�ra j� spowija�a. Nigdy dot�d nie mia�a na w�asno�� czego� takiego. Nie wiedzia�a nawet, �e podobne tkaniny istniej�. C� za sukni� mo�na by z niej uszy�! Z�ote smoki na zielonych polach w�r�d opad�ych li�ci... Gdy tylko si� ruszy�a, smoki migota�y, jak gdyby mia�y zamiar wzbi� si� do lotu. Ciotka Kade wpadnie w ekstaz�, gdy to zobaczy. B�dzie te� zachwycona, �e Inos wreszcie zainteresowa�a si� strojami. Ojciec r�wnie� nie powinien mie� nic przeciwko temu, gdy� kr�lewna z pewno�ci� wkr�tce b�dzie musia�a zacz�� spe�nia� sw� rol� podczas oficjalnych uroczysto�ci, jako �e zbli�a�a si� do pe�noletno�ci. Poprosi ciotk� Kade o rad� w sprawie modelu. - To najpi�kniejsza rzecz, jak� w �yciu widzia�am - oznajmi�a stanowczo Inos. - Bezwzgl�dnie musz� j� mie�. Ile kosztuje? Nikt nigdy nie sugerowa�, �e pani Meolorne mog�aby by� czarodziejk�, ta my�l przysz�a jednak Inos do g�owy, gdy dziewczyna wspina�a si�, dysz�c, w g�r� ostatnim zau�kiem wiod�cym do zamku. Trzy i p� imperia�a w z�ocie? Jak mog�a pozwoli� tak si� zaczarowa�, �eby zap�aci� a� tyle za zwyk�y kawa�ek jedwabiu? Ciotka Kade dostanie histerii. Nie mo�na pozwoli�, by si� o tym dowiedzia�a. Najlepszym posuni�ciem dla Inos by�oby z pewno�ci� uda� si� natychmiast do ojca i wyja�ni�, �e zaoszcz�dzi�a mu k�opotu wybrania dla niej prezentu na urodziny. Co prawda do jej urodzin zosta�o jeszcze troch� czasu. Ale te� ojciec nigdy nie podarowa� jej niczego, co by�oby warte trzy i p� imperia�a w z�ocie. Inos jednak dorasta�a i potrzebne jej teraz by�y takie drobne luksusy. Z pewno�ci� zrozumie to, gdy zobaczy sam jedwab i gdy Inos wyt�umaczy mu dlaczego go wybra�a i dlaczego jest tak odpowiedni. B�dzie zadowolony, �e jego c�rka zaczyna okazywa� wi�cej zainteresowania odpowiednimi dla dam sprawami... prawda, �e b�dzie? Mia�a troch� w�asnej bi�uterii. By� mo�e uda si� jej j� sprzeda�, je�li zdo�a wy�lizn�� si� do miasta po raz drugi. Mog�aby w ten spos�b zdoby� p� imperia�a. Proste �trzy� brzmia�oby dla ucha zawsze przyjemniej. Ojciec zrozumie, rzecz jasna, �e jedyn� alternatyw� dla jego najdro�szej c�rki by�oby pope�nienie samob�jstwa poprzez skok z najwy�szych blank�w zamku. By� mo�e mog�aby �y� bez tego jedwabiu - posun�a si� a� tak daleko - lecz z pewno�ci� nie znios�aby wstydu, jakim by si� okry�a, gdyby musia�a go zwr�ci�. Dlatego ojciec pogratuluje jej dobrego smaku i dopilnuje, by pieni�dze przes�ano, zgodnie z jej obietnic�. Prawda, �e tak zrobi? Dotar�a do ko�ca uliczki i zatrzyma�a si�, by zaczerpn�� powietrza, a tak�e, by zbada� sytuacj� na placu. Do zamku prowadzi�a tylko jedna brama i wychodzi�a ona na ten pokryty brukiem zewn�trzny dziedziniec. Nigdzie nie by�o teraz wida� wozu, za kt�rym mog�aby si� skry�. Na dziedzi�cu spacerowa�o kilku przechodni�w. Letnie s�o�ce sta�o wystarczaj�co wysoko, by u�miecha� si� nad staro�ytnymi kamiennymi murami oraz dodawa� krasy go��biom, kt�re st�pa�y dumnie po dziedzi�cu mi�dzy ko�skimi odchodami. Resztki zimowego �niegu ko�czy�y sw�j �ywot w zakamarkach placu. Przy bramie sta� zbrojny, r�wnie sztywny jak jego pika. Dwa sparszywia�e psy w�szy�y bez celu w jego pobli�u. Wewn�trz wielkiego �uku wej�cia stary, w�cibski Thosolin z pewno�ci� czai� si� w swej wartowni. To nie jego interes - postanowi�a stanowczo. - Bez wzgl�du na to, czy mia� prawo zabroni� jej wyj��, nie m�g� jej zakaza� wej�� do �rodka. Nie rozpozna�a stoj�cego jak tyka zbrojnego; wygl�da�o, �e traktowa� on swe zaj�cie z niecodzienn� powag�, a to znaczy�o, �e nie b�dzie si� wtr�ca�. Inos rozprostowa�a ramiona, poprawi�a trzymany pod pach� jedwab i ruszy�a przed siebie. Mia�a wszelkie prawo p�j�� sama do miasta i je�li postanowi�a to zrobi� w starych, wy�wiechtanych bryczesach oraz sk�rzanym kubraku, kt�ry wygl�da�, jakby wyrzuci� go jeden ze stajennych Inissa, to, c�, Thosolinowi z pewno�ci� nic do tego. Zastanawia�a si�, kim jest stra�nik przy bramie. To musia� by� kto� nowy. Dopiero, gdy niemal dotar�a do �uku... - Rap! Wystraszony omal nie upu�ci� piki. Nast�pnie stan�� na baczno�� jeszcze sztywniej z uporem patrzy� przed siebie. Inosolan naje�y�a si� gniewnie. Jego sto�kowaty he�m by� zbyt ma�y. Wygl�da� jak nadmiernie du�e jajo spoczywaj�ce w gnie�dzie z rozczochranych, br�zowych w�os�w ch�opca. Jego kolczuga by�a zardzewia�a i o wiele za du�a. Nie wyr�niaj�ca si� zbytni� urod� twarz ch�opca zmieni�a barw� z br�zowej na r�ow�. Zaczyna�y si� na niej pokazywa� piegi. - - Co, u licha, tutaj robisz? - zapyta�a. - My�la�am, �e jeste� na kontynencie. - - Wr�ci�em tylko na par� dni - mrukn�� i popatrzy� ostrzegawczo w kierunku drzwi wartowni. - - No wi�c, czemu mi o tym nie powiedzia�e�? - opar�a r�ce na biodrach i przyjrza�a mu si� ze z�o�ci�. - Wygl�dasz niedorzecznie! Dlaczego masz na sobie taki str�j? I co tutaj robisz? Dlaczego nie jeste� w stajniach? Budy� - tak przezywano Rapa w ich bandzie, gdy byli dzie�mi. Wtedy mia� jeszcze bardzo ma�y i p�aski nos (a i teraz nie by� on wydatniejszy). Jego twarz to by�a przede wszystkim broda, usta oraz wielkie, szare oczy. - Prosz� ci�, Inos - szepn��. - Jestem na s�u�bie. Nie powinieniem z tob� rozmawia�. Potrz�sn�a g�ow�. - - Doprawdy? Pom�wi� o tym z sier�antem Thosolinem. Rap nigdy nie potrafi� rozpozna� blefu. - - Nie! Rzuci� jeszcze przera�one spojrzenie w kierunku wartowni. Nawet przez ten kr�tki czas, gdy by� nieobecny ur�s� nieco, chyba �e to te g�upie buty podwy�sza�y go. By� teraz od niej wyra�nie wy�szy, zbroja za� sprawia�a, �e wydawa� si� te� szerszy w ramionach i pot�niejszy. By� mo�e wcale nie wygl�da� tak fatalnie, jak si� jej na pierwszy rzut oka zdawa�o. Nie zamierza�a mu jednak tego powiedzie�. - - Wyt�umacz si�! - przeszy�a go spojrzeniem pe�nym w�ciek�o�ci. - - Par� klaczy musia�o wr�ci� do stajni - stara� si� nie porusza� wargami i spogl�da� poprzez Inos, jakby by�a przezroczysta - wi�c je przyprowadzi�em. Wracam razem z wozami. Stary Hononin nie mia� dla mnie nic do roboty, skoro wszystkie pozosta�e konie s� na l�dzie. - - Ha! - powiedzia�a triumfalnym tonem. - No wi�c, nadal nie robisz nic szczeg�lnego. Po obiedzie p�jdziesz ze mn� poje�dzi� konno. Porozmawiam o tym z sier�antem. Na jego twrzy pojawi� si� gniew pomieszany z uporem. Rap zmarszczy� sw�j szeroki nos, a� Inos zacz�a si� obawia�, �e piegi pospadaj� z jego twarzy. - - Nie wa� si�! - - Nie m�w tak do mnie! - - W og�le nie b�d� ju� z tob� rozmawia�! Przez chwil� spogl�dali na siebie gro�nie. Rap zbrojnym? Inos przypomnia�a sobie teraz, �e zdradzi� kiedy� jak�� g�upi� ambicj�, by zabawia� si� mieczem. To by� idiotyczny pomys�. Potrafi� znakomicie obchodzi� si� z ko�mi. - - Jak ci si� wydaje, jaki jest po�ytek z tego, �e stoisz tutaj z t� g�upi� pik�? - - Strzeg� pa�acu! Inos parskn�a, zanim zd��y�a sobie przypomnie�, �e nie jest to kr�lewskie zachowanie. - Przed kim? Smokami? Czarodziejami? Legionami Imperium? Z przyjemno�ci� dostrzega�a, �e Rap robi si� ju� okropnie z�y. Bardzo si� jednak stara�, by odpowiedzie� jej uprzejmie. - Wzywam nieznajomych do zatrzymania si�. Co za g�upota! Inos powstrzyma�a si� przed kolejnym parskni�ciem. W tej w�a�nie chwili, jakby zes�ali go Bogowie, pojawi� si� nieznajomy, kt�ry posuwa� si� spokojnie przez dziedziniec w stron� bramy. - - �wietnie! - stwierdzi�a Inos. - Wezwij tego. Rap przygryz� warg�. - - Nie wygl�da na bardzo gro�nego. - - Wezwij! Chc� zobaczy�, jak to si� robi. Zacisn�� gniewnie pot�ne szcz�ki. - - W takim razie si� cofnij! Gdy nieznajomy zbli�y� si�, Rap obni�y� pik� do pozycji poziomej, wystawi� lew� stop� naprz�d i zawo�a� g�o�no. - Kto idzie, wrzyjaciel czy pr�g? M�ody m�czyzna zatrzyma� si� i uni�s� brwi, zastanawiaj�c si� nad tym pytaniem. - Jeste� w tym nowy, prawda? - odezwa� si� mi�ym tenorem. Rap zrobi� si� bardzo czerwony. Milcza�. Czeka� na odpowied�. Inos st�umi�a chichot, jednak Rap nie m�g� nie zauwa�y� jej rozbawienia. - No wi�c, nie jestem progiem. - Nieznajomy, cho� jeszcze m�ody, szczup�y i niezbyt wysoki, by� niew�tpliwie jasnow�osym jotunnem. Mia� na sobie br�zowy we�niany p�aszcz ze z�o�onym kapturem, sk�rzany kubrak i do�� lu�ne br�zowe rajtuzy. Inos uzna�a, �e wszystko to jest na niego za du�e, przez co str�j wygl�da� na bardziej niechlujny ni� by�o w rzeczywisto�ci. Mia� �wie�� twarz i cia�o wyszorowane do czysta - co w Krasnegarze by�o czym� godnym uwagi - a w jego bia�oz�otych w�osach po�yskiwa�o s�o�ce. - - Na pewno nie jestem progiem - powt�rzy�. - Jestem w�drownym minstrelem, mo�na wi�c uzna� mnie za wrzyjaciela. Tak, z pewno�ci� jestem wrzyjacielem. - - Jak ma pan na imi�, minstrelu? - zapyta� Rap ochryp�ym g�osem. - - Jalon - nieznajomy skupi� ju� sw� uwag� na Inos. Pok�oni� si�. - A t� osob� znam. Pokorny s�uga Waszej Wysoko�ci. Mia� wielkie niebieskie oczy o marzycielskim wyrazie, kt�ry wyda� si� Inos nader atrakcyjny. Pod wp�ywem impulsu wyci�gn�a ku niemu r�k�. Uj�� j� w swe d�ugie palce minstrela i uca�owa�. - Widzia�em ci�, gdy by�a� bardzo ma�a, Wasza Wysoko�� - mia� czaruj�cy u�miech. - Zrozumia�em wtedy, �e kt�rego� dnia zadziwisz �wiat sw� urod�. Widz� jednak, �e rzeczywisto�� przesz�a naj�mielsze oczekiwania. By� to bardzo mi�y m�odzieniec. - - Je�li jest pan minstrelem, to dlaczego nie ma pan harfy? - Rap wci�� trzyma� sw� pik� opuszczon� do pozycji poziomej. - - Jak dawno temu mnie pan widzia�? - zapyta�a Inos. Nie m�g� by� zbyt du�o starszy od niej. Nie przypomina�a sobie �adnego minstrela w tak m�odym wieku. By� mo�e by� wtedy uczniem towarzysz�cym swemu mistrzowi. U�miechn�� si� do niej wymijaj�co i zwr�ci� w stron� Rapa. - Harfy s� ci�kie. Wyci�gn�� z kieszeni flet i wzi�� wysoki ton. - - Czy r�wnie� �piewa pan? - Rap wci�� by� podejrzliwy. - - Nie jednocze�nie - odpar� z powag� Jalon. Tym razem Inos zachichota�a otwarcie. Rap przeszy� j� z�ym spojrzeniem. Jalon nie wydawa� si� zbytnio zaniepokojony pik�. - Gram te� na harfie, a na obramowaniu kominka sta�a tu kiedy� bardzo dobra. S�dz�, �e b�d� m�g� znowu z niej skorzysta�. Z pewno�ci� nie by� sk�onny przejmowa� si� zanadto czymkolwiek, a na obramowaniu kominka z ca�� pewno�ci� sta�a harfa. - Prosz� zaczeka� tutaj! Rap opar� sobie do�� niezgrabnie pik� o rami� i obr�ci� si� wko�o tupi�c nogami. Najwyra�niej zamierza� si� uda� w kierunku wartowni. Nie wolno by�o do tego dopu�ci�! Inos nie chcia�a, by sier�ant Thosolin, a by� mo�e r�wnie� inni, wyszli na zewn�trz i zobaczyli, �e wraca do domu z samotnej wyprawy, d�wigaj�c zakupy. - Rap? Czy powiniene� tak odej�� i pozostawi� mnie bez opieki z tym niebezpiecznym nieznajomym? Rap zatrzyma� si� i odwr�ci�. - A zamek! - zawo�a�a. - Co, je�li zjawi si� troll albo gryf i nie b�dzie nas mia� kto strzec? - W takim razie chod� ze mn�! By� ju� nie�le rozjuszony. - Nie! - odpar�a Inos. - S�dz�, �e powiniene� zaprowadzi� pana Jalona do wartowni, je�li uwa�asz, �e jest niebezpieczny. Z rado�ci� witam pana w domu mojego ojca, minstrelu. Zabrzmia�o to bardzo wdzi�cznie i po kr�lewsku. Nieznajomy u�miechn�� si� i pok�oni� po raz kolejny. Pow�drowa� w stron� wartowni w towarzystwie Rapa. Inos zwleka�a jeszcze przez chwil�, po czym prze�lizn�a si� przez bram�, przez nikogo nie zauwa�ona. Tak, jak w przypadku ca�ego miasta, wysoko�� zamku znacznie przerasta�a jego pozosta�e wymiary. Gnaj�c po nie ko�cz�cych si� schodach do swej komnaty, Inos wkr�tce zn�w zacz�a dysze�. W po�owie drogi spotka�a seneszala, starego Kondorala, kt�ry schodzi� ostro�nie w d� po wyj�tkowo ciemnej klatce schodowej. By� to niski, przygarbiony, bia�ow�osy m�czyzna o szarej, wysuszonej sk�rze oraz oczach tak zaropia�ych, �e Inos nie lubi�a w nie spogl�da�... stanowi� jednak ca�kiem sympatyczny zabytek, o ile nie zanudza� rozm�wcy na �mier�. Pami�� o niedawnych wydarzeniach nie by�a jego mocn� stron�. Powtarza� w k�ko te same historie. Odleg�� przesz�o�� pami�ta� jednak ca�kiem dobrze. - Dzie� dobry panu, panie Kondoralu - powiedzia�a, zatrzymuj�c si�. Spogl�da� przez chwil� w d� na ni�, trzymaj�c si� por�czy. - I pani, Wasza Wysoko��. W jego g�osie brzmia�o zaskoczenie, jak gdyby spodziewa� si� ujrze� kogo� znacznie m�odszego. - Czy zna pan minstrela o imieniu Jalon? Inos wci�� dr�czy� fakt, �e nie mog�a sobie przypomnie� tego uprzejmego, m�odego m�czyzny. Do po�o�onego na odludziu Krasnegaru minstrele przybywali do�� rzadko. - - Jalon? - Kondoral zmarszczy� brwi i poci�gn�� si� za warg�. - No wi�c, znam, moja pani! To bardzo dobry trubadur - staruszek rozpromieni� si�. - Czy przyby� do nas znowu? - - Tak - odpar�a podenerwowana. - Nie pami�tam go. - - Och, to nic dziwnego - stary potrz�sn�� g�ow�. - Ojej, pewnie �e nie. To ju� tyle lat! Ale to dobra wie��. Us�yszymy pi�kny �piew w wykonaniu pana Jalona, je�li jego g�os nie utraci� swej barwy. Pami�tam, jak doprowadzi� nas wszystkich do �ez, kiedy �piewa� pie�� Dziewica i smok... - - Nie wygl�da na bardzo starego - przerwa�a mu szybko Inos. - Nie jest wiele starszy ode mnie. Kondoral potrz�sn�� g�ow� po raz drugi z wyrazem pow�tpiewania na twarzy. - Pami�tam, �e opowiadano o nim, gdy sam by�em m�ody, moja pani. W takim razie to na pewno jego syn albo wnuk? - By� mo�e! - odpar�a i oddali�a si� po�piesznie, zanim staruszek zacz�� wspomina� przesz�o��. Pokona�a jeszcze kilka kondygnacji i dotar�a do swej letniej komnaty, kt�ra znajdowa�a si� na szczycie jednej z ni�szych wie�. Przej�a j� na w�asno�� w zesz�ym roku i by�a ni� zachwycona, cho� pomieszczenie by�o o wiele za zimne i nie mog�o jej s�u�y� podczas mroz�w. Komnata by�a okr�g�a i jasna, a jej �ciany tak niskie, �e wysoki, sto�kowaty sufit opuszcza� si� niemal do pod�ogi. Znajdowa�y si� tam cztery ostro�ukowe okna mansardowe, z kt�rych Inos mog�a spogl�da� w d� na ca�y Krasnegar. Po�o�y�a sw� drogocenn� paczk� z jedwabiem na ��ku, po czym zacz�a �ci�ga� z siebie str�j do jazdy konnej, rzucaj�c go na dywan. Na p�nocy rozci�ga� si� Ocean Zimowy, kt�ry po�yskiwa� teraz niebiesko, pieszczony letnim s�o�cem. Fale przelewa�y si� leniwie ponad rafami, niemal w og�le nie ukazuj�c bieli. Unosi�y si� nad nimi morskie ptaki. Na zachodzie widoczne by�y wie�e i dziedzi�ce zamku, jego dachy i tarasy - labirynt czarnych mur�w. Spogl�daj�c na po�udnie, Inos widzia�a miasto, kt�re opada�o ostro ku portowi. Za nim rozci�ga�a si� pla�a, a potem wzg�rza, zaokr�glone i poro�ni�te traw�. Z pewno�ci� stanowi�y one cz�� posiad�o�ci jej ojca. Ro�ci� on sobie r�wnie� prawa do rozci�gaj�cych si� za horyzontem torfowisk, te jednak Inos widywa�a jedynie przy rzadkich okazjach, gdy towarzyszy�a rodzicom na polowaniu. Rozebrawszy si� do bielizny, kr�lewna chwyci�a jedwab i spr�bowa�a owin�� go wok� swej postaci, tak jak zrobi�a to pani Meolorne. Nie wysz�o jej to zbyt dobrze, lecz mimo to by�o na co popatrze�. Nigdy dot�d nie widzia�a podobnej tkaniny. Nie wiedzia�a, �e nitki mog� by� tak cienkie, tak mi�kkie i tak kunsztownie utkane ani te� tego, �e za pomoc� krosna mo�na wykonywa� takie obrazy. Z�oto, ziele� i br�z - w jej komnacie kolory l�ni�y jeszcze jaskrawiej ni� w obskurnym sklepiku. I materia�u by�o tak du�o! Spr�bowa�a u�o�y� tren i omal si� nie przewr�ci�a, co sprawi�o, �e z�ote smoki zacz�y si� wi� na tkaninie. Meolorne powiedzia�a, �e musia�a ona pochodzi� z odleg�ego Guwushu, po�o�onego u brzeg�w Morza Wiosennego. By�a to tutaj wielka rzadko��. Kupi�a materia� wiele lat temu od jotu�skiego marynarza, kt�ry zapewne zrabowa� go podczas drobnego aktu piractwa. Albo te� przywieziono go wielkimi szlakami handlowymi i zosta� skradziony w czasie pl�drowania jakiego� miasta. By� jednak stary, nadzwyczaj wspania�y i w oczywisty spos�b przeznaczony do tego, by podkre�li� urod� kr�lewny Inosolan z Krasnegaru. Trzy i p� imperia�a! Westchn�a do lustra. B�dzie musia�a wyt�umaczy� to ojcu. Jedyn� mo�liw� alternatyw� stanowi�o samob�jstwo. Dlaczego jednak obieca�a, �e pieni�dze zostan� przes�ane ju� dzisiaj? Powinna by�a zostawi� sobie wi�cej czasu na strategiczne rozegranie sprawy. Z drugiej strony sukni� uszyt� z tego cuda b�dzie mo�na zak�ada� jedynie na szczeg�lne okazje, wytrzyma wi�c ona lata. Inos przesta�a ju� rosn��, dzi�ki czemu nie stanie si� ona dla niej za ma�a. Musia�a si� jeszcze poprawi� w kilku miejscach - a przynajmniej mia�a nadziej�, �e tak si� stanie - ale temu b�dzie mo�na zaradzi� za pomoc� odrobiny dyskretnej wy�ci�ki, kt�r� si� usunie, gdy przestanie ju� by� potrzebna. Zastanowi�a si�, na ile wy�ci�ki pozwoli ciotka Kade. C�, stanie przed lustrem nic jej nie pomo�e. Musi porozmawia� z ojcem. Zacz�a ponownie zwija� jedwab, zastanawiaj�c si�, co te� za�o�y� na t� rozmow�. Najlepiej jej niegustowny, br�zowy samodzia�, wyra�nie ju� na ni� za ma�y. Powinien �wietnie spe�ni� zadanie. Odnalezienie ojca zaj�o Inos troch� czasu, wreszcie jednak poinformowano j�, �e przebywa on w kr�lewskiej sypialni, co o tej porze dnia by�o zdumiewaj�c� wiadomo�ci�. Oznacza�o to r�wnie�, �e musi pokona� wi�cej schod�w, to samo jednak odnosi�o si� do ka�dego miejsca w Krasnegarze. Kr�lewska komnata mie�ci�a si� na szczycie wielkiej wie�y, znanej jako Wie�a Inissa. Inos posuwa�a si� w g�r� po spiralnych schodach biegn�cych wewn�trz jej mur�w. By�o tam zdecydowanie za du�o pi�ter - sala tronowa, sala audiencyjna, garderoba, przedpok�j... gdy zatrzyma�a si� w saloniku, by z�apa� oddech, zastanowi�a si� - i to nie po raz pierwszy - dlaczego, w imi� wszystkich Bog�w, jej ojciec nie przeni�s� si� do jakiego� wygodniejszego miejsca. Salonik by� jednak jej ulubion� komnat�. Gdy ciotka Kade wr�ci�a dwa lata temu z Kinvale, przywioz�a ze sob� tyle mebli, �e mo�na by�o nimi wype�ni� ca�y pok�j. Nie by�y to zagracaj�ce wi�kszo�� pa�acu ci�kie antyki, lecz nadzwyczaj eleganckie, poz�acane meble z palisandru, o niewiarygodnie smuk�ych nogach. Na ich poduszkach wyhaftowano r�e i motyle, wszystkie za� drewniane elementy by�y politurowane. W ca�ym Krasnegarze nie znalaz�oby si� pomieszczenia urz�dzonego z wi�ksz� elegancj�. Nawet dywany by�y tu dzie�ami sztuki. Cho� Inos nigdy nie okaza�aby si� tak nielojalna wobec wspomnienia matki, by przyzna� si� do tego na g�os, zachwycy� j� spos�b, w jaki ciotka Kade urz�dzi�a na nowo salonik. Odzyskawszy si�y na tyle, by ruszy� w dalsz� drog�, przesz�a przez owo pomieszczenie i uda�a si� do g�ry po kolejnych schodach, pozostawiaj�c za sob� komnat�, kt�r� teraz nazywano ubieralni�, lecz kt�ra jeszcze do niedawna by�a jej sypialni�, a� wreszcie - id�c wolniej ni� w chwili, gdy rozpoczyna�a w�dr�wk� - pokona�a ostatni odcinek schod�w wiod�cy do drzwi komnaty ojca. By�y one uchylone, wesz�a wi�c do �rodka. Z mieszanymi uczuciami omiot�a wzrokiem niezgrabne, masywne meble. Przychodzi�a tu teraz rzadko. Po raz pierwszy dostrzeg�a, jak bardzo zniszczone s� wszystkie sprz�ty nale��ce do starzej�cego si� wdowca, kt�ry nie chcia� si� pozby� znajomych przedmiot�w, bez wzgl�du na stopie� ich zniszczenia. Karmazynowe kolory wyblak�y, z�ote za� utraci�y blask. Barwy i tkaniny sta�y si� matowe i smutne. Draperie by�y wytarte, stan dywan�w pozostawia� wiele do �yczenia. Portret matki wci�� wisia� nad kominkiem, szpeci�a go jednak plama od dymu. Podczas niezliczonych, lodowato zimnych porank�w Inos wciska�a si� pomi�dzy rodzic�w do wielkiego �o�a, nakrywanego w zimie stosem futer. Teraz jednak na to wspomnienie na�o�y� si� ostatni, wyra�nie widoczny obraz matki, trawionej gor�czk�, gdy straszliwa choroba, kt�ra przyby�a wiosn� na pierwszym statku, szala�a w mie�cie przez ca�e tamto okropne lato. Ale zostawmy smutn� przesz�o��... W komnacie nikogo nie by�o! Inos wyd�a w�ciekle wargi, miotaj�c wok� gro�ne spojrzenia, jak gdyby same meble by�y winne tej sytuacji. Zas�ony �o�a z baldachimem rozsuni�to, wi�c ojca w nim nie by�o. Nie potrafi�a sobie zreszt� wyobrazi�, by po�o�y� si� do ��ka w �rodku dnia. Przyjrza�a si� szafie, lecz szans� na to, by kr�l Holindarn z Krasnegaru ukrywa� si� wewn�trz tego mebla nie wydawa�y si� warte przej�cia na drug� stron� komnaty. Okna by�y g��boko skryte we wn�kach, lecz zas�ony w nich r�wnie� rozsuni�to. Nie by�o �adnego miejsca... Inos odwr�ci�a si�, zak�opotana, by opu�ci� komnat� t� sam� drog�, kt�r� przysz�a. Zawaha�a si� jednak. Jaki� nie u�wiadomiony szczeg� niepokoi� jej umys�. Jeszcze raz rozejrza�a si� szybko wok�, wzruszy�a ramionami i ponownie ruszy�a w stron� schod�w... I znowu si� zatrzyma�a. W�osy zje�y�y si� jej na g�owie. Co� tu by�o nie w porz�dku, ale nie potrafi�a okre�li� co. No dobrze! Zacisn�wszy mocno z�by, zwr�ci�a si� w stron� wn�trza komnaty. Zmuszaj�c do ruchu dziwnie oporne stopy, zacz�a j� bardzo wolno okr��a�. Ogl�da�a wn�trze, centymetr po centymetrze. To by�a sypialnia jej ojca, a ona by�a kr�lewn�, nie mog�o wi�c j� tu spotka� nic z�ego, nie mog�o dzia� si� nic, co thimaczy�oby ten dziwny niepok�j, kt�ry... Wysoki kredens na przeciwleg�ym ko�cu komnaty przesuni�to do przodu, odsuwaj�c go od �ciany. Nie, to nie mog�o by� wa�ne... DLACZEGO? Dlaczego przesuni�to kredens? I dlaczego od razu tego nie zauwa�y�a? Cho� jej ramiona pokrywa�a g�sia sk�rka, Inos zmusi�a si� do zajrzenia za przestawiony mebel. Znajduj�ce si� tam drzwi by�y uchylone. Uczucie podekscytowania znikn�o, ust�puj�c miejsca dezaprobacie. Dlaczego nigdy jej nie powiedziano, �e tam jest przej�cie? Podnios�a wzrok, by spojrze� na poziome belki oraz pokryty deskami sufit. We wszystkich pozosta�ych wie�ach najwy�sza komnata mia�a ostro�ukowy dach, podobnie jak jej w�asna. A wi�c na g�rze znajdowa� si� jeszcze jeden pok�j! Nigdy dot�d sobie tego nie u�wiadamia�a. Jakie to ciekawe! Nie mia�a zwyczaju zwleka�, gdy co� j� zaintrygowa�o. Uwa�nie trzymaj�c sw�j drogocenny jedwab, by nie otar� si� o pokryty paj�czyn� ty� kredensu, Inos zbli�y�a si� do diabolicznie kusz�cych drzwi. Rzecz jasna, tak jak si� tego spodziewa�a, ujrza�a schody. Kolejna ich kondygnacja wi�a si� wewn�trz mur�w. Niczym nie r�ni�y si� od innych, z tym �e by�y bardzo zakurzone. Male�kie okienka rozmieszczone co kilka krok�w r�wnie� wygl�da�y dok�adnie tak, jak si� tego mog�a spodziewa�, lecz by�y szare od brudu i pokryte paj�czynami. W st�ch�ym powietrzu unosi� si� ostry od�r ple�ni. Tajemny pok�j? Jakie to interesuj�ce! Tym razem zawaha�a si�, lecz tylko na kilka sekund. Ciekawo�� odnios�a zwyci�stwo nad ostro�no�ci�. Inos zapomnia�a nawet o jedwabiu. Prze�lizn�a si� przez w�skie przej�cie i ruszy�a przed siebie. Niemniej cicho. Najpewniej na g�rze nie by�o nic ciekawgo i jej ojciec przywita j� tam r�wnie rado�nie, jak w ka�dym innym miejscu. Z drugiej strony by�o jednak bardzo osobliwe, �e nigdy nie s�ysza�a, �eby kto� cho�by wspomina� o tym nieznanym pokoju. Mo�liwe nawet, �e nie powinno jej to obchodzi�. Stara�a si� by� jak najgrzeczniejsza. Trzyma�a pod pach� paczk� z jedwabiem, kt�ry kosztowa� trzy i p� imperia�a. By�a... -...zdecydowanie za m�oda! - dobieg� g�os ojca. Inos zamar�a bez ruchu, oparta o lodowato zimne kamienie muru. Dotar�a ju� prawie na szczyt. Najwyra�niej drzwi by�y otwarte. G�os ni�s� si� echem tak, jakby niewidoczna komnata by�a pusta i nie umeblowana. - Wcale niekoniecznie - zabrzmia� drugi g�os. - Przyjrzyj si� jej dobrze. To ju� prawie m�oda dama. Ojciec wymrucza� co�, czego nie dos�ysza�a. - - W Imperium uwa�ano by j� za wystarczaj�co doros�� - ci�gn�� drugi m�czyzna. Kto to m�g� by�? Nie poznawa�a tego g�osu, musia� on jednak nale�e� do kogo�, kto j� zna�, gdy� nie mog�o by� w�tpliwo�ci o kim rozmawiaj�. - - Ale za kogo? W kr�lestwie nie ma nikogo odpowiedniego. - - A zatem mo�e Angilki? - by� to stary, kostyczny g�os. - Albo Kalkor? To s� oczywiste kandydatury. Teraz Inos mog�a te� zgadn�� o czym rozmawiaj�. Wci�gn�a powietrze i przez chwil� pomy�la�a, czy nie wmaszerowa� prosto przez drzwi, aby oznajmi�, �e nie ma zamiaru wychodzi� za diuka Angilkiego ani za jarla Kalkora, ani za nikogo innego, skoro ju� o tym mowa. I kropka! Powstrzyma�a j� tylko paczka z jedwabiem. - Nie, nie, nie! - zawo�a� g�o�no jej ojciec. Inos uspokoi�a si� troszk�. - Gdyby wyb�r pad� na kt�rego� z nich, druga strona rozp�ta�aby wojn�! Albo ja bym to zrobi�a! - pomy�la�a Inos. Nasta�a cisza pe�na napi�cia - jedna z tych przerw, w kt�rych rozm�wcy przekazuj� sobie my�li bez u�ycia s��w, za po�rednictwem u�miech�w, skini�� g�ow� czy wzrusze� ramionami. Dla pods�uchuj�cego to istna tortura. Inos wiedzia�a, �e pods�uchiwanie nie jest zachowaniem godnym kr�lewny. Poza tym to nieuprzejmie, powiedzia�a sobie jednak stanowczo, �e r�wnie nieuprzejmie jest dyskutowa� o kim� nieobecnym i �e w zwi�zku z tym ma pe�ne prawo s�ucha�... - - Nigdy nie spotka�em Kalkora. - To by� znowu g�os jej ojca, tym razem bardziej odleg�y. - - Mo�esz sobie oszcz�dzi� tego do�wiadczenia, m�j przyjacielu. Przyjacielu? Nie zna�a nikogo, kto zwraca�aby si� do kr�la w ten spos�b. - - Jest niesympatyczny? - - Okropny! - Nieznajomy zachichota� cicho. - Typowy jotunn... Pijatyki ci�gn�ce si� przez ca�� zim�. Zapewne uprawia dla rozrywki zapasy z nied�wiedzicami. Nie zdziwi�bym si�, gdyby nosi� bielizn� ze sk�ry rekina. - W takim razie on odpada! Inos w pe�ni zgadza�a si� z ojcem. - Angilki jest dla niej za stary - m�wi�. - To musi by� kto� neutralny. Masz jednak racj� co do Kinvale. Mo�e w przysz�ym roku. Nieznajomy m�wi� do�� cicho, musia�a wi�c wyt�a� s�uch, by go us�ysze�. - Mo�esz nie mie� tyle czasu, przyjacielu. P�niej nasta�a kolejna przerwa, lecz ju� nie tak d�uga. - Rozumiem! To by� g�os ojca - dziwnie apatyczny. - - Przykro mi. - - To przecie� nie twoja wina! - kr�l westchn��. - W�a�nie dlatego po ciebie pos�a�em. Ze wzgl�du na twe umiej�tno�ci i uczciwo��. Uczciwo�� i m�dro��. Wiedzia�em te�, �e nie zataisz przede mn� prawdy - nasta�a kolejna przerwa. - Czy jeste� tego pewien? - - Oczywi�cie, �e nie - Inos us�ysza�a oddalaj�cy si� odg�os krok�w. Nagle nieznajomy zapyta�, z wi�kszej odleg�o�ci: - Czy pr�bowa�e� zrobi� u�ytek z tego? - - Nie! To by� kr�lewski ton jej ojca. - - M�g�by� w ten spos�b uzyska� odpowied�. - - Nie! Zostanie zamkni�ta! - - Nie rozumiem, jak mo�esz si� temu oprze�. - - To dlatego, �e ona sprowadza k�opoty. M�j dziadek si� o tym przekona�. Od jego czas�w jej nie otwierano. - Thinal widzia� kiedy� tak� sam� - mrukn�� go��. - R�wnie� jej nie otwierano. Przypuszczam, �e z identycznych powod�w. Inos nie mia�a poj�cia, o czym mowa. Wygl�da�o na to, �e rozm�wcy przenie�li si� na przeciwleg�� stron� pokoju, pod po�udniowe okno. Wyt�a�a s�uch, by us�ysze� g�osy, kt�re zag�usza�o bicie jej serca. - - Je�li nawet mam racj�... co do ciebie... mog�aby istnie� nadzieja... gdyby�my osi�gn�li porozumienie. - Nie, Sagornie, m�j przyjacielu. Zawsze ci odmawia�em i nigdy nie wyra�� zgody, nawet z tego powodu. Nie s�d�, �e ci nie ufam. - Nieznajomy? Sagorn? - westchn��. - Wiem, komu nie ufasz. Masz racj�. A czy nie powiedzia�e� c�rce? - - Na niebiosa, nie! To jeszcze dziecko. Nie mog�aby sobie da� z tym rady! Da� rady z czym? Inos mia�a ochot� tupn�� nog� z frustracji, rzecz jasna ledwie mia�a odwag� oddycha�, a co dopiero tupa�. - Ale zrobisz to? Kolejna przerwa. - - Nie wiem - powiedzia� cicho ojciec. - Je�li b�dzie starsza, gdy... albo mo�e w og�le jej nie powiem. - - Musisz! - nieznajomy przem�wi� tonem, jakiego nikt nie u�ywa� w rozmowie z kr�lem. - Nie wolno ci pozwoli�, by zagin�o! Jego g�os poni�s� si� echem w pustym pokoju. - Nie wolno? Inos mog�a sobie wyobrazi� drwi�cy, figlarny wyraz twarzy ojca. - - Tak jest, nie wolno! Jest zbyt cenne... i to jedyna nadzieja Krasnegaru na ocalenie. Wiesz o tym. - - By�oby te� dla niej najwi�kszym zagro�eniem. - - Tak, to prawda - przyzna� nieznajomy. - Ale korzy�ci p�yn�ce z jego posiadania przewa�aj� nad niedogodno�ciami, zgadza si�? - Jego g�os sta� si� nie�mia�y, niemal b�agalny. - Wiesz o tym! Nie... nie mo�esz mi go powierzy�? Nawet gdybym obieca�, �e p�niej wszystko jej powt�rz�. Us�ysza�a osch�y chichot ojca. Kr�l by� teraz bli�ej wyj�cia. Musia�a si� przygotowa� do ucieczki. - Nie, Sagornie. Przez wzgl�d na ni�. Ufam ci, przyjacielu, ale nie... niekt�rym z pozosta�ych. Drugi m�czyzna westchn��. - Z pewno�ci� nie Daradowi. Jemu nigdy nie ufaj. Ani Andorowi. - - Nie pozw�l si� tu zjawi� �adnemu z nich! To by� kr�lewski rozkaz. - - Tak jest, nie pozwol�. Jalon te� nie. G�os nieznajomego nagle zbli�y� si� bardzo. Inos odwr�ci�a si� i ruszy�a w d� schod�w najszybciej, jak tylko by�o to mo�liwe, je�li chcia�o si� schodzi� bezpiecznie i cicho. Jalon? Minstrel? By�a pewna, �e to w�a�nie imi� przed chwil� us�ysza�a. Co on mia� z tym wsp�lnego? I kim by� ten Sagom? Nagle... Kurz! Z przera�eniem ujrza�a poni�ej �lady swych st�p, zlewaj�ce si� z pozostawionymi przez ojca i jego go�cia, znaki zdradzaj�ce tajemnic�. Id�c pod g�r� nie zauwa�y�a ich, gdy jednak schodzi�a w d�, dostrzega�a je wyra�nie, nawet w bladym �wietle przedostaj�cym si� przez brudne szyby. Przestraszy�a si�. Dowiedz� si�, �e ich pods�uchiwa�a, a przynajmniej, �e kto� to robi�. Na dole potkn�a si� i wpad�a na ci�kie drzwi. Stare, zardzewia�e zawiasy zaskrzypia�y przera�liwie. Inos przecisn�a si� przez szpar�, przemkn�a przez sypialni� ojca i zacz�a zbiega� po nast�pnych schodach. Nagle us�ysza�a za sob� krzyk, a potem tupot but�w. A wi�c by� to wy�cig. Musi uciec z wie�y i ukry� sw� cenn� paczk� jedwabiu, dop�ki burza si� nie uspokoi. Dotar�a do ubieralni, potkn�a si� na dywanie na jej �rodku, odzyska�a r�wnowag�, zbieg�a z nast�pnej kondygnacji i wpad�a do saloniku, w sam �rodek zgromadzenia sze�ciu matron, kt�re zasiada�y do przedpo�udniowej herbatki ciotki Kade. Przez chwil� Inos chwia�a si� na jednej nodze. Drug� wci�� mia�a uniesion� w powietrzu, ramiona za� rozpostarte niczym kormoran. Odpowiedzi� na ich zdumione spojrzenia by� jej przera�ony wyraz twarzy. Czu�a siln� pokus�, by przemkn�� sprintem pomi�dzy nimi i pogna� ku drzwiom na drugim ko�cu komnaty. Przynajmniej mog�aby si� wtedy pozby� jedwabiu - lecz droga by�a zatarasowana przez wszystkie te damy, kt�re przysiad�y na krzes�ach z poz�acanego palisandru, przez lokaja Kela pchaj�cego stolik na k�kach zastawiony najwspanialsz� porcelan� ciotki Kade, na kt�rym nie zabrak�o tak�e jej wspania�ego, ogromnego, srebrnego imbryka do herbaty, roztaczaj�cego sw�j zwyk�y, odra�aj�cy od�r p�on�cego tranu... Nagle ciotka Kate wsta�a, a wraz z ni� wszystkie pozosta�e damy. Teraz by�o ju� za p�no. Za�ywna twarz ciotki zacz�a si� robi� r�owa i przybiera� ten strapiony wyraz, kt�ry ostatnio Inos wywo�ywa�a tak cz�sto. Czy si� ucieszy� na jej widok, czyj� skarci�... Zapewne zastanawia�a si� te� nad problemami etykiety oraz niegustownym, br�zowym samodzia�em. Wreszcie podj�a decyzj�. Rozpromieni�a si�. - Inosolan, moja droga! Jak mi�o ci� widzie�. Czy mog� ci przedstawi� zebrane damy? Pani Jiolinsod, pani Ofazi... Inos przywo�a�a u�miech na twarz. Schowa�a za plecami lew� r�k�, w kt�rej trzyma�a jedwab, i wyci�gn�a praw� po kolei do ka�dej z u�miechaj�cych si� g�upkowato matron. Zaproszenie na jedn� z herbatek urz�dzanych w pa�acu przez ksi�n� Kadolan by�o niesamowitym sukcesem towarzyskim, a je�li spotka�o si� te� kr�lewn� Inosolan, mo�na poczyta� za zaszczyt. Zw�aszcza - zda�a sobie spraw� - kiedy kr�lewna by�a u