7406

Szczegóły
Tytuł 7406
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7406 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7406 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7406 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Michael Blake Ta�cz�cy Z Wilkami (Dances With Wolves) Prze�o�y� Wojciech Surman Data wydania oryginalnego 1988 Data wydania polskiego 1991 ROZDZIA� I 1 Porucznik Dunbar tak naprawd� nie by� po�kni�ty. Ale by�o to pierwsze s�owo, jakie przysz�o mu do g�owy. Wszystko tu by�o ogromne. Wielkie bezchmurne niebo. Rozko�ysany ocean traw. I nic innego, jak okiem si�gn��. �adnej drogi. Ani �ladu kolein osadniczych zaprz�g�w, kt�rych mo�na by si� trzyma�. Tylko najzwyczajniejsza pusta przestrze�. By� zdany na �ask� losu. Na t� my�l dziwnie dotkliwie zabi�o mu serce. Kiedy tak siedzia� na p�askim, nie os�oni�tym ko�le, pozwalaj�c cia�u ko�ysa� si� w rytm falowania prerii, my�li jego skupi�y si� wok� mocno bij�cego serca. By� rozdygotany. A przecie� krew nie t�tni�a w nim. Krew p�yn�a spokojnie. Ta niesp�jno�� sprawia�a, �e jego umys� pracowa� cudownie. S�owa bezustannie przemyka�y mu przez g�ow�, gdy pr�bowa� opisa�, co czuje, zaklinaj�c to w zdania i wyra�enia. Tak trudno by�o to uchwyci�. Trzeciego dnia ich wyprawy jego wewn�trzny g�os wypowiedzia� s�owa �To religijne� i to zdanie wyda�o mu si� jeszcze najbli�sze prawdy. Lecz porucznik Dunbar nigdy nie by� cz�owiekiem religijnym, wi�c cho� zdanie wyda�o mu si� prawdziwe, zupe�nie nie wiedzia�, co ma z nim pocz��. Gdyby porucznik Dunbar nie da� si� tak ponie��, prawdopodobnie znalaz�by wyja�nienie, ale przeoczy� je w swoim zauroczeniu. Porucznik Dunbar zakocha� si�. Zakocha� si� w tym dzikim, pi�knym kraju i we wszystkim, co w nim by�o. By� to ten rodzaj mi�o�ci, jaki ludzie pragn� odczuwa� wzgl�dem innych ludzi: bezinteresowny i pozbawiony w�tpliwo�ci, pe�en czci i niezachwiany. Jego duch dozna� natchnienia, a serce bi�o mu mocno. Mo�e w�a�nie dlatego porucznik kawalerii o szorstkich, przystojnych rysach pomy�la� o religii. K�tem oka zobaczy�, �e Timmons przekrzywia g�ow� i po raz tysi�czny spluwa przez rami� w si�gaj�c� piersi bizoni� traw�. Jak to mu si� cz�sto dzia�o, �lina pociek�a nier�wnym strumieniem, przez co wo�nica musia� obciera� sobie usta r�kawem. Dunbar nic nie powiedzia�, ale to nieustanne plucie Timmonsa sprawia�o, �e chroni� si� ucieczk� w g��b siebie. By� to akt zupe�nie nieszkodliwy, a jednak dra�ni� go, podobnie jak czyje� wieczne d�ubanie w nosie. Ca�y ranek przesiedzieli obok siebie. Ale tylko dlatego, �e wiatr wia� z w�a�ciwej strony. Mimo �e byli oddaleni od siebie zaledwie o par� st�p, silna bryza wia�a z w�a�ciwej strony i porucznik Dunbar nie czu� zapachu Timmonsa. W ci�gu swoich nieca�ych trzydziestu lat �ycia wielekro� czu� zapach �mierci i nie by�o nad to nic gorszego. Ale �mier� zawsze mo�na by�o odci�gn�� gdzie� na bok, pochowa� w ziemi albo omin�� z daleka, a z Timmonsem nie da�o si� zrobi� �adnej z tych rzeczy. Kiedy zmienia� si� kierunek wiatru, bij�cy od niego smr�d ogarnia� porucznika Dunbara niby niewidoczna, cuchn�ca chmura. Wi�c kiedy powiew szed� z niew�a�ciwej strony, porucznik wola� ze�lizgn�� si� z koz�a i wdrapa� na stert� zapas�w �ywno�ci zwalonych na kup� na pace wozu. Czasami jecha� w ten spos�b ca�ymi godzinami. A czasem wola� zeskoczy� w wysok� traw�, odwi�za� Cisca i pogna� mil� lub dwie do przodu na zwiady. Spojrza� teraz na Cisca, kt�ry wl�k� si� st�pa za wozem, z pyskiem zagrzebanym w worku z obrokiem i b�yszcz�c� w s�o�cu bu�an� sier�ci�. Dunbar u�miechn�� si� na widok swojego konia i na kr�tko zapragn��, �eby konie �y�y r�wnie d�ugo jak ludzie. Je�li szcz�cie dopisze, m�g� mie� Cisca przy sobie jeszcze przez dziesi�� albo dwana�cie lat. Potem b�dzie mia� inne konie, ale takie zwierz� trafia si� raz na ca�e �ycie. Kiedy jego zabraknie, �adne inne go nie zast�pi. Gdy porucznik Dunbar przygl�da� si� zwierz�ciu, drobny bu�anek podni�s� nagle bursztynowe oczy ponad obrze�e worka z obrokiem, jakby chcia� zobaczy�, gdzie jest porucznik, a potem, uspokojony tym jednym spojrzeniem, zn�w zabra� si� za prze�uwanie ziarna. Dunbar poprawi� si� na siedzeniu i wsun�� r�k� pod kurtk� munduru, sk�d wyci�gn�� kawa�ek z�o�onego papieru. Niepokoi� go ten wojskowy dokument, poniewa� na nim spisano dla niego rozkazy. Od kiedy wyjecha� z Fort Hays, co najmniej z p� tuzina razy przebieg� czarnymi jak w�giel oczami po tym skrawku papieru, ale cho�by nie wiem jak go zg��bia�, nie czu� si� przez to ani odrobin� lepiej. Dwukrotnie przekr�cono jego nazwisko. Cuchn�cy w�dk� major, kt�ry podpisa� dokument, niezdarnie przejecha� r�kawem po atramencie, zanim przy�o�y� bibu��, tote� oficjalny podpis by� paskudnie zamazany. Rozkaz nie by� datowany, wi�c porucznik Dunbar sam wstawi� dat�, gdy tylko wyruszyli w drog�. Ale pisa� o��wkiem i grafit odstawa� wyra�nie od atramentowych bazgro��w majora i drukowanych nag��wk�w. Porucznik Dunbar westchn��, patrz�c na ten oficjalny dokument. Nie wygl�da� jak rozkaz wojskowy. Wygl�da� jak �mie�. Widok rozkazu przypomnia� mu, jak do niego dosz�o, i to zaniepokoi�o go jeszcze bardziej. Owa fatalna rozmowa z cuchn�cym w�dk� majorem. Pragn�c niecierpliwie otrzyma� przydzia�, prosto z obozu szkoleniowego uda� si� do sztabu. Major by� pierwsz� i jedyn� osob�, z kt�r� rozmawia� od chwili przybycia do momentu, kiedy tego samego popo�udnia wgramoli� si� na w�z i siad� obok �mierdz�cego Timmonsa. Major d�ugo wpatrywa� si� w niego przekrwionymi oczami. Kiedy w ko�cu przem�wi�, w jego g�osie pobrzmiewa� nie skrywany sarkazm. � Zab�jca Indian, eee? Porucznik Dunbar nigdy nie widzia� Indianina, a tym bardziej nie walczy� z �adnym. � Na razie jeszcze nie, sir. Ale my�l�, �e m�g�bym nim by�. Mog� walczy�. � Wojak, eee? Porucznik Dunbar nic na to nie odpowiedzia�. Przypatrywali si� sobie nawzajem przez chwil�, kt�ra wydawa�a si� ci�gn�� bardzo d�ugo, a� wreszcie major zasiad� do pisania. Pisa� z furi�, nie zwracaj�c uwagi na kaskady potu, kt�re �cieka�y mu po skroniach. Dunbar m�g� z daleka dostrzec oleiste krople tkwi�ce w r�wnym szyku na czubku prawie ca�kiem �ysej g�owy. T�uste traki resztek w�os�w oblepia�y czaszk� majora. To by� styl, kt�ry dla porucznika Dunbara tr�ci� czym� niezdrowym. Major tylko raz przerwa� pisanie. Wycharcza� czop flegmy i wyplu� go do stoj�cego ko�o biurka brzydkiego cebrzyka. W owej chwili porucznik Dunbar zapragn��, �eby to spotkanie ju� si� sko�czy�o. Wszystko, co ��czy�o si� z tym cz�owiekiem, przywodzi�o mu na my�l chorob�. Porucznik Dunbar by� bli�szy prawdy, ni� s�dzi�, poniewa� ten major od jakiego� czasu kurczowo czepia� si� cieniutkiej nitki ��cz�cej go z normalno�ci� i nitka ta ostatecznie p�k�a na dziesi�� minut przed wej�ciem porucznika Dunbara do biura. Major zasiad� spokojnie za biurkiem z r�kami grzecznie splecionymi przed sob� i zapomnia� o ca�ym swoim �yciu. By�o to �ycie bezmo�ne, nap�dzane lito�ciwymi datkami, kt�re sp�ywaj� na tych, co s�u�� potulnie i niczym si� nie wyr�niaj�. Lecz wszystkie lata w pomini�ciu, wszystkie lata w samotnym starokawalerstwie, wszystkie lata zmaga� z butelk� znikn�y jak zaczarowane. W miejsce gorzkiego zgrzytu, jakim by�a egzystencja majora Fambrough, pojawi�o si� rych�e i cudowne wydarzenie. Na kr�tko przed kolacj� zostanie ukoronowany na kr�la Fort Hays. Major sko�czy� pisa� i wr�czy� mu papier. � Przydzielam pana do Fort Sedgewick; zamelduje si� pan bezpo�rednio u kapitana Cargilla. Porucznik Dunbar przyjrza� si� niechlujnemu formularzowi. � Tak jest, sir. Jak si� tam dostan�, sir? � My�li pan, �e wiem? � szorstko odrzek� major. � Nie, sir. Absolutnie nie. Tyle �e ja te� nie wiem. Major rozpar� si� na krze�le, wytar� obie r�ce o nogawki spodni i u�miechn�� si� z samozadowoleniem. � Jestem dzi� w �askawym nastroju i wy�wiadcz� panu dobrodziejstwo. Nied�ugo odje�d�a w�z za�adowany bogactwami tego kr�lestwa. Niech pan znajdzie wie�niaka, kt�ry ka�e wo�a� na siebie Timmons, i zabierze si� razem z nim. Wskaza� teraz palcem na kartk� papieru, kt�r� porucznik Dunbar trzyma� w r�ce. � Moja piecz�� zapewni panu bezpieczny przejazd przez sto pi��dziesi�t mil poga�skiego terytorium. Od samego pocz�tku �o�nierskiej kariery porucznik Dunbar nauczy� si� nie kwestionowa� dziwactw oficer�w liniowych. Spr�y�cie zasalutowa�, powiedzia� �Tak jest� i zrobi� w ty� zwrot. Odszuka� Timmonsa, pogna� z powrotem do poci�gu po Cisca i nim min�o p� godziny, wyje�d�a� z Fort Hays. A teraz, kiedy po przejechaniu stu patrzy� na rozkazy, pomy�la�, �e mo�e jednak wszystko sko�czy si� dobrze. Poczu�, �e w�z zwalnia. Zatrzymali si�, a Timmons przypatrywa� si� czemu� tu� obok w bizoniej trawie. � Popatrz hen tam. Nieca�e dwadzie�cia st�p od wozu le�a�a w trawie plama bieli i obaj m�czy�ni zle�li, �eby j� zbada�. By� to ludzki szkielet z ko��mi jasno wybielonymi s�o�cem i wpatrzon� w niebo czaszk�. Porucznik Dunbar przykl�kn�� obok ko�ci. Spomi�dzy �eber wyrasta�a trawa. I strza�y, ze dwadzie�cia albo i wi�cej, stercz�ce jak szpilki z poduszeczki. Dunbar wyci�gn�� jedn� z ziemi i obraca� j� w d�oniach. Kiedy przesun�� palcami po drzewcu, Timmons zagdaka� mu przez rami�: � Kto� tam na wschodzie si� zastanawia, dlaczego nie pisze. 2 Tamtego popo�udnia la�o jak z cebra. Ale ulewa przychodzi�a falami, jak to si� zwykle dzieje z burzami letnimi, kt�re jakim� sposobem wydaj� si� nie a� tak mokre jak w innych porach roku, i obaj podr�ni b�ogo zasn�li pod zakrytym brezentow� plandek� wozem. Czwarty dzie� min�� bardzo podobnie do innych, bez wydarze�. A tak�e pi�ty i sz�sty. Porucznik Dunbar by� rozczarowany brakiem bizon�w. Nie widzia� ani jednej sztuki. Timmons powiedzia�, �e wielkie stada czasami zupe�nie znikaj�. Powiedzia� tak�e, �e nie ma si� czym martwi�, bo kiedy si� znowu pojawiaj�, s� liczne jak szara�cza. Nie widzieli tak�e ani jednego Indianina i Timmons nie umia� na to znale�� �adnego wyt�umaczenia. Ale za to powiedzia�, �e im wcze�niej porucznik zobaczy Indianina, tym gorzej, i �e o wiele lepiej nie by� opadni�tym przez sfor� z�odziei i �ebrak�w. Lecz si�dmego dnia Dunbar s�ucha� Timmonsa ju� tylko jednym uchem. W miar� jak po�ykali ostatnie mile drogi, coraz wi�cej my�la� o chwili przybycia do miejsca swojej s�u�by. 3 Kapitan Cargill obmaca� palcem wn�trze ust i wbi� oczy w sufit, pr�buj�c si� skupi�. Nag�y przeb�ysk zrozumienia, szybko zast�piony marsem na czole. Jeszcze jeden si� rusza, pomy�la�. Cholera. Zbola�ym wzrokiem kapitan popatrzy� najpierw po jednej, a potem po drugiej �cianie zawilgoconej, skleconej z darni kwatery. Nie by�o tam absolutnie nic do ogl�dania. By�a jak cela. Kwatera, pomy�la� sarkastycznie. Sakramencka kwatera. Od przesz�o miesi�ca wszyscy u�ywali tego okre�lenia, nawet kapitan. U�ywa� go bezwstydnie, stoj�c twarz� w twarz ze swoimi lud�mi. A oni twarz� w twarz z nim. Ale nie by�o w tym nic z za�y�o�ci, z niefrasobliwego �artu w gronie wsp�towarzyszy. By�o to prawdziwe przekle�stwo. A czas by� niedobry. Kapitan Cargill odj�� r�k� od ust. Siedzia� samotnie w mroku swojej sakramenckiej kwatery i nas�uchiwa�. Na zewn�trz by�a cisza, i ta cisza z�ama�a Cargillowi serce. W normalnych okoliczno�ciach w powietrzu na zewn�trz pe�no by�oby g�os�w ludzi pe�ni�cych s�u�b�. Ale od wielu dni nie pe�niono s�u�b. Nawet wie�yczka wartownika le�a�a zwalona ko�o drogi. A kapitan nie m�g� nic na to poradzi�. Nad tym w�a�nie bola�. Ws�uchuj�c si� w okropn� cisz� tego miejsca zrozumia�, �e nie mo�e d�u�ej czeka�. Dzisiaj b�dzie musia� podj�� akcj�, kt�rej od dawna si� ba�. Nawet je�li oznacza�a ha�b�. Ruin� kariery. Albo i gorzej. Odepchn�� od swoich my�li to �albo i gorzej� i podni�s� si� oci�ale. Po drodze do drzwi pogmera� chwil� przy odprutym guziku od kubraka. Guzik urwa� si� i odbi� od pod�ogi. Nie trudzi� si�, �eby go podnie��. I tak nie by�o niczego, czym mo�na by go by�o z powrotem przyszy�. Wychodz�c na jaskrawe s�o�ce, kapitan Cargill po raz ostatni pozwoli� sobie na marzenie, �e oto za chwil� ujrzy stoj�cy na majdanie w�z z Fort Hays. Ale nie by�o �adnego wozu. Tylko to ponure miejsce, ten wrz�d na ziemi, kt�ry nie zas�ugiwa� na nazw�. Fort Sedgewick. Kapitan Cargill, stoj�c w drzwiach skleconej z darni celi, wygl�da� na skacowanego. By� bez kapelusza, mundur mia� wymi�ty i chyba ostatni raz dokonywa� przegl�du. Nie by�o �adnych koni w lichej zagrodzie, kt�ra kiedy� by�a domem dla pi��dziesi�ciu. W ci�gu dw�ch i p� miesi�ca konie ukradziono i zast�piono nowymi, a te znowu ukradziono. Koma�cze uraczyli si� nimi do ostatniej sztuki. Jego wzrok spocz�� na magazynie po drugiej stronie drogi. Opr�cz jego w�asnej sakramenckiej kwatery by�a to jedyna trwa�a budowla w Fort Sedgewick. Od samego pocz�tku �le zrobiona. Nikt nie wiedzia�, jak budowa� z darni, wi�c w dwa tygodnie od zako�czenia roboty zapad�a si� du�a cz�� dachu. Jedna ze �cian obsuwa�a si� tak paskudnie, �e wydawa�o si�, i� w og�le cudem jeszcze stoi. Na pewno nied�ugo si� zawali. Niewa�ne, pomy�la� kapitan Cargill powstrzymuj�c ziewanie. Magazyn stoi pusty. Ju� przez wi�ksz� cz�� miesi�ca stoi pusty. �yli tym, co zosta�o z suchar�w i co zdo�ali ustrzeli� na prerii, przewa�nie kr�likami i perliczkami. Tak gor�co pragn��, �eby wr�ci�y bizony. Jeszcze teraz ciek�a mu �linka, gdy pomy�la� o steku z bizoniego garbu. Cargill �ci�gn�� usta i powstrzyma� �zy, kt�re nap�yn�y mu nagle do oczu. Nie by�o nic do jedzenia. Przespacerowa� si� pi��dziesi�t jard�w przez otwarty, nagi teren nad urwisko, na kt�rym zbudowano Fort Sedgewick, i spojrza� w d� na spokojny strumie� wij�cy si� bezg�o�nie o sto st�p ni�ej. Wzd�u� jego brzeg�w le�a�a warstwa odpadk�w i nie trzeba by�o nawet powiewu, �eby do nozdrzy kapitana dolecia� obrzydliwy od�r ludzkich odchod�w. Ludzkie odchody wymieszane ze wszystkim, co tam gni�o. Kapitan omi�t� spojrzeniem �agodny stok urwiska i w tej samej chwili dwoje ludzi wynurzy�o si� z jednej z dwudziestu albo i wi�cej ziemianek wyd�ubanych w skarpie jak blizny po ospie. Powalana b�otem para stan�a w jaskrawym s�o�cu, mrugaj�c oczami. Spojrzeli pos�pnie na kapitana, ale nie dali zna� po sobie, �e go rozpoznaj�. Cargill tak�e nie. �o�nierze zagrzebali si� z powrotem w swojej dziurze, jakby widok dow�dcy zmusi� ich do powrotu, zostawiaj�c kapitana samotnie stoj�cego na szczycie urwiska. Pomy�la� o ma�ej delegacji, kt�r� jego ludzie wys�ali przed o�mioma dniami do skleconej z darni chaty. Ich petycja by�a rozs�dna. Tak naprawd� to nawet nieodzowna. Ale kapitan zdecydowa� si� j� odrzuci�. Wci�� z nadziej� czeka� na w�z. Czu�, �e jego obowi�zkiem jest czeka� z nadziej� na w�z. W ci�gu o�miu dni, kt�re up�yn�y od tamtej chwili, nikt nie odezwa� si� do niego ani s�owem. Wyj�wszy popo�udniowe wycieczki na polowanie, ludzie trzymali si� w pobli�u ziemianek, nie kontaktuj�c si� ze sob� i rzadko si� pokazuj�c. Kapitan Cargill ruszy� z powrotem do swojej sakramenckiej kwatery, ale zatrzyma� si� w po�owie drogi. Stan�� na �rodku majdanu, wpatrzony w czubki zdartych but�w. Po kilku chwilach zastanowienia wymamrota� �Teraz� i zawr�ci� t� sam� drog�, kt�r� przyszed�. Kiedy dotar� na skraj urwiska, krok mia� bardziej spr�ysty. Trzy razy wzywa� kaprala Guesta, zanim przed jedn� z dziur zacz�� si� jaki� ruch. Pojawi�a si� para ko�cistych ramion odzianych w kaftan bez r�kaw�w, a potem zas�piona twarz spojrza�a w g�r� skarpy. Nag�y atak kaszlu sparali�owa� �o�nierza i Cargill poczeka�, a� ustanie, zanim przem�wi�. � Za pi�� minut zbi�rka wszystkich ludzi przed moj� sakramenck� kwater�. Wszyscy, nawet niezdolni do s�u�by. �o�nierz t�po przytkn�� palce do g�owy i znikn�� w dziurze. W dwadzie�cia minut p�niej za�oga Fort Sedgewick, kt�ra bardziej wygl�da�a na band� odra�aj�co skatowanych wi�ni�w ni� na �o�nierzy, zebra�a si� na p�askiej, otwartej przestrzeni przed okropn� chat� Cargilla. By�o ich osiemnastu. Osiemnastu z pocz�tkowej liczby pi��dziesi�ciu o�miu. Trzydziestu trzech ludzi posz�o za wzg�rza, ryzykuj�c wszystko, co mog�o ich spotka� na prerii. Za najwi�ksz� grup� dezerter�w Cargill wys�a� siedmioosobowy konny patrol. Mo�e zgin�li, a mo�e tak�e zdezerterowali. Nigdy nie wr�cili. A teraz tylko osiemnastu n�dzarzy. Kapitan Cargill chrz�kn��. � Jestem z was wszystkich dumny, �e pozostali�cie � zacz��. Ma�e zgromadzenie �ywych trup�w nic nie odpowiedzia�o. � Zabierzcie bro� i cokolwiek chcieliby�cie st�d zabra�. Jak tylko b�dziecie gotowi, wymaszerujemy z powrotem do Fort Hays. Wszystkich osiemnastu ruszy�o, zanim sko�czy� m�wi�, gnaj�c na o�lep jak pijani do ziemianek pod urwiskiem, jakby si� obawiali, �e kapitan mo�e jeszcze zmieni� zdanie, je�li si� nie po�piesz�. W nieca�e pi�tna�cie minut by�o po wszystkim. Kapitan Cargill i jego upiorny oddzia� wytoczyli si� na preri� i ruszyli wschodnim szlakiem 150 mil z powrotem do Hays. Kiedy odeszli, wok� obalonego pomnika armii zapad�a kompletna cisza. Po pi�ciu minutach na przeciwleg�ym do Fort Sedgewick brzegu strumienia pojawi� si� samotny wilk i stan��, w�sz�c wiatr wiej�cy mu prosto w nozdrza. Zdecydowawszy, �e to wymar�e miejsce lepiej zostawi� w spokoju, pobieg� dalej. I tak ostatecznie dokona�o si� porzucenie najbardziej wysuni�tego posterunku armii, szpicy wielkiego planu zaniesienia cywilizacji w samo serce pogranicza. Armia mo�e uzna to za zwyk�e wycofanie, odroczenie ekspansji, kt�ra mo�e b�dzie musia�a poczeka�, a� Wojna Domowa potoczy si� swoim biegiem, a� b�dzie mo�na �ci�gn�� w�a�ciwe �rodki, by zaopatrzy� ca�y �a�cuch fort�w. Powr�c� tutaj oczywi�cie, lecz na razie w tym sm�tnym miejscu zatrzyma�a si� pisana historia Fort Sedgewick. Ale ju� za chwil� mia� si� zacz�� zaginiony rozdzia� historii Fort Sedgewick, jedyny zarazem, kt�ry m�g� kiedykolwiek ubiega� si� o tytu� do chwa�y. 4 Dzie� zasta� porucznika Dunbara w ochoczym nastroju. Kiedy otwar� powieki, wpatruj�c si� przymru�onymi oczami w drewniane listwy wozu o par� st�p nad g�ow�, my�la� ju� o Fort Sedgewick. Zastanawia� si�, jaki jest kapitan Cargill, ludzie i po�o�enie tego miejsca, jak przebiegnie jego pierwszy patrol, i nad tysi�cem innych rzeczy, kt�re w o�ywieniu przemyka�y mu przez g�ow�. By� to dzie�, w kt�rym wreszcie otrzyma przydzia�, urzeczywistniaj�c w ten spos�b d�ugoletnie marzenia o s�u�bie na pograniczu. Zsun�� si� z pos�ania i wyturla� spod wozu. Dygoc�c z zimna w �wietle poranka, w�o�y� buty i niecierpliwie kr��y� przytupuj�c. � Timmons � wyszepta� schylaj�c si� pod w�z. Cuchn�cy wo�nica spa� g��boko. Porucznik tr�ci� go czubkiem buta. � Timmons. � Taa, co jest? � zabecza� wo�nica, siadaj�c w pop�ochu. � Ruszajmy ju�. 5 Kolumna kapitana Cargilla zrobi�a nieca�e dziesi�� mil do wczesnego popo�udnia. W sferze duchowej te� uczyniono pewien post�p. Ludzie �piewali dumne pie�ni z serca pe�nego otuchy, wlok�c si� bez�adnie po prerii. Ich d�wi�ki podnios�y na duchu kapitana Cargilla nie mniej ni� ka�dego innego. �piew zrodzi� w nim wielk� stanowczo��. Armia, je�li chce, mo�e postawi� go przed plutonem egzekucyjnym, a on i tak b�dzie z u�miechem pali� ostatniego w �yciu papierosa. Podj�� w�a�ciw� decyzj�. Nikt nie zdo�a go przekona�, �e nie. I kiedy tak wl�k� si� przez otwarty step, poczu�, �e na powr�t opada go zagubione gdzie� dawno zadowolenie. Zadowolenie, �e dowodzi. Znowu my�la� jak dow�dca. Pragn�� prawdziwego marszu, takiego z kolumn� �o�nierzy na koniach. W�a�nie teraz wys�a�bym zwiadowc�w z flanki, zaduma� si�. Wys�a�bym ich na dobr� mil� na p�noc i na po�udnie. Gdy przesz�a mu przez g�ow� my�l o zwiadowcach z flanki, rzeczywi�cie patrzy� na po�udnie. Potem Cargill odwr�ci� si�, dalej nie wiedz�c, czy w tej w�a�nie chwili, gdyby zwiadowcy z flanki zapu�cili si� na mil� na po�udnie, co� by znale�li. A natrafiliby na dw�ch podr�nych, kt�rzy zrobili sobie przerw� w w�dr�wce, �eby poszpera� w spalonym wraku wozu le��cym w p�ytkim potoku. Za jednym ci�gn��by si� odra�aj�cy smr�d, a drugi, m�ody cz�owiek o surowej urodzie, nosi�by mundur. Ale nie by�o zwiadowc�w z flanki, wi�c na nic takiego nie natrafili. Kolumna kapitana Cargilla �mia�o maszerowa�a dalej, na wsch�d w kierunku Fort Hays, �piewaj�c po drodze. A po kr�tkiej przerwie m�ody porucznik i furman byli ju� z powrotem na wozie, pr�c na zach�d do Fort Sedgewick. ROZDZIA� II 1 W drugim dniu drogi ludzie kapitana Cargilla ustrzelili t�ust� krow� bizona z ma�ego stada licz�cego oko�o tuzina sztuk i zrobili sobie parogodzinny post�j, �eby poucztowa� w india�skim stylu, zajadaj�c si� wy�mienitym mi�sem. Uparli si�, �e upiek� p�at z garbu dla swojego kapitana, i rado�� bi�a z oczu dow�dcy, gdy zatapia� w nim resztki z�b�w i czeka�, a� boskie mi�so rozp�ynie mu si� w ustach. Szcz�cie nie opuszcza�o kolumny i oko�o po�udnia czwartego dnia w�dr�wki wpad�a na du�� wojskow� ekspedycj� pomiarow�. Dowodz�cy ni� kapitan m�g� pozna� ca�� histori� ich gehenny po stanie, w jakim znajdowali si� ludzie Cargilla, i jego wsp�czucie by�o natychmiastowe. Maj�c po�yczonych p� tuzina koni i w�z dla chorych, kolumna kapitana Cargilla czu�a si� wy�mienicie i cztery dni p�niej przyby�a do Fort Hays. 2 Czasami zdarza si�, �e to, czego boimy si� najbardziej, koniec ko�c�w przynosi nam najmniej uszczerbku, i tak w�a�nie by�o z kapitanem Cargillem. Nie zosta� aresztowany za opuszczenie Fort Sedgewick, nic podobnego. Jego ludzie, kt�rzy jeszcze kilka dni wcze�niej byli niebezpiecznie bliscy buntu, opowiedzieli histori� swoich wyrzecze� w Fort Sedgewick i ani jeden �o�nierz nie zapomnia� podkre�li�, �e kapitan Cargill by� dow�dc�, do kt�rego mieli ca�kowite zaufanie. Co do jednego o�wiadczyli, �e bez kapitana Cargilla �aden z nich nie wyszed�by z tego ca�o. Armia pogranicza, maj�c zasoby i morale nadwer�one do ostateczno�ci, wys�ucha�a tych zezna� z rado�ci�. Natychmiast podj�to dwa konkretne kroki. Dow�dca plac�wki przekaza� pe�ny opis odst�pienia z Fort Sedgewick genera�owi Tide�owi ze sztabu okr�gowego w St. Louis, ko�cz�c sw�j raport zaleceniem, �eby Fort Sedgewick pozostawi� opuszczony na sta�e, przynajmniej do czasu otrzymania nowych rozkaz�w. Genera� Tide sk�onny by� zgodzi� si� z tym ca�ym sercem i w ci�gu paru dni Fort Sedgewick przesta� mie� jakikolwiek zwi�zek z rz�dem Stan�w Zjednoczonych. Sta� si� �adnym miejscem na mapie. Drugi krok dotyczy� kapitana Cargilla. Zosta� podniesiony do rangi pe�nego bohatera, otrzymuj�c, jedno po drugim, medal za odwag� i awans na majora. Na jego cze�� wydano w kantynie oficerskiej �obiad zwyci�stwa�. To podczas tego w�a�nie obiadu, przy toastach po sko�czonym posi�ku, kapitan Cargill us�ysza� od jednego z przyjaci� dziwn� historyjk�, kt�ra sta�a si� po�ywk� dla wi�kszo�ci rozm�w w ca�ej plac�wce, na kr�tko przed jego triumfalnym tutaj przybyciem. Stary major Fambrough, �redniej rangi administrator o bezbarwnym �yciorysie, nagle zwariowa�. Kt�rego� popo�udnia stan�� na �rodku placu apelowego, bredz�c bez �adu i sk�adu o swoim kr�lestwie i w k�ko ��daj�c swojej korony. Biednego faceta dopiero par� dni temu wys�ano na wsch�d. Gdy kapitan s�ucha� szczeg��w tego niesamowitego zdarzenia, nie mia� oczywi�cie poj�cia, �e smutny wyjazd majora Fambrough zatar� zarazem wszelkie �lady po poruczniku Dunbarze. Oficjalnie m�ody oficer istnia� jedynie w m�tnych zakamarkach spaczonego umys�u majora Fambrough. Cargill dowiedzia� si� r�wnie�, �e jak na ironi� w�z z zaopatrzeniem zosta� w ko�cu wys�any przez tego� samego nieszcz�snego majora, w�z skierowany do Fort Sedgewick. Musieli si� rozmin��. Kapitan Cargill i jego znajomi nie�le si� u�miali, wyobraziwszy sobie, jak wo�nica dowlecze si� do tego okropnego miejsca i b�dzie zachodzi� w g�ow�, co u licha si� wydarzy�o. W swoich �artobliwych spekulacjach posun�li si� do rozwa�a�, co zrobi wo�nica, i zdecydowali, �e je�li jest rozgarni�ty, to pojedzie dalej na zach�d, sprzedaj�c po drodze zaopatrzenie w r�nych kupieckich faktoriach. Kapitan Cargill, na wp� pijany, dotoczy� si� do swojej kwatery nad ranem, a jego g�owa, ow�adni�ta szcz�liw� my�l�, �e Fort Sedgewick jest ju� teraz tylko wspomnieniem, opad�a na poduszk�. I tak dosz�o do tego, �e pozosta�a tylko jedna osoba na �wiecie, kt�ra mia�a jakie� poj�cie o miejscu pobytu, a nawet istnieniu porucznika Dunbara. A osob� t� by� �le domyty, nie �onaty cywil, kt�ry nic dla nikogo nie znaczy�. Timmons. ROZDZIA� III 1 Jedynym znakiem �ycia by� wystrz�piony kawa� brezentu, kt�ry chybota� si� �agodnie w drzwiach zwalonego magazynu. Czu�o si� p�nopopo�udniowy powiew, ale jedyn� rzecz�, jaka si� porusza�a, by� ten strz�p brezentu. Gdyby nie napis niezdarnie wy��obiony na belce stropowej nad ostatni� rezydencj� kapitana Cargilla, porucznik Dunbar nie uwierzy�by, �e chodzi o to w�a�nie miejsce. Ale by�o to wyra�nie napisane. �Fort Sedgewick.� M�czy�ni usiedli w milczeniu na ko�le wozu, rozgl�daj�c si� po mizernej ruinie, kt�ra okaza�a si� by� celem ich podr�y. W ko�cu porucznik Dunbar zeskoczy� z wozu i ostro�nie wkroczy� przez drzwi do by�ej kwatery Cargilla. W par� sekund p�niej wy�oni� si� i spojrza� na Timmonsa, kt�ry wci�� jeszcze siedzia� na wozie. � Trudno to nazwa� kwitn�cym interesem � krzykn�� Timmons. Ale porucznik nie odpowiedzia�. Podszed� do magazynu, odsun�� brezentow� zas�on� i wsadzi� g�ow�. Nie by�o tam nic do ogl�dania i za chwil� szed� ju� z powrotem do wozu. Timmons spojrza� na niego z g�ry i potrz�sn�� g�ow�. � Mo�e by� tak wy�adowa� � powiedzia� rzeczowym tonem porucznik. � Po co, poruczniku? � Bo jeste�my na miejscu. Timmons wierci� si� na siedzeniu. � Nic tu ni ma � zaskrzecza�. Porucznik Dunbar rozejrza� si� po swojej plac�wce. � Na razie nie. Up�yn�a chwila ciszy, ciszy brzemiennej napi�ciem pe�nym rezerwy. Dunbar lu�no opu�ci� ramiona wzd�u� cia�a, podczas gdy Timmons mi�� w palcach lejce zaprz�gu. Splun�� przez barierk� wozu. � Wszyscy uciekli... albo ich pozabijano. � Patrzy� twardo na porucznika, jakby nie mia� zamiaru mie� nic wsp�lnego z tym nonsensem. � Mo�e by�my tak zawr�cili i ruszyli z powrotem. Ale porucznik Dunbar nie mia� zamiaru wraca�. To, co wydarzy�o si� w Fort Sedgewick, nale�a�o zbada�. Mo�e wszyscy uciekli, a mo�e wszyscy nie �yli. Mo�e zosta�y jakie� niedobitki przedzieraj�ce si� do fortu zaledwie o godzin� drogi st�d. By�a te� g��bsza przyczyna, dla kt�rej zostawa�, co�, co wykracza�o poza jego surowe poczucie obowi�zku. Niekiedy kto� pragnie czego� tak mocno, �e cena i warunki przestaj� by� przeszkod�. Porucznik Dunbar najbardziej ze wszystkiego pragn�� pogranicza. A teraz by� tutaj. Jak wygl�da� Fort Sedgewick albo jakie w nim panowa�y warunki, nie mia�o dla niego znaczenia. Serce za niego postanowi�o. Dlatego kiedy przem�wi� stanowczym, beznami�tnym g�osem, nie drgn�a mu nawet powieka. � To moja plac�wka, a to jest zaopatrzenie tej plac�wki. Zmierzyli si� znowu wzrokiem. Na usta Timmonsa wype�z� u�miech. Zarechota�. � Zwariowa�e�, ch�opcze? Timmons powiedzia� tak, my�l�c, �e porucznik to szczeniak, �e najpewniej nigdy nie by� w walce, nigdy nie by� na zachodzie i nie �y� jeszcze dostatecznie d�ugo, �eby si� czegokolwiek nauczy�. � Zwariowa�e�, ch�opcze? � S�owa te zabrzmia�y, jakby wysz�y z ust zniecierpliwionego ojca. Pomyli� si�. Porucznik Dunbar nie by� szczeniakiem. By� �agodny i uwa�aj�cy, a niekiedy nawet przemi�y. Ale nie by� szczeniakiem. By� w ogniu walki niemal ca�e swoje �ycie. I odnosi� sukcesy w walce, poniewa� posiada� rzadk� cech�. Dunbar mia� wrodzony zmys�, jaki� sz�sty zmys�, kt�ry podpowiada� mu, kiedy by� twardym. I gdy przychodzi� na niego ten krytyczny moment, co� nieuchwytnego zaczyna�o wierzga� mu w duszy i porucznik Dunbar stawa� si� bezmy�ln�, �mierciono�n� maszyn�, kt�rej nie da�o si� wy��czy�. W ka�dym razie nie wcze�niej, ni� osi�gn�a sw�j cel. Kiedy natarcie przeradza�o si� w starcie, porucznik naciera� pierwszy. I ci, kt�rzy pr�bowali go odeprze�, �a�owali tego. S�owa �Zwariowa�e�, ch�opcze?� wyzwoli�y mechanizm tej maszyny, a u�miech powoli zacz�� zamiera� na ustach Timmonsa, gdy patrzy� na ciemniej�ce oczy porucznika Dunbara. W chwil� potem Timmons zobaczy�, �e prawa r�ka porucznika unosi si�. Powoli i z rozmys�em. Zobaczy�, �e nasada d�oni Dunbara mi�kko opada na kolb� du�ego marynarskiego rewolweru, kt�ry nosi� na biodrze. Zobaczy�, �e palec wskazuj�cy porucznika prze�lizguje si� g�adko po bezpieczniku. � Zabieraj ty�ek z tego wozu i pom� mi w roz�adunku. Ton tych s��w wywar� g��bokie wra�enie na Timmonsie. Powiedzia� mu, �e na scen� nagle wkroczy�a �mier�. Jego �mier�. Timmons ani mrugn�� okiem. I nic nie odpowiedzia�. Niemal jednym ruchem przywi�za� lejce do hamulca, zeskoczy� z koz�a, dziarsko poszed� na ty� wozu, otwar� z trzaskiem burt� i �ci�gn�� pierwsz� pak�, jaka wpad�a mu w r�ce. 2 Ile si� tylko da�o, poupychali do magazynu z na wp� zawalonym stropem, a reszt� u�o�yli w stos w dawnej kwaterze Cargilla. ROZDZIA� IV 1 M�wi�c, �e noc b�dzie ksi�ycowa i �e chce zaoszcz�dzi� czasu, Timmons wyruszy� przed zmrokiem. Porucznik Dunbar usiad� na ziemi, skr�ci� sobie papierosa i patrzy� za malej�cym w oddali wozem. S�o�ce zasz�o mniej wi�cej w tym samym czasie, gdy w�z znikn��, a on siedzia� w ciemno�ci, zadowolony z towarzystwa ciszy. Po godzinie zacz�y sztywnie� mu mi�nie, wi�c wsta� i powl�k� si� do chaty kapitana Cargilla. Nagle poczu� si� zm�czony, zwali� si� w ubraniu na ma�e ��ko, kt�re wymo�ci� sobie mi�dzy workami zapas�w, i przy�o�y� g�ow� do pos�ania. Tej nocy d�wi�ki uderza�y go ze szczeg�ln� si��. Sen przychodzi� z trudem. Najl�ejszy ha�as w ciemno�ciach rodzi� pytania, na kt�re Dunbar nie potrafi� znale�� odpowiedzi. Noc� miejsce to by�o w jaki� spos�b zagadkowe, czego nie czu� za dnia. Ju� zapada� w sen, kiedy trzask ga��zki albo cichutki, daleki plusk strumienia rozbudza� go na nowo. Trwa�o to d�ugo i stopniowo wyczerpywa�o porucznika Dunbara. Przez uchylone drzwi bezsennego snu porucznika Dunbara wkracza�o zw�tpienie. Zw�tpienie rzuca�o mu twarde wyzwanie tej pierwszej nocy. Szepta�o mu do ucha straszne rzeczy. By� g�upcem. Mia� o wszystkim mylne poj�cie. By� do niczego. R�wnie dobrze m�g�by nie �y�. Tej nocy zw�tpienie przywiod�o go na skraj p�aczu. Porucznik Dunbar stawia� op�r, uspokajaj�c si� przyjemnymi my�lami. Opiera� si� a� do rana i o wczesnej godzinie, blisko �witu, odegna� w ko�cu zw�tpienie i zasn��. 2 Zatrzymali si�. By�o ich sze�ciu. Byli to Pawnisi, najstraszliwsze ze wszystkich plemion. W�osy spi�te wysoko w czub, przedwczesne zmarszczki i zbiorowe spaczenie umys�u podobne jak w przypadku maszyny, w kt�r� sporadycznie potrafi� zamienia� si� porucznik Dunbar. Lecz w sposobie widzenia rzeczy przez Pawnis�w nie by�o nic sporadycznego. Patrzyli na nie nieskomplikowanymi, ale bezlitosnymi oczami, oczami, kt�re raz spocz�wszy na czym�, w okamgnieniu decydowa�y, czy to co� ma �y�, czy umrze�. A je�li zosta�o postanowione, �e ma przesta� �y�, Pawnisi dopatrzyli jego �mierci z psychotyczn� dok�adno�ci�. Kiedy dochodzi�o do zadawania �mierci, Pawnisi robili to machinalnie i wszyscy Indianie Preriowi bali si� ich jak nikogo innego. Tym, co zatrzyma�o sze�ciu Pawnis�w, by�o co�, co zobaczyli. I teraz siedzieli na grzbietach wychudzonych koni, patrz�c na rz�d pofa�dowanych �leb�w. Cienka smuga dymu wi�a si� we wczesnoporannym powietrzu o p� mili od nich. Z punktu obserwacyjnego na niskim wzniesieniu wyra�nie widzieli dym. Ale nie widzieli jego �r�d�a. �r�d�o ukryte by�o w ostatnim �lebie. A poniewa� nie mogli zobaczy� wszystkiego, co chcieli widzie�, zacz�li naradza� si�, szwargoc�c niskimi, gard�owymi g�osami o dymie i o tym, czym m�g� on by�. Gdyby czuli si� pewniej, mogliby natychmiast zjecha� na d�, ale ju� od d�u�szego czasu byli poza domem, a czas sp�dzony poza domem by� kl�sk�. Wyruszyli w jedenastu, ci�gn�c na po�udnie, �eby okra�� bogatych w konie Komancz�w. Po niemal tygodniu sp�dzonym na koniu, przekroczywszy rzek�, dali si� zaskoczy� du�ym si�om Kiow�w. Mieli szcz�cie, �e umkn�li tylko z jednym zabitym i jednym rannym. Ranny trzyma� si� jeszcze przez tydzie� z paskudnie przebitym p�ucem i ten balast op�ni� znacznie wypraw�. Kiedy wreszcie umar� i dziewi�ciu ��dnych �up�w Pawnis�w mog�o nieskr�powanie podj�� poszukiwania, spotka�y ich same nieszcz�cia. Zgraje Komancz�w zawsze by�y o krok lub dwa przed nieszcz�snymi Pawnisami i przed nast�pne dwa tygodnie trafiali jedynie na nie�wie�e tropy. Wreszcie znale�li du�e obozowisko z wieloma dobrymi ko�mi i uradowali si�, �e ulatuje z�y ob�ok, kt�ry od tak dawna ich prze�ladowa�. Ale Pawnisi nie wiedzieli jeszcze, �e ich szcz�cie wcale si� nie odmieni�o. Bo tak naprawd� to najgorszy z pech�w przywi�d� ich do tej wioski, poniewa� zaledwie przed paroma dniami ta w�a�nie wataha Komancz�w zosta�a ci�ko pobita przez du�y oddzia� Ut�w, kt�rzy zabili kilku dzielnych wojownik�w i czmychn�li z trzydziestoma ko�mi. Ca�a wataha Komancz�w by�a zaalarmowana i pa�a�a ch�ci� zemsty. Pawnis�w odkryto w chwili, gdy zakradali si� do wioski, i musieli ucieka� na o�lep w niego�cinn� ciemno�� na zmordowanych kucach, czuj�c na karku oddech po�owy obozu. Dopiero podczas odwrotu powr�ci�o do nich w ko�cu szcz�cie. Tamtej nocy wszyscy powinni byli zgin��. Stracili jednak wszystkiego trzech dalszych wojownik�w. Teraz zatem tych sze�ciu zgn�bionych ludzi, siedz�c na tym samotnym wzniesieniu na wychud�ych na wi�r kucach, kt�re za bardzo by�y zm�czone, by si� porusza�, zastanawia�o si�, co zrobi� z pojedyncz� pierzast� wst�g� dymu o p� mili dalej. Rozprawia� o zaletach ataku by�o czym� bardzo typowym dla Indian. Ale rozprawia� przez p� godziny o pojedynczej smudze dymu to ca�kiem co innego, i to najlepiej ukazywa�o, jak dalece ucierpia�a pewno�� siebie tych Pawnis�w. Ca�a sz�stka podzieli�a si�, cz�� by�a za wycofaniem si�, druga cz�� za sprawdzeniem. Gdy tak targani byli sprzecznymi my�lami, tylko jeden cz�owiek, najzawzi�tszy z nich, od pocz�tku pozostawa� nieugi�ty. Chcia� natychmiast rzuci� si� na dym, a gdy przeci�ga�a si� gadanina, robi� si� coraz bardziej pos�pny. Po trzydziestu minutach od��czy� si� od swych wsp�plemie�c�w i w cicho�ci ruszy� w d� zbocza. Pozosta�ych pi�ciu do��czy�o do niego, dopytuj�c si�, co zamierza zrobi�. Ponury wojownik odrzek� zjadliwie, �e nie s� Pawnisami i �e d�u�ej z kobietami jecha� nie mo�e. Powiedzia�, �e powinni schowa� ogony pod siebie i wraca� do domu. Powiedzia�, �e nie s� Pawnisami, o�wiadczy� tak�e, �e raczej umrze, ni�by mia� u�era� si� z m�czyznami, kt�rzy nie s� m�czyznami. Pogalopowa� w stron� dymu. Reszta pojecha�a za nim. 3 Tak jak Timmons nie lubi� Indian, tak te� w istocie niewiele wiedzia� o ich zwyczajach. Przez d�u�szy czas ten obszar by� wzgl�dnie bezpieczny. Ale on by� tylko jednym cz�owiekiem, praktycznie bez �rodk�w obrony, i powinien by� by� na tyle rozs�dny, �eby rozpali� ognisko bez dymu. Lecz tego ranka wygramoli� si� ze �mierdz�cych derek z uczuciem pot�nego g�odu. W g�owie mia� tylko bekon i kaw�, wi�c w po�piechu skleci� zgrabne ma�e ognisko z mokrego drewna. To ognisko Timmonsa przyci�gn�o gro�n� ma�� watah� Pawnis�w. Gdy dosi�g�a go strza�a, siedzia� w kucki przy ogniu z palcami zaci�ni�tymi na r�czce od rondla, wdychaj�c zapach bekonu. Wbi�a mu si� g��boko w prawy po�ladek, a jej p�d przewali� go na drug� stron� ogniska. Us�ysza� wycie, zanim kogokolwiek zobaczy�, i te okrzyki sprawi�y, �e wpad� w panik�. Wskoczy� prosto do �lebu i nie zwalniaj�c wdrapa� si� po stoku z jaskrawo upierzon� strza�� Pawnis�w stercz�c� z ty�ka. Widz�c, �e to tylko jeden cz�owiek, Pawnisi nie �pieszyli si�. W czasie gdy pozostali pl�drowali w�z, zawzi�ty wojownik, kt�ry zawstydzi� ich i zmusi� do dzia�ania, leniwie pogalopowa� za Timmonsem. Dopad� wo�nicy w chwili, gdy ten by� ju� o krok od kraw�dzi stoku prowadz�cego poza �leb. Tutaj Timmons nagle potkn�� si� i upad� na jedno kolano, a kiedy wsta�, odwr�ci� g�ow� w kierunku, sk�d dochodzi� odg�os kopyt. Ale nie zobaczy� nigdy ani konia, ani je�d�ca. Na u�amek sekundy dojrza� kamienny top�r wojenny. Potem trzasn�� go on w bok czaszki z tak� si��, �e g�owa Timmonsa dos�ownie rozlecia�a si� w kawa�ki. 4 Pawnisi przetrz�sn�li zapasy, bior�c ile tylko zdo�ali ud�wign��. Wyprz�gli niez�� czw�rk� wojskowych koni, spalili w�z i przejechali mimo okaleczonego cia�a Timmonsa bez cho�by jednego spojrzenia na ostatek. Skalp wo�nicy trzepota� na ostrzu lancy jego zab�jcy. Cia�o le�a�o ca�y dzie� w wysokiej trawie, czekaj�c, a� o zmroku odkryj� je wilki. Lecz wype�nienie si� dni Timmonsa mia�o wi�ksz� donios�o�� ni� zga�niecie jednego �ycia. Wraz z jego �mierci� zamkn�� si� kr�g niezwyk�ych okoliczno�ci. Nie mog�o by� bardziej samotnego cz�owieka. ROZDZIA� V 1 On tak�e rozpali� ognisko tego ranka, ale pali�o si� ono o wiele wcze�niej ni� ogie� Timmonsa. W istocie, na godzin� przed �mierci� furmana porucznik zd��y� ju� wypi� do po�owy pierwszy kubek kawy. W wykazie dostawy by�y dwa sk�adane krzes�a. Roz�o�y� jedno przed darniow� chat� Cargilla i siedzia� d�ugo z zarzuconym na plecy wojskowym kocem, trzymaj�c w z�o�onych d�oniach zwyk�y kubek i patrz�c, jak przed jego oczami rozpo�ciera si� pierwszy pe�ny dzie� w Fort Sedgewick. Jego my�li szybko zwr�ci�y si� ku dzia�aniu, a wtedy znowu wkroczy�o zw�tpienie. Z zadziwiaj�c� gwa�towno�ci� porucznik dozna� uczucia przygn�bienia. Zda� sobie spraw�, �e nie ma poj�cia, od czego zacz��, na czym ma polega� jego funkcja, a nawet za kogo ma si� uwa�a�. Nie mia� obowi�zk�w, �adnego planu, kt�rego m�g�by si� trzyma�, i �adnego statusu. Gdy s�o�ce z wolna wschodzi�o za jego plecami, Dunbar poczu�, �e skostnia� w lodowatym cieniu chaty, wi�c ponownie nape�ni� kubek i przeni�s� sk�adane krzes�o prosto w plam� s�o�ca na majdanie. W�a�nie siada�, gdy zobaczy� wilka. Sta� na skarpie, naprzeciw fortu, po drugiej stronie rzeki. Pierwszym instynktownym odruchem porucznika by�o odstraszy� go paroma strza�ami, ale im d�u�ej przygl�da� si� przybyszowi, tym mniej sensowny wydawa� mu si� ten pomys�. Nawet z tej odleg�o�ci mo�na by�o stwierdzi�, �e zwierz� jest po prostu ciekawe. I w jaki� niejasny spos�b, kt�ry nigdy nie uzewn�trzni� si� w jego my�lach, by� zadowolony z tej odrobiny towarzystwa. Cisco parskn�� na wybiegu i porucznik zerwa� si� na baczno��. Ca�kiem zapomnia� o koniu. Po drodze do magazynu obejrza� si� przez rami� i zobaczy�, �e poranny go�� odwr�ci� si� i znika� w�a�nie pod lini� horyzontu za skarp�. 2 To przysz�o na niego w zagrodzie, kiedy sypa� Ciscowi ziarno w p�ytk� nieck�. By�o to proste rozwi�zanie i raz jeszcze odegna�o zw�tpienie. Na razie wymy�li sobie obowi�zki. Dunbar dokona� szybkiej inspekcji chaty Cargilla, magazynu i rzeki. Potem wzi�� si� do roboty, zaczynaj�c od �mietniska nad brzegami strumyka. Cho� z natury nie by� wybredny, uzna� za�miecony teren za rozpaczliwy. Wsz�dzie rozsiane by�y butelki i odpadki. Porwane kawa�ki oporz�dzenia i strz�py mundur�w le�a�y na brzegach wdeptane w ziemi�. Najgorsza ze wszystkiego by�a padlina w r�nych stadiach rozk�adu, kt�r� bezmy�lnie ci�ni�to wzd�u� rzeki. W wi�kszo�ci by�a to drobna zwierzyna, kr�liki i perliczki. By�a te� ca�a antylopa i po�owa drugiej. Przegl�d tego plugastwa podsun�� Dunbarowi pierwsz� my�l na drodze do wyja�nienia, co te� mog�o wydarzy� si� w Fort Sedgewick. Najwidoczniej fort sta� si� miejscem, z kt�rego nikt nie by� dumny. A potem, sam o tym nie wiedz�c, prawie �e odgad� prawd�. Mo�e to by�o jedzenie, pomy�la�. Mo�e g�odowali. Pracowa� bez przestanku do po�udnia, rozebrany do d�ugiego podkoszulka, pary znoszonych kaleson�w i starych but�w, systematycznie przegrzebuj�c �mietnik nad rzek�. Wi�cej �cierwa zatopionego by�o w samym strumieniu i jego �o��dek zareagowa� md�o�ciami, gdy stoj�c w p�ytkiej wodzie wywleka� z cuchn�cego mu�u pokryte szlamem cia�a zwierz�t. Uk�ada� wszystko w stos na brezentowej p�achcie, a kiedy by�o ju� tego dosy� na jeden za�adunek, zwi�zywa� rogi p�achty jak worek. Potem z Ciskiem dostarczaj�cym si�y poci�gowej wl�k� ohydne brzemi� na szczyt skarpy. Wczesnym popo�udniem strumie� by� oczyszczony i porucznik, cho� nie by� tego pewien, m�g�by przysi�c, �e p�ynie szybciej. Skr�ci� sobie papierosa i chwil� odpoczywa�, patrz�c na przep�ywaj�c� obok rzek�. Uwolniona od plugawych odpadk�w, zn�w wygl�da�a jak prawdziwy strumie� i porucznik poczu�, �e wzbiera w nim duma z tego, co zrobi�. Wstaj�c na nogi poczu�, jak napinaj� mu si� plecy. Nie przyzwyczajony do tego rodzaju pracy, uzna� ten b�l nawet za przyjemny. Oznacza� on, �e czego� dokona�. Sprz�tn�wszy ostatnie, drobne resztki odpadk�w, wspi�� si� na szczyt skarpy i stan�� wobec sterty nieczysto�ci, kt�ra si�ga�a mu prawie do ramienia. Wyla� na stos galon nafty i pod�o�y� ogie�. Przez pewien czas przypatrywa� si�, jak wielki s�up t�ustego czarnego dymu k��bi si� ku czystemu niebu. Ale w tej samej chwili serce w nim zamar�o, gdy zda� sobie spraw� z tego, co zrobi�. Nie powinien by� nigdy rozpala� ognia. W tych stronach �una tej wielko�ci by�a jak wystrzelenie racy w bezksi�ycow� noc. By�a jak wypuszczenie wielkiej p�on�cej strza�y zaproszenia do Fort Sedgewick. Z pewno�ci� kogo� przyci�gnie s�up dymu, a tym kim� b�d� najpewniej Indianie. 3 Porucznik Dunbar siedzia� przed chat� do zmierzchu, stale lustruj�c na wszystkie strony horyzont. Nikt nie nadje�d�a�. Poczu� ulg�. Ale gdy siedzia� tak ca�e popo�udnie ze strzelb� Springfielda i wielkim marynarskim rewolwerem w zasi�gu r�ki, pog��bi�o si� w nim uczucie osamotnienia. W pewnym momencie wkrad�o si� w jego my�li s�owo rozbitek. Wzdrygn�� si� na nie. Wiedzia�, �e to w�a�ciwe s�owo. I wiedzia�, �e mo�e b�dzie musia� by� sam jeszcze przez jaki� czas. W g��bi duszy w jaki� niejasny spos�b chcia� by� sam, ale w byciu rozbitkiem nie by�o nic z euforii, kt�r� odczuwa� podczas podr�y z Timmonsem. To by�o trze�wi�ce. Zjad� skromny obiad i sporz�dzi� raport z pierwszego dnia. Porucznik Dunbar by� dobrym pisarzem, co sprawia�o, �e nie mia� a� takiego wstr�tu do papierkowej roboty jak wi�kszo�� �o�nierzy. I bardzo mu zale�a�o na prowadzeniu drobiazgowego zapisu ze swego pobytu w Fort Sedgewick, szczeg�lnie wobec jego dziwnych okoliczno�ci. 12 kwietnia, 1863 Fort Sedgewick znalaz�em zupe�nie opuszczonym przez za�og�. Wydaje si�, �e miejsce to od jakiego� czasu ulega�o rozk�adowi. Je�li na kr�tko przed moim przybyciem by� tutaj jaki� kontyngent, on r�wnie� ulec musia� rozk�adowi. Nie wiem, co robi�. Fort Sedgewick to moja plac�wka, lecz nie ma si� tu komu zameldowa�. ��czno�� mo�e zosta� nawi�zana jedynie w wypadku, je�li st�d wyjad�, ja za� nie chc� opuszcza� swojego posterunku. Zapas�w jest w br�d. Sam sobie przydzieli�em obowi�zki porz�dkowe. Podejm� pr�b� wzmocnienia magazynu, nie wiem jednak, czy jeden cz�owiek podo�a tej pracy. W tej cz�ci pogranicza panuje ca�kowity spok�j. Por. John J. Dunbar, USA Tej nocy, b�d�c na kraw�dzi snu, mia� pomys� na zadaszenie. Zadaszenie nad chat�. D�ugi okap ci�gn�cy si� od wej�cia. Miejsce do posiedzenia i popracowania w dni, kiedy upa� wewn�trz kwatery stawa� si� nie do zniesienia. Jeden dodatek do fortu. I okno, wyci�te w darni. Z oknem b�dzie zupe�nie inaczej. M�g� �cie�ni� zagrod� dla koni i zu�y� zb�dne paliki do budowy czego innego. Mo�e co� uda si� mimo wszystko zrobi� z magazynem. Dunbar zasn��, zanim zdo�a� sobie sporz�dzi� wykaz wszystkich mo�liwych zaj��. To by� g��boki sen i �ni�o mu si� wyrazi�cie. By� w polowym szpitalu w Pensylwanii. Doktorzy skupili si� w nogach jego ��ka, a by�o ich z p� tuzina, w d�ugich, bia�ych fartuchach przesi�kni�tych krwi� innych �przypadk�w�. Dyskutowali, czy odj�� mu stop� w kostce, czy w kolanie. Dyskusja przerodzi�a si� w sprzeczk�, sprzeczka zrobi�a si� nieprzyjemna i na oczach przera�onego porucznika zacz�li si� bi�. T�ukli si� poobrzynanymi ko�czynami pochodz�cymi z poprzednich amputacji. A kiedy tak pl�sali po ca�ym szpitalu, wymachuj�c swoimi groteskowymi maczugami, pacjenci, kt�rzy stracili ko�czyny, zeskakiwali albo sczo�giwali si� z prycz i przeszukiwali k��bowisko walcz�cych doktor�w w poszukiwaniu swoich r�k i n�g. W najgor�tszym momencie bijatyki wymkn�� si� przez g��wne drzwi, galopuj�c jak szalony na urwanej w po�owie stopie. Poku�tyka� na l�ni�c�, zielon� ��k� usian� cia�ami zwolennik�w Unii i konfederat�w. Jak klocki domina na opak, cia�a siada�y, kiedy przebiega� obok, i celowa�y do niego z pistolet�w. Czuj�c nagle, �e w r�ce ma bro�, porucznik Dunbar zastrzeli� wszystkie cia�a, zanim zd��y�y nacisn�� spust. Dawa� ognia raz za razem i ka�da jego kula trafia�a w jedn� g�ow�. I ka�da g�owa odlatywa�a od uderzenia. Wygl�da�y jak d�ugi szereg dy�, z kt�rych ka�da kolejno eksplodowa�a, odpadaj�c z �erdzi na ramionach trupa. Porucznik Dunbar widzia� siebie w oddali � dzik� posta� w krwawej szpitalnej koszuli nocnej, p�dz�c� przez szpaler cia�, kt�rych g�owy ulatywa�y w powietrze, gdy tylko przeszed�. Nagle nie by�o ju� wi�cej cia� i nie by�o ju� strzelaniny. Ale kto� sta� za jego plecami, wo�aj�c pi�knym g�osem. �Najdro�szy... najdro�szy.� Bieg�a za nim kobieta, przystojna kobieta z wystaj�cymi ko��mi policzkowymi, g�stymi rudoblond w�osami i oczami tak pa�aj�cymi nami�tno�ci�, �e poczu�, jak serce zabi�o mu szybciej. Ubrana by�a tylko w m�skie spodnie i bieg�a z zakrwawion� stop� w wyci�gni�tej d�oni, jakby chcia�a mu j� ofiarowa�. Porucznik spu�ci� wzrok na w�asn� okaleczon� stop� i zobaczy�, �e znikn�a. Bieg� na bia�ym ko�cianym kikucie. Ockn�� si� w szoku, usiad� wyprostowany, ob��ka�czo si�gn�� po omacku, szukaj�c stopy na kra�cu ��ka. By�a tam. Koce przesi�k�y potem. Pogrzeba� pod ��kiem, znalaz� tornister i zrobi� sobie skr�ta. Skopa� z siebie lepkie koce, pod�o�y� poduszk� pod plecy i szybko zaci�gn�� si� par� razy, czekaj�c, a� si� roz�arzy. Doskonale wiedzia�, co wywo�a�o ten sen. Podstawowe elementy naprawd� si� wydarzy�y. Dunbar pozwoli� sobie powr�ci� my�lami do tamtych wydarze�. By� ranny w stop�. Szrapnelem. Sp�dzi� jaki� czas w polowym szpitalu, by�a mowa o odj�ciu stopy, a nie mog�c znie�� my�li o tym, porucznik Dunbar uciek�. W �rodku nocy pe�nej straszliwych j�k�w rannych, kt�re odbija�y si� echem od �cian szpitalnej sali, wy�lizgn�� si� z ��ka i ukrad� najniezb�dniejsze cz�ci ubrania. Posypa� stop� �rodkiem odka�aj�cym, grubo owin�� j� gaz� i jako� wcisn�� do buta. Potem wymkn�� si� bocznymi drzwiami, ukrad� konia i nie maj�c dok�d p�j��, do��czy� o �wicie do swojego oddzia�u, opowiedziawszy bajeczk� o powierzchownej ranie palca u nogi. Teraz u�miechn�� si� do siebie i pomy�la�: �O czym mog�em wtedy my�le�?� Po dw�ch dniach b�l by� tak niezno�ny, �e porucznik chcia� ju� tylko umrze�. Kiedy nadarzy�a si� sposobno��, uchwyci� si� jej. Dwa stoj�ce naprzeciw siebie oddzia�y ostrzeliwa�y si� ponad trzystujardowym ogo�oconym polem przez wi�ksz� cz�� popo�udnia. Ukryci byli za niskimi, kamiennymi wa�ami ci�gn�cymi si� wzd�u� przeciwleg�ych kra�c�w pola, niepewni co do si�y przeciwnika, niepewni, czy przypu�ci� szar��. Oddzia� porucznika Dunbara wypu�ci� balon obserwacyjny, ale rebelianci szybko go zestrzelili. Wszystko pozosta�o w martwym punkcie, a gdy p�nym popo�udniem napi�cie dosz�o do zenitu, porucznik Dunbar osi�gn�� kres swej w�asnej wytrzyma�o�ci. My�li jego skupi�y si� niezachwianie na sko�czeniu ze sob�. Zg�osi� si� na ochotnika, �e wyjedzie w pole i �ci�gnie na siebie nieprzyjacielski ogie�. Dowodz�cy regimentem pu�kownik nie nadawa� si� na wojn�. Mia� s�aby �o��dek i g�upie pomys�y. Normalnie nigdy by na co� takiego nie pozwoli�, ale tego popo�udnia by� w rozpaczliwej sytuacji. Biedaczek zupe�nie nie wiedzia�, co pocz��, a na dodatek z jakiej� nie wyja�nionej przyczyny nieustannie nawiedza�y go my�li o du�ej porcji lod�w �mietankowych z brzoskwini�. Na domiar z�ego genera� Tipton ze swoimi adiutantami zaj�� pozycj� obserwacyjn� na wysokim wzg�rzu od zachodu. Przygl�dano si� jego poczynaniom, a on by� niezdolny do poczyna�. Pierwszorz�dnym wprost rozwi�zaniem by� ten m�ody porucznik ze �miertelnie blad� twarz�, kt�ry m�wi� przez zaci�ni�te z�by o �ci�gni�ciu na siebie ognia. Jego dzikie, czarne jak w�gle oczy wystraszy�y pu�kownika. Nieudolny dow�dca przysta� na plan. Poniewa� jego w�asny wierzchowiec paskudnie kaszla�, pozwolono Dunbarowi wybra� sobie, co tylko uzna� za stosowne, spo�r�d remont�w. Wybra� nowego konia, niedu�ego, silnego bu�anka o imieniu Cisco, i zdo�a� na oczach ca�ego oddzia�u umie�ci� si� w siodle, nie wyj�c przy tym z b�lu. Kiedy podjecha� st�pa na bu�anku do niskiego kamiennego wa�u, ki